LOOK OF THE DAY – warm evening and summer dress

earrings & rings / kolczyki i pierścionki – YES

dress / sukienka – MLE Collection (jeszcze dostępna)

bag / torebka – Mango

sandals / sandały – Tkees

   I’m not always able to take up the topic of clothes with my friends – there are also guys to talk about waiting in the queue (and this topic is a bottomless pit), kids, and professional plight or the grand finale of “The Game of Thrones”. However, if in between the analysis of my friend’s relationship and the critical commentary on Jon Snow’s demeanour, a digression concerning clothes appears, it always goes the same in June – “I thought that I’ve got plenty of summer dresses, but nothing that I had was appropriate for a heat wave in the city”. What about you?  

   Last week, I received plenty of questions about the round earrings from this post that I’ve also got on in today's photos – you can find them (similarly to my ring and band) at this store.

* * *

   Nie zawsze udaje mi się poruszyć z moimi przyjaciółkami temat ubrań – w kolejce do obgadania czekają jeszcze faceci (a ten temat nigdy się nie kończy), dzieci, zawodowe perypetie czy finał "Gry o tron". Jeśli jednak między analizą związku koleżanki "x" a krytyką postępowania Jona Snow pojawi się jakaś dygresja dotycząca garderoby, to w czerwcu właściwie zawsze brzmi ona tak samo – "myślałam, że mam mnóstwo letnich sukienek, ale gdy przyszło, co do czego, to nic nie nadawało się na upalny dzień w mieście". A jak jest u Was?

   W zeszłym tygodniu pojawiło się mnóstwo pytań o kolczyki w kształcie elipsy z tego wpisu, które mam na uszach również na dzisiejszych zdjęciach -znajdziecie je (podobnie jak mój pierścionek i obrączkę) w tym sklepie

Czy aby wypocząć trzeba wyjechać, czyli mój nowy zakątek w ogrodzie i wyczekiwany przepis na ciasto z morelami.

   In the past, I was a very impatient girl. I was constantly waiting for something, rushing somewhere, and counting down the days to the planned trips, and when they finally were about to fulfil, my restless spirit wouldn’t allow me to rest.   

   We won’t change our personality – under my skin, I feel that I’m only a thin sheet of paper apart from this busy and overworked person. A simple impulse is enough to make me go into the highest gear, but I’m proud of myself that I was able to tame this restless spirit.  

   I’d lie if I told you that this is only thanks to the hammock in the garden. The truth is that it is the opposite – my resting place is the effect of my inner change, and not its cause. This process took more than one day, week, month, or year, and it had little in common with buying anything. However, I am aware of the strong motivational influence of people who were able to find some strength during the weekend to do something for themselves and families despite the prevailing fashion for the catch phrase “I’m so important and busy, I don’t have time to organise any resting time for myself”.  For example, take care of your garden to adapt it for spending free time in the summer.

* * *

   Byłam kiedyś bardzo niecierpliwą dziewczyną. Wciąż na coś czekałam, gdzieś się spieszyłam, odliczałam dni do zaplanowanych wyjazdów, a gdy w końcu nadchodził upragniony czas odpoczynku, to nerwowy stan ducha i tak mnie nie opuszczał. 

   Osobowości nie zmienimy – czuję pod skórą, że od tej zalatanej osoby dzieli mnie bariera o grubości kartki papieru i wystarczy tylko odpowiedni impuls, abym znów wskoczyła na najwyższe obroty, ale jestem z siebie dumna, że udało mi się tego niespokojnego ducha trochę ujarzmić.

   Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to zasługa hamaka w ogrodzie. W rzeczywistości jest dokładnie na odwrót – nowe miejsce do odpoczynku, to efekt mojej przemiany, a nie jej przyczyna. Ten proces trwał dłużej niż jeden dzień, tydzień, miesiąc czy rok i niewiele miał wspólnego z zakupem czegokolwiek. Wiem jednak, jak motywująco działały na mnie te osoby, które przekornie wobec mody na manierę „jestem bardzo ważna i zajęta, nie mam czasu organizować sobie odpoczynku”, potrafiły znaleźć siły w weekend, aby zrobić coś dla siebie i rodziny. Na przykład zadbać o ogród po to, aby móc spędzać w nim czas latem.

   As much as late autumn and winter are a perfect time to find an excuse for an evening spent on the sofa with a TV series and a bowl of spaghetti in your hand, repeating this plan for a whole year is almost laziness and has little to do with the ability to tune out and catch a breath ;). Quality rest should acquire different forms – depending on the season and what it has to offer. Even if we love books the most, we don’t have to be reading all the time in the same armchair.   

   In this post, I’d also like to share a few trivia. The first one is, of course, a recipe about which you’ve asked me countless times on Instagram. And that’s great because if, within a week, you’re already baking the third tray of the same pastry, it means that it really has to be great. I suppose that on the fourth time (that is probably tomorrow), I’ll do it with my eyes closed. This recipe is so simple and quick that even my significant other (who isn’t really into baking and pastries) is willing to help me on the upcoming occasion. Therefore, if you’d like to eat a fragrant pastry with fruit, but you’re not really keen on preparing it, that’s a solution to the problem. When the season for apricots is over, I’ll try preparing strawberry, huckleberry, or plum pastries, let me know whether you've managed to prepare and tag me on Instagram when posting a photo of the pastry.

* * *

   O ile późną jesienią i zimą z łatwością można znaleźć usprawiedliwienie dla wieczoru na kanapie z serialem i miską spaghetti w ręku, o tyle powtarzanie tego schematu przez okrągły rok zakrawa o lenistwo i niewiele ma wspólnego z umiejętnością odcięcia się i złapania oddechu ;). Dobry wypoczynek powinien mieć różne formy – w zależności od tego, co dana pora roku ma nam do zaoferowania. Nawet jeśli najbardziej kochamy książki, to przecież nie musimy ich czytać non stop w tym samym fotelu. 

   W tym wpisie chciałabym również podzielić się z Wami kilkoma drobiazgami. Pierwszy z nich to oczywiście przepis, o który pytałyście mnie niezliczoną ilość razy na Instagramie. I słusznie, bo jeżeli w ciągu tygodnia pieczesz trzecią blachę tego samego ciasta, to znaczy, że musi być naprawdę dobre. Podejrzewam, że za czwartym razem (czyli pewnie jutro) zrobię je już z zamkniętymi oczami. Ten przepis jest tak prosty i szybki, że nawet moja druga połówka (która prawdę powiedziawszy zapaleńcem cukiernictwa nie jest) wykazała chęć wyręczenia mnie przy następnej okazji. Jeśli więc macie wielką ochotę na pachnące ciasto z owocami, ale równie mocno nie chce Wam się go robić, to właśnie znalazłyście rozwiązanie tego problemu. Gdy sezon na morele się skończy przetestujcie wersję z truskawkami, borówkami albo śliwkami i dajcie znać jak Wam wyszło, albo oznaczcie mnie na Instagramie przy zdjęciu wypieku. 

EXTREMELY SIMPLE RECIPE FOR YOGHURT PASTRY WITH APRICOTS

(or other fruit, according to your liking)

Ingredients:

(baking tray with a size of 20×30 cm, you can use a round one)

3 eggs

200 g of flour

150 g of icing sugar

120 ml of plant oil

1 small natural yoghurt

1 bar of white chocolate

1/2 kg of apricots

lemon zest from 1 lemon

1 teaspoon of baking powder

1 tablespoon of natural vanilla extract

 

* * *

BANALNE CIASTO JOGURTOWE Z MORELAMI

(lub innymi owocami, jak kto lubi)

Skład:

(forma o wymiarach 20 na 30 cm, można użyć okrągłej)

3 jajka

200 g mąki pszennej

150 g cukru pudru

120 ml oleju roślinnego

1 mały jogurt naturalny

1 tabliczka białej czekolady

1/2 kg moreli

skórka z 1 cytryny

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1 łyżeczka naturalnego aromatu z wanilii 

Directions:

1. Wash the apricots thoroughly, cut them into halves, and dispose of the stones. 2. Whisk the eggs with sugar until light and airy. 3. Add a tablespoon of oil into a small pot and melt white chocolate on low heat (I don’t really feel like doing it with the use of a water bath, so I keep the bowl on heat for literally several seconds, and the, I place it aside – the delicate warmth will make the chocolate melt, but not burn). 4. Add yoghurt, vanilla extract, lemon zest, and the remaining oil to eggs and sugar, and I stir thoroughly. Slowly pour sifted flour with baking powder.  Add melted chocolate. After combining all ingredients, I turn on the oven to 180ºC. Line the baking tray with parchment paper. I like when the pastry contains many fruit pieces. That’s why I first cover the bottom of the baking tray with them (but keeping some space between them), I pour the pastry over them and add the rest (I always place the apricots with their inner parts up; otherwise, the juice will travel down during baking and it may water down the pastry). Pour the mixture into a baking tray lined with parchment paper. Bake for approx. 40-45 minutes (until it is slightly curdled). Sprinkle it with icing sugar before serving.

* * *

Sposób przygotowania:

1. Morele dokładnie myjemy, kroimy w połówki i usuwamy pestki. 2. Jajka z cukrem pudrem ubijamy na puszystą masę. 3. Do małego rondelka dodajemy łyżkę oleju i na małym gazie rozpuszczamy białą czekoladę (nie chce mi się tego robić w kąpieli wodnej, więc garnuszek trzymam na ogniu dosłownie kilkanaście sekund, potem stawiam obok – delikatne ciepło sprawi, że czekolada się rozpuści ale nie przypali). 4. Do jajek i cukru dodaję jogurt, aromat waniliowy, skórkę z cytryny i pozostały olej, dokładnie mieszam. Wsypuję powoli mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia. Dodaję rozpouszczoną czekoladę. Po połączeniu wszystkich składników, włączam piekarnik na 180 stopni. Formę wykładam papierem do pieczenia. Lubię gdy w cieście jest dużo owoców, więc wykładam nimi najpierw spód blachy (tak aby się nie stykały), zalewam ciastem i dodaję resztę (zawsze przekrojoną częścią moreli do góry, w przeciwnym razie w trakcie pieczenia sok pójdzie w dół i może za bardzo rozwodnić ciasto). Pieczemy ok. 40-45 minut (do momentu, aż pośrodku będzie lekko ścięte). Jeśli zobaczycie, że ciasto za bardzo przypieka się od góry, to zmniejszcie temperaturę to 150 stopni. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem.

Mój notes do zapisywania przepisów jest ze sklepu NOTEKA (to tam kupuję większość papierniczych i biurowych gadżetów). Pochodzi z kolekcji The City Works zaprojektowanej przez austriacki duet – Sylvię Moritz i Rowana Ottesena. Okładka przedstawia panoramę Amsterdamu i wykonano ją dzięki technice druku tłoczonego, bez użycia farby (zobaczcie zdjęcie poniżej). Do wyboru jeszcze wiele innych miast :). Jeśli również chciałybyście sobie taki sprawić, to na hasło MLE otrzymacie zniżkę (rabat obowiązuje do 16.06).

    Did you happen to use a recipe that didn’t come out as the one executed by the author? In my opinion, it is an outcome of omitting the seemingly irrelevant instructions (for example, the one concerning the position of apricots). That’s why my favourite recipes (my mother’s duck with cranberry and apples, caramelised pears with cream, dulce de leche tart, and many others) land in the notebook. Despite the fact that I know how to do them, sometimes I simply forget about some instructions, or I simply omit a piece of it when talking to my friend because it seem obvious to me, and a great debacle during a dinner with parents-in-law is ready ;). I leave one page for “special notes” and, owing to that, all meals are a success.

* * *

   Zdarzyło Wam się korzystać z przepisu, który nie wyszedł tak jak autorowi? Według mnie to wynik pomijania przez niego z pozoru nieistotnych instrukcji (na przykład, tej o odwróconych do góry morelach). To dlatego moje ulubione przepisy (kaczka z żurawiną i jabłkami mojej mamy, karmelizowane gruszki z kremem, tarta kajmakowa i wiele innych) zapisuję w notesie. Niby wiem doskonale, jak je zrobić, ale czasem coś wypadnie mi z głowy, albo nie przekażę jakiegoś szczegółu przyjaciółce, bo mi wyda się on oczywisty i klapa na kolacji z teściami gotowa ;). Poświęcam jedną kartkę na "uwagi specjalne" i dzięki temu wszystkie potrawy zawsze wychodzą dobrze.

  Since we are in the culinary and pantry field, I’ll share my new jar tea supply (these are eco because I reuse the jars for my mother’s barley soup). The one that you can see in the photo is cornflower by Manufaktura Cieleśnica (have you heard about its magical properties?), but you can also find camomile and elder flowers in my drawer as well. I slightly regret that such nice eco-friendly products are so hard to find in regular stores. That’s why I go crazy whenever I go for on-line shopping – in Jadłosfera, I also bought a stock of rose preserve, whose taste cannot be replaced with anything else.

* * * 

   Skoro już jesteśmy przy kulinarno-spiżarkowym temacie, to pochwalę się moim nowym zapasem herbat w słoikach (czyli ekologicznie, bo wykorzystam je potem do przywożenia krupniku od mamy). Ta ze zdjęcia to chaber bławatek od Manufaktura Cieleśnica (słyszałyście o jego magicznych właściwościach?), ale w mojej szufladzie znajdziecie też rumianek i kwiaty czarnego bzu. Trochę żałuję, że takie ładne ekologiczne produkty ciężko znaleźć w stacjonarnych sklepach, dlatego, gdy już zbiorę się do zakupów przez internet to trochę szaleję – w Jadłosferze kupiłam jeszcze zapas konfitury z róży, której smaku nie da się niczym zastąpić.

Mogę zgadywać, że w komentarzach pojawiłoby się sporo pytań o tę sukienkę, gdybym Was nie ubiegła i sama o niej nie napisała ;). Nawet jakbym chciała się do czegos przyczepić to nie mam do czego – i bardzo się cieszę, bo to projekt polskiej (i względnie niedrogiej) marki  Cat Cat Studio. Znajdziecie ją w SHOWROOM (jeśli jeszcze nie słyszałyście o tym sklepie to koniecznie zajrzyjcie). 

    I’ve noticed that post that are all about books are not that interesting for you. It makes me slightly sad because I was really pleased to tell you everything about my favourite novels, but since some of the readers ask me about my current reads, and I’m well aware that the bookstore novelties are… how to put it nicely… not always worth recommending, that’s why I’m trying to sneak in a few interesting titles. "Leonardo da Vinci" by Isaacson Walter is a book that you won’t be embarrassed to take out on your flight (I’d like to send best regards to all of the fans of Grey – especially that I don’t belong to this circle), and, simultaneously, you’ll be surprised by the intertwining of a gripping story and the biography of this great artist and man of science. The Times prepared an article claiming that with “such a down-to-earth presentation of the genius, Isaacson deserves the highest recognition and appreciation”. Eight hundred pages and one hundred and fifty colourful illustrations should be enough on holidays, but you’ll be surprised yourselves by how quick you’ll read this conspicuous book.

* * *

   Zauważyłam, że wpisy stricte książkowe nie spotykają się ze zbyt dużym zainteresowaniem z Waszej strony. Trochę mnie to smuci, bo z przyjemnością spoilerowałabym wszystkie moje ulubione powieści, ale ponieważ niektóre Czytelniczki pytają mnie o to, co teraz czytam, a wiem dobrze, że księgarniane nowości są… jakby to ująć delikatnie… nie zawsze godne polecenia, to staram się przy okazji takich wpisów jak dziś przemycić ciekawy tytuł. "Leonardo da Vinci" autorstwa Isaacsona Waltera, to książka, której nie będziecie się wstydzić wyciągnąć w samolocie (pozdrawiam wszystkie fanki Grey'a, do których też o zgrozo należę), a jednocześnie zaskoczy Was mistrzowskim spleceniem porywającej powieści z biografią tego wielkiego artysty i uczonego. Na łamach magazynu "The Times" można było przeczytać, że "za tak ludzki portret geniusza Isaacson zasługuje na wyrazy najwyższego uznania". Osiemset stron i sto pięćdziesiąt kolorowych ilustracji powinno Wam wystarczyć na wakacjach, ale same zdziwicie się, jak szybko łykniecie to pokaźne tomidło. 

  I know that it’s the middle of the week, and probably many of you have other problems on your mind that are difficult to forget despite the fact that the clock strikes 5, but I dream that you comeback home and try to get some rest by doing something different than usual and try to enjoy the weather. Maybe on your way back home, you’ll have a chance to buy apricots in a grocery store? :) Have a peaceful evening!

* * * 

   Wiem, że jest środek tygodnia i pewnie wiele z Was ma na głowie trochę trosk, o których ciężko zapomnieć wraz z wybiciem godziny siedemnastej, ale marzy mi się, abyście po powrocie do domu spróbowały odpocząć robiąc coś innego niż zwykle i skorzystać z pogody. A może w drodze z pracy uda Wam się kupić w warzywniaku morele? :) Spokojnego wieczoru! 

* * *

 

 

 

Look of The Day – it’s easy to look like you don’t care when you actually don’t care.

dress / sukienka – MLE Collection (niebawem dostępna)

leather clogs / skórzane klapki – Mango (zeszłoroczna kolekcja)

picnic basket / kosz – znaleziony w piwnicy mamy

watch / zegarek – Daniel Wellington

    When I was first starting with the blog, the grand career of the “effortless style” expression was just beginning. For those eight years, everything was said and written about it – each fashion magazine released at least several articles on it and how to attain this state and why it’s so desirable.   

   I won’t be winding you up – it took me a very long time to develop at least a modicum of nonchalance. “Developing” nonchalance sounds a little like an oxymoron – the whole magic is about looking like we don’t care. Trying and pretending should doom us to failure. That’s true, but if we didn’t get this winning effortlessness upon our birth, we need to accept the fact that we have to learn it with submissiveness. In the comments, there still appear questions about how to attain it so I’d like you to recall my book “Elementarz stylu” which tells you how to do it – step by step.  

   As it usually happens in life, I’ve got the feeling that I attained my aim only when I stopped chasing it. Today’s photos are a slight wink towards you as not all of you will like the saliva stain made by an infant on my shoulder, but for me the “effortless style” is also the ability to avoid treating yourself (and your clothes) too seriously.

* * *

   Gdy zaczynałam pisać bloga, sformułowanie "niewymuszony styl" rozpoczynało właśnie swoją wielką karierę. Przez te osiem lat powiedziano i napisano o nim wszystko – każdy magazyn o modzie pokusił się o minimum kilkadziesiąt publikacji na temat tego, jak osiągnąć ten stan bycia i dlaczego jest on tak pożądany. 

   Nie będę picować – bardzo długo zajęło mi wypracowanie chociaż krzty nonszalancji. "Wypracowanie nonszalancji" brzmi jednak trochę jak oksymoron – przecież cała magia polega na tym, aby wyglądać tak, jakby nam nie zależało, jakbyśmy w ogóle o to nie dbali. Silenie się i udawanie powinno więc z góry skazać nas na porażkę. To słuszna myśl, ale jeśli tej ujmującej swobody noszenia się, nie dostałyśmy w darze od losu wraz z dniem narodzin, musimy zaakceptować fakt, że trzeba będzie nauczyć się jej z pokorą. W komentarzach wciąż pojawia się pytania jak to zrobić, przypominam więc Wam delikatnie o mojej pierwszej książce "Elementarz stylu", która traktuje właśnie o takiej przemianie – krok po kroku.

   Jak to zwykle w życiu bywa, mam wrażenie, że swój cel osiągnęłam dopiero wtedy, gdy przestałam już do niego dążyć. Dzisiejsze zdjęcia to trochę puszczenie oka w Waszą stronę, bo pewnie nie każdej z Was spodoba się plama od śliny niemowlaka na ramieniu, ale dla mnie "niewymuszony styl" to także umiejętność nie traktowania siebie (i swojego stroju) zbyt serio. 

 

 

 

New drop in MLE Collection.

   If it’s Saturday… that’s right, what are your plans for today? Barbecue? A long walk? A trip out of town? A family dinner? Partying until the early morning? For all of these occasions, I’ve got an appropriate outfit for you – as always, from the very beginning until the end, sewn in Poland. If so far, you haven’t had the occasion to familiarise yourselves with MLE Collection novelties, I’ll show you a few products today. Do you have something in your sights?  

   The photo are a result of a collaboration with 2inCreatives – this time, girls came to Tricity (I haven’t been too eager to travel to Warsaw lately ;)). Oh, these were extremely intense two hours! Pollina and Dasha built a photo shoot set for, we pretended to be models, but Portos, as always, overseeing everything :).

* * *

   Jak sobota to… no właśnie, jakie macie plany na dziś? Grill? Długi spacer? Wycieczka za miasto? Rodzinny obiad? A może impreza do białego rana? Na każdą z tych okazji mam dla Was odpowiednią kreację – jak zawsze, od początku do końca, uszytą w Polsce. Jeśli do tej pory nie miałyście okazji zapoznać się z nowościami MLE Collection, to dziś przedstawiam Wam kilka produktów. Macie coś upatrzonego?

   Zdjęcia to efekt pracy z ekipą 2inCreatives – tym razem dziewczyny przyjechały do nas do Trójmiasta (ostatnio nie było mi śpieszno do Warszawy ;)). Ależ to były intensywne dwie godziny! Pollina i Dasha zbudowały nam scenę na plaży, my udawałyśmy modelki, a Portos jak zwykle wszystkim nadzorował :). 

If you lack a maxi skirt (or you have, but you still want another one), you can check out this model. It looks perfect in a combination with a bathing suit or in an urban version – with a tight-fitting top, sandals, biker jacket, or short denim jacket.

Jeśli nie macie w swojej kolekcji długiej spódnicy (albo macie, ale wciąż Wam mało) to przyjrzyjcie się temu modelowi. Świetnie wygląda w połączeniu z kostiumem kąpielowym, albo w wersji miejskiej – z dopasowanym topem, sandałami, ramoneską czy krótką dżinsową kurtką. 
Sweater “Monopoly” was first seen in this post. It nicely slims the waistline – I wear it mostly with high-rise trousers.

Sweter Monopoly widziałyście w tym wpisie. Ładnie wysmukla talię – noszę go przede wszystkim do spodni z wysokim stanem.This dress went into the store yesterday, and it quickly went out of stock – there are only a few of them left in XS size. I’ve got one good news for those who aren’t too happy with the whole outcome – the model will be also back in another colour :)

Tak sukienka weszła do sprzedaży wczoraj i w mig się wyprzedała – zostało nam zaledwie kilka sztuk z rozmiaru xs. Dla niepocieszonych mam jednak dobrą informację – ten model pojawi się również w innym kolorze :). You need to wait for a bit for this model…

Na ten model trzeba jeszcze trochę poczekać…But this maxi dress with slits is already available. It is my favourite model this season – it is very universal as it will be ideal both for the city and for holidays.

Ale tę długą sukienkę z wycięciami możecie kupić już teraz. To mój ulubiony model w tym sezonie – jest bardzo uniwersalny, bo sprawdzi się zarówno w mieście, jak i na wakacjach. The envelope model will be available this month.

Portfelowy model pojawi się w sprzedaży w tym miesiącu.
And our orange icing on the cake. You could also see it on the blog :).

No i nasza pomarańczowa wisienka na torcie. Ją też mogłyście zobaczyć na blogu :).

Last Month

  In May, we embarked on a trip together for the first time. It was the first time I had convinced girls to do the photo shoot for MLE Collection in Tricity instead of travelling to Warsaw. It was also the first time this year I had laid down on the beach and eaten strawberries. I could enumerate many more of those “first times”, but I won’t bore you with the motherly talk ;). Check out a few (or rather several) May shots.

* * * 

   W maju po raz pierwszy wyruszyliśmy we wspólną podróż. Po raz pierwszy, zamiast jechać do Warszawy, przekonałam dziewczyny, aby sesję na potrzeby MLE Collection zrobić w Trójmieście. Po raz  pierwszy w tym roku leżałam na plaży i jadłam truskawki. Tych "po raz pierwszy" mogłabym wymieniać dużo więcej, ale nie będę Was zamęczać matczynym rozczulaniem się ;). Zapraszam na kilka (a raczej kilkadziesiąt) majowych ujęć. 

Bruksela okazała się być idealnym kierunkiem na pierwszą wspólną podróż. Jeśli nie zdążyłyście obejrzeć mojego stories z relacji z Ogrodów Królewskich i rynku na Placu Chatelain to możecie nadrobić zaległości w dalszej części wpisu. Z kolei mój ukochany sweter znajdziecie pod tym linkiem

Porządne śniadanie czyli zbieramy energię na dalsze zwiedzanie.

1. Gdybym tylko miała wolne ręce… // 2. Bruksela jest niezwykle przyjazna psiakom. Na zdjęciu Sussex spaniel. // 3. Posiłek nie może obyć się bez małej wpadki. // 4. Moje ulubione owoce morza, czyli kalmary i ostrygi. Bruksela słynie z takich specjałów. //Rynek na Placu Chatelin. Mnóstwo jedzenia i fajni ludzie. Podczas gdy u nas sezon truskawkowy dopiero się zaczął, w Brukseli ruszył już dawno pełną parą.1. Nakrycie stołu.  // 2. To nadal rynek Chatelin. // 3. Dostałam prezent!  // 4. Le Pain Quotidien czyli nasza ulubiona śniadaniownia w Brukseli. //Ogrody Królewskie w Leaken. Tylko przez trzy tygodnie w roku Jej Wysokość Królowa Matylda udostępnia je zwiedzającym.1. Uwielbiam takie delikatne rysunki – będą pamiątką z wizyty w ogrodach :) // 2. i 4. Jedne z tajemnych drzwi w ogrodach królewskich. Ciekawe co kryje się za drzwiami. //W takim miejscu spacer to sama przyjemność.

I ostatnie zdjęcie z naszej brukselskiej majówki. A to był dopiero początek miesiąca.

1. I wrzucamy do piekarnika… // 2. Backstage sesji z dziewczynami z 2in Creatives. Efektami podzielę się z Wami już w piątek // 3. Nowy przyjaciel. // 4. Moja największa słabość – świeże kwiaty. W ciągu kilku miesięcy staliśmy się posiadaczami prawdziwej hodowli pluszowych królików, ale ten, który widzicie na zdjęciu powyżej, jest wyjątkowy.   Ten pluszak do  marki Moonie wydaje z siebie kojące dla dziecka odgłosy, a w brzuszku ma umieszczoną delikatną lampkę. Dzięki długim uszom można go przymocować do wielu miejsc :). 1.  Biała czekolada to sekretny składnik ciasta z morelami. // 2. Mój dom. // 3. Jemu pogoda nie przeszkadza, kąpiel w morzu musi być zaliczona. // 4. Każda wolna chwila na lekturę jest na wagę złota. //Wiele z Was pytało o tę kurtkę. To Max&Co z tegorocznych wyprzedaży (właściwie to ukradłam ją mamie ;)). 1. Moi ulubieńcy maja czyli pantofle Chanel, trampki Vagabond oraz klapki Mango z zeszłego roku. // 2. Kawałek od Trójmiasta i już można natknąć się na hektary takich pięknych rzepakowych pól. // 3. "Zrobię Ci herbaty, Mamo" – to zdanie wypowiadam za każdym razem, gdy odwiedza mnie moja mama. Chcę ją w ten sposób zatrzymać jak najdłużej. // 4. 1. Morelowe ciasto, o które pytałyście na Instagramie. Postaram się niedługo pokazać Wam przepis, więc obserwujcie bloga.Wreszcie po dłuuuugim czasie mogłam wrócić do mojej ulubionej "małej czarnej". Jeśli szukacie uniwersalnego modelu, który będzie dobrze wyglądał zarówno w ciągu dnia, jak i w trakcie gorączki sobotnie nocy to polecam Wam tę sukienkę od polskiej marki Sugarfree.1. Ciężki wybór! Dziękuję CHANEL za tyle skarbów. // 2. W oczekiwaniu na lato… ta sukienka już niebawem pojawi się w MLE Collection. // 4. Prooooszę, wpuść mnie na łóżko, chociaż na pięć minut… //Myślicie, że to mydło dla mnie? Ha! To przeczytajcie tekst pod kolejnym zdjęciem. Mydło w kostce i te dwa preparaty to kosmetyki Portosa. Marka totobi.pet już na samym początku mnie rozczuliła – na produktach widnieje bowiem wielki napis "testowane na ludziach". Szampony czy "mgiełki przeciwpchelne" składają się wyłącznie z olejów roślinnych i są wykonywane ręcznie. Na stronie totobi.pet możecie stworzyć spersonalizowany kosmetyk dla swojego czworonożnego przyjaciela.Mimo, że tło morza samo w sobie było piękne dziewczyny z 2inCreatives zadbały, aby było jeszcze ciekawiej. 1. Poranki coraz wcześniejsze. // 2. Chwila przerwy podczas spaceru. // 3. Sobotnie gotowanie czyli ulubione kotlety! // Codzienność wspanialsza niż przygody.W sobotni poranek na naszym łóżku jest wszystko i wszyscy. Dwa kubki kawy, talerz z naleśnikami albo jajecznicą (jeśli to pierwsze to bez sztućców, bo jemy je palcami), książka, którą czytałam o piątej rano przy okazji trzeciej pobudki z rzędu, grzechotki, ja, on, maleństwo, no i Portos – w końcu on też ma prawo wypocząć w weekend.  A tu nowość w łazience. Ta emulsja sprawdzi się nawet wtedy gdy na jej nałożenie mamy 30 sekund. Ja robię to jeszcze wtedy, gdy skóra jest mokra. Działa od razu, ładnie nawilża i zmiękcza skórę. Jeśli chciałybyście przetestować emulsję  Synchrourea od Synchroline to mam dla Was kod rabatowy na regularną ofertę sklepu: wystarczy, że przy zakupie użyjecie kodu "LIFE" a otrzymacie 20% rabatu.Selekcjonujemy zdjęcia do rodzinnego albumu. Trochę sie tego uzbierało…
Razem z Portosem byliśmy na wyborach. Mam nadzieję, że zachęcił on Was do głosowania w niedzielnym Instastories!
Poranki bywają trudne, dopóki nie pojawi się kawa – u nas w domu zawsze parzy On. A u Was? Nie sposób się zdecydować! Ale gdybym miała wybrać cztery z nich to byłyby to te o numerach: 72, 96, 68 i 82. Nowe pomadki od Chanel są jak balsam dla ust. Jeśli ktoś zawita do Trójmiasta, niech nie zapomni o pamiątkowym zdjęciu – na przykład z widokiem na gdyńską plażę z tarasu Vinegre Gdynia. 
Jeśli szukacie również innych sprawdzonych lokali w okolicy, które warto odwiedzić zajrzyjcie do tego wpisu. Kolejny dzień, kolejny spacer, kolejne cztery łapy w błocie. Co za życie!

* * *

 

Look of The Day

suede shoes / zamszowe buty – RYŁKO

cotton shirt / biała koszula – MLE Collection (wkrótce dostępna)

 blue jeans / niebieskie dżinsy – Reformation

basket / koszyk – RobotyRęczne

earrings / kolczyki – Mango

     That was a crazy week, and this Sunday, that’s already becoming a thing of the past, was its worthy grand finale. We were rushing from one place to another just to make it to the poll, visit both mothers with flowers, walks out Portos, eat a dinner with the whole family, clean up the house after the weekend, and to finish off with a post for you. Now, there is only the evening routine ahead of us – something that I love – with a little bit of luck, I’ll be already asleep at 9 pm.   

   Have I already mentioned that I’d fallen in love with button-up shirts? Under my skin, I feel that when it finally starts getting warmer, I won’t part with them. They are a perfect match for trousers that I bought last year – I really dream about jeans with even a higher rise – do you recommend any model?

* * *

   To był szalony tydzień, a mijająca właśnie niedziela była jego godnym finałem. Pędziliśmy z miejsca do miejsca, aby zdążyć zagłosować, odwiedzić z kwiatami obydwie mamy, wybiegać Portosa, zjeść obiad z całą rodziną, ogarnąć dom po weekendzie, a na koniec usiąść do komputera i skrobnąć do Was parę słów. Teraz przed nami już tylko wieczorna rutyna, którą uwielbiam – jak dobrze pójdzie, o 21.00 będę już smacznie chrapała. 

   Czy wspominałam Wam, że pokochałam koszule zapinane na guziki? Coś czuję, że teraz, gdy w końcu zaczyna robić się cieplej, nie będę się z nimi rozstawać. Dobrze pasują do spodni, które kupiłam w zeszłym roku – marzą mi się jednak dżinsy z jeszcze wyższym stanem – polecacie jakiś model?