MY OWN FAIRY TALE

Przygotowywanie dzisiejszego wpisu było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Z początku chciałam się jedynie podzielić informacją o moim drobnym udziale w dubbingu "Kopciuszka" – nowej produkcji Disneya, ale ogarnięta bajkowym tematem trochę się rozszalałam. A ponieważ powoli odkopuję się z zaległości po wszystkich wyjazdach, miałam trochę więcej czasu, aby przygotować dla Was kilka zdjęć, pokazujących moje małe, przyziemne przyjemności.

Robiąc porządki na szafie (nie wiem jak to się stało, ale nawet tę przestrzeń musiałam na nowo zagospodarować, bo brakuje mi miejsca…) wpadła mi w ręce jedna z moich ulubionych rodzinnych pamiątek. Za każdym razem, kiedy znajduję kopertę ze starymi zdjęciami czy wiekowy album, nie potrafię sie oprzeć i wszystkie moje obowiązki schodzą na dalszy plan – nieziemska siła nakazuje mi wszystko przejrzeć . Najbardziej lubię te czarno białe fotografie z czasów młodości moich rodziców. Chyba lubili robić zdjęcia nie mniej niż ja – jest ich całe mnóstwo.

Niespodzianki związane z wizytą listonosza od zawsze kojarzyły mi się z czymś wyjątkowo przyjemnym. Odkąd założyłam tę stronę, moje odczucia w ogóle sie nie zmieniły (chyba, że przyjdzie do mnie wezwanie do zapłacenia mandatu ;)), ale okazji do radosnego odpakowywania przesyłek mam znacznie więcej. Prezenty od marki Clochee zawsze zostają przeze mnie zużyte do samego denka. Tak było w przypadku lekkiego balsamu do ciała, płynu micelarnego i kilku innych produktów. Do kolekcji dołączył właśnie cukrowy peeling i jestem przekonana, że z nim nie będzie inaczej. Specjalnie dla Czytelników MLE udało mi się zdobyć małą zniżkę do sklepu internetowego Clochee. Wystarczy wpisać kod mle2015 aby uzyskać rabat wysokości 15% na wszystkie produkty (oprócz tych które są już w sklepie objęte rabatem). Kod będzie ważny do 30 kwietnia 2015r.

Który to już raz pokazuje Wam filiżankę herbaty? :) Wiem, że na pewno nie ostatni. Picie herbaty i  trzymanie aparatu w ręce to czyności, które prawie zawsze są ze sobą powiązane. Kiedy w końcu mogę usiąść z kubkiem w dłoniach i odsapnąć, natychmiast zaczynam odczuwać potrzebę uwiecznienia tej krótkiej chwili. A to światło odbija się ładnie w porcelanie, albo przez przypadek okładka książki, którą czytam pasuje do kubka. W zimie zdjęcie dymiącej, owocowej herbaty z miodem rozgrzewa na samą myśl, latem mrożona herbata z cytryną może być pomysłem na ochłodę. Teraz najchętniej piję uspokojające połączenie zielonej herbaty, kwiatu lilii i osmantusa (taką kombinację, naprawdę świetnej jakości znajdziecie tutaj). Wyjątkowo bez miodu, aby nie zabić delikatnego smaku. 

Weranda, położona po nasłonecznionej stronie, nagrzewa się bardzo szybko. To chyba moje ulubione miejsce do robienia zdjęć. W trakcie rodzinnych spotkań ustawiam tam zawsze wszystkich domowników i próbuje uchwycić chociaż jeden moment, w którym stoją spokojnie. W ten weekend pogoda była tak piękna, że można było się na niej opalać, a nawet wyjść do ogrodu i spędzić trochę czasu na zewnątrz. Może któraś z uwiecznionych przeze mnie chwil trafi do rodzinnego albumu i stanie się kolejną pamiątką. 

Nie, nie, nie … nie kupiłam kolejnej pary butów, ale ta którą widzicie na zdjęciu wiąże się dla mnie ze szczególnie miłymi wspomnieniami. A ponieważ pomysł na wpis powstał po obejrzeniu "Kopciuszka" to postanowiłam umieścić w nim chociaż jedno zdjęcie swoich pantofelków ;). 

PS: "Kopciuszek" w którym podłożyłam głos pod jednego z moich ulubionych bohaterów tej bajki (myszkę :)) wchodzi do kin już jutro. Jesli tak jak ja, uwielbialiście animowaną wersję sprzed ponad pięćdziesięciu lat, to myślę, że nowa również przypadnie Wam do gustu :). Niezdecydowanym polecam trailer :).

tips to clean the house quickly

Czy można połączyć chęć bycia perfekcyjną panią domu z bizneswomen? W dzisiejszych czasach prace domowe traktujemy jako czynność, którą chciałybyśmy mieć jak najszybciej z głowy. Z badań wynika, że współczesne kobiety wolą zadbać o siebie lub skupić się na karierze niż zająć się domem. Ciężko się dziwić – jeszcze pięćdziesiąt lat temu większość z nas nie musiała łączyć pracy z opieką nad dziećmi, gotowaniem i sprzątaniem. Dziś musimy znaleźć czas na wszystko, a ponieważ jest to praktycznie niewykonalne, to coś musi na tym ucierpieć. Nie chcemy, aby odbiło się to na naszych pociechach, czy pracy, za to od nieumytych garów czy niewypranych skarpetek jeszcze nikt nie umarł. Z takim założeniem funkcjonowałam przez długi czas, ale w którymś momencie zauważyłam, że moje mieszkanie zaczyna "żyć własnym życiem" a ja zupełnie straciłam kontrolę nad bałaganem. Dusza sportowca kazała mi podejść do tematu w sposób metodyczny i przygotwać plan działania. Po tygodniu trzymania się nowo wyznaczonych reguł, w szafie mam całą masę poukładanych, czystych i wyprasowanych ubrań, pokoik mojej córeczki lśni czystością, a w kuchni pachnie świeżością. Zobaczymy na jak długo… Tymczasem podzielę się z Wami moimi sposobami na szybkie sprzątanie. 

Jak przygotować się do większego sprzątania?  

Wybierzmy dzień, w którym zawsze będziemy robić większe porządki. Polecam czwartki, bo jest szansa, że porządek utrzyma się do weekendu. Ja jednak wybrałam sobotę, bo w ten dzień mam najwięcej czasu. Przed rozpoczęciem przedsięwzięcia, upewnijmy się, że mamy w domu najpotrzebniejsze rzeczy do czyszczenia i zgrupujmy je w jednym miejscu. Na pewno potrzebne Wam będą worki na śmieci, odkurzacz (i worki do odkurzacza o których zawsze zapominam) ściereczki, wiadro z mopem, rękawiczki i detergenty. Jeżeli macie dosyć drogeryjnych detergentów, to polecam Wam serię marki Barwa – jest to jedna z niewielu serii produktów chemicznych, która zarówno ładnie pachnie i skutecznie usuwa nawet najcięższe zabrudzenia (szczególnie zwróćcie uwagę na produkt przeznaczony do łazienki, po jego użyciu lustro błyszczy jak nowe). Domowe porządki rozpocznijmy od pokoju położonego najdalej od szafki, w której trzymamy akcesoria do sprzątania. Czyśćmy wszystko tak długo, aż będziemy pewne, że zaraz nie będziemy musiały wracać do tego samego miejsca z całym naszym ekwipunkiem. Dzięki temu zaoszczędzimy czas na przenoszenie wszystkiego z kąta w kąt. Gdybyśmy chciały zabrać się za umycie okien, spróbujmy je wyszorować filtrami do kawy zamiast papierowymi ręcznikami. Filtry nie zostawiają smug, nie przesiąkają szybko wodą i nie przedzierają się.

Jak sprawnie uporać się z praniem? 

Podczas przygotowywania rzeczy do prania, najwięcej czasu zajmuje mi ich grupowanie. Każda z nas dobrze wie, że musi się przy tym kierować kilkoma zasadami – nie mieszać białych ubrań z kolorowymi, bo już nigdy nie będą białe, delikatne tkaniny wymagają niskich temperatur, a ręczniki, ścierki i pościel najlepiej prać osobno. Jeżeli dysponujemy w mieszkaniu dwoma koszami warto jest na bieżąco przeprowadzać chociaż wstępną selekcję jasnych i ciemnych kolorów. Koniecznie przed praniem sprawdźmy zawartość kieszeni. Nie ma nic gorszego jak wypranie chusteczki do nosa (lub banknotu stuzłotowego pod koniec miesiąca, kiedy akurat czekamy na wypłatę). Doczyszczenie oblepionych rzeczy przysporzy nam dwa razy więcej pracy. Mokre pranie rozwieszajmy blisko kaloryfera, dzięki temu szybciej wyschnie. Dokładnie rozłóżcie ubrania – wywińcie zaplątane rękawy, każdą rzecz mocno strzepnijcie i wieszajcie rzeczy zbyt ciasno – oszczędzi Wam do prasowania.

Jak utrzymać porządek w pokoju dziecka?  

Utrzymanie porządku w pokoju mojej córki, to dla mnie najtrudniejsza czynność, bo dwulatce nie wytłumaczymy, że zabawki należy odkładać na miejsce. Regał, na którym trzymam Julii rzeczy zawsze wyglądał jak po wojnie. Wychodziłam jednak ze złego założenia – ustawienia rzeczy na pólkach regału nie ma sensu. Problem rozwiązały kosze bez przykrywek. Na zdjęciach widzicie trzy kosze o różnych rozmiarach. W najmniejszym trzymam skarpetki, w średnim body i koszulki, a w największym zabawki (kosze i krzesło pochodzą ze sklepu Caramella, długo szukałam takich, które nie byłyby z plastiku i przy okazji swojej funkcjonalności tworzyły element wystroju pomieszczenia). Pamiętajmy o tym, aby dobrze rozplanować przestrzeń w pokoju dziecka. W jednym kąciku przygotujmy mały plac zabaw, w drugim część sypialną, a w trzecim garderobę. Warto też pomyśleć o zagospodarowaniu przestrzeni pod łóżeczkiem, gdzie idealnie mogłyby się zmieścić za małe ubranka. Oczywiście najprostszą możliwością jest nie wpuszczanie dziecka do pokoju, ale niestety ta opcja odpada.

Co zrobić gdy mamy jedynie 5 minut do wizyty niezapowiedzianych gości?  

Pewnie nie raz zdarzyło się Wam odebrać telefon i usłyszeć, że za pięć minut będą u Was niezapowiedziani goście. W takich momentach najważniejsze jest to, abyśmy szybko zdecydowali się, do którego pomieszczenia zaprowadzimy znajomych (lub w najgorszym wypadku teściów). Jeżeli jest to kuchnia, to w pierwszej kolejności umyjmy lub ukryjmy brudne naczynia, przetrzyjmy blat jednorazowym ręcznikiem i zabierzmy wszystko ze stołu. Gdybyśmy zdecydowali się zaprowadzić gości do salonu, koniecznie uprzątnijmy wszystkie rzeczy z podłogi do innego pokoju, szybko zanieśmy brudne kubki od herbaty do zlewu (do kuchni nie powinni zaglądać). Ostatnia najważniejsza sprawa – sprawdźmy jak wygląda toaleta! Czy jest w niej papier toaletowy i czy rzeczy do prania na pewno znajdują się w koszu.

Od czego zacząć, żeby wyrobić w sobie nawyk odkładania rzeczy na miejsce?  

Jeżeli kiedykolwiek spędziliście pół dnia na nerwowym poszukiwaniu kluczy do samochodu lub mieszkania, to możemy sobie przybić piątkę. Jestem mistrzynią gubienia kluczy. Ostatnie ich zaginięcie nie skończyło się happy endem, do dzisiaj nie mam pojęcia co z nimi zrobiłam (jestem przekonana, że Marsjanie maczali w tym swoje zielone palce). Jeżeli tak jak ja, cierpicie na chroniczne gapiostwo i nieodkładanie rzeczy na wyznaczone dla nich miejsca, to nigdy nie uda Wam się utrzymać porządku w mieszkaniu. Zacznijmy od ustalenia dla wszystkich przedmiotów odpowiednich miejsc, z uwzględnieniem funkcji jaką powinny spełniać. Puszka na klucze musi znajdować się zaraz przy drzwiach wejściowych. Miejsce na odkurzacz powinno być na tyle duże, żeby wkładanie go z powrotem nie zajmowało nam dziesięciu minut. Nie trzymajmy całej makulatury razem – gazety powinny być w jednym miejscu, blisko kanapy albo fotela, a cała poczta na biurku lub komodzie.

Szybkie sprzątnie w domu to nie tylko wyzwanie ale przez wszystkim kwestia dobrej organizacji. Jeżeli nie będziemy miotać się po mieszkaniu, tylko sukcesywnie przechodzić z pomieszczenia do pomieszczenia i po kolei doprowadzać je do porządku, to na pewno nie zajmie nam to dużo czasu i wysiłku. Najlepiej jednak jest nie dopuścić do totalnego bałaganu. Nie przejmujmy się jednak małym rozgardiaszem – przecież mieszkanie to nie muzeum.

Miłego wieczoru bez sprzątania! :)

There and back again

While repacking my suitcases I decided to post on the blog a few photos from the last weekend. Catching up with emails (after returning from trips I am always overwhelmed with unanswered emails waiting for me), I made a list of things I wanted to pack for Paris and I quickly prepared for you “the Look of the Day” post, which you could see on the blog last Sunday. After a few intense days in Turkey, I have only dreamed about snuggling in bed (luckily working on the computer gives me such a possibility from time to time;)), but in order to do something more productive and still a bit relaxing, I decided to grab the camera and show you some things.

W trakcie przepakowywania walizek, postanowiłam wkleić na bloga kilka zdjęć z minionego weekendu. Poza nadrobieniem zaległości w poczcie (po powrocie z wyjazdów zawsze przytłacza mnie ilość nieodpisanych maili), zrobiłam listę rzeczy, którą chciałam zapakować do Paryża i szybko przygotowałam dla Was wpis z cyklu Look of the Day, który mieliście okazję oglądać w minioną niedzielę. Po kilku intensywnych dniach spędzonych w Turcji, marzyłam jedynie o wylegiwaniu się w łóżku (na szczęście praca na komputerze daje mi od czasu do czasu taką możliwość ;)), aby zrobić jednak coś produktywnego a jednocześnie odprężającego, postanowiłam chwycić za aparat i pokazać Wam kilka rzeczy.

Nie lubię spędzać długich godzin nad korespondencją w weekendy, ale tym razem nie miałam wyjścia. Najpierw odpisałam na najpilniejsze maile, a później przeanalizowałam wszystkie rzeczy, których nie udało mi się zrealizować na czas – chyba nigdy nie osiągnę wystarczająco dużo zdolności organizacyjnych. 

Poza oczywistymi rzeczami, jak ubrania czy kosmetyki, które musiałam zapakować do Paryża, nie mogłam zapomnieć o kolejnej książce. Tym razem wybrałam coś, co być może zainteresuje niektóre z Was. "Współczesne maniery, czyli jak zachowywać się w drodze na szczyt" autorstwa Dorothea Johnson i Liv Tyler (tak, tej Liv Tyler) to lekki poradnik o tym co wypada, a czego nie. Być może temat może wydawać się już odrobinę passé, ale moim zdaniem lekcji dobrych manier nigdy za wiele. Ciekawe i pouczające. 

Od dawna stosuję produkty marki Fridge, z przyjemnością przetestowałam więc jeden z jej bestsellerów. Krem różany pomógł mi nawilżyć moją dramatycznie wysuszoną skórę, po powrocie ze Stambułu. Po demakijażu, naniosłam na twarz bardzo grubą warstwę kremu i poszłam spać. Rano moja skóra wyglądała już znacznie lepiej. Produkt można stosować zarówno na noc jak i na dzień. Ma działanie silnie nawilżające, pomaga też zapobiegać zmarszczkom. 

Walizki udało mi się spakować i zdążyłam na samolot więc spodziewajcie się obszernej relacji z wyjazdu na blogu :). Tymczasem życzę Wam spokojnego wieczoru! :)

Stambuł

Before I go for another trip, I wanted to show you just a few more unpublished photos from Turkey. It was the first time in my life that I have been in Istanbul, and thanks to the courtesy of Nike, I could explore the city at its best. European influences give us the feeling of safety on the streets, and the architecture looks familiar. But stepping just one block further from the Grand Bazaar you can see a completely different side of Istanbul and feel a bit uncomfortable.

Lots of wandering dogs on the street and the same amount of Chanel bags in the hands of the rich Turkish women is just one of the many striking contrasts. Istanbul is a city full of contradictions and probably thanks to them, it seems so mysterious and intriguing.

Nim udam się w kolejną podróż, chciałam Wam jeszcze pokazać dosłownie kilka niepublikowanych zdjęć z Turcji. Pierwszy raz w życiu byłam w Stambule, a dzięki uprzejmości Nike, mogłam poznać to miasto od najlepszej strony. Europejskie wpływy sprawiły, że na ulicach czujemy się bezpiecznie, a architektura wygląda znajomo. Wystarczy jednak pójść o jedną przecznicę dalej wracając z Grand Bazaar, aby zobaczyć zupełnie inne oblicze Stambułu i poczuć się nieswojo. 

Mnóstwo bezdomnych psów na ulicy, tyle samo torebek Chanel, przewieszonych przez ramiona bogatych Turczynek, to tylko jeden z wielu rzucających się w oczy kontrastów. Stambuł to miasto pełne sprzeczności i pewnie dzięki temu wydaje się być tak tajemnicze i wciągające.

 

 

I have also managed to take some photos of the outfit that many of you have asked for. Have a nice day! :)

Udało mi się zrobić kilka zdjęć stroju o który wiele z Was pytało. Miłego dnia! :)

sweater / sweter – Revolve

T-shirt – Topshop (podobny tutaj i tutaj)

trousers / spodnie – Topshop (podobny tutaj)

shoes / botki – Zara (podobne tutaj)

bag / torebka – & Other stories (podobna tutaj i tutaj)

 

Last Month

 

Preparing the "Last month" posts probably gives me the most joy. Adding the photos, I often shake my head with disbelief that so much can happen within one month. Today I am writing to you from the sunny Istanbul, which beautifuly sums up those last weeks. I hope that you'll enjoy this post :).

Have a nice weekend! :)

Przygotowywanie wpisów z cyklu "Last month" sprawia mi chyba najwięcej przyjemności. Dodając kolejne zdjęcia, mam ochotę złapać się za głowę i z trudem mogę uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się w ciągu jednego miesiąca. Dziś piszę ten tekst ze słonecznego Stambułu, który zamyka te ostatnie kilka tygodni w pięknym stylu. Mam nadzieję, że wis przypadnie Wam do gustu :).

Miłego weekendu! :)

 

Widok z hotelu "W" w Stambule. W podróż udałam się wraz z Nike, który zaprosił Gosię oraz mnie w roli fotografa na kilkudniowy wyjazd. Więcej zdjęć z wyjazdu zobaczycie już niedługo :).

Idealny weekendowy poranek, czyli leniwe śniadanie w łóżku i spacer po sopockiej plaży w towarzystwie łabędzi.

Ten wpis podobał Wam się w tym miesiącu najbardziej :). Więcej zdjęć znajdziecie tutaj.

Długie godziny spędzone na stukaniu w klawiaturę – dobrze, że jest kawa :).

1. Sztorm w Sopocie // 2. Cały zespoł Makelifeeasier.pl w komplecie // 3. Róża w kolorze biszkoptowym – Walentynki // 4. Wieszak na aparaty //

Moje nowe Nike ID w końcu do mnie dotarły :). Wypatrujcie niedzielnego Look of the day – pokażę w nim mój idealny strój na długą podróż, oczywiście z wykorzystaniem wygodnych butów. 

Kolejny flakonik perfum Armani Si.

Makelifeeasier.pl w niemieckim wydaniu Instyle :)

 "Vogue, za kulisami świata mody" to jedna z najlepszych książek, którą miałam okazję przeczytać w ciągu ostatnich kilku tygodni.  

1. Mój ulubiony własnoręcznie przygotowany lunch: spaghetti bezglutenowe, rukola, mięso z indyka w sosie i świeże avokado // 2. Czas zabrać się za remont! // 3. Pempuszka // 4. Na mojej werandzie jest już wiosna //

Mały backstage w trakcie przygotowywania wpisu Gosi.

Ile pączków udało Wam się zjeść 

Przesyłam pozdrowienia ze Stambułu i żegnam się z Wami zdjęciami pięknego zachodu słońca w Sopocie :)

Story about fashion

blouse / bluzka – Mango (obecna kolekcja); trousers / spodnie – Zara (dział basic)

There are many important fashion magazines in the world that are worth the attention, but one of them raises the biggest interest and has been mentioned in countless films and novels. We don’t have the Polish edition of "Vogue” yet, but it has always been a kind of inspiration for me, and every new issue that I brought from abroad have always occupied a proud place on my bookshelf. Of course, I was far from Carrie Bradshaw, who could spend her last money on a new issue of the magazine, instead of eating lunch for a week. Though as many girls in the world I thought that working in the editorial of Vogue would be a dream come true.

Na świecie jest wiele magazynów mody wartych uwagi, ale jeden z nich wzbudza szczególne zainteresowanie i przewija się w niezliczonej liczbie filmów i powieści. "Vogue", chociaż nie doczekał się jeszcze polskiego wydania, od zawsze był dla mnie czymś w rodzaju inspiracji, a każdy egzemplarz przywieziony z zagranicy zajmował poczesne miejsce na moim regale z książkami. Oczywiście, daleko było mi do Carrie Bradshaw, która ostatnie pieniądze potrafiła wydać na nowy numer, nawet jeśli z tego powodu nie jadła przez tydzień lunchu, ale jak wiele dziewczyn na świecie uważałam, że praca w redakcji Vogue'a byłaby spełnieniem moich marzeń.  

Lata mijały, a moje plany na przyszłość zaczęły się zmieniać. Studia i kursy terapeutyczne miały wyznaczyć mi inną ścieżkę kariery, ale miłość do fotografii i założenie bloga sprawiły, że mimochodem stworzyłam sobie pracę przypominającą odrobinę małą redakcję modowego czasopisma. Chętnie cofnęłam się więc do dawnych marzeń i sięgnęłam po książkę Kirstie Clements, byłej redaktor naczelnej australijskiego wydania "biblii mody". Po przeczytaniu tej lektury jednym tchem odczułam dużą ulgę, że tylko część moich licealnych planów się spełniła i nie tkwię w przemyśle modowym po czubek nosa. Z każdą przeczytaną stroną odkrywałam bowiem wiele naprawdę mrocznych sekretów pracy w magazynie, która wymaga ogromnych wyrzeczeń i związana jest z trudną do zniesienia presją. Autorka ze szczegółami opisuje pracę w redakcji, organizowanie sesji plenerowaych, życie w Paryżu czy rozpaczliwą walkę modelek o szczupłą sylwetkę. W żadnym rozdziale nie brak jednak zdystansowanych uwag, Kirstie Clements nie ma wątpliwości, że niektóre jej zadania (na przykład wyprasowanie czterystu par lnianych spodni czy koordynowanie sesji zdjęciowych w środku Afryki) były karkołomne a czasami zdawały się wręcz bezsensowne. Tym bardziej, że mimo tych poświęceń Kirstie została zwolniona i to w niezbyt elegancki sposób – o czym dowiadujemy się już z pierwszych kilku stron książki.

Być może jej spowiedź jest formą zemsty na wydawnictwie, które po trzynastu latach pracy z dnia na dzień postanowiło pożegnać się z naczelną. A może ma to być przestroga dla tych z nas, które marzą o etacie u Anny Wintour, a nie wiedzą jeszcze jaką cenę, trzeba byłoby za to zapłacić. Niezależnie od motywów autorki jedno trzeba powiedzieć: książka jest niezwykle wciągająca, świetnie się ją czyta, a opisane perypetie bohaterki skutecznie skłaniają do refleksji. Okrutny świat mody nie jest dla każdego, ale czytanie książek przenoszących nas w jego świat jeszcze nikomu nie zaszkodziło.