Look of The Day – bo po sankach też trzeba odpocząć.

gold earring / złote kolczyki – BiżuteriaYES

sweater with wool / sweter z wełną – Edited

leggings & bra / legginsy i stanik sportowy – Oysho

   W Trójmieście znów spadło mnóstwo śniegu, więc weekend minął nam pod znakiem sanek i bałwanów. Poza tym – nudy. No może poza całą falą wzruszeń, którą od rana funduje mi finał WOŚP (w tym roku nie udało mi się wystawić wymarzonej aukcji, więc postanowiłam wesprzeć zbiórkę w ten sposób). Mieliśmy ambitne treningowe plany, ale póki co skończyło się tylko na odpowiednim stroju. Mój komplet wykonany jest z miłego, miękkiego materiału i naprawdę nie chcę się go ściągać. 

   Mam dobrą wiadomość dotyczącą kolczyków – bardzo często pytacie o dokładny link do biżuterii, którą noszę i tym razem go sobie zapisałam, aby nie musieć go potem szukać spośród tysięcy modeli. Kolczyki znajdziecie tutaj.

5 profili na Instagramie, które śledziłabym także wtedy, gdyby moja praca nie miała z tą aplikacją nic wspólnego.

   Część z Was mogła pewnie pomyśleć, że w związku z mrozami zapadłam w sen zimowy i przebudzałam się tylko po to, aby publikować niedzielne wpisy i wrzucić zestawienie blogerek. W sumie, byłby w tym jakiś pierwiastek prawdy, bo w ostatnich tygodniach nie czułam się najlepiej (nie, to na szczęście nie covid), a musiałam też zająć się porządnie moim drugim dzieckiem, czyli MLE Collection. Efekty tej pracy zobaczycie pewnie już w przyszłym tygodniu – w końcu będę mogła pokazać Wam całą kolekcję „resort” czyli produkty, które będą pojawiać się do wiosny. Wracając jednak do blogowych spraw. Dzisiejszy wpis to taki trochę test – dajcie mi proszę znać w komentarzach czy chciałybyście abym podzieliła się z Wami też ulubionymi modowymi profilami albo tymi, które są dla mnie największą fotograficzną inspiracją, a może dotyczącymi wnętrz? Czekam na Wasze sugestie i obiecuję sporo więcej publikacji w przyszłym tygodniu. 

Gabrielle Caunesil

   Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Gabrielle to kolejna dziewczyna, która zdobyła popularność dzięki temu, że jest po prostu piękna. Ale taka ocena byłaby wobec niej naprawdę niesprawiedliwa. Owszem, ta Francuzka była kiedyś wziętą modelką, a jej wygląd przyczynił się do gigantycznej liczby obserwatorów, ale gdyby był to jej jedyny atut, nie zaczęłabym jej śledzić. Gabrielle na swoim profilu co rusz rzuca wyzwanie wszystkim swoim ukrytym demonom. Dziś otwarcie przyznaje, że postanowiła odciąć się od świata mody, bo był dla niej toksyczny, sprawił, że wciąż czuła się jak ktoś, kogo można w każdej chwili zastąpić, a ciągła gonitwa za szczupłą sylwetką odbiła się na jej zdrowiu. No dobrze, ale takie historie słyszałyśmy już wiele razy i chociaż wciąż są potrzebne, to jednak trochę mało, aby rzucić instagramowy świat na kolana. Idźmy więc dalej – Gabrielle nie bała się również powiedzieć światu, że jej mama odeszła, gdy ta była małą dziewczynką, a ciężar wychowania spadł na jej tatę. Wielokrotnie przypomina swoim obserwatorom, że to wydarzenie wyryło ślad na jej psychice i od tego czasu czuła się niewarta miłości, zawsze miała wrażenie, że jest gorsza od innych i przez całe swoje życie wstydziła się przyznać, że została porzucona – dopiero jako dorosła kobieta zrozumiała, że ma prawo winić za to tylko swoją mamę, a nie samą siebie. Opisując ten temat w kilku zdaniach nie sposób wyrazić się tak, aby nie brzmiało to patetycznie i banalnie, ale oglądając Gabrielle naprawdę można poczuć jej emocje i szczerość przekazu.

  Gabrielle wcale nie twierdzi, że wszystkie osobiste wyznania przychodzą jej lekko, ale jednocześnie czuję się w obowiązku, aby pokazać swoim obserwatorom, że Instagram i piękne zdjęcia to jedno, a prawdziwe życie to drugie (tym bardziej, że sama stała się ofiarą wykreowanego świata mody). W ostatnich miesiącach Gabrielle poszła jeszcze o krok dalej, łamiąc chyba jedno z największych kobiecych tabu – bezpłodności i niepłodności. Chcąc skonfrontować się z „życzliwymi” komentatorkami, które pośpieszały ją w prokreacyjnych planach, opowiedziała i skrupulatnie zrelacjonowała historię swojej choroby. Endometrioza stała się chyba naczelną chorobą influencerek i wcale nie piszę tego z przymrużeniem oka – ze względu na własną historię jestem ostatnia z żartowania z tego tematu. Ta przebiegła i zagadkowa choroba często atakuje kobiety, które zdają się być okazem zdrowia, szczęścia i sukcesu. W przypadku Gabrielle endometrioza była już tak zaawansowana, że lekarze podjęli decyzję o usunięciu jednego jajnika, co, jak możemy sobie wyobrazić, było dla trzydziestolatki bardzo ciężkim przeżyciem.

  Te wszystkie trudne tematy z początku powodują w nas lekki dysonans – mamy te piękne zdjęcia z dziewczyną z okładki, bizneswoman z perfekcyjnym makijażem i w modnych ciuchach, a tu nagle, dla odmiany, blizny na brzuchu czy szpitalny pokój. Mnie to jednak nie odstręcza – wręcz przeciwnie. Gabrielle to dla mnie przykład kobiety prawdziwej, z krwi i kości, która nie musi udawać, że jest idealna aby miliony chciały ją obserwować.

  Na koniec, ciekawostka: jej mąż, Riccardo Pozzoli (tu zamieniam się trochę w plotkarę) wcześniej przez lata związany był ze słynną Chiarą Ferragni. Niektórzy złośliwcy twierdzą nawet, że to on w dużej mierze przyczynił się do jej błyskawicznej kariery, w co dziś jeszcze łatwiej uwierzyć biorąc pod uwagę fakt, że tworzy z Gabrielle nie tylko parę, ale także zgrany biznesowy duet, który stoi za prężnie rozwijającą się marką odzieżową – La Semaine Paris

Karolina Korwin Piotrowska

   Ciężko zaprzeczyć temu, że na Instagram wchodzimy głównie po to, aby przez chwilę się odprężyć, zobaczyć coś ładnego, zainspirować się. Tym bardziej winszuję tym profilom, które nie są o tym, jak nałożyć rozświetlacz na twarz albo owinąć się kołdrą, tak aby wyglądać seksownie przy okazji jedząc croissanta, a mimo to zdobywają rzeszę obserwatorów.

    Skłamałabym, gdybym powiedziała, że zgadzam się z każdą opinią Karoliny. Często jej sądy są dla mnie zbyt ostre, czasem nawet jeśli myślę tak samo, to pewnie użyłabym łagodniejszych słów, ale w znakomitej większości to, co udostępnia na swoim profilu Karolina, wydaje mi się po prostu ważne, a przynajmniej ważniejsze niż większość treści, na które napotykam w tej aplikacji. Czasem znajdę u niej link do ciekawego artykułu w New York Timesie, dowiem się czegoś o kryzysie klimatycznym, o kolejnym „rozbrojonym” fake newsie dotyczącym epidemii i przede wszystkim sporo poczytam o prawach kobiet i tolerancji. Karolina nigdy nie boi się wsadzić kij w mrowisko, podpaść jakiejś grupie czy walczyć z hejterami. A co najważniejsze – zdarza jej się zmienić zdanie, powiedzieć, że zaczęła rozumieć też inny punkt widzenia, wycofać się z czegoś. Dzięki temu nie patrzę na nią jak na „pieniacza”, któremu zależy na zamieszaniu i kontrowersji, ale na kogoś, kto faktycznie chciałby coś zmienić. 

Eliza Mórawska

   Gdybym miała w kilku słowach opisać to, co na swoim Instagramie pokazuje Eliza Mórawska powiedziałabym, że jest to świat pełen spokoju, nostalgii za czasami dzieciństwa spędzonego z babcią na Podlasiu, miłości do rodziny i przede wszystkim pysznego domowego jedzenia. Zresztą, to od przepisów wszystko się zaczęło – w 2006 roku, gdy blogi w Polsce dopiero pączkowały, Eliza założyła WhitePlate, gdzie dzieliła się kulinarnymi poczynaniami. Ten, kto chociaż raz odwiedził tę stronę wie doskonale, że przepisy – choć perfekcyjne, proste i niezawodne – były tylko jednym z elementów składających się na popularność kanałów prowadzonych przez tę drobną warszawiankę. Jej publikacje to nie tylko uczta dla oczu, ale także duszy i skołatanych nerwów. Zamiłowanie Elizy do poezji czuć na każdym kroku. Bez obaw, nie znajdziecie u niej wierszyków na temat makaronu, ale jestem pewna, że każdy jej tekst sprawi, że zaczniecie myśleć o czymś więcej niż tylko o jedzeniu.

   To ona nauczyła mnie piec szarlotkę i smażyć najlepsze naleśniki (albo raczej „naleśniory” jak sama je nazywa). Zrobiłam z nią niezliczoną ilość sosów do makaronu, kremów i ciast i zawsze wychodziły perfekcyjnie. Czujny obserwator na pewno wychwycił, że przepisy od dłuższego czasu  są lżejsze, nie zawierają mięsa i chociaż wciąż kojarzą się przede wszystkim z ciepłym domowym posiłkiem, to jednak idą z duchem czasu. Eliza nie robi i nie piszę niczego „pod publikę”. Myślę, że nie obrazi się na mnie za stwierdzenie, że jest trochę „niedzisiejsza”, bo obserwując ją od lat widzę, że w ogóle nie zależy jej na byciu na topie. I pewnie po części dzięki temu, moda na jej blog i Instagram nie mijają – wśród wszechogarniającej kreacji, epatowania luksusem i bezmyślnych choć ładnych zdjęć, miło jest zajrzeć do kogoś, kto po prostu z przyjemnością gotuję po to, aby uszczęśliwić swoich bliskich. 

Pan Inżynier

   Tego profilu na pewno nie znacie! Pan Inżynier, to nie kto inny, jak partner wspomnianej wyżej Elizy. Można by pomyśleć, że co za dużo, to niezdrowo i że jeśli obserwuje się już Elizę, to profil Wojtka nas już nie zaskoczy. Ale to nieprawda. Jego drobne utyskiwania na życie wśród czterech kobiet (żony i trzech córek) oraz na ich nieustanne dokarmianie każdorazowo wywołują uśmiech na mojej twarzy. Profil Pana Inżyniera to też piękna lekcja równouprawnienia – jestem pewna, że zarówno zagorzałe feministki, jak i totalne tradycjonalistki będą zachwycone tym, jak wspólnie z żoną próbuje ogarnąć codzienność. Na jego zdjęciach zobaczycie trochę tego, co przygotowuje córkom na obiad, trochę bałaganu, trochę scen zwykłej rutyny dnia – wszystko z przezabawnym, a czasem i wzruszającym opisem. Warszawska Ochota, spora dawka humoru i prawdziwe życie młodego taty – wszystkie nowe posty lajkuję i sama chciałabym takie pisać!

Make Life Harder

   Historia zatacza tutaj małe koło. Nigdy nie czułam się urażona przez chłopaków, że mój blog posłużył im jako inspiracja do najlepiej skonstruowanej parodii ostatnich lat i już parę razy zdarzało mi się publiczne chwalić literackie osiągnięcia Kuby, ale mimo wszystko nie spodziewałam się, że kiedyś będę promować Make Life Harder na własnej stronie. Dlaczego? Bo ich teksty na Facebooku, chociaż śmieszne i często bardzo trafne, są jednak czasem nieco zbyt wulgarne, jak na standardy takiej grzecznej kobiety jak ja… A mówiąc całkiem poważnie – spaść z krzesła ze śmiechu w trakcie czytania mężowi nowego posta MLH – to jedno. Polecać teksty nasycone przekleństwami i niepoprawnymi politycznie sformułowaniami półmilionowej grupie obserwatorek – to drugie.

   Nieco inaczej ma się jednak sprawa z instagramowym profilem, który został dobrze dopasowany do typowego użytkownika (a może raczej użytkowniczki) Instagrama. Skupiam się jednak tutaj przede wszystkim na stories, bo to ono jest motorem napędowym tego profilu. Oczywiście tu także od czasu do czasu mogą zapiec nas uszy, ale dzięki różnorodnościom treści nie mamy wrażenia, że chodzi tu tylko o chamskie dowcipy. MLH codziennie funduje nam trochę newsów ze świata i polityki (nie zawsze w żartobliwej formie), przegląd najśmieszniejszych i najaktualniejszych memów, trochę prozwierzęcych apeli, a nawet charytatywne akcje podane w taki sposób, że ciężko przejść obok nich obojętnie. To trochę jak Teleexpress z dawnych lat, który balansował między tym co zabawne i istotne, ale w zdecydowanie luźniejszej formie. Więc, o ile dla niektórych teksty na Facebooku mogą być czasem trochę zbyt „hard”, o tyle stories na Instagramie oferują nam ten sam kąśliwy humor, ale w nieco lżejszej oprawie. 

Odpowiadam nim zapytacie ;). Tak, to ten komplet dresowy z MLE, który obiecałam Wam już parę tygodni temu. Przędza nie ma żadnych sztucznych domieszek, a przy tym jest ciepła i zupełnie niegryząca. Obydwa produkty będzie można kupić w przedsprzedaży już jutro (wysyłka rozpocznie się w przyszłym tygodniu). Dresy, jak wszystko od MLE, zostały wyprodukowane w Polsce. 

*  *  *

 

Look of The Day. Śnieg w styczniu. Niemożliwe!

leather shoes / skórzane buty – Balagan

camel coat / karmelowy płaszcz – Zara (model sprzed dwóch lat)

camel gloves / rękawiczki pasujące do płaszcza – 12storeez

leather bag / skórzana torebka – Chanel (rozmiar mini)

trousers / spodnie – Topshop (model Jamie)

cap / czapka – Arket

   Kiedy w czwartek po południu wybraliśmy się podziwiać śnieg na orłowskim molo, myślałam, że to apogeum zimy w tym roku. Słońce, dwa stopnie na plusie, zero wiatru. "Bestia ze wschodu" dotarła do nas w nocy z piątku na sobotę i teraz nie ruszam się z domu bez śniegowców (swoją drogą, czy strój na mega mrozy na przyszłą niedzielę, to już według Was za późno, czy jednak nie?). Nie zdążyłam się w związku z tym nacieszyć tymi wiązanymi botkami z miękkiej skóry, ale coś czuję, że wiosną i jesienią jeszcze to nadrobię. Znalazłam je w ofercie polskiej marki Balagan (część z Was pewnie skojarzy ją z moją torebką "wiaderkiem"), której cały koncept bardzo mi się podoba. W 2015 roku marka założyła Transparent Shopping Collective, który ma wpisywać się w nowy ruch w świecie mody i projektowania przez ujawnienie kosztów produkcji danej rzeczy (tutaj przeczytacie więcej). Jeśli wypatrzyłyście w sklepie coś dla siebie, to mam kod zniżkowy MLY4BALAGAN20 – daje on 20% zniżki na nieprzecenioną kolekcję (nie łączy się z innymi promocjami, zniżka będzie aktywna do końca lutego). Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko! 

Top 5: Ranking najlepszych stylizacji polskich blogerek z Instagrama w grudniu

   Od razu uprzedzam, że w dzisiejszym zestawieniu nie znalazły się "najcudowniejsze stylizacje" ze stycznia, a raczej te, które w ogóle nadawały się na obecną pogodę za oknem. Influencerki naprawdę zaklinają zimę i chociaż sama na co dzień nie ubieram się jak bałwanek (chyba, że wybieram się na długi spacer), to naprawdę ciężko było znaleźć na Instagramie ładne i jednocześnie ciepłe stroje. Nie trudno się domyślić z czego to wynika – puchowe wielkie kurtki zapięte pod szyję, śniegowce czy uggi to coś, co z założenia nie wygląda tak szykownie, jak elegancki płaszcz i botki. Ciekawa jestem, czy którąś z poniższych propozycji chciałybyście teraz wykorzystać?

 

MIEJSCE PIĄTE

@jestemkasia

Kasia od dłuższego czasu lubuje się w długich płaszczach, więc wybór na zimowy spacer po mieście nie jest zaskoczeniem. Podoba mi się trend przewiązania grubego wełnianego swetra w odcieniu ecru na płaszczu (sama od dłuższego czasu uwielbiam ten trend co mogłyście zobaczyć w tym "look'u). Do tego świetnie sprawdzi się duża klasyczna torebka i wiązane botki na niskim obcasie.

MIEJSCE CZWARTE

@agnieszkasolon

W przypadku Agnieszki nie mogłam oderwać wzroku od kurtki (niestety nie znalazłam informacji z jakiej jest firmy). Oversizowe krótkie puchówki to jeden z najbardziej gorących trendów tej zimy. Niezobowiązujące okrycie wierzchnie zostało w tym przypadku przełamane botkami na obcasie, dżinsami z szerszą nogawką i elegancką torebką do ręki. Poza tym, Agnieszka poruszyła pod tym postem bardzo ciekawe zagadnienie odnośnie noszenia wyłącznie czerni. ;)

MIEJSCE TRZECIE

@oliviakijo

Kolejna propozycja w stylu "total black look". Z pewnością kojarzycie trend z tej jesieni, kiedy dziewczyny nosiły skórzane płaszcze. Olivia przemyciła go również w tym stroju (to płaszcz od Ani Kuczyńskiej), a zdjęcie wygląda jakby przyłapano ją na Fashion Week'u. Dużą rolę odgrywają w tym zestawie dopasowane botki i torba Celine. Pięknie!

MIEJSCE DRUGIE

@nataliaszukala

Gdyby nie pandemia, to sama chętnie wybrałabym się w takim stroju na kawę. Mam w szafie podobne kozaki, ale po świętach okazji do ich założenia raczej nie mam ;). Ten zestaw kojarzy mi się trochę z  uwspółcześnioną wersję kostiumów z Matrixa, ale i tak jest fajnie i ze smakiem. 

MIEJSCE PIERWSZE

@cajmel

Na miejscu pierwszym znalazła się Karolina, ponieważ niemal każdego dnia wyglądam identycznie ;). Bardzo podobne spodnie ze strzemieniem łączę z moimi uggami i karmelowym płaszczem. Jest zwyczajnie, ciepło, a jednocześnie nadal stylowo. Ja dodałabym tylko rękawiczki, bo bez nich ostatnio ani rusz. 

Najlepsze kosmetyczne hity roku 2020!

   Ranking kosmetycznych hitów przygotowuję dla Was już od dobrych kilku lat. Ten będzie jednak trochę inny niż wcześniejsze, bo i pielęgnacja wyglądała u mnie w tym roku inaczej. Nim dotarł do nas koronawirus byłam w ciąży z nakazem leżenia w łóżku aż do rozwiązania. To był naprawdę pyszny żart od losu, gdy po dziewięciu miesiącach siedzenia w domu okazało się, że na zewnątrz panuje epidemia, a ja nie mogę wychodzić na zewnątrz ani spotykać się z ludźmi. I to przymusowe uziemienie miało niemały wpływ na to, jakich kosmetyków używałam i czy w ogóle sięgałam po coś z kosmetycznej półki.

   W dzisiejszym rankingu praktycznie nie będzie kosmetyków kolorowych, bo nie miałam za wielu okazji do ich używania – jednym z niewielu pozytywnych newsów 2020 roku jest to, że rezygnacja z makijażu faktycznie poprawia stan skóry (czasem zastanawiam się nad tym, czy gdy pokonamy już wirusa i życie społeczne wróci do normy, więcej kobiet odpuści sobie makijaż w ogóle, albo przynajmniej zmniejszy jego intensywność). Druga zeszłoroczna rewolucja to kwestia rzadszego korzystania z wszelkich form profesjonalnych usług kosmetycznych. Wiosną tego typu miejsca były zamknięte, a później i tak niewiele było okazji aby wyglądać „jak milion dolarów” (jako osoba trudniąca się organizacją wesel coś o tym wiem). Poza tym z usług kosmetyczki korzystałyśmy często dlatego, bo chcieliśmy mieć kompleksową usługę wykonaną w krótkim czasie, którego nam zawsze brakowało. W tym roku czasu w domu większość z nas miała więcej i mogłyśmy o wiele rzeczy zadbać same. Zresztą wystarczy spojrzeć na natężenie reklam lamp do domowej hybrydy i tym podobnych rzeczy.

1.Najlepszy krem/podkład do twarzy.
   Jednym z nieuniknionych i najbardziej nieestetycznych wpadek 2020 roku, o których wcześniej nie słyszałyśmy, były ubrudzone od podkładu maseczki. Dla niektórych było to ułatwienie, bo szybciej znajdowało się odpowiednią stronę maseczki (taki żart), ale generalnie ściąganie maski na randce i zawieszenie jej na jednym uchu, tak aby spokojnie sobie zwisała, mogło trochę odstręczać. Dlatego, w tym roku podkłady poszły u mnie w odstawkę. Dobrym zamiennikiem okazał się być krem marki Phlov ”Diamond Look”, który jest według mnie czymś pomiędzy podkładem, rozświetlaczem a kremem nawilżającym. Ma mnóstwo złotych drobinek (bez obaw – skóra się błyszczy, ale wygląda to bardzo naturalnie), które nadają skórze młodszy, bardziej odświeżony kolor. Od kilku tygodni używam wyłącznie tego kremu i jak na produkt „trzy w jednym”, jestem super zadowolona. Doskonale sprawdzi się u osób, które nie lubią się mocno malować, a chciałyby uzyskać efekt naturalnie rozświetlonej skóry. Ponieważ maseczki zapewne jeszcze trochę pozostaną naszymi bliskimi przyjaciółmi, tym bardziej warto rozważyć ten produkt. Z jednej strony nie zostawia wspomnianych śladów, z drugiej: zastępuje delikatny makijaż. Teraz z kodem „MLE15” otrzymacie 15% zniżki na wszystkie kosmetyki Phlov.

2. Najlepszy kosmetyk na skórę pod oczami.
   Serum pod oczy „Esteticus” marki Basiclab przepisuję z poprzedniego rankingu. Minął rok, a on niezmiennie jest moim faworytem. Miałam okazję przetestować inne kremy pod oczy, ale wróciłam z podkulonym ogonem do tej małej buteleczki. Wygrywa moje rankingi, bo naprawdę szybko niweluje zmęczenie widoczne pod oczami. Jest to też świetny kosmetyk dla osób, które mają już lekkie zmarszczki – w serum znajduje się 10% stężenie peptydu, które w niecały miesiąc redukuje zmarszczki o 28%. Serum kosztuje 64 zł z kodem „Basic2020” kupicie je za niecałe 52 złote, to naprawdę jest świetna cena za taką jakość. Kod obejmuje wszystkie kosmetyki na ich oficjalnej stronie (poza zestawami).

Koszt za buteleczkę 30ml to 45zł z kodem „MLEx21” kupicie je o 21% taniej. To również jest świetny produkt w dobrej cenie. Kod będzie aktywny do 15 stycznia – działa na wszystkie produkty ze strony miyacosmetics.com

3. Najlepsze serum do twarzy.
   Maseczki ochronne nie są obojętne dla naszej skory – zawilgocona powierzchnia maseczki jest idealnym środowiskiem do rozwoju drobnoustrojów. Jestem tego dobrym przykładem bo czerwone krostki wyskakują mi idealnie w obręczy maski. W lecie ten problem nie występował, bo było ciepło (a maski nosiliśmy tylko w pomieszczeniach) – niestety, przy kilku stopniach maseczka już po paru minutach robi się wilgotna od środka. A to idealne środowisko dla bakterii. Aby uodpornić naszą skórę należy wybierać kosmetyki z probiotykami. Serum Miya „Beauty Jab” jest świetnym kosmetykiem do codziennej pielęgnacji skóry problematycznej – mieszanej, przetłuszczającej się, tłustej, z trądzikiem różowatym oraz ze skłonnością do powstawania zaskórników (Kasia nie ma w sumie żadnej z tych typów skóry, ale zdarzają jej się wypryski i wtedy używa tego produktu). Serum zawiera kwas azelainowy i glicynę, które regulują wydzielanie serum, ponadto działają matująco i uelastyczniająco. Prebiotyki równoważą mikroflorę bakteryjną, a postbiotyk „Lactobacillus Ferment” sprawia, że serum wykazuje działanie przeciwbakteryjne. Przy regularnym stosowaniu serum cera staje się widocznie zregenerowana, zrelaksowana, znikają również niedoskonałości, wyrównany zostaje jej koloryt. Ponadto dłużej zachowuje świeżość dzięki uregulowanej pracy gruczołów łojowych. 

Liftingująca maska do twarzy Senelle– za 65ml trzeba zapłacić 139zł – to nie jest mało, ale maska jest wydajna. Na twarz nakłada się cienką warstwę. Myślę, że ta tubka wystarczy na kilka miesięcy przy stosowaniu nawet dwa razy w tygodniu. Z kodem „MLE15” możecie zrobić zakupy ze zniżką 15% na cały asortyment (promocja trwa tylko przez 14 dni do 21.01).

4. Najlepsza maska na twarz.

   Maskę do twarzy marki Senelle.pl poleciła mi kosmetyczka wtedy, gdy trwał totalny wiosenny lockdown i wiadomym było, że mogę zapomnieć o zabiegach. Byłam wtedy świeżo po porodzie i moja cera wyglądała marnie (delikatnie mówiąc). Maska Senelle to jest absolutny „must have”. Po pierwszym zastosowaniu widać już różnicę – cera jest gładka i promienna.

   Maska dosłownie naszpikowana jest najlepszymi aktywnymi składnikami (całą listę możecie zobaczyć tutaj), a mój ulubiony z tych wszystkich to ekstrakt z nektaru australijskiego kwiatu Kangaroo Paw, który pobudza syntezę tenazyny-X, pro-kolagenu I, elastyny oraz zwiększa siłę skurczu fibroblastów, dzięki czemu błyskawicznie zmniejsza widoczność zmarszczek i szorstkość skóry, redukuje wiotkość, zwiększa elastyczność, a jego działanie jest natychmiastowe i długoterminowe. Ekstrakt ma potwierdzone badaniami działanie redukujące zmarszczki wokół oczu i zmarszczki okolic szyi. UWAGA: Redukcja zmarszczek wokół oczu o 5% w stosunku do placebo jest widoczna już po 1 godzinie od nałożenia kosmetyku z 2-procentowym stężeniem tego ekstraktu, a po 28 dniach stosowania – widoczna wartość ta rośnie do 10% w stosunku do placebo. W przypadku skóry okolic szyi wartości te wynoszą odpowiednio 3 i 30 proc., choć u niektórych osób 4 tygodnie stosowania tej maski zaobserwowano spadek 65 procentowy.

5. Najlepszy żel do mycia ciała.
   Malinowy żel do mycia ciała z biosiarczkową wodą od – dobrze Wam już znanej marki – Balneokosmetyki, okazał się dla mnie najlepszy w walce z rogowaceniem mieszkowym – czyli czerwonymi krostkami na ramionach (częste u osób cierpiących na skazę białkową lub nietolerancję laktozy). Poza tym doskonale wypełnia podstawowe zadania, które stawiamy przed żelem do mysia ciała – nawilża ciało na tyle dobrze, że bardzo często odpuszczam sobie użycie balsamu.
Do tego EKO Formuła, zawiera 94% składników naturalnych i jest wegański. Za 200ml zapłacicie 31zł. Oczywiście marka przygotowała dla Was kod więc teraz możecie go kupić o 20% taniej. Kod to – „styczeń", będzie ważny przez cały miesiąc i upoważnia do zakupów ze zniżką 20% na wszystko.

6. Najlepszy peeling do ciała.
   Peeling do ciała to mój ulubiony kosmetyk. Zużywam ich masę. Przynajmniej raz w tygodniu nacieram nim całe ciało. W dobie pandemii i ciągłego siedzenia w domu miałam więcej czasu i mogłam przeprowadzić trochę eksperymentów. Przez dobre trzy miesiące używałam go przynajmniej raz w tygodniu i efekty są super. Nigdy nie miałam tak gładkiej i zadbanej skóry.
Mam dwóch faworytów: o zapachu róży z Phlov i o zapachu migdałów od Barwy. W dzisiejszym rankingu zwycięża ten drugi. W bardzo przyjemny sposób rozprowadza się po ciele – cukier zmienia się w delikatny krem o zapachu migdałów, jest też drobny więc nie daje tego nieprzyjemnego uczucia drapania. Daję mu 10 na 10 punktów. Teraz z kodem "MYSTIC_ALMOND" otrzymacie 15% rabatu na kosmetyki z serii Barwy Harmonii.

Marka Phenome również przygotowała dla Was kod rabatowy – #MLE30 upoważnia do 30% zniżki na cały asortyment (promocja będzie ważna tylko przez tydzień).

7. Najlepszy balsam do ciała.
   Ten kosmetyk przyda Wam się zwłaszcza teraz podczas sezonu grzewczego i chłodnych wieczorów. Przez to, że siedzimy w domu, nasza skóra może być bardziej wysuszona. Jeśli w lecie nie używamy balsamu – pół biedy. Zimą niestety „efekty” pojawiają się bardzo szybko. Jeśli macie problem z przesuszeniami to w pierwszej kolejności dbajcie o to żeby pić więcej wody w ciągu dnia – nawet 3 litry dziennie. Drugi krok to zaopatrzenie się w dobry balsam do ciała. Mój ulubiony jest od polskiej marki Phenome. "Warming"– rozgrzewające masło do ciała z olejkiem mandarynkowym i imbirem pachnie obłędnie, szybko się wchłania i nie pozostawia ciała tłustego – można śmiało się po jego wmasowaniu ubierać. Nie oznacza to jednak, że jego działanie jest krótkotrwałe – nawet wieczorem widzę, że skóra nadal jest gładka i nie pojawiają się te paskudne przesuszone „rybie łuski” na łydkach ;).

   Ten rok był inny. Jednak jeśli chodzi o pielęgnację, to nie mogę uznać go za rok stracony. Więcej czasu w domu, więcej czasu na wnikliwą ocenę kosmetycznych zakupów. Przy dobrych wiatrach – okazja do odpoczynku dla naszej cery. W mojej kosmetyczce pojawiły się nowe perełki. Koniecznie napiszcie w komentarzach czy u Was też są jakieś nowości na łazienkowej półce? I co pandemia zmieniła w Waszej pielęgnacji?

bluzka – Na-kd / spodnie – Zara / stolik – Gubi (nap.com.pl) / dywan – Westwing / kanapa – Ikea / pokrowiec na kanapie – Bemz / kieliszki – H&M Home

*  *  *

 

 

LOOKS OF THE YEAR

1. // 2. // 3. // 4. //

   Być może część z Was stwierdzi, że to odgrzewane kotlety, ale naprawdę sporo z Was pytało o zestawienie moich ulubionych stylizacji z całego roku. Co bym zmieniła? Chociaż często słyszę, że w moich zestawach jest za mało kolorów, to z perspektywy czasu stwierdzam, że najbardziej podobam się sobie w czerni i bieli ;). Rzadziej nosiłam też czarne rurki, których miałyście już serdecznie dosyć. Trendem, który pokochałam, chociaż zupełnie bym się tego nie spodziewała, były kolarki i marynarki z mocnymi ramionami. Najbardziej upragnionym elementem garderoby były… dresy i ubrania do chodzenia po domu. Zaskakującym dodatkiem minionego roku, w najmniejszym stopniu nie wynikającym z mody, były oczywiście maseczki. 

   Każda stylizacja jest podlinkowana pod numerami – pomyślałam, że być może niektóre z Was będą chciały do nich wrócić. A może macie swój "numer jeden"?

5. // 6. // 7. // 8. //

9. // 10. // 11. // 12. //

13. // 14. // 15. // 16. //

17. // 18. // 19. // 20. //

21. // 22. // 23. // 24. //

25. // 26. // 27. // 28. //

29. // 30. // 31. // 32. //

33. // 34. // 35. // 36. //

37. // 38. // 39. // 40. //