LAST MONTH

Dzisiejszy wpis publikuję wyjątkowo późno. Jest już wieczór, leżę w łóżku z komputerem na kolanach przy zgaszonym świetle (komary szaleją w Sopocie na całego, a ja lubię spać przy otwartym oknie) i zabieram się za kolejne zestawienie z cyklu Last Month. Cały dzień pisałam kolejny rozdział (z satysfakcją pochwalę się Wam, że udało mi się go skończyć) więc usiadłam do komputera z prawdziwą przyjemnością. Przyglądam się wszystkim zdjęciom, które uzbierałam na swoim telefonie w ciągu ostatniego miesiąca i nie mogę uwierzyć, że jest ich aż tyle. Czeka mnie długi wieczór jeśli jeszcze dziś mają trafić na bloga…

 Miłego oglądania i spokojnej nocy! :)

1. Podsmażana chałka moczona w mleku i jajku z truskawkami… kocham czerwiec! // 2. Kucyk, którego spotkałam w trakcie poszukiwań kolejnych plenerów do zdjęć //

Marina w Gdyni. W lecie przechodzi prawdziwe oblężenie. 

1. Polska kwitnie // 2. Plaża niedaleko Krynicy. Było naprawdę bardzo wietrznie // 3. Kolejny strój ze spódnicą maxi // 4. Z wiekiem coraz mniej lubię latać (żeby nie powiedzieć "boję się latać"), ale takie widoki trochę mi to wynagradzają //

Nasza wesoła trójka wreszcie w komplecie. Tuż przed pierwszą, ale nie ostatnią (i nie przedostatnią) wizytą we włoskiej lodziarni. 

1., 3. i 4. Nie jestem w stanie zliczyć ile porcji lodów zjadłam w trakcie tego krótkiego wyjazdu, ale nie żałuję ani jednej! // 2. Mediolan wczesnym rankiem //

Kolacja i gotowanie pod okiem wybitnych szefów kuchni w XVIII wiecznej willi. A wszystko to nad włoskim jeziorem Como. Mniej więcej co pięć minut musiałam kogoś prosić, aby mnie uszczypnąć.

Wielkie podziękowania dla Philipiak.pl!

Być turystką przez jeden dzień – bezcenne. Pół godziny drogi samochodem od mojego domu i już byłam w raju. Drobny, prawie biały piasek i wiatr idealny do puszczania latawca.

Niedawno wpadła mi w ręce nowa maskara Lancôme Hypnôse Volume-à-porter – całe szczęście bo moje rzęsy są teraz w opłakanym stanie. Miękki aplikator delikatnie rozczesuje pojedyncze rzęsy a oryginalna formuła (lateks zamiast wosku) sprawia, że tusz utrzymuje się na rzęsach cały dzień bez rozmazywania. Efekt to lekkość, na której mi zależy – zwłaszcza latem. 

Czerwcowe słodycze. Truskawki goszczą na moim stole prawie codziennie. 

1. Bruksela tam i z powrotem // 2. Domowa lemoniada //

Fajna książka koleżanki po fachu.

Orłowska plaża. To tu można kupić ryby prosto od rybaków. Pod warunkiem, że uda Wam się przyjść o świcie. 

Jedziemy na grilla. Tarta z truskawkami i wino to mój mały wkład do menu na kolację.

1. Jeden z niewielu upalnych dni tego lata // 2. Być może obiła Wam się o uszy informacja na temat awarii LOT-u, byłam jednym z pechowców, którzy utknęli na lotnisku // 3. Mówiłam Wam już, że Pempuszka z niewiadomego powodu wystawia język w trakcie snu? // 4. Wymowne spojrzenia…

Moje ukochane rejony: Sopot i Kaszuby. 

 

Kiedyś jadłaś wszystko i byłaś szczupła? Co zrobić żeby nie tyć wraz z wiekiem

 

  Do you recall secondary school and high-school times, when you ate everything  you wanted and still weighted few kilograms less than you do now? Unfortunately the years of carelessly stuffing yourself with fast foods are gone. Now eating ice-cream, cookies, bars of chocolate or chips is a rare occasion. Why is it? What has changed? Why I can’t fit into the dress from my prom? And most important: is it possible to change this situation?! With a bit of time and motivation the answer is “yes”. Check out what to do so you can easily fit into your old favorite dress.

***

  Zdarza się Wam wspominać czasy gimnazjalne i licealne, kiedy to jadłyście wszystko na co miałyście ochotę, a Wasza waga wskazywała o pięć kilogramów mniej niż obecnie? Niestety, lata kiedy bezkarnie jadłyśmy słodycze i fast foody minęły bezpowrotnie. Teraz, na zjedzenie lodów, ciasteczek, batoników czy frytek możemy zdecydować się bardzo okazjonalnie. Dlaczego tak jest? Co się zmieniło? Czemu nie wchodzę w sukienkę ze studniówki? I najważniejsze: czy można to zmienić?! Przy odrobinie czasu i motywacji odpowiedź brzmi "tak". Zobaczcie co zrobić, aby bez trudu zmieścić się w ulubioną sukienkę sprzed kilku lat.

Nareszcie mieszkam sama i mogę jeść co chcę i kiedy chcę…..upsss zaczęłam tyć! 

  Pamiętacie te wspaniałe czasy, kiedy to mamy przygotowywały nam wszystkie posiłki w ciągu dnia? W domu, po szkole, zawsze czekał na nas świeży, wykonany z naturalnych produktów obiad. Nie było mowy o przypadkowym jedzeniu w restauracjach (najczęściej z braku pieniędzy) czy myszkowaniu o drugiej w nocy w lodówce. Teraz, z braku czasu i lenistwa coraz chętniej i częściej sięgamy po śmieciowe jedzenie. Naprawdę nie ma co się dziwić, że nasza waga rośnie. Aby temu zaradzić pamiętajmy o tym, aby jeść regularnie małe porcje. Kolację możemy spożyć najpóźniej na trzy godziny przed położeniem się spać. Nie wolno nam podjadać na noc! Wiem po sobie, że z tym możecie mieć największy problem. Dlatego pozbądźmy się z domu kusicieli. Ostatnio wszystkie słodycze i słone przekąski oddałam koleżankom (no co? w końcu ktoś musi być gruby ;)). Kupiłam świece o zapachu wanilii i rozstawiłam je po całym mieszkaniu (wdychanie tego aromat hamuje łaknienie). Wieczorem nie włączam telewizora, przed którym łatwo traciłam kontrolę i zaczynałam bezwiedne chrupanie chipsów. Zdecydowanie chętniej czytam książki,to o wiele bezpieczniejsze, bo nie można przy tym przecież wciąż oblizywać palców, poza tym odgłos chrupania może być bardzo denerwujący. Im ciekawsza lektura, tym oczywiście mniej myślimy o czymkolwiek innym niż o fabule. Ja polecam Wam debiutancką książkę Agnieszki Tomczyszyn „Ezotero. Córka wiatru”. Jest to wciągająca, magiczna opowieść o dziewczynie o imieniu Latte,której życie radykalnie się zmienia, gdy odkrywa skrywaną przez latatajemnicę matki. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, aż nie wiadomo kiedy mijają dwie godziny. Obiecuję, że nawet największy łakomczuch na chwilę zapomni o pochowanych po domu przekąskach. Dla naprawdę upartych proponuję częste mycie zębów, po tej czynności nie powinno nam się chcieć jeść.  

Domowe lekcje WF-u

  Nie ma co się oszukiwać – kiedyś więcej się ruszałyśmy. Co najmniej raz w tygodniu chodziłyśmy na lekcje wychowania fizycznego. Między przerwami biegałyśmy od sali do sali, a do szkoły jeździłyśmy autobusem albo chodziłyśmy na piechotę. Dziś większość z nas porusza się samochodami i całymi dniami przesiaduje w biurze. Biegać nam się nie chce, najczęściej słyszę wymówki, że jest to nudny i czasochłonny sport. Niestety, jeśli chcemy wyglądać tak jak kiedyś, musimy znaleźć czas na ćwiczenia. Tym z nas, które z wielu powodów nie mogą pójść na siłownię czy fitness polecam gimnastykę w domu. Możemy uznać za taką czynność wysprzątanie całego mieszkania, ale dla jeszcze lepszego efektu, możemy poświęcić dwadzieścia minut na trening przed telewizorem. Poniżej znajdziecie kilka ćwiczeń, które trochę Was zmęczą, a ich regularne wykonywanie pomoże w utrzymaniu zgrabnej talii.

Trening rozpoczynamy od trzy, cztero minutowego biegu w miejscu.

Stajemy wyprostowane w lekkim rozkroku, kładziemy ręce na biodrach. Wykonujemy krok do przodu, kolano nie może wychodzić poza linię stopy (pod kolanem powinnyśmy mieć kąt 90 stopni). Wracamy do pozycji wyjściowej i ponownie robimy krok drugą nogą.

Przyjmujemy pozycję do robienia pompek – ręce wyprostowane, linia kręgosłupa powinna być w prostej linii. Wytrzymujemy w tej pozycji przez jedną minutę, mocno napinając mięśnie brzucha.

Bierzemy do rąk ciężarki i kładziemy się na karimacie, zginamy nogi w kolanach. Unosimy ręce wzdłuż barków i powoli angażując mięśnie rąk i barków odkładamy na ziemię. Ponownie łączymy ręce nad barkami. Powtarzamy ten ruch pięć razy.

Kładziemy się na karimacie, zginamy nogi w kolanach, ręce kładziemy wzdłuż tułowia i unosimy miednicę do góry. Powtarzamy ruch dziesięć razy.

Leżąc na karimacie unosimy lekko ugięte ręce z ciężarkami i przenosimy je za głowę. Powtarzamy pięć razy.

Skaczemy przez skakankę przez pięć minut.

Chętni mogą powtórzyć serię ćwiczeń nawet trzy razy. Na koniec pamiętajmy o rozciąganiu się.

Jeśli macie ochotę na więcej, poniżej znajdziecie kilka filmików-fitness z youtube:

Lift & Tone Booty Routine With Katrina | Tone It Up Tuesdays 

20 minutowy trening na seksowne UDA I POŚLADKI dla początkujących – Natalia Gacka

How To Lose Arm Fat

BeFiT GO | Beach Body- 40 Minute Fat-Burning HIIT Workout

Nasz metabolizm zwalnia, jak go rozkręcić? 

  Oczywiście, że nie jesteśmy całkowicie winne temu, że zaczynamy przybierać na wadze. Jak pewne dobrze wiecie, im jesteśmy starsze tym ciężej zrzucić nam zbędne kilogramy, a to za sprawą coraz słabszej przemiany materii. Jeśli chcemy aby nasz metabolizm przyśpieszył, oprócz diety i ćwiczeń, istnieje na to kilka sprawdzonych trików. Na pewno słyszałyście o dodawaniu papryczki chili, cynamonu, imbiru i kurkumy. Wystarczy dosypać jedną łyżeczkę przyprawy, a aż o dwadzieścia trzy procent przyśpieszymy pracę metabolizmu. Postawmy sobie za cel dosypywanie choć jedną z tych przypraw do każdego dania, a po tygodniu, czy dwóch powinnyśmy zauważyć efekty. Spożywanie zimnych produktów i picie dużej ilości wody, najlepiej z cytryną, także nakręci przemianę materii. Zamieńmy nasze ciężkie mleczne Latte na szklankę ciepłej lemoniady. Owoc awokado również powinien często gościć na naszym stole – ma dużo kalorii i jest tłusty, ale są to jedne z najzdrowszych tłuszczów, więc nawet jego regularne spożywanie nie spowoduje tycia. Wbrew wielu opiniom grejpfrut i seler, nie wpływają tak pozytywnie na nasz organizm, jak ten mały zielony owoc. Mam dla Was też dobrą wiadomość – podczas owulacji hormony podkręcają pracę metabolizmu i bez wyrzutów sumienia możemy zjeść nawet o trzysta kalorii więcej. Oczywiście według zasady „lepszych wyborów” sięgnijcie raczej po gorzką czekoladę czy orzechy niż muffinki. 

  Jestem pewna, że jeśli poświęcimy chwilę na przeanalizowanie zmian, które zaszły w naszym życiu, łatwo będzie nam wprowadzić poprawki. Najważniejsze to stopniowe wprowadzanie ulepszeń i motywacja. Zawieście na lodówce zdjęcie z okresu, w którym byłyście najbardziej zadowolone ze swojej figury. Możecie je nawet wrzucić na pulpit komputera. Wyciągnijcie też ulubioną sukienkę sprzed kilku lat – niech to będzie Wasza pozytywna motywacja.  Wiem, że Wam się uda!

Lato i życie w mieście – Jak zawsze wyglądać świeżo i szykownie

If you aren't on holidays and you have other plans than sunbathing on the beach, then another hot morning doesn’t sound too good for you as well. Fortunately we didn’t have so many days like these yet, but I already see myself in slow motion mode, as I am trying to reach the ridiculously hot car, just to become wet and sweaty in next five minutes. My only goal would be to survive until the evening, and all my beauty and fashion problems wouldn’t matter to me, because all I would dream of is: me, couch and the glass of a cool lemonade. Can we find a solution for this? During summer it is still possible to look stylish – also in the city – if we only remember about a few principles of the everyday beauty care and some cosmetic tricks.

***

Jeśli nie jesteś na wakacjach i masz inne plany niż wygrzewanie się na plaży, to kolejny upalny poranek nie wróży niczego dobrego. W tym roku, na szczęście nie było ich zbyt wiele, ale już widzę siebie oczami wyobraźni, kiedy niczym mucha w smole, próbuję dotrzeć do nagrzanego auta, aby po pięciu minutach kompletnie spłynąć potem. Myślałabym tylko o tym, jak dotrwać do wieczora, a wszystkie urodowe i modowe problemy odeszłyby na dalszy plan, bo jedyne o czym bym marzyła to paść na kanapę ze szklanką chłodnej lemoniady. Czy da się na to coś poradzić? Latem wciąż można wyglądać szykownie, nawet w mieście, jeśli tylko będziemy pamiętać o paru zasadach codziennej pielęgnacji i małych trikach kosmetycznych. 

POBUDKA – ZIMNY PRYSZNIC

Kiedy za oknem panuje duchota i nieprzyjemna wilgoć, moim ulubionym sposobem na powrót do rzeczywistości staje się chłodny prysznic. Jest to nie tylko fantastyczna pobudka – masaż lodowatym strumieniem wody idealnie pobudza krążenie, orzeźwia, i może nawet pomóc w walce ze skórką pomarańczową. 

BIELIZNA W LECIE

W lecie powinnyśmy zaopatrzyć się w cieliste i beżowe odcienie bielizny. Nie trudno o sytuację, kiedy ramiączko stanika wysuwa się spod topu czy letniej sukienki, więc upewnij się, czy to co nosisz pod ubraniem jest w dobrym stanie. Ubrudzona czy postrzępiona bielizna skutecznie odbierze nam całą pewność siebie. O ile pewniej czujemy się wiedząc, że pod naszym pięknym ubraniem mamy coś równie eleganckiego?

MAKIJAŻ NA LATO

Latem moje makijażowe nawyki muszą ulec drobnym zmianom. Zimowy, ciężki podkład czy cienie, pod wpływem ciepła mogą łatwo spłynąć z twarzy czy co gorsza – zostawić ślady na ubraniu. Poza tym, skórze też przydadzą się „wakacje”! Na chwilę odstawiłam więc mój Mac Fix i przerzuciłam się na krem z podkładem FF fabulous face marki Fridge, który idealnie sprawdza się w cieplejsze dni. Maskuje niedoskonałości przy czym jest lekki i wytrzymały, a moja skóra naprawdę oddycha. Stosuję go na serum bomb tej same marki (to od wielu lat jeden z moich ulubionych kosmetyków). Cięższe kremy i podkłady mogą poczekać w lodówce na powrót zimy. Wykańczając makijaż, matuję twarz lekkim pudrem, zamiast tradycyjnego różu wybieram ten w musie (zdecydowanie lepiej utrzymuje się w upale), maluję kreskę eylinerem, wklepuję rozświetlacz w kości policzkowe i jestem gotowa na dzień pełen wyzwań. Uzyskuję tym samym naturalny, świeży efekt „no-make-up-look”, który bardzo lubię. Zmieniłam też mój ulubiony zapach na zimę (Chanel no 5) na lżejszy i świeższy Chance Chanel.

WŁOSY

– Jeśli na zewnątrz panuje upał lub duchota, to nie bawię się w żmudne układanie włosów w romantyczne fale. Zbieram włosy w gumkę lub koczek i zakładam opaskę. Wyglądam tak o wiele lepiej niż z przyklejającymi się do czoła kosmykami. Mam wszystko pod kontrolą, a wieczorem, gdy powietrze staje się lżejsze i zachodzi słońce, mogę rozpuścić włosy i stworzyć bardziej dziewczęcą fryzurę, układając je grzebykiem. PS: W sytuacjach alarmowych, przyda się w torebce mały suchy szampon, który pomoże szybko odświeżyć włosy. Starajmy się jednak nie używać go za często.

(WY)GODNY STRÓJ

W lecie trzeba znaleźć balans między tym, w czym czujemy się dobrze, a tym co wypada założyć na miejskie ulice. Unikałabym przede wszystkim ubrań mających sportowy charakter, bo w połączeniu z odkrytym ciałem będą wyglądać nieelegancko. Gdy na zewnątrz robi się ciepło, to z przyjemnością dodaję do swoich strojów więcej koloru. 

Dziś w Trójmieście leje deszcz, ale może będziemy miały jeszcze okazję, aby pomarudzić na wysokie temperatury ;). A jakie są Wasze sposoby aby przetrwać lato w mieście? 

1. top – Zalando Essentials 59zł 2. shorts / szorty – Zara (podobne tutaj i tutaj) 3. bag / torebka – & Other Stories (podobna tutaj) 4. sunglasses / okulary – Ray-Ban 549zł

Poranne błędy, przez które wiecznie się spóźniamy

  

   The alarm clock rang at the same time as usually, but I am late to work again anyway. Does this sound familiar? I do sometimes have those days, when everything goes smoothly – I am waking up on my own before the alarm, I go for a run, take shower, do my hair, send Julia to the kindergarten, eat the big breakfast, tidy up the flat, and I am at work five minutes before everyone else. However, somehow more often what happens is a total chaos at my house since early morning, and in a hurry I keep forgetting about everything and waste my time on completely unnecessary activities. It's about time to change that! :)

***

   Budzik zadzwonił o tej godzinie co zwykle, ale ja i tak znowu jestem spóźniona do pracy. Brzmi znajomo? Czasami mam takie dni, kiedy wszystko idzie jak po maśle – budzę się sama, jeszcze przed budzikiem, idę biegać, biorę prysznic, układam włosy, wyprawiam Julię do przedszkola, jem duże śniadanie, sprzątam mieszkanie, a w pracy jestem pięć minut przed wszystkimi. Najczęściej jest jednak tak, że już od samego rana w mieszkaniu panuje totalny chaos, a ja w pośpiechu zapominam o wszystkim i marnuję czas na czynności zupełnie niepotrzebne. Czas to zmienić! :)

Wystarczy chwila zatracenia i znowu uciekła nam godzina  

  Najczęstszym powodem naszego spóźniania się do pracy jest zbyt długie zwlekanie się z łóżka. Zacznijmy więc od skrócenia drzemki w telefonie, nie ma potrzeby aby trwała dłużej niż pięć minut. Najlepszym sposobem będzie jednak kompletne wyłączenie tej możliwość i odstawienie telefonu lub budzika przed snem na drugi koniec pokoju. Dzięki temu, gdy rano usłyszmy alarm, będziemy zmuszeni wstać i go wyłączyć. Tylko pod żadnym pozorem nie wracajmy do łóżka (po takim wypadku nie ręczę o której godzinie moglibyśmy się ponownie obudzić). Kiedy już uda nam się zwlec z łóżka, od razu nastawmy drugi budzik, który da nam znać, że w tym momencie bezwzględnie musimy wyjść z domu (uwierzcie mi, to jeden z najlepszych sposobów na walkę ze spóźnianiem się). Czy nawet po ośmiu godzinach snu nadal czujecie się niewypoczęci? Może to wina niewygodnego materaca albo niestrawnej kolacji? Nie jedzmy wieczorem ciężkostrawnych dań i starajmy się by miejsce gdzie śpimy było ciche i komfortowe. Jeśli zapomnimy o takich szczegółach, nie dziwmy się później, że mamy problemy z punktualnym wstawaniem. Kolejnym błędem, który popełniamy to włączanie telewizora, który odciąga naszą uwagę od przygotowań. Łatwo jest się zapatrzeć w ulubiony program i kompletnie stracić rachubę czasu. Lepiej włączyć radio lub łagodną muzykę.

Co zrobić jeżeli w naszej łazience czas niespodziewanie się kurczy? 

 Bardzo często marnujemy najcenniejsze minuty na czynności, które powinnyśmy pominąć, jeśli już wiemy, że jesteśmy spóźnione. Najwięcej czasu zajmuje nam poranna toaleta, dlatego proponuję wprowadzić sztywną hierarchię najważniejszych rzeczy do zrobienia. W pierwszej kolejności należy obiektywnie ocenić, które co bezwględnie musimy zrobić. Zgaduję, że każda z nas przed wyjściem z domu chce się umyć. Jeżeli w swoich łazienkach mamy tylko wannę, to nie napuszczajmy do niej wody, tylko weźmy szybki prysznic (kąpiele zostawmy sobie na weekendowe wieczory). W moim przypadku nie obejdzie się również bez założenia soczewek kontaktowych. Moja wada wzroku jest tak duża, że bez nich nie widzę nawet twarzy ludzi stojących obok mnie. Teoretycznie, szybciej byłoby gdybym założyła okulary, niestety czuję się w nich wyjątkowo niekomfortowo, więc wolę poświęcić na to ciut więcej czasu. W tym momencie używam soczewek DAILIES TOTAL1, które dostałam gratisowo razem z zestawem soczewek, płynem i kroplami po badaniu wzroku. Do zakupów został dołączony kupon, dzięki któremu możemy zarejestrować się w programie Za-Kontaktowani i otrzymać aż pięćdziesiąt procent rabatu na kolejny zakup soczewek kontaktowych. Według mnie, ostatnią obowiązkową czynnością jest umycie zębów. Dla mnie te trzy zadania to minimum, które muszę wykonać aby wyjść z domu. Same się zastanówcie – ile razy zdarzyło się nam wyjść spod prysznica i zamiast zabrać się za szybkie wykonanie makijażu, zaczynamy na przykład depilować brwi? Albo podśpiewując wcieramy w ciało balsam? Swoją drogą polecam Wam genialny kosmetyk polskiej marki Balneokosmetyki, o której robi się coraz głośniej, a mianowicie – EKO Malinowe masło do ciała, które doskonale wygładza i nawilża skórę, dzięki zawartości drogocennego masła Shea (ma naprawdę obłędny zapach malin a dodatkowo produkt jest wyrobem naturalnym-ekologicznym więc nie nakładamy na siebie żadnych substancji chemicznych). Polecam Wam wypróbować to cudo na własnej skórze, tym bardziej że przez cały czerwiec w sklepie internetowym www.balneokosmetyki.pl trwa darmowa dostawa (na hasło: czerwiec). Malowanie paznokci, mycie włosów (przecież można kupić suchy szampon) czy układanie ich na lokówkę to niepotrzebna strata czasu. Jeśli właśnie ucieka nam autobus, to powinniśmy poczekać z tymi rytuałami do wieczora.

Poranny chaos, zgrzyt zębami i panika – jak temu zaradzić? 

  Mogłoby się wydawać, że ludzie punktualni mają dłuższą dobę ale oni po prostu są mistrzami planowania. Umiejętnie wyliczają czas, który poświęcają na różne czynności. Wiedzą ile zajmie im zjedzenie śniadania, ile czasu spędzą w łazience albo to, że potrzebują dwóch drzemek aby wstać z łóżka. Już poprzedniego wieczoru, mają zaplanowane co na siebie założą i co zjedzą na śniadanie. Klucze od samochodu i drzwi wejściowych zawsze trzymają w tym samym miejscu, aby nie tracić czasu na ich szukanie. Nigdy nie przychodzi im na myśl sprzątanie mieszkania przed wyjściem (ja to robię bardzo często). Wbrew pozorom nie jest to takie trudne a z czasem łatwo wchodzi w krew. Jeżeli nie potrafimy dokładnie wszystkiego zaplanować, doliczajmy do każdej czynności kilka dodatkowych minut. W telefonie lub na kartce notujmy nasz plan dnia. Śniadaniowe menu ustalajmy wieczorem. Umyjmy włosy przed pójściem spać i zaplećmy warkocz na noc, dzięki temu rano włosy będą już ułożone. Przygotowywanie się zaczynajmy po kolei, tak żeby nie biegać przez cały czas z pokoju do pokoju.

  Notoryczne spóźnianie się ma wiele przyczyn, ale przy odrobinie chęci możemy sobie z nimi poradzić. Jeżeli już jesteśmy spóźnieni to pamiętajcie, żeby nie gnać jak szaleni przez miasto. To czy będziemy dwanaście czy piętnaście minut po czasie, nie ma już wielkiego znaczenia. Wchodząc do pracy nie wymyślajmy głupich wymówek tylko grzecznie i ładnie przeprośmy. A za każde punktualne przybycie do pracy nagradzajmy się (ja najbardziej lubię czekoladki ze słonym karmelem). Mam nadzieję, że nadchodzący tydzień będzie dla Was łaskawy i nie zaliczycie żadnego spóźnienia! :)

Easy like…

  Who doesn't like to stay in pajamas until noon? Or to prepare the delicious breakfast  without a hurry? Last Saturday was  a really nice change for me – within the week I managed to shoot a lot of great photos (luckily, the weather was good), so I could dedicate the weekend to do some housework and more importantly for some private issues I left behind for a while (thanks for the understanding and I promise right here and now that soon we will have more time for each other  :*). Such mornings are rare,  so let’s enjoy them as long as we can.

  Middle of the week isn’t perhaps a perfect moment to share photos from Saturday, but I hope that the time will pass quickly and we will soon wake up on a weekend morning once again.

***

   Która z nas nie lubi czasem posiedzieć w pidżamie do południa? Albo w spokoju przygotować pyszne śniadanie nigdzie się nie śpiesząc? Ostatnia sobota była dla mnie naprawdę miłą odmianą – w ciągu tygodnia udało mi się zrealizować całkiem sporo zdjęć (pogoda na szczęście dopisała), więc weekend mogłam poświęcić na pracę w domu i nadrabianie prywatnych zaległości (dziękuję za wyrozumiałość i przy świadkach obiecuję, że niedługo będziemy mieć więcej czasu dla siebie :*). Takie poranki zdarzają się rzadko, dlatego cieszmy się nimi jak tylko możemy.

   Środek tygodnia to nie jest może idealny moment na dzielenie się z Wami zdjęciami z soboty, ale mam nadzieję, że czas szybko nam zleci i nim się obejrzymy znowu obudzimy się w weekendowy poranek. 

   Nawet gdy mogę pospać trochę dłużej, to staram się wstać maksymalnie półtorej godziny później niż zwykle (czyli między 7 a 7.30). Rozregulowanie trybu snu, nawet jeśli marzę o tym, aby obudzić się dopiero na nowy odcinek Familiady, sprawia, że w poniedziałkowy poranek jest mi znacznie ciężej wstać. Jeśli nigdzie się nie śpieszę, to łapię za telefon i sprawdzam najnowsze wiadomości ze świata. Gdy miauczenie mojego kota nie daje mi już spokoju (Pempuszka nie uznaje weekendów) to zwlekam się z łóżka. 

   Bardzo chciałabym poświęcać więcej czasu na pielęgnację, ale niestety nawet w weekendy szkoda mi teraz na to czasu. Po prysznicu, wsmarowuję balsam do ciała, przemywam twarz płynem micelarnym i nakładam krem (w którymś momencie myję też zęby ;)). Piszę o tym przede wszystkim dlatego, że zauważyłam znaczną poprawę swojej cery, od momentu w którym to wieczorem używam żelu do mycia twarzy, a rano płynu micelarnego. Znacznie rzadziej pojawiają się teraz u mnie jakiekolwiek niedoskonałości. 

W tym momencie używam płynu micelarnego Serene, jednej z moich ulubionych marek kosmetycznych. Jeszcze nigdy nie zawiodłam się na produktach Phenome (polecam też rozgrzewające masło do ciała z imbirem lub krem Luscious z wodą aloesową). Gdybyście miały ochotę przetestować któryś z produktów, to marka Phenome przygotowała specjalny rabat dla Czytelniczek bloga :). W dniach od 10 do 12 czerwca na hasło "MLE" otrzymacie 25% rabatu na cały asortyment w sklepie online. 

Nie ma nic lepszego niż łączenie przyjemnego z pożytecznym. Gdy w końcu nadchodzi weekend, budzik nie dzwoni o świcie i większość obowiązków mogę załatwić z domu, to chętnie przygotowuję coś pysznego na śniadanie, a przy okazji robię kilka zdjęć na bloga. W ostatnich dniach uskuteczniam wszystkie przepisy z wykorzystaniem truskawek, które po prostu uwielbiam. Siadanie przed telewizorem z miską wypełnioną po brzegi truskawkami z cukrem, to najlepsze co może mnie spotkać w letni wieczór. W ten weekend postanowiłam wrócić do jednego z pierwszych przepisów Zosi opublikowanych na blogu. Przypomniała mi o nim przepięknie wydana książka autorstwa Rachel Khoo "Mała paryska kuchnia" (dostępna na przykład w księgarni Bonito.pl, którą gorąco Wam polecam). Smak tego prostego dania jest wprost nie do opisania, a po dodaniu do niego świeżych truskawek i odrobiny miodu można już zupełnie odpłynąć.  

Przepis na śniadanie dla dwóch głodnych osób

Skład: 

 chałka (im bardziej wysuszona tym lepiej ;))

dwa jajka od kurki z wolnego wybiegu

dwie szklanki mleka

trzy łyżki cukru 

masło do podsmażenia chałki

trzy garście truskawek

dwie łyżki miodu

Sposób przygotowania:

Do miski wlewamy mleko, wbijamy jajka i dodajemy cukier. Roztrzepujemy widelcem. Kroimy chałkę na kromki i po kolei maczamy je w mleku z jajkiem, aż całkiem nasiąkną. Rozgrzewamy masło na patelni. Delikatnie przekładamy kromki na patelnie i czekamy aż się zarumienią z obydwu stron. Przekładamy na talerz. Dodajemy truskawki i miód. Jemy nim wystygną :).

Z pysznym śniadaniem na talerzu, zabrałam się w końcu za przejrzenie nowego numeru ELLE. Już od piątku jeden egzemplarz prosto z drukarni leżał przy moim łóżku ale ja chciałam poczekać na odpowiedni moment, aby w końcu zobaczyć… artykuł i zdjęcia własnego autorstwa :). W nowym numerze znajdziecie mały przewodnik po Brukseli, do której udałam się kilka tygodni temu. Jeśli komuś z Was wpadnie przez przypadek w ręce, to będzie mi bardzo miło jeśli podzielicie się swoją opinią :).

Byle do soboty… Miłego dnia! :)

 

 

Gdzie zjeść dobrą rybę w Trójmieście?

   Are you curious where can you eat a really good fish in Trójmiasto? I hear this question every year from my friends which are amongst millions of Poles coming back every summer to enjoy full charm of our beaches. However the answer to that question isn't obvious at all. Although there is a lot of places where you can buy fried fish, in my opinion only a few deserves recognition.If you pick a bad place, you can be served fish that is burnt and dripping with old fat and which never swam in the Baltic. It is easy to come across such fish and chips shops if you don’t know the city –  you can find fish bars at almost every beach entrance. But don't become discouraged, the places which I will be recommending to you today have been already checked by Kasia and the large circle of my friends. In these few places you can be sure to find really fresh and delicious fish being served. As a native resident of Trójmiasto, in the today's entry I would like to recommend you three places which are famous for the best fish dishes in town.

***

   Jesteście ciekawi gdzie można zjeść dobrą rybę w Trójmieście? To pytanie co roku słyszę od moich znajomych, którzy przyjeżdżają nad morze i tak jak miliony Polaków chcieliby nacieszyć się urokami naszych plaż. Jednak odpowiedź na to pytanie wcale nie jest oczywista. Chociaż miejsc, w których można kupić smażoną rybę jest wiele, to moim zdaniem tylko kilka zasługuje na wyróżnienie. Jeśli traficie w złe miejsce możecie zostać uraczeni nieświeżą, przypaloną i ociekającą starym tłuszczem rybą, która nigdy nie pływała w Bałtyku. Łatwo jest spotkać na swojej drodze takie smażalnie nie znając miasta – bary rybne są prawie przy każdym wejściu na plażę. Nie zniechęcajcie się jednak, lokale które Wam dzisiaj polecę są sprawdzone przez mnie, przez Kasię i duże grono moich przyjaciół. W tych kilku miejscach serwowane są naprawdę świeże i pyszne ryby. Jako rodowita mieszkanka Trójmiasta, w dzisiejszym wpisie chciałabym polecić Wam w szczególności trzy kultowe miejsca, które słyną z najlepszych dań rybnych. 

 

"Tawerna Orłowska", ulica Orłowska 3 w Gdyni

  Jeżeli wybieracie się do Trójmiasta, musicie odwiedzić Tawernę Orłowską. Restauracja jest położona nad samym morzem, w pobliżu Orłowskiego Klifu i małego drewnianego molo, które zostało wybudowane w tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku. Dokładnie po drugiej stronie wejścia do restauracji, stacjonują nasi trójmiejscy rybacy. To właśnie z tego miejsca, prosto z sieci, do restauracyjnej kuchni, trafiająją świeżo złowione turboty, dorsze, flądry, śledzie i łososie. Na przeciwko tawerny znajduje się Liceum Plastyczne (do którego zresztą chodziłam) otoczone lasem i rzeźbami wykonanymi przez jego uczniów. 

  Podczas ostatniej wizyty w Tawernie Orłowskiej zamówiłyśmy z Kasią smażone szprotki, halibuta na maśle czosnkowym z frytkami oraz turbota. Na zamówienie czekałyśmy około trzydziestu minut (uwierzcie mi, to nie jest długo!). Szprotki były wyjątkowo dobre, za ich cały talerz zapłaciłyśmy piętnaście złotych – idealna przekąska po całym dniu zwiedzania czy opalania się na plaży. Halibut miał delikatne i rozpływające się w ustach mięso. Turbot również był bardzo smaczny. Wszystkie trzy dania są godne polecenia. Jak będziecie w pobliżu, zachodźcie śmiało, nie rozczarujecie się!

 

 

"Bar Przystań", ulica Aleja Wojska Polskiego 11 w Sopocie

  Bar Przystań to kultowe miejsce w Trójmieście. Powstało dwadzieścia cztery lata temu i już od samych początków cieszyło się dużym zainteresowaniem wśród miłośników rybnych dań. W sezonie bar odwiedza mnóstwo turystów, a poza nim do restauracji wracają stali bywalcy i mieszańcy Trójmiasta. Chodzę do tego miejsca od najmłodszych lat. Kiedyś nasze rodzinne niedzielne obiady odbywały się właśnie tam. Pamiętam jeszcze, jak po zamówieniu jedzenia dostawało się karteczkę z ręcznie napisanym numerkiem, dzieki któremu można było odebrać gotowe danie. Teraz, w nowoczesnym świecie, o gotowym jedzeniu informuje nas świecący się jak dyskotekowa kula elektroniczny numerek. Od początku maja, kolejka do restauracji ciągnię się przez dobre dwadzieścia metrów – trzeba odczekać aby móc spróbowac słynnej na całą Polskę "zupy rybaka". Wybierając się do Baru przystań musicie się więc uzbroić w cierpliwość ale naprawdę warto poczekać!

  Bar Przystań odwiedziłyśmy w ostatniej kolejności. Była to już godzina dziewiętnasta, a pomimo tego chętnych na zjedzenie ryby na plaży nie brakowało. Oczywiście zamówiłyśmy słynną zupę rybną. Jest mocno doprawiona i pływają w niej duże kawałki ryby (Sopocianie na przykład Kasia chętnie biorą ją do domu). Koniecznie zamówcie ją będąc w tym miejscu. Zamówiłyśmy też flądrę z frytkami. Była świeża, a jej mięso delikatne i soczyste. Klientów jest tam tak dużo, że nie musimy się obawiać o świeżość serwowanych dań. Bar Przystań ma też jedną wielką zaletę, możemy zjeść naszą pyszną rybę na samej plaży. To miejsce ma naprawdę niepowtarzalny klimat!

Tawerna Rybaki Aleja Wojska Polskiego 26 w Sopocie

  Tawerna Rybaki jest w tej chwili moim ulubionym miejscem na lunchowe spotkania z tatą. W sezonie, nie jest tak oblegana przez turystów jak Bar Przystań (a restauracje są od siebie oddalone o dwieście, maksymalnie trzysta metrów). Na ostatnim, trzecim piętrze znajdziemy kilka stolików z bardzo ładnym widokiem na zatokę. Restauracja powstała w dwa tysiące drugim roku, a ciągle mam wrażenie jakby była tam od zawsze. Jest to miejsce godne polecenia zwłaszcza jeśli chcemy trochę uciec od turystycznego zgiełku.

  Będąc ostatnio w Tawernie Rybaki, zamówiłyśmy z Kasią kartoflankę z łososiem a la Hans Castorp (to specjalność tego lokalu), makrelę marynowaną w soli morskiej i ziołach, dorsza z porami w pomidorach oraz paschę na deser. W trakcie oczekiwania na zamówienie, kelner przyniósł nam tak zwane „czekadełko” – dwie małe bułeczki, a do tego pasta z makreli. Wszystkie dania były dobrze przygotowane i smaczne. Moim największym hitem tego miejsca jest pascha. Nie miałam jeszcze przyjemności skosztowania lepszej od tej serwowanej w Tawernie Rybaki. Zresztą siedząc w restauracji widziałam, że każdy gość zamawiał ją na deser.  Miło zaskoczą Was też ceny – to najtańsze z polecanych dzisiaj miejsc.

  Te trzy restauracje polecam Wam z czystym sumieniem i zachęcam do odwiedzenia ich będąc w pobliżu Sopotu, Gdańska i Gdyni. Polecm również bar Karmazyn w Jelitkowie, znajdujący się na ulicy Jantarowej 4 albo Bar Nadmorski w Rewie Na ulicy Morskiej. Te miejsca też odwiedzam bardzo często. Kierując się w stronę Helu, w miejscowości Kuźnica możecie zajechać do restauracji Dawid. Miejsce znajduje się na ulicy Helskiej 4. Knajpa  oblegana przez turystów podczas wakacji, poza sezonem przesiadują w niej tutejsi, co według mnie dobrze świadczy o smażalni.  

  Czy ktoś z Was wybiera się w nasze strony? A może znacie inne miejsca, niż te polecone przeze mnie? Dajcie znać w komentarzach. Tymczasem życzę Wam udanego długiego weekendu. Wypoczywajcie Kochani. :*