Kosmetyki, które zużyłam do ostatniej kropli.

   Promienie światła docierają do mojej łazienki tylko od połowy marca do końca września, bo jej wąskie okna wychodzą na północny zachód. Rzadko kiedy jest w niej jasno. Szczególnie mi to nie przeszkadza, bo korzystam z niej przede wszystkim wcześnie rano i wieczorem, ale gdy w ostatni poniedziałek pierwszy raz od kilku miesięcy zobaczyłam ją w końcu w pełnym świetle, pomyślałam sobie, że jak zwykle nagromadziłam przez zimę za dużo przedmiotów. Kupki prania niebezpiecznie wypełzały z kosza, gumowe kaczki, foremki i wiaderka mojej córeczki nie miały swojego miejsca i pałętały się między perfumami Chanel, szczotką do peelingu, a kaloszami męża (co?? A co one w ogóle tam robiły?!), a kolor fugi jest trudny do zidentyfikowania.

    Chciałabym teraz napisać to, co zwykle czytuję się na kobiecych blogach, czyli „widząc to od razu zapragnęłam uporządkować tę przestrzeń na wiosnę!”, ale nic takiego się nie wydarzyło. W ostatnich tygodniach wiele zawodowych spraw zaprząta mi głowę tak mocno, że skłamałabym twierdząc, że ogarniam dom na poziomie, który by mnie satysfakcjonował, o gruntownych porządkach w ogóle nie ma mowy. Wyznaczyłam sobie listę priorytetów i gdy w końcu mam chwilę, to wolę usiąść wśród bałaganu z córką i bawić się z nią ciastoliną niż pędzić pakować zmywarkę. Ustaliliśmy z mężem, że wspólnie przed świętami doprowadzimy mieszkanie do ładu i ta myśl mnie uspokaja, gdy spoglądam na telewizor, którego powierzchnia mogłaby teraz służyć do kręcenia reklamy, w której pani tworzy rysunki w rozsypanej mące.

    Jak zwykle odchodzę od meritum, bo po pierwsze coraz częściej łapię się na tym, że szeroko pojęte urządzanie przestrzeni zakrząta moje myśli bardziej niż moda czy kosmetyki, a po drugie dlatego, aby móc przejść do tłumaczenia się, że dzisiejszy wpis będzie krótki.   Efektami mojej pracy nie będę mogła się z Wami pochwalić jeszcze przez wiele miesięcy (nie, nie będzie to książka, chociaż o niej też myślę coraz częściej), bo mnie samą denerwuje, gdy ktoś ogłasza wszem i wobec nowy projekt, a potem o przedsięwzięciu ani słychu ani widu. Zresztą zauważyłyście już pewnie, że do wszystkich biznesowo-zawodowych spraw podchodzę bardzo poważnie i już samo pisanie o tym, dlaczego o tym nie piszę sprawia, że pocą mi się ręce ;). W tym tygodniu musiałam już jednak wrócić do Was z czymś więcej niż „Look of The Day” („musiałam” to niedobre słowo, po prostu chciałam), a tak się składa, że wiem, jak bardzo lubicie kosmetyczne wpisy (statystyki nie kłamią), no i dla mnie takie recenzje to szybka sprawa.

    Zeschnięte przy nakrętce, niewyciśnięte do końca, zużyte w jednej trzeciej, zepchnięte na tył szafki – trochę tego mam, chociaż i tak znacznie mniej niż jeszcze parę lat temu, gdy chętnie otwierałam kosmetyki o tym samym zastosowaniu, nawet jeśli nie zużyłam jeszcze tych wcześniejszych. To brzmi tak, jakbym teraz zmuszała się do tego, aby stosować kosmetyk tylko dlatego, że już go otworzyłam, nawet jeśli coś mi w nim nie pasuje… no cóż, czasami właśnie tak jest. Ale zdarza się też dokładnie na odwrót – że zbieram z dna słoiczka resztki, tak jak wtedy, gdy wygrzebują z pudełka ostatnią łyżkę lodów o smaku masła orzechowego i złorzeczę na samą siebie, że nie kupiłam większych zapasów. Dzisiejszy wpis będzie o tych drugich ;).

1. Maska różana i żel do mycia twarzy od Fresh.

   Najlepszą recenzją jaką wystawiamy kosmetykom jest chęć ich ponownego zakupu. Zwłaszcza w czasach, gdy do wyboru mamy ich naprawdę dziesiątki tysięcy i aż żal nie wypróbować czegoś nowego. A jednak czasem się zdarza. O marce Fresh pisałam już dwa lata temu i chyba nieprzypadkowo był to wtedy też początek wiosny. Produkty z jej oferty mają w sobie pewną świeżość, pachną bardzo naturalnie i po ponurej zimie używa się ich jeszcze przyjemniej. Pamiętam, że tę różaną maskę do twarzy (Rose Face Mask) wgrzebywałam palcem do samego końca, a same pewnie dobrze wiecie, że maski to taki produkt, który najczęściej się marnuje bo rzadko je używamy. Drugi produkt, który widzicie na zdjęciu to delikatny żel do mycia twarzy, który pachnie jak lato (Soy Face Cleanser). I chociaż dla skóry faktycznie jest delikatny, to i tak poradzi sobie z tuszem do rzęs i mocniejszym makijażem. UWAGA! Kosmetyki są dostępne tylko w sieci Sephora. Marka Fresh dostępna jest wyłącznie w perfumeriach Sephora i na sephora.pl.

2. Serum do twarzy z witaminą C oraz DMAE od Jan Marini.

   Wczoraj wycisnęłam z niego ostatnią pompkę i jestem pewna, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy do niego wrócę. Dlaczego? Przede wszystkim już kilka sekund po jego nałożeniu miałam wrażenia, że moja skóra ma równiejszy, ładniejszy kolor i wygląda zdrowiej (serum jest wyłącznie pielęgnacyjne, nie ma w sobie żadnego pigmentu). Za tym efektem na pewno będę tęsknić. Po trzech tygodniach stosowania (nie oszczędzałam go) mam wrażenie, że zmarszczki są mniej widoczne. Producent nazywa ten kosmetyk „bardzo silnym koktajlem” i zapewnia, że momentalnie poprawia wygląd skóry – brzmi to jak przesadzona reklama, ale naprawdę ja miałam takie wrażenie. Serum znalazłam na mojej ulubionej stronie z profesjonalnymi kosmetykami – Topestetic. Zamawiałam tam już zresztą kilka innych kosmetyków, które uważam za mój „top topów” (między innymi tę maskę od Biologique Recherche, balsam do ust z Image albo ten żel do mycia twarzy z witaminą C i DMAE). Jeśli macie ochotę przetestować kosmetyki Jan Marini w sklepie Topestetic, to mam dla Was kod rabatowy dający 20% zniżki na wszystkie produkty tej marki (promocje nie łączą się). Kod JANMARINI20 jest ważny od dziś do końca 24 marca.

3. Algorich Serum rewitalizujące i przeciwzmarszkowe od Sensum Mare.

   To już moje trzecie opakowanie tego serum. Pierwsze testowanie rozpoczęłam w sierpniu 2019 roku i to właśnie ten produkt sprawił, że w ogóle wdrożyłam do swojej codziennej pielęgnacji tę kategorię kosmetyku. Wiem, że bardzo lubicie tę markę – świadczą o tym nie tylko komentarze na blogu, ale też recenzje na różnego rodzaju forach czy rankingach. Być może kojarzycie KWC (Kosmetyk Wszech czasów) czyli zakładkę na słynnym wizaz.pl, gdzie użytkowniczki oceniają konkretne produkty – tam opinie o serum również są wyjątkowo pozytywne. To, na co Wy zwracacie uwagę, to stosunek ceny do jakości – to polski produkt ze składem z najwyższej półki w pięknym opakowaniu, ale cena jest jednak niższa niż w przypadku marek luksusowych. Z kodem MLE otrzymacie zniżkę na cały asortyment w Sensum Mare o wysokości 15%. Kod jest ważny do końca marca.

4. Krem do rąk REGENERATING i masło REGENERATING do ciała od marki Phenome.

    Marki Phenome zapewne nie muszę przedstawiać Czytelniczkom bloga. Używam jej od wielu lat, zwłaszcza produktów do pielęgnacji ciała – silnie nawilżacze REGENERATING są jedyne w swoim rodzaju i ciężko znaleźć równie dobry zamiennik (wraz z kremem do rąk, masło stanowi idealny duet regenerujący). Ten akapit jest jednak o kremie do rąk. Mam dwie tubki – jedna trzymam w samochodzie, drugą mam w mieszkaniu. Krem przepięknie pachnie, a stopień nawilżenia jest idealnie „wyważony” to znaczy: skóra rąk jest dobrze nawilżona, a jednocześnie nie zostaje na niej nieprzyjemny lepiący film. Wiele razy polecałam Wam ten produkt w komentarzach, gdy pisałyście mi, że rzadko kiedy polecam kremy do rąk, a Wy szukacie czegoś idealnego, więc czekacie na propozycję ;). Ten na pewno Was zadowoli – tubka jest też bardzo wydajna (starcza mi nawet na pół roku), no i wygląda na tyle ładnie, że wcale nie mam potrzeby chowania jej do szuflady. AKTUALIZACJA: marka Phenome właśnie podesłała mi kod dla Was (dziękuję w imieniu Czytelniczek!), wystarczy użyć kodu #MLE30 aby uzyskać aż 30% zniżki na wszystko. 5. Kilka innych produktów, które nigdy nie trafiają na tył szafki.

    Perfumy Chanel, a dokładniej Chanel No5 PREMIERE, czyli odświeżona wersja kultowego zapachu towarzyszy mi niezmiennie od kilku lat. Pojawiają się przy nim różne alternatywy, jak nasze firmowe perfumy MLE, Chanel Mademoiselle i parę innych, ale to te perfumy noszę najczęściej. Gorąco polecam też olejek do włosów od Gisou (mam teraz trzeci flakon) i inne produkty Negin. Puste opakowanie, które widzicie na zdjęciu to krem na noc LE LIFT, który pokazywałam w styczniowym wpisie. No i szampon od Joanny za dziewięć złotych. Nie twierdzę, że jest idealny, ale utrzymuję kolor moich włosów w ładnym tonie i zużywam każde jego ilości.

shirt and jeans / koszula i dżinsy – Zara (dżinsy to stary model, koszula jest teraz dostępna). 

 

Look of The Day – Przedwiośnie ciąg dalszy. Przejściowych zestawów nigdy za wiele.

jacket with scarf / kurta z szalem – MLE Collection (preorder jeszcze w marcu, realizacja wysyłek w kwietniu)

cotton sweater / bawełniany sweter – MLE Collection (w marcu pojawią się pojedyncze sztuki, warto użyć opcji "powiadom o dostępności")

black jeans / czarne dżinsy – Topshop (model Jamie)

leather bag / torebka – Chanel (wielkość mini)

leather boots / skórzane kozaki – Khaite

   Dziś podsuwam Wam kolejny zestaw na tak zwany okres przejściowy. Co prawda nigdy nie wzbudzał on w modzie jakiejś szczególnej ekscytacji, ale nie da się takich strojów pominąć. Powiem więcej – pogoda w Polsce stosunkowo rzadko pozwala nam na zestawy stricte zimowe czy letnie. Przez osiem miesięcy w roku balansujemy między trenczami, lekkimi kurtkami, baletkami, trampkami czy kaloszami i zastanawiamy się czy na wszelki wypadek nie wpakować do torebki szalik. Mam więc nadzieję, że nie znudzą Wam się moje propozycje na przedwiośnie.

Look of The Day – Przedwiośnie w moim stylu.

 

gold ring & earrings / pierścionek i kolczyki – Stag Jewels

tench coat & black trousers / trencz i spodnie ze strzemieniem – MLE Collection 

leather white sneakers / białe skórzane trampki – Kazar 

leather bag / skórzana torba – Stylein

sweatshirt / bluza – H&M 

   Każda z nas na pewno zna to uczucie, zwykle atakujące nas właśnie w marcu. Wybiegamy z domu w zimowym zestawie, który świetnie sprawdzał się przez ostatnie dwa miesiące i nagle dopada nas wrażenie, że nim się spostrzegłyśmy coś się zmieniło. Czujemy na twarzy cieplejszy wiatr, dochodzi do nas zapach świeżo zagrabionej ziemi z ogrodu sąsiada, a słońce bezlitośnie obnaża, że nasze ciepłe buty potrzebują solidnego czyszczenia, jeśli w ogóle mamy się w nich pokazywać w świetle dziennym. Z Zosią miałyśmy na to zawsze zgrabne określenie: „dziś jest dzień, gdy szczury wychodzą z kanału”. Większość ludzi mówi jednak: „idzie wiosna”.

    Jeszcze za wcześnie na topienie Marzanny i ciepłe kurtki na pewno nam się w tym miesiącu przydadzą, ale w ostatnim tygodniu miałam już kilka okazji, aby sprawdzić czy moje ukochane atrybuty na przedwiośnie, czyli białe trampki (jeszcze skórzane, bo na te z gumową podeszwą chyba jeszcze ciut za chłodno) i ponadczasowy trencz, nadal zdają egzamin. Tak. Zdają, i to bez zarzutu. Te z Was, które ubolewają, że nie zdążyły kupić materiałowych spodni ze strzemieniem od razu uspokajam – wrócimy z inną wersją, bardziej niezobowiązującą, ale równie dobrze wykonaną. Na trencz jak wiecie trzeba poczekać, ale przedsprzedaż rozpoczniemy już naprawdę lada moment (a wysyłkę zaczniemy realizować jeszcze w marcu). Dziś wyjątkowo wybrałam dużą torbę (chociaż ta z Arket chyba też by pasowała). Całość dopełnia delikatna biżuteria od polskiej marki. To właśnie od Stag Jewels mam ulubione „monety”, teraz dołączyły do nich kolczyki i piękny pierścionek o surowym wykończeniu. Jeśli spodoba Wam się któryś z projektów tej marki, to mam dla Was kod rabatowy dający 20% zniżki. Wystarczy, że w podsumowaniu wpiszecie 20MLE (kod jest ważny tylko do końca marca). 

Last Month

   Ostatnie (chyba) śniegi za nami więc żegnam się też z mroźnymi kadrami. Będę trochę tęsknić za tymi bajkowymi sceneriami, chociaż po cichu liczę na to, że słońce zostanie już z nami na dobre. Cieszę się na porządki w ogrodzie, spacery w trampkach, a nawet na remont, który powinien w końcu przyspieszyć. Nie czekam już za to na poprawę pandemicznej sytuacji – chronię siebie i najbliższych tak jak potrafię najlepiej, a rzeczami, na które nie mam wpływu staram się nie przejmować. Jeśli też szukacie odrobiny wytchnienia to zapraszam Was do obejrzenia kilku ujęć z najkrótszego miesiąca w roku.

1 i 2. Poranki w lutym zaczynały się powoli, ale kończyły bardzo szybko. // 3. Czy ktoś z Was biegł w dzieciństwie do salonu, aby oglądać na Jedynce o dziewiętnastej te urocze białe stworzonka? // 4.  Poniedziałek. Zabieram się za uprzątnięcie mojego domowego biura, bo zaraz ruszamy z pracą, a wszędzie leżą jeszcze grafiki, które planowałam powiesić w niedzielę… //Po drugiej stronie obiektywu nic nie wygląda już tak jak powinno. W lutym wróciłyśmy w końcu do pracy nad zdjęciami dla MLE i w marcu nie zamierzamy zwolnić :). 1. Prezent od mamy. Wie co lubię. // 2. Jedyne zdjęcie, na którym nie wcinam popcornu. Wszystkie trzy kolory tych dresów, wykonanych ze 100% wełny merynosowej, są już dostępne na stronie i szczerze mówiąc nie wiem w czym chodziłam, gdy jeszcze ich nie miałam! // 3. Modelki w wersji niskobudżetowej – fakt, że same z Asią prezentujemy nasze ubrania jest dla nas naprawdę niesamowitą oszczędnością  czasu i pieniędzy. // 4. Te spodnie z rozcięciem to zdecydowanie jeden z moich największych faworytów tej kolekcji. Świetnie prezentuje się zarówno z czarnym golfem (tak jak w ostatnim Look of The Day) jak i ze swetrem w paski. //W takim wnętrzu zdjęcia same się robią.  Być może w lutym nie miałyście czasu zajrzeć na moje stories, więc chciałabym Wam szybko przypomnieć ekspresowy przepis na Kaiserschmarrn. Składniki na pewno macie w domu (duża szklanka mleka, szklanka mąki pszennej, 3 jajka, 3 łyżeczki cukru, pół łyżeczki wanilii lub esencji, szczypta soli, łyżka masła, konfitura do podania). Białka oddzielamy od żółtek, dodajemy szczyptę soli i ubijamy z nich pianę. Żółtka mieszamy trzepaczką z resztą składników (mleko, mąka, cukier, wanilia). Delikatnie dodajemy ubitą wcześniej pianę. Całość wylewamy na dużą patelnię, na której wcześniej rozgrzałyśmy masło. Po kilku minutach odwracamy omlet i czekamy aż delikatnie zarumieni się też z drugiej strony. Po chwili dzielimy ciasto łopatką na nieduże kawałki. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem. (wkradło się do tego kolażu też jedno zdjęcie chałki – ona też jest dobra!).

Tradycyjnie Kaiserschmarrn (inaczej "omlet cesarski") podaje się z gorącymi powidłami śliwkowymi, ale można dodać do niego też inne owoce (ja polecam konfitury z tej firmy). W tym przepisie wszystko robię już "na oko" i zawsze wychodzi dobrze. 1. Tak prezentuje się już gotowe danie. Jeszcze tylko kilka zdjęć i kilka głodomorów będzie mogło rzucić się do konsumpcji. // 2. Poszukiwania idealnej klamry do naszego trencza. // 3. Luty był miesiącem wypieków.// 4. Kto powiedział, że nie można grillować w środku zimy? //Takie zestawy lubię najbardziej. Trochę śniegu jeszcze nikomu nie zaszkodziło! 1. Miesiąc cudownych spacerów, wywrotek, zjeżdżania na sankach – oj, będzie nam tego bardzo brakowało. // 2. Domowa zupa warzywna – pokazuję tylko dlatego, że prosiłyście o zdjęcia teco "co naprawdę" jem w ciągu dnia ;). // 3. Techno dinozaur i pan Prosiak – a Wasze dzieci kogo lulają do snu? // 4. Zdrowe zupy też są fajne, ale nie oszukujmy się – kto nie ma czasami ochoty poszaleć? //Wydeptana ścieżka. Nie zbłądzimy. W lutym na blogu pojawił się artykuł, gdzie mogłyście znaleźć kilka inspirujących linków, nową składankę, okrutną recenzję popularnego teraz dokumentu (dla równowagi pisałam także o tym, co warto obejrzeć) i mogłyście poznać największy niewypał w historii MLE… Czytałyście?1. Zimowe spacery. Jednym z niezastąpionych modeli okazały się śniegowce marki Bogner. // 2. Face to face. // 3. Co roku liczyłam, w tym przestałam – po piątym… // 4. Z taką koroną mi do twarzy!A tu nasze poniedziałkowe centrum dowodzenia. Monika z początku była kimś w rodzaju asystentki, ale teraz pomaga mi właściwie we wszystkim. Razem planujemy i realizujemy sesje produktowe dla MLE, pomaga mi tworzyć oferty reklamowe, jak trzeba to zrobi zdjęcia i ogarnia całą masę firmowych problemów życia codziennego. Do tego jest super skromną i mega kochaną osobą. No i uwielbia zwierzęta, a to tak jakby istotne u mnie w pracy ;).Pucia w naszym domu nigdy za wiele. Książeczki z tej serii mają w sobie jakąś niezwykłą moc przyciągania maluchów (i ich rodziców też!) więc każdy nowy "odcinek" od razu ląduje u nas na regale. Z "PUCIEM w mieście" zajrzymy na plac budowy, do supermarketu, na dworzec kolejowy, do parku, gabinetu taty i na wystawę cioci Igi. Szósta część przygód Pucia może służyć zarówno dzieciom młodszym, jak i starszym przedszkolakom. Jej celem jest wzbogacenie słownika dziecka o nazwy nowych obiektów i czynności oraz rozwinięcie umiejętności opowiadania.1. I kolejne popisy domowej piekarni. // 2. Tę stronę chyba lubimy najbardziej. // 3. Szykujemy wiosenną garderobę. // 4. Najprostszy sposób na odświeżenie wystroju mieszkania. //Z tęsknoty za prawdziwym latem. Już widzę jak biały obłoczek biega sobie w czerwcowym słońcu, a ja nie mogę go dogonić. Kto wie? Może weźmiemy tę sukienkę na pierwsze od dawna prawdziwe wakacje? A nawet jeśli nie, to w Sopocie też będzie dobrze wyglądać. Tę piękną sukienkę znalazłam w sklepiku marki Mille Miracles. Jest wykonana z wysokogatunkowej mieszanki wiskozy z lnem, dzięki czemu oddycha, jest miękka w dotyku, przewiewna a jednocześnie wygląda elegancko. Pod spodem została podszyta delikatnym batystem bawełnianym, który zapobiega prześwitywaniu. Na ubraniu nie znajdziecie wszytej metki przy karku, bo jak wiadomo mamy i tak je potem muszą odpruwać ;). 1.  Smak konfitur – to naprawdę miły sposób, aby przypomnieć sobie ulubione letnie owoce w czasie, gdy jedyny krzaczek malin w ogrodzie posłużył jako stelaż do bałwana. // 2 i 3. Niezwykłe róże z polskiego ogrodu w Łańcucie stały się inspiracją do stworzenia wyjątkowego zapachu Izia la Nuit od Sisley Paris. Całą historię przeczytacie w tym wpisie. // 4. Póki co – mrożona… ale z niecierpliwością oczekuję sezonu na fasolkę szparagową. Gotowane warzywa z kroplą oliwy to kolejne danie, które ratuje mnie do "porządnej obiado-kolacji" którą zawsze jemy wszyscy razem.  //

Konfitura o smaku mango z jabłkiem. Pochodzi ze sklepu Jadłosfera. Gorąco polecam też tę malinową z migdałami!Śniadanie na życzenie męża. 1. Las zimą zachwyca najbardziej. // 2. A ty, mała królewno, dasz dziś trochę popracować mamie? // 3. Gdy tak długo decydujesz się, które plakaty masz wybrać, że aż jesz z nimi śniadanie. // 4. Borówka, śmietana, konfitura, masło = niebo. //Odkopałam stare UGG'i, szary dres i puchową kurtkę. Czyżby (nie)idealna stylizacja na Look of The Day? ;)Macie wrażenie, że już gdzieś to widziałyście? :D Ale tym razem zamiast jogurtu jest zielone smoothie! Czy to nie zmienia postaci rzeczy?1. Gotowa na wiosnę! // 2. Po takie paczki mogłabym ścigać kurierów codziennie. // 3. Oj nie! To wcale nie jest smoothie z poprzedniego zdjęcia tylko krem z groszku! // 4. Jak dobrze, że ktoś jednak postanowił zawrócić…//

Włączamy piąty bieg, aby móc więcej czasu spędzić na spacerze z tym wariatem. Jest i słynne "wurstel mit patate"! Zosia pewnie spadnie z krzesła, jak zobaczy tę niezwykle wyszukaną potrawę, ale co zrobić – kochamy frytki z parówką, a w marcu już nie wypada jeść tego schroniskowego dania. 

Lada moment będzie tu zielono! Dziękuję za uwagę!

 

*  *  *

 

 

 

LOOK OF THE DAY – GETTING READY TO GO NOWHERE

black sweater / sweter z golfem – H&M (dział męski)

black trousers with cut-out / spodnie z rozcięciem – MLE Collection (dostępne w drugiej połowie marca)

leather sandals / skórzane sandały – Guess (stara kolekcja)

leather bag / skórzana torebka – Arket

   W każdą niedzielę, przy okazji pisania wpisów, temat ciuchów powraca do mnie jak bumerang. Ciekawa jestem jak ostatnie dwanaście miesięcy wpłynęły na Wasze podejście do ubrań. Ile kompletów dresów kupiłyście? Ile razy miałyście na nogach szpilki? Czy przed szafą spędzacie mniej czasu, bo w ciągu dnia i tak widzi Was mniej osób i po prostu szkoda Wam wysiłku na komponowanie idealnego stroju? Śledzicie jeszcze relacje z tygodni mody? A może zdecydowanie bardziej interesują Was artykuły o wpływie przemysłu odzieżowego na środowisko? Czy w czasach zarazy stwierdziłyście, że cała ta moda to jedna wielka wydmuszka i nie chcecie mieć z nią nic wspólnego?

   Ciężko mi samej jednoznacznie odpowiedzieć na te wszystkie pytania. Wiem natomiast, że tej wiosny chciałabym móc wykorzystać dzisiejszy zestaw  w normalnych okolicznościach. Mam na sobie sweter męża z H&M-u, buty sprzed kilku sezonów i jedyną torebkę, którą kupiłam w zeszłym roku. Spodnie to taki pstryczek w nos dla tej części mnie, która obraziła się na nowe trendy. 

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek, które w końcu ciepło się ubrały

   Można by powiedzieć "lepiej późno niż wcale", ale w tym przypadku raczej Was taki komentarz nie udobrucha. Polskie influencerki spóźniły się nieco z zimowymi propozycjami – z dnia na dzień zaskoczyła nas odwilż stulecia i zamiast wybierać śniegowce zaczynamy czyścić białe trampki. No może trochę przesadzam – znając przewrotność Matki Natury w marcu jeszcze nie raz zmarzniemy. Jeśli więc zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, to dzisiejsze zestawienie może okazać się przydatną inspiracją.  

 

MIEJSCE PIĄTE

@knaji

Z przyjemnością przedstawiam Wam Karolinę, która pojawia się w tym cyklu po raz pierwszy. Jej dzisiejsza stylizacja z pewnością wpisze się w gusta osób, które poszukują w modowych zestawach koloru. Sztuka łączenia mocnych printów i weselszych barw to coś, co mi samej chyba nigdy nie wychodziło (wystarczyło aby minęło kilka tygodni, a ja już nie mogłam patrzeć na zdjęcia stworzonego przez siebie zestawu), Karolina wygląda super, a oryginalna fryzura (na którą również bym się nie odważyła chociaż bardzo mi się podoba) tylko dodaje uroku. 

 

MIEJSCE CZWARTE

@adriannakruszewska

Nie ma nic cieplejszego niż długi, puchowy płaszcz, a ten który wybrała Adrianna dodatkowo ma pasek i podkreśla jej zgrabną talię. Wełniana czapka i czarne śniegowce na pewno sprawdziłe się podczas srogich mrozów. Niby monochromatycznie i zwyczajnie, a jednak fajnie. 

MIEJSCE TRZECIE

@horkruks

Podoba mi się kolorystyka tego zestawienia –  pod czarną kurtkę Laura włożyła ubrania w jasnym, kremowym odcieniu. Chętnie bym go włożyła w trakcie wypadu w Alpy. Niedawno pokazywałam stylizację z podobnymi śniegowcami i wspominałam o tym, jak cenię sobie moon bootsy (zimą są niezastąpione!), a patrząc na to zdjęcie od razu żałuję, że nie mam białego modelu!

MIEJSCE DRUGIE

@styleonbykinga

Długie płaszcze to coś z czym nie rozstaję się zimą. Pozwalają ubrać się na cebulkę, chronią nas przed mroźnym wiatrem i śniegiem, a jednocześnie wyglądają stylowo. Ten, który włożyła Kinga jest w kratę i fajnie wygląda w zestawieniu z oliwkową czapką i wełnianym swetrem.

MIEJSCE PIERWSZE

@igawysocka

Dziś na miejscu pierwszym znalazła się Iga – pewnie dlatego, że sama jestem dziś podobnie ubrana. Masywne botki (idealne na ukrycie grubej skarpety), długi płaszcz, czarna czapka i sweter w paski to niezadowna i jednocześnie modna kompozycja. A Wam które miejsce najbardziej przypadło do gustu?