Last Month

    When I was uploading photos for today’s post, it was hard for me to believe that so many things happened over the last few weeks. I selected and deleted some of the photos to avoid boring you (in the beginning, there were more than 130 of them), but it still seems to me that this time the September “Last Month” is a cluster of many random events, strange dishes, and places – one cannot help the feeling that no two photos match each other. The truth is that this chaos is quite a nice representation of reality ;). Check out a few (or rather a few dozen) snapshots from the first autumn days. Crazy but at the same time absolutely exceptional :).

* * *

   Gdy wgrywałam zdjęcia do dzisiejszego wpisu ciężko było mi uwierzyć, że tyle się w ciągu tych kilku tygodni wydarzyło. Zrobiłam selekcję i usunęłam trochę zdjęć aby Was nie zanudzić (na początku było ich ponad sto trzydzieści) ale i tak wydaje mi się, że tym razem wrześniowy "Last Month to zbitek wielu przypadkowych zdarzeń, dziwnych potraw i miejsc – ciężko oprzeć się wrażeniu, że nic do siebie nie pasuje. Prawda jest tak, że ten chaos w sumie dobrze odwzierciedla rzeczywistość ;). Zapraszam na kilka (albo raczej kilkadziesiąt) ujęć z pierwszych jesiennych dni. Szalonych, ale jednocześnie absolutnie wyjątkowych :). 

James Beard, wybitny amerykański kucharz powiadał, że „jedynym powodem, dla którego suflet opada, jest to, iż wyczuwa nasz strach przed opadnięciem”. Ja musiałam być więc przerażona…Suflet cytrynowy opadł, ale w smaku był przepyszny. 

Praca z niemowlakiem na kolanach to trudne zadanie. Moje biuro wędruje więc po mieszkaniu wraz z ulubionymi zabawkami i Portosem oczywiście, który wszystkiego musi zawsze pilnować. 

Drobne przyjemności, gdy wena ucieka. Słodycze zawsze inspirują :D.Jakiś czas temu wspominałam na Instastories o nowej usłudze dla wszystkich moli książkowych. Jeśli skorzystacie z Empik Premium to możecie co miesiąc otrzymać do 15% rabatu na zakupy w salonach i do 20% specjalnej zniżki w sklepie online. To nie wszystko – w ofercie są też audiobooki i ebooki za 0 zł. Gdy ostatnio wybraliśmy się do kina na "Pewnego razu w Hollywood" okazało się, że użytkownicy tej usługi mają też zniżkę w kinie Helios.
A tu jeden z moich ukochanych widoków. Po roku wróciliśmy do naszej Prowansji. Wyjazd był krótki, ale naprawdę niezapomniany.Śniadanie jak z filmu.1. Chateau des Alpilles to miejsce dopracowane w każdym szczególe. // 2. Ślady po dziesiątym croissancie. // 3. Śniadanie dla trzech osób ;) // 4. Ta para! Mieliśmy szczęście i kilkoro naszych przyjaciół do nas dołączyło. //Śniadanie jest teraz prawdziwą żonglerką, bo co chwilę coś próbuje spaść ze stołu ;). 
1. Wymarzone miejsce na kolacje. // 2. Wizyta w winiarni. // 3. Gdy ze wszystkich sił chcesz, aby czas się zatrzymał. // 4.Taki wybór a ty nadal nie możesz wypić nawet łyka. //Są miejsca, do których zawsze chcesz wrócić. 1. Kiedyś byłyśmy młode i piękne. Teraz jesteśmy już tylko młode :D. // 2. Zdrowie! // 3. Widok w czasie śniadania. // 4. To się nazywa kolekcja! // Strój, który mam na sobie znajdziecie w tym wpisie.1. Espadryle to kwintesencja prowansalskiego stylu. // 2. Ciekawe, czy to będzie dobry rocznik… // 3. Winorośla dojrzewające w słońcu. // 4. Testowanie. // Wino z etykietą CP mogliście zobaczyć w filmie "Dobry rok". Cena nie jest jeszcze całkiem szalona – można kupić na specjalną okazję.1. Kapliczka. // 2 i 3. Jedno euro i tyle radości. // 4. Szukamy lodziarni. //I wracamy do domu. W ciągu kilku dni naszej nieobecności Sopot z zatłoczonego kurortu zmienił się w ciche i spokojne miasteczko. 1. Jedna z propozycji strojów z tego wpisu na długie jesienne dni. // 2. Biała koszula – ile sztuk macie? Nosicie do pracy czy wręcz przeciwnie? Ja naliczyłam pięć. // 3. Nie było łatwo, ale udało się! O tym jak ujarzmiłam światło w moim mieszkaniu możecie przeczytać w tym wpisie. Przeczytacie w nim też o tym, jakie lampy wybrałam i dlaczego nie były tak drogie. // 4. Jak zwykle na Jego życzenie – chałka w mleku i jajku. //Molo w Orłowie już nieco jesienne.

Ulica Długa w Gdańsku coraz piękniejsza.

To się nazywa porządny zapas! Wiem, że wiele z Was nie wyobraża sobie pielęgnacji właśnie bez wody micelarnej. Z przyjemnością podaję Wam więc kod rabatowy dający 20% rabatu na całą ofertę Synchroline na stronie dermakrem.pl. Wystarczy użyć kodu: SENSICURE do dnia 17 października (rabat nie łączy się z innymi promocjami). W tym sklepie znajdziecie właśnie tę aktywną wodę micelarną Sensicure psychio water system. Jest przeznaczona dla skóry wrażliwej, działa kojąco i zapewnia długotrwałe nawilżenie. Na pewno się u Was sprawdzi.I kolejna wyprawa. W drugiej połowie września wyrwałyśmy się z Trójmiasta do Ciekocinka, aby przygotować zdjęcia z nowymi modelami MLE Collection. W kartonie mamy ułamek tego, co znajdziecie w jesienno-zimowej kolekcji.Widok na padok. Ta dzianinowa tunika okazała się totalnym hitem. Ledwie weszła do sklepu a już jest prawie wyprzedana.
1. Mimo, że daleko to tak blisko. Tego dnia Portos został w Trójmieście, a jednak udało mi się znaleźć jego podobiznę i zatęsknić za tym łobuzem. // 2. To właśnie tutaj odbyła się sesja jesienno-zimowej kampanii MLE Collection. Pałac w Ciekocinku naprawdę warto odwiedzić. // 3. Rekwizyty. // 4. Nie ma to jak krótka wizyta w bibliotece ;). //Jeśli planujecie nakręcić film, którego akcja rozgrywa się na początku XX wieku to właśnie znalazłyście idealną lokalizację. 
1. Płaszcz już się wyprzedał, ale ten beżowy sweter jeszcze czeka na swoją premierę. Bądźcie czujne!  // 2. Jedna z tych książek to stuletnie wydanie Don Kichota! // 3. Znalezione podczas spaceru. // 4. Domek "prawie" na drzewie. //

1. Wszystko spakowane? // 2. Faworyt był w tej sesji zdecydowanie najwytrwalszym modelem. // 3. Ręcznik na głowie to już chyba prawdziwe instagramowe cliche ;). // 4. Kolejne zakamarki pałacu. //

Cały backstage możecie cały czas zobaczyć na moim Instagramie w zapisanych relacjach. 
To był naprawdę długi dzień :).                      Bezglutenowy makaron w Serio.         1. Ulubieni goście zawsze mile widziani. Rozwiązujemy quiz o kosmosie. // 2. "Dary Natury" na Kolibkach. // 3. Dywan z liści. // 4. Zjadłabym wszystkie, ale wypada się podzielić. //Kurtka ma ponad pięć lat, sweter cztery, kalosze tak samo, a chustę noszę już nie wiem ile sezonów. Ta ostatnia wciąż jest w sprzedaży – uwielbiam ją, bo jest lekka i jednocześnie bardzo ciepła – w stu procentach z kaszmiru. Jeśli chciałybyście sprawić sobie taką samą, to mam dla Was kod rabatowy. Wystarczy, że użyjecie wpiszecie MLEJESIEN19 a otrzymacie 20% zniżki na całą kolekcję w MINOU Cashmere (kod ważny do 7 października).
Chciałabym napisać, że o tej godzinie dopiero się budzę, ale to nie byłaby prawda ;)                  Taki niepozorny był ten "look", a jednak trafił do pierwszej trójki najpopularniejszych wpisów miesiąca. Znajdziecie go tutaj.  

1. A tutaj kolejny w tym miesiącu pieczony naleśnik czyli "Dutch baby". Przepis znajdziecie tutaj. Pierwsze Czytelniczki już dały mi znać, że wyszedł super. // 2. Bezglutenowa owsianka z jabłkiem i cynamonem. 3. Moje ulubione półki w mieszkaniu. // 4. Zbiory zebrane w ostatni weekend. //

Gdy o 5.40 rano wiesz, że to jest już ostateczne przebudzenie to pozostaje ci tylko zapakować całą ekipę do samochodu i ruszyć na grzyby. W ten weekend w trójmiejskich lasach było chyba więcej grzybiarzy niż grzybów (a tych drugich też było sporo) ale my mamy swoje miejscówki. Chociaż z pełnego kosza została może 1/3 to w całym mieszkaniu pachnie teraz grzybowym risotto. Pamiętajcie, aby w lesie psa trzymać zawsze na smyczy (Portos, niczym świnia na trufle wywęszył kilka borowików) i nie wjeżdżać do niego autem.

Mój ulubiony kolor to październik ;). 

Cały zestaw (poza liściem) to oczywiście MLE.Ktoś tu ma już strój na jesienny bankiet ;). Sarenka, króliczek i wiewiórka – to właśnie takie zwierzątka zdobią sukienkę z najnowszej kolekcji marki Little Vintage.Najpiękniejszy bukiet na pożegnanie lata i przywitanie jesieni.W pierwszej chwili pomyślałam o tym, że ta książka nie jest dla mnie, ale po przeczytaniu kilku stron zmieniłam zdanie. ​A skoro już mowa o książkach to mam dla Was kolejną pozycję, która umili Wam długie chłodne wieczory. "Lekcje. Moja droga do dobrego życia"  autorstwa pięknej i znanej na całym świecie supermodelki – Gisele Bündchen – to osobista historia opisująca ludzi, wartości i wydarzenia, które ukształtowały życie Brazylijki. Książka zabiera czytelników w podróż, która zaczyna się od dzieciństwa spędzonego boso w małym mieście do czasów wielkiej międzynarodowej kariery, macierzyństwa i małżeństwa ze sportowcem, Tomem Bradym. 

A na koniec czas na chwilę wspomnień. Dostałabym angaż w "Jeziorze łabędzim"?

* * *

 

 

 

Co noszę, jem i jak dbam o siebie, gdy liście zaczynają spadać z drzew.

   Fall has breezily came into my bedroom when I opened the window last Monday to shake the pillow out – a pillow that fell to the floor at night and simply became Portos’s pillow. The combination of acute cold and the smell of soil and leaves are definitely a sign that the warm air won’t come back, and you can clean your wardrobes and take out preserves from the larder. For most, it’s a reason to complain, but I always preferred fall and winter to the other more popular seasons that I won’t name out of courtesy ;). Today’s post is a little return to the “While-awayers” that you often ask about. In a form of a short summary, I wanted to show you what I’m planning to wear in the upcoming seasons, how I fight the signs of fatigue on my face, and why I won’t show you the recipe for a lemon soufflé despite the plans – the famous “Dutch Baby” will be a better choice.

* * *

   Jesień bezceremonialnie wdarła się do mojej sypialni, gdy w miniony poniedziałek otworzyłam okno, aby wytrzepać poduszkę, która w nocy spadła na podłogę i  stała się w związku z tym poduszką Portosa. Połączenie przenikliwego chłodu, zapachu ziemi i mokrych liści to niewątpliwy znak na to, że ciepło już do nas nie wróci, w szafach można zrobić porządek, a ze spiżarki wyciągnąć słoik z konfiturą. Dla większości to powód do marudzenia, ale ja zawsze wolałam jesień i zimę od tych bardziej popularnych pór roku, których przez uprzejmość nie wymienię ;).   Dzisiejszy wpis to trochę powrót do „Umilaczy” o które często pytacie. W telegraficznym skrócie chciałabym pokazać Wam co planuję nosić w nadchodzącym sezonie, jak walczę z oznakami niewyspania na mojej twarzy i dlaczego na przekór planom wcale nie pokażę Wam przepisu na suflet cytrynowy – słynne "Dutch Baby" lepiej się sprawdzi. 

sweater with alpaca and merino wool / sweter z alpaką i wełna merynosową – MLE Collection // skirt / spódnica – H&M // high boots / kozaki – ZARA

   Times have come when even the greatest clothing brands are trying to show that they aren’t following fashion – the hottest current trend is resentment towards any trends. You don’t have to chase extravagant novelties to be ready for the fall/winter season. The September issues of fashion magazines have looked more or less the same for years – long light plait sweaters are always hailed the hottest must have pieces. However, if they are supposed to enthral our friends and make our life sweeter when we have to clear our car windows of snow, they can’t be just mediocre and underwhelming. To me, a good sweater that will last for a few years has to be of high quality, be a product created by local craftsman. I can wait for an ideal model even up to few weeks and then take care of it as if it was a pet – get rid of pills (you’ll recognise real wool by these small flocks), wash in hands, delicately spread for the fabric to dry, and enjoy a day together. I’ve got a few sweaters of this type. You can see them in older posts here, here, and here.

* * *

   Nadeszły czasy, w których nawet największe marki odzieżowe starają się pokazać, że wcale nie podążają za modą – najmocniejszym trendem jest teraz niechęć wobec trendów. Wcale nie trzeba ganiać za ekstrawaganckimi nowościami, aby być gotową na jesienno-zimowy sezon. Wrześniowe numery modowych magazynów od lat wyglądają z grubsza podobnie – długie warkoczowe jasne swetry zostają obwieszczone jako „must have must havów”. Jeśli jednak mają one oczarować nasze koleżanki, a nam osłodzić odśnieżanie szyb w samochodzie to nie mogą być byle jakie. Dla mnie, dobry sweter, który posłuży mi przez lata musi być wysokiej jakości, być efektem pracy lokalnych rzemieślników i mieć swoją wagę (dobra przędza nie jest lekka). Na idealny model mogę czekać nawet kilka tygodni, a potem dbać o niego prawie jak o zwierzątko – ściągać zmechacenia (prawdziwą wełnę rozpoznasz właśnie po tych niesfornych kuleczkach), prać w rękach, delikatnie rozkładać do wyschnięcia i cieszyć się na samą myśl o wspólnym dniu. Mam w szafie kilka takich swetrów, zobaczycie je w starych wpisach tutaj, tutaj i tutaj.  

   This sweater simply went in and out of our warehouse. Yesterday, we received another batch and we were quickly able to complete our stock so that you didn’t have to wait until Friday.

Ten sweter właściwie wszedł i wyszedł z naszego magazynu. Wczoraj dostałyśmy jednak kolejną dostawę i szybko uzupełniłyśmy stany magazynowe, żebyście nie musiały czekać do piątku. 

handmade socks / ręcznie robione skarpety – Wool so cool // jeans / dżinsy – Reformation // sweater / sweter -MLE Collection // t-shirt – NAKD 

    The set that you can see above is my favourite way to survive, when I know that the weather won’t allow me to take a long walk with the stroller and I’ve got so much computer work that I’d like to wrap in a carpet. In the end, it turns out that I spend the whole day on a mat surrounded by rabbits, porridge, and with my hair beslubbered.

   Ten zestaw powyżej, to z kolei mój ulubiony sposób na przetrwanie, gdy wiem, że pogoda nie pozwoli mi na długi spacer z wózkiem, mam tyle pracy na komputerze, że chciałabym zawinąć się w dywan, a i tak okazuje się, że cały dzień spędzam na macie wśród gangu królików, kaszek i z obślinionymi włosami. 

   The last eight months are definitely the happiest time of my life. At the same time, it was a very difficult time for my skin. Sleepless nights pester me, breastfeeding sluices your organism out of all the best things, hormonal changes don’t help, and there’s a little… how to put it…less time for manicure and face masks ;). That’s why applying cream has become like a visit in the SPA. Below, you will find all the products that I use at the moment in my everyday routine – for each of this cosmetics (even though they are by different brands), I was able to get a discount code so you can buy the whole set or only items that you need at the moment.

* * *

   Ostatnie osiem miesięcy to bez porównania najszczęśliwszy czas w moim życiu. Jednocześnie był to jednak bardzo trudny okres dla mojej skóry. Nieprzespane noce dają mi się już mocno we znaki, karmienie wypłukuje z organizmu wszystko co najlepsze, zmiany hormonalne nie pomagają, a czasu na maseczki i manicure jest jakby to powiedzieć… nieco mniej ;). Nakładaniem kremu rozkoszuję się więc niczym wizytą w SPA. Poniżej znajdziecie wszystkie produkty, które stosuję w tym momencie do codziennej pielęgnacji –  na każdy z kosmetyków (chociaż są z różnych firm) udało mi się zdobyć dla Was kod zniżkowy, więc możecie kupić cały komplet lub tylko to, czego akurat potrzebujecie.

    Hydrophilic oil for make-up removal and cleansing by Szmaragdowe Żuki is produced by hand, vegan, an ideal for people whose skin becomes irritated after the application of traditional gels. The oil is easy to rinse off – after it comes into contact with water, it emulsifies changing into milk so you don’t have to be afraid that it will leave an unpleasant film on your skin. I use it while showering in the morning and in the evening, when I need to remove makeup. If you haven’t already tested anything from this Polish brand, I’ve got a 15% discount with the code MLE15 on all products (the offer is only valid until the end of September!).

* * * 

  Hydrofilowy olejek do demakijażu i mycia twarzy od Szmaragdowych Żuków jest ręcznie tworzony, wegański i idealny dla osób, które tradycyjne żele do mycia twarzy podrażniają. Olejek zmywa się całkowicie – po zetknięciu z wodą emulguje zamieniając się w łatwo spłukiwalne mleczko, więc nie musicie się obawiać, że na skórze pozostanie nieprzyjemny film. Stosuję go rano pod prysznicem i wieczorem, gdy muszę zmyć makijaż. Jeśli jeszcze nie testowałyście nić od tej polskiej marki to mam dla Was 15% rabatu na hasło MLE15, na wszystkie produkty (oferta jest ważna tylko do końca września!).

    Very rarely do I show cosmetics like serums on the blog because I’m not such an avid fan of these. That’s why I was slightly prejudiced to another cosmetic of this type. However, now I can’t really imagine my night time routine without patting this mixture into my face and neck. The advanced revitalizing and anti-ageing ALGORICH serum for dry and very dry skin by Sensum Mare will surely live up to your expectations. I already saw the effects after three days – or otherwise my sight is deteriorating ;). If I managed to convince you, remember about the discount code that you can use for all products in the Sensum Mare online store . It is enough to insert the code MLE and you'll get a 15% discount. (The code cannot be used with other offers and discount codes).

* * *

   Bardzo rzadko pokazuję na blogu kosmetyki typu "serum" bo nie jestem ich wielką amatorką. Byłam więc ciut uprzedzona do kolejnego produktu tego typu, ale teraz nie bardzo wyobrażam sobie wieczornej pielęgnacji bez wklepania tej mikstury w moją twarz i szyję. Zaawansowane serum rewitalizujące i przeciwzmarszczkowe do cery suchej i bardzo suchej ALGORICH od Sensum Mare na pewno sprosta Waszym oczekiwaniom. Ja widziałam efekty już po trzech dniach – albo wzrok już mi się pogorszył ;). Jeśli Was przekonałam to pamiętajcie o kodzie rabatowym na cały asortyment w sklepie online Sensum Mare. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów użyjecie kodu MLE a otrzymacie 15% rabatu. (rabat nie łączy się z innymi promocjami). 

   After using the serum, I apply a thick layer of night cream. Also by Love Me Green. It contains the magic Gatuline ingredient, also known as Bio-Botox. It decreases fine wrinkles and they are an increasingly common phenomenon. It also contains the royal jelly extract, argan oil, aloe, and Shea butter stimulating cell regeneration. This product can also boast COSMOS certificate. In this case, I’ve got a code that will give you a 20% discount on all products. It’s enough to use the following code while finishing your order at Love Me Green: LMG202019 (valid until 15 November).

* * *

   Po użyciu serum nakładam na twarz grubą warstwę kremu do stosowania na noc. Ten od Love Me Green zawiera magiczny składnik Gatuline, znany również jako Bio-Botox. Zmniejsza on drobne zmarszczki, a tych powoli nie brakuje. Zawiera też wyciąg z mleczka pszczelego, olej arganowy, aloes czy masło Shea, który stymuluje odnowę komórek. Ten produkt posiada również certyfikat COSMOS. W tym przypadku mam dla Was 20% kod zniżkowy na cały asortyment. Wystarczy, że wpiszecie w podsumowaniu ten kod: LMG202019 (ważny do 15 listopada) w sklepie Love Me Green.

   All right. The truth is that I just opened this jar, but I’d been using Reti Age Cream Anti Aging by Sesderma long before I was pregnant, and since I saw the effects already at that time, I decided to buy another jar. It is a very strong anti-wrinkle cream which will reduce discolouration, improve skin texture, and complexion. Despite the active ingredients, the skin tolerates the cream very well. The presence of growth factors improves the protective barrier and skin regeneration. The antioxidant  cocktail in the form of Ergotein, vitamin C and E and Pterostilbene protects against external factors.  
   In topestetic, you’ll find multiple sets at discounted prices. Reti Age is also available at a discounted price in the 1+1 promotion. If you are pondering whether this cosmetic line is appropriate for your skin type, you can also consult the cosmetologist available on the website.

* * *

    No dobrze. Prawda jest taka, że dopiero co otworzyłam ten słoiczek, ale Reti Age Cream Anti Aging od Sesderma używałam jeszcze na długo przed tym jak zaszłam w ciążę, a ponieważ już wtedy widziałam efekty to postanowiłam zaopatrzyć się w kolejną sztukę. To naprawdę silny krem przeciwzmarszczkowy, który redukuje przebarwienia, poprawia teksturę i koloryt skóry. Mimo aktywnych składników tolerancja kremu przez skórę jest bardzo wysoka. Zawartość czynników wzrostu przyczynia się do wzmocnienia bariery ochronnej i regeneracji skóry. Koktajl antyoksydacyjny w postaci Ergotioneiny, wit. C i E oraz Pterostilbenu chroni przed czynnikami zewnętrznymi. Cała linia Reti Age swoją siłę opiera na działaniu 3 molekuł retinolu zamkniętego w nanosomach.
   W sklepie topestetic dostępnych jest wiele zestawów promocyjnych na produkty tej marki i krem Reti Age jest również aktualnie w promocji 1+1. A jeżeli zastanawiacie się czy ta linia będzie odpowiednia dla Waszej skóry skorzystajcie z konsultacji z kosmetologiem na stronie sklepu."

   Now, I’d like to proceed to the most pleasant part of this post. I was trying to prepare a lemon soufflé, but my audacity had been punished – of course, it lost its bulk and even though it had a delicious taste I wouldn’t dare to show the effect on the blog. Maybe next time… Today’s recipe is tried and tested, delicious, simple, and very famous – even though probably not that popular in our country. "Dutch Baby” looks like a complicated French dessert. It comes from the USA and is nothing different than a…. baked pancake. Another way to prepare it makes the texture of the pastry considerably better, and the dessert itself (or breakfast) looks as if it was taken from Julia Child’s cookbook. I added pear and a little bit of sugar (the original recipe doesn’t feature it) so that the pastry is little sweeter.

* * *

   A teraz chciałabym przejść do najprzyjemniejszej części tego wpisu. Próbowałam przygotować dla Was suflet cytrynowy, ale moje zuchwalstwo zostało ukarane – oczywiście opadł i chociaż w smaku był wyśmienity, to nie śmiałabym pokazać efektów na blogu. Może następnym razem… Dzisiejszy przepis jest za to sprawdzony, pyszny, prosty i bardzo sławny, chociaż u nas chyba niezbyt popularny. "Dutch Baby" ("holenderski niemowlak") wygląda jak jakiś skomplikowany francuski deser, a tymczasem pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i jest niczym innym jak… pieczonym naleśnikiem. Inny sposób przygotowania powoduje jednak, że konsystencja ciasta jest o niebo lepsza, sam deser (lub śniadanie) wygląda jak z książki kucharskiej Julii Child. Ja dodałam do niego gruszkę i ciut cukru (oryginalny przepis go nie zawiera), aby ciasto samo w sobie było słodsze. 

 Wszystkie produkty znalazłam w Jadłosferze – jeśli sklep internetowy może mieć duszę, to tak jest właśnie w tym przypadku. Od razu widać, że asortyment wybierany jest z ogromnym zaangażowaniem. Ja wciąż nie mogłam przestać myśleć o marokańskiej paście orzechowej, która zjedliśmy w ciągu dwóch dni, więc przy okazji zrobiłam tam kolejne zakupy.  Konfitura z rabarbaru z różą, syrop z gruszki z wanilią oraz cytrynki z imbirem i miodem to idealne dopełnienie mojej jesiennej spiżarki (i perfekcyjne dodatki do tego przepisu). 

Ingredients for 2 portions:

3 eggs

1/2 glass of milk (125 ml)

1/2 glass of wheat flour

1 tablespoon of icing sugar

1 tablespoon of clarified butter (only using a traditional method)

1 teaspoon of vanilla or almond essence

1 pear

served with: icing sugar, syrup with pear and vanilla, sour cream

* * *

Składniki na dwie porcje:

3 jajka

1/2 szklanki mleka (125 ml)

1/2 szklanki mąki pszennej

1 łyżka cukru pudru

1 łyżka masła sklarowanego (tylko tradycyjną metodą)

1 łyżeczka esencji waniliowej lub migdałowej

1 gruszka

do podania: cukier puder, syrop z gruszką i wanilią, śmietana

Directions:

1. Take eggs and milk out of the fridge and wait until they reach room temperature (you can also place the eggs in warm water and heat up the milk a little bit).

2. Preheat the oven to 220ºC. Use the over function with upper heating element switched on – without convection mode. Wash, dry, stone, and slice the pear.

3. Whisk eggs with icing sugar until thick and fluffy. Add milk, flour, vanilla essence, and a pinch of salt. Place a spoonful of clarified butter in the pan that you can put in the oven (or a flat heat-resistant dish).

4. Mix the whole contents of the bowl. Take the pan out of the oven and pour it onto the pastry. Place the pear on top and put it back inside the oven. Bake for 15 minutes. The pastry should rise and be crispy on the outside and ideally soft on the inside.

5. Take it out of the oven. Pour some syrup over it. Sprinkle it with icing sugar and eat with your fingers. Real gourmets will enjoy a combination with creamy ice-cream.

* * *

Przygotowanie:
1. Wyjąć jajka i mleko z lodówki i poczekać aż uzyskają temperaturę pokojową (lub jajka włożyć do ciepłej wody, a mleko minimalnie podgrzać).

2. Piekarnik nagrzać do 220 stopni C. Koniecznie wybierzcie tryb w którym włączony jest górny opiekacz – bez termoobiegu. Gruszkę umyć, wysuszyć, wyciąć pestki i pokroić w plastry. 

3. Do miski wbić jajka i cukier puder i utrzeć trzepaczką na puszystą masę, dodać mleko, mąkę, esencją waniliową i szczyptę soli. Nałożyć łyżkę masła klarowanego na patelnię, którą można włożyć do piekarnika (lub płaskie naczynie żaroodporne) wstawić do rozgrzanego piekarnika. 

4. Zawartość miski dokładnie wymieszać aby powstała jednolita masa. Wyciągnąć patelnię z piekarnika, wlać na nią ciasto, ułożyć na wierzchu gruszkę i szybko wstawić z powrotem. Piec przez 15 minut. Ciasto powinno urosnąć, być chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. 

5. Wyjąć z piekarnika, polać syropem, posypać cukrem pudrem i jeść palcami. Prawdziwym smakoszom polecam dodać gałkę lodów śmietankowych.

coat / płaszcz – Zara // jeans / spodnie – Reformation // flats / baletki – Chanel // t-shirt – MLE Collection
 

 

 

 

Czy kosmetologiczne odkrycia XXI wieku to tylko chwyty marketingowe? Co naprawdę działa a kiedy producenci kosmetyków cynicznie kłamią?

   A long, long time ago, just like today, women wanted to look good and were applying different products to keep their youth and smooth skin. Since the times when Cleopatra bathed in goat milk, everything has changed in the field of cosmetology. The development of technology allows us now to land on Mars and clone animals so we can easily assume that cosmetics should be more effective than those used before the discovery of print, steam engine, penicillin, or radio. But is that really the case? Are novel and original ingredients and products better than what we’ve known for centuries? And maybe it’s only an advertising ploy to catch our attention and convince us to buy new products? Which ingredients are really effective, and which are only an ornamental caption on the packaging? Today’s post is to help you dispel your doubts.

* * *

   Dawno dawno temu, tak samo jak my dziś, kobiety chciały dobrze wyglądać i stosowały różne specyfiki, aby zachować młodość i gładką skórę. Od czasów, gdy Kleopatra kąpała się w kozim mleku w kosmetologii zmieniło się wszystko. Rozwój technologii pozwala nam teraz lądować na Marsie i klonować zwierzęta, można więc założyć, że kosmetyki powinny być znacznie bardziej skuteczne, niż przed wynalezieniem druku, silnika parowego, penicyliny czy radia. Ale czy tak jest w istocie? Czy to, co nowe, oryginalne, jest lepsze od tego, co znane od wieków? A może to tylko chwyt reklamowy, mający zwrócić naszą uwagę i przekonać do zakupu? Które składniki naprawdę działają, a które jedynie są ozdobnym napisem na opakowaniu? Dzisiejszy wpis jest po to, aby pomóc nam rozwiać te wątpliwości.

Snail slime  

   Slime used in the production of cosmetics is sourced from Helixa Aspersa Mullera snails. It is bred at specially prepared snail farms. Even though it might seem that it’s a novelty (the studies were started in the 90s, but I’ll write more about it in a second), the properties of snail slime have been known since the times of ancient Greeks – it was not only used to improve appearance, but also as medicine, especially to treat wounds. Since the 80s of the previous century, the slime caught the attention of the industry anew – after numerous studies that took more than a decade, a cream, and then other cosmetics, containing snail slime was created. The technique of sourcing of this precious slime is not that simple and some companies have their own ways to do that – for example, they put snails into vibration to increase the slime production. That’s why it’s important to check whether the product that we want to buy is cruelty free – it is a guarantee that animals don’t suffer during the production process.  

    The name of the ingredient itself is not that encouraging. That’s why it doesn’t come as a surprise that some people (especially men) don’t really understand how we can apply that on our skin. Probably most of you imagine the marks left by these little (cute?) creatures after a spell of rain.    

   But does it work at all? Snail slime is an ideal support for skin that needs regeneration. Since it has regenerative properties, it propels the healing of post-acne wounds and smoothes shallow wrinkles as well as scars and stretch marks. However, for the cosmetic to work, it really has to contain snail slime. That’s why you should always read the composition and look for something that contains “snail” in its name. You should also make sure that there is more than 5% of snail slime in the cosmetic (such information should be present on the package).

Precious collagen?  

   We know that collagen in precious that’s why we allow ourselves to be fooled by cosmetics that contain it. It seems to us that by rubbing into our skin, we’ll improve its state. You can't be further from the truth!  

   Collagen is responsible for the elasticity of our skin. Over time, we’ve got less and less of collagen the result of which are wrinkles. Cosmetic producers suggest that’s enough to rub it into our body. However, the problem is that collagen works only in the deep layers of our skin that are areas unreachable for any cream, gel, or serum. Our skin is secured by the calloused layer of epidermis which protects our organism against losing too much water and against chemical substances and germs. It’s a superb shield also for collagen whose particles are too large to break inside.

   A breakthrough was made in 2006, when Nature Biotechnology published an article proving that there exists a protein with a larger mass that has a chance to reach the deeper layers of our skin (it was discovered that skin has greater permeability that it had been assumed). On the basis of these studies, scientists started to work on a method to translate the discovery into new solutions in the world of cosmetics. This resulted in the analysis of collagen particles sourced from fish scales. From a chemical perspective, collagen in the form of tropocollagen molecules penetrates skin layers and reached dermis through skin pores. Fish collagen is additionally “able” to stimulate our organism to produce our own collagen which results in improved elasticity.  

When it comes to captions on packages, we often reach for creams that claim to have 100% of collagen concentration. Such concentration would turn our cream or serum into a jelly. 3% or 4% is the maximum. Don’t be fooled and in case of doubt, ask the seller.  

To sum up, creams with collages are effective only if appropriate technology is used. Unfortunately, not every producer that uses it boasts that fact. I found such cream here.

* * *

Śluz ślimaka

   Śluz stosowany w produkcji kosmetyków pozyskiwany jest ze ślimaka o nazwie Helixa Aspersa Mullera. Hoduje się go w specjalnie przystosowanych do tego fermach. Choć mogłoby się wydawać, że to nowość (dokładne badania zaczęto w latach 90., ale o tym za chwilę), właściwości śluzu ślimaków znane były już starożytnym Grekom – stosowano go nie tylko dla poprawy urody, ale jako środek leczniczy, zwłaszcza na rany. Od lat 80. poprzedniego wieku na nowo zaczęto interesować się tym składnikiem – po licznych badaniach, które trwały ponad dekadę, stworzono krem, a później inne specyfiki zawierające ślimaczy śluz. Technika zbierania tej cudownej mazi nie jest łatwa, a niektóre firmy mają swoje sekretne sposoby – np. wprowadzają ślimaki w wibrację, by zwiększyć produkcję śluzu. Dlatego ważne, żeby przed zakupem sprawdzić, czy na opakowaniu jest napis „cruelty free” – to gwarancja, że zwierzęta nie cierpią podczas „produkcji”.

   Sama nazwa składnika brzmi dość zniechęcająco. Nic dziwnego, że niektórzy (zwłaszcza mężczyźni) zupełnie nie rozumieją tego, jak możemy godzić się na styczność naszej skóry z czymś takim. Pewnie większość ma przed oczami ślady zostawiane po deszczu przez te małe (urocze?) stworzonka.

   Ale czy to w ogóle działa? Śluz ślimaka jest doskonałym wsparciem dla skóry, która potrzebuje regeneracji. Skoro ma właściwości naprawcze, przyspiesza gojenie się ran potrądzikowych, ale i wygładza zmarszczki płytkie oraz blizny i rozstępy. Żeby jednak kosmetyk zadziałał, musi naprawdę zawierać w składzie śluz. Dlatego zawsze czytajmy spis składników i po pierwsze szukajmy czegoś z nazwą „snail”, a po drugie upewnijmy się, że jest go więcej niż 5% (taka informacja powinna znaleźć się na opakowaniu).

Cenny kolagen?

   Wiemy jak cenny jest dla nas kolagen, dlatego łatwo dajemy się nabrać na kosmetyki, które mają go w swoim składzie. Wydaje nam się, że wcierając go w skórę, znacznie poprawiamy jej kondycję. Nic bardziej mylnego!

   Kolagen odpowiada za elastyczność skóry. Z upływem czasu jest go coraz mniej, dlatego pojawiają się zmarszczki. Producenci kosmetyków sugerują, że wystarczy go uzupełnić wsmarowując w ciało. Problem jednak w tym, że kolagen działa w głębokich warstwach skóry, do której krem, żel, serum nie mają szansy dotrzeć. Nasza skóra zabezpieczona jest zrogowaciałą warstwą naskórka, która pilnuje, by z organizmu nie uciekało za dużo wody, a substancje chemiczne i drobnoustroje nie dostawały się do wewnątrz. To doskonała tarcza także dla kolagenu, którego cząsteczki są zbyt duże, by przebić się do środka.

   Przełom nastąpił w 2006 roku, kiedy na łamach „Nature Biotechnology” udowodniono, że istnieje białko o większej masie, które ma szansę przedostać się przez skórę głębiej (odkryto, że skóra ma większą przepuszczalność niż sądzono). Na podstawie tych badań zaczęto opracowywać metodę przełożenia tego odkrycia na skuteczność kosmetyków, aż dotarto do analizy cząstek kolagenu pozyskiwanego z rybich skór. Chemicznie to ujmując kolagen w postaci cząstek tropokolagenu przenika do skóry właściwej, a jego „drzwiami” są pory skórne. Kolagen rybi dodatkowo „potrafi” stymulować organizm do produkcji własnego kolagenu, co realnie przekłada się na elastyczność skóry.

   Co do napisów na opakowaniach, bardzo często sięgamy po produkty 100% kolagen. Takie stężenie sprawiłoby, że mielibyśmy do czynienia z twardą galaretką, a nie płynem czy kremem. 3% lub 4% to maksimum. Nie dajmy się nabrać i w razie wątpliwości dopytajmy o szczegóły sprzedawcę.

   Reasumując, kremy z kolagenem są skuteczne tylko wtedy, jeśli zastosowana jest odpowiednia technologia. Niestety, nie każdy producent, który ją stosuje potrafi się tym pochwalić. Ja znalazłam taki krem tutaj.

Controversial vitamin C  

   Did you know that vitamin C sparks heated emotions, even similar to vaccines, carrying children in carriers, or using cinnamon in face masks? Some use this ingredient as a cure for everything and in all forms, others perceive it as the greatest myth of our times. What’s the truth?  

   Vitamin C works and may have beneficial influence on our health and beauty problems, but it has to be appropriately applied. That’s why whenever your choice is dictated by the fact that vitamin C is one of the cream ingredients, you should forget about this product altogether. Lipids, and that’s how it is served in a cream, are a terrible medium. You’ll notice it’s effect only when you’ll use it in a liquid form, that is in a concentrated serum. Vitamin C can be added as ascorbic acid. It has been present on the market in this form for years. However, people with sensitive skin should pass on applying it. I know something about it as I once used too much and I ended up with an unpleasant skin irritation. Back then, I thought that the more, the better so I learned that I should always meticulously follow instruction and do tests in areas that aren’t immediately visible (e. g. behind your ears). However, getting back to ascorbic acid – it’s the cheapest option, but it has a major drawback – a short expiry date.  

   When it comes to delicate skin types, it’s worth using vitamin C in the form of tetrahexyldecyl ascorbate that is not only milder, but also has a longer expiry date after you open it. It also works in lower concentrations and it can be bought in the form of oil (oil serum).  There is also ascorbyl glucoside, that is vitamin C that reaches deeper skin layers. It works for a longer period of time, but the effects are less visible from the outside.  

   The fact that vitamin C works wonders when it comes to wrinkles is common knowledge (everything is useful in our battle against wrinkles in today’s world as these are our greatest enemies). However, the most important effect that we get after applying a serum with vitamin C is the improvement of our complexion. Skin that has been treated with vitamin C has visible smaller pores and gains youthful elasticity. Good cosmetics can also visibly brighten our skin already after 2 weeks. Grey lacklustre complexion will gain healthy colour. Discolorations, even though resulting from acne, have a change to disappear (or be less visible). Additionally, an appropriately chosen serum will help you with leaking blood vessels – vitamin C tightens them and improves blood circulation.  

   Supplementing vitamin C in order to improve the appearance of your skin is hopeless (skin is the element in the chain that is reached last if you consume vitamin C in that particular oral form). That’s why we need to take action on the outside if we want to improve the appearance of our skin. Recently, I recommended vitamin C serum by Timeless (you can find the post here) and I still think that the product is superb, yet I’d like to check out another brand after I am finished with the bottle. I confess – I saw these products on Instagram belonging to one of the Kardashians and I just “had to try”. Paula's Choice is not popular in Poland (but you can easily get it from a Polish distributer – Cosibella.pl), but I think that it’s only a matter of time and it will settle on our market for good. The great asset of „C15 Super Booster” is that it doesn’t prick your skin after application. It can be mixed with face cream and used on an everyday basis. It’s strong enough to brighten all types of sun discolorations.

Pure truth – coenzyme Q10  

   Products with coenzyme Q10 should be the first ones that are used in anti-aging cosmetics that we use in our twenties. Dermatologists are blunt about its effectiveness in getting rid of small wrinkles and making deeper ones shallower. It’s also great for improving skin elasticity. It’s one of the most effective methods in fighting wrinkles. It has been proved that it is an ingredient protecting against ageing of skin suffering from too long sun exposure. More specialist cosmetics decrease the symptoms of inflammation, including acne (common and erythemosa) and atopic dermatitis.  

   What’s behind the coenzyme known to all women? It was discovered by professor Karl Folkers at the end of the 50s (it was sourced from an ox’s heart. The Japanese, in turn, were able to devise a method of mass “production”. The extent and importance of these achievements are corroborated by the fact that coenzyme Q10 is referred to by some as the greatest scientific achievement of the 20th century.  

   Our organisms stop producing it in an appropriate amount already around our 25th birthday. And the problem doesn’t only concern the state of our skin, but also our arteries and, at the same time, our fitness – as Q10 is responsible not only for our appearance, but also for our general health. In 2005 also in Japan, it was proved that the best results are yield when you combine cosmetics with an appropriately adjusted diet. It’s important that coenzyme Q10 is applied with fats (as a medium). That’s why we need to consume it, for example, accompanied by olive oil. Its greatest concentration can be found in fish, giblets, broccoli, and spinach.

* * *

Kontrowersyjna Witamina C

   Wiecie, że temat Witaminy C budzi na forach internetowych podobne emocje, jak szczepionki, noszenie dzieci w nosidełku lub stosowanie cynamonu w maseczkach? Jedni ten składnik stosują na wszystko i w każdej postaci, inni mają go za największy mit naszych czasów. Jaka jest prawda?

   Witamina C działa i może poprawić pewne sprawy zdrowotne czy urodowe, ale musi być odpowiednio podana. Dlatego jeśli wybór jakiegoś kremu podyktowany jest wyłącznie tym, że wymieniona jest w składzie, od razu odpuśćmy. Lipidy, a tak podana jest w kremie, są dla niej fatalnym nośnikiem. Efekt jej działania zauważymy dopiero, gdy sięgniemy po kosmetyki w formie płynnej, czyli skoncentrowanego serum. Witamina C może być dodawana jako kwas askorbinowy. Tak funkcjonuje na rynku od lat, ale o ile jej skuteczności raczej nie da się podważyć, o tyle osoby o wrażliwej skórze nie powinny jej stosować. Wiem coś o tym, bo kiedyś przesadziłam i skończyłam z nieprzyjemnym podrażnieniem. Wydawało mi się wtedy, że im więcej tym lepiej, co nauczyło mnie dokładnego przestrzegania instrukcji i robienia testów w niewidocznym miejscu (np, za uchem). Wracając jednak do kwasu askorbinowego – to najtańsza opcja, ma jednak wadę w postaci krótkiego terminu przydatności – nie wolno przekroczyć 3 miesięcy po otwarciu, a opakowanie trzeba przechowywać w ciemnym pomieszczeniu lub lodówce.

   Przy delikatniejszej cerze warto stosować Witaminę C w postaci tetraizopalmitynianu askorbylu, który nie tylko jest bardziej łagodny, ale ma o wiele dłuższy termin ważności po otwarciu. Działa już w mniejszym stężeniu i można go kupić jako olejek (olejowe serum).  Jest jeszcze glukozyd askorbylu, czyli witamina C, która wnika w głębsze warstwy, działa tam dłużej, choć na zewnątrz efekty są mniej widoczne.

   To że Witamina C działa na zmarszczki jest dość oczywiste (wszystko w dzisiejszych czasach działa na zmarszczki, w końcu to główny wróg). Najważniejszym jednak efektem jaki osiągniemy po zastosowaniu serum z witaminą C jest poprawa kolorytu cery. Skóra potraktowana Witaminą C ma widocznie zmniejszone pory i nabiera młodzieńczej elastyczności. Dobre kosmetyki mogą zauważalnie rozświetlić skórę już po 2 tygodniach stosowania. Szara, ziemista cera nabierze zdrowego kolorytu. Przebarwienia, nawet te po trądziku, mają szansę zniknąć (lub stać się mniej widoczne). Dodatkowo odpowiednio dobrane  serum rozwiązuje kłopoty z rozszerzonymi i pękającymi naczynkami – witamina C uszczelnia je i poprawia cyrkulację krwi.

   Suplementowanie witaminy C w celu poprawienia stanu skóry jest bez sensu (skóra jest ostatnim ogniwem, do którego dociera po jej doustnym przyjmowaniu). Dlatego jeśli chcemy zadbać o jej wygląd, musimy działać od zewnątrz. Ostatnio polecałam Wam serum Timeless z Witaminą C (tutaj wpis) i nadal uważam, że jest to świetny produkt, ale po jego wykończeniu chciałam wypróbować inną markę. Przyznaję się – widziałam te produkty na Instagramie u którejś z Kardashianek i „dałam się namówić”. Paula's Choice nie jest popularny w Polsce (można go jednak bez problemu zamówić przez polskiego dystrybutora – Cosibella.pl), ale myślę, że to kwestia czasu kiedy u nas zadomowi się na dłużej. Ogromną zaletą „C15 Super Booster” jest to, że nie szczypie po aplikacji. Można go mieszać z kremem do twarzy i używać na co dzień. Jest na tyle silny, że rozświetla nawet niewielkie przebarwienia po słońcu.

Czysta prawda, czyli koenzym Q10

   Produkty z koenzymem Q10 powinny być pierwszymi przeciwzmarszczkowymi kosmetykami, po które sięgamy jeszcze przed trzydziestką. Dermatolodzy wprost mówią, o ich skuteczności w niwelowaniu drobnych zmarszczek, spłycaniu większych i poprawianiu elastyczności skóry. To jedna z najskuteczniejszych metod w walce ze zmarszczkami. Udowodniono, że jest to składnik chroniący przed starzeniem się skóry spowodowanym nadmierną ekspozycją na słońce. Bardziej specjalistyczne kosmetyki zmniejszają objawy stanów zapalnych, między innymi trądziku (pospolitego, różowatego) i atopowego zapalenia skóry.

   Pytanie, czym jest koenzym o nazwie, którą zna każda kobieta? Odkrył go profesor Karl Folkers pod koniec lat pięćdziesiątych (wyodrębniony został z wołowego serca). Japończykom natomiast udało się stworzyć metodę masowej „produkcji”. O wadze tych dokonań niech świadczy fakt, że odkrycie koenzymu Q10 w niektórych kręgach nazywane jest największym osiągnięciem nauki XX wieku.

   Nasze organizmy zaprzestają produkcji odpowiedniej ilości koenzymu już w okolicach 25 urodzin. I zmartwienie nie dotyczy jedynie stanu naszej skóry, ale i naszych tętnic, a tym samym ogólnej wydolności – bo Q10 odpowiada nie tylko za wygląd, ale również za nasze ogólne zdrowie). W 2005 roku także w Japonii dowiedziono, że najlepsze rezultaty daje połączenie kosmetyków z odpowiednio dobraną dietą. Ważne, by koenzym Q10 miał towarzystwo tłuszczów (jako nośnika), dlatego spożywajmy go np. z oliwą z oliwek. A najwięcej znajdziemy go w rybach, podrobach, brokułach i szpinaku.

Teraz w sklepie Love me Green obowiązuje 20% zniżka na cały asortyment (promocja trwa do 15 listopada). Wystarczy użyć kodu: LMG202019 . Udanych zakupów :)

Kind mother nature  

   I won’t go into analysing the properties of swallows’ nests, bulls’ semen, and other thing. I’d rather focus on the less extravagant ingredients that don’t have to be gathered during the full moon on some kind of exotic island. Our backyard is full of undervalued blessings that bring better results than the drug store bestsellers.   Something what works doesn’t have to me a substance with an original name that is an extract from a strange plant or an effect of the rituals of an exotic animal. Sometimes you don’t have to smash the molecules to create an effective cosmetic – you can just use formulas that have been around for years. Maybe walking barefoot around the garden and gathering herbs is too much, but the knowledge about the properties of honey or nuts will be really helpful.  

   The already mentioned honey is a precious ingredient in itself – the fall season is coming, and I don’t really know a better way to get rid of chapped lips than a honey mask (it’s enough to apply it on your lips for a few minutes). Its antibacterial and anti-inflammatory properties will also help you to tackle acne – wounds are healing faster, and the scars and discolorations are scarcer. Dry and fatigued skin that is treated with honey regains its lustre and appropriate level of moisturisation. The cosmetic isn’t worth our attention if it’s not reversing time – owing to the presence of vitamin (A, E, C) honey battles free radicals and delays the appearance of deep wrinkles.  

   Nuts, in turn, are best in their oily form – on the condition that these are pure oil, without the addition of chemical substances – they can be only enriched with vitamins. You’ll find information on that on the packaging – the list on ingredients shouldn’t be longer than 2-3 items.  

   It is one of the better hair cosmetics: brittle and fragile hair will be thankful for the sweet almond oil – it will regenerate, moisturise, and protect it against the harmful hair dryer and sun rays. Almond oil is the main ingredient of my beloved body balm by Love Me Green – a brand whose formulas are developed with the use of the recent innovations and discoveries of natural cosmetics industry. Additionally, they have really beautiful fragrances as they contain various extracts and plant oils. Now, I’ve hot one that smells of green tea. In turn, the state of your hair suffering from split ends will be improved by argan oil – it will strengthen is and help you to battle dandruff. For falling hair, it’s best to use coconut oil sourced from coconut pulp – it will make your hair soft and shiny. It also strengthens our hair bulbs and cares for curly hair.

* * *

Łaskawa matka natura

   Odpuszczę analizowanie właściwości gniazd jaskółek, nasienia byków i innych. Wolę się skupić na mniej ekstrawaganckich składnikach, których nie trzeba zbierać przy pełni księżyca na jakiejś egzotycznej wyspie. Na naszym podwórku znajdziemy wiele niedocenianych dobrodziejstw, o działaniu często lepszym niż większość drogeryjnych bestsellerów.

   Coś, co działa, wcale nie musi być substancją o oryginalnej nazwie będącą ekstraktem z dziwnej rośliny lub efektem działań egzotycznego zwierzęcia. Czasami nie trzeba rozbijać molekuł, aby stworzyć skuteczny kosmetyk – można sięgnąć po receptury znane od wielu lat. Może chodzenie boso po ogródku i zbieranie ziół to za dużo, ale wiedza o właściwościach np. miodu czy orzechów bardzo się przyda.

   Wspomniany miód sam w sobie działa doskonale – zbliża się jesień, a ja nie znam lepszego sposobu na spierzchnięte usta, niż miodowa maseczka (wystarczy posmarować i potrzymać kilka minut). Jego antybakteryjne i przeciwzapalne właściwości pomagają w walce z trądzikiem – rany goją się szybciej, a blizny i przebarwienia są rzadsze. Sucha i zmęczona skóra potraktowana miodem odzyskuje blask i odpowiedni poziom nawilżenia. Co to byłby za kosmetyk, jeśli nie odmładzałby naszej skóry – dzięki zawartości witamin (A,E,C) przeciwdziała wolnym rodnikom i opóźnia pogłębianie się zmarszczek.

   Orzechy natomiast polecam w postaci olejków – pod warunkiem, że są to czyste olejki, bez dodatku chemii – ewentualnie z witaminami. Informacje na ten temat znajdziecie na opakowaniu – lista składników nie powinna przekraczać 2-3 pozycji.

   To jeden z lepszych kosmetyków na włosy: kruche i łamliwe podziękują za olejek ze słodkich migdałów – zregeneruje je, nawilży i będzie chronił przed szkodliwym ciepłem z suszarki oraz promieniami słonecznymi. Olejek migdałowy jest głównym składnikiem mojego ukochanego balsamu do ciała od Love Me Green – marki, której receptury są opracowane z wykorzystaniem ostatnich dokonań i osiągnięć kosmetyki naturalnej. Do tego wyjątkowo pięknie pachną, ponieważ zawierają różne ekstrakty i olejki roślinne. Teraz mam ten o zapachu zielonej herbaty. Z kolei kondycję włosów z rozdwajającymi się końcówkami poprawi olejek arganowy – wzmocni je, wygładzi i pomoże w walce z łupieżem. Na wypadające włosy natomiast najlepiej zadziała pozyskiwany z miąższu kokosa olejek kokosowy – sprawi, że staną się miękkie i lśnią. Wzmacnia także cebulki i dba o włosy kręcone.

Last Month

  Preparing posts from this cycle always requires a short analysis of the previous month. The post contains only a tad of the photos that I take – for obvious reasons, I want to show you only the most “interesting” moments, but I’ve been slowly coming to a conclusion that it presents a blurred reality. The content in social media (and on blogs) always undergoes the process of selection, even if its authors really don’t want to lie – they don't want to show simple regular everyday life for the hundredth time. That’s why I try to sneak only a little bit of it so that you are not bored. Still, it’s the sweet routine that is the greatest and the most beautiful adventure for me now. Check out the few snapshots of the last holiday weeks :).

* * * 

   Przygotowywanie wpisów z tego cyklu zawsze wymusza na mnie krótką analizę minionego miesiąca. Do publikacji trafia zwykle promil zdjęć, które robię – z oczywistych względów chcę pokazać Wam te "najciekawsze" momenty, ale powoli dochodzę do wniosku, że nieuchronnie prowadzi to do zakrzywiania rzeczywistości. Treści w mediach społecznościowych (i na blogach) zawsze poddawane są selekcji, nawet jeśli ich autorzy wcale nie chcą kłamać – po co przecież pokazywać czytelnikom kadry zwykłej, powtarzalnej codzienności po raz setny? Staram się więć przemycać zaledwie jej cząstkę, żeby Was nie znudzić, chociaż to właśnie ta słodka rutyna jest dziś dla mnie największą i najpiękniejszą przygodą. Zapraszam na kilka ujęć z ostatnich wakacyjnych tygodni :). 

Na początek moje kulinarne niziny ;). Awokado ratuje mnie ostatnio non stop. Tu z rukolą, łososiem wędzonym, kroplą oliwy truflowej i świeżym pieprzem. Z orzechową pastą marokańską i chlebkiem jaglanym również bardzo pyszne!

Wersja "na skąpca" czyli z rukolą, oliwą i suszoną żurawiną. 1. Uprzedzam Wasze pytania o sukienkę – mam ją kilka sezonów i pochodzi z Zary. // 2. Widziałyście już nowe wydanie Vogue? Moc jesiennych inspiracji czeka w środku. // 3. Czy mi się wydaje, czy zaczynają żółknąć? // 4. Makaron i mule.

Moje domowe biuro. To tutaj pracuję jeśli tylko maluch mi na to pozwoli ;). 

1. Nową pościel trzeba przecież "przetestować".  // 2. Ten idealny golf będzie można kupić już w ten piątek. // 3. Moje "perełki" i nie tylko. Kolczyki i pierścionki są z tegorocznej kolekcji YES. // 4. Sięgamy po coraz więcej. //

Portos skończył w tym miesiącu trzy lata! Ciężko mi w to uwierzyć, bo wciąż zachowuje się jak szczeniak :). Kochana Monika przyniosła w dniu jego święta parę smakołyków – jak widać, Porti bardzo się ucieszył. 

Kadry z najnowszej, jesienno-zimowej sesji dla MLE Collection. Zamek w Mosznej to naprawdę niezwykłe miejsce. Na efekty musicie jeszcze trochę poczekać, ale już teraz mam dla Was kilka ujęć z backstage'u.Prawie jak w Hogwarcie.1. Jak z bajki. Albo filmu grozy ;). // 2. Przy sesji czuwały dziewczyny z 2in. // 3. A może tu zrobimy kolejne zdjęcie? // 4.Tuż po przybyciu do zamku. Czasem wystarczy jeden leniwy poranek, aby poczuć pełnię szczęścia. Kocham te nasze sielskie widoki.  Oglądamy księżyc. Opowiadam o moich ulubionych gwiazdozbiorach, o Perseuszu, Andromedzie i Wielkiej Niedźwiedzicy. Nieidealny. Gdy twoja mama zdobywa świat…… a ty próbujesz wygrzebać się z dresów ;). 

Konkurs na nianię rozstrzygnięty.

Po wielu (wielu, wielu) miesiącach wesele naszych przyjaciół zmusiło mnie do pierwszej od dawna imprezy ;). 

Było super! 

O ten złoty zegarek pytałyście mnie nieskończenie wiele razy. Jest od marki Obaku.

W środku efekt pracy wyłącznie polskich fotografów. Jeśli nie widziałyście jeszcze wrześniowego wydania polskiego magazynu Vogue to pędźcie do kiosków!

Z pewnością nie jestem co raz młodsza, ale nigdy nie czułam się z samą sobą tak dobrze :). Weekendy.W podróży.1. Działkowanie. // 2. I tradycyjnie już – Portos prosi o własną rubrykę na blogu. Damy mu szansę? // 3. Gdy starsza koleżanka chce pochwalić się swoimi Barbie. Na wspólną zabawę trzeba niestety jeszcze trochę poczekać. // 4. Ostatne dni wakacji. //

"My sun, my moon and all my stars."Instagram pękał w szwach od pytań dotyczących tej sukienki. I w ogóle się Wam nie dziwię, bo jest świetna. Można ją kupić w sklepie SHOWROOM (marka NAGO), jest wykonana z bawełny organicznej i leży idealnie.

Dni są coraz krótsze, noce coraz dłuższe, ale i tak cieszę się na jesień. Żegnam lato z uśmiechem na ustach i zabieram się za małe blogowe ulepszenia. Spokojnej nocy!

* * *

 

 

Z cyklu „oszukać przeznaczenie” , czyli jak kobiety, które wyglądają młodziej niż wskazuje ich metryka, dbają o skórę

   We would like to believe that beauty has no age. Unfortunately, we can easily find many scientific proofs that youth is perceived as attractive. The studies of thirty seven cultures conducted by David M. Buss, a psychology professor from Berkley University, showed that all men prefer younger women. Scandinavians expect the smallest age difference (two years), whereas Nigerians and Zambians expect the biggest age difference (seven years).  

   Fortunately, we live in times when our worth is no longer measured by our reproductive capabilities (and it should never be measured that way). Today, the beautiful 20-year olds aren’t the ones who spark the greatest emotional arousal – these are women who are able to withstand the time. The headlines of online news are more often focusing on the incredible shape of celebrities and appearance that doesn’t match the date of their birth. Grażyna Torbicka, Jennifer Aniston, Kinga Rusin are a proof that beauty not only doesn’t fade, but that you can also get the additional glow over the years. You don't believe me? Check out the last cover of Elle magazine. Magdalena Cielecka has redone a bold photo shoot that she did 15 years ago. When you look at both of these photo shoots, the new one and the one taken more than a decade ago, you’ll have difficulties in deciding which one is better. However, let’s get to the crux of the matter – I found a few credible pieces of information concerning the skin care of our timeless beauties.

* * *

   Chciałoby się wierzyć w to, że piękno nie ma wieku. Niestety bez problemu znajdziemy dużo naukowych dowodów na to, że młodość uznawana jest za atrakcyjną. Badania trzydziestu siedmiu kultur przeprowadzone przez profesora psychologii ewolucyjnej Davida M. Bussa (Uniwersytet w Berkeley) wykazały, że we wszystkich mężczyźni wolą młodsze kobiety. Najmniejszej różnicy wieku (dwuletniej) oczekują Skandynawowie, a największej (siedmioletniej) mieszkańcy Nigerii i Zambii.
   Na szczęście żyjemy w czasach, w których nasza wartość nie jest już (i nigdy nie powinna być) mierzona reprodukcyjnymi możliwościami. Dziś najwięcej emocji wzbudzają nie piękne dwudziestolatki tylko kobiety, którym udaje się czas oszukać. Tytuły internetowych newsów coraz częściej skupiają się na niesamowitej formie gwiazd, o wyglądzie niepasującym do daty urodzenia. Grażyna Torbicka, Jennifer Aniston, Kinga Rusin to dowody na to, że piękno nie tylko nie przemija, ale z wiekiem może nabrać dodatkowego blasku. Nie wierzycie? To zerknijcie na ostatnią okładkę magazynu Elle. Magdalena Cielecka po 15 latach powtórzyła odważną sesję i porównując zdjęcia wykonane dziś i ponad dekadę temu ciężko stwierdzić, na których wygląda lepiej. Przejdźmy jednak do konkretów – wyszperałam kilka wiarygodnych informacji na temat pielęgnacji naszych ponadczasowych piękności.

Victoria Beckham, age 45

   If you closely follow Victoria Beckham’s Instagram, you’ll surely see her meticulous approach to the topic of skin care – she often shows her daily rituals on Instastories (the main Instastory is “VB Beauty” which is worth watching). Interestingly, when you look at her current photos, Victoria looks younger than five years ago. What’s her secret? She loves unconventional cosmetics – sometimes brushing against eccentricity – an example here might be a face cream created by a German dermatologist, Sturm MD, which contains Victoria’s blood as one of the ingredients (it costs almost PLN 5,000 for a jar… and you can order it in Poland, so if you’d like to apply some cream instead of watching TV or getting a new iPhone, I’ll leave you the link ;)). According to Glamour, Victoria is a fan of a drug store brand, Weleda, which looks at first glance like an old syrup found in a grandmother’s cupboard or grandfather’s foot cream. However, it’s really comforting that such a celebrity believes in the power of natural ingredients known for centuries. I found a Polish counterpart – Samarite has created an emulsion/balm that combines such gems as almond oil, avocado oil, sunflower seeds oil, whitened beeswax, or olive oil with substances of the latest generation. „Supreme Balm” is a cosmetics that has 33 application purposes. I’m sure that this cosmetic won’t be wasted.

* * *

Victoria Beckham, lat 45
   Jeśli uważnie śledzicie Instagram Victorii Beckham na pewno zauważyłyście jak skrupulatnie podchodzi do tematu pielęgnacji – bardzo często pokazuje swoje codzienne rytuały na Instastories (na pierwszym miejscu jej zapisanych relacji jest „VB Beauty” – warto obejrzeć). Co ciekawe, przyglądając się jej aktualnym zdjęciom zobaczycie, że Victoria wygląda teraz młodziej niż pięć lat temu. Na czym polega jej sekret? Uwielbia niekonwencjonalne kosmetyki, czasami ocierające się o dziwactwo – na przykład krem do twarzy stworzony przez niemiecką dermatolog dr Sturm, w którego skład wchodzi krew Victorii (kosztuje prawie 5 tysięcy złotych za słoik… i można go zamówić w Polsce, więc jeśli ktoś chciałby mazidło zamiast telewizora, czy nowego ajfona to tu jest link ;)). Według Glamour Vicotia jest fanką aptecznej marki Weleda, które na pierwszy rzut oka wyglądają trochę jak syrop z szafki babci czy krem do stóp dziadka. To jednak pocieszające, że taka gwiazda wierzy w działanie naturalnych i znanych od setek lat składników naturalnych. Poszukałam polskiego odpowiednika – marka Samarite stworzyła emulsjo-balsam, który łączy takie skarby kosmetologii, jak olej ze słodkich migdałów, z awokado, nasion słonecznika, bielony wosk pszczeli czy oliwę z oliwek z substancjami najnowszej generacji. Balsam „Supreme Balm” to kosmetyk o trzydziestu trzech zastosowaniach. Jestem pewna, że ten kosmetyk mi się nie zmarnuje.

Jennifer Lopez, age 50  

   Even yesterday, I saw her photos on one of the online gossip websites with a headline “Younger and younger Jennifer Lopes took her fiancé and her toned belly for a date”. Even though the American is already 50 years old this year, she still sparks awe with her perfect figure and surprisingly young appearance that is envied by many friends from the music world – even those who were born two decades earlier. I remember how I was practicing the choreographies from her music videos – I knew them by heart and I would lie if I said that there have been significant changes in her appearance since then. People from her surroundings reveal that it’s owing to maintaining a perfect physical shape. J.Lo is relentless and never skips workouts. She also keeps her diet in check – as she highlighted herself in the US Weekly:

 “I don't drink coffee or alcohol, I don’t smoke as cigarettes have a devastating effect on the skin. I eat a lot of vegetables: Brussels sprout, broccoli, and kale. I avoid the sun and I don’t sunbathe. I almost always wear sunglasses as the rays have negative influence on the skin of our face and it propels ageing.”  

   In order to protect herself against the negative influence of the sun, Jennifer never leaves her house without a proper sun cream with SPF50 and it doesn’t matter whether it’s summer or winter. She also always has mattifying tissues on her. Jennifer Lopez pays attention to appropriate miniaturisation and appropriate removal of makeup. The singer has her own way for that – she uses lavender tissues for makeup removal. They soothe the skin and remove impurities.  

   While searching for an appropriate makeup removal cosmetic, remember that it has to be effective enough to quickly dissolve your makeup. Otherwise, you’ll have to use greater force to rub it in which will irritate the skin (and by that, it will make your skin lose its delicate look over time). If you are searching for a tested makeup removal product, I can recommend Hello Body „Coco Melt" – it’s a makeup removal balm which turns into oil on your skin and removes makeup and impurities in next to no time. As all Hello Body products, it delicately smells of coconut. I feel that this product will get to the January post about the best cosmetics of this year. Note! You’ll get a 25% discount with code MLE25. It will decrease the value of your whole shopping cart.

Kinga Rusin, age 48  

   I’ll do anything to get the list of all the treatments used by Kinga Rusin. I would believe in everything she says and I’d immediately start doing everything that she recommends. Kinga’s youthful appearance has become the showcase of herself and the brand that she started. I can easily say that Kinga has mastered the deception of time. How does she do it? In one of the interviews, she said:  

   “You need to take care of your body like you take care of your face. Tap water full of conditioners, polluted air, intense sunbathing, chemical substances in our food accelerate the ageing process of our skin which becomes dry and weak” – Kinga has a balanced diet, she doesn’t eat much meat, she moves a lot, and loves natural cosmetics. What else do we have to do to look like her? Her Instagram shows the whole procedure:  

   “In the evening I drink a lemon balm infusion to have a better sleep and soothe the nerves. In the morning, instead of coffee, I drinks high-quality leafy green tea. After getting up, I stretch for 5 minutes by the open window and up the workers! A quick shower with cold water. Then I apply vanilla oil onto still wet skin (it will wake up both the body and the senses). For the under eye area, a reliable mix will be Ekoampułka4 and FACE eye cream applied after a short moment. Without them, I stopped resembling myself after a few-day marathon at work. Before applying makeup, I always use a smoothing and tightening Ekoampułka1 and a thin layer of FACE day cream. For the night, after a whole day of running errands in makeup, I cleanse my face thoroughly (micellar water + Pat&Rub toner) and a regenerating Ekoampułka2. For the under eye area, the same thing as in the morning (Ekoampułka4 and under eye cream), and to finish off FACE night cream (a slightly thicker layer). The short, yet deep, sleep (which is guaranteed thanks to lemon balm) and… you’re right at square one again” – source Instagram @kingarusin.

* * *

Jennifer Lopez, lat 50

   Nie dalej jak wczoraj, na jednym z portali plotkarskich pojawiły się zdjęcia paparazzi okraszone tytułem „Coraz młodsza Jennifer Lopez zabrała narzeczonego i swój UMIĘŚNIONY BRZUCH na randkę”. Choć Amerykanka skończyła w tym roku 50 lat, nadal zachwyca figurą dwudziestolatki i zaskakująco młodym wyglądem, którego zazdrościć jej mogą koleżanki z branży urodzone nawet dwie dekady później. Pamiętam, jak w podstawówce ćwiczyłam układy z jej teledysków – znałam je wszystkie na pamięć i skłamałabym gdybym powiedziała, że od tego czasu w wyglądzie J.LO uwidoczniły się znaczące zmiany. Osoby z jej otoczenia zdradzają, że to dzięki utrzymywaniu doskonałej formy fizycznej. J.Lo nie stosuje taryfy ulgowej i nigdy nie odpuszcza treningów. Pilnuje także swojej diety – jak sama podkreśliła w wywiadzie dla US Weekly:

   „Nie piję kawy ani alkoholu, nie palę papierosów, bo mają straszny wpływ na skórę. Jem bardzo dużo warzyw: brukselek, brokułów i jarmużu. Unikam słońca i nie opalam się, prawie zawsze noszę okulary przeciwsłoneczne, bo promieniowanie źle wpływa na skórę twarzy i przyspiesza jej starzenie”

   Aby uchronić się przed szkodliwymi skutkami promieniowania UV, Jennifer nigdy nie wychodzi bez użycia kremu z filtrem SPF 50 i nie ma znaczenia, czy jest to lato, czy zima. Zawsze ma też przy sobie chusteczki matujące. Jennifer Lopez zwraca też uwagę na odpowiednie nawilżanie i przede wszystkim skuteczne zmywanie makijażu. Piosenkarka ma na to swój sposób – do demakijażu używa lawendowych chusteczek, które koją skórę, usuwając zanieczyszczenia.

   Szukając odpowiedniego kosmetyku do demakijażu pamiętajcie, że musi być na tyle skuteczny, aby szybko rozpuszczał makijaż. W innym wypadku będziecie musiały mocniej go wcierać, co podrażni skórę (a tym samym sprawi, że z biegiem lat utraci swój delikatny wygląd). Jeśli poszukujecie sprawdzonego produktu do demakijażu to mogę Wam polecić Hello Body „Coco Melt" – jest to balsam do demakijażu, który z konsystencji z balsamu zmienia się w olejek i w sposób niezawodny usuwa makijaż oraz zabrudzenia. Jak wszystkie produkty od Hello Body delikatnie pachnie kokosem. Coś czuję, że ten produkt wyląduje w moim styczniowym wpisie z najlepszymi kosmetykami tego roku. Uwaga! Z kodem MLE25 otrzymacie 25 % zniżki na całą zawartość Waszego koszyka.

Kinga Rusin, lat 48
   Dałabym sobie uciąć rękę za spis wszystkich zabiegów, które stosuje Kinga Rusin. Czegokolwiek nie powiedziałaby na temat zabiegów pielęgnacyjnych uwierzyłabym jej natychmiast i zaczęła stosować to samo. Młody wygląd Kingi stał się wizytówką nie tylko jej osoby, ale również marki, którą założyła. Śmiało mogę napisać, że Kinga potrafi perfekcyjnie oszukiwać czas. Jak to robi? W jednym z wywiadów powiedziała:

   „O ciało trzeba dbać tak samo, jak o twarz. Woda z kranu pełna „uzdatniaczy”, zanieczyszczone powietrze, intensywne opalanie, chemia w jedzeniu przyspieszają starzenie się skóry, która przesusza się i wiotczeje’’ – Kinga prowadzi zbilansowaną dietę, nie je mięsa, dużo się rusza i kocha naturalne kosmetyki. Co więc należy robić, aby wyglądać jak ona? Na jej Instagramie możemy poznać całą procedurę:

   „Wieczorem dla ukojenia i dobrego snu: napar z melisy. Rano, zamiast kawy, dobra liściasta, zielona herbata. Po wstaniu, 5 minut rozciągania przy otwartym oknie i do boju! Szybki prysznic chłodną wodą, na mokre jeszcze ciało, bo mało czasu, olejek waniliowy (pobudzi zarówno ciało jak i zmysły). Pod oczy niezawodne superaktywne kombo czyli Ekoampułka4 i po chwili krem pod oczy z linii FACE. Bez nich po kilku dniach maratonu w pracy przestałabym przypominać siebie. Przed położeniem make up'u obowiązkowo napinająca i wygładzająca skórę Ekoampułka1 i cienka warstwa kremu na dzień z linii FACE. Na noc, po całym dniu biegania w makijażu porządne oczyszczanie twarzy (płyn micelarny + tonik Pat&Rub) i regenerująca Ekoampułka2. Pod oczy to samo co rano (Ekoampułka4 i krem pod oczy) a na to wszystko, po odczekaniu chwili na wchłonięcie preparatów krem do twarzy na noc z linii FACE (warstwa nieco grubsza niż zazwyczaj). Krótki ale głęboki sen (po melisie u mnie gwarantowany) i… powtarzamy od początku” – źródło Instagram @kingarusin

Jestem Kasia, age 30

  Online, everyone is beautiful and without wrinkles, but I saw Kasia in real life and she really looks as if she was still 16. On her blog, you’ll find plenty of articles concerning how she cares for her appearance. I’ve found a few interesting pieces of information:  

   “I started liking cleansing oils around two years ago and since then they’ve been always present in my makeup bag. Now, I’m into products by a Polish brand Vianek that I use for cleansing my face from foundation, and I do a short face massages at the same time. I’ll write about face massages in one of my upcoming posts as it is a truly interesting topic worth attention. It could get lost somewhere in today’s post.„  

   “After cleansing my face with oil, I do the second cleansing that allows me to get rid of the residual oil and complete the first step. Even though I didn’t use my Foreo in the video, I eagerly use this gadget on a daily basis, especially when I’m removing a heavier and water-proof makeup layer. I need to write that I’ve been a user of Foreo for quite some time and it’s not enough to say that I’m delighted with it (I’ll try to write more about it soon).”  

   “I usually use a face scrub once a week. I love the feeling of ideally smooth complexion that appears after exfoliating.” There are multiple face scrubs on the market – let’s choose those that possess natural microbeads (sugar, salt, coffee, nut husks) as those plastic ones wreak ecological havoc. A face scrub is a cosmetic that I use up pretty quickly (even up to 5 handfuls during one use). Therefore, it would be nice if it wasn’t expensive. I use APN Cosmetics from the line „I am Queen” for my body. It has slight citrus fragrance and it is pleasant when it comes to its texture – it can be easily applied, dissolves quickly, and leaves the skin moisturised. The cosmetic costs less than PLN 25 and will last for at least several uses.

* * *

Jestem Kasia, lat 30
   W internecie każdy jest piękny i bez zmarszczek, ale Kasię widziałam na żywo i naprawdę wciąż wygląda jakby miała 16 lat. Na jej blogu można zaleźć sporo materiału o tym, jak dba o swój wygląd. Znalazłam kilka ciekawych informacji:

   „Z olejkami myjącymi polubiłam się już jakieś dwa lata temu i od tego czasu zawsze jakiś gości w mojej kosmetyczce. W tej chwili upodobałam sobie produkt polskiej marki Vianek, którym oczyszczam cerę z podkładu, a przy okazji wykonuję krótki masaż twarzy. O masażach twarzy napiszę niedługo w jednym z najbliższych wpisów, bo to naprawdę ciekawy, warty uwagi temat, który mógłby trochę zginąć w dzisiejszym poście. „

   „Po oczyszczaniu olejkiem wykonuję drugie oczyszczenie, które pozwala pozbyć się ewentualnych resztek olejku i ogólnie dopełnia pierwszy etap. Choć w filmiku nie myłam twarzy urządzeniem Foreo, to na co dzień bardzo często korzystam z tego gadżetu, szczególnie gdy zmywam cięższy, wodoodporny makijaż.” Muszę napisać, że też mam od jakiegoś czasu szczoteczkę Foreo i mało powiedzieć, że jestem zachwycona (postaram się niedługo Wam więcej o niej napisać).

   „Peeling wykonuję zazwyczaj raz w tygodniu. Uwielbiam uczucie idealnie gładkiej cery, jakie pojawia się po wykonaniu złuszczania.” Peelingów na rynku jest mnóstwo – wybierajmy więc przede wszystkim te, których mikrogranulki są naturalne (z cukru, soli, kawy, skorupek orzechów), bo te plastikowe sieją ekologiczne spustoszenie. Peeling to kosmetyk, który zużywamy naprawdę szybko (nawet pięć garści w czasie jednego użycia) dobrze więc, aby nie był drogi. Do ciała używam teraz APN Cosmetics z serii „I am Queen”, o lekkim cytrusowym zapachu i przyjemnej konsystencji – łatwo się rozsmarowuje, szybko rozpuszcza i zostawia nawilżoną skórę. Kosmetyk kosztuje niecałe 25 złotych i wystarcza na kilkanaście użyć.

Chodakowska, age 37

   Ewa Chodakowska has been motivating Polish women to start a healthy lifestyle and take up physical activity. It is common knowledge that the queen of the Polish fitness business is characterised by perfect figure, but you need to admit that no one really would give her 37 years. What’s the secret of the trainer of “all Polish women”? Ewa speaks openly that skin care isn’t something about which she is very passionate and that only when she started thinking about producing her own eco cosmetics (beBio) did she take a closer look at the topic. So if these aren’t cosmetics, what’s the key to her impeccable look? She often goes for hours about a balanced diet – 8 glasses of water, at least 500 g of vegetables, and 300 g of fruit every day. Those who follow her profiles regularly see that she’s all about carrying for one’s health – the impeccable appearance is only a side effect. You can believe me or not, but I really see which of my friendly care for themselves not only from the outside but also from the inside.  

   Ten years ago, we could all eat fast food, abandon exercises, not take any vitamins, and it had no influence on our appearance, but now it’s different. For me, providing my organism with an additional dose of vitamins is an everyday habit. I supplement folic acid, vitamin D, magnesium, and I eagerly use nutricosmetics, that are natural blends of ingredients that help to protect our skin against the negative impact of such factors as free radicals, UV radiation, everyday pollution, and stress. On my kitchen shelf, you can find a forest fruit blend from Natural Mojo „Glam Protect” – it contains, among others: powdered chokeberry, whortleberries, beetroot, figs, raspberries, currant, and such extracts as: bamboo, hibiscus, acerola, and turmeric. It's enough to dissolve one cup in a glass of water and drink such a mixture once a day. The effects are visible after two weeks tops. When it comes to me, I noticed less frequent inflammations when zits appear and smaller fatigue signs. Now, with the code 40MLE, you can get a 40% discount on all products (apart from the discounted section). The discount is valid when you purchase products for an amount exceeding PLN 249.

* * *

Chodakowska, lat 37  
   Ewa Chodakowska od lat motywuje Polki do zdrowego stylu życia i aktywności fizycznej. Wiadomo, że królowa polskiego fit biznesu ma nienaganną figurę, ale trzeba też przyznać, że mało kto dałby jej 37 lat. Na czym polega sekret trenerki „wszystkich Polek”? Ewa mówi otwarcie o tym, że pielęgnacja skóry to nie jest coś, co ją pasjonuje, i że dopiero odkąd zaczęła myśleć o produkcji własnych ekologicznych kosmetyków (beBio) przyjrzała się bliżej temu tematowi. Jeśli więc nie kosmetyki, to co jest kluczem do jej świetnego wyglądu? Często opowiada o zbilansowanej diecie – 8 szklanek wody, przynajmniej 500 gramów warzyw i 300 gramów owoców każdego dnia. Ten kto obserwuje regularnie profile Ewy widzi, że najważniejsze jest dla niej dbanie o zdrowie – świetny wygląd jest więc jedynie skutkiem ubocznym. Możecie mi wierzyć lub nie, ale naprawdę widzę które z moich koleżanek starają się dbać o siebie nie tylko z zewnątrz, ale także od wewnątrz.
   Dziesięć lat temu wszystkie mogłyśmy jeść fast foody, nie ćwiczyć, nie łykać żadnych witamin i nie miało to wypływu na nasz wygląd, ale teraz jest inaczej. Dla mnie dostarczenie organizowowi dodatkowej porcji witamin jest już codziennością. Suplementuję kwas foliowy, witaminę D, magnez i chętnie korzystam z nutrikosmetyków, czyli naturalnej mieszanki składników, które pomagają chronić skórę przed negatywnym działaniem takich czynników jak wolne rodniki, promieniowanie UV, codzienne zanieczyszczenia i stres. Na mojej kuchennej szafce teraz można zaleźć mieszankę od marki Naturaj Mojo „Glam Protect”, o smaku owoców leśnych – w jego skład wchodzi między innymi: aronia w proszku, borówki, buraki, figi, maliny, porzeczki oraz takie ekstrakty jak: babus, hibiskus, acerola czy kurkuma. Wystarczy jedną miarkę proszku rozpuścić w szklance wody i wypić taką miksturę raz dziennie. Efekty są widoczne po najdalej dwóch tygodniach. U siebie przede wszystkim zauważyłam rzadsze stany zapalne przy wypryskach i mniejsze ślady zmęczenia. Teraz z kodem 40MLE możecie skorzystać z 40% zniżki na cały asortyment (poza zakładką wyprzedaż). Promocja jest ważna przy zakupach powyżej 249zł.

 

 

Pięć rzeczy, które zawsze zabieram ze sobą w podróż + schemat pakowania walizki

sweater / sweter – MLE Collection // skirt / spódnica – NA-KD // bag / torebka Balagan

   The topic of packing is a thing that we go over and over again, but since most of you hate that activity, and I still get new insights, I thought that you’ll surely like another post about things that I take for a trip – on the condition that I really write something new in the topic.   

   I’ve been on a my first long holidays with the baby. It means that I had to pack half of the baby’s room and fit my things into my husband's shoes. As usual, I started the whole process with a detailed list which takes into consideration every day and the situations (for example: the beach, sightseeing around the city, dinner at a restaurant), and then, I enumerate the outfits that will be ideal for a given moment. When you include all things, it will be easier to select something – you’ll clearly see how many situations require similar clothes that can be recycled (it’s also great to do the same when it comes to the child). I also add such sections as “health and hygiene” (medicine, thermometer, insurance, diapers, tissues, etc.), "cosmetics”, “leisure” (books, playing cards, inflated ball, children’s toys), or “electronic devices”. I fill in the list whenever I’ve got some free time (I get down to it even as early as one week before the trip, when I’m standing in queue at the grocery store), but I always try to finish the packing process at one take. Piecemeal packing will make you forget a number of things and introduce chaos that may result in taking things that are totally unnecessary.

   I never start with placing all things in the suitcase (if, for example, I would like to pack a hat at the end, I’d have to squeeze it like a plastic cup or unpack half of my stuff). First, I gather all things (a l l t h i n g s) that I want to take and once I know more or less all the shapes and volume of my inventory, I start my Tetris.  

   Apart from small logistic training, I’d also like to share a few things that I can't imagine my trip without.

* * *

Temat pakowania walizki był przemielony, niczym mięso na klopsy, już wiele wiele razy, ale skoro większość z nas tej czynności nienawidzi, a mi w głowie wciąż pojawiają się nowe spostrzeżenia, to stwierdziłam że trylionowy wpis o rzeczach, które zabieram w podróż na pewno Wam się spodoba – pod warunkiem, że napiszę w nim faktycznie coś nowego. 

   Mam za sobą pierwsze długie wakacje z maluchem, a to oznacza, że do walizki musiałam zapakować połowę dziecięcego pokoju, a swoje rzeczy zmieścić w butach męża ;). Jak zwykle cały proces rozpoczęłam od zrobienia szczegółowej listy, w której wymieniam każdy dzień, a następnie sytuacje (na przykład: plaża, zwiedzanie miasta, kolacja w restauracji), po czym wypisuję stroje, które dobrze sprawdzą się w danym momencie. Gdy wypiszemy wszystkie rzeczy łatwiej będzie nam dokonać selekcji – gołym okiem zobaczymy ile sytuacji wymaga podobnych ubrań i które z nich sprawdzą się wiele razy (dobrze tak zrobić również w przypadku dziecka). Dodaję też rubryki typu „zdrowie i higiena” (lekarstwa, termometr, ubezpieczenie, pieluchy, chusteczki itd.), „kosmetyki”, „rekreacja” (książki, karty do gry, dmuchana piłka, zabawki dla dziecka), czy „elektronika”. Listę uzupełniam w wolnych chwilach (zabieram się za nią nawet tydzień przed wyjazdem, gdy zdarzy mi się stać w kolejce w warzywniaku), ale same pakowanie staram się rozpocząć i zakończyć za jednym razem. Dopakowując po trochu nie tylko z pewnością czegoś zapomnisz, ale też wprowadzisz chaos i zabierzesz mnóstwo niepotrzebnych rzeczy.

   Nie układam jednak rzeczy od razu w walizce (jeśli na przykład okazałoby się, że na sam koniec chce spakować do walizki kapelusz, to musiałabym albo zgnieść go, jak plastikowy kubeczek albo rozpakować połowę rzeczy). Wpierw zbieram wszystkie ( w s z y s t k i e ) rzeczy, które chcę zabrać, a dopiero potem, znając już mniej więcej kształty i objętość swojego ekwipunku rozpoczynam grę w Tetris.

   Poza tym małym logistycznym szkoleniem chciałam podzielić się dziś z Wami kilkoma rzeczami, bez których nie wyobrażam sobie teraz żadnego wyjazdu.

sandały na słupku – &OtherStories // sandały wiązane – Net-a-Porter // baletki – Chanel // klapki – Saint Laurent //

1. Shoes.  

   Maybe being more than 30 years old and becoming a mum made me replace one pair of high heels in the suitcase with two extra pairs of flat shoes. Surely, fashion is also a reason why I came back with blisters on my feet from each trip – mules, block-heeled pumps, or wide-heeled evening shoes are more elegant than 12-cenimetre stilettos now. In the summer I therefore pack: mules, laced sandals, worn in ballet flats (never new ones!) and sometimes one pair of elegant shoes. I try to take models that come into different contact with the skin on my feet (owing to that if one pair grazes my feet, I can easily use another one). If I write that it’s best to buy leather shoes as these are the most friendly for our feet, I won't surprise anyone but remember that no two pieces of leather are the same and it doesn't always happen that “top-quality” shoes are also the best for a trip. What do I mean? If you’ve got elegant new ballet flats made of delicate skin in your wardrobe for which you’ve been saving for six months, restrain the temptation to take them with you and leave them at home. Walking all day, sand, swollen feet are only a few factors that may make your shoes useless. “Expensive and beautiful” don’t always mean “durable”.

* * *

1. Buty.

   Być może przekroczenie trzydziestki i zostanie mamą sprawiły, że w walizce coraz częściej, zamiast chociaż jednej pary szpilek, mam dwie zapasowe pary butów na płaskim obcasie. Niewątpliwie moda też przyczyniła się do tego, że z wyjazdów nie wracam już z pęcherzami na stopach – klapki, czółenka na klocku, czy wieczorowe buty na szerokich słupkach uznaje się teraz za bardziej eleganckie niż dwunasto-centymetrowe cienkie obcasy. W lecie do walizki pakuje więc: klapki, wiązane sandały, rozchodzone baletki (nigdy nie nowe!) i ewentualnie jedną parę eleganckich butów. Staram się zabierać takie modele, które w różny sposób stykają się ze skórą stóp (dzięki temu, jeśli jedna para nas obetrze, spokojnie będziemy mogły założyć tę zapasową). Jeśli napiszę, że najlepiej kupować buty skórzane, bo tylko w takich nasze stopy czują się dobrze, to pewnie nikogo nie zaskoczę, ale pamiętajcie, że skóra skórze nierówna i nie zawsze buty „świetnej jakości” są jednocześnie najlepszymi butami na podróż. Co dokładnie mam na myśli? Jeśli w naszej szafie mamy eleganckie, nowiutkie baletki z delikatnej skórki, na które odkładałyśmy przez pół roku, to opanujmy tę pokusę i nie pakujmy ich do walizki. Całodniowe chodzenie, piasek z plaży, opuchnięte stopy, to tylko kilka czynników, które mogą sprawić, że nasze buty będą nadawać się już tylko do wyrzucania śmieci. „Drogie i piękne” niestety nie zawsze oznacza „wytrzymałe”.

2. Books.  

I’m big so I don’t have to bid with my high school friends on who read the biggest number of books this month, but the fact that I haven’t read even one really sparks the feeling of failure and embarrassment in me. Well all right, I’m exaggerating, but if I were to give you one thing that I sometimes missed over the past months, it wouldn’t be alcohol, the meticulous manicure, or lack of stains on my blouse past 11 in the morning. I lack unhurried reading – definitely something on real paper as even the best and the longest journalist report on my phone won’t get me into the blissful state so beloved by the avid fans of books. I always take books that can be read on and off and if I don't read from cover to cover, the world won't end. Gripping novels need to wait (if you recommend anything, please leave a comment).

* * *

2. Książki.

   Jestem już duża, więc nie muszę licytować się z kolegami z liceum, kto w tym miesiącu przeczytał więcej książek, ale fakt, że nie przeczytałam ani jednej budzi we mnie poczucie klęski i wstydu. No dobrze, trochę przesadzam, ale gdybym miała podać jedną jedyną rzecz, której trochę mi brakuje w ostatnich miesiącach, to nie byłby to ani alkohol, ani precyzyjnie zrobiony manicure, ani brak plamy na bluzce po godzinie jedenastej rano. Brakuje mi niespiesznego czytania – koniecznie czegoś na papierze, bo nawet najlepszy i najdłuższy reportaż w telefonie nie potrafi wprowadzić mnie w błogi stan, tak umiłowany przez mole książkowe. Na wyjazdy zawsze zabieram więc książki, ale tym razem wybieram takie, które można czytać z doskoku i jeśli nie przeczytamy ich od deski do deski to nic się nie stanie. Wciągające powieści muszą poczekać (ale jeśli macie jakąś do polecenia to poproszę).

3. Equipment.  

   For some time, I’ve been only taking one camera with me. I don't want to waste the space in my suitcase (like that one here) as I’ve always have my mobile phone at hand. I remember the times when I always took one additional suitcase for all the lenses, charger, spare batteries, spare camera, digital camera (when I’m not feeling like taking my reflex camera, but it always ended the same – I was carrying everything on me for the whole day), and Polaroid camera. Changing my attitude wasn’t a result of spine pain (it has smaller burden no carry now), but the belief that sometimes a smaller array of devices allows to focus on what’s most important in photography. When it comes to the camera that I use for my everyday work nothing has changed since the times of Make Photography Easier – I work with Canon 6D, but since it’s already six years old and it already survived with me through two books, thousands of photos for the blog, and one truly survival-themed trip, I’m starting to consider something new. Do you have any suggestions? :)

4. Cosmetics.  

   It’s definitely some kind of psychological mechanism that when I’m on holidays and I don’t have my whole bathroom content at hand, I really feel the urge to test, pat in, and rubbing in everything that I can find. And maybe my skin needs more care whenever I travel? Either way, I always take some novelties and strange products with me. And whenever I’m planning on sunbathing, I also take soothing face masks, apart from a sunscreen. How do I pack my makeup bag? I pack everyday products (face cream, deodorant, face gel… I think that that’s all) in the morning after I’ve already used them – in case of those products I never experiment and I take only tested items. I don’t want to wake up with rash on my face on the second day of my trip if it turns out that one of the ingredients made my skin sensitive. In case of check-in luggage, we don’t have to bother with the volume of various cosmetics, but it’s always worth checking if everything is closed. Pay special attention to cosmetics in plastic bottles (air volume can increase under pressure and crown a little bit of your shampoo out) and products with oily texture which gets out of the packages more easily.

* * *

3. Sprzęt.

   Od jakiegoś czasu nie biorę już ze sobą więcej niż jednego aparatu. Szkoda mi miejsca w walizce, a w razie kompletnej katastrofy (takiej jak tutaj) zawsze mam pod ręką telefon. Pamiętam czasy gdy na sprzęt brałam osobną walizkę – wszystkie obiektywy, ładowarkę, zapasowe baterie, zapasowy aparat, aparat cyfrowy (gdyby nie chciało mi się nosić lustrzanki, ale kończyło się zawsze tak, że przez cały dzień nosiłam przy sobie wszystko) i polaroid. Zmiana mojego nastawienia nie wynika jednak z bólu kręgosłupa (aczkolwiek mu też jest teraz milej), a przekonania, że czasem mniejszy wybór technologii pozwala skupić się na tym, co w zdjęciach najważniejsze. Jeśli chodzi o aparat, z którego korzystam w swojej codziennej pracy, to od czasu „Make Photography Easier” nic się w tym temacie nie zmieniło – pracuję na Canonie 6D ale ponieważ ma on już swoje lata (dokładnie sześć) i przeżył już ze mną dwie książki, setki tysięcy zdjęć na bloga i nie jeden wyjazd w iście survivalowych warunkach to przymierzam się powoli do czegoś nowego. Jakieś sugestie? :)

4. Kosmetyki.

   To na pewno jakiś mechanizm psychologiczny, że gdy jestem na wakacjach i nie mam pod ręką całej zawartości swojej łazienkowej szafki, nagle nabiera mnie wielka chęć na testowanie, wklepywanie i rozsmarowywanie wszystkiego, co znajdę. A może po prostu moja skóra w podróży potrzebuję trochę więcej troski? W każdym razie, do swojej kosmetyczki zawsze wkładam jakieś nowości i dziwactwa. A jeśli szykuję się na opalanie to, poza filtrem, biorę też łagodzące maseczki. Jaki mam system pakowania kosmetyczki? Produkty codziennego użytku (krem, dezodorant, żel do mycia twarzy… yyy to chyba wszystko) pakuję rano, po użyciu – w przypadku tych trzech rzeczy nie eksperymentuję i biorę to, co sprawdzone. Nie chcę po dwóch dniach wyjazdu obudzić się z wysypką na twarzy jeśli okaże się, że jakiś składnik kosmetyku mnie uczuli. W przypadku nadanego bagażu nie musimy przejmować się objętością konkretnych kosmetyków, ale zawsze warto dokładnie sprawdzić czy wszystko jest dobrze zamknięte czy zakręcone. Zwróćcie szczególną uwagę na kosmetyki w plastikowych butelkach (pod wpływem ciśnienia objętość powietrza może się zwiększyć, a tym samym wypchnąć odrobinę szamponu) i na te o oleistej konsystencji, która zdecydowanie łatwiej wydostaje się z opakowań.

Pisałam Wam już o tym, że żel do mycia twarzy to kosmetyk bez którego nie wyobrażam sobie codziennej pielęgnacji. Mleczko i płyny do demakijażu nie do końca się u mnie sprawdzają. Ten ze zdjęcia to wzmacniający żel do mycia C Infusion z kwasem alfa-liponowym i witaminą C od Dermaquest, który przeznaczony jest do oczyszczania skóry oraz usuwania resztek makijażu. Idealnie sprawdzi się w przypadku cery wrażliwej, skłonnej do podrażnień oraz naczynkowej, dodatkowo wzmacnia funkcję naprawcze oraz regeneruję skórę po ekspozycji na słońcu. Żel kupicie w sklepie internetowym topestetic.pl z darmową dostawą, próbkami i prezentami do zamówienia oraz możliwością skorzystania z bezpłatnej konsultacji z kosmetologiem online. Jeśli macie ochotę wypróbować produkty marki Dermaquest to koniecznie skorzystajcie z kodu DERMAQUEST10 w koszyku przy składaniu zamówienia – otrzymacie 10% zniżki (promocje nie łączą się, kod obowiązuje do 15.08.2019)

Maska na bazie miodu od Botanicum Natural SPA to prawdziwy ratunek dla skóry zmęczonej słońcem. Jej składniki są w stu procentach naturalne, a miód wykorzystany w ich produkcji jest ekologiczny i pochodzi z pasiek Puszczy Knyszyńskiej. Maska przyspieszy regenerację skóry i pozostawi ją naprawdę gładką. Sok z jarmużu chroni skórę przed mikrouszkodzeniami i zwiększa ilość warstwy lipidowej. Sok z pokrzywy jest źródłem niezliczonej ilości witamin, minerałów oraz biopierwiastków, ale przede wszystkim jest źródłem chlorofilu, który bardzo silnie dotlenia i regeneruje skórę. Polecam też maskę pod oczy z tej samej serii. 

5. Spaniel.  

   If I said that I’m taking Portos for each of my trips, I’d lie. In case of official events connected with my work (most of which I’ve recently declined), there’s no need for that – I don't live alone. We don’t take Portos to family trips, if we are taking a plane – our spaniel is too big to fly with the rest of the passengers, and flying in the luggage compartment would be too stressful for him. We came with the answer to the question “Who will stay with Portos during our trips?” long before our fluffy friend came to this world (at that time, we were planning on naming him Rycerz). Since puppyhood, Portos has been slowly becoming accustomed to two other houses – so each time we took him t my parents and my husband’s mother so that he felt safe at those places. However, we are trying travel by car when it comes to all longer trips so that Portos can come with us (post on that was one of the most popular ones last year, you can find it here). You may guess why this thread appeared today on the blog – I need to draw attention to this merciless practice. People who abandon their animals before holidays make their biggest and first mistake when they decide to have a dog (or cat) at all – such behaviour blatantly shows that they weren’t aware of their pet’s needs and the ensuing duties. I won’t appeal for not abandoning animals because I doubt that someone who is capable of such a thing is a good guardian on a daily basis (and I don’t think that such a thought crossed any of my readers’ heads), but I’d like to ask you to stay vigilant and educate people who surround you and are planning on or considering taking an animal. Pay attention if you see that someone lacks prudence, present them with the number of duties, and scold them if the pet is supposed be a toy for their child – maybe it will force the future (hopefully would-be) owners to consider the whole thing again and, owing to that, you’ll save at least one dog’s heart from breaking. At the same time, I’d like to encourage you to support #wTrasieDaSię, where you can co-create a map of places that are pet-friendly (you can also spot a few places that will be ideal for holidays with your best friends) or, as a form of donation, support dogs that were abandoned during summer trips.

* * *

5. Spaniel.

   Gdybym powiedziała, że zabieram Portosa w każdą swoją podróż to byłaby to oczywiście nieprawda. W przypadku służbowych wyjazdów (na które w ostatnim czasie i tak się nie decydowałam) nie ma takiej potrzeby – w końcu nie mieszkam sama. Nie bierzemy Portosa na rodzinne wyjazdy jeśli w dane miejsce lecimy samolotem – nasz spaniel jest za duży, aby mógł lecieć w części dla pasażerów, a podróż w doku bagażowym byłaby dla niego za dużym stresem. Na pytanie "kto będzie zostawał z Portosem w trakcie takich wyjazdów?" odpowiedzieliśmy sobie jednak na długo przed tym, jak nasz włochaty przyjaciel w ogóle pojawił się na świecie (wtedy jeszcze miał nazywać się Rycerz). Od szczeniaka Portos był przyzwyczajany do dwóch innych domów – przy każdej nadarzającej się okazji zabieraliśmy go ze sobą do moich rodziców i mamy mojego męża, tak aby czuł się w tych miejscach bezpiecznie. Staramy się jednak, aby na wszystkie dłuższe wyjazdy jechać samochodem, tak aby Portos mógł być razem z nami (artykuł na ten temat, który był najczęściej czytanym wpisem w zeszłym roku znajdziecie tutaj). Pewnie domyślacie się dlaczego ten wątek pojawił się dzisiaj na blogu – muszę w jakiś sposób zwrócić uwagę na okrutny proceder. Osoby, które porzucają swoje zwierzęta przed wakacjami, pierwszy i największy błąd popełniają decydując się na posiadanie psa (czy kota) w ogóle – takie zachowanie dobitnie pokazuje, że nie zdawały sobie sprawy z potrzeb pupila i wynikających w związku z tym obowiązków. Nie bardzo apeluję teraz o nieporzucanie zwierząt, bo nie uwierzę, że ktoś kto jest do tego zdolny sprawdza się w roli opiekuna na co dzień (nie sądzę też, aby którejś z moich Czytelniczek przeszło coś podobnego przez głowę), ale chciałabym Was prosić o czujność i przede wszystkim edukowanie otaczających Was osób, które planują lub zastanawiają się nad przygarnięciem zwierzaka. Zwracajcie uwagę, jeśli widzicie, że ktoś podchodzi do tego tematu bez rozwagi, wypunktujcie ilość obowiązków, skarćcie, jeśli psiak ma pełnić rolę zabawki dla dziecka nieodpowiedzialnych rodziców – być może zmusi to przyszłych/obyniedoszłych właścicieli do refleksji i uda się dzięki temu uratować przed złamaniem chociaż jedno kochane psie serce. Jednocześnie gorąco zachęcam Was do wsparcia akcji #wTrasieDaSię, gdzie możecie współtworzyć mapę miejsc przyjaznych Czworonogom (jednocześnie możecie podpatrzyć w jakich miejscach możecie spędzić wakacje ze swoimi pupilami) lub w formie darowizny wesprzeć psiaki porzucone podczas wakacyjnych wyjazdów. 

* * *