Last Month

   This month, the autumn blues could do little to affect me. In fact, for a longer period of time, I’ve been running around like crazy happily expecting a new day, week, month… Well, enough of that! How much can you talk emotionally about the charms of motherhood! ;). It’s really strange that some of you still want to read about that! The truth is that there’s only one thing on my mind right now (or speaking more precisely – climbing up my leg), but I wanted this “Last Month” to contain fewer topics and snapshots connected with the baby – so that you don’t get bored with the topic.

* * * 

   W tym miesiącu jesienna chandra nie miała ze mną szans. Właściwie, od dłuższego czasu latam, jak nakręcona i cieszę się na każdy kolejny dzień, tydzień, miesiąc … No dobra, dosyć tego! Ileż można się roztkliwiać nad urokami macierzyństwa! ;). Dziwne, że komuś z Was jeszcze chce się to czytać! Prawda jest taka, że tylko jedno lata mi teraz koło głowy (albo trafniej ujmując – wspina po mojej nodze), ale w tym "Last Month" chciałam, aby tych dziecięcych tematów i kadrów było trochę mniej – żeby Was nie zanudzić. 

Najlepsze posiłki nie są nazbyt wykwintne. Ważne, żeby dokładek nie zabrakło. 1. Podobno Polacy masowo zaczęli kupować książki naszej noblistki. No cóż, ja pożyczyłam, a nie kupiłam, ale przynajmniej przeczytałam ;). I gorąco polecam! // 2. Poznajemy dzikie zwierzęta. Drewniane zabawki zdecydowanie wiodą u nas prym. // 3. Już pędzę, tylko kolczyki włożę! // 4. Jeden z bardzo niewielu słonecznych poranków w Sopocie. //Wspólna praca to czysta przyjemność! Jak logistycznie podejść do opieki nad dzieckiem, a jednocześnie nie zapomnieć o sobie? Przypominam Wam o moich wskazówkach w tym wpisie.Gatunek herbaty Earl Grey zawdzięcza swoją nazwę brytyjskiemu premierowi, hrabiemu Grey, który, jak wieść niesie, spopularyzował ją w Wielkiej Brytanii. Nie przepadam za większością odmian czarnej herbaty (z kolei moja mama jest ich wielką amatorką), ale ten Earl Grey z bergamotką od NewByTeas będzie smakować każdemu. Może znajdziecie na stronie pierwszy prezent pod choinkę dla kogoś z rodziny?Miody! Nasza wielka miłość. Te słodkie dobrodziejstwa znalazłam w Apimania – cudownym i niezwykłym wirtualnym miejscu. Poza tym, że można tam kupić miody z prawdziwych polskich pasiek (spróbujcie tego kremowanego z pyłkiem!) to założycielki naprawdę starają się przybliżyć swoim klientom (a może czytelnikom?) magiczny świat pszczół i ich niebagatelny wpływ na nasze życie. Na stronie możecie tez przeczytać o pasiekach, z których pochodzą miody albo pobrać miodowy e-book. Jeśli macie ochotę spróbować jednego z tych słodkich miodów (albo od razu wszystkich) to mam dla Was kod rabatowy dający 10% zniżki. Wystarczy, że użyjecie kodu "mle" (jest ważny do 6 grudnia). Gdyby ktoś mnie pytał – uważam, że dobrej jakości miód może być świetnym prezentem. Ten moment w roku, gdy sopocka plaża jest pusta i bez skrępowania można na nią przyjść w dresie. Mój czerwony komplet jest od polskiej marki HIBOU Essentials i leży idealnie.Takie tam zdjęcie z salonu.1. Upiorny wystrój musi być. // 2. Gdy w oko wpadnie Ci coś słodkiego. // 3. Tak – oto zwycięzcy konkursu na najlepszy strój na Halloween. Poznajcie Daniela – męża Gosi… no i Gosię. // 4. A tak było po imprezie… ciężko było wstać z łóżka! //Na imprezę postanowiła także wpaść Morticia Addams, którą skusiły moje "potworne" smakołyki.1. Croissant z kremem z białej czekolady. Znikał w mgnieniu oka. // 2. Jesienne spacery.  // 3.  A Ty? Jak odpoczywasz w niedzielę? :D // 4. Herbata w termosie i możemy jechać. //Kto nie chciałby zasnąć wśród ćwierkających gili i sarenek? Ta dziecięca pościel to zimowa kolekcja od polskiej marki Layette. Paczka była pięknie (mimo, że całkowicie ekologiczna) zapakowana i z wielką przyjemnością używamy tej pościeli :). Prawda jest taka, że sama chętnie przygarnęłabym poszewki na kołdrę i poduszki w tym wzorze :). Może właścicielka marki zechciałaby produkować rzeczy także dla dorosłych? :)1. Pod ciepłą pierzynką najprzyjemniej. // 2. Akcesoria młodej mamy.  // 3. Mój ulubiony fotograf i… ulubiony model :D. // 4.I już nie ma! Obok białej czekolady to mój ulubieniec. Konfiturę z malin znajdziecie w warszawskiej Charlotte. //Bezpłatna pomoc domowa.1. W tym miesiącu dodałam na Instagram nowy odcinek z serii "eko-stories" i po raz kolejny jestem mile zaskoczona Waszym ogromnym odzewem. Wszystkie filmiki dotyczące paczek i kartonów znajdziecie w zapisanych relacjach. // 2. Moje ulubione kolczyki. // 3. Kawa wypita, można wstać w łóżka. Najlepiej smakuje w długi sobotni poranek. // 4. Ten "look" w egalitarnym stylu znajdziecie tutaj. //Ten kosmetyk nigdy mi się nie znudzi. To serum rewitalizujące od MIYA Cosmetics jest gęste (trochę jak masło), pięknie pachnie i ma naprawdę nieskończenie wiele zastosowań. Teraz trzymam je przy łóżku, bo wieczorem mogę go użyć na twarz czy dłonie, a w nocy wklepać w usta. Dostępne jest także w wersji mniejszej (15 ml), idealnej do torebki lub na podróże. Na stronie MIYA Cosmetics trwa właśnie Black Friday, więc możecie kupić je taniej.Ten "Look of The Day" był jednym z najczęściej oglądanych wpisów w tym miesiącu.1. Jeszcze tylko czapeczka i rękawiczki i będziemy gotowe do wyjścia. // 2. W jesienno-zimowym sezonie leją się u mnie litry herbaty. // 3. Zimowe nowości MLE Collection. // 4. Pierwsze świąteczne niuanse w mieszkaniu. //Jeśli jakimś cudem nie słyszałyście nigdy o René Goscinny, najsłynniejszym francuskim komikso-pisarzu, to z całą pewnością znacie "Mikołajka", czy chociażby Asterixa. Postacie, które wykreował, stały się już częścią europejskiej kultury. Tymczasem, jego córka, Anne Goscinny, udowadnia, że poczucie humoru może być dziedziczne i mimo wysoko postawionej przez ojca poprzeczki, naprawdę sprostała zadaniu. "Lukrecja" to dzisiejszy świat widziany oczami dwunastoletniej dziewczynki – warto nie tylko dać pociechom w prezencie, ale też przeczytać samemu. Biorę na wynos wszystko! Do Warszawy przyjechałam na ostatnią w tym roku sesję dla MLE Collection. Chciałyśmy pokazać Wam nowości w świątecznym anturażu.1. Aż zrobiłam się głodna na widok tej brioszki! // 2. Słodka biała czekolada i kwaskowata malinowa konfitura – nie ma lepszego połączenia! // 3. Wybieramy śniadanie.  // 4. Tu zawsze czeka się na stolik ;). // Dziewczyna z kawą (i z perłą też).Poranny zgiełk.1. Dywan z liści. // 2 i 3. Po śniadaniu ruszamy na kolejny dzień z MLE Collection. // 4. Ostatnie podmuchy jesieni. //

Śniadanie po francusku.

1. Puste wieszaki – sesja trwa!  // 2. Efekty niebawem. // 3. Święty Mikołaj nadchodzi! To białe na płaszczu to miał być śnieg. // 4. MLE Collection jest gotowe na karnawałowe szaleństwa. //Trochę świątecznego nastroju w listopadzie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. A tak serio, to w MLE Collection od dawna szykujemy dla Was idealne produkty na zimowe wyjazdy, Boże Narodzenie i Sylwestra. Ja wróciłam już z Warszawy i chociaż na choinkę w naszym mieszkaniu jeszcze trochę poczekamy (w tym roku wynegocjowałam datę 6 grudnia) to nastrój przyjechał ze mną do Trójmiasta.1. Ten sweter sprzedał się w rekordowym tempie. Nie było go już po 4 minutach. I chociaż jutro wchodzi do sprzedaży kolejna wersja kolorystyczna to… zdradzę Wam za miesiąc :). // 2. To już czas na świąteczne piosenki! // 3. Pierwsze prezenty spakowane. // 4. Światło –  najprostszy sposób na to, aby nasz dom wyglądał magicznie //Mała czarna to nasz nowy model, który idealnie będzie pasował na przedświąteczne spotkania, Wigilię i inne grudniowe okazje. Ja preferuję z wysokimi skórzanymi kozakami, ale świetnie będzie wyglądała także do sandałków czy szpilek. Tak. Moje mieszkanie pod wieczór wygląda zwykle właśnie tak ;). Nawet pluszowa lama ma dosyć. Robimy przegląd świątecznych ozdób, żeby w tym roku kupić ich znacznie mniej. 

Żegnam jesień z czułością i czekam na pierwszy śnieg. 

* * *

 

 

Sztuka Tworzenia Wspomnień, czyli fikcyjny Instagram, ścieżka dźwiękowa naszego życia i ukryty „look”.

   Nowadays, we feel the need to share our memories with people from outside of the circle of our nearest and dearest – the snapshots from our life are released to the world and we want as many people as possible to see them.  And since – which is totally natural – it is difficult to give up to strangers your weak points, disorderly house, or your worse profile, what we publish is really polished and smooth, not to say: staged. Instagram is filled to the brim with images that are supposed to convince others that our life is ideal. Bending under the pressure, we are starting to create perfect “pseudo-memories”, sometimes forgetting to really live through a given moment and engrave it in our mind as something exceptional.  

   What if we started a profile that would be invisible to others that would involve content that is important, and not necessarily nicely looking, to us. Later when looking at such photos, we would be surely filled with many more positive emotions than when we were filling the on-line space with images that were supposed to gather as many likes as possible. That was precisely the suggestion made by the author of  “The Art of Making Memories: How to Create and Remember Happy Moments”. Meik Wiking, as I’m talking about him, is a Danish writer and the CEO of the Happiness Research Institute in Copenhagen. Maybe you recall his first book – “The Little Book of Hygge: Danish Secrets to Happy Living”, which, in my opinion, is the best book created in reference to this famous cosy word. Probably because of the fact that Meik Wiking approached the topic in a scientific manner, but still he’s got great sense of humour and that’s why his work is so captivating.

* * *

   W dzisiejszych czasach mamy potrzebę dzielenia się wspomnieniami nie tylko z najbliższymi – kadry z naszego życia puszczamy w świat i chcemy, aby zobaczyło je jak najwięcej ludzi.  A ponieważ – co naturalne – ciężko jest pokazywać obcym swoje słabe punkty, bałagan w domu, czy gorszy profil, to nasze publikacje są zwykle wygłaskane, żeby nie powiedzieć: wyreżyserowane. Instagram wypełniony jest po brzegi obrazami, które mają zapewnić innych o tym, że nasze życie jest idealne. Uginając się pod presją, zaczynamy tworzyć perfekcyjne „pseudo-wspomnienia” czasem zapominając o tym, aby daną chwilę po prostu przeżyć i zapamiętać jako coś wyjątkowego.

   A gdyby tak założyć profil, którego nikt nie widzi i dodawać tam treści, które są dla nas ważne, a niekoniecznie ładne? Zerkając później na takie zestawienie z pewnością ogarnęłoby nas o wiele więcej pozytywnych emocji niż wtedy, gdy wrzucaliśmy coś po to, aby zgarnąć jak najwięcej lajków. Właśnie z taką propozycją wyszedł autor książki „Sztuka Tworzenia Wspomnień”. Meik Wiking, bo o nim mowa, to duński pisarz i dyrektor Instytutu Badań nad Szczęściem w Kopenhadze. Być może pamiętacie jego pierwszą książkę – „Hygge. Klucz do szczęścia”, która w moim przekonaniu jest najlepszą pozycją o tym słynnym przytulnym słówku. Pewnie dlatego, że Meik Viking podchodzi do tematu w sposób naukowy, ale ponieważ obdarzony jest dużym poczuciem humoru, czyta się to wszystko z wielką przyjemnością.

Z pewnością zapamiętałabym spotkanie z autorem książki na bardzo długo, jednak do Warszawy wciąż daleko, a w tym momencie najważniejsze są dla mnie inne wspomnienia – ten kto widzi, jak szybko rosną nasze pociechy na pewno mnie zrozumie :). Jeśli jednak będzie Wam po drodze, to już jutro (14 listopada) o godzinie 18:00 w warszawskim Empiku w Arkadii możecie poznać Meike'a Vikinga we własnej osobie – będą pytania do autora, podpisywanie książek i zdjęcia. 

   What is the book about? Each year, we live through a certain number of days. Some of them pass just like that without leaving any trace in our minds. Other days will be remembered forever. How come? And is there any way to recall beautiful moments from the past easier? Or – even better – be able to plan your time so that you can create as many stunning memories as possible? I remember when we were creating the playlist for our wedding reception – I was searching for songs as I wanted the playlist to be flawless. Right before the big day, we had been listening to it again and again and adding next songs pondering over their sequence. Each strategic moment of the wedding reception had its own selected song combinations. I don’t need to tell you that whenever we hear “Unforgettable” by Nat King Cole or “What the World Needs Now” or “Bye Bye Baby” on the radio we look at each other knowingly and we travel to the happy moments inside of our minds – my father’s speech, first dance, and Portos eating Zosia’s chocolate cake from the plate.

* * *

   Ale o czym w ogóle jest ta książka? Każdego roku przeżywamy określoną liczbę dni. Niektóre z nich miną, nie pozostawiając śladu w pamięci. Inne zapamiętamy na zawsze. Od czego to zależy? I czy jest jakiś sposób, aby łatwiej przywoływać piękne chwile z przeszłości? Albo – jeszcze lepiej – umieć zaplanować swój czas tak, aby tych wyjątkowych wspomnień było jak najwięcej? Pamiętam jak układaliśmy playlistę na nasze wesele – kilka tygodni wyszukiwałam piosenek, bo chciałam, żeby była idealna. Tuż przed wielkim dniem słuchaliśmy jej w kółko, dodawaliśmy kolejne kawałki i zastanawialiśmy się nad ich kolejnością. Do każdego strategicznego momentu imprezy mieliśmy dopasowane odpowiednie kombinacje piosenek. Nie muszę więc Wam mówić, że gdy dziś w radiu usłyszymy „Unforgettable” Nat King Cole'a, „What the World Needs Now” czy „Bye Bye Baby” od razu rzucamy sobie porozumiewawcze spojrzenia i momentalnie przenosimy się do szczęśliwych chwil – przemowy taty, pierwszego tańca i Portosa wyjadającego Zosi czekoladowe ciasto z talerza.

Kto woli szukać ubrań dla swoich dzieci niż dla siebie ręka w górę! Szara sukienka w delikatną kratkę pochodzi od marki Roe&Joe, która tworzy klasyczne ubranka dla dzieci z wielką dbałością o środowisko i ekologię, za co dostaje ode mnie wielkiego plusa. W asortymencie znajdziemy między innymi ubranka z lnu i bawełny organicznej, a kolekcja "Close to nature" wyprodukowana jest w 30% z nici z recyclingu. Marka stawia zatem na decyzje, które niosą długofalowe korzyści dla kondycji planety, a do tego tworzy unikatowe ubranka, które będą wyglądały pięknie na naszych pociechach. Zjarzyjcie koniecznie na ich stronę!

    Each happy event deserves a soundtrack, but the music that momentarily triggers emotions from the past is only the first of many Meik Wiking’s tricks. Surely, you are able to name the perfume name and brand that you will always associate with one person, or the smell of certain meals that allows you to see the most wonderful moments from your family home – our memory is the result of many complex processes, but some mechanisms are as simple like as two times two. Owing to the diverse stimuli engaging the senses, our memories become more intense and lasting. Usually, events land in our head based on a coincidence, but in the book, you’ll get a tested (and scientifically proven) way on how to create and remember the happy moments. And since it has been proven that the level of our satisfaction with life depends to an extent on whether we’re creating an optimistic narration about the past, I think that it’s worth testing the instructions provided by the Danish author.

* * *

    Każde szczęśliwe zdarzenie zasługuje na ścieżkę dźwiękową, ale muzyka, która na chwilę ożywia uczucia z przeszłości to tylko pierwsza z wielu sztuczek Meike'a Vikinga. Na pewno jesteście w stanie podać nazwę perfum, które na zawsze będą się Wam kojarzyć z jedną osobą, albo zapachy potraw, które sprawiają, że przed oczami stają Wam najcudowniejsze chwile z rodzinnego domu – nasza pamięć jest składową wielu skomplikowanych procesów, ale niektóre mechanizmy są proste, jak dwa razy dwa. Dzięki zróżnicowanym bodźcom, angażującym zmysły, nasze wspomnienia stają się intensywniejsze i trwalsze.  Zazwyczaj zdarzenia lądują w naszej głowie na zasadzie przypadku, ale w książce dostajemy sprawdzony (i udowodniony naukowo) sposób na to, jak kreować i zapamiętywać szczęśliwe chwile. A ponieważ udowodniono, że nasz poziom zadowolenia z życia zależy po części od tego, czy mamy lub tworzymy optymistyczną narrację o przeszłości, to myślę, że warto  przetestować instrukcje Duńczyka.

Co tu robią te kubki? Pamiątki, których często używamy, to podobno świetny sposób na to, aby szczęśliwe wspomnienia wracały do nas częściej. Każdy z tych kubków przywiozłam z innej podróży. 

    How, according to the author, to plan a simple, yet beautiful, day that we will remember for long? I used all of the possible mechanisms and last weekend, we went to the beach to fly a kite ("do something for the first time”), I took a thermos flask filled with tea accompanied by a great deal of extras (cinnamon, rosemary sprig, raspberry preserve) and my camera (photos are indispensable when it comes to recalling happy moments as looking at them allows us to sharpen the outlines of the blurred images). Despite the fact that it was the least windy day in Sopot’s history and the kite didn’t want to fly in the least, I’m sure that the rickety aerial tests, the photos, and the tea helped us, at least to some degree, to fulfil the task.

* * *

   Jak, według autora, zaplanować zwykły, ale piękny dzień, który zapamiętamy na długo? Ja wykorzystałam wszystkie możliwe mechanizmy i w ostatni weekend poszliśmy na plażę puszczać latawiec („zrób coś po raz pierwszy”), wzięłam do termosu herbatę z całą masą dodatków (cynamon, gałązka rozmarynu, konfitura malinowa”) i aparat (zdjęcia, jak nic innego, pomagają nam przywołać szczęśliwe chwilę, bo ich oglądanie poprawia kontur zatartych obrazów). Chociaż był to najmniej wietrzny dzień w historii Sopotu i latawiec nie chciał się wzbić nawet na pół metra, to jestem pewna, że dzięki tym koślawym testom powietrznym, zdjęciom i herbacie po trosze udało nam się wykonać zadanie.

A tu taki ukryty "Look of The Day" dla tych z Was, do których tematy lifestylowe nie przemawiają :). Płaszcz to prototyp MLE ale wciąż szukamy idealnego materiału (nie pojawi się wcześniej niż w 2020 roku), golf – MLE, spodnie – Mango (stara kolekcja), buty – Inuikii, chusta Moon Sling, czapka królik jest stąd. Moja czapka z kolei jest od polskiej marki Wool So Cool, która ma do zaoferowania przepiękne rzeczy wykonane na drutach. Dawno temu znalazłam Wool So Cool na Instagramie i zakochałam się w tych wełnianych skarpetach, czapkach i rękawiczkach. Jeśli Wy też kochacie warkoczowe sploty, pomponiki i naturalne przędze to mam dla Was 10% kod rabatowy na wszystkie czapki. Wystarczy, że użyjecie kodu MLE w podsumowaniu zakupów – śpieszcie się, bo czas macie tylko do 15 listopada! :)

  Apart from learning about how to create a positive autobiography in our heads, the book will also tell us on what weekdays people are the happiest, whether good memory fosters marital quarrels, and how Mcdonald’s uses our memories to sell more nuggets. I really liked the last chapter about how to plan a year that will bring us plenty of wonderful memories. As by coming back to the good moments and happy places, we are learning how to plan our further happy life path.

* * *

   Poza nauką kształtowania pozytywnej autobiografii w naszej głowie, z książki dowiemy się, w które dni tygodnia ludzie są najszczęśliwsi, czy dobra pamięć sprzyja małżeńskim kłótniom i w jaki sposób McDonald's wykorzystuje nasze wspomnienia, aby sprzedać więcej nuggetsów. Bardzo przypadł mi do gustu ostatni rozdział o tym, jak zaplanować rok z którego będziemy mieć masę cudownych retrospekcji. Bo wracając do szczęśliwych momentów i w szczęśliwe miejsca uczymy się planować dalszą, szczęśliwszą drogę przez życie.  

* * *

 

 

 

 

 

  

 

Last Month

 

   In the past, I thought that time was flying too fast. Now, I can see that in those times it had the speed of a snail – I can’t really believe how fast the last year, month, and week have passed. I treat it as a lesson and I enjoy each new “regular day”. In October, there were many such “regulars”, but my businesswoman spirit ensured me plenty of exciting events. Check out the photo summary of the last weeks and a considerable portion of autumnal colours.

* * *

   Kiedyś wydawało mi się, że czas płynie za szybko. Teraz z kolei widzę, że guzdrał się wtedy jak ślimak – nie mogę uwierzyć, jak szybko minął mi ostatni rok, miesiąc i tydzień. Traktuję to jako naukę i cieszę każdym nowym "zwykłym dniem". W październiku było takich "zwyklaków" sporo, ale dusza bizneswoman zadbała o to, aby wrażeń też nie zabrakło :). Zapraszam na zestawienie z ostatnich tygodni i sporą dawkę jesiennych kolorów. 

1. Gdy próbuję znaleźć balans między modą a swoim stylem. // 2. "Bo przecież od tyłu jestem niewidzialny…" // 3. Kto znajdzie smoczek na tym zdjęciu? // 4. Moda na beże dotarła też do mojego mieszkania…  //

Pakowanie walizki do Watykanu.

1. Zgodnie z protokołem. // 2. Tymczasem w Polsce – śnieg z deszczem. // 3. Makaron bezglutenowy z owocami morza. Więcej zdjęć z Rzymu znajdziecie tutaj. // 4. Mały nieporządek w samolocie. // Czekając na bardzo ważny moment. Trzy pokolenia na jednym zdjęciu.A Ty gdzie jesz swoją pizzę?Z głową w chmurach. Po magicznym dniu w Rzymie wracamy do jesiennego Sopotu.

1. Trochę nowości w mojej szafie. // 2. Ten piękny płaszcz ze złotymi guzikami niebawem pojawi się w MLE Collection. // 3. Jedno "selfie" w miesiącu nie zaszkodzi. Mój kraciasty płaszcz jest z Carry. // 4. Jeden łyk i od razu czuję, że mogę przenosić góry. //A tak wygląda moja garderoba, gdy jedziemy na sesję z nowymi produktami ;). 

1. Kawa, ciasteczka i… dużo pracy!  // 2 i 3. Jeśli wstajesz o 4 rano, aby dotrzeć do Warszawy przed 9 to rzucasz się na śniadanie niczym wygłodniały wilk. // 4. Cekinowa "mała czarna" – myślicie, że okaże się hitem podczas sylwestrowej nocy? //

Miałyście okazję zajrzeć do Cafe Bristol w Warszawie?  Macie już sukienkę na Sylwestra i świąteczne imprezy? Jeśli nie, to wstrzymajcie się jeszcze chwilę :). 

1. Jesienne niezbędniki. Zakupy w Charlotte to moja warszawska tradycja! // 2. Skutki niewyspania – plama na spodniach i wąsy z kawy. // 3. Warszawa. // 4. Kocham Trójmiasto ale… kocham też krem z białej czekolady. //

Chłodny jesienny poranek na Placu Zbawiciela. Po tym, gdy dodałam zdjęcie z tym płaszczem na Instagramie, zalała mnie fala pytań o to skąd pochodzi – to model z obecnego sezonu Carry. Na chłodne jesienne poranki – jak znalazł!

1. Z miłości do kawy. // 2. Mistrz (tym razem) pierwszego planu. // 3. Powrót do przeszłości. // 4. Lody śmietankowe – zniknęły szybciej niż się pojawiły. //

Wieczory poza domem to teraz rzadkość, ale… czasem jednak się zdarzają. Jamie to moje kulinarne guru. Uwielbiam oglądać jego programy i często korzystam z przepisów. Nic więc dziwnego, że najnowsza książka "Wege" ma już sporo śladów użytkowania ;). Powyżej kilka wybranych potraw, które skradły nasze brzuchy. 

Jamie Oliver i jego nowa książka "Wege" to idealna pozycja dla fanów tego autora, którzy z różnych pobudek postanowili ograniczyć spożywanie mięsa. 

1. To ostatni "Look of The Day" z niedzieli – dziś jestem ubrana prawie tak samo :).  // 2. Liściopad tuż za rogiem. // 3. Polska złota jesień – najpiękniejsza pora roku. // 4. Nowości od Chanel czyli Gabrielle Essence.  //To serum od Sensum Mare pokazywałam Wam już na blogu i mogę śmiało powiedzieć, że to mój kosmetyczny ulubieniec jesieni. Ja sama skorzystałam ze swojego kodu i kupiłam krem do twarzy, który pewnie będę dla Was jeszcze recenzować. Jeśli też macie ochotę z niego skorzystać to wystarczy, że wpiszecie MLE w trakcie dokonywania zakupów, a otrzymacie 20 procent rabatu (kod ważny jest do 10 listopada i dotyczy całego asortymentu). 

1. Moje ulubione beże i złota biżuteria od YES. // 2. Oprócz błękitnego nieba… // 3. Segregacja śmieci, a dokładniej poprawne segregowanie kartonów to jeden z tematów kolejnego odcinka Eco Story, który pojawi się na moim Instagramie jeszcze w tym tygodniu. // 4. Chaos. //

Ulubiona sąsiadka Portosa. Czy Wasz pies też zachowuje się tak jakby chciał pożreć wszystkie koty świata?1. Nie opadajcie za szybko, proszę!  // 2. Czym wypełnić paczki aby zabezpieczyć zawartość i nie niszczyć środowiska? Obserwujcie moje Instastories! // 3. Psie SPA, czyli ulubiona forma relaksu Portosa. To oczywiście żart – psa kąpiemy tylko w szczególnych okolicznościach. // 4. "Garść" mandarynek. Ledwo się powstrzymuję przed puszczeniem świątecznej płyty Micheala Bubble. 

Domowe biuro i odświeżony blat (dziękuję Kochanie!). 

1. Jeśli jeszcze zdarza mi się powiedzieć pod nosem „nie mam się w co ubrać” to znaczy, że właśnie szykuję się na imprezę. Ta bluzka jest z NA-KD. // 2. Moja mała porcelanowa kolekcja. // 3. Zapach wiecznie na czasie. // 4. Asia w szarym płaszczu z grubej wełny i z obciąganymi guzikami. Pasuje do wszystkiego. //          Sobotnie śniadanie do łóżka.   1. Mój przyjaciel. // 2. Już wiem czym będę pachnieć tej zimy. // 3. Kawa, raz! // 4. Ta piękna czerwona ściana już przeminęła, jesień tak szybko znika! //
Ulubiony sezon Friendsów, miękki koc, dwa kubki gorącej herbaty i jeden kawałek ciasta do podziałki. A w poniedziałek zarzekaliśmy się, że idziemy dziś na mega imprezę!Zbieramy grzyby, liście, kasztany i… no właśnie. Sprzątajmy proszę po naszych psach i nie bójmy się zwracać uwagi innym aby robili to samo. Pamiętajmy też, aby woreczki były biodegradowalne! To jedna z kilku rzeczy, o których zapomniałam napisać we wpisie o wynurzeniach instapsiejmatki. A tak w ogóle – to był najpopularniejszy artykuł na blogu w tym roku! 

W kolejnym zestawieniu "Last Month" krajobraz będzie już wyglądał nieco inaczej… Cieszmy się nim orkany dotrą do Polski!     

 

* * *

 

                       

5 faktów o Nim, czyli wynurzenia „instapsiejmatki”

   Precisely 3 years and 1 day ago, on the day of my 29th birthday, a certain crazy gentleman appeared in my life out of nowhere and brought slight havoc. Over that period of time, he has gathered a circle of fans and become an undeniable star of my Instagram. Besides, he was a star also in the domestic media – gossip magazines and websites often published photos taken by paparazzi in which he looked gorgeous – which surely made Kinga Rusin’s Czarek, a dog celebrity and spitz, envious.   

   It’s difficult for me to write about Portos without a pinch o salt. His crazy character, a range of very human-like behaviours, and the mania to stay in the centre of attention, make it literally impossible to stop making jokes about him – a day can’t pass without a burst of laughter while looking at his actions. Today’s post wasn’t supposed to be funny in nature. Portos has the most lovable dog’s heart in the world and I can’t really believe that I’ve got such a great friend by my side. That’s why I feel an obligation to write about all the positive and negative aspects of having a pet that aren’t really visible in the photos posted on the blog.  

   There’s been a lot of commotion concerning the trials and tribulations of motherhood in the press, not to mention the online world. Women are more often eager to tell about the shock that they faced when the small human being came into their lives, how much the small life changed their everyday routines, and how often they felt frustrated and overwhelmed with the new role. Almost each day during the time I was pregnant, I came across articles that made me think if it’s really that bad. My friends who had become mothers before me went on and on that I should think twice because having and bringing up a child is not Christmas time and despite the great effort to prepare myself for the task – I will be shocked regardless. Today, I can say that everyone was exaggerating a bit, but the truth is that the ominous admonitions had their fair share in the positive surprise that I experienced when the baby finally came into this world, and everything turned out to be so simple. The scatter of memes and corny articles about the tough life of mothers have certain merit – they allow us to imagine everything, along with the less pleasant elements, and it’s already the first step to tackle all challenges.  

   But why am I mentioning it in the post concerning my dog? Because it seems to me that the trials and tribulations of everyday routines are mentioned considerably less often. In case of a baby, we’ve got a legal obligation to live up to the new challenges. We need to get a hold of ourselves – end of story. In case of a dog, you don’t have such an obligation, and if taking care of it exceeds your possibilities, if you don’t think that through when it’s still time to do that and you approach the topic carelessly…you won’t have to face any legal implications. All negative consequences of being immature will be borne by our pet. Today, I’d like to present you with five facts about Portos that maybe be surprising for you because so far he has been perceived as a problem-free talented dog model. I won’t write beautiful stories – I’ll follow in the footsteps of the famous “instamothers” and I won’t sell you candy floss and unicorns. 

1. Breed.  

   I very often (to avoid saying that it happens every day) receive questions about Portos’s breed. I get shivers whenever I read such a message because I’m starting to think that people decide to get a Springer spaniel just because he looks “nice on Kasia Tusk’s blog”. I feel the obligation to answer an innocent reader in a two-page screed that if she is planning on having a dog, she should first consider which breed matches her lifestyle instead of looking for “inspiration” on Instagram. English Springer spaniel is not a dog for everyone. Portos is beautiful – that’s a fact, but we didn’t pick him only because of his appeal. First, we scrutinised various breeds for their characters and needs. We decided to choose a dog that would be an “accompanying” dog because since I work at home, it would be really nice to have some company. We also wanted the dog to accompany us in everyday errands and to be gentle to kids. Springer was a top match. I think, however, that the description of the breed should feature the types of people that would be a total mismatch for a given breed as the highlighted negative aspects would be most effective in terms of decision making. So English Springer spaniel won’t be a good choice for people who work outside their homes – those who leave in the morning and come back after eight hours. As I’ve already mentioned, it is an “accompanying” dog that cannot stay alone for more than three hours as he may simply start to rock the boat. Springer spaniels live to spend their time with humans and they suffer without them. They also need a lot of movement. Coming back to the screed that I send to readers who are potentially interested in having a Springer spaniel – on a few occasions, I heard that “it’s not a problem because we’ve got a home with a garden” as an answer. Well, we also have a garden, but it doesn't really matter for the dog unless we’re spending time there together. Maybe some of you have “guardian” dogs which were happy to spend hours by the gate and watch the neighbourhood, but spaniels are not like that at all – whenever he runs to the garden and sees that we’re not there, he’ll do anything to get back inside. Surely, he won’t do what dogs really need to do during a walk. An assumption that garden is an equivalent of a walk is futile. Please, don’t count on the fact that your dog will motivate you to change something and that you’ll take up jogging as a result. Maybe you should first start working out and only then take responsibility for another being.

* * *

   Dokładnie trzy lata i jeden dzień temu, w dniu dwudziestych dziewiątych urodzin, pewien zwariowany dżentelmen pojawił się w moim życiu i trochę w nim zamieszał. W ciągu tego czasu zdobył rzeszę fanów i stał się niekwestionowaną gwiazdą mojego Instagrama. Zresztą, zabłysnął również w krajowych mediach – tabloidy i portale plotkarskie nieraz publikowały zdjęcia paparazzi, na których wyglądał świetnie, co z pewnością wprawiło w zazdrość Czarka – szpica Kingi Rusin i psiego celebrytę w jednym.

    Ciężko nie pisać mi o Portosie z przymrużeniem oka. Jego zwariowany charakter, szereg bardzo ludzkich zachowań i mania bycia w centrum uwagi sprawiają, że właściwie nie da się z niego nie żartować – nie ma dnia abym nie wybuchnęła śmiechem obserwując jego dziwaczne zachowania. Dzisiejszy wpis nie miał być jednak zabawny. Portos ma najukochańsze psie serce na świecie i sama codziennie nie mogę uwierzyć w to, że mam tak wspaniałego przyjaciela u boku, ale właśnie dlatego, czuję się w obowiązku napisać też o kulisach posiadania czworonoga, których na uroczych blogowych zdjęciach po prostu nie widać.

   W prasie, nie mówiąc już o Internecie, w ostatnim czasie bardzo dużo mówi się o trudach macierzyństwa. Kobiety coraz chętniej opowiadają o tym, jakim szokiem było dla nich pojawienie się małego człowieka, jak bardzo dziecko zmieniło ich życie i jak często w związku z nową rolą i obowiązkami czuły się sfrustrowane i przytłoczone. Gdy byłam w ciąży właściwie codziennie natrafiałam na artykuł, po którym pytałam sama siebie czy naprawdę będzie aż tak źle. Moje koleżanki, które wcześniej ode mnie zostały mamami przez lata powtarzały mi, abym się dobrze zastanowiła, że posiadanie i wychowywanie dziecka to nie jest Boże Narodzenie i nieważne, jak dobrze się do tego przygotuję – i tak będę w szoku. Dziś mogłabym powiedzieć, że wszyscy bardzo przesadzali, ale prawda jest też taka, że te złowieszcze przestrogi przyczyniły się poniekąd do pozytywnego zaskoczenia, gdy w końcu powitaliśmy na świecie naszego bobasa i wszystko okazało się takie proste. Wysyp memów i łzawych artykułów o ciężkim życiu matek ma więc jakiś sens – pozwala nam wyobrazić sobie przyszłość wraz z wszystkimi jej średnio przyjemnymi elementami, a to pierwszy krok do tego, by sobie z nimi poradzić.

   Ale dlaczego wspominam o tym we wpisie o psie? Bo mam wrażenie, że o trudach rutyny życia ze zwierzęciem mówi się znacznie rzadziej. W przypadku dziecka mamy prawny obowiązek sprostać nowym wyzwaniom, musimy wziąć się w garść i tyle. W przypadku psa niestety nie ma już takiego obowiązku i jeśli opieka nad nim nas przerasta, jeśli czegoś zawczasu nie przemyśleliśmy, jeśli nieroztropnie podeszliśmy do tematu to… nic nam się nie stanie. Wszystkie negatywne konsekwencje naszej niedojrzałości ponosi niewinne stworzenie. Dziś chciałabym więc przedstawić pięć faktów o Portosie, które być może Was zaskoczą, bo do tej pory jawił się Wam jako bezproblemowy utalentowany psi model. Nie będę pisać laurki – pójdę w ślady słynnych „instamatek” i nie będę wam sprzedawać waty cukrowej i jednorożców.

  1. Rasa.

    Bardzo często (żeby nie napisać – codziennie) otrzymuję od Was pytania o to, jakiej rasy jest Portos. Zawsze przechodzi mnie dreszcz po przeczytaniu takiej wiadomości, bo od razu pojawia się u mnie myśl, że ktoś decyduje się na springera, tylko dlatego, że „tak ładnie wyglądał na blogu Kasi Tusk”. Czuję się wtedy w obowiązku odpisać Bogu ducha winnej Czytelniczce dwustronicowy elaborat o tym, że jeśli planuje posiadanie psa, to najpierw powinna zastanowić się nad tym do jakiej rasy pasuje jej tryb życia, a nie szukać „inspiracji” na Instagramie. Angielski springer spaniel nie jest psem dla każdego. Portos jest piękny – to fakt, ale nie wybraliśmy go ze względu na jego urodę. Najpierw bardzo dokładnie przestudiowaliśmy różne rasy pod kątem ich charakteru i potrzeb. Zdecydowaliśmy się na typ „towarzyszący”, bo skoro ja pracowałam z domu, to miło byłoby mieć wiernego kompana. Chcieliśmy też, aby towarzyszył nam w codziennym bieganiu, no i żeby był łagodny wobec dzieci. Springer pasował jak ulał. Myślę jednak, że w opisach ras lepiej byłoby pisać o tym, dla kogo dana rasa się nie nadaje, bo podkreślone negatywy chyba lepiej wpływałyby na nasze decyzje. A więc tak: angielski springer spaniel nie nadaje się dla osób, które pracują poza domem, czyli wychodzą rano i wracają po ośmiu godzinach. Jak już wspominałam, jest to „pies towarzyszący” więc nie może zostawać sam na dłużej niż trzy godziny, bo prawdopodobnie zacznie mocno rozrabiać. Springery żyją po to, aby być ze swoim człowiekiem, bez niego po prostu cierpią. Potrzebują też bardzo dużo ruchu. Wracając do elaboratu, który wysyłam Czytelniczkom potencjalnie zainteresowanym springerem – parę razy słyszałam po moim długim wywodzie na temat wymagań tej rasy, że „to nie problem, bo my mamy dom z ogrodem”. Otóż, my też mamy ogród, ale w tym wypadku nie ma on dla psa żadnego znaczenia, chyba że jesteśmy w tym ogrodzie razem z nim. Być może niektórzy z was mieli psy w typie „stróżującym”, które z radością siedziały przy furtce w ogrodzie przez godzinę i patrolowały okolicę, ale ze spanielem tak nie będzie – jeśli wybiegnie do ogrodu, to zaraz po tym, jak zorientuje się, że nas w nim nie ma, zrobi wszystko aby wrócić z powrotem do środka. Z całą pewnością nie załatwi swoich potrzeb. Założenie, że posiadacze ogrodu bedą mogli odpuścić spacer jest błędne. Proszę, nie liczcie też na to, że to pies zmotywuje Was do zmiany i dzięki niemu zaczniecie uprawiać codzienny jogging. Może jednak najpierw przełamcie się do ćwiczeń, a dopiero potem bierzcie odpowiedzialność za inne stworzenie.  

2. Dog and child.

   It’s time for the first complaint on my side – we were ready to take a very lively dog that requires care and a lot of movement and we made sure that our family will be happy to accept Portos at their homes for the time we are on trips and we also meticulously participated in his training. We thought that we won’t be surprised by anything, but when I became pregnant, the everyday five-kilometre jog around the woods with Portos pulling the leash like an Audi R8 started to be a nuisance. My husband had to come back from work earlier to take Portos out and I sometimes asked my mum for help when she was in Poland and we got along somehow, but that was another lesson that the dog has certain impact on our life and can complicate it at times. Even though Portos always had contact with small children and was great around them, we were slightly afraid if he might be envious when we come back home with a newborn as up to that point he had us all to himself. We asked uncle Google and read articles that gave us clear guidelines on how to behave in certain situations. We thought that in the beginning we should introduce new rules, but it allegedly was the worst option that we could choose. At the very beginning, you need to be even more emotional and sympathetic to the dog than before, give him many treats, and give much attention. The aim is simple – the child should be associated by the pet with something positive so he should think that his life has been improved owing to the new situation. It had a great outcome in our case. However, we should be aware of a few things. First and foremost, we shouldn’t leave the dog and the newborn alone – dog’s fur and long ears are very tempting for little sticky hands and even though we care for our baby, we should also take our dog’s comfort into consideration. Even though he won’t bite the child and won't bark when the baby tugs his tail, he can feel hurt owing to the lack of our reaction. Animals are perfect at noticing the moment when we stop carrying for their dignity. We should teach our children to have respect for them from the very beginning (if you don’t know how to get down to that, you can read this book – it’s wonderful and I read it with great pleasure).

* * *

2. Pies i dziecko.

 Czas na pierwszy lament z mojej strony – byliśmy gotowi na psa żywiołowego, wymagającego pielęgnacji i ogromnej porcji ruchu, upewniliśmy się, że nasza rodzina z przyjemnością przyjmie Portosa pod dach w czasie wyjazdów i skrupulatnie chodziliśmy na szkolenie. Wydawało się nam, że nic nas nie zaskoczy, ale gdy zaszłam w ciążę, to codzienny pięciokilometrowy bieg po lesie z ciągnącym niczym audi R8 Portosem zaczął być pewnym problemem. Mąż musiał szybciej wracać z pracy tylko po to, aby wyprowadzić Portosa na spacer, czasem prosiłam o pomoc moją mamę, jeśli akurat była w Polsce i jakoś sobie z tym poradziliśmy, ale była to dla nas kolejna lekcja, że pies ma wpływ na nasze życie i czasem może je skomplikować. Chociaż Portos od zawsze miał kontakt z małymi dziećmi i zachowywał się przy nich wzorowo, to trochę obawialiśmy się tego, czy nie będzie zazdrosny, gdy przyjdziemy do domu z noworodkiem, bo dotąd miał nas tylko dla siebie. Naprzeciw wyszedł nam wujek Google i artykuły, które w jasny sposób określały, jak powinniśmy się zachować. Wydawało się nam, że na początku trzeba wyznaczyć nowe reguły, ale podobno był to najgorszy z możliwych pomysłów. Na samym początku trzeba bowiem być dla psa jeszcze bardziej kochanym niż wcześniej, dawać mu dużo smakołyków i poświęcać sporo uwagi. Cel jest prosty – dziecko w domu ma kojarzyć się naszemu pupilowi z czymś pozytywnym, powinien mieć wrażenie, że jego życie stało się dzięki temu jeszcze lepsze. U nas zadziałało to genialnie. Nauka powinna jednak iść z dwóch stron. Przede wszystkim, nigdy nie należy zostawiać psa i niemowlaka samych – dla małych lepkich rączek psia sierść i długie uszy są niezwykle nęcące i chociaż najbardziej obawiamy się o bezpieczeństwo malucha, to trzeba wziąć pod uwagę również komfort psa. Nawet jeśli nie ugryzie i nie zawarczy po szarpaniu za ogon, może czuć się urażony brakiem naszej reakcji. Zwierzęta świetnie wyłapują moment, w którym przestajemy dbać o ich godność. Szacunku do nich powinniśmy uczyć nasze dzieci od samego początku (gdybyście nie umieli się za to zabrać to polecam tę książkę – jest genialna i sama przeczytałam ją z dużą przyjemnością).

A to książka, której reklamę zobaczyłam na Facebooku i od razu napisałam do Wydawnictwa Literackiego z prośbą o egzemplarz recenzecki. "Skąd przyszedł pies" Doroty Sumińskiej to pasjonująca opowieść o bardzo długiej drodze, jaką przeszedł wilk by stać się psem. Tak naprawdę nie szedł sam, bo prowadził go człowiek. Ich podróż trwała tysiące lat i była pełna nie zawsze miłych przygód. "Skąd przyszedł pies" to przykład książki popularnonaukowej w najlepszym wydaniu i bardzo cieszę się, że mam już w swojej biblioteczce. Przeczytane od deski do deski. 

3. Instagram vs. real life. 

   Portos is our best friend and a family member, but the truth is that he sometimes is a bit nagging. It’s really cool that he is able to model – in most cases, it’s really funny, but it often happens that he doesn't allow me to do any work whatsoever. Whenever he sees that I’m taking some photos, you can’t really move him away from my leg. Portos is the “accompanying” type and it sometimes seems to me that it’s rather an “accompanying-nagging” type as his main aim is not to be with me, but to do e x a c t l y what I’m doing at the very moment. Plus, he wants be to play with a really wet ball (that I’m supposed to throw – of course), and if by some chance I can’t really do that, he will do anything to sit by the item on which I’m focusing my attention at the moment. It doesn't matter if it’s a laptop, a book, a mobile phone, a meal, eye shadows, or meticulously arranged items that have been prepared for a photo. He also have irrepressible energy deposits, he wants to bite everyone who is knocking on our door, he doesn’t allow us to take lone trips to the bathroom (you need to lock the door as he has mastered the art of door opening), and he thinks that we should always take a shower together. He won’t fall asleep without his beloved ball (when he is sleepy, he first needs to find it and then lay it on his bed right beside him). If I am late with feeding him for ten minutes, I can expect a phone call from my neighbours as you can hear a horrifying groaning on the staircase. And one more thing. If you think that newborns wake up very early, you should come by my place.

* * * 

3. Instagram vs. Prawdziwe życie.

  Portos jest naszym najlepszym przyjacielem i członkiem rodziny, ale prawda jest też taka, że mocno daje nam w kość. Fajnie, że lubi pozować – w większości sytuacji jest to zabawne, ale często zdarza się, że nie pozwala mi na wykonanie pracy. Gdy tylko widzi, że szykują się jakieś zdjęcia właściwie nie da się go odkleić od mojej nogi. Portos to typ „towarzyszący” ale czasem mam wrażenie, że jest to raczej typ „towarzysząco-zamęczający”, bo nie tyle chce być ze mną, co chce robić  d o k ł a d n i e  wszystko to co ja, plus bawić się w tym czasie obślinioną piłką (którą oczywiście ja mam rzucać), a jeśli z jakiegoś powodu nie mogę mu na to pozwolić, to po prostu robi wszystko, aby usiąść na przedmiocie, na którym skupiona jest moja uwaga. Nieważne czy jest to laptop, książka, telefon, obiad, cienie do oczu, czy skrupulatnie ułożony kolaż do zdjęcia. Ma też niespożyte pokłady energii, chce zagryźć każdego kuriera pukającego do naszych drzwi, nie uznaje samotnych wycieczek do łazienki (trzeba się przed nim zamykać na klucz, bo perfekcyjnie opanował otwieranie drzwi) i uważa, że prysznic powinniśmy brać zawsze razem. Nie zaśnie bez swojej ukochanej piłki (gdy jest już śpiący to musi ją znaleźć i razem z nią ułożyć się na posłaniu). Jeśli spóźnię się z podaniem mu karmy o dziesięć minut, to mogę spodziewać się telefonu od sąsiadów, bo na klatce schodowej słychać przeraźliwe jęki. Acha, i jeszcze jedno. Jeśli wydaje się Wam, że to niemowlaki wcześnie wstają, to zapraszam do nas.

4. Maintenance and grooming cost.  

   What’s most important for every dog is the presence of his owner and, of course, food (a lot of food), and even more food. And since we are talking about the greatest passion of our pets, please let me tell you a few things about it. From the time Porti (as that's what we nicknamed him) appeared at our house and became an influencer dog, we have received many advertising offers concerning dog food. And even though it might seem that the remuneration can buy us a three-week trip to the Maldives, I wouldn’t sleep at night as I don’t want to recommend something about which I’m not 100 % sure (or rather something about which I’m 100 % sure ;|). The Maldives have to wait. I’m not sure that the feed that we chose is the best, but its composition doesn’t raise any concerns (Farmina). However, if you have something great to recommend, I’ll be glad to take a look at your choices. The monthly cost of Portos’s feed is around PLN 150. Another thing to add is treats and bones (around PLN 30).

* * *

4. Koszty utrzymania i pielęgnacja.

   Dla każdego psa najważniejsza jest obecność jego ukochanego człowieka i oczywiście jedzenie (dużo jedzenia) oraz jeszcze więcej jedzenia. A skoro już mowa o największej pasji naszych czworonogów, to dajcie przekazać mi kilka zdań na ten temat. Od czasu, gdy Porti (bo tak go pieszczotliwie nazywamy) zawitał w naszych progach i stał się psim influencerem otrzymałam wiele propozycji reklamowania karm. I chociaż moglibyśmy za wynagrodzenie wyjechać na trzy tygodnie na Malediwy, to nie spałabym potem spokojnie, bo nie chcę polecać czegoś, czego nie jestem pewna w stu procentach (a raczej czegoś, czego jestem w stu procentach niepewna ;|). Malediwy muszą poczekać. Nie jestem przekonana, że karma którą wybraliśmy jest najlepsza, ale jej skład nie wzbudza póki co moich podejrzeń (Farmina). Jeśli jednak Wy macie coś ekstra do polecenia, to chętnie zapoznam się z Waszymi typami. Miesięczny koszt karmy Portosa to około 150 złotych. Do tego dochodzą smakołyki i kości (około 30 złotych).

    Food is not the only expense. Springer spaniel’s hair doesn’t only require combing (at least once a week), but also very meticulous grooming and cutting. Once every three months, we need to make an appointment with at a dog’s hairdresser (around PLN 200). Portos likes getting into trouble (I’ll just mention that he once swallowed rats bane), but even without it, you should count at least PLN 500 per year for veterinary care. Cosmetics are only details as they last for even up to one year. These include shampoo, natural conditioner that guearantees easy combing, or cream for the nose and paws that is great for frosty weather. Of course, we bathe our dog only when it’s really necessary – for example, when (like last year) he rolls in sprat and mackerel heads that were left by a nice lady for the cats by our house (best regards).  

   Portos loves bathing. He acts as if he was in a SPA – he is very calm and pleasantly squints his eyes when we are pouring warm water over his fur. He let us bathe him very thoroughly, but even so we can’t bathe him just because he enjoys it. We choose natural and delicate cosmetics, and we never use human cosmetics as allergy is guaranteed then. If you don't have a special dog’s shampoo at home, it’s better to use water alone (which might be insufficient in case of fish heads).

* * *

   Jedzenie nie jest jadnak jedynym wydatkiem. Sierść springer spaniela wymaga nie tylko czesania (minimum raz w tygodniu) ale także bardzo dokładnego furminowania i przycinania. Raz na trzy miesiące musi więc udać się do psiego fryzjera (około 200 złotych). Portos lubi pakować się w tarapaty (wspomnę tylko o tym, że kiedyś połknął trutkę na szczury) ale i bez tego, trzeba liczyć około 500 złotych rocznie na opiekę weterynaryjną. Drobiazgiem są kosmetyki, takie jak szampon, naturalna odżywka ułatwiająca rozczesywanie czy maść na nosek i łapki, która przydaje się w mrozy, bo kosmetyki starczają nam nawet na rok. Psa kąpiemy oczywiście tylko wtedy, kiedy trzeba – na przykład, gdy (tak jak w zeszłym tygodniu) wytarza się w głowach szprotek i makreli, które pewna miła pani zostawiła kotom przed naszym domem (ślemy pozdrowienia).

   Portos kocha kąpiele, zachowuje się w trakcie tak, jakby był w SPA – jest bardzo spokojny, przymyka oczy, gdy polewam go ciepłą wodą i daje się bardzo dokładnie umyć, ale tak czy siak nie możemy kąpać psa dla jego przyjemności. Wybierzmy też naturalne i delikatne kosmetyki i nigdy nie używajmy tych dla ludzi, bo alergię mamy jak w banku. Jeśli nie posiadamy specjalnego szamponu dla psa lepiej użyć samej wody (co w przypadku rybich głów może nie wystarczyć).

Zawartość kosmetyczki Portosa jest dosyć skromna, ale wystarczająca. Na zdjęciu widzicie dwa produkty od marki Totobi – szampon i mydło ochronne. To jedyna naturalna marka kosmetyczna dla psów, jaką znalazłam. Poza tym, że produkty nie wywołują u Portosa nawet najmniejszego swędzenia, to dodatkowo ciężko jest nie rozpłynąć się na widok napisu na opakowaniu – "testowane na ludziach". 

5. Breeding.  

   If you decide for a pedigree dog (first, you can check out the profile GrosikdlaSpaniela whose main purpose is to search for homes for numerous spaniel-like dogs), I’d like to ask you for something – please scrutinise the place that breeds the dogs and choose only those that would take the time to check you as well. If the breeder is not interested in the future owners of his dogs, it means that he’s a bogus breeder. In order to become Portos’s owners, we had to write something similar to a covering letter, describe the conditions in which we live, take at least two trips to the place, and sign a very detailed agreement. Why am I mentioning it? As illegally operating places breed the greatest number of suffering dogs. Everyone who comes across such as practice of delivering the puppy to his future owner or has any concerns as to the legitimacy of a given place has the moral obligation to report it to the police. If you think that you may cause unnecessary trouble to the person whose beloved dog has given birth to a litter of puppies or who travelled half of Poland to bring you your dream dog, I should cool you out right away – unfortunately, the police reacts only in critical situations when all norms of humanitarian behaviour towards animals are being broken. If you come across such a place, you shouldn’t convince yourselves that by buying a puppy you're saving its life – you’re saving only that one, but in fact you are contributing to the suffering of hundreds of others.  

   It’s a fact that a puppy from a legal place won't ever be cheap, but if you are only led by its price (which is uncool in the first place), remember that careless and mass breeding of dogs will always have an impact on a dog’s health and generate greater costs in the future. Legal breeding places can be found on the website of the Polish Kennel Club.   

   Maybe you’re wondering why a pleasant lifestyle blog publishes a post that is an anti-advertisement of my own dog. And I really wouldn’t like to contribute to the fashion for a certain dog breed as it never has a happy ending for the dogs themselves (it’s enough to give the example of bulldogs that sacrificed their health for the price of popularity). Of course, Portos looks like the most well-behaving spaniel in the world in the blog photos, but usually, he requires a lot of time and attention. It sometimes happens that he’s really troublesome and, surely, he’s not a pretty toy that’s supposed to entertain the owner.  There are differences between dogs in terms of their character and needs, but all of them, without exceptions, need love and care. The decision about having a dog should be very well thought through. Each person should understand that it’s a great responsibility and that they should never ever leave their friends.

* * *

5. Hodowla.

   Jeśli zdecydujecie się na psa rasowego (wcześniej możecie sprawdzić profil GrosikdlaSpaniela, który szuka domów dla różnych spanielowatych psów) to mam do Was gorącą prośbę – zawsze sprawdźcie hodowlę, albo raczej wybierzcie tylko taką, która będzie chciała sprawdzić też Was. Jeśli hodowca nie interesuje się tym, do kogo trafi jego szczenię, to znaczy, że żaden z niego hodowca. Aby stać się właścicielami Portosa musieliśmy napisać coś w rodzaju listu motywacyjnego, opisać warunki w jakich mieszkamy, minimum dwa razy odwiedzić hodowlę i podpisać bardzo szczegółową umowę. Dlaczego o tym piszę? Bo najwięcej cierpiących zwierząt bierze się z nielegalnie prowadzonych pseudohodowli. Każdy kto spotkał się z procederem dowożenia szczeniaka do kupującego lub ma jakiekolwiek obawy co do legalności danej działalności ma moralny obowiązek zgłosić to zdarzenie na policje. Jeśli obawiacie się, że niepotrzebnie wpędzicie w kłopoty panią, której ukochana suczka się oszczeniła, albo miłego pana, który przejechał pół Polski, żeby przywieźć Wam wymarzonego pieska, to od razu Was uspokajam – niestety policja reaguje tylko w krytycznych sytuacjach, w których łamane są wszelkie normy humanitarnego traktowania zwierząt. Jeśli traficie kiedyś do takiego miejsca to nie wmawiajcie sobie, że kupując szczeniaka go ratujecie – tego jednego tak, ale w gruncie rzeczy przyczyniacie się do cierpienia setek innych.

   To prawda, że szczeniak z dobrej hodowli nigdy nie będzie tani, ale jeśli wybierając psa kierujecie się jego ceną (co moim zdaniem jest z założenia niefajne) to pamiętajcie, że nierozważne i masowe rozmnażanie zawsze odbije się na jego zdrowiu, a tym samym wygeneruje większe koszty w przyszłości. Sprawdzone hodowle zawsze znajdziecie na stronie Związku Kynologicznego w Polsce (ZKwP i nie inaczej ;)).

    Być może zastanawiacie się, dlaczego na miłym blogu lifestylowym publikuję tekst będący antyreklamą własnego psa. A ja naprawdę nie chciałabym przyczynić się do wykreowania mody na konkretną rasę, bo to dla zwierzaków zawsze źle się kończy (wystarczy podać przykład buldożków, które zapłaciły zdrowiem za swoją popularność). Owszem, Portos na blogowych zdjęciach wygląda, jak najgrzeczniejszy spaniel świata, ale na co dzień wymaga od nas naprawdę sporo czasu i uwagi, zdarza się, że bywa nieznośny i z całą pewnością nie jest ładną zabawką, która ma dostarczyć właścicielowi samych przyjemności.  Psy bardzo różnią się od siebie i mają różne wymagania, ale wszystkie, bez wyjątku, potrzebują miłości i opieki. Decyzja o posiadaniu psa powinna być bardzo dobrze przemyślana. Każdy człowiek powinien zrozumieć, że to wielka odpowiedzialność i nigdy przenigdy nie może opuszczać swojego przyjaciela.

* * *

 

 

 

 

 

Look of The Day – Roman memories

leather shoes / skórzane buty – RYŁKO

my mom's coat / beżowy płaszcz mamy – Zara 

trousers & sweater / spodnie i sweter – MLE Collection

bag / torebka – CHANEL 

    I publish today’s Look of the Day post with only a few photos of Rome, which I visited last week. This super short trip (I spent only 38 hours in the capital of Italy) had a very exceptional aim – together with my family I participated in an audience with Pope Francis – and it was a huge experience as you can imagine.   

   The problem was that I caught the flu on the day before and I felt really mediocre for the whole time (which is probably visible in the photos), but I never parted with my camera nonetheless. Despite the fact it was really beautiful in Rome weather-wise, I felt shivers running down my spine all the time and I had to put my mum’s coat on top of my cashmere sweater. As usual, I wanted to see everything, but we were quickly running out of time so we just visited Tonnarello Restaurant, about which I had read in the guide, and took a short run around the main landmarks in the late afternoon. Apart from the already mentioned coat, I also wore a black set, my favourite handbag, and my dream moccasins – elegant, borrowed from a men’s wardrobe, and still very very comfortable.

* * *

   Dzisiejszy wpis z cyklu "Look of The Day" pozwoliłam sobie połączyć z dosłownie kilkoma zdjęciami Rzymu, do którego zawitałam w poprzedni weekend. Ten ultrakrótki wyjazd (w stolicy Włoch spędziłam zaledwie 38 godzin) miał wyjątkowy cel – wraz ze swoją rodziną uczestniczyłam w audiencji u Papieża Franciszka, co jak łatwo się domyślić, było nie lada przeżyciem. 

   Pechowo dzień wcześniej złapała mnie grypa i przez cały wyjazd czułam się kiepsko (co chyba widać na zdjęciach) ale z aparatem i tak się nie rozstawałam. Choć w Rzymie pogoda była piękna, to mnie co chwilę przechodziły dreszcze i na swój kaszmirowy sweter musiałam założyć jeszcze płaszcz pożyczony od mamy. Jak zwykle chciałam zobaczyć wszystko, ale czasu było tak niewiele, że późnym popołudniem popędziliśmy tylko do restauracji Tonnarello, o której czytałam w przewodniku i przeszliśmy się po Zatybrzu. Poza wspomnianym wcześniej płaszczem mamy, miałam na sobie czarny zestaw, ulubioną torebkę i wymarzone mokasyny – eleganckie, w męskim stylu i jednocześnie bardzo, bardzo wygodne. 

Last Month

    When I was uploading photos for today’s post, it was hard for me to believe that so many things happened over the last few weeks. I selected and deleted some of the photos to avoid boring you (in the beginning, there were more than 130 of them), but it still seems to me that this time the September “Last Month” is a cluster of many random events, strange dishes, and places – one cannot help the feeling that no two photos match each other. The truth is that this chaos is quite a nice representation of reality ;). Check out a few (or rather a few dozen) snapshots from the first autumn days. Crazy but at the same time absolutely exceptional :).

* * *

   Gdy wgrywałam zdjęcia do dzisiejszego wpisu ciężko było mi uwierzyć, że tyle się w ciągu tych kilku tygodni wydarzyło. Zrobiłam selekcję i usunęłam trochę zdjęć aby Was nie zanudzić (na początku było ich ponad sto trzydzieści) ale i tak wydaje mi się, że tym razem wrześniowy "Last Month to zbitek wielu przypadkowych zdarzeń, dziwnych potraw i miejsc – ciężko oprzeć się wrażeniu, że nic do siebie nie pasuje. Prawda jest tak, że ten chaos w sumie dobrze odwzierciedla rzeczywistość ;). Zapraszam na kilka (albo raczej kilkadziesiąt) ujęć z pierwszych jesiennych dni. Szalonych, ale jednocześnie absolutnie wyjątkowych :). 

James Beard, wybitny amerykański kucharz powiadał, że „jedynym powodem, dla którego suflet opada, jest to, iż wyczuwa nasz strach przed opadnięciem”. Ja musiałam być więc przerażona…Suflet cytrynowy opadł, ale w smaku był przepyszny. 

Praca z niemowlakiem na kolanach to trudne zadanie. Moje biuro wędruje więc po mieszkaniu wraz z ulubionymi zabawkami i Portosem oczywiście, który wszystkiego musi zawsze pilnować. 

Drobne przyjemności, gdy wena ucieka. Słodycze zawsze inspirują :D.Jakiś czas temu wspominałam na Instastories o nowej usłudze dla wszystkich moli książkowych. Jeśli skorzystacie z Empik Premium to możecie co miesiąc otrzymać do 15% rabatu na zakupy w salonach i do 20% specjalnej zniżki w sklepie online. To nie wszystko – w ofercie są też audiobooki i ebooki za 0 zł. Gdy ostatnio wybraliśmy się do kina na "Pewnego razu w Hollywood" okazało się, że użytkownicy tej usługi mają też zniżkę w kinie Helios.
A tu jeden z moich ukochanych widoków. Po roku wróciliśmy do naszej Prowansji. Wyjazd był krótki, ale naprawdę niezapomniany.Śniadanie jak z filmu.1. Chateau des Alpilles to miejsce dopracowane w każdym szczególe. // 2. Ślady po dziesiątym croissancie. // 3. Śniadanie dla trzech osób ;) // 4. Ta para! Mieliśmy szczęście i kilkoro naszych przyjaciół do nas dołączyło. //Śniadanie jest teraz prawdziwą żonglerką, bo co chwilę coś próbuje spaść ze stołu ;). 
1. Wymarzone miejsce na kolacje. // 2. Wizyta w winiarni. // 3. Gdy ze wszystkich sił chcesz, aby czas się zatrzymał. // 4.Taki wybór a ty nadal nie możesz wypić nawet łyka. //Są miejsca, do których zawsze chcesz wrócić. 1. Kiedyś byłyśmy młode i piękne. Teraz jesteśmy już tylko młode :D. // 2. Zdrowie! // 3. Widok w czasie śniadania. // 4. To się nazywa kolekcja! // Strój, który mam na sobie znajdziecie w tym wpisie.1. Espadryle to kwintesencja prowansalskiego stylu. // 2. Ciekawe, czy to będzie dobry rocznik… // 3. Winorośla dojrzewające w słońcu. // 4. Testowanie. // Wino z etykietą CP mogliście zobaczyć w filmie "Dobry rok". Cena nie jest jeszcze całkiem szalona – można kupić na specjalną okazję.1. Kapliczka. // 2 i 3. Jedno euro i tyle radości. // 4. Szukamy lodziarni. //I wracamy do domu. W ciągu kilku dni naszej nieobecności Sopot z zatłoczonego kurortu zmienił się w ciche i spokojne miasteczko. 1. Jedna z propozycji strojów z tego wpisu na długie jesienne dni. // 2. Biała koszula – ile sztuk macie? Nosicie do pracy czy wręcz przeciwnie? Ja naliczyłam pięć. // 3. Nie było łatwo, ale udało się! O tym jak ujarzmiłam światło w moim mieszkaniu możecie przeczytać w tym wpisie. Przeczytacie w nim też o tym, jakie lampy wybrałam i dlaczego nie były tak drogie. // 4. Jak zwykle na Jego życzenie – chałka w mleku i jajku. //Molo w Orłowie już nieco jesienne.

Ulica Długa w Gdańsku coraz piękniejsza.

To się nazywa porządny zapas! Wiem, że wiele z Was nie wyobraża sobie pielęgnacji właśnie bez wody micelarnej. Z przyjemnością podaję Wam więc kod rabatowy dający 20% rabatu na całą ofertę Synchroline na stronie dermakrem.pl. Wystarczy użyć kodu: SENSICURE do dnia 17 października (rabat nie łączy się z innymi promocjami). W tym sklepie znajdziecie właśnie tę aktywną wodę micelarną Sensicure psychio water system. Jest przeznaczona dla skóry wrażliwej, działa kojąco i zapewnia długotrwałe nawilżenie. Na pewno się u Was sprawdzi.I kolejna wyprawa. W drugiej połowie września wyrwałyśmy się z Trójmiasta do Ciekocinka, aby przygotować zdjęcia z nowymi modelami MLE Collection. W kartonie mamy ułamek tego, co znajdziecie w jesienno-zimowej kolekcji.Widok na padok. Ta dzianinowa tunika okazała się totalnym hitem. Ledwie weszła do sklepu a już jest prawie wyprzedana.
1. Mimo, że daleko to tak blisko. Tego dnia Portos został w Trójmieście, a jednak udało mi się znaleźć jego podobiznę i zatęsknić za tym łobuzem. // 2. To właśnie tutaj odbyła się sesja jesienno-zimowej kampanii MLE Collection. Pałac w Ciekocinku naprawdę warto odwiedzić. // 3. Rekwizyty. // 4. Nie ma to jak krótka wizyta w bibliotece ;). //Jeśli planujecie nakręcić film, którego akcja rozgrywa się na początku XX wieku to właśnie znalazłyście idealną lokalizację. 
1. Płaszcz już się wyprzedał, ale ten beżowy sweter jeszcze czeka na swoją premierę. Bądźcie czujne!  // 2. Jedna z tych książek to stuletnie wydanie Don Kichota! // 3. Znalezione podczas spaceru. // 4. Domek "prawie" na drzewie. //

1. Wszystko spakowane? // 2. Faworyt był w tej sesji zdecydowanie najwytrwalszym modelem. // 3. Ręcznik na głowie to już chyba prawdziwe instagramowe cliche ;). // 4. Kolejne zakamarki pałacu. //

Cały backstage możecie cały czas zobaczyć na moim Instagramie w zapisanych relacjach. 
To był naprawdę długi dzień :).                      Bezglutenowy makaron w Serio.         1. Ulubieni goście zawsze mile widziani. Rozwiązujemy quiz o kosmosie. // 2. "Dary Natury" na Kolibkach. // 3. Dywan z liści. // 4. Zjadłabym wszystkie, ale wypada się podzielić. //Kurtka ma ponad pięć lat, sweter cztery, kalosze tak samo, a chustę noszę już nie wiem ile sezonów. Ta ostatnia wciąż jest w sprzedaży – uwielbiam ją, bo jest lekka i jednocześnie bardzo ciepła – w stu procentach z kaszmiru. Jeśli chciałybyście sprawić sobie taką samą, to mam dla Was kod rabatowy. Wystarczy, że użyjecie wpiszecie MLEJESIEN19 a otrzymacie 20% zniżki na całą kolekcję w MINOU Cashmere (kod ważny do 7 października).
Chciałabym napisać, że o tej godzinie dopiero się budzę, ale to nie byłaby prawda ;)                  Taki niepozorny był ten "look", a jednak trafił do pierwszej trójki najpopularniejszych wpisów miesiąca. Znajdziecie go tutaj.  

1. A tutaj kolejny w tym miesiącu pieczony naleśnik czyli "Dutch baby". Przepis znajdziecie tutaj. Pierwsze Czytelniczki już dały mi znać, że wyszedł super. // 2. Bezglutenowa owsianka z jabłkiem i cynamonem. 3. Moje ulubione półki w mieszkaniu. // 4. Zbiory zebrane w ostatni weekend. //

Gdy o 5.40 rano wiesz, że to jest już ostateczne przebudzenie to pozostaje ci tylko zapakować całą ekipę do samochodu i ruszyć na grzyby. W ten weekend w trójmiejskich lasach było chyba więcej grzybiarzy niż grzybów (a tych drugich też było sporo) ale my mamy swoje miejscówki. Chociaż z pełnego kosza została może 1/3 to w całym mieszkaniu pachnie teraz grzybowym risotto. Pamiętajcie, aby w lesie psa trzymać zawsze na smyczy (Portos, niczym świnia na trufle wywęszył kilka borowików) i nie wjeżdżać do niego autem.

Mój ulubiony kolor to październik ;). 

Cały zestaw (poza liściem) to oczywiście MLE.Ktoś tu ma już strój na jesienny bankiet ;). Sarenka, króliczek i wiewiórka – to właśnie takie zwierzątka zdobią sukienkę z najnowszej kolekcji marki Little Vintage.Najpiękniejszy bukiet na pożegnanie lata i przywitanie jesieni.W pierwszej chwili pomyślałam o tym, że ta książka nie jest dla mnie, ale po przeczytaniu kilku stron zmieniłam zdanie. ​A skoro już mowa o książkach to mam dla Was kolejną pozycję, która umili Wam długie chłodne wieczory. "Lekcje. Moja droga do dobrego życia"  autorstwa pięknej i znanej na całym świecie supermodelki – Gisele Bündchen – to osobista historia opisująca ludzi, wartości i wydarzenia, które ukształtowały życie Brazylijki. Książka zabiera czytelników w podróż, która zaczyna się od dzieciństwa spędzonego boso w małym mieście do czasów wielkiej międzynarodowej kariery, macierzyństwa i małżeństwa ze sportowcem, Tomem Bradym. 

A na koniec czas na chwilę wspomnień. Dostałabym angaż w "Jeziorze łabędzim"?

* * *