SKÓRA W KTÓREJ ŻYJE świeżo upieczona mama, czyli logistyczne podejście do pielęgnacji

   Each consecutive life stage creates new challenges and changes our life in terms of many of its aspects. It doesn’t matter if we are starting studies, changing our job, moving to another city, or – just like in my case – we’re becoming parents. New roles make us learn adaptation, tackle our crises, change our daily routines, and enjoy the previously unknown things. In case of such huge and emotional changes, it’s difficult to spot the more petty things, like under eye circles or new wrinkles. Not to mention finding time and strength to do something about those changes. Motherhood influences not only our appearance, but also our approach to appearance – this topic simply becomes a thing in the background. But since you’ve just visited a lightweight lifestyle blog, let me take care exactly of this marginal thing.  

   Today’s hasty lifestyle doesn’t really require us to have a small child to place your own needs on the second place (which means never attending to them). Without greater effort we find something to do that is more important than painting nails, but when suddenly a small human being appears in our life taking most of our time, the number of trivial duties to be done piles up like a pile of clothes requiring washing in my bathroom. Does it mean that I can stop carrying for my appearance? Of course, I can. No one can forbid me. What’s more – before pregnancy I also could as long as it didn’t bring me any satisfaction. A worse situation is if around a year ago, I liked to have neat hair and make-up, and today, I’m deceiving myself that it has no significance for me.

* * *

   Każdy kolejny etap życia stawia przed nami wyzwania i zmienia pod wieloma względami. Nieważne czy idziemy na studia, zmieniamy pracę, przeprowadzamy się do innego miasta, czy – tak jak w moim przypadku – stajemy się rodzicami. Nowe role sprawiają, że uczymy się adaptacji, pokonujemy kryzysy, zmieniamy naszą rutynę dnia i cieszymy się z wcześniej nieznanych rzeczy. Przy tak wielkich i emocjonujących zmianach ciężko dostrzec te bardziej błahe, jak podkrążone oczy czy nowe zmarszczki. Nie mówiąc już o tym, aby znaleźć czas i chęci, aby podjąć wobec tych zmian jakieś działania. Macierzyństwo wpływa nie tylko na wygląd, ale także na nasz stosunek do niego – ten temat schodzi po prostu na dalszy plan. Ale ponieważ zajrzałyście na lekki blog o stylu życia, to pozwólcie, że w tym artykule zajmę się właśnie tą marginalną kwestią.

   Dzisiejszy pęd życia sprawia, że wcale nie trzeba mieć pod opieką niemowlaka, aby własne potrzeby odkładać na później (czyli nigdy). Bez trudu znajdujemy do zrobienia coś ważniejszego niż malowanie paznokci, ale gdy w naszym życiu pojawia się nowa istota pochłaniająca większość czasu, liczba prozaicznych obowiązków do wykonania piętrzy się niczym góra prania w mojej łazience. Czy to oznacza, że mogę przestać dbać o siebie? Oczywiście, że mogę. Nikt nie ma prawa mi zabronić. Co więcej – przed urodzeniem dziecka też mogłam, jeśli nie dawało mi to satysfakcji. Gorzej, jeśli nie dalej jak rok temu lubiłam mieć ułożone włosy i makijaż, a dziś oszukuję samą siebie, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

1. If you want to do something for yourself… do it together.  

   I’ve noticed that many fledgling parents become very nervous and upset when I’m trying to explain to them how taking care of a dog allowed to me to prepare myself for the new role. That’s why I always point out at the very beginning that I don’t place an equality sign between these two things, and I’m only trying to show how going through certain routines can help us. Portos was at the very beginning a very effervescent dog that always required company. That’s how I learnt to engage him into as many activities that I do throughout the day as possible rather than try to fight him or leave him at home and then not be able to find the time to take him on a 30-minute walk. That’s when Portos started to accompany me at work (which can be easily noticed in half of the photos), do the shopping with me (fortunately, I can take him to most of the shopping malls), at the restaurant, or during the Sunday dinners at my parents’ or my parents-in-law’s. I quickly noticed that such co-existence is more interesting for him, even though at the beginning it really required a lot of patience, composure, and agility from me. Over time, it all started to look really perfect. I think that my mental well-being after pregnancy was partly a result of the fact that I decided to not divide my time between my professional duties and the time with my child and to combine both of these things.

* * *

1. Jeśli chcesz zrobić coś dla siebie… zróbcie to razem.

   Zauważyłam, że wiele świeżo upieczonych rodziców bardzo się denerwuje, gdy próbuję im wytłumaczyć, jak zajmowanie się psem pomogło mi w przygotowaniach do nowej roli. Zaznaczam więc zawsze na początku, że nie stawiam przy tych dwóch sprawach znaku równości, a jedynie pokazuję, że niektóre wypracowane schematy mogą nam pomóc. Portos był na początku bardzo żywiołowym psem, który non stop potrzebował towarzystwa. Nauczyłam się więc, że lepiej angażować go w maksimum czynności, które robię w ciągu dnia, niż próbować z nim walczyć czy zostawiać w domu, a potem ledwo wyrabiać się, aby wziąć go na półgodzinny spacer. Portos zaczął więc towarzyszyć mi w pracy (co łatwo zauważyć, bo jest na połowie zdjęć), chodzić ze mną na zakupy (dzięki Bogu można już z nim wejść do większości galerii handlowych), do restauracji czy na niedzielne obiady do rodziców i teściowej. Szybko zauważyłam, że takie wspólne życie jest dla niego ciekawsze i chociaż z początku wymagało ode mnie ogromnej dozy cierpliwości, opanowania i zręczności fizycznej, to po pewnym czasie wszystko zaczęło wyglądać naprawdę idealnie. Myślę, że mój dobry stan psychiczny tuż po urodzeniu dziecka wynikał właśnie z tego, że od razu postanowiłam nie rozgraniczać obowiązków i czasu spędzonego z dzieckiem, tylko łączyć te dwie rzeczy.

   A shawl is a salvation when it comes to a newborn. Without it, I would probably walk around without any makeup for the first three months after birth (shawls vary and you’ll surely find an appropriate colour that you’d like, but don’t mistake them for carriers), and today, doing makeup is pure pleasure for me (or rather for us). However, I had to replace the bathroom counter with the floor in my living room, creating some space for play. Taking out and putting in cosmetics from mum’s makeup bag is a new adventure for the small hands every day. For me, it gives me a lot of time to recreate Kim Kardashian’s makeup (in fact, I really usually needed four minutes to do the makeup, but the fun is so great that I could do that for as long as half an hour). It is definitely easier to include our child in our everyday duties rather than making up another attraction every 30 seconds and counting that this time, the child won’t call us and simply become occupied by something else. But we won’t take a toddler to the shower so that’s why I had to select some toys. What does that mean? We have toys that we play only in the bathroom – owing to that, they don’t become boring and catch the attention even for up to a few minutes. The selection of toys is generally a great idea to focus our child’s attention in a deft way. It may sound as an idyll, but after a few days of fighting, my morning routine had become a pleasant ritual together. I’m sure that most mums who are reading this article have plenty of ideas on how to combine what’s beneficial with pleasure, but maybe some of you are only planning on having children or are pregnant and soon such simple pieces of advice may come in handy and help to avoid frustration.

* * *

   Przy noworodku zbawieniem jest chusta, bez której chodziłabym nieumalowana przez pierwsze trzy miesiące po porodzie (chusty są różne i na pewno znajdziecie takie których kolor czy sposób wiązania będą Wam odpowiadały, nie mylcie ich jednak z nosidełkami), a dziś robienie makijażu, to dla mnie (a właściwie dla nas) czysta przyjemność. Musiałam jednak zmienić miejsce i z łazienkowego blatu przeniosłam się na podłogę w salonie, tworząc w ten sposób przestrzeń do zabawy. Wkładanie i wykładanie kosmetyków mamy z kosmetyczki, to dla małych łapek codziennie nowa przygoda, a dla mnie cała masa czasu na makijaż w stylu Kim Kardashian (tak naprawdę, na codzienny makijaż potrzebowałam zwykle czterech minut, ale zabawa jest tak przednia, że mogłabym malować się nawet pół godziny). Zdecydowanie łatwiej jest włączyć dziecko do naszych codziennych zadań, niż wymyślać co 30 sekund kolejną atrakcję i liczyć na to, że tym razem nie zacznie nas wołać, gdy tylko zajmiemy się czymś innym. Ale pod prysznic niemowlaka nie weźmiemy, więc w tym wypadku postawiłam na selekcję zabawek. Co to oznacza? Mamy zabawki, którymi bawimy się tylko w łazience – dzięki temu się nie nudzą i potrafią przyciągnąć uwagę na kilka minut. Selekcja zabawek to w ogóle dobry pomysł, aby w zręczny sposób kierować uwagą naszego dziecka. Zabrzmi to jak idylla, ale po kilkudniowym nagimnastykowaniu się moja poranna toaleta stała się dla nas przyjemnym, wspólnym rytuałem. Jestem pewna, że większość mam, czytających ten tekst ma całą masę sposobów na to, aby przyjemne połączyć z pożytecznym, ale być może część z Was dopiero planuje dzieci albo jest w ciąży i niedługo takie proste rady mogą okazać się przydatne i pomogą nawet w uniknięciu frustracji.

2. When “faster” means “better”. 

   You can’t extend time, and we have more and more duties to do – that’s an indisputable fact. Some of them can be executed faster and it’s worth analysing in what cases it's possible. In the past, I thought that you can’t really do your hair in a shorter period of time, but appropriate motivation was enough and I was able to reduce the time from fifteen to five minutes. First of all, I changed my hair dryer. I parted with a nice-looking model by Phillips and I approached the topic just like a production manager – since the hair dryer has 1800 watts (and it was already repaired twice) then a 2400-watt hair dryer should dry my hair quicker. However, I couldn’t foresee that the difference will be so big that after two minutes, my blonde mop of hair would be dry (and I used the medium temperature). So, if you are thinking about buying a new hair dryer, don’t look on the brand or what it looks like or the gadgets – check its power first. I don’t curl my hair any more as well – I use bur curlers and that’s it. 

   Before, I washed my hair every day which took me a lot of time as it didn’t look good after a whole night – it was creased in so many places. Using silken hair band helped a littl, but I always preferred to tie my hair in a pony tail on the second day… I finally, tested my grandmother’s technique, which is pleading my hair upwards and it’s been the best technique so far. It’s enough to gather your hair up after going to bed and place it on the pillow. Then, plead your hair and tie it with a delicate hair band. Try it!   Now, I’ll get to the topic that sparks strange controversies among women. Nails and painting them can become a really burning topic on Instagram profiles. For years, I’ve been trying to maintain clear nicely filed nails painted with a conditioner in a natural delicate hue. Why? Because you cannot see potential missed spots, you don’t have to wait for thirty minutes until the polish dries and what’s most important – in order to do the manicure, I don't have to make any appointments and leave the house. I recommend such a solution if you’ve got kids, however, if for some reason, you can’t imagine a natural approach to that topic, remember that even the most refined colours and adornments on your nails look really sloppy if the execution isn’t superior. And the time… the application takes a considerable amount of time.   

3. Sleep little baby…   

   I didn’t have the slightest problem with returning to my weight from before the pregnancy, but I would never state that the new role hasn’t changed my appearance. Of course, it’s really nice to hear comments that “motherhood is favourable for me” or the famous: “you really shine”, but objectively speaking, I’ve got more wrinkles, and I still can’t get down to exercising, and the lack of sleep starts to be increasingly visible. I won’t lie and I won’t write that I’ve found cream that decreases the signs of sleepless nights. And there are so many of them – it was proved that already after two sleepless nights, the skin on our cheeks becomes dry, blood vessels more visible, and our chin shows signs of zits. 

   In the penultimate British Harper’s Bazaar issue, I read that modern working mothers spend the same amount of time on taking care of their children as non-working mothers in the 70s of the previous century. How is that possible? Probably, the decreasingly collectivistic family model has probably an impact on that as grandmother, even if they are helping, it happens within a smaller scope than in the past, but it’s worth analysing another study. Scientists are alarming that an average woman no longer sleeps eight hours per day, but only six. And an average young mum? What I would do to get six hours of uninterrupted sleep! I won’t corroborate my thesis with any scientific proof, but it seems to me that I haven’t been sleeping at all for the past nine months. It’s considerably better to get some quality sleep than buy a new cream, but this solution is not that simple to accomplish. That’s why we need to take care of what’s instantly noticeable and moisturise our skin as much as we can – even up to a few times a day. 

   Combining science and nature gives best results so I’m trying to choose eco products and those that have active ingredients. What does that mean in everyday life? Cosmetics are supposed to work but not at all costs. I’m eager to test products by Polish brands that can boast eco-friendly solutions, but I also check whether they offer something more than simple Vaseline. I recommend you Clochee (their serum contains as many as two types of hyaluronic acid – the macromolecular one works on the skin surface that is why it smoothes the wrinkles and the micromolecular maintains miniaturisation in the deeper skin layers – when used regularly, your complexion will become smooth and firm) and Veoli Botanica that might be new to you (beautiful packaging that are suitable for recycling and natural ingredients from sustainable cultivation).

* * *

2. Gdy „szybciej” znaczy „lepiej”.

  Czas się nie rozciągnie, a my mamy więcej zadań do wykonania – to niezaprzeczalny fakt. Część rzeczy musimy więc robić szybciej i warto przeanalizować, w których przypadkach jest to możliwe. Kiedyś myślałam, że nie da się ułożyć włosów w jeszcze krótszym czasie, ale wystarczyła odpowiednia motywacja i proszę: z piętnastu minut doszłam do pięciu. Przede wszystkim zmieniłam suszarkę do włosów. Rozstałam się z ładnym modelem od Philips i podeszłam do tematu niczym kierownik produkcji – skoro ta suszarka ma moc 1800WAT (i już dwa razy była w naprawie) to suszarka 2400WAt-owa powinna wysuszyć moje włosy szybciej. Nie spodziewałam się jednak, że różnica będzie aż tak duża, bo po dwóch minutach moja blond czupryna była suchuteńka (a używałam średniej temperatury). Jeśli więc przymierzacie się do kupna nowej suszarki, to nie zwracajcie uwagi na markę, wygląd, czy dziwne bajery – sprawdźcie przede wszystkim moc WAT. Nie kręcę też już włosów na lokówkę – nakładam rzepowe wałki i to tyle.

  Wcześniej myłam włosy właściwie codziennie, co zajmowało sporo czasu, bo po nocy nigdy nie wyglądały dobrze – były odgniecione w wielu miejscach. Trochę pomogło używanie jedwabnej gumki, ale i tak wolałam później wiązać włosy w kucyk na drugi dzień… W końcu przetestowałam patent babci, czyli plecenie warkocza „do góry” i to, póki co, najlepszy sposób jaki znalazłam. Wystarczy, że po położeniu się do łóżka zbierzemy rozczesane włosy do góry, rozłożymy na poduszce i dopiero wtedy pleciemy warkocz i związujemy go delikatną gumką. Spróbujcie!

   Przejdę teraz do tematu, który budzi u kobiet dziwne kontrowersje. Paznokcie i sposób ich malowania potrafi rozgrzać instagramowe profile do czerwoności. Ja od lat staram się mieć czyste, opiłowane paznokcie pomalowane odżywką w delikatnym, naturalnym kolorze. Dlaczego? Bo nie widać wtedy ewentualnych niedociągnięć, nie trzeba czekać pół godziny aż lakier wyschnie i co najważniejsze – aby zrobić manicure nie muszę się z nikim umawiać ani wychodzić z domu. Polecam takie rozwiązanie przy dzieciach, ale jeśli z jakiegoś powodu nie wyobrażacie sobie naturalnego podejścia do tej kwestii, to pamiętajcie o tym, że najbardziej wyrafinowane kolory czy ozdoby na paznokciach wyglądają wyjątkowo niechlujnie, jeśli nie są wykonane na "tip top". No i czas… ich aplikacja zajmuje mnóstwo czasu.    

3. Ach śpij kochanie…

    Nie miałam najmniejszych problemów z powrotem do wagi sprzed ciąży, ale nigdy nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że nowa rola nie zmieniła mojego wyglądu. Oczywiście, bardzo miło jest słyszeć komentarze o tym, że „macierzyństwo ci służy” albo słynne już: „promieniejesz”, ale obiektywnie rzecz biorąc mam więcej zmarszczek, nadal nie potrafię zabrać się za ćwiczenia, a brak snu zaczyna być naprawdę widoczny. Nie będę ściemniać i nie napiszę, że znalazłam krem, który niweluje oznaki niewyspania. A jest ich sporo – udowodniono, że już po dwóch zarwanych nocach skóra na policzkach robi się przesuszona, naczynka stają się bardziej widoczne, a w okolicach brody pojawiają się wypryski.

  W przedostatnim brytyjskim numerze Harper's Bazaar przeczytałam, że pracujące mamy poświęcają tyle samu czasu na opiekę nad dziećmi, co niepracujące mamy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Jak to możliwe? Pewnie wpływa na to coraz mniej kolektywistyczny kształt rodziny, bo babcie, nawet jeśli pomagają, to w mniejszym wymiarze niż kiedyś, ale warto przyjrzeć się też innemu badaniu. Naukowcy biją na alarm, że dziś przeciętna kobieta nie śpi już ośmiu godzin na dobę, a jedynie sześć. A przeciętna młoda mama? Co ja bym dała za sześć godzin nieprzerwanego snu! Nie poprę swojej tezy żadnym naukowym dowodem, ale mam wrażenie, że od dziewięciu miesięcy nie śpię prawie wcale. Zdecydowanie lepiej jest się wyspać niż kupować nowy krem, ale to rozwiązanie nie jest niestety proste w zastosowaniu. Próbuję więc zająć się tym, co widać na pierwszy rzut oka i bardzo mocno nawilżać skórę twarzy – nawet kilka razy dziennie.

  Uzupełnianie się nauki i natury daje podobno najlepsze rezultaty, więc staram się wybierać produkty ekologiczne oraz te, które posiadają aktywne składniki. Ale co to oznacza w życiu codziennym? Kosmetyk ma działać, ale nie za wszelką cenę. Chętnie testuję produkty od polskich marek, szczycących się poszanowaniem dla środowiska, ale sprawdzam też, czy mają w sobie coś więcej niż wazelinę. Polecam Wam markę Clochee do przetestowania (ich serum zawiera aż dwa rodzaje kwasów hialuronowych – wielkocząsteczkowy działa na powierzchni skóry dzięki czemu wygładza zmarszczki, za to ten małocząsteczkowy utrzymuje nawilżenie w głębszych warstwach skóry, dzięki czemu po regularnym stosowaniu cera staje się jędrna i gładka) i Veoli Botanica, o której mogłyście jeszcze nie słyszeć (piękne opakowania, które nadają się do recyklingu, i składniki naturalne pochodzące ze zrównoważonych upraw). 

  Marka Veoli Botanica przyciąga uwagę nie tylko minimalistycznymi opakowaniami – wejdźcie na stronę i sprawdźcie same. Szczególnie upodobałam sobie wygładzający peeling z pestkami z owoców (nigdy nie kupujcie peelingów z plastikowymi kuleczkami!) oraz krem dogłębnie nawadniający (nadaje się również jako baza pod makijaż).

Serum od Clochee jest silnie nawilżające i zawiera aż dwa rodzaje kwasów hialuronowych, dzięki czemu jednocześnie wygładza zmarszczki i nawilża. Marka Clochee jest bliska memu sercu, bo podejmuje ogromne wysiłki, aby mieć jak najmniejszy wpływ na środowisko. Jeśli jesteście zainteresowane, aby wypróbować któryś z produktów, to mam dla Was kod rabatowy upoważniający do (aż!) 25% zniżki. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów wpiszecie kod  MAKELIFEEASIER (kod obejmuje nieprzeceniony asortyment i jest ważny do 17 listopada). 

4. Open your calendar.  

   When more or less five years ago, the rhythm of my work considerably accelerated, I quickly became a master of creating to-do-lists and following a well-structured calendar. Facebook and blog were joined by Instagram, there were new e-mails from advertisers each day, and I came up with an idea of starting a clothing brand so without a meticulously prepared plan, I would curl up in a carpet after a month. I’m sure that most of you, in the previous life ( ;D ), were also able to perfectly organise their lives and now you use your skills while taking care of your kids and tackling new motherhood duties. Indeed! Surely, some of you combine taking care of your children with being professionally active, and without certain discipline, you wouldn’t fail.  

   Vaccination, visits at the orthopaedist, doing the shopping for the weekend, writing articles without delays, your brother-in-law’s wife’s birthday – probably you’ve got all important events written down and circled with a red marker. Despite the tense schedule, you are able to do everything that’s important. It is surely the merit of your persistence, but believe me or not – handwriting has magical power. It sometimes is enough to write something down to remember about it or strive to attain it. Thus, open your calendars and choose one afternoon in the upcoming three weeks (or at least two hours) for yourselves. Trust me, that’s the first step to succeed.  

   I know the first excuse at hand. First of all, you need to do the washing, take care of the dishwasher, mop the floor, and maybe grate some carrot, and secondly, if you manage to find someone to take care of your child, you’d rather go to a dinner with your husband than catch up on your work or take a nap. I accompany you when it comes to those excuses as I used them myself until my friend and also a mum of six-year-old called me and blurted out: “do you know that there is a health and beauty centre in Grańsk where you can come with your child?!” In fact, I don’t know why we had to wait for so long for something like that as there are plenty of places where you can exercises with your children. Anyway, MAM is not an “ordinary” beauty salon, where you can do your nails, but a real-life health and beauty centre. You can make an appointment with a doctor (gynaecologist, obstetrics, infertility treatment, dermatology, or aesthetic medicine) or take advantage of a number of professional beauty treatments. I don't like being groundless, but many of my friend and acquaintances have pursued the offer of MAM and each of them thinks that it’s an ideal way to finally take care of yourself. 

   Centrum Zdrowia i Urody MAM can be found in Albatross Towers on 4 Rzeczypospolitej Street (Gdańsk Przymorze). Attendants and a creative playroom are waiting for clients and their toddlers between 9.00 am and 7.00 pm. If you are interested in MAM, I have a special discount code that will give you a 25% discount on face and body treatments. It’s enough to mention the code “MLE” (valid until the end of the year). 

* * *

4. Otwórz swój kalendarz.

   Gdy mniej więcej pięć lat temu rytm mojej pracy bardzo przyspieszył, szybko stałam się mistrzem w robieniu listy zadań i prowadzeniu kalendarza. Do bloga i Facebooka doszedł Instagram, mejli od reklamodawców przybywało z dnia na dzień, a ja wpadłam jeszcze na pomysł założenia marki odzieżowej, więc bez skrupulatnie przygotowanego planu zawinęłabym się w dywan po miesiącu. Jestem pewna, że większość z Was, w poprzednim życiu ( ;D ) też potrafiła się świetnie zorganizować i teraz wykorzystuje te umiejętności w opiece nad dzieckiem i nowymi matczynymi obowiązkami. Ba! Na pewno część z Was łączy opiekę nad dziećmi z aktywnością zawodową i bez odpowiedniej dyscypliny dawno by poległa.

   Szczepienia, wizyta u ortopedy, zakupy na weekend, pisanie artykułów bez obsuwy, urodziny bratowej –  ważne wydarzenia i zadania macie pewnie zapisane i obrysowane w czerwone kółeczka. Mimo napiętego grafiku udaje się Wam odhaczyć wszystko, co istotne. To na pewno zasługa Waszego samozaparcia, ale, wierzcie w to lub nie – pismo ma magiczną moc. Czasem wystarczy coś przelać na papier, aby o tym pamiętać albo się o to postarać. Otwórzcie więc swoje kalendarze i wpiszcie w ciągu najbliższych trzech tygodni jedno po południe (albo chociaż dwie godziny) dla siebie. Zapewniam Was, że to pierwszy krok w stronę sukcesu.

   Wiem jaką wymówkę macie naszykowaną. Po pierwsze, trzeba zrobić pranko, ogarnąć zmywarkę, pojeździć na mopie i utrzeć marchew, a po drugie, gdy uda Ci się znaleźć opiekę nad dzieckiem, to wolisz pójść z mężem na kolację, nadrobić pracę albo uciąć sobie drzemkę. Wtóruję Ci w tych wymówkach, bo sama je stosowałam do czasu, gdy moja przyjaciółka i jednocześnie mama sześcioletniego urwisa zadzwoniła do mnie i wypaliła: "czy ty wiesz, że w Gdańsku otworzono centrum zdrowia i urody, do którego można przyjść z dzieckiem?!" W sumie, nie wiem czemu tak długo trzeba było czekać na coś podobnego, bo miejsc, w których możemy ćwiczyć z naszymi pociechami jest już całkiem sporo. W każdym razie, MAM to nie „jakiś tam” salon kosmetyczny, w którym zrobimy paznokcie, ale centrum zdrowia i pielęgnacji z prawdziwego zdarzenia. Możesz umówić się tam na wizytę lekarską (ginekologia, położnictwo, leczenie niepłodności, dermatologia czy medycyna estetyczna) albo skorzystać z wielu profesjonalnych zabiegów pielęgnacyjnych. Nie lubię być gołosłowna, ale z oferty MAM korzystało już wiele moich koleżanek i każda z nich uważa, że to idealny sposób aby w końcu zadbać o siebie.

  Centrum Zdrowia i Urody MAM znajduje się w Albatross Towers na ulicy Rzeczypospolitej 4 (Gdańsk Przymorze). Opiekunki i kreatywna bawialnia czekają na klientki i ich pociechy od 09.00 do 19.00. Jeśli jesteście zainteresowane, aby odwiedzić MAM to mam dla Was specjalny kod rabatowy dający aż 25% zniżki na zabiegi na twarz i ciało. Wystarczy, że powiecie o kodzie "MLE" (ważny do końca roku).  

    Wiele z moich pielęgnacyjnych nawyków nie zmieniło się po ciąży. W dalszym ciągu nie wyobrażam sobie pójść spać bez dokładnego umycia twarzy. Za co lubię ten pielęgnujący żel do mycia twarzy od MIYA Cosmetics? Ma świeży, piękny i delikatny zapach. Po nałożeniu produktu na twarz czujesz go pod palcami (nie wiem, jak to opisać, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi) – dzięki temu wiesz czy udało ci się go dokładnie spłukać. Nie znoszę, gdy po wytarciu twarzy na ręczniku zostają jeszcze ślady makijażu – w przypadku tego żelu nie musicie się o to obawiać. Ponadto jest bezpieczny dla kobiet w ciąży i karmiących piersią. Jeśli jesteście ciekawe tego produktu, to mam dla Was kod rabatowy. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów wpiszecie kod "mle20" a otrzymacie rabat na cały asortyment (kod nie łączy się z innymi promocjami i jest ważny tylko przez 7 dni, więc się śpieszcie!). Cena żelu to niecałe 30 złotych. Bardzo gorąco polecam też ten produkt.

   “My dear Kasia, I’m writing with a more personal message. I’d like to ask how do you fare or rather hear some heartening words from another “blogger mum” as my friends are not working at all and are on their maternity leave or got back to the their full-time corporation work after three months and both of these groups don’t really understand my situation. Especially that you know quite well what’s the opinion about our profession ;). Allegedly, we do nothing and we still know that it’s work from the early morning till the late night. I’m going through a small crisis as I feel that I have no time for my work and myself as I’m living 101% for my child. How do you manage? Please, write something that will lift my spirits. . .

Kisses and I hope see you in Warsaw, xxx.”   

That’s the message that I received a few days ago from my friend who has become a mother lately. On a daily basis, she has more or less the same profession that I have, so generally speaking: being a well-known influencer. Literally, a moment before opening that e-mail, I had read a “news article” about how Meghan Markle poured her heart out about the turmoil of motherhood during a TV interview so I quickly wrote a return e-mail:

„Dear xxx, cheer up. If princess Meghan breaks under the pressure, all other mothers have the same right!”.   

   Discovering the fact that you’re not the only person in that situation is really something that can cheer you up. I hope that I was able to do that at least a little bit, and now, don’t waste any minute on this (a little bit too lengthy) article, as there is only one thing that is more precious than time – a person with whom you can spend it. Have a peaceful evening and I’m waiting for your comments.

* * * 

   „Kasiu Droga, ja z taką bardziej osobistą wiadomością do Ciebie. Chciałam podpytać co słychać albo raczej usłyszeć jakieś pokrzepiające słowa od innej „mamy blogerki”, bo moje przyjaciółki albo w ogóle nie pracują bo są na urlopie macierzyńskim albo po trzech miesiącach wróciły na pełen etat do korporacji i jako osoba pracująca z domu nie znajduję zrozumienia ani u jednych ani u drugich. Zwłaszcza, że sama wiesz, jak traktowany jest zawód blogerki ;). Niby nic nie robimy, a i ja i Ty wiemy doskonale, że to harówka od rana do wieczora. Przeżywam mały kryzys, bo czuję, że nie mam czasu dla siebie i dla pracy, bo poświęcam się dziecku w 101 procentach. Jak Ty dajesz radę? Napisz mi coś, co mnie podniesie na duchu…

Ucałowania i mam nadzieję, do zobaczenia w Warszawie,

 xxx.”

    Taką oto wiadomość otrzymałam kilka dni temu od koleżanki, która niedawno została mamą, a na co dzień zajmuje się mniej więcej tym samym, co ja, czyli mówiąc ogólnikowo: jest znaną influencerką. Dosłownie chwilę przed otworzeniem tego mejla, przeczytałam „news” o tym, że Meghan Markle żaliła się na trudy macierzyństwa w telewizyjnym wywiadzie, więc szybko naskrobałam odpowiedź:

„Droga xxx, uszy do góry. Jeśli sama księżna Meghan pęka pod ciężarem presji, to reszta też ma do tego święte prawo!”. 

   Odkrycie faktu, że nie Ty jedna znalazłaś się w podobnej sytuacji potrafi naprawdę podnieść na duchu. Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu mi się to udało, ale teraz nie trać już ani chwili na ten (chyba trochę za długi) artykuł, bo na świecie jest tylko jedna rzecz cenniejsza od czasu – osoba, z którą możesz go spędzić. Spokojnego wieczoru i czekam na Wasze komentarze. 

 

Last Month

 

   In the past, I thought that time was flying too fast. Now, I can see that in those times it had the speed of a snail – I can’t really believe how fast the last year, month, and week have passed. I treat it as a lesson and I enjoy each new “regular day”. In October, there were many such “regulars”, but my businesswoman spirit ensured me plenty of exciting events. Check out the photo summary of the last weeks and a considerable portion of autumnal colours.

* * *

   Kiedyś wydawało mi się, że czas płynie za szybko. Teraz z kolei widzę, że guzdrał się wtedy jak ślimak – nie mogę uwierzyć, jak szybko minął mi ostatni rok, miesiąc i tydzień. Traktuję to jako naukę i cieszę każdym nowym "zwykłym dniem". W październiku było takich "zwyklaków" sporo, ale dusza bizneswoman zadbała o to, aby wrażeń też nie zabrakło :). Zapraszam na zestawienie z ostatnich tygodni i sporą dawkę jesiennych kolorów. 

1. Gdy próbuję znaleźć balans między modą a swoim stylem. // 2. "Bo przecież od tyłu jestem niewidzialny…" // 3. Kto znajdzie smoczek na tym zdjęciu? // 4. Moda na beże dotarła też do mojego mieszkania…  //

Pakowanie walizki do Watykanu.

1. Zgodnie z protokołem. // 2. Tymczasem w Polsce – śnieg z deszczem. // 3. Makaron bezglutenowy z owocami morza. Więcej zdjęć z Rzymu znajdziecie tutaj. // 4. Mały nieporządek w samolocie. // Czekając na bardzo ważny moment. Trzy pokolenia na jednym zdjęciu.A Ty gdzie jesz swoją pizzę?Z głową w chmurach. Po magicznym dniu w Rzymie wracamy do jesiennego Sopotu.

1. Trochę nowości w mojej szafie. // 2. Ten piękny płaszcz ze złotymi guzikami niebawem pojawi się w MLE Collection. // 3. Jedno "selfie" w miesiącu nie zaszkodzi. Mój kraciasty płaszcz jest z Carry. // 4. Jeden łyk i od razu czuję, że mogę przenosić góry. //A tak wygląda moja garderoba, gdy jedziemy na sesję z nowymi produktami ;). 

1. Kawa, ciasteczka i… dużo pracy!  // 2 i 3. Jeśli wstajesz o 4 rano, aby dotrzeć do Warszawy przed 9 to rzucasz się na śniadanie niczym wygłodniały wilk. // 4. Cekinowa "mała czarna" – myślicie, że okaże się hitem podczas sylwestrowej nocy? //

Miałyście okazję zajrzeć do Cafe Bristol w Warszawie?  Macie już sukienkę na Sylwestra i świąteczne imprezy? Jeśli nie, to wstrzymajcie się jeszcze chwilę :). 

1. Jesienne niezbędniki. Zakupy w Charlotte to moja warszawska tradycja! // 2. Skutki niewyspania – plama na spodniach i wąsy z kawy. // 3. Warszawa. // 4. Kocham Trójmiasto ale… kocham też krem z białej czekolady. //

Chłodny jesienny poranek na Placu Zbawiciela. Po tym, gdy dodałam zdjęcie z tym płaszczem na Instagramie, zalała mnie fala pytań o to skąd pochodzi – to model z obecnego sezonu Carry. Na chłodne jesienne poranki – jak znalazł!

1. Z miłości do kawy. // 2. Mistrz (tym razem) pierwszego planu. // 3. Powrót do przeszłości. // 4. Lody śmietankowe – zniknęły szybciej niż się pojawiły. //

Wieczory poza domem to teraz rzadkość, ale… czasem jednak się zdarzają. Jamie to moje kulinarne guru. Uwielbiam oglądać jego programy i często korzystam z przepisów. Nic więc dziwnego, że najnowsza książka "Wege" ma już sporo śladów użytkowania ;). Powyżej kilka wybranych potraw, które skradły nasze brzuchy. 

Jamie Oliver i jego nowa książka "Wege" to idealna pozycja dla fanów tego autora, którzy z różnych pobudek postanowili ograniczyć spożywanie mięsa. 

1. To ostatni "Look of The Day" z niedzieli – dziś jestem ubrana prawie tak samo :).  // 2. Liściopad tuż za rogiem. // 3. Polska złota jesień – najpiękniejsza pora roku. // 4. Nowości od Chanel czyli Gabrielle Essence.  //To serum od Sensum Mare pokazywałam Wam już na blogu i mogę śmiało powiedzieć, że to mój kosmetyczny ulubieniec jesieni. Ja sama skorzystałam ze swojego kodu i kupiłam krem do twarzy, który pewnie będę dla Was jeszcze recenzować. Jeśli też macie ochotę z niego skorzystać to wystarczy, że wpiszecie MLE w trakcie dokonywania zakupów, a otrzymacie 20 procent rabatu (kod ważny jest do 10 listopada i dotyczy całego asortymentu). 

1. Moje ulubione beże i złota biżuteria od YES. // 2. Oprócz błękitnego nieba… // 3. Segregacja śmieci, a dokładniej poprawne segregowanie kartonów to jeden z tematów kolejnego odcinka Eco Story, który pojawi się na moim Instagramie jeszcze w tym tygodniu. // 4. Chaos. //

Ulubiona sąsiadka Portosa. Czy Wasz pies też zachowuje się tak jakby chciał pożreć wszystkie koty świata?1. Nie opadajcie za szybko, proszę!  // 2. Czym wypełnić paczki aby zabezpieczyć zawartość i nie niszczyć środowiska? Obserwujcie moje Instastories! // 3. Psie SPA, czyli ulubiona forma relaksu Portosa. To oczywiście żart – psa kąpiemy tylko w szczególnych okolicznościach. // 4. "Garść" mandarynek. Ledwo się powstrzymuję przed puszczeniem świątecznej płyty Micheala Bubble. 

Domowe biuro i odświeżony blat (dziękuję Kochanie!). 

1. Jeśli jeszcze zdarza mi się powiedzieć pod nosem „nie mam się w co ubrać” to znaczy, że właśnie szykuję się na imprezę. Ta bluzka jest z NA-KD. // 2. Moja mała porcelanowa kolekcja. // 3. Zapach wiecznie na czasie. // 4. Asia w szarym płaszczu z grubej wełny i z obciąganymi guzikami. Pasuje do wszystkiego. //          Sobotnie śniadanie do łóżka.   1. Mój przyjaciel. // 2. Już wiem czym będę pachnieć tej zimy. // 3. Kawa, raz! // 4. Ta piękna czerwona ściana już przeminęła, jesień tak szybko znika! //
Ulubiony sezon Friendsów, miękki koc, dwa kubki gorącej herbaty i jeden kawałek ciasta do podziałki. A w poniedziałek zarzekaliśmy się, że idziemy dziś na mega imprezę!Zbieramy grzyby, liście, kasztany i… no właśnie. Sprzątajmy proszę po naszych psach i nie bójmy się zwracać uwagi innym aby robili to samo. Pamiętajmy też, aby woreczki były biodegradowalne! To jedna z kilku rzeczy, o których zapomniałam napisać we wpisie o wynurzeniach instapsiejmatki. A tak w ogóle – to był najpopularniejszy artykuł na blogu w tym roku! 

W kolejnym zestawieniu "Last Month" krajobraz będzie już wyglądał nieco inaczej… Cieszmy się nim orkany dotrą do Polski!     

 

* * *

 

                       

Myślisz ze dbasz o skórę a tak naprawdę przyspieszasz jej starzenie

   Being wrong is a human thing. We were being convinced that it’s best to eat bananas when they become brown and ripe, and yesterday on a TV show, I heard that they might be harmful and it’s better to go for the most green ones. Cross fit was supposed to be a wonderful solution for our figures, and it turned out to be a source of mass injuries. When Julka was born, everyone was repeating that it’s best to leave the child in the crib to cry for a moment than taking the child into your arms – today, psychologists are alarming that such behaviour may have a negative impact on the child’s mental health. This rollercoaster of advice pieces also concerns the field of cosmetology – on one occasion, they claim that parabens are the devil, and even today, I read that if they are used in appropriate doses that are in accordance with the statutory regulations, they are totally safe. There is a similar situation with silicones – “eco” shampoos with the caption “no silicones” have been running rampant on the drug store shelves. Today, we’ll find plenty of products that will confirm that it was only a marketing ploy. The same situation is with parabens because if the proportions are appropriate they won’t do us any harm and, in fact, they are necessary. So how am I supposed to know what’s really good for my skin?  

   Currently, everything that is allowed to come into contact with our skin is assumed to be safe, testes, and theoretically harmless. The only negative effect may be that it won’t work at all, but it shouldn’t deteriorate the state of our organism, right? However, it turns out that the access to the state-of-the-art study methods sometimes reveals new properties of some ingredients and their influence (also negative influence). Additionally, the easiness of conducting analysis of the components (it’s enough to search online) gives away all of the “minutia” sins of cosmetic companies – e. g. the explanation that the term “fragrance” may contain irritant substances that can be found even in the natural and hypoallergenic cosmetics (an easy way to go around the law regulations). That’s why if despite the use of organic products, your skin still continues to be constantly irritated, check whether it’s not the cause.  

   Owing to that, I started to analyse the components and the rules for using particular cosmetics more meticulously, as I discovered that I’d been unwittingly contributing to the deterioration of my skin. And since I already dedicate time to skincare, it’s better to avoid stupid mistakes and avoid wasting my own work. I’d like to show you the most frequent mistakes that we make in the field of skin care. Have you been aware of them?

* * *

   Mylić się to rzecz ludzka. Przekonywano nas, że najlepiej jeść banany, gdy zrobią się brązowe, a wczoraj w programie telewizyjnym usłyszałam, że mogą szkodzić i najlepiej sięgać po najbardziej zielone. Crossfit miał być zbawieniem dla naszych sylwetek, a okazał się źródłem masowych kontuzji. Gdy urodziłam Julkę, wszędzie mówiono, by dzieci odkładać do łóżeczka i pozwolić im chwilę popłakać nim weźmie się je na ręce – dziś psychologowie biją na alarm: takie zachowanie może źle odbić się na psychice dziecka. Ta huśtawka rad i zakazów dotyczy także kosmetologii – raz naukowcy twierdzą, że parabeny to istne zło, podsuwane przez samego szatana, a jeszcze dziś czytałam, że jeśli stosuje się je w określonych dawkach, zgodnych z ustawowymi regulacjami są zupełnie bezpieczne. Podobnie było z sylikonem – „eko” szampony z napisem „bez sylikonu” wyrastały na drogeryjnych półkach, jak grzyby po deszczu. Dzisiaj znajdziemy mnóstwo artykułów, potwierdzających, że był to tylko chwyt marketingowy. Podobnie jak z parabenami, jeśli proporcje są odpowiednie, nie tylko nie szkodzą, ale wręcz są potrzebne. Skąd w takim razie mamy wiedzieć, co jest dla naszej skóry naprawdę dobre?

   Obecnie wszystko, co dopuszczone do kontaktu ze skórą uznawane jest za bezpieczne, przebadane i teoretycznie nie ma prawa szkodzić. Ewentualnie może nie działać, ale przecież nie pogarszać stanu organizmu, prawda? Okazuje się jednak, że dostęp do nowocześniejszych metod badań czasem odkrywa nowe właściwości niektórych składników i ich wpływu (także tego negatywnego). Dodatkowo łatwość analizy składu (wystarczy poszperać w internecie) obnaża „drobne” grzeszki koncernów – np. wyjaśnienie, że pod pozycją ‚zapach” mogą ukrywać się substancje drażniące, które w ten sposób trafiają nawet do naturalnych i hipoalergicznych kosmetyków (bardzo prosty sposób na obejście prawa). Dlatego, jeśli mimo stosowania organicznych produktów skóra wciąż jest podrażniona, sprawdźcie czy wina nie leży właśnie tu.

   Dzięki temu, że zaczęłam dokładniej analizować składy i zasady stosowania kosmetyków, odkryłam, że czasem bezwiednie przyczyniamy się do pogorszenia stanu naszej skóry. A skoro już poświęcamy czas na pielęgnację, to lepiej nie robić głupich błędów i marnować przez to własną pracę. Przedstawiam Wam najczęstsze nieprawidłowości, których dopuszczamy się w temacie pielęgnacji. Widziałyście o nich?

1. You’ve come across an ideal cream so you’re planning to stick to it until the end of your days? Monogamy in this case is a wrong choice. After certain time, the skin will absorb a sufficient amount of vitamins from your favourite product and won’t need it anymore. As a result, the cream becomes neutral and the youthful lustre is dependent on the appropriate nutrition. It’s a similar situation if you were to eat only apples for a few months – it’s obvious that they are healthy, but it doesn’t mean that you need to limit yourselves only to that fruit – your organism would be fed up with the amount of vitamin C, but it would lack plenty of other minerals, fats, and carbohydrates. That comparison will explain why after finishing a jar of cream, you should find another cream with different properties and then after some time, go back to its predecessor. I, for example, after using  D’ALCHEMY „Age Defence Broad", went for „Aqua Face Cream", which contains calcium, magnesium, zinc, and iron. The brand knows how to stay environmentally-friendly – it can boast exchangeable refills for creams and face masks. You don’t have to buy the whole packaging each time. Now, there is a discount code available on the website on all products. With AQUA20, you will received a 20% discount on all products.

2. Do you remember to darken your smartphone screen to protect your skin from the harmful blue light? Great, but I need to disappoint you – that doesn’t work out that well as you’re not decreasing its hue or power. It’s obvious that it would be better to decrease the time spent in front of it, but we often work in front of a screen so it’s not that easy to do. Blue light (HEV- High Energy Visible Light) is emitted by computer, tablet, smartphone, and TV screens. Even when you are reading this article, the light gets deep into the layers of your skin and free radicals are damaging your collagen and elastin fibres. And that’s probably not the only thing that you’ll watch on your screen today… If you really want to help your complexion and scroll through Instagram safely, you should search for antioxidant  cosmetics. The composition should include vitamin C, vitamin E (tocopherol), zinc oxide, and vitamin B3 (niacinamide). My cosmetologist told me that during her last conference in Warsaw, it was a widely discussed topic – that doesn’t come as a surprise as it’s a new and serious problem. What’s interesting, there aren’t too many products on the market that would protect against blue light.

* * *

1. Trafiłaś na krem idealny, więc planujesz zostać mu wierna do końca swych dni? W tym wypadku monogamia jest błędem. Skóra po jakimś czasie wchłonie wystarczającą ilość witamin z ulubionego produktu i nie będzie ich więcej potrzebowała. W rezultacie krem staje się dla nas neutralny, a przecież młodzieńczy blask zależy od odpowiedniego odżywienia. To tak, jakbyśmy przez kilka miesięcy jadły tylko jabłka – to fakt, że są zdrowe, ale to nie oznacza, że można się do nich ograniczyć – organizm miałby dość witaminy C, ale brakowałoby mu mnóstwa innych minerałów, tłuszczy i węglowodanów. To porównanie wyjaśnia, dlaczego po skończeniu opakowania warto poszukać kremu z innymi właściwościami, a za jakiś czas wrócić do poprzednika. Ja na przykład, po zużyciu  D’ALCHEMY „Age Defence Broad" sięgnęłam po „Aqua Face Cream", w którego skład wchodzi wapno, magnez, cynk i żelazo. Marka wie też jak dbać o środowisko – może poszczycić się wymiennymi wkładami w kremie i masce. Nie trzeba za każdym razem kupować całego opakowania. Teraz na stronie jest kod promocyjny: AQUA20, upoważnia do 20% zniżki na cały asortyment. 

2. Pamiętasz, by ściemniać ekran smartofona, żeby chronić skórę przed szkodliwością światła niebieskiego? Super, ale muszę Cię rozczarować – to niewiele daje, bo nadal nie zmieniasz jego barwy i mocy. Wiadomo, że najlepiej byłoby ograniczać spędzany czas przed nim, ale często w ten sposób pracujemy, więc nie jest to takie proste. Niebieskie światło (HEV- High Energy Visible Light) emitowane jest przez ekrany komputerów, tabletów, smartfonów i telewizorów. Nawet gdy czytasz ten artykuł, przedostaje się ono do głębokich warstw skóry, a wolne rodniki rozbijają włókna kolagenu i elastyny. A to pewnie nie jedyna rzecz, którą wyświetlisz dziś na ekranie… Jeśli faktycznie chcesz pomóc swojej cerze i bez obaw scrollować Instagram, poszukaj kosmetyków o działaniu antyoksydacyjnym. W składzie powinna być witamina C, witamina E (tokoferol), tlenek cynku i witamina B3 (niacynamid). Moja pani kosmetolog opowiadała, że na ostatniej konferencji w Warszawie był to szeroko poruszany temat – nic dziwnego, bo to nowy, ale poważny problem. I co ciekawe, na rynku nie ma jeszcze wiele produktów chroniących przed światłem niebieskim.

3. A very wrinkled face resembles the texture of a dried plum – you don’t need any studies to see a certain relationship here. Dried fruit are always wrinkled as the water that they contain make them look beautiful and tasty. The same rule applies to our skin. Taking care of our youthful appearance should be based on miniaturisation. Not really on creams labelled as anti-aging. Their properties won’t do us any good if we don’t set the basics right in the first place. A cream (or serum) with moisturising properties have to be used on a daily basis. For example, I take this step during my morning routine, before applying my cream. I use a very moisturising  elixir by KOI. It has an enigmatic name because it reminds me of Harry Potter and the school of magic, but maybe it’s good because it really works wonders. Already after the first application, you can spot the difference – your skin is lustrous and smooth. Additionally, it absorbs quickly so you can easily apply it before the anti-wrinkle cream and foundation – your makeup won’t crease. Now, at Koicosmetics.pl you can use a 15% discount on particular products – it’s enough to use the code: KOI15

4. Instead of a milk and toner, you use a micellar lotion as you think it’s light, doesn’t burden the skin, and it doesn’t have to be washed off? Of course, the water solution is based on micelles (tiny spheres made of hydrophilic and lipophilic particles invisible to the naked eye) so it’s more delicate than makeup removal gels and it gives the impression that the skin is covered with water with miraculous properties. And now let’s get down to Earth – each detergent left on the skin has an irritating effect and may cause dryness, may deepen the wrinkles, and may even become food for invisible mould. Even if it is written on the packaging that you don’t have to rinse it off, you should clear your face with water or toner at the end. Your skin will thank you for that.

* * *

3. Bardzo pomarszczona twarz fakturą przypomina skórkę wysuszonej śliwki — nie trzeba badań, aby zobaczyć pewną zależność. Wysuszone owoce są zawsze pomarszczone, bo to zawarta w nich woda sprawia, że wyglądają pięknie i apetycznie. Ta zasada działa także w naszym przypadku. Dbanie o młody wygląd powinno opierać się na odpowiednim nawilżaniu. Wcale nie na tak zwanych kremach „anty-aging". Nic nam po ich właściwościach, jeśli w pierwszej kolejności nie zadbamy o podstawy. Krem (albo serum) z funkcją nawilżania musi być stosowany codziennie. Ja na przykład używam podczas porannej pielęgnacji, jeszcze przed nałożeniem kremu, silnie nawilżającego eliksiru marki KOI. Nazwę ma dość tajemniczą, bo kojarzy się z Harrym Potterem i szkołą czarów, ale może to i dobrze, bo ma naprawdę magiczne działanie. Już po pierwszym zastosowaniu widać dużą różnicę – skóra jest promienna i gładka. Na dodatek szybko się wchłania, więc spokojnie można go nakładać przed kremem przeciwzmarszczkowym i podkładem – makijaż się nie zwarzy. Teraz na stronie Koicosmetics.pl obowiązuje 15% zniżka na pojedyncze kosmetyki – wystarczy użyć kodu: KOI15

4. Zamiast mleczka i toniku używasz płynu micelarnego, bo wydaje Ci się, że jest tak lekki i nie obciąża skóry,  a poza tym nie trzeba go zmywać? Oczywiście, to przecież wodny roztwór na bazie miceli (malutkie, niewidoczne gołym okiem kuleczki złożone z cząstek hydrofilowych i lipofilowych), jest więc delikatniejszy niż żele do demakijażu i wydaje nam, się, że skórę przemywamy wodą o cudownych właściwościach. A teraz schodzimy na ziemię – każdy detergent pozostawiony na skórze działa drażniąco i może ją wysuszać, prowadzić do pogłębienia zmarszczek, a nawet stanowić pożywkę dla niewidocznej pleśni. Nawet jeśli na opakowaniu jest napisane, że płukanie nie jest konieczne, zawsze na koniec przemyjcie twarz wodą lub tonikiem. Skóra Wam za to podziękuje.

5. Perfect skin disinfection? Disposable gloves? If you think that it’s enough to combat a zit on your cheek, you’re wrong. Unfortunately, squeezing imperfections out causes great stress to the skin and it always leads to micro damages that take a long time to heal. That’s why before you start getting rid of what’s inside, you should dry the zit – that’s the most important part. For two to three days, use a topical cosmetic (a special cosmetic and not a toothpaste!). For many years, I’ve been using Guerlain „My Supertips”, which is really great but you need to pay as much as PLN 150 for a small tube. I replaced it with the one by Balneokosmetyki – it is equally effective and its considerably cheaper (additionally with the code: październik, you’ll get a 25% discount on all products at Balenokosmetyki.pl). It’s great when it comes to deceasing skin inflammation – the zits become considerably fainter and smaller. It regenerates our skin and protects against the appearance of post-acne scarring.

* * *

5. Doskonała dezynfekcja skóry? Jednorazowe rękawiczki? Jeśli myślisz, że to wystarczy, aby pokonać pryszcza na Twoim policzku to niestety jesteś w błędzie. Niestety, duszenie i gniecenie niedoskonałości jest dla skóry ogromnym stresem i zawsze prowadzi do mikrouszkodzeń, które długo się goją. Dlatego zanim zaczniesz pozbywać się tego, co w środku, wysusz wyprysk – to właściwie najważniejsze. Przez dwa, trzy dni używaj punktowego preparatu (nie pasty do zębów, tylko specjalnego kosmetyku!) Przez wiele lat stosowałam Guerlain „My Supertips", który faktycznie jest dobry, ale trzeba zapłacić 150 złotych za małą tubkę. Zmieniłam go na ten od Balneokosmetyki – działa tak samo skutecznie, a jest dużo tańszy (dodatkowo z kodem: październik uzyskacie 25% zniżki na cały asortyment w sklepie Balenokosmetyki.pl). Jest świetny jeśli chodzi o niwelowanie stanów zapalnych – są znacznie bledsze i mniejsze. Regeneruje i chroni przed powstawaniem śladów potrądzikowych.

6. Did you believe that collagen can penetrate your skin, and that’s you started to use collagen-based cosmetics? The extent of this ploy is already described in „Are cosmetic novelties of the 21st century only marketing ploys? What’s really effective and when do cosmetic producers turn into cynical liars?  ”. It’s still true that in order for the collagen particles to penetrate your skin, they need to be really tiny and it’s difficult to find such products on the market. Fortunately, there is an easier way out to replenish the deficits. With age, the production of collagen decreases which negatively impacts our appearance (as much as 30% of the whole mass of human protein is stored in collagen). In comparison to cosmetic preparations, collagen consumed in food is digested and then really used by the cells as a building material. In such a form, it has the greatest chances to influence the youthful appearance of our skin, the elasticity of our hair, and the state of our nails. It’s enough to add 10 grams of powder to juice, cocktail, or even drink with water alone (you should definitely remember to add lemon juice – vitamin C is required for collagen synthesis) to quickly replenish its deficit in our body. I recommend the one by Zojo Elixirs – their collagen is not genetically modified and does not contain any preservatives. It contains pure hydrolysed protein that strengthens and firms the skin up. Owing to the impeccable formula, out skin quickly regenerates, increases smoothness, and reduces fine lines and wrinkles. You can now buy all products by Zojo Elixirs with a 20% discount by using the following code: zojopromocja.

7. The last product is for you to fill in. Write about your experiences and the mistakes that you’ve made that simply contributed to the deterioration of the state of your skin.

* * *

6. Uwierzyłaś, że kolagen może przenikać przez skórę i używasz kosmetyków na jego bazie? O tym jaką wielką jest to ściemą, przekonywałam Was już we wpisie o „Czy kosmetologiczne odkrycia XXI wieku to tylko chwyty marketingowe? Co naprawdę działa a kiedy producenci kosmetyków cynicznie kłamią? ”. Nadal prawdą jest, to że aby cząsteczki kolagenu przeniknęły przez skórę, muszą być drobne, a na rynku kosmetycznym trudno znaleźć je w takiej postaci. Na szczęście istnieje prostsza droga do prawidłowego uzupełniania jego niedoborów. Z wiekiem produkcja kolagenu drastycznie zwalnia, co negatywnie wpływa na nasz wygląd (aż 30% całkowitej masy białka ludzkiego to właśnie kolagen). W porównaniu do preparatów kosmetycznych kolagen przyjmowany drogą pokarmową zostaje strawiony, a potem realnie wykorzystany przez komórki jako budulec. W takiej formie ma największe szanse wpłynąć na młody wygląd skóry, sprężystość włosów i stan paznokci. Wystarczy 10 gramów tego proszku dosypać do soku, koktajlu, czy nawet wypić z samą wodą (koniecznie z dodatkiem soku z cytryny – witamina C jest potrzebna do syntezy kolagenu), aby w szybki sposób uzupełniać jego deficyt. Polecam ten od Zojo Elixirs – ich kolagen nie jest modyfikowany genetycznie, nie ma też konserwantów. Zawiera czyste hydrolizowane białko, które wzmacnia i ujędrnia skórę. Dzięki ich znakomitej formule skóra się szybko odnawia, zwiększa się jej gładkość, znacząco redukują się drobne linie i zmarszczki. Teraz możecie kupić wszystkie produkty Zojo Elixirs o 20% taniej z kodem: zojopromocja 

7. Ostatni podpunkt zostawiam Wam do uzupełnienia. Napiszcie ze swojego doświadczenia jakie popełniałyście błędy, które przyśpieszały lub po prostu pogorszyły stan Waszej skóry.

Last Month

    When I was uploading photos for today’s post, it was hard for me to believe that so many things happened over the last few weeks. I selected and deleted some of the photos to avoid boring you (in the beginning, there were more than 130 of them), but it still seems to me that this time the September “Last Month” is a cluster of many random events, strange dishes, and places – one cannot help the feeling that no two photos match each other. The truth is that this chaos is quite a nice representation of reality ;). Check out a few (or rather a few dozen) snapshots from the first autumn days. Crazy but at the same time absolutely exceptional :).

* * *

   Gdy wgrywałam zdjęcia do dzisiejszego wpisu ciężko było mi uwierzyć, że tyle się w ciągu tych kilku tygodni wydarzyło. Zrobiłam selekcję i usunęłam trochę zdjęć aby Was nie zanudzić (na początku było ich ponad sto trzydzieści) ale i tak wydaje mi się, że tym razem wrześniowy "Last Month to zbitek wielu przypadkowych zdarzeń, dziwnych potraw i miejsc – ciężko oprzeć się wrażeniu, że nic do siebie nie pasuje. Prawda jest tak, że ten chaos w sumie dobrze odwzierciedla rzeczywistość ;). Zapraszam na kilka (albo raczej kilkadziesiąt) ujęć z pierwszych jesiennych dni. Szalonych, ale jednocześnie absolutnie wyjątkowych :). 

James Beard, wybitny amerykański kucharz powiadał, że „jedynym powodem, dla którego suflet opada, jest to, iż wyczuwa nasz strach przed opadnięciem”. Ja musiałam być więc przerażona…Suflet cytrynowy opadł, ale w smaku był przepyszny. 

Praca z niemowlakiem na kolanach to trudne zadanie. Moje biuro wędruje więc po mieszkaniu wraz z ulubionymi zabawkami i Portosem oczywiście, który wszystkiego musi zawsze pilnować. 

Drobne przyjemności, gdy wena ucieka. Słodycze zawsze inspirują :D.Jakiś czas temu wspominałam na Instastories o nowej usłudze dla wszystkich moli książkowych. Jeśli skorzystacie z Empik Premium to możecie co miesiąc otrzymać do 15% rabatu na zakupy w salonach i do 20% specjalnej zniżki w sklepie online. To nie wszystko – w ofercie są też audiobooki i ebooki za 0 zł. Gdy ostatnio wybraliśmy się do kina na "Pewnego razu w Hollywood" okazało się, że użytkownicy tej usługi mają też zniżkę w kinie Helios.
A tu jeden z moich ukochanych widoków. Po roku wróciliśmy do naszej Prowansji. Wyjazd był krótki, ale naprawdę niezapomniany.Śniadanie jak z filmu.1. Chateau des Alpilles to miejsce dopracowane w każdym szczególe. // 2. Ślady po dziesiątym croissancie. // 3. Śniadanie dla trzech osób ;) // 4. Ta para! Mieliśmy szczęście i kilkoro naszych przyjaciół do nas dołączyło. //Śniadanie jest teraz prawdziwą żonglerką, bo co chwilę coś próbuje spaść ze stołu ;). 
1. Wymarzone miejsce na kolacje. // 2. Wizyta w winiarni. // 3. Gdy ze wszystkich sił chcesz, aby czas się zatrzymał. // 4.Taki wybór a ty nadal nie możesz wypić nawet łyka. //Są miejsca, do których zawsze chcesz wrócić. 1. Kiedyś byłyśmy młode i piękne. Teraz jesteśmy już tylko młode :D. // 2. Zdrowie! // 3. Widok w czasie śniadania. // 4. To się nazywa kolekcja! // Strój, który mam na sobie znajdziecie w tym wpisie.1. Espadryle to kwintesencja prowansalskiego stylu. // 2. Ciekawe, czy to będzie dobry rocznik… // 3. Winorośla dojrzewające w słońcu. // 4. Testowanie. // Wino z etykietą CP mogliście zobaczyć w filmie "Dobry rok". Cena nie jest jeszcze całkiem szalona – można kupić na specjalną okazję.1. Kapliczka. // 2 i 3. Jedno euro i tyle radości. // 4. Szukamy lodziarni. //I wracamy do domu. W ciągu kilku dni naszej nieobecności Sopot z zatłoczonego kurortu zmienił się w ciche i spokojne miasteczko. 1. Jedna z propozycji strojów z tego wpisu na długie jesienne dni. // 2. Biała koszula – ile sztuk macie? Nosicie do pracy czy wręcz przeciwnie? Ja naliczyłam pięć. // 3. Nie było łatwo, ale udało się! O tym jak ujarzmiłam światło w moim mieszkaniu możecie przeczytać w tym wpisie. Przeczytacie w nim też o tym, jakie lampy wybrałam i dlaczego nie były tak drogie. // 4. Jak zwykle na Jego życzenie – chałka w mleku i jajku. //Molo w Orłowie już nieco jesienne.

Ulica Długa w Gdańsku coraz piękniejsza.

To się nazywa porządny zapas! Wiem, że wiele z Was nie wyobraża sobie pielęgnacji właśnie bez wody micelarnej. Z przyjemnością podaję Wam więc kod rabatowy dający 20% rabatu na całą ofertę Synchroline na stronie dermakrem.pl. Wystarczy użyć kodu: SENSICURE do dnia 17 października (rabat nie łączy się z innymi promocjami). W tym sklepie znajdziecie właśnie tę aktywną wodę micelarną Sensicure psychio water system. Jest przeznaczona dla skóry wrażliwej, działa kojąco i zapewnia długotrwałe nawilżenie. Na pewno się u Was sprawdzi.I kolejna wyprawa. W drugiej połowie września wyrwałyśmy się z Trójmiasta do Ciekocinka, aby przygotować zdjęcia z nowymi modelami MLE Collection. W kartonie mamy ułamek tego, co znajdziecie w jesienno-zimowej kolekcji.Widok na padok. Ta dzianinowa tunika okazała się totalnym hitem. Ledwie weszła do sklepu a już jest prawie wyprzedana.
1. Mimo, że daleko to tak blisko. Tego dnia Portos został w Trójmieście, a jednak udało mi się znaleźć jego podobiznę i zatęsknić za tym łobuzem. // 2. To właśnie tutaj odbyła się sesja jesienno-zimowej kampanii MLE Collection. Pałac w Ciekocinku naprawdę warto odwiedzić. // 3. Rekwizyty. // 4. Nie ma to jak krótka wizyta w bibliotece ;). //Jeśli planujecie nakręcić film, którego akcja rozgrywa się na początku XX wieku to właśnie znalazłyście idealną lokalizację. 
1. Płaszcz już się wyprzedał, ale ten beżowy sweter jeszcze czeka na swoją premierę. Bądźcie czujne!  // 2. Jedna z tych książek to stuletnie wydanie Don Kichota! // 3. Znalezione podczas spaceru. // 4. Domek "prawie" na drzewie. //

1. Wszystko spakowane? // 2. Faworyt był w tej sesji zdecydowanie najwytrwalszym modelem. // 3. Ręcznik na głowie to już chyba prawdziwe instagramowe cliche ;). // 4. Kolejne zakamarki pałacu. //

Cały backstage możecie cały czas zobaczyć na moim Instagramie w zapisanych relacjach. 
To był naprawdę długi dzień :).                      Bezglutenowy makaron w Serio.         1. Ulubieni goście zawsze mile widziani. Rozwiązujemy quiz o kosmosie. // 2. "Dary Natury" na Kolibkach. // 3. Dywan z liści. // 4. Zjadłabym wszystkie, ale wypada się podzielić. //Kurtka ma ponad pięć lat, sweter cztery, kalosze tak samo, a chustę noszę już nie wiem ile sezonów. Ta ostatnia wciąż jest w sprzedaży – uwielbiam ją, bo jest lekka i jednocześnie bardzo ciepła – w stu procentach z kaszmiru. Jeśli chciałybyście sprawić sobie taką samą, to mam dla Was kod rabatowy. Wystarczy, że użyjecie wpiszecie MLEJESIEN19 a otrzymacie 20% zniżki na całą kolekcję w MINOU Cashmere (kod ważny do 7 października).
Chciałabym napisać, że o tej godzinie dopiero się budzę, ale to nie byłaby prawda ;)                  Taki niepozorny był ten "look", a jednak trafił do pierwszej trójki najpopularniejszych wpisów miesiąca. Znajdziecie go tutaj.  

1. A tutaj kolejny w tym miesiącu pieczony naleśnik czyli "Dutch baby". Przepis znajdziecie tutaj. Pierwsze Czytelniczki już dały mi znać, że wyszedł super. // 2. Bezglutenowa owsianka z jabłkiem i cynamonem. 3. Moje ulubione półki w mieszkaniu. // 4. Zbiory zebrane w ostatni weekend. //

Gdy o 5.40 rano wiesz, że to jest już ostateczne przebudzenie to pozostaje ci tylko zapakować całą ekipę do samochodu i ruszyć na grzyby. W ten weekend w trójmiejskich lasach było chyba więcej grzybiarzy niż grzybów (a tych drugich też było sporo) ale my mamy swoje miejscówki. Chociaż z pełnego kosza została może 1/3 to w całym mieszkaniu pachnie teraz grzybowym risotto. Pamiętajcie, aby w lesie psa trzymać zawsze na smyczy (Portos, niczym świnia na trufle wywęszył kilka borowików) i nie wjeżdżać do niego autem.

Mój ulubiony kolor to październik ;). 

Cały zestaw (poza liściem) to oczywiście MLE.Ktoś tu ma już strój na jesienny bankiet ;). Sarenka, króliczek i wiewiórka – to właśnie takie zwierzątka zdobią sukienkę z najnowszej kolekcji marki Little Vintage.Najpiękniejszy bukiet na pożegnanie lata i przywitanie jesieni.W pierwszej chwili pomyślałam o tym, że ta książka nie jest dla mnie, ale po przeczytaniu kilku stron zmieniłam zdanie. ​A skoro już mowa o książkach to mam dla Was kolejną pozycję, która umili Wam długie chłodne wieczory. "Lekcje. Moja droga do dobrego życia"  autorstwa pięknej i znanej na całym świecie supermodelki – Gisele Bündchen – to osobista historia opisująca ludzi, wartości i wydarzenia, które ukształtowały życie Brazylijki. Książka zabiera czytelników w podróż, która zaczyna się od dzieciństwa spędzonego boso w małym mieście do czasów wielkiej międzynarodowej kariery, macierzyństwa i małżeństwa ze sportowcem, Tomem Bradym. 

A na koniec czas na chwilę wspomnień. Dostałabym angaż w "Jeziorze łabędzim"?

* * *

 

 

 

Co noszę, jem i jak dbam o siebie, gdy liście zaczynają spadać z drzew.

   Fall has breezily came into my bedroom when I opened the window last Monday to shake the pillow out – a pillow that fell to the floor at night and simply became Portos’s pillow. The combination of acute cold and the smell of soil and leaves are definitely a sign that the warm air won’t come back, and you can clean your wardrobes and take out preserves from the larder. For most, it’s a reason to complain, but I always preferred fall and winter to the other more popular seasons that I won’t name out of courtesy ;). Today’s post is a little return to the “While-awayers” that you often ask about. In a form of a short summary, I wanted to show you what I’m planning to wear in the upcoming seasons, how I fight the signs of fatigue on my face, and why I won’t show you the recipe for a lemon soufflé despite the plans – the famous “Dutch Baby” will be a better choice.

* * *

   Jesień bezceremonialnie wdarła się do mojej sypialni, gdy w miniony poniedziałek otworzyłam okno, aby wytrzepać poduszkę, która w nocy spadła na podłogę i  stała się w związku z tym poduszką Portosa. Połączenie przenikliwego chłodu, zapachu ziemi i mokrych liści to niewątpliwy znak na to, że ciepło już do nas nie wróci, w szafach można zrobić porządek, a ze spiżarki wyciągnąć słoik z konfiturą. Dla większości to powód do marudzenia, ale ja zawsze wolałam jesień i zimę od tych bardziej popularnych pór roku, których przez uprzejmość nie wymienię ;).   Dzisiejszy wpis to trochę powrót do „Umilaczy” o które często pytacie. W telegraficznym skrócie chciałabym pokazać Wam co planuję nosić w nadchodzącym sezonie, jak walczę z oznakami niewyspania na mojej twarzy i dlaczego na przekór planom wcale nie pokażę Wam przepisu na suflet cytrynowy – słynne "Dutch Baby" lepiej się sprawdzi. 

sweater with alpaca and merino wool / sweter z alpaką i wełna merynosową – MLE Collection // skirt / spódnica – H&M // high boots / kozaki – ZARA

   Times have come when even the greatest clothing brands are trying to show that they aren’t following fashion – the hottest current trend is resentment towards any trends. You don’t have to chase extravagant novelties to be ready for the fall/winter season. The September issues of fashion magazines have looked more or less the same for years – long light plait sweaters are always hailed the hottest must have pieces. However, if they are supposed to enthral our friends and make our life sweeter when we have to clear our car windows of snow, they can’t be just mediocre and underwhelming. To me, a good sweater that will last for a few years has to be of high quality, be a product created by local craftsman. I can wait for an ideal model even up to few weeks and then take care of it as if it was a pet – get rid of pills (you’ll recognise real wool by these small flocks), wash in hands, delicately spread for the fabric to dry, and enjoy a day together. I’ve got a few sweaters of this type. You can see them in older posts here, here, and here.

* * *

   Nadeszły czasy, w których nawet największe marki odzieżowe starają się pokazać, że wcale nie podążają za modą – najmocniejszym trendem jest teraz niechęć wobec trendów. Wcale nie trzeba ganiać za ekstrawaganckimi nowościami, aby być gotową na jesienno-zimowy sezon. Wrześniowe numery modowych magazynów od lat wyglądają z grubsza podobnie – długie warkoczowe jasne swetry zostają obwieszczone jako „must have must havów”. Jeśli jednak mają one oczarować nasze koleżanki, a nam osłodzić odśnieżanie szyb w samochodzie to nie mogą być byle jakie. Dla mnie, dobry sweter, który posłuży mi przez lata musi być wysokiej jakości, być efektem pracy lokalnych rzemieślników i mieć swoją wagę (dobra przędza nie jest lekka). Na idealny model mogę czekać nawet kilka tygodni, a potem dbać o niego prawie jak o zwierzątko – ściągać zmechacenia (prawdziwą wełnę rozpoznasz właśnie po tych niesfornych kuleczkach), prać w rękach, delikatnie rozkładać do wyschnięcia i cieszyć się na samą myśl o wspólnym dniu. Mam w szafie kilka takich swetrów, zobaczycie je w starych wpisach tutaj, tutaj i tutaj.  

   This sweater simply went in and out of our warehouse. Yesterday, we received another batch and we were quickly able to complete our stock so that you didn’t have to wait until Friday.

Ten sweter właściwie wszedł i wyszedł z naszego magazynu. Wczoraj dostałyśmy jednak kolejną dostawę i szybko uzupełniłyśmy stany magazynowe, żebyście nie musiały czekać do piątku. 

handmade socks / ręcznie robione skarpety – Wool so cool // jeans / dżinsy – Reformation // sweater / sweter -MLE Collection // t-shirt – NAKD 

    The set that you can see above is my favourite way to survive, when I know that the weather won’t allow me to take a long walk with the stroller and I’ve got so much computer work that I’d like to wrap in a carpet. In the end, it turns out that I spend the whole day on a mat surrounded by rabbits, porridge, and with my hair beslubbered.

   Ten zestaw powyżej, to z kolei mój ulubiony sposób na przetrwanie, gdy wiem, że pogoda nie pozwoli mi na długi spacer z wózkiem, mam tyle pracy na komputerze, że chciałabym zawinąć się w dywan, a i tak okazuje się, że cały dzień spędzam na macie wśród gangu królików, kaszek i z obślinionymi włosami. 

   The last eight months are definitely the happiest time of my life. At the same time, it was a very difficult time for my skin. Sleepless nights pester me, breastfeeding sluices your organism out of all the best things, hormonal changes don’t help, and there’s a little… how to put it…less time for manicure and face masks ;). That’s why applying cream has become like a visit in the SPA. Below, you will find all the products that I use at the moment in my everyday routine – for each of this cosmetics (even though they are by different brands), I was able to get a discount code so you can buy the whole set or only items that you need at the moment.

* * *

   Ostatnie osiem miesięcy to bez porównania najszczęśliwszy czas w moim życiu. Jednocześnie był to jednak bardzo trudny okres dla mojej skóry. Nieprzespane noce dają mi się już mocno we znaki, karmienie wypłukuje z organizmu wszystko co najlepsze, zmiany hormonalne nie pomagają, a czasu na maseczki i manicure jest jakby to powiedzieć… nieco mniej ;). Nakładaniem kremu rozkoszuję się więc niczym wizytą w SPA. Poniżej znajdziecie wszystkie produkty, które stosuję w tym momencie do codziennej pielęgnacji –  na każdy z kosmetyków (chociaż są z różnych firm) udało mi się zdobyć dla Was kod zniżkowy, więc możecie kupić cały komplet lub tylko to, czego akurat potrzebujecie.

    Hydrophilic oil for make-up removal and cleansing by Szmaragdowe Żuki is produced by hand, vegan, an ideal for people whose skin becomes irritated after the application of traditional gels. The oil is easy to rinse off – after it comes into contact with water, it emulsifies changing into milk so you don’t have to be afraid that it will leave an unpleasant film on your skin. I use it while showering in the morning and in the evening, when I need to remove makeup. If you haven’t already tested anything from this Polish brand, I’ve got a 15% discount with the code MLE15 on all products (the offer is only valid until the end of September!).

* * * 

  Hydrofilowy olejek do demakijażu i mycia twarzy od Szmaragdowych Żuków jest ręcznie tworzony, wegański i idealny dla osób, które tradycyjne żele do mycia twarzy podrażniają. Olejek zmywa się całkowicie – po zetknięciu z wodą emulguje zamieniając się w łatwo spłukiwalne mleczko, więc nie musicie się obawiać, że na skórze pozostanie nieprzyjemny film. Stosuję go rano pod prysznicem i wieczorem, gdy muszę zmyć makijaż. Jeśli jeszcze nie testowałyście nić od tej polskiej marki to mam dla Was 15% rabatu na hasło MLE15, na wszystkie produkty (oferta jest ważna tylko do końca września!).

    Very rarely do I show cosmetics like serums on the blog because I’m not such an avid fan of these. That’s why I was slightly prejudiced to another cosmetic of this type. However, now I can’t really imagine my night time routine without patting this mixture into my face and neck. The advanced revitalizing and anti-ageing ALGORICH serum for dry and very dry skin by Sensum Mare will surely live up to your expectations. I already saw the effects after three days – or otherwise my sight is deteriorating ;). If I managed to convince you, remember about the discount code that you can use for all products in the Sensum Mare online store . It is enough to insert the code MLE and you'll get a 15% discount. (The code cannot be used with other offers and discount codes).

* * *

   Bardzo rzadko pokazuję na blogu kosmetyki typu "serum" bo nie jestem ich wielką amatorką. Byłam więc ciut uprzedzona do kolejnego produktu tego typu, ale teraz nie bardzo wyobrażam sobie wieczornej pielęgnacji bez wklepania tej mikstury w moją twarz i szyję. Zaawansowane serum rewitalizujące i przeciwzmarszczkowe do cery suchej i bardzo suchej ALGORICH od Sensum Mare na pewno sprosta Waszym oczekiwaniom. Ja widziałam efekty już po trzech dniach – albo wzrok już mi się pogorszył ;). Jeśli Was przekonałam to pamiętajcie o kodzie rabatowym na cały asortyment w sklepie online Sensum Mare. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów użyjecie kodu MLE a otrzymacie 15% rabatu. (rabat nie łączy się z innymi promocjami). 

   After using the serum, I apply a thick layer of night cream. Also by Love Me Green. It contains the magic Gatuline ingredient, also known as Bio-Botox. It decreases fine wrinkles and they are an increasingly common phenomenon. It also contains the royal jelly extract, argan oil, aloe, and Shea butter stimulating cell regeneration. This product can also boast COSMOS certificate. In this case, I’ve got a code that will give you a 20% discount on all products. It’s enough to use the following code while finishing your order at Love Me Green: LMG202019 (valid until 15 November).

* * *

   Po użyciu serum nakładam na twarz grubą warstwę kremu do stosowania na noc. Ten od Love Me Green zawiera magiczny składnik Gatuline, znany również jako Bio-Botox. Zmniejsza on drobne zmarszczki, a tych powoli nie brakuje. Zawiera też wyciąg z mleczka pszczelego, olej arganowy, aloes czy masło Shea, który stymuluje odnowę komórek. Ten produkt posiada również certyfikat COSMOS. W tym przypadku mam dla Was 20% kod zniżkowy na cały asortyment. Wystarczy, że wpiszecie w podsumowaniu ten kod: LMG202019 (ważny do 15 listopada) w sklepie Love Me Green.

   All right. The truth is that I just opened this jar, but I’d been using Reti Age Cream Anti Aging by Sesderma long before I was pregnant, and since I saw the effects already at that time, I decided to buy another jar. It is a very strong anti-wrinkle cream which will reduce discolouration, improve skin texture, and complexion. Despite the active ingredients, the skin tolerates the cream very well. The presence of growth factors improves the protective barrier and skin regeneration. The antioxidant  cocktail in the form of Ergotein, vitamin C and E and Pterostilbene protects against external factors.  
   In topestetic, you’ll find multiple sets at discounted prices. Reti Age is also available at a discounted price in the 1+1 promotion. If you are pondering whether this cosmetic line is appropriate for your skin type, you can also consult the cosmetologist available on the website.

* * *

    No dobrze. Prawda jest taka, że dopiero co otworzyłam ten słoiczek, ale Reti Age Cream Anti Aging od Sesderma używałam jeszcze na długo przed tym jak zaszłam w ciążę, a ponieważ już wtedy widziałam efekty to postanowiłam zaopatrzyć się w kolejną sztukę. To naprawdę silny krem przeciwzmarszczkowy, który redukuje przebarwienia, poprawia teksturę i koloryt skóry. Mimo aktywnych składników tolerancja kremu przez skórę jest bardzo wysoka. Zawartość czynników wzrostu przyczynia się do wzmocnienia bariery ochronnej i regeneracji skóry. Koktajl antyoksydacyjny w postaci Ergotioneiny, wit. C i E oraz Pterostilbenu chroni przed czynnikami zewnętrznymi. Cała linia Reti Age swoją siłę opiera na działaniu 3 molekuł retinolu zamkniętego w nanosomach.
   W sklepie topestetic dostępnych jest wiele zestawów promocyjnych na produkty tej marki i krem Reti Age jest również aktualnie w promocji 1+1. A jeżeli zastanawiacie się czy ta linia będzie odpowiednia dla Waszej skóry skorzystajcie z konsultacji z kosmetologiem na stronie sklepu."

   Now, I’d like to proceed to the most pleasant part of this post. I was trying to prepare a lemon soufflé, but my audacity had been punished – of course, it lost its bulk and even though it had a delicious taste I wouldn’t dare to show the effect on the blog. Maybe next time… Today’s recipe is tried and tested, delicious, simple, and very famous – even though probably not that popular in our country. "Dutch Baby” looks like a complicated French dessert. It comes from the USA and is nothing different than a…. baked pancake. Another way to prepare it makes the texture of the pastry considerably better, and the dessert itself (or breakfast) looks as if it was taken from Julia Child’s cookbook. I added pear and a little bit of sugar (the original recipe doesn’t feature it) so that the pastry is little sweeter.

* * *

   A teraz chciałabym przejść do najprzyjemniejszej części tego wpisu. Próbowałam przygotować dla Was suflet cytrynowy, ale moje zuchwalstwo zostało ukarane – oczywiście opadł i chociaż w smaku był wyśmienity, to nie śmiałabym pokazać efektów na blogu. Może następnym razem… Dzisiejszy przepis jest za to sprawdzony, pyszny, prosty i bardzo sławny, chociaż u nas chyba niezbyt popularny. "Dutch Baby" ("holenderski niemowlak") wygląda jak jakiś skomplikowany francuski deser, a tymczasem pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i jest niczym innym jak… pieczonym naleśnikiem. Inny sposób przygotowania powoduje jednak, że konsystencja ciasta jest o niebo lepsza, sam deser (lub śniadanie) wygląda jak z książki kucharskiej Julii Child. Ja dodałam do niego gruszkę i ciut cukru (oryginalny przepis go nie zawiera), aby ciasto samo w sobie było słodsze. 

 Wszystkie produkty znalazłam w Jadłosferze – jeśli sklep internetowy może mieć duszę, to tak jest właśnie w tym przypadku. Od razu widać, że asortyment wybierany jest z ogromnym zaangażowaniem. Ja wciąż nie mogłam przestać myśleć o marokańskiej paście orzechowej, która zjedliśmy w ciągu dwóch dni, więc przy okazji zrobiłam tam kolejne zakupy.  Konfitura z rabarbaru z różą, syrop z gruszki z wanilią oraz cytrynki z imbirem i miodem to idealne dopełnienie mojej jesiennej spiżarki (i perfekcyjne dodatki do tego przepisu). 

Ingredients for 2 portions:

3 eggs

1/2 glass of milk (125 ml)

1/2 glass of wheat flour

1 tablespoon of icing sugar

1 tablespoon of clarified butter (only using a traditional method)

1 teaspoon of vanilla or almond essence

1 pear

served with: icing sugar, syrup with pear and vanilla, sour cream

* * *

Składniki na dwie porcje:

3 jajka

1/2 szklanki mleka (125 ml)

1/2 szklanki mąki pszennej

1 łyżka cukru pudru

1 łyżka masła sklarowanego (tylko tradycyjną metodą)

1 łyżeczka esencji waniliowej lub migdałowej

1 gruszka

do podania: cukier puder, syrop z gruszką i wanilią, śmietana

Directions:

1. Take eggs and milk out of the fridge and wait until they reach room temperature (you can also place the eggs in warm water and heat up the milk a little bit).

2. Preheat the oven to 220ºC. Use the over function with upper heating element switched on – without convection mode. Wash, dry, stone, and slice the pear.

3. Whisk eggs with icing sugar until thick and fluffy. Add milk, flour, vanilla essence, and a pinch of salt. Place a spoonful of clarified butter in the pan that you can put in the oven (or a flat heat-resistant dish).

4. Mix the whole contents of the bowl. Take the pan out of the oven and pour it onto the pastry. Place the pear on top and put it back inside the oven. Bake for 15 minutes. The pastry should rise and be crispy on the outside and ideally soft on the inside.

5. Take it out of the oven. Pour some syrup over it. Sprinkle it with icing sugar and eat with your fingers. Real gourmets will enjoy a combination with creamy ice-cream.

* * *

Przygotowanie:
1. Wyjąć jajka i mleko z lodówki i poczekać aż uzyskają temperaturę pokojową (lub jajka włożyć do ciepłej wody, a mleko minimalnie podgrzać).

2. Piekarnik nagrzać do 220 stopni C. Koniecznie wybierzcie tryb w którym włączony jest górny opiekacz – bez termoobiegu. Gruszkę umyć, wysuszyć, wyciąć pestki i pokroić w plastry. 

3. Do miski wbić jajka i cukier puder i utrzeć trzepaczką na puszystą masę, dodać mleko, mąkę, esencją waniliową i szczyptę soli. Nałożyć łyżkę masła klarowanego na patelnię, którą można włożyć do piekarnika (lub płaskie naczynie żaroodporne) wstawić do rozgrzanego piekarnika. 

4. Zawartość miski dokładnie wymieszać aby powstała jednolita masa. Wyciągnąć patelnię z piekarnika, wlać na nią ciasto, ułożyć na wierzchu gruszkę i szybko wstawić z powrotem. Piec przez 15 minut. Ciasto powinno urosnąć, być chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. 

5. Wyjąć z piekarnika, polać syropem, posypać cukrem pudrem i jeść palcami. Prawdziwym smakoszom polecam dodać gałkę lodów śmietankowych.

coat / płaszcz – Zara // jeans / spodnie – Reformation // flats / baletki – Chanel // t-shirt – MLE Collection
 

 

 

 

Czy kosmetologiczne odkrycia XXI wieku to tylko chwyty marketingowe? Co naprawdę działa a kiedy producenci kosmetyków cynicznie kłamią?

   A long, long time ago, just like today, women wanted to look good and were applying different products to keep their youth and smooth skin. Since the times when Cleopatra bathed in goat milk, everything has changed in the field of cosmetology. The development of technology allows us now to land on Mars and clone animals so we can easily assume that cosmetics should be more effective than those used before the discovery of print, steam engine, penicillin, or radio. But is that really the case? Are novel and original ingredients and products better than what we’ve known for centuries? And maybe it’s only an advertising ploy to catch our attention and convince us to buy new products? Which ingredients are really effective, and which are only an ornamental caption on the packaging? Today’s post is to help you dispel your doubts.

* * *

   Dawno dawno temu, tak samo jak my dziś, kobiety chciały dobrze wyglądać i stosowały różne specyfiki, aby zachować młodość i gładką skórę. Od czasów, gdy Kleopatra kąpała się w kozim mleku w kosmetologii zmieniło się wszystko. Rozwój technologii pozwala nam teraz lądować na Marsie i klonować zwierzęta, można więc założyć, że kosmetyki powinny być znacznie bardziej skuteczne, niż przed wynalezieniem druku, silnika parowego, penicyliny czy radia. Ale czy tak jest w istocie? Czy to, co nowe, oryginalne, jest lepsze od tego, co znane od wieków? A może to tylko chwyt reklamowy, mający zwrócić naszą uwagę i przekonać do zakupu? Które składniki naprawdę działają, a które jedynie są ozdobnym napisem na opakowaniu? Dzisiejszy wpis jest po to, aby pomóc nam rozwiać te wątpliwości.

Snail slime  

   Slime used in the production of cosmetics is sourced from Helixa Aspersa Mullera snails. It is bred at specially prepared snail farms. Even though it might seem that it’s a novelty (the studies were started in the 90s, but I’ll write more about it in a second), the properties of snail slime have been known since the times of ancient Greeks – it was not only used to improve appearance, but also as medicine, especially to treat wounds. Since the 80s of the previous century, the slime caught the attention of the industry anew – after numerous studies that took more than a decade, a cream, and then other cosmetics, containing snail slime was created. The technique of sourcing of this precious slime is not that simple and some companies have their own ways to do that – for example, they put snails into vibration to increase the slime production. That’s why it’s important to check whether the product that we want to buy is cruelty free – it is a guarantee that animals don’t suffer during the production process.  

    The name of the ingredient itself is not that encouraging. That’s why it doesn’t come as a surprise that some people (especially men) don’t really understand how we can apply that on our skin. Probably most of you imagine the marks left by these little (cute?) creatures after a spell of rain.    

   But does it work at all? Snail slime is an ideal support for skin that needs regeneration. Since it has regenerative properties, it propels the healing of post-acne wounds and smoothes shallow wrinkles as well as scars and stretch marks. However, for the cosmetic to work, it really has to contain snail slime. That’s why you should always read the composition and look for something that contains “snail” in its name. You should also make sure that there is more than 5% of snail slime in the cosmetic (such information should be present on the package).

Precious collagen?  

   We know that collagen in precious that’s why we allow ourselves to be fooled by cosmetics that contain it. It seems to us that by rubbing into our skin, we’ll improve its state. You can't be further from the truth!  

   Collagen is responsible for the elasticity of our skin. Over time, we’ve got less and less of collagen the result of which are wrinkles. Cosmetic producers suggest that’s enough to rub it into our body. However, the problem is that collagen works only in the deep layers of our skin that are areas unreachable for any cream, gel, or serum. Our skin is secured by the calloused layer of epidermis which protects our organism against losing too much water and against chemical substances and germs. It’s a superb shield also for collagen whose particles are too large to break inside.

   A breakthrough was made in 2006, when Nature Biotechnology published an article proving that there exists a protein with a larger mass that has a chance to reach the deeper layers of our skin (it was discovered that skin has greater permeability that it had been assumed). On the basis of these studies, scientists started to work on a method to translate the discovery into new solutions in the world of cosmetics. This resulted in the analysis of collagen particles sourced from fish scales. From a chemical perspective, collagen in the form of tropocollagen molecules penetrates skin layers and reached dermis through skin pores. Fish collagen is additionally “able” to stimulate our organism to produce our own collagen which results in improved elasticity.  

When it comes to captions on packages, we often reach for creams that claim to have 100% of collagen concentration. Such concentration would turn our cream or serum into a jelly. 3% or 4% is the maximum. Don’t be fooled and in case of doubt, ask the seller.  

To sum up, creams with collages are effective only if appropriate technology is used. Unfortunately, not every producer that uses it boasts that fact. I found such cream here.

* * *

Śluz ślimaka

   Śluz stosowany w produkcji kosmetyków pozyskiwany jest ze ślimaka o nazwie Helixa Aspersa Mullera. Hoduje się go w specjalnie przystosowanych do tego fermach. Choć mogłoby się wydawać, że to nowość (dokładne badania zaczęto w latach 90., ale o tym za chwilę), właściwości śluzu ślimaków znane były już starożytnym Grekom – stosowano go nie tylko dla poprawy urody, ale jako środek leczniczy, zwłaszcza na rany. Od lat 80. poprzedniego wieku na nowo zaczęto interesować się tym składnikiem – po licznych badaniach, które trwały ponad dekadę, stworzono krem, a później inne specyfiki zawierające ślimaczy śluz. Technika zbierania tej cudownej mazi nie jest łatwa, a niektóre firmy mają swoje sekretne sposoby – np. wprowadzają ślimaki w wibrację, by zwiększyć produkcję śluzu. Dlatego ważne, żeby przed zakupem sprawdzić, czy na opakowaniu jest napis „cruelty free” – to gwarancja, że zwierzęta nie cierpią podczas „produkcji”.

   Sama nazwa składnika brzmi dość zniechęcająco. Nic dziwnego, że niektórzy (zwłaszcza mężczyźni) zupełnie nie rozumieją tego, jak możemy godzić się na styczność naszej skóry z czymś takim. Pewnie większość ma przed oczami ślady zostawiane po deszczu przez te małe (urocze?) stworzonka.

   Ale czy to w ogóle działa? Śluz ślimaka jest doskonałym wsparciem dla skóry, która potrzebuje regeneracji. Skoro ma właściwości naprawcze, przyspiesza gojenie się ran potrądzikowych, ale i wygładza zmarszczki płytkie oraz blizny i rozstępy. Żeby jednak kosmetyk zadziałał, musi naprawdę zawierać w składzie śluz. Dlatego zawsze czytajmy spis składników i po pierwsze szukajmy czegoś z nazwą „snail”, a po drugie upewnijmy się, że jest go więcej niż 5% (taka informacja powinna znaleźć się na opakowaniu).

Cenny kolagen?

   Wiemy jak cenny jest dla nas kolagen, dlatego łatwo dajemy się nabrać na kosmetyki, które mają go w swoim składzie. Wydaje nam się, że wcierając go w skórę, znacznie poprawiamy jej kondycję. Nic bardziej mylnego!

   Kolagen odpowiada za elastyczność skóry. Z upływem czasu jest go coraz mniej, dlatego pojawiają się zmarszczki. Producenci kosmetyków sugerują, że wystarczy go uzupełnić wsmarowując w ciało. Problem jednak w tym, że kolagen działa w głębokich warstwach skóry, do której krem, żel, serum nie mają szansy dotrzeć. Nasza skóra zabezpieczona jest zrogowaciałą warstwą naskórka, która pilnuje, by z organizmu nie uciekało za dużo wody, a substancje chemiczne i drobnoustroje nie dostawały się do wewnątrz. To doskonała tarcza także dla kolagenu, którego cząsteczki są zbyt duże, by przebić się do środka.

   Przełom nastąpił w 2006 roku, kiedy na łamach „Nature Biotechnology” udowodniono, że istnieje białko o większej masie, które ma szansę przedostać się przez skórę głębiej (odkryto, że skóra ma większą przepuszczalność niż sądzono). Na podstawie tych badań zaczęto opracowywać metodę przełożenia tego odkrycia na skuteczność kosmetyków, aż dotarto do analizy cząstek kolagenu pozyskiwanego z rybich skór. Chemicznie to ujmując kolagen w postaci cząstek tropokolagenu przenika do skóry właściwej, a jego „drzwiami” są pory skórne. Kolagen rybi dodatkowo „potrafi” stymulować organizm do produkcji własnego kolagenu, co realnie przekłada się na elastyczność skóry.

   Co do napisów na opakowaniach, bardzo często sięgamy po produkty 100% kolagen. Takie stężenie sprawiłoby, że mielibyśmy do czynienia z twardą galaretką, a nie płynem czy kremem. 3% lub 4% to maksimum. Nie dajmy się nabrać i w razie wątpliwości dopytajmy o szczegóły sprzedawcę.

   Reasumując, kremy z kolagenem są skuteczne tylko wtedy, jeśli zastosowana jest odpowiednia technologia. Niestety, nie każdy producent, który ją stosuje potrafi się tym pochwalić. Ja znalazłam taki krem tutaj.

Controversial vitamin C  

   Did you know that vitamin C sparks heated emotions, even similar to vaccines, carrying children in carriers, or using cinnamon in face masks? Some use this ingredient as a cure for everything and in all forms, others perceive it as the greatest myth of our times. What’s the truth?  

   Vitamin C works and may have beneficial influence on our health and beauty problems, but it has to be appropriately applied. That’s why whenever your choice is dictated by the fact that vitamin C is one of the cream ingredients, you should forget about this product altogether. Lipids, and that’s how it is served in a cream, are a terrible medium. You’ll notice it’s effect only when you’ll use it in a liquid form, that is in a concentrated serum. Vitamin C can be added as ascorbic acid. It has been present on the market in this form for years. However, people with sensitive skin should pass on applying it. I know something about it as I once used too much and I ended up with an unpleasant skin irritation. Back then, I thought that the more, the better so I learned that I should always meticulously follow instruction and do tests in areas that aren’t immediately visible (e. g. behind your ears). However, getting back to ascorbic acid – it’s the cheapest option, but it has a major drawback – a short expiry date.  

   When it comes to delicate skin types, it’s worth using vitamin C in the form of tetrahexyldecyl ascorbate that is not only milder, but also has a longer expiry date after you open it. It also works in lower concentrations and it can be bought in the form of oil (oil serum).  There is also ascorbyl glucoside, that is vitamin C that reaches deeper skin layers. It works for a longer period of time, but the effects are less visible from the outside.  

   The fact that vitamin C works wonders when it comes to wrinkles is common knowledge (everything is useful in our battle against wrinkles in today’s world as these are our greatest enemies). However, the most important effect that we get after applying a serum with vitamin C is the improvement of our complexion. Skin that has been treated with vitamin C has visible smaller pores and gains youthful elasticity. Good cosmetics can also visibly brighten our skin already after 2 weeks. Grey lacklustre complexion will gain healthy colour. Discolorations, even though resulting from acne, have a change to disappear (or be less visible). Additionally, an appropriately chosen serum will help you with leaking blood vessels – vitamin C tightens them and improves blood circulation.  

   Supplementing vitamin C in order to improve the appearance of your skin is hopeless (skin is the element in the chain that is reached last if you consume vitamin C in that particular oral form). That’s why we need to take action on the outside if we want to improve the appearance of our skin. Recently, I recommended vitamin C serum by Timeless (you can find the post here) and I still think that the product is superb, yet I’d like to check out another brand after I am finished with the bottle. I confess – I saw these products on Instagram belonging to one of the Kardashians and I just “had to try”. Paula's Choice is not popular in Poland (but you can easily get it from a Polish distributer – Cosibella.pl), but I think that it’s only a matter of time and it will settle on our market for good. The great asset of „C15 Super Booster” is that it doesn’t prick your skin after application. It can be mixed with face cream and used on an everyday basis. It’s strong enough to brighten all types of sun discolorations.

Pure truth – coenzyme Q10  

   Products with coenzyme Q10 should be the first ones that are used in anti-aging cosmetics that we use in our twenties. Dermatologists are blunt about its effectiveness in getting rid of small wrinkles and making deeper ones shallower. It’s also great for improving skin elasticity. It’s one of the most effective methods in fighting wrinkles. It has been proved that it is an ingredient protecting against ageing of skin suffering from too long sun exposure. More specialist cosmetics decrease the symptoms of inflammation, including acne (common and erythemosa) and atopic dermatitis.  

   What’s behind the coenzyme known to all women? It was discovered by professor Karl Folkers at the end of the 50s (it was sourced from an ox’s heart. The Japanese, in turn, were able to devise a method of mass “production”. The extent and importance of these achievements are corroborated by the fact that coenzyme Q10 is referred to by some as the greatest scientific achievement of the 20th century.  

   Our organisms stop producing it in an appropriate amount already around our 25th birthday. And the problem doesn’t only concern the state of our skin, but also our arteries and, at the same time, our fitness – as Q10 is responsible not only for our appearance, but also for our general health. In 2005 also in Japan, it was proved that the best results are yield when you combine cosmetics with an appropriately adjusted diet. It’s important that coenzyme Q10 is applied with fats (as a medium). That’s why we need to consume it, for example, accompanied by olive oil. Its greatest concentration can be found in fish, giblets, broccoli, and spinach.

* * *

Kontrowersyjna Witamina C

   Wiecie, że temat Witaminy C budzi na forach internetowych podobne emocje, jak szczepionki, noszenie dzieci w nosidełku lub stosowanie cynamonu w maseczkach? Jedni ten składnik stosują na wszystko i w każdej postaci, inni mają go za największy mit naszych czasów. Jaka jest prawda?

   Witamina C działa i może poprawić pewne sprawy zdrowotne czy urodowe, ale musi być odpowiednio podana. Dlatego jeśli wybór jakiegoś kremu podyktowany jest wyłącznie tym, że wymieniona jest w składzie, od razu odpuśćmy. Lipidy, a tak podana jest w kremie, są dla niej fatalnym nośnikiem. Efekt jej działania zauważymy dopiero, gdy sięgniemy po kosmetyki w formie płynnej, czyli skoncentrowanego serum. Witamina C może być dodawana jako kwas askorbinowy. Tak funkcjonuje na rynku od lat, ale o ile jej skuteczności raczej nie da się podważyć, o tyle osoby o wrażliwej skórze nie powinny jej stosować. Wiem coś o tym, bo kiedyś przesadziłam i skończyłam z nieprzyjemnym podrażnieniem. Wydawało mi się wtedy, że im więcej tym lepiej, co nauczyło mnie dokładnego przestrzegania instrukcji i robienia testów w niewidocznym miejscu (np, za uchem). Wracając jednak do kwasu askorbinowego – to najtańsza opcja, ma jednak wadę w postaci krótkiego terminu przydatności – nie wolno przekroczyć 3 miesięcy po otwarciu, a opakowanie trzeba przechowywać w ciemnym pomieszczeniu lub lodówce.

   Przy delikatniejszej cerze warto stosować Witaminę C w postaci tetraizopalmitynianu askorbylu, który nie tylko jest bardziej łagodny, ale ma o wiele dłuższy termin ważności po otwarciu. Działa już w mniejszym stężeniu i można go kupić jako olejek (olejowe serum).  Jest jeszcze glukozyd askorbylu, czyli witamina C, która wnika w głębsze warstwy, działa tam dłużej, choć na zewnątrz efekty są mniej widoczne.

   To że Witamina C działa na zmarszczki jest dość oczywiste (wszystko w dzisiejszych czasach działa na zmarszczki, w końcu to główny wróg). Najważniejszym jednak efektem jaki osiągniemy po zastosowaniu serum z witaminą C jest poprawa kolorytu cery. Skóra potraktowana Witaminą C ma widocznie zmniejszone pory i nabiera młodzieńczej elastyczności. Dobre kosmetyki mogą zauważalnie rozświetlić skórę już po 2 tygodniach stosowania. Szara, ziemista cera nabierze zdrowego kolorytu. Przebarwienia, nawet te po trądziku, mają szansę zniknąć (lub stać się mniej widoczne). Dodatkowo odpowiednio dobrane  serum rozwiązuje kłopoty z rozszerzonymi i pękającymi naczynkami – witamina C uszczelnia je i poprawia cyrkulację krwi.

   Suplementowanie witaminy C w celu poprawienia stanu skóry jest bez sensu (skóra jest ostatnim ogniwem, do którego dociera po jej doustnym przyjmowaniu). Dlatego jeśli chcemy zadbać o jej wygląd, musimy działać od zewnątrz. Ostatnio polecałam Wam serum Timeless z Witaminą C (tutaj wpis) i nadal uważam, że jest to świetny produkt, ale po jego wykończeniu chciałam wypróbować inną markę. Przyznaję się – widziałam te produkty na Instagramie u którejś z Kardashianek i „dałam się namówić”. Paula's Choice nie jest popularny w Polsce (można go jednak bez problemu zamówić przez polskiego dystrybutora – Cosibella.pl), ale myślę, że to kwestia czasu kiedy u nas zadomowi się na dłużej. Ogromną zaletą „C15 Super Booster” jest to, że nie szczypie po aplikacji. Można go mieszać z kremem do twarzy i używać na co dzień. Jest na tyle silny, że rozświetla nawet niewielkie przebarwienia po słońcu.

Czysta prawda, czyli koenzym Q10

   Produkty z koenzymem Q10 powinny być pierwszymi przeciwzmarszczkowymi kosmetykami, po które sięgamy jeszcze przed trzydziestką. Dermatolodzy wprost mówią, o ich skuteczności w niwelowaniu drobnych zmarszczek, spłycaniu większych i poprawianiu elastyczności skóry. To jedna z najskuteczniejszych metod w walce ze zmarszczkami. Udowodniono, że jest to składnik chroniący przed starzeniem się skóry spowodowanym nadmierną ekspozycją na słońce. Bardziej specjalistyczne kosmetyki zmniejszają objawy stanów zapalnych, między innymi trądziku (pospolitego, różowatego) i atopowego zapalenia skóry.

   Pytanie, czym jest koenzym o nazwie, którą zna każda kobieta? Odkrył go profesor Karl Folkers pod koniec lat pięćdziesiątych (wyodrębniony został z wołowego serca). Japończykom natomiast udało się stworzyć metodę masowej „produkcji”. O wadze tych dokonań niech świadczy fakt, że odkrycie koenzymu Q10 w niektórych kręgach nazywane jest największym osiągnięciem nauki XX wieku.

   Nasze organizmy zaprzestają produkcji odpowiedniej ilości koenzymu już w okolicach 25 urodzin. I zmartwienie nie dotyczy jedynie stanu naszej skóry, ale i naszych tętnic, a tym samym ogólnej wydolności – bo Q10 odpowiada nie tylko za wygląd, ale również za nasze ogólne zdrowie). W 2005 roku także w Japonii dowiedziono, że najlepsze rezultaty daje połączenie kosmetyków z odpowiednio dobraną dietą. Ważne, by koenzym Q10 miał towarzystwo tłuszczów (jako nośnika), dlatego spożywajmy go np. z oliwą z oliwek. A najwięcej znajdziemy go w rybach, podrobach, brokułach i szpinaku.

Teraz w sklepie Love me Green obowiązuje 20% zniżka na cały asortyment (promocja trwa do 15 listopada). Wystarczy użyć kodu: LMG202019 . Udanych zakupów :)

Kind mother nature  

   I won’t go into analysing the properties of swallows’ nests, bulls’ semen, and other thing. I’d rather focus on the less extravagant ingredients that don’t have to be gathered during the full moon on some kind of exotic island. Our backyard is full of undervalued blessings that bring better results than the drug store bestsellers.   Something what works doesn’t have to me a substance with an original name that is an extract from a strange plant or an effect of the rituals of an exotic animal. Sometimes you don’t have to smash the molecules to create an effective cosmetic – you can just use formulas that have been around for years. Maybe walking barefoot around the garden and gathering herbs is too much, but the knowledge about the properties of honey or nuts will be really helpful.  

   The already mentioned honey is a precious ingredient in itself – the fall season is coming, and I don’t really know a better way to get rid of chapped lips than a honey mask (it’s enough to apply it on your lips for a few minutes). Its antibacterial and anti-inflammatory properties will also help you to tackle acne – wounds are healing faster, and the scars and discolorations are scarcer. Dry and fatigued skin that is treated with honey regains its lustre and appropriate level of moisturisation. The cosmetic isn’t worth our attention if it’s not reversing time – owing to the presence of vitamin (A, E, C) honey battles free radicals and delays the appearance of deep wrinkles.  

   Nuts, in turn, are best in their oily form – on the condition that these are pure oil, without the addition of chemical substances – they can be only enriched with vitamins. You’ll find information on that on the packaging – the list on ingredients shouldn’t be longer than 2-3 items.  

   It is one of the better hair cosmetics: brittle and fragile hair will be thankful for the sweet almond oil – it will regenerate, moisturise, and protect it against the harmful hair dryer and sun rays. Almond oil is the main ingredient of my beloved body balm by Love Me Green – a brand whose formulas are developed with the use of the recent innovations and discoveries of natural cosmetics industry. Additionally, they have really beautiful fragrances as they contain various extracts and plant oils. Now, I’ve hot one that smells of green tea. In turn, the state of your hair suffering from split ends will be improved by argan oil – it will strengthen is and help you to battle dandruff. For falling hair, it’s best to use coconut oil sourced from coconut pulp – it will make your hair soft and shiny. It also strengthens our hair bulbs and cares for curly hair.

* * *

Łaskawa matka natura

   Odpuszczę analizowanie właściwości gniazd jaskółek, nasienia byków i innych. Wolę się skupić na mniej ekstrawaganckich składnikach, których nie trzeba zbierać przy pełni księżyca na jakiejś egzotycznej wyspie. Na naszym podwórku znajdziemy wiele niedocenianych dobrodziejstw, o działaniu często lepszym niż większość drogeryjnych bestsellerów.

   Coś, co działa, wcale nie musi być substancją o oryginalnej nazwie będącą ekstraktem z dziwnej rośliny lub efektem działań egzotycznego zwierzęcia. Czasami nie trzeba rozbijać molekuł, aby stworzyć skuteczny kosmetyk – można sięgnąć po receptury znane od wielu lat. Może chodzenie boso po ogródku i zbieranie ziół to za dużo, ale wiedza o właściwościach np. miodu czy orzechów bardzo się przyda.

   Wspomniany miód sam w sobie działa doskonale – zbliża się jesień, a ja nie znam lepszego sposobu na spierzchnięte usta, niż miodowa maseczka (wystarczy posmarować i potrzymać kilka minut). Jego antybakteryjne i przeciwzapalne właściwości pomagają w walce z trądzikiem – rany goją się szybciej, a blizny i przebarwienia są rzadsze. Sucha i zmęczona skóra potraktowana miodem odzyskuje blask i odpowiedni poziom nawilżenia. Co to byłby za kosmetyk, jeśli nie odmładzałby naszej skóry – dzięki zawartości witamin (A,E,C) przeciwdziała wolnym rodnikom i opóźnia pogłębianie się zmarszczek.

   Orzechy natomiast polecam w postaci olejków – pod warunkiem, że są to czyste olejki, bez dodatku chemii – ewentualnie z witaminami. Informacje na ten temat znajdziecie na opakowaniu – lista składników nie powinna przekraczać 2-3 pozycji.

   To jeden z lepszych kosmetyków na włosy: kruche i łamliwe podziękują za olejek ze słodkich migdałów – zregeneruje je, nawilży i będzie chronił przed szkodliwym ciepłem z suszarki oraz promieniami słonecznymi. Olejek migdałowy jest głównym składnikiem mojego ukochanego balsamu do ciała od Love Me Green – marki, której receptury są opracowane z wykorzystaniem ostatnich dokonań i osiągnięć kosmetyki naturalnej. Do tego wyjątkowo pięknie pachną, ponieważ zawierają różne ekstrakty i olejki roślinne. Teraz mam ten o zapachu zielonej herbaty. Z kolei kondycję włosów z rozdwajającymi się końcówkami poprawi olejek arganowy – wzmocni je, wygładzi i pomoże w walce z łupieżem. Na wypadające włosy natomiast najlepiej zadziała pozyskiwany z miąższu kokosa olejek kokosowy – sprawi, że staną się miękkie i lśnią. Wzmacnia także cebulki i dba o włosy kręcone.