Last Month

Wpis powstał we współpracy z markami Bałagan, Embryolisse i książką "Fotografia dla dzieci" z Wydawnictwa Ogon. 

 

  Cebulki w moim ogrodzie, tak jak moje dzieci, nie chcą już czekać na wiosnę. Żyją i pną się w górę, nie patrząc na kalendarz. A ja wciąż jeszcze tkwię w zimie i nie mogę uwierzyć, że dni lecą tak szybko. Może to dlatego, że luty był tak krótki? Czuję jednak, że nie trzeba mi wiele, aby serce zabiło szybciej – zapach mokrej ziemi, gdy wczesnym rankiem wyprowadzam Portosa na szybki spacer, promienie słońca w mieszkaniu, które przypominają o nieumytych oknach, czy efekty kolejnych remontów (na szczęście już nie u nas).  

Przedwiośnie zaraz mnie porwie. Będę przestawiać, szorować, ustalać nowe porządki w pracy i w domu, biegać i załatwiać. Mam jednak nadzieję, że zdążę się też zatrzymać, aby docenić wszystkie te dobre momenty.  Zostawiam Was z lutowymi kadrami – mam nadzieję, że będą dla Was jak gorąca herbata po długim marcowym spacerze.  

 

 Weekendowy wypoczynek. Chociaż treningu z Ewką chyba nie można nazwać odpoczynkiem. Małe sportsmenki oczywiście chcą ćwiczyć ze mną, ale nie w jakichś tam byle dresach jak ja. "Mamo! Albo w sukienkach baletowych, albo w ogóle!" Wiadomo. Ktoś musi wyglądać źle, żeby ktoś inny mógł wyglądać jak primabalerina. 

1. Hula hop. Po kilku latach przerwy wracam do tego nawyku chociaż raz w tygodniu. Osiem minut w jedną i drugą stronę. // 2. Niebieskie niebo nad Sopotem. // 

Ten moment, gdy myślisz, że upadniesz, ale wiesz, że nie możesz, bo przecież ktoś się Ciebie trzyma i tylko dzięki Tobie nie upada. 

1. Przepis na grejpfrutowe „curd” (smakuje genialnie do naleśników w zimowy weekendowy poranek). Pochodzą z fajnej książki „Homemade winter”, która od lat przypomina mi, że z tych zimowych dni trzeba korzystać ile wlezie, i dzięki temu, z jeszcze większą radością, powitać potem wiosnę. // 2 i 3. Póki jeszcze można – lodowisko przy sopockim molo to dla nas lutowy punkt obowiązkowy. // 4. Gdybym miała domek w górach, to sypialnia mogłaby tak wyglądać!

Gdy czytam o tym, że świat zmierza w złą stronę i chciałabym odciąć się od wszystkiego. Widok gór (które przeżyją nas wszystkich i mają kompletnie gdzieś, co się dzieje na świecie) pochodzi z książki „Living in style. Mountain chalets”. // 

To światło i Kraków o poranku. Sweter, który ma na sobie Paulina znajdziecie tutaj

Kokardy w mojej głowie…

Czy jeśli kupujecie coś z drugiej ręki, to dajecie sobie wtedy większe przyzwolenie na to, aby częściej wymieniać garderobę? Ten zestaw znajdziecie w tym wpisie

A to jest książka, o której wspominałam wyżej.  

A to zestaw, w którym będę odprowadzać dzieci do przedszkola, gdy zrobi się cieplej (ale znając życie chyba tylko w mojej wyobraźni…)
Koszulowa sukienka w paski pojawi się w MLE już 4 kwietnia. 

Kolczyki są od YES. To chyba OCZYWISTE ;). Przypominam Wam o tej naprawdę wyjątkowej okazji, aby kupić moje ulubione modele taniej. W specjalnej zakładce możecie je obejrzeć, a marka w związku z akcją daje na nie aż -20% (na zakupy za minimum 499 zł na YES.pl oraz w salonach YES z aplikacją YES Club). Akcja trwa tylko do 14 marca! 

No czy te schody nie są piękne?

Wiosenne porządki zawsze zaczynam od własnych rzeczy. To chyba jedyna "fair opcja", chociaż wiadomo, że to rzeczy męża zawsze oddaje się łatwiej :D. To szuflada w mojej sypialni, w której jeszcze do wczoraj były pieluchy – nieużywane od (uwaga uwaga) ponad dwóch lat. Teraz są tam rzeczy, które do tej pory trzymałam w łazience, ale de facto łatwiej by mi było, gdyby były w sypialni. 

"Multi-funkcjonalny nawilżacz", którego można użyć jako kremu (dla całej rodziny), maski, bazy pod makijaż, pielęgnacja po opalaniu albo do delikatnego oczyszczenia. Krem Lait-Crème Concentré od Embryolisse został opracowany przez dermatologów i wcale się nie dziwię, że ufają mu kolejne pokolenia Francuzów. Przydaje mi się szczególnie po różnego rodzaju zabiegach, gdy skóra jest podrażniona. A gdy nie mam na nie czasu, to i tak tubka szybko się opróżnia. To taki kosmetyk, który wyciągam zawsze wtedy, gdy w moim domu pada pytanie "masz jakiś krem?". Cena produktu za 30 ml to 54,90 zł. 

A jeśli jesteście zainteresowane zakupem tego kremu, to z moim kodem będzie jeszcze taniej. Wystarczy, że użyjecie kodu EASIER20 i otrzymacie na niego 20% rabatu. :) 

"Kochanie, bardzo się spieszysz do pracy?" (bo prośby do męża najlepiej wypowiadać z zaskoczenia).

"A no bo dziewczyny z marketingu proszą, żebym dorobiła jakieś materiały z tym swetrem. Pomożesz?" 

1. "Ja zawiązuję, Ty rozwiązujesz. Czego nie rozumiesz?"  // 2. Zabawa z tym swetrem gwarantowana.  // 3. "Jezus Maria, co oni robią i dlaczego ja muszę w tym uczestniczyć"  // 4. A tutaj możecie zobaczyć jak wyglądał efekt końcowy. // "I love you" to po polsku "zrobiłem Ci kawę".Każda mała baletnica po dobrym treningu potrzebuje odrobinę słodkości…1. Walentynka od Galilu. // 2. Dziewczyny, daję tylko znać, już z wyprzedzeniem, że jeśli planowałyście tej wiosny zakup trencza, to poczekajcie na ten z MLE. Jest boski! Przypominam: w ten piątek będzie jego przedsprzedaż! //
Nie tylko w MLE pojawiają się kolory. Na moim talerzu także. To moja wersja śmieciowego jedzenia ;). Co to jest za książka! "Fotografia dla dzieci" od razu wskoczyła u mnie na listę dziesięciu najcudowniejszych tytułów, z którymi miałam styczność. Tak, wiem, że nie jestem chyba grupą docelową, ale to przepiękny pomost między moją pasją a światem moich małych córeczek.  Ilustracje, autorstwa Moniki Rejkowskiej, są takie, jakich oczekuję w książkach dla najmłodszych. Zachęcające i ciekawe, ale jednocześnie – kształtujące wyczucie estetyki. Poza ładnymi obrazkami, mamy tu masę cennych informacji. Za redakcję merytoryczną odpowiada dr Małgorzata Grąbczewska. Doktor nauk o sztuce, historyczka sztuki specjalizująca się w historii fotografii XIX i początków XX w., tłumaczka, muzealnik, menedżer kultury, prezeska polskiego Stowarzyszenia Historyków Fotografii. Byłam tak oczarowana tą książką, że zaglądałam do niej też wtedy, gdy wokół mnie dzieci akurat nie było. Polecam! Rodzicom, dzieciom i każdemu, kto kocha robić zdjęcia.Kilka stron lektury i człowiek od razu przypomina sobie, co w tej fotografii tak bardzo kochał. Wy możecie już iść, ale ja czytam dalej! 1. Wróciłam! I kupiłam papier! // 2. "Glovoszefowa" nadchodzi. // Oto Wasza "topmodelka" na dzisiaj. Jeśli chciałybyście obejrzeć, jak wyglądał backstage sesji od rana do wieczora, to zapraszam tutajZabiorę ją na wakacje! Jeszcze nie wiem, czy to będą Kaszuby, czy Capri, ale tak czy siak ją zabieram! 1. Jeszcze nigdy nasza kolekcja nie miała w sobie tyle koloru. Jest dużo granatu w pięknym szlachetnym odcieniu, a nawet trochę czerwieni (szaleństwo), ale przede wszystkim, to po prostu porządne, świetnie zaprojektowane, modne ubrania. // 2. A to najważniejszy atrybut modelki. // 3. Sesja w restauracji ma swoje plusy! Dzięki Lupo, że nie byliśmy głodni! // 4. Szkolenie z deserów. // Jeśli czekacie na jakiś garnitur – to polecam ten! Wchodzi do sprzedaży już w ten piątek. Rekwizyty. Każda zapracowana mama mogłaby raz do roku mieć taki dzień, kiedy wszystko kręci się wokół niej, a nie na odwrót! A teraz czas wracać do Trójmiasta!Portos niestety nie zna się na żartach i myślał, że ta baza jest dla niego… Ktoś mądry kiedyś powiedział mi, że jeśli nie potrafię odnaleźć w sobie spokoju i wciąż czuję lęk, to muszę sobie przypomnieć, że świetnie sobie radzę, gdy muszę zabrać lęk  i przynieść ukojenie komuś innemu. Zawsze sobie o tym przypominam, gdy czuję się zagubiona. Bycie opoką dla innych najbardziej wzmacnia nas samych. 

A tutaj podsyłam link do pewnego postu na Instagramie, który w każdej z nas pewnie wywoła refleksję. Mieszkanie jeszcze przed małą metamorfozą. Za jakiś czas pokażę Wam ten fragment wnętrza w odświeżonej wersji. 
Molo, zachód słońca, białe spodnie, baletki i ten sweter. Widzicie to?Gotowe na wiosnę! Te buciki kupuje chyba już trzeci rok z rzędu (najczęściej na Zalando). 
Zajmę się Wami, jak tylko wrócę. Obiecuję!  Jak dobrze mieć w swoim mieście międzyludzkie relacje, niczym dobrze wydeptane ścieżki. Ukochaną kwiaciarnię (Pani Ewo! Czekamy już na wielkanocne wianki!), tuż za rogiem krawcową z prawdziwego zdarzenia, czy warzywniak, w którym zawsze szczerze Ci powiedzą, że mandarynki mają pestki. Kocham Sopot za to, że gdy czuć już w powietrzu tę porę roku na „W”, to wszędzie można dojść pieszo. W Urzędzie Miasta załatwić co trzeba, a potem zrobić zakupy i jeszcze odebrać buty od szewca.  „Pani Kasiu, będę dziś przycinać magnolię. Czy zjawi się Pani po gałęzie tak jak co roku?”

 „A to nie za szybko?!”

„No jak? Pani Kasiu, mamy już marzec! I tak robię to za późno!”
Do samego końca nie byłam pewna, czy uda nam się wyjechać, ale finalnie podjęliśmy decyzję, że będą to typowe "workation". Z Val di Fiemme jestem związana od ósmego roku życia (zaraz minie 30 lat!). Mamy tu swoje miejsca, przyjaciół i oczywiście ogrom wspomnień. No i motywację, aby nasze dzieci też pokochały góry. Chyba nie jesteśmy w tym odosobnieni, bo na słynnej Przełęczy Brennerskiej tylko co trzecia samochodowa rejestracja nie była polska ;). Jak widać, moja bezpłatna wieloletnia promocja tego regionu zaczyna przynosić efekty :D. Ciekawe czy kogoś z Was spotkam na stoku? 1. Drugi dom! // 2. I taki szacunek do krawiectwa to ja rozumiem! Zapytałam pana krawca o tę dziecięcą marynarkę – powiedział, że została uszyta 17 lat temu. Ma jedwabną podszewkę i skórzane guziki. // Takie biuro to marzenie! Piszę prasówkę do różnych polskich redakcji na temat nowej kolekcji i ustalam marketingowy plan, a to wszystko z widokiem na góry. (Tak. Wiem. Jestem tym typem kobiety, która ma porządek w domu. Ale jeśli chodzi o samochód i urządzenia elektroniczne to…)1. Co zamawiam… // 2. I co dorzucam od siebie. 
W oczekiwaniu na najlepszego "strudel con panna". No gdzie on jest? Uwielbiam klasyczną górską architekturę (nawet w moim sopockim mieszkaniu jest kilka subtelnych zapożyczeń). Ale ta nowoczesna, monumentalna, oparta o szkło i nowoczesne materiały także do mnie przemawia. To Chalet44 przy stoku w Bellamonte. 
Nie wszystkie rzeczy są z MLE, więc sytuacja wymaga odnotowania! 
Kominiarka jest z COS (kupiona 4 lata temu), sweter akurat jest z MLE, ale to zeszłoroczna kolekcja. Legginsy to ocieplana opcja z Oysho. Świetnie się sprawdzają w taką pogodę. Buty to Inuikii (kupione chyba z pięć lat temu, ale ta marka ma wiele podobnych modeli). Ciekawe jaki widok przywita mnie rano?Przez całą noc padał śnieg, ale i tak jest go mało, gdy przypomnę sobie śnieżne zaspy sprzed dekady. Zmiany klimatu w górach widać jeszcze wyraźniej. Dzisiaj odpoczywamy od nart i jedziemy tam, gdzie włoski zimowy styl najbardziej rzuca się w oczy – do Cortiny!

Wkładam swoje ukochane buty od polskiej marki Balagan (ten i inne modele są teraz ładnie przecenione). Model Junko kupiłam w 2023 roku i nadal uwielbiam. A najmilej, że niczym nie ustępują tym włoskim traperom, które widzę u pięknych i modnych kobiety na deptaku w Cortinie. 

Na stronie Balaganu znajdziecie także mnóstwo wiosennych nowości, na które mam zniżkę (MLE20 daje 20% zniżki na nieprzecenione rzeczy, ważny do Dnia Kobiet). 

Okej, czas na kolejną prezentację! Spodnie to MLE, kurtka to propotyp MLE (pojawi się w przyszłym roku), sweter to także MLE. No a buty – jak już wyżej wspomniałam – to Balagan. Polskie marki atakują! 

1. Wiele śnieżnych zasp i brei mają za sobą te buty. Trzymają się super! // 2. Czy właśnie zdradziłam sekret naszej wiosenno-zimowej kolekcji na kolejny sezon? Być może. // 

"We call it: dolce far niente".1. Stare drewniane drzwi w górskim stylu, a obok elegancka galeria sztuki. Witajcie w Cortinie! // 2. El Brite de Larieto. Polecam! // 3. Kto czeka na zimową olimpiadę? // 4. Czy zdradzałam tu kiedyś na blogu, że jestem prawdziwą ziemniaczaną księżniczką? // 

Gdybym miała dać jedną radę dotyczącą nauki własnych dzieci jazdy na nartach, to brzmiałaby ona: nie róbcie tego sami :D. Trzy dni walki, nadszarpniętej cierpliwości, zniechęcania dzieci (no dobra, rodziców trochę też), a efekty gorsze niż po zaledwie dwóch godzinach w szkółce. No i nagle, po tej jednej profesjonalnej lekcji, okazuje się, że zjeżdżanie jest super i to my z mężem chcemy szybciej schodzić ze stoku. 

Właściwie to zastanawiam się, czemu tak ambitnie podeszłam do tego zadania ("przecież nikt nie nauczy moich dzieci lepiej, niż ja"), skoro sama tak dobrze pamiętam siedmioletnią Kasię, którą mama wzięła na samą górę Skrzyczne w Szczyrku (kto wie, ten wie) i tam kazała po raz pierwszy założyć narty na nogi. Nie wiem, kto wspomina to gorzej: ja czy mama. W każdym razie: PAMIĘTAMY. Ja i mój mąż, który zawsze chętnie pozuje ze mną do zdjęć. Kocham tę prostą i pyszną kuchnie!Gdy zapomnisz kremu z SPF, ale jednocześnie tęsknisz za słońcem.Zopes – w Cortinie to regionalny deser, ale nigdzie w internecie nie mogłam znaleźć przepisu. Pomożecie?Gdy zamiast śniegu sypnie odrobiną confetti.  1. "Aperto" to słowo, które każdy narciarz chce zobaczyć, gdy podjeżdża pod schronisko. // 2. W świecie mody trwa wielka dyskusja na temat tego, czy sieciówki powinny produkować (a klienci kupować) odzież narciarską. Marki takie jak Zara, Oysho czy H&M wypuściły w tym roku tego rodzaju kolekcję (a Zara otworzyła nawet dedykowany "butik" w jednym z górskich kurortów). Dla mnie oczywistym jest, że jeśli ktoś zaczyna swoją przygodę z narciarstwem, to nie ma sensu inwestować w drogi strój. Natomiast lepiej taki zestaw po prostu pożyczyć, bo techniczne właściwości materiałów nie są tu bez znaczenia (po tiktoku krążą rolki z przemokniętymi kombinezonami od Zary, które kompletnie nie spełniają swojej roli na stoku). A jakie Wy macie doświadczenia? // Spokój i poczucie przyjemnego odosobnienia… Ale newsy ze świata nie dają zapomnieć o tym, w jak niepewnej rzeczywistości żyjemy. Gdy w karcie są dwa dania, które chciałabyś zjeść, więc wiadomo, że jedno z nich musi zamówić Twój mąż. Nie wiem, czy wszyscy jesteście tu od dawna, czy może wpadacie od czasu do czasu. W każdym razie – kiedyś na blogu opublikowałam długi artykuł o dolinie Val di Fiemme – to w jakimś sensie przewodnik po tym regionie, ale też próba wyjaśnienia tego, dlaczego traktuję to miejsce jak drugi dom. 
Alpejskie życie i kilka zdjęć, która przypominają mi ile szczęścia dają podróże. Niedawno pisałam tutaj o pięknych widokach Lofotów, które chciałabym kiedyś zobaczyć, ale luty wszystkie tęsknoty mi wynagrodził. Jest taka stara prawda (wymyślona przeze mnie), że jeśli dziewczyna znad morza, czuje się dobrze daleko od domu, to tylko w górach ;). Ten paradoks ma sens, prawda? Już do Was wracam, żebyśmy mogły razem zacząć odliczać dni do pierwszych pąków na krzewach! Dziękuję za Wasz czas i każde ciepłe słowo. Trzymajcie się!

*  *  *

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Newbytea, Veoli Botanica, Pasiekami Rodziny Sadowskich oraz Mongolian, a także zawiera promocję marki własnej. 

 

  „Ale to przecież luty jest najkrótszym miesiącem w roku! Dlaczego wydaje mi się, że ten styczeń trwał jeden dzień?!” – takie pytanie zadałam sama sobie, gdy moja przyjaciółka powiedziała mi, że przecież jest już nowy miesiąc, a ona cały czas czeka na nowy wpis z cyklu Last Month (kocham wszystkie moje przyjaciółki, które tu zaglądają, aby chwilę ze mną pobyć, bo wiedzą, że w ostatnich tygodniach miałam dla nich mniej czasu niż bym sobie tego życzyła <3).  

  Ten moment spowolnienia, który tak bardzo lubię o tej porze roku, ustąpił trochę miejsca różnorakim emocjom. Początek roku był wymarzony, ale w przyrodzie musi być jednak równowaga… Ten wpis nie będzie jednak o tym, aby wciąż rozpamiętywać porażki i podkręcać lęki. Bohaterką niech będzie codzienność – ta zwyczajna i niezmienna, która dodaje sił i energii, gdy nie wszystko idzie po mojej myśli. Rozgośćcie się! Czekałam tu na Was z porcją rozgrzewających kadrów i cieszę się, że przez chwilę możemy pobyć razem! Naprawdę!

 

Od lat po cichu marzyłam o tym, aby z przyjaciółmi spędzić Sylwestra w Ciekocinku. Ale zawsze ktoś miał inne plany, albo wypadały nieoczekiwane sytuacje. Tym razem się udało!Ten poranek ma dla mnie jakieś symboliczne znaczenie. Zaczęłam go tak, jak jeszcze niedawno nie śmiałam nawet marzyć – w siodle i ze spokojną głową. To nie było nawet moje postanowienie noworoczne – nie lubię ich sobie wyznaczać, bo uważam, że każdy dzień jest dobry, aby zacząć. Ale fakt, że właśnie dziś robię to, co kocham i co jest "tylko moje" daje mi już na starcie małe poczucie spełnienia. Jeszcze rok czy dwa lata temu byłoby nie do zrobienia. Dlaczego? O powodach wolałabym już zapomnieć. Ale się cieszę! Noworoczny grzech. Naleśniki do łóżka zamiast kolacji! Nie wierzcie w to, że kondycja włosów nie zależy od pielęgnacji! Ja w tym roku, dzięki suplementom, jedwabnym gumkom i maskom pielęgnacyjnym, które nakładałam za każdym razem gdy wiązałam włosy, mogę się dziś pochwalić grubszym warkoczem! Pobudka o świcie, bo koń czeka na mnie w stajni. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa ten jeździecki savoir-vivre: jeśli chcesz być traktowana poważnie to czyścisz i siodłasz konia sama!Głowa niby pamięta, ale ciało nadal jak galareta!
1. Wiem, ile to pracy, aby koń był tak zadbany… Jeśli chcielibyście odkryć uroki stajni z prawdziwego zdarzenia, to odwiedźcie Pałac Ciekocinko jeszcze przed wiosną! // 2. Gdy coraz rzadziej dzielisz się czymś w sieci, ale to wcale nie znaczy, że tego nie ma!  // 3. Podobno ten deszcz ma zaraz zamienić się w śnieg. No to czekamy! // 4. Poczekaliśmy… ale odrobinę za długo. Teraz czas na napar i suszenie skarpet! //Pogoda jak, to mawiają, dla koneserów…Moje ukochane widoki. Morze i szczęśliwy pies. I w stronę Trójmiasta! Początek nowego roku był deszczowy i mglisty, ale i tak bardzo radosny.Wszystko co obecnie czytam i przeglądam. Gustav Klimt, Annie Ernaux, Chris Niedenthal, Annie Leibovitz. Czy ktoś jeszcze ceni prawdziwą fotografię i reportaż? 
1. Monika. Moja bratnia dusza, która zawsze wyczuwa moment, kiedy trzeba napić się rumianku. // 2. Przesyłki PR-owe od marek kosmetycznych zazwyczaj zawierają kosmetyki. Ale Sensum Mare wysyła włoskie Panettone! Mamma mia! Że niby najważniejsza jest pielęgnacja od środka? W każdym razie – dziękuję. Ten deser to najlepsze, co może nas spotkać w szary, deszczowy, styczniowy dzień. //Gdańsk. Miasto mojego dzieciństwa. Po co mi makijaż, skoro mróz i tak by go zniszczył?!Siedzę po cichutku w swojej kuchni. Wszyscy już poszli, a ja zaraz zbieram się po dzieci. Jeszcze tylko kwadrans poświęcę na ten nowy projekt, który spędzał mi sen z powiek przez ostatnie tygodnie. Sweter jak bombonierka, prezencik, cukierek, piękny kwiat. Coś, co rozweseli te dni, gdy marzymy już o kolorach i wiośnie. A żeby te kokardki dobrze się wiązały, żeby przyciągał wzrok i był jak chmurka… W tle leci "Dziadek do orzechów", a gdy tak rozmyślam za oknem zaczyna padać śnieg… Sen zimowy. Która z Was czuje teraz jego namiastkę? W tym artykule dałam z siebie wszystko, aby umilić Wam negatywne strony późnej zimy. Zajrzyjcie do niego, jeśli doskwiera Wam teraz ta szara aura.Pobudka! Śnieg spadł! Nie wiem jak Wy, ale ja po bułki jadę na sankach. Ta mina mówi: "premier pozwolił mi siedzieć na kanapie, więc co mi zrobisz?". Tak widzę tę zimę, nawet jeśli w Trójmieście biało było tylko przez dwa dni. Ale to, co obfotografowałam, to moje!
W Vogue. Uwielbiam styl Apres ski. Tablica z inspiracjami, wykroje, poprawki wzorów, szkolenia o nowych technologiach. Nie mogę się doczekać, gdy wrócę do budowania miasta z Polly Pocket! Ta jedna niedziela w roku, w której każdy z nas może zrobić coś dobrego. Daleko nam do rekordzistów, ale mimo to z dumą ogłaszam, że MLE uzbierało do WOŚP ponad 30 000 złotych!Cały czas masz poczucie, że robisz za mało. Ciągle kwestionujesz swoje decyzje. Nikt nie poklepie Cię po plecach i nie powie, że świetnie coś zrobiłaś. Nawet na urlopie będziesz w pracy. Czujesz ciągłą odpowiedzialność nie tylko za siebie i swoją firmę, ale także za swoich pracowników. Nikt nie zagwarantuje Ci sukcesu. To tylko kilka zalet bycia przedsiębiorczynią ;). Dziesięć lat prowadzimy z Asią MLE i chociaż nikt nam nie mówił, że będzie łatwo, to jednak nie sądziłyśmy, że z czasem będzie coraz trudniej :D. Za nami chyba najdłuższe spotkanie MLE w historii i podsumowanie nadchodzących modeli – mimo różnych przeciwności, na które napotykamy, uważam, że ta kolekcja będzie najlepsza!A tu mój zestaw na ten czas, kiedy mama może poczytać w ciągu dnia. Takie momenty w ostatnich latach zdarzają się jednak tylko wtedy, gdy test combo pokazuje pozytywny wynik :D.1. Sobotnia rekonwalescencja. // 2. Ten krem jest jak jedwabna kołderka dla mojej zaognionej skóry. Ta tubka to nie tylko ratunek dla mnie, sprawdza się super jako krem dla małych i większych dzieci – po kąpieli, na podrażnienia, policzki suche od zimna. Nawet mąż się nie brzydzi go używać :D. Polecam gorąco naprawczo-kojący krem okluzyjny DEAR SKIN od Veoli Botanica. Z kodem makelifeeasier20 dostaniecie -20% na wszystko oraz do 9 lutego powyżej kwoty 249 zł (po rabacie) GRATIS – SILKY SMOOTH BODY (peeling do ciała).Moje wiosenne marzenie? Wystawa Hockney'a w Paryżu, która zaczyna się pierwszego kwietnia. Wiele lat temu widziałam jego wystawę w Londynie. Była tam akurat instalacja o czterech porach roku. Na powyższych zdjęciach widać jak nad nią pracuje. Jeśli ktoś z Was będzie w Paryżu w wakacjach, a mi nie uda się dotrzeć, to napiszcie mi chociaż jak wrażenia!Może to powirusowa wysypka, może dziwna reakcja na powrót do ćwiczeń, może o kawałek panettone za dużo, ale dziś jest już o niebo lepiej i obyło się bez wizyty u dermatologa (i bez makijażu przez prawie miesiąc :D). Chociaż wygląd nigdy nie był u mnie na szczycie priorytetów, to ta wysypka nieco psuła mi humor, gdy spojrzałam w lustro. Mocno ściskam wszystkie osoby, które borykają się z problemami skórnymi – niby nic, a jednak kradnie to pewność siebie i wywołuje uczucie bezsilności. Nasza ulubiona gra "O kocie w kłopocie". Kupiłam z myślą o moim ukochanym przepisie Oli na makaron z pistacjami. Jak to jednak w życiu bywa, nim się zabrałam za jego gotowanie, już zdążyłam zjeść samą pastę. To w 100% zmiksowane na gładki krem pistacje. Nie znajdziecie dodatku konserwantów, wypełniaczy, soli, cukru czy oleju palmowego. Jeśli raz jej spróbujecie, to przepadniecie! Ja uzupełniam właśnie zapasy: z kodem MAKELIFE10 dostaniecie 10% zniżki w Pasieka Miodów SadowskichGdy ze wszystkich stron atakują Ciebie filmiki o czekoladzie dubajskiej (słyszeliście o tym wynalazku egipsko-brytyjskiej przedsiębiorczyni?), a Ty przypominasz sobie, że poza starym croissant'em, masz jeszcze najlepszą na świecie pastę z pistacjiMiło powspominać, gdy słoik był jeszcze pełny :D. Dwa Panettone w jednym miesiącu! To się nie dzieje naprawdę! Dzięki Farmina – mój Zespół bardzo docenia takie przesyłki! Ale ja mam "bana" do końca roku! :DZ daleka pachniały mi myszki… Nasza stała trasa po Gdańsku kończy się tu (w Fikka Bar). Czasem to dla nas miejsce na rodzinne niedzielne śniadanie, a czasem udajemy, że to nasze biuro :D. To MLE? No pewnie! Koszula Peer i sweter w paski to nasze styczniowe wybory. 1. Trzy… dwa… jeden! Nasz walentynkowy sweter już na Was czeka. // 2. Kawałek mojego ulubionego odcienia błękitu. // 3. Wiem, że fajnie by było, gdyby te rękawiczki były brudne od śniegu, a nie od błota, ale ta szara zima też może nam przynieść korzyści…  // 4. To już? // Gdy ogórek zastępuje "chrupki duszki"…Moja sześcioletnia dziewczynka…W tym roku prowadziłam swój Instagram trochę dla zabawy, a trochę dlatego, aby po prostu "nikt nie powiedział, że odpuszczam". Bez opracowanego planu czy profesjonalnego zaplecza. Moja uwaga była skupiona przede wszystkim na MLE i życiu rodzinnym – obydwie te rzeczy okazały się w minionym roku bardziej wymagające niż się spodziewałam. 

Tym bardziej mi miło, że ten profil osiąga dalej takie zasięgi. Przy tej całej gonitwie za lajkami, do której nigdy nie potrafiłam się dopasować (a może po prostu nie chciałam?) fajnie jest wiedzieć, że nie trzeba sprzedawać wszystkiego, mówić o wszystkim i pędzić za algorytmem. Dziękuję za tę cudowną widownię, o której nawet nie śniłam. A teraz może trochę "zluzuję gumkę" na Tiktoku ;). Znalazłyście mnie już tam?1. W Sopocie pogoda idealna. Tak nie za biało, nie za ciepło, nie za sucho i niezbyt słonecznie. Często pytacie o to skąd mam granatowe pudełko ze złotymi zającami… To pudełko na herbaty od Newbytea.

Newbytea Crown Rabbit to zestaw moich ulubionych herbat zamkniętych w pięknym pudełku. W środku znajdziecie 36 saszetek: English Breakfast, Earl Grey, Jasmine Blossom, Green Sencha, Peppermint i Rooibos Orange. To świetny prezent, bo jakość tych herbat jest naprawdę nie do przebicia. Z kodem KASIA20 dostaniecie zniżkę -20% na cały asortyment (działa od dzisiaj do 12 lutego). A jeśli jesteście prawdziwymi koneserkami i myślicie, że w herbacianym świecie już nic Was nie zaskoczy, to spróbujcie tego

1. W co ja się znowu pakuję (spokojnie, to nie dla mnie ;)) ?! // 2. Zestaw wszystkich smaków z pudełka od NewbyteaA teraz czas na poważniejszy temat. Słyszałyście o tych mega istotnych zmianach, dotyczących ubrań, które weszły z początkiem nowego roku? 
Nie można już wyrzucać tkanin (ubrań, firan, prześcieradeł, dziurawej skarpetki i tak dalej do kubłów ze śmieciami zmieszanymi. Podejrzewam, że większość z Was i tak tego nie robiła, ale warto wiedzieć, że teraz takie postępowanie może spotkać się z karą finansową. Ubrania trzeba oddać do specjalnie wyznaczonych przez miasto/gminę miejsc ("punkty selektywnej zbiórki odpadów komunalnych"). Czyste ubrania w dobrym stanie można oczywiście przekazać na zbiórki charytatywne, ale dziurawe skarpetki się do tego nie zaliczają!Paczka od serca. Dziękuję Pasieki Rodziny Sadowskich

Jeśli chcecie w zdrowy sposób wynagrodzić Waszym dzieciom to, że nie chodzicie do McDonalds'a i nie kupujecie Kinder Bueno (wiadomo, że to mogą jeść tylko dorośli :D), to spróbujcie tych owoców liofilizowanych. MEGA!Gdy kreatywność ucieka uchem…
A to książka o której kiedyś już Wam wspominałam. "Zbiorowe złudzenia" pomagają zrozumieć czemu ludzie wierzą w bzdury i dlaczego często popycha ich to do krzywdzenia tych, którzy myślą inaczej. Przerażające, ale nie można ze strachu zamykać oczu i uznać, że osoby zamknięte w swojej bańce nienawiści, sami z niej wyjdą. 
Portosik miał w styczniu nieco gorszy czas. I w związku z tym udaje, że nie widzę jak wskakuje na kanapę. Portos na szczęście nie zorientował się, że WIEM. 

Trendy na 2025 rok mówią, że teraz wraca do nas maksymalizm. I to na całego. Ja raczej miłośniczką ekscentrycznych fluorescencyjnych wzorów nie zostanę, ale jeśli zamówiłam niebieski koc to znak, że coś się święci. A tak serio – jeśli mogę, to wybieram rzeczy do domu z innych marek, niż tych, nazwijmy to, z "głównego nurtu". Mój koc to w 100% wełna owcza (chociaż jest miękki i delikatny w dotyku). Znalazłam go na stronie Mongolian i jest dokładnie taki, jakiego szukałam. A to zapowiedź nowej przygody, którą właśnie rozpoczynam z pewnym biurem architektonicznym. Chociaż miną pewnie lata nim zdecyduję się na jakikolwiek remont w moim mieszkaniu, to z przyjemnością pomogę komuś innemu. 1. To co? Robimy bazę? // 2. Nasz polski Vogue trzyma poziom! // 3 i 4. Dni ciągle za krótkie. Czy wraz z nadejściem wiosny czas się wydłuży i dzięki temu zdążę ze wszystkim?"Dlaczego tu zawsze same zdjęcia ciasteczek i słodyczy?". No bo takich posiłków to ja nie fotografuję :D. 
Chwilę przed tym, jak z kubkiem gorącej herbaty usiadłam do pisania tego wpisu. Z każdym wyklikanym na klawiaturze zdaniem, zastanawiałam się, co chciałybyście dziś usłyszeć? Co sprawiłoby, że problemy, które spoczywają na Waszych barkach, przez chwilę stały się lekkie jak chmurka? Jak można pokazać przez ekran komputera, że codzienność może być piękna, nawet jeśli zanurzona jest w nieskończenie wielu nieidealnych sytuacjach?

Uśmiecham się do Was i mam nadzieję, że widzimy się niebawem!

*  *  *

 

Lutowe umilacze: Gdy myślisz, że nienawidzisz lutego, czyli jak znaleźć swój własny sposób na „sen zimowy”.

Wpis powstał we współpracy z marką Azure Tan, Yonelle, Sensum Mare i Olinii. 

 

  Tak jak drzewa, które zrzucają liście i niedźwiedzie, które drzemią u ich korzeni, tak nasze ciała też są zaprojektowane, aby w zimowe miesiące zachowywać się inaczej. Ten, kto nie chce lub nie umie tego dostrzec, będzie czuł niepokój aż do wiosny, a nadchodzące lutowe i marcowe dni staną się dla niego czasem straconym. Na początek – abyś uwierzyła, że to nie tylko gadanina fanatyczki zimowych miesięcy – przedstawię Ci kilka faktów, które to potwierdzają. A potem spróbujemy coś na to zaradzić.

  Za National Geographic: „Z najnowszych badań wynika, że i u ludzi dochodzi do zmian rytmu dobowego, które przypominają trochę sen zimowy. Do takich wniosków doszli badacze z Niemiec. Ich pracę naukową opublikowało czasopismo „Frontiers in Neuroscience”. Naukowcy z Kliniki Snu i Chronomedycyny w szpitalu św. Jadwigi w Berlinie ustalili, że faza snu zwana REM była znacząco, bo o 30 minut dłuższa zimą niż latem. Uczeni podkreślają, że takie zmiany rytmu snu widać nawet w populacji miejskiej. To środowisko o niskiej ekspozycji na światło naturalne i o dużym zanieczyszczeniu światłem sztucznym. Teoretycznie mieszkańcy miast nie powinni być podatni na sezonowe zmiany snu. Badania pokazują, że jest inaczej.” 

  Inuici, dawniej nazywani Eskimosami (zrezygnowano z tej nazwy, gdyż uznano ją za obraźliwą, bo oznacza dosłownie „ludzie jedzący surowe mięso), w zimie śpią po 14 godzin dziennie. To oczywiście przerysowany przykład, bo Inuici żyją na terenach, gdzie występuje noc polarna, ale naiwnością byłoby twierdzić, że możemy funkcjonować tak samo w lutym, kiedy o siedemnastej panują już ciemności, co w czerwcu, gdy słońce zachodzi o dwudziestej pierwszej. Zimne miesiące słusznie wzmagają u ludzi poczucie senności w ciągu dnia, bo organizm potrzebuje dłuższego okresu na regenerację.

Sweter i dresy są od MLE. (ten pierwszy pojawi się w kwietniu, te drugie są już niestety wyprzedane)

 

  Dr Dieter Kunz dodaje, że „mimo tego, że nasza fizjologia jest rozregulowana to, w przeciwieństwie do innych zwierząt, my nadal działamy bez zmian przez okrągły rok”. A to sprawia, że w lutym i marcu mamy wrażenie, że „jedziemy na rezerwie”. Oczywiście, nikt z nas nie będzie porzucał swojego życia i codziennych obowiązków, aby zawinąć się w kołdrę na pół roku, ale planując nasz czas wolny, nowe wyzwania, przyjemności czy spotkania towarzyskie, warto wziąć pod uwagę fakt, że szanowanie rytmu pór roku to nic innego jak funkcjonowanie zgodnie z naszą naturą. Spowolnienie, oszczędzanie energii, otaczanie się ciszą – to wszystko jest po to, aby łatwiej odnaleźć w sobie witalność, gdy nadejdzie wiosna.  Pod przykrywką „umilaczy” dzielę się z Wami kilkoma sposobami na to, aby poczuć się lepiej późną zimą – idealne dla wszystkich, którzy mają swój ulubiony warzywniak i jak każdy millenials, lubią emeryckie zwyczaje i ciekawostki ;).  

1. Zwierzęta mogą trwać w śnie zimowym przez wiele miesięcy. A my?

  Ten niezwykły mechanizm, zwany snem zimowym, pozwala zwierzętom przetrwać czas niskich temperatur i niedoborów pożywienia. My zaliczamy się jednak do stworzeń aktywnych zimą. Udaje nam się to przede wszystkim dzięki cywilizacyjnym zdobyczom: ubraniom, zapasom jedzenia i ciepłym domom. Ale ja dodałabym do tego jeszcze seriale i filmy na platformach streamingowych. Wybrałam pięć polecajek dostępnych na różnych platformach, które pomogą przełknąć szare widoki za oknem, a może nawet sprawią, że dostrzeżecie w tej aurze jakiś urok.

„Śleboda”

Polski serial z Zakopanem w tle. W rolach głównych Maria Dębska i Maciej Musiał. Oglądałam z przyjemnością, nawet jeśli nie wszystko było perfekcyjne. 

"Anatomia upadku"

Góry, śnieżne krajobrazy i wnikliwa analiza moralnego upadku człowieka. Wciąga jak rzeka i zostawia z głową pełną myśli. Film zgarnął masę nagród – w pełni zasłużonych.  

"Duch śniegów"

Z pozoru zwykły film  przyrodniczy o życiu zwierząt w Tybecie. Jeśli lubicie w weekend puścić sobie coś, co leci w tle, gdy sprzątacie albo gotujecie obiad, to zapewniam Was, że po kwadransie całą rodziną będziecie z zapartym tchem przyglądać się życiu śnieżnej pantery. Takich filmów o naturze nam trzeba!  

"Biała Odwaga"

Tu znów mamy Podhale, ale tym razem akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej. Mamy tu dwóch górali, braci, którzy w obliczu niemieckiej okupacji wybierają zupełnie inną drogę. Film wzbudził wiele kontrowersji, co może być zrozumiałe jeśli ktoś spodziewał się po nim ciężkich rozliczeń i pełnej dyscypliny w odwzorowywaniu faktów historycznych. Nie zgodzę się jednak z opiniami, że jest to film „antygóralski” – moim zdaniem wręcz przeciwnie. Zachwyciły mnie widoki gór, scenografia, kostiumy. Polecam mimo niskich ocen na Filmwebie (będące skutkiem przede wszystkim zmasowanych „jedynek” dodawanych podobno przez środowiska chcące zbojkotować ten film).  

"Szogun"

Czasem aby dostrzec piękno, trzeba je obejrzeć z innej strony – na przykład w Japonii. W tym serialu mgliste krajobrazy i przeciągające się przedwiośnie stanowią piękne tło dla historii rodu samurajów. Ocena według Filmwebu: 7,8! 

 

2. Co Pani zamawia? Grypę typu A? Rotawirusa? A może mykoplazmę?

  W Sopocie panuje teraz idealna pogoda: nie za ciepło, nie za sucho, nie za biało i nie za słonecznie. I pewnie niewiele zmieni się w tym temacie do połowy kwietnia. Te warunki rewelacyjnie wpływają na wirusy – to ich najlepszy czas w roku. Nie będę tu tworzyła pozytywnych afirmacji – infekcje nie są fajne i rozumiem wszystkich, którzy w tym momencie mają ich dosyć. 

  Jestem ogromną zwolenniczką zasady "zdrowa żywność zamiast suplementów” i mam kilka swoich ukochanych „superfoods” o naukowo udowodnionym działaniu. Pierwszy na liście moich spożywczych cudów jest wspominany przeze mnie nie raz olej z czarnuszki. Piję go codziennie już od ponad sześciu tygodni. Odsyłam tutaj do artykułu Pana Tabletki, albo do mojego zestawienia badań, które potwierdzają prozdrowotne właściwości.  

Mój zapas oleju z czarnuszki zaraz się skończy i będę uzupełniać zapasy. Jeśli chcecie dołączyć do mnie i przekonać się na własnej skórze (i to dosłownie! akurat tego się nie spodziewałam, ale moja cera też poprawiła się od czasu gdy zaczęłam pić ten olej) to z kodem MLE otrzymacie -12% do 31 stycznia. 

 

  UWAGA! Jeśli chcemy, aby picie prozdrowotnych olei miało sens, trzeba kupować je z dobrego źródła, bo wszystko ma tutaj znaczenie: sposób tłoczenia, jakość nasion, każdy etap obróbki czy nawet rodzaj butelki, w jakiej przechowywany jest olej. Sprawdziłam ten z Olinii i spełnia najwyższe standardy – widać, że znają się tam na rzeczy. Ja polecam dodać do diety jeszcze syrop z czarnego bzu, olej z lnu złocistego i oczywiście miód zamiast cukru. 

 3. Czy chociaż skóra mogłaby być ładniejsza w tym ponurym czasie?

  Niestety nie bardzo. Wysuszone placki, rozwarstwiający się makijaż na mrozie, szary kolor skóry, uczucie ściągnięcia i o wieeeele za dużo niebieskiego światła z telefonu. A może jednak? W czasie gdy największe koncerny kosmetyczne zamykają swoje zakłady, bo technologicznie nie spełniają już dzisiejszych standardów, warto jest sprawdzić, czy nasze produkty do pielęgnacji nie powinny przejść przez małą podróż w czasie. Paradoksalnie to te mniejsze marki z bardziej elastycznym podejściem do nowoczesnych rozwiązań mogą produkować skuteczniejsze i zdrowsze kosmetyki. Spróbujcie najdroższe produkty od międzynarodowych gigantów zamienić na te dwa kosmetyki od polskich marek: Sensum Mare i Yonelle. Już piszę dlaczego:

Hydrostabilizująco-regeneracyjna maska nocna ALGOMASK od SENSUM MARE – jeśli chcesz po przebudzeniu spojrzeć w lustro i pomyśleć sobie: „chyba się wyspałam bo moja twarz jakoś lepiej wygląda”, to myślę, że powinnaś wypróbować ten produkt. Jak wiele z Was, jestem wielką fanką tej polskiej marki i wcale się nie dziwie, że zrobiła taką furorę. Ta maska na noc (albo na długi wieczór przed komputerem) niweluje niekorzystny wpływ czynników atmosferycznych na skórę, takich jak niskie temperatury. Działa podczas snu niczym nawilżająco-regeneracyjny kompres, pozostawia skórę jędrną, sprężystą i dobrze nawilżoną. W Sensum Mare do 2 lutego trwa promocja 2+1 (trzeci najtańszy produkt kupicie za jeden grosz). 

TRIFUSÍON FOCUS Serum-­Booster redukujące  zmarszczki i pory od Yonelle – ten kosmetyk dosłownie zmienia skórę w jej lepszą wersję. W swoim składzie posiada egzosomy, uznane za najciekawszy składnik kosmetyków w 2025 roku (ekhm… Yonelle używa tego składniku już od roku…). Egzosomy usprawniają komunikację międzykomórkową, regenerację i odnowę skóry na poziomie molekularnym. A w jeszcze większym skrócie: egzosomy to rewolucja w odmładzaniu i regeneracji skóry. Serum już po jednym użyciu zmniejszył u mnie widoczność porów (a rozszerzone pory to także objaw starzenia się skóry). Wyniki badań aparaturowych wykazały zmniejszenie długości zmarszczek o 46% po 6 tygodniach stosowania. Jak dla mnie produkty Yonelle dorównują (a może nawet prześcigają) kosmetyki z najwyższej półki. Widać tu ogromną motywację do poszukiwania najnowocześniejszych i najskuteczniejszych rozwiązań. Jeśli chcecie zaopatrzyć się w serum od Yonelle, to dodając go teraz do koszyka, automatycznie naliczy Wam się rabat 30% na ten i inne wybrane produkty. 

 

 4. A co ma powiedzieć ktoś, kto słońce widzi tylko przez godzinę dziennie? Albo w ogóle?

  Filmiki pokazujące to, jak świat będzie wyglądał za kilkanaście tygodni, gdy o 19 wciąż będzie jasno, robią teraz milionowe zasięgi na Tiktoku (najlepiej z podkładem Pezeta i Wani). Narzekanie jest oczywiście bardzo przyjemne, ale co ma w takimi razie powiedzieć dziewczyna, Polka i mama jednocześnie, która naprawdę wie jak żyję się w czasie nocy polarnej? Postanowiłam zaprosić do rozmowy Martynę – fotografkę i influencerkę mieszkającą na Lofotach w Norwegii – aby podzieliła się z nami swoimi sposobami na światło i radość, gdy wkoło panuje ciemność. 

K: Jak długo nie widziałaś słońca?    

M: W miejscu, w którym mieszkam noc polarna trwa około miesiąca (na Lofotach, w zależności od lokalizacji rozpoczyna się i kończy w różnym czasie). Nie ma wschodów słońca – noc trwa przez całą dobę. Na początku stycznia noc polarna zakończyła się, ale dzień aktualnie nadal jest krótki – trwa około 4 godzin, słońce wschodzi po godzinie dziesiątej i zachodzi po godzinie czternastej. Jedna sprawa to noc polarna, a druga: zachmurzenie i sztormowa pogoda – to, że słońce już wschodzi, nie oznacza, że je widzimy.

Martyna pracuje jako fotgrafka. To jedno z tysiąca zdjęć jej autorstwa. 

 

K: Czy widzisz jakieś zmiany w codziennym funkcjonowaniu/swoim ciele/nastroju gdy nadchodzi noc polarna?    

M: Ja uwielbiam czas nocy polarnej, nie zauważam u siebie spadków energii, nastroju. Oczywiście, o wiele piękniej i przyjemniej jest, gdy mamy śnieg, co wcale nie jest pewnikiem, pomimo że Lofoty leżą około 300 km za kołem podbiegunowym. Na pewno w tym czasie pozwalam sobie na zwolnienie tempa, więcej spokoju – jak w naturze, która w tym czasie w pewnej części zapada w zimowy sen.  

K: Jakie masz sposoby na to, aby noc polarna nie wpływała aż tak bardzo na Twój nastrój /spadek energii?  

M: Z natury jestem osobą bardzo pozytywnie podchodzącą do życia, pogoda nie determinuje mojego nastroju – nie mam na nią wpływu. Kocham zimę – jak najwięcej czasu staram się spędzać na świeżym powietrzu, blisko natury. W domu tworzę koselig (norweski odpowiednik hygge) klimat – dużo świec, światełek. Na pewno bardzo ważne jest też suplementowanie witaminy D, kiedy słońca po prostu nie ma.  

Lofoty okiem Martyny. 

 

K: Jak zaopatrujesz się w świeże warzywa i owoce? Czy dostępność w Waszym miejscu jest ograniczona?    

M: Wiem, że kraje nordyckie kojarzą się nam z tym, co „zrównoważone, nowoczesne, zdrowe itd", ale prawda jest taka, że w Polsce mamy ogromny wybór i dostępność warzyw, owoców, eko żywności, targowiska, stragany. Na Północy musimy zadowolić się tym, co jest akurat dostępne w marketach, nie mamy warzywniaków, targowisk. Niestety często wybór jest niewielki, normą pakowanie jest pojedynczych warzyw w folię, a warzywa i owoce, które mają za sobą długą drogę nie są często pierwszej świeżości. Staram się wybierać to, co sezonowe i korzystam z mrożonek. Sami zbieramy też jagody, borówki i robimy zapasy na zimę. 

K: To prawie jak prawdziwe misie polarne! W Polsce często narzekamy teraz na krótkie dni – co byś nam powiedziała, abyśmy zmienili nastawienie do zimowych miesięcy?

M: Haha. Bardzo często słyszę lub czytam w komentarzach: „U mnie też tak ciemno/ponuro/dzień tak samo krótki". Odpowiadam wtedy: „Ale słońce wzeszło, prawda?" :) Jeśli nie możesz znaleźć słońca na niebie, poszukaj go w sobie, w innych ludziach. Wiem, że o wiele łatwiej pokochać mroźne, śnieżne zimy, niż te, które przypominają mieszankę wczesnego przedwiośnia z zapowiedzią zimy, która nie nadeszła, ale hej! Taki rytm życia. Bez zimy, nie ma wiosny – równowaga w naturze istnieje, nie mamy na nią wpływu, mamy za to wpływ na to, jak żyjemy.  

Widok z okna Martyny na Lofoty. 

 

  Gdy obserwuję profil Martyny (gorąco zachęcam, abyście też zaczęły!), Lofoty wydają się najpiękniejszym miejscem na ziemi. Łatwo jest po takich obrazkach pomyśleć, że zima w Polsce jest szara i niezbyt ładna. Ale ten kto stale ogląda relacje Martyny wie, że cena „mieszkania w pocztówce” też bywa wysoka. Wyprowadzka w piękne zaśnieżone miejsce wcale nie rozwiązuje wszystkich naszych problemów, ale z pewnością dokłada kilka nowych. Dla Martyny jest to walka z wichurami, problemy z dostępem do opieki medycznej dla siebie czy małej córeczki, poczucie izolacji od świata czy obawa o ukochane miejsca w dobie galopujących zmian klimatycznych. 

5.  A skoro Martyną wspomniała już o mrożonkach…  

  Badacze są zgodni, że mrożonki – okryte złą sławą – są równie zdrowe (jeśli nie bardziej), co ich świeże odpowiedniki. Oczywiście nie mam tu na myśli mrożonej pizzy, frytek czy zapiekanek, tylko warzywa i owoce. Te przeznaczone do mrożenia zbierane są w szczytowej fazie dojrzałości i mrożone kilka godzin później. Z kolei cały proces, którym zostają poddane warzywa i owoce przed dostarczeniem do sklepu (m.in. zbiór, sortowanie, transport), zajmuje kilka dni. Grupa badaczy z University of California udowodniła, że między innymi z tego powodu mrożone warzywa i owoce mogą być zdrowsze od tych świeżych. Mowa tu o zawartości witamin A, C i B, antyoksydantów czy kwasu foliowego. Czy nie jest to dobra wiadomość? W lutym i marcu nawet jabłka i ogórki, zbierane wiele tygodni wcześniej, nie smakują już tak dobrze. Jeśli więc z utęsknieniem czekasz na nowalijki, to spójrz życzliwszym okiem na zawartość zamrażalników w supermarketach. 

6. Wypełnić czymś tę ciszę.

  Sama nie wiem czy muzyka Basi Maleckiej pomaga poczuć w sercu pierwsze przebłyski wiosny czy raczej ułatwia docenienie tej zahibernowanej zimowej rzeczywistości. W każdym razie: polecam. Wynalazłam ją na Tiktoku i przepadłam. Znajdziecie ją też na Spotify

7. Wszyscy chcemy słońca. Albo chociaż udawać, że je mamy.  

  Pragnienie słońca jest czymś całkowicie naturalnym, ale statystyki pokazują, że gdy pragniemy "za bardzo", możemy zrobić sobie krzywdę. Kraje skandynawskie mierzą się z największą „epidemią” raka skóry w Europie. Ale jak to? Przecież tam słońca jest jak na lekarstwo?!  Johan Hansson, lekarz ze szpitala Karolinska i jeden z organizatorów konferencji o nowotworach skóry, mówi że od lat 60. XX wieku w Szwecji liczba przypadków raka skóry rośnie i nie wykazuje oznak spowolnienia, ponieważ Szwedzi są narodem kochającym słońce. „Szwedzi nie mieszkają w słonecznym kraju, ale dosłownie czczą słońce. Ponieważ jesteśmy krajem zamożnym, możemy sobie pozwolić na wyjazd za granicę latem i zimą. Wiele osób każdej zimy podróżuje na przykład do Azji i w krótkim czasie bardzo intensywnie się opala. To widać w statystykach dotyczących nowotworów”” – mówi Hansson.

 Słońce daje nam witalność, poprawia humor, a nawet wpływa na lepszy sen. No i sprawia, że nasza skóra wygląda na zdrową i ma piękny opalony kolor. To ostatnie akurat możemy zafundować sobie o każdej porze roku i to w zdrowszy sposób niż przysmażając się na leżaku. Jeśli chociaż w małym procencie masz wrażenie, że oszukujesz aurę na zewnątrz, bo Twoja skóra wygląda na muśnięta słońcem to dawaj! Ja mam dla Ciebie przetestowane, bezpieczne i łatwe w użyciu kosmetyki samoopalające dostosowane do różnych potrzeb. Wypisuję je pod poniższym zdjęciem. 

Night Repair naprawcze serum samoopalające do twarzy na noc – kropelki samoopalające do twarzy to rodzaj produktu, który pewnie jest już Wam znany. Ale te od Azure Tan mają w swoim składzie także substancje aktywnie pielęgnujące naszą skórą. Skończyłam już produkt z dodatkiem retinolu i teraz postanowiłam wybrać niebieską wersję z kwasem glikolowym i koenzymem Q10. Polecam wszystkim dziewczynom, które chcą być lekko opalone a jednocześnie walczą z niedoskonałościami (tak, w wieku 37 lat też można mieć pryszcze ;)).

Masło do ciała Tan Free Firm & Hydrate – świetny balsam z witaminą B5 i masłem Shea. Używam go przed nałożeniem samoopalacza na suche strefy jak kolana, łokcie czy nadgarstki

Rękawica do wielorazowego użytku – doświadczone osoby poradzą sobie z parą jednorazowych silikonach rękawiczek, ale nakładanie samoopalacze taką miękką wersją jest na pewno łatwiejsze i przyjemniejsze. Wrzucam ją potem do pralki i gotowe – jest jak nowa.  

Pianka samoopalająca Organic Coconut „medium do dark” – stworzona na organicznej wodzie kokosowej,  dzięki czemu nie tylko opala, ale też głęboko nawilża skórę. Efekt widać już po godzinie więc przyda się jeśli ktoś nagle wyskoczył z zaproszeniem na basen ;).  

Supple Skin serum opalające do ciała „light do medium” – to mój ulubiony produkt. Po pierwsze jest bezbarwny na skórze (nie pobrudzi ubrania ani pościeli), po drugie: skóra jest po nim pięknie nawilżona. Polecam dla osób, które mają doświadczenie w nakładaniu samoopalaczy, ale jeśli się z nim zaprzyjaźnicie, to już nie będziecie chciały oddać. 

Jeśli macie ochotę przetestować te i inne kosmetyki od Azure Tan, to z kodem MLE15 otrzymacie 15% rabatu na cały asortyment w sklepie Azuretan.com.pl.

  Krajobraz za oknem mówi mi, że może jest styczeń, a może końcówka października? Listopad? Grudzień? Luty? Marzec? Albo początek kwietnia, gdy zieleń jeszcze się nie obudziła. Przez prawie siedem miesięcy krajobraz wygląda podobnie, i – powiedzmy to sobie szczerze – błotniste kolory to nie jest najpiękniejsza odsłona polskich krajobrazów.

  Czy pocieszeniem będzie to, że nie tylko my cierpimy z powodu mniej wyrazistych pór roku i niekończącej się ponurej aury? Natura też nie wie do końca, co powinna teraz robić. Tak jak my, jest nerwowa i zagubiona. Rozkwitać już czy jednak czekać na śnieg? Nie ma na świecie niczego mądrzejszego od niej, więc nie miej do siebie pretensji, że nie panujesz nad wszystkim. Nikt nie panuje.   Zima jest po to, aby dostrzec progres, bo do tej pory, przez cały rok, podwyższałaś sobie poprzeczkę i nie miałaś czasu aby docenić to, co już Ci się udało. I w tej myśli pomogę Ci wytrwać!

 

*  *  *

 

 

 

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką KROSNO, Veoli Botanica i platformą Akcent. 

 

  W ostatnim miesiącu tego roku nie wszystko poszło mi tak, jak planowałam. Parę razy musiałam przekonywać sama siebie, że te niektóre zdarzenia to lekcja, aby zobaczyć coś z innej perspektywy. Nie było idealnie, ale to wcale nie oznacza, że nie był to jednocześnie najbardziej magiczny miesiąc w moim dorosłym życiu. Czy wydarzyło się coś spektakularnego? Nie. Czy umiejętność docenienia zwykłej codzienności (na którą czasem się narzeka) pomaga być szczęśliwszym każdego dnia, a w Święta to już w ogóle? Zdecydowanie tak.

  Świadomość, jak ulotne jest nasze szczęście, może nas załamać lub nauczyć bycia tu i teraz, mimo trudnych emocji. W Boże Narodzenie te dwie ścieżki jeszcze bardziej się urzeczywistniają – ciężko jest być gdzieś pośrodku. Dlatego pisząc ten wpis, dodając każdej zdjęcie i cofając się do tych słodkich (choć dla świata zupełnie nieistotnych) chwil, przepełnia mnie tak ogromna wdzięczność, że trudno wyrazić to słowami. Mam nadzieję, że Was też spotkało wiele drobnych radości i wzruszeń – mimo trudności, które z pewnością są częścią Waszego życia.

  A skoro już tu jesteście, to znak, że znalazłyście kilka minut dla siebie. Ależ mi miło, że przeznaczacie je na wizytę tutaj!

 

W Trójmieście nikt za bardzo nie liczył na śnieg w Święta. Za to na Kaszubach podobno w niektórych miejscach się pojawił. Ten widok tuż po pobudce i wychyleniu nosa z chatki przyprawił mnie o szybsze bicie serca.  Gdy, według Twoich wyliczeń, z ciasta powinny wyjść dwie blachy ciastek, ale właśnie wkładasz do piekarnika siódmą i dopiero zbliżasz się do połowy. Na szczęście nasz wyjazd na wieś trwał dwa dni więc dokończyłam dzieła.  Minimalizm to podstawa. Ręka w górę kto po takich aktywnościach ma posypkę nawet w uszach? Gdy robisz co możesz, aby te najkrótsze dni w roku, były też tymi najbardziej magicznymi. A tu zdjęcie z prawdziwego elfowego magazynu. To już tradycja, że co roku w MLE wspieramy Szlachetną Paczkę. A Mekecookingeasier dzielnie się przyłącza!1. Grudniowa piżama MLE. Wciąż możecie kupić ostatnie komplety. // 2. Granat. Kolor, który ostatnio odkrywam na nowo. // 3. Ulubione ozdoby są zawsze od Narcyza z Gdyni. // 4. Pierwsza Niedziela Adwentu. // To co widzę co roku w okresie przedświątecznym napawa mnie nadzieją. Wszyscy publikują mniej treści, tak jakby w końcu zajęli się swoim życiem, zamiast tym w sieci. Zabieramy się za pieczenie słynnych ciasteczek. Wyciągam z kredensu swoją mini przeszkloną paryską witrynę na ciasteczka od KROSNO. W tym naczyniu nawet najskromniejsze słodycze wyglądają bardzo kusząco. To już ostatnia moja współpraca z tą cudowną polską marką, więc jeśli chcecie jeszcze skorzystać z mojej zniżki to proszę bardzo! Kod rabatowy KASIA20 jest aktywny do 11 stycznia 2025 i działa na wszystko nieprzecenione w sklepie krosno.com.pl. Da Wam 20% zniżki na zakupy. 
Przepis na te chrupiące cuda z wypływającą czekoladą znajdziecie w tym wpisieA czy któraś z Czytelniczek wypróbowała ten przepis? Udał się Wam? Bardzo jestem ciekawa!"Kasiu, jak Ty to robisz, że Portos tak pięknie zawsze pozuje do zdjęć?"

Tymczasem mój pies na 99% zdjęciach. 
Oczekiwanie. Radosne i magiczne. Czuję się odpowiedzialna za to, aby moje dzieci czuły te same pozytywne emocje, które przeżywałam w dzieciństwie.  Wiem, że takie polecenia powinny pojawić się na początku grudnia, ale za to mogę Was zapewnić, że przez ostatnie tygodnie codziennie weryfikowałyśmy tę listę. Na samej górze nie widać tytułu, więc uprzedzając Wasze pytania – ta książka to "Ania i Święty Mikołaj". Poleciłybyście coś jeszcze? Grudzień w MLE był wyjątkowy z wielu powodów. Zainteresowanie akcją z grzebieniami do wełny trochę nas zaskoczyło – nie miałam nawet szansy napisać o tym na blogu, a zapasy już się wyczerpały. Będzie powtórka – obiecuję!
Nasze pierwsze wspólne cynamonki w życiu. Jakieś ważne wnioski? Jeden przede wszystkim: nic tak nie zapycha zlewu jak resztki surowego ciasta drożdżowego. A przepis poleciła mi Ola – znalazła go na tiktoku 1. Ostatni obowiązek i możemy się zabrać za ubieranie choinki. Myślicie, że listy dotrą na czas? // 2. Kiedy ściągacie świąteczne ozdoby? Ja część ściągam na Trzech Króli, ale niektóre ozdoby zostawiam do końca stycznia. //  1. Śniegu brak, więc szukam gdzie się da zimowych, ładnych pejzaży. // 2. Odliczanie do Świąt z Vogue. Miło z Wami kończyć i zaczynać kolejny rok! //  Ten rok był pełen cudownych, chociaż zupełnie przypadkowych spotkań. To z dziewczynami z @ingridberg_studio było jednym z nich.Pewna przedświąteczna tradycja, którą sama narzuciłam kilka lat temu. Co roku układamy te same puzzle z londyńską kamieniczką. Idzie nam coraz szybciej. Przysięgam, że ten domek nie został podkręcony przez AI. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to w 100% ręcznie sklejony domek (kupiony w IKEA oczywiście, nie że sama piekłam) :D.
„W 2018 roku jedynie 10% użytkowników Twittera była odpowiedzialna za aż 80% wszystkich wpisów. Głośne, choć pozostające w mniejszości, grupy tworzą w ten sposób fałszywe wrażenie, że przemawiają w imieniu większości. I ta strategia działa. Jako że większość z nas ma skłonność do mylenia powtórzeń, pewności siebie i głośności z powszechnie przyjętą prawdą, krzykliwe wypowiedzi mniejszości stają się akceptowanym odbiciem rzeczywistości, niezależnie od tego, czy są prawdziwe, czy nie.”

O społecznej obojętności, o tym jak pod przykrywką potrzeby zachowania neutralności godzimy się na niegodziwości. O fake newsach i ich potędze w dobie internetowej anonimowości. O teoriach spiskowych i o tym komu zależy na tym, abyśmy w nie wierzyli. O tym, w jaki sposób możemy się nauczyć panować nad wpływem społecznym, aby to on nie zapanował nad nami. Po prostu mega wartościowa książka dla taty, mamy, dziadka, brata, albo koleżanki, która informacji o światowych konfliktach szuka tylko na tiktoku ;).  Kiedy po szalonych przygotowaniach siadamy wszyscy na kanapie i zastanawiamy się, który świąteczny film dziś obejrzymy. Wigilia z przyjaciółkami. W barze. Bez gotowania i sprzątania. 1. Czy uda się nam zamknąć całe biuro MLE na święta? Jest taka szansa, ale głównie dlatego, że szefowe mogą brać pracę do domu :D. Udało się zamówić przędzę ostatnim składem – mój wymarzony sweter będzie gotowy na czas. I to jest dobra zapowiedź nowego roku. // 2. Gdy zaczynasz dzień od zapalenia światła. Ale o 9:52 było już prawie jasno! //
Ten dzień. Po tygodniowym chorowaniu miło mieć taki powód, aby w końcu wyjść z domu.Algorytm Instagrama się obraża, gdy nie idziemy z trendem. Im starsze ozdoby, tym mniej lajków pod zdjęciem choinki – to znana w instagramowym świecie zasada. Dotyczy zresztą wielu naszych osobistych sfer – makijażu, ubrania, a czasem (o zgrozo) nawet rasy psa. Im bardziej jestem tego świadoma, tym chętniej robię na przekór. Zbita bombka, sweter w świąteczny wzór, zdjęcie szopki. To znak, że Boże Narodzenie tuż tuż. A już się baliśmy, że nie zdąży nawet na Wigilię. Cieszyliśmy sie bardziej niż ze Świętego Mikołaja. Żeby mi nigdy przez myśl nie przeszło aby marudzić. Jak mieć pewność, że żadne jedzenie się nie zmarnuje? Wystarczy zaprosić za dużo gości!
Drugi Dzień Świąt.
Jest taki dzień, kiedy ludzkie ciało składa się z mandarynek i sernika. To ta magia świąt, o której wszyscy mówią. Dokładnie tak. Nie pytajcie mnie o przepis na parówki…Kilka stron książki "Zbiorowe złudzenia" przed snem. Chciałabym jak najrzadziej słyszeć "my kontra oni". Zaczynamy! A właściwie to kończymy! Sezon 2024 w MLE właśnie dochodzi do finału.Balet to system dokładnie opracowanych ruchów ciała, które latami ćwiczy się do perfekcji. Każdą sekwencję opisał po francusku Carlo Blasis w Traité élémentaire, théorique et pratique de l'art de la danse (1820). Ciężka praca, skrupulatność, dokładność i wrażliwość na piękno sprawiają, że z pozoru mało spektakularne kroki stają się poruszającym widowiskiem. Taka sztuka nigdy nie jest produktem drugiego sortu. Nawet jeśli udało Wam się kupić taniej bilety. Z takim samym założeniem nasz zespół podchodzi do przecen w MLE – każdy nasz produkt, to efekt wielu godzin pracy. Każdy chciałyśmy dopracować do perfekcji. Gdy ktoś mnie pyta o moje plany na kolejny rok, a ja nie mam jeszcze dobrego planu na najbliższy tydzień…

Nie chcę robić noworocznych postanowień. Lubię za to odpowiedzieć sobie na pytanie, co chciałabym kontynuować z rzeczy już rozpoczętych. To mniej frustrujące i bardziej motywujące. Te lekcje angielskiego to coś, z czego pod koniec roku jestem wyjątkowo dumna. Niby to takie maleńkie kroki, ale z perspektywy dwunastu miesięcy widzę ogromne efekty. Ja wybrałam kursy premium z platformy Akcent (kurs C1). Oprócz kursu, który przerabia się samodzielnie (kiedy chcecie i gdzie chcecie), są tam też indywidualne konsultacje co tydzień z lektorem oraz dodatkowy pakiet Speaking Practice (15 pytań do każdej lekcji do przerobienia na zajęciach z lektorem). Jest też nowość – kurs Business English, który zawiera mnóstwo przydatnego słownictwa ćwiczonego w zdaniach. Z hasłem MLEnglish otrzymacie 15% rabatu do 10 stycznia na wszystkie kursy.Dziewczyny lecą na urlopy, ale ja zostaję ze swoim najwierniejszym kompanem. To jest – słowo daję – najdziwniejszy pies na świecie. Ale też najukochańszy. 
(Sweter to Val Gardena i jest jeszcze dostępny w MLE.)Za mną najintensywniejszy sezon w MLE w historii. To była szalona przygoda, ale efekty były warte tych wszystkich stresów.Tak szczerze? To chyba najpiękniejszy sweter, jaki udało mi się stworzyć. Teraz tylko dobrze zaplanować produkcję, aby wszedł do sprzedaży na czas. Piękny cukierkowy prezent od Veoli Botanica, który przyda się nie tylko w noworoczny poranek. Chociaż w ten dzień mogę go wyjątkowo potrzebować…
…nie wiem co dodali do tego serum, ale marka Veoli naprawdę wie jak sprawić, aby okolica moich oczu wyglądała o niebo lepiej. Myślałam, że nic nie prześcignie ich różowego serum, ale teraz pobili sami siebie.Gorąco polecam ten naprawczo-ujędrniający krem pod oczy z trehalozą 5%, kompleksem ceramidów 1% i ekstraktem z sosny nadmorskiej 0,5%. Tutaj macie link: SMOOTH AS SILK od Veoli Botanica, a z kodem makelifeeasier20 dostaniecie teraz 20% zniżki na wszystko w Veoli Botanica. Nowy Rok? Ja już jestem spakowana. Nie ruszamy się z Polski, ale z Trójmiastem na chwilę się żegnam.Ja wiem, że to nie wpisuje się w trend "walczenia o siebie" ale co poradzę na to, że zawsze to im najpierw chcę wszystko przygotować? Te urocze sukienki są od polskiej marki Louisse. 
Kupiona na Black Friday – dopiero teraz miałam czas przymierzyć :D. Zwracać czy odrywać metkę? Nadaje się na Sylwestra? W sumie nie wiem po co pytam skoro: a) i tak nie mogę jej już oddać, b) nie bardzo wiem, co innego mogłabym włożyć.

(Znaleziona w Self-portrait.) 

Ostatnie godzimy starego roku – kiedy to minęło? Z całego serca życzę Wam cudownego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku. Oby dobre rzeczy Was nie omijały i żebyśmy wszyscy umieli docenić to, co już dostaliśmy. 

 

*  *  *

 

Ciasteczka Cioci Anety – dla tych, którzy szukają czegoś pyszniejszego niż pierniki.

  Wybiórczość dziecięcej pamięci wciąż mnie zaskakuje. Po pięciu minutach nie pamięta się już o tym, że miało się posprzątać pokój, ale o ciasteczkach z wypływającą czekoladą pamięta się idealnie – chociaż moje dzieci ostatni raz jadły je rok temu.

  Gdy dzieci poznały przepis na ciasteczka od cioci Anety nie było już mowy o tym, aby robić zwykłe pierniki. Ta gorąca czekolada wypływająca ze środka i to że są takie duże, sprawia, że moje córeczki traktują każde jedno ciastko jak mały prezent. Oczywiście, gdy tylko się zgadzam i zabieram za przygotowania, moje dzieci znikają w trzy sekundy i pojawiają się w momencie, gdy ciasteczka wychodzą z piekarnika. Ale wieczorem i tak mówią swojemu tacie, że same je dla niego zrobiły. Trochę się z nimi o to droczę, a tak naprawdę dodaję w głowie kolejne przedświąteczne wspomnienie. 

CIASTECZKA CIOCI ANETY Z MASŁEM ORZECHOWYM I WYPŁYWAJĄCĄ CZEKOLADĄ

Składniki starczą na dwie blachy ciastek.

 

 – 160 g masła orzechowego (masła orzechowe mogą być gęste i suche albo prawie płynne, jeśli to które masz bardziej przypomina to pierwsze dodaj do ciasta więcej zwykłego masła.)

– 200 g masła  

– pół szklanki drobnego cukru (jeśli lubicie mniej słodkie wypieki, to możecie dać odrobinę mniej niż pół szklanki)

– 2 szklanki mąki pszennej (320 g)  

– 2 średnie jajka  

– pół łyżeczki soli  

– łyżeczka proszku do pieczenia  

– krem typu „zdrowa nutella” jako nadzienie ciasteczka    

 

Sposób przygotowania:

1. Na początku robimy nadzienie do ciasteczek. Łyżeczką formujemy okrągłe placuszki (śtednica około 3,4 cm, im wyższe tym lepiej) i wkładamy do zamrażalnika na przynajmniej 30 minut.  2. Do większej miski wsypujemy mąkę (ja użyłam pszenną tortową), dodajemy masło, masło orzechowe, cukier, sól i proszek do pieczenia i jajka. Ciasto ugniatamy ręką. Wkładamy do zamrażalnika na 15 minut.  3. Jak już wszystko porządnie się schłodzi, to odklejamy zamrożony krem i oblepiamy go ciastem. Formujemy w ciasteczka i układamy na blasze (ciasteczka nie moga być zbyt płaskie). 4. Nastawiamy piekarnik na 180 stopni (góra dół lub termoobieg) i wkładamy na 18 minut do pieczenia. I gotowe! :)

 

Prezentownik i cztery lekcje, które zapamiętam w te Święta – czyli umierające tradycje kontra porady od AI.

Wpis powstał we współpracy z marką Wild Hill Coffee, Stag Jewels, Petit Concept, Colorland oraz wydawnictwem PWN, i zawiera linki afiliacyjne. 

 

  Dzisiejszy dzień zaczął się dla mnie bardzo wcześnie – zrozumieją mnie wszyscy ci mikołajowie, którzy niosąc prezenty po ciemku, potknęli się o śpiącego psa i zaklęli pod nosem na tyle głośno, że z dziecięcego pokoju wydobył się okrzyk: „łapać Świętego Mikołaja”!

  O powrocie do spania nie było już mowy. Zyskaliśmy za to czas, aby porozmawiać o wszystkim, co znalazło się w butach i – co równie ważne – o tym JAK się to w nich znalazło. Swoją drogą, jeśli Wasze dzieci są ciut starsze od moich i poddają już krytyce logistykę prezentową Świętego Mikołaja, to polecam ten mini przewodnik o tym, jak rozmawiać z dziećmi na ten temat. Ja wierzę w to, że nawet gdy opowieść o staruszku z długą białą brodą przestanie być dla nas równie wiarygodna, co obowiązek płacenia podatków czy emisja Kevina w Polsacie, magia Świąt może z nami pozostać. Właściwie to odczuwa się ją najbardziej, gdy sami stajemy się tymi mikołajami.

  Prezentownik, w którym co roku dzielę się z Wami moimi pomysłami na sprawdzone podarunki, to dziś tylko pretekst, aby przez chwilę móc pomyśleć o tym, czego nauczyły mnie Święta. Te cztery lekcje chciałabym zapamiętać.

 

Piżamka jest od MLE i właśnie weszła do sprzedaży. 

 

Lekcja nr 1

 „Nigdy nie wiesz, która ze zwykłych chwil, stanie się dla kogoś najpiękniejszym wspomnieniem.”

 Otwieram stary zakurzony album ze zdjęciami na werandzie u moich rodziców i zawieszam wzrok na czarno-białym zdjęciu dwójki dzieci stojących na zaspie śnieżnej. „Gdy byłem małym chłopcem, Boże Narodzenie zwiastowała jedna rzecz – do portu w Gdańsku przypływały pomarańcze, a ja marzyłem, aby babci Ewie udało się kupić chociaż jedną…” – mój tata rozpoczyna swoją opowieść, którą dobrze znam, ale dwie pary błękitnych oczu wpatrują się w niego z zaciekawianiem. Moje córeczki słyszą ją po raz pierwszy. Oczywiście, ma on wielki dar snucia pięknych historii o (z pozoru) mało romantycznych zdarzeniach, ale wiem, że ta magia dzieje się w każdej kochającej się rodzinie (zwą ją "historia przekazywana z pokolenia na pokolenie").

  Dla nas – dorosłych – to kolejne Święta, z całym stresem i pracą, którą trzeba wykonać. Dla naszych dzieci z kolei, to czas w którym tworzą swoje najpiękniejsze wspomnienia. Teraz możesz tego jeszcze nie czuć, nie zauważać wagi zwykłych czynności i przedświątecznych rytuałów, ale nabiorą one magicznej mocy z biegiem lat. Niektóre z nich miną, nie pozostawiając śladu w pamięci. Inne zostaną zapamiętane na zawsze. 

Z kodem 35MAKELIFEEASIER otrzymacie 35% rabatu, na wszystkie Fotoksiążki Klasyczne (oczywiście również lniane i złocone), Starbooki oraz wszystkie Fotokalendarze. Na Colorland oraz w aplikacji Colorland GO. Działa aż do końca lutego 2025.

 

  Wracając do szczęśliwych momentów i w szczęśliwe miejsca uczymy się planować dalszą, szczęśliwszą drogę przez życie. Albumy ze zdjęciami to jeden z fajniejszych pomysłów na prezent. W te święta chciałam przygotować taki prezent dla kilku osób, z którymi przeżyłam w tym roku wiele niezapomnianych chwil. Żeby poszło to sprawnie wybrałam opcję fotoksiążki od Colorland. Mogłam zdecydować o wyglądzie i materiale z jakiego zrobiona jest okładka i nie biegać po drukarniach. Jeśli bardzo kogoś kochacie, ale wiecie, że materialne rzeczy średnio cieszą tę osobę to taki prezent będzie idealny.

W specjalnym programie można w prosty sposób wgrać zdjęcia i ułożyć je według uznania na każdej stronie. Ja wybrałam lnianą okładkę. 

Lekcja nr 2

„Zaakceptuj fakt, że nie każde Święta będą idealne i że nie każdy musi je lubić.”

  Wiem, że część z nas czuje się zawiedziona tradycyjną formą Świąt. To, że dla mnie jest to wyjątkowy i piękny czas nie oznacza, że każdy musi czuć to samo. Pamiętam taki okres, już w dorosłym życiu, kiedy nie miałam jeszcze dzieci, a bardzo o nich marzyłam i musiałam się trochę nastarać, aby smutki nie zdominowały tej pozytywnej świątecznej narracji, którą pielęgnuję w sobie co roku od początku listopada. Nie dziwi mnie więc w ogóle fakt, że nie każdy ekscytuje się Mikołajem, reniferami i pieczeniem ciasteczek.

  Święta są w pewnym sensie odbiciem naszych niespełnionych marzeń, rodzinnych konfliktów czy deficytów emocjonalnych. I nigdy nie są idealne. Jeśli ktoś w tym roku nie ma sił, aby zmierzyć się z całym wachlarzem trudnych emocji, trzeba spróbować to zrozumieć. Z drugiej strony wiem, że w najtrudniejszych okresach często pomagała mi myśl o zbliżających się Świętach. O tym, że przez chwilę będzie wesoło i miło, nawet jeśli mi w środku będzie naprawdę smutno.

  Dla tych z Was, którzy tak jak ja, wpadają w coś na kształt bożonarodzeniowej manii, przypominam, że według psychologów od manii do depresji niedaleka droga. Oczywiście nie ma co porównywać prawdziwej choroby z podekscytowaniem, ale jeśli kiedyś zdarzyło się Wam płakać nad przewróconą przez kota choinkę, przypalonym bigosem albo prezentem, który trzeba zapakować w gazetę, bo ozdobny papier się skończył, to znak… że bardzo, ale to bardzo zależy Wam nam tym, aby Święta były udane. I jest to piękne.

  Aby po świętach nie spaść jednak z Betlejemskiej Gwiazdy i z hukiem uderzyć o ziemię, dobrze jest spojrzeć na te kilka świątecznych dni bez z góry założonych scenariuszy. Bardzo pomagają realistyczne oczekiwania. Możemy się świetnie przygotować, ale na niektóre rzeczy de facto nie mamy wpływu. No i pamiętajmy o złotej zasadzie: nie dawaj więcej, niż możesz. I nie bierz więcej, niż potrzebujesz. 

Co innego może mieć ze sobą Święty Mikołaj, jeśli nie gwiazdki, które zabrał z nieba? Szóstego grudnia dzieci dostają drobiazgi, ale gdy dobrze je wybiorę, to cieszą się z nich tak, jakby był to domek dla Barbie. Jeśli jesteście z Trójmiasta i szukacie zabawek, które nie zostaną rzucone w kąt po pięciu minutach, to zajrzyjcie na ulicę Władysława IV (42/U9). Znajdziecie tam sklep Petit Concept, który uratuje niejednego zdesperowanego mikołaja ;). Znajdziecie tam świetnie wyselekcjonowane zabawki czy rzeczy na wyprawkę. Zajrzyjcie i same sprawdźcie :). Możecie też oczywiście wejść w sklep internetowy. Z kodem petit10 otrzymacie 10% rabatu na wszystko (możecie korzystać do 10 grudnia, także stacjonarnie :)). Koc w świąteczne pieski znajdziecie przeceniony na Westwingu a choinki znajdziecie w Arket

 

Lekcja nr 3

„W tradycjach można znaleźć ukojenie, a w nowych technologiach – mądre rozwiązania codziennych problemów. Ale nie można być ślepym niewolnikiem jednego ani drugiego.”

  Znam doskonale magiczną moc rytuałów. W tym świątecznym artykule pisałam o ich roli w naszym życiu i wszystkie te słowa podtrzymuję. Kocham tradycje świąteczne i czuję smutek, jeśli któraś z nich umiera, a ja nie potrafię jej wskrzesić. Mam jednak świadomość tego, że świat idzie do przodu. Nie wszystko przetrwa próbę czasu i nie wszystkie zwyczaje muszę odbębnić. Od dawna nie widzę na przykład sensu w dwunastu potrawach na wigilijnym stole. Wspomnę tylko, że Too Good To Go (firma wpływu społecznego działająca na rzecz ograniczania marnowania żywności) opublikowała właśnie raport, z którego wynika, że w czasie Świąt Bożego Narodzenia każdy Polak marnuje średnio 1,6 kilograma jedzenia. A najbardziej niechlubny dzień to właśnie 24 grudnia. Tego dnia marnujemy jako naród rekordowe 9,2 tysięcy (!!!) ton żywności. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Widzicie sens w tej tradycji? Szukacie kompromisu (można na przykład policzyć masło jako danie ;)) czy jednak rezygnujecie z tego zwyczaju?

A to prezent, który sama sobie zażyczyłam jakiś czas temu. Właściwie już w dniu premiery był na mojej liście. Jacek Dehnel, pisarz i malarz, napisał, że ta książka „przyda się w dyskusjach, przyda się we flircie i przy rozwiązywaniu krzyżówek” i bardzo mnie ta recenzja rozbawiła. Ale jest oczywiście trafna – szkoda życia na książki, które nie wniosą żadnej wartości do naszego życia. „Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej” nie jest kolejną encyklopedią czy podręcznikiem o historii sztuki. To raczej zaproszenie do pracowni wielkich mistrzów, opowieść o tym, jak wiele z pozoru błahych rzeczy miało wpływ na to, jak wyglądają dziś najsłynniejsze obrazy. Tłumaczy zasady funkcjonowania dawnych warsztatów, opisuje, z jakich materiałów powstawały obrazy oraz procedury ich wytwarzania, a także opowiada o tym, jak dzieła dawnych mistrzów zmieniały się pod wpływem czasu i różnorodnych interwencji kolekcjonerów, muzealników oraz konserwatorów. Genialny prezent dla każdego, kto kocha malarstwo albo interesuje się sztuką. Z kodem MLE7 otrzymacie 35% zniżki na książkę i jest ważny do 30 grudnia na "Ilustrownik" i pozostałe książki o sztuce na stronie PWN.  

 

  A przechodząc teraz do drugiego bieguna, czyli AI – ciekawy artykuł przeczytałam ostatnio w magazynie Znak. Autorka postanowiła poprosić chatGPT o sugestie, w jaki sposób sztuczna inteligencja może ułatwić zarządzanie grudniem. Wypluł z siebie tekst zaczynający się od słów: „Sztuczna inteligencja w służbie pani domu”. Gorąco polecam ten tekst.  Czasem mam wrażenie, że ten cud nauki, największy i najmądrzejszy wynalazek wszech czasów, jest – przepraszam za kolokwialne określenie – po prostu głupi. I wciąż brakuje mu tego pierwiastka, który dałby nam poczucie, że "to coś" po drugiej stronie ekranu nas rozumie, a nie tylko koduje wypowiedziane przez nas słowa. Oczywiście wiem, że w dużym uproszczeniu to po prostu mielenie treści, które ktoś kiedyś już napisał na dany temat, ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że AI musi się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chce pomóc człowiekowi w odnalezieniu Ducha Świąt. 

Czy Wy też pamiętacie te czasy, gdy kawa była najpopularniejszym prezentem pod choinką? Przywoziło się ją zza granicy i traktowało prawie jak brązowe złoto. Dziś kawa jest bardzo łatwo dostępna i tania, ale ma to swoje odbicie w jej jakości i sposobie uprawy. Ta w dobrym gatunku, z ekologicznych plantacji śmiało może znaleźć się pod choinką i sprawić, że historia zatoczy koło. Ja od dawna wybieram tę od Wild Hill Coffee i wiem, że pojawiła się też na jednym z listów do Świętego Mikołaja… Jeśli chcecie zrobić zakupy razem ze mną, to skorzystajcie z kodu XMAS10, (da 10% rabatu na wszystkie kawy do 24.12. z wyłączeniem zestawów oraz akcesoriów) na stronie Wild Hill Coffee.Biżuteria to podobno jedna z najbardziej eleganckich form wyrażenia uczuć (tak rzeczy ChatGPT ;)). Akurat w tym przypadku zgodzę się z tym technologicznym specjalistą. Stag Jewels – jedna z moich ukochanych marek biżuteryjnych – podzieliło się ze mną kodem rabatowym. Z hasłem MLEXMAS15 otrzymacie 15% rabatu od dzisiaj do 15 grudnia. Kod działa na wszystkie kolekcje, także na te klasyczne modele (moje kolczyki to model Estelle).

 

Lekcja nr 4

„Słowa mają wielką moc. Zwłaszcza te dobre i szczere.”

  W świecie, w którym coraz rzadziej brakuje nam podstawowych rzeczy, a coraz częściej czasu i bliskości, gwiazdkowe prezenty straciły trochę na swoim znaczeniu – przynajmniej dla dorosłych. Z jednej strony „no przecież muszą być”, a z drugiej – coraz częściej przypominają realizowanie czyjejś listy zakupów, a coraz mniej uszczęśliwianie i zaskakiwanie ukochanej osoby.  

  Taka już jest konstrukcja ludzkiego umysłu: jeśli coś jest trudno dostępne, rzadkie i zawsze jest tego za mało, to wtedy pragniemy tego najbardziej. Dziś jest to czas i uwaga – największy luksus XXI wieku. W zeszłym roku do naprawdę najbanalniejszych prezentów, które moi bliscy zażyczyli sobie pod choinkę (słuchawki, akcesoria kuchenne, skarpety), dodałam odręcznie napisane kartki. Kilka osobistych zdań, w których – pod pretekstem życzeń – daję znać, jak wiele znaczy dla mnie druga osoba. I że myślę o niej i wiem, z czym się mierzy. To taki mały drobiazg, który pokazuje, że przygotowując prezent zrobiliśmy coś więcej, niż dodanie produktu do koszyka na stronie sklepu i potwierdzenie płatności blikiem.

  Tutaj znajdziecie moje trzy patenty na pięciominutowe kartki świąteczne. Możecie je wysłać albo dodać do prezentów i napisać na nich coś od siebie. Gwarantuję nie jedno wzruszenie ;). 

  Święta są o staraniu się. O tym, że nam zależy. Że nie jest nam wszystko jedno i nie chcemy, aby każdy dzień był byle jaki. Są o wspomnieniach. O ciągłości. O przekazywaniu podarunków z rąk do rąk. O opowieściach z przeszłości. A czasem jedyną okazją, aby zrobić zdjęcie, na którym wszyscy są razem. To moment, w którym wszystko zbiega się w jednym punkcie. I staje w miejscu. Mam nadzieję, że i Wam i mi uda się w tej magicznej chwili zatrzymać. 

 

  Dziękuję za czas, który poświęciłyście na ten artykuł. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu przybliżył Wam świąteczną atmosferą :*.

 

*  *  *