Czy Indianie mieli rację? Czyli umilacze w wersji EKO.

   "When the last tree has been cut down, the last fish caught, the last river poisoned, only then will we realize that one cannot eat money" – I've lately found this poignant Cree Indians' prophecy in the last issue of National Geographic while I was flying from Brussels to Gdańsk. I read about the South China Sea and the dying tuna fish, about women facing extreme discrimination with no chances for education and thus, no chances for the improvement of their living conditions, about new diseases and harmful antibiotics. And about the beautiful forests that are no longer there.

   In order to calm down my own remorse, I quickly tried to remember how conscientiously I segregate trash, save water, and give likes on Facebook to anybody who has lately saved a tree from being cut down. It might be said that I fell prey to the vogue for ecology a couple of years ago and so far I've been faithful to this trend. Of course, not without exceptions. There are still many changes that I should introduce – I drive a car with a combustion engine, not all of my clothes are eco-friendly, I sometimes buy one avocado too many and then throw it away after a couple of days when it is no longer edible (limiting the amount of food that I waste is my number one goal at the moment), and as recently as yesterday, I was binging on the worst possible trans fats (how can you even watch the new version of "Beauty and the Beast" without popcorn?). Despite all of these sins, I think that I'm heading along the right lines and it seems that there is an increasingly large number of people who think in a similar way. Thus, one may assume that it brings only benefits, and that our lips should involuntarily twitch into a smile when we see that each company, supermarket, or drugstore tries to meet our expectations and offers "eco," "bio," and "100% natural" or "from a certified farm" products. However, this has nothing to do with the truth.

***

   „Dopiero gdy ostatnie drzewo zostanie ścięte, ostatnia rzeka zatruta, ostatnia ryba złowiona, uświadomicie sobie, że nie można zjeść pieniędzy” – tę przejmującą przepowiednię Indian Kri znalazłam w ostatnim numerze National Geographic w trakcie lotu z Brukseli do Gdańska. Czytałam o morzu południowochińskim i ginących tuńczykach, o kobietach dotkniętych niesłychaną dyskryminacją, bez szans na edukację a tym samym poprawę życia, o nowych chorobach i zgubnych antybiotykach. I o pięknych lasach, których już nie ma.

   Chcąc uspokoić własne wyrzuty sumienia, szybko staram się sobie przypomnieć, jak skrupulatnie segreguję śmieci, oszczędzam wodę i daję lajki na facebooku każdemu, kto w ostatnim czasie uchronił drzewo przed ścięciem. Można powiedzieć, że kilka lat temu uległam modzie na ekologię i póki co jestem wierna temu trendowi. Oczywiście nie bez wyjątków. Wciąż czeka mnie wiele zmian – korzystam ze spalinowego samochodu, nie wszystkie moje ubrania są "eko", zdarza mi się kupić z łakomstwa o jedno awokado za dużo i wyrzucić je po kilku dniach, gdy nie nadaje się już do spożycia (ograniczenie marnowanego jedzenia to obecnie mój cel numer jeden), a nie dalej jak wczoraj objadałam się najgorszymi z możliwych tłuszczami trans (no bo jak oglądać nową wersję "Pięknej i Bestii" bez popcornu?). Mimo tych wszystkich grzechów, uważam, że idę w dobrą stronę i mam wrażenie, że osób myślących podobnie do mnie jest coraz więcej. Można by uznać, że płyną z tego jedynie korzyści, a nasze usta same układają się w uśmiechu, gdy widzimy jak każda firma, supermarket czy drogeria wychodzi nam naprzeciw i proponuje swoje produkty w wersji "eko", "bio", "100% natural" czy "z prawdziwego gospodarstwa". Tyle w tym prawdy co warzyw w chipsach. 

trousers / spodnie – Tallinder (podobne tutaj) // sweater / sweter – Mads Norgaard // flats / mokasyny – Pretty Ballerinas

  The vogue for ecology has been uninterruptedly on for a few years. Trends are business, and business is money; therefore, even the largest and the most anti-environment concerns sensed a great opportunity and started their endeavours to get new customers who know and expect more. The first attempts were futile – it turned out that eco products were not that eco, that the delicious and healthy frozen vegetables were enriched with sodium glutamate (more carcinogenic than cigarettes), that the ham from "Mr. John's home smokery" had only 16 % of meat and had never even been touched by smoke, or that the eco cosmetics were not that different in terms of their ingredients from a liquid toiled cleaner.

   Yet over time, the clever customer started to become increasingly difficulty to trick. Additionally, Europe, tired with consumption, quickly took up the disseminating trend of minimalism that dictated to make fewer purchases but make wiser choices. Choices that are based on quality not only price. We started to read labels, search for catches in the composition of products, and change our habits. It can be clearly seen in our approach to clothes. Today, we are far from turning into a clothing locust that recklessly swallows up and throws away a mass of needless clothes. We've learnt that acrylic is bad, cashmere can't be cheap, and it's better to have one neat raincoat than three of mediocre quality. We've learnt to spare a moment to search on-line for something that will truly be an outcome of small family companies and their work. I wrote "truly" because while I'm working on MLE Collection, I increasingly often hear about a certain precedent – brands sew their clothes in China, transport them to Poland, and then, they execute petty adjustments (for example, sewing buttons) which gives them the right to flaunt the "Made in Poland" label evoking positive emotions in the customers (I recommend, among other brands, the following ones: RobotyRęczneMOYEMuscat or Mongrei).

   Moda na ekologię trwa nieprzerwanie od kilku lat. Moda to biznes, a biznes to pieniądze, dlatego nawet największe i najbardziej wrogie wobec środowiska koncerny wyczuły okazję i zaczęły swoje starania o klienta, który wie i oczekuje więcej. Pierwsze próby były marne – okazywało się, że ekologiczne produkty wcale nie są eko, że do pysznych i zdrowych mrożonek warzywnych dosypuje się glutaminian sodu (rakotwórczy bardziej niż papierosy), że szynka „z domowej wędzarni pana Janka” ma w sobie 16 procent mięsa i nigdy nie miała styczności z dymem albo że ekokosmetyki nie różnią się znacznie składem od płynu do mycia toalet.

   Ale z czasem cwanego klienta coraz trudniej było oszukać. Na dodatek, zmęczona konsumpcją Europa szybko podchwyciła szerzący się nurt minimalizmu, który nakazywał kupować mniej, ale za to rozsądniej. Kierować się jakością, a nie tylko ceną. Zaczęliśmy czytać metki, wyszukiwać haczyków w składzie produktu i zmieniać swoje przyzwyczajenia. Widać to wyraźnie w naszym podejściu do ciuchów. Dziś coraz dalej nam do odzieżowej szarańczy, która bez opamiętania wchłania i po chwili wyrzuca masę niepotrzebnych już nikomu ubrań. Wiemy, że akryl to zło, kaszmir nie może być tani i lepiej mieć jeden porządny prochowiec niż trzy "takie sobie". Potrafimy też poświęcić chwilę, aby poszukać w sieci czegoś, co naprawdę jest efektem pracy małych rodzimych firm. Piszę "naprawdę" bo pracując nad MLE Collection coraz częściej słyszę o pewnym procederze – marki szyją ubrania w Chinach, przewożą je do Polski, a następnie wykonują niewielkie prace (na przykład doszycie guzików), co daje im prawo do obnoszenia się z metką "Made in Poland", która wzbudza w nas pozytywne uczucia (ja ze swojej strony polecam między innymi marki: RobotyRęczneMOYE, Muscat czy Mongrei).

"Sekrety roślin. Przyroda uchyla listka tajemnicy" autorstwa Dautheville Anne-France  to idealna książka dla każdego, kto chciałby być bliżej natury. Wiedziałyście, że aby wygonić z domu muchy warto rozłożyć w kilku miejscach gałązki rącznika pospolitego, gdyż te owady nie znoszą jego zapachu? Z książki możemy także dowiedzieć się jak wyprodukować sól w ogrodzie, jak oczyścić wodę ze szkodliwych cząsteczek lub jak pozbyć się szkodników z roślin. Lektura jest lekka i przyjemna w czytaniu a autorka ma lekki, często także zabawny styl pisania.

   In Poland, the market value of eco products was estimated to total almost one billion zlotys in 2016. No wonder that large concerns found motivation to adapt to the determinants of the BIO trend. I appreciate the efforts of a few largest chain stores which spend huge amounts of money for the development of new technologies helping to decrease the use of water in the production process of cotton or helping to implement recycling of clothes on a considerably greater scale than so far. It is a major advantage of such brands as H&M, KappAhl, or Mango. It has to be admitted that Inditex was a little bit late – hopefully, it will have the time to catch up (I wrote more about it here).

   The second economy branch, right after food products, which most frequently pulls the wool over our eyes with products that supposedly are eco is the cosmetic industry. When I enter a drugstore, I see shampoos, balms, or lotions that are screaming at me from all shelves – I wouldn't be able to test all of those products that pride themselves in containing "natural ingredients" in my entire lifetime. However, there are brands that have convinced me to try them – it seems that their ideology goes hand in hand with the quality of the product. Iossi, Fridge, Creamy, Clochee are only some of the numerous Polish brands that I trust.

   Apart from their compositions, it is worth mentioning the production process itself. Our domestic brands are trying to keep their policies transparent, the problem becomes more difficult when it comes to the gigantic consortia that have their headquarters abroad – but even here I can notice a huge difference. It is a real wonder that Kérastase has seriously considered the idea of sustainable development (the needs of the current generation may be fulfilled without the need to deprive future generations of the same privilege). For example, coconuts necessary to obtain the main ingredient used in the cosmetics from the Aura Botanica line are hand-picked by the local non-governmental organisation, Women in Business Development (WIMDI). This project permits almost 100 Samoan women to have a source of regular income that allows them to have a normal life. All of the ingredients are qualified as obtained in an appropriate way which means that they have an identifiable source. They are verified by an independent entity and have a positive influence on the society. Kérastase's production plant has been characterised by having a net zero carbon footprint since 2015. It means that for the first time, a three-generating unit was used to supply the factory with steam, hot water, cold water, and electricity producing enough energy to cover the whole demand for energy connected with the processes of production and packaging. Additionally, the biomass production plant is equipped with photovoltaic panels which supply electricity necessary to obtain the status of carbon neutrality (basically, the emission from burning CO2 that is harmful to the environment as well as the water consumption are reduced). And if the above-mentioned information isn’t that convincing for us, let's just look at the ingredients – more than 96% of the substances used in Aura Botanica cosmetics are natural.

   W Polsce wartość rynku produktów ekologicznych w 2016 roku wyceniona została na blisko miliard złotych. Nic dziwnego, że wielkie koncerny znalazły motywację, aby wstrzelić się w modę BIO. Doceniam starania kilku największych sieciówek, które przeznaczają ogromne pieniądze na rozwój nowych technologii pomagających ograniczyć zużycie wody przy produkcji bawełny albo wykorzystywać recykling ubrań na znacznie większą skalę niż dotychczas. To duży plus takich marek jak H&M, KappAhl czy Mango. Trzeba przyznać, że Inditex pod tym względem trochę się spóźnił – miejmy nadzieję, że jeszcze zdąży to nadrobić (więcej pisałam o tym tutaj).

   Drugą w kolejności, po produktach spożywczych, gałęzią biznesu, która najczęściej mydli nam oczy produktami "w stylu eko" jest branża kosmetyczna. Gdy wchodzę do drogerii z każdej półki krzyczą do mnie szampony, balsamy czy kremy. W całym swoim życiu nie byłabym w stanie przetestować wszystkich, które szczycą się "naturalnymi składnikami". Są jednak też takie firmy, które przekonały mnie do siebie – zdaje się, że ich ideologia idzie w parze z jakością produktu. Iossi, Fridge, Creamy, Clochee to tylko kilka z wielu polskich marek, którym wierzę.

   Poza składem warto też wspomnieć o samym sposobie produkcji. Nasze rodzime marki starają się być w tej kwestii transparentne. Gorzej z wielkimi konsorcjami, które mają siedziby za granicą, ale i tu dostrzegam wielką zmianę – aż dziw bierze jak wielką wagę marka Kérastase przywiązała do idei zrównoważonego rozwoju (potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie). Na przykład orzechy kokosowe, niezbędne do wytwarzania głównego składnika kosmetyków z serii Aura Botanica, są ręcznie zbierane przez lokalną organizację pozarządową Women in Business Development (WIBDI). Za pośrednictwem tego projektu, niemal 100 samoańskich kobiet otrzymuje regularny dochód, co umożliwia im normalne życie. Wszystkie składniki są zakwalifikowane jako pozyskiwane w odpowiedzialny sposób, to znaczy, że mają identyfikowalne pochodzenie, są zatwierdzone przez niezależną jednostkę oraz mają pozytywny wpływ na społeczność. Zakład produkcyjny Kérastase charakteryzuje się neutralnością węglową od 2015 roku. Oznacza to, że po raz pierwszy obiekt trójgeneracyjny dostarcza parę, gorącą wodę, zimną wodę i elektryczność do fabryki i produkuje energię w ilości, która w 100% pokrywa zapotrzebowanie na energię związane z procesami produkcyjnymi i pakowaniem. Fabryka biomasy wyposażona jest w panele fotowoltaiczne, które dostarczają elektryczność niezbędną do osiągnięcia statusu neutralności węglowej (w skrócie – ograniczana jest emisja spalania szkodliwego dla środowiska CO2 oraz zużywalność wody). A jeśli powyższe informacje nie do końca do nas przemawiają, to po prostu spójrzmy na skład – ponad 96% substancji użytych w kosmetykach Aura Botanica jest naturalnych.

Seria Aura Botanica zawiera olej z kokosa i orzechów arganowych. Produkty dostępne są w salonach rekomendowanych przez Kérastase. Dzięki diagnozie fryzjera jesteśmy w stanie dopasować idealne kosmetyki do pielęgnacji włosów. W salonach dostępny jest również wyjątkowy Rytuał Aura Botanica, który daje świetne efekty. 

   Women are the ones most exposed to unreliable PR of pseudo-ecological brands. This is because we more often do the everyday shopping, decide about what our family will eat, and what cosmetics they will use. We also pay great attention to our health and an appropriate diet. All the same, we also have a greater influence on the market. On many occasions, I've mentioned that we, as customers, shape the supply – we (or rather our wallets) have the greatest influence on the large concerns or even the economic policy of countries. Unfortunately, the world revolves around money, but we are able to consciously use this mechanism and outwit the greediness of economy in the favour of our planet. Let's make conscious and moderate purchases, let's buy things that are offered by small producers, bearing a certificate, and what is most important, let's buy products that are healthy for us – this is the best and the most effective way to stop the demise of our planet.

   Kobiety są najbardziej narażone na nierzetelny PR pseudo-ekologicznych marek. To dlatego, że częściej robimy codzienne zakupy, decydujemy o tym, co będzie jadła nasza rodzina i jakich kosmetyków będzie używała. Przywiązujemy też dużą wagę do zdrowia i odpowiedniej diety. Tym samym, mamy większy wpływ na kształtowanie rynku. Niejednokrotnie pisałam o tym, że to my jako klienci kształtujemy podaż – to my ( a właściwie nasze portfele) mają największy wpływ na wielkie koncerny, a nawet politykę ekonomiczną krajów. Niestety, świat kręci się wokół pieniędzy, ale my możemy świadomie wykorzystać ten mechanizm i przechytrzyć pazerność gospodarki na korzyść Ziemi. Kupujmy świadomie i z umiarem, kupujmy rzeczy pochodzące od małych producentów, oznaczone certyfikatami i przede wszystkim kupujmy produkty, które są zdrowe dla nas samych – to najlepszy i najskuteczniejszy sposób na powstrzymanie nieszczęść naszej planety. 

Look of The Day

shoes / buty – RYŁKO

leather jacket / ramoneska – Ibana

wool sweater / wełniany sweter – Mads Norgaard

leather bag / skórzana torba – MUMU 

trousers / spodnie – ONLY

JO MALONE LONDON

   Since I can remember, my mum has always brought me souvenirs from her trips. Even if these were only knick-knacks, they were always well-thought-out and spot-on. When she moved together with my father to Brussels some time ago, she always had something special for me whenever she came back home. Once, I received a set of small home candles with a minimalist black and white etiquette. My mum chose for me the following fragrances: "blackberry and bay," "peony and blush suede" as well as "wood sage and sea salt."     

  When I was later searching for them on the Internet, I quickly noticed that the brand, Jo Malone London, isn't available in Poland, and I could only buy their products abroad.  But because the brand is entering our market in March, together with the editor of Twój Styl, Iza Nowakowska-Teofilak, we had the opportunity to familiarise ourselves with Jo Malone London in London.  

   Apart from discovering their fragrances and history, I just couldn't say no to the pleasure of sightseeing with my camera around the city. Therefore, I would like to show you a number of photos from London seen through my eyes.

***

   Odkąd pamiętam, moja mama zawsze przywoziła mi pamiątki z podróży. Nawet jeśli był to drobiazg, to przemyślany i w stu procentach trafiony. Gdy jakiś czas temu przeprowadziła się wraz z moim tatą do Brukseli, przy okazji każdego powrotu do domu miała dla mnie coś szczególnego. Pewnego razu zostałam obdarowana kompletem małych świeczek z minimalistyczną biało-czarną etykietą. Mama wybrała dla mnie zapachy: "jagody i mglisty poranek", "piwonie i zamsz" oraz "drewno i sól morska".  

   Szukając ich później w internecie szybko zauważyłam, że marka Jo Malone London nie jest dostępna w Polsce i jej produkty kupować mogłam jedynie za granicą. Ale ponieważ już w marcu wchodzi również na nasz rynek, to wraz z redaktorką Twojego Stylu, Izą Nowakowską-Teofilak miałyśmy przyjemność poznać Jo Malone London bliżej, w Londynie. 

   Poza odkrywaniem zapachów i historii marki nie mogłam oczywiście odmówić sobie przyjemności zwiedzania miasta z moim aparatem. Zapraszam więc do zobaczenia kilku zdjęć Londynu widzianego moimi oczami. 

Największą niespodzianką był nocleg w hotelu Claridge's – kultowym miejscu na mapie Londynu. Powstał nawet program, emitowany produkcji BBC Brit o jego historii i gościach. 

marynarka – Massimo Dutti // skórzane spodnie – Tallinder // torebka i koszula – &Otherstories // buty – Moliera2

Trochę przez przypadek, kolory mojego stroju mocno nawiązują do brytyjskiego stylu ;).

Kredens wypełniony zapachami Jo Malone London.

Wieczór to upragniona chwila oddechu po długim zwiedzaniu. Odhaczam z listy już zobaczone miejsca i zapisuję najważniejsze informacje w towarzystwie kawy i gorzkiej czekolady z soczystą pomarańczą i nutą wanilii od Lindt Excellence.W każdą podróż zabieram ze sobą coś do czytania. Nigdy nie oceniam książki po okładce, ale muszę przyznać, że właśnie subtelna oprawa zwróciła moją uwagę na "Dziewięć kobiet, jedna sukienka" autorstwa Jane L.Rosen. To historia perypetii kilku kobiet żyjących w niemal zupełnie odmiennych światach. Za sprawą nietypowych – lecz w żadnym stopniu nienaciąganych – zbiegów okoliczności, każda z bohaterek ma okazję założyć tytułową sukienkę i skorzystać z jej „magicznej” mocy. Przyjemna i lekka opowieść, którą czyta się jednym tchem.

Uwaga! Koń może kopnąć lub ugryźć!
Jednym z najciekawszych punktów wyjazdu była wystawa Davida Hockney'a w Tate Britain. Bardzo się cieszę, że udało mi się na nią dotrzeć – z okazji sześćdziesięciolecia twórczości artysty zebrano największą, jak do tej pory liczbę eksponatów. Ponieważ zainteresowanie wystawą jest ogromne, to trzeba uzbroić się w cierpliwość – bilety sprzedawane są na konkretną godzinę i czasem trzeba poczekać na wejście nawet dwie godziny. Mimo tego, uważam, że naprawdę warto. 

Pięć turystek próbuje uchwycić na zdjęciu swoją koleżankę i Big Bena stojącego w tle. Po siatkach, które trzymają w dłoniach zgaduję, że odwiedziły wcześniej sklep Harry'ego Pottera na peronie 9 i 3/4.

Last Month

   In February, the blog had its sixth birthday, and it was a great excuse to gather all my close friends in one place and to reminisce about our blog adventures for a while. The rumour has it that everyone in Sopot could hear us…Like each month, I would like to present you with a short summary in the form of photos!

***

   W lutym blog skończył sześć lat i był to świetny pretekst, aby zebrać wszystkie bliskie mi osoby w jednym miejscu i przez chwilę powspominać blogowe przygody. Podobno było nas słychać w całym Sopocie… Jak co miesiąc zapraszam Was na małe podsumowanie w fotograficznym skrócie!

1. One of the many walks along the seashore. // 2. Scarf clear-up. // 3. The morning on Valentine's Day and the rear window of my car. // 4. Dog's legs like stracciatella ice-cream. //

1. Jeden z niezliczonych spacerów nad morzem. // 2. Szalikowe porządki. // 3. Walentynkowy poranek i tylna szyba mojego samochodu. // 4. Psie nogi niczym lody straciatella. //

Spring sun in Sopot.

Wiosenne słońce w Sopocie. 

And to think that I'm the mother of this success :P.

I pomyśleć, że jestem matką tego suckesu :P.  

1. My February while-awayers, that is millet groats with fruit and agave syrup as well as my fluffy footrest. // 2. Asters and other spring accents in my bedroom. // 3. Last sledge run this year. // 4. Hard at work.

1. Moje lutowe umilacze, czyli kasza jaglana z owocami i syropem z agawy oraz włochaty podnóżek. // 2. Astry i inne wiosenne akcenty w mojej sypialni. // 3. Ostatni zjazd na sankach w tym roku. // 4. Praca wre. 

Morning in Brussels, that is flowers and coffee for breakfast.

Brukselski poranek, czyli kwiaty i kawa na śniadanie. 

1. New items in MLE Collection. // 2. Sunset over the Orłowo pier. // 3. Monday morning and a typical confusion in the city. // 4. Breakfasts in Brussels, that is Le Pain Quotidien.

1. Nowości w MLE Collection. // 2. Zachód słońca nad orłowskim molem. // 3. Poniedziałkowy poranek i typowe zamieszanie na mieście. // 4. Śniadania w Brukseli, czyli Le Pain Quotidien. 

That's not true that we use the same hair dye :|.

Wcale nie używamy tej samej farby do włosów  :|.

"Wow! This new dog bed from Maja&Suri is almost as comfortable as your bed!"

We are grateful for this hand-sewn dog bed! :)

"Wow! To nowe posłanie od Maja&Suri jest prawie tak wygodne jak twoje łóżko!"

Dziękujemy za to ręcznie szyte legowisko! :)

1. My place on Earth. // 2. Quite clumsy attempts to create a coat that would protect Portos from low temperatures. // My nephews' birthday party. // Hot coffee for everyone!

1. Moje miejsce na ziemi. // 2. Dosyć niezdarne próby uszycia Portosowi kubraczka na mrozy. // Urodziny bratanków. // Gorąca kawa dla wszystkich!

Interior of a London tenement house…

Wnętrze londyńskiej kamienicy…

A day almost without makeup, that is new stuff from CLINIQUE. In the above photo, you can see Clinique SUPERBALANCED SILK MAKEUP SPF 15 foundation and Chubby Stick Crayola limited edition lip balm

Dzień prawie bez makijażu, czyli nowości od CLINIQUE. Na zdjęciu powyżej widzicie Clinique SUPERBALANCED SILK MAKEUP SPF 15 foundation oraz Chubby Stick Crayola limited edition lip balm

   Fat Thursday wasn't the best day to start reading this book as I wanted to throw away all the sweets already after reaching the second page. "Eat Pretty: Nutrition for Beauty, Inside and Out " by Jolene Hart is a great read for every girl who is into natural body care. The book also includes some information on the diet that will get rid of particular beauty problems (you will find a discount code in the link – it will give you a 30% discount for "Eat Pretty" books; it is valid until the 31st of March).

 Tłusty czwartek nie był najlepszym dniem na rozpoczynanie tej książki, bo już po pierwszej stronie miałam ochotę wyrzucić z kuchni wszystkie słodycze. "EAT PRETTY Jedz i bądź piękna" autorstwa Jolene Hart to świetna pozycja dla każdej dziewczyny, która ceni sobie naturalne sposoby na pielegnację, podpowiada też, jaką dietę stosować, aby zniknęły konkretne urodowe problemy (w linku znajdziecie kod rabatowy dający 30% rabatu na książki "Eat Pretty" ważny do 31 marca).

1. Puppy kindergarten. // 2. A little bit of Hygge, that is additional candles at home. // 3. and 4. Waiting for spring.

1. Psie przedszkole. // 2. Odrobina Hygge, czyli kolejne świece do domu. // 3. i 4. Czekając na wiosnę. 

We're sending smiles from ear to ear. :) Have a quiet evening!

Przesyłamy uśmiechy od ucha do ucha! :) Spokojnego wieczoru!

 

Oscarowe kreacje 2017 i kilka słów o tym, dlaczego nie przypadły mi do gustu

   Like every year, the world of cinematography held its breath while waiting for the Oscar Awards.And even though we could talk about the choices of Academy members for hours on end, I would like to shortly sum up the outfits that were chosen by the stars of the nominated films.    

   Apart from the winner of the Academy Award for Best Actress, Emma Stone, none of the outfits arouse my delight.Of course, many of them were spectacular, many of them were instances of great craftsmanship on the part of tailors, but I didn't notice the Hollywood magic that I had expected.Maybe the designers are more and more often trying to bewilder the audience which inevitably leads to the triumph of form over substance, and maybe I am simply unable to appreciate innovative outfits. Judge them yourselves.

***

Jak co roku, świat kinematografii wstrzymał oddech w oczekiwaniu na rozdanie Oscarów. I chociaż o wyborze członków Akademii możnaby dyskutować godzinami, to dziś chciałabym tylko krótko podsumować kreacje, które wybrały dla siebie gwiazdy nominowanych filmów. 

   Poza zdobywczynią Oscara za najlepszą aktorkę pierwszoplanową, Emmą Stone, żadna kreacja nie wzbudziła mojego zachwytu. Owszem, wiele z nich było widowiskowych, wiele było przykładem najlepszego krawieckiego kunsztu, ale nie dostrzegłam w nich tej hollywoodzkiej magii, na którą tak czekałam. Być może projektanci coraz częściej chcą zadziwić, co nieuchronnie prowadzi do przerostu formy nad treścią, a może to ja nie potrafię docenić nowatorskich kreacji. Oceńcie sami. 

 

This year's outfits:

Tegoroczne stroje:

Jessica Biel

Janelle Monae

Scarllet Johanson

Dakota Johnson w kreacji Gucci

Alicia VikanderViola Davis

Nicole Kidman w kreacji Armani

Leslie Mann

 Emma Stone

 

 

Outfits from the past:

Stroje sprzed lat:

Lupita Nyong'o w kreacji Prada 2014

 

 

 

Jennifer Lawrence 

Reese Witherspoon w kreacji Dior 2006

Alicia Vikander

Michelle Williams w kreacji Vera Wang 2006

Kate Winslet w kreacji Ben de Lisi 2002

Rooney Mara 2012

Kerry Washington w kreacji Miu Miu 2013

Cate Blanchett  2014

Anne Hathaway w kreacji Armani Prive 2009

Rosamund Pike w kreacji Givenchy 2015

Emma Stone w kreacji Ellie Saab 2015

Mila Kunis 2011

Natalie Portman 2012

 

 

4 polskie marki kosmetyczne w przystępnych cenach, które warto znać

   "Made in Poland" body care is a very up-to-date topic now. Today, I've decided to talk about those cosmetic brands that are produced in Poland, that I've tested, and that are relatively affordable and accessible. The last aspect is really vital, as most products by Polish brands are only available on-line. Distribution is one of the most difficult stages of sales, and many companies drop the idea of entering stationary stores (I realised this while I was running MLE Collection ;)). The products that you can find below are mostly available in popular drugstores – consider trying them out next time because it's really worth supporting domestic companies.

***

   Pielęgnacja "Made in Poland" to teraz temat bardzo na czasie. Dziś postanowiłam opisać te marki kosmetyczne, które są produkowane w Polsce, zostały przeze mnie przetestowane, są stosunkowo niedrogie i łatwo dostępne. Ten ostatni aspekt jest naprawdę istotny, bo większość produktów polskich marek trzeba zamawiać w internecie. Dystrybucja to jeden z najtrudniejszych elementów sprzedaży i wiele firm nie decyduje się na wejście do sklepów stacjonarnych (prowadząc MLE Collection sama się o tym przekonałam ;)). Poniższe produkty znajdziecie więc w większości popularnych drogerii – sięgnijcie po nie przy następnej okazji, bo naprawdę warto wspierać rodzime firmy. 

I already tried products by Seboradin last year. I always buy three products from the same hair loss treatment line – shampoo, hair conditioner, and ampoule treatment. Spring solstice has never had a positive effect on my hair. That is why I will be using products by this Polish brand for the next couple of weeks. The effects are quickly visible (mainly when you look at your hairbrush ;)). (shampoo – PLN 29.99, hair lotions PLN 29.99, ampoule treatment – PLN 43.99). I also have a discount code for you on the whole hair loss treatment line. In order to receive a 15% discount, you need to insert the code Seboradin during the purchase. The code is valid until 28.02.

Produkty marki Seboradin używałam już w zeszłym roku. Kupuję zawsze trzy produkty z tej samej serii zapobiegającej wypadaniu włosów – szampon, odżywkę i kurację w ampułkach. Przesilenia wiosenne nigdy nie wpływały dobrze na moje włosy, dlatego teraz przez kilka tygodni będę stosować produkty tej polskiej marki. Efekty są szybko widoczne (przede wszystkim na szczotce do włosów ;)). (szampon 29,99 zł, balsam do włosów 29,99 zł, kuracja w ampułkach 43,99 zł). Przy okazji, mam dla Was kod rabatowy na całą serię przeciw wypadaniu włosów. Wpisując hasło Seboradin w trakcie dokonywania zakupów dostaniecie 15% zniżki do dnia 28.02.

I decided to try out this body gel with mud from the Dead Sea when the one by Biały Jeleń was out of stock in Rossmann. It's cheap and doesn't contain synthetic detergents. Not everyone will like its smell (I like it) and its packaging. I just refill another nicer bottle, which I saved after I used up another gel, with it (for example, the one from Brukett that stands next to it ;)). (White Flower's – approx. PLN 14.00).

Żel do mycia ciała z błotem z Morza Martwego postanowiłam wypróbować, gdy w Rossmannie zabrakło tego od firmy Biały Jeleń. Jest tani i nie zawiera syntetycznych detergentów. Nie każdemu może spodobać się jego zapach (mi akurat się podoba) i opakowanie. Ja przelewam go do ładniejszej butelki po innym żelu (na przykład tym od Brukett, który stoi obok ;)). (White Flower's około 14,00 zł).

MIYA Cosmetics is a novelty on the Polish market that offers face creams. ELLE Magazine has already announced that the brand may be soon well recognised. Inconspicuous yellow cream in a tube is really great as a day cream. It absorbs nicely, it's great when it comes to moisturisation, and it doesn't gets "curdy" under makeup. I chose a version with mango and grapeseed oil that additionally soothes irritations. Taking into consideration the price/quality ratio, the product is really worth recommendation. (MIYA face cream – PLN 29.99).

MIYA Cosmetics to nowość na polskim rynku, oferująca kremy do twarzy. Magazyn ELLE już zapowiedział, że o tej marce wkrótce będzie głośno. Niepozorny żółty krem w tubce sprawdza się u mnie bardzo dobrze jako krem na dzień, ładnie się wchłania, dobrze nawilża i "nie warzy się" pod makijażem. Ja wybrałam wersję z masłem z Mango i olejem z pestek winogron, który dotkawo koi podrażnienia. Biorąc pod uwagę stosunek ceny do jakości jest to produkt naprawdę warty polecenia. (MIYA krem do twarzy 29,99 zł).

I appreciate our Polish Tołpa for products that are available in a smaller travel packaging. I really like their micellar lotion that you can see in the picture and the body gel that has a scent of black rose. An additional plus for aesthetic packaging. (mini micellar lotion – PLN 9.99).

Doceniam polską markę Tołpę za produkty w turystycznych mniejszych opakowaniach. Bardzo lubię płyn micelarny, który widzicie na zdjęciu i żel do mycia ciała o zapachu czarnej róży. Dodatkowy plus za estetyczne opakowania. (płyn micelarny w wersji mini 9,99 zł).

sweter – Zara Home // top – Moye // legginsy – H&M // szafka w morskim kolorze – Libor // szafka ze starego drewna – Regalia.eu // marmurowy blat – E-stone Karol Twardowski //