
Lato do niedawna oznaczało po prostu czas beztroskiego wypoczynku. Czas plaży, kąpieli, festiwali, zwiedzania wielkich miast, cudownych spotkań i ogólnie pojętej sielanki. O czymkolwiek nie pomyślicie w kontekście wakacji, w tym roku będzie to inne. Z reguły trudniejsze, czasem wręcz niemożliwe, na pierwszy rzut oka wydaje nam się, że po prostu gorsze.
Miałyśmy przecież swoje plany, często kupione bilety, wycieczki, hotele. Wszystko jak zawsze zaplanowane „na tip top” – wciśnięte w wydarte siłą dni urlopu lub inne życiowe obowiązki. Coś jednak nagle zdemolowało nasz harmonogram i nakazało się zatrzymać. Ciężko zaprzeczyć, że wakacje ostatnich lat, czy to w formie całotygodniowych „turnusów”, czy kilkudniowego wypadu kojarzyły się nie tylko z wypoczynkiem, ale także wszechobecnym pędem. Pędem zamykaliśmy zaległe tematy na dzień przed wyjazdem. Pędem jechaliśmy na lotnisko czy dworzec. Pędem się przesiadaliśmy. Próbowaliśmy (z reguły bezskutecznie) pędem zaliczyć wszystko co się da, bo czasu jest mało, a za kilka dni trzeba wracać do codziennego… pędu. Na koniec po powrocie wpadamy w pęd pracy – trzeba odrobić zaległości, spiętrzone spotkania, ogarnąć odłożone na później sprawy osobiste. Ale dlaczego miałoby być inaczej skoro świat stoi przed nami otworem – jak z tego nie korzystać?
Koronawirus i wywołana nim pandemia to straszna rzecz. A jednak, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przez wszechobecne obostrzenia łatwiej dostrzegamy istotę prawdziwych wakacji (a może nawet istotę szczęścia?). Choć na każdym kroku mówią nam, że musimy utrzymać dystans, to te wakacje sponsorować będzie słowo "bliżej". Bliżej siebie, bliżej natury, bliżej domu, bliżej najprostszych, zwykłych rzeczy. Wiem, brzmię trochę jak Amelia zachwalająca uczucie nurkowania palcami w koszach wypełnionych bakaliami na paryskim targu. A jednak jestem pewna, że wiecie o czym mówię.

1. Mikroturystyka.
Można by rzec, że wakacje w czasie epidemii wpisały się trochę w zmiany, które zachodziły w nas już od pewnego czasu. Aby zrozumieć to, jak bardzo nasze wyobrażenie o idealnym wypoczynku zmieniło się w ostatnich latach, wystarczy zerknąć do szklanej kuli zwanej Instagramem. Kiedyś synonimem luksusu był przepych, dziś są nim proste przyjemności. Nie lot prywatnym jetem czy lans po Monaco w cabrio zdobędzie teraz najwięcej lajków (chociaż, szczerze mówiąc, takie rzeczy nigdy nie wzbudzały we mnie jakiejś szczególnej ekscytacji). Tęsknimy (a tym samym częściej lajkujemy) za piknikiem na świeżym powietrzu, pustym kawałkiem plaży, spacerami po polnej drodze wieczorową porą, hamakiem, spotkaniami bez zadęcia. Chcemy odpoczywać jak na obrazach Podkowińskiego, a nie jak Kim Kardashian na Ibizie. A w tym, o dziwo, pandemia może nam nawet pomóc. Albo raczej zmotywować do zmian, których wcześniej nie chciało nam się podjąć.
Gdy atakują mnie zewsząd informacje o nowych ograniczeniach i zaczyna mi się wydawać, że na tegorocznych wakacjach można już postawić krzyżyk, to staram się szybko przywołać wspomnienia z mojego dzieciństwa. Pamiętam przede wszystkim długie tygodnie spędzone na Kaszubach w okolicach Sulęczyna, obozy tenisowe w Rypinie, zjeżdżanie na pupie z wydm w Łebie, wycieczki do oliwskiego ZOO i oczywiście jezioro w Łączynie, gdzie codziennie rano zaglądały nam do okien owce (ku przerażeniu naszego owczarka niemieckiego, który o ironio panicznie się ich bał). Po co tak się na ten temat rozpisuję? Bo najdalsze z tych miejsc oddalone jest od Sopotu o dwie godziny drogi. Chociaż od dawna chciałam do nich wrócić, to dopiero z powodu koronawirusa (i powiedzmy sobie szczerze – brakiem alternatyw) zaplanowałam w końcu mikro-podróże.
Bez względu na to, jaki jest nasz stosunek do pandemii, odwrót od masowej turystyki w kierunku bardziej spokojnych i indywidualnych form spędzania wolnego czasu jest oczywisty. Oznacza on wiele ograniczeń i jednocześnie zmusza do odkrywania tego co niedaleko. Nie trudno dojść dziś do wniosku, że mikroturystykę czeka odrodzenie jakiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie wierzycie? Przyjrzyjmy się zatem liczbom. Po odwołaniu kwarantanny popyt na działki wzrósł trzykrotnie (według firmy HRE Investments). Działkowanie, które do niedawna uznawane było za szczyt obciachu, stało się marzeniem numer jeden ludzi po trzydziestce. Według badania przeprowadzonego przez Noclegowo.pl (na zlecenie TVN24) aż o 1900 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem wzrosło zainteresowanie wynajęciem domów na wyłączność. O 240 procent wzrosło zainteresowanie agroturystyką, a o 380 procent domków letniskowych. Wiemy też, że przebojem tego lata będą przyczepy kempingowe i kampery, chociaż należy chyba powiedzieć, że b y ł y przebojem, bo wynajęcie jakiegoś na wakacyjny termin graniczy z cudem. Chorwacja zaczęła odmrażanie turystyki właśnie od kempingów, wychodząc z założenia, że świeże powietrze i duże odległości pomiędzy przebywającymi na kempingu osobami, to dobre zabezpieczenie przed wirusem. Jak będzie na Półwyspie Helskim? To się dopiero okaże, gdy spłyną statystyki z pierwszego długiego weekendu. Oprócz namiotów i wspomnianych kempingów, hasła przewodnie tych wakacji to żagle, mazurskie wsie, góry (ale nie przepełnione Tatry), słowem wszystko to, co dalekie od ciasnych miast i od tłoku w ogóle.
Ale wracając do wakacji w okolicy – warto sięgnąć po relikt z zamierzchłych czasów czyli mapę i zakreślić promień dwustu kilometrów wokół miejsca, w którym mieszkamy. Czy aby na pewno zobaczyliśmy już wszystko w naszym regionie? Odkryliśmy najfajniejsze ścieżki rowerowe? Gospodarstwa w duchu „slow”? Parki? Plaże? Jeziora? A może wciąż odkładamy zaproszenie znajomych do ich domku letniskowego? Naprawdę można być u siebie i na wakacjach jednocześnie, ale jeśli musicie ruszyć się gdzieś dalej, to w moich okolicach polecam przede wszystkim dwa miejsca. Pierwsze to Pałac Ciekocinko – byłam tam już parę razy i zawsze z dużym uznaniem patrzę na dbałość o szczegóły i spójność całej architektury. Poczytajcie koniecznie więcej o tym miejscu (jeśli chcecie dokonać rezerwacji to najlepiej po prostu zadzwonić). Drugie to Willa Wincent w Gdyni. Wiele razy pytałyście mnie o hotel w Trójmieście, który byłby godny polecenia i ten na pewno taki jest. Rzut beretem od hotelu znajdują się gdyńskie korty tenisowe, a parę kroków dalej plaża. No i można tam przyjechać z psiakiem. W nowych okolicznościach poecałabym jednak na bieżąco weryfikować to, co jest dla nas bezpieczniejsze. Dziś wyjazd zagranicę wydaje się być dużym ryzykiem, ale nie możemy mieć pewności, że za parę tygodni lepszym rozwiązaniem będzie wynajęcie domu czy aparatamentu na francuskiej wsi, niż pobyt w polskim ale mocno zatłoczonym kurorcie. Mnie samej marzy się to pierwsze, ale decyzję trzeba będzie podjąć tuż przed zaplanowanym urlopem.

2. Kulinarna szkoła niemarnowania i wydajności.
Wzrosło zainteresowanie działkami, ale prawdziwym sprzedażowym hitem czasu zarazy są… piecyki do domowego wypieku chleba. Po zabezpieczeniu rocznych zapasów papieru toaletowego najwyraźniej uznaliśmy, że istnienie piekarni jest podobnie zagrożone jak fabryk środków higienicznych i rzuciliśmy się do produkcji pieczywa. Ja akurat chlebów nie piekę, ale czas epidemii bardzo wpłynął na moją kuchnię. Gotuję więcej i prościej. I też rozkochuję się w węglowodanowych przysmakach z przeszłości. Była już faza na tarty (za tą fazą mój mąż bardzo tęskni), placki ziemniaczane (za tą z kolei tęsknie ja), makarony przyrządzane na milion sposobów, racuchy z jabłkami (kiedyś myślałam, że nie można się nimi przejeść… i miałam rację), naleśniki i kopytka.
A teraz powrót na ziemię – wiele z Was często zwraca mi uwagę, że przepisy które prezentuję na blogu nie są elementem mojego codziennego jadłospisu, bo to przede wszystkim ciasta – pyszne co prawda, ale na śniadanie się nie nadają, placków ziemniaczanych też nie jadam codziennie (niestety). No cóż, zawsze chcę Wam pokazać tutaj coś „ekstra”, a nie coś, co każda z Was zrobi w dwie minuty bez żadnej instrukcji – Czytelniczki pewnie wyśmiałyby takie potrawy. Ale skoro mówimy w tym wpisie o codziennej diecie i „zwykłym wakacyjnym życiu” to głupio byłoby chwalić się przepisem na truskawkowy tort z Prosseco. Pokażę więc Wam nasze przykładowe wakacyjne śniadanie, które modyfikuję w zależności od dostępnych produktów. Podstawą takiego śniadania są moje ukochane (i bezsprzecznie najlepsze) bezglutenowe płatki owsiane. Akurat za granolami nie przepadam, bo niektóre składniki czasem gryzą się z owocami, które akurat mam pod ręką.

Składniki na proste śniadanie dla naszej trójki.
Do wyboru:
jogurt naturalny, maślanka, a dla łakomczuchów gęsta śmietana.
Świeże, sezonowe owoce do wyboru:
truskawki, jagody, borówki (jeśli podajemy dzieciom do 5 roku życia muszą być przekrojone, maliny, morele.
Bezglutenowe płatki owsiane (polecam te, bo są miękkie i łatwe do pogryzienia dla malucha).
Dodatki dla dorosłych do wyboru:
płatki migdałów, orzechy pekan, płatki kokosowe, miód, syrop klonowy.
Gotowanie w domu i powrót do klasyki polskich wypieków i produktów zbożowych to na pewno fajna przygoda, ale za łakomstwem w czasach zarazy kryje się niemałe zagrożenie. W pierwszych dniach zakupowej paniki wiele z nas kupowało mąkę i cukier biorąc pod uwagę w zasadzie nieograniczony czas przechowywania tych produktów. Widząc zalegające zgrzewki mąki siłą rzeczy do głowy przychodziły zapomniane przepisy na wypieki, ciasta i właśnie domowy chleb. Podobno powstał nawet „czarny rynek zakwasu” (z powodu braku drożdży w sklepach ludzie zaczęli handlować domowym zakwasem). Natknęłam się nawet na angielski artykuł pod tytułem „co możesz zrobić z tego całego chleba, który upiekłaś”, gdzie znajdziemy nawet sposób na ulepienie z niego karmnika dla ptaków. Oczywiście, piszę to z lekkim przekąsem (może dlatego, że sama chleba nigdy nie upiekłam), ale tak naprawdę temat marnowania jedzenia nie powoduje uśmiechu na mojej twarzy.
Czuję się więc nieco w obowiązku aby wspomnieć tu słowem o tym, co było bardzo widoczne na początku epidemii – o kupowaniu nadmiaru jedzenia. Marnowanie jedzenia powoduje aż 8% globalnej emisji gazów cieplarnianych, które, jak już powszechnie wiadomo, mają fatalny wpływ na planetę. Nie będę już wspominać o moralnych rozterkach, które pojawiają się na myśl o dzieciach, które tego jedzenia po prostu nie mają. Każdego dnia można marnować mniej jedzenia robiąc rozsądne zakupy, ale teraz pojawiają się jeszcze inne możliwości. Jeśli zdarza Wam się jeść na mieście, albo przechodzić codziennie koło piekarni, to koniecznie zainstalujcie w telefonie aplikacje Too Good To Go, która łączy wszystkich pogromców marnowania jedzenia i daje użytkownikom możliwość kupowania posiłków, które inaczej wylądowałoby w koszu. Aplikacja zrzesza naprawdę sporo znanych lokali (chociażby Starbucks) i nawet w Trójmieście znajdziecie spory wybór. Wystarczy przez aplikację znaleźć piekarnię czy restaurację w pobliżu i złożyć zamówienie, a następnie odebrać posiłek. Dodam jeszcze na koniec (chociaż być może to najważniejsza informacja), że zamówione mogą być nawet trzykrotnie tańsze.

Bardzo często pytacie mnie o to, która z mąk bezglutenowych jest najlepsza. Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Różne rodzaje mąk sprawdzą się przy różnych przepisach (czasem trzeba wymieszać kilka, aby uzyskać odpowiedni efekt). Na zdjęciu widzicie wszystkie moje ulubione mąki bezglutenowe (i płatki owsiane): płatki owsiane bezglutenowe (idealne na śniadanie, ale z masłem i cukrem nadadzą się również jako spody do ciast na surowo), mąka migdałowa (jest dosyć lepka z natury, więc dobrze zwiąże składniki na kruche ciasto, musi być jednak wymieszana np. z mąką owsianą lub kukurydzianą, nada się również na ciasteczka), mąka kukurydziana (polecana jest do wypieku naleśników, ciast, babeczek, chleba, placków, wafli; doskonale nadaje się również do panierowania, na tortille oraz jako dodatek do placków ziemniaczanych, deserów i puddingów; służy jako zagęszczacz do zup i sosów), mąka kasztanowa (polecana do mieszanek z innymi mąkami; nadaje potrawom wyjątkowy smak; polecana do wypieku chleba, ciast, naleśników), mąka gryczana (ma podobne właściwości jak mąka pszenna, ale niestety, nie dorównuje jej smakiem; dobrze traktować ją jako dodatek do innych mąk) i ta najbardziej po prawej stronie – mąka owsiana bezglutenowa (to moja ulubiona mąka bezglutenowa, bo jej smak jest bardzo zbliżony do mąki pszennej). Wszystkie te mąki pochodzą z mojego ulubionego sklepu ze zdrową żywnością – Jadłosfera (jeśli będziecie robić tutaj zakupy to koniecznie kupcie jeszcze to i to).
3. Przez pandemię do kultury.
Ciężko będzie obronić tezę, że koronawirus ułatwił nam dostęp do kultury, z której większość z nas korzystała właśnie w trakcie wakacyjnych podróży. Znajduję tu jednak pewien pozytywny prognostyk na przyszłość. Podobno istnieje zasada, że jeśli chcesz aby Polak w końcu coś zrobił, to po prostu zabroń mu tego. I trochę tak jest w przypadku kultury. Gdy okazało się, że kina, teatry, biblioteki i muzea są zamknięte nagle przypomnieliśmy sobie, że takie miejsca w ogóle istnieją. Tak przynajmniej można wnioskować po opiniach niektórych osób narzekających na antywirusowe obostrzenia. Jeśli mamy czegoś w bród z reguły nie jesteśmy tym zbytnio zainteresowani. Niestety, moja teoria i własne doświadczenia nie idą w parze ze statystykami.
Rzut oka na wyniki wyszukiwań w Google pokazują, że pandemia głód kultury wywołała pozorny. Owszem, w ostatni tydzień marca (czas największych obostrzeń i de facto zakazu wychodzenia z domu bez powodu) wzrosła częstotliwość wyszukiwań frazy „teatr online”, ale nadal była ona 10 razy mniejsza niż w przypadku frazy „przepis na chleb”. Nie poddaję się jednak. W uszach wciąż brzmią mi słowa teściowej o tym, z jakim namaszczeniem traktowała album z dziełami Picassa, który udało się przemycić zza Żelaznej Kurtyny. Wiem też jak zareagowałam, gdy jedna z Czytelniczek podesłała mi (w czasie najbardziej restrykcyjnej kwarantanny) link do „Spaceru po Rzymie śladem dzieł Gian Lorenza Berniniego” od Fundacji Niezła Sztuka. W czasach przed koronawirusem pewnie nie zwróciłabym na to uwagi. Dziś z kolei obejrzałam zdjęcia i przeczytałam ten artykuł z zainteresowaniem i poczuciem wielkiej nostalgii. Może dlatego, że Rzym wydaje się dziś tak odległy? Jedno jest pewne – gdy tam wrócę, obejrzę wszystkie te rzeźby z największym pietyzmem.
moja sukienka – Nago // czapeczka małej – Little Vintage // sukienka małej – Sophie Kids // sweterek małej – Finkewear // Wszystkie wymienione marki są Polskie!
4. Rodzinnie jak nigdy.
Jak już wcześniej wspomniałam, najlepszym sposobem na przekonanie się, jak zmienia się nasze życie, jest śledzenie zmian w sprzedaży poszczególnych produktów codziennego i niecodziennego użytku. Od początku kwietnia, jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, hitem są wszelkiego rodzaju place zabaw do samodzielnego montażu, zjeżdżalnie wodne, baseniki – jednym słowem wszystko to, co możemy postawić w ogródku czy na działce letniskowej, by zrekompensować naszym dzieciom zamknięte place zabaw, aquaparki i centra rozrywki. Hitem są także planszówki. Eksperci z branży przewidują, że w wakacje ten trend jeszcze przyspieszy. W wielu firmach nadal obowiązywać będzie praca z domu, umożliwiająca podróżowanie po Polsce bez konieczności brania urlopu. Nikt nie zabroni nam więc wklepywania tabelek w excelu nad jeziorem, albo w bieszczadzkim schronisku (no dobra, w tym drugim przypadku konieczny może być satelitarny Internet). To wszystko w połączeniu z zamkniętymi szkołami może sprawić, że będzie to okres bezprecedensowego zbliżenia się rodziców i dzieci. Oczywiście, to zbliżenie może mieć różny charakter – od awantur sprowokowanych kolejnym dniem męczenia się ze zdalną nauką, po piękne, beztroskie chwile powrotu do tego, co ważne – tu i teraz, my i nasze dzieci. Bez dalekosiężnych planów, dorosłych ambicji, ciągłej gonitwy. Jazda na rowerze, łapanie żab, nauka smażenia kiełbasek nad ogniskiem, podchody, czytanie książek, oglądanie natury w wersji mikro (konik polny na kolanie) i makro (krowa goniąca Portosa), pokazanie czym się różni szczaw zajęczy od zwykłego i jak ugotować z nich pyszną zupę. Mając na uwadze, że niestety dla wielu dzieci więcej czasu z rodzicami to tylko więcej cierpienia i fizycznego bólu, róbmy wszystko, żeby dla naszych dzieci pandemia była strasznym z nazwy, ale w rzeczywistości miłym wspomnieniem z dzieciństwa.
Jestem zresztą przekonana, że tak właśnie będzie. Że gdy za kilkanaście lat, siedząc na kanapie, z kieliszkiem wina i dwoma (albo trzema) spanielami przy nogach, powiem do męża: a pamiętasz te wakacje w czasie pandemii? Były wyjątkowe, prawda?
* * *



1. Ktoś zaczyna mieć już własne zdanie i odkrył, że łóżko rodziców jest najfajniejsze. // 2. I jak tu się dziwić, że malarze kochają kwiaty? // 3. Wyklejamy kolejne pamiątkowe albumy. // 4.
Tak było jeszcze na początku miesiąca. Spacery w maseczkach żegnam z dużą ulgą.
1. Chyba nigdy w historii MLE nie pracowałam nad
Trzy śniadania w mgnieniu oka. Dla małej opcja bez kokosu i migdałów.
Nareszcie nadszedł czas, żeby te wszystkie piękne sukienki nosić na co dzień. Wygladają bardzo elegancko, ale materiał w dotyku jest wyjątkowo przyjemny – nie trzeba się obawiać, że małej królewnie będzie niewygodnie i nastąpi próba rozbierania się w trakcie wizyty u teściowej ;). Sukienki znajdziecie w ofercie polskiej marki
1. A tak prezentuje się sukienka od
Mój ulubiony kącik w mieszkaniu.
1. Jeśli mała królewna wybierze coś w języku Szekspira to służba służy. // 2. Pamiętacie to pyszne zielone ciasto? Zrobiło ogromną furorę! Przepis znajdziecie
Bajki autorstwa Beatrix Potter. Stare wydania.
Inni, ale jednak tacy sami. Ty też jesteś ważny Porti!
Maj był dla Portosa miesiącem wielkiej zmiany. Musieliśmy poszukać dla niego nowej karmy – spaniele to bardzo wrażliwe psy i wszystko wskazuje na to, że Portos nabawił się jakiejś alergii. Po długiej konsultacji zdecydowaliśmy się na tę od 
1. Produkty niezbędne na sesji zdjęciowej, w moim przypadku zalicza się do nich również pluszowa lama. // 2. Gdy brzdąc śpi i mamy chwilę na rozmowy we dwoje. // 3. Czy tylko ja podziwiam przekwitnięte piwonie? // 4. Ja śpię po lewej stronie, a Wy? //
Studio polowe. Zdjęcia z tego dnia znajdziecie w
1. Gdy mama chce skorzystać z łazienki… // 2. Takie miseczki z mieszaniną różnych zdrowych produktów to ostatnio moje ulubione posiłki. // 3. Domowa biblioteka. // 4. "Mamo wstawaj, przegapisz wschód słońca!". //
Mała aktualizacja samoopalaczy. Wiele z Was prosiło o takie zestawienie – mam nadzieję, że nie obrazicie się, że podam je w telegraficznym skrócie. Obecnie używam tych trzech produktów (poniżej znajdziecie dokładniejsze opisy). Wszystkie te produkty kupiłam w 


Zakupy.
Miał być wypad na kaszuby i opalanie na leżakach, była ulewa i mokre buty.
Ktoś tu miał imieninową kolację.
bezglutenowe płatki owsiane, truskawki i syrop klonowy. Jogurt oddałam córeczce.
1. Kawa w ogrodzie smakuje lepiej. // 2. Kocham to miejsce! // 3. Po tak intensywnej lekturze czas na chwilę odpoczynku. Mój piękny koc znalazłam w Iconic Design w Gdańsku. // 4. Sezon na szparagi rozpoczęty! //
A jak Wy wyglądacie, gdy obudzą Was w sobotę o szóstej rano? Uprzedzając pytania o dresik – nie, to niestety nie jest MLE. Wiem, że już od kilku miesięcy obiecywałam Wam coś podobnego, ale końca poszukiwań odpowiedniego materiału nie widać. Z czystym sumieniem mogę jednak podrzucić tu link do podobnego zestawu od marki, która ma moje zaufanie. 
1. To był długi deszczowy dzień. Herbata i miód pomogły. // 2. Hamak i książka. // 3. Kocham resztki z zamrażalnika. // 4. Praca nad zdjęciami produktowymi. //
My też! Życzę powodzenia całej gastronomii!
1. Zestaw mydełek od Bebe Concept. // 2. Kolejna miseczkowa wariacja. // 3. Strój z tego wpisu możecie zobaczyć
Czym byłaby majowa relacja bez rzepaku?
Paryż, październik 2018 roku. Przy stoliku siedziały już trzy pokolenia kobiet (bo ktoś rósł w brzuchu). Dziękuję, że całe życie pokazywałaś mi jak być najlepszą mamą na świecie.
1. Już prawie wyprzedana, a dopiero co weszła do sprzedaży :). / 2. Truskawkowe niebo. // 3. "Mleczny" wianek. // 4. Nareszcie zaczynasz jakoś wyglądać! Dziękuję Pani Ewie z Pracowni Florystycznej Narcyz w Gdyni za wszystkie kwiaty i sadzonki! //
Kadr z ostatniego 
Wracamy do gry! (albo raczej do ćwiczenia serwisu)
Najbardziej cieszą kwiaty z własnego ogrodu. Bez już mi przekwita, ale przez kilka pięknych wieczorów jego zapach otulał nasze sny. 













Krzesełek i stojaczków dla niemowląt jest mnóstwo i nie śmiem stawiać tezy, że to, które ja kupiłam, to jedyna słuszna opcja. Mogę jednak szczerze przyznać, że gdybym musiała, to kupiłabym je po raz kolejny i nie zastanawiałabym się nad niczym innym nawet przez sekundę. Mowa oczywiście o kultowym Tripp Trapp od Stokke. Dla mnie wybawieniem było to, że nawet bardzo małe dziecko było usadowione wysoko, a to, jeśli sporo pracuje się przy komputerze, było dużym udogodnieniem. Ale Tripp Trapp tak naprawdę doceniam dopiero teraz – towarzyszy nam każdego dnia (wystarczy zmieniać dodatki, aby krzesełko z czasem dopasowywało się do potrzeb dziecka) i jest już nierozłącznym elementem naszego salonu. To jedno z niewielu dziecięcych mebelków, które dobrze wygląda wśród mebli dla dorosłych. I pomyśleć, że zaprojektowano je w 1972 roku, czyli prawie pięćdziesiąt lat temu!






Nasze ogrodowe poczynania, czyli obdrapane kolana, hamak i szum liści. Mogłabym mieszkać w Bullerbyn.
1. Widok który budzi mnie każdego poranka. Z dnia na dzień coraz więcej zieleni. // 2.
Nasi goście. To nie były typowe Święta Wielkanocne, ale na szczęście w dobie internetu mogliśmy wirtualnie spędzić wspólnie czas przy stole.
Gdy nie zamkniesz na noc drzwi do ogrodu i rano orientujesz się, że po mieszkaniu kica jakiś słodki gryzoń.

1. Pierwsze wiosenne spacery – nigdy tak nie doceniałam wiosny jak podczas tych krótkich wyjść. Tu jeszcze przed wprowadzeniem nakazu noszenia maseczek. // 2. To chyba mój ulubiony model, chociaż ciężko mi się zdecydować (uprzedzę Wasze pytania – to model
A oto dowód zbrodni. Z uwagi na epidemię nie oddaję rzeczy do pralni. Chciałam wyprać w pralce mój ukochany sweter z MLE Collection sprzed dwóch sezonów, bo już raz uszło mi to na sucho. Niestety, bęben zafarbował sweter na niebiesko. Mimo wielu prób plamy nie udało się wywabić. Jakieś pomysły?
Tak. Znów leżę w łóżku.
1. Cały ten "look" zobaczycie
Nie takie ładne i popularne jak bakłażany i egzotyczne awokado. Warzywa korzeniowe. Ostatnio podstawa naszej diety, bo staramy się jeść to, co rośnie lokalnie.
Najpiękniejsza kreacja na domową randkę jaką miałam. Dziękuję
1. Sukienka z poprzedniego zdjęcia z innego ujęcia. Jeśli ktoś z Was ma zacięcie krawieckie na pewno bardzo doceni fakt, że 
Słońce wyszło i atakuje zakurzone półki. Mamy dobrą wymówkę aby odpuścić sobie w tym roku wiosenne porządki, ale z niej nie skorzystamy. Chyba.
Jestem za utrzymaniem obowiązującego kompromisu.
Sweter, w którym uwielbiam chodzić po domu (i bardzo podoba się też mężowi) i w którym mogłam też pójść na imprezę (w czasach gdy było to dozwolone :D). Zostało nam kilkanaście sztuk
Krem od
Weekendowe leniuchowanie.
Wichura za oknem. Wiosna na stole. Gdy na zewnątrz jest brzydko trochę łatwiej udawać, że wcale nie chce nam się wychodzić.
1. Czekamy, aby można w nich wychodzić! // 2. Lampa z listami do nieba. Ostatnio sporo na nią patrzę. Mieszkanie nie musi być nafaszerowane „dizajnerskimi” przedmiotami – wystarczy czasem jeden gadżet, aby wszystko wyglądało o klasę lepiej. Jeśli szukacie miejsca, gdzie można znaleźć prawdziwie ikony wzornictwa to polecam 
I gdy łapiesz się na tym, że zaczynasz jeść to samo co piętnastomiesięczny człowiek.
W trudnych czasach na ratunek przyszło nam
Herbata. Do tej pory piłam ją głównie z mamą, która jest jej wielką amatorką. Teraz nasze spotkania wyglądają inaczej. Albo wpadam do mamy do ogrodu, ona otwiera okno i tak sobie rozmawiamy, albo wybieramy się na spacer w maseczkach. Tęsknie za czasem, kiedy spędzałyśmy u mnie długie godziny, wspólnie cieszyłyśmy się z postępów jej wnuczki i nadrabiałyśmy tematy, które nagromadziły się w czasie jej nieobecności (moja mama spędzała większość czasu z tatą w Brukseli). Ze zdziwieniem widzę jednak, że chociaż mama mnie nie odwiedza, to ulubionej herbaty w puszce wciąż ubywa. Chyba jednak geny to potęga ;). To nie przypadek, że polecę Wam teraz herbatę od
Nowości z MLE ciąg dalszy.
A to mała zapowiedź słodkiej paczki od
I oczywiście w paczkach z Apimanii nie ma grama plastiku.
Powrót na Kaszuby. Doceniamy teraz nasz letniskowy domek na odludziu jak nigdy wcześniej.
1. Pierwsze promienie słońca na bladych nogach. // 2. Pomelo. Najstarszy cytrus na świecie. // 3. Kumkanie żab. // 4. Wiatr we włosach. //
Portos umorusany błotem jest w swoim żywiole.
Nie wiem czy pamiętacie tego pana – to Dres. Sędziwy kocur, który w walce z lisem stracił tylną nóżkę. Dzielny weteran.
Nadchodzący czas ma być podobno rozkwitem mikroturystuki, czyli podróży nie dalszych niż 100 kilometrów od domu. Dla nas żaden problem – od zawsze kochamy kaszubskie pustkowia.












kurteczka i czapeczka z wełny – 