Last Month

   Budzę się przed wszystkimi i staram się nie ruszyć nawet małym palcem – Portos w sekundę poderwałby się z ziemi i swoim skakaniem obudził całą resztę. Leżę więc z otwartymi oczami, słucham trajkotania wróbla za oknem i napawam się delikatnymi powiewami chłodnego powietrza, które wdziera się do naszej sypialni – za godzinę na zewnątrz będzie już pewnie tak ciepło, że pozamykam wszystko na cztery spusty. W głowie układam plan dnia, pamiętając, że coraz więcej rzeczy muszę odpuścić i nie przejmować się tym, że pewnie nie ze wszystkim dam radę. Bo chociaż serce się rwie i chciałoby zdobyć cały świat, to jednak w upale nagle zmienia zdanie i w tandemie z plecami każe natychmiast usiąść. To jednak drobiazg, bo – mimo pewnych niedogodności – lipiec był cudowny, wesoły, pełen filmowych momentów i  naprawdę pracowity. Nie zanudzam już dłużej – zapraszam do obejrzenia comiesięcznej fotorelacji. 

"I w ptakach i w kwiatach, zatrzymam część lata. Na rok, na miesiąc, na dzień, i w ramki oprawie, do wody ją wstawię. Zatrzymam letnią zieleń." Ciekawa jestem czy któraś z Was też pamięta ten hit zespołu "Dwa plus jeden", który był ulubioną letnią piosenką moich rodziców. Dziś jej brzmienie jest już mocno w klimacie "vintage", ale tak bardzo lubię podrygiwać sobie do niej w trakcie gorących lipcowych wieczorów…1. Gerbery, obfite piwonie, delikatne ostróżki – z takich cudów bukiety robią się same. // 2. Za chwilę śniadanie. Ceramika w drobne plamki jest od polskiej marki  Aoomi. // 3. Niezbędniki lata – ulubiona przewiewna sukienka i wiatrak. Nie zdążyłam Wam jeszcze dać znać na blogu, że w MLE ruszyły wyprzedaże, a nasz magazyn już został mocno przetrzebiony. Mamy jeszcze trochę rzeczy, które czekają na nowe właścicielki. // 4. W rozkwicie. // Układania bukietów uczyła mnie kochana Pani Ewa z Narcyza w Gdyni. Ciekawe kiedy znów zobaczymy się na tych cudownych warsztatach. 1. Tańcząca z upałem. Sukienkę znalazłam w H&M. // 2. Smaki lipca. Jeszcze jeden dzień i będą słodkie jak miód. // 3. Najbardziej luksusowy odcień pomarańczy. // 4. Sopot w obiektywie (aby uchwycić bez turystów, trzeba celować w dachy). // 

Która to już moja buteleczka serum od Sensum Mare? Naprawdę nie pamiętam. Jeśli chcecie poczytać więcej o wersji do skóry suchej to zapraszam do tego starego wpisu. Wiem doskonale, że wiele z Was również go uwielbia i czeka na jakiś kod zniżkowy (tak! pamiętam, że o niego prosiłyście). Pędzę więc z informacją, że teraz z kodem MLE dostaniecie -15% na wszystkie produkty. Dodam tylko, że niektórym z Was latem bardziej może przypasować wersja do skóry tłustej i mieszanej, bo ma bardzo lekką konsystencję, ale mimo to dobrze nawilża (działa również przeciwzmarszczkowo). Link do serum wklejam tutaj.1. W odbiciu wiele da się wypatrzyć. Witaj Warszawo! // 2. Wczoraj wróciło do nas dosłownie parę sztuk tej ceglanej sukienki. Jeśli chciałybyście ją kupić z 30% zniżką to zapraszam tutaj.  // 3. Byłam tu… // 4. W przerwie między zdjęciami. // Takich trzech jak nas dwie nie ma ani jednej! ;). Ten sezon w MLE nie był dla nas łatwy – chociaż rekordy sprzedaży pobiłyśmy, to dotrzymanie terminów, realizacja zdjęć i przede wszystkim utrzymanie cen były dla nas niemałym wyzwaniem. Cieszymy się, że to doceniacie, ale nie spoczywamy na laurach. Nic nie mogę zdradzać chociaż tak mnie kusi!Wody! Bistro Charlotte na Próżnej to nasze najnowsze odkrycie. 1. Z czekoladą czy z kremem migdałowym? // 2. Gdy cieszysz się, że przywieziesz do domu najlepszy chleb na weekendowe śniadanie, ale po powrocie nieopatrznie zostawiasz go na blacie i ślad po nim ginie. Gdzie się podział? Pytajcie Portosa.  // 3. Torebka niezgody – jedni ją kochają, inni nie znoszą. // 4. Bestseller Bistro Charlotte (zaraz obok białej czekolady). //  Domyślam się, że nie widać tego po zdjęciach, ale do Warszawy przyjechałyśmy pracować pełną parą. Przygotowywałyśmy ostatnie zdjęcia letniej kolekcji, a w przyszłym tygodniu na instagramie MLE zobaczycie pierwsze projekty na jesień i zimę. Wyjątkowo użyteczny rekwizyt. Posłuży też jako jednoosobowy uber. Pewnie pamiętacie ten model w bieli (sprzed kilku sezonów). W tym roku sukienka Malaga powróciła w wersji czarnej. 
Zbawix wieczorową porą. Warszawa nocą żyje. Po lniany T-shirt zapraszamy w piątek.1. Czas się pożegnać z tegoroczną kolekcją wiosna/lato… // 2. Jesteśmy dumni! Ten mecz na Wimbledonie oglądaliśmy z zapartym tchem i tym razem wyjątkowo nie kibicowaliśmy Federerowi ;). // 3. Szukamy idealnego "sideboardu". Finalnie postawiliśmy jednak na coś starego i wyszperanego w internecie :). // 4. Storczyk. Nie wiem dlaczego akurat ten gatunek kwiatów ładnie rośnie w moim mieszkaniu. Jakieś pomysły? // Widzisz Kochanie, możemy mieć jeszcze baaaardzo dużo grafik na ścianie :D. Gościnny występ Igi Świątek i Huberta Hurkacza w naszej pięknej Gdyni. Turniej BNP Paribas Open umilił nam jeden lipcowy tydzień. Nakrycie głowy obowiązkowe. Bynajmniej nie z powodu dresscode'u – żar rozlewający się na trybuny naprawdę dawał popalić (sukienka jest z Arket, a kapelusz to Lack of Colours). 
1. W najnowszym Vogue możecie przeczytać niezwykle ciekawy artykuł o gdyńskiej architekturze. Polecam! // 2. Termometry wysiadają  // 3. Wszyscy w skupieniu czekają na pierwszy serwis. // 4. Przesyłka niespodzianka od Vogue. Dziękuje bardzo! // Mam ogromną nadzieję, że większość mam odwiedzających bloga miała okazję poznać twórczość Magdaleny Kryger. Być może panie w przedszkolu zadbały o to, aby książeczki tej autorki były na półkach? Jeśli nie, to może podsuniecie im taki pomysł? Wszystkie bajki o wróżce Zuzi uwrażliwiają dzieci, podnoszą ich świadomość o różnych niepełnosprawnościach, zwiększają empatię, ale i zmniejszająca strach przed odmiennością. Gorąco polecam!1. Tak! Pracujemy nad nowym modelem koszuli i mam nadzieję, że w sierpniu będzie już w sprzedaży. // 2. Mango, brzoskwinia, kokos, czarny sezam czyli tropikalne śniadanie w tropikalne upały. // 3. Poranne zakupy w towarzystwie Portosa. Najczęściej wybieram się na pobliski stragan, bo boję się zostawiać Portosa przed sklepem – właściwie co miesiąc słyszymy, że ktoś porwał zwierzaka w czasie, gdy właściciel robił zakupy. // 4. Tato wstawaj! Mam mówi, że to ty dziś robisz śniadanie!  // Otworzyłyśmy lodziarnie w Lubiatowie. Smaki do wyboru: piaskowy, glonowy i muszelkowy. Można płacić patyczkami. 1. Najgrzeczniejszy psiak na całej plaży. Portos, ucz się! // 2. Która pierwsza wskakuje do wody? Obie! // 3. Nie jadłam takich rzeczy od lat. Zazwyczaj unikam smażonego jedzenia, ale tym razem zrobiłam wyjątek i muszę przyznać, że flądra z frytkami to połączenie naprawdę warte grzechu. // 4. Plażowiczki wracają do domu. Nie ma to jak mieszkać w Sopocie i jechać ponad godzinę, aby pójść na plażę gdzieś indziej ;).  //Weekend! To dokąd dziś ruszamy?Filmowe wieczory tylko z domowym popcornem. Dzisiaj seans z dalmatyńczykami.Nie kupuję nowych ubrań, ale niewiele z tych, które mam na mnie teraz pasują, więc szukam maksymalnej liczby różnych konfiguracji. Z różnym skutkiem ;). Gdy bardzo chcesz komuś sprawić przyjemność, ale nie możecie zobaczyć się osobiście… Jeśli macie taką osobę, albo na przykład nie będziecie mogli uczestniczyć w weselu lub po prostu chcecie komuś za coś podziękować, to zajrzyjcie do prezentów Tori.  Na zdjęciu widzicie tylko część skarbów zawartych w upominku romantycznym (świeca do masażu z manufaktury zapachów Flagolie, masło do ciała, karmelowy jaśmin,   Herbata Rosalba z BH&T 60g, prażone jabłka z płatkami róż z Manufaktury Przetworów). Robienie totalnego bałaganu mamy opanowane do perfekcji. Herbata z pudełka od Tori. Muzyka na żywo w Konstańcińskim ogrodzie. Dziękujemy Park Cafe za taki cudowny wieczór.
Być może wygląda niepozornie, ale smakuje bosko!
Ostatni (miły) obowiązek i można biec pod kołdrę!1. Chyba muszę sobie zrobić dłuuugą kąpiel. // 2. Cytryna i miód, czyli co pijemy, gdy woda już się nudzi. // 3. Siły już nie te, ale nie zostawię przecież MLE w potrzebie ;). Cały czas pracujemy nad nowymi produktami. // 4. Och! Piękne, jedwabne, delikatne i … polskie. Dziękuję MOYE! // "Dobra! Plan jest taki: wchodzimy do Ikei, bierzemy tylko to, co mamy na liście i prosto do kas." Dwie godziny później nadal podaję obiad szympansowi.  Gdy użyteczne rzeczy są jednocześnie takie ładne! A co to takiego? Przeczytajcie poniżej. 

Jeśli po różnych szufladach pałętają Wam się stare recepty z nazwą antybiotyku, które brało Wasze dziecko, nie pamiętacie dokładnie kiedy miało zapalenie pęcherza, musicie monitorować jego wzrost lub wagę albo po prostu chcecie mieć wszystkie wyniki badań w jednym miejscu to sprawdźcie czy nie przyda Wam się Księga Zdrowia Maluszka. Z kodem rabatowym "Tatry" otrzymacie 10% na jej zakup. Hasło obowiązuje do wtorku 31 sierpnia.1. SOLD OUT! // 2. Czytam bajki wieczorami, ale nadal mam wrażenie, że to więcej frajdy dla mnie niż dla niej ;). // 3. Ile bym nie zrobiła i tak wszystko zjadamy za szybko. // 4. Len na całe życie. Piżama od polskiej marki Hibou mnie teraz ratuje. // 

Cieszymy się każdą godziną na plaży, bieganiem po placu zabaw, rysowaniem różnych wersji Portosa i tym, że jesteśmy tylko we dwie. Niby chciałoby się zatrzymać czas, a z drugiej strony wszyscy nie możemy się już doczekać nadchodzących zmian. Oby sierpień był równie piękny! (Tylko może chociaż ciut chłodniejszy – błagam!). 

*  *  *

 

Czy mamy już nowy kanon piękna i co to zmienia w pielęgnacji? Moje kosmetyki na lato 2021.

   Łąki kwietne wypierają równe trawniki, swojskie jagodzianki już dawno przyćmiły nadęte lukrowane muffiny, pognieciony len jest bardziej pożądany niż błyszczący poliester. Kanony tego, co estetyczne zmieniły się w wyniku wielu różnych czynników, ale wszystkie mają ten sam mianownik – akceptują niedoskonałości i odrzucają przesadną perfekcję. Co ciekawe, nawet media masowe, mające największy wpływ na kształtowanie gustów, a do tej pory zakochane w nierealnych wzorcach, idą tym tropem. Może nie zawsze i nie w szybkim tempie, ale jednak.

   Od setek lat dla wielu artystów piękno było tożsame z naśladowaniem natury, ale w ostatnich kilku dekadach trochę się chyba pogubiliśmy. Możliwości „upiększania” mają dziś bardzo szerokie spektrum (możemy już nie tylko powiększyć piersi, ale też wydłużyć nogi czy wszczepić w policzki naciągające nici z haczykami), są dostępne (łatwiej znaleźć gabinet gdzie od ręki powiększą ci usta niż zrobią dobry pedicure) i stosunkowo tanie, ale mam nieodparte wrażenie, że do doskonałości jakoś nas to nie przybliżyło. Oczekiwania odbiorców sektora „beauty” są różne i trudno przekonać każdego, że autentyczność i subtelność może być bardziej interesująca niż to, co krzykliwe i oczywiste. Obserwując przeróżne platformy, prasę, media społecznościowe widzę jednak wyraźnie, że przez lata promowania sztuczności, niesamowitych metamorfoz, doczepów i coraz radykalniejszych sposobów na sprostanie oczekiwaniom, gdzieś pod powierzchnią narastał w kobietach sprzeciw i świadomość niedorzeczności tej sytuacji. Ten kiełkujący bunt zamienił się w prawdziwą falę i powoli staje się powszechnym poglądem.

    Dla mnie piękno jest dziś beztroskie, blisko natury, lekkie i niedosłowne. W urodowej branży widać ten trend bardzo wyraźnie. Nie chodzi tu na szczęście o to, jakie powinnyśmy mieć wymiary i kształt nosa (oby czasy takich schematów już nigdy nie wróciły), a raczej co uważamy za „zadbane” i „estetyczne”. Uroda jest kwestią niezależną od nas, więc dyskusja na jej temat nie powinna mieć miejsca.  Ale to jak ją podkreślamy i przede wszystkim w jakim stylu, to już wypadowa naszych decyzji, umiejętności i wyczucia, a nie matki natury. Możemy pójść w stronę zwolenniczek mocno wypracowanego stylu „glam” gdzie użytkowość schodzi na dalszy plan, za to bardzo liczy się efekt i wyrazistość, albo czerpać od fanek minimalizmu i funkcjonalności kładących duży nacisk na naturalność. Odwiedzając co weekend kawiarnie pod sopockim Grand Hotelem widzę te dwa skrajne punkty continuum jak na dłoni. Jeśli o mnie chodzi, to chciałabym należeć do tej drugiej grupy. Nie mam tu na myśli demonstracyjnego naturalizmu (który moim zdaniem jest potrzebny, ale nie każda z nas chce być jego przedstawicielką), a umiarkowaną klasykę i naturalną prostą pielęgnację.

lniane kimono – nie da rady go wyprasować za żadne skarby, ale nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. W upały mogłabym w nim przechodzić całe dnie (Massimo Dutti).

    Często czytamy o tym, co jest hitem danego sezonu. Do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem, ale coś co według mnie zawsze i wszędzie będzie nie na miejscu, pozbawione klasy, elegancji i niezależnie od oprawy po prostu passe to „dyskomfort”. W stylu i pielęgnacji. A im wyższe temperatury tym bardziej widać, kto odrobił lekcje z estetycznych przemian, bo upał wyostrza wszystko to, czego dałyśmy za dużo. Co nam wadzi. W czym nie czujemy się dobrze. Im cieplej, tym bardziej nasz strój, makijaż, fryzura czy wsmarowane kosmetyki powinny być lżejsze, bardziej komfortowe. Ale tak samo użyteczne i skuteczne.

   Branża kosmetyczna mierzy się dziś z innymi wyzwaniami niż jeszcze dziesięć lat temu  i robi co może, aby dostosować się nowych realiów. Zadanie nie jest łatwe – trzeba zbliżyć stan skóry do ideału, bo to, że chcemy wyglądać naturalnie, nie oznacza przecież, że gorzej. Rezygnujemy z retuszu na Instagramie, ale nie chcemy rezygnować z idealnej skóry. To znaczy, że nasza twarz naprawdę musi się świetnie prezentować, bo nie mamy zamiaru jej zmieniać w aplikacji czy wypełniać kwasem. I z mojego punktu widzenia desperackie próby kosmetycznych konsorcjów…. przynoszą efekty. Coraz trudniej sprzedać produkt, który nie działa. Za to praca włożona w produkt, który spełnia marketingowe obietnice szybko się opłaci i znajdzie odzwierciedlenie w liczbie sprzedanych słoiczków.

    Mniej makijażu (a dokładniej mówiąc coraz częściej zupełny jego brak), lżejsze konsystencje, większa koncentracja na skórze ciała, bardzo wyśrubowane standardy dla kremów z filtrem i profesjonalna regeneracja po opalaniu. Tak w jednym zdaniu opisałabym właściwie wszystko, co zmieniam w codziennej pielęgnacji, gdy zaczyna robić się gorąco. A jeśli chcecie poznać bliżej moje ulubione letnie kosmetyki to zapraszam na poniższe zestawienie. 

1. Samoopalacz bez wad.

   Rok w rok dostaję od Was sporo zapytań o to jaki samoopalacz wybrać. Bo chociaż kanon urody się zmienia i „skwarka” nie jest już wymarzonym poziomem opalenizny dla kobiety z klasą, to pewnie sporo z Was zgodzi się ze mną, że ciemniejsza skóra latem w naturalnym wydaniu wygląda bardzo ładnie. Tu podsyłam Wam link do wpisu z cyklu Last Month z zeszłego roku gdzie znajdziecie parę polecanych produktów (mocno przemyślałabym jednak ten z Collistara, nie wiem czy trafiłam na felerną partię, ale dwa ostatnie egzemplarze nie sprawdzały się zbyt dobrze) i do wpisu w całości poświęconemu opalaniu (w którym zresztą polecam dokładnie ten sam produkt co dziś). Najbardziej lubię samoopalacze w sprayu, bo nie brudzą rąk, bardzo szybko się wchłaniają (po chwili są właściwie niewyczuwalne), a przy odrobinie wprawy nie zostawią żadnej smugi. Aby wszystko się udało produkt musi być jednak idealny – ja polecam ten od Marc Inbane (jeśli kupicie ten samoopalacz na stronie beabeleza.pl to otrzymacie maskę Choice w wybranym przez siebie kolorze gratis).

   To ciągłe gadanie o dokładnym peelingu przed nałożeniem samoopalacza może zniechęcić każdego, ale nie będę w związku z tym ściemniać, że można ten etap pominąć. Wolę raz w tygodniu naprawdę mocno wyszorować ciało (teraz używam do tego takiej naturalnej rękawicy – zapewnia odpowiedni poziom złuszczania i można ją dać do prania po każdym użyciu) a potem dokładnie nałożyć produkt samoopalający. Pamiętajmy, że czym innym jest balsam stopniowo brązujący (który można używać codziennie), a czym innym samoopalacz z prawdziwego zdarzenia, do nałożenia którego naprawdę warto się przygotować. ​

   Nie ma genialnego sposobu na opaleniznę, który pozwoli nam uzyskać idealny kolor na długi czas w zdrowy i szybki sposób. To zawsze proces składający się z kilku etapów i wymagający konsekwencji. No i idealnych kosmetyków. 

2. Zielona herbata na upały. 

   Mój ulubiony produkt od marki Kire Skin to chyba tak zwany „krem sfermentowany” i tonik z czarną herbatą i wodą figową, który w upale jest jak zbawienie dla mojej przegrzanej skóry. Czarna herbata to sam w sobie świetny kosmetyk na tropikalne warunki, ale tu mamy też sfermentowaną wodę ryżową, która stabilizuje pH skóry, zatrzymuje w niej wilgoć, zwiększa jej elastyczność i zwęża pory, oraz ekstrakt z gruszki i figi (o wszystkich aktywnych składnikach przeczytacie tutaj). Marka Kire Skin robi wszystko aby jej produkty można było uznać za kosmetyki przyszłości – poza naturalnym składem, pięknymi minimalistycznymi opakowaniami, marka nie testuje na zwierzętach, nie używa składników pochodzenia zwierzęcego, a etykietach widoczny jest zawsze kod QR i napis Brajlem z myślą o osobach niewidomych. Mam dla Was świetny rabat od marki Kire Skin – aż 15% rabatu do końca roku, jeśli użyjecie kodu MLE (na wszystko!).

3. Zawsze pod ręką i dostępny od zaraz. 

   Kosmetyk powinien odpowiadać na potrzeby swoich użytkowniczek. Na nieprzemyślane produkty nie ma miejsca w dzisiejszym świecie. Mamy naprawdę duży wybór więc nie musimy używać i nosić czegoś, co w jakimś aspekcie nas ogranicza, jest niewygodne albo zabiera nam za dużo czasu. Nawet marki drogeryjne wiedzą, że w dobie internetu nie opłaca się wypuszczać produktu, który będzie słaby, bo klientki błyskawicznie wymieniają się informacjami. A skoro już mowa o markach dostępnych w drogeryjnych sieciówkach, to na pewno wiele z Was kojarzy produkty Yope. Ja sięgam po nią zawsze gdy skończy mi się na przykład mydło w płynie, a zawczasu nie zamówię czegoś z internetu, bo to jedne z niewielu produktów, które są super, a jednocześnie są łatwo dostępne. Teraz ta ekologiczna marka ruszyła z linią do pielęgnacji twarzy (dostępna również w Hebe). Miałam okazję wypróbować dwa produkty – żel do mycia i płyn micelarny. Na pewno pierwszą rzeczą, która rzuca na kolana jest ich zapach. Bardzo naturalny, a jednocześnie intensywny. Wiecie, że żel do mycia twarzy to kosmetyk, który zużywam w dużych ilościach (codziennie stosowanie także na skórę szyi i dekoltu) i jestem wobec niego bardzo wymagająca. Ten od Yope WAKE UP CHEERS CHARDONNAY + GRUSZKA na pewno jeszcze nie raz zagości w mojej kosmetyczce – skóra jest po nim ładnie naprężona ale nie napięta, pory są bardzo zwężone, no i oczywiście usuwa makijaż. (polski produkt, 98% składników pochodzenia naturalnego).

4. Zmiana podkładu, bez żalu. 

   Tego lat maluję się rzadziej i delikatniej niż wcześniej. I nie jest to wynik braku czasu czy chęci (chociaż miło jest to pierwsze zaoszczędzić). Po prostu mam wrażenie, że z każdym tygodniem moja skóra wygląda dzięki temu lepiej. Staram się też coraz częściej wybierać kosmetyki kolorowe, które jednocześnie pielęgnują skórę. Najtrudniej było mi ograniczyć podkład – od lat używałam Double Wear od Estee Lauder bo ma naprawdę świetne krycie, ale od dobrych kilku miesięcy  „rozcieńczałam” go już w kremie BB. Nie wiem czy to zasługa akcji podobnych do „body positive” i coraz większej liczby nieretuszowanych zdjęć, ale widok skóry perfekcyjnie pokrytej podkładem po prostu przestał mi się podobać. Nigdy nie byłam fanką „efektu maski”, ale teraz wolałabym już chyba prowadzić rozmowę z liściem pietruszki przyklejonym do jedynki niż mieć świadomość, że podkład odznacza mi się w załamaniach skóry, a twarz wygląda na mocno umalowaną. Dziś wydaje mi się to równie nieestetyczne, co wypryski. Tylko, że same to sobie robimy i jeszcze marnujemy na to pięć cennych minut każdego dnia, a na wypryski mamy ograniczony wpływ.

   Odkąd do Trójmiasta przyszło prawdziwe lato z podkładu w ogóle zrezygnowałam. Przy wysokich temperaturach nie wtapiał się ładnie w skórę, a ja cały czas miałam poczucie, że mam coś na twarzy. Przerzuciłam się na coś dużo lżejszego – Fortefusion Color Change od Yonelle. To produkt idealny na plażę, upał w mieście… i na dzień w biurze. Krem chroni skórę przed promieniami UV (SPF30)  oraz światłem niebieskim emitowanym przez ekrany komputerów i smartfonów. W momencie zetknięcia się ze skórą krem zaskakuje zmianą koloru z białego na cielisty (możecie zobaczyć na zdjęciu). Uwolnione drobinki pigmentu momentalnie nadają skórze świeży, wypoczęty wygląd. Po nałożeniu kremu można dodać na przykład róż (byle nie sypki, tylko w kremie), ulubiona pomadkę, odrobinę rozświetlacza, tusz do rzęs i na pewno efekt nie będzie za mocny. Z gamy produktów marki Yonelle polecam też ten świetny krem na noc z melatoniną.  

5. Efekt "wow".

   Wierzę w to, że stosując dziś dobre kosmetyki i dopasowane zabiegi nie będą mnie kusić bardziej inwazyjne przedsięwzięcia odmładzające w przyszłości. Nie chcę ich robić i nie bardzo też przekonuje mnie ich efekt, ale ładną i młodą skórę chciałabym zachować jak najdłużej. Odnosząc się do tytułu – jeśli naszym priorytetem jest naturalność, to musimy włożyć wysiłek w pielęgnację, która pomoże naszej skórze utrzymać dobrą kondycję, a nie decydować się na drastyczne kroki, które – przynajmniej w mojej ocenie – właściwie zawsze wyglądają sztucznie.

    Po trzydziestce, poza produktami do codziennego użytku, uzupełniam moją kosmetyczkę o produkty profesjonale i staram się je regularnie stosować. Wybieram maski, które mają naprawdę intensywne działanie i po których widzę różnicę. Na lato, nie tylko na specjalną okazję polecam połączyć działanie tych dwóch produktów – maska enzymatyczna Skin Zyme od Jan Marini oraz maska w płacie Bioxidea (o obu markach już wcześniej wspominałam Wam w moich wpisach na blogu tu i tu). Ta pierwsza delikatnie złuszczy naskórek i przyspieszy odnowę skóry (zalecana jest w przypadku foto starzenia skóry, trądziku różowatego i pospolitego, przebarwień i zmarszczek). Po użyciu tej drugiej zobaczycie w lustrze naprawdę duży efekt (maskę trzymam przez 30 minut). Obie maski znajdziecie w zestawie, a dniach 10-17.07 na stronie sklepu topestetic.pl trwa promocja -20% na wszystkie kosmetyki Jan Marini z okazji 27 urodzin marki. Zajrzyjcie tutaj i skorzystajcie.

kapelusz i kostium – Zara Home

   W lnianym kimonie, słomkowym kapeluszu, trzymając w ręku chłodną szklaną butelkę wielorazową zamiast nagrzanego plastiku, z nawilżoną , promienną, ale nie zakrytą cerą – tak chciałabym się prezentować całe lato. Abym po jakiś kosmetyk w ogóle sięgnęła musi być łatwy w użyciu, w opakowaniu o nienachalnym wzornictwie, wykorzystywać najnowsze technologie i mieć silne działanie. Pewnie nawet po jego użyciu będę widzieć na wakacyjnych zdjęciach jakieś swoje defekty, ale tego lata podobno wszystko wydaje się piękniejsze. 

 

*  *  *

Last Month

   Wybaczcie mi to małe opóźnienie z czerwcowym wpisem z cyklu "Last Month". Od kilku dni dostaję od Was sporo wiadomości, czy tym razem postanowiłam go nie publikować, czy może coś się stało albo blog Wam się źle wczytuje, a mi z każdym tym zapytaniem robi się ciepło na sercu, że blogowa społeczność pamięta o mnie i wciąż upomina się o więcej. Czerwiec był piękny, ale moja efektywność już trochę spada i w połączeniu z wyjazdem do Warszawy spowodowała małe opóźnienie. Mam nadzieję, że spora liczba zdjęć trochę Wam wynagrodzi tę obsuwę ;). 

   Tyle pięknych chwil udało mi się uwiecznić w tym miesiącu, że przeglądając dzisiejszy Last Month łatwiej jest zapomnieć o tych trudniejszych czy mniej uroczych momentach, których również nie brakowało. Taka wybiórcza pamięć fotograficzna ma więc – przynajmniej dla mnie – swoje plusy, nawet jeśli przekłamuje trochę obraz tego, jak wyglądała rzeczywistość. Piękne kadry to tylko urywek z życia, złapane w najprzyjemniejszych i najfajniejszych momentach – podejrzewam, że Wy również częściej łapiecie za aparat na wakacjach niż siedząc we wtorek w biurze ;). A jeśli macie jeszcze trochę sił i parę minut wolnego, to zapraszam na dzisiejsze zestawienie. 

1. Droga przez Krokową. Dłuższa, ale taka piękna, że warto. // 2. Dzień Dziecka skończyliśmy na karuzeli w Gdańsku. Bo wolimy dawać wspomnienia niż kolejną zabawkę… // 3. A Pani ze Szwecji? // 4. W restauracji. Początki były naprawdę trudne, ale dziś Portos zachowuje się w takich miejscach wzorowo i czasem staje się niemal niewidoczny. // 

Ruszamy w stronę toskańskiego słońca!

1. Takie widoki w Toskanii naprawdę nietrudno znaleźć. // 2. Przebarwienia… mam już trochę i więcej nie chcę! // 3. Zapach na ten sezon. Letni i głęboki. // 4. Powrót do klimatów "retro". // 

Najbardziej urokliwa restauracja w Montalcino. 

1. Ciekawe kto mieszka za tymi drzwiami? // 2. Gotowi na zwiedzanie (spodenki i kapelusik z Zary) // 3. Restauracja przy miejskim ratuszu. // 4. To nie jest obraz impresjonisty tylko "złota godzina" w toskańskim wydaniu. // 

1. Nad basenem. Pogodę mieliśmy w kratkę, więc gdy w końcu wyszło słońce to korzystaliśmy ile się dało. // 2. A tu już szukam cienia, bo jednak za gorąco… // 3. Raj – tak pięknej zielonej przestrzeni jeszcze nie widziałam. A u nas w ogrodzie nawet trawa nieskoszona. // 4. Polskie produkty w Toskanii czyli Vogue, krem z filtrem i jedwabna gumka do włosów – wszystko od polskich marek. // 

Śniadaniowa uczta po włosku. 1. Czasami warto uciec w cień. // 2. "Glutenfree" czy może jednak "Glutentak"? // 3. Co wspólnego mają spaghetti i sandały? Wpis z tego urokliwego kadru znajdziecie tutaj. / 4. Niby poszliśmy zrobić mój look, ale wszyscy i tak robili zdjęcia komuś innemu ;). Sukienka jest od polskiej marki Louisse i jest w ciągłym użyciu.Mój zdolny fotograf i jego nowa, ulubiona modelka. Chyba właśnie wygryzła mnie młodsza konkurencja. 1. W stronę cyprysów. // 2. Oliwa i chleb na stole. To my już chyba nic nie zamówimy ;). // 3. Mistrz pierwszego planu. // 4. Szachownica w wersji odzieżowej.  // Stały towarzysz wszystkich podróży, który wymaga niemniejszego szacunku, co pozostali członkowie grupy – Sir Nene. 
1. I pomyśleć, że wszyscy pakowaliśmy się sami i bez konsultacji z resztą… // 2. Te kadry przy starym zamku aż się prosiły o więcej zdjęć. // 3. O takim wieczorze marzyłam… // 4. Oberwanie chmury równa się czas na kawę. // Po powrocie do Trójmiasta przywitała nas idealna pogoda. W weekendy kierowaliśmy się więc w stronę Lubiatowa i naszej ulubionej plaży. Woda trochę jeszcze zimna, ale i tak goniłyśmy fale. 1. Ja mówię, że już idziemy, ale chyba nie mam siły przebicia. // 2. Więcej zdjęć tego stroju wraz z opisem znajdziecie tutaj. // 3. Stoliki powoli zapełniają się przyjezdnymi. To plaża przy sopockim Sheratonie. Lubimy tu napić się kawy w weekendy, gdy turyści jeszcze śpią po wieczornych szaleństwach. // 4. Najlepszy "Look of The Day" w minionym miesiącu. // I kolejny piękny, upalny dzień. Orłowo o poranku.
Książka w formie audiobooka i duuuużo wody, czyli fala gorąca w natarciu. 
Gdy pięć godzin na plaży to nadal za mało. … ale były też takie burzowe dni. Kalosze, parasol i długie czyszczenie łap Portosa. 1. Nowy sezon "Domku na prerii"? // 2. Zaglądaliście może do showroom'u w Gdańsku? Pamiętajcie, że jeśli pogoda w Trójmieście Was zaskoczy (co jest u nas całkiem normalne :)), to w Iconic Design na ulicy Lelewela znajdziecie mnóstwo propozycji od MLE na różne okazje i warunki pogodowe. // 3. Dzień dobry, kawa stygnie! // 4. Lobos, czyli coś małego, pięknego i perfekcyjnie wykonanego… // To polska marka stoi za tak pięknie dopracowaną torebką ze skóry. 
Marka Lobos została założona w 2018 roku przez rodzeństwo Monikę i Patryka, absolwentów cenionych uczelni artystycznych i biznesowych. Ich życie nieustannie krąży między niezwykłymi miastami, a zarazem ważnymi dla Lobos rynkami – rodzinnym Krakowem, Warszawą, Mediolanem i Londynem. Każda torebka jest wykonywana ręcznie w Polsce z wysokiej jakości włoskich skór. W czasie produkcji wykorzystuje się innowacyjne techniki, takie jak ręczne malowanie, projektowanie graficzne, skórzana mozaika czy sztuka tatuażu, które podkreślają wyjątkowość każdego projektu. I to widać – torebka jest naprawdę pięknie wykonana. 1. Nasz magazyn powoli robi się pusty. Jeśli upatrzyłyście sobie którąś z naszych sukienek, to spieszcie się! // 2. 36.5 :). // 3. Myślałam, że tego dnia wszyscy będą oglądać mecz Polska – Hiszpania, a okazało się, że blog przechodził wtedy prawdziwe oblężenie. Przypadek? ;) W każdym razie, wpis o tym, czy bałagan może być ładny błyskawicznie wspiął się na podium popularności – jeśli nie czytałyście, to zapraszam tutaj. // 4. A kod do Duki, który był w tym wpisie został przedłużony :) // 

Gofry, czyli sprawdzony przepis na radosny uśmiech u dziecka… i męża.

1. Moje ulubione. // 2. Włosy jeszcze posklejane słoną morską wodą, ale nie ma co czekać skoro na stole czekają już gorące gofry. // 3. Zaraz podadzą flądrę z frytkami :). // 4. Jak prawdziwy eliksir z bajki. // Ten produkt ze zdjęcia powyżej to rewitalizujące serum przeciwzmarszczkowe od Senelle. Ma działanie kojące, rozjaśniające i antyoksydacyjne. Nie mogę sobie teraz pozwolić na mocniejsze zabiegi kosmetyczne więc z ogromną dbałością dobieram kosmetyki. To serum, poza działaniem przeciwzmarszczkowym, łagodzi podrażnienia oraz zmniejsza zaczerwienienia przywracając uczucie rozluźnienia napiętej skóry – używam go codziennie wieczorem przed nałożeniem kremu na noc. Zapobiega występowaniu zmian trądzikowych, intensywnie regeneruje oraz długotrwale nawadnia. Odpowiada za to: Stoechiol 1%, Witamina C Tetra E 4%, NanoCacao O 3%, czyli olejowy ekstrakt z nasion kakaowca, Oléoactif® DIAM 1%, Oléoactif® Pomegranate 2%, Witamina E, antyoksydacyjny olej z pestek pomidora, olej lniany, olej ze słodkich migdałów, olej z nasion słonecznika. Uwaga: Zawarta w serum witamina C najnowszej generacji – jest ultra stabilna. Nie ulega utlenianiu oraz nie traci swoich cennych właściwości. Jeśli jesteście ciekawe marki Senelle, to już teraz możecie kupić nieprzecenione produkty z 15% rabatem. Z kodem MLE kupicie je taniej do końca sierpnia. 1. I znów powrót do naszego ukochanego miejsca. Uprzedzając Wasze pytania o sukienkę – to &Other Stories.  // 2. Budujemy zamki na piasku. // 3. O ten parasol pytałyście mnie mnóstwo razy na Instagramie, ale już zdążył się zepsuć więc nie polecam ;) // 4. A w drodze powrotnej zakradamy się do ogrodu mamy po jaśmin. // Poniedziałki po pięknych weekendach bolą jakoś bardziej. Zwłaszcza gdy okazuje się, że materiały na płaszcze zamówione z Włoch nie spełniają naszych oczekiwań i trzeba zaczynać pracę na nowo…1. Poranna kawa dla wszystkich! // 2. Gdy niespodziewanie ktoś śpi baaardzo długo. // 3. Kanapa to ostatnio moje główne centrum dowodzenia. // 4. Koralowe piwonie. Z każdym dniem zmieniają kolor i wyglądają jak z obrazu. //A tu inny stały element mojej pracy. Zdjęcia dla MLE to oczywiście moje zadanie w naszej spółce z Asią. Ale z taką modelką to sama przyjemność. Co tydzień spotykamy się abym mogła sfotografować nowości. 1. Gdy wstajesz rano i myślisz, że już prawie weekend, ale potem okazuje się, że po prostu nie umiesz korzystać z kalendarza. // 2. i 3. Gdy Twój przepis robi większą karierę od Ciebie :D. Od tygodni, dzień w dzień, oglądam relację z Waszych wypieków i nie mogę uwierzyć jaką furorę robi ten super prosty przepis. // 4. A za opaleniznę odpowiada teraz… // …ten balsam w białej butelce, który pięknie podkreśla i wzmacnia to, co pozostało po wyjeździe do Toskanii ;). Tanexpert to marka, które oferuje wiele wyspecjalizowanych produktów samoopalających. Mają w swojej ofercie na przykład kropelki, które można zmieszać z kremem do twarzy (polecam takim osobom jak ja, które tej części ciała właściwie nie opalają). Jeśli jesteście zainteresowane wypróbowaniem mojego balsamu (Desert Rose) lub innych kosmetyków od Tanexpert do użytku domowego, to mam dla Was kod rabatowy dający 15% zniżki (również na produkty przecenione). Wystarczy, że użyjecie hasła DARK15. Pamiętajcie, że każdy produkt samoopalający najlepiej nakładać specjalną rękawicą (nie brudzimy rąk i lepiej rozsmarowujemy produkt). 1. Uwielbiam jaskrawe kolory – jak widać na załączonym zdjęciu. // 2. Na ramieniu torebka, pod pachą miś w ślubnej sukience. // 3. "Słony Karmel" we Wrzeszczu. Kilo lodów na wynos poproszę! // 4. A tu już Ping Pong w gdańskim garnizonie. Również polecam! // Lecimy sprawdzić jak prezentują się produkty MLE w showroomie Iconic, a przy okazji przyjrzymy się nowej ekspozycji. 
1. Jak zawsze wszystko w biegu. // 2. Taki salon to marzenie. // 3. Sukienka, sandały i koszyk pochodzą z Massimo Dutti. // 4. I to też zabrałabym ze sobą! // Muszę wyciągnąć od dziewczyn z Iconic sposób na to, aby biały dywan po pół roku nadal był biały ;). Zapraszamy od poniedziałku do soboty :). 1. Mój kącik. // 2. Próbniki materiałów z wełny. Czas leci, a mi nic się nie podoba. // 3. Gotowa na poniedziałek. Niech Was nie zmyli ten porządek – po prostu nie widać tego, co jest pod spodem!// 4. Trzeba się najeść na zapas póki są! // Nareszcie prawdziwe truskawki. Trochę brudne, niezbyt duże, ale za to jak pachną! 
Zawsze w torebce. Sznurkowa siatka to najlepszy sposób na mniej plastiku w czasie zakupów. Przy okazji tego wyciszającego zdjęcia chciałabym zaprosić Was do udziału w badaniu, pt. ,,Dynamika wyobraźni emocjonalnej", które należy do szerszego programu badawczego z dziedziny Psychologii. Biorąc w nim udział, przyczyniacie się do rozwoju wiedzy naukowej na temat rozumienia emocji pozytywnych. Badanie ma na celu sprawdzenie, w jaki sposób ludzie myślą o swoich emocjach i jak korzystają z języka do opowiadania o nich. Zajmuje 15 minut i może być ciekawym psychologicznym doświadczeniem. Polega na wyobrażeniu sobie czegoś, co jest przyjemne i pozwala na przyjrzenie się codziennym przyjemnościom. Jeśli chcesz i możesz wziąć udział w badaniu, kliknij w ten linkUwielbiamy karty pod każdą postacią. To jeden z moich ulubionych sposobów na zabawę połączoną z nauką i na dodatek można modyfikować zasady w zależności od okoliczności (albo zabrać wszystko do torebki i wyciągnąć w strategicznym momencie ;)). Te okrągłe karty (a może bardziej pasuje określenie "żetony"?) to element gry "1,2,3 Szukam!" od Wspomagajek. W zestawie są jeszcze plansze z ilustracjami różnych scen:w mieście, na wsi, w przedszkolu, na pikniku, na basenie, na meczu. Zabawa polega na odnalezieniu elementów pokazanych na żetonach w jak najkrótszym czasie. Jeśli szukacie ciekawych gier dla dzieci to pamiętajcie o kodach zniżkowych: MLE 10 – będzie dawał 10% rabatu na dowolny produkt, a MLE15 da zniżkę 15% przy zakupie min. 2 produktów (kod ważny do końca lipca). A po piętnastu minutach już go nie było…

Wracamy do ulubionych ścieżek z dzieciństwa. Zaraz będziemy przedzierać się przez potok, do którego wpadnę po kolana ;). Oby wakacyjny nastrój Was nie opuszczał!

*  *  *

 

 

Nasza codzienna pielęgnacja w dobie Social Mediów. Którym poleceniom warto ufać? Jak rozpoznać wiarygodne profile?

   Instagram zdominował rynek „beauty”, podobnie jak świat mody, kulinaria i tematykę wnętrz. Coraz więcej trendów rodzi się na kontach społecznościowych jego użytkowników, a nie w głowach dyrektorów kreatywnych największych marek. Dotyczy to także kosmetyków – niektóre z nich zostają stworzone specjalnie z myślą o share’owaniu ich przez influencerów. Instagram już dawno przestał być po prostu aplikacją do dodawania zdjęć. Teraz to platforma za pośrednictwem której może realizować się niemal każdy. Z tej możliwości korzystają ludzie na całym świecie próbując dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Robią to z potrzeby samorealizacji, bo pragną sławy albo po prostu uznają to za dobry biznes. I tutaj pojawia się mały haczyk – komu ufać, jak rozpoznać wiarygodny profil i nie dać naciągnąć się na zakup czegoś co zostało jedynie ładnie pokazane na zdjęciu?

   Myśle, że tu aż prosi się o przykład jednej z celebrytek, która polecała suplement diety na depresję pisząc – „Pomaga i to bez recepty, BEZ PSYCHIATRY”. Po takiej reklamie możemy złapać się za głowę albo umrzeć ze śmiechu i oczywiście marzyć, aby nikt kto choruję na depresje się nie nabrał i aby nie zniechęciło go to do szukania fachowej pomocy. Ja natomiast ze swojego doświadczenia mogę napisać o sprzęcie do rolowania ud – dziewczyny na Instagramie z uśmiechem na twarzy rolują pupy, pokazują potem super efekty – jędrne pośladki bez grama cellulitu. Skojarzenia z telezakupami całkowicie na miejscu. Kupiłam go. Myślałam, że z bólu będę wyć do ściany, a sąsiedzi zaraz przybiegną z pomocą. Efekt był taki, że miałam wszędzie siniaki, a rollera oddałam siostrze, która podjęła to samo wyzwanie i też poddała się po pierwszym razie. Trudno – jesteśmy skazane na pomarańczową skórkę. Oczywiście to są te złe doświadczenia i dobrych przykładów znam więcej (po prostu słabiej zapadają w pamięć), ale nie mam wątpliwości, że nie każdy zakup z instagramowego polecenia jest trafny.

   Naiwnie zakładam, że większość popularnych kont w mediach społecznościowych jest zbudowana na autentycznym zainteresowaniu czytelników, a nie dzięki kupowaniu botów. Niestety, nawet jeśli tak jest, to nie mamy żadnej gwarancji marketingowej uczciwości ich właścicieli – to od osobowości i indywidualnych zasad każdej gwiazdy Instagrama z osobna zależy, czy podejmie się promowania czegokolwiek, czy jednak zachowa się fair wobec swoich obserwatorów i poleci tylko to, co sama faktycznie sprawdziła. Sama od lat piszę o kosmetykach i testuję ich naprawdę sporo. Może dlatego łatwiej jest mi przesiać niesprawdzone polecenia? Mam kilka sposobów na to, aby umieć przymknąć oko nawet na najbardziej sugestywną reklamą i jednocześnie wyłapać spośród gąszcza poleceń te autentyczne.

kanapa – Ikea (pokrowiec Bemz) / sukienka – H&M / stołek – WestwingNow

1. Czy warto ufać poleceniom gigantów Instagramowych typu: @negin_mirsalehi , @leoniehanneczy, @jannid, @adenorah, @mathildegoehler, @kristin_rodin, czy naszym polskim: @maffashion_official i @jemerced? Z mojego doświadczenia wynika, że tak. Kupiłam produkty @Gisou Negin , samoopalacz polecany przez Janni , używałam Cellublue z kodem od Maffashion, Jessika zainspirowała mnie do kupienia serum z witaminą C. I naprawdę, jeśli chodzi o te polecenia nie mam złych doświadczeń. Dziewczyny, które od lat pracują na swoje nazwisko, spotkały się już z każdym rodzajem hejtu i doskonale wiedzą jak ważna jest jakość polecanego produktu. Mogą przesiewać marki dowoli – propozycji dostają niezliczoną ilość (pewnie na te nieciekawe nawet nie odpisują). Z racji statusu, który tworzą im zasięgi mogą grymasić dowoli, bo to nie im zależy na tej reklamie. Jakby nie patrzeć pokazując coś, że coś działa, ręczą za cudzy produkt całą swoją osobą. Gdyby polecenia były nierzetelne komentujący nie pozostawiliby na nich suchej nitki. Tym samym mamy pewność, że ich konta są prawdziwe, nie sztucznie napędzane kupionymi obserwatorami. Natomiast Instagramerki, które są mało znane szybciej wezmą „cokolwiek”, bo nie mają dużo propozycji, dla nich nobilitacją jest to, że ktoś w ogóle chce z nimi współpracować.

2. W najpopularniejszych serwisach możemy znaleźć wiele profili, w przypadku których liczba oberwatorów jest nieadekwatna do ilości czy jakości opublikowanych treści lub też tempo ich przyrostu jest nienaturalnie szybkie. Wówczas istnieje prawdopodobieństwo, że prowadzący pozyskują swoich fanów poprzez specjalne aplikacje lub ich kupują. Sama takich propozycji dostaje przynajmniej dwie w tygodniu. Na szczęście takich „spryciarzy” jest łatwo namierzyć. Przede wszystkim sprawdzajcie czy pod zdjęciami jest nie mniej niż 5% lajków w stosunku do liczby obserwujących – jeśli tak, to super, jeśli jest dużo mniej to sygnał, że coś tam nie gra do końca. Innym sposobem jest sprawdzenie zaangażowania danej osoby – czy pod komentarzami daje serduszka, czy odpowiada na komentarze lub wdaje się w jakieś dyskusje.

3. Czy można ufać poleceniom, które pokazują się często u różnych osób? W dużym skrócie – to zależy. Jeśli producent przygotowuje nowy, ciekawy produkt, to nie ma w tym nic dziwnego, że promuje go przez wiele kanałów. Przecież gdy Samsung, albo Apple wypuszcza swoje kolejne „flagowce” to nikogo nie dziwi, że w krótkim czasie tysiące vlogerów technologicznych opisuje te telefony na swoich kanałach. Podobnie jest z kosmetykami. Szeroki atak marketingu jakiegoś produktu świadczy o tym, że producent poważnie potraktował jego przygotowanie. I tu znowu wracamy do kwestii jakości samych kont polecający dany produkt – jeśli nową rzecz promują praktycznie wyłącznie małe, początkujące influencerki, to jest to podejrzane. Jeśli jednak są wśród nich także liderzy internetu – to mamy po prostu do czynienia z profesjonalną kampanią, z której nie można producentowi czynić zarzutu.

4. Wspomniałam o efekcie „telezakupów”. Jeśli prezentowany filmik jak żywy przypomina Wam tego wesołego Amerykanina w sweterku zachwalającego genialną wyciskarkę do soków, uśmiechniętych młodych ludzi którzy „ćwiczą” rażąc się prądem, albo Joe’ya który w jednym z odcinków prezentował rewolucyjny kolec-nalewak do mleka w kartonie to wiedzcie, że coś się dzieje. Jeśli na pierwszy rzut oka pachnie to picerką i wydaje się, że nie może działać (i/lub jest bolesne i nieprzyjemne) – to zapewne tak właśnie jest – nie działa, ale za to boli i kosztuje (jak sprzęt to rolowania ud).

5. Jeśli widzimy konta prowadzone bardzo estetycznie, w których widać włożone serce , życiowe chwile, ale z małą liczbą obserwujących, to nie ma się czego bać. Jeśli szukacie takich alternatywnych kont i poleceń to zobaczcie profile @oliwiapakosz, @panianiani czy @indiasaka. Po zobaczeniu pięciu pierwszych zdjęć widać, że dziewczyny mają wrodzony dar do wyszukiwania perełek. Wydaje mi się, że tam znajdziecie nowoczesne i świadome podejście do kupowania kosmetyków. Warto przeczytać ostatni artykuł Indi (link do niego jest w jej profilu) o naszym podejściu do próbek kosmetyków (których produkcja wciąż rośnie), a ekologii.

6. Jakim poleceniom nie warto ufać? Mnie nigdy nie przekona materiał w social mediach po którym widać, że został po prostu żywcem skopiowany z materiałów przesłanych przez producenta. Takie rozwiązanie jest oczywiście wygodne dla prowadzącego profil, ale nie tylko świadczy o braku szacunku do czytelniczek, ale przede wszystkim może oznaczać, że nikt go przez wrzuceniem wpisu czy filmu nie użył. A przecież po to przeglądamy sieć, żeby poznać prawdziwe historie i oparte na nich polecenia. Bardzo cenię sobie przykłady z życia wzięte. Jak instagram to zdjęcia i stories – im bardziej skupione na samym produkcie tym gorzej, tutaj też ma znaczenie zasada oddania czegoś w życiowy sposób, pokłony idą w stronę Jessici. Fajnie też ogląda się @sazan.

7. Kluczem do prawdy jest też… czas. Jeśli widzicie, że u kogoś dany produkt pojawia się przez lata to znaczy, że dana influencenka musi naprawdę lubić ten kosmetyk. Warto też zwracać uwagę na marki, które widać na zdjęciach, ale nie są oznaczane. Czasem może to wskazywać na to, że nie sprawdziły się na tyle aby je promować, a czasem, że to zupełnie prywatne wybory ich właścicielek.

8. Przyznaję, że nie lubię reklam w których dziewczyna mówi otwarcie, że została ambasadorką danej marki. Zdecydowanie wolę pojedyncze polecenia. Oczywiście mogę się mylić, ale dla mnie podejmowanie się takich dużych zleceń wiąże się z jakimś rodzajem uwięzienia. Inaczej to wygląda jak ktoś poleca jeden wybrany kosmetyk z danej marki, bo przetestował ich kilka, niż jak musi pisać o nich co dwa tygodnie, przez pół roku. Nie ma się co oszukiwać – nie wszystkie produkty w jednej firmie zawsze wychodzą idealnie.

9. Na koniec kilka moich poleceń, które znalazłam przez Instagram i jestem z nich bardzo zadowolona:

   Krem pod oczy marki Senelle. Kupiłam go po znalezieniu recenzji u @agasava (Agata też jest z Gdyni). Krem jest naturalny – w jego skład wchodzą trzy olejki: lniany, z pestek pomidora oraz ze słodkich migdałów. Ma właściwości wygładzające, ale mnie zachwycił przede wszystkim po tym, jak zaczęłam go stosować na opuchnięte oczy (mam alergię na kwitnącą trawę) i szybko dawał ulgę przy czym niwelował też cienie pod oczami. Nie roluje się po nałożeniu podkładu. Korzystając z kodu „MLE” otrzymacie 15% rabatu na wszystko (promocja będzie ważna do końca miesiąca.

   Emulsja pod makijaż z filtrem 50 UV od BasicLab, polecenie znalazłam u @lelci (którą miałam przyjemność poznać na wyjeździe z Nike). Z kosmetykami tego typu najczęściej jest problem, że się słabo wchłaniają i trzeba trochę odczekać zanim nałoży się na nie makijaż. Tutaj marka się naprawdę postarała, bo formuła kosmetyku jest super lekka. Co ciekawe można emulsję stosować po takich zabiegach jak dermapen, mikrodermabrazja czy nawet mocnych peelingach i laserach. Kosmetyk zapewnia wysoką ochronę przeciwsłoneczną – chroni skórę przed niekorzystnym działaniem promieniowania UVA i UVB, światłem niebieskim HEV, a także niweluje negatywne skutki światła podczerwonego IR. BasicLab przygotowało dla Was kod: „MLE”, który upoważnia do zakupów z 20% rabatem na wszystko poza zestawami i produktami w promocyjnych cenach.

   Krem do twarzy „Corpo Cream” od marki Yasumi. Ten kosmetyk został mi polecony w Instytucie Kosmetycznym w Sopocie. Ma delikatny i bardzo świeży zapach. Od kiedy zaczęłam go regularnie używać nie mam problemów z wysuszaniem skóry. Jeśli poszukujecie dobrego kremu na dzień to warto go wypróbować. Jest przede wszystkim dedykowany osobom mieszkającym w dużych miastach, spędzającym długie godziny przed ekranem komputera i przesiadających w klimatyzowanych pomieszczeniach (ja, ja i jeszcze raz ja). Obecnie na stronie został przeceniony o 30%.

   O produktach od ZojoElixirs piszę Wam regularnie. Tym razem uratował mnie ich kolagen. Pisałam  już parę razy, że miałam mega wielki problem z nadmiernym wypadaniem włosów. Czego to ja nie próbowałam przez te kilka miesięcy… ale najbardziej pomogły mi ampułki Seboradin (z tym, że one wzmagają szybszy porost włosów, nie do końca zatrzymują ich wypadnie) i regularne picie kolagenu. Każdy dzień zaczynam od szklanki letniej wody i dwóch miarek proszku. Efekty widać już po pierwszym tygodniu. Warto też taką kurację podtrzymać przez 3 miesiące, wtedy efekty są spektakularne – obecnie nie mam żadnych problemów z włosami i zero wyprysków na skórze. Może to przypadek, a może znalazłam antidotum na swoje problemy. Zojo Elixirs też możecie teraz kupić w lepszej cenie – kod „Zojo” daje 20% zniżki na wszystko. Uwaga! Rabat będzie ważny do końca wakacji (koniec dopiero 31.08.2021).

   I na koniec jedna z moich ulubionych marek, którą bardzo często polecam – czyli Balneokosmetyki. Teraz mają w ofercie nową serię kosmetyków, która bazuje na aloesie i ogórkach. Pachną niesamowicie – świeżo i naturalnie. W zestawie jest krem do twarzy oraz dwa produty do demakijażu. Olejek (polecam jeśli lubicie mocny makijaż, ale nie lubicie go potem zmywać przez dwadzieścia minut) i delikatną piankę. Ja na co dzień używam tylko podkładu, więc najczęściej korzystam z samej pianki. Po jej użyciu skóra jest bardziej naprężona i nawilżona. Kem natomiast działa na skórę kojąco i mocno nawilża. Produkty są bardzo wydajne – używam ich na codzień od 2 miesięcy i na pewno jeszcze wystarczą na kolejne dwa. Do końca czerwca możecie skorzystać z kod „czerwiec” – upoważnia do zakupów z 25% rabatem na cały asortyment.

   Jestem bardzo ciekawa Waszych komentarzy – koniecznie dajcie znać czy znacie jakieś fajne profile na Instagramie, z których można czerpać inspiracje? Lub chcielibyście się podzielić z nami Waszymi kosmetycznymi odkryciami? Albo porażkami? :D

 

Last Month

   "To co? Jemy lody?" – to zdanie padało u nas w domu dosyć często w ostatnich tygodniach. Nasze ulubione trójmiejskie lodowe manufaktury znów się pootwierały i korzystamy z tego na całego. Macham też ręką, gdy widzę, że kupują kolejnego gofra z bitą śmietaną i truskawkami – w domu czeka zupa, a tego białego sweterka już pewnie nie upiorę, ale udziela mi się nastrój wolności i radości. Burgery na plaży? Nie ma problemu. Skakanie w błocie? Chętnie się przyłączę. W ogrodzie rwę bez z drzewa jakby jutra miało nie być (a tak go zawsze żałowałam w poprzednich latach) i rozstawiam po całym mieszkaniu. Pierwsze truskawki jemy garściami i nie szczędzimy do nich miodu. I ciągle się spóźniamy, bo "żal było się zbierać". 

   Żegnam ten wyjątkowo zimny maj długą fotograficzną relacją. Wydawało mi się, że w ostatnich tygodniach odpuściłam trochę ze zdjęciami – bardzo chciałam być "tu i teraz" i przeżywać chwilę zamiast je uwieczniać, ale jak widać wyszło na opak ;). 

1. Powoli wracamy do normalności. Podróż w nowej rzeczywistości była ciut inna, czasem bardziej skomplikowana, ale cieszyła jak nigdy. // 2. Ten zestaw uratował moją wyjazdową garderobę – uwielbiam go. // 3. Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że w przypadku tego zdjęcia hasztag #tbt zupełnie nie pasuje. // 4. Pierwsze wakacje bez wózka! // Kamenjak. Odkrywamy chorwackie zakątki.1. Valamar, czyli raj dla dzieci… i dla rodziców w sumie też! Znacie? // 2. Chociaż kupowałam te brzydactwa z bólem serca to muszę przyznać, że świetnie się sprawdziły. // 3. Mój basenowy niezbędnik. // 4. Wnętrze nie musi być w paryskim stylu, żeby mnie ujęło. // Mój zestaw na spacer po Rovinj. Maseczkę mam od Moye, torebkę z Chanel, kurtka to oczywiście MLE, a klapki – Hermes. 1. Niebieski dresik wrócił z prania! // 2. Piękne lobby hotelu Grand Park. // 3. Poranna kawa pomaga złapać kontakt z rzeczywistością. // 4. Moja mama kupiła ten plecak, gdy miałam 12 lat (czyli nosi go od 22 lat). A ja wciąż jej go zazdroszczę :). // Mój sweter to kolekcja MLE sprzed dwóch lat, legginsy to jakieś zwyklaki – chyba z H&M. 1. Wyjazdowy zapas kosmetyków. // 2. Łapię słońce – pierwszy raz w tym roku! // 3. Najfajniejsza para jaką znam! // 4. Proste zestawy są najlepsze. // Ruszamy w drogę powrotną. I już nie możemy doczekać się kolejnej wyprawy!1. Tak. To już na pewno maj. // 2. A u nas w Trójmieście temperatura wciąż rześka. // 3. Oczekiwanie na otwarcie restauracji. Chociaż do takich pikników można było się przyzwyczaić. Tę kolację na wynos zamówiliśmy w gdyńskim Luisie.. // 4. Ok. Byle nie w poniedziałek. // Długie majowe (i chłodne) wieczory. Cały ten wpis zobaczycie tutaj1. Resztki z bukietów trafiają na ten stolik. // 2. Nieee… moje stroje w maju w ogóle nie były monotonne… // 3. Jednego dnia wydają mi się za ciemne, a innego za jasne. // 4. Gdy idziesz zajrzeć do pokoju córki i widzisz, że łóżko samo się przesunęło… // Wybieracie się do Trójmiasta? Jeśli przyjedziecie i zorientujecie się, że Wasza walizka nie ma tego, czego potrzebujecie to wpadajcie do Iconic w Gdańsku. Znajdziecie u nas opcję na plażę, imprezę, spotkanie ze znajomymi i przede wszystkim sporo cieplejszych miękkich i świetnie jakościowych ubrań, które po powrocie z wakacji też będą Wam służyć. 1. A jeśli pogoda w Trójmieście Was zaskoczy (co jest u nas zupełnie normalne ;)) to w showroomie w Gdańsku znajdziecie ratunek. // 2. One się ewidentnie opalają. // 3. Summer gold. W tym wpisie znajdziecie dokładny link do modelu kolczyków ze zdjęcia. // 4. Ulubione okulary w tym sezonie. // Przepis na idealne placki? Bardzo proszęKiedyś nagram Portosa jak wita swoją paczkę. Niby wszystko hermetycznie zapakowane, ale on dostaje świra i wygląda jakby stepował ;). Bardzo ostrożnie podchodzę do karm dla psów, ale tę mamy już dobrze przetestowaną i wiem, że mogę ją spokojnie polecić (a od razu mówię, że spanielowy żołądek nie należy do mało wymagających). Fitmin to karma półmiękka (znacznie trudniej dostępna niż klasyczna "sucha"), dzięki czemu zadowoli nawet najwybredniejszego czworonoga. Oczywiście nie posiada konserwantów ani niezdrowych dodatków. Zresztą najlepiej same sprawdźcie skład. Z kodem MLE25 otrzymacie 25% rabatu na wszystkie produkty. Będzie łączył się także z aktualnymi promocjami, czas działania kodu to 1.06-30.06.1. Jest zimno i mokro, ale i tak chodzimy po Sopocie ile się da! // 2. Słońce to najlepszy budzik. // 3. Jedna z moich trzech propozycji fryzur na lato. Więcej znajdziecie w tym wpisie. // 4. Czas na zimny prysznic. // Szykujemy się na sesję MLE – gdzieś w szafie zgubiłam naszą prototypową sukienkę – będzie dym, jak Asia się dowie ;). 
1. Akurat był w niej elementarny porządek więc zajrzałam z aparatem do środka. // 2. Tak, czuję się niewyraźnie ;). // 3. To jest ten moment w roku. Właściwie to już po nim. // 4. Najlepszy odświeżacz powietrza. // Po powrocie z Chorwacji powitała nas taka eksplozja zieleni. "Przestańmy być grzeczni, bądźmy sobą". Jeśli miałyście kiedyś poczucie, że za wszelką cenę chcecie sprostać oczekiwaniom otoczenia i macie problem z otwartym komunikowaniem swoich poglądów i potrzeb to warto zajrzeć do tej książki. Ja już jakiś czas temu zrozumiałam, że niezależnie od tego jak poprawnie się zachowuję i jak bardzo unikam kontrowersji nie każdy będzie mnie lubił – dobrze było po tej lekturze utwierdzić się w przekonaniu, że każdy z nas ma prawo głosu i tłamszenie go nie ma sensu. Groszek to moje prawdziwe uzależnienie. A sukienka jest z &Other Stories. 1. Można walczyć o swoje i jednocześnie szanować innych. Tak przynajmniej twierdzi autor ;). // 2. Wełniany sweter na przełomie maja i czerwca to teraz standard.  // 3. Poczta kwiatowa w Dniu Mamy. Albo mamy nad wyraz zaradną dwulatkę albo jej tata się pod nią podszywa ;). // 4. Łupy z rynku. Smakują już naprawdę nieźle! // Lubię ten zlew. Jest z IKEA, ale kupiliśmy "używkę" z olx :D. I planujemy przemontować go też do nowej kuchni :). Te dwa detergenty, które stoją u mnie na zlewie to płyn do mycia kuchni i płyn do mycia naczyń od Herbi Clean. Wszystkie produkty Herbi Clean – w tym ziołowy płyn do mycia kuchni – zostały stworzone na bazie składników pochodzenia naturalnego, nie zawierają związków chloru, amoniaku, EDTA, etanoloaminy, triklosanu, fosforanów, glikolu etylenowego, SLS, składników pochodzenia zwierzęcego, ani PEG-ów. Są w pełni bezpieczne dla zdrowia, przyjazne ludziom i nie są testowane na zwierzętach. Obydwa produkty zawierają ekstrakt z żołędzi – badania naukowe, przeprowadzone m.in. przez polskich naukowców, zaowocowały odkryciem wysokiej skuteczności zawartych w żołędziach tanin. Silne działanie antybakteryjne tych naturalnych związków chemicznych wytwarzanych przez rośliny jest porównywalne do działania antybiotyków – a to oznacza, że skutecznie czyszczą nasz dom. Płyn do mycia naczyń dodatkowo zawiera ekstrakt z aloesu, dzięki czemu nie podrażnia skóry dłoni i ma 90% składników pochodzenia naturalnego. Jest tylko jeden problem – po ich stosowaniu ciężko wrócić do detergentów z drogerii ;). 
Przy okazji mam dla Was kod rabatowy na cały asortyment w sklepie Herbi Shop o wartości 20%. Wystarczy, że użyjecie hasła MLE (kod ważny do 6 czerwca).  Pracujemy w ogrodzie, wspólnie najmilej! W Dzień Dziecka kolekcjonujemy wspomnienia – nie przedmioty. O tę sukienkę miałam w ostatnim tygodniu dziesiątki zapytań więc odpowiadam wszystkim za jednym razem. To sukienka od Carry (wybrałam rozmiar 34), którą nosi się po prostu świetnie. Ktoś tu kocha prace ogrodowe (w przeciwieństwie do rodziców).Z tego zaraz zrobię coś pysznego.
Najpierw złapałam się za głowę, że w naszej maleńkiej kuchni pojawił się kolejny przedmiot, ale teraz już się z nim przeprosiłam i wygospodarowałam nawet stałe miejsce na blacie. To podobno mercedes wśród wyciskarek – tylko 40 obrotów ślimaka na 1 min. (cokolwiek to znaczy), aż 430 W mocy wyciskania, laserowa metoda cięcia sita oraz konstrukcja umożliwiająca wyciskanie większości warzyw i owoców w całości i bez obierania. Przekładając to na język laika – po prostu działa super. Nieprzekonanym powiem tylko, że można też w niej przygotować masę na placki ziemniaczane :D. Podaję dokładną nazwę modelu: 4Swiss BM202 x JJ (jakość i bezpieczeństwo wyciskarek 4Swiss potwierdzają badania szwajcarskiego Laboratorium Intertek).Zamiast kawy. Aby zrobić taki sok potrzebujecie: 3 jabłka, 2 gruszki, 2 pomarańcze, 6 łodyg selera naciowego i sporą garść świeżych liści szpinaku (no i oczywiście wyciskarkę). Owoce i warzywa dokładnie myjemy. Jabłka i gruszki obieramy ze skórki, kroimy na kawałki i wraz z gniazdami nasiennymi przerzucamy do miski. Podobnie robimy z pomarańczami. Łodygi selera naciowego kroimy na kawałki i wrzucamy do miski dodając jeszcze szpinak. W ten sposób przygotowane składniki możemy przepuścić przez wyciskarkę. Szpinak najlepiej dodawać partiami pomiędzy owocami i selerem. Smacznego! 1. A w czym Wy pijecie lemoniadę? // 2. Takie prezenty cieszą najbardziej. // 3. Pobudka z dinozaurem i panem Nene. Kiedyś to było podobno łóżko rodziców. // 4. Moje ulubione smaki…słony karmel, śmietanka, hibiskus i Knoppers. Taki kilogram na jeden wieczór jest idealny. //Z mojego ogrodu. 1. Dlaczego nie ma takich perfum? // 2. Truskawka, koperek, tymianek – zobaczymy co wyrośnie. // 3. Widok z okna w sypialni. // 4. Nagrodę za najlepszy balsam do ciała dostaje w tym miesiącu Amaderm. // O wilku mowa. Balsam nawilżający od Amaderm to delikatny preparat do ciała przeznaczony do pielęgnacji skóry suchej, szorstkiej i odwodnionej. Dzięki lekkiej konsystencji balsam łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, nie pozostawiając uczucia lepkości. Nie wiem czy słyszałyście kiedyś o działaniu mocznika ale to najbardziej skuteczny, naturalny humektant (czyli walżacz). W zależności od wykorzystanego stężenia może dodatkowo posiadać działanie kreatolityczne (zmiękczające) oraz keratoplastyczne (złuszczające). 1. Te brzoskwinie jeszcze nie wiedzą co je czeka… na stories podrzuciłam Wam ostatnio link do jednego z najczęściej odtwarzanych przez Was blogowych przepisów (dodaję również tutaj). Wiem, że wiele z Was pokochało to ciasto i wcale się temu nie dziwię. Jeśli macie w domu jajka, mąkę, cukier puder, olej (najlepiej roślinny), jogurt naturalny, białą czekoladę, morele, cytrynę i proszek do pieczenia to możecie śmiało zaczynać pieczenie. // 2. Piękne stare wydania. // 3. Witamy na pokładzie. // 4. Dzień dobry, pobudka śpioszku.  // Gdy ukochana Kuzynka pozwala się pobawić swoim mysim domkiem. A ja wciąż nie mogę się zdecydować czy decydujemy się właśnie na zbieranie Sylvanianek, Playmobila czy Maileg. Wszystkiego po trochu chyba nie ma sensu, ale tak ciężko postawić na jedno ;). 1. Bądźmy dziećmi dziś i na zawsze! // 2. Na Dzień Dziecka proste desery są najlepsze. // 3. Rozpoczynamy przetwarzanie! // 4. Mały postój na przekąskę. Każdy dobiera własne dodatki do zapiekanki. // Ja w Dzień Dziecka dostałam najlepszy prezent z możliwych – kwiaty do grządek. Dziękuję Paniom z NarcyzaMój kochany zwierzyniec. 
Takie niebo to zapowiedź pięknego lata…

*  *  *

 

 

Trzy naturalne fryzury na lato z użyciem prostych akcesoriów i kilka pielęgnacyjnych poleceń.

   Spinka w szylkretowy wzór, duża miękka opaska i jedwabna mocna gumka z doszytą wstążką – te trzy proste akcesoria pozwalają mi na chwilę zapomnieć o tym, że chciałabym coś zmienić.

   Jestem jedną z tych kobiet, które marzą o jakiejś oryginalnej fryzurze, bobie o długości tuż za ucho, grzywce jak u Jane Birkin czy o słomkowym blondzie, ale jednocześnie ubolewa za każdym, gdy podetnie końcówki o grubość kartki. Niby wiem, że najbardziej lubię siebie w długich włosach, bez cieniowań, ale wciąż łudzę się, że odnajdę kiedyś dla siebie coś bardziej wystrzałowego. Ta wiara pchnęła mnie w zeszłe wakacje do (któregoś już z kolei) własnoręcznego ścięcia grzywki w stylu paryskich ikon nonszalancji (Jeanne Damas) i powiem tylko, że po roku cieszę się, że ślad po niej powoli się zaciera.

   Moje codzienne fryzury są bardzo proste nie wymagają właściwie żadnych umiejętności (uwierzcie mi, że wiem co mówię). Ponieważ zapytań o pielęgnację włosów jest bardzo dużo, to podsyłam jeszcze link do starego artykułu (jak układam włosy po myciu i jak je rozjaśniam), a dziś szybko opiszę tylko co zmieniłam.

   Przede wszystkim moje włosy od jakiegoś czasu zaczęły się kruszyć na końcach. Być może to kwestia za mocnego wiązania gumki, nie używania odżywki po myciu (tak, zdarzało mi się to dosyć często) albo po prostu słabszych włosów. W Waszych komentarzach czytałam też sporo negatywnych opinii o szamponie, którego regularnie używałam (mowa o tym niebieskim, który gasi żółty odcień), więc postanowiłam go zmienić. Trochę szkoda, bo jego wielką zaletą jest nie tylko cena, ale też dostępność (można go kupić w zwykłej drogerii, przy okazji uzupełniania pieluch i proszku do prania). Muszę jednak przekonać się, czy to nie on jest przyczyną siana, które ostatnio wyrasta mi na głowie, więc odstawiam go na jakiś czas.

   Pamiętam jakie było zdziwienie mojej mamy jak zobaczyła u mnie w łazience te kostki i dowiedziała się, że to szampony, a potem jeszcze większe, gdy jeden jej udostępniłam i okazało się, że są super. Parę razy, po tym jak pokazałam je kiedyś na blogu, słyszałam pytania czy to w ogóle wygodne i faktycznie warto spróbować. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek skórne problemy głowy, to na pewno będzie zachwycony tym produktem (super sprawdza się jako kosmetyk unisex), a właścicielki „trudnych włosów” na pewno docenią ich miękką, a jednocześnie nie puszącą się teksturę po użyciu kostek. Mój numer jeden to opcja z kokosem, ale chętnie używam też tej z mango (ma oszałamiający zapach i jest dobrym emolientem, wyraźnie wygładza, zabezpiecza przed uszkodzeniami mechanicznymi, tworząc na włosach film ochronny). Nie będę już nawet wspominać o wątku ekologicznym, ale jeśli ktoś ma ochotę to może poczytać więcej tutaj. Dla wszystkich zainteresowanych przetestowaniem takiego szamponu mam kod rabatowy dający 20% zniżki na zakupy w sklepie Herbs&Hydro. Wystarczy użyć hasła Spring2021.

     Jeśli cofniecie się do starego wpisu o włosach, zobaczycie, że jeśli chodzi o pielęgnację włosów to jestem naprawdę lojalna wobec marek :). Szampon zmieniam po jakichś dziesięciu latach i w ogóle bardzo rzadko decyduję się na coś nowego. Kosmetyki naturalne od marki John Masters Organics to też coś, co używałam przez bardzo długi czas (nie wiem czemu mam wrażenie, że w Polsce są bardzo mało znane). Teraz do nich wracam, bo pamiętam, że kiedy je stosowałam to moje włosy były w dużo lepszej kondycji. Poza odżywką dla włosów suchych, zniszczonych i farbowanych Lavender & Avocado Intensive Conditioner zamówiłam też mleczko z różą i morelą (Hair Milk With Rose And Apricot), które nawilża i odżywia włosy, ułatwia stylizację oraz chroni przed wysoką temperaturą czy promieniowaniem UV. Kosmetyki tej marki (również w super zestawach) dostępne są w sklepie internetowym Topestetic, gdzie znajdziecie szeroki wybór topowych profesjonalnych marek kosmetycznych. Mam też dla Was kod rabatowy dający 15% zniżki na wszystkie kosmetyki naturalne John Masters Organics w sklepie Topestetic. Wystarczy, że w koszyku przy składaniu zamówienia użyjecie hasła JMO15 (promocje nie łączą się, kod ważny jest do 19.05.2021).

Ale co z kolorem moich włosów? Bez odpowiedniego tonowania na pewno bardzo szybko wpadłyby w ciepłą tonację. Łatwo było podjąć decyzję o zmianie szamponu, ale prawda jest taka, że używałam go tak długo, bo po działał na ten problem. Na szczęście na rynku jest już sporo innych opcji, które (przynajmniej w teorii) powinny być mniej agresywne dla włosów. Ja wybrałam maskę Medavita Choice Mask Argento w kolorze srebrnym (sama maska ma kolor fioletowy). Poza tym, że utrzymuje odpowiedni ton, to ma działanie nawilżająco-nabłyszczające, w jednym zabiegu przywraca kolor i intensyfikuje naturalne refleksy. Zawiera Amino Concentrée, wyciąg z ziaren Czarnej Borówki oraz Olej kokosowy. Nie zawiera amoniaku.  

1. Teoretycznie sposób wykonania tej fryzury można by ograniczyć do zdania „zwiąż włosy gumką na czubku głowy”, ale w praktyce trzeba pamiętać o paru rzeczach. Przede wszystkim dobrze jest zainwestować w jedwabną gumkę (bo nie niszczy włosów) z jakimś ciekawym detalem. Moja (jest od MOYE) ma doszytą wstążkę, ale ta też daje fajny efekt (chociaż trudniej związać nią włosy w ładny koczek). Posiadaczki grzywki, także tej odrastającej do których się zaliczam, mają ułatwione zadanie – jeśli macie długą grzywkę to obiektywnie oceńcie czy takie pasma dobrze wyglądają i czy są wygodne. Na pewno warto wyciągnąć cienkie kosmyki przy uszach, aby całość nie wyglądała zbyt perfekcyjnie. Podobne gumki znalazłam też tutaj i tutaj (ale sama ich nie testowałam). 

2. Pamiętam, jak nie byłam pewna czy w ogóle zostawiać sobie tę opaskę (NAKD), a teraz uważam, że to najprostszy sposób, aby wyglądać jakoś tak bardziej… „światowo” :D. Zawsze, gdy ją wkładam mam wrażenie, że klasyczny strój zyskuje pięć punktów. W tym przypadku też lubię ten efekt wyciągniętych kosmyków przy uszach. Uprzedzam jednak, że suche sztywne włosy wyglądają z taka opaską kiepsko. Muszą być wyciągnięte na szczotce albo lekko podkręcone (ja używam do tego prostownicy nastawionej na najniższą temperaturą, wcześniej wcieram we włosy to mleczko, bo chroni je przed ciepłem).

3. A to fryzura specjalnie na otwarcie gastronomii ;). Trochę sobie żartuję… ale tak właściwie to mówię całkiem poważnie. Nie pamiętam już kiedy ostatnio pojawiła się u nas okazja, abym pomalowała usta na krwistą czerwień i chciała wyglądać aż tak „wyjściowo”. Taka szylkretowa spinka (to oczywiście nie jest prawdziwa skorupa żółwia tylko imitacja) przy subtelniejszym anturażu sprawdzi się też oczywiście w czasie mniej zobowiązujących okazji. Pamiętajcie jednak o tym aby nie próbować upiąć włosów zbyt wysoko – ja próbowałam tak zrobić, ale nie ma się co łudzić, że taki mały kawałek plastiku utrzyma wszystko w górze. Spinka powinna być za uchem i jedynie „przyklepać” nasze włosy – wtedy jest szansa, że fryzura wytrzyma cały wieczór. Podobne spinki (moja jest z NAKD) znajdziecie tutaj i tutaj