Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Apimelium, Senelle, Wild Hill Coffee, Aruelle i zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Gdy tuż przed końcem września dopadły mnie jesienne smutki (w gruncie rzeczy wcale niezwiązane z porą roku), wyświechtane frazesy wydały mi się jakieś trafniejsze i mądrzejsze. „Skoro żadna roślina nie kwitnie na okrągło przez cały rok, to nie wymagaj czegoś takiego od samej siebie” – w uszach dudni mi ostatnio viralowy cytat z Instagrama. We wrześniu ciężko było mi znaleźć kompromis między swoimi rolami. Przegląd dziecięcej szafy, odkładanie na bok tego, co już za małe. Pranie mundurków, kupowanie bidonów, powrót do zbyt wczesnych poranków i codziennych zajęć dodatkowych, które każda mama musi wcisnąć w kalendarz. A do tego wiele zawodowych wyzwań i coraz wyższa poprzeczka. No i poczucie, że wcale nie przeskoczyłam tej poprzedniej. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości co do tego, że nie można być idealną pod każdym względem?  

  Przypominam sobie o tym, dlaczego zawsze kochałam jesień. Bo właśnie nie wszystko musi być na błysk. Bo ludzie wpadają w pęd, więc łatwiej Ci uwierzyć, że nie mają czasu Cię oceniać. Bo porozrzucane buty i piórniki w przedpokoju to dowód, że życie wydarzyło się naprawdę. Jesień to czas, w którym można przestać gonić za światłem, skoro z każdym dniem będzie go coraz mniej. Gdy robi się ciemno i zimno, jakoś łatwiej docenić ten jeden gorący kubek herbaty z miodem, który ktoś dla nas zrobił. A czy lekcja wdzięczności nie jest właśnie tym, czego najbardziej dziś potrzebujemy? 

 

Zestaw z cyklu "włożyłam na szybko, bo musiałam podwieźć dzieci do przedszkola i tak już zostało do wieczora". Chodziłam tak cały wrzesień. 
T-shirt – Weekday // legginsy – Oysho // torebka – L37 // buty – New Balance // okulary – Shevoke // 
To tylko wizualizacje, ale już wiem, że będzie OK! Kochany Zespół architektów ze studia LOUD robi wszystko, aby przenieść na to poddasze świat z mojego Pinteresta ;). Czekamy tylko na przeprowadzkę rodziny gołębi i ruszamy :D. 
Jeśli miałyście do tej pory złe doświadczenia z architektami wnętrz, to ja gorąco polecam ekipę ze studia LOUD. Zrobiliśmy już wspólnie dwa remonty mojego mieszkania i teraz też urządzamy coś wspólnie, ale tym razem dla kogoś innego. I za każdym razem ta współpraca jest super :). Tymczasem schodzimy na ziemię i z wielkich, pięknych remontów i wizualizacji, przechodzimy płynnie do mniejszych zmian we wnętrzu – prania dywanu. Wiecie, jaka jest jedna z rzeczy, za które kocham mojego psa? Gdy wydaje mi się, że poniedziałek będzie ciężki, ale Portos pokazuje mi inną perspektywę i już parę minut po tym, gdy wytarza się w jasnym dywanie i czymś, co ukradkiem przywlókł ze spaceru, wiem, że ten poniedziałek sprzed kilku chwil nie był wcale taki zły. To taka lekcja "carpe diem" w psim wydaniu (a może raczej "carpet diem"?). //Czy kampania nad polskim wybrzeżem może okazać się kompletną klapą? Jak wiele rzeczy może się nie udać? Ja i reszta Zespołu MLE znamy już odpowiedzi na te pytania…Nasza fura już podjechała! Razem z Asią, Oliwią i Kasią Korszlą czekamy na resztę ekipy.To był jeden z najpiękniejszych świtów w moim życiu. Miks emocji, który mi wtedy towarzyszył, miał pewnie na to swój wpływ i podkolorował rzeczywistość.  1. Ale wracając do meritum: przeszkody zaczęły się od tego, gdy w nocy dowiedziałyśmy się, że jednak nie będziemy miały fryzjera, więc włosy pomogła mi zrobić Ola (która na co dzień zajmuje się u nas mediami społecznościowymi). Padło na nią, bo tylko ona wzięła ze sobą Dysona :). // 2. Udało nam się jakoś zapakować, ale meleks to nie to samo co profesjonalne studio. // 3. Czas rozłożyć garderobę na plaży! Skręcanie wieszaka na plaży i szukanie śrubek w piasku to właściwie coś, jak powrót do dzieciństwa. Co może pójść nie tak? // 4. No i po co przejmować się fryzurą, skoro meleks miał swój własny plan na moje włosy?  Grupka dziewczyn robi projekt na zaliczenie plastyki. A nie… to my i nasza wielkoformatowa kampania. Chaos i dezorganizacja to nieodłączny element procesu twórczego. Prawda? 1. Dziewczyny, wiem, że to tło to był mój pomysł, ale teraz czarno to widzę. // 2. Jak chmurka (chociaż tych na niebie tego dnia brakowało). Ten wyjątkowy model znajdziecie tutaj. // A to jest dla mnie stylizacja w stylu "gdyby Jackie Kennedy przyjechała jesienią nad polskie morze". Czy nie?  1. Co myślicie o tym modelu z łezką? // 2. Ponieważ mamy za mało atrakcji, na plan przyjechały właśnie trzy konie. // 3 i 4. Wiele projektów jest już dostępnych na naszej stronie. // "Na kozie kopyto, wełna lata w powietrzu, tło się przewraca na człowieków. Gdybyś Ty Portos wiedział, co tu się odwala". Wiecie, że ten sweter w ostatecznej wersji zobaczyłam dopiero tego dnia rano? Do sprzedaży wchodzi już w ten piątek.  1. Przez całe lato pogoda była jak w październiku, ale w dniu jesienno-zimowej kampanii akurat był upał. Także bardzo mi miło w tych moherowych kapturkach z szalikiem, czapkach i puchowych kurtkach. Swoją drogą – te dodatki to nowość i wiem, że je pokochacie. // 2. Nasze puchowe kurtki i płaszcze uzyskały certyfikat RDS. Zapewnia on, że puch i pierze pochodzą od kaczek i gęsi, którym zapewniono odpowiednie warunki przez cały okres hodowli. Certyfikat ten zyskał uznanie niezależnych organizacji prozwierzęcych, jednak trudność w jego pozyskaniu (i związane z tym wyższe koszty produkcji) sprawiają, że wciąż bardzo niewiele polskich marek może się nim poszczycić. Puchowe produkty marki MLE otrzymały oficjalny numer licencji (CU 1456815), dzięki któremu można sprawdzić, czy faktycznie mamy prawo posługiwać się tym certyfikatem (bo przecież wiemy, jak nieprzejrzysty jest rynek odzieżowy). // 

Jaki jest końcowy wniosek? Mimo przeszkód i niesprzyjających okoliczności wciąż uważamy, że polskie wybrzeże to najlepsze miejsce, aby zaprezentować nasze projekty. I to, co wydawało się prowizorką (a może po prostu nią było? :D) finalnie wyszło tak, jak sobie wymarzyłyśmy.

Kalendarz wejść modeli z kampanii, no i przede wszystkim zdjęcia, znajdziecie w tym wpisie na blogu.  A tu dalszy ciąg pracy. Może mniej widowiskowy, ale równie ważny co wielkie kampanie.  Morze, wiatr i sól zrobiły ze mnie wersję "before". Czas na etap "after".  Wybrzeże Półwyspu Helskiego jest mi bardzo bliskie. Wiąże się z nim wiele rodzinnych historii. Tych dobrych. Ale od zawsze uważałam, że poza sezonem to miejsce idealnie sprawdziłoby się jako plener do dobrego kryminału. Takiego z rodzinnymi tajemnicami, jakimś morderstwem i atmosferą małego miasteczka, w którym wszyscy wszystko wiedzą, jednak nikt niczego nie mówi wprost.  1. Wiem, że musiałyście długo czekać na kurtkę, ale już jest. Do tego w dwóch kolorach i w dwóch długościach. // 2. Jeśli pogoda w tym dniu byłaby piosenką, to padłoby na tę tutaj, którą słyszycie. Do tego kawałek placka wiśniowego i możemy ruszać, agencie Cooper. Kto z Was widząc wzburzone morze czuje spokój, a kto coś zupełnie odwrotnego? // 
Mokry pies, niczym żółte liście, nieodłączny wrześniowy element. Zatwierdzanie projektów, ustalanie warunków, nadrabianie mejli – czyli wszystko to, co możesz zrobić w piżamie. 

A jeśli wolicie polskie seriale, zamiast amerykańskiej klasyki to może "Scheda" przypadnie Wam do gustu? 

Jeśli jest w Polsce miejsce, w którym nawet najgorsza pogoda staje się idealnym plenerem dla nowej kolekcji MLE, to wiadomo, że może być to tylko i wyłącznie Pałac Ciekocinko.  Czy mamy zaledwie pięć minut, aby zamienić salon w pałacu w wymarzony jesienny showroom MLE? Być może.  Gdy okazuje się, że Twoja jesienna tablica na Pintereście istnieje naprawdę. Czy stresuję się tym, że lada moment wpadnie tu grupa przedstawicielek polskiej prasy, aby ocenić naszą kolekcję? Pomidor. Zgadniecie, który ze swetrów spodobał się najbardziej?Asia powtarza te dwa zdania, które musimy powiedzieć na forum. Ja nie powtarzam, bo wiem, że i tak nic nie zapamiętam. Bardzo (baaaaardzo) rzadko wychodzimy z Asią z naszej skorupki. Przez okrągły rok staramy się skupiać w stu procentach na tym, aby nasze produkty były idealne i pod koniec zapominamy niestety o tym, aby pochwalić się efektami pracy. A jednak zdarzają się takie okazje, jak ta. I chociaż obydwie się stresujemy, to potem jest nam tak miło, gdy widzimy Wasze pozytywne reakcje. To trochę tak, jakby nauczyciel chwalił Wasze dziecko :D.Nie wdając się w szczegóły, to co dziewczyny z @fashionvalleyagency wyczyniały dla nas, to jest po prostu magia. Wiem, że będę tego żałować, bo najlepsze kontakty trzeba trzymać dla siebie, ale te dziewczyny to niezwodność w każdym calu! Gdy dorosnę, chcę mieć taką agencję PR-ową jak Wasza ;). Co mam powiedzieć o tych dziewczynach? Mogę powiedzieć, że wszystkie, bez wyjątku, są cudowne. Które z nich znacie? W drodze na warsztaty zerkam jeszcze do stajni. Czyżby temu rumakowi wydawało się, że zgapiłam melanżowy wzór z jego sierści? Warsztaty w stajni. Chciałabym Wam teraz pokazać perfekcyjnie wykonany ścieg, ale moja robótka wygląda raczej jak kłak wypluty przez kota. Za to u Poli wygląda to rewelacyjnie. Jesteśmy marką produkującą najróżniejsze swetry, więc mamy z  przędzą – wspaniałą, ale nierzadko zaskakującą materią – kontakt na co dzień. I chociaż nie da się porównać pracy, jaką trzeba włożyć w sweter zrobiony ręcznie, do tego wykonanego w zakładzie dziewiarskim, to pewnie niewiele z Was wie, że wyprodukowanie jednego naszego swetra trwa nawet sześć godzin. No powiedzcie, czy może być lepsze rozpoczęcie jesieni?  Tak. Gorąca herbata się przyda.  Aj tam. Dziewczyny, trochę kropi. Jak dla mnie to idealna pogoda na plażę. 1. "Jenyyy Kasia, gdzie Ty ciągniesz te influ w taką pogodę?" // 2. "Pro tip" dla Was od mieszkanki znad morza: aby mieć całą plażę dla siebie, idź na nią w czasie deszczu. Nie dziękujcie. //  O tutaj.  1. No i wyszło słońce. // 2. W tej kolekcji nawet elegancki wełniany żakiet może ulec transformacji i stać się idealną opcją na sztorm. // Pogoda na opalanie trochę średnia, ale można przycupnąć i popatrzeć na sztorm. Kto słucha Karoliny?Pola w naszym total looku. Odpowiadając zbiórczo na pytania, o to, czy te wszystkie kapturki, czapki i chustki są od nas: tak. Pierwszy kolor jest już w sprzedaży. Tu możecie zerknąć na wszystkie dostępne obecnie modele Powiedzmy, że to, co dzieje się w Pałacu Ciekocinko, zostaje w Pałacu Ciekocinko. Ja, pies, laptop i dziewięć kubków herbaty. Ta środa to dla mnie ciąg dalszy wyłażenia z nory o wdzięcznej nazwie "Premiera kolekcji w MLE". Przez ostatnie kilka dni praca nad nową kolekcją odbywała się w takim tempie, że ciężko było mi nawet na spokojnie ocenić efekty. To nie tylko ostatnie etapy projektowania czy produkcji, ale też masa niezliczonych drobiazgów, takich jak opisy produktów na stronie, przygotowywanie prasówki, planowanie publikacji na mediach społecznościowych, spinanie premier z kalendarzem produkcji czy najnudniejsze z najnudniejszych – umowy, formalności, analiza danych. Wszystko na już, a najlepiej na wczoraj. Po całym tym pięknym kreatywnym procesie trzeba się też upewnić, czy na końcu komukolwiek się to opłacało. "​Your email found me here." 

Dużo było tych wyjazdów we wrześniu z MLE, więc doceniałam, jak nigdy, te nieliczne dni, kiedy mogłam być w pracy będąc jednocześnie w domu. W jakimś sensie wspominałam wtedy wakacje – gdy jestem bez makijażu posłonoczne przebarwienia przypominają mi o tym, jak często zapominałam użyć SPF-u. Na szczęście w ostatnim czasie nauka poszła w tym temacie bardzo mocno do przodu. Kubek rumianku i intensywnie rozjaśniające serum na przebarwienia od Senelle. Ten kosmetyk to rewolucja w walce z plamkami i przebarwieniami posłonecznymi oraz potrądzikowymi. Dzięki unikalnej formule wzbogaconej o Potrójną dawkę witaminy C, Azeloglicynę, Alfa-arbutynę oraz inne składniki aktywne, serum: widocznie redukuje przebarwienia i niedoskonałości. Do tego głęboko nawilża i odżywia, przywracając naturalny blask i witalność (95% kobiet to potwierdziło – ale czy ich skóra widziała tyle słońca co Twoja? Nie wierz liczbom, sprawdź i sama się przekonaj). Kod MLE daje 20% rabatu na wszystkie produkty w sklepie Senelle. 
Kolejne pomysły Oli na nasze media społecznościowe. Na szczęście obydwie pracujemy i konsultujemy się zdalnie w szlafrokach. A był taki czas, że przestałam lubić golfy…Gdy cieszyłaś się, że przetrwałaś wrześniowe poranki, ale pierwszego października orientujesz się, że w tym miesiącu będziesz robić dokładnie to samo. TYLE ŻE PO CIEMKU. Bez dobrej kawy ani rusz! U mnie to już od lat "Pocałunek słońca w Jaen" i  "Sen o La Jacoba" od Wild Hill Coffee. Kawa od Wild Hill Coffee to jakość "specialty", która oznacza najwyższy standard kawy, gdzie ziarna otrzymują minimum 80 punktów na 100 według skali Specialty Coffee Association (SCA). Taka kawa charakteryzuje się brakiem wad, unikatowym profilem smakowym, transparentnym pochodzeniem (najczęściej z konkretnej plantacji) oraz jest świeżo palona i świeża od ostatniego zbioru. Cały proces produkcji, od uprawy po palenie i parzenie, jest restrykcyjnie kontrolowany, by zapewnić perfekcyjną jakość. Jest też przebadana pod kątem szkodliwych substancji.  

Kod KT1025, ważny do końca października, da Wam 10% na wszystkie kawy nie objęte promocją. Jeśli kochacie ją pić tak jak ja, to nie wybierajcie przypadko i zadbajcie o to, aby Was nie truła.Poranne rytuały w kolorze brązowym.Ojeeej… chyba jestem bardzo niewyspana skoro widzę tu ziarna kawy. Przyznać się, Drogie Mamy – która musiała zbierać kasztany na piętnaście minut przed zajęciami w szkole/przedszkolu, bo Wasza pociecha zapomniała Wam powiedzieć? Brąz to podobno kolor sezonu, ale według mnie to od zawsze po prostu kolor jesieni. A w tej pidżamie czuję się trochę jak Winston Churchill. Myślę, że spodobałby mu się ten wzór. Moja piżama jest od ARUELLE. Podobnie jak ten pasiasty szlafrok, który widziałyście wyżej. Jeśli te modele wpadły Wam w oko, to mam dla Was kod rabatowy, który daje 20% rabatu – wystarczy, że użyjecie kodu KASIA20 (jest ważny przez tydzień; nie obejmuje produktów przecenionych ani kart podarunkowych i nie łączy się z innymi promocjami – działa również na nową kolekcję).  Zamiast rosołu – rozgrzewająca zupa dyniowa. Komu słoik?
No i nadszedł ten dzień, gdy jednak nie moge chodzić po domu w pidżamach i szlafrokach. Zdjęcia produktowe do MLE czas zacząć. I jak tu nie kochać tego swetra? To nasz absolutny bestseller sezonu. 
Nasza ulubiona zabawa w czasie, gdy często wyjeżdżamy – szukanie paczek. Czasem dostajesz mapę skarbów i wiesz gdzie szukać, czasem znajdujesz paczkę w ogrodzie sąsiadów, a czasem okazuje się, że została skradziona razem z samochodem. Ale ta od Apimelium na szczęście się znalazła i jest cała!

1. Czy to Paulinie jest we wszystkim dobrze, czy to rzeczy MLE są takie super? // 2. Pierwszy dzień w puchówce już za mną.  // 
Monika! Mam miód do herbaty! Możemy wyłączyć piekarnik i farelkę i wyjść spod koców!Paczki zebrane, kasztany i jesienne liście na zajęcia z plastyki też. No i jak zawsze te miodowe krówki, które kuszą przy otwieraniu przesyłki…

A tak serio – Apimelium to już nasz jesienny rytuał. Nie wyobrażam sobie października (listopada, grudnia, stycznia i lutego też!) bez miodów. Z kodem MLE otrzymacie 5% rabatu na wszystko (do 10 października). 

Czary mary, hokus pokus, były cztery krówki miodowe, a są tylko trzy. 

Daję Wam tydzień w mojej kuchni. 

Robimy ludziki z kasztanów? Taaak! To znaczy, że kto je będzie robił? Mamaaa!

Nic mnie tak nie przywołuje do porządku i nie pomaga nabrać dystansu, co zajrzenie do dziecięcego świata. Ciocia Ola dała nam piękny prezent – kolejne części "Martynki", czy opowiadań, które kochają moje dzieci, i które kochałam ja, gdy byłam małą dziewczynką. 

Kto by się spodziewał, że jednak coś na tym grzybobraniu znajdziemy?!

Nie wszyscy jesteśmy gotowi na to, aby zwolnić. Ale jeśli pojawia się w Was taka myśl, to w Folwarku Jackowo pomogą Wam ją przekuć w czyn. 

Styl „angielskiej wsi” to podobno gigatrend sezonu. A ja cały czas pamiętam, że te wszystkie kalosze, woskowane kurtki, wełniane swetry pojawiły się przede wszystkim dlatego, bo nie trzeba się w takich rzeczach bać brudu i różnych zapachów w stajni. Każdy, kto nosił te rzeczy z powodu ich funkcjonalności wie, że prawdziwy luksus to nie stylizacja, a sucha skarpeta po spacerze w błocie ;).  

W minioną niedzielę był pierwszy, od dziesięcioleci, galop bez nadzoru. Czy przede mną też wielki powrót do jazdy w terenie? :)

Babie lato na Kaszubach. Taka nasza ciepła kołdra między wakacjami a jesienią. Nawet jeśli już nie wróci do nas w tym roku, to przed nami październik – miesiąc, który udowadnia, że przemijanie też może być pełne uroku. Dziękuję Wam za uwagę – co to za luksus móc dzielić się z Wami moimi myślami!

 

*  *  *

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Veoli Botanica, platformą do nauki angielskiego Akcent oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Koniec wakacji. Dzieci w domu ze mną, przez okrągły miesiąc. Narzuciły zmianę rutyny, do której ledwo zdążyłam się przyzwyczaić. Z tyłu głowy wciąż pojawiają się myśli, że jeśli dobrze wykorzystam te ostatnie dni wakacji i przygotuję się ze wszystkim, jak na perfekcjonistkę przystało, to wrzesień zacznie się gładko, jak dotyk piasku na sopockiej plaży.  

  Sierpień to ambiwalencja w rozkwicie. Radość i smutek jednocześnie. Pełna mobilizacja przed nowym sezonem i totalne rozbestwienie, bo przecież trzeba korzystać, póki można. Prawdziwa niedziela wśród miesięcy. Pisząc to z perspektywy pierwszych wrześniowych dni, beztroskie kadry z wakacyjnej podróży wydają się wyjątkowo odległe. Ale od czego mam ten album tutaj? Zaparzcie sobie herbaty i wejdźmy spokojnie w tę jesień, nim rozpędzi się na całego. 

 

Sierpień stał pod znakiem obrazów. Jeden zawitał do naszego domu, niezliczone ilości naprodukowały moje dzieci (przyznajcie się, przechowujecie twórczość swoich pociech? Czy może jednak recykling? :)), ja z kolei przeszukałam internet, aby znaleźć chociaż kilka dzieł, które mnie poruszą i zainspirują do tworzenia kierunku dla MLE na kolejny sezon. 

O ten plakat miałam mnóstwo pytań, więc zdradzę, że to marka Desenio, a plakat jest autorstwa Merel Takken (powstał w ramach "Art for a Cause", akcji Desenio i The Art Therapy Project, czyli nowojorskiej organizacji non-profit, która zapewnia bezpłatną grupową terapię przez sztukę w bezpiecznym środowisku). 

"Kasia, Ty jako mieszkanka Sopotu, pewnie codziennie byłaś w sierpniu na plaży, prawda?"

"W sierpniu raczej nie, ale we wrześniu: kto wie?"

Ale gdy już się na tej plaży pojawiłam, to raczej nie w kostiumie kąpielowym ;). Ten zestaw znajdziecie tutaj

Jeden rzut oka na to zdjęcie i pewnie wiecie, gdzie mnie wywiało… Prowansja!

1. Odcisk muszelki, który znaleźliśmy w ruinach domu Juliusza Cezara. // 2. Wakacje, na których nauczyłaś się pływać i zaczynałaś dzień od wspinaczki na drzewo. // 3. Zielone frytki for life. // 4. Moja toaletka, przy której robiłam makijaż. // 

Gordes i szybsze bicie serca, gdy stoję na wprost restauracji z ukochanego filmu. Zgadniecie jaki ma tytuł?

1. Typowy prowansalski garaż ;). // 2. Niepopularna opinia: nie wierzę w horoskopy, układy Merkurego, wróżki. Ale gdy widzę spadającą gwiazdę, to zawsze mnie to rusza. Dwa lata temu jedną widziałam, i życzenie póki co się spełnia. A w sierpniu znów mieliśmy noc Perseidów – moment, w którym najłatwiej dostrzec spadające gwiazdy. Jeśli macie jakieś życzenia, patrzcie w górę, gdy zajdzie słońce. // 

Oby do następnego (dobrego) roku!

​1. Wzgórza przy Gordes. // 2. Plakat opisujący tradycyjne i opatentowane prowansalskie wzory tkanin. // ​

Dotarliśmy na szczyt góry, świetnie znanej wszystkim fanom kolarstwa i Tour de France – Mont Ventoux. Dzieci wypatrują przez lunetę naszego przyjaciela, który postanowił wbiec na górę o własnych nogach. I udało mu się!

1. Stoisko z regionalną kiełbasą na szczycie góry? To musi być Prowansja. // 2. Podobno to Mistral sprawił, że Mont Ventoux jest taka łysa ;). // 

Następnym razem może spróbuję wjechać na rowerze (elektrycznym :D).

Miejsce, które pewnie już kiedyś na blogu widziałyście. Jaskinia Świateł, nieopodal Baux de Provence. Tym razem głównym bohaterem był Monet. 

1. Ciężko wytłumaczyć dlaczego świetlne iluminacje obrazów robią w tych jaskiniach takie wrażenie, ale uwierzcie mi na słowo, że ludzie zaczynają tam płakać i spontanicznie klaskać pod koniec pokazów. // 2. W powszechnym rozumieniu Prowansja nie jest miejscem, gdzie moda gra pierwsze skrzypce. A jednak, to właśnie tu można nauczyć się o wakacyjnym stylu najwięcej. Zapewniam Was! A dlaczego tak jest? Odpowiedź znajdziecie w tym artykule. // 

Chciałoby się tu zostać do białego rana…

Mówisz, masz! A w tle dźwięk, który przywołuje u mnie najpiękniejsze wspomnienia. Cykady. Wiecie, że posiadają one na bokach ciałka membrany, zwane timbalami? Wprowadzają je w wibracje za pomocą mięśni, a dźwięki wzmacniane są przez specjalne poduszki powietrzne. Dzięki takiej budowie ich cykanie jest słyszalne nawet z odległości kilometra.

1. Kolejny poranek. Kolejna wspinaczka. // 2. A tym zdjęciem, z prowansalskim studiem pilatesu, próbowałam nakłonić Zosię do przyjazdu w te strony. // 3. i 4. Co mogę powiedzieć? Czy w prostocie nie kryje się najwięcej szlachetności?// 

Bonjour, proszę Pana, a Pan to chyba z Polski przyjechał. 

A no tak. Mam na imię Nenuś i lubię tu wracać. 

1. "Drogie dzieci, dziś też idziemy zwiedzać starożytne ruiny Cesarstwa Rzymskiego." // 2. "Ooo nie! Uciekamyyyy!// 

A to mój stały towarzysz posiłków. Nosimy go ze sobą wszędzie i w ten sposób odsuwamy w bliżej nieznaną przyszłość temat prawdziwego kota. 

A tu duże rozczarowanie. Bilety do domu Cezanne'a kupiliśmy na miesiąc wprzód, a ja dosłownie zagoniłam wszystkich towarzyszy podróży, abyśmy tu przyjechali. Niestety, dom został przerobiony przez późniejszych właścicieli, ogród dosyć zaniedbany, a obsługa… Zawsze znajdowałam w tej francuskiej obcesowości jakiś urok, ale tym razem… szkoda gadać. 

Podobno pracownia Cezanne'a, mieszcząca się nieopodal (Aix-en-Provence) jest warta odwiedzenia.

Kolory lata bez obróbki. 

Moja kochana mama i najlepsza reprezentantka MLE w Prowansji w jednym :). 

A tu już wybrzeże w nieco innej części Francji. 

Ciekawe, o czym rozmawia ta dwójka? Czy może być lepsze miejsce na randkę?

Gdy liczysz na ciepły wieczór, ale jesteś znad morza, więc wiesz, jak będzie. Im więcej swetrów weźmiesz ze sobą, tym lepiej.

Właśnie to miałam na myśli ;).

​Gdy wciąż mamy lato, ale myślami już przy jesieni. Ostatnie sztuki tej delikatnie prześwitującej spódnicy znajdziecie tutaj (ale zapisujcie się na swój rozmiar, bo wróci!). 

Piknik na plaży w wersji francuskiej. 

Młoda para to gatunek występujący na plażach niezależnie od szerokości geograficznej. 

Gdy chciałaś zrobić widok, ale miałaś włączoną przednią kamerkę ;). 

Problemy nie znikają na wakacjach, ale wiem, że gdy spojrzę na to zdjęcie w listopadzie, to i tak pomyślę sobie: "ale to był beztroski czas". 

Poszła szukać muszelek. 

Piękne Château de Monbazillac w tej części Francji, do której "turyści z lazurowego" już nie docierają :D. Zarządzane z taką perfekcją, że z łatwością można sobie wyobrazić, jak wyglądało tu życie tuż przed rewolucją francuską.

W sumie, po tym wydarzeniu życie nie zmieniło się tutaj aż tak bardzo, bo ówczesny właściciel zamku, François Hilaire de Bacalan, sprzyjał rewolucjonistom i jako jeden z niewielu arystokratów został oszczędzony i nie trafił na szafot.

Mogłyśmy się tu poczuć jak prawdziwe księżniczki ;). 

A te winogrona to nie jest żadna atrapa dla turystów!

"Mamo, ale co autor miał na myśli?"

Ach, te podziały w oknach! W Sopocie pewnie by nie pasowały, ale popatrzeć można. 

Muszelkowe bierki i kosz, w którym zawsze wszystko się znajdzie (ma już kilka lat, jest z 303 Avenue).

Gdy przez wiele dni pracujesz nad głęboką, równomierną opalenizną, ale w ogóle nie przejmujesz się, że Ci nie wychodzi, bo…

I tak wzięłaś ze sobą brązującą nowość od Veoli Botanica…

 Wygładzająco-brązujący balsam do ciała z wegańskim DHA, ekstraktem kawowym, sokiem z aloesu i pantenolem HERE COMES THE SUN . Moja gwarancja, że z Wakacji wrócę opalona. Balsamy brązujące to według mnie najlepsza opcja, gdy nie mamy czasu (ani ochoty) na taki "pełny seans z samoopalaczem". Po użyciu tego produktu kolor skóry jest delikatnie karmelowy. Bardzo łatwo go rozsmarować i chociaż używałam go na wyjeździe co drugi dzień, to nie dopatrzyłam się żadnej smugi.  
 
Z kodem: makelifeeasier20 dostaniecie -20% na wszystko od Veoli :).
"O" jak ostrygi. Jedząc je, zawsze czuję się jak prawdziwa ryzykantka. Pustki. 
Złociste zachody słońca. Ścigam się z nimi, ale one coś za szybko przechodzą w noc. Noc w Arcachon. 

To i moment, w którym nikt nie mówi: „mogę od Ciebie spróbować?”

Po wizycie w magazynie. Wzięłam sobie ostatnie sztuki z wyprzedaży, no i sweter, który mogłam już testować rok temu. Widziałyście już pierwsze jesienne nowości?

​Znacie historię koloru RAL 2902035?  Mowa o kobalcie oczywiście, gdyby ktoś nie poznał po numerze ;). 

Wiecie, że Matisse zaczął tworzyć swoje najsłynniejsze dzieła, zwane „wycinankami”, bo podupadł na zdrowiu i nie był już w stanie malować obrazów w tradycyjny sposób? Dla wszystkich, którzy czują się niedoskonali, mają gorszy czas w życiu albo poczucie, że ich sprawność przeminęła – sztuka nie raz udowodniła, że to nasza słabość może kiedyś stać się tym jednym czynnikiem, dzięki któremu będziemy mogli pokazać światu to, co w nas najwspanialszego. 

Sztuka Matisse’a, jak chyba żadna inna, pokazała niesamowitą moc koloru kobaltowego.  

Jak wygląda kuchnia po 7 sekundach od rozpoczęcia gotowania prostego makaronu?  

PRZEPIS NA PROSTY MAKARON
 
Skład:

makaron pappardelle  

cukinia  

zielona fasolka szparagowa  

świeża pietruszka

 Garść rukoli i ziół, które akurat masz (ja wzięłam tymianek i miętę)

czosnek

orzechy pini  

oliwa  

sól i pieprz 

parmezan 

A oto jak to zrobić: 

1. Na patelni prażę orzeszki piniowe (wiem, że wszystkim leniuszkom chce się pominąć ten krok, ale naprawdę to jest klucz do sukcesu). Gotuję makaron i fasolkę. Zdejmuję podprażone orzechy z patelni i wrzucam do osobnej miseczki. Będą mi potrzebne już na sam koniec.
2. Na gorącą wciąż patelnię dodaję oliwę i wrzucam czosnek przeciśnięty przez praskę. Po chwili smażenia dodaję cukinię i smażę około 2-3 minuty. W tym czasie odcedzam podgotowaną fasolkę (daję jej maks 3 minuty gotowania, żeby nadal była chrupiąca) i dodaję na patelnie. Gdy makaron się ugotuje i jest już idealny, odcedzam go i dodaję na patelnię. Zmniejszam gaz i dodaję pietruszkę, rukolę, resztę ziół, sól, pieprz i orzechy piniowe.    

​To wspaniałe, że ten makaron zjada cała moja rodzina. To znaczy… ja zjadam tę część tego dania… 

​A moje dzieci tę. I wszyscy zadowoleni. 

Rzeczy, które tej jesieni uważam za szczególnie eleganckie:  

Prześwitujące zwiewne ubrania połączone z ciepłymi swetrami.  

Rozmowy rodziców z dziećmi o tym, że nie jest fajnie śmiać się z tego, że ktoś wygląda inaczej, nie ma Labubu czy jest mniej sprawny. Tak na dobre rozpoczęcie roku szkolnego.  

Melanże (mowa oczywiście o splocie przędzy, a nie długich imprezach ;)).  

Pieczenie domowych ciast, których nie zobaczy instagram.  

Nienarzekanie na pogodę, na którą i tak nie mamy wpływu.

Nie wiem, ile z Was robiło dziś jesienne zakupy w sklepach, ale mi atmosfera przygotowań do rozpoczęcia roku faktycznie się udzieliła. Mejl o obowiązkowych strojach galowych wyrwał mnie z objęć miękkich, wygodnych ubrań, których nie trzeba prasować. O takich jak powyżej :D.

"My favorite season is when all mosquitos are dead." 

Najlepsza terapia relaksacyjna, jaką pamiętam z dzieciństwa. I pierwsze oznaki prokrastynacji, kiedy nie można było zacząć się uczyć dopóki nie zrobiło się idealnego porządku w piórniku :D. 

Zrobione!

A skoro już mowa o odwlekaniu nauki! Po wakacjach przyszedł czas, aby powrócić do platformy Akcent. To jedyne lekcje angielskiego, na jakie mogę sobie pozwolić w mojej codzienności. 

Wiem, że z początku to może wydawać się dziwne. Nauka języka angielskiego przez ekran komputera to coś, co jeszcze 10 lat temu byłoby nie do pomyślenia. Ale ci, którzy spróbowali, nie żałują. Dla wielu z nas to właściwie jedyna opcja, aby w ogóle tego języka móc się uczyć, bo możemy to robić wszędzie i kiedy tylko chcemy. Platforma Akcent łączy nowoczesną technologię ze sprawdzoną metodyką nauczania. Możemy ćwiczyć samemu w naturalnym środowisku lub z profesjonalnym lektorem, jeśli wybierzemy wersję Premium (wymiar czasowy lekcji można dowolnie dopasować po skontaktowaniu się z biurem). Po dobraniu właściwego poziomu, nauka nie przytłacza, dobieramy sobie własne tempo pracy. Możecie też liczyć na pełne wsparcie zespołu szkoły, zarówno w sprawach merytorycznych, jak i technicznych. Do kursów na platformie na wszystkich poziomach, od A1 do C1/C2 można dokupić przejrzyste książki. To taka platforma internetowa, ale z ludzką twarzą :). 

Na dobry początek nowego roku szkolnego mam rabat dla Czytelniczek i Czytelników -15% z kodem MLEnglish do 15.09.2025. Kod obowiązuje na wszystkie kursy i na książki. 

W weekend udało się nam zrobić wielkie porządki. Ale dziś nie ma już po nich śladu :D.

A to mój portret po pierwszym września :D.

A moją trójmiejską Prowansję znajdziecie tutaj. W Orłowie przy molo. 

Jeśli jesteście tu ze mną teraz, to znak, że jakoś udało się Wam przetrwać ten pierwszy wrześniowy poniedziałek. Gratulacje! Teraz będzie już z górki. Powiedzcie, że będzie? ;)

 

*  *  *

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Olini, Oio Lab i HIBOU, a także zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  Czy to możliwe, że doszliśmy już do półmetku wakacji? Czy to lato w ogóle się zaczęło? Chyba tak, bo mam przecież kilka fotograficznych dowodów. Skoki przez fale z tego jednego wyjścia na plażę. Jajko sadzone ze szparagami, na które sezon już się skończył. Grupowa fotografia na tle molo, w najcieplejszy lipcowy wieczór (czyli jedyny, który pozwalał, aby po godzinie dziewiętnastej mieć na sobie samą sukienkę).  

  Pod wieloma względami ten miesiąc nie różnił się jednak od pozostałych, a sporą część swojej energii poświęciłam na coś, czego efekty zobaczę dopiero jesienią. Mówię sobie, że wszystko jest przecież do nadrobienia, ale wiem doskonale, że reguły rządzące tym światem udowadniają coś zupełnie odwrotnego.

  Skończ, Kasia, marudzić i weź się w garść. Lato nigdy nie jest takie, jakie planowaliśmy. Zawsze trochę za krótkie, trochę za kapryśne, trochę wymykające się z rąk. Dobrze jest się czasem pogodzić z tym, że nigdy nie nadrobimy wszystkiego, ale zawsze możemy zatrzymać się na chwilę i stwierdzić: „Dobra, to wystarczy”. 

Wiecie, o czym będzie ten wpis, więc zapraszam i nie przedłużam. Mam nadzieję, że ta lipcowa relacja trochę rozchmurzy Wam myśli :*.

Jedne drzwi się zamykają, inne otwierają. Dla Was pewnie wygląda to jak zwykły, pusty lokal, ale dla MLE to trochę jak lot na księżyc. 1 i 4. Willa z secesyjną drewnianą werandą tuż obok minimalistycznej architektury modernizmu, złoty zegarek obok lnianego kimono, frytki z truflami serwowane w papierowej torebce. Jeśli jeszcze nie czytałyście, to gorąco zapraszam tutaj na wpis o "Sopotcore". // 2. Poszukiwanie stalowych guzików może oznaczać tylko jedno – dżinsy w MLE! // 3. Teoretycznie to tylko mały skrawek próbki przędzy. Ale w praktyce prawie podskoczyłam z radości, gdy po niezliczonych próbach, w końcu przyszło to, co sobie wymarzyłam. //Minie pewnie kilka lat nim znów zdecyduję się na melanżowe swetry w MLE, bo praca nad nimi to jazda bez trzymanki. Za to efekt? Ach, będę się o ten sweter bić razem z Wami ;).Wszystkim rodowitym gdańszczanom serce bije trochę szybciej, gdy widzą te słynne żurawie portowe… To nowe modne miejsce na mapie Trójmiasta, do którego musiałam zajrzeć, aby nadążyć za kulinarnymi poleceniami od moich znajomych…Zero Zero – musicie zobaczyć to miejsce!Mój wegański makaron, którego pięć minut później już nie było. 1. Czy my – mieszkańcy Sopotu – codziennie jemy smażoną rybę z frytkami i zawsze mamy pod ubraniem bikini? Jak myślicie?  // 2. Robimy obiad i dodamy do niego to, co znalazłyśmy w naszym ziołowym kąciku. // Przerwa na Igę Świątek u Gosi. Księżna Kate, Wimbledon, mecz, w którym nasza rodaczka wygrywa bez trudności – czyli idealny weekendowy dzień. Ja nie chodzę na festiwale, ale podobno mój sobowtór był na Openerze, bawił się świetnie i nawet spotkał kilka Czytelniczek bloga.Zabawa do północy to coś, co nie zdarza się u mnie zbyt często, ale gdy najfajniejszy festiwal przyjeżdża w Twoje okolice, to aż żal nie skorzystać. Do zobaczenia za rok!Poniedziałek i absolutnie zerowa motywacja do pracy. Co zresztą świetnie widać po minie Portosa.Jak myślicie, która z nas była na Ibizie, a która w deszczowym Sopocie? Monika to jedna z tych koleżanek, z którą nigdy (NIGDY) nie należy porównywać  swojej opalenizny.Deszczowy wieczór w Sopocie, który i tak zapowiada się magicznie! A teraz pędzimy na najbardziej wyczekiwane spotkanie. I to w naszym Gdańsku! Maja opowiada o sztuce w taki sposób, że – mimo wykupienia pięciu webinarów i obejrzeniu ich od deski do deski – nadal nie mam dosyć. Mam mój upragniony album "Poza Ramami". Wieczorny Gdańsk. Turystów przez pogodę mniej, ale sentyment niezmienny.Co za szczęście, że z powodu kataru i gorączki mogłam odwołać wszystkie ciekawsze i ważniejsze rzeczy, aby móc dokończyć coś, czego nie chciało mi się robić od miesiąca (mowa o tym wpisie z Paryża). A jak wygląda Wasz idealny lipcowy wtorek?  Co prawda przywiezione z restauracji (Familia Marco Polo w Sopocie), a nie zrobione samodzielnie, ale i tak doceniam te małe gesty, gdy jestem chora.Gdy patrzysz za okno i ni w pięć, ni w dziesięć, nie możesz zgadnąć czy siąpi deszcz, jest upalnie, zimno, sucho czy wilgotno. I nie ma to w sumie większego znaczenia, bo jak się nie ubierzesz, to w ciągu godziny i tak wszystko może się zmienić o 180 stopni. Witamy w Sopocie!Przepisu chyba nie muszę Wam zdradzać, prawda? To tylko dobra feta, jeżyny, kilka kropel octu balsamicznego i trochę najlepszego na świecie Oleju dla kobiet od Olini, który w naszym damskim gronie sprawdził się idealnie. Zawiera wszystko, co jest niezbędne dla zdrowia każdej z nas – trzy tłuszcze: olej z wiesiołka i olej lniany oraz oliwę z oliwek, a także omega-3 i omega-6. Do tego jest naprawdę pyszny i świetnie pasuje do moich codziennych dań.Nasza wersja szachów po trzydziestce (lub przed czterdziestką – jak kto woli).  1. Tym wznosimy toast w piątek ;). Mam na myśli olej, o którym pisałam powyżej – jeśli trochę czytałyście o tym, jak powinna wyglądać odpowiednia proporcja kwasów omega 3 i 6, to będziecie nim zachwycone. Kod MLE daje 12% zniżki do Olini . Uzupełnijcie zapasy dobrych oliw i olejów, bo wakacje są za krótkie na niezdrowe jedzenie.Bo każdy moment jest dobry, aby porozmawiać o pracy. A piątkowy wieczór to już w ogóle jest najlepszy.  Można się też zawsze poprzebierać w jakieś prototypy, które mamy pod ręką! Ten sweter o splocie, za który zakład dziewiarski chciał nas wystrzelić w kosmos, wszedł dziś do sprzedaży. Cieszę się, że się Wam spodobał, bo namęczyłyśmy się nad nim strasznie (to nasz pierwszy kardigan od…. 3 lat?) Kto z Was pamięta z dzieciństwa tę kultową serię? Gdy wracam do chwil, kiedy pełna różnych życiowych rozterek, pomyślałam, że mimo wszystko zostawiam te swoje stare książki, bo może kiedyś się przydadzą, to zalewa mnie fala wdzięczności za wszystko to, co mam. Szykują się nam ogrodowe warsztaty malarskie. Ten miesiąc zdecydowanie jest inspirowany sztuką!  Rodzic w muzeum to kurator, przewodnik, ochroniarz i animator. I na dodatek sam musi sobie kupić bilet. Za to w domu, przy odrobinie pracy, dużo łatwiej jest modelować tę dziecięcą ekspresję. Nie wnikam. Która z mam nie zna tych rozterek? Zostawić? Oprawić? Wyrzucić, jak nikt nie widzi? :DDostaję wiele propozycji współpracy w przypadku kosmetyków, ale jak wiele z Was już zauważyło – od dłuższego czasu pokazuję produkty od kilku marek, bo naprawdę z oporem dodaję coś do mojej pielęgnacji. Gdy dawno temu usłyszałam o Oio Lab, moją uwagę, w pierwszej chwili, zwróciła identyfikacja wizualna i świetne projekty graficzne opakowań. Dopiero potem poznałam kosmetyki i nie zawiodłam się na nich.

Serum Intercellular to nowość od Oio Lab. Według badań przeprowadzonych przez markę już po miesiącu stosowania serum, skóra zwiększa swoją gęstość i jędrność o 22% oraz zmniejsza głębokość zmarszczek o 9%. Jeśli podejście inteligentnego starzenia się oraz długowieczności skóry nie są Wam obce, to ten kosmetyk idealnie trafi w Wasze upodobania. Jest to nowa formuła (3 lata pracy laboratorium marki w oparciu o najnowsze osiągnięcia nauki). Kosmetyk jest bezzapachowy, już po tygodniu używania wyraźnie napina skórę, rozświetla ją i odżywia. Formuła zawiera komórki macierzyste z granatu, które rozświetlają i wyrównują koloryt, ozonowane estry kwasów omega 3–6–9 o działaniu odżywczym oraz wegański kompleks kolagenowy bogaty w spermidynę, wspierający elastyczność i sprężystość skóry. 

Ja stosuję je w duecie na przemian z serum pod oczy. Kod MLE20 da Wam -20% na całe zamówienie na stronie Oio Lab, ważny przez tydzień od dzisiaj  (nie łączy się z innymi promocjami).Obraz który widzicie to "Spacer po plaży" Michaela Anchera z 1896 roku. Nie muszę Wam pewnie tłumaczyć dlaczego właśnie pejzaż spokojnej plaży zwrócił moją uwagę. Obraz aktualnie znajduje się w muzeum Skagens w Danii.  Dzięki Maju! Cieszę się, że niebawem lepiej się poznamy! Polecam!Zwykle w wakacje cieszyłam się, gdy wieczorami Sopot znów robił się pusty, ale tym razem tak mało było tego lata u nas, że puste ulice raczej mnie nie cieszą. Nie zdążyłam jeszcze naładować baterii tą letnią energią. W Paryżu i w Warszawie. Ten żakiet zawsze daje mi poczucie, że jestem dobrze ubrana. Rothko przyciąga uwagę nawet w hotelowym lobby. Puro otworzyło w Warszawie nową lokalizację. Dobrze się składa, bo połowa zespołu MLE musiała wczoraj zawitać w stolicy. I to nie z byle powodu!1. Ale nim zdradzę szczegóły, to powiem Wam tylko, że ulica Mokotowska i jej okolice to świetne miejsce, aby wybrać się na zakupy. // 2. Z wizytą w butiku pewnej marki, u której od lat robię zamówienia online. A mowa o…HIBOU! Uwielbiam ich ubrania, a że zdarzało nam się szyć w tych samych szwalniach to wiem, że jakość ich produktów i podejście do detali jest na bardzo wysokim poziomie.Zajrzyjcie, jeśli będziecie w Warszawie. Mokotowska 45!Ten top od razu wpadł mi w oko! Człowiek prawie zapomniał jaka to przyjemność wejść do sklepu, przymierzyć coś i kupić, zamiast gonić kuriera, odsyłać niepasujące rozmiary i składać kartony przy śmietniku, gdy pada deszcz.  A jeśli chcecie zobaczyć, co ja kupiłam, to wejdźcie tutaj 1. Słynna warszawska Dyspensa, w której jadłam pierwszy raz w życiu. // 2. Jeśli zbrzydły Wam już jagodzianki to znaczy, że przyszedł czas na kurki. Smaki może nieco inne, ale sezon równie krótki! // 3 i 4. Wreszcie zawitałam do Monday Artwork. Znałyście już tę polską markę? // Złota zasada brzmi: nie czekaj, aż zbije Ci się kubek od kawy aby kupić kolejny.Ostatni rzut oka i wracamy do Trójmiasta. 

Wakacje to czas odkrywania, szukania nieznanych dotąd miejsc i emocji. A wszystko po to, aby pod koniec zobaczyć na horyzoncie zbliżający się znany obraz – nasz dom, który po nowych przygodach, zdaje się być najszczęśliwszym miejscem na świecie. Aby to zrozumieć nie muszę na szczęście czekać do końca lata. Dziękuję Wam gorąco za uwagę i zapraszam na blog ponownie – lada moment! W najbliższych dniach będzie się tu działo!

 

*  *  *

 

 

Ibiza CHANEL Summer Club

Wpis powstał we współpracy z marką Chanel. 

  Ibiza nie jest pierwszym miejscem, które przychodzi mi na myśl, gdy słyszę o „edukacji w stylu CHANEL”. A jednak — to właśnie tam, na wzgórzach wypełnionych zapachem oleandrów, marka zorganizowała swój letni klub, do którego zaprosiła kobiety z całego świata. Wszystko po to, aby przedstawić nowe trendy w makijażu, a konkretniej: zawładnąć światłem i sprawić, aby tańczyło na naszej twarzy, tak jak mu zagramy.  

  Zaproszeni goście — redaktorzy, twórczynie, ludzie z pogranicza świata mody i kultury — przyjechali, by zrozumieć, czym właściwie jest blask w wydaniu Chanel. Czułam się tam trochę jak cichy obserwator, który wkradł się tylnymi drzwiami, ale mimo onieśmielenia, starałam się wyciągnąć z tego wyjazdu jak najwięcej. Poniżej, między relacją z podróży i kadrami pięknej Ibizy, przedstawiam Wam moje ulubione kosmetyki, które miałam okazję przetestować. Zapraszam Was do nierealnego świata CHANEL, do którego na chwilę mnie zaproszono.

Zapowiedź nowej przygody. 

Na zdjęciu są oczyszczający krem La Mousse Creme Nettoyante Au Camelia CHANEL // Hydra Beauty Micro Serum CHANEL // lakier do paznokci Le Vernis CHANEL (kolor 197 – Artiste)  // róż do policzków Joues Contraste CHANEL // pudełko – Ingrid Berg // gumka do włosów – H&M // szczotka do włosów – Zara Home // Najdalsza moja podróż od siedmiu lat. Ale jeśli marka CHANEL mówi "jedziesz", to po prostu jedziesz. Często wracam do znanych mi miejsc i nie lubię oddalać się od Polski. Uważam, że dobrze jest doceniać i odkrywać to, co jest blisko. Za szybko – wręcz kompulsywnie – szukamy nowych miejsc i wrażeń. Miejsca, do którego lecę, chyba nigdy sama nie wybrałabym jako cel podróży. Ale z marką CHANEL chętnie je poznam. Lądujemy! Użyję, gdy tylko skończą się turbulencje. 
Gotowa do lądowania.

Użyłam:  

1. Róż: Joues Contraste Fard a Joues Poudre Powder Blush (kolor 72 Rose Initial).  

2. Żel do brwi: Le Gel Sourcils Longwear Eyebrow Gel (kolor 350 transparent).  

3. Tusz do rzęs: Le Volume De Chanel (kolor 10).  

4. Błyszczyk: Rouge Coco Gloss (kolor 804).

(filmik z tego makijażu możecie zobaczyć tutaj)

Ibiza. Dla jednych – wyspa euforii. Dla innych – miejsce, gdzie wszystko zwalnia. Ta druga odsłona – zbudowana z bieli wapiennych ścian, nierównych tynków i miękkiego światła – stała się tłem dla CHANEL Summer Club. Szukając czegoś pomiędzy strojem na kilkugodzinną podróż, a zestawem na gorącą Ibizę. Moje sandały to Ancient Greek Sandals, spódnico-szorty i koszula to MLE (stara kolekcja), natomiast marynarka jest zamszowa, wyszukałam ją w Zarze, ale bardzo podobną znajdziecie tutaj.@elchiringuito_ibiza. Ten adres jest warty zapisania, jeśli planujecie wypad na Ibizę. 
OK. Faktycznie CIEPŁO na tej Ibizie. (Koszula to Seaside Tones, spódnico-szorty to MLE, japonki – Ancient Greek Sandals, torebka od CHANEL.)Jako dziewczyna znad morza, pierwsze co zawsze robię w podróży, to ruszam w stronę wody. Czy ktoś mi tutaj powie, co to jest? I czemu jest tego aż tyle?! Edit: Jedna z moich Obserwatorek odpowiedziała mi, że jest to, tak zwana, trawa Neptuna zbita w kulki, która świetnie wyłapuje zanieczyszczenia z morza, w tym mikroplastik. No, ale wygląda nieciekawie, same przyznajcie. :D Wszystko pyszne, ale affogato na chodniku we Florencji jednak nie do pobicia. @Przytulnyzakatek już zawsze będę myśleć o Tobie zamawiając ten deser. :DZa moment zjawią się tu twórczynie z całego świata. Ciekawe, ile osób rozpoznam! 1. Zaraz wieczór, czas się wyszykować. // 2. Marka CHANEL zaprosiła nas, aby pokazać swoją koncepcję makijaży. Dostałam też zadanie do wykonania: zrobić, według instrukcji obsługi, jeden z tych dwóch "looków". Nie wiem, czy marka wie, ale ja ledwo róż umiem nałożyć. :D // Od lewej: Les Beiges Eau De Teint Water Fresh Tint (kolor: medium) // Les Beiges Eau De Teint Water Fresh Tint (kolor: medium light) // Les Beiges Eau De Blush Water Fresh Blush (kolor: Intense Coral) // Stylo Ombre Et-Contour Eyeshadow (kolor: Electric Brown) // Palette Regard (kolor: Garden) // Rouge Coco Flash (kolor: Beat) // Poudre Loumiere (kolor: Warm Gold) // Ten makijaż nazywa się Golden Hour i faktycznie, w czasie golden hour wygląda całkiem nieźle, nawet gdy robi go taka amatorka, jak ja.  1. "No naprawdę Kasia. Z tym kolorem to poszłaś na całość" – to najbardziej "cool" i "ibizowy" strój jaki potrafię stworzyć (bluzka – LeBrand, spódnica – MLE A/W2025). // 2. Jeśli szukasz inspiracji kolorystycznych, najlepiej zerknij w stronę wody. // 3 i 4. Impreza na dachu. Gabrielle Chanel mówiła o pięknie jako „akcie wolności”. A Ibiza – w swojej pierwotnej formie – od wieków przyciągała tych, którzy szukali właśnie tego. Próbuję poczuć ten klimat, nawet jeśli wcześniej wcale za nim nie tęskniłam, zaczynam rozumieć, co tak przyciąga ludzi do tej wyspy. Zachody słońca trwają tu długo i gdy wracam do hotelowego pokoju nie mogę uwierzyć, która jest godzina! A z samego rana……Pobudka! Czy ja śnię? Kto mnie uszczypnie? Ale za kilka godzin, bo teraz jeszcze nie chcę się budzić, jeśli to jest tylko sen! Miałyśmy zjawić się w CHANEL Summer Club bez makijażu, bo dziś kolejne lekcje. Ibiza sprawia, że nawet ja zaczynam myśleć o kolorach innych niż zwykle.
Lakier czy książkę? Co wybiorę?Zaczynamy spotkanie z głównymi makijażystkami CHANEL. Chanel postawiło pytanie: czym jest światło na twarzy? Jak wygląda blask, który nie błyszczy na siłę? Uczyliśmy się makijażu, który nie maskuje, ale wydobywa. Tworzy nie tyle efekt, co nastrój. Rozświetlacz stał się punktem wyjścia do rozmowy o proporcjach, o odbiciu, o stylu, który chcemy podkreślać. 1. Biel i czerń to mój niezawodny duet. Zawsze i wszędzie // 2. Gdy CHANEL wyskakuje z lodówki.Robię zdjęcie i obejrzę je za tydzień, gdy w Sopocie znów będzie 15 stopni i ulewa.
Przed i po! Zwykły poranek. Tylko ja, leżaki, słońce i dyskretne dwumetrowe logo. Cztery makijaże na cztery różne okazje.Kompan mojej podróży – Jess, która nigdy nie zwalnia obrotów. Z Polski marka zaprosiła dwie osoby. Losuję makijaż, który mam zrobić na wieczór. Za nami 24 godziny na Ibizie. Lecę na ostatnią pożegnalną kolację…
Nocny flesz. Taka była nazwa makijażu, który wylosowałam na wieczór.
Czy ktoś poznaje tę panią? To architektka ze Stanów Zjednoczonych – Athena Calderone. Od lat podziwiam wnętrza, które tworzy, a teraz mogłam ją poznać na żywo! Na pewno nie wrócę z suchą skórą. Kolekcja Hydra Beauty dba o nawilżenie nawet w najbardziej wymagających warunkach. 1. Jakie szczęście, że zostawiłam trochę miejsca w walizce! Odkrycie wyjazdu to kredka do oczu w niebieskim kolorze. Na ostatnim zdjęciu zobaczycie, jaki dała efekt. // Kolejna próba wpisania się w styl Ibizy, ale nie robiąc nowych zakupów.
Bluzka to 303 sprzed kilku sezonów, a spódnica to stary prototyp MLE.

CHANEL nie tylko zabrało nas na Ibizę, ale też otworzyło przed nami swój świat. Pokazało mi, jak zagrać letnim światłem tak, aby uchwycić jego piękno w makijażu, ale przede wszystkim sprawiło, że poczułam się jak w filmie. Dziękuję za tę przygodę!

 

*  *  *

 

 

Sopotcore – styl życia między piaskiem, blaskiem a pretensją czyli lipcowe umilacze

Wpis powstał we współpracy z markami Polemika, Topestetic, Azure Tan, Aruelle oraz z salonem Balola. 

 

  „A.I. nie może wygenerować… piasku pomiędzy Twoimi palcami” – tak brzmi jeden ze sloganów najnowszej kampanii marki Polaroid, która lata temu zasłynęła z aparatów drukujących zdjęcia tuż po ich zrobieniu, bez potrzeby wywoływania filmu w laboratorium. Ten przełomowy wynalazek zmienił sposób, w jaki ludzie dokumentowali swoje życie – spontanicznie, bez czekania. A wspomnienia krystalizowały się od razu.

  Ktokolwiek wymyślił ten slogan, nie mógł lepiej do mnie trafić. Jako mieszkanka Trójmiasta, uczucie piasku pod stopami znam od urodzenia. Jest nieodłącznym elementem mojego dzieciństwa, młodości, czy pierwszych lat w roli mamy. Chodzenie boso po piasku to sensoryczna przyjemność, fizjoterapia i medytacja w jednym, która pozwala nam dosłownie poczuć grunt pod nogami – ciepły, żywy, kojący. Uczucie nie do podrobienia, nawet przez sztuczną inteligencją, dlatego wcale (ale to wcale) nie dziwi mnie, że tak wiele osób postanawia ruszyć w stronę polskiego morza, gdy nadchodzą wymarzone wakacje.

  A w moim Sopocie jest coś niezwykle pociągającego – tak jakby Monte Carlo, ze wszystkimi swoimi blaskami i cieniami, połączono z niezobowiązującym stylem nadbałtyckich miejscowości i północną surowością. Trochę dla emerytów i trochę dla imprezowiczów. Dla tych, co lubią blichtr i dla tych, co chcą popatrzeć w morze, nie myśląc o tym, aby od razu o tym zapostować. Dla rodzin z dziećmi i dla singli. Dla tych, co chcą się wylegiwać na plaży i tych, co chcą po niej biegać po cztery godziny dziennie.

  Poranne cappuccino w Kaiserze, śniadanie w Całym Gawle, opalanie w Sheraton Beach Club albo na słynnej plaży Grand Hotelu, czy wieczór w Trzech Siostrach, gdzie po północy tańczący tłum wylewa się na deptak –  ta nieco teatralna odsłona Sopotu, połączona z filtrem glamour, staje się już jakimś kanonem, zyskuje swój własny styl, jak francuskie Saint Tropez czy włoskie Portofino. Możecie mówić, że przesadzam i po prostu za bardzo kocham swoje rodzinne strony, ale uważam, że nie ma lepszego miejsca, aby poczuć klimat polskiego kurortu i uszczknąć z niego coś dla siebie.  

  Ale dziś nie będę tu pisać o najmodniejszych sopockich miejscach, bo jako mieszkanka korzystam z nich po sezonie. Przy całej mojej miłości, zdaję sobie przecież sprawę z niektórych wad życia w turystycznym mieście. No i nie każda z Was, jako cel podróży, zaplanowała sobie właśnie Trójmiasto – a chcę, aby każda z Was po przeczytaniu tego artykułu stwierdziła, że coś jej się z niego przydało. Umilacze prosto z kurortu to jak zwykle zbiór newsów i polecajek, które tym razem mają po prostu przywołać tę wakacyjną atmosferę: zapach rozgrzanego drewna na molo, lekkość, jakbyście właśnie wysiadły z żaglówki, szum fal. A to wszystko w akompaniamencie luźnego, acz eleganckiego stylu, który nie zdradza do końca czy idziesz na plażę czy do pracy ;). Zapraszam!

 

  1. Tenis jako estetyczny gen Sopotu.

   Styl „tennis club chic” wraca na światowe wybiegi – ale tu, w Sopocie, nigdy nie przestał być aktualny. W moim mieście tenis to nie tylko sport. To coś, co ukształtowało jego estetykę na długo przed tym, nim influencerki odkryły prążkowane skarpety i plisowane spódniczki.  Pierwsze korty w Sopocie powstały w 1897 roku (to zaledwie 20 lat po narodzinach tenisa w Anglii). Przez kilka lat odbywał się u nas nawet Orange Prokom Open – turniej ATP i WTA rangi międzynarodowej. Swój mecz rozegrał tu sam Rafael Nadal czy Venus Williams, a cała trójmiejska młodzież walczyła o to, aby móc podawać piłki w trakcie meczów. I chociaż Sopot stracił rangę ATP, to do dziś zachował renomę miasta z tradycją tenisową. Rozbudowana infrastruktura sprawia, że ten sport (uznawany za atrakcję dla elit), jest u nas trochę bardziej przystępny (polecam gorąco wszystkie obozy czy turnieje dla dzieci w Sopot Tenis Klub).

  A co do samego stylu – przypominam Wam artykuł (lub podcast) wyczerpujący temat mody tenisowej, ale też popularnego ostatnio „tenniscore”. No i wyjaśnia, dlaczego styl prosto z kortu tak jednoznacznie kojarzy nam się ze światem wyższych sfer.  

Mój komplet w tenisowy wzór jest od marki ARUELLE i można go nosić na różne sposoby. Zajrzyjcie do oferty – znajdziecie tam sporo niezobowiązujących projektów, które dobrze wpisują się w sopocki styl. Kod KASIA30 działa od dziś przez tydzień i daje aż 30% zniżki (kod nie obejmuje produktów przecenionych ani kart podarunkowych i nie łączy się z innymi promocjami).  

 

2. Rewolucja Francuska 2.0

  Dla tych z Was, które zapragnęły poczuć się jak bohaterowie filmu „Wszystko gra”, daję znać, że Zara Home wyczuła potencjał i stworzyła edycję tenisową. Ja osobiście kocham tenisowy wzór (cienki prążek na jednolitym tle), bo momentalnie przywołuje na myśl wakacyjną atmosferę. Ale skoro już mowa o zakupach (zwłaszcza tych kompulsywnych), to muszę wspomnieć o przełomowych zmianach, które wprowadziła Francja. „Nie da rady powstrzymać ultra fast fashion? No to patrzcie” – można by pomyśleć, że w Palais Bourbon, gdzie urzęduje Zgromadzenie Narodowe (francuski odpowiednik sejmu) ktoś wypowiedział właśnie takie zdanie. Francja, jako pierwszy duży kraj w Europie, postanowiła wypowiedzieć wojnę ultra fast fashion – czyli ubraniom tańszym od bagietki. Senat zatwierdził ustawę zakazującą reklamowania marek takich jak Shein czy Temu – co ciekawe, zakaz dotyczy także influencerek, które nie mogą już promować ich produktów. Z kolei Shein dostało dodatkowe 40 milionów euro kary za udawanie, że „promocja kończy się za pięć minut”, chociaż trwała od zawsze. Co Wy na to?

  Mam nadzieję, że wszystkie nadmorskie kurorty pójdą za przykładem przyjaciół znad Sekwany i też poszukają rozwiązań pozwalających sprzedawać na deptakach pamiątki polskiej produkcji, a tym samym  promować przede wszystkim regionalnych rzemieślników. Trzymam za to kciuki!    

 

3. „Wielkie piękno” w całej Polsce.

  Historia Jeppe Gambardelli, rzymskiego dziennikarza i kronikarza salonów, który nagle orientuje się, że pod całym tym blichtrem nie ma już nic – brzmi trochę jak sopocki poranek po szalonej nocy w środku wakacyjnego sezonu. Ten film to opowieść o świecie, w którym estetyka jest ważniejsza niż moralność. A piszę o nim dlatego, że arcydzieło Sorrentino wraca w te wakacje do kin studyjnych i plenerowych. Tutaj znajdziecie harmonogram (w Gdyni i w Gdańsku też będą seanse!). 

4. Opalenizna pozorów.  

  Mogłoby się wydawać, że mieszkanki Trójmiasta powinny być najbardziej opalonymi dziewczynami w Polsce – w końcu mają morze pod domem, do plaży mogą dojechać rowerem, a słońce, choć kapryśne, potrafi przygrzać w lipcu nawet przez trzy dni :D. "Nadmorska opalenizna” to w rzeczywistości perfekcyjna mieszanka kremu koloryzującego z filtrem SPF 45 i dobrego samoopalacza. Tak. Prawda jest taka, że nie jemy smażonej ryby z frytkami przez cały tydzień, pod ubraniem nie nosimy bikini i nie wylegujemy się na plaży w przerwie na drugie śniadanie.

  Mieszkanka Trójmiasta opala się mimochodem: omijając Monciaka w drodze do pracy czy odprowadzając dziecko do przedszkola w japonkach. Nie ma w tym desperacji. Jak to mawia moja koleżanka: „mam ważniejsze rzeczy do zrobienia, ale jeśli słońce mnie muska, to proszę bardzo.” Opalenizna z życia, a nie z leżaka, ma jednak swoje wymagania. Zapiszcie sobie te dwa poniższe produkty, bo to one gwarantują mi, że stojąc w kolejce do parkometru obok turystek, nie mam poczucia, że przez ostatnie kilka tygodni siedziałam w piwnicy.  

  Krem koloryzujący Jan Marini – zabezpiecza moją twarz przed słońcem i jednocześnie pozwala mi zrezygnować z tradycyjnego podkładu. Opiera swoje działanie na filtrach fizycznych o wysokim stopniu ochrony UVA i UVB na poziomie SPF 45. Posiada wodoodporną formułę utrzymującą się na skórze do 80 minut podczas kąpieli morskich. Dzięki wysokiej mikronizacji tlenku cynku nie pozostawia na skórze białej poświaty. Kompleks Oli Capture System niweluje nadmierne błyszczenie. Teraz dostępny jest też w dwóch dodatkowych odcieniach – jasnym i ciemnym. 

   Kosmetyki Jan Marini są dostępne (z bezpłatną dostawą) w sklepie Topestetic, który już wcześniej Wam polecałam. W Topestetic już od 12 lat każdy może skorzystać z bezpłatnych konsultacji kosmetologicznych – zdecydowanie warto, bo to może uporządkować Waszą kosmetyczną strategię. Jan Marini, oprócz pielęgnacji domowej, to również zabiegi profesjonalne, dostępne w wyselekcjonowanych gabinetach i klinikach w całej Polsce. 

   Przy okazji warto wspomnieć o akcji, którą marka Topestetic przeprowadza z Fundacją Sensoria: "UVaga – wyprzedź czerniaka". Dziś wystartowała w Warszawie i już teraz udało się dzięki niej przebadać, aż 235 osób! Projekt obejmuje 16 miast (mapę z miastami znajdziecie tutaj). Badanie znamion jest całkowicie bezpłatne, a w Gdańsku będzie można się zbadać 28 lipca. 

Na zdjęciu od lewej: Marini Psyhical Protectant Tinted (z neutralnym barwnikiem) // Marini Psyhical Protectant Tinted (Medium to deep) // Marini Psyhical Protectant Tinted (Fair to light) //

Po lewej widzicie efekt po trzech dniach od jednej apliakcji masła od Azure Tan. Zdjęcie po prawej to efekt po dwóch aplikacjach w kilkudniowym odstępie.

Stopniowo opalające masło do ciała Azure Tan Shimmering – mój „top of the top” samoopalaczy do ciała. Dlaczego? Bo jest bardziej jak balsam (stworzony na bazie masła kakaowego i masła SHEA), bardzo łatwo się go nakłada, nawilża skórę, nie brudzi ubrania, a efekt i tak jest naprawdę wyraźny (jedna aplikacja robi dużą różnicę, po dwóch aplikacjach mamy już naprawdę ładną opaleniznę, jak po udanych wakacjach w podrównikowym kraju). Nie wiem, który to mój słoik, ale na pewno nie ostatni. Produkt jest w pełni bezpieczny dla kobiet w ciąży i mam karmiących piersią. Do aplikacji przyda się materiałowa rękawica, ale produkt tak łatwo się rozprowadza, że silikonowe rękawiczki też zdadzą egzamin. Z kodem MLE15 dostaniecie 15% na wszystkie produkty w azuretan.com.pl

5. Zawsze gotowa na plażę?  

  Przez większość wakacji pogoda w Trójmieście pozwala raczej zakrywać ciało, niż je odkrywać (legginsy i oversizowa kurtka w kowbojskim stylu to, póki co, mój ulubiony zestaw na lato), ale może właśnie dlatego pielęgnacja ma tu inny sens? Nie ma tej presji, aby szykować ciało na tygodniowe wakacje, bo presję czujemy od pierwszej plażowej pogody w maju do ostatniego dnia września ;).  

  To pewnie dlatego, częściej odwiedzam Balolę jesienią i zimą, niż latem. To salon kosmetyczny i kosmetologiczny, położony po sąsiedzku, ale spotykam tam Czytelniczki bloga z całej Polski :). Mieszkanki Trójmiasta pewnie dobrze go już znają, bo wspominałam o nim nie raz, ale ponieważ salon wciąż się rozwija i pomaga mi z kolejnymi urodowymi wyzwaniami to przypominam Wam o nim. To miejsce, które w swojej ofercie łączy technologię HiTech z klasyką pielęgnacji twarzy. Polecam na przykład Bright Up Therapy – zabieg rozjaśniający przebarwienia, wykonywany na produktach polskiej marki ProXN. Uwielbiam jego subtelne działanie, bo twarz po nim wygląda jak muśnięta światłem – bez podrażnień, bez agresywnego złuszczania. W ofercie znajdziecie także takie zabiegi nawilżające (jak Geneo), oczyszczające (takie jak DermaClear czyli hydrodermabrazja) oraz termolifting Zaffiro, który stymuluje produkcję kolagenu. W Baloli jest już 13 zaawansowanych urządzeń. A od siebie dodam, że nie jest to tylko salon urody. To miejsce, które daje poczucie, że można być najpiękniejszą wersją siebie w każdym wieku i o każdej porze roku – bez kompromisów między bezpieczeństwem a efektem. 

Pomyślałam, że ten akt desperacji będzie najlepszą zachętą dla tych z Was, które nie próbowały jeszcze produktów od polskiej marki Polemika. Ten balsam, który przecinam na zdjęciu, aby wygrzebać ostatki, to najbardziej podstawowy kosmetyk w moim domu. Jeden z niewielu, który nie uczula moich dzieci. Do ciała, rąk, a nawet twarzy. Po plaży, po kąpieli, przed wyjściem z domu w sukience odkrywającej nogi. Najlepszy!  

(Na zdjęciu widzicie także masełko do demakijażu, ale nada się ono świetnie też wtedy, gdy dzieci, zamiast malować na kartce, malują sobie twarze, albo gdy przed komunią kuzyna trzeba zmyć wodne tatuaże z Elsą :D.) ​Już teraz możecie skorzystać z kodu rabatowego MLE20, który da Wam 20% rabatu na zakupy w sklepie Polemika (działa do końca sierpnia). 

Nie robię tego często, ale dla tych ulubionych kosmetyków – warto! 

 

6. Turystyka z przyszłości, ale bez technologii.

  W magazynie Znak znalazłam ciekawy artykuł o tym, jak w najbliższym czasie zmieni się styl naszego podróżowania. Kurator doświadczeń, calmcations czy noctourism to trendy, które w Sopocie mogłyby się zadomowić. Zwłaszcza noctourism – bo jeśli jest miejsce, które nocą zyskuje dodatkowy wymiar, to jest to właśnie Sopot. Kiedy turyści wracają do swoich apartamentów, plaża w Kamiennym Potoku pustoszeje, molo zamienia się w drewnianą drogę prowadzącą donikąd, parawany przestają wygradzać piaszczyste włości. A patrzenie na deszcz spadających Perseidów (między 12 a 13 sierpnia) w akompaniamencie szumu fal może być naprawdę niezapomnianym przeżyciem. Bo najlepszym luksusem nie jest rezerwacja w najmodniejszej restauracji, ale poczucie, że miasto przez chwilę należy tylko do Ciebie.  

5. Sopocki dysonans.

  Festiwale, plażowanie i przesiadywanie w knajpach, to oczywiście jedna strona sopockiego medalu. Z drugiej, jest codzienność wszystkich tych, którzy w tym czasie muszą pracować. Część z Was pewnie zna dobrze to uczucie – czekacie na urlop i myślicie o tym, jak cieszyć się latem, gdy rutyna życia nie odpuszcza ani trochę, ale jednocześnie ma się wrażenie, że wszyscy wokoło zaczęli już wakacje. Uwierzcie mi, że mieszkańcy kurortu coś o tym wiedzą – od czerwca do września prowadzimy normalne życie, chodzimy do pracy, odprowadzamy dzieci do przedszkola, robimy codzienne zakupy. Ale wszyscy dookoła nas albo idą na plażę, trzymając pod pachą dmuchanego krokodyla, albo z niej wracają. Chcąc przetrwać, musieliśmy trochę łapać tę wakacyjną atmosferę, a jednocześnie dalej twardo stąpać po ziemi. Korzystać z tego, co daje nam nasza okolica, ale nie frustrować się faktem, że nie zaczynamy dnia od jogi na plaży, tylko od odpisywania na mejle. Powstały nawet badania na temat tego, że praca w sytuacji, gdy otaczający nas ludzie mają wolne, generuje więcej stresu niż zwykle. Zapewne źródłem tego jest dysonans poznawczy – nasz umysł nie lubi, gdy pojawiają się jakieś niespójności.

  A dla wszystkich, którzy planują wypad na wakacje, przytoczę jeszcze badania przeprowadzone wśród pracowników trójmiejskich hoteli (Grobelna, 2015), których wyniki jednoznacznie pokazały, że trudne zachowania klientów (na przykład roszczeniowość, agresja, brak kultury) są istotnym źródłem stresu i emocjonalnego wyczerpania wśród personelu. Pamiętajmy, że ten cały spektakl, który sprawia, że nasze wakacje wyglądają jak na pocztówce, to zasługa całego sztabu ludzi. Bo za każdą idealnie podaną „flat white” i ułożonym w wachlarz ręcznikiem stoi ktoś, kto w tym ekskluzywnym teatrze gra rolę wymagającą najwięcej energii – i robi to w uniformie, z uśmiechem na ustach. Bądźmy życzliwi, nie tylko we własnym mieście.  

Czy zachęciłam Was do tego, aby wybrać się do Sopotu? Jeśli gdzieś między akapitami nabraliście ochoty, aby sprawdzić, jak piasek przesypuje się pod Waszymi stopami, to uważam zadanie za wykonane. A gdy się tu pojawicie, szukajcie swoich miejsc i spróbujcie odpocząć. Do zobaczenia na molo!

 

*  *  *

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Say Hi, Pasiekami Rodziny Sadowskich, Wild Hill Coffee, CHANEL oraz zawiera lokowanie marki własnej. 

 

  W świecie, gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, coraz bardziej doceniam i szukam tych rzeczy, o które trzeba się postarać. I nie chodzi o nic wielkiego, jak lot na księżyc (czy na Międzynarodową Stację Kosmiczną, niczym nasz rodak – dr Uznański), a raczej o spokojne korzystanie z dobrodziejstw cywilizacji. Truskawki z łyżką miodu, zamiast batonu ze sklepu, dziesięć minut na hamaku, zamiast na kanapie przed telewizorem, książka zamiast platformy streamingowej, wycieczka rowerowa zamiast zakupów, kwiaty w wazonie, które sama wyhodowałam, zamiast nowych bibelotów z chińskiej wtryskarki. Wszystko to przecież wiemy i słyszymy aż za często. A jednak wystarczy ta jedna decyzja, gdy mówię sobie „dobra, życie jest za krótkie (a lato to już w ogóle), żeby nic nie robić”, aby zmienić czasem tor wydarzeń, przestać rozpamiętywać niepowodzenia i znaleźć energię do większych zmian.

  Czerwiec był pełen właśnie takich małych zmagań. Niesamowite, że minął tak szybko. Zaparzcie sobie kawę albo nalejcie szklankę dobrej, chłodnej lemoniady i zostańcie tu ze mną na chwilę. 

 

Nie mieliśmy jeszcze zakończenia roku szkolnego z prawdziwego zdarzenia, ale i tak dostarczono mi cały pakiet wzruszeń. Chcieliśmy – po tych wszystkich łzach – piątkowy wieczór spędzić na wesoło i to się akurat udało, bo przecież nie ma nic śmieszniejszego niż… …  ognisko w czasie ulewy. Ale, nawet przy tych szarych i jakże jesiennych okolicznościach, i tak dzieją się rzeczy wielkie (i jednocześnie zupełnie zwyczajne, takie jakie dziać się powinny). Cieszymy się bardzo, że Asia jest z nami w nowej roli.Piękny ten listopad, jak na czerwiec. "TRENTE-SIX REGARDS SUR LA TOUR EIFFEL" od Fabienne Delacroix. Wracam do tej książki z ilustracjami Paryża za każdym razem, gdy wiem, że wracam do tego miasta. Czy coś może wywołać większą tęsknotę za przeszłością? 
"Mamo! Tutaj jest zupełnie jak w twoich książkach!" – te słowa wykrzyknie moja córeczka tuż po tym, jak wyjdziemy przy Jardin du Palais Royal. Ta historia jest jednak nieco dłuższa i postaram się przygotować o tym dla Was osobny wpis. :)Slogan turnieju Rolanda Garrosa brzmi „Zwycięstwo należy do tych najwytrwalszych” i obydwa tegoroczne finały były tego najlepszym dowodem. Brawa dla Alcaraza i Sinnera za rozegranie chyba najlepszego meczu Wielkiego Szlema w ostatniej dekadzie. I dla dzielnej Coco, której gra osłodziła nam trochę fakt, że pierwszy raz od trzech lat, finału Rolanda nie zwyciężyła nasza Iga (ale jeszcze wszystko przed nami, prawda?).Tenisowy wzór na mecz tenisa. Ale wymyśliłam! ;) 

(ta marynarka to projekt z kolekcji resort i pojawi się w MLE na początku sierpnia)
Tak było! Jeden z najbardziej nostalgicznych obrazów na świecie – Paryż w deszczu. 1. A tu już powrót do moich domowych kątów i codzienności, którą doceniam po każdym – nawet najpiękniejszym – wyjeździe. // 2. Piwonie, które niczym pierścionki moich córeczek, zmieniają kolory w zależności od temperatury. // 3. Jeśli wciąż porównujemy opaleniznę to znak, że wciąż został w nas ten gimnazjalny pierwiastek (ja w tych pojedynkach zawsze przegrywam!).  // 4. Dzień packshotów. Odtwórcze i mozolne zajęcie, ale raz w miesiącu trzeba się za to zabrać. A dzień po powrocie z wyjazdu, to zawsze idealny moment na to, aby zamiast zająć się zaległościami, zrobić coś, czego nie lubisz. Czy jakoś tak. // Mistrz pierwszego planu. Tak się zachowuje, gdy tylko widzi, że ktoś ma w ręku aparat. Czy coś zrobiłam źle? Jak mogłam wychować takiego narcyza? Przecież zawsze powtarzałam mu, że wygląd  i sława się nie liczą… A może to zwykłe modelowanie?Ależ słodko-gorzki był ten dzień…
 Patriotyczny duch wszystkim nam się udzielał tego dnia – i lubię myśleć, że to nas akurat łączy. Na zdjęciach widzicie między innymi wnętrze Św. Jana – to tam odbywa się teraz wystawa, którą po prostu trzeba zobaczyć. Jeśli jesteście w Trójmieście, to koniecznie idźcie (Wystawa "Leśnia" w Centrum Św. Jana w Gdańsku). Czerwiec. Czas komunii, nowych początków, wielkich wzruszeń, rodzinnych spotkań i… pięknych sukienek. Okej, my chyba już wiemy, który ze swetrów, będzie największym ulubieńcem całego zespołu w MLE… Była kłótnia o to, kto bierze nawet te nieudane wzory, a to dla nas zawsze najlepszy przedyktor Waszych zakupów!Gdy w kolejny pochmurny dzień, chcesz sobie zapewnić odrobinę blasku. Nie wiem czy widzicie ten delikatny "glow" na twarzy, ale nie jest to zasługa żadnego makijażu. To efekt tylko pielęgnacji, a konkretnie serum Glazed Skin od marki SayHi. Glazed Skin od Say Hi to produkt, który pokazywałam już Wam wcześniej. Z kodem MLE20 dostaniecie 20% zniżki na wszystko (oprócz zestawów). Kod będzie działał do końca miesiąca. Naprawdę świetny produkt i cieszę na tę moją (trzecią już) butelkę!

Kilka randomowych stylówek z tego miesiąca.

1. marynarka – Meotine (podobna tutaj) // jeansy – Zara (podobe tutaj) // buty i torebka – Chanel // 2. marynarka – MLE (pojawi się na początku sierpnia) // spodnie – MLE // buty – Yves Saint Laurent // torebka – Chanel // 3. satynowy zestaw – MLE // marynarka – MLE (dawny model) // buty – Yves Saint Laurent // 4. koszula – MLE // legginsy – Oysho // baleriny i torebka – Chanel // 

Halo, halo! Mieszkanki Trójmiasta! Słyszałyście już? 

W Gdańsku, w Galerii Forum, właśnie otworzył się sklep Chanel Beauty. Poza tym, że możecie kupić tam linie niedostępne w drogeriach (jak na przykład Les Exclusifs), to niebawem będzie też możliwość skorzystania z zabiegów pielęgnacyjnych, a nawet umówić się na kurs makijażu z konsultantkami Chanel. 

Ifluencerki i influencerzy z całego kraju w moim mieście (rozpoznajecie kogoś?). 

Mój wybór padł na zapach Coromandel… 

Zaraz przychodzi kolejne grupa z prasy i internetu, ale nie da się nas wyprosić!
Idealny odcień pomadki nie istni….. istnieje! Satynowy komplet od MLE w bardziej wieczorowym zestawieniu. Ja siedzę tutaj. A kto siedzi koło mnie? Z Agatą nie znamy się w sumie długo, ale od razu bardzo, bardzo ją polubiłam. Arco na 33 piętrze jak zawsze zdało egzamin. Będzie dokładka? O tam za wzgórzem na wprost, a potem po prawej! Właśnie tam mieszkam!
Ostatnie zadanie na dziś i weekend.  Pierwsze letnie burze za nami. Dzięki nim mamy nowe przeszkody dla młodej rowerzystki!
O tę kurtkę dostaję wiele zapytań – to kurtka marki Pull&Bear zakupiona dawno temu (na dziale męskim…). Uwielbiam ją i choć nie jest już dostępna, to znalazłam dla Was podobne modele. Tutaj i tutaj.

1. Kolory wieczornego nieba odbijają się w niezapominajkach. // 2. Za tę książkę jeszcze się nie zabrałam (co chyba widać po częstotliwości dodawania wpisów na blogu ;)). // 3. Nasza ulubiona wieczorna zabawa – biegamy z kołdrą i "zawijamy się w naleśniki". 4. Halo! Jest tam kto? Dolecieliście bezpiecznie? Pomachajcie nam ze stacji kosmicznej! // 

Teraz już tylko dżem na górę i naleśnik gotowy!Ostatnia strona.

1. Skończona! Odkładam na półkę i biorę kolejną ze swojego stosiku. Jak to się stało, że jedno ze zwierząt zawładnęło całą planetą? Do czego doprowadziła nas niepohamowana chęć postępu? Po co podbijaliśmy świat skoro nie umiemy o niego zadbać? „Sapiens” to historia naszego gatunku – od pierwszych łowców, którzy mogli przetrwać dzięki polowaniom, aż do bogów, którzy modyfikują DNA i decydują o tym, kto ma żyć dłużej. Będę tęsknić za tą książką, jeśli wiecie co mam na myśli. // 2 i 3. A to zapowiedź mojego ulubionego projektu z kolekcji resort w MLE. Mam fory w tej firmie, więc mogłam ją szybciej założyć. // 4. Żyją! I mają się całkiem dobrze. // 

Obraz. Kolory i struktury dobrane idealnie. 

Uwielbiam tę marynarkę!
Już wiemy, że kolejny dzień będzie upalny. Sprzątam ogród, by móc nadrobić majowe grillowanie. 
No i mamy upał! Goście idą, a menu już gotowe!Ta sukienka wróciła do Was także w nieco dłuższej wersji i widzę, żę ponownie ją pokochaliście. Chyba w przyszłym roku będzie kolejna doszywka ;).Folwark Jackowo i kolejne nauki pod okiem Sary. Plan na ten sezon? Galop w terenie!Wieziemy do wazonu odrobinę lata skradzionego z ogrodu mamy. Nasze wspólne dziecko z @joanna_b_julia, też przeżywało w czerwcu coś na kształt zakończenia roku szkolnego. W MLE ruszyła wyprzedaż i jest w czym wybierać.  Dla mnie każda z tych rzeczy to godziny projektowania, poprawiania, dyskusji na temat tego, co zrobić, abyście właśnie te rzeczy chciały nosić bez przerwy (bo liczba „założeń” to najlepsze kryterium tęgo, czy zakup był udany). Czy cieszymy się, że nawet na niewielki ułamek naszej kolekcji sprzedajemy taniej? Nie. Czy wy powinnyście się z tego cieszyć? Tak. :D"Mamusiu! Pościeliłam Wam łóżko!"Pytacie mnie jak wygląda mój „stosik” do przeczytania, no więc… pokażcie swoim znajomym, co czytacie, a gwarantuję, że polubią Was jeszcze bardziej :D. 1. Najlepsze czerwcowe słodycze. // 2. Magazyn "Kosmos" dla dziewczynek i nasz ulubiony temat czyli nocowanki! // 3. Popołudnia w Sopocie. // 4. Gdy wszystkie moje kosmetyki do makijażu wyparowały z szuflady i wiem dokładnie, gdzie ich szukać. // Występ na koniec roku. Zgadniecie kto płakał najgłośniej na widowni? Mama czy dziadek?Już zapomniałam jakie ciekawe jest życie influencerki, czy jak to mawiają "kontent kreatora". Kiedyś plany zdjęciowe to była moja codzienność. Dziś praca przechyliła się nieco w inną stronę, której nie widać, ale wspaniale jest czasem mieć jakiś super pretekst, aby porobić zdjęcia. Ten pretekst zapewniła mi Manufaktura Rodziny Sadowskich i ich genialne produkty.   Syrop z kwiatów czarnego bzu od Manufaktury Rodziny Sadowskich to nasz absolutny "must have" na upały. Kilka łyżek stołowych i zimna woda wystarczą, aby w upalny dzień mieć 2 litry przepysznej i zdrowej lemioniady (posiada 20% miodu wielokwiatowego dla osłody). Naoglądałam się rolek na instagramie z pieczoną granolą w wersji kokosowej i postanowiłam zrobić własną. Bez przepisu, ale z super składnikami. Wyszło to po prostu genialne i przysięgam, że od czasu, gdy ją zrobiłam przestałam myśleć o Raffaello :). A wszystko dzięki temu składnikowi. Pasta kokosowa z Manufaktury Rodziny Sadowskich to teraz moje ulubione smarowidło w domu.

Już teraz możecie zakupić tę pastę oraz inne produkty od Rodziny Sadowskich z 10% rabatem (na wszystko!). Wystarczy, że użyjecie kodu MAKELIFE10. 

Bez żadnych cukrów ani sztucznych dodatków. 100% pasty z miąższu kokosowego. Jest delikatnie słodka w smaku chociaż nie ma dodatku cukru. Sukienkę znajdziecie w MLE i jest teraz przeceniona.

Podaję Wam szybki przepis jak wykonać to proste danie: 

Składniki:

płatki owsiane (na oko chyba z półtora szklanki) 

jeden rozgnieciony banan 

dwie duże łyżki miodu (ja wybrałam ten z bananem od Pasieki Miodów Sadowskich)

dwa jajka 

dwie garści ulubionych owoców (ja wybrałam borówki, chociaż równie dobrze sprawdziłyby się jagody) 

 dwie łyżki pasty kokosowej (nie mylić z olejem – ja użyłam tej od Sadowskich) 

1/2 szklanki wiórek kokosowych 

śmietana / jogurt / mleko roślinne do podania

A oto jak to zrobić: 

W misce rozgniatamy banana i dodajemy wszystkie pozostałe składniki. Szybko mieszamy i wykładamy na formę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku bez termoobiegu (ja nastawiałam na 200 stopni) aż do zarumienienia wierzchu). Wyciągamy i podajemy garścią świeżych owoców, z mlekiem roślinnym, jogurtem albo śmietaną i posypujemy dodatkowo wiórkami kokosowymi. 

To było tak dobre! Zniknęło w mgnieniu oka! Pamiętacie, jak mówiłam Wam o zmianach, które mnie czekają i że w związku z nimi przyszedł czas na renowację mojego starego roweru? Oto on! Jak nowy i w innym kolorze! Dziękuję z całego serca temu chłopakowi z duszą do dwukołowych staruszków! Gdybyście kiedykolwiek potrzebowały namiarów na kogoś, kto odnowi każdy rower, to zgłaszajcie się do Bici z Gdyni.Kawa "Sen o La Jacoba" i "Podróż do serca południa" to bynajmniej nie są tytuły książek przygodowych, a moje dwa ulubione gatunki kawy od Wild Hill Coffee. Chociaż, gdyby ktoś chciał napisać książkę o uprawie kawy, to myślę, że bez trudu znalazłby pomysł na fabułę. Niestety, za ukochanym napojem Europejczyków kryją się różne ciemne strony, o których nie raz już tutaj pisałam. Wybierajcie mądrze. Kawa od Wild Hill Coffee posiada europejski certyfikat ekologiczny, a jej łańcuchy dostaw są transparentne. No i jest przepyszna! Żadnych kompromisów!

Z kodem LATO otrzymacie 10% rabatu na wszystkie kawy w Wild Hill Coffee z wyjątkiem produktów w promocji oraz akcesoriów (kod jest ważny do końca lipca). 

W mojej diecie w ostatnich tygodniach pojawiło się wiele zmian. Musiałam zapomnieć o niektórych swoich przyjemnościach, a inne ograniczyć. Najważniejsze, że widzę efekty tych wyrzeczeń (wyprzedzając Wasze pytania: mowa oczywiście o efektach zdrowotnych – na utracie wagi akurat nigdy mi nie zależało). Jednym z takich ograniczeń było ograniczenie kawy do jednej dziennie. Trzymam się, ale doceniam teraz ten rytuał jeszcze bardziej ;). 

Dumna jestem z każdej z Was która dotarła do końca :). I Wam, i sobie, życzę w lipcu jak najwięcej takich minut, kwadransów, a nawet godzin, gdy mamy nogi w górze i niebo nad nami. Dziękuję Wam za obecność tutaj. 

 

*  *  *