CHANEL LES BEIGES – retusz w płynie

   Gdy przez wiele tygodni nakładasz na twarz szczątkowy makijaż łatwo zapomnieć co można uzyskać, gdy podejdzie się do sprawy na serio. Ja nigdy nie byłam w tym temacie wirtuozką, więc podoba mi się trend (a może bardziej pasowałoby słowo „rewolucja”), w którym skóra nie jest całkiem zakryta, kosmetyki idealnie wtapiają się w skórę, a ja przypominam samą siebie. Nie chce aby mój makijaż spełniał rolę charakteryzacji, bo nie wcielam się w żadną postać. Efekt który uzyskałam dzięki kosmetykom z kolekcji Les Beiges to idealny balans między „wow wyglądam super” a „to nadal Kasia”. Na tej rolce z Instagrama możecie zobaczyć jak nakładam poszczególne produkty. 

Na zdjęciu znajdują się: Promienny puder brązujący Les Beiges w wersji maxi (kolor Sunkiss – Medium) // pędzel Kabuki Les Beiges do twarzy i ciała // Les Beiges Touche De Teint – uniwersalna formuła do makijażu // Róż Eau De Blush (kolor Intense Koral) //
Ponadto do makijażu wykorzystałam jeszcze pomadkę do ust Rouge Coco Baume (kolor 916 Flirty Colar) oraz pomadkę Rouge Allure Liquid Powder (kolor 974). 

marynarka – MLE Collection / szorty – Simple

 

 

 

Last Month

   Sen nocy letniej w moim przypadku jest krótki i przerywany. W szekspirowskiej sztuce o tym tytule, w której łączą się dwa światy – ludzki i baśniowy – nie wspomniano słowem o mamach (ani o tatusiach!) wstających na okrągło do maluchów, a przecież byłyby idealnymi postaciami w takiej historii! Bo kto lepiej (i częściej) dostrzega magię nocy? Świat śpi, a my snujemy się po pokojach świadome, a jednocześnie nie do końca przebudzone – zupełnie jak zaczarowane.

   Co noc wydaje mi się, że cały ten taniec z bobasem na rękach przy świetle księżyca wijącym się po ścianach, jest jak prolog do jakiejś fantastycznej powieści. Przy piątej pobudce przypominamy już prawdziwe zjawy z baśni, witamy się z jutrzenką i żegnamy z nocą – bo nawet jeśli uda nam się na chwilę zasnąć, to czar zaraz pryśnie. Chrabąszcze zakończą swój koncert i zastąpią je świergoczące ptaki. Zacznie się kolejny dzień lata. 

   Czerwiec był szalony, piękny, zaskakujący i trochę odurzający. No i bezsenny. Zapraszam na długą fotorelację z ostatnich tygodni. 

Mój zbiór książek na czerwiec (i lipiec… i sierpień… i do września też ich pewnie starczy sądząc po moim tempie czytania w ostatnim czasie).1. Zjawa z szekspirowskiej sztuki w całej okazałości. Kawa zdejmie z niej zły urok. // 2. Dobre i naturalne. Ten zapach to dla mnie najprzyjemniejszy budzik. // 3. Nigdy czarna, zawsze z mlekiem. // 4. Kawa, którą teraz pijam ma lekki smak migdałów i czekolady. Przepyszna. // 

   Kawa Wild Hill Coffee to organiczna odpowiedź dla wymagających. Stu procentowa Arabica z europejskim certyfikatem ekologicznym, uprawiana jest na zboczach andyjskiej góry La Jacoba. Trzy pasma północnych And zbiegają się w kolumbijskim regionie Nariño, który zachwyca żyznymi glebami, idealnymi do uprawy arabiki. Dziś region ten przoduje w innowacjach i jest wzorem dla innych plantacji kawy organicznej. Kawa z La Jacoba uznawana jest przez międzynarodowych ekspertów za wysokiej jakości kawę "speciality". 

Jak myślicie, czyja to podobizna? ;)

Domowa focaccia z oliwkami, rozmarynem i pieczonym czosnkiem. Czy może być coś lepszego na letni piknik? Przepis jest banalnie prosty i znajdziecie go tutajZosia już do nas pędzi ze swoim koszykiem piknikowym pełnym domowych pyszności. I deszcz jej niestraszny!1. Sezon otwarty! // 2. Zupa z żółwia (a żółw z groszku ;)). // 3. Na poprawę poniedziałkowego humoru – kolor nadziei. // 4. Koszyk, w którym zmieści się wszystko i jeszcze więcej. // Przypominam o kodzie KASIAC30 do DUKA, który da Wam rabat w wysokości 100 zł za wydane 300 zł. Kod nie łączy się z innymi promocjami, ale za to ilość użyć jest nielimitowana. Możecie z niego korzystać do końca tego weekendu (a dokładniej do 4 lipca do 8:59). Zakład dziewiarski właśnie dał znać, że ma wolne moce przerobowe. To znaczy, że możemy ruszyć z produkcją tego zielonego swetra :). W sobotę przedsprzedaż – a wysyłka już w przyszłym tygodniu. Śledźcie MLE.Zawody jeździeckie w świecie Duplo.1. Dżinsy dzwony – póki co mierzę, ale z domu jeszcze w nich nie wychodzę ;). // 2. Pierwszy lot w tym roku. I dla niej i dla mnie ;). // 3. Londyńska pogoda w Paryżu. // 4. Bonjour! // Ach te paryskie dachy. Nie do podrobienia.
1. Jeden z lepszych dni. // 2. "Chyba się umówiły z tymi strojami…" // 3. Gotowi do kibicowania. // 4. Dzięki pogodzie mogłam się poczuć jak w moim Trójmieście. //Spóźnimy się! A tutaj nikt nie będzie na nas czekał! (Koszula Gosi jest z 303 Avenue, moje szorty to Victoria Beckham sprzed lat, koszula – Seaside Tones, torebka – Prada.)1. Koronkowa robota. // 2. Uwielbiam na nich patrzeć. // 3. "Mamo, ja ładniej rysuję" czyli muzeum Picassa. // 4. Idziemy świętować zwycięstwo Igi! // A nad nami grzmoty i burza. Kto na zdjęciu znajdzie zwyciężczynię?Open bar. 

J’ai deux amours: mon pays et Paris.

1. Upragnione słońce nad paryskim niebem. // 2. Śniadanie w "The Season". To sieciówka, ale naprawdę świetna! // 3. Ale powitanie! W końcu nie widziały się od śniadania! ;). // 4. // Te wapienne mury, ta pozłacana mała klameczka, cienkie profile okien i wytarte kamienne płytki – poproszę zapakować i wysłać do Sopotu. Francuska wersja naszego warszawskiego Charlotte. ;)"Mamo, ale przecież ty masz swoje awokado?"
"No kids no fun" mawiają więc wzięliśmy jeszcze jedno od Zosi ;). Paryż z dziewięciolatką, trzylatką i dziesięciomiesięcznym bobasem wyszedł znakomicie. Pociechy najlepiej oswajać ze sztuką już od najmłodszych lat. Więcej na ten temat wspominałam między innymi w tym wpisie. 1. Wymarzony stolik do nowej kuchni. Niestety nie na sprzedaż (no i do podręcznego się zmieści ;)). // 2. "Mirror check" w windzie do mnie nie pasuje. Ale w cukierni już jak najbardziej. // 3. Różane, cytrynowe, jagodowe, czekoladowe, migdałowe… do wyboru, do koloru. // 4. Maria Teresa uwieczniona przez Picassa.Niby romantycznie, ale jak zna się więcej szczegółów… // Mam nadzieję, że nie będzie Państwu przeszkadzać nasze towarzystwo. Cafe Charlot. Czyli Karol. Nie Karolina. Z radością stwierdzam, że trójmiejskie place zabaw nie ustępują tym w Paryżu. 
Pakujemy skarby i ruszamy do najważniejszego celu podróży.Jeszcze ten widok na pożegnanie. Zawsze przychodziłam tutaj rano i wtedy atmosfera jest magiczna. Niestety w środku dnia nie było już tak miło. Po haussmanowskich kamienicach przyszedł czas na… Marvela. Disneyland w Paryżu kończy trzydzieści lat. 

Odwiedzając Disneyland jako mama mam parę nowych spostrzeżeń: 1. Kaczor Donald mimo skończonych w tym roku 88 lat nadal świetnie się trzyma. 2. Nieważne czy masz 5, 10, 20 czy 35 lat – po przekroczeniu wejścia każdy jest znów dzieckiem. 3. Układanie włosów jest bez sensu i lepiej wybrać ciemny strój – dobrze komponuje się z naleśnikami i nutellą. 4. No i aplikacja na telefon – kolejny raz przekonałam się, że bez niej byłoby ciężko.

Najszczęśliwsza myszka na świecie.A to nasza ukochana atrakcja w całym parku! Ktoś był?
Kto widzi na tym zdjęciu bohatera „procesu dekady”?Podróż drogą mleczną razem z Piotrusiem Panem? Zawsze!Co za szkoda, że nie będziesz tego pamiętać :). … i powrót do rzeczywistości. Od samego rana zdjęcia, przeglądanie próbek, upinanie szpilek, klawiatura komputera i… kochane współpracowniczki :).1. Tak wygląda każdy czwartek. Zdjęcia produktowe robimy z Asią same – jednym z naszych głównych założeń jest to, aby minimalizować koszty, które nie wpływają na jakość ubrania. Kupując w MLE nie płacicie za prowadzenie drogiego butiku, topmodelki w kampanii czy rozkładówki w magazynach. // 2. Nawet nie chcę myśleć jaki musi być gorący. // 3. w dniu przesilenia wiosenno-letniego. Najkrótsza noc w roku wymaga odpowiedniej oprawy. // 4. Gdzie turyści? Ta sukienka pojawi się w MLE Collection już jutro, więc koniecznie zaglądajcie na stronę. Portosa wyjątkowo zmęczyły te zdjęcia. Ile można?1. W poszukiwaniu kamienia na blat kuchenny ;).  // 2. Dzieciństwo. // 3. Ostatnia sobota. Zaledwie pół godziny drogi od Sopotu. Pierwsze kroki na rozgrzanym od słońca piasku. Dywagacje na temat morskiej kąpieli ("jak Ty wskoczysz, to ja też"). Ambitne plany przeczytania chociaż kilku stron książki, gdy oni będą uczyć się puszczać kaczki. Chciałabym zapakować te wszystkie wspomnienia do swojego wiklinowego kosza, żeby były na później (tak jak zrobiłam to z kukurydzianymi flipsami). // 4. Tu miała być reklama karmy Portosa, ale nim zabrałam się za zdjęcia okazało się, że Portos opróżnił już zawartość worka. // Dostawa. O Farminie pisałam już kiedyś w tym wpisieNa stronie Farmina możecie skorzystać z konsultacji żywieniowej i doradzić się w sprawie karmy dla naszego pupila (zarówno dla psa jak i kota). Portos ma dość wybredny żołądek, ale karma dyniowa z dzikiem mu pasuje :). Z kodem 30MLH22 otrzymacie, aż 30% zniżki na wszystkie produkty. Kod jest ważny do końca lipca. 1. Niby nie do końca lubię się z kolorami, ale w tym swetrze się zakochałam. // 2. Dla każdego ciapka i mruczka, wszyscy się najedzą. // 3. Morze stokrotek. // 4. Z ziemniakami, z koperkiem i łososiem. Domowa zupa rybna. // Czasem wydaje mi się, że może mam za dużo koszy…1. Były też chłodniejsze czerwcowe dni, ale z każdego intensywnie korzystałyśmy. // 2 i 3. Tata załatwił ;). // 4. Już kwitnie. I jak co roku jestem zaskoczona, że "to już?!" // Czymże byłoby Last Month bez zdjęcia niezbyt ładnej zupy? Królowa jarzynowa. Nic nie znaczące zdjęcia zrobione w pewien pochmurny dzień.Majestatyczny Grand Hotel. Agatha Christie mogłaby tam znaleźć jakieś inspiracje do powieści…1 i 3. Na plaży wolicie czytać czy pluskać się w wodzie? // 2. Oj tam oj tam. Trochę truskawek na białej pościeli. // 3. Jak kąpiel słoneczna to tylko z książką. // 4. Ten top znajdziecie tutaj. // 

33 piętro w Olivia Center – zawsze chętnie tutaj wracamy. 

1. Risotto a la "Oskar z ulicy Sezamkowej". // 2. Park w mieście. Ich nigdy za mało. // 3. Jakoś tak boli oglądanie tego albumu w deszczowy poniedziałek po długim weekendzie. Najpiękniejsze hotele w Europie w jednym miejscu od wydawnictwa Taschen. // 4. Moja interpretacja obrazu Vermeer'a "Dziewczyna z perłą". Jak wyszło?  // Gdy ruszasz na krótki wyjazd i jesteś spakowana to dodaj do walizki jeszcze białą koszulę i t-shirt. Gdziekolwiek nie jadę to te dwie rzeczy zawsze mnie ratują.I krem z filtrem też pakuję, nawet jeśli nic nie wskazuje na to, że będzie można się opalać. Jeśli do tej pory nie zaopatrzyłyście się w krem z filtrem to mam dla Was jeszcze jedną opcję, która testowałam na wyjeździe. Lekki krem ochronny z filtrem SPF 50 od Senelle zapewniają bardzo wysoką ochronę przed UVA i UVB, światłem niebieskim HEV, oraz światłem podczerwonym IR, do tego daje efekt długotrwałego nawilżenia, odżywienia i wygładzenia. Cała formuła jest wegańska. Z kodem MLE otrzymacie 15% rabatu na zakupy w Senelle do końca lipca (cena regularna to 129 złotych).Ten rozanielony wzrok mówi właśnie "papa" wszystkim nowym posłonecznym przebarwieniom. 1. Słodki zapach rozpływający się w słońcu. // 2. i 3. Ja już od dawna nie walczę z piaskiem na ręczniku… // 4. Tak gorąco, że pora uciekać… // Najlepsze, najtrwalsze, najprzyjemniejsze bodziaki (i nie tylko). Ubranka dla dzieci od Body Organic Zoo są naprawdę trudno dostępne (wiem, bo gdy szykowałam wyprawkę dla młodszej córeczki musiałam się zadowolić piżamką pod tej starszej – w sklepach wszystko było wyprzedane). A w Happy Go Lucky znalazłam teraz i bodziaki i piżamki, a nawet spodenki. Mleko? A może czekolada? Ten ze zdjęcia powyżej naprawdę sporo przeszedł, a wygląda jak nowy.  Mamo, chciałabyś mieć opaleniznę na brzuchu w kształcie niemowlaka?

Naprawdę ktoś dotrwał do końca? Bo ja ledwo… Żartuję! Dziękuję Wam wszystkim i każdej z osobna za odwiedziny w tym czasie – mam nadzieję, że wypoczywacie i weszłyście tu z nudów! :)

 

*  *  *  

 

 

Kiedyś tylko na plaży. Dziś nawet przed komputerem. W przeszłości używane z przymusu, a teraz z przyjemnością. Moje top 5 kosmetyków na słońce.

   W te wakacje wszystkim nam przyda się odrobina pozytywnej energii w opornej na inflacji wersji. Wszyscy wiemy, że kąpiele słoneczne poprawiają humor – to udowodniony naukowo fakt. Szukam więc każdej możliwej okazji, aby przenieść „biuro” na plażę, jeśli tylko pogoda na to pozwala. Pisząc „biuro” mam na myśli laptopa i dwójkę mocno absorbujących małych ludzi i chociaż bardzo cieszę się, że w ogóle mam taką możliwość, to czasem zdarza mi się żałować, że jednak nie zostałam w domu ;). Praca na plaży brzmi pewnie jak idylla, a ja nie będę Was teraz wyprowadzać z tego błędu (teoretycznie mamy mają prawo do rocznego urlopu macierzyńskiego, ale te na własnej działalności, czyli między innymi ja, rzadko kiedy z tego korzystają – plusem takiej sytuacji jest możliwość decydowania o tym kiedy i gdzie chce się pracować, minusem – hmmm… od czego zacząć?). W każdym razie, szukam okazji aby, robiąc jednocześnie kilka rzeczy naraz, trochę się opalić i poczuć jak na wakacjach. Wydajność w takim dniu zalicza mocne tąpnięcie i wieczorem mało rzeczy mogę odhaczyć z listy, ale wiem, że wszystko nadrobię, gdy jutro opiekę nad dziećmi na parę godzin przejmie jakaś dobra dusza.

   No więc dobrze. Jeszcze w półśnie, gdy ostre światło wkrada mi się pod powieki, potrafię odgadnąć czy dziś będzie „lampa” czy „beachwork” trzeba będzie przełożyć na kiedy indziej. W pierwszym tygodniu kalendarzowego lata pojawiła się póki co jedna taka okazja. Jeszcze z głową na poduszce sięgam więc po telefon i wysyłam do Moniki i Asi emotikonę słoneczka. Wiem, że odgadną ten szyfr w sekundę – prototypy MLE będziemy dziś poprawiać na piasku. Wychylam się z sypialni: jednym okiem skanuję salon w poszukiwaniu kawy, którą zrobił dla mnie mój mąż, a drugim patrzę w telewizor, gdzie leci właśnie moje poranne „guilty pleasure” – śniadaniówka.

   Małgorzata Ohme i Filip Chajzer uśmiechają się do nas i zapowiadają repertuar na najbliższe trzy  godziny. O! Ma być o ochronie przeciwsłonecznej. I D E A L N I E.  „Należy podkreślić, że już jedno poparzenie w młodości znacząco podnosi ryzyko rozwoju czerniaka. Jeśli wyślemy dziecko na słońce i wróci z pęcherzami, to podwójnie zwiększa nam się szansa na to, że pojawi się czerniak” stwierdziła specjalistka. Z PĘCHERZAMI?! Chyba temat ochrony przeciwsłonecznej traktuję wystarczająco poważnie skoro delikatne zaczerwienienie na ramionach jest już dla mnie sygnałem ostrzegawczym.

   Otworzę jednak tę małą puszkę Pandory – większość zorientowanych w temacie pielęgnacji kobiet wie już, że promieniowanie słoneczne jest szkodliwe i zwiększa ryzyko nowotworów skóry. Pojawiały się jednak głosy (także w komentarzach na tym blogu), że filtry przeciwsłoneczne zawierają substancje, które także mogą wykazywać działania kancerogenne. Czy to oznacza, że, jak to często w życiu bywa, opalanie to kolejny temat, w którym „żadna skrajność nie jest dobra” lub „trzeba znaleźć złoty środek”? Czyli trochę dać się poparzyć stosując wyłącznie „naturalne filtry” albo polubić cieńļ i bladą skórę? „Nie popadanie w skrajności” to bardzo wygodny wniosek, ale nie zawsze to, co wygodne jest faktem. Temat jest nieco ważniejszy niż tylko zmarszczki wokół oczu i przebarwienia na policzkach – z pozoru błahe decyzje mogą po latach decydować o czymś zdrowiu i życiu.

   To jak jest w końcu? Udało mi się znaleźć analizę rzetelnych badań w tym temacie. „Wnioski że kremy przeciwsłoneczne powodują raka pochodzą z błędnej interpretacji badań, w których osoby stosujące filtry przeciwsłoneczne miały wyższe ryzyko zachorowania na raka skóry, w tym czerniaka. To fałszywe skojarzenie wynikało z faktu, że osoby, które stosowały filtry przeciwsłoneczne, były tymi samymi, które podróżowały do bardziej słonecznych krajów i opalały się. Innymi słowy, to właśnie wysoka dawka słońca, a nie krem z filtrem, zwiększała ryzyko zachorowania na raka skóry. […] Organizacje, które podniosły obawy o szkodliwości oksybenzonu zazwyczaj powołują się na badania przeprowadzone na karmionych nim szczurach. Jednak człowiek musiałby przez 277 lat stosować filtry przeciwsłoneczne, aby osiągnąć równoważną dawkę ogólnoustrojową, która wywołała efekty we wspomnianych badaniach na szczurach (zgodnie z badaniem z 2017 r. w Journal of the American Academy of Dermatology).” Informacje te znalazłam na stronie, którą polecam każdemu – fakenewsy są szkodliwe niezależnie od tego czy dotyczą koronawirusa, wojny, historii czy kosmetyków.  Prawdą jest natomiast to, że kremy z filtrem TRZEBA wymieniać co rok. Nie można użyć tego, który kupiłyśmy sobie na poprzednich wakacjach. Brzmi jak dobry chwyt marek kosmetycznych, które chcą abyśmy kupowały nowy produkt co sezon, ale w tym przypadku chodzi po prostu o nasze zdrowie (źródło). 

   Dobry kosmetyk powinien chronić zarówno przed promieniowaniem UVB powodującym oparzenia posłoneczne i reakcje alergiczne, jak również przed UVA, które odpowiedzialne jest za fotostarzenie się skóry i zmiany pigmentacyjne. Ja chciałabym abym spełniał znacznie więcej funkcji. No i nie mam zamiaru rezygnować z ładnej opalenizny. Nim rozpoczniemy więc pierwszy weekend kalendarzowego lata, zrobimy mały przegląd tych najważniejszych produktów pielęgnacyjnych. Jestem pewna, że z tymi kosmetykami naprawdę polubisz ochronę przeciwsłoneczną i już nigdy z niej nie zrezygnujesz.

1. Moja skóra wygląda po prostu lepiej. A że jednocześnie jest chroniona przed słońcem – no cóż nic na to nie poradzę.

   Jeśli kosmetyk z filtrem, poza ochroną przeciwsłoneczną, daje mojej skórze także inne profity to zdecydowanie łatwiej jest mi się do niego przekonać i używać regularnie. Nie tylko latem. Te kropelki zawojowały Instagram i wcale się temu nie dziwię (pod kolejnym zdjęciem znajdziecie dla nich kod zniżkowy). Używam ich już od wielu tygodni i jest to kolejny produkt od polskiej marki Sensum Mare, który zaskakuje. Skóra jest po nich pięknie rozświetlona i nawilżona, posiada wysoki filtr, po nałożeniu makijażu ma się wrażenie, że twarz nigdy nie była tak promienna. Kosmetyk bez wad i opinie internautek to potwierdzają. 

Algodrops innowacyjna ultra lekka emulsja ochronna przeciw fotostarzeniu SPF 50 UVB UVA PA od Sensum Mare to połączenie wysokiej ochrony z pielęgnacyjnymi zaletami serum do twarzy. Innowacyjne składniki zawarte w kroplach: ELIX-IRTM oraz SAKADIKIUMTM wspomagają ochronę skóry przed szkodliwym działaniem promieniowania słonecznego UVA i UVB, niebieskim światłem, promieniami podczerwonymi i miejskimi zanieczyszczeniami.Tradycyjnie już marka Sensum Mare przekazuje dla Was kod rabatowy o wysokości 20% – z hasłem MLE skorzystacie ze zniżki aż do końca lipca.

2. Oszukujesz samą siebie. I dobrze na tym wychodzisz.

Nie wiem jak to jest w przypadku pokolenia y2k, ale w moich kręgach złota skóra muśnięta słońcem nadal jest czymś kuszącym. I to właśnie perspektywa słabszej opalenizny przez wiele lat zniechęcała mnie do naprawdę skutecznej ochrony przeciwsłonecznej.  Gdy nauczyłam się uzyskiwać ją w inny sposób niż smażąc się na słońcu, z mniejszym żalem zaczęłam wklepywać w siebie blokery. Ale do brzegu: moje trzy ulubione  ulubione samoopalacze na ten moment to ten, ten i ten. Pierwszy daje najmocniejszy kolor, nałożony dwa dni z rzędu na noc (oczywiście po peelingu) da efekt profesjonalnego natryskowego opalania. Drugi jest idealny gdy patrzysz rano w lustro, nie masz na nic czasu, dosłownie pryskasz nim strategiczne miejsca (twarz, ramiona, nogi), myjesz zęby i już możesz wkładać ubranie. Trzeci to opcja dla twarzy i szyi – tu potrzeba dodatkowych posiłków, bo tych części ciała właściwie w ogóle nie opalam (kropelki mieszam co drugi dzień z ulubionym kremem do twarzy).

   Gdy już uda mi się osiągnąć oczekiwany kolor pora na małe zmiany w makijażu. Parę razy już o tym pisałam, ale się powtórzę – właściwie całkiem zrezygnowałam z tradycyjnych podkładów i fluidów. Przerzuciłam się na dobre kremy bb. Niestety nie wszystkie mają szeroką gamę kolorystyczną i o ile z jasnymi kolorami nie ma problemu, to z opaloną skórą nie jest już tak łatwo. Jedna z moich ukochanych marek kremów bb ma na szczęście idealne tonacje. Poniżej zrobiłam próbnik czterech najciemniejszych kolorów (ja używam koloru 3.0 i 4.0 gdy jestem naprawdę mocno opalona) . ​

Rozświetlająco-nawilżający lekki krem  BB DROP OF PERFECTION od Veoli Botanica. W 98% ze składników naturalnych. Kolory, który widzicie to kolejno: 2.5 N Beige, 2.0 W Vanilla 3.0 W Golden Beige, 4.0 N Amber. Litera "N" oznacza barwę neutralną, a "W" ciepłą. Zawiera filtr chroniący przed promieniami UVA/UVB. Gorąco polecam zajrzeć na tę stronę – zobaczycie tutaj twarz modelki przed i po nałożeniu kremu. 

3. Plaża. Skwar. Wiele godzin na słońcu. Opalanie podwyższonego ryzyka.

„Czy to nie jest tak, że jak mieszkasz nad morzem od zawsze, to wcale tak często na tę plażę nie chodzisz?” – znajomi przyjezdni bardzo często zadają mi to pytanie zakładając, że jeśli plaża jest dostępna cały czas to traci się nią zainteresowanie. Ale odpowiedź z mojej strony jest zawsze taka sama: nie. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że z roku na rok doceniam ją coraz bardziej (zapewne przez wzgląd na dzieci, które uwielbiają bawić się w wodzie i na piasku). Wyszukuję różnych pretekstów aby pojawić się tam chociaż na godzinę, jeśli tylko pogoda jest ładna. Wiem więc bardzo dobrze, że słońce odbijające się od piasku i wody działa na nas ze zdwojoną siłą i potrafi  błyskawicznie zaszkodzić skórze. Wolę się nie zastanawiać jak szkodliwe są dla niej całe godziny spędzone w takich warunkach. To co dla nas jest przyjemnością i ukochaną formą relaksu, dla naszej cery jest jednym z najtrudniejszych  doświadczeń. Musi więc uzyskać od nas solidne wsparcie. Na wakacjach, na balkonowe opalanie, w trakcie górskich wycieczek, no i oczywiście leżąc na plaży – nakładajcie kosmetyki z mocną UVA/UVB. Na takie ekstremalne okazje polecam na przykład ten.

4. "Nie znoszę tego rozsmarowywać".

    Jeżeli zastanawiacie się jak najwygodniej reaplikować ochronę przeciwsłoneczną w ciągu dnia nawet na makijaż (pamiętajcie że trzeba to robić, aby ochrona była w pełni skuteczna), to mam dla Was rozwiązanie – Mesoestetic Mesoprotech sun mist 50 SPF to mgiełka do twarzy z filtrem przeciwsłonecznym. Ma świeżą, ultra lekką konsystencję, bez tłustej pozostałości. Ta mgiełka ze względu na swoją pojemność jest idealna do zabrania ze sobą w ciągu dnia do torebki lub kosmetyczki (w ofercie Mesoestetic jest też taka opcja o większej pojemności do ciała, no i topowy fluid koloryzujący z filtrem Melan 130). Drugi niezwykle wygodny produkt to sztyft przeciwsłoneczny tej samej marki. Przydaje się jeśli mamy znamiona lub blizny, które chcemy ochronić punktowo. A jeśli szukacie czegoś po kąpielach słonecznych to zajrzyjcie do oferty sklepu Topestetic. Dla mnie ta maska działa cuda i zawsze staram się mieć jedną w zapasie – idealna przed wielkim wyjściem (albo zupełnie zwykłą randką ;)).

Przeciwsłoneczny krem-żel do twarzy i okolic oczu 50 UVA/UVB od Korres. Dlaczego wybrałam ten krem? Daje bardzo mocną ochronę (UVA/UVB) i moja skóra znosi go dobrze nawet wtedy, gdy jest podrażniona po zabiegach (dermapen). Dzięki zawartości prawdziwego jogurtu greckiego zapewnia długotrwałe nawilżenie. Nadaje się też do okolic oczu (piszę o tym dlatego, ponieważ wiele kremów z mocnymi filtrami wywołuje u mnie łzawienie i zaczerwienienie powiek, a tutaj nic takiego się nie dzieje). Formuła została opracowana bez użycia filtrów OMC i oktokrylenu, które są szkodliwe dla środowiska morskiego. Jest łatwy w transporcie i dozowaniu (nic nie wycieka, opakowanie jest wytrzymałe). Jeśli macie ochotę wypróbować taki krem z filtrem to mam dla Was specjalny rabat. Z kodem MLE25 dostaniecie 25% zniżki na wybrane marki (w tym oczywiście Korres) w sklepie puderikrem.pl, przez cały czerwiec (promocje nie łączą się). ​

   Możliwości ochrony skóry przed szkodliwym promieniowaniem jest wiele więc naprawdę ciężko znaleźć już wymówkę dla opornych. To w gruncie rzeczy nieistotne czy wybierzecie sztyft, krem, kropelki, lekką mgiełkę w spray-u czy kosmetyki do makijażu – liczy się tylko to, aby w naszej codziennej pielęgnacji nie zapomnieć o ochronie przeciwsłonecznej.    

*  *  *

kostium kąpielowy – Oysho // kapelusik "bucket" – H&M // biała koszula – Seaside Tones // kosz – Zara Home // kolczyki z perłą – YES

Last Month

   W pośpiechu próbuję włożyć klucz do furtki i oczywiście nie trafiam za pierwszym razem – jak zawsze, gdy na szyję spadają mi wielkie krople deszczu i chcę jak najprędzej wejść do domu. Udało nam się z Portosem uciec przed pierwszymi piorunami – obserwowaliśmy je już przez okno, licząc sekundy do grzmotów, jak wtedy gdy byłam małym dzieckiem. 

   Jest maj, a to oznacza długie dni i krótkie noce, ale dziś nad Sopotem zawisły tak gęste chmury, że poranną kawę piłam w półmroku. Cieszyłam się więc, że zamiast latać po mieście, mogłam pisać dla Was ten wpis, a błyski na niebie obserwować z kanapy. Idealne warunki do przywoływania retrospekcji! A miałam co wspominać, więc z przyjemnością zapraszam Was do obejrzenia kadrów mojej majowej codzienności. 

Pierwsze nocowanie kuzynki, a więc baza też musiała być taka jak nigdy wcześniej. 1. Nowe mydło do łazienki i coś do poczytania. // 2. Wystarczy kilka stron i emocji starczy do końca dnia. // 3. Domowa porcja lodów i ulubione smaki – słony karmel, mascarpone z malinami, tarta cytrynowa z kruszynką. // 4. Paski wciąż modne? Wedlug mnie – zawsze! Warto jednak co parę sezonów trochę się nimi pobawić. // Pani Zającowa z ręcznie wyhaftowaną buzią. Szykujemy się do snu i ścielimy wszystkie trzy łóżka. Do tego najmniejszego wkładam czterowarstwową, muślinową pościel od Sei Mia.A kuku! Mama próbuje niepostrzeżenie przemycić lody do łóżka, ale ktoś się rozbudził i przerwał moje łakomstwo. 1. Wzór o nazwie Lila. Z każdym praniem ta kołderka jest coraz przyjemniejsza. // 2. i 3. Chyba jednak będę musiała się podzielić… // 4. Wiszące gołąbeczki znajdziecie tutaj i tutajPiżama od Carry. Na długie burzowe wieczory, takie jak dziś.  W tym miesiącu do mojej biblioteki dołączyły dwie książki Magdaleny Łucyan, o której mogłyście przeczytać w tym wpisie1. Moja trzyletnia córka była zachwycona tym kolorem na moich paznokciach, ale ja chyba wolę neutralną wersję. // 2. Fasada Hotelu Europejskiego na Krakowskim Przedmieściu. // 3. Wódka na widelcu czyli wieczór w stolicy pełen wrażeń. // 4. Lustro Życzeń? Nie – to wnętrze restauracji Park Cafe w Konstancinie. // Gdy ulubiony flakon perfum zaczyna się kończyć i w związku z tym coraz rzadziej go używasz, bo chcesz go "oszczędzać".1. Hotel Bristol i takie osobiste elementy w biblioteczce. // 2. Spacer o zachodzie słońca. // 3. i 4. Ściany i widok z okna w Bristolu. Zawsze miło tu wracać. // Jak myślicie, który kolor tej sukienki sprzedaje się najlepiej? Ja zostawiłam sobie wersję ecru i pistację. Jemy obiad, a na ścianie takie cuda (Park Cafe).Z początku nie byłam przekonana do "eskalopków a'la Toklas", ale teraz wiem, że wrócę tutaj przede wszystkim dla tego dania! No i jeszcze dla leniwych na słodko. No i truskawek w zabajone. Zapas białej czekolady i pysznego pieczywa zrobiony! (sukienka również od Carry)1. Warszawa to dla mnie zawsze bardzo intensywny czas, który chcę wycisnąć jak cytrynę. Tym razem była to sesja dla MLE, pasmo spotkań, no i dzieci do podziałki z mężem. W Charlotte przy Placy Trzech Krzyży korzystałyśmy z ostatnich minut luzu, aby dobrze nastroić umysły na długi dzień. // 3. Ktoś tu zgłodniał i chce do mamy! Gdzieś w międzyczasie zgubiłyśmy bucika i nie możemy go odnaleźć. // 4. Kawowy raj. // Ups… zguba znaleziona. Wystarczy, że mama wstała. Szarlotka w wersji alternatywnej. Palce lizać!Ojeeej… Uber odmówił przyjazdu więc zostajemy do wieczora!Mój mały kącik florysty, który budzi mnie każdego dnia. 1. Showroom MLE Collection w nowej sopockiej lokalizacji! Byłyście już? // 2. Zestaw porannego fotografa. // 3. Dla tych co tak jak ja kochają "połówki" i nie tylko. Ja w końcu dorwałam 36,5 a baletki pochodzą od marki polskiej Sept. // 4. Miło poczytać. // Że też ja już wyszłam za mąż ;). Trzymam ją jednak na naszą rocznicę – jeszcze nie wiem czy będziemy ją hucznie obchodzić, ale pomarzyć można! 1. Raz, dwa, trzy… nie zdążyłam zrobić zdjęcia, a już połowy nie ma. // 2. Taka piekna ta koszula, ale jakość jednak bardzo "sieciówkowa". // 3. To krzesełko przywędrowało z Gdańska, jednakże wiele modeli zastąpiły już nowe. To wnętrze wyjątkowego miejsca – Showroom Iconic Design powrócił i możecie go teraz odwiedzić w Sopocie. // 4. Wycinanki. Matisse wiedział co będzie modne. // Kolekcja MLE Collection w otoczeniu perełek wzornictwa. Więcej informacji znajdziecie w tym wpisie. 1. Tokio czy Sopot? // 2. Nadchodzi wszechobecna biel, ale w zimniejsze dni niezawodny beżowy trencz również się przyda. // 3. Może chociaż tę drewnianą podstawkę bym przygarnęła? // Powoli, ale do przodu. Mam nadzieję, że choinkę będziemy ubierać już tutaj. // Remont trwa w najlepsze i z całą pewnością nie skończy się w planowanym terminie. Za to wymarzony ekspres dotarł zgodnie z planem ;). Chciałam poczekać aż będę miała gdzie go postawić, ale nie mogliśmy się powstrzymać i od razu go rozpakowaliśmy.Burza za oknem. 1. Mój model to Eletta od Delonghi. // 2. Na moim stories pojawiło się dziś "mini Q&A" ale było od Was tyle pytań, że chyba trzeba będzie to powtórzyć. // 3. Mój ulubiony kubek w ostatnim czasie. // 4. Miłe zaskoczenie, czyli pierwsze polskie wydanie Vogue Living.  // Jak jest moja "perfetto"? Dużo idealnie spienionego mleka i aksamitne espresso. Ja bym to nazwała "cafe cappulatte". Jeśli jednak nie mogłabym się zdecydować i musiałabym wybrać inną ulubioną kawę, to mam do wyboru jeszcze czterdzieści innych rodzajów kaw, które mogę przygotować w ekspresie Eletta Explore od DeLonghi . Posiada on również system spieniania mleka na zimno (idealna funkcja do kaw mrożonych).

Istnieje również możliwość przygotowania kawy na wynos. Wystarczy przygotować kawę do ulubionego kubka i można zabrać go ze sobą na miasto. Menu jest bardzo intuicyjne i proste w obsłudze, w polskim języku. A smak kawy jak z ulubionej kawiarni…1. Korzystamy z tego, że ekspres robi espresso w kilka sekund i robimy tiramisu. // 2. Raz, dwa, trzy – wszystkie ręce na pokład! Kawa dla całego zespołu przed pracowitym dniem. Od lewej mamy: cappuccino, latte machiato i ice flat white. // 3. "Mamo, kiedy Ty byłaś na wakacjach beze mnie?" // 4. Przepis na tiramisu znajdziecie tutaj, ale uprzedzam, że teraz robiłam bardziej "na oko" ;).// 33 piętro i nasze ulubione miejsce na specjalne okazje, czyli Treinta Y Tres. 1. A tych specjalnych okazji w maju było naprawdę sporo. // 2. Pewnie był dobry. Ja się nie załapałam ;). // 3. To był maj… // 4. U taty wygodniej. //Z tęsknoty za Wenecją. Jeśli nie znacie jeszcze wydawnictwa Próby to czas to nadgonić.1. I jak to zrobić żeby nie musieć nikogo częstować? // 2. Najzgrabniejsza modelka na świecie w sukience, która już jutro pojawi się w MLE. W tym roku na Waszą prośbę pojawia się w czerni. // 3. Tort na część Henia. Sto lat! // 4. "Mama i tata niedługo wrócą." // Wyrywanie zębów drewnianymi obcęgami, mierzenie ciśnienia przy pomocy papieru toaletowego i ciągłe podjadanie pasty do zębów – tak z grubsza wyglądały nasze przygotowania do pierwszej wizyty u dentysty. Gdyby nie posiłki w formie książeczki autorstwa dr Pauliny Kosiniak-Kamysz (i to nie jest zbieżność nazwisk ;)) ta pierwsza wizyta pewnie nie poszłaby tak gładko. "Zajączek u dentysty" pomaga dzieciom – a właściwie to rodzicom – oswoić się z różnymi stomatologicznymi tematami ;).  
Przygodę z lekarzem dentystą oraz gabinetem dziecko zaczyna już w domu, w którym czuje się najbezpieczniej na świecie. 
Autorką ilustracji była Gabriela Cichowska, której prace możecie już kojarzyć z książki "Urodziny misia".  Książeczka jest w tym momencie w przedsprzedaży. A tutaj znajdziecie bezpłatny poradnik o tym, jak dbać o higienę jamy ustnej swoich dzieci. 

Tak, tak, tak. Dobrze widzicie. To drewniana szczęka.

1. Biała sukienka, dwójka małych dzieci i restauracja. Idealne połączenie! Sukienkę znajdziecie tutaj. // 2. Zabawki dla większych chłopców. // 3. i 4. Miło tu wracać! // Znany widok z innej perspektywy.Wiem, że szampony w kostce wyglądają niepozornie, ale ja już czwarty raz wracam do tej kokosowej wersji od Herbs&Hydro. Włosy po użyciu tego szamponu pięknie sie układają i zdecydowanie mniej plączą. No i to podobno jedno z najbardziej ekologicznych rozwiązań. Z kodem herbshydro otrzymacie aż 20% rabatu na swoje zamówienie w Herbs&Hydro (kod działa do 7 czerwca). Kokosowy! Kokosowy! Zamówcie ten kokosowy! :)1. Nic się z nimi nie dało zrobić, a na fryzjera było za późno. // 2. Kiedyś to były metki! Uprzedzając Wasze pytania – koszula wisi w mojej szafie już dobrą dekadę. // 3. Gdy z mężem nie macie zbyt częstych okazji do wyjść więc "biforek" robicie między kuchnią a salonem. // 4. Kojarzycie ścieżkę dźwiękową z filmu "Szczęki"? W każdym razie grzywka odświeżona. // Zdjęcie pod tytułem "Chcę umyć okno, a ty jak zwykle przeszkadzasz". 
Pierwsza z dołu (kolor 818) i druga od góry (kolor 832) to moi faworyci! Dzień Mamy, czyli okazja w której czuję się bardzo spełnioną kobietą. A ja czekam jeszcze na "Apetyt na Paryż".Brak koloru to temat, który ostatnio często pojawia się w komentarzach na moich kanałach. Na przekór udowadniam, że mam przecież jeden kolorowy sweter w szafie! :)
Coś słodkiego, chrupiącego i niebywale smacznego… Tym razem to nie Charlotte w Warszawie ale nasza lokalna La Bagatela (mająca u nas ksywkę "La Bagieta") na dworcu w Sopocie. 
Prawie jak niebo nad Paryżem. No dobrze. Wcale nie "prawie". Moje miasto to najpiękniejsze miejsce na świecie. Zwłaszcza gdy po burzy przychodzi taki piękny zachód. Dobranoc!

*  *  *

 

 

Last Month

   Sto trzydzieści zdjęć – tyle fotografii uzbierało się w kwietniu do comiesięcznego podsumowania. Pamięć mojego telefonu wysyła ostrzeżenia, perfidnie zwalnia, udaje, że już się skończyła – na wszelkie możliwe sposoby błaga, abym się uspokoiła, a ja nic sobie z tego nie robię. Życie jest zbyt piękne, aby pozwolić mu przemijać niepostrzeżenie. A w kwietniu, gdy natura daje nam najładniejszy ze swych koncertów, jeszcze trudniej jest się powstrzymać. ​

   Majówka dobiega końca, wiosna w pełnym rozkwicie, a długie i jasne wieczory w końcu trochę spokojniejsze. Może nawet wrócę do którejś z rozpoczętych powieści? A jeśli Wy macie chwilę czasu to zapraszam na tę przydługawą retrospekcję i już biję brawo tym, którzy dotarli do końca. 

Słońce w końcu dało o sobie znać, więc przyszedł czas na podmiankę rzeczy zimowych na wiosenne.1. Paski? Na wiosnę? Zaskakujące! // 2. Bazie, bukszpan, gałązki brzózki… naturalne ozdoby są najpiękniejsze. // 3. Biegnę z zakupami i za pięć minut jestem w domu! // 4. Wskoczę w ten zestaw na wakacjach. Albo nawet jutro, gdy wieczorem padnę na kanapę z lodami w ręku. // Piękna Asia w moim obiektywie. To czarny dres Tampa, który jest jeszcze dostępny w pojedynczych rozmiarach w MLE Collection.I tak po prostu zaczynamy świąteczne przygotowania. Wielkanocne ozdoby wyjęte już na początku miesiąca. Na szczęście przetrwały i nie dały się tym małym lepkim łapkom. 1. Przygotowania do świąt idą wielką parą. Tutaj ciężko pracowałyśmy nad idealnym ciastem do tarty. // 2. Wybrałam ten! I kupiłam jeszcze jeden dla mamy. Święta nie mogłoby się obyć bez wieńca od Pracowni Florystycznej Narcyz. // 3. Gdy wielkanocny nastrój wejdzie za mocno. Stylizacja na świąteczne śniadanie urozmaicona dodatkiem wybranym przez moją córkę. // 4. Nasze "dzieła". Ktoś pomylił pędzel z młotkiem. //Pierwsze wspólne malowanie pisanek. W tym roku poszłyśmy na łatwiznę i postawiłyśmy na akwarele. Stolik dla tych mniejszych gości też przygotowany. 1. W dłoni czekoladowy królik więc jest dobrze. // 2. Ostatnie kawałki mazurka cudem uchowane przed gośćmi. // 3. "Kochanie! Chyba szykują się nam kolejne oprawione grafiki stojące przy ścianie!". // 4. Orłowo. Świat się zmienia, dzieci rosną, a to miejsce niezmiennie piękne. // Rośnie mi młoda następczyni Paula Klee, jak nic! Wszystkie dzieła trzylatki sprzedane za czekoladę ;). Zastanawiałyście się kiedyś, jak robi się zdjęcia packshotowe? Tutaj widzicie etap produkcji, a w tym wpisie możecie zobaczyć efekt końcowy. To nic trudnego, wyzwaniem jest tylko takie ułożenie ubrania, aby dobrze prezentowało się na wieszaku. 1. Przed pracą warto zadbać o opiekę nad dziećmi… albo dobrze wyćwiczyć biceps ;).  // 2. Schowane za szafą, czekały kilka miesięcy na oprawę i 3. // 4. Na Riwierę Francuską się teraz nie wybieram, ale jej klimat to piękna inspiracja dla naszej letniej garderoby. Biel z odrobiną czerni to uniwersalne rozwiązanie… od mniej więcej stu lat. //Herbata, miód, babka. Wracamy do rutyny po świętach i dojadamy resztki. W tym roku nic się nie zmarnowało. 1. Dzień dobry! Kawa do łóżka to mój synonim luksusu. // 2. Ten dywan miał być w pokoju dziecięcym, ale sami powiedzcie… idealnie tu pasuje! // 3. Nowe przygody "Kubusia Puchatka" w przekładzie Michała Rusinka. // 4. Ten artykuł miał być krótki, ale wyszło jak zawsze. //Uwaga! Bobas na planie! Gdy robię zdjęcia na własny użytek i na bloga to słodkie główki wkradające się w kadr zupełnie mi nie przeszkadzają. Zdarza się jednak, że realizuję też sesje produktowe dla różnych marek i wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa w "złap mnie jeśli potrafisz". 1. Sarenkę znalazłam w lesie. // 2. Portos w wykonaniu małej kubistki. // 3. Stary Przyjacielu, chodź – schowamy się przez chwilę przed tą dzieciarnią. // 4. Pierwsze interakcje. // 
Kwiecień to dla nas miesiąc urodzin. Tarta cytrynowa nie wygląda najlepiej, ale i tak wywołała u kogoś wzruszenie. Żółte serum rewitalizujące od marki Ukviat. Wygładza i rozświetla zmęczoną skórę twarzy. Wiem, że wiele z Was korzysta z moich pielęgnacyjnych porad, a to bardzo mnie cieszy, bo staram sie pokazywać tutaj wyłącznie te produkty, które zasługują na uwagę. Ukviat to marka, która korzystając z dobrodziejstw natury, stara się ją jednocześnie wspierać. Co najmniej 2% środków ze sprzedaży każdego z produktów trafia do jednej z trzech zaprzyjaźnionych fundacji lub na konkretnie wskazany cel. W ofercie znajdziecie zaledwie cztery produkty, ale od dawna już wiemy, że bardzo długie menu w restauracji wcale nie świadczy o niej za dobrze ;). W tym przypadku nie liczy się ilość, a jakość. Sprawdźcie same – poniżej podaję kod. Ja wybrałam żółtą wersję z ekstraktami z kopru morskiego i rokitnika (100% składników pochodzenia naturalnego). Jeśli macie ochotę wypróbować produkty polskiej marki Ukviat, to mam dla Was kod rabatowy MLE15 dający 15% zniżki w sklepie.1. Uczymy się kolorów. Dla niej to zabwa, a dla mnie najcudowniejszy relaks na świecie. // 2 i 3. 2022 i 2019. Ten czerwony miał być przechodni, ale jednak siostra nie chciała się podzielić. // 4. Sobotnie poranki to mój ukochany moment w tygodniu. W subtelny sposób budzi mnie wtedy książka rzucona prosto w moje czoło i wykrzykiwanie "czytamyyy mamusiuuu". No to czytamy!  //A jak wygląda Wasza zakładka do książek? 1. Gdy próbujesz przewietrzyć głowę, ale molo w Orłowie za bardzo bierze to sobie do serca. // 2. Trudne decyzje podczas zdjęć dla MLE Collection. // 3. Misio, który od kilku dni udaje Puchatka, a powienien już pójść na pluszakową emeryturę bo zaraz stuknie mu trzydziestka. // 4. Atrybuty niewyspanej influencerki. // Lubię senną Warszawę. Zwłaszcza z kawą w ręku.1. Espadryle, które już od 1927 roku pomagały kobietom tworzyć letnie zestawy. // 2. Wszyscy zapakowani! Jedziemy! Kto zgadnie dokąd? // 3. Zdążyliśmy na zachód słońca. // 4. Portos – podróżnik, który nie boi się niczego (łącznie z wskakiwaniem na hotelowo łóżko – a tfu! // Jeśli ominął Was ten wpis to zapraszam tutaj

Hummus. A jaka jest Wasza ulubiona potrawa z grilla? :D

Pierwsza kolacja na świeżym powietrzu w tym roku. Miejsce, jedzenie, towarzystwo – wszystko zagrało tak jak powinno. 
1. Kaczeńce. // 2. Krótki powrót do młodzieńczych pasji. // 3. Jak romantycznie… to które z nas podgrzewa kaszkę, a które tłumaczy, że nie zdmuchuje się świeczek w restauracjach? // 4. Czy to Downton Abbey i klucz do pokoju hrabiego Portosa? // Z kompanem, który potrafi docenić piękno zwykłych chwil. Na zdjęciach zazwyczaj osobno, ale w weekendy, gdy odkładamy aparaty i gonimy za dziećmi – wręcz przeciwnie. 1. "Ależ byłaś tu już wiele razy! Tyle, że w brzuchu!". // 2. Do niczego nie można się przyczepić. // 3. Cameron – piękny, ale dosyć niepokorny ;). // 4. Plażowe znaleziska. // 

Spuszczać ze smyczy czy jednak nie?

1. Wszystko w piachu. // 2. Za miesiąc planuję tu stać w samym kostiumie. // 3. Wolność. // 4. Dobrze, że rano nie traciłam czasu na ich układanie! //Gołe kostki? Początek wiosny? Długie spacery na łonie natury? Brzmi super, ale pewnie niektórym z Was, tak jak mi, gdzieś z tyłu głowy, przemyka myśl o kleszczach. Zainteresowanym polecam końcówkę tego wpisu.Stuletnia stajnia w tle.
Dzbanek z herbatą na rozgrzanie i możemy kolorować dalej.To co? Gotowi na jazdę konną?1. Szkoda, że nie słyszycie tego ptasiego koncertu! // 2. Rozmowy rodzeństwa na temat budowy kominka. W dyskusję tych architektów lepiej się nie wtrącać. // 3. Umysł mówi "tego się nie zapomina", a ciało mówi "jutro nie będziesz mogła chodzić". // 4. Gdyby parę miesięcy temu ktoś pokazał mi, że będzie właśnie tak, o ile łatwiej by mi było… // 

Gdy to tatusiowie wybierają pozycje z menu.

Do zobaczenia! Pałac Ciekocinko to miejsce, do ktorego chce się wracać o każdej porze roku. 

A to już nowe miejsce na mapie Trójmiasta – winiarnia Mielżyński. Restauracja znajduje się w budynku dawnej remizy Stoczni Gdańskiej. 

Od idealnie dobranego wina po dodatkową porcję "karpatki". Z całym Zespołem MLE. Czas na nowe wyzwania!1. Redakcja polskiego Vogue'a postanowiła oddać okładkę ukraińskiej artystce Yelenie Yemchuk. Wojna to temat, o którym nie chcemy i nie powinniśmy zapominać. // 2., 3. i 4. Kolejny wieczór u Mielżynskiego. Do ludzi z Trójmiasta! Fundacja Gdańska cały czas działa i nadal potrzebuje wsparcia. To świetnie zorganizowana grupa ludzi o wielkich sercach – postarali się, aby udzielanie wszelakiej pomocy było dla nas jak najprostsze. Zajrzyjcie na tę stronę i sprawdźcie co możecie zrobić. 1. Gdy praca się przeciąga i na kawę jest już za późno… // 2. Kwiecień bez zdjęcia kwitnących drzew? Nie może być! // 3. Jeszcze trochę i będzie gotowe… Tarta cytrynowa to jeden z najstarszych blogowych przepisów. // 4. Nasz showroom MLE Collection znajduje się już w zupełnie nowym miejscu… //Zamiast iść na emeryturę przebiegł maraton. Sto lat Tatulku! 

Szuflada wypełniona rarytasami. Herbaty to oczywiście Newbytea, bo gdy raz się ich spróbuje to już żadne inne nie smakują. 

Każdy z innej parafii. Bardziej mniej to irytuje niż cieszy ;).

… wracając do tematu kleszczy. Przy wózku dziecięcym i na obroży Portosa wiszą małe urządzenia. TickLess działa na zasadzie emisji impulsów ultradźwiękowych, które są całkowicie nieszkodliwe dla ludzi oraz zwierząt domowych, ale blokują tak zwany narząd Hallera u kleszczy (gdy jest on zablokowany, nie są w stanie skutecznie polować).  Badania potwierdzające skuteczność ultradźwiękowej metody ochrony przed kleszczami znajdziecie tutaj i tutaj. No i po uruchumieniu działają aż przez 12 miesięcy. Przypominam też kod rabatowy ze stories, bo wiem, że sporo z Wwas nie zdążyło z zakupami – na hasło SPRING22 otrzymacie kod dający 20% zniżki (ważny do 10 maja).

Portos odnajduje w sobie instynkt tacierzyński. 

Wygodne, solidne, trzymające piętę, oddychające – szukanie dobrych butów dla dzieci to prawdziwe wyzwanie. Jeśli do tego chcemy, aby były ładne, to zadanie może się wydawać niemożliwe do wykonania. Domyślam się więc, że w komentarzach pojawiłoby się (tak jak zawsze zresztą, gdy na zdjęciach pojawiają się dziecięce buciki) sporo pytań o to, skąd są te granatowe półsandały. Marka Bobux współpracuje z uznanymi specjalistami w zakresie obuwia, pediatrami i fizjoterapeutami oraz zapewnia zdrowy rozwój stopy na każdym etapie – od dzieci nie umiejących jeszcze chodzić, po wprawnych odkrywców. Na hasło MAJ2022 otrzymacie 10% zniżki w sklepie Bobux (kod jest ważny do 7 maja). 

1. O przyjaźni między kotem a psem. "Martynka i przyjaciele" to książka mojego dzieciństwa. Teraz znów mogę ją godzinami czytać i oglądać. // 2. Naprawdę już obiecuję, że będę podlewać! // 3. O cześć kiciusiu! Poznałeś już Portosa? // 4. To cudo jest naprawdę moje? // 

Kiteczka.Takich szukałam :). Dziękuję Bobux1. Powoli żegnamy kwiaty Magnoli. // 2. Portos, błagam, bądź dla nich łaskawy. // 3. i 4. Robimy porządki w starych fotografiach… żeby z czystym sumieniem móc wywołać kolejne trzy kilogramy!

Pierścionek z topazem od 696 jewelery. Nie wiem czy zdjęcie oddaje jego piękno, ale na żywo wygląda jak zaczarowany. Można wybrać kolor kamienia. Zresztą sprawdźcie same na stronie! Na hasło MLE otrzymacie do zamówień pierścionki na gumce z perłą. Akcja trwa do 8 maja. Co ważne – słowo MLE musicie wpisać w rubryce "uwagi", aby właścicielki marki wiedziały, że trafiłyście do nich właśnie z tego bloga. "Jaśminowa królewna" to zielona herbata z pierwszych wiosennych zbiorów. W pierwszej kolejności liście herbaty wraz z tipsami, czyli zalążkami jeszcze nierozwiniętych listków, są ręcznie zwijane w równej wielkości kulki. Następnie przykrywa się herbaciane perełki grubą warstwą jaśminowego kwiecia i pozostawia na noc. Rano zbiera się kwiaty i kładzie nową wartstwę. Proces ten wielokrotnie się powtarza, aż do momentu, gdy herbaciany susz całkowicie wchłonie jaśminowy aromat. Smak niepodrabialny.

Przeglądam stare fotografie i przywołuję dawne wspomnienia. W tym miesiącu dodaję do nich kilka nowych, pięknych, niecodziennych i tych zupełnie zwyczajnych. I czekam na więcej!

*  *  *

 

Jak chciałabym się zestarzeć? Czyli dyskusja nad prawdziwym i osiągalnym celem pielęgnacji.

   Starzejąca się kobieta (czyli między innymi ja) ma prawo czuć się jak w pułapce. Stoi przed nią kilka wyborów – przyjrzyjmy się im przez chwilę. Pierwsze podejście – porzucić wszelkie starania zachowania pięknego wyglądu utożsamianego w naszej kulturze z młodością, zdając sobie jednocześnie sprawę, że oznacza to permanentne przeciwstawianie się społecznej presji. Nie każda z nas jest na taki krok gotowa. Nie każda chce być w tej kwestii rewolucjonistką. Taka postawa wymaga siły charakteru i wielkiego dystansu do swojego wyglądu.  Drugie podejście – zrobić wszystko aby wyglądać „młodo”, co niekoniecznie oznacza „tak, jak wtedy gdy byłam młoda”. Taktyka, które niesie za sobą duże ryzyko i wątpliwe efekty. Drastyczne sposoby powstrzymania oznak starzenia mają coraz mniej wielbicielek. Mogłoby się wydawać, że taka postawa w naszym patriarchalnym świecie powinna spotkać się z uznaniem, ale nic bardziej mylnego. Kobieta, która desperacko próbuje zachować młodość również zderza się z surową oceną otoczenia, bo przecież „nie powinno być widać, że aż tak bardzo się stara”.  Trzecie podejście – z wielką pieczołowitością poszukiwać najnowocześniejszych zabiegów odmładzających (często bolesnych i wymagających systematyczności), stosować całe gamy najróżniejszych kosmetyków, przeznaczyć na to znaczne środki i mnóstwo czasu. Mimo tych wszystkich wysiłków kobieta i tak musi mieć w świadomości, że niektórych procesów się nie powstrzyma, a twarz będzie się zmieniać.

    Jak łatwo zauważyć, każda z taktyk ma swoje wady i prowadzi do jednego wniosku – walka kobiety z czasem jest nierówna. Skazana na kompromis i surową ocenę innych. W tej kwestii nie opłaca się być nieszablonową eksperymentatorką ani zagorzałą tradycjonalistką. Media stawiają przed nami niemożliwe do osiągnięcia cele, a my – próbując je osiągnąć – narażamy się na śmieszność, a niekiedy nawet utratę zdrowia. I chociaż rebelia tli się w naszych szeregach od jakiegoś czasu, a ja dopinguję tym, które przecierają nam szlaki w walce o naturalność, to nie ośmieliłabym się stwierdzić, że mój wygląd nie ma dla mnie znaczenia.

   Może zacznijmy od ustalenia realnych celów pielęgnacji? Gdy rysuję w głowie mój portret z przyszłości widzę zmarszczki wokół oczu i bruzdy nosowo-wargowe – dowód na to, że miałam w życiu wiele powodów do śmiechu. Chciałabym za to uniknąć opadającego owalu twarzy, mocnych przebarwień oraz utrzymać dobre nawilżenie, aby skóra nie wyglądała jak papier. Pod żadnym pozorem nie chcę zmieniać ruchomości mimiki – wolę wyglądać starzej, ale naturalnie.  Wiem, że skuteczna ochrona i pielęgnacja w moim wieku to ładniejsza, zdrowsza i młodsza skóra jutro. Dziś przedstawiam Wam kilka nieoczywistych kosmetyków, co do których mam duże oczekiwania – wierzę, że skoro używam ich regularnie to za pięć, dziesięć, piętnaście, czterdzieści lat będę patrzyła w lustro z satysfakcją. W dalszym ciągu rozpoznając w nim samą siebie. 

1.  Naiwnością byłoby sądzić, że krem zapewni nam wieczną młodość. Pytanie, jak wiele możemy stracić jeśli z niego zrezygnujemy? Dzisiejsza doniesienie naukowe uznają, że za starzenie się skóry odpowiada nadmiar wolnych rodników, promieniowanie podczerwone, promieniowanie UV, zmiany hormonalne i uwarunkowania genetyczne. Z tych pięciu czynników trzy możemy zneutralizować odpowiednimi kosmetykami. To chyba gra warta świeczki, prawda? W przypadku tradycyjnego kremu na dzień polecam ten (z kodem MARINI20 dostaniecie zniżkę), ten i ten – to produkty profesjonalne, które zużyłam do samego końca. Ich działanie jest naprawdę intensywne. Od kwietnia, gdy promienie słoneczne są mocniejsze, stawiam coraz większy nacisk na ochronę. Im jestem starsza, tym skrupulatniej używam filtrów. Jeśli mój krem na dzień go nie posiada, to bezwzględnie nakładam produkt, który to nadrobi. Do wyboru mam kilka opcji i dopasowuję je w zależności od planu dnia:

 – jeśli chcę nałożyć delikatny makijaż i wiem, że tego dnia nie będę zażywać kąpieli słonecznych to wybieram ten produkt, który zastępuję mi także podkład. Ochrona jest niska (15SPF), więc teraz częściej będę pewnie używać…

 – … tej opcji. Lekka emulsja w formie kropel sprawdza się na ostre słońce i może być stosowana także wtedy gdy chcemy nałożyć mocniejszy makijaż. ALGODROPS od Sensum Mare to połączenie pielęgnacyjnych właściwości serum do twarzy z kompleksową ochroną przed promieniami słonecznymi, zanieczyszczeniem oraz niebieskim i podczerwonym światłem. Wyjątkowa formuła emulsji nie obciąża skóry, nie zostawia białego filmu, dzięki temu ochrona przeciwsłoneczna staje się przyjemna i komfortowa.  

Algodroops przeciw fotostarzeniu od Sensum Mare ma bardzo lekką formułę. Jest to produkt wielofunkcyjny – zapewnia wysoką ochronę SPF 50 i równocześnie nawilża skórę (pięć rodzajów alg morskich, woda z lodowca norweskiego, kwas hialuronowy, wyciąg z rdestu). Nie pozostawia białych smug, szybko się wchłania, idealnie nadaje się pod makijaż, nadaje skórze pięknego blasku. Jeśli macie ochotę wypróbować ten i inne produkty od Sensum Mare to mam dla Was kod rabatowy MLE dający zniżkę 20% na cały asortyment w sklepie.

Jan Marini to jedna z wielu marek profesjonalnych, które znajdziecie na stronie Topestetic, którą pewnie kojarzycie z moich poprzednich poleceń. Możecie tam też skorzystać z bezpłatnych porad kosmetologów (przez czat, mailowo lub telefonicznie), którzy chętnie pomogą dopasować pielęgnację indywidualnie do potrzeb skóry. Do każdego zamówienia dodawane są spersonalizowane próbki i prezenty, a dostawa jest zawsze darmowa. Kod MARINI20 da Wam 20% rabatu na kosmetyki Jan Marini (ważny przez tydzień do 04.05.2022r. do końca dnia, promocje nie łączą się).

– Jeśli szukacie czegoś co sprawdzi się na co dzień i w naprawdę ekstremalnych warunkachm to polecam ten produkt (na niego również obowiązuje zniżka 20% z kodem MARINI20). Koloryzujący krem z filtrami mineralnymi od Jan Marini jest wodoodporny (do 80 minut, ale zwykle moje kąpiele w morzu trwają znacznie krócej ;)) i dodatkowo wyrównuje koloryt skóry. To idealny kosmetyk na wakacje, gdy chcemy aby nasza skóra odpoczęła od makijażu, a jednocześnie wyglądała ładnie i zdrowo. Swoje działanie opiera na na filtrach fizycznych o wysokim stopniu ochrony UVA i UVB na poziomie SPF 45. Dzięki wysokiej mikronizacji tlenku cynku nie pozostawia białej poświaty oraz posiada uniwersalny barwnik dostosowujący się do wszystkich typów karnacji. Dodatkowo niweluje nadmierne błyszczenie skóry i jest w tubce, więc można go wrzucić do wiklinowego kosza idąc na plażę czy długie zwiedzanie. Ma działanie antyoksydacyjne i chroni przed przedwczesnym starzeniem się skóry.

2. Chciałoby się zjeść ciastko i mieć ciastko i na szczęście w przypadku opalenizny jest to możliwe. Wiem, że ochrona przed słońcem to najlepsze, co mogę dać mojej skórze i nie będę z tym dyskutować. Łatwiej jednak wytrwać w tym postanowieniu, gdy kolor mojej cery jest taki, jak lubię – lekko opalony. Samoopalacze i zabiegi laserowe to chyba najczęstsze tematy moich kuluarowo-pielęgnacyjnych rozmów z koleżankami. To trochę jak z Pudelkiem. Niby nikt nie czyta, ale wszyscy wiedzą co się dzieje u Kasi Cichopek. Samoopalaczy niby żadna nie używa, ale nazwy wszystkich marek dostępnych w Rossmanie mamy w małym paluszku. Mój ulubiony od kilku sezonów trzeba zamówić przez internet, ale naprawdę warto. Pisałam o nim już tutaj i cieszę się, że nadal jest dostępny. Spray od Marc Inbane daje mocny i jednocześnie naturalny efekt (składnik Arlasolve zapewnia opaleniznę dostosowaną do naturalnego tonu skóry) i, co wyjątkowe dla samoopalaczy w formie aerozolu, posiada również właściwości pielęgnacyjne. 

Spray do opalania od Marc Ibane. Efekt utrzymuje się do 9 dni. Bez alkoholu, silikonów i parabenów. Nie pozostawia plam i smug. Jest idealny, by zabrać go ze sobą na wakacje – pojemność pozwala na schowanie do bagażu podręcznego. Może być używany przez kobiety w ciąży. Jeśli zamówicie go tutaj otrzymacie gratis małą maskę do włosów Choice z Medavita.

   Kolor skóry mojej twarzy z natury jest jaśniejszy niż reszta ciała, więc wymaga ode mnie trochę więcej uwagi. Jeśli jeszcze nie próbowałyście tego patentu to naprawdę polecam zakup samoopalacza w kropelkach przeznaczonego stricte do twarzy i szyi. Można go zmieszać z ulubionym kremem na noc lub na dzień i stopniowo dbać o odpowiedni koloryt skóry. To też sposób na to, aby mieć większą kontrolą nad intensywnością sztucznej opalenizny. Trzy kropelki na porcję kremu dadzą bardzo naturalny efekt i mogą stać się elementem codziennej rutyny. Wystarczy dodać ich trochę więcej, na przykład na wakacjach, aby efekt był bardziej wyrazisty.  

Marka Veoli Botanica ma kilka produktów w swojej ofercie, których mogłabym używać na okrągło. Olejek z płatkami róż, kuracja pod oczy, a ostatnio też wielorazowe płatki do demakijażu. Teraz do sprzedaży weszła też gama produktów samoopalających – kropelki do twarzy już przetestowane i zostają ze mną na dłużej. ​Jeśli macie ochotę przetestować ten lub dwa pozostałe  produkty z linii brązującej to z kodem MLE otrzymacie 20% zniżki (spieszcie się, bo kod jest ważny do 29 kwietnia). 

3. Courtney Cox, uwielbiana przez miliony odtwórczyni roli Moniki w „Przyjaciołach” przyznała w rozmowie z „The Sunday Times”, że dziś nie zdecydowałaby się na zabiegi, które stosowała w przeszłości. „Patrzyłam na siebie i myślałam: Zmieniam się. Wyglądam starzej. Lata upływały mi na gonitwie za wieczną młodością. Nie zdawałam sobie sprawy, że wyglądam dziwnie po ostrzykiwaniu i innych zabiegach, których dziś bym już nie zrobiła.” No cóż, dziś łatwo nam spojrzeć na tę sytuację z dystansu i znać to za oczywistość, bo w mediach codziennie widzimy, że zbyt intensywne korzystanie z osiągnięć medycyny estetycznej mówiąc wprost deformuje twarz.

   Chciałabym znaleźć w tym wszystkim złoty środek. Nie chcę bagatelizować naukowych danych i zostać na etapie Kleopatry kąpiącej się w mleku. Nie umniejszając intuicji starożytnej królowej  podejrzewam jednak, że 2 000 lat po jej śmierci dysponujemy nieco szerszą wiedzą na temat potrzeb naszej skóry i szkoda z niej nie korzystać. Jednocześnie mam poczucie, że coraz szersze możliwości ingerowania w nasz wygląd nie do końca przybliżają nas do tego, aby czuć się ze swoim ciałem dobrze.  Testując najnowocześniejsze metody nie wiemy, jakie będzie to miało konsekwencje w przyszłości. Botoks był uznawany za wynalazek wszech czasów – przecież tak pięknie wygładza zmarszczki, jego aplikowanie trwa chwilę, a to że twarz inaczej się rusza to przecież drobiazg. Kwas hialuronowy to substancja występująca naturalnie w skórze więc można jej wstrzykiwać ile wlezie, gdzie tylko się podoba, bo przecież, jeśli coś nie wyjdzie, to i tak się wchłonie. Oczywiście ironizuję – niestety wiele z nas uwierzyło w takie bezrefleksyjne propagowanie „nowoczesnych zabiegów”.

   Epokę wypełniaczy mamy już chyba powoli za sobą, ale na rynek wchodzą kolejne cuda techniki obiecujące porywające efekty. Nikt nawet nie zająknie się w kwestii skutków ubocznych. Mamy lasery, ultradźwięki, fale radiowe – nie wiem czy jeśli zacznę z nich teraz regularnie korzystać, to za piętnaście lat nie będę gadać jak Courtney ;). Skoro chcę mieć kontrolę nad tym, jak będę wyglądać w przyszłości, powinnam nie tylko dbać o skórę, ale także uważać, aby za bardzo jej nie zmienić. Moich obaw nie budzi póki co popularny teraz facemodeling (w dużym skrócie jest to masaż twarzy, który ma mieć działania odmładzające) i te zabiegi, które są stosowane w kosmetologii od co najmniej dziesięciu lat – optymistycznie zakładam, że w ich przypadku poznaliśmy już wszystkie negatywne konsekwencje. 

   Nie polecam tu nigdy suplementów (wiem, że ich działanie nie musi być poparte żadnymi badaniami, a moje subiektywne oceny to za mało, aby wciskać coś szerszej publice), diet i magicznych urządzeń. Naiwnie wierzę w proste zasady: że odpowiednie nawadnianie przedłuża urodę nie tylko moim kwiatom w doniczkach, unikanie przetworzonego jedzenia ma wpływ na znacznie więcej niż kondycję cery, a szczery uśmiech zdobi bardziej niż najlepszy makijaż. Tak mi podpowiada serce. A rozum skrupulatnie uzupełnia zawartość kosmetyczki. 

koszula – Zara (nie polecam, bo chociaż pięknie wygląda, to jakość mi nie odpowiada) // spodnie – &Otherstories