Jak sporządzić idealną listę zadań i zakupów na święta – poradnik świątecznej łamagi…

 

  Some time ago, Kantar Millward Brown company carried out research commissioned by PayPal concerning the Christmas stress and habits. The respondents of the questionnaire came from 10 European countries. Poles were the ones who turned out to be the most stressed out nation when it comes to Christmas shopping (more than 34%). It seems that we get stressed out mostly because we postpone the purchase of Christmas gifts until the last few days before Christmas – only 7% solves this problem at the beginning of December. Were we to add the fear of not being able to find an appropriate gift (68%) or the concern that the gift won’t be enjoyed by the recipient (56%), we’d get a ticking bomb that would easily go off when it comes into contact with crowded shopping malls, queues in the shops, and traffic jams on the streets. And this is only one of the elements of Christmas preparations.  

   Therefore, the first thing to deal with is the Christmas gifts – since we are so stressed about them, it’s best to solve the problem as fast as possible. I recommend not to leave packing them until before Christmas Eve as usually it takes longer than we’ve planned (not to mention that we can run out of tape that is nowhere to be found on that particular day). It’s best to plan larger cleaning tasks for the two upcoming weekends, but plan them only for one day so that you don’t feel that you’re wasting your free time. This year, Christmas Eve is on Monday, but if we’ve got the possibility to leave work earlier, it’s best to plan the shopping on the preceding Thursday – the shopping will be quicker as we’ll avoid the Saturday crowds. Owing to that, we can postpone decorating our houses until the last moment and simply treat it as pleasure.  

   Christmas time is one of the most important holidays of the year for many of us. We love decorating the Christmas tree, hanging lights on the balcony, waiting impatiently for the first snow, and finally, we’ve got some time to spend it with our nearest and dearest. However, it doesn’t change the fact that during the few weeks preceding the relaxation period, we often think about all of the things that can go wrong. There are so many things that I’ve forgotten. There are so many things that I won’t have time to do…  

   There are only 12 days left until the Christmas Eve, and if you feel that a warning lamp is already on in your head, take a deep breath and instead of losing your head, prepare a thorough action plan.

* * *

   Jakiś czas temu firma Kantar Millward Brown przeprowadziła badania na zlecenie PayPal o bożonarodzeniowym stresie i zwyczajach. Odpowiedzi na ankiety udzielali mieszkańcy 10 europejskich krajów. To Polacy okazali się najbardziej zestresowanym narodem, jeśli chodzi o świąteczne zakupy (aż 34%). Wygląda na to, że stresujemy się przede wszystkim dlatego, że zostawiamy kupno świątecznych prezentów na ostatnią chwilę – tylko 7% z nas załatwia ten temat już na początku grudnia. Jeśli dodamy do tego strach przed nieznalezieniem odpowiedniego podarku (68%) lub obawę, że się nie spodoba (56%) mamy tykającą bombę, która po kontakcie z zatłoczonymi centrami handlowymi, kolejkami w sklepach i korkami na ulicach bardzo łatwo może wybuchnąć. A to przecież tylko jeden z elementów świątecznych przygotowań.

   Na pierwszy ogień powinny pójść więc sprawy związane z prezentami – skoro ich kupno stresuje nas najbardziej, lepiej szybko mieć to z głowy. Proponuję też nie zostawiać ich pakowania do Wigilii, bo zwykle zajmuje nam to więcej czasu niż założyłyśmy (nie mówiąc już o tym, że w trakcie może nam zabraknąć na przykład taśmy klejącej, której tego dnia już nigdzie nie znajdziemy). Większe porządki dobrze zaplanować na dwa kolejne weekendy, ale wybrać tylko po jednym dniu, tak by nie czuć, że zmarnowaliśmy czas wolny. Wigilia w tym roku wypada w poniedziałek, ale jeśli mamy możliwość urwania się z pracy, lepiej zaplanujmy zakupy na poprzedzający ją czwartek – pójdzie nam szybciej, bo unikniemy sobotnich tłumów. Dzięki temu dekorację domu możemy zostawić sobie na ostatnią chwilę i potraktować ją jako przyjemność.

   Boże Narodzenie dla wielu z nas jest najważniejszym świętem w roku. Uwielbiamy ubierać choinkę, rozwieszać lampki na balkonie, z niecierpliwością czekamy na pierwszy śnieg i w końcu mamy chwilę na to, żeby spędzić czas z najbliższymi. Nie zmienia to jednak faktu, że w ciągu kilku tygodni poprzedzających ten czas relaksu, nie raz zdarza mi się myśleć o tym, jak wiele rzeczy może się jeszcze nie udać. O jak wielu rzeczach zapomniałam. Na jak wiele rzeczy nie znajdę czasu…

   Do kolacji Wigilijnej zostało nam tylko 12 dni i jeśli czujecie, że wasz zapalnik już się pali, weźcie głęboki oddech i zamiast działać w szale i na oślep, przygotujcie porządny plan działania.

Gifts  

I can imagine that you’ve already got most of the gifts for your nearest and dearest (or at least you know exactly what things to buy or prepare). We usually got some issues with gifts for people that we don’t really know that well. I’ve created a list in case of Christmas with an uncle whom you’ve seen twice so far, your brother’s new girlfriend (about whom you were informed two days before Christmas Eve), or a very distant relative on aunt Krysia’s side (an aunt who always has something for me, and I don’t even know her name). The best to choose in such a situation are useful little somethings. Here, you’ve got a description of gifts that will spark a genuine smile without hitting your pockets too much.

* * *

Prezenty

Domyślam się, że prezenty dla najbliższych macie już w większości z głowy (albo przynajmniej dokładnie wiecie, co chcecie kupić lub zrobić). Problemem zwykle są upominki dla osób, których nie znamy tak dobrze. Tę listę stworzyłam na wypadek świąt spędzanych z wujkiem widzianym dwa razy w życiu, z nową dziewczyną brata (a o której istnieniu dowiedzieliście się dwa dni przed Wigilią) lub żoną kuzyna mamy od strony cioci Krysi, która zawsze ma coś dla mnie, a ja nie pamiętam nawet jej imienia. Najlepsze w takich wypadkach są przydatne drobiazgi. Oto spis uniwersalnych prezentów, które wywołają szczery uśmiech bez przesadnego naginania naszego budżetu.

Widoczna na zdjęciu herbata to mieszanka czarnej herbaty i suszonego ananasa. Od dziś do 23 grudnia cały asortyment ze strony Sir Adalbert's Tea można kupić o 15% taniej – podczas zakupów wystarczy użyć hasła „mle15”.

Tea – it has something noble to it and will be useful for anyone. Especially if we take the effort to get a unique product, that is a blend that is weighted out by hand and sold in a tea shop (we can find them at most shopping malls). You can write a special dedication, e. g. “for magical winter evenings” on the package. It’s even easier to order such a tea online to avoid the tiring crowds of people. My favourite shop is Sir Adalbert's Tea. On their website, you’ll find numerous exceptional high-quality blends.

Candles – a little something that always makes you smile. It is a very neutral present that can be given to anyone. I most often buy them at TKMaxx and H&M Home.

* * *

Herbata – ma w sobie coś szlachetnego i każdemu się przyda. Zwłaszcza jeśli postaramy się o wyjątkowy produkt, czyli ręcznie odważoną mieszankę sprzedawaną w herbaciarniach (znajdziemy je w większości galerii handlowych). Na opakowaniu można napisać specjalną dedykację np. „na magiczne zimowe wieczory”. Jeszcze łatwiej jest zamówić taką herbatę przez internet pozostając w trybie unikania męczących tłumów. Mój ulubiony sklep to Sir Adalbert's Tea. Na ich stronie znajdziecie mnóstwo wyjątkowych mieszanek o wysokiej jakości.

Świeczki – niby nic, a zawsze cieszy. To bardzo neutralny prezent, który można podarować każdemu. Ja najczęściej kupuję je w TKMaxx i H&M Home.

Kalendarze od Marty Zbierskiej z MAKY Creation i Oli Zielińskiej z Papierów Wartościowych.

Kalendarz – to najlepszy moment na podarowanie takiego prezentu, w końcu za chwilę rozpoczyna się nowy rok. Długo szukałam nowego organizera dla siebie, bo przyznam, że masówki ze sklepów papierniczych nie do końca mi się podobały. Dlatego bardzo ucieszyłam się z mikołajkowego prezentu od męża. Kalendarz widoczny na zdjęciu jest wspólnym projektem dwóch autorek – Marty Zbierskiej z MAKY Creation i Oli Zielińskiej z Papierów Wartościowych.

Bilety do kina – a raczej specjalne vouchery to świetny pomysł, jeśli kogoś nie znamy zbyt dobrze. Obdarowana osoba sama sobie wybierze termin i film.

Skarpetki ze zdjęcia to produkt polskiej marki Hibou Sleepwear.

Socks – in the past it was a ridiculed gift, but it’s a real bull’s-eye now. The market is full of so many beautiful and funny socks that there isn’t a single person who wouldn’t enjoy such a gift. It’s worth searching for socks that are packed in beautiful boxes. Mine are from one of my favourite stores Hibou Sleepwear, the socks are of great quality and are made of 85% cotton.

Christmas baskets – they hide many surprises. We can opt for a safe universal set or a personalised version – for example, with natural products, dedicated for men, or for a wine connoisseur.

Board game – if we know that we’ll be meeting with our family or another couple by the Christmas tree, I buy a board game as one larger gift. There are the safe classic board games like Scrabble, Monopoly (in a few different versions), or Taboo and 5 seconds guaranteeing hours of laughter. I often choose my beloved Settlers from Catan – I hope that we’ll be playing together after the supper.

* * *

Skarpetki – kiedyś z takiego prezentu kpiono, dziś to prawdziwy hit. Na rynku dostępnych jest tak dużo pięknych i zabawnych skarpetek, że chyba nie ma osoby, która nie ucieszyłaby się z takiego upominku. Warto rozejrzeć się za zestawami pakowanymi w piękne pudełka. Mój pochodzi z jednego z moich ulubionych sklepów Hibou Sleepwear skarpetki są bardzo dobrej jakości w ich skład wchodzi, aż 85% bawełny.

Kosze świąteczne – mają w sobie pełno niespodzianek. Możemy postawić na bezpieczny, uniwersalny zestaw lub spersonalizowaną wersję – np. z produktami naturalnymi, „męskimi” albo dla konesera win.

Gra planszowa – jeśli wiem, że przy choince spotkam się z rodziną lub parą, kupuję im grę jako jeden większy prezent. Są bezpieczne klasyki typu „Scrabble”, „Monopoly” (w kilkunastu różnych wersjach), gwarantujące godziny śmiechu „Taboo", „5 sekund”. Ja często wybieram ukochanych „Osadników z Catanu" – liczę na to, że po kolacji wszyscy sobie pogramy.

Decorating the house

– Do a stocktake in your Christmas decorations. Usually, each year we tend to forget ourselves window shopping and we fill our shopping baskets with Christmas balls and lights because we think we don’t have them at home. In the meantime, our storage place or the bottom of our wardrobe are already hiding three boxes with decorations of this type. While preparing to write today’s post, I went through old Christmas photos on the blog and owing to that I recalled that I’ve got a star-shaped lamp that is hidden so deep that I managed to buy two new ones. That’s why you should go through each pendant, light set, wreath, and place them in one spot – you’ll be surprised at the number of new items that you really need (light batteries? tealights?).

– If you need a trick for a quickly prepared Christmas interior, you should invest in LED lights and conifer trees sprigs (you can use those that will fall from the Christmas tree during transport or when placing it in the holder). Placing wireless lights on sprigs allows to leave them in all spots. If your budget allows for additional shopping, pillow cases for sofa pillows will leave the best impression (the ones visible in the photo can be found here and here). It’s totally enough to decorate the house. Here, you can see my pinterest inspirations. If you haven’t got enough decorations, it’s very fortunate – after all, December evenings aren’t encouraging us to take walks so it’s time for some family creativity. Together with Julcia, we’ve prepared colourful paper Christmas chains, and we’ll be decorating gingerbreads on the weekend. Later, we’ll close them in glass jars and allow our eyes to enjoy them (I wonder how long they’ll last).

– Get inspired – browse, search, and  don’t be afraid to buy. When it comes to the topic of kitchen decorations, you are free to do anything. It is our space so if you like some of the decorations in photos, you can create identical ones. This year, I’ve decided to create paper Christmas balls for my Christmas tree. You can find a video that will show you everything here.

– When it comes to the tree type, you can choose from Caucasian fir, white spruce, and traditional spruce. The first tree type is the most expensive and the last tree type is the most affordable one. However, does the price guarantee durability? Firs can really stand a very long time, even up to two months, but we can never be sure. We can always increase the chances – first of all, check out the needles during the purchase – the vibrant green colour, elasticity, and lack of discolouration (also on the trunk) are a proof of freshness. Trees will lose the smallest number of needles in rooms without floor heating and at the temperature of 20-22ºC. Of course, the Christmas tree should be placed away from heat sources.

– I encourage you to buy trees in pots – you can always replant them in your garden and enjoy the fact that the trees are producing oxygen. The one that I planted a few years ago has already outgrown my husband’s height. Let’s remember to ask about the time that the Christmas tree has spent in the pot. If it has been repotted lately, you should back out. It’s better to have certainty that the roots will adjust to the new place. An interesting initiative is hiring Christmas trees – you will get the tree for Christmas and then the tree leaves your abode on the 6th of January – http://wypozyczalniachoinek.eu/.

* * *

Przystrojenie domu

– Zrób remanent w świątecznych ozdobach. Zwykle co roku dajemy się skusić sklepowym wystawom i wkładamy do koszyka kolejne bombki, łańcuchy i lampeczki, bo wydaje nam się, że akurat tego nie mamy. Tymczasem w pawlaczu, piwnicy albo dnie szafy są już trzy pudła takich ozdób. Przygotowując się do napisania dzisiejszego wpisu przejrzałam stare zdjęcia świąteczne na blogu i dzięki temu przypomniało mi się o lampce w kształcie gwiazdki, która jest tak głęboko schowana, że zdążyłam już kupić dwie nowe. Dlatego wyciągnijcie każdy wisiorek, zestaw światełek, wieniec i zgrupujcie je w jedno miejsce – pewnie zdziwicie się jak niewiele nowych rzeczy potrzebujecie (baterie do lampek? świece do świeczników?).

– Jeśli potrzebujecie patentu na błyskawiczne świąteczne wnętrze, zainwestujcie w ledowe lampki na baterie i gałęzie iglaków (możecie wykorzystać te, które odpadną z choinki w trakcie transportu albo wstawiania jej do stojaka). Oświetlenie zielonych gałązek bezprzewodowymi łańcuszkami pozwala ustawić je w każdym miejscu. Jeśli Wasz budżet pozwoli na dodatkowe zakupy, to poszewki na kanapowe poduszki zrobią najlepsze wrażenie (widoczne na zdjęciu znajdziecie tu i tu). To zupełnie wystarczy, aby przystroić dom. Tutaj możecie zobaczyć moje inspiracje na pintereście. Jeśli ozdób będzie wam mało, dobrze się składa – w końcu grudniowe wieczory nie zachęcają do spacerów, dlatego to najlepszy czas na rodzinną twórczość. My z Julcią zrobiłyśmy już łańcuchy z kolorowego papieru, a weekend zabieramy się za dekorowanie pierniczków. Potem zamkniemy je w szklanych słoikach i pozwolimy, by cieszyły oczy (ciekawe jak długo wytrzymają).

– Inspiruj się – podglądaj, przeglądaj, śmiało kopiuj. W temacie przystrajania domu wszystko jest  dozwolone. To nasza przestrzeń, więc jeśli spodoba nam się jakaś ozdoba ze zdjęcia, możemy wykonać sami identyczną. W tym roku postanowiłam zrobić swojej choinkowe bombki z papieru. Filmik instruktażowy znalazłam tutaj.

– Jeśli chodzi o rodzaj drzewka, do wyboru mamy najczęściej jodły kaukaskie, świerki srebrzyste i świerki tradycyjne. Te pierwsze są najdroższe, ostatnie najtańsze. Czy cena gwarantuje nam wytrzymałość? Jodły faktycznie potrafią wytrzymać w domu nawet dwa miesiące, ale gwarancji nigdy nie mamy. Możemy jednak zwiększyć szanse – po pierwsze obojętnie od gatunku dobrze obejrzyjmy igły przy zakupie – o świeżości świadczy soczysty zielony kolor, elastyczność i brak przebarwień (także na pniu). Najmniej igieł powinno posypać się w pokojach bez ogrzewania podłogowego z temperaturą 20-22 stopnie Celsjusza. Oczywiście choinka powinna stać daleko od źródeł ciepła.

– Zachęcam też do kupowania drzewek w doniczkach – można je potem zasadzić w ogródku i cieszyć się z tego, że produkują tlen. Ta, którą zasadziłam kilka lat temu, przyjęła się i przerosła już mojego męża. Pamiętajmy, aby zapytać, jak długo choinka jest w donicy – jeśli usłyszymy, że to świeżynka niedawno przesadzona to nie kupujcie jej. Lepiej mieć pewność, że korzenie zaklimatyzowały się w nowym miejscu. Ciekawą inicjatywą jest wypożyczalnia choinek – drzewko do nas przyjeżdża na święta, a po 6 stycznia jest odbierane – http://wypozyczalniachoinek.eu/.

Preparing meals

– We, Poles, love to eat on Christmas and we can’t imagine the Christmas table without traditional dishes. Most of them are really time-consuming. Polished borsch requires, for example, fish broth and stewed beetroot. A home-based dumplings factory is a task that will take you up to a whole day (and take the whole kitchen space), even though preparing them together is a wonderful tradition. Not only should herring in vinegar be prepared a few days earlier, you need to first soak the fish for a few hours, and find fresh herring beforehand. Of course, an expert housewife will say that it’s no big deal, but those who are characterised by worse culinary organisation will be stuck by the cookware forever if they make preparing all twelve dishes their goal. Simple dishes include Greek-style fish (frying the fish + cooking the vegetables – recipe here), vegetable salad (simple and quick recipe here), mushroom soup (recipe here), or cookies.

– Let’s choose places that we know well for Christmas shopping – we’ll find appropriate products much quicker. I’ve got one way to get the Christmas shopping done – I limit the list to 30 products and then divide the list by two. I do the shopping after work before getting Julia from school. I’d rather divide it into two visits as taking all of that shopping from my car makes me look like Kevin who went on a shopping spree with his father’s credit card. Browsing through the food stores is essential as it can save us much space, stress, and money – we’ll avoid duplicating products (another box of rice or gherkins) that hid somewhere at the end of the drawer or cupboard. Placing everything that we’ve got on the kitchen counter will help us to plan the menu and to create the shopping list.

– Let’s prepare only dishes that we really enjoy. Let’s forget about meals that don’t make our mouth water when we imagine them. It doesn’t matter if something is a tradition if it ends up in the trash after a few days anyway. You don’t like carp? Prepare trout. You don’t have to eat dumplings with sauerkraut and mushrooms, you can always prepare dumplings with potato and cottage cheese stuffing, you feel sick at the mere thought of dried fruit kompot, you can replace it with strawberry kompot.

Christmas is a time when it’s really difficult for us to avoid the December haste, but owing to an appropriate approach, organisation, and mostly written plan, you can slightly tame this period of time. I wish you beautiful and calm Christmas among your beloved nearest and dearest and many delicacies on the Christmas table. Maybe you’ve got some SOS tricks for the last days before Christmas Eve?

* * *

Przygotowanie potraw

– My, Polacy, w święta kochamy jeść i nie wyobrażamy sobie stołu bez tradycyjnych potraw. Większość z nich jest niezwykle pracochłonna. Dopracowany barszcz wymaga np. wywaru z ryby i podsuszonych wcześniej buraków. Domowa produkcja pierogów to zajęcie na cały dzień  (i zabiera całe miejsce w kuchni), choć ich wspólne lepienie jest wspaniałą tradycją. Śledzie w occie nie dość, że powinny być robione kilka dni wcześniej, to samo ich moczenie trwa kilka godzin, a wcześniej trzeba jeszcze znaleźć gdzieś świeżego śledzia. Oczywiście wprawna gospodyni powie, że to nic takiego, ale osoby o gorszej kuchennej organizacji utkną przy garach na wieki, jeśli postawią sobie za cel przygotowanie wszystkich dwunastu potraw. Bardzo prosta jest za to ryba po grecku (smażenie ryby + gotowanie warzyw – przepis tutaj), sałatka jarzynowa (prosty i szybki przepis tutaj), zupa grzybowa (przepis tutaj) czy ciasteczka.

– Na przedświąteczne zakupy wybierajmy miejsca, które bardzo dobrze znamy – o wiele szybciej znajdziemy potrzebne towary. Ja na takie duże zakupy mam jeden sposób – spis produktów ograniczam do 30 pozycji i dzielę listę na pół. Zakupy robię po pracy, przed odebraniem Julii ze szkoły. Wolę podzielić to na dwa dni, bo zabieranie wszystkiego z auta na raz powoduje, że wyglądam, jak Kevin, który zaszalał z kartą kredytową swojego taty. 
Przegląd zapasów to punkt konieczny, który pomoże zaoszczędzić nam sporo miejsca, stresu i pieniędzy – unikniemy dublowania produktów (kolejnego pudełka z ryżem lub słoika z korniszonami), które ukryły się na końcu szuflady lub szafki. Wystawienie na blat wszystkiego, co mamy, ułatwi nam zaplanowanie menu i stworzyć listę zakupów.

– Przygotujmy tylko to, co naprawdę lubimy. Zapomnijmy o daniach, o których nie myślimy z cieknącą ślinką. Co z tego, że coś jest tradycją, jeśli po kilku dniach musi wylądować w koszu. Nie przepadacie za karpiem? Zróbcie pstrąga. Nie ma przymusu jedzenia pierogów z kapustą i grzybami, na stole mogą zagościć ruskie, a jeśli kogoś na samą myśl o kompocie z suszu mdli, po co się męczyć, niech kompot z truskawek zajmie jego miejsce.

   Święta to czas, kiedy nie do końca da się uniknąć grudniowej bieganiny, ale dzięki odpowiedniemu podejściu, zorganizowaniu i przede wszystkim spisanemu planowi można ten czas odrobinę oswoić. Życzę Wam pięknych i spokojnych świąt w gronie tych, których kochacie oraz wielu smakołyków na wigilijnym stole. A może Wy macie jeszcze jakieś ratunkowe triki na ostatnie chwile przed pierwszą gwiazdką?

Last Month

   Today at night, first snow fell in Sopot. We’d been waiting for it slightly longer than in other places around Poland. Yet, I see that it won’t last even until this evening – it’s a pity that we need to wait for a snowball fight until later! There are few weeks ahead of us until Christmas – I’m curious wherther you’ve already started with first preparations and whether you are planning some new Christmas dishes this year, and maybe you’re still stuck in November with your thoughts?

   Check out the photo summary from the last few weeks – I hope that I was able to capture the ambiance of the autumnal Sopot and bring about a little bit of Chrstmas atmosphere!

* * *

   Dziś w nocy spadł w Sopocie pierwszy śnieg. Czekaliśmy na niego nieco dłużej niż w pozostałych zakątkach Polski, ale widzę, że nie dotrwa nawet do wieczora – jaka szkoda, że wojnę na śnieżki trzeba odłożyć na później! Przed nami kilka tygodni do Świąt Bożego Narodzenia – jestem ciekawa czy ruszyłyście już z pierwszymi przygotowaniami, czy planujecie w tym roku nowe potrawy na wigilijny stół, a może wciąż jesteście myślami w listopadzie? 

  Gorąco zapraszam Was na zestawienie z ostatnich kilku tygodni – mam nadzieję, że udało mi się uchwycić nastrój jesiennego Sopotu i wprowadzić już odrobinę świątecznej atmosfery!

1. "Poddaję się". // 2. Dzień Niepodległości. // 3. Długie spacery i walka z wiatrem. // 4. Mój bezpieczny kąt przy łóżku. //Listopadowy Sopot. Te pustki mogą w niektórych wzbudzać przygnębienie, ale według mnie jest po prostu pięknie. Tak się składa, że gotuję i piekę głównie wieczorami i popołudniami, gdy jest już całkiem ciemno i zdjęcia w mojej kuchni wychodzą fatalnie. Najczęściej uwieczniam więc śniadania, ale i o tym zwykle zapominam. Na śniadanie najczęściej robię coś w rodzaju polskiej wersji modnych "bowli". Bazą jest jogurt naturalny, a dodatki zależą od tego, co mam akurat w lodówce. Tu wersja zimowa, czyli podduszone jabłka z ogrodu teściowej, cynamon, płatki migdałów, orzechy laskowe i miód spadziowy. Pokruszyłabym jeszcze na wierzch trochę herbatników bezglutenowych, gdybym tylko miała je w spiżarce.Przepis na ciasto Santiago i moje książkowe rekomendacje to najpopularniejszy wpis minionego miesiąca. Pękam z dumy, bo wiele z Was go przetestowało, a efektami dzieliło się na Instagramie. Bardzo się cieszę, że przepis się sprawdził!A tu zdjęcie, które nigdy nie wylądowałoby na Instagramie ;). Szukam sposobów na przyrządzanie czerwonego mięsa, bo muszę jeść je teraz częściej niż zwykle. I kolejna nasza śniadaniowa przekąska. Jogurt, płatki migdałów, świeża gruszka, cynamon, syrop klonowy i suszona żurawina. Prawda, że zdrowo?Sztorm nad Bałtykiem. 1. U niektórych już Święta – ja wstrzymuję się do szóstego grudnia ;). // 2. To był moment… // 3. Gdy masz taki dzień jak ten, ale ktoś robi dobry uczynek i zabiera cię na śniadanie. // 4. Już ich nie ma – teraz czas na śnieg! //Power girls! Moja pierwsza listopadowa wizyta w Warszawie.  W piątek do oferty MLE Collection wejdzie ostatni produkt z tej kolekcji… 1. W drodze. // 2. Dobrze, że w domu obowiązuje taki "dresscode". // 3. Ten sweter przy pierwszej dostawie wyprzedał się w ciągu godziny. Teraz ten ciepły jak kołdra bestseller znów jest na stanie// 4. I chwila relaksu. Co teraz czytacie? //Taki pakiet na zimę to jest coś. Wiecie, jak lubię pokazywać Wam polskie marki ekologiczne, a myślę, że tej jeszcze nie znacie. Kosmetyki Alkemie urzekły mnie swoim składem i ładnymi opakowaniami. Marka korzysta wyłącznie z surowców pochodzących ze zrównoważonych, ekologicznych źródeł. Z całego zestawu przetestowałam już maskę i krem na noc – żadnych zastrzeżeń!Kot i drzewo, czyli trochę mniej straszna dynia.  1. Sok z buraka… // 2. Portos czeka aż w końcu będzie mógł "pobawić się" tym wieńcem. // 3. Sweter w alpejskie wzory ze stuprocentowej wełny merynosowej ogrzeje największego zmarźlucha. //Fotografia przeżywa ostatnio prawdziwy renesans i pewnie wiele z Was planuje kupić fotograficzne gadżety na święta. W związku z "black friday", mam dla Was super promocję! Jeszcze do 30 listopada (do północy) możecie skorzystać z rabatu promocyjnego od marki OLYMPUS! To jest aż 25% rabatu na wszystkie aparaty PEN: E-PL9, E-PL8 I PEN F, (akcesoria oraz obiektywy STANDARD I PREMIUM). Pełna lista obiektywów objętych akcją rabatową znajduje się tutaj (wyjątkiem są obiektywy PRO). Wystarczy, że użyjecie kodu „olymle” (koniecznie napisane małymi literami). Udanych zakupów!1. Mój ulubiony odcień czerwieni. // 2. Portos przygotowuje się do sezonu "morsów". // 3. Wysyłacie bliskim tradycyjne kartki? Ja dodaję je zwykle do upominków. // 4. Uwielbiam ten sweter! //Może to trochę za wcześnie aby powiedzieć, że "Święty Mikołaj przybywa do miasta" ale rozpakowując paczkę od kuriera z naszym nowym płaszczem trochę tak się czułam. Byłam pewna, że zawładnie Waszym sercem tak jak moim, ale nie spodziewałam się, że tak szybko się wyprzeda! Zostało nam dosłownie siedem sztuk z rozmiaru S, pod koniec tygodnia pojawi się jeszcze kilka sztuk z każdego rozmiaru. Idealna książka na jesienną melancholię. W "Atlasie Szczęścia" Russel Helen zawiera zasady szczęścia każdej kultury z osobna. Chcecie pokonać strach? Pokonajcie go jak Islandczycy, którzy mają przeświadczenie, że wszystko się jakoś ułoży. Pogubiliście się w życiu? Zobaczcie, jak w tej sytuacji radzą sobie Chińczycy, którzy szukają swojego xìngfú – celu, który nada działaniom głębszy sens. Zbyt wiele spraw na głowie? Z pomocą przyjdą Włosi i opanowana przez nich do perfekcji sztuka słodkiego nicnierobienia, czyli "dolce far niente". Podoba mi się też to, jak została wydana! Portos nie zjadł tego dnia śniadania, więc na spacerze zaopatrzył się w bagietkę (to oczywiście żart – nie ma możliwości, aby Portos nie zjadł śniadania). Wygląda zabawnie, ale prawda jest taka, że trzeba na niego (i na każdego psiaka) bardzo uważać – pies wywącha i połknie wszystko, a konsekwencje mogą być bardzo groźne. 

Ta wełniana boss manka z szylkretowymi guzikami to kolejna propozycja od MLE Collection. Uwielbiam nosić ją z golfem i czarnymi rurkami. 

Wracamy ze świątecznych weekendowych zakupów. Wciąż nie mam większości prezentów! Ta bluza to coś, czego potrzebowałam! Świetnie pasuje do czerni i jest ciut dłuższa niż ta, którą mam już w szafie. W HIBOU Essentials pojawiło się kilka nowości, w których znajdziecie właśnie to beżowe cudo ze zdjęcia. I kolejny wyjazd do Warszawy w tym miesiącu. 

Do tak pięknie przystrojonego biura aż miło wpadać! Szkoda, że nie moje ;)). W Warszawie przygotowywałam zdjęcia, które pokażę Wam już w piątek – cieszę się, że zimowa kolekcja MLE już prawie za nami ;). 

Kolejny powrót do domu i lekarstwo na moją bezsenność. Dziękuję MOYEPortos wprawdzie nie ma umowy o pracę, ale razem obmyślamy strategię firmy i planujemy kolejne plenery na sesje zdjęciowe. Gdy tylko nauczy się wystawiania faktur dostanie obiecany awans. Nie wiem kiedy znów do niej wskoczę, ale naprawdę fajnie było dla Was przygotowywać ten wpis ;P. Wiele z Was pyta o moją zastawę, która pojawia się czasem na zdjęciach. To Sansoucci od Rosenthala. Oczywiście w wersji vintage, bo ta nowa zupełnie do mnie nie przemawia. Już od kilku lat zbieram talerzyk po talerzyku – mam już prawie kompletny serwis obiadowy, do deserowego jeszcze sporo brakuje. Szukam głównie na Allegro albo pchlich targach. Coroczna tradycja, czyli udział w warsztatach Pracowni Florystycznej Narcyz w Gdyni. To jedno z moich ulubionych miejsc w Trójmieście. Znajdziecie tam niebywały wybór kwiatów, iglaków, ostrokrzewów, naturalnych ozdób i wszystkiego co można sobie wymarzyć.  Nie macie wrażenia, że ta poduszka z przodu bardzo przypomina Portosa? Miłego wieczoru!

***

 

 

Pielęgnacja, o której zapominam chociaż nie powinnam, czyli moje domowe mini SPA

   Home spa sounds like a slight absurd to me – there are so many important things to do on a daily basis that I'd be always able to find reasons to abandon the idea of such pleasures. Even if I manage to finish work earlier, instead of lying in the bathtub with my legs up, I can always do some hand washing that has been waiting for a week, thoroughly clean glass vases, submit application for a new passport, do some cleaning in the kitchen cupboards, or start looking for Christmas gifts… there are so many possibilities and there are new ones each day. No one should be surprised that I have used the bathtub exactly two times since we move into this flat (and in April it will be already two years).   

   I won't be delusional that something will change in that matter, but I thought that I'd prepare a short post about products that I would like to use more often and that seem to me special in a way.

* * *

   Domowe SPA brzmi dla mnie trochę jak abstrakcja – jest tyle ważniejszych rzeczy do zrobienia na co dzień, że zawsze znalazłabym powód, aby zrezygnować z tego rodzaju przyjemności. Bo nawet jeśli uda mi się wcześniej skończyć pracę to, zamiast położyć się w ciepłej wannie z nogami do góry, mogę przecież zrobić pranie ręczne, które czeka na mnie od tygodnia, wyczyścić dokładnie szklane wazony, pójść wyrobić nowy paszport, uporządkować szafki w kuchni albo zająć się w końcu szukaniem prezentów… możliwości jest bardzo wiele i każdego dnia dochodzą kolejne. Nikogo więc nie powinno dziwić, że od czasu wprowadzenia się do naszego mieszkania (w kwietniu będą dwa lata) korzystałam z wanny dokładnie trzy razy. 

   Nie będę się łudzić, że w tej kwestii wiele się zmieni, ale pomyślałam, że przygotuję mały wpis o produktach, których chciałabym używać częściej, albo które z jakiegoś powodu wydają mi się wyjątkowe. 

Pięciominutowa maseczka oczyszczająca od MIYA Cosmetics [5% kwas azelainowy + glicyna]. Uwielbiam każdy produkt tej marki więc maseczkę też musiałam przetestować. Oczyszcza pory, jest delikatna, przyjemna i szybka w użyciu, łatwo się zmywa i nie pozostawia uczucia ściągnięcia skóry. Przy regularnym stosowaniu dwa razy w tygodniu wyraźnie zmniejsza widoczność porów, zaskórników i niedoskonałości. Przeciwdziała powstawaniu nowych, reguluje wydzielanie sebum. Bez silikonów, parafiny, PEG-ów, olejów mineralnych, parabenów. Przebadana dermatologicznie. Odpowiednia dla wszystkich typów skóry, także wrażliwej i trądzikowej. Nietestowana na zwierzętach. Wegańska.

      Face masks are cosmetics that I hadn't used for many years as I thought that they are overrated. I didn't believe that they work and I thought that women use it for purely psychological reasons – so that they have the feeling that they've just went through a pleasant treatment. Everything changed when I approached face care with greater engagement and when I started to use more intense facial treatments. After dermapen treatment, my cosmetologist always uses a face mask. After one of the subsequent treatments, when I was more trusting when it came to her advice, I just straightforwardly asked whether such a face mask has any crucial influence on the conditions of my skin. Everything was in her eyes ;). Later, I came across a few great products and today, I can say that my approach has changed completely. I could apply face masks every day, but I do it considerably less frequently, and I would like to change that – the more so that I don't have to lie in the bathtub, light candles, and use two hours of my time to use it. After all, I can do the washing or clean the cases with a face mask on. I'll face more obstacles with the passport…

* * *

   Maseczki na twarz to kosmetyki, których przez wiele lat w ogóle nie używałam, bo wydawały mi się z założenia przereklamowane. Nie wierzyłam w ich działanie i uważałam, że kobiety stosują je z powodów czysto psychologicznych – aby mieć świadomość, że zafundowały sobie jakąś przyjemność. Sprawy się zmieniły, gdy do pielęgnacji twarzy podeszłam z większym zaangażowaniem i zaczęłam stosować intensywniejsze zabiegi na twarz. Po dermapenie kosmetolog zawsze nakładała mi na twarz maseczkę. Za którymś razem, gdy nabrałam już zaufania do jej porad, spytałam po prostu bez ogródek, czy taka maseczka w ogóle ma jakiś istotny wpływ na kondycję mojej skóry. Jej wzrok mówił wszystko ;). Później trafiłam jeszcze na kilka super produktów i dziś mogę powiedzieć, że moje podejście zmieniło się o 180 stopni. Maseczki mogłabym nakładać codziennie, ale robię to znacznie rzadziej i chciałabym to zmienić – tym bardziej, że wcale nie muszę pakować się do wanny, zapalać świeczek i rezerwować dwóch godzin aby jej użyć. W sumie, mogę nawet robić to nieszczęsne pranie czy czyścić wazony z maseczką na twarzy. Gorzej z wyrabianiem paszportu…

   Body balm has been a very exciting topic for me in the recent weeks. I've made the decision to get rid of the previous one as even though its compositions was natural, the combination of the ingredients could have carcinogenic properties. Well, I don't know if that's true and I'm not really sure how to check it, but I prudently came to a conclusion that I won't be using it over the following months. Now, I need a product that is fully worth my trust. 

   Why am I writing about it in a post about the home spa? Because I should apply body balm twice a day, and the truth is that I'm really sloppy in that routine. I do it hastily after the morning shower.

* * *

   Balsam do ciała to dla mnie w ostatnich tygodniach bardzo emocjonujący temat. Podjęłam decyzję o pozbyciu się tego, którego używałam wcześniej, bo chociaż jego skład był naturalny, to podobno połączenie składników mogło mieć działanie rakotwórcze. No cóż, nie wiem czy to prawda i szczerze mówiąc nie bardzo nawet wiem jak to sprawdzić, ale przezornie uznałam, że przez najbliższe miesiące na pewno nie będę go używać. W tym momencie potrzebuje produktu, do którego mam stuprocentowe zaufanie.  

Dlaczego piszę o tym we wpisie o domowym SPA? Bo balsamem powinnam się teraz starannie smarować dwa razy dziennie, a prawda jest taka, że robię to dosyć niedbale i w pośpiechu, po porannym prysznicu. 

Balsam to kosmetyk, który nasze ciało wchłania w największej objętości, dlatego im bardziej naturalny skład tym lepiej. Ja postawiłam na ekstremalną wersję, czyli tak zwany "balsam świeży" od FRIDGE. Nie posiada on żadnych konserwantów, w związku z czym producent zaleca trzymanie go w lodówce (ja trzymam go na marmurowym parapecie w łazience bo jest tam naprawdę bardzo chłodno). Balsam ma piękny delikatny zapach i bardzo szybko się wchłania. Jak widzicie, zużyłam już prawie połowę i za jakieś dwa miesiące będę musiała kupić jeszcze jeden. 

  The most neglected part of my body in the previous months is definitely my hair. In fact, I could say that my bathroom could become an example of an anti-SPA. In my bathroom cupboard, I haven't got even one proper regenerating hair mask and I should abandon the idea of using a conditioner after washing my hair – I don't see any difference with or without it. The last time I had a visit at a hairdresser's was last year (over that period of time, Portos visited his pet stylist three times) and, to be honest, I'm not going anywhere anytime soon – I have no idea how to change my hairstyle. If you have a really well-tested hair treatment (that can be done at home), I'll be eager to read about it…

* * * 

   Najbardziej zapomniane w ostatnich miesiącach są zdecydowanie moje włosy. Właściwie mogę powiedzieć, że moja łazienka w tym wypadku mogłaby pełnić funkcję anty-SPA. W szafce nie mam żadnej porządnie regenerującej maski, a z odżywki, której używam po myciu głowy powinnam zrezygnować – nie widzę żadnej różnicy po jej zastosowaniu. U fryzjera ostatni raz byłam w zeszłym roku (w tym czasie Portos zdążył odwiedzić psiego stylistę już trzy razy) i szczerze mówiąc wcale mi się do niego nie spieszy – nie mam żadnej koncepcji na zmianę fryzury. Jeśli macie naprawdę sprawdzoną kurację na włosy (do wykonania w domu) to chętnie o niej poczytam. 

   All right. The only hair product that I could recommend is Gisou oil. Even though it doesn't contain any magical ingredients, it is expensive, and you can find great replacements on the store shelves, I love to use it and while other oils were exceeding their expiration date in the middle of the package, I will surely finish Negin Mirsalehi's product. The only problem is that you need to apply it only after having washed your hair and rinsing the above-mentioned conditioner. However, you'll get the best outcome by applying it overnight. Maybe today I'll manage?

* * *

   OK. Jedyny produkt do włosów, który mogłabym zarekomendować to olej Gisou. Niby nie ma w sobie nic szczególnego, jest drogi, w sklepach pewnie można znaleźć równie skuteczne zamienniki, a jednak uwielbiam go używać i gdy inne oleje do włosów zwykle traciły ważność w połowie opakowania, tak produkt od Negin Mirsalehi z całą pewnością dokończę. Problem tylko w tym, że pamiętam o jego użyciu wyłącznie po umyciu głowy i spłukaniu wyżej wspomnianej odżywki, a podobno najlepsze działanie uzyskamy nakładając go na noc. Może dziś mi się uda?

   To finish off, I've got a novelty that I've been using for a few days. When I think about it, the idea of a spa immediately pops into my mind. It is because you need to first become a "little chemist" to make the face cream attain its properties. After opening Power Cream + 100% Vit C AA2G by CLARENA we add a small ampule containing the active form of L-ascorbic acid, that is AA2G™ (patented and restricted, that's why it has got those strange icons in its name). I once read that vitamin C is a true youth elixir for our skin, but it's not easy to transport in into our cells (supplementing vitamin C in order to improve the appearance of your skin is futile work, as vitamin C travels to more important organs on its way – you need to apply ie externally). In this cream, you'll find ascorbic acid glucoside, that is a stable form of vitamin C safeguarded from breakdown by a glucose molecule. Whatever that means, the face cream is really pleasant in application – it provides moisturisation and you can apply makeup already after two minutes.

* * *

   Na koniec nowość, której używam od kilku dni. Skojarzyła mi się z tematem SPA, bo aby krem zyskał swoje właściwości, należy się wpierw zabawić w "małego chemika". Po otwarciu kremu Power Cream + 100% Vit C AA2G marki CLARENA dodajemy do środka ampułkę z aktywną formą kwasu L-askorbinowego, czyli AA2G™ (składnik opatentowany i zastrzeżony, stąd te dziwne ikonki przy nazwie). Czytałam kiedyś o tym, że witamina C jest prawdziwym eliksirem młodości dla naszej skóry, ale nie tak łatwo przetransportować ją do komórek (suplementowanie witaminy C w celu poprawy kondycji skóry mija się z celem, bo "po drodze" witamina wędruje do ważniejszych narządów, trzeba więc podawać ją skórze od zewnątrz). W tym kremie zastosowano glukozyd kwasu askorbinowego, czyli stabilną formę witaminy C zabezpieczonej przed rozkładem cząsteczką glukozy. Cokolwiek to oznacza, krem jest bardzo przyjemny w użyciu – mocno nawilża a jednocześnie wchłania się bardzo szybko i już po dwóch minutach można nakładać makijaż. 

    I hope that this post will encourage you to browse through your bathroom cupboards and find something that will cheer you up. It can be a thicker layer of hand cream, a quick daub of nail polish on your nails, or a sheet mask. It will take you four minutes, and if you were planning on reading this post anyway…you'll also find some time for a small bathroom spa.

* * *

    Mam nadzieję, że ten wpis zachęci Was do przejrzenia zawartości łazienkowej szafki i wyciągnięcia z niej czegoś, co poprawi Wam humor. To może być grubsza warstwa kremu do rąk, szybkie maźnięcie paznokci bezbarwnym lakierem albo maska na twarz w płacie. Zajmie Wam to cztery minuty, a skoro miałyście czas aby przeczytać ten wpis… to na małe SPA też go znajdziecie!

***

 

Czy moje zdrowotne natręctwa mają sens, czyli jak mądrze korzystać z mody na diety i super produkty

   The fashion for healthy lifestyle is in its full swing and it comes as no surprise – each of us wants to avoid diseases, even a trivial one like a cold.  

   Once in a while a true hot trend appears on the horizon. It is supposed to have key influence on the condition of our body – regardless of whether it's about improving our immune system, another cleansing diet, or treating everything with vitamin C (as it turns out, the last topic is a hot potato in the public eye). Such a revelation that is most often endorsed by celebrities attracts crowds. There's no problem if it simply doesn't work. We're only disappointed that there are no results. However, sometimes the popularised wonder is harmful for our health, just like magical therapies or avoiding vaccinating toddlers.  

   Why is that so? Because we often follow unreliable and unchecked sources. It's enough to read one article on a given subject and believe in it as we have the propensity to trust the written word. We think that someone has checked the problem thoroughly, delved deeper into the realm of literature, and talked with specialists. Unfortunately, the truth is that online texts can be published by anyone, and various theories pertaining to health rank high among the topics searched online.  

The most harmful are articles that come across as medical; however, without no medical grounding. Pseudo-specialists are trying to convince us that "lately, researchers have discovered", "American experts recommend", without adducing any concrete research or institutions. They also base their advisory texts on research that was conducted 50 years ago without taking the slightest effort to check whether something has changed in that matter. There often appears a sentence uttered "at a conference" and that's too little – you can say anything. Each reliable study was published in a scientific magazine with a detailed description of the study and control groups, study period, or the surnames of researchers (that's why I so often enumerate particular universities so that you can check whether the data that I mention is real). Only in such a case can we assume that the presented thesis is a reflection of reality. In practice, however, I can see that many people writing about health online don't mention any, even the most unbelievable sources, as part of their theories. Today, everyone can write whatever they want, and if for some reason we see it as something inspirational some of us will treat it as a fact.

   I myself am a fan of novelties in the field of healthy lifestyle. I sometimes happened to be disappointed with seasonal hits that were more harmful than beneficial. A large group of people overwhelmed with information overflow concerning health is trying to take care of everything in panic. People are trying to change their habits or analyse their lifestyle by searching for mistakes that can influence our health. Of course, you can count me in. :) Is it susceptibility to fashion trends, neurotic personality, or maybe rational caution. I've got a few obsessions and while preparing that post, I decided to check whether I've got any scientific basis for my concerns.

* * *

   Moda na zdrowy tryb życia trwa w najlepsze i nie ma się co dziwić – każda z nas chce uniknąć choroby, nawet tak błahej jak przeziębienie.

   Raz na jakiś czas pojawia się prawdziwy hit, który ma mieć kluczowy wpływ na kondycję naszego ciała – obojętnie czy chodzi o wzmocnienie odporności, kolejną dietę oczyszczającą czy leczenie wszystkiego witaminą C (jak się okazuje ten ostatni temat rozgrzewa opinię publiczną do czerwoności). Taka rewelacja promowana najczęściej przez sławy porywa tłumy. Nie ma problemu, jeśli zwyczajnie nie działa. Poza tym, że jesteśmy zawiedzeni nie dzieje się nic. Czasem jednak spopularyzowany cud szkodzi naszemu zdrowiu, jak magiczne terapie czy unikanie szczepienia dzieci.

   Dlaczego do tego dochodzi? Bo często korzystamy z niepewnych i niesprawdzonych źródeł. Wystarczy, że przeczytamy jeden artykuł na dany temat i w niego wierzymy, bo mamy skłonność do ufania słowu pisanemu. Wydaje nam się, że ktoś dokładnie problem sprawdził, sięgnął do fachowej literatury, porozmawiał ze specjalistami. Prawda jest niestety taka, że teksty w sieci może publikować każdy, a różne teorie dotyczące zdrowia znajdują się wysoko na liście tematów wyszukiwanych.

   Najgroźniejsze są artykuły brzmiące medycznie, które w medycynie żadnego poparcia nie mają. Pseudospecjaliści przekonują, że „ostatnio naukowcy dowiedli”, „amerykańscy eksperci zalecają”, nie powołując się na żadne konkretne badania ani instytucje. Albo opierają swój doradczy tekst na badaniach przeprowadzonych 50 lat temu, nie podejmując odrobiny wysiłku, by sprawdzić czy coś się w tej kwestii zmieniło. Często pojawia się też stwierdzenie „powiedziane na konferencji”, a to za mało – powiedzieć można wszystko. Każde wiarygodne badanie zostało opublikowane w magazynie naukowym, z dokładnym opisem grupy badanej i kontrolnej, czasu jego przebiegu czy nazwisk badaczy (to dlatego tak często w swoich wpisach wymieniam konkretne uniwersytety, tak aby można było sprawdzić czy dane, na które się powołuję są prawdziwe). Tylko w takim wypadku możemy dopuścić do siebie myśl, że przedstawiona w artykule teza autora ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. W praktyce jednak widzę, że wiele osób piszących o zdrowiu w internecie nie wymienia żadnych, nawet najbardziej niewiarygodnych źródeł swoich teorii. Dziś każdy może napisać wszystko, a jeśli z jakiegoś powodu budzi nasz autorytet to część z nas każde słowo przyjmuje jako fakt.

   Sama jestem fanką nowinek w temacie zdrowego trybu życia. Zdarzało mi się także przejechać na sezonowych hitach, które bardziej szkodziły niż pomagały. Duża grupa ludzi, przytłoczona nadmiarem informacji dotyczących zdrowia, w panice stara się o nie zadbać. Ludzie zaczynają wtedy zmieniać swoje nawyki albo analizować tryb życia doszukując się błędów, które mogą mieć wpływ na zdrowie. Oczywiście ja zaliczam się do tej grupy. :) Czy jest to podatność na mody, neurotyczna osobowość, a może po prostu racjonalna przezorność? Mam klika swoich natręctw i przygotowując ten wpis, postanowiłam sprawdzić, czy mam naukowe podstawy do swoich obaw.

Obsession no. 1 – food

What we provide our body with influences our functionality and we feel it at every level – starting with immune system and the state of our complexion and finishing with our mood and the level of our energy. On numerous occasions did I replace my menu with something "better". When I was living with my parents, we all tried the Atkins Diet which was perceived as the most well-known and the most effective way of eating 10 years ago. We were really madly losing our weight, but after some time it turned out that the diet brought more harm than benefits. Robert Atkins has been urging to eliminate carbohydrates from our diet and focus on fats and proteins since the 70s. His guidelines quickly gained recognition of millions of people all around the world. After all, losing weight by eating sausages and steaks was a really pleasant experience. Unfortunately, it can't be that easy – the diet was characterised by a scarcity of vitamins which has a very negative influence on our health. The consequences may be very dangerous – magnesium and potassium deficiency, acidification, tooth cavities, gout, arteriosclerosis, and even cerebral stroke. Similar consequences can be observed in case of wonder diets, especially those that almost totally eliminate one of the food components. To name a few examples that are dangerous for our health: Kwaśniewski Diet, Copenhagen Diet, Dukan Diet, or Lemon Diet.

And what about the popular vegetarianism and veganism? Still, three years ago I was a vegan, but today I think that I had too orthodox an approach to this subject. Limiting the consumption of meat (especially red meat) and animal fats is, in fact, a good idea. According to the study conducted by a research team at the University of Southern California, even the smallest reduction of animal fats may decrease the risk of neoplasm by about twenty percent. However, it isn't quite known whether meat has been harmful for human body forever or maybe it's the problem of the production process. Instead of eliminating it from the diet altogether, it's best to decrease the consumption and pay attention to the source that it comes from. Animal husbandries that don't care for the quality of meat are the bane of the 21st century. That's why it's worth searching for stores offering eco meat – in all cities, we'll find specialised butcher's shops or markets offering products from local suppliers. Don't be afraid to ask about the origins of poultry, the production process, and breeding methods (it is also one of my obsessions). Appropriate conditions, that is high-quality fodder, healthy bedding, temperature, and decreasing stress stimuli generate a greater cost for the breeder – let’s not delude ourselves that good meat will be cheap as trying to decrease all costs led to a situation in which it's difficult to find pork loin from a happy pig.

Now, my diet is based on following the food pyramid that has been recently updated by WHO. Apart from the fact that the pyramid has been supplemented with active lifestyle that is the very base of the pyramid (the recommended active time is 30-40 minutes a day), cereal products switched sides with vegetables and fruit. For many years, cereal products have been perceived as a very important element of a healthy diet. Now, they can be found in the centre (that means that you shouldn't exaggerate with their consumption – I mostly avoid eating them for supper). The daily portions of vegetables and fruit should be a ratio of 3/4 of vegetables and 1/4 of fruit.  Sweets and other sins have been replaced with oils and nuts (here you'll find the link to the pyramid and how it has changed over the last couple of years).

After years of experiences and mistakes, I eat everything, but I carefully read the labels, ask for the source of products, and avoid chemical substances and processed food. I'm trying to cook at home more, but the everyday chores allow me to do it only on the weekends. I confess, I'm not a kitchen queen, I don't come up with complex recipes off the top of my head and I don't experiment. I'm afraid to take up challenges and you won't find duck confit in my kitchen. Yet, simple Italian cuisine is something totally different. Maybe the lower the skills, the greater the need to buy cookbooks, but in my case it is simply the best support. I've got greatest trust for the British people's beloved chef – the famous Jamie – he can find a perfect balance between what's healthy and simple in preparation.

* * *

Natręctwo nr 1 – żywność

To czym karmimy nasz organizm wpływa na jego funkcjonowanie, a my odczuwamy to na każdym poziomie – począwszy od odporności, przez stan cery, skończywszy na samopoczuciu i energii. Wielokrotnie zmieniałam swoje menu na jeszcze „lepsze”. Gdy mieszkałam z rodzicami, wszyscy przeszliśmy na dietę Atkinsa, która 10 lat temu była tą najbardziej znaną i „najskuteczniejszą”. Kilogramy faktycznie leciały w dół jak szalone, ale po jakimś czasie okazało się, że skutkiem ubocznym jest spustoszenie w organizmie. Robert Atkins od lat 70 namawiał do wyeliminowania z diety węglowodanów i skupieniu się na tłuszczach i białkach. Zalecenia szybko zyskały aprobatę milionów ludzi na całym świecie. W końcu, odchudzanie kiełbaskami i stekami było bardzo przyjemne. Niestety nie może być tak łatwo – uboga w witaminy dieta bardzo negatywnie odbija się na zdrowiu. Konsekwencje mogą być bardzo groźne – niedobory magnezu i sodu, zakwaszenie organizmu, próchnica, skaza moczanowa i miażdżyca, a w dalszej konsekwencji nawet udar mózgu. Podobne skutki ma większość diet „cud”, zwłaszcza tych, opartych na ograniczeniu do minimum jakiegoś składnika. Niebezpieczne dla zdrowia są między innymi diety Kwaśniewskiego, kopenhaska, Dukana, czy cytrynowa.

A co z popularnym wegetarianizmem i weganizmem? Jeszcze trzy lata temu sama byłam weganką, ale dziś myślę, że zbyt ortodoksyjnie podeszłam do tego tematu. Ograniczenie spożywania mięsa (zwłaszcza czerwonego) i tłuszczy odzwierzęcych jest na pewno dobrym pomysłem. Zgodnie z badaniami naukowców z University of Southern California nawet niewielkie ograniczenie białka pochodzenia zwierzęcego może zmniejszyć ryzyko zachorowania na nowotwory o dwadzieścia procent. Nie wiadomo jednak, czy mięso szkodzi nam od zawsze, czy po prostu sposób w jaki jest hodowane sprawia, że staje się niezdrowe. Zamiast całkowicie eliminować je z diety, lepiej jeść je rzadziej, ale z pewnego źródła. Fatalne, niedbające o jakość, a jedynie o zysk hodowle, to zmora dwudziestego pierwszego wieku. Dlatego warto poszukać sklepów z mięsem ekologicznym – w każdym mieście znajdziemy wyspecjalizowany sklep mięsny lub targ oferujący produkty od lokalnych dostawców. Nie bójmy się pytać skąd pochodzi kurczak, jak był hodowany, czym się odżywiał (to też jedno z moich natręctw). Odpowiednie warunki, czyli dobre pasze, zdrowa ściółka, temperatura i ograniczenie stresu zwierząt to większy koszt dla hodowcy – nie łudźmy się, że dobre mięso będzie tanie, bo właśnie dążenie do maksymalnego obniżenia cen mięsa sprawiło, że tak ciężko znaleźć dziś schab od szczęśliwej świnki.

Teraz moja dieta polega na kierowaniu się piramidą żywienia, która ostatnio została zaktualizowana przez WHO. Poza tym, że do piramidy dodano sport, który znajduje się u jej samego podnóża (sugerowany czas aktywności to aż 30-40 minut dziennie), to zamieniono miejscami produkty zbożowe z warzywami i owocami. Zboża przez wiele lat były uważane, za bardzo istotny element prawidłowej diety, teraz znajdują się po środku (czyli nie należy z nimi przesadzać – ja przede wszystkim unikam ich podczas kolacji). Natomiast dzienna proporcja spożywania warzyw i owoców powinna wynieść mniej więcej 3/4 warzyw oraz 1/4 owoców.  Z samego czubka wypadły słodycze i inne grzechy na rzecz olejów i orzechów (tutaj link do piramidy i tego jak zmieniała się w przeciągu kilku ostatnich lat).

Po latach doświadczeń i błędów tak naprawdę jem wszystko, ale bardzo uważnie podchodzę do czytania etykiet ze składem, pytam o źródła produktów, unikam chemicznych ulepszaczy i przetworzonego jedzenia. Staram się jak najwięcej gotować w domu, ale proza dnia codziennego sprawia, że robię to zwykle tylko w weekendy. Przyznaje się, nie jestem królową kuchni, nie wymyślam przepisów z głowy i nie eksperymentuję. Boję się podejmować wyzwań i kaczki po francusku raczej „nie popełnię”, ale prosta kuchnia włoska to już co innego. Być może im mniejsze umiejętności tym większa chęć kupowania książek kucharskich, ale w moim przypadku to po prostu najlepsze wsparcie. Największe zaufanie mam od lat do ukochanego kucharza Brytyjczyków czyli słynnego Jamiego – potrafi on znaleźć idealny balans między tym co zdrowe i proste w przygotowaniu.

Jamie Olivier nie jest Włochem, ale ekspertem w dziedzinie gotowania – na pewno. Po jego ostatniej podróży do Włoch, która trwała półtora roku, powstała książka „Jamie gotuje po włosku”. Jak we wszystkich publikacjach Jamie’go, tu też królują proste przepisy, które zawsze się udają.Już dwukrotnie przygotowałam makaron z dynią i kiełbaską. Z małymi modyfikacjami – nie zrobiłam swojego makaronu i pojęcia nie mam gdzie można kupić świeży liść laurowy (po prostu użyłam suszonego). Ale właśnie to lubię w jego publikacjach – pomimo braku lub zamiany pewnych składników potrawy są nadal smaczne. Teraz w kolejce szykuje się przepis na makaron z pistacjami (strona 106) i tarta gruszkowo-orzechowa (strona 360).

Obsession no. 2 – mobile phone at the greatest distance possible

My biggest obsession about which I'm nagging all other household members is remembering that the mobile phone should be at the greatest possible distance from our heads at night. Even during the day, I'm trying to leave my smartphone by the door. While browsing the Internet, I never hold it over my stomach, and if I've got such a possibility I turn on the speaker during a conversation. So far, I've been doing it based on a premonition. I just felt that electrical devices, including mobile phones, emanate with harmful aura.

The fact that mobile phones (and other devices) create an electromagnetic field is unquestionable. We all live in the electrosmog that is really difficult to escape (source). Research (source) concerning mobile phones has corroborated the impact of radiation on bioelectric activity of our brains. However, the nature of this impact hasn't been studied as of yet. Therefore, apart from speculations and intuitive placing of the mobile phone away from the head, there's no corroboration whether the sole working of a device can have any harmful influence on our body. The experts from Interphone and WHO, after a study conducted in 13 countries, stated that there is lack of evidence whether there is any link between mobile phone use and brain cancer.

It's a whole different story when it comes to screens. Looking at mobile phones, which are glaring and full of sensationalised content, results in sleep disorders and problems with the production of melatonin which is essential in the appropriate functioning of our organism.The development of cellular network and the whole wireless technology are a relatively young field of science; thus, the way they influence our organism has been the topic of various studies. If we intuitively feel that something is dangerous, we can always equip ourselves with  fazups recommended by WHO and French doctors. A special antenna  protecting the user against radiation that you place on your mobile phone has been checked at the independent Emitech laboratory in France as well. Companies such as Emirates or our native LPP have been equipping their staff with fazups.

* * *

Natręctwo nr 2 – komórka jak najdalej

Moim największym natręctwem, którym męczę wszystkich domowników, jest pilnowanie, by telefony w nocy leżały jak najdalej od naszych głów. Nawet w ciągu dnia staram się zostawiać smartfona przy drzwiach. Przeglądając Internet nie trzymam go nigdy na brzuchu, a jeśli mam taką możliwość to w trakcie rozmowy telefonicznej włączam głośnik. Do tej pory robiłam to wszystko z czystego „przeczucia”. Po prostu wydawało mi się, że urządzenia elektryczne, a już na pewno telefony, muszą wytwarzać szkodliwą aurę.
To, że telefony (i inne urządzenia) wytwarzają pole elektromagnetyczne nie podlega dyskusji. Wszyscy żyjemy w elektrosmogu, z którego bardzo ciężko jest uciec (źródło). Badania (źródło) dotyczące telefonów komórkowych potwierdziły wpływ promieniowania na czynność bioelektryczną mózgu, nie zbadano jednak czy jest to wpływ zły. Tym samym poza domysłami i intuicyjnym odsuwaniem komórki od głowy nie ma żadnego potwierdzenia, że samo działanie urządzenia w jakikolwiek sposób szkodzi. Eksperci z Interphone i WHO po badaniu przeprowadzonym w 13 państwach stwierdzili, że brak jest dowodów na związek pomiędzy korzystaniem z komórek a rakiem mózgu.

Zupełnie inaczej ma się jednak sprawa z ekranami. Patrzenie na rozświetlone, pełne emocjonujących treści smartfony skutkuje nie tylko zaburzeniami snu, ale i problemami z produkcją melatoniny, niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania organizmu.

Rozwój telefonii komórkowej i całej bezprzewodowej technologii jest dziedziną stosunkowo młodą, dlatego to, jak zmienia i wpływa na nasze życie jest przedmiotem ciągłych badań. Jeśli podskórnie czujemy, że coś jest dla nas niebezpieczne, zawsze możemy uzbroić się w rekomendowane przez WHO i francuskich lekarzy fazupy. Specjalna antenka chroniąca przed promieniowaniem, którą  przyczepia się do telefonów, została sprawdzona także w niezależnym laboratorium Emitech we Francji. Firmy takie jak Emirates czy nasze rodzime LPP zaopatrują w fazupy swoich pracowników.

Obsession no. 3 – hair cosmetics

The ingredients of many shampoos and conditioners have been demonised have been demonised. I read most information on silicones so I got rid of all hair cosmetics with at least a modicum of silicones in them. Back then, I had no idea that silicones could be divided into good and bad ones that's why I prudently avoided all of them like the plague. The difference is that one group (the good ones) is water soluble and it can be easily washed off with water, whereas the other group is non-water soluble and stays on our heads. In order to get rid of the harmful ones from the surface of your hair, it's essential to use strong detergents containing sulphates that exacerbate the condition of our hair. My longstanding obsession was therefore justified, as good silicones really make our hair look a lot better. And now grab your smartphones and write down what names to search for and what names to avoid when you look at labels:

Non-water soluble silicones: Cyclomethicone, Cyclopentasiloxane, Trimethylsilylamodimethic, Trimethylsiloxysilicates, and water soluble, but only thanks to very strong shampoos: Amodimethicone, Dimethicone, Dimethiconol, Beheonoxy dimethicone, Phenyl trimethicone, Simethicone, Trimethicone.Water soluble silicones: Dimethicone copolyol, Lauryl methicone copolyol, Hydrolyzed wheat protein hydroxypropyl polysiloxane, and silicones containing PEG in their names.

When choosing cosmetics with water soluble silicones, we can quickly and effectively improve the condition of our hair. We will notice that it becomes smooth, shiny, and soft to the touch. You'll face less problems with combing it out as well. Such silicones don't cause irritation or allergies, don't burden your hair, and are an ideal protection against the harmful influence of weather conditions.I need to admit that even though I value everything that's natural, my hair likes all products containing synthetic ingredients more than those that are based on natural substances (some time ago, I had to throw away a whole bottle of shampoo and conditioner with plant extracts as my hair literally became green).

* * *

Natręctwo nr 3 – kosmetyki do włosów

Od wielu lat składniki większości szamponów i odżywek są demonizowane. Najwięcej naczytałam się o sylikonach więc pozbyłam się wszystkich kosmetyków do włosów z choć minimalną ich zawartością. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że sylikony dzielimy na dobre i złe, przezornie jak ognia unikałam wszystkich. Różnica polega na tym, że jedne (dobre) rozpuszczają się w wodzie i łatwo spłukać je z włosów, a drugie (złe) nie rozpuszczą się i zostają na naszej głowie. Aby pozbyć się tych szkodliwych z powierzchni włosa, konieczne jest użycie silnie działających detergentów z siarczanami w składzie, które pogarszają kondycję włosów. Moje wieloletnie natręctwo było więc tylko częściowo uzasadnione, bo dobre sylikony faktycznie sprawiają, że włosy wyglądają dużo lepiej. A teraz smartfony w dłoń i zapisujemy, jakich nazw szukać i jakich unikać w składzie produktów:

Silikony nierozpuszczalne w wodzie: Cyclomethicone, Cyclopentasiloxane, Trimethylsilylamodimethic, Trimethylsiloxysilicates, oraz rozpuszczalne, ale jedynie dzięki bardzo silnym szamponom: Amodimethicone, Dimethicone, Dimethiconol, Beheonoxy dimethicone, Phenyl trimethicone, Simethicone, Trimethicone.

Silikony rozpuszczalne w wodzie: Dimethicone copolyol, Lauryl methicone copolyol, Hydrolyzed wheat protein hydroxypropyl polysiloxane, oraz silikony z PEG w nazwie.

Wybierając kosmetyki z sylikonami rozpuszczalnymi w wodzie, możemy szybko i skutecznie poprawić kondycję włosów. Niemal natychmiast zauważymy, że stały się gładkie, błyszczące i miękkie w dotyku, łatwiej też będzie nam je rozczesywać. Takie sylikony nie powodują podrażnień ani uczuleń, nie obciążają włosów, za to doskonale ochraniają je przed niekorzystnym działaniem warunków atmosferycznych.
Muszę przyznać, że choć cenię wszystko, co naturalne, to moim włosom o wiele lepiej służą produkty zawierające syntetyczne składniki, niż te zawierające jedynie naturalne substancje (jakiś czas temu na przykład, musiałam wyrzucić całe opakowanie szamponu i odżywki z roślinnego wyciągu, bo moje włosy po prostu zzieleniały).

Jeszcze jednym moim małym natręctwem jest dbanie o to, aby w nocy było mi ciepło. Należę do potwornych zmarzlaków, spanie w jedwabnej piżamie to dla mnie wyrok – katar z rana mam jak w banku. W mojej szafie można więc znaleźć mnóstwo ciepłych piżam. Właśnie dołączył do nich nowy komplet (bluza i spodnie) z bardzo przyjemnej i miękkiej bawełny od polskiej marki Hibou Sleepwear. Ich rzeczy są wygodne, ciepłe i nie do zdarcia. Gdybym miała trzy minuty na spakowanie się na cały tydzień na pewno w pierwszej kolejności sięgnęłabym po szary komplet. 

Obsession no. 4 – mouth masks

Don't worry, I don't look like a dweller of Shanghai on a daily basis. However, I've got such a habit that whenever one of my friends visits me with a cold, I grab a mouth mask – for her or for me. Fortunately, my co-workers don't perceive it as something strange and willingly put them on as none of us has the time to be sick. I don't forgo a mouth mask in my own home, as I wouldn't like my daughter to contract the same virus. Each parent knows that it's always connected with being grounded for a week and crawl up the walls out of boredom (how many books can you read, how many play dough cities can you build, and how many drawing can you create?). The obsession is connected with the concern about transmitting germs and maybe it sounds funny, but at least it protects us from influenza each year. Well, about that… are mouth masks really effective against transmitting viruses?

If the household members grab them within a 24-hour period from diagnosis, wear them for 7 days, and regularly wash their hands, the risk of transmitting the virus will decrease by 50%. It's important to remember that the disposal products should be frequently replaced.

The topic of mouth masks often pops up whenever there is some kind of epidemic and quickly spreading outbreaks. Unfortunately, used as a preventive measure, they might do more harm than good – under the mouth mask, a layer of humid air is created which is an ideal fodder for bacteria and viruses. Wearing it as a "prevention" in the city for a few hours is a totally different thing than wearing it by doctors for a short period of time when they come into contact with an infected patient.

Usually, bacteria and viruses don't just flow in the air. You need to come into contact with their habitat. And where can you find their greatest concentration? The answer isn't the toilet which is a place that people usually keep clean. The dirtiest places and areas turn out to be mobile phones, fuel pistols, and laptops (not to mention keyboards). What can we do to minimise transmitting bacteria? Keep our items clean – disinfecting our mobile phones should become a weekly ritual – after all, we place it anywhere, for example, in cafes. Let's remember to use a cotton pad to clean the corners, especially underneath the protective covering. It's important as mobile phones come into direct contact with our face. Laptops also should be cleaned once a week, especially when it comes to keyboards. When it comes to money, there's no good way out – just remember that you should wash your hands when you come back home.

Obsession no. 5 – medical examination, medical examination, medical examination

Prophylactic medical examination and keeping a transparent calendar are my top priorities. Once a year, I do breast and thyroid ultrasound examination and I do cervical smear every 6-8 months. Despite my meticulous approach, I always feel nervous before a doctor's appointment. However, I always repeat to myself (and I recommend following in my footsteps) that even if the examination shows something bad, regular tests will increase my chances of going back to full health when faced with the worst case scenario. Some claim that cervical smear should be done once every three years, or at least such a frequency of tests is financed by the National Health Fund, however, in my case that's out of the question – my hypochondria wouldn't allow other household members to live in peace. Death from breast cancer still remains at a very high level (6 thousand women each year). However, if women remembered about the tests more frequently, the statistics would look totally different.

On a biannual basis, I also do blood tests – in the spring and winter time. This simple test can help you to detect many diseases at a very early stage (for example, pay attention to the level of monocytes), diagnose many deficiencies, or help in the choice of appropriate supplements. You should remember to avoid checking your tests with what's written online and just trust specialists. The most important blood tests include: urinalysis, complete blood count, ferritin, iron, vitamin D, SGOT, SGPT, bilirubin, TSH, ft3, ft4, blood urea, CPK, electrolytes (sodium, potassium, magnesium), cortisol.   

Habits are habits – all people have some. If they don't destroy our natural barrier (for example, when you wash your hands too frequently), don't harm our organism (wasting diet), and don't lead to conflicts in our household ("from now on, we don't eat meat, here you've got chicory"), they can prevent us from something unpleasant. It's best to realise that we've got them and check whether they can be corroborated somehow. It often turns out that our intuition is the key. Having analysed my own habits, I noticed that without wider knowledge on a given topic, my activities had some sense to them. And what about you? Do you have any health obsessions? Where do you search for information concerning the harmful influence of various products?

* * *

Natręctwo nr 4 – maseczki

Spokojnie, na co dzień wcale nie wyglądam jak mieszkanka Szanghaju. Mam jednak taki zwyczaj, że gdy któraś z koleżanek przychodzi do pracy zakatarzona, to sięgam po maskę na buzię – dla mnie lub dla niej. Na szczęście moje współpracowniczki nie patrzą na mnie dziwnie i same chętnie je zakładają, bo żadna z nas nie ma czasu chorować. Z maski nie rezygnuję również we własnym domu, bo w żadnym wypadku nie chciałabym, by wirus przeniósł się na moją córkę. Każdy rodzic wie, że wiąże się to z tygodniem uziemieniem i chodzeniem po ścianach z nudy (bo ile książek można przeczytać, ulepić plastelinowych miast i narysować obrazków?). Obsesja związana z obawą przenoszenia zarazków może i brzmi śmiesznie, ale przynajmniej chroni nas od kilku stanów grypowych w roku. No właśnie… czy maski faktycznie chronią przed przenoszeniem wirusów?

Jeśli domownicy sięgną po maseczki w ciągu doby od rozpoznania choroby, będą je nosić przez 7 dni i regularnie myć ręce, ryzyko przeniesienia wirusa zmniejszy się o 50%. Należy pamiętać jednak o tym, że to produkt jednorazowy, więc powinien być często wymieniany.

Temat maseczek pojawia się zwykle przy okazji różnych epidemii i szybko rozprzestrzeniających się ognisk chorobowych. Niestety, noszone profilaktycznie mogą przynieść więcej złego niż dobrego – pod maseczką wytwarza się wilgoć, która jest doskonałą pożywką dla bakterii i wirusów. Noszenie takiej „ochrony” w mieście przez kilka godzin to zupełnie co innego, niż zakładanie jej przez lekarzy podczas chwilowego kontaktu z zarażonym pacjentem.

Zazwyczaj jednak bakterie i wirusy nie fruwają w powietrzu. Potrzeba kontaktu z ich siedliskiem. A gdzie jest ich najwięcej? Wcale nie w toaletach, w których zazwyczaj pilnuje się czystości. Najbrudniejsze okazują się telefony komórkowe, pieniądze, pistolety do nalewania paliwa i laptopy (nie wspominając o tym, co siedzi w klasycznych klawiaturach komputerowych). Co zrobić, żeby do minimum ograniczyć przenoszenie bakterii? Pilnować, by nasze przedmioty były czyste – odkażanie telefonu powinno być cotygodniowym rytuałem, w końcu kładziemy go gdzie popadnie, np. w kawiarniach. Pamiętajmy by wacikiem potraktować boki, zwłaszcza pod zabezpieczającą osłonką. To ważne, bo telefony mają bezpośredni kontakt z naszą twarzą. Laptopy również powinno się czyścic raz w tygodniu, zwłaszcza klawiaturę. Co do pieniędzy, to sposobu na nie nie ma – pamiętajmy po prostu, by po powrocie do domu zawsze umyć ręce.

Natręctwo nr 5 – badania, badania, badania

Badam się profilaktycznie i z kalendarzem w dłoni pilnuję, by nie opuścić żadnej kontroli. Raz w roku robię USG piersi i tarczycy, na cytologię chodzę co 6-8 miesięcy. I pomimo mojego skrupulatnego podejścia i tak zawsze denerwuję się przed wizytą. Powtarzam sobie jednak (i Wam też radzę wyjść z takiego założenia), że nawet gdyby w badaniu wyszło coś złego, to dzięki regularnym kontrolom znacznie zwiększam swoje szanse na wyleczenie nawet w przypadku najgorszego. Podobno cytologię wystarczy robić raz na trzy lata, przynajmniej taką częstotliwość finansuje NFZ, w moim wypadku taka przerwa jest niedopuszczalna – moja hipochondria nie dałaby żyć innym domownikom. Umieralność na raka piersi w Polsce nadal jest bardzo wysoka (6 tysięcy kobiet rocznie), gdyby kobiety częściej się badały statystki wyglądałyby zupełnie inaczej.

Co pół roku zgłaszam się też na analizę krwi – na wiosnę i jesień. To proste badanie może pomóc w wykryciu wielu chorób w bardzo wczesnym stadium (zwracajcie uwagę na przykład na poziom monocytów) zdiagnozowaniu wszelkich niedoborów, czy pomóc w wyborze odpowiednich suplementów. Pamiętam jednak, by wyników nie „konsultować” w internecie, a ze specjalistą. Najważniejsze badania to: ogólne moczu, morfologia z OB, ferrytyna, żelazo, witamina D, Aspat, Alat, bilirubina, TSH, ft3, ft4, mocznik, CK, elektrolity (sód, potas, magnez), kortyzol.

    Nawyki nawykami – każdy jakieś ma. Jeśli nie niszczą naszej naturalnej bariery (jak np. zbyt częste szorowanie rąk), nie szkodzą organizmowi (wyniszczająca dieta) i nie powodują domowych konfliktów („od dziś wszyscy nie jemy mięsa, masz tu cykorię”), mogą nas uchronić przed czymś nieprzyjemnym. Najlepiej jest uświadomić sobie, że je mamy i sprawdzić, czy mają jakieś uzasadnienie. Bardzo często okazuje się, że nasza intuicja nie zawodzi. Po analizie własnych nawyków, zauważyłam, że nawet bez szerszej wiedzy na dany temat, moje działania miały sens. A Wy macie jakieś swoje zdrowotne natręctwa? Gdzie szukacie informacji na temat szkodliwości różnych produktów?

 

Deauville, Venise Biarritz – LES EAUX DE CHANEL

   Some time ago, I went to visit France to familiarise myself with the three new eaux de toilette by Chanel. The inspiration for LES EAUX DE CHANEL was three cities that were pretty significant for Gabriellie Chanel – Deaville, Venice, and Biarritz.

DEAUVILLE

It is probably my favourite fragrance from the whole collection. I've just run out of the perfumes that I've been using for the past few months and now I'm pleased to start using this eau de toilette on a daily basis. Its frafrance is aromatic and arboreal. After spritzing your skin, you smell a delicate and citrus fragrance, but over time the stronger undertone of patchouli starts to step out.

BIARRITZ

It is exactly in Biarritz that Chanel cut her hair and set up her first fashion house. The creator of Chanel fragrances, Olivier Polge was trying to grasp the dynamic period of Gabrielle's life in this particular fragrance. The production of this fragrance involved the use of a blend of traditional citrus notes, such as grapefruit and tangerine, lily of the valley and a synthetic particle that is supposed to resemble the smell fo fresh air.

VENISE

Venice was supposed to be a retreat from the tragedy that happened to the fashion designer – she embarked on this journey after the death of her significant other. That is where Chanel had discovered her love for the Byzantine and Baroque art for the first time. Its influence can be spotted in the lines that are designed by Karl Lagerfeld. The most important note of Venise eau de toilette is the fresh undertone of orange. You'll also find there iris, cedar wood, and vanilla – the whole composition is feminine, yet modern at the same time. Besides, all three eaux de toilette have something that makes them stand out from other fragrances available in drugstores.

* * * 

   Jakiś czas temu udałam się w podróż do Francji, aby poznać trzy nowe wody toaletowe od marki Chanel. Inspiracją dla kompozycji LES EAUX DE CHANEL były trzy miasta, które miały szczególne znaczenie dla Gabrielle Chanel – Deauville, Wenecja i Biarritz. 

DEAUVILLE

To chyba mój ulubiony zapach z całej kolekcji. Właśnie skończył mi się flakon perfum, których używałam przez ostatnie kilka miesięcy i teraz z przyjemnością zacznę używać tej wody na co dzień. Jej zapach jest aromatyczny i drzewny. Tuż po spryskaniu skóry, odczuwasz delikatny i cytrusowy zapach, ale z czasem mocniejszy staje się aromat paczuli. 

BIARRITZ

To właśnie w Biarritz Chanel obcięła włosy i otworzyła swój pierwszy dom mody. Twórca zapachów Chanel, Olivier Polge starał się uchwycić dynamiczny okres życia Gabrielle właśnie w tym zapachu. Do produkcji tej wody słynny perfumiarz użył mieszanki tradycyjnych cytrusowych nut, takich jak grejpfrut i mandarynka, konwalia oraz syntetyczna cząsteczka, która ma naśladować zapach świeżego powietrza.

VENISE

Venecja miała być ucieczką od tragedii jaka spotkała projektantkę – w podróż udała się po śmierci swojego ukochanego. To właśnie tam Chanel po raz pierwszy odkryła miłość do sztuki bizantyjskiej i barokowej, której wpływ można oglądać w kolekcjach zaprojektowanych dziś przez Karla Lagerfelda. Najważniejszą nutą wody Venise jest świeża nuta pomarańczy. Jest też irys, drewno cedrowe i wanilia – cała kompozycja jest kobieca i jednocześnie nowoczesna. Zresztą wszystkie trzy wody toaletowe mają w sobie coś, co odróżnia je od innych  zapachów w drogeriach. 

   In Deauville, apart from admiring the foggy coastline, I could take a close look at the whole process of designing new CHANEL fragrances. The bottles were supposed to resemble traditional eaux de cologne – the French brand is trying to show verbatim that simple solutions hide the greatest dose of elegance. The happy owners of these fragrances will surely pay attention to the bottle capacity – it's really considerable, but you need to remember that this cosmetic ought to be used similarly to men's eau de cologne – genereously.

* * *

   W Deauville, poza podziwianiem mglistego wybrzeża, mogłam dokładnie przyjrzeć się całemu procesowi projektowania nowych zapachów CHANEL. Butelki miały przypominać tradycyjne wody kolońskie – francuska marka coraz dosłowniej pokazuje, że w prostych rozwiązaniach kryje się najwięcej elegancji. Szczęśliwe właścicielki zapachów na pewno zwrócą uwagę na pojemność butelki – jest naprawdę spora, ale trzeba pamiętać, że ten kosmetyk używamy trochę tak, jak mężczyźni wspomnianą wyżej wodę kolońską – nie oszczędzamy. 

 

 

***

 

Last Month

A new season has started: kids went to school, there is even more workload than before, and the sofa is even more tantalising than ever. I'm glad that, despite the whole autumn haste, you were able to find some time to visit the blog and see a couple of snapshots from last month. And there was really a lot going on in October…

* * *

Rozpoczął się nowy sezon: dzieci poszły do szkoły, pracy jest jeszcze więcej niż wcześniej, a kanapa kusi jak nigdy. Miło mi, że w tej całej jesiennej zawierusze znalazłyście czas aby wejść na blog i zobaczyć kilka ujęć z ostatniego miesiąca. A w październiku działo się naprawdę sporo…

Portos cieszy się z nowego dywanu (być może miałyście okazję widzieć jego psią radość na moim Instastories). 

1. Liście lecą z drzew. // 2. Ten wpis "o plastiku" wzbudził w Was wielkie poruszenie. // 3. Jesienne umilacze. // 4. Sekundę później liście wylądowały w paszczy Portosa. //

Przeczytałam już niemal wszystkie książki Reginy Brett i z każdej wyniosłam odrobinę radości i nauki. Nie zawiodłam się także przy najnowszej książce autorki "Mów własnym głosem", która traktuje o prawdzie i odwadze, o tym jak stawiać czoła codzienności wbrew naszym obawom i lękom, oraz jak przekazywać swoją historię, aby była inspiracją i nadzieją. 

1. Rzepakowy, akacjowy, lipowy… nieważne który, w moim domu znika w mig, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. // 2. Fragment książki Reginy Brett czyli lekcja numer dwadzieścia osiem.  // 3. Po pierwszym jesiennym spacerze. // 4. Weekend w kuchni. //

Dzisiejszy poranek w Warszawie. Pobudka przed szóstą i szybkie śniadanie w Kremie. 1. Kawy z pianką nigdy dosyć, ale jakby ktoś pytał, to dziennie nigdy nie przekraczam jednej filiżanki. // 2. Kadr ze standardowej trasy, którą wybieramy na codzienne spacery. Springery potrzebują dużo ruchu. // 3. Praca w ogródku? Na początku miesiąca mieliśmy prawdziwe lato!  // 4. Beże na jesień. //

Liście, które widzicie za drewnem kilka dni później były już krwiście czerwone, a teraz… opadły z gałęzi i zdobią chodnik na ulicy. Czas leci za szybko!

1. W przerwach w pracy nad blogiem, muszę nadganiać MLE Collection – cieszę się, że spora część swetrów jest już dostępna i że tak bardzo Wam się podobają. Jeśli któryś wpadł Wam w oko to radzę się pospieszyć, bo zostało ich niewiele. // 2. Plaża w Sopocie. // 3. Każda rzecz jest dobra, aby zrobić z niej gryzaka. // 4. Napary, cytryna, imbir, miód, konfitura różana – niekończąca się jesienna historia. //

Jeden z moich urodzinowych prezentów – bio maska-esencja ze śluzem ślimaka od Orientany. Brzmi dziwnie? Warto się przełamać bo śluz ślimaka to dobre źródło naturalnego kolagenu, elastyny, allantoiny i witamin. Ma silne działanie naprawcze i ujędrniające, ale przede wszystkim pomaga w usuwaniu blizn i plam.

1. "Jesteś słodki jak miód ale nie ma tu już dla ciebie miejsca." // 2. I jeszcze szybko spacer z Portosem. Gdzie dziś mnie pociągnie? // 3. Gdy w niedzielny poranek budzi cię zapach kawy…  // 4. Pieczemy pierwsze ciasteczka w tym sezonie…  //

Czapki od PomPoms wybieram już od dłuższego czasu. W Trójmieście mamy morze i… wiatr, a ta czapka chroni moje uszy przed zmarznięciem, ponieważ od wewnątrz posiada opaskę z miękkiego polaru. Na długie spacery po plaży jest idealna.

1. Recycling jest w modzie! // 2.  Tak zwany „pojedynek na spojrzenia”. Ja patrzę na Portosa, a Portos patrzy czy ja patrzę jak on patrzy na ciastka // 3. Portosowi wydaje się, że jest kameleonem i w ogóle go nie widać. // 4. Zakupy zrobione, czas na pysznego domowego "bowla". //

Rodzinna tradycja, czyli wspólne głosowanie. Kilka godzin później żegnałam już rodziców, którzy na co dzień mieszkają w Brukseli. Pokrótce odpowiem na milion pytań o moją sukienkę. Tak jak pisałam – jest już dostępna. Mój model odszyła dla mnie szwalnia bo wymagała podwyższenia talii, natomiast całkowita długość sukienki jest taka, jak w wersji "short".

Limitowane kolekcje perfum, indywidualne konsultacje z ekspertami marki CHANEL i wszystkie moje ulubione pomadki w jednym miejscu. Butik CHANEL jest już w Polsce!

Butik możecie odwiedzić w Galerii Mokotów. 

Na zdjęciu z piękną Karoliną, która tego wieczoru pełniła rolę modelki CHANEL.

Kilka ujęć z pobytu w Paryżu. 

Słynną Cafe de Flore ominęłam szerokim łukiem. Już kiedyś miałam okazję ją odwiedzić i tym razem wolałam pokazać najbliższym ciekawsze mniej przereklamowane miejsca. 

1. Co za design! Motoryzacyjne marzenie? // 2 i 3. Ja i moja mama. // 4. Ogrody Palais-Royal. //

Czasami i moja mama załapie się na wpis z cyklu "Look of The Day"

I jak tu powstrzymać się od robienia zdjęć? ;)

Czy wiosna, czy lato, czy jesień – Paryskie uliczki tętnią życiem.

1.  Smaczne poranki. // 2. Każdy kierunek dobry! // 3. Kto u Was ścieli łóżko?  // 4. Składniki na pyszną domową owsiankę. //

Jesień w Sopocie.

W Trójmieście jest wydzielonych wiele miejsc przyjaznym psom, istnieje więc nie tylko psia plaża, ale strefy ciszy na spacery z psami, gdzie zwierzaki mogą z dala od zgiełku miasta biegać po lesie bez smyczy. U Was też są takie strefy?

Na moim stole pojawiło się kilka "upiornych" dań w miniony weekend.

To zdjęcie chyba nie wymaga komentarza…

Przepis na ciasteczka, przegląd babcinych swetrów i kilka słów o tym, jak wykorzystać duński przepis na szczęście w naszych domach znajdziecie w tym wpisie.

Podczas, gdy ja planuję dla Was kolekcję wiosenno-letnią na stronie możecie znaleźć grube swetry i płaszcze, które pomogą Wam przetrwać nadchodzące mroźne miesiące. Jestem ciekawa które produkty MLE Collection najbardziej wpadły Wam w oko.

Byle do soboty, bo już tęsknie za takim plenerem…

Pozdrawiamy Was jesiennie i życzymy miłego wieczoru!

***