Niespodzianka! Przepis na chlebek bananowy i nowy smak lodów, który powstał na podstawie tego przepisu.

*    *    *

Kremowa konsystencja o lekko bananowym smaku. Treściwa dzięki śmietance, wanilii i zmielonym daktylom z rumem. Czy czegoś trzeba więcej na jesienną aurę? Dla wszystkich miłośników chlebka bananowego przygotowałam niespodziankę – otóż wyobraźcie sobie, że na podstawie dzisiejszego przepisu dzielni rzemieślnicy z gdańskiej lodziarni stworzyli smak lodów. Zapraszam na dziejszy przepis na chlebek bananowy a lody możecie spróbować w Lodziarni Latto Gelato.

Skład:

4 bardzo dojrzałe banany + 1 do położenia na wierzchu

180 g brązowego cukru

2 jajka, rozbełtane

1 łyżka ekstraktu z wanilii (opcjonalnie)

100 g miękkiego masła

1-2 łyżeczki esencji waniliowej

180 g mąki pszennej

szczypta soli

1 łyżeczka sody

garść rodzynek (opcjonalnie)

ok. 180 g suszonych daktyli 

ok. 80 ml (może być więcej) rumu

(opcjonalnie: do przepisu można dodać tabliczkę czekolady – wówczas polecam zmniejszyć porcję cukru, można również dodać 2-3 łyżki kakao)

A oto jak to zrobić:

  1. Piekarnik nagrzewamy do 180 st C. Podłużną formę smarujemy masłem lub wykładamy papierem do pieczenia. Daktyle zalewamy 2-3 łyżkami wrzątku, a gdy po kilku minutach nasiąkną, dodajemy rum. Całość blendujuemy do uzyskania pulpy.
  2. Banany rozgniatamy widelcem, łączymy z cukrem, jajkami, masłem i wanilią. Na końcu dodajemy zmiksowane daktyle. Mąkę mieszamy z solą i sodą, a następnie dodajemy do bananów. Całość dokładnie mieszamy i przelewamy do formy. Na wierzchu ciasta rozkładamy pokrojony wzdłuż banan i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy ok. 50-60 minut lub do momentu tzw. suchego patyczka. Ciasto początkowo rośnie powoli, ale później powinno wypełnić całą blachę. Po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika i studzimy w formie. Podajemy z ulubionymi lodami.

Banany rozgniatamy widelcem, łączymy z cukrem, jajkami, masłem i wanilią. Na końcu dodajemy zmiksowane daktyle. Mąkę mieszamy z solą i sodą, a następnie dodajemy do bananów. Całość dokładnie mieszamy i przelewamy do formy.

Look of The Day – Bonjour Paris!

leather shoes / skórzane buty – RYŁKO 

coated jeans / woskowane spodnie – Topshop (stary modeli Joni)

wool jacket & blouse / kurtka z wełną i bluzka – Mango

leather bag / skórzana torebka – Gucci

   Co ja tu robię?! Pytałam sama siebie, gdy pchając wózek szłam przez Rue du Louvre w kierunku ukochanych Jardin du Palais Royal. Obok mnie idzie mój mąż z naszą starszą córeczką na baranach, słońce razi nas w oczy, ktoś tam zamiata chodnik przed otwarciem kawiarni, po drugiej stronie ulicy paryżanin biegnie z psem. A ja próbuję zakodować każdą sekundę tego spaceru, bo wiem, że nie wszystko jest dane raz na zawsze, że świat potrafi zrobić nam wszystkim psikusa i to, co dziś wydaje się proste i w zasięgu ręku, za tydzień lub za miesiąc może być nieosiągalnym pragnieniem. 

   Kilka słów o naszej podróży napiszę dla Was lada moment – gdy tylko znajdę chwilę, aby przysiąść do klawiatury. W Paryżu z dwójką małych dzieci jest to jednak nie do zrobienia ;). Niedziela to jednak taki dzień, w którym nie mogę zostawić Was bez wpisu! Do walizki spakowałam między innym ten strój, który świetnie sprawdził się w czasie całodniowego zwiedzania. Wygodne sztyblety w modnej wersji trochę przełamały ten klasyczny zestaw à la Emily Paryżu.

LOOK OF THE DAY

gold earrings / złote kolczyki – Bizuteria YES (widziałyście już nowy spot reklamowy tej marki?)

camel wool coat & sweater / karmelowy płaszcz z wełną i sweter – MLE (płaszcz dostępny też w czarnym kolorze)

blue jeans & leather bag / niebieskie dżinsy i skórzana torebka – Arket

shoes / buty – Converse

#anijednejwięcej

   Bardzo chciałabym zachować dystans i nie czuć tej potwornej bezsilności. Dodać sobie to piękne jesienne zdjęcie i planować miły weekend. Zająć się swoimi sprawami. Tym bardziej, że tyle kilometrów już przeszłam w tych marszach. Tyle koleżanek wyciągałam na manifestacje. Tyle razy czytałam w komentarzach o tym, jakim jestem potworem, gdy starałam się merytorycznie wytłumaczyć dlaczego prawny zakaz aborcji nie zmniejszy liczby ich wykonywania, a jedynie skaże kobiety na ryzyko utraty zdrowia i życia. Tyle razy czytałam o tym, że przesadzam, „niepotrzebnie się podniecam”, że to temat zastępczy i PiS na pewno się cofnie. Tyle razy próbowałam coś zrobić i nic to nie dało, że naprawdę chciałabym po prostu przejść koło tego obojętnie. Ale nie potrafię.

   To dobrze, że coraz więcej kobiet i osobistości z życia publicznego zaczyna rozumieć, że problem dostępu do aborcji w Polsce to jednak nieco bardziej skomplikowana sprawa niż „bycie za życiem lub przeciwko”. Że świat nie jest czarnobiały, a polityka, od której tak wiele znanych osób ucieka z obawy o utratę lajków jednak ma wpływ na nasze życie. To dobrze, że jest nas więcej, bo jutro mamy okazję do spotkania. Nie zmarnujmy jej. 

MLE COLLECTION – jak nosić nasze płaszcze i swetry na wiele sposobów?

   Dziś wiele projektantów całkiem otwarcie lub tylko w zaciszu swoich pracowni, przyznaje, że nie ma już pomysłów. Że ciągła próba stworzenia czegoś nowego nie przekłada się na zadowolenie klientek. Coraz trudniej zaskoczyć i jednocześnie nie otrzeć się o groteskę. W tym sezonie według większości topowych marek okrycia wierzchnie mają być już tak obszerne, że aby nosić je bez problemu trzeba by zmienić architektoniczne standardy mieszkań (drzwi o szerokości 90 centymetrów niestety nie sprawdzą się na przykład w przypadku tego wzoru od Khaite czy Moncler). Sama jestem fanką większych pikówek (w tej będę chodzić trzeci rok i chyba nie przestała jeszcze być modna), ale podejrzewam, że za rok mogą nam się już znudzić.

    Za to nigdy nie znudzą mi się dobrze skrojone płaszcze z wysokogatunkowej wełny o krojach, które   w subtelny sposób zmieniają się na przestrzeni wielu sezonów. No i swetry – jeśli miałabym podać element garderoby, który najrzadziej jest przeze mnie wymieniany, byłyby to właśnie one. Mam w szafie warkoczowe cuda kupione dziesięć lat temu i wcale nie trzymam ich dlatego, że mam do nich sentyment. Po prostu dobrze mi służą, a w sklepach coraz trudniej kupić coś, co przetrwa próbę czasu. To właśnie dlatego w jesienno-zimowych kolekcjach MLE Collection skupiamy się przede wszystkim na okryciach wierzchnich i ubraniach z dzianiny. Wiem, że sporo z Was upolowało u nas idealny warkoczowy sweter czy klasyczny trencz i najbardziej mnie cieszy, gdy piszecie, że kolejnych już nie potrzebujecie, bo zakupy z zeszłych lat dobrze Wam służą. Szepnijcie o tym swoim koleżankom! 

   Na dzisiejszych zdjęciach możecie zobaczyć nasze nowości w innej odsłonie. Ostatni ciepły dzień tej jesieni pozwolił nam zrealizować materiał w Pałacu Ciekocinko, który mieści się godzinę drogi od Trójmiasta. Chciałyśmy pokazać jak nasze rzeczy sprawdzają się w różnych stylach – codziennym, sportowym i bardziej eleganckim. Jeśli szukacie jeszcze więcej inspiracji z wykorzystaniem naszej tegorocznej kolekcji to sprawdźcie ten i ten wpis. 

Czarny odpowiednik naszego karmelowego płaszcza właśnie dziś wszedł do sprzedaży. Tu widzicie Asię całą na czarno, ale ten płaszcz wygląda równie dobrze w akompaniamencie sportowych elementów. Tak jak poniżej.  Karmelowy wełniany płaszcz, który widzicie na kilku ujęciach jest już prawie wyprzedany, ale będzie jeszcze wracał, więc jak zwykle przypominam o super opcji „powiadom o dostępności” dzięki której dostaniecie mejla, gdy tylko Wasz rozmiar wróci na stan. Mój lubiony sweter w tym sezonie. Już za tydzień będzie w sprzedaży. Karmel. Uwielbiam ten kolor – szukanie idealnego odcienia zajęło nam z Asią mnóstwo czasu. Ta czarna wełniana kurtka to lekka i ciepła alternatywa nie marynarek, na które powoli robi się już za zimno. Ja lubię ją nosić z oficerkami, ale spójrzcie jak fajnie połączyła ją jdyzio! Po co kombinować, skoro takie zestawy są najfajniejsze?

Dzisiaj piątek – dla nas najgorętszy dzień tygodnia, bo sklep przechodzi szturm po pojawieniu się nowości. Wracam więc do pracy, a Was zostawiam jeszcze na chwilę z tymi jesiennymi kadrami. Udanego weekendu!

 

 

Nie taki potwór straszny, czyli mój sposób na krem z dyni, który smakuje nawet najmłodszym

*    *    *

No tak. Nie wszyscy muszą być fanami dyni. Jednym, po prostu wystarczy, że mogą raz w roku uwolnić swoje artystyczne zdolności wycinając z niej mroczne kształty, a dla innych to istne marnotrawstwo, i nie do końca czują w tym bluesa. W takich sytuacjach staram się być po środku, próbując zręcznie połączyć potrzeby i oczekiwania.

Jeżeli nie wiecie, co zrobić z resztkami dyni, które zostały Wam po Halloween'owej imprezie to może zaciekawi Was dzisiejszy przepis. Wprawdzie wymaga on wcześniejszego podpieczenia kawałków dyni, ale reszta to już swobodna inwencja twórcza, więc zachęcam do próbowania smaków.

Skład:

(przepis na 4-6 osób)

ok. 1-2 kg dyni hokkaido lub piżmowej

1 średni por

2 gruszki

1 cebula

ok. 3 szklanki bulionu warzywnego

4 łyżki masła (opcjonalnie)

szczypta gałki muszkatołowej

1 puszka mleczka kokosowego

sól morska i świeżo zmielony pieprz

A oto jak to zrobić:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni C. Dynię kroimy na kawałki i rozkładamy na blasze. Pieczemy przez 35-40 minut, aż będzie miękka. Wyjmujemy, studzimy i na końcu obieramy ją ze skórki.

2. W żeliwnym garnku na maśle podsmażamy posiekanego pora, cebulę i kawałki obranej gruszki. Gdy aromaty się uwolnią dodajemy kawałki upieczonej dyni. Zalewamy bulionem. Zupę zagotowujemy, zmniejszamy ogień i gotujemy przez 10 minut, do momentu, aż dynia będzie się rozpadać. Następnie studzimy zupę, dodajemy mleczko kokosowe i partiami blendujemy do uzyskania gładkiej i jednolitej masy. Całość doprawiamy gałką muszkatołową, pieprzem i solą. Jeżeli chcemy, żeby smak był bardziej maślany, to dodajmy 2 łyżki masła.

I, jak zwykle uprzedzając Wasze pytania, tak przepis na widoczną na zdjęciu foccacię pojawi się na blogu, ale wciąż pracuję nad lepszym efektem.