jedzenie bez okazji. Czyli kolejna odsłona kulinarnej mapy trójmiasta

  

   I remember times when I used to go to a restaurant once every couple of months. On the occasion of my brother's birthday, passed secondary school final exam, first date, or my parent's wedding anniversary. Today, eating out and about is considerably more popular. Restaurants are almost on each corner and they offer more than in the past. Food is more affordable and adjusted to the individual needs. Without any major problems, you have the opportunity to take food to go and eat it in front of the TV. Due to the fact that each of us goes through moments when you don't really feel like cooking and we get cold sweats when we think about standing over the pots, I would like to present you with a few Tricinity restaurants which most often save me on "I'm not cooking today" days.

***

   Pamiętam czasy, kiedy do restauracji wybierałam się raz na kilka miesięcy. Z okazji urodzin brata, zdanej matury, pierwszej randki czy rocznicy ślubu rodziców. Dziś jedzenie poza domem jest znacznie popularniejsze. Restauracje są niemal na każdym rogu i oferują więcej niż kiedyś. Jedzenie jest tańsze i dopasowane do indywidualnych potrzeb, bez problemu można je wziąć na wynos i zjeść na kanapie przed telewizorem. A ponieważ każda z nas miewa takie momenty, kiedy za nic nie chce się gotować i na samą myśl o staniu przed garnkami dostajemy zimnych potów, to chciałabym przedstawić Wam trójmiejskie restauracje, które najczęściej ratują mnie w dniach pod tytułem „dziś nie gotuję”.

„Sopocki Młyn”, Al. Niepodległości 899, Sopot

      "Sopocki Młyn" is an ideal place for everyone who wants to eat a home-made dinner. The restaurant uses high-quality products purchased from local suppliers – just as if our grandmother selected them for us on a local market. The restaurant is located in Sopot (to be precise on the border between Sopot and Gdynia), but you won't find there a crowd of tourists. My heart was stolen by three things. First of all – I ate there the best dumpling in my life. Secondly – when we order food with personal collection, we receive a 10% discount. Thirdly – in "Sopocki Młyn", we automatically receive one discount that can be used at "Capuccino Cafe" which can be found right behind the wall. It is enough to show the receipt to get a 10% discount on all desserts and drinks (you should definitely try white chocolate cake with raspberries).  

   In "Sopocki Młyn", you can also buy eco meals in jars, such as meatballs in dill sauce, meat jelly, pate, gizzard stew, or lard. You can buy breakfasts for as much as PLN 10. Best dumplings are the ones stuffed with beef and cooked in borsch (PLN 27 for 10 dumplings – it should be enough for two persons). It's worth adding that all dumplings are made on site. On the weekends, you can see how two ladies prepare them in an open kitchen.

***

   „Sopocki Młyn” to idealne miejsce dla każdego, kto ma ochotę na domowy obiad. W daniach wykorzystywane są produkty wysokiej jakości, nabywane od regionalnych dostawców – dokładnie taj, jakby wyszukała je dla nas na ryneczku nasza babcia. Lokal znajduje się w Sopocie (a właściwie na granicy Sopotu i Gdyni), ale nie spotkacie tam tłumu turystów. Moje serce skradły trzy rzeczy. Po pierwsze – najlepsze pierogi jakie jadłam w życiu. Po drugie – jeśli zamawiamy jedzenie z odbiorem własnym otrzymujemy dziesięć procent zniżki. Po trzecie – w „Sopockim Młynie” automatycznie dostajemy jeszcze jedną zniżkę, do kawiarni „Capuccino Cafe”, która znajduje się tuż za ścianą. Wystarczy pokazać paragon, aby otrzymać dziesięć procent zniżki na wszystkie desery i napoje (koniecznie posmakujcie tam tortu z białej czekolady i malinami).
   W „Sopockim Młynie” można też kupić ekologiczne dania w słoikach, takie jak pulpety w sosie koperkowym, zimne nóżki, pasztet, gulasz z żołądków czy smalec. Śniadania kosztują tylko 10 złotych. Najlepsze pierogi to te faszerowane mięsem wołowym i gotowane w barszczu (27 złotych za 10 sztuk, powinny starczyć dla dwóch osób). Warto też dodać, że wszystkie pierogi są wyrabiane na miejscu. W weekendy można zobaczyć, jak przy otwartej kuchni lepią je dwie panie.

„Dancing Anchor" , Stągiewna 26, Gdańsk

   "Dancing Anchor" is a restaurant that appears in the post about the culinary map of Tricity for the second time. This time, due to "Sunday table" which is a type of lunch. On the last day of the week, apart from the standard options, you can also choose a three course menu (soup, main course, and dessert) at an attractive price – PLN 37 per person. Each Sunday, the menu changes. We were served beans and bacon soup, herring in beer coating, cod bake, carrot caramelised with mint and lemon, potato gratins, and a delicious apple tart for dessert. If we are planning a larger meeting, we will find a table even for several people without any problems. The restaurant is large and each corner is cosy owing to a precisely arranged space. "Dancing Anchor" can be found in the centre of Gdańsk, on the newly renovated Stągiewna street that is at a stone's throw from Zielona Brama near the Motława River. It's a really ideal place to go for a walk and then eat something delicious.

***

   „Dancing Anchor” to restauracja, która na kulinarnej mapie Trójmiasta gości już po raz drugi. Tym razem za sprawą „Niedzielnego stołu”, który jest czymś w rodzaju lunchu. W ostatni dzień tygodnia, poza standardowymi pozycjami, możemy również wybrać trzydaniowe menu (zupa, danie główne i deser) w atrakcyjnej cenie – 37 złotych za osobę. W każdą niedzielę karta jest inna. Nam zaserwowano zupę z fasoli i boczku, śledź w piwnej panierce, zapiekanka z dorsza, marchew karmelizowana z miętą i cytryną, gratiny ziemniaczane, a na deser przepyszna tarta jabłkowa. Jeśli planujemy spotkanie w większym gronie bez problemu znajdziemy stolik nawet dla kilkunastu osób. Lokal jest duży, a dzięki precyzyjnie zaaranżowanej przestrzeni każdy kąt jest przytulny. „Dancing Anchor" znajduje się w centrum Gdańska. Na świeżo odnowionej ulicy Stągiewnej, czyli zaraz nieopodal Zielonej Bramy, przy Motławie. To naprawdę idealne miejsce, aby udać się na spacer, a później zjeść coś pysznego.

„Pueblo”, Antoniego Abrahama 56, Gdynia

    I can safely say that "Pueblo" restaurant is my favourite place. I wouldn't want to visit it on special occasions because it would simply happen too rarely and I want (or, in fact, need to) visit Pueblo at least once every two weeks. I think that I'm not the only one because it has been one of the most popular places in Tricity for eighteen years. Even when I recently visited it with Kasia to take a couple of photos for this post, I heard from the staff that they're really pleased that we want to recommend them, but it's already difficult for them when they have such a high turnout of visitors (we came at 2 o'clock on Monday and it was already difficult for us to get a table). I think that some of the Michelin restaurants would envy "Pueblo" such popularity. Booking via phone is therefore necessary, and when it comes to weekends, it's better to call a few days earlier. You can also order food with personal collection (I use this option most often). Pueblo in Gdynia can be found right on the main street so it's precisely on my way from work to home. And that's really tempting when you don't really feel like cooking.  

   What can you eat in "Pueblo"? Surely, each of us will find something for themselves as the menu includes vegetarian, vegan, lactose-free, and gluten-free options. When it comes to me, I love their starters: guacamole with corn chips (PLN 13), breaded hot jalapeno peppers stuffed with cheese (PLN 19 – they're really hot), hot king prawns fried and served in a pan with garlic bread (PLN 26), and Chili con Carne (PLN 17) – you can order these sight unseen. When it comes to main courses, I recommend fajitas – these are juicy, marinated meat with bell pepper, onion, cheese, avocado mousse, home-made salsa, sour cream, baked beans, fresh coriander, and hot tortillas served in a hot pan. For dessert, you should definitely order hot chocolate cake with ice-cream – this will ensure you a real explosion of your taste buds.

***

   Śmiało mogę napisać, że restauracja „Pueblo” to moje ukochane miejsce. Nie chciałabym wybierać się tam tylko ze względu na specjalne okazje, bo zdarzałyby się to po prostu za rzadko, a ja do Pueblo chcę (a właściwie muszę) chodzić co najmniej raz na dwa tygodnie. I chyba nie ja jedna, bo już od osiemnastu lat jest to jedno z najbardziej popularnych miejsc w Trójmieście. Nawet kiedy przyszłam tam niedawno z Kasią aby zrobić kilka zdjęć na potrzeby tego wpisu, usłyszałam od obsługi, że jest im bardzo miło, ale tak naprawdę, to nie potrzebują, aby ich polecać, bo już teraz jest im ciężko wyrobić się z pracą (przyszłyśmy w poniedziałek, o godzinie 14.00 i z trudem dostałyśmy stolik). Myślę, że niejedna knajpa z gwiazdką Michelin pozazdrościłaby „Pueblo” takiej popularności. Rezerwacja telefoniczna jest więc niezbędna, a jeśli chodzi o weekendy lepiej zadzwonić nawet kilka dni wcześniej. Można też u nich zamawiać jedzenie z odbiorem własnym (z tej możliwości korzystam najczęściej). Pueblo w Gdyni znajduje się zaraz przy głównej ulicy, więc jest dokładnie na mojej trasie praca-dom. A to kusi, kiedy nie mam ochoty gotować…

   Co zjeść w „Pueblo”? Na pewno każda z nas znajdzie coś dla siebie, bo w menu są dania wegetariańskie, wegańskie, bez laktozy i glutenu. Jeśli chodzi o mnie, to uwielbiam ich przystawki: guacamole z kukurydzianymi chipsami (13zł), panierowane ostre papryczki jalapeńos nadziewane serem (19zł – uwaga ostre), diabelskie krewetki królewskie smażone i serwowane na patelni z pieczywem czosnkowym (26zł) i Chili con Carne (17zł) – te dania możecie zamawiać w ciemno. Z głównych dań polecam fajitas – czyli podawane na gorącej patelni soczyste, marynowane mięso z papryką, cebulą, serem, musem z avocado, domową salsą, śmietaną, pieczoną fasolą, świeżą kolendrą oraz ciepłymi tortillami. Na deser koniecznie zamówcie ciasto czekoladowe na ciepło z lodami – to zapewni Wam prawdziwą eksplozję kubków smakowych.

„Haos”, ul. Starowiejska 14 , Gdynia

   The last restaurant included in this post will be "Haos" restaurant located in Gdynia. I can see the entrance to the restaurant from the windows of my bedroom so it is located at a stone's throw from my home. It sometimes happens that I park my car at a further distance. Due to that, it is also the place that I visit most often. However, a spot-on location is not the only reason why I often eat at "Haos". The interior design is far from a typical Chinese food place. It is a restaurant with a cool modern ambience which has become one of the most popular places in Gdynia over the last few weeks. What to eat there? You should definitely try spring rolls with vegetables, Dim Sum dumplings, Pad Thai, and Bibimbap. 

    I wonder what culinary places I could recommend you in the next culinary map post. What do you think about best places for a breakfast? And maybe it's time for desserts?

***

   Ostatnią restauracją w tym zestawieniu będzie gdyński „Haos”. Wejście do lokalu widzę z okien swojej sypialni więc mam do niego naprawdę blisko. Zdarza się, że czasem samochód parkuję dalej. Z tego też powodu jest to miejsce, które odwiedzam najczęściej. Ale trafiona lokalizacja to nie jedyny powód dla którego stołuję się w „Haosie”. Wystrój wnętrza w niczym nie przypomina typowego baru z chińszczyzną. To knajpa w fajnym nowoczesnym klimacie, która wciągu kilku tygodniu stała się jednym z najpopularniejszych miejsc w Gdyni. Co zjeść? Koniecznie sajgonki z warzywami, pierożki Dim Sum, Pad Thai i Bibimbap.

   Zastanawiam się jakie kulinarne miejsca mogłabym pokazać w następnym wpisie z tego cyklu. Co powiecie na najlepsze śniadaniówki? A może czas na desery?

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek z grudnia

    In December, we could see that the winter season wouldn't be complete without playing with layers. Today's TOP 5 features down jackets, long coats, fur coats, and thick sweaters. Despite the fact that December wasn't too cold, these outfits may become an inspiration to create sets for cooler winter days in January. I hope that you will find something that will draw your attention below :)

***

   W grudniu, jak przystało na sezon zimowy, nie mogło zabraknąć zabawy warstwami. W tym zestawieniu pojawiają się puchowe i długie płaszcze, futrzane kurtki i grube swetry. Choć grudzień nie był zbyt mroźny to te stylizacje może zainspirują Was do stworzenia zestawów na chłodniejsze zimowe dni w styczniu. Mam nadzieję, że znajdziecie poniżej coś, co przykuje Waszą uwagę :)

MIEJSCE PIĄTE

płaszcz – Mango (podobne tutaj i tutaj) // sweter – H&M // sztyblety – Zara (kolekcja zeszłoroczna – podobne tutaj) // torebka – Zara (kolekcja zeszłoroczna – podobna tutaj) // dżinsy – Levi's 501 //

Trip by Triples

Kasia opted for a bold colour combination. Sky blue with olive green looks quite good. I'd definitely choose a different pair of shoes, but I really like the whole outfit.

***

Kasia zdecydowała się na odważne połączenie kolorystyczne. Błękit z oliwkową zielenią wygląda całkiem nieźle. Ja wybrałabym na pewno inne buty, ale całość i tak mi się podoba. 

MIEJSCE CZWARTE

puchowy płaszcz – Reserved (podobny tutaj, tutaj i tutaj) // torebka – Zofia Chylak // botki – Reserved (podobne tutaj)

Cajmel

A down jacket is warm and will be practical on extremely cold days – we all know it. However, you don't always look elegant and stylish while wearing it, yet Karolina was able to pull that outfit off. She matched an oversize coat with a pair of black low-heel booties and a small handbag. She also opted for a large black shawl. I'd eagerly wear this outfit today.

***

Puchowa kurtka jest ciepła i sprawdzi się w srogie mrozy – to wiemy wszystkie. Nie zawsze jednak wygląda się w niej elegancko i stylowo, ale Karolinie niewątpliwie się to udało. Oversizowy płaszcz zestawiła z czarnymi botkami na niskiej szpilce i małą torebką na ramie. Nie zabrakło obszernego czarnego szala. Z przyjemnością włożyłabym dziś na siebie ten zestaw.

MIEJSCE TRZECIE

futrzany płaszcz – Sfera // legginsy – COS // bluza z kapturem – Yeezy (podobna tutaj i tutaj) // buty – Louis Vuitton // torebka – Alma BB

Horkruks

Laura definitely won't get cold in this outfit. A large fur coat in a dark brown shade and a black hoodie are an ideal combination of stylish and sporty accents (I myself am an owner of a black sweatshirt and I really like it).

***

W takim stroju Laura z pewnością nie zmarznie. Obszerna futrzana kurtka w ciemno-brązowym odcieniu i czarna bluza z kapturem, to idealne połączenie szykownych i sportowych akcentów (sama jestem posiadaczką czarnej bluzy i bardzo ją lubię). 

MIEJSCE DRUGIE

futrzana kurtka – Habit (podobna tutaj i tutaj) // top i spodnie – Sfera // buty – Badura x Bizuu // torebka – Habit // biżuteria – Svarovski x Orska Jewellery
 

JD Fashion Freak

December wouldn't be complete without New Year's Eve accents. Dorota chose a black set with fine golden stripes that looks like a jump suit. She threw a white fur coat over it. She also chose stylish accessories that top the whole outfit up – a handbag in geometric patterns, velvet high heels in bottle green, and jewellery.

***

W grudniu nie mogło zabraknąć sylwestrowych akcentów. Dorota wybrała czarny komplet w złote drobne paski, który wygląda jak kombinezon. Na wierzch założyła białą futrzaną kurtkę. Nie obyło się bez stylowych dodatków, które dopełniają strój – torebka w geometryczne wzory, aksamitne szpilki w odcieniu butelkowej zieleni i biżuterię.

MIEJSCE PIERWSZE

płaszcz – Kulta // spodnie – Mango // torebka – Zahara Leather // buty – H&M

Jestem Kasia

I will never get bored of the combination of black and grey shades. Therefore, Kasia gets the first place in this month's TOP 5. I'd probably choose a more feminine handbag, but I'd probably forget about jewellery which plays an important role in this case – owing to it, the outfit isn't bleak. Which outfit would be your type?

***

Zestawienie czerni i szarości nigdy mi się nie znudzi, dlatego na miejscu pierwszym ląduje dziś strój Kasi. Ja wybrałabym pewnie bardziej kobiecą torebkę, ale pewnie zapomniałabym o biżuterii, która w tym przypadku odegrała ważną rolę – dzięki niej, strój nie jest ponury. A który strój byłby Waszym typem/

Val Di Fiemme – moje ulubione miejsca

    If I were to choose one place in the world that I'm most happy to revisit, I would choose Val di Fiemme Valley without a second thought. Even though I've visited this place already several times, I wouldn't even think about searching for a new place that would suit a ski trip. This scenic land is situated in the Italian Dolomites and you can find here everything that every fan of winter craze needs. You've asked thousands of questions on why I chose that place on my Instagram account. That's why I decided to shortly describe my thoughts about it and to recommend well-tried attractions in this post.

1. Mountain cuisine  

   Cuisine in that region has a lot to offer for a very simple reason – the area is a blend of Italian, Austrian, and German influences. Such a combination is a guarantee of delicious coffee, wine, and very satiating meals. Most of the mountain chalets will provide us with something unique. When you are finished with skiing for the day, you should try the famous "bombardino" – hot liqueur with whipped cream. Interestingly, when I chose Austria for a ski trip once in my life, literally 200 km away, there wasn't even a single person who knew anything about this drink. As you see, that's indeed a regional delicacy that you won't be able to find anywhere else. The best pizza is served in a mountain lodge on the summit of Alpe Cermis (tested by my whole family). In another mountain lodge in the foothills of Pale di San Martino, which can only be reached by foot, you will have a unique opportunity to try regional cuisine – from meat round potato dumplings with plenty of butter to pappardelle with game. I couldn't forget about the famous Strauben (something between angel wings and doughnuts) that you can eat on the northern slope of Alpe Lusia. If you try it once, you will always come back to Val di Fiemme.  

   On the other hand, if you would like to have a dinner with friends, I recommend an affordable and a really great restaurant near Majestic Hotel in Predazzo – just don't forget to book a table beforehand!

2. Slopes  

   I won't deceive you – I'm far from being a professional skier, both when it comes to my skills and my engagement in the trainings. I like when there are multiple skiing paths to choose from, few people, and when the area is close to the mountain lodge – these are my priorities. However, I can spot the difference between slopes that have been well prepared and those that haven't – you will find plenty of the former in Val di Fiemme. Those of you who would like to ski from eight to five o'clock will surely fall in love with Sellaronda – Europe's largest ski carousel (most ski lifts will require you to have the Dolomiti Superski skipass). Those who want to start their skiing right in front of the hotel will be disappointed – such areas in this region are scarce.   

   Via del Bosco on Alpe Cermis is a curiosity here – a long ski trail running through the woods. You will find a number of designated stops along the way. Each of them features riddles about trees, natural-sized sculptures of animals living in the nearby forests, or specially designated viewpoints. Another ski trail which became a source of numerous anecdotes (both funny and scary) is the famous Piavac on Alpe Lusia. You will find here a signpost saying "only for skilled skiers" at the very beginning of the trail. It is like a red rag to a bull for novices – I haven't met a single person who would try their hand at skiing down the trail after seeing the signpost. I can advise you to think twice because you may become an object of ridicule when you reach the wall, take off your skis, and meekly try to return to the place where you made the wrong decision.

3. Apres ski   

   Val di Fiemme Valley isn't a destination chosen by snobs and celebrities. It isn't as fashionable and popular as Sankt Moritz or Cortina d'Ampezzo, located two and a half hours away, but I treat it as an advantage of this land. Besides, admiring the charms of Cavalese, Predazzo, and my beloved Moena would surely keep you occupied for all the evenings of your trip. If you don't like wandering around mountain towns, you can always pay a visit at a night toboggan chute in Obereggen – I'm sure that you will be delighted. For those who are able to muster a little bit of energy after a long day full of skiing, I recommend "health paths".

 If you have any questions concerning this region, you should definitely write them down in the comments. Have a nice evening!

***

Gdybym miała wybrać jedno miejsce na świecie, do którego wracam najchętniej, to bez namysłu powiedziałabym: dolina Val di Fiemme. Chociaż byłam tam już kilkanaście razy, to nawet przez myśl nie przechodzi mi szukanie nowego miejsca na narciarską wyprawę. Ta malownicza kraina położona jest we włoskich Dolomitach i można w niej znaleźć wszystko, czego potrzebuje miłośnik zimowych szaleństw. Na Instagramie zadawałyście mi mnóstwo pytań o to, dlaczego właśnie to miejsce wybieram, postanowiłam więc w kilku zdaniach opisać Wam moje spostrzeżenia i polecić przy okazji sprawdzone atrakcje. 

1. Kuchnia na szczytach

   Kuchnia w tym rejonie ma nam wiele do zaoferowania z prostej przyczyny – wymieszały się tam wpływy włoskie, austriackie i niemieckie. Taka kombinacja to gwarancja dobrej kawy, wina i bardzo sycących posiłków. Właściwie każde schronisko uraczy nas czymś wyjątkowym. Po skończeniu zjazdów musicie spróbować słynnego "bombardino", czyli gorącego likieru z bitą śmietaną. Co ciekawe, gdy raz w życiu wybrałam się na narty do Austrii, dosłownie dwieście kilometrów dalej, nikt nie słyszał tam o tym drinku, jest to więc naprawdę regionalny przysmak, którego nie uraczycie nigdzie indziej. Najlepszą pizzę zjecie w schronisku na szczycie Alpe Cermis (przetestowane przez całą moją rodzinę). Za to w schronisku u podnóży Pale di San Martino, do którego dojść można tylko pieszo, spróbujecie prawdziwej regionalnej kuchni – od pyzopodobnych knedli z mięsem i dużą ilością masła, po pappardelle z dziczyzną. Nie mogę nie wspomnieć o słynnym Strauben (coś pomiędzy faworkami, a pączkiem), które zjecie w schronisku od północnej strony Alpe Lusia. Kto raz go spróbował, ten już zawsze będzie wracał do Val di Fiemme.

   Jeśli z kolei macie ochotę na kolację ze znajomymi, to polecam Wam niedrogą i naprawdę świetną restaurację przy hotelu Majestic w miasteczku Predazzo – tylko nie zapomnijcie wcześniej zarezerwować stolika!

2. Stoki

   Nie będę Was oszukiwać – daleko mi do zawodowego narciarza, zarówno pod względem umiejętności, jak i zaangażowania w treningi. Lubię, gdy tras jest dużo, ludzi mało, a do schroniska blisko – to moje priorytety. Potrafię jednak dostrzec różnicę pomiędzy dobrze, a źle przygotowanym stokiem – tych pierwszych w Val di Fiemme jest naprawdę pod dostatkiem. Ten, kto chce pojeździć na nartach od ósmej do siedemnastej z pewnością zakocha się w Sellaronda – największej karuzeli narciarskiej w Europie (na większość wyciągów potrzebny jest skipas Dolomiti Superski). Zawiedzeni będą jednak ci, którzy chcą zaczynać zjazdy prosto z hotelu – takich miejsc w tym regionie jest bardzo niewiele. 

   Do ciekawostek zaliczyć można Via del Bosco na Alpe Cermis – długą trasę biegnącą przez las. Wyznaczonych jest na niej kilka przystanków, a na każdym z nich znajdziemy zagadki o drzewach, naturalnych rozmiarów figury zwierząt mieszkających w pobliskich lasach czy specjalnie wyznaczone punkty widokowe. Kolejną trasą, która stała się źródłem wielu anegdot (śmiesznych i strasznych) jest słynny Piavac na Alpe Lusia. Tuż przed jej początkiem ustawiony jest specjalny znak z ostrzeżeniem "tylko dla bardzo dobrych narciarzy". Działa on na nowicjuszy, jak płachta na byka – jeszcze nie spotkałam osoby, która widząc ten napis nie powiedziałaby "ja nie zjadę?! ja nie zjadę?!". Wam radzę się jednak zastanowić, bo możecie stać się obiektem kpin, gdy po dotarciu do ścianki, ściągniecie narty i potulnie spróbujecie wrócić do miejsca, w którym podjęliście złą decyzję.

3. Apres ski 

   Dolina Val di Fiemme nie jest celem podróży snobów czy celebrytów, nie jest też tak modna jak Sankt Moritz, czy oddalona o dwie godziny drogi Cortina d'Ampezzo, ale ja traktuję to jako zaletę tej krainy. Zresztą podziwianie uroków Cavalese, Predazzo i mojej ukochanej Moeny z pewnością wypełniłoby Wam wszystkie wieczory wyjazdu. Jeśli nie lubicie się szwendać po górskich miasteczkach, to zawsze możecie się wybrać na nocny tor saneczkowy w Obereggen – jestem pewna, że będziecie zachwyceni. Tym, którzy znajdą jeszcze odrobinę energii po całym dniu szusowania, polecam ścieżki zdrowia.

   Jeśli macie jakieś pytania dotyczące tego regionu, to koniecznie napiszcie o nich w komentarzach. Miłego wieczoru!

 

kask – POC / gogle – POC / kurtka – Napapijri / spodnie – Moncler (podobne tutaj) / plecak – Even Odd

Via del Bosco, Alpe Cermis. Sellaronda, a właściwie nagrodę po walce o przetrwanie, czyli słynne bombardino.  Schronisko na szczycie Alpe Cermis.sweter – J. Crew (podobny tutaj i tutaj)  / okulary – Ray-Ban / spodnie – Moncler (podobne tutaj) Jedna z wielu ścieżek zdrowia i polski pies. 

Dobranoc!

***

 

Look of The Day – mountain walk

leather bag / torebka – Longchamp

camel coat / beżowy płaszcz – MLE Collection

shoes / buty – Inuikki (zeszłoroczny model)

rollneck sweater / golf – Outfit Format

wool scarf / wełniany szalik – Acne

sunglasses / okulary – Ray-Ban

   This year's trip to the mountains was exceptional for one reason – it was the first time we had decided to take our dog with us. Already last year, we came to a conclusion that it is a dream place for Portos and that we are becoming increasingly keener on walking and exploring the area than skiing along black trails so we'd be pleased to find more time for trips together.   

   In the beginning, we thought that the most difficult part will be the long journey in the car, but owing to an appropriate preparation the dog didn't cause any problems. We'd equipped ourselves with a harness that can be adhered to car seatbelts (safety first), a special safety mat for the back seat, and mobile bowls. We also made an effort to make our walks (which were done while refuelling) very intense.   

   If your dog isn't that good at adjusting to new places, it's best to take the dog's bedding with you. Fortunately, that's not the case with Portos. When it comes to leaving your dog alone at home – it's an individual issue and I wouldn't like to impose anything upon anyone. Portos is a very friendly dog and I don't have the heart to leave him for longer than three hours. If we wanted to go to the slope, we made some arrangements with other household members that one person leaves and comes back earlier while others depart later – owing to that, the time when Portos had to be alone was shorter.   

   Italy is a very friendly country when it comes to pets. Not once were we banned from entering a restaurant or a shop. Even in mountain chalets, Portos could count on hospitality. However, it's best to always ask (especially when it comes to the booking of a hotel or an apartment) whether no one will protest against us bringing a pet along.

***

   Tegoroczny wyjazd w góry był wyjątkowy z jednego powodu – pierwszy raz postanowiliśmy wyruszyć w podróż razem z psem. Już w zeszłym roku doszliśmy do wniosku, że to wymarzone miejsce dla Portosa, a my z kolei, coraz bardziej lubimy spacerować i zwiedzać okolicę niż zdobywać czarne trasy, więc z przyjemnością znajdziemy więcej czasu na wspólne wycieczki. 

   Z początku wydawało się nam, że najtrudniejsza będzie długa podróż samochodem, ale dzięki dobremu przygotowaniu, pies nie był przyczyną żadnych niedogodności. Zaopatrzyliśmy się w szelki, które można wpiąć do samochodowych pasów (bezpieczeństwo przede wszystkim), specjalną matę ochronną na tylne siedzenie i przenośne miski. Postaraliśmy się też, aby spacery (przy okazji tankowania) były bardzo intensywne. 

   Jeśli Wasz pies niełatwo przyzwyczaja się do nowych miejsc dobrze wziąć ze sobą jego posłanie. Z Portosem na szczęście nie ma tego problemu. Jeśli chodzi o zostawienie psa samego w domu – to kwestia bardzo indywidualna i nie chciałabym nikomu nic narzucać. Portos jest bardzo towarzyskim psem i nie mam serca zostawiać go na dłużej niż trzy godziny. Jeśli wybieraliśmy się na stok, to ustalaliśmy z innymi domownikami, aby ktoś wyszedł i wrócił wcześniej, a reszta z kolei wyruszyła później – dzięki temu czas, kiedy Portos zostawał sam był krótszy. 

   Włochy to bardzo przyjazny kraj dla czworonogów. Ani razu nie zdarzyło się nam, aby nie wpuszczono nas do restauracji czy sklepu. Nawet w górskich schroniskach Portos mógł liczyć na gościnność. Najlepiej jednak zawsze spytać (zwłaszcza, gdy chodzi o rezerwację hotelu lub apartamentu) czy nikt nie będzie miał nic przeciwko, jeśli pojawimy się wraz z naszym najlepszym przyjacielem. 

Wegetariańskie chili i sposób na najlepsze domowe tortille (bezglutenowe)

The truth is that all of us store numerous types of spices and ingredients in our cupboards which we use only once and then totally forget about them. This is the case with spices for me – I love stocking up on them, and then I realise that I don't use half of them. Chilli is in fact a great meal where spices can mix together and where you can use all the ingredients that you want and freely exchange them.I would also like to draw your attention to the fact that today's recipe is an idea for home-made tortillas which can be quickly prepared without any artificial components – like the ones that are available in the stores.

***

Prawda jest taka, że wszyscy w swoich szafkach mamy mnóstwo przypraw i składników, które wykorzystujemy raz i później już o nich zapominamy. Ja mam tak najczęściej z przyprawami – uwielbiam je gromadzić, a później łapię się na tym, że korzystam z połowy z nich. Chili to właśnie doskonała potrawa, gdzie mieszanki przypraw mogą się przenikać a składniki niemal wszystkie można zastąpić innymi.

To na co również chciałabym zwrócić Waszą uwagę przy dzisiejszym przepisie to pomysł na domowe tortille, które przygotowuje się błyskawicznie i nie zawierają tylu chemicznych dodatków, co kupne.

Ingredients:

Tortilla recipe:

200 g of rice flour

100 g of cornflour

300 ml of boiling water

1 teaspoon of salt / 1 teaspoon of cumin

Chilli recipe:

150 g of cooked pea (optional)

200 g of red lentils

2 cans of tomatoes (they can be diced)

1 red bell pepper (diced)

a few stalks of celery (sliced)

2-3 carrots (sliced)

1 can of red beans

4-5 dried tomatoes (optional)

a piece of fresh ginger (approx. 3 cm)

1 red onion (diced)

5 cloves of garlic

200 ml of water

1 tablespoon of ground cumin / 1 teaspoon of ground cinnamon / 1 teaspoon of black pepper / 1 tablespoon of oregano

sea salt / olive oil

served with:

sour cream / fresh coriander / lime or lemon

***

Skład:

Przepis na tortille:

200 g mąki ryżowej

100 g mąki kukurydzianej

300 ml wrzątku

1 łyżeczka soli / 1 łyżeczka kminu rzymskiego

Przepis na chili:

150 g ugotowanego grochu (opcjonalnie)

200 g czerwonej soczewicy

2 puszki pomidorów (mogą być krojone)

1 czerwona papryka (pokrojona w kostkę)

kilka łodyg selera naciowego (pokrojony w plastry)

2-3 marchewki (pokrojona w plastry)

1 puszka czerwonej fasoli

4-5 suszonych pomidorów (opcjonalnie)

kawałek świeżego imbiru (ok. 3 cm)

1 czerwona cebula (pokrojona w kostkę)

5 ząbków czosnku

200 ml wody

1 łyżka mielonego kuminu / 1 łyżeczka mielonego cynamonu / 1 łyżeczka czarnego pieprzu / 1 łyżka oregano

sól morska / oliwa z oliwek

do podania: kwaśna śmietana / świeża kolendra / limonka vs cytryna

Directions:

1. To prepare chilli: In a large pot (it's best to use one with a cast-iron bottom), fry diced onion, pressed garlic, ginger slices, and cumin. Add diced bell pepper, celery pieces, and carrot pieces. Stir everything. Add canned tomatoes, lentils, and beans. Pour water over the ingredients. Lower the heat and cook covered for approx. 8-10 minutes (or until lentils become soft). At the end, add cooked pea. Season everything with salt, pepper, and oregano. Serve with sour cream, fresh coriander, and baked tortilla.

2. To prepare tortillas: combine all the ingredients and knead the dough. Form a ball and place it in the fridge for 15 minutes. Form a small ball from the dough and then form it into a small dough patty (you can do it by hand without the use of a rolling pin). Place the patty in a hot dry pan. After approx. 30 seconds of frying, when the tortilla is filled with air bubbles and becomes covered with brown speckles, flip it to the other side and fry it for the next 30 seconds. At the end, you can add a cheese slice.

***

A oto jak to zrobić:

1. Aby przygotować chili: w dużym rozgrzanym garnku (najlepiej o żeliwnym dnie) podsmażamy posiekaną w kostkę cebulę, wyciśnięty czosnek, plastry imbiru i kumin. Dodajemy pokrojoną paprykę, kawałki selera naciowego, plastry marchewki. Mieszamy. Dodajemy puszki pomidorów, soczewicę, fasolę i całość zalewamy wodą. Zmniejszamy ogień i gotujemy pod przykryciem ok. 8-10 minut (lub do momentu, aż soczewica zmięknie). Na końcu dodajemy ugotowany groch. Doprawiamy solą, pierzem i oregano. Podajemy z kwaśną śmietaną, świeżą kolendrą i upieczoną tortillą.

2. Aby przygotować tortille: wszystkie składniki łączymy i zagniatamy ciasto. Formujemy kulę i odstawiamy na 15 minut do lodówki. Z ciasta formujemy małą kulkę i rozgniatamy w formie placka (możemy ręcznie, bez konieczności użycia wałka). Placek rozkładamy na rozgrzanej, suchej patelni. Po około 30 sekundach smażenia, gdy tortilla wypełni się pęcherzami powietrza i pokryje się brązowymi plamkami, przewracamy na drugą stronę i smażymy przez kolejne 30 sekund. Na końcu polecam położyć plaster sera.

Podstawą chili są warzywa jak również aromatyczne zioła – nie wahajmy się użyć nieco więcej niż zwykle cynamonu lub kminu rzymskiego.

Przygotowanie tortilli zajmuję chwilę: wszystkie składniki łączymy i zagniatamy ciasto. Formujemy kulę i odstawiamy na 15 minut do lodówki. Z ciasta formujemy małą kulkę i rozgniatamy w formie placka (możemy ręcznie, bez konieczności użycia wałka). Placek rozkładamy na rozgrzanej, suchej patelni. Po około 30 sekundach smażenia, gdy tortilla wypełni się pęcherzami powietrza i pokryje się brązowymi plamkami, przewracamy na drugą stronę i smażymy przez kolejne 30 sekund.

Na końcu polecam położyć plaster sera.

W czym przez góry?

1. Czapka – TopShop 89zł 2. Sweter – H&M 150zł 3. Bielizna – Le Petit Trou 350zł – 4. Perfumy – Chloe 269zł 5. Balsam do ust – Bobbi Brown 109zł 6. Kurtka – Mango 269zł 7. Szalik – & Other Stories 300zł 8. Spodnie – TopShop 229zł

1. Sweter – Miss Selfridge 167zł 2. Szalik – Moss Copenhagen 224zł 3. Rękawiczki – Tommy Hilfiger 229zł 4. Kurtka – Napapijri 2019zł 5. Spodnie – Luhta 419zł

1. Okulary przeciwsłoneczne – Ray-Ban 599zł 2. Sweter – & Other Stories 390zł 3. Spodnie – Luhta 419zł 4. Kurtka – H&M 229zł 5. Rękawiczki – Bickley+Mitchell 119zł 6. Aparat – Olympus 7. Świeczka – H&M Home 20zł 8. Plecak – Even&Odd 103zł