Last Month

The months are passing extremely fast. Admittedly, this one is exceptionally short so I shouldn't be surprised by that fact, but this time I really feel as if the days and weeks are relentless when it comes to the passage of time. They say that time flies quicker when there is something interesting going on and the other way round – remembering my math lessons, I know that this mechanism really exists. In February, I couldn't complain about boredom. Short, yet intense, trips effectively disrupted my beloved routine. Even now, I'm writing this post from Warsaw – tomorrow I am taking photos of the new MLE Collection prototypes and I've got a couple of meetings to gallop through so that I can lie down in my own bed in the evening again. In the meantime, check out the long photo summary of the last few weeks.

* * *

Te miesiące pędzą jak oszalałe. Ten jest co prawda wyjątkowo krótki, więc nie powinno mnie to dziwić, ale tym razem naprawdę mam wrażenie, jakby dni i tygodnie uciekały mi niczym myszy spod nóg. Podobno czas leci szybciej, gdy dzieje się coś ciekawego, i na odwrót – pamiętając lekcje matematyki naprawdę wiem, że ten mechanizm istnieje. W lutym faktycznie nie mogłam narzekać na brak wrażeń. Krótkie ale intensywne wyjazdy skutecznie zaburzyły moją ukochaną rutynę. Nawet teraz piszę do Was z Warszawy – jutro fotografuję nowe prototypy MLE Collection i odbębnię kilka spotkań, aby wieczorem móc znów położyć się we własnym łóżku. Tymczasem zapraszam Was na długą fotorelację z ostatnich kilku tygodni. 

Paryskie ulice. W drodze powrotnej z wystawy Boucheron.1. i 4. W poszukiwaniu książek w księgarni Galignani. // 2. Pierwsze ślady wiosny w Paryżu. // 3. Deszczowy poranek. // Z Anią w Paryżu. Czekamy na śniadanie w The Season.Paryż, Paryż, Paryż. 

Backstage kulinarny. Pączki? Faworki? A może racuchy? Przepis na te ostatnie znajdziecie tutaj. 1. Jabłka i ubita piana z białek // 2. Poranne słońce i grafiki, które nie mieszczą się na ścianie. // 3. Gdy wszystkie blogerki wyruszają na fashion week, ja nie rozstaję się z Emu i grubym golfem. // 4. Gdy zastanawiasz się skąd dochodzi to chrapanie… //Wigilia Tłustego Czwartku. Luty jest ciężki więc świętowaliśmy każdą możliwą okazję.1. W nocy spadł śnieg! Zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. // 2. Weekendy w dresach. // 3. Rodzinne obiady. // 4. Warszawski Lukier. //

Nowe zakupy do kosmetyczki. Zaopatrzyłam się w szczotkę, szeroki grzebień (poprzedni bardzo smakował Portosowi), bazę pod makijaż i kosmetyki do włosów w podróżnych saszetkach.1.  Mój ulubiony szlafrok od &Otherstories. // 2. Ten stan, w którym myślisz, że już nigdy więcej nie zjesz żadnego pączka. A potem sięgasz po następnego. // 3. Poranek w Warszawie, który zaczął się za wcześnie. // 4. Klatka schodowa jednej z kamienic. Tę odkryłam akurat w trakcie spotkania biznesowego – to zwykle główny cel moich wyjazdów do Warszawy. //

Od kilku tygodni planowałam przyjechać do Brukseli, aby zobaczyć wystawę jednego z moich ukochanych fotografów – Roberta Doisneau. Oczywiście, wciąż stawało mi coś na przeszkodzie, a to wyjazdy związane z pracą, natłok pracy przy komputerze, wizyty w szwalniach i tym podobne. W końcu zorientowałam się, że do końca wystawy zostały dwa dni, więc wsiedliśmy do pierwszego samolotu i ruszyliśmy w stronę Belgii. 

1. Tuż po wystawie. Spacer po placu Sablon i oglądanie staroci, to już chyba nasz rodzinny rytuał. // 2. Najsłynniejsze zdjęcie Roberta Doisneau więcej poniżej). // 3. Picasso  okiem Roberta. // 4. Śniadanie w brukselskim Le Pain Quetidien. //

   Od niedawna, najsłynniejsza fotografia Roberta Doisneau ma dla mnie osobiste znaczenie. Udało mi się uzyskać prawo do jego publikacji w mojej drugiej książce. Umieściłam je w rozdziale dotyczącym pozowania nie bez przyczyny. Na pierwszy rzut oka widzimy tu płonące uczucie, ale dobry fotograf od razu zorientuje się, że skoro sylwetki w tle są rozmazane, to czas naświetlania musiał być długi i mało prawdopodobne, aby dwójka zakochanych wyszła na zdjęciu tak ostro… A jaka jest prawda?

   W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Robert Doisneau podjął się przygotowania materiału dla magazynu "Life", którego tematem przewodnim miały być całujące się pary. Fotografowi czasem udawało się "złapać moment" i uwiecznić prawdziwą sytuację, ale większość jego prac była wyreżyserowana, tak było też w przypadku najsłynniejszej fotografii jego autorstwa – "Pocałunek przed ratuszem". Doisneau pewnego dnia zauważył całującą się na ulicy dwójkę młodych ludzi – Françoise Delbart i Jacques Carteaud, którzy studiowali aktorstwo w Paryżu. Doisneau poprosił ich, czy nie mogliby pocałować się jeszcze raz, bo chciałby zrobić im zdjęcie. Para zgodziła się i w sumie trzy razy odgrywała tę samą scenę. Doisneau dał parze jedną odbitkę ze swoim podpisem i stemplem agencji Ralpho jako zapłatę za udział w powstaniu zdjęcia. 

   Po wielu latach, gdy Doisneau był już uznanym fotografem, a "Pocałunek przed ratuszem" niejednokrotnie okrzyknięto najpiękniejszym zdjęciem w historii, zgłosiła się do niego para, która twierdziła, że rozpoznała siebie na zdjęciu. Doisneau z początku tego nie kwestionował – nie chciał się przyznać, że wie kim byli modele, bo sam poprosił ich o to, aby przed nim pozowali. Wolał utrzymać w tajemnicy fakt, że zdjęcie, które uczyniło go sławnym nie było wykonane spontanicznie. Para nie dawała jednak za wygraną i zażądała przed sądem osiemnastu tysięcy dolarów odszkodowania za to, że Doisneau użył ich wizerunku bez ich zgody. Doisneau, chcąc chronić się przed skutkami pozwu, przyznał w sądzie, że pozowali przed nim aktorzy, a scena była wyreżyserowana. 

   Drugi pozew przeciwko fotografowi złożyła w 1993 roku Françoise Bornet, nosząca panieńskie nazwisko Delbart – kobieta, która faktycznie została uwieczniona na słynnej fotografii. Zażądała od Doisneau udziału w zyskach ze sprzedaży zdjęcia oraz blisko 4 tysięcy dolarów zadośćuczynienia. Sądy oddaliły oba pozwy uznając, że nie są w stanie jednoznacznie zidentyfikować ani Jeana i Denise Lavergne, ani Françoise Bornet na słynnej fotografii. W drugim przypadku sąd przyznał dodatkowo, że nawet jeśli na zdjęciu widnieje Bornet, to za swoją pracę otrzymała już wynagrodzenie w postaci jednej odbitki zdjęcia.

   “Zdjęcie było pozowane” – przyznała Bornet w jednym z wywiadów dla francuskich mediów – “Ale pocałunek nie”. W 2005 roku Bornet sprzedała swoją odbitkę “Pocałunku przed ratuszem” na aukcji za ponad 240 tysięcy dolarów nieznanemu kolekcjonerowi ze Szwajcarii.

1. Mój blat w łazience coraz bardziej się zapełnia. // 2. Mroźne spacery. // 3. Opaska na oczy to mój sposób na bezsenność. // 4. Nieustające wtargnięcia Portosa w kadr. //Widok o wschodzie słońca z naszego pokoju w Paryżu. 1. i 2. Po drugiej stronie Sekwany. // 4. Najpierw chciałam zrobić tylko widok z okna, ale potem postanowiłam zrobić cały wpis :). Znajdziecie go tutaj. //

W drodze na targi tkanin w Paryżu. Chociaż wyczekujemy wiosny, to ja myślami jestem już w następnym sezonie. Na targach szukałam przede wszystkim grubych wełnianych materiałów na jesienne i zimowe płaszcze. A jeśli chodzi o najbliższe nowości to wyczekujcie w piątek kwiecistej sukienki ;). Sobota z nowym Vogue'iem. Nie jestem fanką fotografii studyjnej i photoshopu dlatego ja nie narzekam na okładkę. A jakie jest Wasze zdanie?Bałtyk w postaci stałej. Tak. Bardzo je lubię. Legginsy i luźne bluzy wkładam wtedy, gdy czeka mnie cały dzień pracy przed komputerem. Ten szary v-neck jest od polskiej marki HIBOU. 1. Wolę takie obdarte plakaty niż billboardy z reklamą przeceny kurczaka w supermarkecie. A Wy? // 2. Kosmetyki od &Otherstories. // 3. Miłe spotkanie z dziewczynami z Warsaw Poet. // 4. Blanco, czyli najlepszy kompan mojej przyjaciółki Asi. //

Jeśli wychodzicie na spacery w obecną pogodę, to przypomnijcie sobie o termosie, który chowa się gdzieś w kuchennej szufladzie. Kubek gorącej herbaty to najlepszy sposób na rozgrzanie dłoni.   1. i 4. Piękne jaskry. Jedyny ślad wiosny na jaki mogę teraz liczyć.  // 2. Nawet jemu jest teraz zimno! // 3. Skrzypiący śnieg pod nogami. //

W grupie zawsze raźniej! Spokojnego wieczoru!

***

 

LOOK OF THE DAY – czy „mała czarna” może wyglądać świeżo i wiosennie?

dress / sukienka – MLE Collection

high boots / wysokie kozaki – Pretty Ballerinas

scarf / apaszka – vintage Salvatore Ferragamo

earrings / kolczyki – H&M (ale wolałabym takie)

   Black well-cut dress is the greatest treasure in our wardrobe. There were even books written about its universality, and the dress itself (even if we are already very bored with it) often becomes our last resort. I won't exaggerate if I say that it's easy to stay boring while wearing such a piece of clothing. Our assumption is that putting it on will solve all our problems because it will go well with all types of clothes – the rest of the outfit doesn't really matter. The truth is that you need to focus on details when you go for the simplest solutions. These are the decisive elements that make up the finishing effect.   

   The simplest way to break the solemn black colour is painting your nails red and putting on larger pieces of jewellery. I also added a neckerchief in my hair and gave up black shoes because they would look too elegant.

***

   Czarna dobrze skrojona sukienka to największy skarb w naszej szafie. O jej uniwersalności powstały już książki, a my (nawet jeśli jesteśmy nią już bardzo znudzone) często znajdujemy w niej ostatni ratunek. Nie będę jednak przesadzać, jeśli powiem, że łatwo w jej przypadku o nudę. Wychodzimy z założenia, ze skoro pasuje do wszystkiego i na każdą okazję to włożenie jej załatwia problem – reszta naszego zestawu nie ma już znaczenia. A to właśnie w najprostszych rozwiązaniach trzeba się skupić na detalach. To one decydują wtedy o finalnym efekcie. 

   Najprostszym sposobem na przełamanie poważnej czerni jest pomalowanie paznokci na czerwono i mocniejsza biżuteria. Ja dodałam jeszcze apaszkę we włosy i zrezygnowałam z czarnych butów, bo wyglądałyby zbyt wieczorowo. 

Gdy mam ochotę na aromatyczną przekąskę. Pieczone bataty z prażoną cieciorką, jarmużem i kozim serem.

When it comes to sweet potatoes, I only knew that they are healthy and increasingly popular in our grocery stores, but I didn't expect them to be one of the main meal ingredients for the future participants of NASA space missions. In your spare moment, I recommend paying more attention to these sweet potatoes. In the meantime, check out today's recipe. It's perfect when I'm not feeling like spending too much time in the kitchen and when I want to eat something healthy and fragrant.

If you want to share your sweet potato options with me, I'll be eager to learn more about them and I think that they might become useful for other readers as well :-)

* * *

O batatach wiedziałam tyle tylko, że są zdrowe i coraz bardziej popularne w naszych spożywczych sieciówkach, ale żeby od razu znalazły się na głównej liście składników posiłków dla przyszłych uczestników podróży kosmicznych NASA? W wolnej chwili polecam zwrócić trochę więcej uwagi na te słodkie ziemniaki, a tymczasem zapraszam Was na dzisiejszy przepis. Jest doskonały, gdy nie mamy akurat ochoty siedzieć dłużej w kuchni i chcemy zjeść coś zdrowego i aromatycznego.

Jeżeli macie ochotę podzielić się swoimi sposobami na bataty, to chętnie je poznam i myślę, że Czytelnicy też skorzystają :-)

Ingredients:

3-4 sweet potatoes

1 glass of cooked chickpea

1 bunch of fresh kalegoat cheese slices

4-5 cloves of garlic

olive oil / coconut oil for frying

1 tablespoon of ground cumin + 1 teaspoon of ground chilli

sea salt / freshly ground pepper

***

Skład:

3-4 bataty

1 szklanka ugotowanej ciecierzycy

1 pęczek świeżego jarmużu

plastry sera koziego

4-5 ząbków czosnku

oliwa z oliwek / olej kokosowy

1 łyżka mielonego kuminu + 1 łyżeczka mielonego chili

sól morska / świeżo zmielony pieprz

Directions:

1. Cut the washed sweet potatoes in half, place them on a baking tray, and sprinkle them with olive oil. Bake them in the oven preheated to 200ºC for approx. 30 minutes – depending on the size of the halves.

2. In a hot pan (add 1 tablespoon of coconut oil), fry chopped garlic and cumin. Add washed and chopped kale leaves. Fry slightly. Season everything with salt and pepper. Place everything in a separate dish. Roast cooked chickpea coated in chilli in the same pan.

3. Place kale, roasted chickpea, and slices of goat cheese on the baked sweet potatoes. Sprinkle everything with olive oil. Bake for a couple of minutes before serving.Tip: If you don't have kale and chickpea, you can bake sweet potatoes and sprinkle them with a sauce that you prepare beforehand (2-3 tablespoons of lemon juice, 2 tablespoons of tahini, 4 tablespoons of water, 1 chopped garlic clove, 1 tablespoon of olive oil, salt / pepper). You can replace goat cheese with feta.

***

A oto jak to zrobić:

  1. Umyte bataty kroimy na połówki, rozkładamy na blaszce i skrapiamy oliwą z oliwek. Pieczemy w rozgrzanym piekarniku w 200 stopniach C przez ok. 30 minut – w zależności jak duże są połówki.
  2. Na rozgrzanej patelni (dodaję 1 łyżkę oleju kokosowego) podsmażamy posiekany czosnek i kumin. Dodaję umyte i osuszone liście jarmużu. Delikatnie podsmażam. Doprawiam solą i pieprzem. Całość przekładam do oddzielnego naczynia, a na tej samej patelni prażę ugotowaną ciecierzycę, obtaczając ją w chili.
  3. Na upieczone bataty rozkładamy jarmuż, podprażoną cieciorkę i kawałki koziego sera. Skrapiamy oliwą z oliwek. Przed podaniem możemy zapiec na parę minut.

Wskazówka: Jeżeli nie macie pod ręką jarmużu ani cieciorki, to wystarczy upiec bataty i skropić je przygotowanym wcześniej sosem (2-3 łyżki soku z cytryny, 2 łyżki tahiny, 4 łyżki wody, 1 posiekany ząbek czosnku,  1 łyżka oliwy z oliwek, sól / pieprz). Ser kozi możemy zastąpić fetą.

Na upieczone bataty rozkładamy jarmuż, podprażoną cieciorkę i kawałki koziego sera. Skrapiamy oliwą z oliwek. Przed podaniem możemy zapiec na parę minut.

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek ze stycznia

     For today's ranking, I found a few new faces, as I know that you often ask for new blogs that you could follow (I'd be eager to read about your options as well). February is probably the most difficult period when it comes to a fashionable outfit. The temperature still isn't welcoming and we long for light colourful clothes. Maybe today's photos will be inspiring for you?

***

   Do dzisiejszego rankingu znalazłam kilka nowych twarzy, bo wiem, że często prosicie o nowe blogi, które mogłybyście podglądać (chętnie poczytam też o Waszych typach). Luty to chyba najtrudniejszy moment, jeśli chodzi o modny strój, bo temperatura wciąż nie rozpieszcza, a tęsknimy już za lekkimi kolorowymi ubraniami. Może dzisiejsze zdjęcia będą dla nas inspirujące?

 

MIEJSCE PIĄTE

płaszcz – Leorgofman (podobny tutaj) // spodnie – Monki // okulary – Céline // torebka – Hollie Warsaw // buty – Gino Rossi (podobne tutaj)

Jestem Kasia

Kasia opted for a classic red coat. Such a strong colour doesn't need anything that would additionally draw people's attention. However, I think that it isn't that universal (I would buy a beige version right away). Kasia rightly chose black accessories – jodhpur boots, a turtleneck, and – irreplaceable in this outfit – sunglasses.

***

Kasia postawiła na czerwony klasyczny płaszcz. Tak mocny kolor nie potrzebuje już nic, aby strój zwracał na siebie uwagę, chociaż moim zdaniem jest mało uniwersalny (wersję beżową kupiłabym natychmiast0. Kasia słusznie dobrała czarne dodatki – sztyblety, golf, spodnie oraz niezastąpione w jej stylizacjach okulary.

 

MIEJSCE CZWARTE

Sweter – Mango (podobny tutaj) // Spodnie – Mango // buty – Mango (podobne tutaj)

Joanna Biawo

Joasia has her debut in the ranking. She chose clothes that each of us own – a white oversize turtleneck, high-rise jeans, and low-heel booties. It is a simple, yet very interesting, option.

***

Joasia gości w tym rankingu po raz pierwszy. Postawiła na elementy garderoby, które każda z nas ma w swojej szafie – biały oversizowy sweter z golfem, dżinsy z wyższym stanem oraz czółenka na niskim obcasie. To prosta, ale bardzo ciekawa propozycja.

MIEJSCE TRZECIE

sweter – H&M // spodnie – Mango // buty – Zara (kolekcja zeszłoroczna) // torebka typu bumbag – Zara (podobna tutaj i tutaj) // opaska – H&M

Trip by Triples

Magda opted for a "total black look," and, as you know, black can be always defended if we know how to work with textures. It can't be any different in this case as well. A simple outfit was broken with accessories – a handbag with golden details, a braided headband, and lace-up booties.

***

Magda postawiła na "total black look", a jak wiadomo czerń obroni się zawsze jeśli potrafimy bawić się fakturą. Nie może być inaczej i tym razem. Prosta stylizacja została przełamana dodatkami – torebką ze złotymi detalami, opaską typu warkocz i wiązanymi botkami.

 

MIEJSCE DRUGIE

płaszcz – Zara (podobny tutaj i tutaj) // spodnie – Zara // buty – Baldowski

Red Bow

Maja also has her debut in the ranking of the best Polish bloggers. I was enthralled with her brown oversize coat combined with elegant trousers with straight legs and with pointed high heels. The whole outfit looks very chic. I'd eagerly borrow these sunglasses as I love tortoiseshell motifs.

***

Maja to także debiutantka w rankingu najlepszych polskich blogerek. Urzekł mnie jej oversizowy płaszcz w brązowym odcieniu połączony z eleganckimi spodniami o prostej nogawce i szpilkami w szpic. Całość prezentuje się bardzo szykownie. Chętnie pożyczyłabym te okulary bo uwielbiam szylkretowe motywy. 

MIEJSCE PIERWSZE

koszula – ICON // dżinsy (podobne tutaj) // kurtka (podoba tutaj i tutaj) // buty (podobne tutaj)

Passion4Fashion

The first place goes to Magda owing to a simple and classic outfit. A red shirt, simple jeans with jagged legs, and a black leather jacket are a set that I'd eagerly wear myself. I also like the thin black stocking.

***

Magda znalazła się na miejscu pierwszym za sprawą prostej i klasycznej stylizacji. Czerwona koszula, proste dżinsy z postrzępionymi nogawkami i czarna ramoneska to zestaw, w który sama chętnie bym się ubrała. Podoba mi się też cienka czarna pończocha. 

Na życzenie Czytelniczek – moja wieczorna pielęgnacja po polsku

   A few weeks ago, I promised one of my readers that I would prepare a post about my evening routine. Questions about cosmetics that I use before going to bed had been appearing under the posts for a very long time. That's why I decided to look into my unscrupulous rituals in more detail. I didn't want to recommend accidentally chosen products. First, I conducted a strict assessment of the products that I use. Then, I picked the ones that I really use (or I try to use) every day. Today's "big five" includes cosmetics that are only by Polish brands.

***

   Kilka tygodni temu obiecałam jednej z Czytelniczek wpis o wieczornej pielęgnacji. Pytania o kosmetyki, których używam przed pójściem spać, pojawiały się pod wpisami już od dawna, więc postanowiłam bardziej przypatrzeć się moim niezbyt przemyślanym rytuałom. Nie chciałam polecać Wam przypadkowych rzeczy, dlatego wpierw dokonałam surowej oceny używanych przeze mnie produktów, a później wyodrębniłam te, które faktycznie stosuję (lub staram się stosować) każdego dnia. Wymieniona dziś "wielka piątka" to kosmetyki wyłącznie od polskich marek. 

   Lately, I've come across an article in which a dermatologist, asked about the importance of the evening cleansing of our skin, stated that lack of the stage involving makeup removal isn't that big of a crime. "It doesn't matter whether our makeup will rest on our skin for eight hours of sleep or for twelve hours during the day" – claims Schultz, M. D. However, I can't imagine entering my bed without cleansing my face prior to it. And that's not only because my pillow would get stained if I didn't do it. In case of problematic complexion (with pimples or black heads), we should remember about a thorough makeup removal each evening (dermatologists argue whether the use of makeup itself, rather than bad makeup removal, has got a negative effect on our skin.) In my case, micellar lotion isn't enough. After drying my face up with a towel, I could always spot residual foundation stains (I hope that you aren't eating your supper right now). Not only was I compelled to wash my towel, I also hat to additionally wash my face with a cleansing gel. Eventually, I assumed that a two-stage makeup removal is an unavoidable solution. Apart from complementary cosmetics, I equipped myself with disposable cotton tissues (these aren't regular tissues) that were Gosia's recommendation – you can get them at any larger drug store. After makeup removal with oil and a pad, I wash my face with face foam, and then delicately remove the residue with a cotton tissue.

***

   Ostatnio natknęłam się na artykuł, w którym dermatolog zapytany o znaczenie wieczornego oczyszczania skóry, uznał, że brak demakijażu nie jest aż taką zbrodnią, jak mogłoby się wydawać. "To bez większej różnicy czy nasz makijaż będzie na skórze przez osiem godzin snu, czy przez dwanaście godzin w ciągu dnia" – twierdzi doktor Schultz. Ja nie wyobrażam sobie jednak wejścia pod kołdrę bez dokładnego umycia twarzy. I to nie tylko ze względu na to, jak może wyglądać moja poduszka jeśli tego nie zrobię. W przypadku cery z problemami (wypryskami czy zaskórnikami) powinnyśmy wykonywać bardzo dokładny demakijaż każdego wieczoru (dermatolodzy spierają się jednak, czy złego wpływu na stan naszej skóry nie ma po prostu samo stosowanie makijażu, a nie kiepski demakijaż). U mnie nie wystarczał sam płyn micelarny, bo po wytarciu twarzy ręcznikiem zawsze widziałam na nim pozostałości podkładu (mam nadzieję, że nie jesteście w trakcie kolacji). Nie dość, że ręcznik był do prania, to twarz musiałam dodatkowo umyć żelem. W końcu uznałam, że dwuetapowy demakijaż to rzecz nieunikniona. Poza uzupełniającymi się kosmetykami, zaopatrzyłam się też w jednorazowe bawełniane chusteczki (nie mylić z takimi do nosa), które poleciła mi Gosia – dostaniecie je w każdej większej drogerii. Po zmyciu makijażu olejkiem i wacikiem, myję twarz pianką, a następnie delikatnie ale dokładnie wycieram chusteczką. 

In the photo above, you can see two products that I use for makeup removal. ORIENTANA ritual includes "Nourishing Makeup Removal Bio Oil" (PLN 57) and "Moisturising Bio Face Foam" (PLN 53). Both cosmetics are natural. The oil consist of 98 % of oils, such as neem, rice, sesame, sunflower, and sweet almond oils. When it comes to the foam with trichosanthes, it doesn't contain SLS/SLES/ALS and doesn't disrupt the balance of our skin.

***

Na zdjęciu powyżej widzicie dwa produkty, których używam do demakijażu. W skład rytuału ORIENTANA wchodzą "Odżywczy Bio Olejek do demakijażu" (57 złotych) i "Nawilżająca Bio Pianka do mycia twarzy" (53 złotych). Oba kosmetyki są naturalne. Olejek składa się w 98% z olejów, takich jak olej neem, olej ryżowy, olej sezamowy, olej słonecznikowy, olej ze słodkich migdałów. Z kolei pianka z ekstraktem z gurdliny japońskiej nie zawiera SLS/SLES/ALS i nie zakłóca równowagi skóry.

Mój nieco wygnieciony szlafrok jest z nowej kolekcji &OtherStories. 

    After removing the makeup thoroughly, I apply a couple of droplets of multifunctional STAY ESSENTIAL oil (PLN 49,90) by Annabelle Minerals. In this particular case, it functions as a serum and a lip balm, but you can also use it as hair conditioner or add it to mineral cosmetics to attain liquid texture. I pat it into the skin of my face and apply the rest of it onto my cuticles.

***

   Po dokładnym demakijażu nakładam na twarz kilka kropel wielofunkcyjnego olejku STAY ESSENTIAL (49,90 złotych) od Annabelle Minerals. W tym konkretnym wypadku spełnia on u mnie funkcję serum i balsamu do ust, ale można go też użyć jako odżywki do włosów, albo dodać do kosmetyków mineralnych aby uzyskać z nich płynną konsystencję. Ja wklepuję go w twarz, a pozostałości wcieram w skórki przy paznokciach. 

Ten olejek zawsze stoi u mnie przy umywalce. W ciągu dnia często służy mi jako balsam do ust albo ekspresowe nawilżenie dla rąk po ich umyciu. 

     The last stage is the application of a night cream. I don't always choose one that is suitable only for the night-time beauty routine. It could be a deeply moisturising product as well. Apparently, I make a mistake because night creams can contain a considerably larger amount of nourishing and regenerating substances that for various reasons shouldn't be used during the day (they are an inappropriate makeup base or can enter into a dangerous chemical reaction with the sun's UV rays). That was a convincing argument for me so I decided to purchase a proper night cream and a day version by the same brand (both products complete each other well).

***

   Ostatnim etapem jest nałożenie kremu na noc. Nie zawsze wybieram taki, który jest przeznaczony wyłącznie do wieczornej pielęgnacji. Równie dobrze, mógłby to być po prostu mocno nawilżający krem o delikatnym zapachu. Podobno robię jednak błąd, bo krem na noc może zawierać o wiele więcej odżywczych i regenerujących substancji, które z różnych powodów nie powinny być stosowane na dzień (są złą bazą pod makijaż lub mogą wchodzić w niebezpieczną reakcję ze słońcem). To mnie trochę przekonało, więc postanowiłam kupić krem na noc z prawdziwego zdarzenia i wersję na dzień tej samej marki (obydwa produkty bardzo dobrze się uzupełniają). 

W tym momencie używam kremów na dzień i na noc marki Belnea (każdy po 89 złotych). Ich głównym składnikiem jest olej z aronii, który pomaga skórze walczyć z wolnymi rodnikami. Kosmetyki nie posiadają substancji barwiących ani syntetycznych kompozycji zapachowych. 

      When I'm done with all the stages of my evening beauty routine, I comb my hair thoroughly, and I can head for the bedroom. For quite some time, I've been falling asleep with a blindfold so I decided to invest in one made from silk. Lately, I've also decided to purchase a silken pillow to complete my set. Both gadgets are by Slip, but you can find many similar products at a better price in a Polish shop Moye. The pillow doesn't irritate our skin and is supposed to bring back some lustre to our hair. I don't know whether it is true, but surely it is considerably more pleasant to the touch than pillows made from cotton or softened linen.  

   And that would be it. I am eager to read about your evening beauty routines and, of course, about your ideas for the future posts. In the meantime, I wish you sweet dreams.

***

   Gdy wszystkie etapy pielęgnacji mojej twarzy są skończone, rozczesuję dokładnie włosy i mogę już kierować się w stronę sypialni. Od dłuższego czasu zasypiam z opaską na oczach, więc postanowiłam zainwestować w taką z jedwabiu. Niedawno zdecydowałam się też na zakup jedwabnej poduszki do kompletu. Obydwa gadżety są od marki Slip, ale bardzo podobne produkty za lepszą cenę znajdziecie w polskim sklepie Moye. Poduszka nie podrażnia cery i ma podobno sprawić, że włosy przestaną być matowe. Nie wiem czy to prawda, ale z pewnością jest dużo przyjemniejsza w dotyku niż te z bawełny czy zmiękczonego lnu. 

  I to by było na tyle. Chętnie poczytam o Waszych wieczornych rytuałach i, oczywiście, o pomysłach na kolejne wpisy, a póki co życzę Wam słodkich snów.

 

Look of The Day – The Real Life

sneakers / trampki – Converse on eobuwie.pl

wool coat / wełniany płaszcz – Zara (stara kolekcja)

coated jeans / woskowane spodnie – Topshop (model Jamie)

travel bag / torba podróżna (z ostatniego zdjęcia) – Longchamp

cachmere sweater / kaszmirowy sweter – Zara

wool scarf / wełniany szalik – MLE Collection

bag / torebka – Chanel (mini flap)

   Today's photos were created, first and foremost, because I couldn't get my eyes off the view from the balcony that was part of my room during our last trip to Paris. Yet, the name of the post isn't that coincidental. The longer I'm the owner of this blog and the more I try to spy on other people from the blogging world, the more I see how very few women show reality on their profiles. There is only a small group who publishes their real style online. Not when they spend a whole hour in front of the wardrobe and leave home for fifteen minutes in an intricate outfit in order to take one photo and change into something that they really want to wear a second after (they put on flat shoes, wrap themselves in down jackets, and take a myriad of things that wouldn't fit into their microscopic handbags – they look more like camels than fashion bloggers). Is it possible to assume that they have their own style at all? Especially, if they don't pursue it in everyday situations and create it only for the purpose of a photo shoot? Weren't blogs created to show real people, real situations, and real outfits and not a staged spectacle that lasts only a moment, but still can trigger a barrage of insecurities?   

   Well, the truth is that after leaving the hotel I had to take a 1.5-hour bus trip to reach textile fair in search of novelties for the MLE Collection (it means around five hours walking up and down). After the fair, I had some time to eat and then I had to head for the airport. I had to take a bag with all of my clothes with me, put on flat shoes, and hope that it wouldn't start raining as I had no umbrella with me. Of course, had I been more stubborn, I would have probably managed to take photos that you expect from bloggers, but what's the point since I would choose sneakers and a sweater in real life?   

   And now a question for you – do you know any blogs (fashion or more lifestyle) where authors show outfits that are practical for everyday use?

***

   Dzisiejsze zdjęcia powstały przede wszystkim dlatego, że nie mogłam napatrzeć się na widok z balkonu, który trafił nam się w trakcie ostatniego wyjazdu do Paryża. Tytuł wpisu nie jest jednak aż tak przypadkowy. Im dłużej prowadzę stronę i im bardziej staram się podglądać inne osoby z blogowej branży, tym częściej widzę, jak niewiele kobiet pokazuje na swoich profilach rzeczywistość. Jak niewiele z nich publikuje w sieci ich prawdziwy styl. Nie wtedy, gdy przez godzinę stoją przed szafą i wychodzą na piętnaście minut na zewnątrz w misternej stylizacji, aby zrobić jedno zdjęcie i sekundę później przebrać się w coś, co naprawdę chcą nosić (czyt. wkładają płaskie buty, otulają się puchową kurtką i biorą ze sobą mnóstwo rzeczy, które nie zmieściły się do ich mikroskopijnych torebek – wyglądają wtedy bardziej jak wielbłądy niż blogerki modowe). I czy w ogóle można uznać, że ten styl mają, jeśli nie utrzymują go w codziennych sytuacjach tylko kreują jedynie na potrzeby zdjęć? Czy blogi nie powstały właśnie dlatego, aby pokazywać prawdziwe osoby, prawdziwe sytuacje i prawdziwe stroje, a nie wyreżyserowany spektakl, który trwa tylko chwilę, ale i tak potrafi wpędzić nas w kompleksy? 

   No cóż, prawda jest taka, że po wyjściu z hotelu musiałam jechać półtorej godziny autobusem na targi tkanin w poszukiwaniu nowości dla MLE Collection (to oznacza jakieś pięć godzin chodzenia w tę i z powrotem),  po targach miałam chwilę aby coś zjeść, a później ruszyłam prosto na lotnisko. Musiałam więc wziąć ze sobą torbę ze wszystkimi rzeczami, włożyć płaskie buty i liczyć na to, że nie zacznie padać, bo nie miałam przy sobie parasola. Oczywiście, gdybym się uparła, to pewnie zdążyłabym zrobić zdjęcia, których oczekuje się od blogerek, ale po co, skoro w prawdziwym życiu wybrałabym trampki i sweter? 

   A teraz pytanie do Was – jakie znacie blogi (modowe lub bardziej lifestylowe) gdzie autorki pokazują stroje, które zdają egzamin w codziennym życiu?