Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Sensum Mare, Farmina, Szkołą Językową Akcent i Wydawnictwem Dowody.

 

  Pewien antropolog powiedział kiedyś, że „nie ma Świąt bez nadmiaru”. Chodziło mu oczywiście o te wszystkie wspaniałości, które przygotowujemy przez cały grudzień. Ale ja dodałabym do tego jeszcze, że nie ma Świąt bez nadmiaru uśmiechu, szczerych życzeń, spotkań, czułych gestów… no i miłości. Właściwie to chyba od niej zaczyna się całe to zamieszanie. Może dlatego tak bardzo lubię grudzień? Bo na każdym kroku tak łatwo dostrzec to ile potrafimy z siebie dać dla tych, których kochamy?

 Mam nadzieję, że tak jak ja, siedzicie sobie teraz pod kocykiem lub ciepłą kołdrą, a Wasze głowy przepełnione są nowymi i pięknymi wspomnieniami. Zapraszam Was na to (nieco szybsze niż zwykle) podsumowanie miesiąca. Pozostańmy jeszcze przez chwilę w tym cudownym gwiazdkowym nastroju! 

 

Pędzimy zaraz na pierwsze świąteczne przedstawienie, ale chwilę wcześniej wtargałyśmy już do domu małą choinkę, którą pozwalam ubrać nieco szybciej. Co ja bym dała w dzieciństwie za takie kreacje na grudniowe okazje! // 

Witamy z honorami i w akompaniamencie pisków. 

1. Eleganckie kieliszki, ale blat stołu już swoje przeżył ;). // 2. Cztery palniki zajęte – to znak, że goście idą. 

Poniedziałek. Zaczynamy od spotkania z Moniką i ustalania grafiku na grudzień. Będzie ciasno!

1. Amarylis to mój drugi na liście ulubiony zimowy kwiat. // 2. Ale nim ruszymy z kopyta, to najpierw kilka słów o weekendzie, no i herbata, bo ani my, ani kaloryfery w mieszkaniu nie spodziewały się takiego ataku zimy. Monika wyszukuje w kredensie Masala Chai, które chyba lubimy teraz najbardziej. Być może jestem tylko psem, ale nie mam bladego pojęcia jak Ty chcesz to zawiesić bez młotka. 

1. // W oczach wyobraźni widziałam piękną wielką kokardę jak na Pintereście. No cóż, teraz już wiem, że zamawiając wstążki z internetu moja wyobraźnia musi sobie wziąć na wstrzymanie. // 2. Dzielne elfy wieszają ogrodowe lampki więc wyszłam do nich z gorącą herbatą. 

 Uwielbiam ten moment, gdy moje myszki głodne wracają do domu i z apetytem zjadają nawet te zdrowe posiłki. Dziś mam dla nich ciepły deser. Jabłka podsmażane na maśle z cynamonem, jogurt i garść najzdrowszych rzeczy na świecie. W ich ulubionej książce "Jabłonka Eli" jest taka scena, kiedy pada śnieg, a dzieci jedzą po spacerze gorący mus jabłkowy z mlekiem – mówię im, że to dokładnie to samo i wszyscy są zachwyceni. Takie danie robi się dosłownie w minutę. Nie zabiera dużo więcej czasu niż nasypanie dzieciom płatków do miski.Chciałam nadrobić czekoladowe zaległości, ale nie uwierzycie – ktoś już mnie wyręczył. 1. Świąteczna kartka od Farminy – przeurocza! // 2. Grudniowy Sopot. Do Portosa Święty Mikołaj przyszedł nieco wcześniej. 

Gdy dociera od nas paczka z Farminy Portos zawsze zamienia się w kudłaty huragan. Najcześciej wybieramy właśnie tę karmę. Ta marka od lat współpracuje z Wydziałem Żywienia Zwierząt Uniwersytetu Fryderyka II w Neapolu. Między innymi dzięki temu udało się rozwinąć różne linie, których skuteczność potwierdzono w naukowych publikacjach, także na arenie międzynarodowej. Dzięki współpracy między Farminą i Uniwersytetem narodził się zespół Farmina Vet Research, którego celem jest opracowywanie nowych formuł na podstawie najnowszych odkryć naukowych. Znamienitym przykładem tego mogą być badania pokazujące ogromne znaczenie żywienia karmą o niskim indeksie glikemicznym w celu zapobiegania wystąpienia otyłości i cukrzycy. Zgodnie z restrykcyjnym procesem audytu, wszystkie surowce pochodzą od certyfikowanych dostawców. Wszystkie serie produkcyjne są śledzone, co pozwala Farminie na szybką interwencję w razie potrzeby i odtworzenie historii każdego opakowania żywności. W zakresie kontroli zwracana jest szczególna uwaga na wszystkie działania związane z zapewnieniem braku mikotoksyn i aflatoksyn. 

Zajrzyjcie tutaj aby skorzystać bezpłatnej konsultacji z kilkoma pytaniami, aby dobrać idealny rodzaj karmy dla swojego pupila. Dodatkowo mam dla Was świąteczny kod zniżkowy: PORTOS25 który daje -25% na wszystko do końca marca przyszłego roku. Radzę uzupełnić zapasy :). 

Pierwsze przedświąteczne spotkanie było idealną okazją, aby przetestować nasze prototypy na kolejny sezon. Za to jutro, to jest 27 grudnia, ruszamy z wyprzedażami w MLEIle gości przyjdzie do nas w Święta? A ile mamy kieliszków i sztućców? No i czemu brakuje dwóch talerzy w zastawie? Przedświąteczny przegląd porcelany i szkła na szczęście już za nami, a manko udało się wyrównać. Jeśli brakuje Wam kieliszków lub szklanek na świąteczną okazję, to polecam te od naszej polskiej marki KROSNO.  Ależ podoba mi się ten trend na wstążki w każdym możliwym miejscu! 1. Wskrzeszone portrety, ukochane książki, krem do rąk w dziwnej formie i zapiski, których nikt nigdy nie przeczyta. // 2. Ten moment, gdy wszyscy krążą wokół ciast, ale każdemu brakuje śmiałości aby ukroić pierwszy kawałek. // Widziałyśmy się rano w pracy, ale to nieważne. Mamy jeszcze sporo do obgadania! Rzeczywiście czekoladowa rozkosz! Ta piękna sukienka, którą ma na sobie Monika będzie już niedługo dostępna w MLE.Kartki z życzeniami. Tradycja, która wraz ze zmianą sposobów komunikacji powoli odchodziła w zapomnienie. Powraca wraz z przedświątecznymi wysyłkami i bardzo mnie cieszy. Jestem sentymentalna i przez cały grudzień trzymam je na stole.Zabawy na śniegu i stoliczek specjalnie dla małych zmarźluchów. Jeszcze gorące! Te mini pączki jemy co roku na Jarmarku Bożonarodzeniowym w Gdańsku. Są przepyszne! 1. Ta chwila, gdy jako pierwsza możesz zadeptać świeży śnieg. // 2. Uwielbiam grudzień za to, że każdego dnia mogę wymyślać jakieś nowe historie o ukrytych reniferach, fabryce Świętego Mikołaja i zaczarowanych bałwanach. Tak się wkręcam, że trudno mi samej w to wszystko nie uwierzyć :D. //  1. Najlepszy renifer na świecie. // 2. Mój pierwszy świąteczny wpis znajdziecie tutaj. //Portos! Ty łachudro! Znów nas nastraszyłeś! 
1. Ostatnie godziny śniegu w Trójmieście. // 2. i 3. Redakcja Vogue'a zdążyła z wysyłkami na Święta. // 4. Tarta, która nie doczekała wieczoru. Wyszła Wam? // Odliczanie ostatnich dni do Świąt. Dziękuję Vogue za umilenie tych napiętych przedświątecznych dni. Będę testować!Każdy kontynent i każdy kraj ma w swojej historii te ciemniejsze momenty. W Stanach Zjednoczonych był nim czas legalnego niewolnictwa. Nie wiem, czy którejś z Was udało się przeczytać książkę „Kolej podziemna”, którą polecałam kilka lat temu, ale jeśli tak, i jeśli również byłyście nią poruszone, to z pewnością powinnyście przeczytać "Wszystkie rzeczy na drogę" Tiya Miles. Autorka snuje opowieść o życiu Rose, Ashley i Ruth, szukając ich śladów w źródłach nierzadko rażąco niekompletnych ze względu na systemowe pomijanie w nich czarnych. Autorka wypełnia luki w dokumentach, odwołując się do przedmiotów życia codziennego, i opowiada w ten sposób wielowymiarową historię niewolnictwa i późniejszej niepewnej wolności w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu pokazuje, czym dla zniewolonej czy zniewolonego była garść orzechów, jak wyzwalające, ale i niebezpieczne mogło być posiadanie porządnej sukienki oraz jaka otucha płynęła z możliwości okrycia się, kiedy stało się na podeście aukcyjnym. Nawet jeśli za okrycie służył jedynie płócienny worek.

   Książka Wszystkie rzeczy na drogę zdobyła wiele nagród, między innymi National Book Award w kategorii non-fiction. Została też ogłoszona jedną z najlepszych książek 2021 roku według krytyków z „Washington Post”, „New York Times” i „Kirkus Reviews”. To nie tylko porywająca powieść o ludzkiej naturze, ale także solidna porcja wiedzy.

Ta książka to także dobra lekcja pokory, gdy w grudniowej gonitwie myślimy o tym, że nie chce nam się stać dziś w korku, albo marudzimy na to, że trzeba będzie gotować w Święta. Albo, że już po Świętach, a my się nimi nie nacieszyliśmy. 

Portos wie doskonale, że gdy jesteśmy w domu może trzymać na kanapie tylko przednie łapy. Za to jak wychodzimy…

Kto by pomyślał, że Chanel pojawi się w moim mieście…

W Galerii Forum można było odwiedzić "pop up store" tej marki. 

1. No to jedziemy z tym grupowym pieczeniem pierników! // 2. Czy lodowisko już otwarte? Nie? To może zjazd na sankach z góry Monciaka? // Kolejna tura gości i kolejna seria pierników. "Oh, the weather outside is frightful 
But the fire is so delightful 
And since we’ve no place to go 
Let it snow! Let it snow! Let it snow!"1. Dziś wieczorem piszemy listy do M. // 2. Gdy Twoje dzieci mają własną wizję ozdabiania pierników. //  Na nic te wszystkie nowoczesne książeczki, których treść idzie z duchem czasu. Gdy przychodzi wieczór i tak rozpoczyna się walka o Kopciuszka i Śpiącą Królewnę…W kuchni odkurzacza nie potrzebuję ;). 
1. Gości jeszcze nie ma… może nikt się nie zorientuje, że trochę skubnę? // 2. W tym roku po choinkę pojechaliśmy na halę w Gdyni. // A że pogoda była idealna, bo padało i wiało, to udało nam się szybko podjąć decyzję. 

Zmieści się czy nie zmieści? // 

Zmieściła się! Uroczyście ogłaszam, że wcisnęliśmy do Volvo ponad trzymetrową choinkę. Minimalistyczna dekoracja w formie gwiazdy od GUTO. Nim w naszym domu pojawi się choinka stoi sobie cierpliwie na stoliku i sama w sobie jest piękną ozdobą. Lada moment włożymy ją na sam szczyt naszego drzewka.Kilka dni do Świąt, a znajomi wpadli na pomysł by wyjść na miasto… Na kobiecej części stołu królują warzywa…

Ostatnia porcja niebieskiego serum od Sensum Mare. 

Byłam pewna, że po siłowym rozszczepieniu opakowania wycisnę z niego jeszcze trochę tego kosmetyku, ale nic z tego. Jak widać opakowanie jest tak skonstruowane, że wyciska ostatnią kropelkę. Nieczęsto tak bardzo mi żal, że coś się skończyło. Będzie mi brakować tego serum, więc chyba sama skorzystam z poniższego kodu. Jeśli któraś z Was też chciałaby przetestować serum przeciwzmarszczkowe z potrójnym peptydem Algopro to teraz mam dla Was noworoczny kod ważny do 10 stycznia. Wystarczy wpisać MLE w trakcie dokonywania zakupu aby dostać 20% zniżki na wszystkie kosmetyki i zestawy. Lamówka musi być idealnej szerokości, kolor bieli za bardzo wpada w ecru, szorty skracamy, dekolt poszerzamy, bluzę zwężamy, rękawki jednak wykończone rozcięciem… Sporo zmian nanosiłyśmy w tym dresowym komplecie, ale to tylko dlatego, że musiał być idealny. Ja nie mogę się go doczekać! 

Beznadziejna jestem w noworocznych postanowieniach i szczerze mówiąc wolę myśleć o tym, co fajnego udało mi się zrobić do tej pory i jaką pracę nad sobą wykonałam, niż stawiać cele, które tylko mnie stresują. Cieszę się, że nie odpuściłam tych kursów do nauki angielskiego i dalej idę powoli do przodu. 

Pokreślę tylko, że kursy na Platformie Akcent to prawdziwa edukacja, a nie popularny "edutainment". Zwłaszcza jeśli pracuje się systematycznie z lektorem w wersji Premium, gdzie do każdej nagranej lekcji video i ćwiczeń dodane są indywidualne konsultacje z lektorem online. Dostępne są także książki i e-booki do kursu, które pomagają w powtarzaniu i utrwalaniu materiału. Jeśli chcecie korzystać z tych samych lekcji co ja, to pamiętajcie, że kod MLEnglish daje 15% na kursy Standard, książki i e-booki.

Czas na test!Ostatni dzień w pracy przed Świętami dobiegł końca. Zamykam swoje biuro (czyli sprzątam stół :D), odpalam Express Polarny i zabieram się za gotowanie. 
Kaszuby jeszcze w przeddzień Wigilii. A teraz już klasycznie 8 stopni i deszcz ;). 1. Gdy w Wigilię okazuje się, że dzień wcześniej zjedliśmy z mężem nie tę część pierożków, która miała być dla nas, tylko tę część która miała być dla wszystkich… //2. "Ale myślisz, że on naprawdę przyniesie dla nas prezenty? Nawet jeśli zostawiłyśmy bałagan w pokoju?"Coroczna tradycja. Nikt nie może wyjść, dopóki układanka nie zostanie skończona. I ten najsłodszy w roku poranek…Niewiele tych pierników zostało jak na to, że piekłyśmy je cztery razy :D.Drugi dzień Świąt. Czekamy na szturm gości, a ja szcześliwa patrzę na nowy stół. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować sprawdzonej, niezawodnej firmy kamieniarskiej to gorąco polecam E-stone – naprawdę nie mają sobie równych. Na naszym stole pojawiło się sporo przepisów z… instagramowych rolek. Między innymi ta burrata z winogronami i szynką parmeńskąMój spontaniczny przepis, który wyszedł całkiem nieźle. Kochamy w rodzinie tosty z brioszki na słodko, ale szukam sposobu aby nie musieć stać przy patelni przy gościach. Wersja z piekarnika to ciekawa alternatywa.  Te kilka godzin, gdy jest już po wszystkim, a ja mam poczucie, że wycisnęłam ten czas jak pomarańczę. A teraz sprzątanie! Czy u Was też te najciekawsze rozmowy zaczynają się zawsze przy pakowaniu i rozpakowywaniu zmywarki? ;) 

A pod wieczór, na dobitkę – lodowisko! Niech to będzie zapowiedź kolejnych pięknych zimowych tygodni. Dziękuję za Waszą uwagę!

*  *  *

 

 

Czy zrobisz tę tartę na drugi dzień świąt? Czyli kilka słów o tym, co po Wigilii.

Wpis powstał we współpracy z marką The Planet.

 

 Finałowe momenty w naszych ulubionych świątecznych filmach odgrywają się w różnych sceneriach – czasem w pięknych ustrojonych domach, czasem na stacji kolejowej albo przy lodowisku w centrum miasta. Wszystkie mają jednak pewną cechę wspólną – kulminacja zdarzeń ma miejsce w tym samym czasie, a mianowicie po całym grudniowym szaleństwie, tuż przed tym, jak zabłyśnie na niebie pierwsza gwiazdka w wigilijny wieczór. Czy nie podobnie jest w naszych domach?

  Po kilku tygodniach przedziwnych perypetii, emocjach i pędzie, stajemy w samym środku oku cyklonu i na chwilę świat staje w miejscu. Siadamy do stołu z tymi, których kochamy, akcja zwalnia, wszystko kończy się dobrze, a to, co nie wyszło właściwie okazuje się zupełnie nieistotne. Kamera oddala się i lecą napisy końcowe. Wiele z nas na pytanie „co najbardziej lubisz w Świętach?” odpowiada, że „tak naprawdę to przygotowania są najfajniejsze”. Kto wie, może to właśnie świąteczne opowieści i filmy sprawiły, że łatwiej jest nam odnaleźć się w tym, co przed Wigilią, niż w tym, co po niej? Nie będę teraz szukać problemów tam, gdzie ich nie ma, ale jeśli czasem masz wrażenie, że wraz z bożonarodzeniowym porankiem ta magiczna atmosfera jakoś ucieka, chociaż tak naprawdę to właśnie teraz powinna się zacząć, to wiedz, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby to zmienić. Czasem samo zrozumienie tego, że tak właśnie się dzieje, jest najlepszym bodźcem do stworzenia nowych tradycji. 

   Już od paru lat zawsze planujemy u nas duże spotkanie w drugi dzień Świąt. Mniej eleganckie niż wigilijna kolacja czy obiad w Boże Narodzenie, ale za to z kilkoma elementami, na które wszyscy czekamy. Jest wielki turniej w Jengę, który z roku na rok traktujemy bardziej poważnie. Stół zastawiony ostatkami, z których każdy wybiera to, co smakowało mu najbardziej z poprzednich dwóch dni. No i tarta, którą robię na szybko, bo z wigilnych słodkości zwykle już nic nie zostaje. Pieczemy ją co roku właśnie w drugi dzień Świąt, gdy emocje i napięcie opadają, a ja chcę przedłużyć ten magiczny czas świętowania i skorzystać z pracy, którą wykonaliśmy w ostatnich tygodniach. Dzielę się więc z Wami tym przepisem, z którego na potrzeby dzisiejszego wpisu, skorzystałam nieco szybciej. 

 

KRUCHA TARTA Z ORZECHAMI W KARMELOWEJ MASIE
 

Składniki

Kruche ciasto:

100 g mąki owsianej

50 g mąki pszennej

30 g cukru (ja wybrałam trzcinowy)

125 g masła

szczypta soli krem:

 

Masa: 

1 puszka słodzonego mleka skondensowanego  

50 ml śmietanki 36%

tabliczka gorzkiej czekolady 

łyżeczka soku z cytryny lub limonki 

dwie szczypty soli 

orzechy do wyboru (ja wybrałam 100g laskowych i 100g pekan)

ewentualnie ulubiony likier orzechowy

 

A oto jak to zrobić:  
1. Wszystkie składniki na ciasto zagniatamy, aż powstanie zbita kulka. Wykładamy formę o średnicy 25 cm papierem do pieczenia. Wyklejamy formę ciastem – ja wpierw rozwałkowuję ciasto na papierze, a potem przekładam je na formę. Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni i wkładam formę z ciastem na około 20 minut, aż delikatnie się zarumieni.     
2. Do rondelka wlewam słodzone mleko skondensowane wraz z czekoladą i śmietanką. Ustawiam rondelek na najmniejszym możliwym ogniu i mieszam nieustannie, aż masa ściemnieje i zgęstnieje (można ten sam efekt uzyskać w kąpieli wodnej, ale trwa to zdecydowanie dłużej, a ja w Święta mogę na przygotowania poświęcić maksymalnie pół godziny). Dodaję sok z cytryny i dwie szczypty soli (lub nalewkę). 
3. Na rozgrzanej suchej patelni prażymy orzechy. Minimalną garstkę orzechów odstawiamy na bok i kruszymy (ja użyłam do tego tłuczka, ale można to też zrobić w malakserze). Następnie dodajemy je do powstałej w rondelku masy i mieszamy. Krem przekładamy na tartę póki całkiem nie stężeje i ozdabiamy całość pokruszonymi orzechami. ​

  W grudniu pieczemy i gotujemy więcej. Widzę już jak ważne jest dla naszych dzieci wspólne krzątanie się w kuchni. To dlatego od tygodnia właściwie nie chowam do szafki mąki i stolnicy. Spiżarka opustoszała z podstawowych produktów i domyślam się, że podobnie jest też w Waszych domach. Nim wybierzecie się do supermarketu i uzupełnicie zapasy, zerknijcie proszę na tę stronę, która – w moim przekonaniu – mogłaby zrewolucjonizować nasze zakupy. W The Planet znajdziecie mąki, orzechy, suszone owoce i mnóstwo innych produktów, które kupujemy zwykle w plastikowych opakowaniach i bez analizowania ich jakości.

   Wszystkie procesy związane z prowadzeniem i sprzedażą w The Planet są skonstruowane w ten sposób, by w jak największym stopniu zmniejszyć ślad węglowy, być jak najbardziej przyjaznym środowisku i wyeliminować plastik. Wszystkie produkty, które do mnie dotarły były oznaczone prestiżowym certyfikatem „Euro-liść”, który jest najważniejszym z ekologicznych certyfikatów w Europie i jednocześnie jednym z niewielu, który daje gwarancję, że kupowany produkt naprawdę jest ekologiczny. W The Planet wszystkie produkty pod marką własną (obecnie większość produktów sypkich, wkrótce również przyprawy) są pakowane w eleganckie opakowania papierowe, które w przypadku produktów tłuszczących się są dodatkowo woskowane naturalnymi substancjami. Możemy piec dalej bez wyrzutów sumienia! :)

czarny golf i spódnica – MLE // sukienki dziewczynek – Louisse //
 

Czy Święta tracą swą moc w dzisiejszym świecie? A jeśli tak, to jak ją odzyskać? PREZENTOWNIK na nowe czasy.

Wpis powstał we współpracy z Noteka, Sensum Mare, Wool so Cool, so linen! i Stag Jewels. 

 

  O tym, że w Święta nie chodzi tylko o prezenty zorientowałam się bardzo szybko. Konkretnie było to wtedy, gdy jako kilkuletnia dziewczynka podsłuchałam rozmowę mamy i taty. Właściwie była to regularna kłótnia o to, że mama ogarnęła już wszystkie prezenty, a tata nie potrafił nawet zrealizować listy zakupów na bigos i ogarnąć stojaka na choinkę. „Czyli Święty Mikołaj zna się z mamą!” – pomyślałam w pierwszym momencie, a potem doszło do mnie, że dla moich rodziców gwarancja prezentów wcale nie oznaczała jeszcze, że Święta będą udane. No tak. Nawet uczennica podstawówki czuła gdzieś w środku, że jeśli nie będzie choinki, a zapach bigosu (za którym w sumie nie przepadam) nie wypełni całego mieszkania, to jakoś tak dziwnie będzie te prezenty rozpakowywać.

  Wigilia oczywiście się odbyła, chociaż w popisowym daniu taty brakowało suszonych śliwek, a drzewko stało nieco przekrzywione – jak się pewnie domyślacie te drobne niedociągnięcia zupełnie mi nie przeszkadzały. Liczyło się to, że kluczowe elementy scenariusza zostały zachowane – a to, że nie wyglądały one jak z hollywoodzkich filmów nie miało znaczenia. Przypominam sobie tamte emocje za każdym razem, gdy tylko zaczyna mi się wydawać, że można postawić znak równości między radosnymi i perfekcyjnymi Świętami (właściwie to gonitwa za tym drugim może skutecznie zniszczyć to pierwsze). Ale wyciągnęłam z tego też inną lekcję – nie ma Świąt bez rytuałów, symboli, rodzinnych dziwactw… no i pracy, które je poprzedzają. Tych kilka składowych musi się pojawić, aby ożywić prawdziwego Ducha Świąt. To one sprawiają, że Boże Narodzenie jest czymś wyjątkowym, czymś zupełnie innym niż po prostu kilka dni wolnego.

  Tak się jednak składa, że – chociaż w dzisiejszej rzeczywistości wiele rzeczy ze świątecznej listy jest prostszych do zorganizowania i teoretycznie zajmuje mniej czasu – to coraz częściej gubimy po drodze jakiś istotny pierwiastek magii. A im bardziej go szukamy i im większą choinkę kupujemy, tym bardziej zagubieni się czujemy. Nasi rodzice i dziadkowie nie zgłaszali nigdy podobnych rozterek, a przecież nikt chyba nie pokusi się o stwierdzenie, że było im łatwiej w powojennej rzeczywistości czy w czasach głębokiego PRL-u… W takim razie w czym rzecz?! Dlaczego im więcej mamy, im łatwiej nam jest w codziennym życiu, tym mniej cieszą nas Święta?

  Przy okazji tegorocznego prezentownika, z pomocą antropologów i filozofów, postaram się odpowiedzieć na te pytania, no i znaleźć na nie panaceum. Mam nadzieję, że te kilka akapitów będzie dla Was jak szczypta gwiezdnego pyłu, którego aura zostanie z Wami aż do ostatniego dnia grudnia.  

 

1. Kalendarz Adwentowy na miarę 2023 roku.

   Wszystkie serwisy informacyjne ogłosiły wielką nowinę: ci z nas, którzy wcześniej dekorują na Święta swoje domy są statystycznie rzecz ujmując szczęśliwsi. Co za ulga! Czyli to jednak nie jest wariactwo, że pierwszego grudnia wyciągam z szafki kubki z reniferami, słucham tylko jednej składanki zaczynającej się od „The little drummer boy”, a pani w pasmanterii zamyka drzwi na trzy spusty, gdy tylko widzi, że moja uśmiechnięta i żądna wstążek twarz zagląda przez witrynę. Oczywiście, jak zwykle trochę przesadzam, ale jestem jedną z tych osób, które cały czas muszą brać sobie na wstrzymanie, aby nie odpalić świątecznego nastroju zbyt szybko. Dziś opieranie się przed tym jest trudniejsze, bo odkąd w nasze życie wdarły się najpierw telewizja i galerie handlowe, a teraz media społecznościowe, to od początku listopada właściwie biegniemy przez pole minowe. Każdy próbuje zdetonować w nas świąteczny nastrój.

   „No ale właściwie czemu Kasia tak sama siebie strofujesz? Jeśli masz na to taką ochotę, to po prostu zacznij wcześniej!” – pewnie część z Was chciałaby mi powiedzieć. Aha! Czekałam na tę prowokację! Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, jakie spotkają mnie konsekwencje, jeśli za szybko włączę w swojej głowie tę bożonarodzeniową machinę.

  No to gdzie przechodzi ta cienka granica, która wskaże nam kiedy jesteśmy szczęśliwsi, gdy szybciej zaczynamy przeżywać Święta, a kiedy ten cudowny czas oczekiwania traci swój urok i tuż przed Gwiazdką jest już tak obeschnięty jak gałązki choinki kupionej w połowie listopada?

  Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie powinna zawierać w sobie informację „jak”, a nie „kiedy”. Uczepię się tej choinki, bo to dobry przykład, no i budzi sporo grinczowej kontrowersji. Przystrajanie świątecznego drzewka, gdy za oknem liście jeszcze zielone, jest jak pyszny obiad, który zaczynamy jeść, chociaż jeszcze nie zgłodnieliśmy po śniadaniu, jak sukces, na który wcale nie zasłużyliśmy, jak ślub i dziecko z mężczyzną, który przed chwilą ustąpił nam miejsca w pociągu… Ostatni przykład nieco przejaskrawiony, ale myślę, że przekaz czytelny. Jest wiele rzeczy, które mogą nas odpowiednio nastroić – nie trzeba od razu zaczynać od finałowych atrakcji. Jeśli ubierzemy choinkę w listopadzie, to jakoś mniej radości jej widok przyniesie nam w Wigilię. Mówiąc wprost: podekscytowanie dobrze jest stopniować.

  Jestem pełna wyrozumiałości dla tych, którzy chcą Święta wcześniej. I chyba wiem dlaczego tak bardzo nas to kusi. Szykujemy się do Świąt kilka dobrych tygodni. W naszej kulturze tak naprawdę jeden wieczór, czyli Wigilia, ma nam dostarczyć pełen wachlarz emocji i wrażeń uznawanych za najważniejsze w czasie Bożego Narodzenia. Spotkanie z rodziną, odświętna kolacja, prezenty, pasterka, śpiewanie kolęd… dużo tego. Jeśli kumulujemy całą naszą nadzieję, podekscytowanie i przede wszystkim oczekiwania tylko wokół tego jednego dnia, to presja faktycznie może stać się nieznośna (a na dodatek po Świętach możemy czuć niedosyt). Nie dziwi więc, że chociaż część tego nastroju próbujemy zapewnić sobie wcześniej. No i super. Pamiętajmy tylko, że robiąc to zbyt powierzchownie i bez odpowiedniego porządku te emocje mogą tracić swą moc. Poniekąd, to przecież właśnie ich ulotność sprawia, że tak je doceniamy.

  Aby pomóc Wam – i sobie samej przede wszystkim – tworzę swój własny kalendarz adwentowy. Bez czekoladek (niestety), ale z tą samą ideą: aby dzień po dniu, sprawiając sobie małe świąteczne przyjemności, czekać cierpliwie do 24 grudnia. Do tej pory była to wizyta w „Ogrodzie świateł” w Orłowie i na jarmarku świątecznym w Gdańsku, własnoręczne wycinanie ozdób z dziećmi (niżej znajdziecie więcej szczegółów) czy testowanie najprostszych z możliwych słodkich przepisów. Ważne, aby te rytuały nie były nastawione na efekt, ale na działanie. No i żeby świadomie pozwoliły nam odliczać czas do Świąt.

  Byung-Chul Han, humanista i filozof, w swoim eseju dla grudniowego magazynu Znak pisze że „[…] Rytuały czynią ze świata miejsce pewne. Są w czasie tym, czym w przestrzeni jest mieszkanie. Sprawiają, że czas nadaje się do zamieszkania. Sprawiają, że można się po nim poruszać jak po domu. Porządkują czas, organizują go. […]”. Święta Bożego Narodzenia i te kilka tygodni, które je poprzedzają to największy i najbardziej czytelny w naszej kulturze zbiór rytuałów w roku. A skoro – według uczonych – mają one dla nas działanie wręcz terapeutyczne, to korzystajmy z nich i umeblujmy nimi czas do Świąt.  

Moje kolczyki to model Gulia earrings gold od Stag Jewels, a sweter znalazłam w naszym La Ronde. 

 2. Czym różni się zwykły dzień wolny od świętowania? Wysiłkiem, który wcześniej trzeba wykonać.

  Profesor nauk humanistycznych i antropolog kulturowy, Waldemar Kuligowski, mówi, że „[…] Przede wszystkim nie ma święta bez wysiłku. Każde święto wymaga przygotowania. Jeśli nie poświęcamy czasu, sił, energii, pieniędzy, to nie możemy mówić o święcie. Tak samo było w społeczeństwach plemiennych. Jeżeli chcemy zachować jakiekolwiek rudymenty święta, tak musi być i dziś. To są te drożdże, na których święto może wyrosnąć. W przeciwnym razie mamy do czynienia ze zwykłym dniem wolnym. […] (obecny numer magazynu Znak).

  O nastrój świąteczny trzeba zawalczyć. Nie mam, co do tego wątpliwości. Rewolucja technologiczna, przemiany społeczne i pokoleniowe sprawiły, że nasza codzienność wygląda zupełnie inaczej niż naszych rodziców i dziadków, ale tradycje kochamy te same. Nie widzę nic złego w tym, aby usprawnić pieczenie pierników i ciasto przygotować w termomixie, ale nie przesadzałbym z ekspresowymi rozwiązaniami, bo możemy wpaść w pułapkę. Sto razy bardziej poczujemy magię Świąt ubierając własnoręcznie najbrzydszego iglastego drapaka, niż gdy w naszym salonie stanie czterometrowa, idealnie ubrana choinka, którą zamówiliśmy u profesjonalnej firmy (co ja się tak tej choinki uczepiłam? Chyba z zazdrości, że sama jeszcze nie mam!).

  Skoro w tytule tego artykułu pojawia się słowo „prezentownik” to ciężko nie wspomnieć o tym, co planuję podarować najbliższym. Nie wiem, czy w Waszych rodzinach jest podobnie, ale u nas co roku, ktoś na początku grudnia robi tak zwaną „wrzutkę” i próbuje przekonać resztę, aby w tym roku robić prezenty tylko dzieciom. Kuszące, nie powiem… ale jakoś nikt tematu na dłuższą metę nie podłapuje. Dzielę się więc z Wami moją listą i mam nadzieję, że okaże się dla kogoś z Was przydatna. 

Delikatna biżuteria.

  Na zdjęciu powyżej widzicie kolczyki od Stag Jewels – przyszły w pudełku i właściwie są już gotoweladnym  na prezent. Gorąco polecam też bardziej klasyczne modele: Manon i Nina (albo ten bardziej odświętny, który mam na zdjęciach). Dla moich Czytelniczek mam specjalny świąteczny rabat: – 20% z kodem MLE20XMAS , który będzie aktywny do 26 grudnia. 

Idealne kosmetyki.

A to taki prezent ode mnie dla Was. Na kilka dni przed publikacją tego artykułu zapytałam jeszcze Waszą ulubioną markę – Sensum Mare – czy przed Świętami można liczyć na jakąś zniżkę. Z kodem MLE, otrzymacie 20% zniżki (w tym również na zestawy). 

  Ja zamówiłam pod choinkę zestaw Regeneracja i nawilżenie skóry suchej.  Zawiera on kultową linię ALGORICH oraz ALGOTONIC – odżywczy i nawilżający tonik w mgiełce, który jest bestsellerem marki (wpadł chyba za pudełka, gdy śpieszyłam się z ich ukrywaniem, bo nie widać go na zdjęciu – w gwoli ścisłości w zestawie są trzy produkty). 

Bo ktoś zawsze musi je przecież dostać na Święta!

„Ojej… jak widziałam, że pokazujesz te skarpety w swoim prezentowniku to myślałam, że będą dla mnie…” – usłyszałam od kogoś kilka lat temu, gdy pokazywałam te puchate cuda w jednym z wpisów. No cóż, moja para ma już pięć lat, a nadal trzyma się świetnie – w prezencie dam jednak nowe ;). Jeśli macie w rodzinie kogoś, kto kocha wełniane, dobrej jakości rzeczy, to z całą pewnością zakocha się we wszystkim, co można znaleźć w ofercie marki Wool so Cool. Z kodem MLE otrzymacie 10% zniżki (kod działa do 10.12).

Lniany obrus o idealnych wymiarach. 

Wymarzony prezent, który dostałam wcześniej i czekał w szufladzie na wyjątkowa okazję. Obrus, taki duży i świetnej jakości, to według mnie bardzo symboliczny podarunek o wielkiej wadze. Jest on niejako zapowiedzią życia rodzinnego wypełnionego spotkaniami wokół stołu. Warto mieć chociaż jeden, biały i wystarczająco duży, tak aby nie dać się zaskoczyć, gdy pojawi się okazja. Ten mój uszyła dla mnie polska marka so linen! (jeśli zamówicie obrus do końca weekendu, to macie gwarancję dostawy na Święta, jednakże ważne, aby w notatkach dodać dopisek "obrus na Święta").

Papierowe skarby.

Kartki świąteczne od takich marek jak Cudowianki, All The Ways To Say czy Kartotek Copenhagen to tylko niektóre perełki, które możecie znaleźć w NOTEKA. Mam kogoś, kto co roku marzy o kalendarzu i notatniku i wiem, że mój tegoroczny wybór na pewno sprawi mu radość. Jeśli też szukacie dla kogoś papierniczych produktów najwyższej jakości to kod MLE2023 da Wam -10% na zakupy. Kod jest ważny do końca tygodnia, czyli do 10.12. 

3. Magia przekazywana z pokolenia na pokolenie.

  W ostatnich latach internet huczy od wszystkich tych „lekcji uważności”, o umiejętności bycia „tu i teraz”. Świąteczne rytuały bardzo ułatwiają nam wejście w ten stan. Im jesteśmy starsi, obarczeni mniejszymi lub większymi zmartwieniami, tym coraz trudniej jest nam odnaleźć w sobie tę beztroskę i umiejętność cieszenia się z drobiazgów. Ale w świątecznym czasie jest to naturalne i przychodzi nam bez większego wysiłku. Dajemy sobie przyzwolenie na to, aby zanurzyć się we własnej krainie dzieciństwa i poważne, dorosłe sprawy odłożyć na chwilę na bok.

  Rodzicom jest pewnie trochę łatwiej – przedświąteczny czas to okres, w którym jesteśmy najbliżej z naszymi dziećmi. Nie tylko dlatego, że mamy do wykonania wiele domowych czynności i siłą rzeczy robimy je razem z nimi, ale także dlatego, że chętniej wchodzimy wtedy w ich świat. W świat magii, latających reniferów, marzeń i zimowych krain. Chcemy przekazać im to, co sami czuliśmy, gdy byliśmy mali i to jest dla nas ogromna motywacja do pracy. W wielu rodzinach to właśnie chęć przekazywania tradycji młodszym pokoleniom jest tym, co podtrzymuje tę najsłodszą, wyjątkową atmosferę. A więc, Droga Mamo, Drogi Tato, staram się ze wszystkich sił aby Święta były dla moich dzieci magiczne, bo najpierw to Wy sprawiliście, że były magiczne dla mnie.

Od rodziców nie raz słyszałam, że za dziecka pierwszy świąteczny nastrój udzielał im się zwykle w trakcie lepienia łańcucha z papieru. Ozdoby trzeba było robić samemu, bo innych opcji po prostu nie było. Dziś jest znacznie łatwiej, ale czy lepiej? Na blogu od tygodni pojawiały się pytania o moje papierowe gwiazdy w oknach, a że podobne wszędzie są już wykupione, to wracam do Was z szybką rolką na Instagramie. Wystarczy kilka torebek na kanapki, klej do papieru (ja mam od dawna ten kultowy od Coccoina na bazie skrobii ziemniaczanej, wody i naturalnego migdałowego aromatu), ołówek i nożyczki. Zobaczcie jakie to proste!

  Antropolodzy są zgodni, że to, co wyróżnia święta na tle innych dni w roku, to nie tylko praca, którą wkładamy przed ich nadejściem, nie wystarczą też rytuały, nawet jeśli odegramy je perfekcyjnie. Ostatnie ogniwo nadaje sens całej reszcie. To symbole, idee, wartości. Dla dorosłych to one pełnią funkcję magii. Nawet jeśli dla każdego będzie to oznaczało zupełnie coś innego. Święty Mikołaj i renifery to oczywiście super sprawa i – jeśli do Świąt przygotowujemy się z dziećmi – świetnie spełniają one swoją rolę i napędzają nas do tworzenia odpowiedniej metafizycznej atmosfery. Ale co z resztą? Dla wielu z nas może to być po prostu możliwość spotkania z bliskimi po długim czasie, albo szansa na pojednanie. Przez wieki to religia była – i jest – dla naszej kultury wielkim źródłem duchowego uniesienia, ale równie dobrze może to być niesienie pomocy innym – już Dickens wiedział, że to najlepsze antidotum dla wszystkich Scrooge-ów, którzy w grudniu widzą tylko pędzącą konsumpcję (tu polecam inicjatywę Szlachetnej Paczki, która towarzyszy nam i mi osobiście już kolejny rok).

  Grunt to poszukac tego co na nas działa. Zbiór bożonarodzeniowych symboli nigdy nie został zamknięty. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu, że kolejne pokolenia wciąż interpretują je na nowo i dokładają do nich cząstkę siebie Duch Świąt, nawet po dwóch tysiącach i dwudziestu trzech latach, żyje i co roku budzi na świecie anioły. Z każdym grudniowym dniem poczujemy to bardziej. 

No i mam tę swoją choinkę! :) Dziękuję za uwagę i z przyjemnością poczytam o Waszych bożonarodzeniowych dziwactwach, rytuałach i symbolach.

*  *  *

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Krosno, Printimi, Tori, Coloresca, Say Hi oraz wydawnictwem Olesiejuk.

 

  Listopad to perłowe światło o poranku, pierwsze przymrozki, przedwczesne rozmowy o tym, jak spędzimy tegoroczną Wigilię i oczywiście sporo pracy – branża kreatywna ma w tym czasie pełne ręce roboty. Dodałabym do tego kilka atmosferyczno-astrologicznych niespodzianek – halny w Zakopanem, zorza polarna, zamieć śnieżna w Sopocie i dziwna pełnia księżyca, przez którą nie spaliśmy z Portosem całą noc.

  Nim otworzę pierwsze okienko w moim kalendarzu adwentowym, który już od paru dni czeka na regale (o co zakład, że kilka zostało już opróżnionych bez mojej wiedzy?) zaproszę Was jeszcze na małą retrospekcję. Usiądźcie sobie wygodnie i powspominajcie razem ze mną ostatnie tygodnie jesieni.

 

Jedna z najbardziej poruszających kampanii reklamowych ostatnich lat przypomniała mi o tej książce. Zajrzałam, aby przeczytać wiersz "Portret kobiecy" wokół którego marka YES zbudowała całą narrację, ale później już przepadłam. "Metafizyka", "Pochwała złego o sobie mniemania", "Koniec i początek" czy "Kot w pustym mieszkaniu" – to tylko kilka utworów po przeczytaniu których ma się wrażenie, że poezja mogłaby uzdrowić świat, gdyby docierała do każdego.Gorąca herbata, ciepłe miękkie swetry, za oknem halny urywa głowy, a my grzejemy się w środku i czekamy, aż zgłodniejemy. Czy mogłoby być lepiej?

 W pierwszych dniach listopada ruszyliśmy większą grupą w stronę polskich gór (mój mini-przewodnik możecie znaleźć tutaj). Do Zakopanego przywiozłyśmy ze sobą niemal całą najświeższą kolekcję, więc miałyśmy co nosić. Plan był taki, aby zrealizować wszystkie materiały promocyjne dla MLE na najbliższe miesiące i jeszcze do tego skorzystać z uroków okolicy w prywatnym gronie. Cel został osiągnięty! 

W takiej scenerii mogłabym robić sesje zdjęciowe co tydzień! Po prawej koperty do Waszych zamówień – cieszę się, że każdy element naszych przesyłek wygląda (i pachnie!) dokładnie tak jakbym chciała :). Uwierzcie mi na słowo, że ta wieża przetrwała jeszcze trzy kolejki!

Po bardzo intensywnym "Black Friday" (a właściwie to "Black Week") będziemy mieć dla Was kolejne niespodzianki. 

Gdyby nie ta listopadowa szaruga za oknem to na nic zdałyby się te struktury, kolory, ściegi i warkocze. Uwielbiam nosić swetry, projektować je i dbać o nie. 

Podobno teraz już wszystko zasypane. Na Kasprowy tylko z nartami! (Tak naprawdę drżę na samą myśl, gdy przypomnę sobie mój pierwszy – i jedyny – zjazd z Kasprowego. Nogi mi się trzęsły i miałam ochotę zabić mojego chłopaka – a teraz już męża – że naopowiadał mi bzdury o tym, jak prosty jest to stok :D.)

Szyszki i Jenga. Nasze najlepsze zabawki na wyjeździe. 

Powrót do domu i do moich ukochanych rozkminek wnętrzarskich. Odebrałam mój urodzinowy prezent i zaraz będziemy go wieszać! 

– No dobrze. A te powiesisz czy będą podpierać ścianę jak reszta?

– …. być może. To był jeden z tych poniedziałkowych poranków, kiedy wszyscy na instagramie wrzucali relację ze swojej zaśnieżonej okolicy, a w Trójmieście bardziej od sanek przydałaby się kosiarka do trawy… 1. Na Instagramie urządziłam dla Was w tym miesiącu Q&A (znajdziecie je teraz w zapisanych relacjach). Padło pytanie o to, jak udało mi się dopracować każdy kąt w mieszkaniu…Kochane Czytelniczki, pamiętajcie, że Wy na Instagramie widzicie jedno, a ja wchodząc do kuchni widzę to… Ta lampa to jedna z wielu rzeczy, które nadal czekają na to, aż zbiorę się w sobie i ogarnę to, co samo ogarnąć się nie chce. // 2. Wracamy do starych puzzli. Te za którymi ta starsza nie przepadała, z jakiegoś powodu dla tej młodszej są najfajniejsze. Nawet takie drobne rzeczy przypominają mi, że każdy z nas jest inny i warto być wrażliwym na te różnice.  // 

Dzień Niepodległości i nasze nieporadne próby…

Mój mąż upierał się, że jego ładniejszy. Dajcie mi znać w komentarzach czy wolicie prawy czy lewy ;).

ps. wiem, że tradycyjny kotylion powinien być z zewnątrz czerwony a w środku biały, ale wstążkowe braki zdecydowały za nas. 

W listopadzie dotarła do mnie nowa (druga już!) książka Rozkosznego z jego cudownymi przepisami. „Nowe Rozkoszne. Polskie przepisy, które ekscytują” to zbiór przepisów z wyjątkową wizją Michała na współczesną polską kuchnię. Super odświeżenie!

Listopad zostawił mi wiadomość za wycieraczką. 

Liście wciąż trzymają się na drzewach, a ja nawet na długie spacery nie wkładam czapki na głowę. Mamy wrzesień czy listopad?! Sweter to oczywiście nasz Livigno

Jakoś mdło w tym domowym biurze pracującej mamy. Czy jakiś mały elf chciałby to naprawić?

W ruch idzie kolorowanka i farby od Coloresca . Kolorowanki są w formie rolki, więc łatwo można je rozwijać , gdy zobaczymy, że inwencja twórcza w danym miejscu już się wyczerpała ;). W specjalnie skompletowanym Zestawie Malucha znajdziecie farbki i kredki, szablony a także kolorowanki. Jeśli uważacie, że Waszym dzieciom też spodobają się takie przybory to kod MLE15 da Wam 15% rabatu i działa aż do końca przyszłego roku. 

A tutaj lepiej widać jak dzieci mogą wspólnie siedzieć przy stole i malować. Najważniejszą sprawą jest jednak bezpieczeństwo, dlatego farby przebadane są dermatologicznie. Dzięki czemu są bezpieczne dla malucha. Można nimi malować rączkami albo pędzelkiem. Farby są bezzapachowe, a kolory bardzo intensywne i trwałe. Nie przeszkadza to jednak w myciu rączek i praniu ubrań – wystarczy tylko woda i mydło.

Czasami zabawa "przeciąga" się bardziej niż zakładałam ;). 

W dzisiejszych czasach znalezienie odpowiedniego prezentu – nawet dla kogoś kogo prawie nie znamy – jest dużo łatwiejsze. Gdy chcę komuś podziękować albo sprawić przyjemność w przedświątecznym czasie, ale w gruncie rzeczy nie wiem, co obdarowywana osoba lubi, to z pomocą przychodzą wtedy gotowe i zaufane zestawy prezentowe od TORI. Nie wiem czy dobrze widzicie to na zdjęciach, ale paczka przychodzi w kartoniku, na którym narysowana jest świąteczna kamienica – naprawdę wygląda to pięknie. 

Tori to marka eleganckich upominków, które mają budzić skojarzenia z naturą i Polską. Takie prezenty to także super pomysł dla większych firm, więc jeśli macie swoją działalność odsyłam Was również tutaj

W moim prezencie znajduje się syrop z owocami dzikiej róży z Manufaktury Cieleśnica, świąteczna herbata White Christmas od BH&T i pierniczki z Owsianej Manufaktury. Ja bym się ucieszyła! :)

To wcale nie jest Nowy Jork pod mostem Williamsburg :D. To nasza piękna mroźna Warszawa, do której zawitałam w pośpiechu. 

No cóż… jakie łyżwy takie lodowisko!

Śniadania w Baken należą do tych najprzyjemniejszych chwil w stolicy. Tutaj nawet kawa z przelewu mi smakuje!

Nigdy nie przypisuję zbiegów okoliczności jakimś nadprzyrodzonym mocom, ale to faktycznie zabawne, że ostatnim razem byłam tu przy okazji spotkania z Karą Becker, a dosłownie kilka minut wcześniej opublikowałam na blogu artykuł, w którym jest ona jedną z jego bohaterek – zapraszam Was serdecznie do tego wpisu, jeśli jeszcze nie miałyście okazji go przeczytać. 

Muzeum Sztuki Nowoczesnej – czekamy na Ciebie!

Na zewnątrz siarczysty mróz. Prosimy o trzecią dolewkę kawy i ogrzewamy dłonie na ciepłych kubkach. 

Ależ dziwna i jednocześnie wciągająca jest ta książka… Poranek, gdy w miniony wieczór przeczytało się o cztery rozdziały za dużo, zawsze jest jakiś taki powolny…

Spacer po ulicy Mokotowskiej to świetny pomysł na "Black Friday". Tutaj w sklepie Le Petit Trou, ale w sąsiedztwie znajdziecie też wiele innych polskich marek. Zakupy stacjonarne mają jednak swoj urok :). 

Wreszcie i ja trafiłam do tego słynnego baru Rascal! ;)
Ciekawe wnętrze, pyszne śniadanie, chociaż podobno to po zmroku są tutaj największe tłumy. Wszystko do nadrobienia przy kolejnej okazji!

Ależ ta Warszawa się zmienia! 

Spotkanie z CHANEL i planowanie przyszłych publikacji dla Was. Świąteczny makijaż w tegorocznym wydaniu jest piękny!

Właśnie o tym "perłowym świetle" pisałam we wstępie. Wszystko wygląda jak obsypane srebrnym brokatem. // 2. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności. Tuż przed wyjazdem z Warszawy, po ostatnim spotkaniu – czas dla duszy. Wystawa Picasso w Muzeum Narodowym nadal trwa! // 

Szykuję już dla Was kolejny odcinek podcastu – tym razem w świątecznym nastroju. A tym, którzy już wszystko odsłuchali i szukają więcej, polecam „Kroniki paryskie” Kary.

Portos dba o mój „work life balance” i zawsze w zdecydowany sposób pokazuje mi, że już czas kończyć i wyjść na spacer.

1. Wieczór wśród iluminacji świetlnych między Gdynią a Sopotem. // 2. Zmęczeni i zziębnięci rodzice chcieliby obejrzeć wieczorem serial o stulatkach."Kasiu, pokaż co masz dziś w swojej torebce?" No dobra… tak naprawdę zawsze mam jeszcze to. 

"Mała Księga mądrości Kubusia" to złote myśli najsympatyczniejszego niedźwiadka wszech czasów i innych mieszkańców ze Stumilowego Lasu. Ta publikacja sprawdzi się idealnie w przypadku tych osób, które kochają tę bajkę i zawsze uważały, że miś o bardzo małym rozumku tak naprawdę skrywa w sobie głęboką życiową mądrość. Z moim kodem "MLE" dostaniecie 13% rabatu (a dokładniej na 13,42% jeśli chcemy być tak drobiazgowi jak Królik ;)) ale za to łączy się z promocją na stronie ksiazki.pl. Wychodzi niedrogo, a książka jest naprawdę ładnie wydane :). Kod jest ważny tylko do 20 grudnia. 

Ten Puchatek to był mądry gość ;). Zastanawiałyście się kiedyś, dlaczego pierwszy śnieg wywołuje w nas tyle emocji? Czy chodzi o wspomnienia z dzieciństwa? A może  o to, że wystarczy nawet kilka centymetrów białego puchu, aby to, co szare i przygnębiające stało się nagle piękne i magiczne? Taka jestem wdzięczna, że ten przedświąteczny czas wygląda tak, jak za dawnych lat. Trójmiasto mrozów dawno nie widziało – korzystamy ile się da. Moje gwałtownie wybudzone ze snu zmysły otuli ciepła kawa… Wstrząśnięta, nie mieszana. Nic dziwnego, że zawsze wylana, skoro biegam z nią rano po całym mieszkaniu. Ale jeśli chodzi o to serum, to staram się nie uronić nawet kropelki! Markę Say Hi możecie już kojarzyć z moich poprzednich poleceń. Mowa o kremie Bright Vibes w pięknym żółtym kolorze, do którego dołączyło teraz serum Sunrise. Pielęgnacja zrobiona, kawa rozlana i wypita, mogę ruszać do pracy!

Ujędrniająco nawilżające serum Sunrise Serum od Say Hi posiada w swoim składzie najbardziej stabilną i aktywnie działającą formę witaminy C – a to oznacza, że będzie ona naprawdę skuteczna. Serum ma jedwabiste wykończenie po jego użyciu nie mam wrażenia, aby skóra była ściągnięta tylko ładnie nawilżona. Ten kosmetyk ma za zadanie zapobiegać przedwczesnemu starzeniu się skóry oraz zapewnić jej intensywne nawilżenie, sprężystość i blask. A ja mam wrażenie, że to serum jest dla mojej skóry niczym ciepły, delikatny, kaszmirowy sweter :). W krótkie, zimowe dni przydaje się tak porządna dawka przeciwutleniaczy. Do końca grudnia na hasło MLE20 otrzymacie -20% – skorzystajcie jeśli tylko macie ochotę!

I co roku zawsze to samo… spacery, serca na maskach samochodów, pierwsza śnieżka za kołnierzem. Tęskniliśmy za zimą!Micky, Minnie i Pluto. Ale nie mam pojęcia po co ten opis, przecież sami byście się domyślili :D.  Portos i jego śnieżne bombki. Codzienność, czyli plama na nowym dywanie, buty, na które trochę czekałam, czekolada konsumowana w ukryciu przed dziećmi i praca, która ze stołu przeniosła się na podłogę.Adwentowe kalendarze to jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że już samo oczekiwanie na Święta ma w sobie magię. Na otwarcie pierwszego okienka czekamy cierpliwie do pierwszego grudnia (chociaż wiem, że będzie to trudne), ale do jednego misia udało im się dorwać!

Ozdoby świąteczne zamawiamy tylko tu! Narcyz w Gdyni wie, że te naturalne są najpiękniejsze. 

Ciocia Monika użala się nad Portosem w chorobie, a on z tego korzysta ile się da.

W naszym mieszkaniu są też takie kąty. Nauczyć dwie dziewczynki porządku to trudne zadanie i w sumie nie wiem, czy wciąż wierzę w osiągnięcie tego celu. Gdy mam wrażenie, że moje metody wychowawcze jakoś średnio działają, staram się sobie przypomnieć, co pojawiało się w mojej głowie, kiedy słyszałam „posprzątaj pokój”. Tego rodzaju instrukcji nie potrafiłam przełożyć na działanie, ale „posprzątanie pokoju najlepiej zacząć od pozbierania z podłogi i komody wszystkich spineczek do pudełka” brzmiało już znacznie lepiej. Z dystansu wydaje się to przecież oczywiste – my, dorośli też potrzebujemy planu, aby zacząć.

 Skoro już mowa o świecie dziewczynek – polecam Wam gorąco magazyn Kosmos. Tak jak przeszukujemy solennie rynek wybierając pierwszy idealny materac czy buty dla naszego dziecka, nie mniej starannie powinniśmy pochylić się nad tematem doboru magazynów do samodzielnego czytania. W „Kosmosie” grupa redaktorek czuwa nad każdym słowem i bierze odpowiedzialność za to, co trafia do Twojego dziecka. Podoba mi się, że w łagodny sposób są tam poruszane tematy trudne dla dzieci, a dla nas – rodziców wychowanych w zupełnie innej rzeczywistości – obce. Jeżeli Twoja córeczka potrzebuje wzmocnienia w relacjach rówieśniczych, w każdym numerze znajdzie dział: poczuj siebie, wytłumaczony prostym językiem. Dowie się na przykład jak zareagować na wykluczenie z grupki whatsuppowej ( bardzo popularny niestety problem). Tutaj link do prenumetary

Ten etap w życiu, kiedy od ciuchów bardziej cieszą nowe świece i szmatki kuchenne :D. 

Robimy przegląd porcelany i szkła przed świętami. Liczymy straty z całego roku – brakuje czterech kieliszków do wina i jednego głębokiego talerza do zupy! Wśród ozdób świątecznych też jakieś manko! gdzie są papierowe gwiazdy? Nasze pierwsze próby odtworzenia ich w domu niestety okazały się nieudane. Ale nie poddajemy się! :)

Planujecie zaprosić gości w któryś dzień Świąt? Jeśli brakuje Wam kieliszków lub szklanek na taką okazję, to spieszę z pomocą. Te od naszej polskiej marki Krosno są niezastąpione. Teraz w ofercie pojawiła się bestsellerowa kolekcja w nowym wydaniu. Kieliszki i szklanki wzbogacone zostały o złoty detal nawiązujący do lat 20. XX wieku. Od samego patrzenia można nabrać ochoty na przyjęcie, prawda?

Jeśli chcecie uzupełnić braki w Waszym kredensie to Kod KASIA20 da Wam 20% zniżki na wszystkie produkty nieprzecenione w sklepie  krosno.com.pl

Takiego kieliszka nie powstydziłby się nawet Wielki Gatsby ;). Polskiej produkcji!Nigdy nie mam czasu, aby zrobić to porządnie, ale skoro teraz jest to takie proste…

… to aż żal nie skorzystać. Dziś przyszła do mnie fotoksiążka od Printimi z wszystkimi naszymi zdjęciami z wakacji. Strony w fotoksiążce są szyte, dzięki temu zużywa się mniej kleju a fotoksiążka jest trwalsza i wygodniejsza w użytkowaniu. Do dyspozycji jest aż 150 stron i różne formaty. Można nawet wybrać kolor tłoczenia napisu na okładce – do wyboru jest złoto, srebro i mosiądz. Fotoksiążkę projektuje się samemu, proces jest bardzo prosty – w pierwszej kolejności projektuje się okładkę a później wgrywamy zdjęcia (ja wgrałam swoje z telefonu) i układamy wedle uznania. Wszystko jest intuicyjne.

Jakość wydruków jest naprawdę świetna. Wybrałam duży format albumu i to była dobra decyzja. Jeśli chciałybyście zamówić podobny album dla siebie albo dla bliskich to tylko teraz z kodem MLE otrzymacie dodatkowe -10% (naliczane w koszyku) na produkty w świątecznej ofercie na stronie Printimi (kod działa do 13.12.2023). 

Ależ fotogeniczne są te okolice Como! 

Portosowi ostatnimi czasy wolno więcej. Właściwie to nie wiem dlaczego tak go wcześniej goniłam z kanapy, skoro termofor z niego idealny!

Witaj grudniu! Mamy wobec Ciebie plany! 

A Wam jak zawsze dziękuję za chwilę uwagi – mam nadzieję, że widzimy się znów lada moment!

*  *  *

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Krosno, Muduko, Apimelium, Newbytea i Embryolisse oraz MLE. 

 

  Szalony ten październik. Ile w nim było emocji, spotkań, zwrotów akcji, niespodzianek, kompletnego chaosu, który koniec końców zamieniał się w dobrze wykonane zadanie… Nie zabrakło też dyni (a prawdę powiedziawszy mnóstwa dyń!), tych dni kiedy trzeba nagle rzucić wszystko, zaciągnąć hamulec i zaszyć się w domu z dwójką kaszlących na zmianę dzieci, no i zabawy – na nią też trzeba czasem znaleźć czas. Kawałek gorącego ciasta marchewkowego dla tych z Was, którzy dotrwają do końca dzisiejszego wpisu, bo trochę się tego nazbierało. To co? Zaczynamy?

 

Na początek proza życia, czyli ulubiony kubek w ciągu tygodnia kontra ten ulubiony na weekend – z Bambi ;). Ten po lewej stronie znajdziecie u polskiej marki KLO, ten drugi to pamiątka z Disneylandu.Nowa długość włosów do której szybko się przyzwyczaiłam. Fotografuję tu kolejne piękne projekty z MLE, ale sama wygrzebałam z szafy najstarszy ze swetrów (RobotyRęczne). 1. Zaraz zrobimy placuszki z niczego, czyli czary, które potrafią tylko mamy. // 2. W takie dni doceniam wszystko. Niebieskie niebo i ten wiatr, który urywa nam głowy, a dla ptaków jest chyba jak najpiękniejsza kolejka górska. // 3. Moja pierwsza "Masala Chai" musiała być od Newbytea. Nie wiedziałam, że ten gatunek herbaty jest taki pyszny (chociaż podejrzewam, że to także zasługa marki, która znana jest ze znakomitej selekcji) // 4. Gorąca herbata, domowe ciasteczka, miód, dziewczyny – całkiem fajne to nasze "korporacyjne" spotkanie, nawet jeśli tematy do przedyskutowania naprawdę poważne. // 

Herbata Masala Chai w piramidkach i w saszetkach. Ja uwielbiam w tradycyjnej formie, za to mój mąż mówi, że to najlepszy gatunek do tak zwanej "bawarki" czyli herbaty z mlekiem. Stworzona w oparciu o tradycyjną indyjską recepturę mieszanka czarnej herbaty assam z orientalnymi przyprawami daje esencjonalny, rozgrzewający, aromatyczny napar z wyraźnie wyczuwalną pikantną nutą egzotycznych dodatków. W Indiach masalę tradycyjnie gotuje się i pija z dodatkiem mleka. Jeśli też chcecie jej spróbować (albo po prostu lubicie dobrej jakości herbatę) to zajrzyjcie do sklepu Newbytea. Z kodem KASIA15 otrzymacie 15% rabatu na produkty w sklepie (kod jest ważny do 14 listopada). 

Jeszcze jeden czajnik herbaty, bo wszyscy zawsze mówią, że już nie trzeba, ale później i tak piją ;). 

Otoczenie wpływa na nasz strój, prawda? A może na odwrót? Mój ulubiony golf w paski znajdziecie w dwóch wersjach kolorystycznych tutaj i tutajJak odczarować listopad? Skorzystać z zaproszenia znajomych, którzy potrafią pokazać, że jesień na wsi może być równie piękna, co w samym środku czerwca. 
Gdy po krótkiej wizycie w szklarni dzieci same pytają czy pojedziemy kupić jakieś warzywa na obiad… Czyżby wieś przekonała je nawet do marchewki?Czy jednak nie i znów będziemy się bawić w chowanego, gdy tylko krzyknę, że obiad gotowy? 1. Ostatnie w tym sezonie kwiaty w moim ogrodzie. // 2. Ja i mój mały pomocnik. Uwielbiam ten czas, gdy jesteśmy we dwie i czekamy, aż starsza siostra wróci z przedszkola. // Mapa Stumilowego Lasu. W piekarniku piecze się obiad, a my zabijamy czas czytając.  A może królikowe mądrości przekonają moje dzieci do marchewki? No w każdym razie mama z takiego dania jest zadowolona.  Zaczynamy najbardziej emocjonujący weekend ostatnich lat. Jeszcze nie wiemy czy w niedzielny wieczór będziemy się cieszyć czy smucić. Idziemy głosować! Ależ podniosła była ta atmosfera w lokalach wyborczych! Zagłosowane. Przed nami kilkanaście godzin wielkich nerwów i niepewności. Ale następnego ranka…… dostałam nie tylko urodzinowe bukiety. Wyniki wyborów były naprawdę świetnym prezentem – ktoś to dobrze zaplanował :). 

Ileż niezapowiedzianych odwiedzin! Ciast, ciasteczek, tortów i babeczek! Ja urodzin nie obchodzę, ale moi bliscy z całą pewnością to nadrabiają!

Jednego dnia wcale nie jesteś stara, a następnego masz już swój ulubiony sklep spożywczy… w jednym w październikowych artykułów trochę na wesoło rozprawiłam się z wejściem w nowy etap "kobiety przed czterdziestką". Chociaż w gruncie rzeczy, to raczej wymówka do napisania dla Was kolejnych "umilaczy". Sporo adresów i poleceń, którymi wcale nie chciałam się dzielić – jeśli jeszcze nie czytałyście to zapraszam na "pourodzinowy wpis". 

A teraz mały detoks po tych wszystkich słodkościach. Pieczona dynia, dziki ryż, szpinak, kropla "oleju dla kobiet". 

To zdjęcie uzmysłowiło mi, że zaraz skończę ostatni słoik miodu – w spiżarce nic już nie zostało, a przecież właśnie teraz potrzebuję go najbardziej!Uff! W ostatniej chwili! Listopadowa miodowa paczka od Apimelium to coś, na co zawsze niecierpliwie czekam. Moja ulubiona prenumerata ze wszystkich! Polecam Wam gorąco! Jesień rozgościła się już na dobre więc oficjalnie ogłaszam otwarcie sezonu na herbatę z miodem. Miodowa Paczka Pełna Naturalnej Słodyczy, która ukazuje się co dwa miesiące, uzupełni Waszą spiżarkę. Co znalazłam obecnej edycji? 1. Leśny Szept – miód leśny kremowany – to miód nektarowo-spadziowy, ciemniejszy, esencjonalny, w jego smaku odbija się cała harmonia szumiącego gaju i pełnych kwiatów polanek. 2. Rzepaczek – miód rzepakowy, nektarowy, kremowany – jasny, delikatny, nie zmienia istotnie smaku potraw więc jest świetny do ciastek i pierników, idealny do herbaty, niepozorny, ale bakteriobójczy. 3. Vitalny – miód nektarowy, wielokwiatowy, kremowany z pyłkiem pszczelim – świetny, aby zacząć suplementację pyłkiem pszczelim, który jest niekwestionowanym królem wśród superfoods. I oczywiście pyszne krówki! Chyba widać, które swetry lubimy z Asią najbardziej. Dosyć często zdarza się, że mamy na sobie to samo (lub prawie to samo), ale prawda jest taka, że mając do dyspozycji swetry od MLE, jakoś mniej chętnie nosi się te od innych marek. 

Aura na zewnątrz dość paskudna, ale humor poprawia wizyta Zosi (i te słodkie dynie, które przyniosła ze sobą). Wiedziałyście, że Zosia dopiero co wydała e-book?

Gdybym miała z mojej szafki wyciągnąć kosmetyk, którego używamy w domu najczęściej to pewnie byłaby to tubka, którą widzicie na powyższym zdjęciu po prawej stronie. Krem Odżywczo-Nawilżający od Embryolisse służy mi jako krem do twarzy na noc, gdy jest podrażniona, jako pielęgnacja po opalaniu w lecie, po wyciągnięciu dzieci z kąpieli, po goleniu się męża, lub gdy jakikolwiek fragment mojego ciała potrzebuje natychmiastowego otulenia. Ten kultowy produkt prosto z francuskiej apteki jest odpowiedni dla każdego typu skóry. Kod MLE20 da Wam 20% zniżki na wszystkie produkty w sklepie online poza zestawami i obowiązuje do 12 listopada. Może lepiej wyciągnąć go z łazienkowej szafki i położyć w centralnej części mieszkania, aby był zawsze pod ręką? 1. Piątkowy wieczór. Cisza i spokój w mojej kuchni. Ten tydzień dał nam w kość. // 2. Tak, to jest kij od mopa. //Polska Złota Jesień. Zachwyca co roku.  Inhalacje, syropki, witaminy, błaganie o zjedzenie rosołu czyli kolejny dzień w domu zamiast w przedszkolu. Puzzle, wspólne gotowanie i pieczenie, no i gry to moje ulubione sposoby na to, aby z samego rana nie rozpoczęło się jęczenie o bajkę. Gra "Wielki Straszny Potwór" od MUDUKO ma proste zasady i podobało mi się, że moje dzieci szybko podłapały "dopracowywanie" potwora. Jeśli potwór innego gracza okaże się tak przerażający, że przekroczy skalę Strachomierza to właśnie on wygrywa grę. Z kodem BUUU! otrzymacie 20% rabatu na tę grę. :)  I Ty maluchu też chcesz grać? Gra jest od pięciu lat, ale mniejsze dzieci chętnie podłąpują domalowywanie potworowi kolejnej pary oczu czy strasznych rogów ;).  Nie. To nie jest po prostu infantylne zdjęcie trzydziestopięciolatki. Od kilku dni plaster na nosie stał się na Intagramie pewnym symbolem. Nikt mnie nie prosił o włączenie się do tej akcji, ale to, co robi Katarzyna Zielińska po prostu chwyta za serce i ciężko przejść obok tej historii obojętnie… Może ktoś z Was też zechce wesprzeć Wiktorka? Już bardzo niewiele zostało do uzbierania. A to nic innego jak resztki po omlecie cesarskim (inaczej KAISERSCHMARRN). Była to nagroda za najdłuższą jak do tej pory wycieczkę rowerową.  Rowerkiem na plażę? Tutaj chyba nasza wycieczka się kończy. Łyk gorącej herbaty i zawracamy! Ja lubię te ciemne jesienne poranki, ale na pewno ciężej wtedy wskoczyć na szybsze obroty… 1. Ta lampka bez kabla to nowa odsłona słynnego projektu Flowerpot z 1968 roku. Lampa składa się z dwóch półkolistych mis, a zaprojektował ją Verner Panton. Podobno zainpirowały go przemiany społeczzne ruchu flower-power. Świat designu uznaje Vernera za jednego z najwybitniejszych twórców XX wieku. // 2. A tym zajęłam się po pracy! Pomarańczowa dama zajęła honorowe miejsce w naszym Volvo XC90, które dostałam do testów. Prawda, że piękne to wnętrze i tapicerka? // Portos, który cieszy się na spacer, zawsze jest na zdjęciu rozmazany ;). Konkurs w przedszkolu zobowiązuje. Cały ten "okołodyniowy" czas to idealny przystanek w tej jesiennej szarudze. Rytuały i zwyczaje – oto moje antidotum. Ja wiem. Dzieło sztuki. Na szczęście mogę powiedzieć, że to dzieci zrobiły. 1. Wieczorami rysunki zaczynają się wymykać spod kontroli. // 2. Długo czekałam na ten płaszcz. Jeden jedyny prototyp, które miałyśmy na sesji musiałyśmy później odesłać do szwalni jako wzór. Pogoda na jazz.  Ubieramy się ciepło i ruszamy z Asią gasić kolejne pożary w MLE. Temat na ten tydzień? Odpadające guziki :|.Uwielbiam ten płaszcz za to, że jest inny od wszystkich, nie widać na nim paprochów ani sierści Portosa :). Piątek. Od samego rana latałyśmy z Moniką, Asią i Olą po Trójmieście i załatwiałyśmy wszystkie te sprawy, na które nie miałyśmy czasu przez resztę tygodnia. Szczerze? Blog, media społecznościowe, codzienne problemy mamy – to wszystko jest nic w porównaniu do ogarniania marki odzieżowej. Zaraz pędzimy na spotkanie z naszą dyrektorką produkcji, które potrwa pewnie ze trzy godziny, więc zgarniamy coś pysznego w Buns w Gdyni po drodze (Heh, pod przykrywką tego marudzenia, powiem Wam, że i tak to kocham!)Nawet jeśli Ty i wszystkie Twoje przyjaciółki uwielbiacie MLE, to w tym sezonie nie musicie wyglądać tak samo. ;) Rzeczy, które przywracają mi spokój. Rozmowa o niczym przy filiżance ciepłej herbaty i artystyczne rozkminki.  Gdy jako dziecko kolekcjonujesz misie Barbary Bukowski, a po kilkudziesięciu latach jej syn, który przejął po niej firmę, zupełnie nie wiedząc o mojej dziecięcej pasji, wysyła w imię sympatii do mojego taty paczkę pluszaków. Nadawca tej paczki chyba nie spodziewał się, że zrobi mi taką niespodziankę. Jeszcze tylko kilka kadrów i zabieram się z dziewczynkami do pieczenia domowych ciasteczek z tego starego przepisu. (A ten sweter wchodzi do sprzedaży już w ten piątek.)Czy trzy piętra wystarczą? Chyba tak! Ten szklany pojemnik na ciastka (lub inne słodycze, ale do ciastek nadaje się idealnie) jest z kolekcji Glamour od polskiej marki KROSNO. Uwielbiam funkcjonalne, a jednocześnie piękne rzeczy – te trzy oddzielne pojemniki, z pozoru tworzące całość, mogą być również używano osobno, jako salaterki. Idealnie przejrzyste szkło Crystalline pięknie rozprasza światło, a także daje pewność wyjątkowej trwałości i odporności na matowienie czy uszkodzenia. Z kodem KASIA20 otrzymacie aż 20% zniżki na nieprzecenione artykuły w sklepie KROSNO, a kod ważny jest od dziś do 15 listopada. 

Zmieściły się! 

Kolejny dzień, kolejne zdjęcia produktowe. Tym razem przyszła pora na sweter Laax w dłuższej wersji. Przepis na ciasteczka jest błyskawiczny i to idealnie, bo musimy się jeszcze przygotować do wieczoru…
Ta jedna noc w roku…… kiedy dorośli bawią się jak dzieci. Nieważne jak długi był poprzedni wieczór. Obowiązki z rana i tak zawsze te same ;). Poniedziałkowa atmosfera. Nastrój nadal nas trzyma. Myślicie, że te pająki przejdą płynnie w lampki choinkowe? :DSpotkania przy stole. Szukam już kolejnych okazji, aby je powtórzyć. 

W Trójmieście, pierwszego listopada, mieliśmy dziś słońce. A później, tuż po zachodzie, gdy wracaliśmy do domu spacerem, patrzyłam jak gwiazdy obsypują niebo. Długie te wieczory – to fakt. Ale nie gniewam się na nie, gdy są takie piękne. 

 

*  *  *

 

 

6 prezentów, które sprawiłam sobie sama na trzydzieste szóste urodziny, czyli październikowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z markami Veoli Botanica, Sensum Mare, Slaap i Kire Skin. 

 

  Kurz po wielkim świętowaniu jeszcze nie opadł. Nie, nie, nie – zupełnie nie chodzi mi o moje urodziny. Wypadły one dzień po wyborach, więc miałam poczucie, że impreza zaliczona, bo wieczoru wyborczego żadne przyjęcie urodzinowe by nie przebiło. A poza tym, od dawna podchodzę do tej okazji raczej beznamiętnie i nie przeżywam faktu, że robię się coraz starsza. No chyba, że ktoś kto jest pełnoletni mówi mi, że urodził się po tym, jak Polska weszła do Unii  albo że „Przyjaciele” to ulubiony serial jego rodziców… Wtedy robię szybki rachunek w głowie i przestaję śmiać się z żartu, że jeśli znasz odpowiedź na pytanie czym było „5-10-15” to znaczy, że czas umówić się na pierwszą kolonoskopię… 

  Podobno pierwszym objawem starzenia się jest docenianie życia, chociaż ja w tym przypadku zdecydowanie wolę używać słowa „dojrzałość”. To pewnie między innymi z tego mechanizmu wynika fakt, że wraz z wiekiem coraz mniej zależy nam na prezentach. Cieszymy się z tego, co mamy i o więcej nie śmiemy prosić losu. No dobrze, ale ten wpis nie miał być o tym, czego nie chcę, tylko o tym, co naprawdę może sprawić przyjemność kobiecie, która właśnie osiągnęła wiek „przed czterdziestką”. Zaryzykuję stwierdzenie, że zdecydowana większość wymienionych dziś rzeczy, miała mi w jakimś wymiarze przynieść spokój. Spokój o to, że nie zmarnowałam cennego czasu na głupoty, spokój o własne zdrowie, spokój dzięki ulubionej muzyce… albo spokój, gdy zerkam na ścianę, która do tej pory każdego dnia mnie denerwowała ;). Obiecałam sobie, że ten wpis będzie krótki i konkretny jak nigdy. Dajcie mi proszę znać w komentarzach czy wolicie jednak dziesięć minut czytania czy te pięć w zupełności Wam wystarczą :).

 

1. Oprawa grafik, czyli kolejna ściana, która codziennie będzie mnie cieszyć.

  Im jestem starsza tym rzadziej wybieram na prezent ubrania. Pfff… łatwo mi to robić, skoro mam dostęp do nowej kolekcji MLE, a nawet przykaz, aby większość modeli testować – to fakt. Ale faktem jest też to, że doszłam już do tego etapu w życiu, w którym nie mam zamiaru biczować się za to, że wystrój wnętrza jest dla mnie bardzo ważny. Mam zresztą świetne usprawiedliwienie – naprawdę poważne badania naukowe udowadniają, że przestrzeń w której żyjemy ma realny wpływ na poziom naszego szczęścia. Grafiki o sentymentalnej wartości leżące w teczkach zamiast na ścianach, które teraz świecą pustkami, to coś, co wierci mi dziurę w brzuchu niczym nieskończone zadanie domowe z dzieciństwa. 

  Profesjonalna oprawa obrazów (w Trójmieście polecam Pinakotekę na Garnizonie) to nie jest tania sprawa (około 250 złotych za obraz/grafikę), ale różnica, którą doceniamy później każdego dnia jest tego warta. Oczywiście mam w swoim domu wiele opraw z Ikea czy innych „ramek z metra”, ale w niektórych przypadkach postanowiłam zrobić wyjątek. Grafiki, które widzicie na zdjęciu to kopie prac cioci mojego męża, narysowane przez nią kilkadziesiąt lat temu (podobno jedno z jej dzieł znajduje się nawet w zbiorach pewnego weneckiego muzeum). Podoba mi się bardzo ta niezwykle współczesna kreska, ale jeszcze ważniejsza jest dla nas historia, która kryje się za tymi rysunkami. Fajnie, że znalazłam dla nich dobre miejsce. 

sweter – MLE (dłuższa wersja swetra LAAX, która niebawem się pojawi) // spódnica – COS (obecna kolekcja) // taca na stelażu z kółkami – Zara Home

2. Książki, z których wyciągnę coś mądrego.

  Nie wiem co się stało, ale moja młodzieńcza miłość – kryminały – właściwie przestała dla mnie istnieć. Być może dorosłe życie dostarcza po prostu wystarczającą porcję wrażeń i człowiek przestaje mieć ochotę na dokładkę tych fikcyjnych w formie papierowej? A może to brak czasu – waluty cenniejszej od złota – sprawia, że szkoda mi go marnować na coś, co dostarczy mi jedynie chwilowego przyspieszenia serca? Nie ma nic gorszego niż stracić pięć wieczorów na książkę, która nie wnosi niczego nowego do naszego życia. No dobrze, oczywiście jest milion gorszych rzeczy, ale ta jest akurat łatwa do uniknięcia, więc po co w nią brnąć?

Od dołu:

– David Hockney, Martin Gayford "Historia obrazów".

Ta książka przewinęła się tu już kiedyś, ale ponieważ wciąż do niej wracam i znajduję w niej to, czego szukam (a za każdym razem jest to coś innego!), to myślę, że nie obrazicie się za tę powtórkę. To książka o historii obrazów, a nie o historii sztuki. Chociaż dla mnie jest to przede wszystkim pasjonujący wykład o tym, jak człowiek postrzega otaczający go świat i dlaczego każdy robi to inaczej. Hockney udowadnia tutaj, nie po raz pierwszy zresztą, że jest najlepszym na świecie propagatorem kultury i jest w stanie przekonać do niej nawet najbardziej oporne nosorożce.

– "The Monocle Guide to Better Living" To typowy „coffee table book”.

Monocle to czasopismo odnoszące duże sukcesy w ostatnim dziesięcioleciu. Stało się znane ze względu na wyszukaną estetykę, jak i dziennikarską elastyczność i z biegiem czasu stworzyło szereg publikacji, które inspirują światowe czytelnictwo. Znajduję w tej książce wiele inspiracji, zwłaszcza, gdy mam wrażenie, że mój remontowy plan diabły wzięły, kontakty finalnie nie są w tym miejscu, w którym miały być, a termostat zamiast być niewidoczny pięknie ozdabia główną ścianę w mojej kuchni. Przeglądając kartkę po kartce zawsze przypominam sobie, żeby we wnętrzu nie przejmować się tym, co nie wyszło, ale krok po kroku wprowadzać do niego to, co przynosi nam codzienną radość i pozytywnie wpływa na ludzkie interakcje.

– John Steinbeck „Na wschód od Edenu”.

John Steinbeck to słynny noblista, który za życia nie był szanowany przez kolegów po fachu. "Na wschód od Edenu" przeczytałam szybciutko, ale myśli i rozważania zawarte w tej książce chodzą za mną już od tygodni. Ciężej mi niż lżej po tej lekturze, ale polecam ją tak czy siak, bo po pierwsze jest świetna, a po drugie chcę, aby ktoś tam po drugiej stronie ekranu przeżywał te same rozkminki, co ja teraz (żartuję – to po prostu literatura, której potancjału nie można zmarnować). A jeśli uważacie, że powieść o "ranczerach" napisana w latach 60-tych minionego stulecia to coś, co naprawdę ma już swój czas za sobą, to powiem Wam tylko, że co roku sprzedaje się ponad 50 tysięcy egzemplarzy tej książki, a Netflix wlaśnie realizuje na jej podstawie serial. O tym ostatnim fakcie nie miałam jednak zielonego pojęcia – przeczytałam o tym dopiero dziś, pisząc ten artykuł :). 

– Hugo von Hofmannsthal "Księga przyjaciół i szkice wybrane".

Każdą książkę z wydawnictwa Próby oglądam i dotykam (a czasem nawet wącham – powiedzcie, że też tak czasem robicie pliis). Tym razem dotarł do mnie zbiór esejów wielkiego dramatopisarza – Hugo von Hofmannsthala. Być może część z Was kojarzy go jako współautora opery „Elektra”. To z całą pewnością wymagająca lektura (zwłaszcza gdy „bombelki” zamiast grzecznie spać w swoich łóżkach wciskają mi do ręki nowe przygody „Pucia”), ale też zaskakująco współczesna. Wiele z tekstów powstało ponad sto lat temu, ale pytania, które zadawali sobie wtedy mieszkańcy Europy zdawały mi się aż nazbyt znajome. 

 

3. Pielęgnacja moich marzeń. Bez omijania ważnych kroków.

Nie mam zamiaru tłumaczyć się z tego, że pielęgnacja to coś, co nawet po trzydziestu sześciu latach życia na tej planecie przynosi mi przyjemność. Jeśli na głównej stronie portali informacyjnych tyle samo miejsca poświęca się relacji z meczu piłkarskiego drugiej ligi co wojnie na Ukrainie, to przepraszam bardzo, ale nikt nie może mieć pretensji o to, że na blogu lifestylowym będą poruszane  tematy, które są dla kobiet przydatne w codziennym życiu.

Proporcja w wydatkach na kosmetyki pielęgnacyjne kontra te do makijażu zmienia się u mnie wraz z wiekiem. Te pierwsze są dla mnie znacznie ważniejsze, no i wolę jednak nałożyć kilka warstw serum, kremów czy innych substancji, niż podkładu i korektora. Być może naiwnie wierzę, że im więcej nałożę kosmetyków do pielęgnacji, tym mniej będę potrzebować tych do makijażu? A może to tak naprawdę tylko kwestia naszego podejścia, a nie tego jak faktycznie wyglądamy? W każdym razie – z okazji moich urodzin dostałam zniżki nie tylko na moje, ale także na Wasze ulubione kosmetyki. Stworzycie z nich kompletną dzienną pielęgnację, która moim zdaniem jest idealna.  

Moja codzienna pielęgnacja w czterech prostych krokach.

1. Pianka Kire Skin. // 2. Serum peptydowe od Sensum Mare. // 3. Krem pod oczy od Veoli Botanica. // 4. Krem na dzień od Slaap. //

Na wszystkie produkty znajdziecie poniżej kody zniżkowe. 

– Pianka oczyszczająca Pore Minimizer od KIRE SKIN 

Kto nie kocha tej pianki do mycia twarzy? Nie zliczę, które to już moje opakowanie (czwarte na pewno), a mimo to przyjemność stosowania wciąż taka sama, jak za pierwszym razem. Marka Kire Skin szturmem wdarła się na Polski rynek kosmetyczny i chyba nie trzeba jej zachwalać, ale jeśli jakoś przeoczyliście jej kultowy produkt (ja polecam też tę magiczną tubkę) to napiszę tylko, że marka wykorzystuje moc sfermentowanych roślin (na przykład ryżu czy granatu), posiada certyfikat PETA, a jej opakowania staną się ozdobą każdej łazienki.  

Tym bardziej mi miło, że z okazji urodzin marka zgodziła się dać kod także moim Czytelniczkom – wystarczy wpisać w koszyku MLE15, aby uzyskać 15% rabatu (kod ważny do pierwszego grudnia). 

– Dwa nowe produkty od SENSUM MARE.

To będzie prawdziwy hit. Peptydowe serum ALGOPRO testuję od trzech tygodni i uważam, że wybije się ono na nowy bestseller tej marki. Ma niesamowity lekko błękitny kolor i sprawia, że skóra momentalnie wygląda młodziej. W swoim składzie ma potrójny peptyd 4,5% z linii ALGOPRO i według producenta jest to już kosmetyk specjalistyczny stworzony do walki z oznakami starzenia i zmarszczkami. Gdy skończę tę wersję wypróbuję drugą nowość, czyli serum ceramidowe (widoczne na zdjęciu po lewej stronie).

Wiem, że jest tu wiele fanek marki Sensum Mare (zawsze gdy o tym piszę, to myślę o moich kochanych koleżankach, które zawsze wypytują mnie o kod, a ja każę im czekać do publikacji wpisu, bo chcę, żeby nabiły mi odsłony zamiast tylko korzystać ze zniżki XD) więc z pewnością ucieszy Was to, że marka również obchodzi swoje urodziny w październiku i przyszykowała niespodziankę. Z kodem URODZINY dostaniecie zniżkę 26% na wszystkie kosmetyki w tym nowości (poza zestawami). Jest ważny do 31 października (sprawdźcie czy nie kończy Wam się Algotone, bo to dobry moment, aby skorzystać z kodu – do końca roku raczej nie pojawią się nowe zniżki).  

– Liftingujco-naprawcze serum pod oczy 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT od Veoli Botanica

Mogę tutaj pisać, o tym, że ten kosmetyk w zaledwie 20 sekund serum zmienia swoją postać z wodnej – precyzyjnie dostarczającej mikrocząsteczki substancji aktywnych w głębsze warstwy skóry – na kremową, zatrzymującą wewnątrz najcenniejsze z nich. Albo o tym, że zawiera peptydy, aminokwasy, ferment z czarnej herbaty 3%, potrójny kwas hialuronowy 0,2%, kompleks Beautifeye™ 3% czy proteiny soi (Fision® Instant Lift) 3%), ale podejrzewam, że najbardziej zależy Wam po prostu na szczerej ocenie. To już moja trzecia buteleczka tego serum pod oczy i na pewno nie ostatnia. Ten kosmetyk to złoto – po jego nałożeniu wyglądam na wypoczętą i im dłużej go używam, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że ciężko będzie mi z niego zrezygnować.

Czy to jakiś spisek? :) Veoli Botanica także obchodzi urodziny i chętnie będzie z nami świętować. Z kodem makelifeeasier20 otrzymacie 20% zniżki na cały asortyment.  

– Morning Bloom czyli prebiotyczny krem nawilżający na dzień od SLAAP 

Gdy pierwszy raz weszłam na stronę Slaap chciałam kupić prawie wszystko. Zestaw do masażu twarzy (szkoda, że nie umiem go robić i że brak mi na to czasu), Body Map czyli ujędrniający olejek do ciała (a to pewnie prędzej czy później zamówię!), no i jedwabne poszewki, bo kiedyś jedną miałam i ją uwielbiałam (właściwie to dlaczego oddałam ją dzieciom bez walki?). Skończyło się na prebiotycznym kremie do twarzy na dzień.

Ale dlaczego w ogóle trafiłam na tę stronę? Być może pamiętacie artykuł z poprzedniego miesiąca, w którym dużo pisałam o śnie i jego znaczeniu w naszym codziennym funkcjonowaniu. Założycielka Slaap postanowiła stworzyć markę, która zadba o każdy aspekt naszego ducha i ciała przed snem i tuż po przebudzeniu. Polecam zajrzeć na ciekawie prowadzony profil na Instagramie (gdzieś tam znalazłam nawet specjalną playlistę ułatwiającą zasypianie). Sam krem oceniam bardzo dobrze – bardzo nawilżające działanie, ciekawy, delikatnie rozgrzewające ale nie nazbyt dominujący zapach, świetnie zachowuje się pod makijażem, ma idealną konsystencję na chłodne dni, a jednocześnie nie pozostawia tłustej warstwy, projekt opakowania – śliczny. No i stosunek ceny do jakości też przyzwoity.

Myślę, że w ofercie marki Slaap znajdziecie dla siebie naprawdę wiele prezentów. Dziękuję za możliwość podzielenia się z Wami kodem: MORNING15 da 15% rabatu i działa do 3 listopada. 

 4. Największa fanaberia ostatnich miesięcy: transparentny głośnik.

Tak naprawdę ten głośnik był moim urodzinowym życzeniem już w zeszłym roku, ale że kończyliśmy wtedy remont (ekhm… właściwie ten stan trwa nadal i póki co nie zbliża się do końca), to kupowanie czegokolwiek, co miałoby stać na parapecie, który nie był jeszcze nawet wystrugany, a co dopiero zamontowany, wydawało się nie do końca rozsądne. Minęło sporo czasu, a ja przynajmniej utwierdziłam, się w przekonaniu, że to jest właśnie to. Zapytacie pewnie co szczególnego jest w tym głośniku. No cóż, jest ładny, a to rzadka cecha w przypadku rzeczy, które mają do wykonania konkretną funkcję użytkową. Lodówka, odkurzacz, czy telewizor rzadko kiedy stają się ozdobą naszego mieszkania, prawda?

Ale wyróżnia go też to, że na stronie można dokupić pasujący „streamer”, który pozwala puszczać nasze ulubione playlisty (tu polecam różne moje składanki) z telefonu, nawet jeśli używamy go jednocześnie do czegoś zupełnie innego. Ba! Robi to nawet jeśli nie ma nas w domu! Jednym słowem zaciąga on utwory w ciągu chwili i nie potrzebuje już później telefonu do tego, aby grać na okrągło soundtrack z filmu „Amelia”. Dla mnie brzmi to jak spełnienie marzeń, dla mojego męża z kolei – jak muzyczna apokalipsa. 

5. Najlepszy prezent po cesarskim cięciu? Praca nad postawą.

Ręka w górę ten, kto „siedzenie na sowę” uznaje za najwygodniejszą pozycję na świecie? A ręka w górę ten, kto ma wrażenie, że ta pozycja zrosła się właściwie z kanapą i nie potraficie już siedzieć inaczej?   Nie każda mama ma obowiązek poznania całej anatomii ciała. Ale byłoby cudownie gdyby każda z nas po porodzie (a już z całą pewnością po cesarskim cięciu) trafiła w ręce dobrej fizjoterapeutki (lub fizjoterapeuty – jeśli płeć nie ma dla Was w tym przypadku znaczenia). Jeśli nie przekonują Was kwestie zdrowotne, to pomyślcie o tych wizualnych. Z moją postawą stało się coś bardzo niedobrego po drugiej ciąży – byłam nieustannie zgarbiona i nawet jeśli się prostowałam, to moje plecy nie wyglądały tak jak kiedyś. Zastanawiacie się co ma do tego cesarskie cięcie? Nasze mięśnie ułożone są na naszym szkielecie w podobny sposób jak kostium Borata (niewtajemniczone osoby mogą zobaczyć go tutaj ale ostrzegam, że to nie jest stylizacja w klimacie tutejszych "Look of The Day";)). Jeśli w wyniku, na przykład cesarskiego cięcia, mięśnie te zostaną przecięte to nawet regularny i najintensywniejszy trening z Chodakowską nie poprawi naszej postawy. Wpierw trzeba zaktywizować przecięte mięśnie poprzez fizjoterapię. Jeśli jesteście z okolic Trójmiasta to z bólem serca dzielę się z Wami poleceniem (z bólem, bo i tak trudno się umówić, a po moim poleceniu może to być jeszcze trudniejsze ;)) do pani Oli z Novique

Ja wiem, że ten akapit to coś w stylu tego memowego tekstu: "jednego dnia wcale nie jesteś stara, a następnego dnia masz swój ulubiony sklep spożywczy" (tyle, że druga część powinna w tym przypadku brzmieć "masz swojego fizjoterapeutę"), ale i tak będę Was namawiać do chociaż jednej konsultacji. To nie boli! 

Wszystkie piękne staniki, w których prawie w ogóle nie chodzę, bo wolę wygodniejsze ;). Metki wycięte, bo drapią, ale pamiętam, że ten na samym dole jest od MOYE (a drugi od góry chyba od Undresscode). 

5. Napiszę prosto z mostu: badanie piersi.

 Sutki, miesiączka, podpaski – pamiętam jak za mojej wczesnej młodości te słowa były używane przeze mnie i moje koleżanki tak rzadko i tak cichym szeptem, jak to tylko było możliwe. Pewnie trochę przesadzam pisząc, że jeszcze w liceum najchętniej kupowałabym tampony z kominiarką na głowie, ale podejrzewam, że wiele moich rówieśniczek zna ten stan z przeszłości, w którym boi się, że „wszystkie jej kobiece sprawy wyjdą na jaw”. Poczucie winy będące wynikiem wyłącznie biologii, i to na dodatek biologii, która dotyczy połowy ludzkości, to jakieś najdziwniejsze z zaklęć patriarchatu. Nawet nie wiecie, jak cieszy mnie fakt, że wszystkie te tematy, które za moich szkolnych czasów były wielkim tabu, stają się dziś czymś zupełnie normalnym. Dlaczego? Bo tylko mówiąc głośno o problemach jesteśmy w stanie zacząć nad nimi pracować.

  Październik to nie tylko miesiąc moich urodzin. Od 1985 roku jest to także miesiąc świadomości raka piersi – najczęstszego nowotworu występującego u kobiet. Ale jest to też choroba, która z roku na rok jest coraz lepiej leczona, która wcześnie wykryta przestaje być wyrokiem. Jeśli czytasz teraz ten artykuł to pewnie masz gdzieś pod ręką notes czy kalendarz – zapisz sobie proszę, że masz w tym tygodniu ważny telefon do wykonania i zapisz się na USG. To zajmie mniej czasu niż złożenie życzeń urodzinowych, których – jak wiesz po wstępie – i tak się nie spodziewam ;). 

Tak to wygląda, gdy za długo kusisz spaniela. Świeczka wylądowała na podłodze razem z babeczką, ale na szczęście znam zasadę trzech sekund i zdążyłam ją zgarnąć nim zrobił to Portos. Lata lecą, ale niektórzy nigdy nie dorosną. I czy nie powinien to być cel sam w sobie?

 

*  *  *