4 polskie kosmetyki, których używam… od bardzo dawna

1. Oczyszczający olejek do twarzy Creamy // 2. Trzyfazowy olejek do ciała Barwa // 3. Krem do twarzy Creamy // 4. Maska do włosów BIOVAX //

   Like every blogger, I conscientiously check the statistics of the posts that I publish. The ones that include Polish cosmetic brands are always unrivalled. I'm glad that my readers want to and like to buy the effects of our domestic companies' work and, owing to that, they are considerably less often compelled to compromise as the offer is really rich and will satisfy even the most demanding customer. Today, from the countless Polish cosmetics, I would like to show the ones that I've been using for a long time, despite the growing competition. For some reason I really like to come back to them.

***

  Jak każdy bloger skrupulatnie sprawdzam statystyki publikowanych wpisów. Bezkonkurencyjne są zawsze te, w których wymieniam polskie marki kosmetyczne. Cieszy mnie, że Czytelniczki chcą i lubią kupować efekty pracy naszych rodzimych firm i coraz rzadziej muszą w związku z tym iść na kompromis bo oferta jest naprawdę szeroka i zadowoli nawet najbardziej wybrednego klienta. Spośród wielu polskich kosmetyków, dziś chciałabym pokazać te, których używam od dawna, mimo rosnącej konkurencji. Z jakiegoś powodu chętnie do nich wracam. 

   You will have a hard time finding any drawbacks of Creamy brand. It's a domestic company whose cosmetics are produced from natural ingredients. Their packages are beautiful. What's more, the brand is engaged in charitable activity. I use  soothing cream with aloe produced from five ingredients which has got protective, soothing, and moisturising properties as well as cleansing face oil produced from four ingredients as it is extremely delicate (lately, I've switched to a two-step makeup removal routine – first, I use a pad with the oil and then, I wash my face with face washing gel).

   Creamy to marka, u której naprawdę ciężko doszukać się wad. Jest polska, jej kosmetyki są produkowane z naturalnych surowców, opakowania są piękne, a na dodatek marka udziela się charytatywnie. Ja używam kremu łagodzącego z aloesem z pięciu składników, który ma działanie ochronne, łagodzące i nawilżające. To krem "do samodzielnego wykoania", ale jesli chciałabyście przetestowac coś od ręki, to polecam krem Moringa Forever – warto go użyć, gdy potrzebujesz szybkiej regeneracji i nawilżenia. Drugi produkt to oczyszczający olejek do mycia twarzy z czterech składników – jest bardzo delikatny (ostatnio przestawiłam się na dwuetapowy demakijaż – wpierw ścieram go wacikiem z olejkiem, a następnie myję twarz żelem do mycia twarzy).

   I've always been rather sceptical when it came to dry oils. First thing, they've never been "dry" and secondly, I've always had the impression that they make my skin drier instead of moisturising it. Being that biased, it is strange that I tried the three-phase dry body oil from BARWA HARMONII, and meanwhile, the first bottle was emptied long ago and I'm already holding the second one. The greatest advantage of this product is the fact that our skin simply looks a lot better. The oil is rich, but it is magically absorbed into the skin and doesn't stain our clothes. It contains beta-carotene.

   Zawsze byłam sceptycznie nastawiona do suchych olejków. Przede wszystkim nigdy nie były "suche", a po drugie miałam wrażenie, że bardziej moją skórę wysuszają niż nawilżają. To dziwne, że z takimi uprzedzeniami w ogóle sięgnęłam po trzyfazowy suchy olejek do ciała BARWY HARMONII, a tymczasem pierwsza butelka została dawno opróżniona i dziś w ręku mam już drugą. Największą zaletą tego produktu jest to, że skóra po jego użyciu wygląda po prostu dużo lepiej. Olejek jest tłusty, ale w magiczny sposób się wchłania i nie plami ubrań. W jego skład wchodzi beta-karoten. 

   I discovered Biovax hair masks many years ago – at that time I was surely still a carefree student. Then, I found it to be a real revolution in my hair care. A considerable time has passed, and when it comes to biovax hair mask… there is always a place for it on my bathroom shelf (besides, I've already mentioned it a number of times on my blog). This time, I chose a mask from the opuntia oil & mango line. After the application, our hair becomes smooth, is easier to style, and has a nice fragrance. By the way, I've got a 15 % discount on all products on www.biutiq.pl – it is enough to insert the code "MLE15%" during the purchase. The code expires on the 20th of April.   

   And to finish, a number of other Polish products that I love: Annabelle Minerals blush, Colour Contour Body Foundation by Bielenda, body butter by IOSSI, face washing gel by Termissa, banana hand cream by The Secret Soap. Surely, you also have products without which you can't imagine your day and to which you are constantly coming back on your bathroom shelf – tell me about them in your comments!

   Maski do włosów Biovax odkryłam wiele lat temu – z pewnością byłam wtedy jeszcze beztroską studentką. Wtedy uznałam go za istną rewolucję w pielęgnacji moich włosów. Minęło sporo czasu a dla maski biovax… zawsze znajduje miejsce na mojej półce w łazience (pisałam zresztą o niej już wiele razy na blogu). Teraz wybrałam maskę z serii olej z opuncji & mango. Włosy po jej użyciu są wygładzone, ładnie pachną i dużo łatwiej je ułożyć. Przy okazji mam dla Was 15% rabat na cały asortyment www.biutiq.pl – wystarczy, że podczas zakupów wpiszecie kod MLE15%, który jest ważny do 20.04.

   A na koniec jeszcze kilka innych polskich produktów, które uwielbiam: róż od Annabelle Minerals, podkład do ciała Colour Control od Bielendy, masło do ciała IOSSI, żel do mycia twarzy Termissa, bananowy krem do rąk The Secret Soap. Na pewno Wy też macie na swojej półce w łazience produkty, bez których nie wyobrażacie sobie dnia i do których wracacie – napiszcie o nich w komentarzach!

sweater / sweter – Zara Home (podobny tutaj) // jeans / dżinsy – Wood Wood // top / koszulka – MOYE

 

 

Perfect cardigan

1. Selected Femme 379zł 2. Hilfiger Denim 509zł 3. Moss Copenhagen 389zł 4. & Other Stories 430zł 5. Selected Femme 379zł

Look of The Day – Backstage

watch / zegarek – Daniel Wellington

navy jacket / granatowy żakiet – Massimo Dutti

striped sweater & trousers / sweter w paski i spodnie – Mango

leather bag / skórzana torba – Hollie Warsaw

boots / botki – Isabel Marant

   With the onset of spring, I started working on the next image campaign of MLE Collection. A photo shoot in the Botanical Garden of the University of Warsaw completed the stage of preparations. Getting up before dawn, a cup of coffee in one hand, and prayers for the sun to come from behind the clouds (which in fact happened later) are the staple elements of the work programme connected with a professional photo shoot. All of my doubts and concerns disappear in the twinkling of an eye when finally we all meet, see how well the clothes fit our model (Adrianna Kościelna), and start our work that turns out to be great fun.   

   For the second time, the talented Sonia Szóstak (if you check her artistic achievements, you won't believe she is only 27 years old) stood behind the camera. Of course, the final effect is the outcome of a whole team's work and I would like to thank them very much.

  If you liked my new Daniel Wellington watch, I've got a 15 % discount code for you. It is enough to insert the code "DWMLE" during the purchase. The code expires on the 30th of April.

***

Wraz z nadejściem wiosny rozpoczęłam pracę nad kolejną kampanią wizerunkową marki MLE Collection. Zwieńczeniem przygotowań była sesja zdjęciowa w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Pobudka przed świtem, kawa w dłoni i modlitwy o to, aby słońce wyjrzało zza chmur (co zresztą się stało), to stałe punkty pragramu pracy nad profesjonalną sesją zdjęciową. Wszystkie wątpliwości i obawy znikają w mgnieniu oka, gdy w końcu wszyscy się spotykamy, widzimy jak pięknie ubrania leżą na modelce (Adrianna Kościelna) i rozpoczynamy pracę, która okazuje się świetną zabawą.

   Za aparatem już po raz drugi stanęła utalentowana Sonia Szóstak (jeśli sprawdzicie jej artystyczny dorobek na pewno nie będziecie mogły uwierzyć, że ma zaledwie 27 lat), ale końcowy efekt to oczywiście zasługa całego zespołu, któremu serdecznie dziękuję. 

   Jeśli spodobał Wam się mój nowy zgerak od marki Daniel Wellingotn, to mam dla Was kod uprawniający do 15 procentowej zniżki. Wystarczy wpisać kod DWMLE w trakcie dokonywania zakupów. Kod jest wazny do 30 kwietnia. 

Czy Indianie mieli rację? Czyli umilacze w wersji EKO.

   "When the last tree has been cut down, the last fish caught, the last river poisoned, only then will we realize that one cannot eat money" – I've lately found this poignant Cree Indians' prophecy in the last issue of National Geographic while I was flying from Brussels to Gdańsk. I read about the South China Sea and the dying tuna fish, about women facing extreme discrimination with no chances for education and thus, no chances for the improvement of their living conditions, about new diseases and harmful antibiotics. And about the beautiful forests that are no longer there.

   In order to calm down my own remorse, I quickly tried to remember how conscientiously I segregate trash, save water, and give likes on Facebook to anybody who has lately saved a tree from being cut down. It might be said that I fell prey to the vogue for ecology a couple of years ago and so far I've been faithful to this trend. Of course, not without exceptions. There are still many changes that I should introduce – I drive a car with a combustion engine, not all of my clothes are eco-friendly, I sometimes buy one avocado too many and then throw it away after a couple of days when it is no longer edible (limiting the amount of food that I waste is my number one goal at the moment), and as recently as yesterday, I was binging on the worst possible trans fats (how can you even watch the new version of "Beauty and the Beast" without popcorn?). Despite all of these sins, I think that I'm heading along the right lines and it seems that there is an increasingly large number of people who think in a similar way. Thus, one may assume that it brings only benefits, and that our lips should involuntarily twitch into a smile when we see that each company, supermarket, or drugstore tries to meet our expectations and offers "eco," "bio," and "100% natural" or "from a certified farm" products. However, this has nothing to do with the truth.

***

   „Dopiero gdy ostatnie drzewo zostanie ścięte, ostatnia rzeka zatruta, ostatnia ryba złowiona, uświadomicie sobie, że nie można zjeść pieniędzy” – tę przejmującą przepowiednię Indian Kri znalazłam w ostatnim numerze National Geographic w trakcie lotu z Brukseli do Gdańska. Czytałam o morzu południowochińskim i ginących tuńczykach, o kobietach dotkniętych niesłychaną dyskryminacją, bez szans na edukację a tym samym poprawę życia, o nowych chorobach i zgubnych antybiotykach. I o pięknych lasach, których już nie ma.

   Chcąc uspokoić własne wyrzuty sumienia, szybko staram się sobie przypomnieć, jak skrupulatnie segreguję śmieci, oszczędzam wodę i daję lajki na facebooku każdemu, kto w ostatnim czasie uchronił drzewo przed ścięciem. Można powiedzieć, że kilka lat temu uległam modzie na ekologię i póki co jestem wierna temu trendowi. Oczywiście nie bez wyjątków. Wciąż czeka mnie wiele zmian – korzystam ze spalinowego samochodu, nie wszystkie moje ubrania są "eko", zdarza mi się kupić z łakomstwa o jedno awokado za dużo i wyrzucić je po kilku dniach, gdy nie nadaje się już do spożycia (ograniczenie marnowanego jedzenia to obecnie mój cel numer jeden), a nie dalej jak wczoraj objadałam się najgorszymi z możliwych tłuszczami trans (no bo jak oglądać nową wersję "Pięknej i Bestii" bez popcornu?). Mimo tych wszystkich grzechów, uważam, że idę w dobrą stronę i mam wrażenie, że osób myślących podobnie do mnie jest coraz więcej. Można by uznać, że płyną z tego jedynie korzyści, a nasze usta same układają się w uśmiechu, gdy widzimy jak każda firma, supermarket czy drogeria wychodzi nam naprzeciw i proponuje swoje produkty w wersji "eko", "bio", "100% natural" czy "z prawdziwego gospodarstwa". Tyle w tym prawdy co warzyw w chipsach. 

trousers / spodnie – Tallinder (podobne tutaj) // sweater / sweter – Mads Norgaard // flats / mokasyny – Pretty Ballerinas

  The vogue for ecology has been uninterruptedly on for a few years. Trends are business, and business is money; therefore, even the largest and the most anti-environment concerns sensed a great opportunity and started their endeavours to get new customers who know and expect more. The first attempts were futile – it turned out that eco products were not that eco, that the delicious and healthy frozen vegetables were enriched with sodium glutamate (more carcinogenic than cigarettes), that the ham from "Mr. John's home smokery" had only 16 % of meat and had never even been touched by smoke, or that the eco cosmetics were not that different in terms of their ingredients from a liquid toiled cleaner.

   Yet over time, the clever customer started to become increasingly difficulty to trick. Additionally, Europe, tired with consumption, quickly took up the disseminating trend of minimalism that dictated to make fewer purchases but make wiser choices. Choices that are based on quality not only price. We started to read labels, search for catches in the composition of products, and change our habits. It can be clearly seen in our approach to clothes. Today, we are far from turning into a clothing locust that recklessly swallows up and throws away a mass of needless clothes. We've learnt that acrylic is bad, cashmere can't be cheap, and it's better to have one neat raincoat than three of mediocre quality. We've learnt to spare a moment to search on-line for something that will truly be an outcome of small family companies and their work. I wrote "truly" because while I'm working on MLE Collection, I increasingly often hear about a certain precedent – brands sew their clothes in China, transport them to Poland, and then, they execute petty adjustments (for example, sewing buttons) which gives them the right to flaunt the "Made in Poland" label evoking positive emotions in the customers (I recommend, among other brands, the following ones: RobotyRęczneMOYEMuscat or Mongrei).

   Moda na ekologię trwa nieprzerwanie od kilku lat. Moda to biznes, a biznes to pieniądze, dlatego nawet największe i najbardziej wrogie wobec środowiska koncerny wyczuły okazję i zaczęły swoje starania o klienta, który wie i oczekuje więcej. Pierwsze próby były marne – okazywało się, że ekologiczne produkty wcale nie są eko, że do pysznych i zdrowych mrożonek warzywnych dosypuje się glutaminian sodu (rakotwórczy bardziej niż papierosy), że szynka „z domowej wędzarni pana Janka” ma w sobie 16 procent mięsa i nigdy nie miała styczności z dymem albo że ekokosmetyki nie różnią się znacznie składem od płynu do mycia toalet.

   Ale z czasem cwanego klienta coraz trudniej było oszukać. Na dodatek, zmęczona konsumpcją Europa szybko podchwyciła szerzący się nurt minimalizmu, który nakazywał kupować mniej, ale za to rozsądniej. Kierować się jakością, a nie tylko ceną. Zaczęliśmy czytać metki, wyszukiwać haczyków w składzie produktu i zmieniać swoje przyzwyczajenia. Widać to wyraźnie w naszym podejściu do ciuchów. Dziś coraz dalej nam do odzieżowej szarańczy, która bez opamiętania wchłania i po chwili wyrzuca masę niepotrzebnych już nikomu ubrań. Wiemy, że akryl to zło, kaszmir nie może być tani i lepiej mieć jeden porządny prochowiec niż trzy "takie sobie". Potrafimy też poświęcić chwilę, aby poszukać w sieci czegoś, co naprawdę jest efektem pracy małych rodzimych firm. Piszę "naprawdę" bo pracując nad MLE Collection coraz częściej słyszę o pewnym procederze – marki szyją ubrania w Chinach, przewożą je do Polski, a następnie wykonują niewielkie prace (na przykład doszycie guzików), co daje im prawo do obnoszenia się z metką "Made in Poland", która wzbudza w nas pozytywne uczucia (ja ze swojej strony polecam między innymi marki: RobotyRęczneMOYE, Muscat czy Mongrei).

"Sekrety roślin. Przyroda uchyla listka tajemnicy" autorstwa Dautheville Anne-France  to idealna książka dla każdego, kto chciałby być bliżej natury. Wiedziałyście, że aby wygonić z domu muchy warto rozłożyć w kilku miejscach gałązki rącznika pospolitego, gdyż te owady nie znoszą jego zapachu? Z książki możemy także dowiedzieć się jak wyprodukować sól w ogrodzie, jak oczyścić wodę ze szkodliwych cząsteczek lub jak pozbyć się szkodników z roślin. Lektura jest lekka i przyjemna w czytaniu a autorka ma lekki, często także zabawny styl pisania.

   In Poland, the market value of eco products was estimated to total almost one billion zlotys in 2016. No wonder that large concerns found motivation to adapt to the determinants of the BIO trend. I appreciate the efforts of a few largest chain stores which spend huge amounts of money for the development of new technologies helping to decrease the use of water in the production process of cotton or helping to implement recycling of clothes on a considerably greater scale than so far. It is a major advantage of such brands as H&M, KappAhl, or Mango. It has to be admitted that Inditex was a little bit late – hopefully, it will have the time to catch up (I wrote more about it here).

   The second economy branch, right after food products, which most frequently pulls the wool over our eyes with products that supposedly are eco is the cosmetic industry. When I enter a drugstore, I see shampoos, balms, or lotions that are screaming at me from all shelves – I wouldn't be able to test all of those products that pride themselves in containing "natural ingredients" in my entire lifetime. However, there are brands that have convinced me to try them – it seems that their ideology goes hand in hand with the quality of the product. Iossi, Fridge, Creamy, Clochee are only some of the numerous Polish brands that I trust.

   Apart from their compositions, it is worth mentioning the production process itself. Our domestic brands are trying to keep their policies transparent, the problem becomes more difficult when it comes to the gigantic consortia that have their headquarters abroad – but even here I can notice a huge difference. It is a real wonder that Kérastase has seriously considered the idea of sustainable development (the needs of the current generation may be fulfilled without the need to deprive future generations of the same privilege). For example, coconuts necessary to obtain the main ingredient used in the cosmetics from the Aura Botanica line are hand-picked by the local non-governmental organisation, Women in Business Development (WIMDI). This project permits almost 100 Samoan women to have a source of regular income that allows them to have a normal life. All of the ingredients are qualified as obtained in an appropriate way which means that they have an identifiable source. They are verified by an independent entity and have a positive influence on the society. Kérastase's production plant has been characterised by having a net zero carbon footprint since 2015. It means that for the first time, a three-generating unit was used to supply the factory with steam, hot water, cold water, and electricity producing enough energy to cover the whole demand for energy connected with the processes of production and packaging. Additionally, the biomass production plant is equipped with photovoltaic panels which supply electricity necessary to obtain the status of carbon neutrality (basically, the emission from burning CO2 that is harmful to the environment as well as the water consumption are reduced). And if the above-mentioned information isn’t that convincing for us, let's just look at the ingredients – more than 96% of the substances used in Aura Botanica cosmetics are natural.

   W Polsce wartość rynku produktów ekologicznych w 2016 roku wyceniona została na blisko miliard złotych. Nic dziwnego, że wielkie koncerny znalazły motywację, aby wstrzelić się w modę BIO. Doceniam starania kilku największych sieciówek, które przeznaczają ogromne pieniądze na rozwój nowych technologii pomagających ograniczyć zużycie wody przy produkcji bawełny albo wykorzystywać recykling ubrań na znacznie większą skalę niż dotychczas. To duży plus takich marek jak H&M, KappAhl czy Mango. Trzeba przyznać, że Inditex pod tym względem trochę się spóźnił – miejmy nadzieję, że jeszcze zdąży to nadrobić (więcej pisałam o tym tutaj).

   Drugą w kolejności, po produktach spożywczych, gałęzią biznesu, która najczęściej mydli nam oczy produktami "w stylu eko" jest branża kosmetyczna. Gdy wchodzę do drogerii z każdej półki krzyczą do mnie szampony, balsamy czy kremy. W całym swoim życiu nie byłabym w stanie przetestować wszystkich, które szczycą się "naturalnymi składnikami". Są jednak też takie firmy, które przekonały mnie do siebie – zdaje się, że ich ideologia idzie w parze z jakością produktu. Iossi, Fridge, Creamy, Clochee to tylko kilka z wielu polskich marek, którym wierzę.

   Poza składem warto też wspomnieć o samym sposobie produkcji. Nasze rodzime marki starają się być w tej kwestii transparentne. Gorzej z wielkimi konsorcjami, które mają siedziby za granicą, ale i tu dostrzegam wielką zmianę – aż dziw bierze jak wielką wagę marka Kérastase przywiązała do idei zrównoważonego rozwoju (potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie). Na przykład orzechy kokosowe, niezbędne do wytwarzania głównego składnika kosmetyków z serii Aura Botanica, są ręcznie zbierane przez lokalną organizację pozarządową Women in Business Development (WIBDI). Za pośrednictwem tego projektu, niemal 100 samoańskich kobiet otrzymuje regularny dochód, co umożliwia im normalne życie. Wszystkie składniki są zakwalifikowane jako pozyskiwane w odpowiedzialny sposób, to znaczy, że mają identyfikowalne pochodzenie, są zatwierdzone przez niezależną jednostkę oraz mają pozytywny wpływ na społeczność. Zakład produkcyjny Kérastase charakteryzuje się neutralnością węglową od 2015 roku. Oznacza to, że po raz pierwszy obiekt trójgeneracyjny dostarcza parę, gorącą wodę, zimną wodę i elektryczność do fabryki i produkuje energię w ilości, która w 100% pokrywa zapotrzebowanie na energię związane z procesami produkcyjnymi i pakowaniem. Fabryka biomasy wyposażona jest w panele fotowoltaiczne, które dostarczają elektryczność niezbędną do osiągnięcia statusu neutralności węglowej (w skrócie – ograniczana jest emisja spalania szkodliwego dla środowiska CO2 oraz zużywalność wody). A jeśli powyższe informacje nie do końca do nas przemawiają, to po prostu spójrzmy na skład – ponad 96% substancji użytych w kosmetykach Aura Botanica jest naturalnych.

Seria Aura Botanica zawiera olej z kokosa i orzechów arganowych. Produkty dostępne są w salonach rekomendowanych przez Kérastase. Dzięki diagnozie fryzjera jesteśmy w stanie dopasować idealne kosmetyki do pielęgnacji włosów. W salonach dostępny jest również wyjątkowy Rytuał Aura Botanica, który daje świetne efekty. 

   Women are the ones most exposed to unreliable PR of pseudo-ecological brands. This is because we more often do the everyday shopping, decide about what our family will eat, and what cosmetics they will use. We also pay great attention to our health and an appropriate diet. All the same, we also have a greater influence on the market. On many occasions, I've mentioned that we, as customers, shape the supply – we (or rather our wallets) have the greatest influence on the large concerns or even the economic policy of countries. Unfortunately, the world revolves around money, but we are able to consciously use this mechanism and outwit the greediness of economy in the favour of our planet. Let's make conscious and moderate purchases, let's buy things that are offered by small producers, bearing a certificate, and what is most important, let's buy products that are healthy for us – this is the best and the most effective way to stop the demise of our planet.

   Kobiety są najbardziej narażone na nierzetelny PR pseudo-ekologicznych marek. To dlatego, że częściej robimy codzienne zakupy, decydujemy o tym, co będzie jadła nasza rodzina i jakich kosmetyków będzie używała. Przywiązujemy też dużą wagę do zdrowia i odpowiedniej diety. Tym samym, mamy większy wpływ na kształtowanie rynku. Niejednokrotnie pisałam o tym, że to my jako klienci kształtujemy podaż – to my ( a właściwie nasze portfele) mają największy wpływ na wielkie koncerny, a nawet politykę ekonomiczną krajów. Niestety, świat kręci się wokół pieniędzy, ale my możemy świadomie wykorzystać ten mechanizm i przechytrzyć pazerność gospodarki na korzyść Ziemi. Kupujmy świadomie i z umiarem, kupujmy rzeczy pochodzące od małych producentów, oznaczone certyfikatami i przede wszystkim kupujmy produkty, które są zdrowe dla nas samych – to najlepszy i najskuteczniejszy sposób na powstrzymanie nieszczęść naszej planety. 

Look of The Day

shoes / buty – RYŁKO

leather jacket / ramoneska – Ibana

wool sweater / wełniany sweter – Mads Norgaard

leather bag / skórzana torba – MUMU 

trousers / spodnie – ONLY

JO MALONE LONDON

   Since I can remember, my mum has always brought me souvenirs from her trips. Even if these were only knick-knacks, they were always well-thought-out and spot-on. When she moved together with my father to Brussels some time ago, she always had something special for me whenever she came back home. Once, I received a set of small home candles with a minimalist black and white etiquette. My mum chose for me the following fragrances: "blackberry and bay," "peony and blush suede" as well as "wood sage and sea salt."     

  When I was later searching for them on the Internet, I quickly noticed that the brand, Jo Malone London, isn't available in Poland, and I could only buy their products abroad.  But because the brand is entering our market in March, together with the editor of Twój Styl, Iza Nowakowska-Teofilak, we had the opportunity to familiarise ourselves with Jo Malone London in London.  

   Apart from discovering their fragrances and history, I just couldn't say no to the pleasure of sightseeing with my camera around the city. Therefore, I would like to show you a number of photos from London seen through my eyes.

***

   Odkąd pamiętam, moja mama zawsze przywoziła mi pamiątki z podróży. Nawet jeśli był to drobiazg, to przemyślany i w stu procentach trafiony. Gdy jakiś czas temu przeprowadziła się wraz z moim tatą do Brukseli, przy okazji każdego powrotu do domu miała dla mnie coś szczególnego. Pewnego razu zostałam obdarowana kompletem małych świeczek z minimalistyczną biało-czarną etykietą. Mama wybrała dla mnie zapachy: "jagody i mglisty poranek", "piwonie i zamsz" oraz "drewno i sól morska".  

   Szukając ich później w internecie szybko zauważyłam, że marka Jo Malone London nie jest dostępna w Polsce i jej produkty kupować mogłam jedynie za granicą. Ale ponieważ już w marcu wchodzi również na nasz rynek, to wraz z redaktorką Twojego Stylu, Izą Nowakowską-Teofilak miałyśmy przyjemność poznać Jo Malone London bliżej, w Londynie. 

   Poza odkrywaniem zapachów i historii marki nie mogłam oczywiście odmówić sobie przyjemności zwiedzania miasta z moim aparatem. Zapraszam więc do zobaczenia kilku zdjęć Londynu widzianego moimi oczami. 

Największą niespodzianką był nocleg w hotelu Claridge's – kultowym miejscu na mapie Londynu. Powstał nawet program, emitowany produkcji BBC Brit o jego historii i gościach. 

marynarka – Massimo Dutti // skórzane spodnie – Tallinder // torebka i koszula – &Otherstories // buty – Moliera2

Trochę przez przypadek, kolory mojego stroju mocno nawiązują do brytyjskiego stylu ;).

Kredens wypełniony zapachami Jo Malone London.

Wieczór to upragniona chwila oddechu po długim zwiedzaniu. Odhaczam z listy już zobaczone miejsca i zapisuję najważniejsze informacje w towarzystwie kawy i gorzkiej czekolady z soczystą pomarańczą i nutą wanilii od Lindt Excellence.W każdą podróż zabieram ze sobą coś do czytania. Nigdy nie oceniam książki po okładce, ale muszę przyznać, że właśnie subtelna oprawa zwróciła moją uwagę na "Dziewięć kobiet, jedna sukienka" autorstwa Jane L.Rosen. To historia perypetii kilku kobiet żyjących w niemal zupełnie odmiennych światach. Za sprawą nietypowych – lecz w żadnym stopniu nienaciąganych – zbiegów okoliczności, każda z bohaterek ma okazję założyć tytułową sukienkę i skorzystać z jej „magicznej” mocy. Przyjemna i lekka opowieść, którą czyta się jednym tchem.

Uwaga! Koń może kopnąć lub ugryźć!
Jednym z najciekawszych punktów wyjazdu była wystawa Davida Hockney'a w Tate Britain. Bardzo się cieszę, że udało mi się na nią dotrzeć – z okazji sześćdziesięciolecia twórczości artysty zebrano największą, jak do tej pory liczbę eksponatów. Ponieważ zainteresowanie wystawą jest ogromne, to trzeba uzbroić się w cierpliwość – bilety sprzedawane są na konkretną godzinę i czasem trzeba poczekać na wejście nawet dwie godziny. Mimo tego, uważam, że naprawdę warto. 

Pięć turystek próbuje uchwycić na zdjęciu swoją koleżankę i Big Bena stojącego w tle. Po siatkach, które trzymają w dłoniach zgaduję, że odwiedziły wcześniej sklep Harry'ego Pottera na peronie 9 i 3/4.