Przepis na idealne migdałowe ciasto do herbaty i kilka książek na listopad

   After three days of commotion, I'm coming back with two best tranquilisers – books and hot pastry. The former, if they are good, force me to have a longer moment lying on the couch. The latter, envelopes my flat with the smell of almonds and butter making the evening work on my laptop look like pure pleasure. Therefore, get yourself a cup of hot tea and don't look at the weather behind the window – maybe this post will make this November evening more pleasant.

* * *

   Po trzech dniach zawirowań wracam do Was z dwoma najlepszymi środkami na uspokojenie – książkami i gorącym ciastem. Te pierwsze, o ile są dobre, zmuszają mnie do tego, by jeszcze przez chwilę poleżeć na kanapie. To drugie, otula moje mieszkanie zapachem migdałów i masła, sprawiając, że popołudniowa praca przy komputerze jawi się jako czysta przyjemność. Zróbcie więc sobie kubek gorącej herbaty i nie patrzcie na pogodę za oknem – może ten wpis umili Wam ten prawdziwie listopadowy wieczór.

1. Elena Ferrante "My Brilliant Friend"

I was convinced that over the last few weeks I will be reading a lot. And how wrong I was! They say that everything depends on willingness, but in my case even a strong resolution to decrease the pace hasn't found almost any reflection in reality so far. One novel a month is a limit that I can't pass. I won't recommend the two out of three that I've recently read – once again I was disappointed with the reviews in the press. But Ferrante (about whom I wrote more than once) is writing books that I will nudge you to read for a very long time.

2. "Cottage Kitchen" by Marte Marie Forsberg

"Cottage Kitchen" is one of the few English books that I've ordered this month. I go for such an option when all other sources of inspiration fail. I've been following Marta first on Instagram – I love looking at the photos of her small English cottage, dishes that she prepares, and Mr. Whiskey – her naughty pointer. Those of you who apart from recipes also like the story of a given day will get to like this book. Even though I see a strong inspiration with the books of Mimi Thorisson, I personally have no problem with that (I don't know anything about Mimi ;)) – beautiful photos, moody texts, and paying attention to the smalles details will never become boring.

3. "The Christmas Chronicles" by Nigel Slater

Nigel Slater is a worldwide known culinary critic, writer, and publicist. Everyone who treats cooking seriously will surely recognise him. "The Christmas Chronicles" are an outcome of the love for Christmas and winter. However, it isn't a typical cookbook, but rather a collection of short stories that are enriched with recipes. If you like stories about Advent preparations, angels, first snow, or old Christmas cards, this book will bring you lots of pleasure.

4. "Le pain quotidien" by Alain Coumont

Sometimes, we buy a book because we like its cover. Sometimes, we buy it because inside we find a recipe that we just need to try on our own. And sometimes it acts as a reminder of pleasant memories. That was the case with "Le Pain Quotidien Cookbook" – a set of recipes used by our favourite breakfast resturant in Brussels. I don't think that I could ever prepare anything from it than French chicken broth, but I really like to browse it.

5. "O jabłkach" [„About Apples”] by Eliza Mórawska

"O jabłkach" is probably the most tatty cookbook on by bookrack. I'm going back to it every autumn and I'm glad to recreate one of the forty recipes with apples as the main ingredient. The author proves that it is one of the most universal fruit in the world and it will be great for breakfast, dinner, and, of course, desserts. Exemplary recipes from the book include: sponge biscuit with apples, apple pie (of course!!!), tartles with apples, risotto with cider, asparagus, and pecorino cheese, duck with apples, crumpets.

6. "Robert Doisneau" by TASCHEN Publishing House

Photo albums are the best gift that you can give someone. I need to admit that my sister-in-law is a true master when it comes to finding them. She was the one who gave me my beloved album "Paris. Magnum" – I have no idea where she got it from as it is as scarce as hen's teeth. For my birthday, she gave me another jewel. Robert Doisneau is, on par with Henri Cartier Bresson, my favourite photographer. She couldn't be more close to what I really like, could she?

Recipe for gluten-free Santiago-style almond and pear pastry  

"Torta de Santiago" is an old Galician recipe based on almonds and eggs. Its authors are thought to be the nuns living on the Pyrenean trail leading to Santiago de Compostela. In Spain, the recipe is classified as a dish of special origin, owing to which there are very restrictive rules of preparation and ingredients choice. For me, the classic version is slightly too bland, so today, I present you with my variation – with pear and a little bit of potato flour. The pastry is ideal to be mixed with my favourite winter teas.

Ingredients for a baking tray with a diameter of 21 cm:

230 g of almond flour (that is ground peeled almonds)

3 small or 2 large pears

3 eggs

50 g of butter

120 g of icing sugar

1 generous tablespoon of potato flour

1 teaspoon of baking powder

1 teaspoon of almond flavour

almond flakes

* * *

1. "Genialna przyjaciółka" Elena Ferrante

Byłam przekonana, że w ciągu ostatnich kilku tygodni będę czytać baaardzo dużo. Ależ się myliłam! Podobno wszystko zależy od chęci, ale w moim przypadku nawet silne postanowienie, aby znacznie zwolnić tempo nie znalazło póki co, prawie żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jedna powieść na miesiąc to bariera, której nie jestem w stanie przełamać. Dwóch z trzech, które ostatnio przeczytałam, nie będę polecać – po raz kolejny zawiodłam się na recenzjach w prasie. Ale Ferrante (o której pisałam już nie raz) będę Wam wpychać jeszcze długo ;). 

2. "Cottage Kitchen" Marte Marie Forsberg

"Cottage Kitchen" to jedna z kilku angielskojęzycznych książek, które zamówiłam sobie w tym miesiącu. Na taką przyjemność pozwalam sobie wtedy, gdy wszelkie inne źródła inspiracji zawodzą. Martę śledziłam najpierw na Instagramie – uwielbiałam patrzeć na zdjęcia jej małej angielskiej chatki, potraw, które przyrządzała i pana Whiskey – frywolnego wyżła. Ta książka spodoba się tym z Was, które poza przepisami cenią sobie także historię danego dania. Chociaż widzę w niej mocną inspirację książkami Mimi Thorisson to osobiście nie mam z tym problemu (nie wiem jak Mimi ;)) – piękne fotografie, nastrojowe teksty i dbałość o detale nigdy mi się nie znudzą. 

3. "The Christmas Chronicles" Nigel Slater

Nigel Slater to znany na cały świat krytyk kulinarny, pisarz i publicysta. Każdy, kto na poważnie interesuje się gotowaniem, z pewnością go kojarzy. "The Christms Chronicles" powstały z miłości Nigela do Świąt Bożego Narodzenia i zimy. Nie jest to jednak typowa książka kucharska, a raczej zbiór opowiadań, do których dołączone są przepisy. Jeśli lubicie historie o adwentowych przygotowaniach, aniołach, pierwszym śniegu czy starych kartkach świątecznych to ta pozycja przyniesie Wam wiele przyjemności. 

4. "Le pain quotidien" Alain Coumont

Czasem kupujemy książkę, bo podoba nam się okładka. Czasem dlatego, że znajdziemy w niej przepis, który koniecznie chcemy wypróbować. A czasem po to, aby móc dzięki niej przywołać miłe wspomnienia. Tak było w przypadku "Le Pain Quotidien Cookbook" – zbioru przepisów, z których korzysta nasza ulubiona śniadaniownia w Brukseli. Nie sądzę, abym kiedykolwiek przygotowała z niej coś więcej niż francuski rosół, ale i tak bardzo lubię do niej zaglądać. 

5. "O jabłkach" Eliza Mórawska

"O jabłkach" to chyba najbardziej sfatygowana książka kucharska na moim regale. Wracam do niej każdej jesieni i z przyjemnością odtwarzam któryś z czterdziestu przepisów z jabłkami w roli głównej. Autorka udowadnia, że jest to najbardziej wszechstronny owoc na Ziemi i świetnie sprawdzi się w wersji śniadaniowej, obiadowej i oczywiście deserowej. 

Przykładowe przepisy z książki: biszkopt z jabłkami, szarlotka (oczywiście!!!), tartaletki z jabłkami, risotto z cydrem, szparagami i serem pecorino, kaczka z jabłkami, racuchy. 

6. "Robert Doisneau" od wydawnictwa TASCHEN

Albumy fotograficzne to najlepszy prezent jaki można mi podarować. I muszę przyznać, że moja bratowa jest prawdziwą mistrzynią jeśli chodzi o ich wynajdywanie. To od niej dostałam mój ukochany album "Paris. Magnum" – nie mam pojęcia gdzie i jak go dorwała, bo to prawdziwy biały kruk. Na urodziny wręczyła mi kolejną perełkę. Robert Doisneau to, na równi z Henri Cartier Bresson, mój ulubiony fotograf. Prawda, że nie mogła trafić lepiej?

 

 Przepis na bezglutenowe ciasto migdałowe z gruszkami w stylu Santiago 

   "Torta de Santiago" lub inaczej "ciasto Pielgrzyma" to stary galicyjski przepis bazujący na migdałach i jajkach. Za jego autorki uważa się zakonnice mieszkające na pirenejskim szlaku prowadzącym do Santiago de Compostela. W Hiszpanii jest on objęty specjalnym świadectwem pochodzenia, z czym wiążą się restrykcyjne zasady przygotowania wypieku i doboru składników. Ale dla mnie ta klasyczna wersja jest trochę za mdła, więc dziś przedstawiam Wam moją wariację – z gruszką i odrobiną ziemniaczanej mąki. Ciasto świetnie pasuje do moich ulubionych zimowych herbat. 

Skład na tortownicę o średnicy około 21 cm:

230 g mąki migdałowej (czyli mielonych migdałów bez skórki)

3 małe lub 2 duże gruszki 

3 jajka

50g masła

120g cukru pudru

1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1 łyżeczka aromatu migdałowego

migdały w płatkach

1. Mix the peeled almonds in a processor. Of course, you can also buy a package of ready almond flour, but those mixed on your own have surely a better taste and aroma. 2. Separate egg yolks from egg whites. Whisk the whites until thick, leave the yolks in another large bowl.  In a small pan, melt butter and leave until cool. Add sugar to the bowl with yolks and stir. 3. Grate the washed and peeled pears on large grating slots and add to the bowl with yolks and sugar. 4. Add almond flour, potato flour, baking powder, and stir everything. Add butter and stir all ingredients until they blend (you can use a mixer). Slowly add whisked whites using a tablespoon so that the froth doesn't lose its bulk. 5. Place the dough in a baking tray with a diameter of 21 cm. Preheat the oven to 150ºC and place the pastry in the oven for about 35 minutes. Before serving, I sprinkle it with slightly roasted almond flakes and icing sugar.

* * *

1. Migdały bez skórek miksujemy w malakserze. Można oczywiście kupić gotową mąkę migdałową, ale takie mielone samodzielnie przed użyciem z pewnością mają lepszy smak i aromat. 2. Żółtka jajek oddzielam od białek. Białka ubijam na sztywno i odstawiam, żółtka zostawiam w innej, dużej misce.  W małym rondelku roztapiam masło i zostawiam do ostudzenia. Do miski z żółtkami dodaję cukier i mieszam. 3. Umyte, osuszone gruszki ścieram na grubych okach tarki i dodaję do miski z żółtkami i cukrem. 4. Wsypuję mąkę migdałową, mąkę ziemniaczaną, proszek do pieczenia i mieszam. Dodaję masło i mieszam aż wszystkie składniki się połączą (można użyć miksera). Do powstałej masy delikatnie dodaję łyżką ubite białka, aby piana nie opadła. 5. Ciasto przekładam do tortownicy o średnicy 21 centymetrów. Nagrzewam piekarnik do 150 stopni i wstawiam ciasto na około 35 minut. Przed podaniem posypuję podprażonymi płatkami migdałów i cukrem pudrem. 

   The ready pastry should be moist inside, sweet, and have the smell of butter. It will be an ideal match for spicy or fruit tea (of which I am a great fan). I chose tea from Five o'Clock that is called "Christmas Eve Evening". It is really good-quality tea (without no artificial additives) with fruit parts. In the Christmas collection, you'll find such tastes as "December night", "Lapland", or "Christmas tree sweetness". If you want like buy one of these teas or use it as a Christmas gift for someone, I've got a 30% discount for you on all teas that are part of "Christmas in Five o'clock". You just need to use the code: KASIA. The discount can be used only once and is valid from today (14.11) until November 20.

* * *

   Gotowe ciasto powinno być wilgotne w środku, słodkie i pachnące masłem. Będzie dobrze współgrało z herbatą o korzennym lub owocowym smaku (których jestem wielką fanką). Ja wybrałam tę od Five o'clock o sugestywnej nazwie "Wigilijny Wieczór". To naprawdę dobrej jakości herbata (bez sztucznych ulepszaczy) z kawałkami owoców. W kolekcji świątecznej znajdziecie też takie smaki jak "Grudniowa Noc", "Laponia" czy "Choinkowa Słodycz". Jeśli chcielibyście sprawić sobie którąś z tych herbat lub podarować ją komuś na święta, to mam dla Was 30% rabatu na wszystkie herbaty i kawy 'luz" z akcji "Święta w Five o'clock" na hasło: KASIA. Rabat jest jednorazowy i obowiązuje tylko w sklepie internetowym do 20 listopada.

   To answer the upcoming questions: my cashmere dress comes from Zalando, and the woollen blanket and cashmere socks are the next gems from Mongolian – I'm delighted with the offer in that store :D. I know that it sounds weird, but I've got a feeling that it's really difficult to find something of good quality and at a good price in chain stores, and that was a real surprise and so many models featuring reindeer!

* * *

   Uprzedzając Wasze pytania: moją kaszmirową sukienkę znalazłam na Zalando, a wełniany koc i kaszmirowe skarpetki to kolejne skarby ze sklepu Mongolian – jestem zachwycona ofertą skarpetek w tym sklepie :D. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale mam wrażenie, że pod tym kątem w sieciówkach naprawdę ciężko znaleźć coś dobrej jakości w rozsądnej cenie, a tu taka niespodzianka i tyle modeli z reniferami!

Look of The Day – ugly UGG in the city

shoes / buty – UGG on eobuwie.pl (model mini)

wool coat and black sweater / wełniany płaszcz i czarny golf – MLE Collection

black trousers / czarne spodnie – Asos (model Ridley)

 bag / torebka – CHANEL (model mini)

sunglasses / okulary – NAKD


 

Czy moje zdrowotne natręctwa mają sens, czyli jak mądrze korzystać z mody na diety i super produkty

   The fashion for healthy lifestyle is in its full swing and it comes as no surprise – each of us wants to avoid diseases, even a trivial one like a cold.  

   Once in a while a true hot trend appears on the horizon. It is supposed to have key influence on the condition of our body – regardless of whether it's about improving our immune system, another cleansing diet, or treating everything with vitamin C (as it turns out, the last topic is a hot potato in the public eye). Such a revelation that is most often endorsed by celebrities attracts crowds. There's no problem if it simply doesn't work. We're only disappointed that there are no results. However, sometimes the popularised wonder is harmful for our health, just like magical therapies or avoiding vaccinating toddlers.  

   Why is that so? Because we often follow unreliable and unchecked sources. It's enough to read one article on a given subject and believe in it as we have the propensity to trust the written word. We think that someone has checked the problem thoroughly, delved deeper into the realm of literature, and talked with specialists. Unfortunately, the truth is that online texts can be published by anyone, and various theories pertaining to health rank high among the topics searched online.  

The most harmful are articles that come across as medical; however, without no medical grounding. Pseudo-specialists are trying to convince us that "lately, researchers have discovered", "American experts recommend", without adducing any concrete research or institutions. They also base their advisory texts on research that was conducted 50 years ago without taking the slightest effort to check whether something has changed in that matter. There often appears a sentence uttered "at a conference" and that's too little – you can say anything. Each reliable study was published in a scientific magazine with a detailed description of the study and control groups, study period, or the surnames of researchers (that's why I so often enumerate particular universities so that you can check whether the data that I mention is real). Only in such a case can we assume that the presented thesis is a reflection of reality. In practice, however, I can see that many people writing about health online don't mention any, even the most unbelievable sources, as part of their theories. Today, everyone can write whatever they want, and if for some reason we see it as something inspirational some of us will treat it as a fact.

   I myself am a fan of novelties in the field of healthy lifestyle. I sometimes happened to be disappointed with seasonal hits that were more harmful than beneficial. A large group of people overwhelmed with information overflow concerning health is trying to take care of everything in panic. People are trying to change their habits or analyse their lifestyle by searching for mistakes that can influence our health. Of course, you can count me in. :) Is it susceptibility to fashion trends, neurotic personality, or maybe rational caution. I've got a few obsessions and while preparing that post, I decided to check whether I've got any scientific basis for my concerns.

* * *

   Moda na zdrowy tryb życia trwa w najlepsze i nie ma się co dziwić – każda z nas chce uniknąć choroby, nawet tak błahej jak przeziębienie.

   Raz na jakiś czas pojawia się prawdziwy hit, który ma mieć kluczowy wpływ na kondycję naszego ciała – obojętnie czy chodzi o wzmocnienie odporności, kolejną dietę oczyszczającą czy leczenie wszystkiego witaminą C (jak się okazuje ten ostatni temat rozgrzewa opinię publiczną do czerwoności). Taka rewelacja promowana najczęściej przez sławy porywa tłumy. Nie ma problemu, jeśli zwyczajnie nie działa. Poza tym, że jesteśmy zawiedzeni nie dzieje się nic. Czasem jednak spopularyzowany cud szkodzi naszemu zdrowiu, jak magiczne terapie czy unikanie szczepienia dzieci.

   Dlaczego do tego dochodzi? Bo często korzystamy z niepewnych i niesprawdzonych źródeł. Wystarczy, że przeczytamy jeden artykuł na dany temat i w niego wierzymy, bo mamy skłonność do ufania słowu pisanemu. Wydaje nam się, że ktoś dokładnie problem sprawdził, sięgnął do fachowej literatury, porozmawiał ze specjalistami. Prawda jest niestety taka, że teksty w sieci może publikować każdy, a różne teorie dotyczące zdrowia znajdują się wysoko na liście tematów wyszukiwanych.

   Najgroźniejsze są artykuły brzmiące medycznie, które w medycynie żadnego poparcia nie mają. Pseudospecjaliści przekonują, że „ostatnio naukowcy dowiedli”, „amerykańscy eksperci zalecają”, nie powołując się na żadne konkretne badania ani instytucje. Albo opierają swój doradczy tekst na badaniach przeprowadzonych 50 lat temu, nie podejmując odrobiny wysiłku, by sprawdzić czy coś się w tej kwestii zmieniło. Często pojawia się też stwierdzenie „powiedziane na konferencji”, a to za mało – powiedzieć można wszystko. Każde wiarygodne badanie zostało opublikowane w magazynie naukowym, z dokładnym opisem grupy badanej i kontrolnej, czasu jego przebiegu czy nazwisk badaczy (to dlatego tak często w swoich wpisach wymieniam konkretne uniwersytety, tak aby można było sprawdzić czy dane, na które się powołuję są prawdziwe). Tylko w takim wypadku możemy dopuścić do siebie myśl, że przedstawiona w artykule teza autora ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. W praktyce jednak widzę, że wiele osób piszących o zdrowiu w internecie nie wymienia żadnych, nawet najbardziej niewiarygodnych źródeł swoich teorii. Dziś każdy może napisać wszystko, a jeśli z jakiegoś powodu budzi nasz autorytet to część z nas każde słowo przyjmuje jako fakt.

   Sama jestem fanką nowinek w temacie zdrowego trybu życia. Zdarzało mi się także przejechać na sezonowych hitach, które bardziej szkodziły niż pomagały. Duża grupa ludzi, przytłoczona nadmiarem informacji dotyczących zdrowia, w panice stara się o nie zadbać. Ludzie zaczynają wtedy zmieniać swoje nawyki albo analizować tryb życia doszukując się błędów, które mogą mieć wpływ na zdrowie. Oczywiście ja zaliczam się do tej grupy. :) Czy jest to podatność na mody, neurotyczna osobowość, a może po prostu racjonalna przezorność? Mam klika swoich natręctw i przygotowując ten wpis, postanowiłam sprawdzić, czy mam naukowe podstawy do swoich obaw.

Obsession no. 1 – food

What we provide our body with influences our functionality and we feel it at every level – starting with immune system and the state of our complexion and finishing with our mood and the level of our energy. On numerous occasions did I replace my menu with something "better". When I was living with my parents, we all tried the Atkins Diet which was perceived as the most well-known and the most effective way of eating 10 years ago. We were really madly losing our weight, but after some time it turned out that the diet brought more harm than benefits. Robert Atkins has been urging to eliminate carbohydrates from our diet and focus on fats and proteins since the 70s. His guidelines quickly gained recognition of millions of people all around the world. After all, losing weight by eating sausages and steaks was a really pleasant experience. Unfortunately, it can't be that easy – the diet was characterised by a scarcity of vitamins which has a very negative influence on our health. The consequences may be very dangerous – magnesium and potassium deficiency, acidification, tooth cavities, gout, arteriosclerosis, and even cerebral stroke. Similar consequences can be observed in case of wonder diets, especially those that almost totally eliminate one of the food components. To name a few examples that are dangerous for our health: Kwaśniewski Diet, Copenhagen Diet, Dukan Diet, or Lemon Diet.

And what about the popular vegetarianism and veganism? Still, three years ago I was a vegan, but today I think that I had too orthodox an approach to this subject. Limiting the consumption of meat (especially red meat) and animal fats is, in fact, a good idea. According to the study conducted by a research team at the University of Southern California, even the smallest reduction of animal fats may decrease the risk of neoplasm by about twenty percent. However, it isn't quite known whether meat has been harmful for human body forever or maybe it's the problem of the production process. Instead of eliminating it from the diet altogether, it's best to decrease the consumption and pay attention to the source that it comes from. Animal husbandries that don't care for the quality of meat are the bane of the 21st century. That's why it's worth searching for stores offering eco meat – in all cities, we'll find specialised butcher's shops or markets offering products from local suppliers. Don't be afraid to ask about the origins of poultry, the production process, and breeding methods (it is also one of my obsessions). Appropriate conditions, that is high-quality fodder, healthy bedding, temperature, and decreasing stress stimuli generate a greater cost for the breeder – let’s not delude ourselves that good meat will be cheap as trying to decrease all costs led to a situation in which it's difficult to find pork loin from a happy pig.

Now, my diet is based on following the food pyramid that has been recently updated by WHO. Apart from the fact that the pyramid has been supplemented with active lifestyle that is the very base of the pyramid (the recommended active time is 30-40 minutes a day), cereal products switched sides with vegetables and fruit. For many years, cereal products have been perceived as a very important element of a healthy diet. Now, they can be found in the centre (that means that you shouldn't exaggerate with their consumption – I mostly avoid eating them for supper). The daily portions of vegetables and fruit should be a ratio of 3/4 of vegetables and 1/4 of fruit.  Sweets and other sins have been replaced with oils and nuts (here you'll find the link to the pyramid and how it has changed over the last couple of years).

After years of experiences and mistakes, I eat everything, but I carefully read the labels, ask for the source of products, and avoid chemical substances and processed food. I'm trying to cook at home more, but the everyday chores allow me to do it only on the weekends. I confess, I'm not a kitchen queen, I don't come up with complex recipes off the top of my head and I don't experiment. I'm afraid to take up challenges and you won't find duck confit in my kitchen. Yet, simple Italian cuisine is something totally different. Maybe the lower the skills, the greater the need to buy cookbooks, but in my case it is simply the best support. I've got greatest trust for the British people's beloved chef – the famous Jamie – he can find a perfect balance between what's healthy and simple in preparation.

* * *

Natręctwo nr 1 – żywność

To czym karmimy nasz organizm wpływa na jego funkcjonowanie, a my odczuwamy to na każdym poziomie – począwszy od odporności, przez stan cery, skończywszy na samopoczuciu i energii. Wielokrotnie zmieniałam swoje menu na jeszcze „lepsze”. Gdy mieszkałam z rodzicami, wszyscy przeszliśmy na dietę Atkinsa, która 10 lat temu była tą najbardziej znaną i „najskuteczniejszą”. Kilogramy faktycznie leciały w dół jak szalone, ale po jakimś czasie okazało się, że skutkiem ubocznym jest spustoszenie w organizmie. Robert Atkins od lat 70 namawiał do wyeliminowania z diety węglowodanów i skupieniu się na tłuszczach i białkach. Zalecenia szybko zyskały aprobatę milionów ludzi na całym świecie. W końcu, odchudzanie kiełbaskami i stekami było bardzo przyjemne. Niestety nie może być tak łatwo – uboga w witaminy dieta bardzo negatywnie odbija się na zdrowiu. Konsekwencje mogą być bardzo groźne – niedobory magnezu i sodu, zakwaszenie organizmu, próchnica, skaza moczanowa i miażdżyca, a w dalszej konsekwencji nawet udar mózgu. Podobne skutki ma większość diet „cud”, zwłaszcza tych, opartych na ograniczeniu do minimum jakiegoś składnika. Niebezpieczne dla zdrowia są między innymi diety Kwaśniewskiego, kopenhaska, Dukana, czy cytrynowa.

A co z popularnym wegetarianizmem i weganizmem? Jeszcze trzy lata temu sama byłam weganką, ale dziś myślę, że zbyt ortodoksyjnie podeszłam do tego tematu. Ograniczenie spożywania mięsa (zwłaszcza czerwonego) i tłuszczy odzwierzęcych jest na pewno dobrym pomysłem. Zgodnie z badaniami naukowców z University of Southern California nawet niewielkie ograniczenie białka pochodzenia zwierzęcego może zmniejszyć ryzyko zachorowania na nowotwory o dwadzieścia procent. Nie wiadomo jednak, czy mięso szkodzi nam od zawsze, czy po prostu sposób w jaki jest hodowane sprawia, że staje się niezdrowe. Zamiast całkowicie eliminować je z diety, lepiej jeść je rzadziej, ale z pewnego źródła. Fatalne, niedbające o jakość, a jedynie o zysk hodowle, to zmora dwudziestego pierwszego wieku. Dlatego warto poszukać sklepów z mięsem ekologicznym – w każdym mieście znajdziemy wyspecjalizowany sklep mięsny lub targ oferujący produkty od lokalnych dostawców. Nie bójmy się pytać skąd pochodzi kurczak, jak był hodowany, czym się odżywiał (to też jedno z moich natręctw). Odpowiednie warunki, czyli dobre pasze, zdrowa ściółka, temperatura i ograniczenie stresu zwierząt to większy koszt dla hodowcy – nie łudźmy się, że dobre mięso będzie tanie, bo właśnie dążenie do maksymalnego obniżenia cen mięsa sprawiło, że tak ciężko znaleźć dziś schab od szczęśliwej świnki.

Teraz moja dieta polega na kierowaniu się piramidą żywienia, która ostatnio została zaktualizowana przez WHO. Poza tym, że do piramidy dodano sport, który znajduje się u jej samego podnóża (sugerowany czas aktywności to aż 30-40 minut dziennie), to zamieniono miejscami produkty zbożowe z warzywami i owocami. Zboża przez wiele lat były uważane, za bardzo istotny element prawidłowej diety, teraz znajdują się po środku (czyli nie należy z nimi przesadzać – ja przede wszystkim unikam ich podczas kolacji). Natomiast dzienna proporcja spożywania warzyw i owoców powinna wynieść mniej więcej 3/4 warzyw oraz 1/4 owoców.  Z samego czubka wypadły słodycze i inne grzechy na rzecz olejów i orzechów (tutaj link do piramidy i tego jak zmieniała się w przeciągu kilku ostatnich lat).

Po latach doświadczeń i błędów tak naprawdę jem wszystko, ale bardzo uważnie podchodzę do czytania etykiet ze składem, pytam o źródła produktów, unikam chemicznych ulepszaczy i przetworzonego jedzenia. Staram się jak najwięcej gotować w domu, ale proza dnia codziennego sprawia, że robię to zwykle tylko w weekendy. Przyznaje się, nie jestem królową kuchni, nie wymyślam przepisów z głowy i nie eksperymentuję. Boję się podejmować wyzwań i kaczki po francusku raczej „nie popełnię”, ale prosta kuchnia włoska to już co innego. Być może im mniejsze umiejętności tym większa chęć kupowania książek kucharskich, ale w moim przypadku to po prostu najlepsze wsparcie. Największe zaufanie mam od lat do ukochanego kucharza Brytyjczyków czyli słynnego Jamiego – potrafi on znaleźć idealny balans między tym co zdrowe i proste w przygotowaniu.

Jamie Olivier nie jest Włochem, ale ekspertem w dziedzinie gotowania – na pewno. Po jego ostatniej podróży do Włoch, która trwała półtora roku, powstała książka „Jamie gotuje po włosku”. Jak we wszystkich publikacjach Jamie’go, tu też królują proste przepisy, które zawsze się udają.Już dwukrotnie przygotowałam makaron z dynią i kiełbaską. Z małymi modyfikacjami – nie zrobiłam swojego makaronu i pojęcia nie mam gdzie można kupić świeży liść laurowy (po prostu użyłam suszonego). Ale właśnie to lubię w jego publikacjach – pomimo braku lub zamiany pewnych składników potrawy są nadal smaczne. Teraz w kolejce szykuje się przepis na makaron z pistacjami (strona 106) i tarta gruszkowo-orzechowa (strona 360).

Obsession no. 2 – mobile phone at the greatest distance possible

My biggest obsession about which I'm nagging all other household members is remembering that the mobile phone should be at the greatest possible distance from our heads at night. Even during the day, I'm trying to leave my smartphone by the door. While browsing the Internet, I never hold it over my stomach, and if I've got such a possibility I turn on the speaker during a conversation. So far, I've been doing it based on a premonition. I just felt that electrical devices, including mobile phones, emanate with harmful aura.

The fact that mobile phones (and other devices) create an electromagnetic field is unquestionable. We all live in the electrosmog that is really difficult to escape (source). Research (source) concerning mobile phones has corroborated the impact of radiation on bioelectric activity of our brains. However, the nature of this impact hasn't been studied as of yet. Therefore, apart from speculations and intuitive placing of the mobile phone away from the head, there's no corroboration whether the sole working of a device can have any harmful influence on our body. The experts from Interphone and WHO, after a study conducted in 13 countries, stated that there is lack of evidence whether there is any link between mobile phone use and brain cancer.

It's a whole different story when it comes to screens. Looking at mobile phones, which are glaring and full of sensationalised content, results in sleep disorders and problems with the production of melatonin which is essential in the appropriate functioning of our organism.The development of cellular network and the whole wireless technology are a relatively young field of science; thus, the way they influence our organism has been the topic of various studies. If we intuitively feel that something is dangerous, we can always equip ourselves with  fazups recommended by WHO and French doctors. A special antenna  protecting the user against radiation that you place on your mobile phone has been checked at the independent Emitech laboratory in France as well. Companies such as Emirates or our native LPP have been equipping their staff with fazups.

* * *

Natręctwo nr 2 – komórka jak najdalej

Moim największym natręctwem, którym męczę wszystkich domowników, jest pilnowanie, by telefony w nocy leżały jak najdalej od naszych głów. Nawet w ciągu dnia staram się zostawiać smartfona przy drzwiach. Przeglądając Internet nie trzymam go nigdy na brzuchu, a jeśli mam taką możliwość to w trakcie rozmowy telefonicznej włączam głośnik. Do tej pory robiłam to wszystko z czystego „przeczucia”. Po prostu wydawało mi się, że urządzenia elektryczne, a już na pewno telefony, muszą wytwarzać szkodliwą aurę.
To, że telefony (i inne urządzenia) wytwarzają pole elektromagnetyczne nie podlega dyskusji. Wszyscy żyjemy w elektrosmogu, z którego bardzo ciężko jest uciec (źródło). Badania (źródło) dotyczące telefonów komórkowych potwierdziły wpływ promieniowania na czynność bioelektryczną mózgu, nie zbadano jednak czy jest to wpływ zły. Tym samym poza domysłami i intuicyjnym odsuwaniem komórki od głowy nie ma żadnego potwierdzenia, że samo działanie urządzenia w jakikolwiek sposób szkodzi. Eksperci z Interphone i WHO po badaniu przeprowadzonym w 13 państwach stwierdzili, że brak jest dowodów na związek pomiędzy korzystaniem z komórek a rakiem mózgu.

Zupełnie inaczej ma się jednak sprawa z ekranami. Patrzenie na rozświetlone, pełne emocjonujących treści smartfony skutkuje nie tylko zaburzeniami snu, ale i problemami z produkcją melatoniny, niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania organizmu.

Rozwój telefonii komórkowej i całej bezprzewodowej technologii jest dziedziną stosunkowo młodą, dlatego to, jak zmienia i wpływa na nasze życie jest przedmiotem ciągłych badań. Jeśli podskórnie czujemy, że coś jest dla nas niebezpieczne, zawsze możemy uzbroić się w rekomendowane przez WHO i francuskich lekarzy fazupy. Specjalna antenka chroniąca przed promieniowaniem, którą  przyczepia się do telefonów, została sprawdzona także w niezależnym laboratorium Emitech we Francji. Firmy takie jak Emirates czy nasze rodzime LPP zaopatrują w fazupy swoich pracowników.

Obsession no. 3 – hair cosmetics

The ingredients of many shampoos and conditioners have been demonised have been demonised. I read most information on silicones so I got rid of all hair cosmetics with at least a modicum of silicones in them. Back then, I had no idea that silicones could be divided into good and bad ones that's why I prudently avoided all of them like the plague. The difference is that one group (the good ones) is water soluble and it can be easily washed off with water, whereas the other group is non-water soluble and stays on our heads. In order to get rid of the harmful ones from the surface of your hair, it's essential to use strong detergents containing sulphates that exacerbate the condition of our hair. My longstanding obsession was therefore justified, as good silicones really make our hair look a lot better. And now grab your smartphones and write down what names to search for and what names to avoid when you look at labels:

Non-water soluble silicones: Cyclomethicone, Cyclopentasiloxane, Trimethylsilylamodimethic, Trimethylsiloxysilicates, and water soluble, but only thanks to very strong shampoos: Amodimethicone, Dimethicone, Dimethiconol, Beheonoxy dimethicone, Phenyl trimethicone, Simethicone, Trimethicone.Water soluble silicones: Dimethicone copolyol, Lauryl methicone copolyol, Hydrolyzed wheat protein hydroxypropyl polysiloxane, and silicones containing PEG in their names.

When choosing cosmetics with water soluble silicones, we can quickly and effectively improve the condition of our hair. We will notice that it becomes smooth, shiny, and soft to the touch. You'll face less problems with combing it out as well. Such silicones don't cause irritation or allergies, don't burden your hair, and are an ideal protection against the harmful influence of weather conditions.I need to admit that even though I value everything that's natural, my hair likes all products containing synthetic ingredients more than those that are based on natural substances (some time ago, I had to throw away a whole bottle of shampoo and conditioner with plant extracts as my hair literally became green).

* * *

Natręctwo nr 3 – kosmetyki do włosów

Od wielu lat składniki większości szamponów i odżywek są demonizowane. Najwięcej naczytałam się o sylikonach więc pozbyłam się wszystkich kosmetyków do włosów z choć minimalną ich zawartością. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że sylikony dzielimy na dobre i złe, przezornie jak ognia unikałam wszystkich. Różnica polega na tym, że jedne (dobre) rozpuszczają się w wodzie i łatwo spłukać je z włosów, a drugie (złe) nie rozpuszczą się i zostają na naszej głowie. Aby pozbyć się tych szkodliwych z powierzchni włosa, konieczne jest użycie silnie działających detergentów z siarczanami w składzie, które pogarszają kondycję włosów. Moje wieloletnie natręctwo było więc tylko częściowo uzasadnione, bo dobre sylikony faktycznie sprawiają, że włosy wyglądają dużo lepiej. A teraz smartfony w dłoń i zapisujemy, jakich nazw szukać i jakich unikać w składzie produktów:

Silikony nierozpuszczalne w wodzie: Cyclomethicone, Cyclopentasiloxane, Trimethylsilylamodimethic, Trimethylsiloxysilicates, oraz rozpuszczalne, ale jedynie dzięki bardzo silnym szamponom: Amodimethicone, Dimethicone, Dimethiconol, Beheonoxy dimethicone, Phenyl trimethicone, Simethicone, Trimethicone.

Silikony rozpuszczalne w wodzie: Dimethicone copolyol, Lauryl methicone copolyol, Hydrolyzed wheat protein hydroxypropyl polysiloxane, oraz silikony z PEG w nazwie.

Wybierając kosmetyki z sylikonami rozpuszczalnymi w wodzie, możemy szybko i skutecznie poprawić kondycję włosów. Niemal natychmiast zauważymy, że stały się gładkie, błyszczące i miękkie w dotyku, łatwiej też będzie nam je rozczesywać. Takie sylikony nie powodują podrażnień ani uczuleń, nie obciążają włosów, za to doskonale ochraniają je przed niekorzystnym działaniem warunków atmosferycznych.
Muszę przyznać, że choć cenię wszystko, co naturalne, to moim włosom o wiele lepiej służą produkty zawierające syntetyczne składniki, niż te zawierające jedynie naturalne substancje (jakiś czas temu na przykład, musiałam wyrzucić całe opakowanie szamponu i odżywki z roślinnego wyciągu, bo moje włosy po prostu zzieleniały).

Jeszcze jednym moim małym natręctwem jest dbanie o to, aby w nocy było mi ciepło. Należę do potwornych zmarzlaków, spanie w jedwabnej piżamie to dla mnie wyrok – katar z rana mam jak w banku. W mojej szafie można więc znaleźć mnóstwo ciepłych piżam. Właśnie dołączył do nich nowy komplet (bluza i spodnie) z bardzo przyjemnej i miękkiej bawełny od polskiej marki Hibou Sleepwear. Ich rzeczy są wygodne, ciepłe i nie do zdarcia. Gdybym miała trzy minuty na spakowanie się na cały tydzień na pewno w pierwszej kolejności sięgnęłabym po szary komplet. 

Obsession no. 4 – mouth masks

Don't worry, I don't look like a dweller of Shanghai on a daily basis. However, I've got such a habit that whenever one of my friends visits me with a cold, I grab a mouth mask – for her or for me. Fortunately, my co-workers don't perceive it as something strange and willingly put them on as none of us has the time to be sick. I don't forgo a mouth mask in my own home, as I wouldn't like my daughter to contract the same virus. Each parent knows that it's always connected with being grounded for a week and crawl up the walls out of boredom (how many books can you read, how many play dough cities can you build, and how many drawing can you create?). The obsession is connected with the concern about transmitting germs and maybe it sounds funny, but at least it protects us from influenza each year. Well, about that… are mouth masks really effective against transmitting viruses?

If the household members grab them within a 24-hour period from diagnosis, wear them for 7 days, and regularly wash their hands, the risk of transmitting the virus will decrease by 50%. It's important to remember that the disposal products should be frequently replaced.

The topic of mouth masks often pops up whenever there is some kind of epidemic and quickly spreading outbreaks. Unfortunately, used as a preventive measure, they might do more harm than good – under the mouth mask, a layer of humid air is created which is an ideal fodder for bacteria and viruses. Wearing it as a "prevention" in the city for a few hours is a totally different thing than wearing it by doctors for a short period of time when they come into contact with an infected patient.

Usually, bacteria and viruses don't just flow in the air. You need to come into contact with their habitat. And where can you find their greatest concentration? The answer isn't the toilet which is a place that people usually keep clean. The dirtiest places and areas turn out to be mobile phones, fuel pistols, and laptops (not to mention keyboards). What can we do to minimise transmitting bacteria? Keep our items clean – disinfecting our mobile phones should become a weekly ritual – after all, we place it anywhere, for example, in cafes. Let's remember to use a cotton pad to clean the corners, especially underneath the protective covering. It's important as mobile phones come into direct contact with our face. Laptops also should be cleaned once a week, especially when it comes to keyboards. When it comes to money, there's no good way out – just remember that you should wash your hands when you come back home.

Obsession no. 5 – medical examination, medical examination, medical examination

Prophylactic medical examination and keeping a transparent calendar are my top priorities. Once a year, I do breast and thyroid ultrasound examination and I do cervical smear every 6-8 months. Despite my meticulous approach, I always feel nervous before a doctor's appointment. However, I always repeat to myself (and I recommend following in my footsteps) that even if the examination shows something bad, regular tests will increase my chances of going back to full health when faced with the worst case scenario. Some claim that cervical smear should be done once every three years, or at least such a frequency of tests is financed by the National Health Fund, however, in my case that's out of the question – my hypochondria wouldn't allow other household members to live in peace. Death from breast cancer still remains at a very high level (6 thousand women each year). However, if women remembered about the tests more frequently, the statistics would look totally different.

On a biannual basis, I also do blood tests – in the spring and winter time. This simple test can help you to detect many diseases at a very early stage (for example, pay attention to the level of monocytes), diagnose many deficiencies, or help in the choice of appropriate supplements. You should remember to avoid checking your tests with what's written online and just trust specialists. The most important blood tests include: urinalysis, complete blood count, ferritin, iron, vitamin D, SGOT, SGPT, bilirubin, TSH, ft3, ft4, blood urea, CPK, electrolytes (sodium, potassium, magnesium), cortisol.   

Habits are habits – all people have some. If they don't destroy our natural barrier (for example, when you wash your hands too frequently), don't harm our organism (wasting diet), and don't lead to conflicts in our household ("from now on, we don't eat meat, here you've got chicory"), they can prevent us from something unpleasant. It's best to realise that we've got them and check whether they can be corroborated somehow. It often turns out that our intuition is the key. Having analysed my own habits, I noticed that without wider knowledge on a given topic, my activities had some sense to them. And what about you? Do you have any health obsessions? Where do you search for information concerning the harmful influence of various products?

* * *

Natręctwo nr 4 – maseczki

Spokojnie, na co dzień wcale nie wyglądam jak mieszkanka Szanghaju. Mam jednak taki zwyczaj, że gdy któraś z koleżanek przychodzi do pracy zakatarzona, to sięgam po maskę na buzię – dla mnie lub dla niej. Na szczęście moje współpracowniczki nie patrzą na mnie dziwnie i same chętnie je zakładają, bo żadna z nas nie ma czasu chorować. Z maski nie rezygnuję również we własnym domu, bo w żadnym wypadku nie chciałabym, by wirus przeniósł się na moją córkę. Każdy rodzic wie, że wiąże się to z tygodniem uziemieniem i chodzeniem po ścianach z nudy (bo ile książek można przeczytać, ulepić plastelinowych miast i narysować obrazków?). Obsesja związana z obawą przenoszenia zarazków może i brzmi śmiesznie, ale przynajmniej chroni nas od kilku stanów grypowych w roku. No właśnie… czy maski faktycznie chronią przed przenoszeniem wirusów?

Jeśli domownicy sięgną po maseczki w ciągu doby od rozpoznania choroby, będą je nosić przez 7 dni i regularnie myć ręce, ryzyko przeniesienia wirusa zmniejszy się o 50%. Należy pamiętać jednak o tym, że to produkt jednorazowy, więc powinien być często wymieniany.

Temat maseczek pojawia się zwykle przy okazji różnych epidemii i szybko rozprzestrzeniających się ognisk chorobowych. Niestety, noszone profilaktycznie mogą przynieść więcej złego niż dobrego – pod maseczką wytwarza się wilgoć, która jest doskonałą pożywką dla bakterii i wirusów. Noszenie takiej „ochrony” w mieście przez kilka godzin to zupełnie co innego, niż zakładanie jej przez lekarzy podczas chwilowego kontaktu z zarażonym pacjentem.

Zazwyczaj jednak bakterie i wirusy nie fruwają w powietrzu. Potrzeba kontaktu z ich siedliskiem. A gdzie jest ich najwięcej? Wcale nie w toaletach, w których zazwyczaj pilnuje się czystości. Najbrudniejsze okazują się telefony komórkowe, pieniądze, pistolety do nalewania paliwa i laptopy (nie wspominając o tym, co siedzi w klasycznych klawiaturach komputerowych). Co zrobić, żeby do minimum ograniczyć przenoszenie bakterii? Pilnować, by nasze przedmioty były czyste – odkażanie telefonu powinno być cotygodniowym rytuałem, w końcu kładziemy go gdzie popadnie, np. w kawiarniach. Pamiętajmy by wacikiem potraktować boki, zwłaszcza pod zabezpieczającą osłonką. To ważne, bo telefony mają bezpośredni kontakt z naszą twarzą. Laptopy również powinno się czyścic raz w tygodniu, zwłaszcza klawiaturę. Co do pieniędzy, to sposobu na nie nie ma – pamiętajmy po prostu, by po powrocie do domu zawsze umyć ręce.

Natręctwo nr 5 – badania, badania, badania

Badam się profilaktycznie i z kalendarzem w dłoni pilnuję, by nie opuścić żadnej kontroli. Raz w roku robię USG piersi i tarczycy, na cytologię chodzę co 6-8 miesięcy. I pomimo mojego skrupulatnego podejścia i tak zawsze denerwuję się przed wizytą. Powtarzam sobie jednak (i Wam też radzę wyjść z takiego założenia), że nawet gdyby w badaniu wyszło coś złego, to dzięki regularnym kontrolom znacznie zwiększam swoje szanse na wyleczenie nawet w przypadku najgorszego. Podobno cytologię wystarczy robić raz na trzy lata, przynajmniej taką częstotliwość finansuje NFZ, w moim wypadku taka przerwa jest niedopuszczalna – moja hipochondria nie dałaby żyć innym domownikom. Umieralność na raka piersi w Polsce nadal jest bardzo wysoka (6 tysięcy kobiet rocznie), gdyby kobiety częściej się badały statystki wyglądałyby zupełnie inaczej.

Co pół roku zgłaszam się też na analizę krwi – na wiosnę i jesień. To proste badanie może pomóc w wykryciu wielu chorób w bardzo wczesnym stadium (zwracajcie uwagę na przykład na poziom monocytów) zdiagnozowaniu wszelkich niedoborów, czy pomóc w wyborze odpowiednich suplementów. Pamiętam jednak, by wyników nie „konsultować” w internecie, a ze specjalistą. Najważniejsze badania to: ogólne moczu, morfologia z OB, ferrytyna, żelazo, witamina D, Aspat, Alat, bilirubina, TSH, ft3, ft4, mocznik, CK, elektrolity (sód, potas, magnez), kortyzol.

    Nawyki nawykami – każdy jakieś ma. Jeśli nie niszczą naszej naturalnej bariery (jak np. zbyt częste szorowanie rąk), nie szkodzą organizmowi (wyniszczająca dieta) i nie powodują domowych konfliktów („od dziś wszyscy nie jemy mięsa, masz tu cykorię”), mogą nas uchronić przed czymś nieprzyjemnym. Najlepiej jest uświadomić sobie, że je mamy i sprawdzić, czy mają jakieś uzasadnienie. Bardzo często okazuje się, że nasza intuicja nie zawodzi. Po analizie własnych nawyków, zauważyłam, że nawet bez szerszej wiedzy na dany temat, moje działania miały sens. A Wy macie jakieś swoje zdrowotne natręctwa? Gdzie szukacie informacji na temat szkodliwości różnych produktów?

 

Deauville, Venise Biarritz – LES EAUX DE CHANEL

   Some time ago, I went to visit France to familiarise myself with the three new eaux de toilette by Chanel. The inspiration for LES EAUX DE CHANEL was three cities that were pretty significant for Gabriellie Chanel – Deaville, Venice, and Biarritz.

DEAUVILLE

It is probably my favourite fragrance from the whole collection. I've just run out of the perfumes that I've been using for the past few months and now I'm pleased to start using this eau de toilette on a daily basis. Its frafrance is aromatic and arboreal. After spritzing your skin, you smell a delicate and citrus fragrance, but over time the stronger undertone of patchouli starts to step out.

BIARRITZ

It is exactly in Biarritz that Chanel cut her hair and set up her first fashion house. The creator of Chanel fragrances, Olivier Polge was trying to grasp the dynamic period of Gabrielle's life in this particular fragrance. The production of this fragrance involved the use of a blend of traditional citrus notes, such as grapefruit and tangerine, lily of the valley and a synthetic particle that is supposed to resemble the smell fo fresh air.

VENISE

Venice was supposed to be a retreat from the tragedy that happened to the fashion designer – she embarked on this journey after the death of her significant other. That is where Chanel had discovered her love for the Byzantine and Baroque art for the first time. Its influence can be spotted in the lines that are designed by Karl Lagerfeld. The most important note of Venise eau de toilette is the fresh undertone of orange. You'll also find there iris, cedar wood, and vanilla – the whole composition is feminine, yet modern at the same time. Besides, all three eaux de toilette have something that makes them stand out from other fragrances available in drugstores.

* * * 

   Jakiś czas temu udałam się w podróż do Francji, aby poznać trzy nowe wody toaletowe od marki Chanel. Inspiracją dla kompozycji LES EAUX DE CHANEL były trzy miasta, które miały szczególne znaczenie dla Gabrielle Chanel – Deauville, Wenecja i Biarritz. 

DEAUVILLE

To chyba mój ulubiony zapach z całej kolekcji. Właśnie skończył mi się flakon perfum, których używałam przez ostatnie kilka miesięcy i teraz z przyjemnością zacznę używać tej wody na co dzień. Jej zapach jest aromatyczny i drzewny. Tuż po spryskaniu skóry, odczuwasz delikatny i cytrusowy zapach, ale z czasem mocniejszy staje się aromat paczuli. 

BIARRITZ

To właśnie w Biarritz Chanel obcięła włosy i otworzyła swój pierwszy dom mody. Twórca zapachów Chanel, Olivier Polge starał się uchwycić dynamiczny okres życia Gabrielle właśnie w tym zapachu. Do produkcji tej wody słynny perfumiarz użył mieszanki tradycyjnych cytrusowych nut, takich jak grejpfrut i mandarynka, konwalia oraz syntetyczna cząsteczka, która ma naśladować zapach świeżego powietrza.

VENISE

Venecja miała być ucieczką od tragedii jaka spotkała projektantkę – w podróż udała się po śmierci swojego ukochanego. To właśnie tam Chanel po raz pierwszy odkryła miłość do sztuki bizantyjskiej i barokowej, której wpływ można oglądać w kolekcjach zaprojektowanych dziś przez Karla Lagerfelda. Najważniejszą nutą wody Venise jest świeża nuta pomarańczy. Jest też irys, drewno cedrowe i wanilia – cała kompozycja jest kobieca i jednocześnie nowoczesna. Zresztą wszystkie trzy wody toaletowe mają w sobie coś, co odróżnia je od innych  zapachów w drogeriach. 

   In Deauville, apart from admiring the foggy coastline, I could take a close look at the whole process of designing new CHANEL fragrances. The bottles were supposed to resemble traditional eaux de cologne – the French brand is trying to show verbatim that simple solutions hide the greatest dose of elegance. The happy owners of these fragrances will surely pay attention to the bottle capacity – it's really considerable, but you need to remember that this cosmetic ought to be used similarly to men's eau de cologne – genereously.

* * *

   W Deauville, poza podziwianiem mglistego wybrzeża, mogłam dokładnie przyjrzeć się całemu procesowi projektowania nowych zapachów CHANEL. Butelki miały przypominać tradycyjne wody kolońskie – francuska marka coraz dosłowniej pokazuje, że w prostych rozwiązaniach kryje się najwięcej elegancji. Szczęśliwe właścicielki zapachów na pewno zwrócą uwagę na pojemność butelki – jest naprawdę spora, ale trzeba pamiętać, że ten kosmetyk używamy trochę tak, jak mężczyźni wspomnianą wyżej wodę kolońską – nie oszczędzamy. 

 

 

***

 

Look of The Day – écru november

suede boots / zamszowe kozaki – RYŁKO

sweater with alpaca wool / sweter z wełny alpaki – MLE Collection

leather bag / skórzana torebka – CHANEL (rozmiar mini)

leggings / legginsy – Asos

     "It needs a slight change" – my mother repeated these words to me whenever she was knitting at her own pace while I was mesmerised by her movements.She was able to create a sweater with a penguin, vests, socks, and a beanie in one night.Later, my father told me that he was really proud whenever he received something that she made on her own and no one at the whole University of Gdańsk had anything equally pretty.

   A few times, I was starting on learning knitting, but probably because I'm left-handed, it was a pretty daunting task – I only managed to create two simple scarves.And maybe it's because of today's pace of life, haste, and easy access to things that made us reluctant to waste time on sweater braids.However, I still enjoy such details on sweaters and all winter clothes (it's best if they come in light creamy, beige, and grey colours). When I find these at chain stores, they aren't that impressive though.

   Today's look is my November uniform (I don't know who invented leggings, but I'm really grateful for them).Now, I often wear longer sweater in combination with high boots.

* * *

   "To wymaga tylko odrobiny wprawy" powtarzała mi mama przeciagając przez włóczkę kolejne oczko, gdy ja wpatrywałam się w nią jak zaklęta. Potrafiła zrobić sweter z pingwinem, kamizelki, skarpety i czapkę w jeden wieczór. Tata opowiadał mi potem jaki był dumny, gdy dostawał od niej coś, co sama wydziergała i nikt na całym Uniwersytecie Gdańskim nie miał czegoś równie ładnego. 

   Parę razy zabierałam się za naukę robienia na drutach, ale chyba przez to, że jestem leworęczna szło mi to dosyć opornie – mam na koncie jedynie dwa proste szaliki. A może to dzisiejszy tryb życia, pośpiech i łatwy dostęp do rzeczy sprawiły, że szkoda nam czasu na warkoczowe sploty. Niezmiennie jednak uwielbiam takie detale na swetrach i wszystkich zimowych ubraniach (najlepiej w jasnych odcieniach kremu, beżów i szarości), chociaz gdy znajduje je w sieciówkach to nie robią na mnie aż tak dużego wrażenia.

   Dzisiejszy strój to mój listopadowy uniform (nie wiem kto wymyślił legginsy, ale jestem tej osobie naprawdę wdzięczna). Bardzo często noszę teraz dłuższe swetry połączone z kozakami. 

Top 5: Najlepsze instagramowe stylizacje polskich blogerek z października

     This time, I present you the ranking in a slightly different form. Changes were necessary because each month when I was searching for outfits that I could show you, I noticed that most girls moved to Instagram with their ideas. I'm not surprised by that fact as I know myself how much work you need to put in preparing a post for the blog in comparison to preparing one photo taken with a mobile phone. Even though I still appreciate blogs where I can read something interesting and enjoy my eyes with the content, I came to a conclusion that this ranking will be more valuable with Instagram inspirations. Tell me what you think about such an idea and maybe you'll tell me more about your favourite Polish fashion Instagramers.

* * *

   Tym razem przedstawiam Wam ranking w odrobinę odmienionej formie. Zmiany były niezbędne ponieważ szukając co miesiąc stylizacji, które mogłabym Wam pokazać, zauważyłam, że większość dziewczyn porzuciła prowadzenie blogów na rzecz Instagrama. Nie dziwi mnie to, bo sama dobrze wiem o ile więcej pracy trzeba włożyć w porządnie przygotowany wpis na stronę niż w jedno zdjęcie wykonane telefonem. Chociaż ja sama wciąż cenię sobie blogi, na których mogę poczytać coś ciekawego i jednocześnie nacieszyć oko, to w przypadku tego rankingu uznałam, że ciekawsze będą dla inspiracje właśnie z profili instagramowych. Dajcie znać co sądzicie o takim pomyśle i może podpowiecie mi, jakie są Wasze ulubione polskie Instagramerki modowe?

 

MIEJSCE PIĄTE

@weronikazalazinska

I don't really have to introduce Weronika as all of you know her! The posts appear on her blog very rarely, but her Instagram account has a lot to offer on a daily basis. Even though she doesn't live in Poland, this outfit may inspire you to create a cool look. A suede coat is a true jewel in the autumn wardrobe and the camel one owned by Weronika is ideal with her olive complexion. She combined it with lacquered block-heel booties, a midi dress, and modest accessories.

* * *

Weroniki przedstawiać Wam nie muszę, bo chyba wszyscy świetnie ją znacie! Na blogu rzadko kiedy się coś pojawia, ale jej konto na Instagramie codziennie przynosi jakieś nowe niespodzianki. Wprawdzie Weronika nie mieszka w Polsce, ale ta stylizacja może zainspirować do stworzenia fajnego "Looku". Zamszowy płaszcz to perełka w jesiennej szafie a ten kamelowy, który ma Weronika, świetnie komponuje się z jej oliwkową karnacją. Do tego dobrała lakierowane botki na klocku, czarną sukienkę midi i skromne dodatki.

MIEJSCE CZWARTE

@adriannakruszewska

I've found Adrianna on Instagram and I really liked her unstudied classic style. In this set, you'll see the immortal – black colour and denim. As accessories, Ada chose a snake print handbag and narrow sunglasses (the hot trend of this season).

* * *

Adriannę znalazłam na Instagramie i bardzo podoba mi się jej niewymuszony klasyczny styl. W tym zestawieniu królują nieśmiertelne – czerń i dżins. Jako dodatki Ada wybrała torebkę w wężowy wzór skóry oraz cienkie okulary (najmodniejszy model minionego lata!).

MIEJSCE TRZECIE

@cgrabowska

Maybe you know Klaudia from The White Print. In this photo, you can see her in an oversize brown coat (from Mohito). Underneath, she hides an interesting T-shirt with a print and elegant black cigarette trousers. As accessories, she chose moccasins and sunglasses.

* * *

Klaudię możecie znać z bloga The White Print. Na tym zdjęciu widzicie ją w oversizowym płaszczu w odcieniu brązu (z mohito). Pod spodem ukrywa ciekawy t-shirt z nadrukiem i eleganckie czarne cygaretki. W roli dodatków występują mokasyny i przeciwsłoneczne okulary.

MIEJSCE DRUGIE

@oliviapakosz

I'm so into the combination of a heavy coat, light trousers, and a sweater. It's such a pity that I don't fit into my white jeans! This outfit is very simple, yet it draws attention.

* * *

Ależ podoba mi się połączenie tego ciężkiego płaszcza i jasnych spodni ze swetrem. Jaka szkoda, że nie mieszczę się w swoje białe dżinsy! Ta stylizacja jest bardzo prosta, a jednocześnie skupia spojrzenie. 

MIEJSCE PIERWSZE

@kat.astro

On Kasia's Instagram account, I found numerous outfits and, to be honest, it was difficult for me to choose one of them. However, I chose the one that you can see in the photo as I would wear the whole set myself. A long camel coat, black jodhpur boots, mom jeans in an ideal light hue, and a beautiful Chanel bag allowed Kasia's look to get the first place.

* * *

Na koncie Kasi na Instagramie znalazłam wiele stylizacji i szczerze mówiąc ciężko mi było zdecydować się na jedną z nich. Wybrałam jednak tę, ponieważ sama z chęcią włożyłabym taki zestaw na siebie. Długi kamelowy płaszcz, czarne sztyblety, spodnie "mom jeans" w idealnym jasnym odcieniu i piękna torebka Chanel sprawiły, że Kasia ląduje dziś na pierwszym miejscu.