Krótki poradnik Yeti, czyli jak przetrwać mroźne dni

    Each dweller of Tricity knows the long story, which is handed down from generation to generation, about how Gdańsk Bay froze so deep that you could travel to Hel Peninsula by taking a shortcut through it. I don’t know whether this story is true, but not so long ago, precisely in the 80s of the 20th century – in 1986 and 1987 – winter season was known for temperatures of approx. -40 degrees Celsius. In 1987, the ice in Zemborzycki Reservoir reached a record thickness of 60 cm. The fight with frosty aura had such a considerable impact on everyday life that it became a hot topic in most newspapers. However, there’s nothing strange about it – strong winter paralysed transport system as railway was frozen, owing to which passengers of a dozen or so trains were stuck on railway stations in chaos. Many municipalities were cut off from the outside world. There were electricity shortages, communities lived in total darkness, and schools cancelled lessons. There were even problems with milk supplies delivery as the weather was so cold that bottles started cracking.

  Today, our winter climate is milder, it’s warmer outside, and snow doesn’t become such a nuisance (even though motorists are always surprised even by the onset of winter). It more often happens that the rain makes the snow suddenly disappear, taking the work away from ploughs and spades. Despite that, you can get the impression that we tackle frost much worse in comparison to the past.

   We often forego walks, rushing between rooms and places – coffee shops, shopping malls, playrooms (if we are searching for entertainment for children). We choose places with underground parking lots so that we can minimise our contact with frost, we often are unable to choose appropriate winter clothes (inappropriate gloves, lack of hats, too short socks, and the infamous bare ankles), or use inappropriate cosmetics. And frost is not so bad…

 Tadeusz Gicgier, a known Polish writer, poet, and satirist once said that “winter is beautiful up until a certain Celsius degree”. However, in today's post I would like to convince you that even biting frost can be beneficial for us.

1. A few words about building one’s resistance   

   We tend to say that frost is something beneficial for our health. But is it true? In Scandinavian countries, no one is surprised at the view of a baby stroller left in -10 degrees Celsius with a child silently sleeping inside. Swedish children spend most of their day outside, regardless of the weather conditions. In Great Britain, you can often see school children marching along the streets without any warm jackets or sweaters when the temperature drops below zero. In a country where almost no one invests in snow boots – there are so few occasions for making snowmen that you can easily do that in wellies. However, what’s most interesting is that children living in such conditions don’t necessarily get sick more often in comparison to Polish children who are wrapped up in warm clothes from the top of their head to their toes. Studies show that it’s never too late (or to early) for building your resistance with cold. So what’s the influence of spending time outside on our health?  

   Fresh air, also winter air, builds our resistance. Low temperature is the best stimulus for our immune system fostering the production of immune cells. Our organism is preparing itself for changing conditions and learns how to fight against bacteria and viruses. Owing to that, winter season, biting wind, snow, and even drenching rain stop being scary and allow us to avoid exhausting cold right after careless sleighing and running around snowdrifts. But how to start building our resistance in such a way? It’s obvious that we shouldn’t start with jumping into a blowhole in the middle of winter (even though, believe me, it doesn’t hurt so much – the most difficult thing is to fight your fear). The first stage of building your resistance should be based on decreasing the number of clothes you’re wearing or making the layers thinner on colder days, increasing the number of regular walks (at least 30 minutes each day), and walking barefoot on grass and sand if the weather is favourable. It is also vital to air your flat and make sure that the temperature inside doesn’t exceed 20 degrees Celsius (or even 18 degrees Celsius in bedroom).

* * *

   Każdy mieszkaniec Trójmiasta zna przekazywaną przez dziadków historię, o tym jak Zatoka Gdańska zamarzała tak, że wozami skracano drogę na Hel. Ile w tym prawdy, nie wiem, ale jeszcze nie tak dawno, bo w latach 80. XX wieku, a dokładniej w roku 1986 i 87 zimą termometry wielokrotnie wskazywały temperaturę bliską -40 stopniom Celsjusza. W 1987 roku lód w Zalewie Zemborzyckim pobił wszystkie swoje rekordy – miał grubość 60 cm. Walka z mroźną aurą na tyle poważnie wpłynęła na życie codzienne, że stała się tematem numer jeden w większości gazet. Nie ma się jednak co dziwić – ostra zima sparaliżowała transport, bo zamarzły trakcje kolejowe przez co pasażerowie kilkunastu odwołanych pociągów utknęli na dworcach w chaosie. Wiele gmin zostało praktycznie odciętych od świata. Brakowało prądu, zapanowały ciemności, a w szkołach odwoływano zajęcia. Nawet mleka nie można było dostarczać, bo z zimna pękały butelki.

   Dziś nasz zimowy klimat stał się łagodniejszy, na zewnątrz jest cieplej, a śnieg nie sprawia nam aż tylu kłopotów (chociaż kierowcy i tak są zawsze zaskoczeni). Częściej też rozprawia się z nim padający deszcz, odbierając pracę pługom i łopatom. Mimo tego można odnieść wrażenie, że z mrozem radzimy sobie dużo gorzej niż kiedyś.

   Często odpuszczamy spacery przebiegając jedynie między pomieszczeniami – kawiarniami, galeriami i salami zabaw (jeśli szukamy rozrywki dla dziecka). Wybieramy miejsca z parkingami podziemnymi, by do minimum ograniczać kontakt z mrozem, nie potrafimy się często też ubrać (nieodpowiednie rękawiczki, brak czapek, zbyt krótkie skarpetki i słynne gołe kostki), ani skorzystać z odpowiednich kosmetyków. A mróz nie jest przecież wcale taki straszny…

   Tadeusz Gicgier, znany polski pisarz, poeta i satyryk powiedział kiedyś, że „zima jest piękna do pewnego stopnia… Celsjusza”. Ja jednak w dzisiejszym wpisie chciałabym przekonać Was, że nawet siarczysty mróz może nam wyjść na dobre.

1. O hartowaniu 

   Mówi się, że mróz sprzyja zdrowiu. Ile w tym prawdy? W krajach skandynawskich nikt nie dziwi się na widok wystawionego na dziesięciostopniowy mróz wózka ze smacznie śpiącym maluchem w środku. Szwedzkie dzieci na powietrzu spędzają większość dnia, niezależnie od pogody. W Wielkiej Brytanii nierzadki jest widok uczniaków, maszerujących po ulicach bez kurtek i ciepłych swetrów, gdy temperatura spada poniżej zera. Tam nawet mało kto inwestuje w śniegowce – okazji do lepienia bałwana jest tak mało, że można to robić w zwyczajnych kaloszach. Najciekawsze jest jednak to, że tak chowane dzieci wcale nie chorują częściej niż opatuleni od stóp do głów mali Polacy. Badania pokazują, że na hartowanie nigdy nie jest za późno (ani za wcześnie!). Jak więc przebywanie na mrozie wpływa na nasze zdrowie?

   Świeże powietrze, także zimowe, hartuje i wzmacnia odporność. Niska temperatura najlepiej stymuluje układ immunologiczny do produkcji komórek odpornościowych. Nasz organizm przygotowuje się do zmiennych warunków i uczy się, jak ma działać i jak się bronić. Dzięki temu zimowa aura, szczypiący wiatr, śnieg, a nawet moczący nas deszcz przestają być straszne i nie powodują, że po spacerze, szaleństwie na sankach i bieganiu po zaspach od razu dopadnie nas męczące przeziębienie. Tylko od czego zacząć takie hartowanie? Na pewno nie od wskakiwania do przerębla w środku zimy (chociaż uwierzcie, to wcale „nie boli” – najtrudniejsze jest przełamanie swoich blokad i strachu). Pierwszy etap hartowania powinien polegać na odchudzeniu własnej garderoby, czyli wyborze lżejszego ubrania (lub mniejszej liczby warstw) w chłodniejsze dni, regularnych spacerów (minimum 30 minut każdego dnia), a w sprzyjających warunkach bosych przechadzek po trawie lub piasku. Konieczne jest także codzienne wietrzenie mieszkania i pilnowanie, aby temperatura wewnątrz nie przekraczała 20 stopni Celsjusza (a w sypialni nawet 18).

2. The most frequent cosmetic mistake when we leave our homes.  

   The advantages of building up your resistance are one thing, but those who got really cold at least once know that it is really unpleasant. Negative outcomes of long exposure to frost are visible when our body is not appropriately prepared for such conditions. Our skin will be the first body part to feel as it is our shield. Even though low temperature makes skin exfoliation faster and fosters lymph movement, owing to which adipose tissue is decrease quicker, without an appropriate protection the state of our skin will considerably deteriorate.  

   Winter cosmetics should create an occlusive impermeable film on our skin that will isolate it from cold and wind. Their composition should contain oils, shea butter, glycerol, vitamins (especially A), and soothing ingredients (e. G. panthenol, allantoin, or rose water).  

   I’ve got couperose skin and when I come back from winter running or walks, I often get really red around my cheeks. Cold wind and exposing your face to a wide range of temperatures make veins visible and reversing this process is not that simple. To tackle this problem, I’ve got vitamin and nourishing cream by Balneokosmetyki. It contains the healing medicinal sulphide water, vitamins C and E, shea butter, allantoin, red algae extract, borage essence, and d-panthenol. The same line also features an under eye roll-on and a face mask. This cosmetic set will be useful also for individuals with sensitive and dry skin. Now, all cosmetics by Balneokosmetyki can be purchased at a more affordable price. It’s enough to use the code “zima” to get a 20 % discount until the end of February.

* * *

2. Najczęstszy kosmetyczny błąd, jaki popełniamy wychodząc na mróz.

   Pozytywy hartowania to jedno, ale chyba każdy, kto choć raz porządnie zmarzł wie, jakie to bywa nieprzyjemne. Negatywne skutki długiego przebywania na mrozie pojawiają się przede wszystkim, gdy nasze ciało nie zostanie do takich warunków odpowiednio przygotowane. Najszybciej odczuje to nasza skóra, która robi za tarczę. I choć bardzo niska temperatura przyspiesza złuszczanie naskórka i uaktywnia przepływ limfy, przez co szybciej spalana jest tkanka tłuszczowa, bez odpowiedniej ochrony cera znacznie się pogorszy.

   Kosmetyki na zimę powinny tworzyć na skórze warstwę okluzyjną (nieprzepuszczalną), która będzie ją izolować od zimna i wiatru. W ich składzie powinny się znaleźć olejki, masło shea, gliceryna i witaminy (zwłaszcza A) oraz składniki kojące (np. pantenol, alantoina lub woda różana).

   Mam cerę naczynkową i często gdy wracam z zimowego biegania lub spaceru, mam bardzo zaczerwienione policzki. Zimny wiatr i narażanie buzi na duże skoki temperatur powodują, że naczynka pękają, a odwrócenie tego procesu wcale nie jest łatwe. W walce pomaga mi krem witaminowo-odżywczy do twarzy od Balneokosmetyki. W jego skład wchodzi lecznicza woda siarczkowa, witamina C i E, masło shea, alantoina, ekstrakt z czerwonej algi, olej z ogórecznika i d-pantenol. Z tej samej serii można też kupić roll-on pod oczy i maskę. Zestaw kosmetyków na pewno przyda się również osobom z wrażliwą i suchą skórą. Teraz wszystkie kosmetyki od polskiej marki Balneokosmetyki można kupić w lepszej cenie. Wystarczy użyć kodu rabatowego "zima", aby otrzymać 20% zniżki do końca lutego.

3. No two onions are alike. Winter clothes that really keep you warm.  

   The popular Danish saying claims that bad weather doesn’t exist, there are only bad clothes. First and foremost, we should wear a few layers of clothes but use this rule reasonably – a method of three layers will be suitable. The layer wicking moisture should be the closest to your skin, then insulation, and at the end a layer protecting you against wind and rain. It’s also great to know the properties of various fabrics. One of the best fabrics protecting you against cold is wool (it can be sheep wool, alpaca wool, or even camel wool). It’s the best fabric when it comes to maintaining optimal body temperature simultaneously allowing the skin to breathe. It also protects us against UV radiation. Lanoline (animal fat) covering the fine bristles protects against humidity and has anti-bacterial properties. A bad idea is nylon tights worn under trousers – they cool out the organism and they tend to dry for a very long time when they get wet from, for example, melted snow.   However, feet are the most prone to drenching and hypothermia. There’s only a layer of material and shoe sole separating them from the cold ground. If the shoes are too low, snow and water can easily get inside. Some claim that common cold starts precisely from our feet. That’s why the best solution here is solid snow boots. The warmest in the world are surely the famous Moon Boot – they are particularly great at isolating the temperature and it’s impossible that they would get wet. On top of that – they are very comfortable and you can step forward confidently on the snow-covered pavements. I use my pair mostly when it’s really cold, but my daughter wears them almost throughout the whole winter.  

   They say that the largest amount of heat escapes through our heads. Are there any scientific proofs that would corroborate this theory? In 2008, scientists from the University of British Columbia proved that human loses as much as 11% of heat, taking into consideration the area of this body part in comparison to the rest of our body. Does that mean that winter hats can stay at the bottom of your wardrobe? They can’t! Head has the lowest fat content in comparison to other body parts so we need to help it with insulation. Headgear has to be made of natural fabric – cashmere or wool.   I’m a really chilly person, that’s why I tend to wear clothes that are really great warmth-wise around my home. Before you choose a comfy sweatsuit, check whether the cotton is thickly sewn. Such cotton will be extremely warm and pleasant in wearing. Good cotton won’t stretch after washing. The Polish brand Hibou Essentials, which produces its clothes from top-quality fabrics, is unparalleled in this field.  

   The blanket that you can see in the photo is extremely warm despite the fact that it’s not thick. It’s owing to the composition – 100% of cashmere guarantees that you won't freeze, even on the coldest winter evenings. Cashmere has the best ratio of weight and insulating properties (that’s why a thin cashmere sweater is better at keeping you warm that a thick acrylic one). Now you can purchase it at a considerably lower price in Mongolian online store.

* * *

3. Cebula cebuli nie równa. Zimowe ubrania, które naprawdę grzeją.

   Popularne duńskie powiedzenie głosi, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Przede wszystkim należy zakładać kilka warstw ubrań, ale robić to z głową –  sprawdzi się metoda trzech warstw, czyli najbliżej skóry ta odprowadzająca wilgoć, następnie izolacja i na wierzch odzież chroniąca przed wiatrem i opadami. Warto znać właściwości tkanin. I tak jednym z najlepiej chroniących przed zimnem materiałów jest wełna (może być włosie owiec, lam a nawet wielbłądów). Najlepiej utrzymuje optymalną temperaturę ciała, a przy tym pozwala skórze oddychać. Broni nas także przed promieniowaniem UV, a lanolina (zwierzęcy tłuszcz) pokrywająca włókna chroni przed wilgocią i działa antybakteryjnie. Złym pomysłem są nylonowe rajstopy zakładane np. pod spodnie – wychładzają organizm, a zawilgocone np. roztopionym śniegiem bardzo długo schną.

   Na przemoczenie i wyziębienie zimą najbardziej narażone są jednak stopy. Od zimnego podłoża dzieli je tylko warstwa materiału i podeszwa buta. Jeśli buty są zbyt niskie śnieg i woda łatwo dostają się do środka. Niektórzy twierdzą, że od stóp właśnie zaczyna się przeziębienie. Dlatego dla mnie w tym temacie najlepszą robotę robią porządne śniegowce. Najcieplejsze na świecie to z całą pewnością słynne Moon Boot – wyjątkowo dobrze izolują temperaturę i nie ma szans, żeby przemokły. Mało tego – są bardzo wygodne i można w nich stawiać pewne kroki np. na ośnieżonych chodnikach. Ja swoją parę noszę przede wszystkim, gdy jest bardzo zimno, ale moja córka chodzi w nich prawie przez całą zimę.

   Podobno najwięcej ciepła ucieka przez głowę. Czy istnieją naukowe dowody, które potwierdzałyby tę teorię? W 2008 roku naukowcy z University of British Columbia udowodnili, że człowiek traci przez głowę mniej więcej tyle ciepła, ile należałoby się spodziewać, wziąwszy pod uwagę powierzchnię tej części ciała – czyli 11%. Czy to oznacza, że czapki mogą zostać na dnie szafy? Nie mogą! Głowa ma najmniej tłuszczu ze wszystkich części ciała, więc trzeba jej pomóc z izolacją. Nakrycie głowy musi być wykonane z naturalnego materiału – kaszmiru lub wełny.

   Jestem straszliwym zmarzlakiem, dlatego nawet w domu staram się chodzić odpowiednio ubrana. Zanim wybierzecie wygodny dres, zwróćcie uwagę na to, czy bawełna jest grubo czy cienko tkana. Pierwsza wersja materiału zapewni nam przyjemne ciepło, druga wręcz przeciwnie. Dobra bawełna nie rozciągnie się w praniu. W tej dziedzinie nie ma sobie równych polska marka Hibou Essentials, która szyje z materiałów doskonałej jakości.

   Koc, który widzicie na zdjęciu jest bardzo ciepły mimo tego, że nie jest gruby. To zasługa składu – 100% kaszmir daje gwarancję, że nie zamarzniecie nawet w najchłodniejsze wieczory. Kaszmir ma najlepszy stosunek wagi do właściwości izolacyjnej (to dlatego cienki kaszmirowy sweter grzeje lepiej niż najgrubszy sweter z akrylu). Teraz możecie go kupić w dużo niższej cenie w sklepie Mongolian.

Czarna herbata Earl Grey marki Sir Adalbert's Tea jest bardzo aromatyczna, w jej skład między innymi wchodzi kardamon i płatki bławatka. Teraz możecie wszystkie herbaty Sir Adalbert's Tea kupić w lepszej cenie. Użyjcie kod MLE15, aby otrzymacie 15% zniżki na wszystkie mieszanki – promocja będzie ważna do 10 lutego.

4. What to do to keep up in frosty weather?  

   Movement is the key, also on winter evenings when there’s a blizzard behind the window. Outdoor activity improves the functioning of our brains and concentration, it also provides our organisms with vitamin D and increases the production of serotonin which relaxes and calms us down. What’s more, it turns out that people who spend more than 30 hours outside on a weekly basis sleep better – they need less time for full recovery. The studies conducted at the Harvard University in 2005 show that a quick 35-minute walk five times a week or a 60-minute walk three times a week decreases the onset of depression and improves the overall state of our physical and mental health.  

   If you’re not convinced yet, I’ve a got a really tasty solution to that. For those who can’t get warm during the first 15 minutes outside (nor look optimistically at the situation), I recommend a thermos flask with tea. It’s best to choose one that has warming properties. Thus, one with cinnamon, cloves, or ginger. Now some trivia – lately, I’ve read the article “black list of teas containing pesticides” and I’ve learnt that many popular teas in bags contain plenty of pesticides – check whether you don’t have any of these in your cupboards. I can easily recommend my favourite tea by Sir Adalbert's Tea. The blend that you can see in the photo contains cardamom and has warming properties. The tea is packed in cardboard boxes which guarantees that the blend will stay fresh and intense in taste after opening.

* * *

4. Co zrobić, aby wytrzymać na mrozie jak najdłużej?

   Ruch, ruch i jeszcze raz ruch, także w zimowe dni, kiedy za oknami sypie śnieg. Aktywność na świeżym powietrzu poprawia funkcjonowanie mózgu, naszą koncentrację, dostarcza witaminę D oraz zwiększa produkcję serotoniny, która relaksuje i uspokaja. Poza tym okazuje się, że osoby przebywające na dworze ponad 30 godzin w tygodniu lepiej śpią – potrzebują mniej czasu, by w pełni się wyspać. Z przeprowadzonych w 2005 r. na Uniwersytecie Harvarda badań wynika, że szybki spacer przez 35 minut dziennie pięć razy w tygodniu lub 60 minut dziennie trzy razy w tygodniu niweluje symptomy początkowej depresji i poprawia ogólny stan zdrowia psychicznego i fizycznego.

   Jeśli to jednak Was nie przekonało, mam bardzo smaczny patent. Wszystkim, którzy przez pierwsze 15 minut przebywania na mrozie nie potrafią się rozgrzać (ani spojrzeć na sytuację z optymizmem), polecam termos z herbatą. Najlepiej taką, która ma właściwości rozgrzewające, czyli w składzie zawiera np. cynamon, goździki lub imbir. Z ciekawostek – ostatnio przeczytałam artykuł „czarna lista herbat z pestycydami”, z którego dowiedziałam się, że sporo popularnych herbat w saszetkach ma ogromną ilość pestycydów – sprawdźcie czy nie macie ich swojej kuchennej szafce. Z czystym sumieniem mogę Wam za to polecić moją ulubioną herbatę Sir Adalbert's Tea. Widoczna na zdjęciu mieszanka ma w składzie kardamon, który ma właściwości rozgrzewające. Herbata zapakowana jest w kartonik, który gwarantuje, że po otwarciu mieszanka pozostanie przez cały czas świeża i intensywna w smaku.

5. Can you get ill from spending your time in freezing weather?

   Surprisingly, it’s easier to get ill in the autumn season when it’s warmer than during winter negative temperatures. Extremely low temperatures kill many germs and pathogens waiting to impair our health. A similar fate awaits parasites and sizeable populations of hibernant worms – flies, mosquitoes, midges, and dust mites, the horror or allergy sufferers. That’s why it’s worth airing your flat on very cold days and leaving your bedding on the balcony, including pillows and children’s toys (and close them in the freezer overnight in the summer).

  You can also help yourself by mixing tea with raspberry juice, ginger, or honey – that’s how we can improve our resistance. Our grandmother’s onion syrup will be great as well. Substances that can be found in such “medicine” can hinder multiplying viruses and germs.

   In fact, cold is not the culprit here – coming into contact with viruses is the most frequent cause of health problems. A simple touch, staying close to an ill person, or coming into contact with infected items are enough to contract a disease. It’s always advisable to stay vigilant! We’ll decrease the risk by frequently washing our hands (especially after handshake with a sneezing person), wiping all types of buttons with antibacterial tissues – including TV remotes, keyboards, and light switches. These are areas that we most often touch, hence, we get the most germs and viruses from those items.

   I hope that I was able to warm the cold thoughts at least a little bit. Instead of counting down the days until spring, let’s try to use the remaining frosty weeks to increase our resistance, kill germs, and the bliss of sleighing as well as making snowmen and snow angels.

* * *

5. Czy od mrozu można zachorować?

   O dziwo łatwiej jest zachorować jesienią, kiedy jest cieplej niż podczas zimowych, ujemnych temperatur. Silne mrozy zabijają wiele drobnoustrojów i patogenów czyhających na nasze zdrowie. Podobny los czeka pasożyty i spore populacje zimujących robaków – much, komarów, muszek, oraz koszmaru alergików, czyli żyjących w kurzu roztoczy. Dlatego podczas silnych mrozów warto wietrzyć mieszkanie i wynosić na balkon pościel, poduchy, a nawet dziecięce przytulanki (a latem potrzymać je przez noc w zamrażalniku).

   Możemy sobie pomóc pijąc herbatę z łyżką soku malinowego, imbiru lub miodu – wspieramy w ten sposób naszą odporność. Dobrze też działa babciny syrop z cebuli. Zawarte w takich „lekach” substancje potrafią zahamować mnożące się wirusy i bakterie.

   Tak naprawdę to nie chłód, a styczność z wirusami jest najczęstszą przyczyną zdrowotnych niedyspozycji. A do zarażenia wystarczy dotknięcie, zbliżenie się, a nawet kontakt z opanowanymi przez zarazki przedmiotami. Czujności nigdy za wiele! Ryzyko zmniejszamy myjąc często ręce (zwłaszcza po przywitaniu z kichającą osobą), przecierając antybakteryjnymi chusteczkami wszelkie przyciski, od tych na klawiaturze komputera, przez piloty od tv, po włączniki światła. To strefy, których najczęściej się dotyka, a tym samym zostawia i zabiera bakterie i wirusy.

   Mam nadzieję, że choć odrobinę rozgrzałam wszystkie chłodne myśli. Zamiast odliczać dni do wiosny spróbujmy wykorzystać ostatnie mroźne tygodnie na poprawianie odporności, wymrażanie zarazków oraz zwyczajną dziecięcą radość z jazdy na sankach, lepienia bałwanów i robienia aniołów na śniegu.

 

LOOK OF THE DAY – Stay at Home

long sweater / długi kardigan – RISK

joggers / dzianinowe spodnie – Stefanel

wool slippers / wełniane kapcie – RobotyRęczne

silk top / jedwabny top – MOYE

   I spent the last few days at home so I’ve decided that it’s a good occasion to show a typical home outfit this time. The more so that we can experience real homewear fashion these days. I enjoy combining clothes in similar hues, especially if these are made from soft jersey.

   I created today’s outfit using products by Polish brands (except for trousers) and made from natural fabrics.

* * *

   Ostatnie kilka dni spędziłam w domu, więc uznałam, że to dobra okazja, aby tym razem pokazać typowo domowy strój. Tym bardziej, że jesteśmy dziś świadkami prawdziwej mody na „homewear”. Ja najbardziej lubię łączyć ubrania w podobnej palecie barw, najlepiej z miękkich naturalnych dzianin.

   Dzisiejszy zestaw stworzyłam wykorzystując produkty polskich marek (wyjątkiem są spodnie) i z naturalnych materiałów.

Last Month

  I’ve never paid particular attention to the symbolism of January – the first month of the year. I always laughed under my breath at people who were meticulously creating lists of New Year’s resolutions or pompously claiming that the upcoming year would be a breakthrough as that’s exactly what their intuition told them. Fate is perverse as January has become an exceptional month for me. Since it’s slowly coming to an end, I encourage you to check out the photo summary of the last weeks as part of our monthly tradition.

* * * 

   Nigdy nie przywiązywałam szczególnej uwagi do symbolicznego znaczenia stycznia – pierwszego miesiąca w roku. Pod nosem śmiałam się z osób, które z pieczołowitością sporządzały listę noworocznych postanowień albo pompatycznie ogłaszały, że ten rok będzie dla nich przełomowy, bo intuicja im to podpowiada. Los bywa przewrotny, bo styczeń stał się dla mnie wyjątkowym miesiącem. A ponieważ zbliża się już ku końcowi to tradycyjnie zapraszam Was na zestawienie z ostatnich tygodni. 

Tuż po świętach, ale my nadal udajemy, że trwają w najlepsze. Rodzinnym spotkaniom nie było końca. Żegnamy choinkę ;). 1. To najpiękniejszy tort jaki widziałam! // 2. Niby huragany nie zdarzają się na tej części kontynentu… // 3. Sylwestrowe wspomnienia. // 4. Jagody, maliny, mus z białej czekolady… //Tortowa abstrakcja.1. Wiele z Was pytało mnie co to za marka zagościła w styczniu na jednym z Instastory, więc uprzedzając Wasze pytania – czapka i sweter są z Edited. // 2. Przepis na pyszne placuszki znajdziecie w ostatnim wpisie. // 3. Te szare dni na początku stycznia… // 4. W drodze z Warszawy… //Kilka kilometrów od Sopotu.Remont nie jest rzeczą, za którą przepadam, ale w tym jednym przypadku było!! Tu przygotowujemy się do położenia boazerii ściennej od FOGE (znajdziecie też w Castoramie).1. Francuskie śniadanie. // 2. Trzy godziny później i boazeria już jest! // 3. Moje piękne morze. // 4. W końcu śnieg i trochę mrozu. //Kokosowa nowość w mojej łazience czyli naturalna maska do włosów marki Botanicum. Przywraca blask i bardzo ułatwia rozczesywanie. No i ten super zapach!A tu inny kosmetyk do włosów – Negin, przepraszam! 1. Wystarczy cieszyć się z małych rzeczy. // 2. Wiele z Was uznało, że to właśnie ten sweter, jest zimowym ulubieńcem z MLE Collection. // 3. W końcu, po wielu pochmurnychi dniach, pojawiło się niebieskie niebo! I humor od razu lepszy. // 4. Przy kawie zawsze pracuje się najlepiej. //Książka, którą widzicie na zdjęciach powyżej to "Rok uważnego życia" autorstwa De Kwant Jocelyn, która jest prawdziwą biblią dla zabieganych. Jeśli w pośpiechu pędzicie przez każdy dzień, to ta książka pozwoli Wam na chwilę "stanąć w miejscu" i cieszyć się małymi rzeczami. 1. Mój codzienny makijaż. // 2. Lubię, gdy budzi mnie słońce.  // 3. Mój piękny Gdańsk… // 4. Portos musi wypróbować, czy nowy dywan nadaje się do spania.  //Sporo z Was prosiło, aby powtórzyć nazwy kosmetyków, których użyłam do makijażu przy tym stories. A więc: róż – CHANEL "Joues Contraste" odcień 430, żel do brwi – CHANEL "Le gel sourcils" transparent, tusz do rzęs – CHANEL "Le volume revolution", rozświetlacz CHANEL "Le lion"".
„Gdańsk dzieli się dobrem.” P.A.1. Kto nadmucha balony? // 2. Bo pozowanie leży w jego naturze. // 3. Spacer, czy to w ogrodzie, czy w lesie, zawsze jest dla Portosa największą radością. // 4. Zdrowo i smacznie. Nie zapomnijcie o wiórkach kokosowych, słonym karmelu i orzechach pekan! Brownie life. 

Czekając na powrót zimy.

Niby tak zimno, a tyle gorącej miłości wokół. Spokojnego wieczoru!

***

Rok w ogrodzie i przepis na placuszki z bananem i solonym karmelem

   In recent weeks, books have helped me to catch a breath (sometimes literally as shortness of breath after hanging the laundry is something normal for me now) and allowed me to forget for a moment about all the small things that aren’t ready yet. It’s great that winter is forcing us to slow down – whether I want it or not, I’ve started feeling the vegetative state of plants and animals. Owing to that, they can survive through frosty months, and I can get some perspective and prepare for the upcoming time.   

   After a few novels, one parenting handbook, and a volume of English poems from which I couldn’t understand much, I read something that has woken a longing for spring and flowers in me and, at the same time, confirmed my conviction that everything has its time to come – after all, it’s all nature’s creation.

* * *

   Książki pomagały mi w ostatnich tygodniach złapać oddech (czasem w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo zadyszka po rozwieszeniu prania to teraz u mnie norma) i przez chwilę nie myśleć o tym wszystkim, co jeszcze niegotowe. Dobrze, że zima sama narzuca nam wolniejsze tempo – chcę czy nie, udziela mi się trochę wegetacyjny stan roślin i zwierząt. One mogą dzięki temu przetrwać mroźne miesiące, a ja złapać dystans i przygotować się na nadchodzący czas. 

   Po kilku powieściach, jednym poradniku dla rodziców i tomiku wierszy po angielsku, z którego nie zrozumiałam zbyt wiele, sięgnęłam po coś, co obudziło we mnie tęsknotę za wiosną i widokiem kwiatów, a jednocześnie utwierdziło w przekonaniu, że na wszystko przyjdzie czas – natura tak to wymyśliła.

  “Natural Selection: A Year in the Garden” is a read not only for herbalists and gardeners. Dan Pearson, a renowned British architect and avid gardener, left his home garden in Southern London to start an eight-hectare farm in Somerset County and decided to share the knowledge on rhythms, pleasures, and rules prevailing in the garden throughout the whole year.  

   The book is not a typical gardening handbook – even though you’ll find there plenty of substantive pieces of information. What allows “Natural Selection: A Year in the Garden” to stand out from other books about gardening is the way in which Dan Pearson passes on his knowledge. The descriptions of his work, narration, or anecdotes, which are neatly interwoven between his pieces of advice, allow you to read the book like a novel and not a handbook on gardening activities.

* * * 

    „Rok w ogrodzie” to lektura nie tylko dla zielarzy i ogrodników. Dan Pearson, ceniony brytyjski architekt krajobrazu i zapalony ogrodnik, porzucił przydomowy ogródek w południowym Londynie na rzecz ośmiohektarowego gospodarstwa w hrabstwie Somerset i postanowił przekazać innym rytmy, przyjemności i zasady panujące w ogrodzie przez okrągły rok.

   Książka nie jest jednak typowym poradnikiem – choć znajdziemy w niej mnóstwo konkretnych informacji. Tym, co wyróżnia „Rok w ogrodzie” na tle innych książek poświęconych ogrodnictwu jest sposób w jaki Dan Pearson przekazuje nam swoją wiedzę. Opisy jego pracy, narracja czy anegdoty, które zgrabnie wplata między rady sprawiają, że książkę czyta się, jak opowiadania, a nie instruktaż czynności ogrodniczych.

Kubek kawy i kilka minut z książką. Czy w niedalekiej przyszłości będę miała na to czas? Uprzedzając Wasze pytania – moje okulary są od polskiej marki MUSCAT (model STEVE GOLD/ROSE) i są idealne dla tych, którzy nie lubią grubych oprawek.

   Today, the book helped me to gush over the beauty of winter skeletons covered in snow, but I’ll eagerly read a few pages about sprigs with strawberries, intense fragrance of flowers on July evenings, and September crops.

Recipe for pancakes with banana and salted caramel (I modified the original recipe of Eliza from WhitePlate)

Ingredients:

100 g of potato flour

50 g of gluten-free oat flour

70 g of melted and cooled butter

30 g of icing sugar

2 eggs

1/2 teaspoon of gluten-free baking powder

300 g of soured milk

1 tablespoon of vanilla extract

rapeseed oil for frying

banana

salted caramela

handful of pecan nuts

Directions:

Sift the flour and combine it with baking powder and icing sugar. In a bowl, mix eggs, soured milk, vanilla extract, and butter (soured milk shouldn’t be too cold). Carefully combine the dry ingredients with the wet ones and mix until evenly combined. Heat up a pan with some oil. Use a spoon to pour portions of batter and fry the pancakes on both sides until golden (approx. 1 minute on each side). Place them on a plate lined with a table napkin (it will absorb the excess of grease). Serve with sliced bananas, pekan nuts, and salted caramel.

* * *

   Dziś książka pomaga mi zachwycać się urodą zimowych szkieletów pokrytych śniegiem, ale z chęcią przeczytam jeszcze kilka stron o grządkach z truskawkami, intensywnym zapachu kwiatów w lipcowe wieczory i wrześniowych plonach.

Przepis na placuszki bezglutenowe z bananem i słonym karmelem (modyfikacja przepisu Elizy z WhitePlate)

Skład:

100 g mąki ziemniaczanej

50 g mąki owsianej bezglutenowej

70 g roztopionego i ostudzonego masła

30 g cukru pudru

2 jajka

1/2 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia

300 g zsiadłego mleka

1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

olej rzepakowy do smażenia

banan

słony karmel

garść orzechów pekan

Sposób przygotowania:

Mąkę przesiać i połączyć z proszkiem do pieczenia i cukrem pudrem. W drugiej misce zmiksować jajka, zsiadłe mleko, wanilię i masło (zsiadłe mleko nie powinno być zbyt zimne). Powoli wsypywać suche składniki, miksować do całkowitego połączenia się wszystkich składników. Patelnię rozgrzać z odrobiną oleju. Łyżką wlewać porcje ciasta i smażyć na złoto z obu stron (ok. 1 minuty na stronę). Ułożyć na talerzu wyłożonym serwetką (wchłonie nadmiar tłuszczu). Podawać z bananami pokrojonymi w plasterki, orzechami pekan i solonym karmelem.

Look of The Day

tights / rajstopy – Wolford

dress & large necklace / sukienka i duży naszyjnik – NA-KD

black boots / czarne botki – Gianvinto Rossi 

bag / torebka – CHANEL (wielkość mini)

If you like my outfit, I’d like to remind you about the code to NA-KD, where you can find my dress and necklace. It’s enough to insert the code MLEX15KT during the purchase, and you’ll receive a 15% discount on all non-discounted products. Have a pleasant Sunday!

* * *

Jeśli podoba Wam się mój strój, to przypominam o kodzie do sklepu NA-KD, w którym znajdziecie sukienkę i naszyjnik. Wystarczy wpisać MLEX15KT w trakcie dokonywania zakupów, a otrzymacie 15% zniżki na wszystkie nieprzecenione artykuły. Udanej niedzieli!

Pielęgnacja pod specjalnym nadzorem. Czego nauczyło mnie ostatnich kilka miesięcy?

   Over the last few months, I had so many more important things on my mind than choosing an appropriate face cream, but owing to a hail of questions concerning the changes in my everyday skincare, I’ve decided to sum up a few issues that seem to me the most important when it comes to women in a particular state.   

   Even though I’m trying to approach everything with a pinch of salt and not get involved in the paranoia that warns about everything (on numerous occasions it happened that someone absolutely discredited one product only to back out later), but only a few pieces of advice from “instamothers” and the bone-chilling analysis of cosmetics available on the market were enough to make me lose my head and go into a short-lived panic mode – in the back of my head I still have the story about the popular yellow lip balm whose ingredients come from our DNA and change its compositions causing havoc in our bodies. It sounds slightly funny and frightening at the same time…  

   I’m not going to claim that “this product really works” or “ it’s really important to remember about that and that” or “if you are pregnant, you need to forget about that and that” as I don’t feel a specialist in the topic – however, since you’re asking, I’m obediently answering. I’ll mostly stick to specific studies which were a guideline for me as I stopped believing in pseudoscientific articles a long time ago. I need to stress that the remaining remarks are my subjective assessment.

1. Visible veins and cuperosis  

   It is one of the changes on my skin that I was expecting – before, I had a slight tendency to cuperosis, but at some point all veins or spider veins started to look as if my skin was transparent. Allegedly, it is totally normal when you are pregnant, but I had never heard about this particular skin problem before. I wasn’t planning on changing my face cream (to avoid overreacting and changing my entire life), but after a few weeks, I decided to test a cream that was supposed to strengthen couperose skin. I chose the one by a Polish natural brand “Szmaragdone Żuki”.  

   Allegedly, your first impression is the most important – “Szmaragdowe Żuki” got a point at the very beginning, or rather when the parcel with the cosmetics appeared at my doorstep. The products come in glass containers that can be re-used. The brand doesn’t use any additional packages and packaging films. The order is delivered in fully biodegradable cardboards filled with eco-friendly starch-based packaging peanuts sealed with a paper tape on eco-friendly glue.  

   After around three weeks, the face cream had slightly decreased the veins that were especially visible around my eyes. No new veins appeared on my face so the cream is either really effective or my skin decided to spare me additional worries if I’ve got other things on my mind ;).

* * *

   W ostatnich miesiącach miałam na głowie mnóstwo ważniejszych spraw niż odpowiedni wybór kremu, ale ze względu na ogromną liczbę pytań z Waszej strony dotyczących zmian w mojej codziennej pielęgnacji, postanowiłam podsumować kilka kwestii, które wydają mi się najistotniejsze w przypadku kosmetyków dla kobiet w odmiennym stanie. 

   Niby staram się podchodzić do wszystkiego z dystansem i nie dawać się wciągnąć w paranoję przestrzegającą przed wszystkim (zbyt wiele razy nacięłam się na to, że w jednym miesiącu ktoś bezwzględnie zakazywał jakiegoś produktu, aby później się z tego wycofywać), ale wystarczyło kilka rad od „instamatek” i mrożących krew w żyłach analiz kosmetyków dostępnych na rynku, abym trochę straciła głowę i wpadła w chwilową panikę – z tyłu głowy wciąż brzęczy mi historia o popularnym żółtym balsamie do ust, którego składniki przenikają ponoć do naszego DNA i zmieniają jego układ, powodując oczywiście spustoszenie w organizmie. Brzmi trochę śmiesznie i strasznie zarazem…

   Nie mam zamiaru twierdzić, że „ten produkt naprawdę działa” albo „to bardzo ważne, aby pamiętać o tym” czy „jeśli jesteście w ciąży to musicie zrezygnować z tego i tego” bo nie czuję się specjalistką w tym temacie – skoro jednak pytacie to posłusznie odpowiadam. Będę jednak posługiwać się przede wszystkim konkretnymi badaniami, które dla mnie samej były drogowskazem, bo w pseudonaukowe artykuły od dawna już nie wierzę. Zaznaczam, że pozostałe uwagi to moje subiektywne oceny.

1. Widoczne i pękające naczynka.

   To jedna ze zmian na skórze, której się nie spodziewałam – miałam wcześniej delikatną skłonność do pękających naczynek, ale w którymś momencie wszelkiego rodzaju żyłki czy pajączki zaczęły wyglądać tak, jakby moja skóra właściwie była przeźroczysta. Podobno w ciąży to całkowicie normalne, ale wcześniej nie słyszałam akurat o tym problemie skórnym. Nie planowałam zmieniać kremu do twarzy (w myśl zasady, aby nie przesadzać i nie wywracać całego życia do góry nogami), ale po paru tygodniach postanowiłam przetestować krem, który miał za zadanie wzmocnić cerę naczynkową. Wybrałam ten od polskiej naturalnej marki „Szmaragdowe Żuki”.

   Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze – „Szmaragdowe Żuki” dostały plusa już na samym starcie, a właściwie w momencie, w którym paczka z kosmetykami przekroczyła próg mojego domu. Produkty są w szklanych opakowaniach, które mogą być ponownie użyte. Nie wykorzystuje się dodatkowych pudełek, ani folii opakowaniowych. Zamówienie dostarczane jest w kartonach całkowicie biodegradowalnych, wypełnionych ekologicznymi skrobiowymi piankami, zaklejonych papierową taśmą na ekologicznym kleju.

   Krem po około trzech tygodniach zmniejszył delikatnie żyłki, które były widoczne zwłaszcza wokół oczu. Nie pojawiały się też już żadne nowe naczynka, więc krem jest albo bardzo skuteczny, albo moja skóra uznała, że nie będzie mi już dostarczać więcej zmartwień skoro mam inne sprawy na głowie ;).

Zestaw do cery naczynkowej od Szmaragdowych Żuków. Czyli ACHILLEA krem do cery normalej i mieszanej oraz Eliksir AESCULUS do cery naczynkowej i z trądzikiem. Przetestowałam przede wszystkim ten pierwszy produkt (ten drugi być może przyda mi się za kilka tygodni gdy stan mojej skóry się pogorszy) i mogę go śmiało polecić. Chętnych do przetestowania uprzejmie informuję, że mam dla Was 10% rabatu na cały asortyment Szmaragdowych Żuków – wystarczy użyć kod MLE w trakcie dokonywania zakupu. Oferta ważna do 25 stycznia, więc się śpieszcie!

2. The greatest body care fraud of all times – anti-stretch mark cream.  

   Apply the cream onto your skin twice a day and buy the most expensive one – my friends were gravely warning me. Stretch marks are the most frequent mementos of pregnancy that we face – they haunt more than half of white women (the darker the skin colour, the more frequent the stretch marks).  

   The problem is that none of the studies haven’t proved that applying “a special anti-stretch mark cream” prevented the stretch marks from appearing more than any other body balm, oil, or cream. Of course – you don’t have to belie me, but you can read this article written by a doctor. Nicole Sochacki-Wójcicka’s blog, more widely known as Mama Ginekolog [Mother Gynaecologist] is a very good place to verify your assumptions concerning pregnancy and superstitions concerning it.  

   Getting back to the crux of the matter – you should apply a cream, and, of course, it shouldn’t be any product, but the cream that we choose doesn’t have to be aimed at fighting stretch marks. Over the last few months, I went through a great number of jars and bottles with eco-creams and ointments and, fortunately, I was able to avoid the problem of stretch marks, but my mum was also able to avoid it, and gens are seemingly the key factor here.  

   Now, I’m using body oil by EENYMEENY. The producer says that it’s a fully natural cosmetic that is safe for use from the very beginning of a child’s life and for women during pregnancy, childbirth, and breastfeeding. The oil doesn’t contain any fragrance compositions, and its fragrance is an outcome of the natural ingredients used during its production. It stays on your skin only for a short period of time – that’s why it’s appropriate for atopic skin, skin with eczema, and allergy-prone skin. It can also be used for massage. It contains almond, linen, kukui nut, and chamaemelum nobile extracts. I should also add that it doesn’t sting or sensitise our skin and that’s a lot in case of tight and oversensitive skin.

* * *

2. Największe pielęgnacyjne oszustwo wszech czasów, czyli krem na rozstępy.

   Smaruj ciało kremem przeciwko rozstępom minimum dwa razy dziennie i kup ten najdroższy – grzmiały moje koleżanki. Rozstępy to najczęstsza nieestetyczna pamiątka po ciąży, z którą się borykamy – dotyczy ponad połowy kobiet białej rasy (im ciemniejszy kolor skóry tym rozstępy pojawiają się częściej).

   Problem polega na tym, że żadne badanie nie udowodniło, że smarowanie się „specjalnym kremem na rozstępy” w jakikolwiek sposób może się przyczynić do ich powstrzymania bardziej niż każdy inny balsam do ciała, olejek czy krem. Oczywiście – mi możecie nie wierzyć, dlatego odsyłam do artykułu przygotowanego przez lekarza. Blog Nicole Sochacki-Wójcickiej, znanej szerszej publiczności jako Mama Ginekolog to w ogóle dobre miejsce, aby zweryfikować swoje przekonania dotyczące ciąży i zabobonami z nią związanymi.

   Wracając do meritum – smarować się trzeba i oczywiście nie byle czym, ale produkt, który wybierzemy nie musi być przeznaczony stricte do walki z rozstępami. Ja w ciągu ostatnich kilku miesięcy zużyłam naprawdę sporo słoików i butelek z ekologicznymi smarowidłami do ciała i na szczęście problem rozstępów mnie nie dotknął, ale nie dotknął również mojej mamy, a geny mają tu podobno kluczowe znaczenie.

   Teraz używam olejku do ciała marki EENYMEENY. Producent mówi, że jest to kosmetyk całkowicie naturalny i bezpieczny do stosowania już od pierwszego dnia życia dziecka oraz dla kobiety w okresie ciąży, połogu i karmienia. Olejek nie zawiera kompozycji zapachowej, a jego zapach wynika z zastosowanych surowców naturalnych i krótko utrzymuje się na skórze – między innymi dlatego jest odpowiedni do pielęgnacji skóry atopowej, objętej egzemą i skłonnej do alergii. Nadaję się również do masażu. Zawiera olej migdałowy, lniany, kukui i wyciąg z rumianku rzymskiego. Dodam jeszcze, że nie szczypie nie uczula, nie podrażnia, a to w przypadku mocno naciągniętej i nadwrażliwej skóry już dużo.

Miałam wątpliwości czy przerzucać się z balsamu w słoiku na olejek, bo do tej pory uważałam, że olejki nie są do końca łatwe w użyciu. Długo się wchłaniają, brudzą ubranie i wylewają się z butelek, ale ten od EENYMEENY jest naprawdę idealny. To uniwersalny produkt do codziennej pielęgnacji skóry przyszłej mamy i dziecka.

3. No sun?  

   In a way: yes. Out of fear of discolouration, I’ve forgone sunbathing when it came to my face all together, but I was sunbathing with the use of an eco sun block (for example, available at Phenome). Of course, I made sure to avoid overheating (here, you’ll find the article where you can read about the topic and learn why). Later, a few times I used a spraying self-tanner as my skin was very pale (it also could decrease the visible veins on my face that I mentioned above). However, I changed the way of preparing my body slightly – I didn’t use a scrub on my stomach as the skin in that area was too delicate.

* * *

3. Zero słońca?

   W pewnym sensie: tak. Z obawy przed przebarwieniami całkowicie zrezygnowałam z wystawiania twarzy, ale opalałam ciało po użyciu filtru ekologicznego (dostępny na przykład od Phenome). Oczywiście dbałam o to, aby się nie przegrzać (tu link do artykułu, w którym przeczytacie więcej na ten temat i dowiecie się dlaczego). W późniejszych miesiącach kilka razy użyłam samoopalacza w spray'u, bo moja skóra była bardzo blada (to pomogło też trochę zniwelować widoczne na twarzy naczynka, o których pisałam wcześniej). Zmieniłam jednak trochę sposób przygotowania ciała – nie nakładałam peelingu na brzuch, bo skóra była na nim zbyt delikatna.

Peeling to też dobra okazja do tego, aby poświęcić chwilę na masaż dłoni, ramion, nóg i stóp. Ja wybrałam oczywiście naturalny kosmetyk, czyli nasz polski Bodyboom. Peeling kawowy "energetyczny grejpfrut" wygładza, nawilża, redukuje cellulit. Pobudzające i odżywcze działanie kawy robusty wpływa na krążenie krwi. W skład wchodzi sól himalajska, olej arganowy, olej makadamia i olej ze słodkich migdałów. Mam dla Was kod rabatowy o wysokości 20% na cały asortyment w sklepie bodyboom na hasło "makelifeeasier" ważny aż do końca stycznia!  (Rabat nie łączy się z innymi promocjami i kuponami rabatowymi).

4. Dermatological treatments and treatments at beauty salons.  

   Online, you can easily find a list of cosmetic treatments that are forbidden during pregnancy, but it's always worth asking our cosmetologist whether a given treatment is 100% safe for us. Or the other way round – it’s a great idea to assume that even if a harmful effect on pregnancy or child hasn’t been proven, it doesn’t mean that there’s no impact whatsoever. Especially if the treatment involves breaking the skin barrier.  

   I rarely went to get my fingernails done as I always assumed that such pleasure is a waste of time and money – I was more eager to do it at home and rarely opted for it. You’ve probably already heard about the carcinogenic UV lamps, but the classic manicure also holds certain perils – using tools that haven’t been disinfected can be tragic in its outcome. Therefore, I would avoid random places and spots at shopping malls – regardless of whether you are pregnant or have children or are planning on having them. Unfortunately, even if a cosmetologist takes out her tools from a characteristic medical envelope, it doesn’t give us certainty that they were disinfected in an appropriate way. Disposable gloves and applying disinfecting gel on one’s hands are fundamental elements.  

   For a few years, I’ve been quite regularly undergoing dermapen treatment, owing to which the state of my skin has improved considerably and the number of pimples has started to finally decrease. However, it is one of those treatments where the barrier of our skin is broken – so I had to forget about it. Lasers (for hair removal, rejuvenating, etc.) and, of course, all treatments involving any type of anaesthesia are also forbidden while pregnant (and breastfeeding). Thus, I invested in a biological cosmetic and used it once in a while to replace the treatments that were previously a daily bread for my face. I chose a long-lasting moisturising mask from Biologique Recherche, as I already tested some of their products and was really satisfied with the results.

* * *

4. Zabiegi u dermatologa i w gabinecie kosmetycznym.

   W internecie z łatwością można znaleźć listę zabiegów kosmetycznych zakazanych w ciąży, ale warto też każdorazowo pytać naszego kosmetologa, czy aby na pewno dany zabieg jest w stu procentach bezpieczny. Albo inaczej – lepiej założyć, że nawet jeśli nie dowiedziono negatywnego wpływu danego zabiegu na kobietę lub dziecko, to nie oznacza, że takiego wpływu nie ma. Zwłaszcza jeśli w trakcie jego trwania w jakikolwiek sposób naruszana jest bariera skóry.

   Rzadko kiedy chodziłam na manicure, bo z założenia szkoda mi na to czasu i pieniędzy – wolałam robić to sama w domu i decydować się na ten zabieg tylko od święta. O rakotwórczych lampach utwardzających hybrydę pewnie już słyszałyście, ale w klasycznym manicure również może czaić się niebezpieczeństwo – wycinanie skórek narzędziami, które nie zostały odpowiednio zdezynfekowane może doprowadzić do fatalnych skutków. Omijałabym więc – niezależnie od tego czy jesteście w ciąży, czy macie już dzieci, czy dopiero je planujecie – przypadkowe miejsca i wyspy w supermarketach. Niestety, nawet jeśli kosmetyczka wyciąga narzędzia z charakterystycznej medycznej koperty nie daje nam to pewności, że zostały one zdezynfekowane w odpowiedni sposób. Podstawą są też jednorazowe rękawiczki i nałożenie dezynfekującego płynu na nasze ręce.

   Od dobrych kilku lat, dosyć regularnie, poddawałam się zabiegowi dermapen, dzięki któremu stan mojej skóry znacznie się poprawił, a liczba wyprysków w końcu zaczęła się zmniejszać. To jednak jeden z tych zabiegów w którym bariera skóry zostaje przerwana – musiałam więc o nim zapomnieć. Lasery (do depilacji, odmładzające i tak dalej) i oczywiście wszystkie zabiegi które wymagają jakiegokolwiek znieczulenia również są w ciąży (i w okresie karmienia) zakazane. Zainwestowałam więc w kosmetyk biologiczny i stosowałam co jakiś czas, zamiast zabiegów, do których wcześniej przyzwyczaiłam swoją twarz. Wybrałam długotrwale nawilżającą maskę od marki Biologique Recherche, bo wcześniej używałam już innych produktów tej marki i byłam bardzo zadowolona.

Biologique Recherche to francuska marka, która dostarcza wysokojakościowe kosmetyki biologiczne już 40 lat. Twórcami firmy był lekarz, biolog oraz fizjoterapeuta (Philippe, Yvan oraz Josette Allouche). Co roku Biologique Recherche zbiera nagrody na całym świecie oraz pojawia się w zestawieniach topowych kosmetyków profesjonalnych i w rankingach na najlepsze zabiegi kosmetyczne. Produkty tej marki znajdziecie w sklepie Topestetic (mają bardzo bogatą ofertę trudno dostępnych produktów oraz możliwość kontaktu z kosmetologiem np. przez czat na stronie sklepu).

5. Eco-hair.  

To finish off, something for green products lovers. I didn’t introduce any major changes when it comes to hair. However, lately, I received a parcel from KEVIN MURPHY and I just wanted to describe their idea for eco-friendly packaging in a few words. In 2019, KEVIN.MURPHY will introduce packages produced from materials recycled from ocean waste plastics (OWP) onto the market. What’s vital, the Australian brand forewent the two-year exclusivity on the technology of ocean waste plastics so that other brands can follow in their footsteps. The company will be the first cosmetic brand in the world to implement such a solution.

* * *

5. Eko-włosy.

   Na koniec coś dla ekologicznych pasjonatów. Nie zmieniłam jakoś szczególnie pielęgnacyjnych przyzwyczajeń w przypadku włosów, ale otrzymałam ostatnio paczkę od marki KEVIN MURPHY i chciałam tylko w kilku słowach opisać ich pomysł na ekologiczne opakowania. Od 2019 roku KEVIN.MURPHY wprowadzi na wszystkie rynki opakowania wyprodukowane z materiałów z recyklingu oceanicznych śmieci (OWP). Co istotne, australijska marka celowo zrezygnowała z dwuletniej wyłączności na technologię przetwarzania OWP, aby inne marki mogły pójść jej śladem. Firma będzie pierwszą na świecie w branży kosmetycznej, która wdroży takie rozwiązanie.