„Back to school”, czyli sierpniowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z marką Clochee, Veoli Botanica, Topestetic, Polemika, Sosoxy i szkołą języka angielskiego Akcent.

 

  Po paru miesiącach „umilaczowej ciszy” pomyślałam, że po prostu wyszłam z wprawy. W swoim notatniku miałam mnóstwo zapisanych myśli, ciekawostek, linków do artykułów, print-screenów z tytułami książek, przepisów na śliwki, wypatrzonych ubranek dla dzieci i ciekawych adresów – wszystko idealnie nadające się na koniec lata i początek września. Gdy jednak do nich usiadłam, aby stworzyć dzisiejszy wpis, wydały mi się jakieś takie za bardzo „moje”, a za mało „hot”. Notatki „słajpnęłam” więc na bok i postanowiłam poszukać w sieci czegoś ciekawszego, czegoś co sprawi, że wszystkie wejdziemy w klimat „back to school” niczym bohaterki „Gossip girl”.

  Zaglądam na modowe portale czołowych magazynów, odwiedzam kilka moich ulubionych blogów sprzed lat (z „najnowszymi artykułami” datowanymi na pierwszą połowę 2022 roku…), przeszukuję „The Guardian” i „New York Times”, tonę w instagramowej masie polecajek, które głównie podnoszą ciśnienie i demotywują mnie do działania. Odsłuchuję kilka podcastów i coś tam nawet notuję, ale nie opuszcza mnie wrażenie, że Internet ma dla mnie coraz mniej do zaoferowania i nawet jego perfekcyjne algorytmy nie są w stanie podsunąć mi pod nos czegoś naprawdę interesującego. Czegoś, co sprawiłoby, że myśl o wrześniu stałaby się słodka i miła jak gorąca szarlotka pod pianką z ubitych białek.

  Z inspiracyjnej stagnacji wyrwało mnie zdanie przeczytane w starym numerze magazynu Znak, które przeniosło moje myśli do świata dzieciństwa i najciekawszych szkolnych przygód pewnej rudowłosej dziewczynki. „Anna Shirley była mistrzynią w odnajdywaniu nowości i świeżości w tym, co pozornie nudne i nieciekawe”. No tak. To, co powszechnie znane i lubiane mało kogo zaskoczy i zainteresuje. Ten, kto odnajduje ukryte skarby, budzi znacznie większe poruszenie. A ten, kto potrafi dostrzec te skarby w najprostszych rzeczach, ten odnalazł klucz do szczęścia.

  Gdzieś przeczytałam, że sierpień to niedziela wszystkich miesięcy. Wciąż jest słodko, ale nad głową wisi już „wrześniedziałek”. Pamiętam dobrze to uczucie z dzieciństwa i nie wspominam go miło, ale z wiekiem udało mi się je ujarzmić do tego stopnia, że pokochałam jesień. Potrzeba było do tego trochę wyobraźni, choć nowocześniej byłoby pewnie napisać „afirmacji” i „mindfullness”. Ale ja odrzucam w tym dzisiejszym artykule nowo-mody i pójdę za przykładem piegowatej bohaterki z Zielonego Wzgórza, która już sto lat temu doskonale znała te metody. Ania ma swoje pasje i marzenia jak każda z nas w jej wieku. Przeżywa typowe dla wszystkich doświadczenia – zawieranie przyjaźni, niepewność wobec swojego wyglądu, problemy szkolne, codzienne smutki i wyzwania życia codziennego. Radzi sobie z nimi perfekcyjnie, dzięki swojej fantazji i pogodzie ducha. I chociaż ta radość wydaje się czasem nieco naiwna, napędza i dodaje siły wtedy, gdy w życiu pojawią się chmury na horyzoncie. Dziś postaram się więc wcielić trochę w tę rolę, dzieląc się z Wami drobiazgami, które nakierują nasze myśli w dobrą stronę.        

Zdecydowana większość książek znajduje się teraz w naszej obecnej sypialni na regale. Ale w salonie też nie może ich przecież zabraknąć. Przeszklony regał to także efekt naszych wspólnych działań z firmą Libor i biurem projektowym Loft. 

1. Mundurek (nie)szkolny.

  Domyślam się, że nie pamiętacie już dźwięku pierwszego dzwonka – tak przynajmniej jest w moim przypadku. Uczennice i uczniowie nie są jednak jedynymi osobami, które czeka w przyszłym miesiącu mały remanent w garderobie. Wraz z końcem wakacji wiele z nas zaczyna ubierać się inaczej. Z różnych powodów – tych bardziej prozaicznych (jak rozpoczęcie roku akademickiego) lub nieco wyimaginowanych (jak miłość do jesienno-zimowej mody). Dla jednych i dla drugich (i dla tych z Was, które mają zupełnie inaczej i najchętniej przez cały rok chodziłyby w lnianych letnich sukienkach) mam fajny podcast od Freakery o stylu „quiet luxury”, „Ivy League” (narodzonym na prestiżowych, amerykańskich uczelniach o nonszalanckim i jednocześnie eleganckim charakterze) oraz „preppy”, który stał się podwaliną dla najbardziej kultowych modeli Ralpha Laurena (także w szkolnym stylu).

  Jestem pewna, że po jego przesłuchaniu nabierzecie ochoty na koszulę połączoną z garniturową spódnicą. A jeśli będzie inaczej, to zwracam abonament za subskrypcję bloga (he, he, he…).  

błękitna sukienka z rękawkiem – Sophie (po starszej siostrze) // niebieska sukienka w prążek – H&M // szara szmizjerka – MLE 

 

2. Syndrom białych skarpetek.

  Koniec sierpnia od kilku lat oznacza dla mnie przegląd dziecięcej szafy, odkładanie na bok tego, co już za małe i robienie listy rzeczy, których brakuje. Na pierwszym miejscu zwykle znajdują się białe skarpetki. Takie co i do sandałów i bardziej eleganckich butków będą pasować. Naszukałam się ich w internecie, bo te idealne były zawsze absurdalnie drogie, a te tańsze dostępne tylko w rozmiarze dla noworodka (który jak wiadomo, od poniedziałku do piątku chodzi w lakierkach). Mamom polecam więc ten sklepik, gdzie znalazłam dwa bardzo fajne modele. Jeden z nich widzicie na poniższym zdjęciu.

Ażurowe skarpetki ze sklepu Sosoxy. Wykonane z bawełny, idealne na lato i jesień, miękkie i przewiewne. I kosztują niecałe 10 złotych ;). Dostępne także w rozmiarach damskich. Buciki są od marki Pisamons.

  A jeśli już zaopatrzycie się w odpowiednią liczbę skarpet dla Waszych pociech (powiem tylko, że są tam też takie same opcje dla dorosłych) i chcecie wyposażyć plecaki waszych dzieci czy kupić im nowe ubranka, to już Wam zazdroszczę. Jestem jedną z tych mam, która woli robić zakupy dla dzieci niż dla siebie. Pewnie dlatego, że nie wiążą się z nimi te wszystkie obciążające myśli dotyczące tego, czy „to pasuje do mojej figury”, czy ktoś (czytaj: niektóre komentatorki bloga) nie powie, że "jestem na to za stara", albo "czy ten sweter nie znudzi mi się po dwóch miesiącach"… W przypadku ubrań dla dzieci żadna z tych obaw nie dochodzi do głosu. Za to przyjemność z zakupu większa, bo cieszę się nie tylko ja, ale jeszcze moje największe szczęście. Jaki z tego wniosek? Że bardzo łatwo wpaść w spiralę zakupów.

  I chociaż plecaki moich dzieci są z Zary, to marzy mi się, aby ich garderoba, zabawki i wszystkie przedszkolne gadżety pochodziły tylko od zrównoważonych marek, najlepiej polskich. Jak mi to wychodzi, to pewnie wiele mam się domyśla. Poniżej podsyłam linki do sprawdzonych adresów, gdzie łatwiej jest odszukać najpiękniejsze i i najfajniejsze rzeczy do szkolnej wyprawki.  

Moodstore

Bebeplanet

Kokosek

Mrugała

Bobux

3. Nic nowego… tylko to, co naprawdę się sprawdza.

  Podobno najciekawsze i najlepsze kosmetyki to te podejrzane u influencerek trochę mimo ich woli. Te wcale nie najpiękniejsze, ani nie te, które rzucają się w oczy na marmurowym blacie, tylko te schowane w kosmetyczkach, w ubrudzonych i powyciskanych tubkach. Albo te, które pojawiają się u nich regularnie. Ja nie robię wielkich pielęgnacyjnych roszad z okazji kończącego się lata, bo jestem dobrze zaopatrzona i nie widzę potrzeby, aby zmieniać to, co się sprawdza. Mam swój ulubiony balsam do ciała  (z którego korzysta CAŁA rodzina, bo jest delikatny, nawilżający, ale nie tłusty, no po prostu idealny), krem na dzień, który kupię znów, gdy tylko się skończy i coś, co podtrzymuje moją opaleniznę skoro sierpniowa pogoda nie pozwala nad nią pracować…

  Poniżej znajdziecie kilka produktów, które sprawdziły się latem i… jestem pewna, że zostaną ze mną do sylwestra. Mam dla Was sporo kodów zniżkowych, więc to jest ten dzień, w którym robimy przegląd nie tylko dziecięcych szaf, ale także łazienkowej szuflady. Od razu widać na zdjęciu powyżej, że przyszły do nas nowe przybory przedszkolne, które mama postanowiła od razu przetestować (bo ileż można malować Elsę!?). 

– Ujędrniająca maska booster od Clochee

  Używam jej zarówno jako maski (nakładamy grubszą warstwę i zmywamy po 10 -15 minutach) albo jako krem na noc i wtedy nakładam cieniutką warstwę. Skóra nad ranem jest miękka, nawilżona, ma się wrażenie jakby była gęstsza.  Maska posiada 22 składniki aktywne – w tym sok z aloesu, hibiskus z Malezji, emblika (agrest indyjski stosowany w medycynie ajurwedyjskiej), antyoksydanty, witaminy, prebiotyki, adaptogeny (substancje, które ułatwiają funkcjonowanie skóry nawet w trudnych warunkach). Kosmetyki marki Clochee pewnie są Wam znane, a jeśli nie to zwróćcie uwagę na bogaty skład i stosunkowo niską cenę (99złotych) za tak wysoką jakość. Dodatkowo możecie teraz skorzystać z kodu KASIATUSK, który da Wam aż 25% rabatu na wszystkie kosmetyki Clochee (z wyłączeniem zestawów przy minimalnej kwocie zamówienia 15 złotych). 

– Krem ochronny koloryzujący z SPF 45 Jan Marini od Topestetic

 Jedna z moich ulubionych marek kosmetycznych stworzyła krem z filtrem z delikatnym pigmentem, za to bez białej poświaty, tak charakterystycznej dla kosmetyków ochronnych. Po nałożeniu nawilżającego kremu na dzień nakładam obfitą ilość (około długości dwóch palców) tkremu z filtrem od Jan Marini i traktuję to już jako bazę pod delikatny makijaż (później wystarczy dodać odrobinę pudru i różu). 

 Ten przeciwsłoneczny kosmetyk opiera swoje działanie na filtrach fizycznych (mineralnych) o wysokim stopniu ochrony UVA i UVB na poziomie SPF 45. Posiada wodoodporną formułę utrzymującą się na skórze do 80 minut podczas kąpieli morskich czy nadmiernego pocenia skóry. Krem, jak już wspominałam, nie pozostawia na skórze białej poświaty, a to wszystko za sprawą wysokiej mikronizacji tlenku cynku i dodatku uniwersalnego barwnika, który dostosowuje się do wszystkich typów karnacji. Ma także działanie pielęgnacyjne – zawiera ekstrakt z zielonej herbaty i alfa bisabolol oraz dodatek kompleksu Oil Capture System (niweluje nadmierne błyszczenie skóry). Biorę go na najbliższy wyjazd, ale używam go też na co dzień. I to nie tylko, gdy w Trójmieście jest słonecznie, ponieważ promieniowanie UV wpływa na naszą skórę przez cały rok, także w pochmurne dni. Kosztuje 220 złotych. ale na hasło: KASIA15 otrzymacie 15% rabatu na kosmetyki Jan Marini na topestetic.pl (promocje nie łączą się – akcja trwa do niedzieli do końca dnia, czyli do 27.08.2023r.).

– Hydrofilne masło oczyszczające do twarzy od Polemika

 Markę Polemika stworzyła kobieta, która chciała dać sobie i swojej rodzinie tylko to, co bezpieczne i skuteczne. Masełko oczyszczające do twarzy w tubce, które widzicie na zdjęciu, posiada 99,5% składników pochodzenia naturalnego, delikatnie i skutecznie usuwa wodoodporny makijaż (również oczu), oczyszcza skórę z wszelkich zanieczyszczeń oraz z nadmiaru sebum, nagromadzonych na jej powierzchni. Zawiera olej ze słodkich migdałów, masło z mango bogate w antyoksydacyjne witaminy A, C i E oraz działające regenerująco i odżywczo masło Shea. W składzie ma także sproszkowaną zieloną herbatę Matcha, która ceniona jest za właściwości przeciwutleniające, silnie odżywia i rewitalizuje skórę. Sprawia, że jest perfekcyjnie oczyszczona, odświeżona i nawilżona. Nie narusza bariery lipidowej skóry, nie zatyka porów i jest odpowiednia dla każdego rodzaju skóry – również tłustej. Produkt jest odpowiedni dla wegan, kobiet w ciąży oraz karmiących. Opakowanie produktu w całości pochodzi z recyklingu i wykonane jest z tworzywa sztucznego PCR (Post-Consumer Recycled). Kosztuję 72 złotych, ale z kodem MLE20 (ważny do 16 września) będzie o 20% tańszy. Nie zapomnijcie dodać do koszyka mojego ukochanego balsamu!

– Brązujący balsam z algami i masłem kakaowym TOUCH OF SUMMER i kropelki brązujące do twarzy od Veoli Botanica

 Duet, który pociesza mnie w deszczowe sierpniowe dni… Chociaż dzisiejszy wpis obfituje w retrospekcje sprzed lat, to akurat w przypadku samoopalaczy wolę sięgać po te najnowocześniejsze. Balsam brązujący od Veoli Botanica (cena regularna 129 złotych, ale mam dla Was kod!) posiada 98,2% składników pochodzenia naturalnego i jest zamknięty w buteleczce ze szkła farmaceutycznego. Balsam ma nie tylko działanie brązujące, ale również pielęgnujące. TOUCH OF SUMMER zapewnia nawilżenie, a ekstrakt z brązowych alg wpływa na intensywne działanie antyoksydacyjne i redukcję negatywnych skutków promieniowania UVA/UVB. Hydronesis® to składnik skutecznie zmniejszający wszelkie nierówności i suche skórki, skwalan z trzciny cukrowej nie tylko nawilża i natłuszcza, ale także opóźnia procesy starzenia skóry. Olej z malin, olej z marchwi, masło kakaowe mają na celu ochronę lipidową skóry oraz zapewniają jej jędrność oraz elastyczność. Nie brudzi ubrań, a mimo to już po pierwszym użyciu daje efekt delikatnej opalenizny bez smug.

 Kropelki do twarzy polecałam Wam już w innym wpisie – nadal je używam (nie zliczę już, która to buteleczka). Wystarczy dodać kilka kropel do Waszego ulubionego kremu (na dzień lub na noc), a po paru godzinach twarz będzie wyglądała jak muśnięta słońcem. Idealny produkt, aby przedłużyć lato o kilka tygodni. Kod makelifeeasier23 da Wam aż 23% rabatu na cały asortyment (działa do końca sierpnia). 

 

4. Czy we wrześniu już nie wypada odpoczywać?

  W dzisiejszym świecie coraz rzadziej odróżniamy odpoczynek od rozrywki – potrzebujemy jednego i drugiego, ale to pierwsze jest często niedoceniane. Po rozrywkę łatwiej też sięgnąć. Chociaż… Największa platforma streamingowa odcięła się niedawno od sporej części swoich odbiorców. Netflix przystąpił już do ukracania procesu dzielenia się kontem z osobami, które nie mieszkają z nami w domu. Wiele z nas myślało, że ten moment nigdy nie nadejdzie, ale gdy już ziściła się ta filmowo\serialowa apokalipsa część widzów postanowiło poszukać wypełniacza czasu gdzieś indziej. Od kilku sezonów coraz częściej słyszy się narzekania na temat spadającej jakości produkcji sygnowanych czerwonym „N”. No cóż, ostatnia, która naprawdę mnie oczarowała to wspomniana dziś już nie jeden raz Ania. A właściwie „Ania, nie Anna” (chociaż z perspektywy dorosłej kobiety losy Ani wydają mi się raczej materiałem na ciężki melodramat niż bajkę dla dzieci, ale to chyba właśnie zasługa najcudowniejszego talentu autorki, że potrafiła pokazać prawdę o świecie, a jednocześnie uczyć, jak radzić sobie z nią dzięki wyobraźni i radości w sercu). Według Zwierza Popkulturowego to po prostu błędna percepcja. Przeczytajcie i same oceńcie.

  Na początek września mam ambitne plany. Wraz z córeczką wracam na balet. Chciałabym publikować dwa podcasty w miesiącu i zdążyć z wydaniem ebooka przed moimi urodzinami… No i języki. Tym samym oznacza to, że na odpoczynek i przeglądanie śmiesznych filmików z przewracającymi się pandami zupełnie już zabraknie mi czasu. Co zrobić. A tak serio, przypominam Wam o jedynym wirtualnym kursie językowym, który się u mnie sprawdził. Platforma do nauki języka „Akcent” jest inna niż większość kursów czy lekcji w internecie. Są to fachowo przygotowane kompletne kursy na każdym poziomie, z nauczycielem i ćwiczeniami, a w wersji Premium możecie również umówić indywidualne konsultacje online z lektorami. Dla osób 12+, bez górnej granicy wieku :).

   Jeśli Wy też chcecie się poczuć jak uczennice albo po prostu wyrzucili Was z Netflixa i macie trochę wolnego czasu, to zapiszcie się na taki kurs. Z kodem "MLEnglish" dostaniecie 15% rabatu (nie dotyczy kursów Premium i działa do 26 sierpnia). 

5. Przepisy na wynos.

 Dieta pudełkowa to wynalazek znacznie starszy niż pierwsze plastikowe opakowanie. Drugie śniadanie, które nasze babcie i mamy pakowały nam kiedyś do plecaków były wyrazem miłości i troski, chociaż spotykały się z różnym odbiorem (niech pierwszy rzuci kanapką ten, kto chociaż raz nie nosił jej w plecaku przez trzy tygodnie). Człowiek idzie do przodu, zostawia gdzieś po drodze dawne jadłospisy, zapomina o nich, szuka wciąż nowego i nowego, ale dzisiejszy wpis jest o tym, co kiedyś się sprawdzało, a zostało zapomniane, tylko w wyniku naszej potrzeby odświeżania i unowocześniania. Tak więc poniżej podaję Wam kilka pomysłów, które sprawdzą się, jeśli zapomnicie zamówić dzieciom posiłku do przedszkola, Wasz uczeń zostaje dłużej w szkole, albo chcecie zjeść coś fajnego w pracy. Bez sztućców i udziwnień. 

Tortilla wrap 

Śniadaniowe bajgle 

Biwakowa kanapka

Wegeburgery 

Brokułowe naleśniki 

 

5. A co słychać w świecie sztuki?

  Moda na „współtworzenie treści” dotarło też do świata malarzy. Zaraz zaraz… co ja właściwie piszę – to artyści zawsze rozumieli potęgę współpracy, i to na długo przed tym, jak wynaleziono pierwsze telefony, nie mówiąc już o Instagramie. Uwielbiali spędzać ze sobą czas, malować nawzajem, tworzyć bohaterów na wzór swoich utalentowanych przyjaciół, albo chociaż spędzać razem wakacje. Nikogo nie powinno więc dziwić, że doszło do kolejnego ciekawego mariażu. Jeden z najsłynniejszych artystów na świecie – David Hockney – namalował portret bożyszcza nastolatek: Harry'ego Styles'a. To nowe dzieło będzie można obejrzeć na wystawie „Drawing from life” w National Portrait Gallery w Londynie od 2 listopada 2023 roku do 21 stycznia 2024 roku.Tutaj możecie zobaczyć gotowy portret.

  Na naszym rodzimym podwórku też się dzieje. Mam nadzieję, że uda mi się odwiedzić Warszawę i zobaczyć wystawę  „Bez gorsetu” w Muzeum Narodowym. Wystawa poświęcona jest pionierskiej generacji polskich rzeźbiarek, z których większość żyła i tworzyła w tym samym czasie, co słynna francuska rzeźbiarka Camille Claudel (1864-1943). Tak piszą o niej organizatorzy: „historia zmagań ze stereotypami, uprzedzeniami i wynikającymi z nich nierównościami i przeciwnościami. O ile nauka malarstwa i rysunku stanowiła na ogół element edukacji dziewcząt, kształtujący ich wrażliwość i poczucie estetyki, o tyle do rzeźbienia na różne sposoby ograniczano im dostęp. Modelowanie w glinie, odlewanie w gipsie czy kucie w kamieniu (oraz towarzyszące im trud fizyczny, brud i pył) postrzegano jako sferę działań typowo męskich. Z rzeźbieniem wiązała się także kwestia odwzorowywania nagiego ciała, co w wypadku specyfiki procesu twórczego wiążącego się z bezpośrednim kontaktem artystki z materiałem uznawano za zagrożenie moralności kobiet.” Chętni mogą obejrzeć wystawę do 10 września.

  Z najświeższych wiadomości: słuchałam dziś piosenki, o którą pewnie byście mnie nie podejrzewały – dziś z samego rana Taco Hemingway wypuścił swój nowy teledysk, wyreżyserowany przez Igę Lis. „Gelato” obiera kurs w bardzo nostalgiczno-wakacyjną stronę. Taco w charakterystycznym dla siebie lekko ironicznym stylu śpiewa o końcu wakacji – podobno będzie to hit :). 

 A gdy omówiłyśmy już wszystkie wrześniowe sprawunki, za które dziś nie chce nam się jeszcze zabierać, to zatrzymajmy się na chwilę tu i teraz. W samym środku upalnych wakacji. Możecie iść szukać mirabelek albo oglądać spadające Perseidy. Ja będę tu spokojnie czekać, wraz z artykułem i wszystkimi polecajkami – wróćcie tu do nas przy pierwszym chłodniejszym poranku. 

 

*  *  *

 

 

 

LAST MONTH

Wpis powstał we współpracy z marką Senelle, NewbyTea i wydawnictwem Insignis. 

 

  Po kilku latach znów jestem w stajni i stoję koło boksu. Wpatruję się w izabelowatego konia, który czeka, aby go osiodłać. „Podciągnij popręg, ale nie za mocno, strzemiona poprawię sobie na padoku, czy umiem jeszcze włożyć wędzidło?” – w głowie przerabiam to, co jeszcze pamiętam i staram się pomóc na tyle, na ile potrafię, bo wiem dobrze, że w świecie koniarzy mijanie się od przygotowywania rumaka jest zawsze źle widziane. Wychodzę z moim kopytnym kolegą i macham do życzliwej widowni, która przyjmuje już zakłady czy uda mi się wsiąść w siodło bez pomocy. Jest ciepły lipcowy poranek, a moja głowa w końcu skupia się tylko na jednym – aby trzymać pięty w dole.

  Tego było mi trzeba, bo w ostatnich tygodniach co chwilę zabierałam się za coś nowego, nie kończąc wcześniej tego, co już zaczęłam. To trochę rozbija. Wrażenie, że coś nas przerasta towarzyszy pewnie co jakiś czas każdemu z nas – grunt, aby nie weszło nam w krew :). Patrząc jednak na to dzisiejsze zestawienie mam wrażenie, że w lipcu pisałam więcej niż przez ostatnie pół roku, przeczytałam dzieciom małą bibliotekę, pokonałam wiele technologicznych przeszkód, odwiedziłam miejsca za którymi tak bardzo tęskniłam i potrafiłam się cieszyć z małych rzeczy – nawet w poniedziałki :). A co jeszcze u mnie słychać? Zapraszam do długiej fotorelacji!

 

Lipiec powinien kojarzyć się z zabawą na świeżym powietrzu, ale my rozpoczęliśmy go przedszkolnym wirusowym mutantem i umilaliśmy sobie czas choroby w domu…

1. … a to pozwoliło nam nadrobić kilka remontowych spraw. Szczera rada ode mnie – zastanówcie się trzy razy nim uznacie, że same będziecie malować drewniane żaluzje (można je kupić w marketach budowlanych, ale tylko w surowym drewnie). 2. W czasie choroby nasze mieszkanie zamienia się w jedną wielką czytelnię (czynną całą dobę). 

Ten miesiąc był zdominowany przez podcasty. Moje, cudze, nagrywane w szafie i w profesjonalnym studio. Nowa przygoda w końcu nabiera rozpędu. 
Mój kanał dostępny jest do odsłuchania na iTunes i na Spotify – w tym miesiącu pojawił się tam nowy odcinek i lada dzień dodam kolejny. 

Chorowanie w upale? Nie polecam. Chociaż w sumie… Było segregowanie starych zdjęć w przerwach między herbatami z miodem i cytryną, nadrabianie bajek Disney'a, które – szczerze przyznam – sama też oglądałam z przyjemnością. Znalazła się nawet wolna chwila na polskiego Vogue'a i pisanie. Gdyby nie nerwy spowodowane trudną do zbicia gorączką mogłabym nawet polubić taki czas.

Ja wiem, że to ciągłe gadanie o tym, że "mama ma wychodne" może być nudne. Brzmi to co najmniej tak, jakby kobiety, które mają dzieci były na co dzień trzymane w jakimś karcerze, ale część z Was zgodzi się pewnie ze mną, że nasz macierzyński umysł trochę tak funkcjonuje. Najtrudniejsze w tym wszystkim to otrzymanie zgody od samej siebie, aby na chwilę wyjść z roli mamy i bez wyrzutów sumienia tańczyć pod sceną do "świecisz jak miliony monet". Niby to wszystko wiem, a jednak każdy wieczór "bez bombelków" wciąż jest dla mnie w jakimś sensie trudny.

– Halo?

– Nie mogę rozmawiać, jestem na Openerze.

– Ale to ty do mnie dzwonisz!

– Pa!

(czyli jak się kończy oglądanie zbyt wielu storisków od Make Life harder)

Zabawa całą noc przy blasku księżyca… i chrabąszczach we włosach. Wakacje. Jesteśmy nad polskim morzem. Z nieba leje się żar. Dzieci grzebią w piasku i odliczają minuty, aby wrócić do wody, bo usta nadal sine (ale nie od jagodzianek). Parawany rosną wokół nas i co chwilę ktoś krzyczy, że sprzedaje ciepły popcorn. Lubimy się podśmiewywać z tych naszych narodowych dziwactw plażowych, ale mnie one jakoś nie drażnią. W takie dni jestem najszczęśliwsza na świecie. Ciasto na plaży!? Właściwie, czemu nie? Ja zabieram jako prowiant wszystko, co mam w lodówce, a za moment może się zmarnować. Wiem, że na plaży zjemy ze smakiem nawet to, na co w domu niekoniecznie miałabym ochotę.  Basen wybudowany dla świnki Peppy i jej przyjaciół z innych bajek. 1. Fajnie, że wzięłam gazetę i jednej strony nie przeczytałam. Naiwny rodzic, który na plażę przynosi leżak i lekturę… 2. Piękne to nasze wybrzeże, tylko czemu te upalne weekendy zdarzają się tak rzadko?A potem i tak wszystko wrzucam do torby!Słoneczny poranek w Warszawie! Zaczynam długi pełen wyzwań dzień! Wiele z Was pytało mnie na Instagramie o ten zestaw, a przecież ze statystyki wynika, że 99% u mnie to oczywiście MLE. :) Natomiast jedwabny top jest od Moye, a torba to Polene. Restauracja Oliva. Odkryta dzięki pani Dominice (pozdrawiam! :)). Na pewno tu wrócę!1. Risotto z kurkami. Żałuję, że też nie zamówiłam! //  2. Co robi Kasia w restauracji? Fotografuje zlewy – wiadomo. Nagrywamy razem z YES. Przy okazji przypominam Wam o ostatnich dniach kampanii YES. Zarówno online jak i w butikach stacjonarnych znajdziecie wyselekcjonowaną przeze mnie biżuterią. Spacer po warszawskich Łazienkach zaliczyłam nie jeden, ale za każdym razem odkrywam coś nowego. Idziemy na wystawę Fridy. Podobno przechodzi teraz prawdziwy szturm!Gdy wkładasz bluzkę i od razu masz ochotę wykorzystać ten wieczór (koszula pochodzi od Seprov). 1. Wystawę dzieł Fridy Kahlo w Łazienkach możecie obejrzeć do 3 września. // 2. Sto lat! W uroczej restauracji Chianti w Sopocie świętowaliśmy kolejną "czterdziestkę". // 3. Co by tu jeszcze zmienić, aby lepiej wykorzystać ogród? Długie rozmowy z kochaną panią Ewą z Narcyza – uwielbiam to miejsce, uwielbiam panie, które tam pracują i uwielbiam te wszystkie piękne kwiaty, które tam znajduję. // 4. Zielono na talerzu – groszek, szparagi, koperek, liście szpinaku i mięta. // Co dodaje blasku mojej skórze? Uśmiech i spokój. A sukienka to oczywiście MLE :).Mrożony napar parzony sposobem "cold brew" to moja lipcowa miłość. Polecam wykorzystać do niej dobry gatunkowo rooibos, bo to napar, którą bez ograniczeń mogą pić też dzieci. 

Rooibos czyli czerwonokrzew afrykański rośnie jedynie w RPA w obszarze gór Cederberg, na północ od Kapsztadu. Susz z rooibosa produkuje się podobnie, jak susz herbaciany. W efekcie powstaje wonna mieszanka drobnych jak igiełki listków w kolorze miodu. Mój numer jeden to Rooibos Orange od NewbyTea. Wiem, że wiele z Was ma już swoje ulubione produkty z tego sklepu, więc dzielę się kodem: z KASIA15 otrzymacie w Newbytea 15% zniżki na wszystkie produkty (możecie z niego korzystać do 15 sierpnia). 

Każda z 15 piramid Rooibos Orange jest pakowana oddzielnie w torebkę z trójwarstwowej folii aluminiowej w celu zagwarantowania najwyższej jakości i świeżości. Wrzucam dwie do dzbanka i zalewam letnią wodą. Czekam godzinę (dzięki zimnemu parzeniu napar jest delikatniejszy w smaku), dodaję miód, gałązki lawendy lub rozmarynu i dużo pokrojonych owoców brzoskwini. Prawie 30 stopni? W takim razie mrożona herbata będzie smakować jeszcze lepiej.1. Lipcowe słońce – wróć do nas! // 2. Dziękuję za zaproszenie! Jeśli coś może mnie zmusić do myślenia o deszczowej jesiennej pogodzie w samym środku lipca to będzie to CHANEL  i pokaz jesienno-zimowej kolekcji. Gdy przyjaciółki są najlepszymi ambasadorkami twojej marki. W MLE pojawiają się już nowości z kolekcji "resort".
Tak zwane słodkie nic nierobienie w domu. Przynajmniej w teorii. Czy dobrze urządzone mieszkania może nam dać trochę szczęścia? Tutaj zapraszam do kolejnego odcinka (będę bardzo wdzięczna za subskrypcję i pozytywne oceny – to jedyna nagroda za tę pracę :)). 1. "Kopciuszek". // 2. Moja najlepsza wymówka, aby zrobić sobie przerwę. Praca w domu w towarzystwie dzieci nie zawsze wygląda słodko, ale jestem wdzięczna za tę możliwość. // 

Ktoś tam kiedyś pisał w swoich artykułach, że trzeba unikać niebieskiego światła pod wieczór. Ekhm… a to ja idąca do łóżka z laptopem pod ręką. Wieczory to czasem jedyny moment w ciągu dnia, kiedy mogę skupić się w ciszy. Tak bywa, tak pewnie będzie i nie biczuję się za to. Chyba.A tu na zdjęciu widzicie serum marki Senelle – jedno z najmocniej nawilżających, jakie kiedykolwiek miałam. Wieczorem wcieram je w twarz (wystarczy kilka kropelek) i nad ranem skóra wciąż jest mocno nawilżona. Posiada w swoim składzie ultra stabilną formą witaminy C (4%), Stoechiolem (1%) (naturalny lifting) oraz Oléoactif. Rewitalizujące serum z witaminą C od Senelle wraz z innymi kosmetykami tej marki możecie znaleźć stacjonarnie (oraz online) w drogeriach Super-Pharm, gdzie zapewnione są testery dla każdego produktu. To świetna informacja dla osób chcących zobaczyć na żywo zapach/konsystencję i skorzystać z promocji, która notabene również na -20% jest tam dostępna.
Z kodem MLE otrzymacie natomiast 20% zniżki w sklepie Senelle i możecie z niego korzystać do końca sierpnia. 

Efekt "glow" w kroplach. Jeśli będziecie chciały skorzystać z kodu rabatowego to polecam również przy zakupach krem pod oczy tej marki, który świetnie radzi sobie z porannymi obrzękami.Rodzice idą na "Barbie". Tylko jak tu przekonać młodsze towarzystwo, że zostaje? Może jagodzianki załagodzą kryzys…1. Tulasy, które wyłudzam, kiedy tylko się da. // 2. i 3. Dla mnie też coś zostało! // 4. Lista zakupów. Każdy taką robi, prawda?Człowiek – stopa społeczna. Tfu! ISTOTA społeczna! A tak serio "Człowiek – istota społeczna" Elliota Aronsona to jedna z moich ulubionych książek z czasów studenckich. Polecam każdemu. Pierwsze odwiedziny w Montowni w Gdańsku – klimatyczne miejsce w pobliżu stoczni z pysznym jedzeniem. // O podróży do Prowansji opowiem Wam jeszcze trochę w innym artykule (w ten piątek to już na pewno wejdzie ta koszula ;)). Zobaczymy jak długo wytrzyma na kolanach u taty. Niezbyt długo. 

U moich rodziców jest jak w dobrym antykwariacie. "Eichmann w Jerozolimie" autorstwa Hannah Arendt (ta sama książka funkcjonuję też pod tytułem "Rzecz o banalności zła") to dzieje procesu zbrodniarza wojennego, ale też próba zdefiniowania różnych obliczy zła. Obojętność, brak charakteru, spolegliwość i zachłanność – to w ich cieniu rośnie największe zagrożenie. Projektowanie swetrów to zdecydowanie moja ulubiona działka w MLE. Wiem, że nasze modele nie mają sobie równych, ale i tak każdego roku staram się zawieszać tę poprzeczkę coraz wyżej. I chociaż mamy środek lata, to widzę już siebie w tym swetrze po lewej – przy kominku, tuż po bitwie na śnieżki. Powroty oznaczają jedno: zapach proszku do prania w całym mieszkaniu. Każda z nas jest inna, ale jedno nas łączy – potrafimy przyznać się do naszych słabości i porażek i nie oceniać nawzajem. W takim gronie "najgorsza wersja mnie" czuje się naprawdę dobrze ;).  Takie spotkania po latach lubię najbardziej. Szykuję dla Was małą niespodziankę związaną z MakePhotographyEasier, ale wszystko w swoim czasie. ;) 1. Kolor nieba, który lubię najbardziej. // 2. Toteme – marka założona przez koleżankę po fachu. // 3. Mój ulubiony posiłek – zrobiony z resztek. // 4. Udało mi się przekonać Asię, aby zrobić dla Was na Gwiazdkę piżamy! Czekamy jeszcze na ostatnie poprawki, ale już jestem zakochana – w materiale, lamówce i jakości wykończenia. // 

Czy moja babcia spodziewa się tych kwiatów? Ani trochę!1. Niewiele tu widać, ale jesteśmy w Pokusie w Gdyni – naszym ulubionym kawiarnianym biurze. // 2. Zwykle nie jadam słodkich śniadań, ale dla takiej owsianki można zrobić wyjątek. // Podróże, te dalekie i te duże. Godzina od Trójmiasta i jestem w niebie. 

Konie, drzewa, rodzina, przyjaciele. Pałac Ciekocinko to takie miejsce, do którego uwielbiam wracać.

 Prowansja? 
Galopowanie pod drzewami i leczenie zakwasów z lekką książką. Piszę się na to!Szybko, bo spóźnię się na lekcję!A do obiadu usiądziemy… z dziadkami! Jak miło, że ktoś znalazł chwilę między kampanijną zawieruchą.Ciepła, zabawna i wciągająca książka. W sam raz na weekend. To jedna z tych opowieści (a mówiąc wprost: romansów), które zostawiają nas z zadowoloną miną. Główna bohaterka zostaje opuszczona przez męża, ale radzi sobie w nowej sytuacji lepiej niż by się tego spodziewała. Być może to ten cudowny klimat domu Nory, być może jej charakter i życiowe doświadczenia, być może po prostu potrzebowałam czegoś, co wyrwie mnie z czytelniczego zastoju. W każdym razie polecam "Nora, tego nie ma w scenariuszu!"
Dziecięce menu dla wszystkich urlopowiczów!W starym pałacu z początku XX wieku powinnam chyba czytać Herkulesa Poirot, ale tym razem posłuchałam poleceń Gosi i zaczęłam "Nora, tego nie ma w scenariuszu". Na szczęście nie czytałam jej do góry nogami, jak na tym zdjęciu, bo wiele bym straciła ;). Korzystam z wizyty dziadków i pędzę na kolejną jazdę. 
Jeszcze z 38 lekcji i wszystko sobie przypomnę.
Płatki na śniadanie? A nie mieli parówek?
Ten kto tu przyjedzie na pewno będzie chciał wrócić. Widoki jak z "Pana Tadeusza" – moja stara dusza czuje się tu najlepiej.  Pierwszy sierpniowy poranek to idealny moment na rozpoczęcie nowego rozdziału. Napiszemy go razem?

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Effiki, Farmina, Nature Science.

 

  Wracam do domu spacerem. W jednej ręce trzymam kilka gałązek pachnącego jaśminu z ogrodu mojej mamy, w drugiej – hulajnogę, która mniej więcej pięć minut po wyjściu z domu została porzucona przez swoją czteroletnią właścicielkę. Jest ciepło i wszyscy już rozmawiamy o lemoniadzie, którą zrobimy po powrocie. W przedpokoju wciąż leży kilka rzeczy z czerwcowych wyjazdów, których nie mam czasu odłożyć na miejsce – cóż za cudowne kontrasty miał dla mnie ten miesiąc. Od powolnej rutyny mamy dwóch małych dziewczynek, przez historyczne pełne podniosłości wydarzenia, wymarzoną podróż do Francji, aż po słodkie powroty pachnące ciastem z truskawkami i mokrą po burzy trawą. Jak dobrze, że zarówno te wszystkie ważne i zupełnie zwyczajne chwile przetrwają na zdjęciach. Zapraszam na czerwcową relację!

Czerwiec rozpoczęłam z przytupem i w pięknym towarzystwie. Jednego dnia ze wszystkich stron Polski zjechało się do Warszawy wiele moich przyjaciół. Delegacja z Trójmiasta też nie zawiodła! Datę 4 czerwca zapamiętamy na długo.

Wycieczka do Zoo ;). 

Być może usłyszycie w jakichś mediach, że to był marsz polityków, działaczy, samorządowców, artystów i sław. Ale każdy kto szedł tego dnia z nami widział tłum zwykłych/niezwykłych ludzi, którzy porzucili swoje codzienne obowiązki i ruszyli w imię najcenniejszych wartości. I to im jestem wdzięczna najbardziej. Bo pod koniec to wszystko od Was zależy.

1. Pierwsze zdjęcie to zapowiedź pewnej niespodzianki, którą szykujemy w MLE na jutro… // 2. Dziękuję za tę przesyłkę – to jeden z fajniejszych albumów o podróży jakie widziałam. 

Puk puk… czy przypadkiem od miesiąca kurier nie zostawia u Pana moich paczek?

… a w tych paczkach mnóstwo ciekawych tekstów do poczytania. Jak miło, że sezon plażowy już rozpoczęty! Sukienka to oczywiście MLE

Fryzjerskie popisy mamy, które na nic się zdają. Co rano gonię ze szczotką i słyszę, że panna nie ma czasu, bo musi z tatą robić kawę dla mamy. No to odpuszczam… i dogonię, gdy już wypiję tę kawę.

1. Pakujemy walizkę do Paryża! Im mniej tym lepiej – to moja dewiza skoro muszę wygospodarować miejsce dla dwóch innych kobiet(ek). // 2. W stronę kortów imienia Rolanda Garrosa. 

Ten widok zawsze koi moją duszę. 

To będę emocje. Walka o zwycięstwo w finałowym meczu. Iga Świątek kontra Karolina Muchova. 

Mecz był piękny i pełen emocji. Co za szczęście, że już drugi raz mogłam na żywo oglądać triumf Polki na tym słynnym korcie!

Każdego roku inny artysta odpowiedzialny jest za zaprojektowanie logo turnieju. Niektóre z nich są jak małe dzieła sztuki – każde zawiera ukryte przesłanie. Mój komplet w kolorze khaki znajdziecie jeszcze w MLE. 

Restauracja tuż koło ukochanego Jardin du Palais Royal. Wyglądała bardzo zachęcająco, ale tym razem odpuściliśmy obiad w tak eleganckiu miejscu, bo z dwójką rozbrykanych dziewczynek prędzej czy później i tak by nas wyprosili ;). 

Ten krem to odkrycie! Skóra sucha po samolotowym locie i paryskim słońcu, podrażniona i odwodniona, a cienka warstwa tego kosmetyku po prostu zmieniła ją nie do poznania. BAK probiotyczny krem Healthy Aging od Nature Science jest oczywiście wegański. Jego skład jest w 100 procentach naturalny (!!!), ale mnie najbardziej zaskoczyły jego właściwości – o zbawiennym działaniu probiotyków na nasz organizm wiemy od dawna, teraz przekonałam się do nich także w kwestii pielęgnacji. 

BAK Healthy Aging Moisture Boost  jest przebadanym klinicznie produktem, przeznaczonym dla każdego rodzaju skóry. 

Do kompletu mamy też płyn do mycia twarzy. Polecam wszystkim wrażliwcom.

Centra handlowe to miejsce, które na wyjazdach omijam szerokim łukiem, jednak tym razem bardzo chciałam coś sprawdzić w galerii Lafayette. I nie chodziło o zakupy! Na trzecim piętrze już od jakiegoś czasu znajduje się sektor z ubraniam z drugiej ręki – byłam ciekawa jak ten projekt rozwinął się przez ostatni rok. Najpierw wpadłam jednak do butiku słynnej francuskiej marki Rouje – jakie było moje zdziwienie, gdy wśród wieszaków znalazłam bluzkę, którą mamy obecnie w La Ronde. Moda z drugiej ręki jest nie tylko tańsza i bardziej przyjazna dla środowiska, ale – jak widać – może być też mega na czasie!

Słynny The Frankie Shop też ma tutaj swoje miejsce. 

No dobrze… to cudownie, że Crush On się rozwija i zajmuje w galerii Lafayette już ponad pół piętra (a przypomnijmy, że to podobno najbardziej luksusowa galeria handlowa na świecie), bo odzież używana to przyszłość. Przyznam jednak, że selekcja w La Ronde jest… zdecydowanie bardziej rygorystyczna ;). 

Mogłabym tu zostać na całą resztę dnia. 

1. Słynna kawiarnia Kitsune w Jardin du Palais Royal. // 2. i 3. Dwie dziewczyny, dwie skrajności, ten sam zawód. // 4. Ten "Karol" nie jest może tak elegancki, ale na pewno niezawodny. Uwielbiamy wracać do tego paryskiego bistro (mowa o "Cafe Charlot" na Rue de Bretagne). 

We francuskich magazynach o wnętrzach można znaleźć takie przykładowe palety barw – ta mi pasuje!

Idziemy zwiedzać muzeum Rodin. I dzięki marce Jacadi ta okazja jest wyjątkowo elegancka. 

Wokół muzeum rozpościera się piękny ogród, który oczaruje i dorosłych i dzieci. Minęło sporo czasu nim udało się te dwie małe królewny nakłonić do wejścia do środka. 

W takich miejscach czas płynie szybciej, mimo tego, że cofamy się w odległą przeszłość.

Muzeum Rodin to prawdziwa perła Paryża. Jeśli spodobało Wam się muzeum Picassa, które już tutaj parę razy polecałam, to koniecznie zajrzyjcie też tutaj. Na pewno lepiej nadaje się dla tych, którzy chcą tą sztuką podzielić się z najmłodszymi. 

Fotografuję wszystko – od genialnych (i zaskakująco demonicznych) rzeźb, przez detale wnętrz, frezy na ścianach, stolarkę okienną aż po wzory na parkietach… 

Po lewej dłoń, która ma około 150 lat, po prawej młodsza wersja – zaledwie 36 lat. 

A na tej fotografii mogą Państwo dostrzec dwie perfekcyjne kopie dwóch starszy eksponatów. Czteroletnią i prawie dwuletnią. 

Sopot? ;)

Mamo, a gdzie w muzeum sprzedaje się lody? 

Na terenie muzeum, w nowo powstałym budynku znajduje się mini wersja dla najmłodszych. Można tu zobaczyć wszystkie materiały, z których tworzone są rzeźby, pozjeżdżać ze zjeżdżalni i samemu coś ulepić. 

Talent. Jak do odkryć i pielęgnować?

Wrócimy tu na pewno!

Jeśli mam zrobić wyjątek to niech faktycznie będzie wyjątkowy! Mięso jem coraz rzadziej, ale w tym przypadku postanowiłam na chwilę się złamać. Jesteśmy w słynnym Au Pied de Cochon założonym w 1947 roku. 

Paryż, Paryż i jeszcze trochę Paryża. Włóczymy się bez końca.

Przypomnij mi Kochanie co zamówiliśmy jej na obiad?

Czas podzielony sprawiedliwie – jeden dzień dla rodziców, trzy dla dzieci. 

Ten widok na Luwr zostanie już ze mną. Wieczór w Cafe Marly to idealne miejsce dla fanów Kodu Leonarda da Vinci. Po kolacji poszliśmy szukać Linii Róży ;). 

Powroty. Pranie na kaloryferach i domowa kuchnia. Świeże zioła to u nas zasługa pani Ewy z Narcyza. 

Jest sobota i jest pogoda! Jak wiemy taka konfiguracja nie zdarza się za często, zmieniamy więc plany i otwieramy sezon plażowy. 

Pędzę nim pogoda zmieni zdanie!

1. Pakujemy do kosza mnóstwo rzeczy. Ciekawe czy te moje też się zmieszczą? // 2. i 4. No tak. Jeszcze kostium. // 3. Ten sweter to lenie wybawienie. Znajdziecie go w CARRY (a jeśli rozmiary już wyprzedane to w sklepach stacjonarnych podobno jest ich pod dostatkiem, ja wybrałam rozmiar L). 

Każdego roku jeden pasiak staję moim numerem jeden. W 2023 roku jest to on

Coś dla mnie. Po remoncie zawsze przychodzi taki moment, kiedy połowa rzeczy chciałoby się poprawić. Tytuł tej książki to "Jak przestałem kochać design".

Szukamy nowego miejsca na karmę Portosa. Dotychczasowe miejsce się nie sprawdziło – Portos, gdy tylko miał wolną chwilę, stał sobie przy szafce i wył minimum kwadrans w nadziei na to, że jej drzwi się otworzą, a karma wysypie wprost do jego paszczy. Pozostaje nam chyba piwnica. 

Wiem, że u wielu z Was nasza karma też się sprawdziła. Ja polecam Farminę wszystkim właścicielom wymagających psiaków. Jeśli jeszcze jej nie testowaliście to zachęcam Was do skorzystania z pomocy profesjonalnej konsultantki żywieniowej, która nawet jeśli pies/kot nie ma problemów jak alergia, biegunki, drapanie itp. to będzie mogła obliczyć indywidualnie dawkowanie wybranej karmy pod konkretne zapotrzebowanie pupila: LINK TUTAJ. O Farminie pisałam jeszcze na długo przed tym, nim marka odezwała się do mnie, aby nawiązać współpracę – z wielu źródeł polecali mi ją specjaliści, bo jej skład nie budzi żadnych zastrzeżeń. Tradycyjnie mam dla Was kod – ja sama z niego skorzystam i kupię karmę na zapas. Kod PL3438AZHHZMHG daje aż -25% i jest ważny do końca września 2023 na stronie Farmina.

Ciekawostka – marka stworzyła aplikację FarminaGenius w której jest nieograniczona i bezpłatna pomoc dietetyków zwierzęcych, a także kontrola parametrów zdrowia zwierzaka. 

Lato – we wspomnieniach z mojego dzieciństwa wydaje się bardziej beztroskie, spokojniejsze. Staram się takie same wrażenia zaszczepić moim dzieciom – cały czas mam nadzieję, że to po prostu punkt widzenia się zmienia wraz z wiekiem, a nie nasz świat. Operacja pod kryptonimem "buty w szufladzie, a nie powpychane do kartonów". Jeśli te segregatory się sprawdzą to w kolejnym Last Month zobaczycie efekty!… ale najpierw trzeba coś zrobić z zawartością tej szuflady, która uświadomiła mi, że chyba za bardzo kocham Boże Narodzenie, bo asortyment ozdób wystarczyłby mi na to, aby obchodzić je conajmniej 10 razy w roku. Stare grafiki zawisły z powrotem na swoim miejscu. Ale zamiast łóżka postawię tu teraz biurko! Szukam wymarzonego, ale nic co znalazłam nawet nie stało blisko niego. Miłość to wydłubywanie pestek z czereśni. 

Uczymy się (zupełnie bezskutecznie) porannego ścielenia łóżek. 

Na instagramie pojawił się zaledwie fragment tych pięknych pościeli, ale mimo to wywołał niemałe poruszenie. Zupełnie się nie dziwię, bo są naprawdę piękne i do tego świetnie wykonane. Znajdziecie je w sklepie Effiki (w różnych rozmiarach, z wypełnieniem lub bez). Dziesięć lat temu na polskim rynku wyrobów włókienniczych dla niemowląt dominowały tkaniny intensywnie barwione, o niskiej jakości i przypadkowym wzornictwie – to na szczęście się zmieniło i dziś można już znaleźć kolorowe i jednocześnie delikatne tekstylia do dziecięcych pokoi. Pluszowy królik, który ostatnio chodzi z nami wszędzie, to także dzieło założycielki marki Effiki – mamy trójki maluchów. Próbuj! Ale byłam zdziwiona gdy na drugi dzień jedno z łóżek było (prawie) idealnie pościelone. Wiem, że dziewczynki patrzą na mnie i na to co robię. Nie chcę, aby miały wrażenie, że biorę na siebie wszystkie obowiązki – wiem, że powielałyby ten schemat w przyszłości. 
Na plażę już nie zdążymy, ale ręcznik na trawie i kawa w dłoni to równie idealny plan na piątkowe popołudnie. 
Z okazji Dnia Taty, który obchodziłeś w czerwcu, życzyłabym Ci aby ten czas był łatwiejszy. Abyś chociaż od czasu do czasu mógł zrobić coś dla siebie, a nie dla innych.  Abyś Ty nie musiał się martwić o nas i żebyśmy my nie musieli się martwić o Ciebie.  I nawet jeśli czasem trudno zaakceptować wszystkie konsekwencje, to jestem dziś najdumniejszą córką na świecieCzy to Ty porwałeś z naszego ogrodu ostatni kawałek ciasta morelowego?!

Dotarliście do końca,a więc widok morza w nagrodę. Odpocznijmy teraz od ekranów – dziękuję Wam za uwagę :*,

 

*  *  *

 

 

CHANEL Color Anima

Wpis powstał przy współpracy z marką CHANEL. 

 

  Piękno dla każdego z nas oznacza co innego. Dzisiaj uniwersalne kanony to dla niektórych za mało – aby doświadczyć zachwytu trzeba zaskakiwać. Spojrzeć dalej, otworzyć oczy na to, co inne, czasem zawrócić i przejść tę samą drogę jeszcze raz, aby wyłapać nieoczywistości.

  Gdy marka CHANEL zapytała mnie czy chcę towarzyszyć jej w odkrywaniu nowej perspektywy piękna – i to na południu Francji – naprawdę trudno było mi się zdecydować… taaaa, jasne. To oczywiście tylko kiepski dowcip z mojej strony – potwierdziłam wyjazd nawet bez zerknięcia w kalendarz, jakbym bała się, że w ciągu tych dziesięciu sekund Portos wyczuje okazję i zaszczeka, że skoro ja nie jestem pewna to on jedzie za mnie.

  Dotarłam więc szczęśliwie do słonecznego St. Tropez i przez dwa dni „wraz z rodziną CHANEL” (tak zwykło się podobno mówić, a ja łatwo do tego przywykłam) sprawdzałam jak marka postanowiła zredefiniować piękno. Niektóre elementy, miejsca, wrażenia zostawiam tylko dla siebie – bo wielkie domy mody lubią mieć swoje tajemnice – ale kilka ujęć pozwalam sobie tu przemycić.

  Gdy dotarliśmy do willi położonej na stromym zboczu nieopodal Saint Tropez od razu zorientowałam się, że nie jest to przestrzeń dostępna dla wszystkich. Właściwie to miałam wrażenie, że weszłam do czyjegoś domu. Gdy inni gości zajmowali się robieniem zdjęć ja dreptałam sobie wokół posiadłości, a później przeglądałam książki ułożone idealnie na półkach – „Modernism in Dialogue”, „Surrealism and Beyond” i mnóstwo albumów znanych artystów. „To musiał być dom jakiegoś artysty albo architekta” – uznałam. Dostrzegłam nawet na regale malutkie zdjęcie psa zrobione polaroidem, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jest to bezosobowa przestrzeń wykreowana na potrzeby oficjalnych wydarzeń.

  Właścicielem posiadłości był aż do śmierci Enrico Navarra – dowiedziałam się później dopytując pana z obsługi, który dyskretnie stał z boku. Chyba nawet się ucieszył, że ktoś chciał poznać historię miejsca, którym na co dzień się opiekował, bo okazał się być bardzo rozmowny. Navarra to znany we Francji kolekcjoner sztuki i współtwórca wielu znanych wystaw. To wyjaśniało dlaczego w ogrodzie znajdowały się zwracające uwagę instalacje (między innymi łuk Bernara Veneta czy doniczka autorstwa Jean-Pierre’a Raynauda). „Ależ niesamowite spotkania musiały się tu odbywać” pomyślałam i sama udałam się na inspirującą rozmowę z trzema nowymi członkiniami zespołu studia makijażu CHANEL.

  Cecile Paravina, Valentina Li i Ammy Drameh to młodziutkie i niezwykle utalentowane kobiety, dla których CHANEL otworzyło swoje drzwi. Wystarczył kwadrans w ich towarzystwie aby zrozumieć jak wiele mają do zaoferowania. Jeśli śledzicie kanały CHANEL z pewnością nie raz natkniecie się na efekty ich pracy. Trzymam kciuki za to kobiece trio, które postanowiło poświęcić swoją karierę redefiniowaniu piękna. „Dziś musi być ono unikalne, a jednocześnie bardziej inkluzywne” – mówią jednym głosem. I oby tak było. Ja ruszam dalej w drogę i zostawiam Was z krótką fotorelacją.

Prosto z lotniska popędziłam wraz z moją polską grupą na lunch. Jak to w Saint Tropez, tuż obok naszego stolika turyści korzystali z uroków plaży, a ja, chociaż na piasku nie wypadało mi się położyć, to cieszyłam się z widoku morza. Jako Sopocianka zawsze czuję się bezpieczniej gdy wiem, w którą stronę woda ;). "No meat this week" czyli moje małe zmiany, których nie traktuję jak wyrzeczenia. // Podobno w Trójmieście pogoda była w tym czasie dokładnie taka sama! :)
Lektura na wieczór. Kolejny dzień miał być poświęcony kolorom – małe przygotowanie na pewno nie zaszkodzi. Co ja tu robię?! 
Gdyby zespół CHANEL wiedział jak bardzo doceniam te ręcznie wypisane kartki… I to co w torebce też! :)
Tego dnia zaopiekowała się mną "CHANEL Make up Artist" czyli Marianna Yurkiewicz. My tu o kolorach, a ja i tak wolę ten zestaw ;). Gdy przychodzisz do knajpy, w której wcześniej jakoś nie chcieli ci zrobić rezerwacji dla pary dorosłych z dwójką małych dzieci :). 
Jedyne zdjęcie makijażu, które znalazłam – był piękny i taki inny niż ten, który sama sobie robię!marynarka – MLE // jedwabny top – Moye // torebka – CHANEL // spodnie – Samsoe&Samsoe // sandały – Ancient Greek Sandals

Wszystkie te rzeczy są w mojej szafie od bardzo dawna, ale tym razem połączyłam je w inny sposób. Skoro wydarzenie miało nas nauczyć zmiany postrzegania piękna, to na siebie też spróbowałam spojrzeć inaczej. "Kochanie, ja tu jestem strasznie zajęta, a jak Tobie poszło usypianie dzieci? :D"Wczesna pobudka i zaraz ruszamy. szorty – 303 Avenue (kolekcja sprzed roku // sandały – Ancient Greek Sandals // top na wiązanych ramiączkach – MLEHistoryczny hotel…… i śniadanie z widokiem. 
W Saint Tropez znajduje się sezonowy butik CHANEL – uczta dla miłośników stylowych wnętrz. Niecała godzina drogi i dotarliśmy do naszej "sekretnej lokalizacji".
Do kogo się wprosiliśmy? Sprawdzam!A to łuk, o którym pisałam wcześniej, czyli fragment ekspozycji autorstwa Bernara Veneta.Jest i pan Navarra. Nie chcę nawet myśleć jak długo trzeba było szukać tak wyjątkowego miejsca z historią…
Moje wybory. A tu już druga część posiadłości, która bardzo przypominała mi te z obrazów Davida Hockeny'a. W środku czekały na nas artystyczne instalacje, które miały pomóc nam zmienić podejście do kolorów. Tego deszczu chyba nikt się nie spodziewał. Czyżby ktoś ciągnął za sobą tę pogodę z Trójmiasta?
aaa tam… trochę kropi. Czekamy na powrót słońca z Jessicą ​A tu poniżej puszczam do Was trochę oko. Zabawiłam się w małego "fashion hunter" – poniżej tylko kilka z wielu pięknych modeli torebek, które miały ze sobą uczestniczki wyjazdu. Szaleństwo :)
Czy to księżyc spadł z nieba? Nie, ale wieczór faktycznie już się zbliża. To co czeka mnie dalej zostanie już pomiędzy mną, a marką CHANEL. 

Dobranoc!

 

Last Month

Artykuł zawiera lokowanie marek Say Hi, Balagan, Bobux i Wydawnictwa Znak. 

 

  Od rana brzmi mi w głowie piosenka zasłyszana w radio. "To był maj, pachniała Saska Kępa szalonym, zielonym bzem…". Co prawda ten, który teraz prawie wchodzi mi przez otwarte okno do mieszkania jest soczyście fioletowy, a nie zielony, ale jego zapach faktycznie potrafi zbałamucić. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że maj to taki miesiąc, w którym najmilej się zakochać, bo dla natury to także czas pierwszej miłości. Wszystko jest nowe, świeże i jeszcze nie wiadomo, co się wydarzy. A dziś już wiem, że w maju wydarzyło się aż nadto. Liczba zdjęć chyba to potwierdzi! Zapraszam Was do długiej fotorelacji ze zwykłej/niezwykłej codzienności. 

Aby rozpocząć majowe historie według chronologii, cofam się wspomnieniami do Hiszpanii. To właśnie w pięknej i tajemniczej Andaluzji spędziłam tegoroczną majówkę. Są takie filmy, które wywołują we mnie jakąś dziwną mieszankę emocji – coś jak połączenie tęsknoty za czymś czego się nigdy nie poznało, wzruszenia i jednocześnie ekscytacji, że życie może być tak zaskakujące. No i że tak głęboko w środku każdy z nas marzy o tym samym, aby mimo wszelkim przeciwnościom móc być blisko osób, które kochamy najbardziej. Te filmy to przede wszystkim „Dom dusz”, „Angielski pacjent” i „Pożegnanie z Afryką”. Czy to przypadek, że wszystkie te historie dzieją się w krainach spalonych słońcem, na pustkowiach, gdzie łatwiej jest dostrzec to co najważniejsze? Pewnie nie. Andaluzja to miejsce, które świetnie wpisałoby się jako tło do kolejnej wielkiej epopei. Przez chwilę czułam się tu tak, jakbym sama stała się jej bohaterką. Ale tyczyło się to – na szczęście – tylko widoków i tej magicznej południowej atmosfery. Chciałabym, aby tak zostało jak najdłużej. 1. Dmuchane koła w kształcie koników, tęczowe okularki basenowe i pieluchy do kąpieli – wszystko to wraz z właścicielkami poszło się pluskać do wody. Mogę przez chwilę udawać na tym leżaku bezdzietną pannę ;). Uprzedzając pytania – klapki to Hermes, kosz jest z 303 Avenue, czarna kamizelka to oczywiście MLE, a okulary to Le Specs. // 2. Bujne drzewa oliwkowe, z których powstaje potem pyszna i intensywna w smaku Oliwa. // 

Gdy w kuchni szykuje się paella. 

Manipulacje w postaci buziaków dla mamy, podjudzanie młodszej siostry i symulowanie ucieczki z hotelowego pokoju – a wszystko po to, aby szybciej zaciągnąć rodziców na plażę. Udało się!Ciekawe czy klimat tego wnętrza udałoby się przenieść do mojej sypialni? Może czas na pościel w żywszym kolorze? A może trzeba się po prostu pogodzić z tym, że południowe światło współgra z żywymi kolorami inaczej?1. Moja wymarzona! W piątek wchodzi do sprzedaży, a ja mogę się tylko cieszyć, że już od miesiąca mam ją w szafie! // 2. Śpią! Obydwie! Ale… gdzie jest tata? Czyżby sam padł w trakcie usypiania? Czyżby czekała mnie godzina samotności na tarasie? Uwielbiam być mamą – to najpiękniejsza rola mojego życia ale… niezmienie też uwielbiam ten moment jak moje dzieci śpią ;). // 

Gdy ich torebki są fajniejsze niż moje…

1. Zapach wakacyjnej magii. // 2. Como estas? Estoy bien. Zwłaszcza gdy mam w ręku gorącego churrosa! / 3. Ach te drobne frezy! To surowe, niezabejcowane drewno! Ten kamień w formie progu! Mosiężna kołatka! Wspominałam już, że drzwi kamienic w starych miastach to moja mała obsesja? // 4. Zbieranie muszli to w pewnym sensie wakacyjna medytacja. // Małe waleczne stopy potrzebują dobrego wsparcia. Taki sam model kupiłam też dla naszego przedszkolaka. To już dla nas kolejny sezon z marką BOBUX.  W linku znajdziecie stronę, która pomoże Wam dopasować rozmiar.   1. A ta jest dla Ciebie! // 2. Walka o skarpetki przegrana. Skąd one już wiedzę, że do sandałów się ich nie nosi?! // 

Gdy stół do śniadania jest tak pięknie nakryty, to aż żal coś zamawiać.

1. Gdybym umiała pisać powieści, to moi bohaterowie mieszkaliby właśnie tutaj. // 2. Kolejny rok, kolejny dzień – ten sam kosz (303 avenue). // 

Hola!

Ulubiona forma zwiedzania z dziećmi? Włóczenie się! :)

Ten smak! Chciałabym odtworzyć, ale wiem, że to nie takie proste.

 Obiecałam sobie, że na tym wyjeździe zapomnę o pracy, a jeśli będę robić zdjęcia to tylko z wewnętrznej potrzeby. Tak więc, drugiego dnia skończyło mi się miejsce na karcie w aparacie, a trzeciego icloud w telefonie powiedział, że ma dosyć i chce podwyżkę. Ale to tylko potwierdzenie tego, co wiemy od zawsze. Ekspresja i twórczość potrzebują przestrzeni. 1. Zmiana perspektywy. // 2. Gdy wstaniesz na chwilę od stołu i zostawisz przy nim dzieci. // 3. Dobry filtr na twarz nałożony! // 4. Mam nadzieję, że za ten plasterek łososia przyniesiesz nam szczęście! // 

Gdy właściwie nawet nie podjęłaś takiej decyzji, ale krok po kroku jesteś coraz bliżej wegetarianizmu. 

No i powrót do domu, a w nim masa rzeczy do zrobienia. Zaczynamy od naprawy naszej ogrodowej huśtawki. 

1. Królowa zadowolona. // 2. Wiosna w rozkwicie – wersja słodka. // 3. Wyciągam z szafy ulubione letnie sukienki. Ta przetrwała próbę czasu. // 4. Prace ogrodowe. Zaraz, zaraz, czy ja dobrze widzę? Kto podlał magnolię płynem do robienia baniek?! // I znowu Bobux – z tymi sandałkami się teraz nie rozstajemy. Jeśli zastanawiacie się nad ich zakupem to z kodem 20MLE otrzymacie 20% rabatu na buciki ze sklepu Bobux a z kodu możecie korzystać do 4 czerwca (do końca dnia). Jaki cudowny próbnik kolorystyczny na nasze jesienno-zimowe swetry! A gdzie są próbki szarości, czerni i bieli? ;)Wieczór. Ten czas po kolacji, ale jeszcze przed kąpięlą. Krzątamy się po domu, w dobrych humorach, bo zaraz przyjdzie czas odpoczynku. I już rano! Dziś na sportowo? A może skorzystam z pogody i wskoczę w szorty? Dylematy, na które właściwie nie mam czasu.Następne pytanie! Na zielono czy żółto? Warzywa czy owoce? Ten kto mnie zna wie, że śniadanie dla mnie jest po lewej. Kolejny pojedynek zieleń vs. żółć. Albo raczej: mat vs. błysk. Dziś wybieram to pierwsze, bo dzień jest upalny i zależy mi, aby makijaż wytrzymał do wieczora. Te dwa kremy to produkty od marki SAY HI. Ten żółty daje piękny efekt nawilżenia i nie uczula nawet bardzo wrażliwej skóry (używałam go razem z mężem zimą i z przyjemnością do niego wrócę). Od kilku dni mamy w Sopocie prawdziwe lato i uznałam, że to dobra okazja aby zacząć testować zawartość tego zielonego słoiczka – ma bardzo odświeżający zapach i po jego nałożeniu skóra jest ładnie zmatowiona (ale nie daje uczucia ściągnięcia). Co ważne – substancje w kosmetykach są naturalne i wegańskie, kosmetyki nie są testowane na zwierzętach. Marka nie używa folii przy wysyłce ani żadnego plastiku. Przekazuję Wam kod na zakupy, gdybyście same chciały przetestować te produkty. Wpiszcie MLE20 przy dokonywaniu zakupów, a dostaniecie 20% zniżki (kod jest ważny do końca czerwca).

Naprawdę nie spodziewałam się, że ten model będzie wyglądał na żywo aż tak ładnie! Ja wybrałam rozmiar 37 i jest idealny. Buty są też zaskakująco wygodne – skórka jest delikatna, a obcas dobrze wyprofilowany. Żadnych obtarć przy pierwszym noszeniu. To oczywiście polska marka BALAGAN.

Portos próbuje zasugerować, że chce nagrać swój własny tutorial pod tytułem "make up no make up".
Czerń i granat. Tak czy nie? A co do tych butów, marka BALAGAN przygotowała ponownie kod -20% na cały nieprzeceniony asortyment. Wystarczy podać kod MLE20 (kod ważny do 14 czerwca).Jeśli spytalibyście naszą rodzinę, kto najchętniej wyszukuje książek do czytania na dobranoc, to z całą pewnością wszyscy wskazaliby na mnie. Uwielbiam wracać do tych z mojego dzieciństwa, a jeśli kupuję coś nowego, to bardzo krytycznie się przyglądam. Czy ma ilustracje? Czy jest mądra? Czy dobrze napisana? Czy zaciekawi małe dzieci? Czy jest ładnie wydana? W przypadku tej książki wszystkie odpowiedzi brzmią: TAK.
Być może obiła Wam się już informacja o książce dla dzieci, której autorką jest nie kto inny a Natalie Portman. W jej wydaniu klasyczne historie mają nie tylko ponadczasowe przesłanie, ale też mnóstwo odwołań do współczesności:  zając przechwala się modnym dresem, jedna ze świnek je chińszczyznę zamówioną na wynos, podczas gdy druga dba o planetę, a mysz domowa próbuje wyciągnąć mysz polną na imprezę. Do tego błyskotliwy przekład Michała Rusinka, który już nie raz udowodnił mi, że słowo czytane na głos rządzi się innymi prawami i wymaga specjalnego traktowania. Często mam wrażenie, że niektóre bajki powinni czytać także dorośli. 1. "Noc muzeów" to nasza tradycja. Dziś już trochę robimy miejsca młodszym i po Muzeum Narodowym w Gdańsku uciekamy na randkę. To właśnie tutaj można zobaczyć na żywo słynne dzieło Memlinga "Sąd ostateczny".Prześwitujące body z organzy wygrało plebiscyt na ulubiony strój wieczorowy (jest marki Undresscode, możecie je też znaleźć na Modivo).  1. "Pobożni i cnotliwi" to tytuł wystawy tymczasowej w Muzeum Narodowym w Gdańsku. // 2 i 3. Restauracja "Mielżyński" na terenach starej stoczni gdańskiej. Lubimy tu przychodzić. // 4. "Jak kradniesz mi ten makaron, to chociaż nie ubrudź sobie rękawa!"  // Szparagi. Moja domowa wersja z jajkiem wygląda zdecydowanie mniej szykownie. Miejsce dla gdańszczan szczególne.A tu kulisy pracy, które rzadko pokazuję, bo nie mam wtedy zwykle czasu aby sięgać za telefon. MLE i La Ronde jak każde przedsięwzięcie potrzebują zaangażowania – mamy cudowny zespół i to także dzięki niemu z miesiąca na miesiąc jestem z tych marek coraz bardziej dumna. Sesja produktowa – ubrania potrzebują odpowiednich dodatków, o które dbają nasze stylistki. 
Godziny spędzone w studiu to w naszej pracy standard. (Sukienka Asi po prawej to Arras, a buty są z Zary.)A to sukienka, którą noszę bardzo często (nawet w tym wpisie pojawia się kilkukrotnie). To nasz absolutny bestseller, a ponieważ od zadowolonych Klientek otrzymujemy wiele pozytywnych recenzji to postanowiłyśmy doszyć więcej sztuk. Tutaj możecie się zapisywać. Mała retrospekcja z Warszawy! Cudowny, szalony dzień w super towarzystwie!
Nowa torebka? Nie tym razem ;). W środku znalazłam piękny album o historii najsłynniejszych zapachów. 
 Źródła każdej niemal legendy skrywają jakąś tajemnicę, a miejsca ich narodzin są zazwyczaj trudno dostępne, trochę zagadkowe, owiane swoistą aurą mistycyzmu i zapachem natury i przeszłości. Wiem, że nie zawsze to łatwa sprawa, że nie każda mama może, nie każda chce. Gdy przyszłe mamy pytają mnie o karmienie piersią to szczerze odpowiadam – warto próbować. Od dawna wiemy, że naturalny pokarm jest dla dziecka najzdrowszy, ale czy wiedziałyście, że naturalne karmienie to także wymierne korzyści zdrowotne dla kobiet? Tutaj znajdziecie naukowe potwierdzenieMorele. Nie każdemu smakują, ale ja je uwielbiam. Przypominają mi trochę owocowe wersje pączków – to pewnie dlatego. W tej szklanej wazie wyglądają jak dzieło sztuki – zresztą ta waza (czy może raczej patera?) to naczynie, w którym wszystko wygląda ładnie. Proste linie, gładkie zatopione obrzeże i wysokiej jakości przejrzyste szkło pasuje zarówno do nowoczesnej, jak i klasycznej zastawy.To tylko kilka kadrów z wielu w moim telefonie, które powstały przy okazji pieczenia słynnego morelowego ciasta. Gdy po raz pierwszy dzieliłam się z Wami tym przepisem tutaj, to żadne małe rączki jeszcze mi nie pomagały więc czas przygotowania był szybszy :D. Pomoc to sprawa drugorzędna – mamy tu kolejkę do oblizywania łyżki wymazanej w roztopionej białej czekoladzie…… dokładnie tej tabliczki.

BANALNE CIASTO JOGURTOWE Z MORELAMI

(lub innymi owocami, jak kto lubi)

Skład:

(forma o wymiarach 20 na 30 cm, można użyć okrągłej)

3 jajka

200 g mąki pszennej

150 g cukru pudru

120 ml oleju roślinnego

1 mały jogurt naturalny

1 tabliczka białej czekolady

1/2 kg moreli

skórka z 1 cytryny

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1 łyżeczka naturalnego aromatu z wanilii 

A oto jak to zrobić: 

1. Morele dokładnie myjemy, kroimy w połówki i usuwamy pestki. 2. Jajka z cukrem pudrem ubijamy na puszystą masę. 3. Do małego rondelka dodajemy łyżkę oleju i na małym gazie rozpuszczamy białą czekoladę (nie chce mi się tego robić w kąpieli wodnej, więc garnuszek trzymam na ogniu dosłownie kilkanaście sekund, potem stawiam obok – delikatne ciepło sprawi, że czekolada się rozpuści ale nie przypali).
4. Do jajek i cukru dodaję jogurt, aromat waniliowy, skórkę z cytryny i pozostały olej, dokładnie mieszam. Wsypuję powoli mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Dodaję rozpouszczoną czekoladę. Po połączeniu wszystkich składników, włączam piekarnik na 180 stopni. Formę wykładam papierem do pieczenia. Lubię gdy w cieście jest dużo owoców, więc wykładam nimi najpierw spód blachy (tak aby się nie stykały), zalewam ciastem i dodaję resztę (zawsze przekrojoną częścią moreli do góry, w przeciwnym razie w trakcie pieczenia sok pójdzie w dół i może za bardzo rozwodnić ciasto). Pieczemy ok. 40-45 minut (do momentu, aż pośrodku będzie lekko ścięte). Jeśli zobaczycie, że ciasto za bardzo przypieka się od góry, to zmniejszcie temperaturę to 150 stopni. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem.

Zarówno waza z wcześniejszego zdjęcia z morelami, jak i szklana patera z kloszem są z kolekcji Glamour KROSNO. Zostały wykonane z dbałością o każdy detal przez najbardziej doświadczonych hutników. Nasze ciasto nie jest może zbyt zjawiskowe ani eleganckie, ale przy takim anturażu nawet ono przezentuje się dostojnie. Bardzo się cieszę, że w Polsce produkowane są tak świetnie gatunkowo rzeczy i z przyjemmnością polecam produkty od KROSNO. Z kodem KASIA 20 dostaniecie rabat na zakupy w sklepie krosno.com.pl (jest aktywny do 10 czerwca).Pierwsze plażowanie za nami. Musimy znaleźć jakiś sposób, aby częściej móc tu przychodzić. Biała lniana koszula i dżinsy. Ale jestem nudna. Znam doskonale wszystkie te wymówki pod tytułem „nie mam kiedy czytać”. Ba! Sama dopisuję do tej długiej listy nowe pozycje. A jednocześnie wiem doskonale, że jeśli trafię na coś genialnego, to zyskam nagle magiczne moce (a może po prostu odpowiedni stopień motywacji) i niespostrzeżenie, to tu, to tam, jakoś tak wyjdzie, że 250 stron pyknę w jeden wieczór. Czy następnego dnia zasypiam na stojąco robiąc poranny makijaż? Być może. Ale czasem warto zarwać noc, aby dać się porwać epopei noblisty. „Noce zarazy” opowiada o dwoistości ludzkiej natury, o tym, do czego doprowadza utracona wolność, o tym jak groźne jest nadużywanie władzy i ograniczanie praw, o propagandzie i strachu, który ją karmi. I chociaż „Noce zarazy” można by po prostu uznać za świetny kryminał o fikcyjnej wyspie Imperium Osmańskiego, na której wybucha epidemia dżumy, to ciężko nie dostrzec, że literacki świat Orhana Pamuka stawia przede mną aż nazbyt aktualne pytania i każe sądzić, że to tak naprawdę współczesna powieść o nas samych.
Sprawdzony sposób na to, aby namówić dzieci na spacer? Wystarczy powiedzieć, że to jest ten moment, kiedy trzeba posprzątać pokój…… i oporny przedszkolak sam rzuca się do ucieczki.Biuro marzeń! Co prawda tylko przez krótki czas, ale i tak było miło! W maju MLE przeniosło się do niesamowitej przestrzeni stworzonej przy udziale @comune.obj czyli @thegoodliving.co i @lexavala. Wrzeszczańska Willa Putkamerów zyskała świeżego ducha, bo w mieszkaniu na parterze, stworzono pop-up z meblami marki @thegoodliving.co oraz z pracami zaprzyjaźnionych artystów. The Good Living&Co powstała w Chojnicach a Lexavala w Nowym Sączu. O ich działałności napisał nawet Vogue Living! "Właściciele marek są jednocześnie głównymi projektantami a ich wspólną cechą jest między innymi zamiłowanie do tworzenia w metalu, przywiązanie do perfekcjonizmu oraz funkcjonalizm. Flagowym modelem marki Lexavala jest lampa Oblivion w kształcie prostopadłościanu, w której zastosowana technologia pozwala. 98% odwzorować naturalne światło. Marka The Good Living natomiast bardzo lubuje się w metalu – z czarnej polerowanej stali uzyskują srebrne komody i krzesła, z falujących prętów – kute parawany. Zimny metal chętnie łączą z tapicerowanymi walcami. Meble projektantki – Moniki Szyca-Thomas to abstrakcyjne obiekty, geometryczne formy zmieniające wnętrze w plastyczną kompozycję."Dostawa świeżego bzu i biurko "marzenie". No i sukienka Alken od MLE.A tu przestrzeń zespołu MLE od kuchni. Tworzenie treści i zdjęć na bloga i mój Instagram to zwykle praca z domu, w pojedynkę, z aparatem w dłoni, albo z dziećmi biegającymi wokół nóg. Ale gdy chodzi o MLE i La Ronde to czasem mam wrażenie, że w 10 minut z kury domowej muszę zmienić się w bohaterkę filmu "Diabeł ubiera się u Prady". I chyba lubię te kontrasty. Co robią koleżanki z pracy, gdy masz zły humor? Traktują to jako wymówkę, aby kupować słodycze! Z najbliższymi chcemy się dzielić tylko tym, co najlepsze. Jeśli chciałabyś pokazać mamie coś nowego, albo jeśli Twoja córka poszukuje swojego stylu i chcesz jej w tym pomóc, to dziś jest najlepsza okazja, aby powiedzieć najbliższym kobietom o MLE. Uczciłyśmy hucznie Dzień Mamy i z tej okazji po raz pierwszy ruszamy z promocją dla tych z Was, które do tej pory do nas nie zaglądały. Dla wszystkich nowych użytkowniczek mamy kod „MLEMAMA” na -25%. Dla mam, córek i każdej kobiety, która wierzy w to, że idealne ubrania naprawdę istnieją. Z kodu możecie korzystać jeszcze dzisiaj (1 czerwca) do końca dnia. A tuż obok biura – sala balowa! Stary Wrzeszcz kryje w sobie piękne tajemnice. 
Nie wiem czy ze mną jest coś nie tak (to znaczy „coś nie tak” jest na pewno, ale czy w tej kwestii to „nie tak” jest dużo silniejsze niż u innych?) ale Dzień Mamy to dla mnie od dawna huśtawka emocji i to nie zawsze tych łatwych. Mam ogromne szczęście, że wychowywała mnie (i chyba nadal trochę wychowuje gdy trzeba) najkochańsza mama na świecie, a i moja relacja z córkami jest taka o jakiej zawsze marzyłam (nawet jeśli nie zawsze jest idealna). A mimo tego wszystkie wzruszenia na przedszkolnych przesłodkich przedstawieniach podszyte są jakimś niewypowiedzianym żalem, że czas ucieka tak szybko. Że przed chwilą to ja robiłam laurki dla mamy, a dziś to ja je dostaje. Za to moja mama musi czekać na Dzień Babci aby dostać swoje. Że tak niepostrzeżenie to wszystko płynie, a to co wydaje się niezmienne jest w gruncie rzeczy tak kruche. Zalatana ale szczęśliwa!A tu już moje cztery kąty – wciąż w fazie remontu, ale już coraz bliżej końca. Jak to mawiają fachowcy "nie obiecuję, ale do Wigilii powinniśmy skończyć".  

Zaległe prace domowe to mój stary sposób na to, aby chociaż na chwilę odzyskać spokój. Mieliśmy zostawić to piłowanie i wiercenie na weekend, ale zmieniono nam plany. Wiem, że nie zaglądacie tutaj po to, aby czytać o cudzych problemach, a ja szukam wsparcia wśród najbliższych – nie w internecie. Dlatego zamiast użalać się nad sobą powiem tylko, że bardzo dziękuję za Wasze życzliwe słowa – gdy ma się wrażenie, że cały aparat państwa próbuje zniszczyć ukochaną ci osobę docenia się każde wsparcie. Mam nadzieję, że w niedzielę w Warszawie spotkam wiele z Was, a tymczasem cieszę się, że mogłyśmy spędzić tutaj razem kilka miłych chwil. Niech ten nadchodzący czerwiec będzie dla Was dobry!

 

 

Last Month

[Artykuł zawiera lokowanie produktu.]

 

  Maj. Przytuptał do nas, jak obietnica czegoś nowego i świeżego. I ciepłego. W Trójmieście wszyscy już czekają na cieplejsze dni, bo śnieg i wiatr dał nam się ostatnio we znaki. Na szczęście jest jeszcze ta słodka codzienność, rutyna, na którą pogoda nie musi mieć wpływu. 

  Kwiecień, poza tym, że chłodny, był pod wieloma względami ekscytujący. Mam nadzieję, że uda mi się to przekazać w tej fotorelacji – usiądźcie sobie wygodnie i spędźmy razem te kilka najbliższych minut.

 

Gdy czterolatka mówi ci, że nie wypada użyć do tortu gotowego biszkoptu ;). Przełom marca i kwietnia to u nas zawsze dużo świętowania. Na przekór minimalistycznym i pięknym wypiekom z Instagrama. I do tego oczywiście tęczowy konik. Czy to nie jest wymarzony tort urodzinowy każdego prawdziwego mężczyzny?Zdarzają się takie poniedziałki jak z filmu. Wszyscy wszędzie spóźnieni. Zamiast słońca znów trzeba odśnieżać samochód. O dziewiątej wiesz już, że plan dnia leży na ziemi i śmieje się z ciebie. W takich momentach wiem, że pracę, którą muszę wykonać w skupieniu i w ciszy lepiej zostawić na popołudnie, gdy kurz po tornado opadnie. Zaparzam wtedy swoją ukochaną herbatę (bo na kawę już dla mnie za późno) i siadam do najgorszych mejli, które zostały z zeszłego tygodnia. Z gorącą filiżanką w dłoni to zadanie jawi się prawie jak przyjemność ;). Nawet jeśli nie wyrobiłam się z listą zadań, to już tak nie pędzę – przed nami przecież jeszcze cały tydzień i mnóstwo okazji, aby popełniać kolejne błędy. Tym razem w dzbanku parzy się herbata jaśminowa z limitowanego zestawu Golden Rabbit od Newbytea. W zestawie znajdziecie 36 saszetek z różnymi gatunkami: English Breakfast, Earl Grey, Jasmine Blossom, Green Sencha, Peppermint i Rooibos Orange. Dziś mogę się z Wami podzielić kodem na herbaty, a wiem, że wiele z Was (tak jak ja) po tym, gdy po raz pierwszy spróbowała tych herbat nie chce pić już żadnych innych. Z kodem KASIA15 otrzymacie 15% zniżki na zakupy w sklepie Newbytea –  możecie z niego korzystać do 15 maja. Radzę uzupełnić zapasy, bo nie wiem kiedy kolejny raz pojawi się zniżka. 

A dla prawdziwych smakoszy polecam moje dwa ukochane gatunki – migdałową (dostępną także w pięknej puszce) i milk oolong.Chciałam zrobić w nich porządek, ale do tych brzydszych mam niestety największy sentyment. Ulubione smaki – wszystkie w jednym pudełkuWiosna oczami mamy, czyli przystanki przy każdym zakwitniętym drzewie, pierwsze w tym roku lody jedzone na murku, rysunek pod tytułem "Wrząca lawa" (skąd ta mała główka bierze takie nazwy?), no i praca bez urlopu wychowawczego, czyli pełno próbek tkanin, prototypów i pluszowych koników ;). Czy zajączek bije wieżę?
W odwiedzinach – Konstancin ugościł nas tak, że już chce się wracać.Szukamy czekoladowych zajęcy, chociaż to towarzystwo zjadło ich już całą gromadę. Rośnij nam zdrowo Henry i zdobywaj świat! Jest święconka, pisanki, sporo gotowania i sprzątania. Dziewczyny wystrojone ze spinkami we włosach. Wielkanoc jest u nas wesoła i ważna – chciałabym zawsze obchodzić ją tak, jak w dzieciństwie. Uwielbiam tradycję, chociaż wiem, że tylnymi drzwiami wpuszcza się czasem do domu pewne zasady, z którymi dziś już nie bardzo się zgadzam. Wierzę, że mając tego świadomość uda mi się utrzymać nasze rodzinne rytuały i jednocześnie nie powielać złych wzorców w kolejnych pokoleniach. Ale kończę już z tą analizą – jeszcze przez kilka godzin stawiam na beztroskę i ubolewam tylko nad tym, że z tej jarzynowej "królowej śmietników" zrobionej przez dziadka nic już nie zostało. Ostatnie wielkanocne kadry w moim telefonie. A to moja ulubiona torebka, którą w święta miałam cały czas przy sobie.1. Nic dziwnego, że tak długo śpisz, skoro w nocy nie zmrużyłaś oka! // 2. Obiecałam sobie, że po remoncie na ścianach w naszym mieszkaniu zawiśnie tylko to, co będzie miało dla nas szczególne znaczenie. Wybieram więc ramki do ślubnych zdjęć. // 3. Kupujemy? A będziemy mieć czas żeby zasadzić wszystko? // 4. Brioszka, serek, konfitura z malin. Niestety musiałam się podzielić. // Ile miałam lat, gdy po raz pierwszy przekroczyłam próg tego kultowego już miejsca na Placu Zbawiciela? Pamiętam, że byłam wtedy z Zosią i tak niepewnie się jeszcze czułam… :)
Wyjazd bez zdobycia słoiczka białej czekolady z Charlotte to zbrodnia, której by mi w domu nie wybaczyli. Cały ten zestaw możecie zobaczyć w tym wpisie1. Makaron z "Lupo" przepyszny! // 2. To wnętrze miało nawiązywać do słynnych mediolańskich restauracji. Dla mnie to niesamowity popis architektonicznej lekkości. Trzeba mieć odwagę, aby  tak łączyć ze sobą style i kolory. No i talent żeby pod koniec wyszło z tego coś ładnego!Wizyta w galerii Monopol. Trafiłyśmy akurat na zmianę ekspozycji, ale i tak pozwolono nam wejść – dziękujemy za tę uprzejmość. Jeśli chcielibyście zobaczyć więcej miejsc w Warszawie, które polecam to pokazałam je w tej rolce na profilu La RondeW Warszawie zamiast iść na zakupy do galerii handlowej lepiej przespacerować się po Mokotowskiej. Tu w sklepie polskiej marki 303 Avenue. Pierwszy ciepły wieczór i budzące się do życia Łazienki Królewskie. Te kolory…Pamiątki z Warszawy. Książka od Kar (przeczytana w jeden wieczór) i zdjęcia forsycji. Pobudka! Wracasz do domowej rutyny! Koniec warszawskiego rumakowania!Ten produkt od razu przykuł moją uwagę. Na prawym zdjęciu widać, że serum ma różowy kolor i gęstą bogatą formułę. 20 Second Magic Eye Treatment Glam od Veoli Botanica pod oczy i na powieki ma działanie rozświetlająco-liftingująco-naprawiające. Ja od pierwszego użycia widziałam, że niweluje zasinienia. Spojrzenie od razu wydaje się bardziej wypoczęte, a to dla mamy rozszalałych dwóch syrenek bardzo ważne. Veoli Botanica jak zawsze nie zawodzi. Z kodem makelifeeasier20 możecie uzyskać 20% rabatu na cały asortyment (*z wykluczeniem 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT GLAM, ponieważ jest to edycja limitowana) w sklepie Veoli Botanica. Polecę Wam więc inne produkty – mój hit czyli olejek z płatkami róży albo regenerujący krem z ceramidami.Dobra pielęgnacja i od razu humor lepszy. I coś czuję, że mąż już kawę robi! Zaraz zapomnimy o nieprzespanej nocy. 1i 2. Ale żeby nie było za miło! Łyk kawy i wybiegamy! // 3. Materiał na sukienkę, którą miałam na sobie w tym wpisie. Jest idealna więc szukam jeszcze innego koloru. // 4. Oj Portosiku… widzę, że ty też dziś niewyspany. // Remont wciąż trwa… czy to już 17 miesięcy? 
1. Zasady gry, z którymi dokładnie się zapoznałyśmy… // 2. A potem przyszła ta młodsza i trzeba było te reguły trochę zmodyfikować. "Kasiu, jak ty to robisz, że u ciebie zawsze taki porządek i tych zabawek nigdzie nie ma?"

" … "
Ta gra powyżej to "Znajdź coś… Zabawy w małych detektywów" od Muduko. Uwielbiam ją za to, że można z niej korzystać na wiele sposobów. Czasem szukamy po domu z lupą przedmiotów z obrazków, czasem urządzamy zgadywanki w kalambury, a czasem uczymy się po prostu nowych słów. W zestawie znajdziecie 2 duże tekturowe lupy, 35 okrągłych kart oraz poradnik z zabawami. 

Z hasłem BAWIMY otrzymacie 20% rabatu na nieprzecenione gry ze sklepu muduko.com

Pooortoooos! Gdzie jesteś?Ulubione miejsce spotkań zespołu MLE. 1.Pokusa – tak nazywa się to miejsce i pasuje idealnie… // 2. Wełniane swetry nosimy do maja. // 

Ustalamy harmonogram produkcji, liczbę odszywanych sztuk, gatunki przędzy. A przy okazji zachęcę Was aby zaznajomić się z inicjatywą Good Clothes Fair Pay. To największa unijna kampania na rzecz zwiększenia płac w branży odzieżowej. Powstała w ramach Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej, która pozwala obywatelom bezpośrednio domagać się stworzenia nowych przepisów przez Komisję Europejską. Aby mogło się to wydarzyć, pierwszym krokiem jest zebranie miliona podpisów pod petycją. Wtedy Komisja Europejska rozpatrzy wprowadzenie legislacji regulującej płacę pracowników przemysłu odzieżowego. Dlaczego warto zaangażować się w pomoc w tej kwestii? Ponieważ Unia Europejska jest największym konsumentem ubrań na świecie i większość z nas, kupując ubrania popularnych marek, przyczynia się do rozwoju problemu niskich płac dla pracowników przemysłu odzieżowego. Dodatkowo warto wspomnieć, że my – jako europejscy konsumenci – jesteśmy przyzwyczajeni do szybko zmieniających się kolekcji, niskich cen, przecen i sezonowych wyprzedaży. Niestety ma to dosłownie i w przenośni swoją cenę. Wspomniany biznesowy model nadprodukcji przyjęty przez europejskie i światowe marki modowe oraz detalistów tej branży wywiera ogromną presję na dostawcach, aby produkowali więcej ubrań w krótszym czasie po wyjątkowo niskich cenach – kosztem wypłat pracowników. Dlatego domagamy się ustaw, które sprawią, że sprawiedliwe wynagrodzenia będą podstawowym prawem człowieka, a nie luksusem. Petycję można podpisać tutaj

A Monika jak zwykle ogarnia siedem rzeczy na raz. A może tylko czyta Pudelka? ;)Odebrany z oprawy! A tak swoją drogą to ciekawa jest historia tego zdjęcia. Widzicie na nim chłopaka, który wraz z kolegami z liceum sprzedaje starocie na Jarmarku Dominikańskim. Zdjęcie znalezione przez przypadek po wielu latach w archiwum gdańskiego fotografa. Ten chłopak skończył w tym miesiącu 66 lat. Wszystkiego Najlepszego Tato!1. Obrazy oprawiam w Pinakotece na terenie Garnizonu. Tam też znajdziecie Mood Store, w którym od zeszłego tygodnia można kupić rzeczy MLE. // 2. Piękne albumy to także asortyment Mood Store. // 3. O nie! To znów ten śnieg! // 4. Gdy jesteś turystką we własnym mieście i dowiadujesz się, że tuż koło twojego ukochanego molo w Orłowie, w maleńkiej galerii, odbywa się właśnie wystawa jednej z najwybitniejszych polskich artystek. //Jedno z dzieł Magdaleny Abakanowicz, które można podziwiać w galerii "Debiut". Dla mnie to szczególnie interesujące, bo jej twórczość w dużym stopniu związana jest z tkaniną, ale ujmuje mnie też to, że tak cenne i znane prace znalazły się w tym miejscu. Skąd to wyróżnienie? Abakanowicz była absolwentką szkoły, do której przynależy galeria. 
… a zaciągnęła mnie tu inna absolwentka tej plastycznej szkoły! Poranna kawa, pogaduchy o nowych projektach i taka niespodzianka na koniec!1. Gdy wszyscy ci mówią, że to będą kosmetyczne zmiany i że wprowadzenie ich to bułka z masłem. Uff… ale się cieszę, że "te drobiazgi" mam już za sobą. Mam nadzieję, że nowa, czytelniejsza czcionka już Wam działa. // 2. Florystyczne dzieła sztuki, które powstają z rąk florystek z gdyńskiego "Narcyza". // 3. Zamiast drugiej kawy. // 4. Sept – marka dopracowana w każdym calu. Wszystkie kobiety w mojej rodzinie mają od nich chociaż jedną parę. // Zostawiłabym wszystkie te zamszowe cuda od SEPT… Następnym razem upoluję te granatowe! Z kodem MLE20 otrzymacie aż 20% zniżki na obuwie w SEPT (z kodu możecie korzystać do 10 maja). Polecam szczególnie tym, którzy zawsze mają problem z "połówkami" rozmiarów. Jeśli jesteście aktywne, pracujecie, podróżujecie i jednocześnie cenicie wygodę i wysoką jakość to docenicie te baletki i mokasyny. 

Ciekawostka. Miękka podeszwa jest wzbogacona o eleganckie tłoczenia. Na krawędziach widoczne są powtarzające się trzy kropki. W alfabecie Morse’a oznaczają one literę „S” jak sept. W centrum umieszczone jest logo marki, które jest zastrzeżonym znakiem towarowym w Unii Europejskiej. Sept. jest nie do podrobienia.Wybiegam z domu lekka jak ptak, bo odhaczyłam dziś z listy zaległe sprawy, które ciągnęły się za mną jak ciasto drożdżowe. A skoro już o bieganiu mowa – wczoraj wieczorem zabrałam się za przejrzenie szuflad z butami. Mam kilka par szpilek, które kupiłam chyba z dekadę temu. Wtedy to były „te niższe”, które nosiłam nawet do pracy i uważałam to coś normalnego. Wczoraj ledwo doszłam w nich do lustra. I teraz pytanie – czy to mój kręgosłup i nogi wyszły z formy? A może… oj tak bardzo bym chciała mieć rację… może ta kobieca rewolucja jednak poszła do przodu w tym czasie? I coś co kiedyś wydawało nam się „normalne i kobiece” dziś stało się absurdalne? Czemu to niby takie ważne? Bo wysokie obcasy mają większy wpływ na nasze życie niż tylko to, że po całym dniu w nich bolą nas nogi. Wysokie obcasy sprawiają, że wolniej się poruszamy. A tym samym wolniej realizujemy zadania w ciągu dnia, trudniej jest nam wykonywać zajęcia wymagające siły i stabilności, jesteśmy narażone na upadek, częściej potrzebujemy pomocnej dłoni. No i to, co chyba najbardziej pokazuje, jak bardzo obcasy wpychają nas w rolę zależnej od mężczyzn istoty – w wysokich obcasach jest nam trudniej uciec przed niebezpieczeństwem. To jak myślicie? Czy moda zaczęła w końcu walkę z patriarchatem?W końcu trochę dłuższe te jasne wieczory. Mamy czas na nowe przepisy i wcale ale to wcale nie chcemy kłaść się spać. Komplet dresowy w kolorze khaki znajdziecie tutaj.

Storczyk z IKEA. Jedyny kwiat w domu, który żyje dłużej niż trwa moje małżeństwo. I nie – nie jest sztuczny ;). 

MLE Collection naprawdę się natrudziłyśmy, aby utrzymać cenę z zeszłego sezonu… Udało się!Mama zahartowana, ale ona to się z tą czapką chyba do czerwca nie rozstanie. W Trójmieście nadal rześko. 
Widzisz Myszko? Tam jest Biegun Północny. Idę o zakład, że jest tam teraz cieplej niż tu. 
33 piętro. Idealne miejsce dla tych, którzy chcą się przez chwilę poczuć jak w gorącej Hiszpanii (to ja!). Za każdym razem, gdy mogę spędzić wieczór w tym magicznym miejscu, jestem szczęśliwa i wdzięczna, że mamy w Trójmieście taką wyjątkową restaurację. Arco prowadzi jeden z najbardziej utytułowanych szefów kuchni na świecie – Paco Pérez. Prowadzone przez niego restauracje zlokalizowane są w największych miastach Europy i dotychczas zostały wyróżnione 5 prestiżowymi gwiazdkami przewodnika Michelin. Tutaj możecie od razu zarezerwować stolik.1. No to zaczynamy! // 2. To nie wino, a oliwa. Genialna. //Danie inspirowane dziełami Gaudiego – z pewnością kojarzycie jego "pofalowane" barcelońskie kamienice i mozaikowe arcydzieła. 1. Wszystko pod czułym okiem najwybitniejszych kucharzy w Arco. // 2. Tutaj danie, które miało powstać w ramach opozycji do naszych tradycyjnych polskich flaczków.  // Restauracja znajduje się w budynku Olivia Star w Gdańsku.

Światło i widok, który zapiera dech w piersiach. Projekt wnętrza tej restauracji przygotowała pracownia "Tarruella Trenchs Studio", która specjalizuje się w projektowaniu restauracji serwujących najbardziej wykwintne dania na całym świecie.
Za nami niesamowite "momenty" bo tak nazywane jest tutaj serwowanie poszczególnych dań. Dziękuję za ten piękny czas Arco!

I moje majówkowe miasto na koniec! 

 

*  *  *

 

 

Wpis powstał we współpracy z Newbytea, Veoli Botanica, Moduko, Sept i Arco.