
Skąd przyszedł mi do głowy ten dziwny tytuł? Na szczęście nikt nie okupował do tej pory mojej wanny, ale ja także nie wskakiwałam do niej zbyt często – właściwie, to od czasu przeprowadzki zażyłam kąpieli mniej więcej (mogę się pomylić o jakieś dwa razy) czterokrotnie. Brzmi to jak typowy problem „pierwszego świata”, ale przytaczam ten fakt, nie dlatego, że planuję Wam teraz marudzić o tym, jak mam ciężko, bo nie mam czasu na kąpiel („nieee, no co Ty Kasia, żadna z nas nie ma większych problemów…”), ale dlatego, że ten drobiazg miał – jak się teraz okazuje – spory wpływ na pielęgnację mojej skóry.
Chociaż na etapie projektowania łazienki byłam pewna, że zarówno z prysznica, jak i z wanny będziemy korzystać regularnie, to gdy w końcu zamieszkaliśmy w naszym wymarzonym mieszkaniu, ja miałam już nieco inne podejście do tematu (remont trwał prawie trzy lata, więc miałam czas na przemyślenia). Przede wszystkim uznałam, że regularne korzystanie z wanny w obliczu katastrofy klimatycznej jest jednak za dużą fanaberią, z której powinnam zrezygnować i ograniczyć do absolutnego minimum (czyli do tych pamiętnych czterech razów, o których pisałam w pierwszym akapicie). Później, gdy w naszym życiu pojawiło się dziecko, wizja spędzenia czterdziestu minut na taplaniu się w wodzie z maską na twarzy, jawiła się jako największa strata czasu na świecie. I piszę to bez żalu – jeśli mam do wyboru dbanie o swój wygląd lub czas z dzieckiem to zawsze wybieram to drugie (wiem, że takie podejście jest trochę niemodne, ale ja feminizm postrzegam przede wszystkim jako wolny wybór i akceptację decyzji kobiety w każdym aspekcie jej życia, a nie piętnowanie jej za to, że lubi być mamą – jeśli nie chce mieć dzieci, to nic nam do tego, jeśli przedkłada dziecko nad wszystko inne, to także ma do tego prawo).
Już wcześniej próbowałam połączyć przyjemne z pożytecznym i kąpać się razem córką, ale spotykało się to z dużym niezadowoleniem. Dopiero kilka tygodni temu, mała w końcu zaakceptowała łazienkową wannę, bo wcześniej kąpaliśmy ją – jak dziwnie to nie zabrzmi – w kuchennym zlewie ("pff… w zlewie? Może lepiej od razu wsadzać ją do zmywarki?!" – pewnie któraś z Was pomyśli, ale nasz zlew w kuchni jest naprawdę duży, a na takiej wysokości znacznie łatwiej jest asystować dziecku ;)). Ta mała zmiana miejsca kąpieli spowodowała, że świat wieczornej pielęgnacji stanął przede mną otworem, a ja każdego wieczoru (albo chociaż co drugiego) mam jakieś pół godziny na wklepywanie i wmasowywanie kosmetyków, na które do tej pory nie miałam czasu. Oczywiście z długimi przerwami na skoki do wody ludzików Duplo i udawanie dźwięków foki (ten pokaz cieszy się szczególnym uznaniem dwulatki).
Wszystkie orędowniczki „operacji denko” do których sama czuję przynależność, pewnie złapałyby się teraz za głowę i gdyby tylko mogły, wywaliły ze swojego klubu z hukiem, ale nic nie poradzę na to, że oszołomiona nowymi możliwościami zaczęłam używać (a tym samym otwierać) naprawdę sporo kosmetyków czekających na „ten wieczór gdy będę mieć czas i ochotę”, który nie nadchodził od bardzo dawna. W ruch poszedł więc „rytuał na włosy” od Sisley, peeling na twarz od Paula's Choice, no i oczywiście maski, których to surową recenzję mam zamiar dziś przedstawić. No dobrze, nie aż tak surową, bo tych które mi nie podpasowały nie będę wymieniać. Poza tym, że wybrałam tylko te, które działają (miło z mojej strony, prawda?;)), to chciałam też, aby każda z nich różniła się nieco działaniem, aby każda z Was mogła znaleźć taką, której akurat teraz najbardziej potrzebuje.
Uwaga! Na pierwszy rzut może się wydawać, że ten wpis to jakaś dziwna kombinacja artykułu o planowaniu łazienki i (nie)skutecznym zarządzaniu czasem, ale ten wpis wcale nie jest skierowany tylko do mam – kosmetyki, które wybrałam nie są dedykowane wyłącznie kobietom kąpiącym się z dziećmi w wannie ;).

1. Maska na noc 72H Black Tea & Watermelon od Kire Skin.
Kiedy byłam młodsza, maski na twarz kojarzyły mi się przede wszystkim z zieloną papką, która w jakiś nieodgadniony sposób zostawała potem na meblach, ręczniku, szlafroku, włosach i ubraniu, nawet jeśli po jej nałożeniu stałam bez ruchu do czasu jej zmycia. Dziś maski są nie tylko przyjemniejsze w użyciu, ale też skuteczniejsze, no i często nie trzeba ich nawet zmywać, tylko spokojnie można po ich nałożeniu położyć się spać. Maskę od Kire Skin testuję już dosyć długo i chyba używam jej najcześciej, bo ma lekką formułę i już kilka minut po jej nałożeniu mogę przytulić twarz do poduszki. Właściwie mogłaby spokojnie zastąpić mój krem na noc. A teraz parę faktów o tej masce: w 99% jest ze składników naturalnych, wyciąg z czarnej herbaty ma działanie silnie antyoksydacyjne, a skóra po jej użyciu pozostaję bardzo długo nawilżona (według producenta nawet do 72 godzin). Maska ma bardzo świeży zapach i ładne, minimalistyczne opakowanie.

2. Maska Bioxidea Miracle 48h Excellence Diamond – kojąco-nawilżająca maska na twarz
Ta opcja jest idealna dla kobiet, które chcą zobaczyć efekt od razu. I ma to być efekt „łał”. W opakowaniu Bioxidea znajdziecie 3 szt. dwuczęściowej maski w płacie. Przed jej nałożeniem dobrze jest zrobić peeling (ja mam ten), spłukać go i wysuszyć twarz. Po użyciu maski nie zmywamy jej ze skóry, w razie potrzeby możemy użyć ulubionego kremu pielęgnacyjnego. Nadmiar tej esencji w opakowaniu maski warto użyć na skórę szyi, dekoltu, albo chociaż wmasować w dłonie. Parę razy wspominałam Wam, że nie jestem fanką masek w płacie, bo to kolejna porcja śmieci, której można by uniknąć, ale ta maska Bioxidea wykonana jest z żelowego płatu, który rozpuszcza się w wodzie (samo opakowanie również jest biodegradowalne, więc nasze wyrzuty sumienia powinny nieco ucichnąć). Maskę można więc po użyciu na twarzy rozpuścić w wannie i tym samym podarować trochę jej właściwości reszcie naszego ciała. Kosmetyki Bioxidea polecane są szczególnie dla osób, które w szybki sposób chcą wygładzić skórę, zmniejszyć widoczność zmarszczek, poprawić napięcie skóry oraz ją nawilżyć. A jeśli macie wątpliwości czy działa, to sprawdźcie opinie użytkowniczek na tej stronie. To naprawdę super produkt.
Filozofią marki Bioxidea jest działanie w pełni w zgodzie z naturą, bazując na bogactwie naturalnych ekstraktów. Dodatkowo wyeliminowane zostały z formuł sztuczne zapachy i syntetyczne barwniki. Jej produkty możecie kupić w moim ulubionym sklepie z profesjonalnymi kosmetykami – Topestetic. Ten sklep internetowy posiada naprawdę bogaty zbiór najlepszych światowych i polskich marek, rekomendowanych przez lekarzy medycyny estetycznej i dermatologów. Zawsze możecie tez liczyć na poradę specjalisty, jeśli nie jesteście pewne czy dany kosmetyk jest dla Was.
3. ALGOMASK Hydrostabilizująco regeneracyjna maska nocna od Sensum Mare
Ta polska marka zawładnęła moją kosmetyczką już jakiś czas temu, a że jej produkty są naprawdę najwyższej jakości i zawsze spełniały moje oczekiwania, to chętnie zaczęłam testować ich nowość, czyli regeneracyjną maskę na noc. Po dokładnym zmyciu makijażu, nakładam ją w trakcie kąpieli w wannie i tyle. Spłukuję ją dopiero następnego dnia rano. Poniżej zdjęcia samego produktu, zobaczycie jak moja skóra wygląda po jej użyciu. Tak, moja skóra bez makijażu i w zbliżeniu nie jest idealna (blizny po wcale nie takim młodzieńczym trądziku wciąż są minimalnie widoczne, a podkrążone oczy bez podkładu nie są już takie wypoczęte ;)), ale maska bardzo skutecznie ją nawilża, napina i dodaje naturalnego blasku (powiedziałabym, że jest też bardziej „gęsta” ale nie wiem, czy takie określenie jest czytelne). W składzie mamy aż 20 składników aktywnych, w tym nisko-cząsteczkowy kwas hialuronowy, hiperferment z aloesu, bioferment z wodorostów morskich, algę perłową czy oliwę z oliwek. Kosmetyk jest wegański – wiem, że dla wielu z Was to ważna informacja.


Pytania o zniżki na kosmetyki od Sensum Mare dostaję od Was regularnie, więc śpieszę z informacją, że marka zgodziła się dać kod dla Czytelniczek bloga. Wystarczy, że wpiszecie MLE w trakcie dokonywania zakupów, a otrzymacie 15% zniżki. Ja ze swojej strony gorąco polecam również to serum (pisałam o nim tutaj) i ten krem do twarzy. Stosunek ceny do jakości tych produktów jest naprawdę dobry. Sensum Mare jest idealne dla osób poszukujących kuracji przywracającej jędrność i zdrowy wygląd skóry, oraz po zabiegach kosmetycznych. Zniwelujemy dzięki nim wpływ negatywnych czynników atmosferycznych na naszą skórę takich jak nadmierna ekspozycja słoneczna czy niskie temperatury.
4. Dodatki "około-wannowe".
Na koniec jeszcze kilka słów o produktach, które nie są maskami, ale też towarzyszą mi w wieczornej pielęgnacji. Na początku wspomniałam już o „rytuale na włosy” od Sisley (coś w rodzaju gęstego oleju na długie włosy), ale jeśli chodzi o kosmetyki do włosów, to w tym momencie moim faworytem jest marka Gisou (co ciekawe, założona przez influncerkę). Jeśli akurat maski na twarz nie nałożę (co po odzyskaniu wanny zdarza się dosyć rzadko), to używam kremu na noc od CHANEL, który widzicie na zdjęciu powyżej. Na blacie stoi u mnie jeszcze peeling, żel do mycia ciała od Hermes (to tak naprawdę żel mojego męża, ale został chwilowo zaanektowany), no i słynny już rossmanowy niebieski szampon od Joanny (który przelewam, do innej butelki, bo jego opakowanie tak nie do końca mi pasuje ;).

I pomyśleć, że do tej pory ten skrawek mieszkania świecił pustkami, a teraz stał się miejscem największej wieczornej atrakcji. Teraz już tylko ulubione dresy, które w zimie służą mi też jako pidżama (dziękuję Hibou za wszystkie Wasze bawełniane skarby! Kolejny raz warto było czekać na dostawę), lody czekoladowe w dłoń (wiadomo, że jemy je po zmroku w ukryciu przed małym łasuchem) i odpalamy Lupina na Netflixie.
bawełniany komplet dresowy – Hibou // pościel – Jotex (w lutym być może będę mieć dla Was jakiś kod)
* * *





Koszt za buteleczkę 30ml to 45zł z kodem „MLEx21” kupicie je o 21% taniej. To również jest świetny produkt w dobrej cenie. Kod będzie aktywny do 15 stycznia – działa na wszystkie produkty ze strony 



Marka 

Świaaatłooo… Słońce w grudniu to produkt bardzo deficytowy.
1. Dysproporcja. // 2. "Zabieram go do domu, czy wam się to podoba, czy nie!" // 3. Tego ranka miał spaść śnieg, ale wyszło jak zawsze. // 4. Gałązki tego nietypowego ostrokrzewu znalazłam w Narcyzie – gdyńskiej kwiaciarni. //
Karne stópki za to, że mama zostawiła telefon bez opieki.
Prezenty znalezione w bucie się nie zmarnowały! Wszystkie czekoladowe resztki wykorzystaliśmy do pieczenia
Brawo mamo! A teraz przestań się już wysilać z tym ciastem, tylko po prostu zjedzmy czekoladę!
Bezglutenowa mieszanka.
1. Zaczynamy! // 2. Pierwsza próba i już sukces. // 3. Zamieniłam stalową misę z Kitchen Aid na szklaną i ta jest dużo fajniejsza. // 4. To się tu nie mieści. Muszę pomóc i trochę zjeść.
A tak wygląda obrona piernika przed Portosem. Gdyby ciasto było bliżej krawędzi prawdopodobnie rano już by go nie było.
1. Blask pereł. // 2. Ulubione sopockie widoki. // 3. W tym roku obyło się bez kupowania nowych kompletów lampek. Te, które kupiłam trzy lata temu w Ikea nadal działają bez zarzutu. // 4. Kilka słów. //
Gdańsk i Garnizon – tutaj chodzimy teraz na niedzielne spacery. Mamy tam plac zabaw, księgarnię z pyszną kawą i Ping Ponga na obiad ;).
1. Jodła czy świerk? // 2. Na Instagramie pokazywałam Wam tę fotoksiążkę oprawioną w len, którą możecie zaprojektować i zamówić
Zero śniegu, ale za to mnóstwo świątecznej magii. (wszystkie moje ubrania ze zdjęcia nie są z tego sezonu ;\).
1. Szukamy tej jednej jedynej! // 2. Piękne, ale niestety nie dla mnie ;). // 3. Na kanapie też można imprezować. // 4.
Zabieramy się za przystrajanie. Ten dzianinowy dres sprawił, że moja skrzynka została zasypana pytaniami od Was. Już niebawem pojawi się w MLE – ma super skład, jest wygodny i ciepły. O takim właśnie marzyłam!
1. Lubię te kolory. // 2. O! I znowu ten piernik. // 3. Robisz zdjęcie czy kręcisz film? // 4. Każdy kąt w świątecznym klimacie. //
I kolejny słoneczny poranek, który trzeba było uwiecznić.
1. Pracownia elfów. // 2. Wstążki i sznurki, które zbieram po Wigilii, aby były na przyszły rok :D. // 3. Jednak świerk. // 4. Chleba nie piekę ale Elizę uwielbiam. //
W MLE Collection wyprzedaż ruszyła pełną parą. Wciąż możecie kupić mój ukochany
1 i 4. Ale chyba nie byłam aż tak grzeczna… // 3. Sprzątania było pełno, ale zabawy jeszcze więcej. //
Starałam się nacieszyć tym czasem tak mocno, jak tylko było to mozliwe. A i tak, jak zawsze, trochę mi smutno, że to już po…
1. Papierowe ozdoby coraz milej widziane. // 2. Udany prezent. // 3. Lepimy bezglutenowe pierogi i jest to zajęcie beznadziejne. // 4. Wigilia, którą zapamiętamy do końca życia.
Małe przemeblowanie. Mieszkamy tu niecałe 4 lata, a już nam trochę ciasno ;).
Świąteczny poranek i nowy kubek, w którym kawa smakuje jeszcze lepiej. Nawet ten bałagan w tle mi nie przeszkadza.
Małe kosmetyczne odkrycie. Jeśli, tak jak ja, od dawna chciałyście znaleźć coś lżejszego niż podkład i dobrze rozświetlić makijażem cerę, to na pewno będziecie zadowolone z tego kremu bb od
A tak krem wygląda na skórze.
Najbardziej kolorowa rzecz w mojej szafie. Uwielbiam ten dres od polskiej marki
Dlaczego ten koktajl jagodowy tak się cieszy?
Ten prezent przyniósł mi pan kurier. W naszym domu zużycie miodów w ostatnim miesiącu zdecydowanie przekroczyło unijne normy, więc kolejny zapas od
Jeśli jeszcze nie próbowałyście miodów od Apimelium to trochę Wam zazdroszczę, bo gdy raz się ich posmakuje, to wszystkie inne wypadają już potem jakoś blado ;).
Dosłownie był i zniknął. W 2020 roku śniegu w Trójmieście było tyle, co na tym zdjęciu.
Wełniane warstwy. Szal jest z Cos-a, sweter to MLE, spodnie z Massimo Dutti, buty z Arket.
A kurtka, o którą masowo pytałyście na stories jest z 



Po ostatnim artykule o 

Nasz ukochany biały królik (pisałam o nim więcej
Na takie książeczki zawsze znajdzie się miejsce! Zaprojektowane przez artystów i wspomagające rozwój. Wśród oferty Pomelody znajdziecie wiele interaktywnych książek dla dzieci w różnym wieku. 




Według wielu osób bony nie są fajnym prezentem, więc jeśli macie lepszy pomysł, to ich nie kupujcie (świetnie zaczęłam – jestem mistrzynią reklamy własnej marki ;)). Informację o bonach do 

Póki śniegu nie ma (według niektórych prognoz weekend ma już być biało). Rowerowe wycieczki po Sopocie i okolicach.
1. Miły upominek od jednej z Czytelniczek, który posłuży na lata i pozwoli schować wszystkie moje kulinarne pomysły w jednym miejscu. // 2. Molo w Orłowie w jesiennym anturażu. // 3. Ludzik Michelin gotowy na przejażdżkę. // 4. Czytelnia. //
Ulubiona pora roku. Jak można nie lubić listopada?!
1. Pierwsze wyprowadzanie Portosa (tyle, że bez Portosa). // 2. Zaraz, zaraz… to gdzie ma stać moja zmywarka? :D. // 3. Im bliżej zimy tym mniej kolorów. // 4. Mama na spacerku (ten zestaw możecie zobaczyć
Książka
Czarna herbata Assam wzbogacona o olej z migdałów i najprawdziwsze mielone migdały. Jeśli jesteście z tych, które piją tylko dobrą herbatę albo nie piją jej wcale, to na pewno spodoba Wam się oferta sklepu 
1. Molo w Orłowie odwiedzamy regularnie. // 2. Półki z książkami z roku na rok coraz bardziej wypełnione. // 3. W obecnych nieprzewidywalnych czasach pieczenie chleba w domowych warunkach to pożądana umiejętność. W książce Elizy Mórawskiej znajdziecie mnóstwo wskazówek na ten temat. // 4. Gdy w poszukiwaniu nastroju wracasz do ulubionych miejsc. Gdańsk.
Witajcie przymrozki!
A taki mamy widok, gdy szron już stopnieje.
1. Śniadaniowy miks. // Jeszcze nie pora na szukanie pierwszej gwiazdki, ale próby już trwają. // Śniadanie przygotowywane z zamkniętymi oczami. // Klasyk. I jaki zadbany! //
Wiem, że wiele z Was kieruje się moimi rekomendacjami przy wyborze kosmetyków i mam nadzieję, że nigdy Was w tym temacie nie zawiodłam. Krem
Gdy na samochodowym strajku spotykasz swoją nauczycielkę z liceum i razem sobie jedziecie z wyciągniętymi parasolkami.
1. Wyciągamy nasze ulubione ozdoby i świąteczne gadżety. // 2. Pędzimy do domu z prędkością światła (ktoś to uwielbia). // 3. Pierwsze pudełko z lampkami już wyciągnięte z pawlacza. Trochę błysku jeszcze nikomu nie zaszkodziło. // 4. Kamienice jak z obrazka. //
Próbowałam zrobić zdjęcie, ale mamy w domu małą (a raczej DUŻĄ) fankę
1. Wciąż nie mogę się nadziwić, jaka piękna przyjaźń zrodziła się między tą dwójką. // 2. Praca zdalna w domu. Więcej na ten temat przeczytacie w
O tym zdjęciu zrobiło się w tym miesiącu głośno… Gdy siedzisz sobie spokojnie na kanapie i przebierasz nóżkami na myśl o nowych świątecznych poszewkach na poduszki i świeczkach o zapachu cynamonu, ale gdy wchodzisz na stronę Zara Home ogarnia cię dziwne uczucie konsternacji i zdziwienia jednocześnie. Przeglądałam sobie bowiem nową kampanię tej marki i wszystkie ich nowości aż natknęłam się na zdjęcie i pomyślałam: „o kurczę, ale podobne to okno do mojego na tym zdjęciu”. Kilka sekund intensywnej pracy neuronów, dwa mrugnięcia powiek, przysunięcie laptopa do twarzy tak, że zetknął się z moim nosem i wciąż nie bardzo wierzyłam w to, co widzę. To nie jest okno podobne do mojego – pomyślałam – to JEST moje okno. Mój żywopłot, gałęzie mojej leszczyny, moje zasłony, moje niedomykające się klamki. Tylko poduszki (notabene z hm-u ) ktoś w odpowiednim programie zamienił na te z Zary. I teraz pytanie do Was: powinnam czuć się zaszczycona czy może jednak bardziej wkurzona?
Domyślam się, że w dzisiejszej rzeczywistości każda z Was ma ważniejsze sprawy na głowie niż poduszki ze świątecznym haftem, ale choćby ze względu na liczbę Waszych komentarzy i setki wiadomości, powinnam chyba przedstawić Wam dalszy ciąg tej historii. Następnego dnia po opublikowaniu ostatniego postu miałam sporo spraw na głowie, a że nie jestem typem pieniacza (chyba), to nie zerwałam się z łóżka skoro świt, aby pisać pozew. Nie byłam zresztą zachwycona perspektywą długiej sądowej batalii o jedno zdjęcie okna. Niestety parę razy miałam już okazję przekonać się, że uczestnictwo w rozprawach nie należy do przyjemności (pozdrawiam tabloidy). Jak gdyby nigdy nic wyszłam więc z samego rana z domu, aby z córką pod pachą i Portosem ciągnącym niczym audi R8, zrobić zakupy. Telefon jak zwykle zadzwonił wtedy, gdy Portos obszczekiwał śmietnik, a ja próbowałam zapłacić za zakupy jednocześnie powstrzymując córkę przed ściągnięciem bananów z lady straganu. Przeszło mi przez myśl, żeby nawet nie odbierać, ale że mógł to być kurier z ważną paczką (który, jak wiadomo, zawsze przychodzi wtedy, gdy akurat wyjdziesz z domu na siedem minut), więc zaciskając zęby, sięgnęłam za telefon. Ale to nie był kurier, tylko @Zarahome .Nie planowałam wcześniej tej rozmowy, a właściwie w ogóle nie spodziewałam się, że taki gigant odezwie się do mnie jako pierwszy, ale wiedziałam, że czego bym nie usłyszała, nie powinnam całej tej sprawy zlekceważyć. Mam oczywiście tę komfortową sytuację, że zdjęcia nie są moim jedynym źródłem dochodu, ale skoro już wywołałam tę burzę, to chociażby ze względu na innych autorów powinnam spróbować postawić na swoim. Powiedziałam więc, że dziękuję za telefon i zastanowię się, jak można by naprawić tę sytuację. Razem z prawnikami obiektywnie podeszliśmy do tematu. Ustaliliśmy jakiej kwoty mogłabym się domagać w razie procesu, przyjęliśmy optymistyczny wariant, że go wygrywam i z takim założeniem oddzwoniłam do Zary, proponując, aby sfinansowali pomoc tej wartości dla dwóch chorych dziewczynek. Nie byłam pewna reakcji moich rozmówców, bo wiem z własnego doświadczenia, że bez formalnego pozwu trudno skłonić jakąkolwiek firmę do zadośćuczynienia (i pewnie parę prawniczek obserwujących mój profil to potwierdzi). Po kilku minutach wpatrywania się w telefon z mocno zaciśniętymi kciukami dostałam odpowiedź. Przedstawiciel Zary podziękował mi za takie podejście i dodał, że są gotowi „zaokrąglić” zaproponowaną kwotę. Zostałam poproszona o jej nie ujawnianie i przystałam na ten warunek. Mogę Was tylko zapewnić, że było to raczej jedno z droższych zdjęć okien. Wybaczcie mi tę dyskrecję, niektóre z Was może uznają, że byłam za miękka, bo z moich ust również padło słowo „dziękuję”, ale dla mnie najważniejsze jest to, że finał tej całej „afery” ze świątecznym wystrojem jest taki, że ktoś będzie miał chociaż ciut fajniejsze Boże Narodzenie. PS. Może ktoś jeszcze chciałby pożyczyć moje zdjęcie?
I nie dam sobie wmówić, że pokój przechodni to coś złego ;).
1. Rozplątywanie świecących kabelków – czas start! // 2. Listy pisane odręcznie zawsze sprawiają mi największą przyjemność. // 3. Portos wreszcie trafił na swego! // 4.Miał być maraton zdjęciowy ale pogoda powiedziała, że jednak dzień biurowy. A tak przy okazji – czy Wasze szafy też mają kształt krzeseł? //
Portosik, siad! Wychowywanie dziecka w szacunku do zwierząt wcale nie jest takie trudne. Na zdjęciu widzicie sukienkę od polskiej marki
1. To nie jest apartament w Nowym Jorku tylko showroom Iconic, w którym nadal możecie obejrzeć i kupić rzeczy MLE. 2. Wiedziałyście, że mamy też karty podarunkowe? // 3. Zmiana ekspozycji. // 4. Piżamkę będzie można zamówić przez internet na początku grudnia. //
Już w ten piątek…
1. W poszukiwaniu idealnej czerwieni. // 2. Małe przedświąteczne ogłoszenie. Wczoraj, jak niektóre z Was zauważyły, pojawił się „preorder” tego swetra z datą realizacji na 21 grudnia. Wiele z Was pytało jakim cudem preorder może się wyprzedać – wszystko podyktowane jest tym, że chciałyśmy zapewnić Wam dostawę jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia, a w tak krótkim czasie nie miałyśmy szansy na zamówienie większej liczby przędzy. Gdy uporamy się już z tą partią, to stworzymy jeszcze jeden preorder i wtedy już naprawdę (słowo blogerki ;)) starczy dla wszystkich (typowałabym datę realizacji na koniec lutego, będziemy podawać wszystkie szczegóły). Tymczasem mam nadzieję, że pierwsze zamówienia już do Was dochodzą. // 3. Jabłko, banan, jogurt, płatki owsiane, cynamon – ot, cała historia. // 4. Gdy chciałabyś już skończyć pracę i iść na plac zabaw, ale dopiero dochodzi dziewiąta :D. //
Gdy ktoś próbuje podkraść Ci śniadanie… Te cudowne spodnie z rozcięciami na nogawkach są z 
A to już zawartość tego co znalazłam w domku. Jeśli szukacie pomysłów na sprawdzony podarunek, to myślę, że w tym przypadku się nie zawiedziecie.
Lubię ten widok, ale nie obrażę się jeśli przykryje go śnieg…
Wiem, że moda męska jest na blogu mocno zaniedbywanym tematem, więc przy okazji kolejnej prezentowej propozycji trochę się zrehabilituję. Męża ubieram (o ile można tak potocznie powiedzieć) właśnie w
A to już dzisiejszy poranek – obudziły mnie prezenty, tort i dwóch chętnych na jego zjedzenie. Zdecydowanie nie zasłużyłam na tyle dobrego – poza kosmetykami do włosów dostałam też bon do mojego ulubionego salonu kosmetycznego – jeśli jeszcze nie odwiedziłyście sopockiej Baloli, to teraz jest najlepszy moment, aby to zrobić. Od niedawna w swojej ofercie salon posiada również nowy zabieg – hydrodermabrazja. Link do salonu znajdziecie 
Gdy misie polarne uciekają z ZOO i pędzą prosto po pączki.
Uśmiechu za maseczką nie widać, ale na takich nudnych spacerach z rodziną jestem właśnie najszczęśliwsza. Chyba się starzeję, bo kiedyś nie znosiłam czapek i nosiłam je tylko w siarczyste mrozy, a teraz naprawdę rzadko wychodzę z domu z gołą głową. Ta, którą widzicie na zdjęciu jest z 


1. Początek miesiąca i prozaiczne przyjemności – najnowszy pokaz Chanel tym razem obejrzałam online. // 2. Uczymy się pór roku. // 3. Gotowa do wyjścia. // 4. Pierwsze jesienne kadry z sopockiego molo. //
No i przyszło załamanie pogody. Przez dobry tydzień nie widzieliśmy w Sopocie jednego promienia słońca, a wiatr co chwilę porywał przechodniom parasole. A dobra baza to podstawa, gdy na zewnątrz nieprzyjemnie! 
1. Zmiana pościeli to zawsze najlepsza zabawa w "fale na morzu". // 2. Dalej ponuro… // 3. Lipowy, kremowany i nektarowy – mój ulubiony! // 4. Wizyta w szwalni i kontrola produkcji kolejnego płaszcza. //
Warszawa. Ostatnie dni kiedy można było jeszcze chodzić po mieście bez maseczek.
1. Przerwa na kawę. Kino Iluzjon to odkrycie tego miesiąca! // 2. Brawa dla rzemieślnika, który wykonał takie drzwi! // 3. Alf? To ty?. // 4. Ulubiony jesienny kadr influencerek ;) //
Atrybuty fotografa – blenda i kawa.
Wiem, że wiele z Was nie mogła dokonać zakupu
Piękne te rośliny, ale wiem, że w swoim mieszkaniu wykończyłabym je w tydzień ;).
1. Róża z mojego ogrodu… // 2. Ta żyrafa jednak musi spać u Was w sypialni, mamo. // 3. Chłopaki odpoczywają, a ja pracuję nad nowym wpisem – czyli niedziela. // 4. Ściana odświeżona, dwie nowe grafiki powieszone. //
Przy-łóżkowe historie. W opisie tego balsamu od
1. A oto konsystencja balsamu od Samarite. // 2. Moje kąty. // 3. Dresiary spędzające czas na kanapie. // 4. Kolejne dzieła sztuki na szafce w kuchni. //
Mamy dla Was dobrą wiadomość! Aż do końca roku będziecie mogły oglądać (i kupić) produkty MLE stacjonarnie. Przedłużamy działanie showroomu w Iconic Design w Gdańsku!
Małe sprostowanie – wiemy, że czekacie z utęsknieniem na kolejne modele tych swetrów, więc zdecydowałyśmy się oddać skończone prototypy do showroomu, abyście mogły je ocenić na żywo. Kolejny model pojawi się w sprzedaży już w ten piątek.
Na wieszakach znajdziecie teraz najnowsze produkty. Zmieniłyśmy ekspozycję na jesienno-zimową.
Wiecie, że MLE to tylko i wyłącznie kobiety? I to nie z chęci wsparcia mojej płci. Kobiety wcale nie potrzebują specjalnego traktowania. One są po prostu świetnymi pracownikami. Bronią się swoimi umiejętnościami – jako profesjonalistki, a nie kobiety. (Na zdjęciu brakuje jeszcze Justyny i Doroty, które w MLE pilnują Waszych zamówień).
A to już
Najlepsze drinki w mieście.
Gdy galeria w twoim telefonie wybucha po wizycie w restauracji.
Meksykańskie nawiązania nie są traktowane tutaj do końca serio ;). 
Jeśli jesteście z Trójmiasta i chciałybyście zamówić coś na wynos, to do końca tygodnia podajcie hasło MLE przy zamawianiu jedzenia (telefon 530 860 370). Dostaniecie 20% zniżki na całe zamówienie.
1. Tapasy, nachosy, burrito, tacosy – do wyboru, do koloru. // 2. Jeszcze zanim wparowałyśmy i zjadłyśmy wszystkie dania i drinki z menu… // 3. Kochanie, jednak musisz po mnie przyjechać. // 4. Czekoladowy raj – churrosy to coś czego musicie spróbować. //
Na pewno kojarzycie piękne grafiki autorstwa Emile Deyrolle nawet jeśli nie kojarzycie jego osoby. Teraz marka
1. Ptaszek, choinka, czerwone detale – jakoś tak świątecznie się zrobiło. // 2. Dziś tych listków prawie nie ma. // 3. Są takie chwile, że każdy ma ochotę uciec, ale mimo strachu idzie dalej. // 4. Jeszcze jeden projekt od
Elfy pracują (oczywiście w maseczkach i w zdezynfekowanych łapkach).
Czy mamy tu jakichś amatorów fotografii?Z ogromną przyjemnością chciałabym Was zachęcić do wzięcia udziału w dwunastej edycji prestiżowego konkursu VIVA! PHOTO AWARDS 2020. Nieprzerwanie od pierwszej edycji prace finalistów oceniali m.in. Ryszard Horowitz, Anja Rubik, Tomasz Guzowaty, Alexi Lubomirski, Sandro Miller, Marcin Kydryński, Robert Wolański, Chris Niedenthal, Jacek Boniecki, Gosia Baczyńska czy Marcin Tyszka. W tym roku mam ogromną przyjemność dołączyć do tego szacownego grona. Jestem pewna, że ktoś z Was zasługuje na nagrodę w tym konkursie i mam zamiar tę osobę wyłapać! Więcej informacji o konkursie znajdziecie
Pyszne słoiki BASIA BASIA mogłabym opróżniać łyżeczką na kanapie, ale świetnie też pasują jako dodatki do ciasteczek czy naleśników. Znajdziecie je w
1. Jesienna tęcza. // 2. Jakieś mdłe to morze mi ostatnio wychodzi – może dlatego, że z niewyjaśnionego powodu lubię spacery, gdy na zewnątrz nie jest zbyt ładnie?. // 3. Użyję jako zakładki do książki! // 4. Deszczowe rodzinne spacery. //
"Hahaha! I co teraz Portos, nie złapiesz mnie".
1. Sopot. // 2. Przerwa. // 3. Wizyta kontrolna w showroomie. // 4. Nie czujesz się samotny Drogi Klonie? //
I pomyśleć, że wcale nie podkręcałam kolorów…
Jeśli podobał Wam się
Ten dres widziałyście już
1. Niby nix, a jednak cieszy. // 2. i 3. No dobra, to już ostatnie zdjęcia jesiennych pejzaży na dziś. // 4. Tak się czułam cały tydzień, gdy przychodził moment odpisywania na mejle. //
Ktoś prawie usnął podczas zabawy…