Inspiracje

  

    Wielu znajomych pyta mnie o to, skąd czerpię inspiracje do mojej strony – prawda jest taka, że właściwie ze wszystkiego:). Czasami jest to rozmowa z koleżanką, film kostiumowy, strony internetowe lub po prostu widok stylowo ubranej Polki na ulicy. Najczęściej jednak sięgam do skarbnicy wiedzy o modzie – Vogue'a. Ogromnie żałuję, że nie ma polskiego odpowiednika tej kultowej gazety, a w Empiku zagraniczne egzamplarze są naprawdę bardzo drogie. Jednak przez wiele lat uzbierałam całkiem niezłą kolekcję. Udało mi się to przede wszystkim dzięki moim znajomym i rodzinie – za każdym razem, gdy ktoś mnie pytał, co mi przywieźć zza granicy, prosiłam tylko o egzemplarz gazety Vogue.

Kto by się spodziewał, że moja kicia będzie równie mocno zainteresowana najnowszymi trendami (chociaż prawdopodobnie liczyła tylko na drapanie za futrzanym uchem).

Strój dnia!

Chociaż pogoda w naszym kraju jest tego lata, delikatnie mówiąc zmienna, to w sobotę wybrałam się z koleżanką na plażę (przyjechała z daleka na krótko, więc pogodę miałyśmy w nosie:)). Nie było jednak tak ciepło aby wskoczyć w kostium kąpielowy. Postanowiłam więc wykorzystać bardzo widoczny w ostatnim czasie trend na wycięte bluzki – co by o nich nie mówić, zapewniają przewiewność w letnie dni:). Jeśli zdecydujecie się na taką bluzkę (ja poza plażą raczej nie czułabym się w niej pewnie) pamiętajcie o tym, że nie ukrywamy w niej stanika, wręcz przeciwnie – najmodniejszy jest wyraźny kontrast.

Do całego zestawu dobrałam torebkę, której monogram z pewnością poznajecie:). Pamiętajcie – nie ma większego przyjaciela w dobieraniu ciuchów niż szafa naszej mamy! Torebka Louis Vuitton'a została zakupiona (uwaga!) ponad dziesięć lat temu w komisie (mamo jestem z Ciebie naprawdę dumna:)). Aż nie chcę się wierzyć, że po tylu latach może mi nadal służyć i wyglądać rewelacyjnie!

 

okulary i stanik – Cubus

spódnica i koszulka – H&M

torebka –  nieistniejący już komis w Gdańsku, który tak dobrze pamiętam z czasów dzieciństwa:)

Bluzki bez ramiączek

Znalezienie dobrze leżącej bluzki bez ramiączek jest nie lada wyczynem. A i to często nie jest gwarancją sukcesu! Wiele z nas czuje się w nich po prostu niepewnie. Nie da się jednak ukryć, że w słoneczne dni są niezastąpione. Jeśli wiemy, że spędzimy dużo czasu na świeżym powietrzu (a nie będzie to plaża) to dzięki takiej bluzce możemy zyskać naprawdę ładną opaleniznę. Na dodatek wyeksponowane ramiona mogą na niektórych zrobić dużo większe wrażenie niż głęboki dekolt. 

Jeśli nie czujecie się pewnie w takich bluzkach (co doskonale rozumiem, ja sama przymierzyłam chyba z 20 przed tym jak znalazłam tą, która dobrze leżała) radzę się zaopatrzyć w dobry stanik bez ramiączek. Ważne aby był mocno wycięty (nie będzie wystawał przy górnej części bluzki) i mocno dopasowany pod biustem. Niech Was nie kusi użycie żelowych, przezroczystych ramiączek – wygląda to nieestetycznie, poza tym naprawdę wszyscy widzą, że i tak mamy ramiączka.

Swoją bluzkę zakupiłam w Bershce (na przecenie) za niecałe 20 zł. To co jest w niej najlepsze, to gumki wszyte z tyłu – one zapewniają nam to, że przód bluzki nie spłaszcza biustu. Zwróćcie więc uwagę szczególnie na takie bluzki, które są bardzo rozciągliwe – te sztywne z suwakiem mogą zniekształcać sylwetkę.

Strój dnia!

W dzisiejszym stroju dnia łatwo jest zauważyć elementy marynarskiego stylu. Poziome paski, granat i żółć od wielu lat są idealnym letnim połączeniem. Po raz pierwszy strojem marynarzy zainspirowała się Coco Chanel. Od tej pory wzór ten nigdy nie przestał być modny. Tego typu rzeczy możecie kupować bez obawy, że za rok nie będą Wam się już podobać. Skoro ten trend nie wyszedł z mody od lat 20, to w najbliższym dziesięcieleciu też możemy być spokojne:).

Dzisiejsze zdjęcia skojarzyły się mojej mamie z obrazami Edwarda Hopper'a (jednego z jej ulubionych malarzy). Faktycznie barwy i charakterystyczne, dla jego malarstwa długie cienie tworzą podobny klimat (pamiętajcie – inspiracją może być dla nas wszystko: film, książka, sztuka. Bądźcie czujne, a rzadziej będziecie mieć problem z doborem garderoby:))

T-shirt i torebka – River Island

sweterek – Mango

spodnie – Zara

pasek – H&M

buty – Atmosphere

 

9,95

Od dłuższego czasu szukałam koszulki w odcieniu camelowym. Miałam już upatrzony jeden model, ale nie przekonywała mnie jego cena. Umówmy się – nie była to rzecz, którą musiałam mieć, wiedziałam jednak, że ten odcień będzie pasował do wielu zestawów. 

W New Yorker czekała mnie miła niespodzianka – T-shirty w różnych kolorach za 9,95. A wśród nich dokładnie taki jakiego szukałam:) A Wam co udało się kupić na przecenie?

Opalanie:)

    Chociaż moda na mocną opaleniznę już dawno minęła, w lato wolałybyśmy uniknąć miana "córki młynarza". Uzyskanie czegoś pomiędzy odcieniem skóry, który przywodzi nam na myśl dźwięk skwierczenia na ruszcie, a efektem przypominającym charakteryzację Edwarda z filmu "Zmierzch" nie jest wcale takie trudne, pod warunkiem, że znamy umiar i jesteśmy uzbrojone w odpowiednie kosmetyki.

    Pracę nad równomierną opalenizną powinnyśmy zacząć od określenia naszego typu skóry. I tu niestety, my blondynki musimy złożyć hołd brunetkom. Nie łudźmy się, że mając jasną karnację, jasne oczy i jasne włosy uda nam się uzyskać kolor na miarę Pocahontas – ograniczeń genetycznych nie pokonamy przesiadując na plaży od 9 do 17 bez filtrów. Jeśli już uda nam sie uzyskać diametralną zmianę to raczej w  stronę uroczego prosiaczka w kolorze wieprzowego różu. 

   Jeśli więc jesteś łatwo opalającą sie brunetką, jedyne co mogę Tobie polecić to filtr 15 (oczywiście jeśli mówimy o opalaniu w Polsce) i nie przesiadywanie na słońcu dłużej niż 2 godziny. Pomimo tego, że Twoja skóra opala się szybko i bez zaczerwień musisz uważać na słońce – jesli nie przeraża Ciebie nowotwór skóry, to pomyśl o zmarszczkach, które pojawią się lada moment po tym jak przesadzisz z opalaniem. 

   U dziewczyn o jasnej karnacji sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Jeśli chodzi o mój typ skóry to uzyskanie złotawego odcienia opalenizny zajmuje dużo czasu, ale za to bez poparzeń i zaczerwień. Wstyd się przyznać, ale  jeszcze w liceum wychodziłam na plażę tylko w towarzystwie oliwki z filtrem 6. Uważałam to za świetną oszczędność czasu – dwa razy na plaży i już mam mocną opaleniznę. Teraz takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Po pierwsze dlatego, że barwnik w naszej skórze wraz z upływem lat nie rozkłada się już tak równomiernie (więc intensywna opalenizna nie wyglądałaby "tak dobrze" jak kiedyś), a po drugie dlatego, że wolę zapobiegać zmarszczkom, niż w wieku 30 lat zastanawiać się nad możliwościami dermatologii estetycznej. Mam jednak swoje sposoby aby w wakacje odcień mojej skóry nie był bladozielony:).

   Jeśli więc uzyskanie opalenizny zajmuje Tobie sporo czasu, proponuję zaopatrzyć się w parę rzeczy. Po pierwsze niezbędny będzie samoopalacz. Pozwoli Tobie bez wstydu pokazać się na plaży, zanim uzyskasz upragniony odcień skóry. Jeśli naprawdę musisz unikać słońca to dobry samoopalacz może skutecznie zastąpić naturalną opaleniznę. Pod warunkiem, że wiesz jak go nakładać. W moim rankingu zwycięzcą jest niewątpliwie Xen-tan. 

   Gdy Twoja skóra jest już muśnięta słońcem to możesz ją podkreslić balsamem opalizującym. Przyznam się szczerze, że ten, który posiadam dostałam w prezencie (zawsze mi się wydawało, że tego typu kosmetyk to zbytek), ale odkąd użyłam go po raz pierwszy, stosuję go zawsze gdy mój strój eksponuje nogi.

  Warto się też zaopatrzyć w przyśpieszacz. Pamiętajcie, żeby miał w sobie filtr! Moją ulubioną firmą produkującą kosmetyki do opalania to Piz buin, dostępny w aptekach.

  Opalanie to dla nas wielka przyjemność, nie rezygnujmy z niej. Postarajmy sie jednak o to aby w trakcie tej czynności maksymalizować korzyści, a minimalizować straty:). Dzięki temu obca nam będzie chęć wylania na siebie kefiru, gdy spojrzymy w lustro po wizycie na plaży (swoją drogą jeśli faktycznie będziecie kiedyś w takiej sytuacji, zimny kefir nie jest wcale takim złym rozwiązaniem:)).