Do porannej pielęgnacji twarzy i ciała potrzebuję tylko 4 polskich kosmetyków – oto one!

   Kosmetyki na mojej półce można by podzielić na dwie kategorie – te których używam każdego dnia bez wyjątku i te, których używam rzadziej. Tych drugich jest o wiele więcej. Zaliczają się do nich wszelkiego rodzaju maski (w tym momencie mam trzy), szampony (używam naprzemiennie dwóch) odżywki i oleje do włosów (przeciw wypadaniu na skórę głowy, inne na końcówki, jeszcze inne do spłukiwania), samoopalacze (mocne i słabsze, w postaci balsamu i spray'u, do twarzy i do ciała), kremy z filtrem, wszystkie przybory do manicure i tak dalej. Z kolei arsenał, który towarzyszy mi każdego ranka, to tylko cztery kosmetyki – żel do mycia i olejek do ciała oraz serum i krem do twarzy. Cała reszta to tak naprawdę dodatki. I pewnie dlatego to właśnie do tych czterech produktów przywiązuję najwięcej wagi – muszą być idealne. Od ostatniego artykułu dotyczącego kosmetyków minęło już trochę czasu, więc jeśli którejś z Was właśnie kończy się słoiczek kremu, to może uda Wam się znaleźć coś ciekawego w dzisiejszym zestawieniu. Tak jak w każdym moim wpisie – polecam tylko to, czego używam. A raczej, co  z u ż y w a m  do samego końca. Z radością też dodam, że wszystkie polecane poniżej kosmetyki są do polskich marek.

    Żel do mycia całego ciała od Phenome (na zdjęciu widzicie mój wcześniejszy zakup, poniżej znajdziecie link do aktualnie dostępnej wersji tego żelu). Uprzedzając pytania: na zdjęciu widzicie także dezodorant (tak, wiem, że wtedy wychodzi pięć kosmetyków, ale stwierdziłam, że dezodorant, czy pasta do zębów to nie do końca segment pielęgnacyjny i mogę ich nie wliczać ;)). Obydwa te produkty kupiłam za jednym razem, gdy zaopatrywałam się także w ulubione kosmetyki profesjonalne od Biologique Recherche. Takie „specjalistyczne” zakupy robię tylko w jednym miejscu – Topestetic.pl (znajdziecie tam też inną super markę Image Skincare). Jeśli macie wątpliwości, czy dany kosmetyk dobrze sprawdzi się na Waszej skórze to przez cały czas na stronie sklepu jest dostępny kosmetolog, który służy radą – sama korzystałam i polecam.

1. Żel do mycia ciała. Phenome, 69 zł.  

Cóż ja mogę napisać o żelu do mycia ciała? Przed tym, jak zostałam mamą używałam czegokolwiek (zazwyczaj była to pierwsza lepsza butelka złapana na półce w Rossmanie), a po narodzinach córki wszyscy używaliśmy jednego płynu do mycia – tego przeznaczonego dla dzieci. Nie będę twierdzić, że to objaw jakiegoś egzystencjalnego buntu, ale po półtora roku pomyślałam, że miło byłoby mieć coś, co nie ma na opakowaniu Kaczora Donalda, nie barwi wody na różowo i nie pachnie gumą do żucia ;). W stacjonarnych sklepach ciężko mi znaleźć coś fajnego, więc wszystkie bardziej „sanitarne” kosmetyki kupuję przy okazji zamawiania kremu i innych produktów do twarzy. Wybrałam żel, który naprawdę umila wczesne poranki – jego zapach jest jednocześnie kojący i pobudzający, no i wiem, że nie ma w nim zbędnej chemii. 

Podobnie jak mój ulubiony olejek z różą, ten produkt w swoim składzie ma 99% surowców naturalnych. Rozmaryn, który jest jego najważniejszym składnikiem  pochodzi z ekologicznych upraw na Sycylii i posiada silne właściwości antyoksydacyjne i odmładzające, zawiera również opatentowany składnik LycoMegaⓇ, który chroni skórę przed starzeniem się. 

2. Olejek do ciała. Veoli Botanica, 99 zł.  

W panieńskich czasach masło do ciała pachnące cynamonem albo oliwka dla dzieci były moimi ukochanymi kosmetykami, które wcierałam w siebie z wielką skrupulatnością. Ostatnio miałam jednak długą przerwę od jakichkolwiek nawilżających produktów do ciała, bo w codzienności świeżo upieczonej mamy ten kosmetyk był pierwszy do odstrzału. Niby coś tam zawsze stało na półce, ale jakoś niekoniecznie chciało mi się po to sięgnąć. W wakacje bardzo miło zaskoczył mnie ten olejek – niby kupiłam go po to, aby nawilżyć czymś suchą skórę po opalaniu, ale tak go polubiłam, że zajął honorowe miejsce przy prysznicu i stał się niezbędnym elementem  mojej codziennej pielęgnacji. Jeśli nie przepadacie za różanym zapachem, to do oferty Veoli Botanica (to naprawdę świetna polska marka) weszła ostatnio nowość – ujędrniające serum olejowe do ciała z ekstraktem z rozmarynu, które testuję od trzech tygodni.  Olejek, jeśli bardzo się spieszę, nakładam tuż po prysznicu, właściwie jeszcze spod niego nie wychodząc. Po naprawdę ekspresowym wmasowaniu olejku w całe ciało, wycieram się ręcznikiem i już – skóra jest pięknie nawilżona. Jeśli mam odrobinę więcej czasu, to na spokojnie wcieram olejek w już wysuszoną skórę i idę myć zęby. 

Serum od polskiej marki Miya Cosmetics lubię z paru powodów. Przede wszystkim działa, poza tym jest niedrogie, wegańskie i ma bardzo lekką formułę (wchłania się w ciągu kilku sekund). Zawarta w serum witamina C wspiera też skórę w walce z wolnymi rodnikami. Jeśli macie ochotę na zakupy w sklepie Miya Cosmetics, to z kodem rabatowym Miya30xMLE, otrzymacie 30% zniżki na zakupy.

3. Serum do twarzy z witaminą C. Miya, 44.99 zł.

Być może to wynik lenistwa, a być może wprawy (albo jednego i drugiego po trochu) ale poranna pielęgnacja przebiega u mnie naprawdę w błyskawicznym tempie. Przeplata się ona zresztą z całą masą innych porannych czynności, więc nie może być zbyt skomplikowana. I tak zdarza mi się czasem znaleźć w zmywarce swój krem do twarzy (podziękowania dla brzdąca), albo odłożyć chleb na półkę w łazience (a to już wynik mojego roztargnienia). W przypadku serum bardzo ważne jest więc dla mnie to, aby wchłaniało się błyskawicznie – w przeciwnym razie po prostu wiem, że nie będę go używać.  Serum to kosmetyk, na który miewam „fazy” jeśli wiecie, co mam na myśli. Dopasowuję go zwykle do jakiegoś konkretnego problemu mojej skóry i (o ile producent na to zezwala) często dodaję po prostu parę kropel do kremu. Serum, które mam teraz ma za zadanie przede wszystkim rozjaśnić przebarwienia (to ciekawe, że ani w ciąży, ani przez długi czas karmienia nie miałam problemu z przebarwieniami, a po tych wakacjach pojawiło się ich naprawdę sporo), ale również zmniejszyć widoczność naczynek.  

ALGORICH to krem rewitalizujący i przeciwzmarszczkowy o bogatej konsystencji do skóry suchej i bardzo suchej. W swoim składzie posiada niskocząsteczkowy kwas hialuronowy. Kiedyś pisałam już o tym, że „zwyczajny” kwas hialuronowy jest za duży, aby wchłonąć się w skórę, dlatego należy wybierać kremy tylko z niskocząsteczkowym kwasem. Sensum Mare to polska marka, której produktów używam już od  długiego czasu, więc z przyjemnością dzielę się z Wami kodem zniżkowym, który został udostępniony specjalnie dla Czytelniczek bloga. Z hasłem MLE otrzymacie rabat wysokości 15% na cały asortyment. 

4. Krem do twarzy. Sensum Mare, 129 zł.

Perła w koronie, czy dla większości z nas najważniejszy kosmetyk ze wszystkich. To na niego jesteśmy w stanie wydać najwięcej i to w jego stronę kierujemy największe oczekiwania. Recenzję ulubionych kremów do twarzy stworzyłam już parę miesięcy temu, więc jeśli macie ochotę poczytać więcej o moim pielęgnacyjnym biadoleniu, to zapraszam tutaj. W tym momencie (tak jak w tamtym pamiętnym wpisie) również używam kremu od Sensum Mare. Krem do twarzy zużywam zazwyczaj w ciągu dwóch miesięcy (czasem nawet szybciej) mogę więc śmiało uznać, że ten krem jest wyjątkowo wydajny (używam go już ponad miesiąc, a zużyłam może jedną trzecią opakowania). Bardzo odpowiada mi też delikatny, ale jednak wyjątkowy zapach kosmetyków tej marki. Skóra po jego użyciu jest bardzo długo nawilżona. Ma ładne opakowanie i chociaż nie jest bardzo tani, to uważam, że jego cena jest naprawdę niewygórowana, jak na produkt tak wysokiej jakości. 

sukienka – MLE Collection // kolczyki – YES // ubranko Małej – body Roe&Joe, spodenki – Zara // stolik – vintage, produkcji czechosłowackiej // 

   Na koniec kilka słów do Was – zabieram się teraz za nowy artykuł, z kategorii tych, które lubicie najbardziej. Jeśli jednak chciałybyście abym poświęciła kosmetykom czy pielęgnacji jeszcze jeden artykuł w najbliższym czasie, to podpowiedzcie mi proszę, czego miałby dotyczyć – może zabiegów kosmetycznych? Ja sama najchętniej przeczytałabym konkretny wpis o olejowaniu włosów, bo albo coś robię nie tak, albo moje włosy się do tego nie nadają ;). Z góry dziękuję za wszystkie sugestie!

 

*  *  *

 

 

Poradnik trójmiejskiej plażowiczki – jak uzyskać głęboką opaleniznę nad polskim morzem?

   The fashion for tan is a relatively fresh topic. Still at the beginning of the previous century, women did everything to avoid even the slightest proof that they had been sunbathing (you can read more about it in this post). Today, we talk much about the fact that a strong tan is not that desired in comparison to what we wanted several years ago, but when I talk about it with my friends, I’ve got a different sensation. Comparing the skin shade on our forearms and exchanging opinions on self-tanners is still a hot topic which returns like a boomerang together with the beginning of the summer season. The aim, despite the passage of years and greater awareness of the harmful effect of the sun, is still the same – dark and even tan. Fortunately, increasingly more often, we’re trying to attain it with different methods than our parents who were giving themselves high fives for becoming a crackling in two days. There’s a different situation when it comes to our holiday destinations – relishing on holidays in Egypt, we come back with submissiveness to places that we know from our childhood. The Polish sea, Masuria, and even Powiśle are places where you can get a really beautiful and healthy tan.   

   As a dweller of Tricity since my birth, I can easily say that I’ve got some experience in the field. So, if you are planning to spend holidays at our domestic resorts or you are planning to get tanned within the space of your balcony, remember a few rules, owing to which you’ll get a tan slightly quicker and without any negative consequences.

* * *

   Moda na opaleniznę to stosunkowo świeży temat. Jeszcze na początku ubiegłego wieku kobiety robiły wszystko, aby na ich skórze nie pojawił się nawet najmniejszy dowód na zażywanie kąpieli słonecznych (więcej na ten temat pisałam w tym wpisie). Dziś dużo mówi się o tym, że mocna opalenizna nie jest już tak pożądana, jak kilkanaście lat temu, ale gdy rozmawiam ze swoimi koleżankami, to mam zgoła inne odczucia. Porównywanie koloru skóry na naszych przedramionach i wymienianie się opiniami na temat samoopalaczy, to w dalszym ciągu gorący temat, który powraca, jak bumerang wraz z rozpoczęciem letniego sezonu. Cel, mimo upływu lat i większej świadomości szkodliwego działania słońca, jest cały czas taki sam – ciemna i równomierna opalenizna. Na szczęście, coraz częściej próbujemy uzyskać ją w inny sposób niż nasi rodzice, którzy za uzyskanie efektu "skwarki" w dwa dni, przybijali sobie nawzajem piątkę. Inaczej sprawa ma się z destynacją naszych wakacyjnych eskapad – zachłyśnięci wakacjami w Egipcie, z pokorą wracamy bowiem do miejsc, które znamy z dzieciństwa. Polskie morze, Mazury, a nawet Powiśle to miejsca, w których naprawdę można się pięknie i zdrowo opalić. 

   Jako mieszkanka Trójmiasta od urodzenia, mogę śmiało stwierdzić, że mam w tym temacie pewne doświadczenie. Jeśli więc wybieracie się na wakacje do rodzimych kurortów, albo planujecie wyhodować opaleniznę na balkonie własnego mieszkania, to pamiętajcie o kilku zasadach, dzięki którym uzyskacie brąz ciutkę szybciej i bez negatywnych konsekwencji.

Kosmetyki, które widzicie na zdjęciu to: podkład Lancome Teint Idole Ultra Wear (kolor 011), puder Chanel Les Beiges N20, bronzer Chanel Les Beiges N30, samoopalacz Vita Liberata Luxury Tan (Ten Minute Tan, jak dla mnie efekt za słaby), baza pod makijaż Lancer Skincare Studio Filte Pore Perfecting Primer,  naturalny olejek do ciała po opalaniu marki Botanicum, naturalnie ujędrniający krem na noc marki Soraya Plante, krem z filtrem Cell Fusion C, woda perfumowana Paris – Deauville Chanel, pomadka Chanel Rouge Allure Velvet (kolor 65), Metalizer Eyes & Lips (metal creme shadow) Dior, pędzelki do makijażu mam od Bobbie Brown.

1. I’ll start from the most important issue. If you think that by tanning in Poland, you can treat skin protection with a pinch of salt, you’re really wrong. I know that you’ve probably already heard that somewhere, but I’ll explain why that’s no superstition. Ageing processes are triggered by a different type of radiation than the one causing tan (shocking, right?). UVA radiation, as we’re precisely talking about it, is present throughout the whole year, regardless of the weather and latitude. By contrast to UVB radiation that results in the brown colour, it is very devious and invisible. Yet, it still penetrates deeper into the skin. That’s why we need to remember once and for all – using cream with UVA block won’t destroy our plans for mahogany skin. It’ll just protect us from wrinkles, blemishes, and… melanoma. It's worth protecting our skin, isn't it?

* * *

1. Zacznę od kwestii najważniejszej. Jeśli wydaje się Wam, że opalając się w Polsce możecie podejść do ochrony skóry z przymrużeniem oka, to bardzo się mylicie. Wiem, że pewnie już gdzieś to słyszałyście, ale teraz wytłumaczę Wam dlaczego nie są to żadne „strachy na lachy”. Za procesy starzenia się skóry odpowiedzialny jest inny rodzaj promieniowania, niż ten, który wywołuję opaleniznę (szokujące, prawda?). Promieniowanie UVA, bo o nim mowa, jest obecne przez cały rok, bez względu na pogodę i szerokość geograficzną. W przeciwieństwie do UVB, które wywołuje brązowy kolor, jego działanie jest podstępne, w żaden sposób nieodczuwalne, a mimo tego promieniowanie to wnika głębiej w skórę niż promienie typu B. Zapamiętajmy więc raz na zawsze – stosowanie kremu z filtrem UVA nie zniweczy naszego planu na mahoń, a „jedynie” uchroni przed zmarszczkami, przebarwieniami i… czerniakiem. Warto, prawda? 

Szukając kremu z filtrem najlepiej kierować się oznaczeniem SPF oraz PA. Faktor SPF to stopień ochrony przed promieniowaniem UVB, z kolei PA to oznaczenie pochodzące z koreańskiego systemu, które określa ochronę przed promieniowaniem UVA – im więcej plusów tym wyższa ochrona. Tym samym, krem z filtrem SPF50+ i PA+++ zapewni najwyższą możliwą ochronę przed promieniowaniem UVA i UVB. Do twarzy używam Laser Sunscreen 100 SPF50+/PA+++ marki Cell Fusion C, bo ma naprawdę lekką konsystencję i bez problemu można na niego nałożyć makijaż (może tez posłużyć jako zamiennik kremu na dzień). Filtr kupicie w sklepie internetowym topestetic.pl z darmową dostawą, próbkami i prezentami do zamówienia oraz możliwością skorzystania z bezpłatnej konsultacji z kosmetologiem online. Dodatkowo przez tydzień (do 03.07.2019 r.) jest on dostępny w promocyjnej cenie.

2. A few organisational issues. First of all, if you don’t like high temperature, you should choose a beach located by the open sea. I love our Gdańsk Bay, but the water is considerably calmer here and the beaches are shielded from wind. That has its advantages in May and September, yet when faced with a heat wave, Kuźnica will be a much better choice. Secondly, in Tricity (but, as far as I know, also in the remaining seaside cities), the gastronomy market by the beaches is poorly developed when taking into consideration the high demand created by the beachgoers. In Sopot, I can easily recommend Bar Przystań, but I need to warn you right away that you’ll get a nice tan already waiting in the queue.

3. Being a freelancer has its advantages and drawbacks. You can’t really afford a real-life maternity leave, but you can easily decide on where you want to work on a given day. For a few weeks, if the weather is permitting, I’ve been packing all of my things and taking my child to the beach (of course, I don’t have to explain that you need a beach umbrella, a breathable outfit for the child, and a hat, as even when you are spending your time in the shade, the sunrays are reflected by the sand). Surely, my productivity is not at the highest level then (it’s great if I can do anything that is directly connected with work), but I can finally boast a natural and intense tan). And even though the beach has been closer to my house than a grocery shop since my birth, I haven’t frequented the place more than once a month since the times of my studies – in my hectic world, it seemed such a waste of time. Even though we weren’t able to spend there more than an hour and a half (despite the great movements such as #normalizebreastfeeding I still can’t force myself to do it in the public and I need to go back home), I am as brown as never before. I’ve got a blatant proof that shorter and more frequent sunbathing brings better effects.

* * *

2. Kilka kwestii organizacyjnych. Po pierwsze, jeśli nie przepadacie za wysokimi temperaturami, to jako cel swojej podróży wybierzcie plażę nad otwartym morzem. Kocham naszą Zatokę Gdańską, ale woda jest tutaj znacznie spokojniejsza, a plaże ciaśniejsze i osłonięte od wiatru. To ma swoje zalety w maju czy we wrześniu, ale przy obecnej fali upałów, znacznie przyjemniej będzie na przykład w Kuźnicy. Po drugie, w Trójmieście (ale z tego co wiem, w pozostałych nadmorskich miejscowościach również), rynek gastronomiczny przy plażach jest dosyć słabo rozwinięty, biorąc pod uwagę ogromne zapotrzebowanie plażowiczów. W Sopocie z czystym sumieniem mogę polecić Bar Przystań, ale od razu uprzedzam, że całkiem niezłą opaleniznę uzyskamy już stojąc w kolejce do tego lokalu. 

3. Posiadanie własnej działalności gospodarczej ma swoje wady zalety. Nie bardzo możesz sobie pozwolić na urlop macierzyński z prawdziwego zdarzenia, ale za to w pełni decydujesz o tym, gdzie chcesz pracować. Od kilku tygodni, gdy pogoda na to pozwala, pakuję więc cały ekwipunek i razem z bobasem idę na plażę (mamom, na pewno nie muszę tłumaczyć, że w takim wypadku niezbędny jest parasol, przewiewne ubranko dla dziecka i kapelusik, bo nawet w cieniu promienie odbijają się od piasku). Z całą pewnością moja produktywność nie jest wtedy na najwyższym poziomie (fajnie, jeśli w ogóle uda mi się zrobić coś związanego z pracą), ale nareszcie mogę poszczycić się naturalną i całkiem intensywną opalenizną. Bo chociaż od urodzenia miałam na plażę bliżej niż do warzywniaka, to od czasów studiów nawet w lecie nie pojawiałam się na niej częściej niż raz w miesiącu – w moim zabieganym świecie wydawało się to po prostu straszną stratą czasu. Co prawda, ani razu nie udało nam się wysiedzieć dłużej niż półtorej godziny (mimo świetnych akcji typu #normalizebreastfeeding nadal nie mogę się przełamać w miejscach publicznych i na karmienie wracamy do domu), ale jestem brązowa jak nigdy. Mam niezbity dowód, że krótsze a częstsze opalanie przynosi najlepsze efekty.

Najlepszy olejek po opalaniu – poprawia koloryt skóry, działa antyoksydacyjnie, niweluje podrażnienia spowodowane słońcem. Jego głównym składnikiem jest olej z marchwi, który jest najsilniejszym naturalnym filtrem UV. W składzie ma również olej lniany i z nagietka. Naturalny olejek do ciała Botanicum to produkt idealny. 

4. The circumstances don’t allow me to spend hours on end on a beach towel, but if you’ve got a different situation, you should get your tan while in motion. Take along something that will help you (as a frequent Tricity beachgoer, I recommend badminton rather than volleyball – the second option always ends up with someone’s nose being smashed with the ball).Have you ever wondered why you’re stomach catches tan quicker, but the top of your feet remains pale? Or why your neck is white as a wall, and your shoulders red as a fire truck? That’s a result of remaining in one place for long periods – the angle of sunrays doesn't bend, so you should do that.

5. Have a good consideration of whether you want to tan your face at all – consider all pros and cons. Getting back to UVA radiation – we should use a sunscreen dedicated to our face on a daily basis. Throughout the whole year. I’m surprised to see that even those who enjoy luxury cosmetics aren’t too demanding when it comes to sunscreens – and it’s really worth staying cautious when it comes to that issue. From the first point, you already know that the sunscreen should have UVA and UVB filters, whereas if you are planning to bathe in the water, you should remember about one thing: no sunscreen is 100% safe for the marine life, oceans, and reefs. Those who enjoy jumping on waves should search for sunscreens that do not contain oxybenzone and octinoxate.

You’ve decided to protect your face against the sun? Very well. Now, it’s enough to apply some self-tanner. I’ve tested many of them and I can recommend this one  and this one .

* * *

4. Okoliczności nie pozwalają mi też leżeć plackiem na ręczniku, ale jeśli w Waszym przypadku jest inaczej to i tak powinnyście opalać się w ruchu. Weźcie ze sobą coś, co Wam w tym pomoże (jako stała bywalczyni trójmiejskich plaż polecam raczej badmintona niż piłkę do siatkówki – ta druga, z zaskakującą precyzją zawsze ląduje na czyimś nosie).

Zastanawiałyście się kiedyś, dlaczego szybciej opala Wam się brzuch, ale wierzch stóp macie zupełnie blady? Albo dlaczego szyja jest biała jak ściana, a ramiona czerwone niczym wóz strażacki? To właśnie skutek przesiadywania na słońcu w jednej pozycji – kąt promieni słonecznych się nie wygina, a więc my musimy to zrobić.

5. Dobrze przemyśl to, czy w ogóle chcesz opalać twarz – rozważ wszystkie za i przeciw. Wracając do promieniowania UVA – krem na twarz z filtrem powinnyśmy używać każdego dnia. Przez cały rok. Ze zdziwieniem dostrzegam, że nawet te z nas, które uwielbiają kosmetyki z wyższej półki, w przypadku kremów z filtrem nie są zbyt wymagające, a akurat w tej kwestii warto być szczególnie czujną. Z pierwszego podpunktu wiecie już, że krem powinien zawierać filtry UVA i UVB, natomiast jeśli planujecie zażywać kąpieli to pamiętajcie o jednym: żaden filtr przeciwsłoneczny nie jest w stu procentach bezpieczny dla życia morskiego, oceanów czy raf. Amatorom skoków przez falę radzę poszukać kosmetyku z filtrem bez oksybenzonu i oktinoksatu. 

Zadecydowałaś, że chronisz twarz przed słońcem? Bardzo dobrze. Teraz wystarczy, że nałożysz na nią samoopalacz. Ja przetestowałam ich całą masę i mogę polecić ten, i ten.

Jeśli zażywałam kąpieli słonecznych, wieczorem nakładam dwie warstwy kremu (wklepuję pierwszą, myję zęby i wklepuję drugą). Od kilkunastu dni testuję Soraya PLANTE Naturalnie Ujędrniający krem na noc z olejem Awoakdo i algami. Krem mocno nawilża skórę, nie pieczę nawet jeśli ta jest trochę podrażniona. Nie jest tłusty. Rano skóra jest gładka i dobrze nawilżona.

6. We should be aware of the differences between us – when it comes to the tan, we should never try attaining the same effect that our friend with darker complexion. My dear assistant, Monika, already looked like Beyonce’s sister in May, and I looked like Scissorhands’ sister. Monika, by nature, is a dark brunette and her skin becomes brown within minutes. It’s a false assumption that if I sunbathe longer with a weaker sunscreen, I’ll attain the same skin shade that persons with darker complexion sooner or later. The only thing that I can do is to use a self-tanner and products highlighting the tan while I’m on the beach (for example, the oil that you can see in the photo above). Not without significance is also the colour of swimsuit or dress that I choose. Beige, nude, and ecru colours will look good only once our skin is slightly darker.

* * *

6. Bądźmy świadome różnic między nami – w kwestii opalenizny nigdy nie próbujmy dorównać koleżance z ciemniejszą karnacją. Moja droga asystentka, Monika, już w maju wyglądała jak siostra Beyonce, ja – jak siostra Nożycorękiego. Monika z natury jest jednak ciemną brunetką i jej skóra brązowieje w ciągu paru minut. Nie jest prawdą, że jeśli będę opalać się dłużej i ze słabszym filtrem to prędzej czy później osiągnę ten sam odcień, co osoby z ciemniejszą karnacją. To co mogę zrobić to użyć samoopalacza, a na plaży nakładać produkty podkreślające opaleniznę (na przykład olejek, który widziałyście na zdjęciu powyżej). Nie bez znaczenia jest to, jaki kolor kostiumu czy sukienki wybiorę. Ubrania w kolorach beżu, nude czy écru będą wyglądać dobrze dopiero wtedy, gdy nasza skóra będzie już nieco ciemniejsza. 

Niezależnie od tego, czy używasz samoopalacza, czy stawiasz tylko na naturalną opaleniznę, używaj peelingu. Szczodrze. Słońce wysusza naszą skórę, a nie ma bardziej nieapetycznej rzeczy niż wysuszony łuszczący się naskórek. Jeśli planujesz nałożyć samoopalacz pamiętaj, aby nie robić tego tuż po wykonaniu peelingu (ani depilacji) – skóra potrzebuje kilkudziesięciu minut, aby pory ponownie się zamknęły. Naturalny peeling all-in-one od Miya Cosmetics to nowość, w swoim składzie ma przede wszystkim drobinki z pestek orzechów makadamia, ryżu, kryształki cukru oraz oleje – buriti, arganowy, makadamia, ze słodkich migdałów i skórki pomarańczy. Pachnie pięknie, delikatnie wygładza skórę, wyrównuje koloryt i jest bardzo wydajny – nakładałam go na ciało garściami (tak lubię) a mam wrażenie, że po paru razach wcale go nie ubyło (cena to 39 złotych). 

7. You’ve returned home but you don't see any redness around the area of your décolletage, your calves aren’t burning, and the skin on your shoulders isn’t peeling off? I know that instead of being happy, you are whining under your breath that you haven’t tanned at all, but, in fact, you should congratulate yourself. It means that you know how to fully enjoy our Polish weather. Even if you don’t see the signs of a sunburn, you should take care of your skin upon returning from the beach. It’s best to do it in the evening before going to bed. Apply a soothing body balm or body oil and a nourishing face cream.

* * *

7. Wróciłaś do domu, ale nie widzisz zaczerwienienia na dekolcie, łydki nie pieką, a po paru dniach skóra na ramionach wcale się nie łuszczy? Wiem, że zamiast się cieszyć, biadolisz pod nosem, że wcale się nie opaliłaś, ale tak naprawdę powinnaś sobie pogratulować. To znaczy, że umiesz korzystać z naszej polskiej pogody. Nawet jeśli nie widzisz oznak oparzenia słonecznego, koniecznie zadbaj o skórę po powrocie z plaży. Najlepiej wieczorem, przed pójściem spać. Nałóż łagodzący balsam albo oliwkę na ciało i odżywczy krem na twarz.

Uprzedzając pytania o sukienkę :). To nowość od MLE Collection – mój ukochany model na upały w mieście, plażę w Sopocie, czy wakacje we Włoszech. 

 

* * *