Last Month

   The coming of spring always encourages me to interpret the same topics anew – for example, I’m browsing through an album featuring pre-war photos of my city to take a fresh look at it. Instead of hyacinths, I bought magnolia springs and I’m impatiently waiting for their blooming. I’m just searching for some original recipes, as keeping in mind my new duties, I’d like to enrich my culinary repertoire with meals that can be finished in next to no time. For the time being, I’m bidding early spring goodbye with the following photo summary.

* * *

Nadejście wiosny zawsze zachęca mnie do nowych interpretacji tych samych tematów – przeglądam na przykład albumy z przedwojennymi zdjęciami mojego miasta, aby spojrzeć na nie w inny niż dotychczas sposób. Zamiast hiacyntów kupiłam gałązki magnolii i czekam z niecierpliwością aż zakwitną. Szukam tylko jakichś oryginalnych przepisów, bo przy nowych obowiązakach chciałabym poszerzyć swój kulinarny repertuar o potrawy, które przyrządza się w trymiga. Póki co, żegnam przedwiośnie poniższą fotorelacją. 

Tłusty Czwartek był co prawda w lutym, ale nie wiem czemu zdjęcia z tego wyjątkowego święta nie załapały się do ostatniego zestawienia. Było tłusto i słodko! Liczba pączków w pracy to jednak informacje poufne, więc nie zdradzę Wam ile ich zjadłyśmy…1. Sopot powoli budzi się do życia po zimowym śnie. Za dwa miesiące nie wciśniecie tu igły. // 2. Do wyboru było nadzienie malinowe, o smaku słonego karmelu i moje ulubione – czekoladowe! // 4. Jak dobrze jest mieć dobrą duszę, która zawsze zadba o dostawę świeżych pączków i gorącej kawy! //

Moja kaszmirowa chusta towarzyszy mi już od trzech sezonów – uwielbiam ją nosić zarówno zimą jak i wiosną, bo jest lekka i bardzo miękka, a przy tym ciepła. Jeśli podoba się i Wam to skorzystajcie z kodu do MINOU Cashmere. Wystarczy wpisać MLEWIOSNA19 w trakcie dokonywania zakupów aby uzyskać 20% zniżki na wszystkie nieprzecenione chusty i szale (kod działa do 3 kwietnia).

1. Poranne lenistwo. // 2. Portos miał mały incydent na spacerze, ale to nie on zaczął. // 3.Niemal każdy zakątek starego miasta w Gdańsku wygląda jak z bajkowej krainy. // 4. Wzięłam trochę wiosny na wynos. Takie nietuzinkowe kwiaty znajdziecie w mojej ukochanej pracowni florystycznej NARCYZ. //Taki duet to prawdziwa przyjemność. "Niespodziewanie jasna noc" to niezwykle ciepła i mądra historia. Renata Frydrych, autorka tej powieści, przenosi nas do Londynu i Warszawy, do teatru szekspirowskiego i na nadwiślańską ławeczkę. Głównym bohaterem jest Kuba, który ma ułożone spokojne życie w Warszawie – gdy postanawia spełnić swoje marzenia wszystko zaczyna się zmieniać. 1. Miła niespodzianka od CHANEL. Spodziewajcie się niebawem kilku kosmetycznych nowości. // 2. Jeden z moich ulubionych obecnych trendów, czyli wzorzyste apaszki do włosów.  // 3. Rekonwalescencja. // 4. Porządki i selekcja – naliczyłam piętnaście różnych kokilek ;). //To tylko kilka z pięknych akcesoriów dla dzieci, które przyszły do mnie sklepu Maylily. Sówka-pozytywka została wykonana z dbałością o każdy detal, a muślinowe pieluszki są non stop w użytku. 1.Wiosenne detale we włosach. // 2. W poszukiwaniu wiosny. Pierwsze przebiśniegi znalazł Portos. // 3. Chwila wytchnienia na wagę złota, bo tak rzadko się zdarza. // 4. Mieszkanie posprzątane! //

Jedni topią marzannę, a my witamy wiosnę kubkiem pysznych lodów. Oczywiście od Ruszczyka. Każdy poranek rozpoczynam szklanką siemienia lnianego namoczonego w wodzie. Siemię ma wpływ nie tylko na włosy, cerę, czy skórę, ale na cały organizm – zmniejsza cholesterol, chroni przed rozwojem komórek nowotworowych, usprawnia pracę jelit i chroni żołądek. Poza tym jest smaczne!A to resztkowy obiad, czyli makaron z kurkami. Na drugi dzień jest jeszcze lepszy. Przepisem podzieliłam się w tym wpisie Nie bardzo wiem gdzie trzymać koszyki. Kilka z nich jest ręcznie robionych – o nie dbam najbardziej, bo wiem, że takich samych już nie znajdę. Jeśli Wy też cenicie sobie rękodzięła i oryginalne przedmioty, to przypominam Wam o wyjątkowym wydarzeniu. Już między 24 a 26 maja odbędą się targi Warsaw Gift&Deco Show, gdzie możecie znaleźć masę pięknych rzeczy, które pomogąnstworzyć niepowtarzalny wystrój w Waszych domach. A może szukacie dla kogoś unikalnego i wyjątkowego prezentu? Na targach nie zabraknie także artykułów dla dzieci takich jak dekoracje, meble, oświetlenie do pokoi dziecięcych, tekstylie i zabawki.   Nowość od Hermes.      Portosan chyba zawsze będzie się czuł jak kilkumiesięczny szczeniaczek, którego bez trudu można nosić na rękach.
Jeszcze więcej wiosny na wynos! Jakoś trzeba sobie radzić, skoro na dworze pada deszcz, wieje mroźny wiatr, a termometr nie przekracza pięciu stopni… Zakupy oczywiście zrobione w NARCYZIE. Praca wre. Tak wygląda teraz przygotowywanie nowej kolekcji dla MLE Collection, bo ostatnio rzadko ruszam się z domu ;). Notatki, projekty, parę wzorników z tkaninami i oczywiście Portos w centrum.Wraz z powrotem wiosny wróciłam do moich ukochanych pasiaków. Ta bluzka z dekoltem w serek stała się moim domowym ulubieńcem. Kupicie go w sklepie polskiej marki HIBOU Essentials.

Nasza ulubiona trasa, czyli las przy plaży. 

Poznajecie? :) 

***

 

 

 

CHANEL make up – L’ART DU DÉTAIL spring/summer 2019

   Fashion in principle requires continuous observation and changes so this time, I won’t go into much detail, but in case of makeup, the situation is obvious – when the calendar shows the 21st of March, we aren’t too keen on changing our makeup routine. But when we realise that together with a new season, there are things that change, including the angle of sun rays, the colours of our surroundings, and simply clothes that we wear, it’s easier to find an argument to finally use another blush or test a new eye shadow palette.   

   Lucia Pica, the Creative Director of CHANEL Beauty, is searching for a new inspiration as well. This time, before creating the spring/summer makeup collection, she travelled to Eastern Asia. The source of original ideas became even the most inconspicuous images – from glistening fish scales at a street market in Tokyo to the tangled wires hanging above the streets of Seoul.   

   How do her travel experiences translate into makeup? First and foremost, the collection includes a whole gamut of possibilities to attain various level of highlighting.  My favourite product is BAUME ESSENTIEL highlighter in a stick which creates the effect of wet skin. The moisturising highlighting balm melts on the skin and look really natural (it’s best to apply it on foundation and give up on loose powder).   

   When creating eye makeup, I used beige hues and deep red – initially, the colours from the palette seem bold, but CHANEL cosmetics always blend well and look natural. When it comes to lipstick (in 73 IMPERIAL), I patted it with my finger to avoid a very studied effect. Lucia herself claims that she never wanted women to brush against the banality of perfectionism.

* * *

   Moda z założenia wymaga ciągłej obserwacji i zmian, więc tym razem nie będę się na jej temat rozpisywać, ale w przypadku makijażu sprawa nie jest już tak oczywista – wraz z nadejściem 21 marca nie zmieniamy raczej naszej kosmetycznej rutyny. Ale gdy uświadomimy sobie, że wraz z nową porą roku zmienia się kąt padającego światła, kolory naszego otoczenia, czy po prostu ubrania, które nosimy, to łatwiej znaleźć argument na to, aby użyć w końcu innego różu czy przetestować nową paletę cieni. 

   Lucia Pica, dyrektor kreatywna CHANEL Beauty, także poszukuje nowych inspiracji. Tym razem, przed stworzeniem nowej wiosenno-letniej kolekcji makijażowej, wybrała się aż do wschodniej Azji. Źródłem oryginalnych pomysłów stały się nawet najbardziej niepozorne obrazy – od połyskujących łusek świeżych ryb na targu w Tokio, po splątane druty wiszące nad ulicami Seulu. 

   A jak jej podróże przekładają się na makijaż? Przede wszystkim, mamy cały wachlarz możliwości pozwalających uzyskać na twarzy różne efekty rozświetlenia.   Moim ulubionym produktem jest rozświetlacz w sztyfcie BAUME ESSENTIEL, który tworzy na skórze efekt mokrej skóry. Nawilżający balsam rozświetlający topnieje na skórze więc wygląda bardzo naturalnie (najlepiej nałożyć go na podkład i zrezygnować z sypkiego pudru). 

   Tworząc makijaż oka wykorzystałam odcienie beżu oraz głeboką czerwień – z początku kolory palety z tej kolekcji wydają się odważne, ale cechą kosmetyków CHANEL jest to, że wtapiają się w skórę i zawsze wyglądają naturalnie. Z kolei pomadkę (odcień 73 IMPERIAL) wklepałam palcem, aby uniknąć nazbyt wypracowanego efektu. Sama Lucia twierdzi przecież, że nigdy nie chciała, aby kobiety ocierały się o banał perfekcjonizmu. 

lakier do paznokci – LE VERNIS CHANEL, odcień BLEACHED MAUVE 646 // kremowy cień do powiek – OMBRE PREMIÈRE, odcień 840 PATINE BRONZE // cienie do powiek – Les 9 OMBRE-ÉDITION N°2 QUINTESSENCE // rozświetlacz – POUDRE LUMIÈRE – 10 IVORY GOLD // rozświetlacz w sztyfcie – BAUME ESSENTIEL, odcień SCULPTING // pomadka – ROUGE ALLURE VELVET, odcień 73 IMPERIAL // tusz do rzęs –  LE VOLUME RÉVOLUTION DE CHANEL // krem CC – CHANEL CC CREAM //

sweter – H&M // spodnie – MLE Collection // shoes – CHANEL 

 

Z cyklu „Love to be a photographer” – Codzienność w obiektywie. Jak sprawić, aby była piękniejsza?

    Over the last months, it was difficult for me to sit at the laptop and gather my thoughts to prepare a longer post. I was preparing for you the Sunday posts, articles on cosmetics which required mostly specific pieces of information, and the regular “Last Month” cycle with terse descriptions below the photos – that was all I could muster. I thought that I would break this impasse with a topic that is closest to my heart – especially now, when a day can’t pass without me grabbing the camera for purely personal reasons. Right. Today I wanted to show you that in order to take beautiful photos, you don’t have to wait for a special occasion, travel to beautiful places, or arrange a special photo shoot, whose effect will later flood your Facebook wall.    

   While browsing through my parent’s photo album, I noticed that I’m equally interested in photos from their wedding day and those more ordinary everyday photos depicting daily activities – a walk in the woods, reading books, or preparing a dinner by my extremely young mother. Interestingly, photos that gain the greatest interest on Pinterest show scenes that we experience in our everyday lives – of course, scenes that are photographed really well. They very often show coffee mugs, set tables, girls reading books on sofas, cats lying on beds accompanied by their owners, couples preparing breakfasts, and so on. We like to view them as they show pleasant things that are within everyone’s reach. I’ve noticed that you like photos showing everyday life and often ask about how to take them so that the “everyday snapshots” become perfect mementos, instead of becoming an irrelevant take that we’ve keep on our phones. Below, I’ll reveal my ways (maybe some of them are slightly banal, but they really work well in my case) to make everyday life an ideal topic for taking photos and acquire new colours. 

1. Stop waiting for the grand moment.    

   Documenting extraordinary and groundbreaking events is, of course, extremely important and worth doing, but remember that taking a stunning photo depicting everyday life may also acquire rare character. It’s great to have a commemorative photo from a christening or a wedding reception, but after a few years you’ll be looking at photos showing everyday lying around in bed with equal sentiment. You thing that you’ve got plenty of such photos on your phone? All right, but did you make particular effort to take any of them? Did you grab a camera instead of a smartphone? Did you check the lighting? Did you get up from bed to take a better frame? 

2. Organise the photo shooting set and search for a good background.  

   If you think that your home is pretty orderly, take a photo of one of the rooms – you’ll instantly see each cluttered corner. Controlled disorder is often a very desirable background in photos, but it’s definitely easier and faster to take a photo if you declutter the space from unwanted items. I’m not talking about distorting reality, but if you want to organise a small photo session with you family, like that, it’s worth changing the bedding on Friday night and choosing one that is more photogenic (white or in mute colours, in fine blue stripes, made of linen or matte cotton), draw back the curtains before taking the photo, and come with an idea beforehand (whether the photo should be taken from overhand, whether you want to photograph only faces, or whether you need self timer, etc.). Remember that in photography, pushing the shutter is only the last element of the whole puzzle in which arranging the setting is often a greater challenge than taking the photo itself.

* * *

   W ostatnich miesiącach ciężko było mi przysiąść do komputera, aby zebrać  myśli w jakiś dłuższy tekst. Przygotowywałam dla Was niedzielne wpisy, artykuły o kosmetykach, które wymagają w większości konkretnych informacji i stały cykl „Last Month” ze zdawkowymi opisami pod zdjęciami – tyle udawało mi się z siebie wykrzesać. Pomyślałam, że ten impas przełamię tematem, który jest mi najbliższy – zwłaszcza teraz, gdy właściwie nie ma dnia, kiedy nie złapię za aparat z czysto prywatnych powodów. No właśnie, dziś chciałabym pokazać Wam, że aby robić piękne zdjęcia nie trzeba czekać na wyjątkową okazję, wyjeżdżać w piękne miejsca, czy umawiać się na specjalną sesję zdjęciową, których efekty zalewają później naszą tablicę na Facebooku.  

   Przeglądając album moich rodziców szybko zauważyłam, że z takim samym zainteresowaniem oglądałam zdjęcia z ich ślubu, co te wykonane w trakcie zwykłych codziennych sytuacji – spaceru po lesie, czytaniu książek, czy w trakcie przygotowywania obiadu przez moją młodziutką mamę. Co ciekawe, zdjęcia, które zyskują najwięcej popularności na Pintereście przedstawiają sceny, w których same bierzemy udział każdego dnia – oczywiście świetnie sfotografowane. Jest tam mnóstwo zdjęć kubków z kawą, nakrytych stołów, dziewczyn czytających książki na kanapie, kotów leżących na łóżku w towarzystwie swoich właścicieli, par przygotowujących śniadanie i tak dalej. Lubimy je oglądać, bo pokazują nam miłe rzeczy, które każdy ma w zasięgu ręki. Zauważyłam, że Wy też lubicie zdjęcia pokazujące zwykłe życie i często pytacie co zrobić, aby takie „codzienne kadry” nadawały się na pamiątkę, a nie były kolejnym, mało znaczącym ujęciem, które trzymamy w swoim telefonie. Poniżej zdradzam swoje sposoby (być może nieco banalne, ale u mnie naprawdę się sprawdzają), aby nasze codzienne życie stało się doskonałym tematem do fotografowania i nabrało nowych kolorów.  

1. Nie czekaj na wielką chwilę.  

   Dokumentowanie niezwykłych i przełomowych zdarzeń jest oczywiście bardzo ważne i warto to robić, ale pamiętaj, że zrobienie świetnego zdjęcia ilustrującego codzienną prozę życia może samo w sobie stać się tym szczególnym momentem. Fajnie mieć pamiątkę z chrzcin czy wesela, ale za parę lat z równie dużym sentymentem będziesz patrzeć na zdjęcie przedstawiające coniedzielne wylegiwanie się w łóżku. Myślisz, że masz w telefonie masę takich zdjęć? No dobrze, a czy do któregoś z nich faktycznie się przyłożyłaś? Zamiast smartfona wzięłaś do reki aparat? Sprawdziłaś jak pada światło? Wstałaś z łóżka, aby złapać lepszy kadr?  

2. Uporządkuj swój plan zdjęciowy i poszukaj dobrego tła.

   Jeśli wydaje ci się, że w Twoim domu panuje ład i porządek, to sfotografuj któreś z pomieszczeń – od razu rzuci ci się w oczy każdy zabałaganiony kąt. Kontrolowany nieład jest często bardzo pożądanym tłem na zdjęciu, ale znacznie łatwiej i szybciej będzie ci robić zdjęcia, jeśli oczyścisz przestrzeń z niepotrzebnych przedmiotów. Nie mówię tu o przekłamywaniu rzeczywistości, ale jeśli chcesz w weekend zrobić małą sesję rodzinną w takim stylu, warto w piątek wieczorem zmienić pościel na tę „fotogeniczną” (białą lub w zgaszonych kolorach, w cienkie niebieskie prążki, z lnu lub matowej bawełny), przed zrobieniem zdjęcia rozsunąć zasłony i pomyśleć wcześniej o koncepcji (czy ma być od góry, czy chcesz sfotografować same twarze, czy potrzebujesz samowyzwalacza itd.). Pamiętaj, że w fotografii naciśnięcie spustu migawki jest tylko ostatnim elementem całej układanki, w której uporządkowanie otoczenia bywa większym wyzwaniem niż samo zrobienie zdjęcia.  

Kosz, który widzicie na zdjęciu, musztardowa poszewka na poduszkę, którą pokochał Portos oraz pościel i prześcieradło z lambrekinem znalazłam w sklepie Cellbes. Wiele z Was pyta mnie gdzie kupuję rzeczy do domu, więc cieszę się, że mogę Wam dziś przekazać kod promocyjny do tego sklepu. Wystarczy wpisać kod MLE03 aby otrzymac 20% na produkty domowe. 

3. Surround yourself with natural and original things.   

   All thing that are natural will add your snapshots style – flowers, wood, stone, wool… I put a lot of effort into the finishing elements at my home and the majority of furniture pieces were made from natural resources (no plywood, conglomerates, plastic, or laminate flooring). Of course, you don’t have to replace anything to take a few photos as it would be silly, but from experience, I know that what really looks well in photos is also nice in everyday use and simply is pleasant to the eye. It’s also worth searching for old items that enrich the ambiance.

* * *

3. Otaczaj się tym, co naturalne i oryginalne.

    Wszystko, co naturalne doda twoim kadrom sznytu – rośliny, drewno, kamień wełna… Sporo wysiłku włożyłam w to, aby elementy wykończeniowe i zdecydowana większość mebli w moim mieszkaniu była wykonana właśnie z naturalnych surowców (żadnej sklejki, konglomeratów, plastiku czy paneli). Oczywiście, nie musisz niczego wymieniać, aby zrobić kilka zdjęć, bo byłoby to niemądre, ale z doświadczenia wiem już, że to, co dobrze wygląda na zdjęciach jest też miłe w codziennym użytkowaniu i po prostu dobrze się prezentuje. Warto też szukać starych przedmiotów, które dodają klimatu. 

Idealnym miejscem na znalezienie "rekwizytów", które będą ładnie wyglądały na zdjęciach i jednocześnie odświeżą stylistykę naszego mieszkania są na przykład targi Warsaw Gift&Deco Show. Na takich wydarzeniach z łatwością znajdziemy oryginalne meble czy unikalną ceramikę, ale też mnóstwo artykułów dekoracyjnych, codziennego użytku, biżuterii, artykułów papierniczych czy przedmiotów z segmentu eko/recykling. Jeśli macie blisko to koniecznie wybierzcie się w dniach 24-26 maja do Ptak Warszaw Expo. Swoje prace zaprezentuje blisko ośmiuset wystawców z całego świata. Szczegółowy program targów znajdziecie tutaj

4. Cook spaghetti Bolognese, bake a cake, serve some chicken.  

   Eating together, even meals that aren’t that sophisticated, is one of the coolest pictures in our everyday lives. Let’s try to grab the camera when we’re preparing a cake together – even the simplest one. Home that smells of a cake (and, in general, of good food) is home where you want to be and that you want to return to. Even though you can’t really show the smell, photos of home-made baked goods always stir emotions. There are dishes that, despite being simple, are really photogenic. In case of cakes and pastries, start with tarts. It’s really hard to fail with shortcrust pastry. It bakes quickly and the ready tart with cream and fruit always looks nice. A good idea will be also preparing the simplest pancakes or spaghetti (I don’t need to remind you how charming the dog couple in Lady and the Tramp looked). Today’s photos feature simple pasta with chanterelle sauce. You can find the recipe below (the dish is ready in next to no time – and that’s exactly how much time it takes for the pasta to disappear from the plates, you just need to be quick at taking photos ;)). 

Recipe for pasta with chanterelle sauce

Ingredients:

pappardelle or tagliatelle pasta

3 large white onions

4 cloves of garlic

150 g of butter

750 g of frozen or fresh chanterelles

150 g of sour cream (30% butterfat)

500 ml of white dry winethyme (it’s best to use fresh, but you can also use dried)

two parsley tops

1 tablespoon of olive oil

salt and pepper

Directions:

Chop the onions, peel and crush the garlic cloves. Heat up 1/3 of the prepared butter in a large pan, add one tablespoon of olive oil (to increase the temperature) and fry the chopped onion and crushed garlic. Place chanterelles in a sieve and rinse them with water thoroughly. Wait until the water drains off and if the onion is already tender, add chanterelles into the pan. Add a tablespoon of thyme and cover the pan with a lid so that 1/3 is left uncovered (I don’t want the vaporising water to splash all over the kitchen, but at the same time I need to give it a way to get out). Add salt. And now, I’ll reveal a small secret. In order for the chanterelles to aromatise the dish (tested by my grandmother and mother) – you need to wait until they are almost burnt and only then should you add the rest of the butter. In the meantime, boil some water for the pasta. When the butter is melted, add wine and increase the heat so that it becomes homogeneous. Decrease the heat and add sour cream, remembering to stir delicately. Check whether the sauce requires seasoning and add a considerable portion of freshly ground pepper. Strain the pasta and place it in the pan – stir everything and add chopped parsley. 

* * *

4. Ugotuj spaghetti bolognese, upiecz ciasto, podaj kurczaka.

   Wspólne spożywanie posiłków, nawet tych mało wykwintnych, to jeden z najfajniejszych obrazów w naszym codziennym życiu. Spróbuj sięgnąć po aparat kiedy wspólnie przygotowujecie ciasto – nawet takie najprostsze. Dom, w którym pachnie ciastem (i w ogóle dobrym jedzeniem), to dom, w którym chcesz być i do którego chcesz wracać. I chociaż nie można pokazać zapachu, to zdjęcia domowych wypieków wzbudzają zawsze wielkie poruszenie. Są potrawy, które mimo swej prostoty, są bardzo fotogeniczne. W przypadku ciast zacznij od tart. Kruche ciasto naprawdę ciężko jest zepsuć, szybko się je piecze, a gotowa tarta z kremem i owocami zawsze wygląda pięknie. Dobrym pomysłem są też najzwyklejsze naleśniki czy spaghetti (nie muszę chyba przypominać, jak uroczo wyglądała z nim psia para w „Zakochanym Kundlu”). Na dzisiejszych zdjęciach widzicie z kolei prosty w przygotowaniu makaron w sosie kurkowym. Przepis znajdziecie poniżej (robi się go błyskawicznie i równie błyskawicznie znika z talerzy, więc zdjęcia trzeba robić szybko ;)).  

Przepis na makaron w sosie kurkowym

Skład:

makaron Pappardelle lub Tagliatelle

3 białe duże cebule

4 ząbki czosnku

150 g masła

 750 g mrożonych lub świeżych kurek

150 ml śmietany 30%

500 ml białego wytrawnego wina

tymianek (najlepiej świeży, ale może też być suszony)

dwie natki zielonej pietruszki

łyżka oliwy z oliwek

pieprz i sól

Sposób przygotowania:

Siekam cebulę, obieram i rozgniatam czosnek nożem. Rozgrzewam jedną trzecią przygotowanego masła na dużej patelni, dodaję łyżkę oliwy (aby zwiększyć temperaturę spalania) i podsmażam na tym cebulę z czosnkiem. Kurki przekładam do sita i dokładnie przepłukuje wodą. Czekam aby woda całkiem spłynęła i jeśli cebula jest już całkiem miękka, wrzucam kurki na patelnię. Dodaję łyżkę stołową tymianku i przykrywam patelnie pokrywką, w taki sposób, że jedna trzecia jest wciąż odsłonięta (nie chcę aby parująca woda z tłuszczem tryskała na całą kuchnię, ale jednocześnie muszę dać jej możliwość wyparowania). Dodaję sól. I teraz zdradzę Wam sekret, aby kurki puściły do sosu maksymalna ilość aromatu (przetestowane przez moją babcię i mamę) – należy poczekać do momentu, w którym kurki będą prawie przypalone i dopiero wtedy dodać pozostałą część masła. W międzyczasie nastawiam makaron. Gdy masło się rozpuści dodajemy wino i zwiększamy gaz, aby sos był jednolity. Zmniejszamy gaz i dodajemy śmietanę delikatnie mieszając. Sprawdzam, czy sosu nie trzeba dosolić i dorzucam solidną porcję świeżo mielonego pieprzu. Odcedzam makaron i wrzucam na patelnię – całość mieszam i dodaję posiekaną pietruszkę.  

Zastawa z bażantami (i innym ptactwem ;)), którą widzicie na zdjęciu pochodzi ze sklepu Cellbes. Pamiętajcie, że teraz artykuły domowe możecie kupić w sklepie z 20% rabatem (wystarczy użyć kodu MLE03).

5. Interpret anew.    

   Watch films, visit art galleries with good paintings, familiarise yourself with the works of great photographers, and remember to save photos that you know you could take on your own. Look at them closely and think which of their elements do you like the most and which are you able to arrange similarly or even improve. When I lack inspiration, I’m trying to find it in the movies of the 60s and the 70s – times when intriguing frames were more important than special effects. Film productions that I love for impeccable stage design are, for example, “Chocolat”, “The English Patient”, “Three Days of the Condor”, “Amelia”, or “The Dressmaker”. It’s good to familiarise yourself with different photography styles and decide on your own which is closest to your heart – the works of great photography masters, such as Henri Cartier-Bresson or Robert Doisneau, will help you to notice the beauty in inconspicuous scenes. You’ll see that even when you’re using someone’s inspirations and ideas, you’ll still taking your “own” photos that are different from the original snapshot as you always add a fraction of your own unique sense of aesthetics. 

* * *

5. Interpretuj na nowo.  

   Oglądaj filmy, odwiedzaj galerie z dobrym malarstwem, poznawaj prace wielkich fotografów i przede wszystkim zapisuj zdjęcia, które wiesz, że mogłabyś spróbować zrobić sama. Przyjrzyj się im dokładnie i zastanów, które ich elementy podobają ci się najbardziej i które będziesz w stanie podobnie zaaranżować albo wręcz poprawić. Gdy brakuje mi inspiracji, to staram się ją odnaleźć w filmach z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy intrygujące kadry były ważniejsze od efektów specjalnych. Produkcje, które uwielbiam za dopracowaną scenografię to na przykład „Czekolada”, „Angielski pacjent”, „Trzy dni kondora”, „Amelia”, czy „Projektantka”. Dobrze jest też poznać różne style w fotografii i samemu zdecydować, który jest nam najbliższy – prace wielkich twórców, takich jak Henri Cartier-Bresson czy Roberta Doisneau, pomogą tobie dostrzec piękno w niepozornych scenach. Zobaczysz, że nawet kiedy korzystasz z czyichś inspiracji i pomysłów, to i tak robisz „swoje” zdjęcia, inne od wzoru, bo dodajesz do nich zawsze cząstkę własnego niepowtarzalnego wyczucia estetyki.  

brązowa ramoneska – CARRY // bluza – H&M // spodnie – Topshop (model Jamie) // buty – UGG

6.  Show what’s most important.  

   You can’t have a beautiful life without surrounding yourself with people whom you love, and you can’t take beautiful photos of your closest ones if you don’t show the love that is between them. Each photographer will tell you that the simplest way for a beautiful snapshot is showing affection and emotions between two people. These are even the simplest gestures like putting a hand on one’s shoulder or a tender whisper into one’s ear. Think about it when you’ll be posing in front of a camera with your husband or boyfriend next time. Authenticity and spontaneity are frequently the greatest assets of a photo.

* * *

6.  Pokaż to, co najważniejsze.

   Nie da się pięknie żyć, jeśli nie otaczają nas ludzie, których kochamy. I nie da się zrobić pięknych zdjęć bliskich, jeśli nie pokaże się miłości między nimi. Każdy fotograf powie ci, że najprostszym sposobem na piękne ujęcie jest pokazanie uczucia między dwojgiem ludzi. Wystarczą nawet drobne gesty, jak położenie dłoni na ramieniu, czy czuły szept do ucha. Pomyśl o tym, gdy następnym razem będziesz pozować z chłopakiem czy mężem do wspólnego zdjęcia. Autentyczność i spontaniczność bywają często największym atutem fotografii.

If you want to read more about photography, I’d like to remind you about my book published almost two years ago. There aren’t that many "Make Photography Easier” pieces left, but there are still a few waiting… :)

* * *

Gdybyście miały ochotę poczytać więcej o fotografii, to przypominam o mojej książce, wydanej blisko dwa lata temu. "Make Photography Easier" ma już prawie wyczerpany nakład, ale kilka egzemplarzy jeszcze się znajdzie… :)

 

 

Last Month

   Even though I broke all records when it comes to taking photos last month, when the time had finally come for the Last Month post, it turned out that I didn’t have that much to show you. Fledgling mothers probably understand that each grimace, each look, each nap is worth eternalising – a hundred times. I’m already running out of mobile phone memory, but the number of photos that can be shared with a wider online audience started to dwindle. Due to the fact that everyday life has slightly slowed down (or maybe it’s the other way round? I don’t really know), today’s photos may seem slightly monotonous – even though I’d call them rather idyllic :).

* * *

   Chociaż w ostatnim miesiącu pobiłam wszelkie rekordy liczby wykonanych zdjęć, to gdy przyszło do tworzenia "Last Month" okazało się, że tak naprawdę niewiele mam Wam do pokazania. Świeżo upieczone mamy pewnie zrozumieją, że każdy grymas, każde spojrzenie, każda drzemka jest warta uwiecznienia – najlepiej po stokroć. Pamięć telefonu jest więc na wyczerpaniu, ale fotografii, którymi można by podzielić się z szerszym internetowym gronem trochę jakby mniej niż zwykle. A że codzienność u mnie trochę zwolniła (a może właśnie na odwrót? sama nie wiem), to dzisiejsze kadry mogą wydawać Wam się trochę monotonne, chociaż ja nazwałabym je raczej sielskimi :).

Wietrzenie szafy… w tym roku trochę szybciej nadszedł ten moment, gdy słońce i temperatura zmuszają do małych remanentów. 
Zupy to ostatnio główna pozycja w moim menu. Mogę przygotować trzypiętrowy tort z kremem albo kaczkę w pięciu smakach, ale gdy przychodzi do krupniku, rosołu czy pomidorowej, to moja mama i babcia są nie do pobicia. W czym tkwi sekret?Pomidorowa tylko z ryżem. A jak jest u Was?Nie może obyć się również bez miski rosołu – koniecznie z porządną porcją świeżej pietruszki!1. O poranku jest tu najpiękniej. // 2. Kiedy ja chcę wracać, a Portos jeszcze nie… // 3. Od kilku dni mam już mufkę do wózka, ale wcześniej umarłabym bez ciepłych rękawiczek. // 4. Nowe pluszowe detale w moim domu. Przybywa ich z każdym dniem… //

Niby pierwsze promienie wiosennego słońca, a jednak chłód wciąż smaga ręce. Gdy pokazałam te rękawiczki na Instagramie wiele z Was pytało o link do sklepu – Mongolian. Są z gęsto tkanego kaszmiru i są wyjątkowo ciepłe. Walentynkowy balon-serduszko od YES'a. W tym roku wieczór walentynkowy był odrobinę inny niż zwykle – Netflix, jedzenie na wynos i kanapa. 1. Ach, gdybym miała czas na czytanie! // 2 i 3. Beżowe total looki to sprawdzony sposób na modny zestaw tej wiosny. // 4. Jeden z niewielu pierścionków (poza obrączką i tym zaręczynowym), które naprawdę lubię nosić. //

Portos uwielbia być mistrzem każdego zdjęcia, więc i tym razem postanowił ulepszyć ten kadr… Chciałabym Wam też przypomnieć, że marka NA-KD obchodzi swoje 3 urodziny i z tej okazji możecie korzystać z kodu MLE30, który daje 30% zniżki na nieprzecenione produkty (na przykład te ze zdjęcia). Moje nowości od Jo Malone. Tyle szczęścia na jednym zdjęciu! Ten wpis bardzo przypadł Wam do gustu, z czego ogromnie się cieszę. Przy okazji odpowiem na najczęściej zadawane pytanie w ostatnim miesiącu (pomijając te o wykupione produkty z MLE ;)). Wózek to Bugaboo Fox1. Taką plażę lubię najbardziej, słoneczna, ale spokojna, bez zgiełku, bez tłumów… // 2. Gdy ktoś przyniesie Ci po nieprzespanej nocy kawę do łóżka…// 3. Profil spaniela. // 4. Uwielbiam, gdy słoneczne promienie wpadają nieśmiało do mojej sypialni. Szkoda tylko, że od razu widać, gdzie nie starłam kurzu :D. //W zimie nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez tubki kremu nawilżającego (mam je wszędzie – w samochodzie, w torebce, w kieszeni kurtki i w wózku :D) . Ten od Synchroline jest idealny nie tylko jako "krem ratunkowy" ale także pod makijaż. Jeśli chciałybyście go przetestować, to mam dla Was kod rabatowy LIFE20 upoważniający do 20% zniżki na stronie dermakrem.pl. Ważny do 17 marca! (oferta nie łączy się z innymi promocjami). Poniedziałkowy poranek w moim biurze. 

Te z Was, które przegapiły kosmetyczny wpis mogą nadrobić zaległości tutaj. Przeliczam w nim kosmetyki do twarzy i pozbywam się tych nieudanych.

1. Widzicie zdegustowanie Portosa? To przez ten bałagan na fortepianie. // 2 i 3. Beże, beże i jeszcze raz beże! // 4. Prezent od Chanel. // Kolejne kulinarne brzydactwo :). 
Nasz ukochany "Bar Przystań" przy sopockiej plaży i zupa rybna na rozgrzanie po długim spacerze. 

Gdy ma się wrażenie, że czas pędzi tak wolno i spokojnie, a w rzeczywistości pędzi, jak oszalały… Za chwilę już marzec, kto z Was nie może się doczekać? 

 

Jak odtworzyć smak tyrolskich knedli ze szpinakiem, ricottą i parmezanem?

Whenever I come back from a trip, I eagerly get down to creating dishes that we enjoyed while we were away. I was planning on preparing round potato dumplings that we ate on the ski slope. I tried them both with fresh and frozen spinach. I think, however, that it doesn’t really matter which you’ll use. What’s most important is the seasoning and the use of genuine parmesan. I could easily eat w double portion!

*   *   *

  Po każdym powrocie z podróży z zapałem zabieram się za odtwarzanie potraw, które nam zasmakowały. Planowałam zrobić knedle na wzór tych tyrolskich, które jedliśmy na stoku. Wypróbowałam zarówno ze świeżym jak i mrożonym szpinakiem. Myślę jednak, że nie ma to większego znaczenia. Najważniejsze jest, żeby dobrze je doprawić i użyć prawdziwego parmezanu. Jeśli o mnie chodzi, to mogłabym śmiało zjeść podwójną porcję!

Ingredients:

(recipe for 2 portions)

150 g of fresh spinach (you can also use frozen spinach)

1 egg

1 wheat bun (diced)

Approx. 80g of grated Parmesan (you can also add more)

250 g of ricotta cheese

3-4 cloves of garlic

1 onion

1 teaspoon of grated nutmeg (you can add more)

sea salt and freshly ground pepper

approx. 80 g of butter + a few fresh sage leaves (you can use dried) for the sauce

clarified butter for frying

* * *

Skład:

(przepis na 2 porcje)

150 g świeżego szpinaku (może być mrożony)

1 jajko

1 bułka pszenna (pokrojona w kostkę)

ok. 80 tartego parmezanu (może być więcej)

250 g sera ricotta

3-4 z ząbki czosnku

1 cebula

1 łyżeczka tartej gałki muszkatołowej (może być więcej)

sól morska i świeżo zmielony pieprz

do polania knedli: ok. 80 g masła + kilka listków świeżej szałwii (może być suszona)

do smażenia: masło sklarowane

Directions:

  1. Fry diced onion and garlic in a hot pan with some grease. Place them on a plate and use the same grease to fry spinach (you can blanch fresh spinach beforehand). Season everything with nutmeg, salt, and freshly ground pepper. Leave it aside until cools.
  2. Add ricotta, egg, diced wheat bun, and grated Parmesan to spinach. Stir everything until evenly combined. Form tangerine-sized balls (to make it easier, prepare a bowl with water to wet your hands). Cook round potato dumplings for 2-3 minutes or until they flow out.
  3. To prepare sage butter: roast fresh sage leaves in a hot (dry) pan. Once you start smelling the aroma, add butter and wait until it melts. Pour some of it on the round potato dumplings and sprinkle them with grated Parmesan.

* * *

A oto jak to zrobić:

  1. Na rozgrzanej patelni z tłuszczem podsmażamy posiekaną w kostkę cebulę i czosnek. Przerzucamy na talerz i na tym samym tłuszczu podsmażamy szpinak (świeży szpinak możemy wcześniej zblanszować). Doprawiamy gałką muszkatołową, solą i świeżo zmielonym pieprzem. Odstawiamy aż ostygnie.
  2. Do szpinaku dodajemy ricottę, jajko, pokrojoną w kostkę bułkę i tarty parmezan. Całość mieszamy do połączenia się składników. Z masy formujemy kule w wielkości mandarynki (dla ułatwienia przygotujmy sobie naczynie z wodą, do nawilżenia dłoni). Knedle gotujemy we wrzącej wodzie przez 2-3 minuty lub do momentu, aż wypłyną.
  3. Aby zrobić masło szałwiowe: na rozgrzanej (suchej) patelni prażymy liście świeżej szałwii. Gdy aromat się uwolni dodajemy masło i czekamy, aż się rozpuści. Tak przygotowanym masłem polewamy knedle i posypujemy tartym parmezanem.

Do szpinaku dodajemy ricottę, jajko, pokrojoną w kostkę bułkę i tarty parmezan. Całość mieszamy do połączenia się składników.

Z masy formujemy kule w wielkości mandarynki (dla ułatwienia przygotujmy sobie naczynie z wodą, do nawilżenia dłoni).

Knedle podajemy z masłem szałwiowym i tartym parmezanem.

 

 

Ilu kosmetyków do twarzy naprawdę potrzebuję – czyli 4 marki, których nie znacie, a powinnyście.

    The fashion for minimalism initially took over our wardrobes, then it moved to the rest of the flat, until it finally reached our bathroom. Minimalism in skincare can be approached in many ways – some of us are searching for products with the shortest number of ingredients, others are faithful to “project reach the bottom” (and buying another cosmetic only when the first is finished); however, most of us are trying to decrease the number of cosmetics that they use.  

   I started the whole cleaning process from counting all off my face cosmetics that I currently own – there were as many as fourteen products. The result is seismic, but do I really need all of them?   

   A face mask that had been waiting for a “pyjama party” with my girls for four years? An exorbitantly expensive serum that leaves my skin dry as paper? A lip balm whose fragrance started to irritate me after one day? From experience I know that whenever some cream/oil/gel doesn’t fulfil my expectations, I buy another one. In order to avoid getting lost in a pile of bottles and jars, I should bid the dud farewell, but you know how it works in reality – I’m buying another one. I won’t tout you to say “bye bye” to all the non-ideal products at a push. It would have little in common with minimalism – buying new products and throwing the unused ones is in a way a contradictory approach.

* * * 

   Moda na minimalizm na początku ogarnęła nasze szafy, później przeniosła się na resztę mieszkania, aż w końcu dotarła do łazienki. Minimalizm w pielęgnacji można potraktować na kilka sposobów – niektóre z nas szukają produktów z minimalną liczbą składników, inne są wierne "operacji denko" (kupują kolejny kosmetyk dopiero, gdy skończą poprzedni), ale większość z nas próbuje po prostu mieć mniej kosmetyków.

  Czystki postanowiłam rozpocząć od przeliczenia wszystkich kosmetyków do pielęgnacji twarzy, które mam w tym momencie – zebrało się czternaście produktów. Wynik nie jest porażający, ale właściwie po co mi one wszystkie? 

   Maska, która od czterech lat czeka na "pidżama party" z dziewczynami? Serum, które kosztowało majątek, ale skóra jest po nim sucha jak papier? Balsam do ust, którego zapach zaczął drażnić po jednym dniu? Z doświadczenia wiem, że właśnie wtedy, gdy jakiś krem/olejek/żel/ nie spełnia do końca moich oczekiwań, kupuję następny. Aby nie zakopać się w butelkach i słoikach, powinnam pożegnać się z nieudanym zakupem, ale wiadomo, jak wygląda rzeczywistość – szkoda wyrzucać 3/4 słoika. Nie będę Was nakłaniać do tego, aby na siłę mówić "pa pa" nieidealnym produktom, bo z minimalizmem nie miało by to wiele wspólnego – kupowanie nowych rzeczy i wyrzucanie tych niewykorzystanych to w pewnym sensie jego zaprzeczenie.

   I use face cosmetics that I didn’t really like for less demanding purposes. A face cream can be thrown into a bag or in a car and used as a hand cream, oils will be great for cuticles (or for polishing leather shoes :D), dud face gel can be used for washing makeup brushes or for washing our own body. There are surely many more purposes for which dud cosmetics can be used (do you have your own ideas?), but it’s also worth focusing on decreasing the number of “failures”. Since we’ve been able to prudently replenish our wardrobe, it’s high time for our makeup bag to decrease its size and improve its interior. Below, you’ll find four products that are the foundation of my skincare. I also mention cosmetics that I’ve decided to get rid of.

1. Face cream. One basic and three other… exactly, for what?  

The cleaning up of my makeup bag showed that I’ve got one face cream that I use each morning (moisturising, but light) and heavy ones with similar properties that I sometimes use in the evening and that I sometimes apply onto my lips – I could easily get rid of two as I know that I won’t be able to finish them before their expiration date. Unfortunately, I opened all of them (a lesson for the future), one of them lands in the car locker, as a rescue for hands, I’ll try to find a new owner for the second one, and the third one (my favourite) stays with me.

  Going back to the day cream. Undoubtedly, it is a cosmetic that we meticulously choose – we read reviews, study our friends’ opinions, analyse its effectiveness, and don’t spare money to buy it. In the era of Instagram and quick information flow, it’s increasingly difficult to sell a mediocre product – that’s a problem for large cosmetic consortiums that load money into TV advertisements, endorsement, and newspaper ads instead of investing in ingredients and effectiveness. Now, brands that matter are the ones that have gained popularity thanks to word of mouth. Instead of investing in marketing, they are more eager to place money into new technological solutions, encompassing the rule that an effective product will be the showcase of their capabilities. I’m trying to show you precisely cosmetic gems of this sort – one of them is YASUMI which, apart from cosmetics, also owns a network of cosmetic institutes and provides innovative technological solutions for beauty and wellness industry. You can remember them from Gosia’s posts – besides, she was the one who handed me their rice cream claiming that I’d be delighted with it (and she was right).

 A standard package of the cream is enough for a maximum of one and a half month if I’m using it once a day (I also apply it onto my neck and neckline) so it’s one of the few cosmetics on which I can really stock up as I know that it won’t go to waste.

* * *

   Kosmetyki do twarzy, które mi nie podpasowały wykorzystuję do mniej wymagających celów. Krem mogę zanieść do samochodu czy wrzucić do torebki i używać go do rąk, olejki przydadzą się do skórek przy paznokciach (albo do polerowania skórzanych butów :D), nietrafionym żelem do twarzy można wyczyścić wszystkie pędzle do makijażu albo myć nim po prostu całe ciało. Zastosowań dla nietrafionych kosmetyków na pewno jest znacznie więcej (macie własne pomysły?), ale warto też skupić się na tym, aby takich "wpadek" było jak najmniej. Skoro nauczyłyśmy się rozważniej uzupełniać naszą garderobę, to czas najwyższy, aby nasza kosmetyczka również zmniejszyła swoją objętość, a jej zawartość była jeszcze skuteczniejsza. Poniżej znajdziecie cztery produkty będące bazą mojej pielęgnacji. Przy okazji, piszę też o tym, których kosmetyków postanowiłam się pozbyć. 

1. Krem do twarzy. Jeden podstawowy i trzy… no właśnie, po co?

   Mój remanent pokazał, że mam jeden krem, którego używam codziennie rano (nawilżający ale o lekkiej konsystencji) i trzy tłuste o bardzo podobnym zastosowaniu, których czasem używam na noc, a czasem na usta – dwóch z nich spokojnie mogłabym się pozbyć, bo już wiem, że nie dam rady zużyć ich wszystkich przed upłynięciem terminu ważności. Niestety, wszystkie zostały przeze mnie otwarte (nauczka na przyszłość), jeden z nich ląduje więc w skrytce mojego samochodu, jako ratunek dla dłoni, drugiemu spróbuję znaleźć nowego właściciela, a trzeci (ulubiony) zostaje ze mną. 

   Wracając do kremu na dzień, niewątpliwie jest to kosmetyk, który wybieramy z największą pieczołowitością – czytamy recenzje, pytamy o zdanie koleżanki, analizujemy skuteczność i nie szczędzimy pieniędzy. W dobie Instagrama i szybkiego przepływu informacji coraz trudniej jest sprzedać kiepski produkt – to problem wielkich konsorcjów kosmetycznych, które zamiast w składy i skuteczność swoich produktów ładują pieniądze w spoty telewizyjne, gaże gwiazd firmujących ich nowości i reklamy w prasie. Teraz do gry wchodzą marki, które zyskują popularność przede wszystkim dzięki poczcie pantoflowej. Zamiast w marketing, chętniej inwestują w badania i nowe technologiczne rozwiązania w myśl zasady, że skuteczny produkt będzie ich najlepszą wizytówką. Staram się Wam pokazywać właśnie takie perełki – jedną z nich jest YASUMI, która poza kosmetykami ma sieć instytutów kosmetycznych i dostarcza innowacyjnych rozwiązań technologicznych branżom beauty i SPA. Markę tę możecie kojarzyć z wpisów Gosi – zresztą to ona wcisnęła mi do ręki krem ryżowy, twierdząc, że będę zachwycona (i miała rację). 

   Krem o standardowej objętości starcza mi maksymalnie na półtora miesiąca, jeśli używam go tylko raz dziennie (stosuję go też na szyję i dekolt) więc jest to jeden z niewielu kosmetyków, który faktycznie mogę kupić "na zapas", bo wiem, że i tak się nie zmarnuje. 

Ryżowy krem do twarzy YASUMI jest przeznaczony do każdego rodzaju cery. Silnie regeneruje i wygładza skórę, a dodatkowo ujędrnia ją i uelastycznia. Krem jest bogatym źródłem antyoksydantów, które chronią skórę przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych, a jednocześnie opóźniają procesy starzenia się skóry. Witamina E i kwasy tłuszczowe zawarte w otrębach ryżowych chronią przed wolnymi rodnikami oraz ochraniają włókna kolagenowe. Krem może być stosowany do pielęgnacji cery delikatnej i wrażliwej. 

Pianka micelarna do mycia twarzy Hydro Sensitia od polskiej marki IWOSTIN to dermokosmetyk (produkt dostępny w aptece). Różnica między nimi a tymi z drogerii jest przede wszystkim taka, że ich skuteczność jest potwierdzona w badaniach aplikacyjnych i aparaturowych, przeprowadzanych w niezależnych instytutach badawczych. Ale odchodząc od świata nauki – podoba mi się, że w trakcie nakładania pianki na twarz nie spływa po rękach (co mnie szczególnie irytuje w przypadku zbyt wodnistych preparatów), poza tym w ogóle nie ściąga mojej skóry, bardzo ładnie ją oczyszcza i łagodzi podrażnienia – nic nie szczypie. 

2. Makeup removal product. If I were to choose one…  

   It is undeniable that we need to have makeup removal cosmetics in our makeup bags. We can choose from an array of options: cleaning milk, micellar water, makeup remover tissues, foams, and gels. I can bet that your bathroom features at least two products with exact same properties. If I were to choose only one product of this type, I’d surely choose one that we first apply and massage into our skin, and then rinse it off with water. I just can’t imagine a situation in which I lay my head on a pillow after using only micellar water or cleaning milk. Currently, apart from my foam, I don’t have any other product, but I’ll surely take some makeup remover tissues for a trip (for example by Bioderma).

* * *

2. Produkt do demakijażu. Gdybym miała wybrać jeden to…

   To, że w naszej kosmetyczce muszą znaleźć się produkty do demakijażu nie ulega żadnej wątpliwości. Do wyboru mamy wiele opcji: mleczka, płyny micelarne, olejki, nawilżane chusteczki, pianki czy żele. Idę o zakład, że na Waszej łazienkowej półce leżą co najmniej dwa produkty mające za zadanie oczyścić twarz. Jeśli ja miałabym wybrać tylko jeden rodzaj takiego kosmetyku, to wybrałabym taki "myjący", który najpierw nakładamy i wmasowujemy w twarz, a następnie spłukujemy wodą. Po prostu nie wyobrażam sobie przytulić twarzy do poduszki po użyciu samego płynu czy mleczka. W tym momencie poza pianką nie mam nic innego, ale na wyjazd chętnie wzięłabym ze sobą nasączone chusteczki (na przykład z Biodermy). 

Krem pod oczy marki Cell Fusion C ma napinać skórę wokół oczu. Nawilża i uelastycznia. Preparat likwiduje też obrzęki i sińce wokół oczu, dzięki procesowi poprawiającemu mikrokrążenie w naczyniach włosowatych skóry. Krem funduję też swojej górnej powiece (aż po łuk brwiowy). W mojej kosmetyczce znajdziecie jeszcze jeden krem pod oczy, który czeka na otwarcie (dostałam go gratis i zostawiłam na czarną godzinę). ​

3. Under eye cream – new demand for skincare.   

   Under eye cream is a cosmetic that can stop existing for me for a few months, and then suddenly something changes, and I can’t imagine my everyday skincare without it. Now, the greatest impact on that situation has the amount of sleep that I get – after shower, I just need to apply something onto my under eye area as I feel that the skin is tense and dry. It is exactly that fragment of our face that is first to show that we’re tired and have already started to age. At the same time, it is the most sensitive and prone to irritation. That’s why I am very cautious when choosing an under eye cream. Recently, I chose the one by Cell Fusion C which also offers dermocosmetics (products that are belonging to the realm of both medicine and cosmetology). Cell Fusion C is a full spectrum of products answering the needs of each skin type, including those more sensitive and delicate. Cell Fusion C products are used at cosmetology and dermatology salons, but you can also get them online. They are available on topestetic.pl, where you can take advantage of cosmetologist’s advice who will help you to choose products appropriate for your skin. Additionally, the shop also adds free samples that were carefully chosen by cosmetologists owing to which you can try some of the products before the purchase (shipment is always free).

* * *

3. Krem pod oczy, czyli nowe zapotrzebowanie na pielęgnację. 

   Krem pod oczy to kosmetyk, który może dla mnie nie istnieć przez kilka miesięcy, a później coś się zmienia i nagle nie wyobrażam sobie bez niego codziennej pielęgnacji. Teraz ma na to pewnie wpływ mała ilość snu – po prysznicu po prostu muszę wklepać coś w skórę pod oczami, bo czuję, że jest napięta i przesuszona. To ten fragment naszej twarzy, na którym najszybciej widać zmęczenie i pierwsze oznaki starzenia. Jednocześnie, jest też najbardziej wrażliwa i podatna na podrażnienia dlatego kremy dobieram naprawdę ostrożnie. Teraz wybrałam ten z oferty marki Cell fusion C, która także oferuje nam dermokosmetyki (produkty z pogranicza medycyny i kosmetologii). Laboratorium Cell Fusion C to pełna gama produktów odpowiadających na potrzeby każdej skóry, włączając tę najbardziej wrażliwą i delikatną. Produkty Cell fusion C używane są w gabinetach kosmetologicznych i dermatologicznych, ale można je też kupić w Internecie. Dostępne są w sklepie topestetic.pl, gdzie możecie skorzystać z porady kosmetologa, który pomoże Wam dobrać odpowiedni produkt dla Waszej skóry. Dodatkowo sklep do każdego zamówienia dodaje indywidualnie dobrane przez kosmetologów próbki, dzięki czemu można przetestować kosmetyki przed ich zakupem (wysyłka jest zawsze darmowa). 

The Ordinary – Lactic Acid 10% + HA – Peeling z kwasem mlekowym i kwasem hialuronowym spłyca zmarszczki, rozjaśnia przebarwienia, zwęża pory, wygładza płytkie blizny. Jest wegański a podczas jego produkcji nie ucierpiały żadne zwierzęta.​ Podczas kuracji serum oraz tydzień po jej zakończeniu należy stosować wysoką ochronę przeciwsłoneczną. Małe opakowanie to gwarancja, że produkt zużyjemy do końca. 

4. Once in a while.   

   The above-mentioned products are used for everyday skincare, but considering them as the only cosmetics that we need would be a mistake – our skin once in a while needs something special, which gives a stronger stimulus for it to regenerate. After counting the contents of my bathroom drawer, I quickly noticed that the cosmetics that I use once in a blue moon gather the thickest layer of dust. I’ve got the greatest number of them (four face masks, two scrubs, exfoliating lotion). Two of them were fortunately still closed, so I quickly gave them away to a friend. In exchange, she recommended a new brand – The Ordinary – which had already caught my attention on Instagram a few times. It creates only products with simple compositions whose impact has been corroborated by laboratory tests. By following the transparency rule, scientists have created a wide spectrum of diverse products. Elegant elastic packages and affordable prices are consecutive features of this unique brand breaking popularity records around the world. The Ordinary is part of Deciem so it doesn’t test its product on animals and doesn’t commission such activities to anyone. All products, including The Ordinary, don’t contain parabents, sulphates, mineral oils, animal oils, tar dyes from hard coal, formaldehyde, mercury, or oxybenzone. I chose their flagship product which should replace all scrubs and exfoliating masks.  

    Products that we rarely use (once a week, once a month) should be purchased in small packages – that’s the only way we will manage to finish them. An exception to this rule is cosmetics that we once had and we know that we won’t forget about them once they find their spot on the bathroom shelf.

* * *

4. Raz na jakiś czas. 

   Zaprezentowane wcześniej produkty służą do codziennej pielęgnacji, ale uznanie, że to jedyne kosmetyki, jakich potrzebujemy pewnie byłoby błędem – nasza skóra co jakiś czas potrzebuje przecież czegoś specjalnego, co da jej mocniejszy bodziec do odnowy. Po przeliczeniu zawartości mojej łazienkowej półki szybko zauważyłam, że to właśnie kosmetyki, których używam "od święta" najbardziej łapią kurz na półce. Mam ich najwięcej (cztery maseczki, dwa peelingi, lotion złuszczający), a przecież korzystam z nich najrzadziej. Dwa z nich były na szczęście nierozpoczęte więc szybko podarowałam je koleżance. W zamian, poleciła mi ona nową markę – The Ordinary – która parę razy zwróciła już moją uwagę na Instagramie. Tworzy ona wyłącznie produkty o prostym składzie, których działanie zostało potwierdzone w badaniach. Naukowcy, kierując się zasadą transparentności, stworzyli szeroką gamę różnorodnych produktów. Eleganckie i estetyczne opakowania oraz przystępna cena to kolejne cechy tej niezwykłej marki bijącej rekordy popularności na całym świecie. The Ordinary jest marką Deciem, czyli nie testuje swoich produktów na zwierzętach oraz nie zleca tego nikomu. Wszystkie produkty w The Ordinary nie zawierają parabenów, siarczanów, olejów mineralnych, olejów zwierzęcych, barwników smołowych z węgla kamiennego, formaldehydu, rtęci, oksybenzonu. Ja wybrałam dla siebie ich flagowy produkt, który powinien zastąpić mi wszystkie peelingi i maski złuszczające.

   Produkty, których używamy rzadko (raz na tydzień, raz na miesiąc) powinnyśmy kupować w małych opakowaniach – tylko wtedy mamy szansę je zużyć. Wyjątkiem są kosmetyki, które już raz miałyśmy i wiemy że nie nie będą leżały na półce zapomniane. 

   Honest reviews of reliable friends, more prudent shopping, and a bit of self-discipline will surely help us to decrease the number of cosmetics.  It’s important to not only save some space and gain order on the bathroom shelves, but also scrutinise what our skin really needs. To finish off, I’ll ask you whether you’d like to read a similar overview of body cosmetics (I’ve got relatively few of them, but I could have even fewer), hair cosmetics, or maybe makeup cosmetics (limiting myself to only four would be a truly daunting challenge!). I’m waiting to learn about your preferences :). Have a peaceful evening and remember “when Wednesday is over, the week is over” ;).

* * *

   W ograniczeniu liczby kosmetyków na pewno pomogą nam szczere recenzje od zaufanych osób, roztropniejsze zakupy i odrobina samodyscypliny.  Ważne, aby zyskać nie tylko więcej miejsca i porządek na łazienkowych półkach, ale również z dokładnością przyjrzeć się temu, czego naprawdę potrzebuje nasza skóra. Na koniec zapytam Was jeszcze, czy chciałybyście przeczytać analogiczny przegląd kosmetyków do ciała (tych mam chyba niewiele, ale na pewno mogłabym mieć jeszcze mniej), do włosów, a może do makijażu (o zgrozo! ograniczyć się do czterech to by było wyzwanie!). Czekam na Wasze preferencje :). Spokojnego wieczoru i pamiętajcie, że "jak środa minie to tydzień zginie" ;). 

linen shirt / lniana koszula – Seaside tones // jeans / dżinsy – COS // necklaces / naszyjniki – NA-KD //