Spinka w szylkretowy wzór, duża miękka opaska i jedwabna mocna gumka z doszytą wstążką – te trzy proste akcesoria pozwalają mi na chwilę zapomnieć o tym, że chciałabym coś zmienić.
Jestem jedną z tych kobiet, które marzą o jakiejś oryginalnej fryzurze, bobie o długości tuż za ucho, grzywce jak u Jane Birkin czy o słomkowym blondzie, ale jednocześnie ubolewa za każdym, gdy podetnie końcówki o grubość kartki. Niby wiem, że najbardziej lubię siebie w długich włosach, bez cieniowań, ale wciąż łudzę się, że odnajdę kiedyś dla siebie coś bardziej wystrzałowego. Ta wiara pchnęła mnie w zeszłe wakacje do (któregoś już z kolei) własnoręcznego ścięcia grzywki w stylu paryskich ikon nonszalancji (Jeanne Damas) i powiem tylko, że po roku cieszę się, że ślad po niej powoli się zaciera.
Moje codzienne fryzury są bardzo proste nie wymagają właściwie żadnych umiejętności (uwierzcie mi, że wiem co mówię). Ponieważ zapytań o pielęgnację włosów jest bardzo dużo, to podsyłam jeszcze link do starego artykułu (jak układam włosy po myciu i jak je rozjaśniam), a dziś szybko opiszę tylko co zmieniłam.
Przede wszystkim moje włosy od jakiegoś czasu zaczęły się kruszyć na końcach. Być może to kwestia za mocnego wiązania gumki, nie używania odżywki po myciu (tak, zdarzało mi się to dosyć często) albo po prostu słabszych włosów. W Waszych komentarzach czytałam też sporo negatywnych opinii o szamponie, którego regularnie używałam (mowa o tym niebieskim, który gasi żółty odcień), więc postanowiłam go zmienić. Trochę szkoda, bo jego wielką zaletą jest nie tylko cena, ale też dostępność (można go kupić w zwykłej drogerii, przy okazji uzupełniania pieluch i proszku do prania). Muszę jednak przekonać się, czy to nie on jest przyczyną siana, które ostatnio wyrasta mi na głowie, więc odstawiam go na jakiś czas.
Pamiętam jakie było zdziwienie mojej mamy jak zobaczyła u mnie w łazience te kostki i dowiedziała się, że to szampony, a potem jeszcze większe, gdy jeden jej udostępniłam i okazało się, że są super. Parę razy, po tym jak pokazałam je kiedyś na blogu, słyszałam pytania czy to w ogóle wygodne i faktycznie warto spróbować. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek skórne problemy głowy, to na pewno będzie zachwycony tym produktem (super sprawdza się jako kosmetyk unisex), a właścicielki „trudnych włosów” na pewno docenią ich miękką, a jednocześnie nie puszącą się teksturę po użyciu kostek. Mój numer jeden to opcja z kokosem, ale chętnie używam też tej z mango (ma oszałamiający zapach i jest dobrym emolientem, wyraźnie wygładza, zabezpiecza przed uszkodzeniami mechanicznymi, tworząc na włosach film ochronny). Nie będę już nawet wspominać o wątku ekologicznym, ale jeśli ktoś ma ochotę to może poczytać więcej tutaj. Dla wszystkich zainteresowanych przetestowaniem takiego szamponu mam kod rabatowy dający 20% zniżki na zakupy w sklepie Herbs&Hydro. Wystarczy użyć hasła Spring2021.
Jeśli cofniecie się do starego wpisu o włosach, zobaczycie, że jeśli chodzi o pielęgnację włosów to jestem naprawdę lojalna wobec marek :). Szampon zmieniam po jakichś dziesięciu latach i w ogóle bardzo rzadko decyduję się na coś nowego. Kosmetyki naturalne od marki John Masters Organics to też coś, co używałam przez bardzo długi czas (nie wiem czemu mam wrażenie, że w Polsce są bardzo mało znane). Teraz do nich wracam, bo pamiętam, że kiedy je stosowałam to moje włosy były w dużo lepszej kondycji. Poza odżywką dla włosów suchych, zniszczonych i farbowanych Lavender & Avocado Intensive Conditioner zamówiłam też mleczko z różą i morelą (Hair Milk With Rose And Apricot), które nawilża i odżywia włosy, ułatwia stylizację oraz chroni przed wysoką temperaturą czy promieniowaniem UV. Kosmetyki tej marki (również w super zestawach) dostępne są w sklepie internetowym Topestetic, gdzie znajdziecie szeroki wybór topowych profesjonalnych marek kosmetycznych. Mam też dla Was kod rabatowy dający 15% zniżki na wszystkie kosmetyki naturalne John Masters Organics w sklepie Topestetic. Wystarczy, że w koszyku przy składaniu zamówienia użyjecie hasła JMO15 (promocje nie łączą się, kod ważny jest do 19.05.2021).
Ale co z kolorem moich włosów? Bez odpowiedniego tonowania na pewno bardzo szybko wpadłyby w ciepłą tonację. Łatwo było podjąć decyzję o zmianie szamponu, ale prawda jest taka, że używałam go tak długo, bo po działał na ten problem. Na szczęście na rynku jest już sporo innych opcji, które (przynajmniej w teorii) powinny być mniej agresywne dla włosów. Ja wybrałam maskę Medavita Choice Mask Argento w kolorze srebrnym (sama maska ma kolor fioletowy). Poza tym, że utrzymuje odpowiedni ton, to ma działanie nawilżająco-nabłyszczające, w jednym zabiegu przywraca kolor i intensyfikuje naturalne refleksy. Zawiera Amino Concentrée, wyciąg z ziaren Czarnej Borówki oraz Olej kokosowy. Nie zawiera amoniaku.
1. Teoretycznie sposób wykonania tej fryzury można by ograniczyć do zdania „zwiąż włosy gumką na czubku głowy”, ale w praktyce trzeba pamiętać o paru rzeczach. Przede wszystkim dobrze jest zainwestować w jedwabną gumkę (bo nie niszczy włosów) z jakimś ciekawym detalem. Moja (jest od MOYE) ma doszytą wstążkę, ale ta też daje fajny efekt (chociaż trudniej związać nią włosy w ładny koczek). Posiadaczki grzywki, także tej odrastającej do których się zaliczam, mają ułatwione zadanie – jeśli macie długą grzywkę to obiektywnie oceńcie czy takie pasma dobrze wyglądają i czy są wygodne. Na pewno warto wyciągnąć cienkie kosmyki przy uszach, aby całość nie wyglądała zbyt perfekcyjnie. Podobne gumki znalazłam też tutaj i tutaj (ale sama ich nie testowałam).
2. Pamiętam, jak nie byłam pewna czy w ogóle zostawiać sobie tę opaskę (NAKD), a teraz uważam, że to najprostszy sposób, aby wyglądać jakoś tak bardziej… „światowo” :D. Zawsze, gdy ją wkładam mam wrażenie, że klasyczny strój zyskuje pięć punktów. W tym przypadku też lubię ten efekt wyciągniętych kosmyków przy uszach. Uprzedzam jednak, że suche sztywne włosy wyglądają z taka opaską kiepsko. Muszą być wyciągnięte na szczotce albo lekko podkręcone (ja używam do tego prostownicy nastawionej na najniższą temperaturą, wcześniej wcieram we włosy to mleczko, bo chroni je przed ciepłem).
3. A to fryzura specjalnie na otwarcie gastronomii ;). Trochę sobie żartuję… ale tak właściwie to mówię całkiem poważnie. Nie pamiętam już kiedy ostatnio pojawiła się u nas okazja, abym pomalowała usta na krwistą czerwień i chciała wyglądać aż tak „wyjściowo”. Taka szylkretowa spinka (to oczywiście nie jest prawdziwa skorupa żółwia tylko imitacja) przy subtelniejszym anturażu sprawdzi się też oczywiście w czasie mniej zobowiązujących okazji. Pamiętajcie jednak o tym aby nie próbować upiąć włosów zbyt wysoko – ja próbowałam tak zrobić, ale nie ma się co łudzić, że taki mały kawałek plastiku utrzyma wszystko w górze. Spinka powinna być za uchem i jedynie „przyklepać” nasze włosy – wtedy jest szansa, że fryzura wytrzyma cały wieczór. Podobne spinki (moja jest z NAKD) znajdziecie tutaj i tutaj.