Czy w moim mieszkaniu zawsze panuje porządek? Wielkanocne przygotowania, czyli subiektywny poradnik o tym, jak sprzątać gdy ma się psa (i małe dziecko).

   In the last episode of Family Feud, between chestnuts served by the anchor, who I, in fact, adore, a question appeared concerning the time when we do the cleaning. Respondents most often answered that “in the spring time”, but many points went also to the answer “holidays”. It’s easy to come up with a conclusion that almost each woman and man in Poland do the cleaning before Easter, as spring combines holidays with spring. The situation is similar in my case.   

   There are only a few days left until Sunday so I won’t be convincing you at all costs to clean the cupboard under the sink, clean the basement, and order books in an alphabetical order as it is simply too late for such undertakings. Besides, there’s little likelihood that a guest will peek into the cubbyhole with a white glove on their hand.  

   Having a clear-out and everyday cleaning are two different things – in the upcoming days, we won’t avoid the latter, and since we’re all in the mood for brushing and swiping, I’ll eagerly share a few ways to make our home look better and more orderly.

1. A guest in the house is order in the house.   

   I’ll start with answering the question from the title – yes and no. It surely happens that I’ve got a messy house, especially after a few-hour photo session for the blog (mostly those culinary), but I think that I’m able to still keep it in check. I’m guessing that it is precisely the result of the specificity of my work – to make the flat and its particular corners look good in photos, you can’t really allow mess to creep in. Maybe some of you will assume it to be a little fraud, but I treat my readers as guests at my own home so if I’m inviting them, I’m preparing for their arrival. That’s why it’s fair to say that the more often someone visits us, the more we are disciplined in taking care of our house. I’m not taking photos every day, but in case of cleaning, there are no days off for me. I won’t start my work, even at my laptop, before ordering everything around me (besides, from my early childhood – I always tidied up crayons and browsed through the toys that I had under my bed before starting my duties or learning).  

   Morning cleaning up of the flat has become an automatic habit of mine when every day, from Monday until Friday at 9:30 am, I was visited by my assistant – similarly to tidying up the flat before a photo shoot, I was always trying to ensure Monika and me a pleasant working space – dirty dishes or laundry left on the bathroom floor didn’t look too professional. Later, when I was pregnant, we started to treat working hours with greater leeway, but my habit hasn’t changed. Now even on the weekends, I start my day with a quick loading up of the dishwasher, cleaning the table, setting the laundry, and taking all knick-knacks to their appropriate places. Such a pattern requires literally five minutes and allows to protect the flat against accumulating mess. Not to mention that it’s easier and more pleasant to function. Below, you will see photos of my living room (or, in fact, living room/office) in its “hardcore” version. For the requirements of this article, I’ve decided to abandon my everyday routine for two days. 48 hours were enough for the room to be taken over by chaos – each corner started to be filled with random items.

* * *

   W ostatnim odcinku Familiady, między jednym a drugim sucharem prowadzącego, którego notabene uwielbiam, padło pytanie o to, kiedy robimy porządki. Respondenci najczęściej odpowiadali, że „na wiosnę”, ale bardzo dużo punktów uzyskała również odpowiedź „na święta”. Łatwo więc wywnioskować, że prawie każda Polka i każdy Polak robi porządki przed Wielkanocą, bo to wiosna i okres przedświąteczny w jednym. Nie inaczej jest u mnie. 

   Do niedzieli zostało jednak ledwie kilka dni, nie będę więc namawiać Was do tego, aby za wszelką cenę wyszorować szafkę pod zlewem, zrobić remanent w piwnicy i ułożyć książki według porządku alfabetycznego, bo na takie operacje jest już po prostu za późno. Poza tym, mało prawdopodobne, aby w trakcie uroczystego śniadania ktoś zaglądał nam do pawlacza i robił w nim test białej rękawiczki.

   Generalne porządki, a codzienne sprzątanie to dwie różne rzeczy – w najbliższych dniach tego drugiego nie unikniemy, a skoro i tak wszyscy jesteśmy w nastroju do wypucowania mieszkania na błysk, to chętnie podzielę się z Wami kilkoma sposobami na to, aby nasze miejsce na Ziemi wyglądało lepiej i czyściej.

1. Gość w dom, porządek w dom. 

   Zacznę od odpowiedzi na pytanie zadane w tytule – i tak, i nie. Na pewno zdarza mi się mieć bałagan, zwłaszcza po kilkugodzinnych sesjach na bloga (przede wszystkim tych kulinarnych), ale myślę że udaje mi się utrzymać go w ryzach. Zgaduję, że jest to wynik właśnie charakteru mojej pracy – aby mieszkanie i poszczególne jego kąty dobrze wyglądały na zdjęciach, to nie można pozwolić sobie na nieporządek. Być może część z Was uzna to za oszustwo, ale ja swoich Czytelników traktuję, jak gości we własnym domu, jeśli więc ich zapraszam, to przygotowuję się na ich przyjście. Mogę więc pokusić się o stwierdzenie, że im częściej ktoś nas odwiedza, tym bardziej jesteśmy zdyscyplinowani w dbaniu o dom. Zdjęć nie robię codziennie, ale w przypadku sprzątania nie ma u mnie dni wolnych. Nie zaczynam pracy, nawet tej przy komputerze, nim nie uprzątnę nieładu wokół siebie (zresztą, już od dziecka, nim zabrałam się za obowiązki czy naukę, wpierw układałam kredki albo zabierałam się za przeglądanie zabawek, które trzymałam pod łóżkiem).

   Poranne ogarnięcie mieszkania stało się dla mnie automatycznym nawykiem w czasach, gdy każdego dnia, od poniedziałku do piątku, punkt o godzinie 9.30 przychodziła do mnie moja asystentka – tak jak sprzątałam mieszkanie przed zdjęciami, tak starałam się, aby zapewnić Monice i sobie przyjemną atmosferę w pracy – brudne naczynia w zlewie czy pranie na podłodze w łazience nie wyglądałyby zbyt profesjonalnie. Później, gdy byłam w ciąży, godziny pracy zaczęłyśmy traktować z większym luzem, ale moje przyzwyczajenie się nie zmieniło. Teraz nawet w weekend zaczynam dzień od szybkiego zapakowania zmywarki, posprzątania stołu, nastawienia prania i odłożenia wszystkich szpargałów na miejsce. Taki schemat wymaga ode mnie dosłownie pięciu minut i pozwala uchronić mieszkanie przed nagromadzającym się bałaganem. Nie wspominając już o tym, że po prostu przyjemniej mi się wtedy funkcjonuje. Poniżej zobaczycie zdjęcie mojego salonu (a właściwie salono-biura) w wersji „hard”. Na potrzeby tego artykułu postanowiłam przez dwa dni odpuścić sobie moją codzienną poranną rutynę. Wystarczyło 48 godzin, aby to pomieszczenie ogarnął mały chaos – w każdym kącie zaczęły pałętać się przypadkowe rzeczy.

Paczki, ubrania w każdym kącie i mnóstwo rzeczy na stole – wystarczy, że przez dwa dni odpuszczę sobie odkładanie rzeczy na miejsce, aby mój salon wyglądał właśnie tak. 

  Random items that shouldn’t be in the living room are my underbelly. Stacks and piles of clothes that appear like mushrooms after the rain are in the forefront. For Easter, I’ve come up with a temporary solution – I took all my winter clothes to the dry cleaner’s, which is something that I’d have to do regardless in the nearest future. I’ll collect them next week when the preparation for Easter breakfast will be over. During that time, I’ll place all spring and summer coats, jackets, and sweaters on the lower hangers (getting rid of all clothes that I no longer need on the fly).

2. Dust and dirt.  

It may seem that owing to modern appliances and detergents, houses should become increasingly cleaner. However, it seems to me that our mothers and grandmothers had superb ideas for keeping the house clean, and our generation has simply forgotten about them. First and foremost, I’m talking about using the blessings of the sun, wind, and frost. Vacuuming the sofa or carpet is definitely too little to get rid of mites, dust, or unpleasant smells. Apart from that, we do it inside the flat so the dust mostly wafts in the air and then falls down on the sofa or floor again. Our grandmas were using the weather and when the temperature was well below zero, they put all fabric-covered items outside – frost kills mites. Now, when we are welcoming the spring, we can put cushions, carpets, bedding, or dog’s bed outside into the sun for at least two hours. First of all, the dust will stay outside, secondly, the sun works against mites, and thirdly, the smells will go away. Across whole Poland, the weather will be ideal for such an undertaking tomorrow.   

You need to know how to clean – the fundamental rule is starting the work from the top and moving towards the floor. First, we need to get down to items that hang from the shelves, later we move to the level of counters, table, or windowsills, and, in the end, we vacuum and mop the floor. Owing to that, we’ll avoid corrections, for example, when taking a pot out of the dishwasher the water from cooking potatoes can spill to the floor. 

* * * 

   Przypadkowe przedmioty, które nie powinny znajdować się w salonie, to w ogóle moja pięta achillesowa. Prym wśród nich wiodą stosiki ubrań, które rosną sobie, jak grzyby po deszczu. Na święta wymyśliłam rozwiązanie tymczasowe – całą zimową garderobę zaniosłam do pralni chemicznej, co i tak musiałam zrobić w najbliższej przyszłości. Odbiorę ją w przyszłym tygodniu, gdy nie będę już miała na głowie przygotowywania wielkanocnego śniadania. W tym czasie, wszystkie wiosenno-letnie płaszcze, kurtki i swetry przewieszę na niższe wieszaki (przy okazji robiąc w nich remanent).

2. Kurz i brud.

   Mogłoby się wydawać, że dzięki nowoczesnym sprzętom i detergentom, w domach powinno być coraz czyściej. Mam jednak wrażenie, że nasze mamy i babcie miały świetne sposoby na utrzymanie higieny w domu, o których moje pokolenie jakby zapomniało. Przede wszystkim mam tu na myśli korzystanie z dobrodziejstw słońca, wiatru i mrozu. Odkurzenie kanapy czy dywanu, to zdecydowanie za mało, aby pozbyć się roztoczy, kurzu czy nieprzyjemnych zapachów. Poza tym, gdy robimy to w mieszkaniu, większość zanieczyszczeń unosi się w powietrzu, a później znów opada na kanapę czy podłogę. Nasze babcie z kolei, korzystały z pogody i gdy temperatura spadała sporo poniżej zera, wynosiły wszystkie przedmioty pokryte materiałami na zewnątrz – mróz zabija roztocza. Teraz, gdy witamy wiosnę, można wystawić poduchy od kanapy, dywany, pościel czy posłanie psa na słońce, co najmniej na dwie godziny. Po pierwsze, kurz zostanie na zewnątrz, po drugie, słońce działa anty-roztoczowo, a po trzecie, zapachy wywietrzeją. W całej Polsce pogoda będzie jutro idealna na taką operację. 

   Sprzątać też trzeba umieć – najważniejsza zasada to rozpoczynanie pracy z góry i przenoszenie się z porządkami coraz niżej. Najpierw zabieramy się więc za wiszące półki, ściąganie kurzy z lamp, później przechodzimy na wysokość blatów, stołu czy parapetów i dopiero na samym końcu odkurzamy i myjemy podłogę. Dzięki temu unikniemy poprawek, gdy w trakcie pakowania zmywarki wyleje nam się z garnka woda po gotowaniu ziemniaków.  

Są takie sprzęty w domu, na które zwykle nie zwracamy uwagi. Myjemy je powierzchownie, odkładamy na miejsce, a przy kolejnym użyciu nie mamy czasu porządnie ich wyczyścić. Ja mam w mieszkaniu sporo szklanych wazonów, bo pięknie rozpraszają światło. Niestety, widać na nich osad po wodzie, który niszczy cały efekt. Zaopatrzyłam się więc w szczotki i raz na jakiś czas bardzo dokładnie czyszczę wszystkie szklane naczynia. Mogę je wtedy ustawić na parapecie, bo nawet ostre światło nie wychwyci żadnego brudu. 

     Another, slightly forgotten, way for cleaning is…. simple vinegar. It isn’t only the most eco-friendly among all other products – it is also very efficient and effective. It takes off the limescale, greasy stains, kills all types of bugs, sanitises, and decreases smells (this characteristic unpleasant smell goes away pretty quickly). I use it whenever I get down to mopping the floor. I pour a quarter of a glass of vinegar into a bucket of water. Why? As Portos, even though sweet, brings a whole bunch of unwanted guests, which stay unseen with the naked eye, when he comes back from his walks. Vinegar will instantly get rid of them, even when they light out in the cracks between the floor boards.

   And since we’re already talking about the dog – you often ask me how I care about order at home that is also dwelt by a crazy spaniel. After less than a week with Portos at home, we knew that we need to come up with a way to deal with its hair as during those seven days, I probably vacuumed the flat more times than during my entire life. After the analysis of online reviews, we decided to buy iRobot and, after over two years, I needs to say that it was a good (or even a wonderful) decision. I’m not really savvy when it comes to home appliances and white goods (that’s why I almost never recommend them on the blog), but, in this case, it’s worth making an exception. I suspect that remote vacuuming will become a standard procedure within a dozen or so years – just like a dishwasher – it simply makes our life easier.

 A dog and clean floor are two things that almost never come together. IRobot will get rid of hair and sand, but those who walk their pets in rainy weather will know how emotional you become whenever your wet dog turns wooden boards into a muddy painting. My way is not ideal, but it limits the scope of the problem – right at the door in a shoe cupboard, I keep w few small towels. After each walk, especially if the weather is unfavourable, I wipe Porto’s dirty feet.

* * * 

   Innym, zapomnianym już trochę sposobem na czyste mieszkanie jest… zwykły ocet. To nie tylko najbardziej ekologiczny ze wszystkich specyfików – jest też niezwykle wydajny i skuteczny. Zdejmuje kamień, usuwa tłuste plamy, zabija wszelkiego rodzaju robactwo, odkaża i niweluje zapachy (ten charakterystyczny średnio przyjemny zapach octu szybko się ulatnia). Używam go zawsze, gdy zabieram się na przykład za mycie podłogi. Do wiadra z wodą i płynem do drewna dodaję jedną czwartą szklanki octu. Dlaczego? Bo Portos, chociaż kochany, przynosi do domu całą masę nieproszonych gości, których nie widać gołym okiem. Ocet rozprawia się z nimi natychmiast, nawet jeśli czmychną sobie w szczeliny między deskami.

A skoro już mowa o psie – bardzo często pytacie mnie, w jaki sposób dbam o to, aby w mieszkaniu było czysto mimo tego, że mieszka w nim również szalony spaniel. Nie minął tydzień od momentu, w którym Portos pojawił się w naszym domu, a my już wiedzieliśmy, że trzeba będzie wymyślić sposób na jego sierść, bo w ciągu tych siedmiu dni odkurzyłam mieszkanie chyba więcej razy, niż w ciągu całego swojego życia. Po analizie internetowych recenzji zdecydowaliśmy się na iRobota i po ponad dwóch latach muszę powiedzieć, że była to dobra (jeśli nie genialna) decyzja. Nie bardzo znam się na urządzeniach RTV czy AGD (dlatego też nie polecam ich na blogu właściwie nigdy), ale w tym przypadku warto zrobić wyjątek. Podejrzewam, że zdalne odkurzacze za kilkanaście lat staną się takim standardem, jak zmywarka, bo po prostu ułatwiają życie. 

   Pies i czysta podłoga to dwie materie, które rzadko idą w parze. Odkurzacz iRobot ogarnie sierść i piasek, ale ten kto wyprowadzał kiedyś swojego czworonoga w deszczu wie, jak szybko oczy napływają łzami, gdy taki mokry sierściuch zamienia drewniane panele w błotne malowidło. Mój sposób nie jest idealny, ale bardzo ogranicza ten problem – tuż przy wejściu, w szafce na buty, trzymam kilka małych ręczników. Po każdym powrocie do domu, zwłaszcza jeśli pogoda na zewnątrz jest średnia, wycieram Portosowi jego brudne łapy.

Ten mały czarny stworek w lewym dolnym rogu to mój pomocnik – iRobot jest naprawdę wymarzonym rozwiązaniem dla właścicieli zwierząt posiadających więcej włosów niż żółw. Bez niego musiałabym odkurzać całe mieszkanie co najmniej raz dziennie. Ten model to Roomba i7+ (automatyczne skanowanie mieszkania, możliwość ustawienia harmonogramu odkurzania, manewrowanie wokół mebli, bezobsługowe oczyszczanie zbiornika to tylko kilka z jego funkcji). 

      In order for the cleaning to take less time, you need to plan out your space. Check out this article. Before I’ll get to the next point, I’d like to remind you that no advanced storage systems, books about magical cleansing, and organisational tricks are necessary if you simply avoid hoarding. The fewer items in the house, the easier and quicker it is to clear it. End of the story.

* * *

   Aby utrzymanie porządku nie wymagało zbyt wiele czasu, trzeba wpierw dobrze rozplanować przestrzeń. Odsyłam Was tutaj do wpisu o trzech prostych zasadach, dzięki którym nawet bałaganiara ogarnie nieład w swoim domu i nim przejdę do kolejnego podpunktu przypomnę tylko, że żadne zaawansowane systemy przechowywania, książki o magicznym oczyszczaniu ani organizacyjne triki nie są potrzebne, jeśli nie gromadzimy nadmiernie rzeczy. Im mniej przedmiotów w domu, tym mniej sprzątania. Koniec, kropka. 

3. This abominable laundry.  

   I love my inconspicuous flat (the fact that it seems huge is the result of high ceilings, in reality, the bed is almost too big for the bedroom, and the kitchen has only 8 m2), but there is one thing that I truly envy when it comes to the owners of houses and 200-metre suites. A room that is designed only for laundry and drying clothes – that is something that I lack. I hate the view of drying laundry, and, unfortunately, I’m cursed with it – I’d given some thought to a potential solution to this problem and hiding lingerie and other parts of my wardrobe from the world, but in case of this flat, it is a lost cause. That’s why I’ve invested in a washing machine with drier as it decreases the number of clothes that you need to hang (now, when there is a baby in the house, I see even more pros ;)) and I bought something that slightly improved the aesthetics of this installation that I need to put up with – a long time has passed since I was so happy about something as in case of this wooden chassis for laundry (you can see it in the photo below).

* * *

3. To paskudne pranie.

   Kocham swoje nieduże mieszkanie (to, że wydaje się takie wielkie to zasługa wysokich sufitów, w rzeczywistości łóżko ledwo mieści się w sypialni, a kuchnia ma zaledwie osiem metrów kwadratowych), ale jest jedna rzecz, której szczerze zazdroszczę właścicielom domów i dwustumetrowych apartamentów. Pokój przeznaczony tylko i wyłącznie na pranie i suszenie ubrań to coś, czego trochę mi brakuje. Nie znoszę widoku suszącego się prania, a niestety jestem na niego skazana – długo myślałam o tym, czy można w jakiś sposób ukryć przed światem rozwieszone majtki i inne części naszej garderoby, ale w przypadku tego mieszkania sprawa wydaje się być beznadziejna. Zainwestowałam więc w pralkę z suszarką, bo zmniejsza ilość ubrań, którą trzeba rozwiesić (teraz, przy małym dziecku dostrzegam też więcej zalet ;)) i kupiłam coś, co trochę poprawiło estetykę instalacji, na którą tak czy siak muszę patrzeć – dawno żadna rzecz nie ucieszyła mnie tak, jak drewniany stelaż na suszące się ubrania (na zdjęciu poniżej). 

Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mi, jak często będę teraz robiła pranie, to chyba bym nie uwierzyła ;). Ocet to nie jedyny retro detergent w mojej łazience. Płatki mydlane BEBI, w zależności od twardości wody, należy rozpuścić w gorącej wodzie, po czym wlać bezpośrednio do pralki, do bębna. Płatki mają bardzo delikatny, ledwie wyczuwalny zapach i są w stu procentach naturalne. Tę drewnianą składaną suszarkę kupiłam na Amazonie. Prawda, że ładniejsza od tych metalowych?

      The last stage of the washing is ironing – and, again, I’ll be like a housewife from the times of the Polish People's Republic as I always have my bedding and table clothes mangled. An additional asset, apart from the ideally smooth quilt cover and mother-in-law’s appreciation is… more space in the wardrobe. Mangled laundry takes three times less space than the laundry that was just folded after washing and drying. Besides, it’s great to support such small businesses – I mangle my laundry at a nearby spot ran by a lady. I can additionally admire the beautifully blooming magnolia near her spot.

* * *

   Ostatnim etapem prania jest jego prasowanie – i tu znów będę jak pani domu z PRL-u, bo pościel i obrusy zawsze oddaję do magla. Dodatkową korzyścią, poza idealnie gładką poszwą na kołdrę i uznaniem teściowej, jest… więcej miejsca w szafie. Wymaglowane pranie zajmuje bowiem trzykrotnie mniej miejsca niż to, które zostało po prostu złożone po wyschnięciu. A tak poza tym, to miło jest wspierać takie drobne biznesy – ja oddaję magiel do pani, która mieszka niedaleko mnie. Przy okazji mogę popatrzeć na pięknie kwitnącą magnolię przy jej furtce. 

   Spring is a time that we associate with the freshness that we want to bring to each corner of our house. After doing all the tasks successfully, think about more pleasant activities – choosing flowers for the Easter table (I recommend a few small vases, instead of one large) and natural decorations. These two things will ideally bring the spring ambiance into our house. For the time being, keep your fingers crossed as I’m organising Easter at my home for the first time – and with a little baby in my arms ;). The flat has been cleaned so let’s get down to the shopping list and cooking!

* * *

   Wiosna, to czas kojarzący się nam ze świeżością, którą chcemy przenieść do każdego kąta w domu. Po wykonaniu wszystkich prac pomyślcie więc o przyjemniejszych czynnościach – wyborze kwiatów na wielkanocny stół (polecam kilka mały wazoników, zamiast jednego dużego) i naturalnych dekoracji. Te dwie rzeczy najlepiej przeniosą wiosenny nastrój do naszego domu. Póki co, trzymajcie za mnie kciuki, bo po raz pierwszy organizuję Święta Wielkiej Nocy z małym dzieckiem pod pachą ;). Mieszkanie ogarnięte więc zabieramy się za listę zakupów i gotowanie!

 

* * *

 

 

Ciastka, które możemy upiec z dziećmi do koszyczka wielkanocnego czyli kruche i maślane baranki

Probably each home has its own tin box full of crisp cookies hidden somewhere in the cupboard. For a rainy day, to improve your mood, for children’s begging, whenever you’re sad, and for unexpected guests. Today’s cookies were baked with the upcoming holidays in mind. Their shape will be ideal for the Easter basket. I’m baking them with my Hania in the Holy Week as they stay fresh for long…and whether they’ll survive until holidays is yet another story! :-P

*   *   *

Prawdopodobnie w każdym domu, gdzieś w kredensie jest skrzętnie schowane blaszane pudełko z kruchymi ciasteczkami. Na czarną godzinę, na poprawę humoru, na błagania dzieci, na smutki i dla niespodziewanych gości. Dzisiejsze upiekłam z myślą o nadchodzących świętach, których kształt pasuje nam do koszyka wielkanocnego. Piekę je z moją Hanią w Wielkim Tygodniu, ponieważ długo zachowują swoją świeżość… a to czy wytrwają do Świąt przy Hanusi, to już inna sprawa! :-P

Ingredients:

(recipe for approx. 15-18 pieces)

250 g of coarse ground wheat flour (it's the best for crisp pastry!)

1 tablespoon of vanilla paste (or vanilla sugar)

120 g of butter

80 g of brown sugar

2 generous tablespoons of vanilla cheese

for decoration:

sugar

* * *

Skład:

(przepis na ok. 15-18 sztuk)

250 g mąki krupczatki (do ciasta kruchego ta najlepsza!)

1 łyżeczka pasty waniliowej (lub cukier waniliowy)

120 g masła

80 g brązowego cukru

2 czubate łyżki serka waniliowego

do dekoracji:

cukier

Directions:

1. Sift the flour into a wide bowl (or onto the pastry board). Add sliced butter, sugar, vanilla paste, and vanilla cheese. Knead the dough using rough movements and place it in the fridge for 30 minutes. Preheat the oven to 180ºC.

2. Take the dough out of the fridge – cut off a few pieces and form balls that are the size of a plum and then roll them into thin rolls and form small rams (just like in the photo). Sprinkle them with sugar (before sprinkling them, you can apply some yolk on top). Bake the cookies for approx. 25 minutes in the oven preheated to 180ºC (use the oven function with upper and lower heating elements switched on).

* * *

A oto jak to zrobić:

1. Do szerokiej miski (albo na stolnicę) przesiewamy mąkę, dodajemy pokrojone na kawałki masło, cukier, pastę waniliową i serek waniliowy. Zdecydowanym ruchem zagniatamy ciasto i odkładamy na 30 minut do lodówki. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni C.

2. Ciasto wyjmujemy z lodówki – odcinamy kawałki, formujemy kulkę w wielkości śliwki, a następnie rolujemy na cienkie wałeczki i zawijamy z dwóch stron na kształt baranków (na zdjęciu). Posypujemy z wierzchu cukrem (przed posypaniem, wierzch ciastek możemy posmarować rozbitym żółtkiem). Ciastka pieczemy ok. 25 minut w temperaturze 180 stopniach C (opcja: góra-dół).

Take the dough out of the fridge – cut off a few pieces and form balls that are the size of a plum and then roll them into thin rolls and form small rams.

Schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki – odcinamy kawałki, formujemy kulkę w wielkości śliwki, a następnie rolujemy na cienkie wałeczki i zawijamy z dwóch stron na kształt baranków.

The crisp buttery cookies are ideal for the upcoming Easter – they can be also adorned with icing pens.

Kruche ciasteczka są doskonałe na zbliżające się święta wielkanocne – można je również przyozdobić lukrowymi pisakami.

Sprinkle the cookies with sugar and bake in the oven preheated to 180ºC for approx. 25 minutes.

Ciastka posypujemy cukrem i pieczemy w rozgrzanym piekarniku w 180 stopniach C, przez ok. 25 minut.

And what types of cookies can be found at your Easter table?

A jakie ciasta goszczą na Waszym stole wielkanocnym?

Look of The Day – desert and sea

coat & trousers / płaszcz i spodnie – NA-KD

small basket / koszyk na długim pasku – Mango 

leather flats / skórzane baletki – CHANEL

leather belt / skórzany pasek – H&M

t-shirt / koszulka – Zalando

   White and beige are my favourite way for a spring set now. Combining only those two colours is a simple recipe to attain the effect of “beige aesthetics”, so popular among the influencers and fashion oracles, currently. We are not chasing trends, but such a desert climate is what we really like.   

   If you’d like to buy the coat and the trousers from today's outfit, you should definitely use the code “MLE15KT” – you’ll get a 15% discount on all non-discounted products at NA-KD. Have a pleasant Sunday!

* * *

Biel i beże to teraz mój ulubiony sposób na wiosenny zestaw. Operowanie wyłącznie tymi dwoma kolorami to prosta recepta na osiągnięcie efektu w stylu "beige asthetic", tak popularnego obecnie wśród influencerek i modowych wyroczni. My za trendami nie gonimy, ale taki pustynny klimat bardzo mi pasuje. 

   Jeśli chciałybyście kupić płaszcz lub spodnie z dzisiejszego zestawienia, to koniecznie skorzystajcie z kodu MLE15KT – otrzymacie 15% zniżki na cały nieprzeceniony asortyment w sklepie NA-KD. Udanej niedzieli!

Look of The Day – czy Normcore nas uratował?

ring & earrings / pierścionek i kolczyki – YES

blue high jeans / niebieskie dżinsy z wysokim stanem – COS 

beige short top / beżowa krótka bluzka – MLE Collection

cotton coat / bawełniany płaszcz – Burberry (kolor "honey")

sunglasses / okulary przeciwsłoneczne – Komono

leather bag / skórzana torebka – Theory

leather belt / skórzany pasek – H&M

sneakers / trampki – Converse

   “Normcore”, which is the style of an unpretentious normal-looking person, became a seasonal curiosity some time ago. Something that was initially supposed to be the opposite of fashion has finally become part of it, chewed up and spat in an over-the-top form. Terry crew white socks combined with rubber mules took pride of place among the street style photos from Milan or Paris. It was supposed be more “slow”, but the result was far from spectacular.   

   Despite the effort, the world of fashion didn’t discourage me from wearing “exceptionally regular clothes”. It is the seventh season in a row that I’m taking my trench coat out of my wardrobe, the third season when I’ wearing these high-rise jeans, not to mention the Converse sneakers as I had a similar model already during studies. A slightly different handbag and a short blouse uncovering the belt (to freshen up the proportions of my figure) are sufficient changes for me. Functioning in a world where the majority is trying to be extraordinary thanks to clothes, I enjoy staying in the realm of ordinariness.

* * *

   "Normcore", czyli styl na "hardcorowego normalsa", jakiś czas temu stał się sezonową ciekawostką. Coś, co miało być przeciwieństwem mody, zostało przez nią wchłonięte i wyplute w przerysowanej formie. Frotowe białe skarpetki do połowy łydki, połączone z gumowymi klapkami, świeciły triumfy wśród streetstylowych zdjęć z Mediolanu czy Paryża. Miało być bardziej "slow", ale wyszło jak zawsze. 

   Mimo tych usilnych starań, świat mody nie zniechęcił mnie do "wybitnie przeciętnych ubrań". Siódmy sezon z rzędu wyciągam z szafy mój trencz, trzeci sezon wyciągam te dżinsy z wysokim stanem, o conversach nie wspominając, bo identyczny model miałam już na studiach. Trochę inna torebka i krótka bluzka odsłaniająca pasek (tak aby odświeżyć proporcje sylwetki), to dla mnie wystarczające zmiany. Funkcjonując w świecie, gdzie większość próbuje być nadzwyczajna dzięki ubraniom, ja lubię uciekać w normalność. 

Rośliny w moim domu, czyli wiosenne umilacze na zielono.

   I am currently working on my patience. I’m waiting for warmer days, longer walks, fresh asparagus, fragrant peonies, and firs Easter with a larger family. In my small garden, I could start first gardening works and please my eyes with the first crocuses. This early spring aura, in different forms, has also arrived at my house. Thus, when would be a better moment to prepare a post on the green while-awayers?

* * *

   Ćwiczę teraz moją cierpliwość. Czekam na cieplejsze dni, dłuższe spacery, świeże szparagi, pachnące piwonie i pierwszą Wielkanoc w nowym powiększonym składzie. W moim niewielkim ogrodzie można było już rozpocząć pierwsze prace i nacieszyć oczy przebijającymi się przez ziemie krokusami. Ta wczesnowiosenna aura, pod różnymi postaciami, zawitała też do mojego mieszkania. Kiedy, jak nie teraz, miałby więc powstać wpis o zielonych umilaczach?

* * *

1. So beautiful and delicate and yet they pricked Portos on the nose when he decided to have a closer look. I found these roses at a befriended flower shop (our beloved Narcyz in Gdynia Orłowo), but, unfortunately, I don’t know whether it’s "The Fairy", "Leonardo da Vinci", or "Margo Koster". I’m betting on the third one. Maybe anyone knows? The roses are arranged in a row on the kitchen counter, but I’d like to take a risk and plant them in the ground when they stop blooming.

* * *

1. Takie piękne i delikatne, a jednak ukłuły Portosa w nos, gdy ten postanowił się im "bliżej przyjrzeć". Róże znalazłam w zaprzyjaźnionej kwiaciarni (nasz kochany Narcyz w Gdyni Orłowo), ale niestety nie wiem czy to odmiana "The Fairy", "Leonardo da Vinci" czy "Margo Koster". Stawiałabym na tę trzecią. Może któraś z Was wie? Różyczki stoją teraz w szeregu na kuchennym blacie, ale chciałabym zaryzykować i wkopać je do ziemi, gdy przestaną kwitnąć. 

2. I love books that offer not only recipes with the use of seasonal vegetables and fruit, but also photos of green pastures, dense forests, or blooming apple trees. The effect is that I’ve got plenty of books that have a superb layout, but they are full of recipes for quails, pheasants, strange puddings, and vintage cakes, whose ingredients I can’t even grasp. On the other hand, I still lack books with recipes for a quick dinner. I think it might be time to say “I’m sorry” to Nigella…   

The above books are (starting from the left-hand corner) “Jadłonomia”, "The Physiology of Taste", "French Country Cooking" (a beautiful book, but the recipes are unattainable, unless you’ve got two days for preparing a dinner), "The Cottage Kitchen", "O jabłkach" (Eliza’s recipes are wonderful and I often use them), "The Secrets of Plants" (a fabulous book in which you can read, for example, that plants become “irritated” whenever they come into contact with fire), "O kwiatach".

3. It’s not a coincidence that I’ve decided to choose plant extracts in most of my cosmetics. Using the blessings of nature is slowly becoming a standard, instead of being only a fashion or a whim of eco-zealots. I’ve been testing these five products that you can see in the photo below for the past three weeks and they’ve all passed the test. Below, you can find their detailed descriptions.

* * *

2. Uwielbiam książki, w których znajdę nie tylko przepisy z wykorzystaniem sezonowych warzyw i owoców, ale również zdjęcia zielonych pastwisk, gęstych lasów, czy kwitnących jabłonek. Efekt jest taki, że mam mnóstwo książek, które są pięknie wydane, ale pełno w nich receptur na przepiórki, bażanty, dziwne puddingi i starodawne ciasta, których składników nawet nie rozumiem. Z kolei wciąż brakuje mi takich, gdzie podane są przepisy na szybki obiad. Chyba czas przeprosić się z Nigellą… 

   Powyższe książki to  (od lewego górnego rogu) "Jadłonomia", "Fizjologia smaku", "French Country Cooking" (książka przepiękna, ale przepisy nie do zrobienia, chyba, że możemy poświęcić dwa dni na gotowanie kolacji), "The Cottage Kitchen", "O jabłkach" (akurat przepisy Elizy są świetne i często z nich korzystam), "Sekrety roślin" (niesamowita książka, z której dowiemy się na przykład o tym, że rośliny potrafią "denerwować się" na widok ognia), "O kwiatach". 

3. To nie przypadek, że zdecydowana większość moich kosmetyków ma w swoim składzie wyciągi z roślin. Korzystanie z dobrodziejstw natury powoli staje się standardem, a nie modą czy fanaberią ekozapaleńców. Te pięć produktów, które widzicie na zdjęciu poniżej, testowałam przez ostatnie trzy tygodnie i wszystkie zdały egzamin. Poniżej znajdziecie ich dokładny opis. 

Light volumising spray with lavender oil and grapefruit extract by Kevin Murphy. ANTI.GRAVITY.SPRAY is light and additionally protects hair against high temperature up to 220°C.

* * *

Lekki spray zwiększający objętość z olejkiem lawendowym i ekstraktem z grejpfruta od marki Kevin Murphy. ANTI.GRAVITY.SPRAY jest lekki i dodatków chroni włosy przed wysoką temperaturą suszenia do 220° Celsjusza.

Liquorice root extract and almond oil sound pretty nice, right? The above product is another one by Eenymeeny (I showed the previous one here). This brand specialises in cosmetics that can be used both by kids (already from the very first day of their lives) and women. Eveyday soothing cream is a multipurpose cosmetic which I currently keep in my handbag (or in the pram). It’s great to apply under makeup. It doesn’t contain any fragrance compositions, and its smell is an outcome of the natural ingredients used during its production. It stays on your skin only for a short period of time – that’s why it’s appropriate for atopic skin, skin with eczema, and allergy-prone skin. For the readers of Makelifeeasier.pl, I’ve got a discount code for shopping at  www.eenymeeny.eu, it’s enough to use MLE10 to get a 10% discount (valid until the end of April 2019). 

* * *

Ekstrakt z korzeni lukrecji i olej migdałowy brzmią całkiem nieźle prawda? Powyższy krem to kolejny produkt od Eenymeeny (poprzedni pokazywałam tutaj). Ta marka specjalizuje się w kosmetykach, które mogą być używane zarówno przez dzieci (już od pierwszego dnia życia) jak i kobiety. Krem łagodzący na co dzień to wielozadaniowy kosmetyk, który trzymam teraz w torebce (albo w wózku). Nadaje się nawet pod makijaż. Nie zawiera kompozycji zapachowej, a jego zapach wynika z zastosowanych surowców naturalnych i krótko utrzymuje się na skórze – między innymi dlatego jest odpowiedni szczególnie do pielęgnacji skóry atopowej, objętej egzemą i skłonnej do alergii. Dla Czytelniczek Makelifeeasier.pl mam teraz kod na zakupy w sklepie internetowym www.eenymeeny.eu, wystarczy wpisać kod MLE10 aby uzyskać 10% rabatu (ważny do końca kwietnia 2019).  

I love MIYA brand for their serum (I’ve got both versions – a standard version and a mini version that I always take on my trips), so I eagerly started the testing of their novelties – highlighter with coconut oil, castor oil, almond oil, sweet orange oil, and mango butter. The highlighter can be applied directly onto your skin as a finishing touch to your makeup: onto cheekbones, eyelids, corner of eyes, browbones, bridge of the nose, neckline, arms, and collar bones. Below, you can see makeup with the use of Rose Diamond hue.

* * *

Markę MIYA uwielbiam za ich serum (mam zarówno wersję standardową, jak i turystyczną, która zabieram w podróże), więc chętnie rozpoczęłam testowanie ich nowości – rozświetlacza z olejkiem kokosowym, rycynowym, migdałowym, ze słodkiej pomarańczy i masłem mango. Rozświetlacz można używać bezpośrednio na skórę lub jako wykończenie makijażu: na kości policzkowe, powieki, kąciki oczu, łuki brwiowe, grzbiet nosa, dekolt, ramiona czy obojczyki. Poniżej widzicie makijaż z wykorzystaniem koloru Rose Diamond. 

Fresh brand was created in Boston in 1991 cares that each of their products is based on natural ingredients. First Fresh cosmetics were soaps packed in a beautiful paper (Oval Soap is available until this day). Within the following years, the brand developed and introduced a whole gamut of products based on natural ingredients. I chose soybean-based face cleansing gel Soy Face Cleanser and Rose Face Mask, which is a moisturising rose mask. Both products are available at Sephora.

* * *

Marka kosmetyczna "Fresh", stworzona w Bostonie w 1991 roku, dba o to, aby każdy ich produkt oparty był o naturalne składniki. Pierwszymi kosmetykami Fresh były mydła opakowane w piękny papier (Oval Soap są w sprzedaży do dziś). W ciągu następnych lat marka rozwinęła się, mając w ofercie pełną gamę produktów na bazie naturalnych składników. Ja wybrałam żel do mycia twarzy na bazie soi Soy Face Cleanser oraz Rose Face Mask, czyli różaną maskę nawilżającą do twarzy. Oba produkty dostępne są w sieci Sephora.

4. This year, the crocuses and tulips that I planted last year will be joined by daffodils (yes, I know that they will bloom next year, but it’s still a miracle that I’ve found these bulbs somewhere between a lawnmower, grass seeds, and an old broom ;)). I’m a fan of hardy perennials as I like to think about plants as permanent residents who take root in my garden and greet me like an old friend every year. I make the only exception for herbs – the sprigs of this thyme will soon land in a baking tray together with the chicken ;).

* * *

4. W tym roku do krokusów i tulipanów, które sadziłam rok temu, dojdą jeszcze żonkile (tak, wiem, że zakwitną dopiero za rok, ale to i tak cud, że odnalazłam te cebulki gdzieś między kosiarką, nasionami trawy a starą miotłą ;)). Jestem fanką kwiatów wielosezonowych, bo lubie myśleć o roślinach jak o stałych mieszkańcach, które zapuszczają korzenie w moim ogrodzie i co roku witają  się ze mną, jak ze starą znajomą. Wyjątek robię dla ziół – gałązki tego tymianku niedługo wylądują w brytfance razem z kurczakiem ;). 

jacket / marynarka – NA-KD // trousers / spodnie – ZARA // wellies / kalosze – HUNTER // basket / kosz – Heidi Hawaii

 

 

LOOK OF THE DAY

  watch / zegarek – Daniel Wellington

bomber jacket / kurtka bomberka – NA-KD

troussers / spodnie – Mango (stara kolekcja)

white sneakers / białe buty – Skechers

sweater / sweter – H&M

   Maybe you’ve noticed that Instagram has been lately taken over by beige. On my favourite profiles, I can see all possible hues of this colour – from delicate powdery and porcelain through sandy, caramel, and coffee shades. And I’m not talking about clothes usually matched with other pieces to create a beige “total look”. The fashion for nude has taken over interiors and our makeup. Even influencers’ photos are photoshopped to veer more into the cappuccino palette.   Beiges have always been considered a difficult colour as inappropriately chosen, they may highlight our under eye dark circles and red spots on our face. However, appropriately matched, they give the impression of exclusiveness (warm-toned hues are safer). In the upcoming season, we can abandon the classic combination with black and replace it with white.   

   Up until the 10th of April, you can take advantage of the brilliant offer at Daniel Wellington (you’ll find my watch here). When buying a watch of your choice, you can select a bonus strap. I recommend brown for the spring season – it will match beige sets. Remember to use my code “MAKELIFEEASIER” to decrease the cart price by 15%. Have a pleasant shopping experience!

* * *

   Być może zwróciłyście uwagę, że Instagramem zawładnął ostatnio beż. Na moich ulubionych profilach cały czas pojawiają się wszystkie jego odcienie – od delikatnie pudrowych i porcelanowych przez piaskowe, po karmelowe i kawowe. I nie mam tu na myśli tylko ubrań, łączonych zwykle w beżowy „total look”. Moda na „nude” ogarnęła też wnętrza i nasze makijaże. Nawet zdjęcia influencerek są przerabiane w taki sposób, aby wszystko wyglądało jak oblane cappuccino.
   Beże uznawane były zawsze za trudny kolor, bo źle dobrane mogą nieładnie podkreślać sińce i zaczerwienia na naszej twarzy, ale umiejętnie łączone dają wrażenie ekskluzywności (bezpieczniejsze są odcienie w ciepłej tonacji). W zbliżającym się sezonie możemy odejść od klasycznego zestawienia z czernią i zastąpić ją bielą. 

   Do 10 kwietnia możecie skorzystać z promocji w sklepie Daniel Wellington (mój zegarek znajdziecie tutaj). Przy zakupie dowolnego zegarka wybieracie dodatkowy pasek gratis. Na wiosnę polecam brązowy – będzie pasował do beżowych zestawów. Pamiętajcie, aby użyć jeszcze mojego kodu MAKELIFEEASIER aby obniżyć zawartość koszyka o 15%. Udanych zakupów!