LOOK OF THE DAY

white sneakers / białe buty sportowe – Asics

cap & sweater / czapka i sweter – H&M Premium 

jacket, bag & jeans / kurtka, torebka i spodnie – NA-KD

grey gloves / szare rękawiczki – COS

   Who made use of the weather today? We were lucky enough despite the fact that the sun in Tricity is still rather illusive – it seems warm, but after fifteen minutes on the beach, you already feel that your ears are cold a bit. However, I think that I won’t risk that much if I tell you that it is the last post featuring a down jacket and gloves this season. Tomorrow, after work, I’ll rush to the dry cleaner’s and leave thick woollen sweaters and winter coats there. In exchange, I’ll collect my carpet that I left there before Christmas ;).

* * *

   Kto z Was skorzystał dziś z pogody? Nam się udało, chociaż w Trójmieście promienia słońca są jeszcze złudne – niby ciepło, ale po piętnastu minutach na plaży uszy trochę marzną. Myślę, jednak, że nie zaryzykuję zbyt wiele, jeśli powiem Wam, że jest to ostatni wpis z puchową kurtką i rękawiczkami w tym sezonie. Jutro po pracy pędzę do pralni i zostawiam tam grube wełniane swetry i zimowe płaszcze. Za to zabiorę dywan, który oddałam do czyszczenia przed Bożym Narodzeniem ;). 

 

Pielęgnacja bez lukru, czyli wszystkie brzydkie rzeczy na skórze, które wciąż istnieją, nawet jeśli nie widać ich na Instagramie

    Hyperpigmentation that is the remains of pimples, protruding cuticles, ungroomed brows and blackheads – when was the last time you saw such things on Instagram? Or in the photos of your friends posted on Facebook? We are considerably more often flooded with nicely selected images, with no imperfections that blur the perception of reality and people around us, simultaneously making us feel worse with ourselves. As much as traditional media depict models and celebrities embodying idealised standards of beauty, social media show ideal images of “regular girls” who (at least in theory) are like us, but essentially better. Adding the fact that playing in the backyard have been replaced with TikTok, meeting with friends with messenger, shopping with friend with Zalando, and infested of weekend parties we choose Netflix, we are less often presented with real women (and their flaws). And, of course, it’s not about feeding yourself on the fact that your friend came to the cafe with a less perfect hairdo in comparison with her “profile photo”, but it’s about a healthy approach to appearance and not demonising your own flaws.   

   It’s more difficult to look at yourself from a certain perspective and I mean the two sides of the same coin – girls keeping their eyes on the retouched Instagram icons is one thing, but it’s more often apparent that the same influencers are not able to face even the slightest flaws in their appearance. However, in order to keep up with the times and not show that, just like us, they tackle real insecurities they undergo the influencers’ katharsis on a mass scale. Of course, I’m taking about photos that have been retouched to the max and about girls who once in a while do the makeup-free coming-outs admitting that every so often they get a pimple on their foreheads, but thanks to their profound work and the support of their families, they were able to embrace themselves just as they are and now they can focus on something different (for example, on a breast job). I’m kidding a bit, but such publications would be more suitable for someone who went through a serious disease, and, in fact, these are only proofs that some people approach trivial matters too emotionally.   

   That would be it as far as the introduction is concerned. Just as you wanted, the article was supposed to be all about skincare, and soon it will become a bunch of loose thoughts on the social problems of the cyberspace. I’ll try to point out a few unattractive things that have hidden somewhere in the depths of the famous app, but in everyday life, they eagerly wave to us from the mirror every day.

* * *

     Przebarwienia po wypryskach, zadarte skórki przy paznokciach, niewydepilowane brwi i zaskórniki – kiedy ostatni raz widziałyście takie rzeczy na Instagramie? Albo na zdjęciach koleżanek wrzucanych przez nie na Facebooka? Coraz częściej jesteśmy ofiarami zmasowanego ataku wyselekcjonowanych obrazów, bez jakichkolwiek niedoskonałości, które zakrzywiają naszą wizję świata i ludzi wokół nas, jednocześnie sprawiając, że same ze sobą czujemy się gorzej. O ile bowiem w tradycyjnych mediach portretowane są modelki i celebrytki ucieleśniające wyidealizowane standardy piękna, o tyle w mediach społecznościowych widzimy idealne wizerunki „zwykłych dziewczyn”, które (przynajmniej w teorii) są takie same jak my, ale w gruncie rzeczy jednak lepsze. Dodając do tego fakt, że zabawy na podwórku zostały zastąpione przez TikToka, spotkanie ze znajomymi przez messengera, zakupy z koleżankami przez Zalando, a zamiast weekendowych imprez wybieramy Netflixa, coraz rzadziej mamy styczność z prawdziwymi kobietami (i ich wadami). I oczywiście nie chodzi o to, aby karmić się faktem, że przyjaciółka przyszła do kawiarni z mniej perfekcyjną fryzurą niż na swoim „profilowym”, ale o zdrowe podejście do wyglądu i niedemonizowanie własnych wad.

    Bo o dystans do samego siebie coraz trudniej i mam tu na myśli obydwie strony medalu – dziewczyny wpatrzone w wyretuszowane ikony Instagrama to jedno, ale coraz częściej widać, że same influencerki nie bardzo potrafią poradzić sobie nawet z najmniejszymi wadami swojego wyglądu. Aby jednak iść z duchem czasu i broń Boże nie dać po sobie poznać, że, tak jak my, mają prawdziwe kompleksy popełniają masowo „influencerskie katharsis”. Chodzi oczywiście o wpisy dziewczyn z maksymalnie przerobionymi zdjęciami, które raz na jakiś czas dokonują swoistych „coming outów bez makijażu” i za pomocą melodramatycznych opisów przyznają się do tego, że jednak od czasu do czasu mają pryszcza na czole, ale dzięki pracy nad sobą i wsparciu bliskich pokochały siebie takimi jakimi są i teraz skupiły się na czymś innym (na operacji piersi na przykład). Trochę sobie żartuję, a trochę dziwią mnie publikacje, których teksty bardziej pasowałyby do kogoś, kto przeszedł ciężką chorobę, a w gruncie rzeczy są jedynie dowodem na to, że niektórzy zbyt emocjonalnie podchodzą do prozaicznych kwestii.

    Tyle słowem wstępu, bo ten wpis, zgodnie z Waszym życzeniem, miał być stricte pielęgnacyjny, a niebawem stanie się mało konkretnym przemyśleniem o społecznych problemach w cyberprzestrzeni. Postaram się więc wypunktować kilka nieładnych rzeczy, które pochowały się jakoś w czeluściach słynnej aplikacji, ale w życiu codziennym mają się świetnie i z radością machają do nas w lustrzanym odbiciu każdego dnia. 

Moi pogromcy retuszu. Bazę od Chanel mieszam z podkładem (używam Double Wear w kolorze Sand), bronzer w tym kremowym opakowaniu jest delikatny i ciężko z nim przesadzić (a ja nie znoszę "placków" pod kościami policzkowymi). Ta malutka tubka na przodzie to najlepsza maść na świecie na wypryski od Guerlain ale z tego co widzę nie jest już dostępna w sprzedaży (to jest chyba jej zamiennik). 

1. Uneven, unnatural, but very photogenic makeup.   

   For some time, I was convinced that makeup finishing at the jaw line is a relic of the times when I was attending high school and there were only three foundation colours available at the store. However, Instagram led to a situation when you can come across that unattractive image in the streets again. This truth is as old as the first camera – that makeup that looks good in photos, rarely looks good in reality. In the beginning of the blog (let’s say for the first four years), I myself fell into this trap. Back in those days, my boyfriend (who is now my husband) often asked me – why are you having such a strong makeup on? I answered, truthfully, that I was taking photos for the blog, but each time a thought popped in my head that something is really wrong if a person who is completely outside of the cosmetic world immediately spots that my face looks differently (I applied makeup on a daily basis – the difference was that it was more delicate). Today, I’m no longer practicing such “makeovers” and it’s probably why some of you accuse me of wearing no makeup in the photos as it is invisible. Believe me – I apply makeup, but I don’t want to change my face for the purpose of taking photos. In fact, taking into consideration the Instagram requirements, painting it anew just like a canvas. I’m trying to find a balance between what I can accept in the camera and what won’t turn me into a clown doing the shopping in a grocery store.  

   All right, but how to achieve that? In the photos, a full coverage foundation looks better, but in reality it gives you a mask effect and it creases in the wrinkles more often than the lighter foundations. And, of course, the colour has to be ideally matching our skin colour and not create lines around the ears and jaw line. That’s why I mix a full coverage foundation with a highlighting primer (it’s best if it is moisturising). Then, it’s a lot easier to apply and it matches the colour of our skin more easily (the list of my cosmetics can be found under the photos). In the photos, the imperfections of our skin are always more visible, the face features are less pronounced, and the skin looks paler. That’s why it comes as no surprise that we are tempted to apply a stronger makeup – we want to look as good as in reality. However, you need to remember that even the most intricate and beautiful eye makeup won’t make up for a creasing concealer.

* * *

1. Nierówny, nienaturalny, ale jakże fotogeniczny makijaż.

    Przez jakiś czas byłam przekonana, że makijaż odcinający się na linii szczęki to relikt z czasów, kiedy chodziłam do liceum, a w drogeriach były dostępne trzy kolory podkładów. Instagram sprawił jednak, że ten mało apetyczny widok znów można spotkać na ulicy. To prawda stara jak pierwszy aparat fotograficzny, że makijaż, który wygląda dobrze na zdjęciach, rzadko kiedy wygląda dobrze w rzeczywistości. Na początku prowadzenia bloga (czyli powiedzmy, że przez pierwsze cztery lata) sama wpadłam w tę pułapkę. W tamtych czasach z ust mojego „jeszcze nie męża” często padało pytanie – dlaczego masz na sobie taki mocny makijaż? Odpowiadałam, zgodnie z prawdą, że robiłam zdjęcia na bloga, ale za każdym razem pojawiała się w mojej głowie myśl, że coś tu chyba jednak jest nie tak, jeżeli osoba kompletnie niewtajemniczona w kosmetyczne tematy, od razu wyłapuje, że moja twarz wygląda inaczej niż zwykle (a żeby nie było – na co dzień też robiłam makijaż, tylko delikatniejszy). Dziś nie praktykuję już takich „przemian” i to pewnie dlatego część z Was zarzuca mi, że mojego makijażu właściwie nie widać. Uwierzcie mi jednak na słowo – maluję się, ale nie chcę na potrzeby zdjęć zmieniać swojej twarzy. A właściwie, biorąc pod uwagę instagramowe wymogi, malować ją na nowo, jak obraz. Staram się znaleźć balans między tym, co jest dla mnie akceptowalne w obiektywie, a jednak nie sprawi, że będę się czuła jak klaun robiąc zakupy w warzywniaku.

   No dobrze, ale jak to zrobić? Na zdjęciach dobrze wygląda mocno kryjący podkład, ale w rzeczywistości zawsze daje on efekt maski i częściej niż lekkie podkłady tworzy załamania w zmarszczkach. No i kolor musiałby być idealnie dobrany do koloru naszej skóry, aby nie odcinał się przy uszach i linii szczęki. Dlatego mocny podkład zawsze mieszam z bazą rozświetlającą (najlepiej jeśli ma dodatkowe działanie nawilżające). Dużo łatwiej go wtedy nałożyć i lepiej stopi się z kolorem naszej cery (spis moich kosmetyków znajdziecie pod zdjęciami). Na zdjęciach niedoskonałości naszej cery są zawsze bardziej widoczne, rysy mniej wyraziste, a twarz bledsza, nic więc dziwnego, że pojawia się w nas pokusa, aby zrobić mocniejszy makijaż – chcemy przecież wyglądać co najmniej tak dobrze jak w rzeczywistości. Trzeba jednak pamiętać o tym, że nawet najbardziej misterny i piękny makijaż oka nie wynagrodzi rozwarstwiającego się korektora. 

Witamina A to jeden z niewielu składników kosmetyków, którego skuteczne działanie przeciwstarzeniowe zostało potwierdzone przez naukowców. Zawiera ją na przykład mój krem od marki Fridge (98 zł), która szczyci się tym,że stworzyła nową gałąź kosmetologii – kosmetyki świeże, czy takie,które nie zawierają konserwantów, silikonów i alkoholu etylowego. Ważność produktów to 2,5 miesiąca od daty produkcji, trzeba je także trzymać w lodówce, by zachowały swoje unikalne właściwości. Sam krem ma lekką konsystencję, dobrze sprawdzi się pod makijażem, a moja skóra po jego użyciu bardzo długo jest miękka i elastyczna. Ponadto łagodzi i koi podrażnienia (właściwości oleju konopnego).​

2. Dry red hands.  

     I was probably less than 25 years old when I heard about rejuvenating hand treatment for the first time. Back then, it seemed to me as something totally useless as you don't really see someone’s age by looking at their hands. Besides, who would want to waste time on improving the appearance of their hands? Well, who? Well, to be precise – Instagram users. I’ve been recently working on photos depicting hands for a certain media house (in the press and online, you can find my photos that were taken not for the purpose of this blog or Instagram but were commissioned, for example, by jewellery companies – I sometimes work as a photographer) and I was really glad with the results of my work until I compared them with other similar photos online. Even though I was working with a hand model who had the most beautiful hands in my city, despite numerous takes and stunning lighting, I didn’t attain soft and smoothed skin to which we are used to in the media. I was able to convince the commissioning party that a modicum of realism in the photos will be a value added, but I think that I represent the minority with such an approach. Most photographers resolve to retouching the photos after all.   

   I myself am an owner of hands that would require some retouching in perfect lighting. Not wearing gloves for years made my skin become really rough and I haven’t been able to find the time for a perfect manicure…for thirteen months. On the other hand, even though it’s the 21st century, I still hear my grandmother’s pieces of advice in my head that hands are a woman’s pride. They need to be clear and since I hate the chipping nail polish, I rarely paint them. And now I always wear gloves. And I’m not talking about the woollen ones when it’s cold. Coming into contact with detergents during cleaning or doing the dishes is a real pain for our skin.

* * *

2. Suche zaczerwienione dłonie.

    Miałam pewnie mniej więcej 25 lat, gdy pierwszy raz usłyszałam o odmładzającym zabiegu na dłonie. Wydawało mi się to wtedy największym zbytkiem na świecie, bo przecież po dłoniach  wcale nie widać wieku i kto chciałby tracić czas na poprawianie ich wyglądu. No kto? No tak konkretnie, to użytkowniczki Instagrama. Sama niedawno pracowałam nad zdjęciami dłoni dla pewnego domu mediowego (w prasie i w internecie możecie natrafić na zdjęcia mojego autorstwa, które nie zostały zrealizowane na potrzeby bloga czy mojego Instagrama, ale na zlecenie, na przykład firmy biżuteryjnej – czasem pracuję po prostu jako fotograf) i byłam bardzo zadowolona z efektów swojej pracy, do momentu gdy nie porównałam ich z podobnymi zdjęciami z sieci. Chociaż miałam przed obiektywem właścicielkę najpiękniejszych dłoni w moim mieście, to mimo niezliczonych ujęć i świetnego światła, nie uzyskałam tak gładkiej skóry, jaką przywykłyśmy oglądać w mediach internetowych. Udało mi się przekonać zleceniodawcę, że odrobina realizmu na zdjęciach wyjdzie mu na plus, ale podejrzewam, że jestem w mniejszości ze swoim podejściem. Większość fotografów woli pewnie po prostu maznąć dłoń retuszem.

    Ja sama jestem właścicielką dłoni, które w idealnym świecie na pewno wymagałyby obróbki graficznej. Nienoszenie rękawiczek przez lata sprawiło, że skóra na nich jest szorstka, a na perfekcyjny manicure nie potrafię znaleźć czasu od… trzynastu miesięcy. Z drugiej strony, chociaż mamy XXI wiek, wciąż słyszę w głowie babcine mądrości, że dłonie są wizytówką kobiety. Muszą więc być czyste, a ponieważ nie trawię widoku odprysków na paznokciach, to tylko od święta maluję je kolorowym lakierem. No i teraz już zawsze noszę rękawiczki. I mam na myśli nie tylko te wełniane, gdy jest zimno. Kontakt z detergentami w trakcie sprzątania czy mycia naczyń naprawdę daje skórze rąk w kość. 

Tutaj to już moja dłoń ;)). Te bruzdy na kłykciach w instagramowym świecie jakoś nie istnieją. Nie zmienia to jednak faktu, że dłonie (nie tylko na zdjęciach) wyglądają znacznie lepiej, jeśli je porządnie nawilżymy. Krem, który widzicie na zdjęciach jest mi regularnie podkradany przez wszystkie koleżanki, które mnie odwiedzają ;). A ponieważ pracuję z domu i wciąż wpadają do mnie dziewczyny z prototypami od MLE Collection to tę tubkę kremu o zapachu mandarynki i drzewa sandałowego planuję dobrze ukryć. Jestem pewna, że Wy też go pokochacie, więc z przyjemnością dzielę się z Wami informacją, że możecie uzyskać 20% rabatu na wszystkie kosmetyki i zestawy w sklepie D'ALCHEMY. Wystarczy użyć kodu MLE (ważny do 31.03.2020). 

3. Wrinkles, dark under eye circles, decrease skin tightness.   

   The struggle to maintain eternal youth is full of paradoxes, which is easy to spot in all women’s magazines, but Instagram is also a great source for that. Women’s personality gets split when the profiles of their favourite influencers are full of smoothed foreheads, full cheeks, and at the same time, these profiles are full of pieces of advice to live in balance with nature, not be bothered by the pressure of the surrounding world, and being beautiful as you are. This schizophrenia that gets into our minds is an open gate for marketing wizes who want to encourage us to buy something by evoking certain emotions as owing to that they don’t need to resolve to facts. And when it comes to skincare, it’s best to approach the topic methodically, instead of emotionally. I don't want to encourage you to abandon cosmetics altogether, but to use products that really work and not those that are supposed to improve our mood for a short time. Besides, how are we supposed to assess if a cream advertised by a lady online is really working or maybe the skin to which it was applied has been retouched in an app afterwards?  

   It’s blatantly visible that the ageing process is a niche topic in social media which is happening for pretty obvious reasons. The generations that use Instagram today are mostly the Z generation (born in the second half of the 90s and after 2000) and to a smaller extent the Y generation (1981-95 – that is me and my age-mates). It means that old age hasn’t reached the online world yet. I’m curious if this situation will change over the next ten years when me and the other girls working in the social media world will simply look older.

* * *

3. Zmarszczki, podkrążone oczy, opadający owal twarzy.

    Starania o wieczną młodość są pełne paradoksów, co łatwo zauważyć przede wszystkim w magazynach kobiecych, ale Instagram też nas w tym temacie nie zawodzi. Kobiety dostają rozdwojenia jaźni, gdy na profilach swoich ulubionych influencerek, widzą wygładzone czoła i wypełnione policzki, ale jednocześnie między słowami serwuje im się porady, by żyły w zgodzie z naturą, nie przejmowały się presją otoczenia i że są piękne, takie jakie są. Ta swoista schizofrenia wdzierająca się do naszych umysłów to otwarta furtka dla spec-marketingowców, którzy chcą zachęcić nas do zakupu wywołując konkretne uczucia, bo dzięki temu nie muszą posługiwać się faktami. A do pielęgnacji warto podejść w sposób metodyczny, nie emocjonalny. Nie nawołuję tutaj do porzucenia kosmetyków, ale do używania produktów, które naprawdę działają, a nie tych, które przez chwilę mają poprawić nam humor. Poza tym, jak mamy ocenić, czy reklamowany przez panią z internetu krem w ogóle działa jeśli skóra po jego użyciu została poddana obróbce graficznej?

   Widać też dosyć wyraźnie, że oznaki starzenia są póki co tematem bardzo niszowym w mediach społecznościowych, co wynika z prostej matematyki. Pokolenia, które korzystają dziś z Instagrama to przede wszystkim pokolenie Z (urodzeni w drugiej połowie lat 90-tych i po 2000 roku) i w mniejszym stopniu pokolenie Y (1981-95, czyli ja i moi rówieśnicy). Oznacza to, że starość do internetowego świata po prostu jeszcze nie dotarła. Ciekawa jestem, jak sytuacja zmieni się w ciągu dziesięciu lat, gdy siłą rzeczy ja i moje koleżanki po fachu będziemy wyglądać starzej. 

Produkty marki Sesderma używałam już nie raz. W tym momencie mam od tej marki dwie rzeczy, są to nowości dostępne wyłącznie w sklepie Topestetic.pl – rewitalizujący krem-żel z witaminą C z najpopularniejszej linii C-VIT, który nawilża, wyrównuje koloryt i dodaje skórze blasku oraz mgiełkę depigmentującą Azelac Ru, która odświeża skórę i niweluje przebarwienia (topestetic dodał do swojej oferty 4 różne mgiełki do twarzy z najbardziej popularnych linii Sesderma). Ten drugi produkt sprawdzi się także w podróży, mgiełkę możecie stosować na krem lub na makijaż w ciągu dnia i nie musimy palcami dotykać skóry twarzy (już widzimy te wirusy i bakterie, co nie?).

4. Visible veins, dark spots, zits.   

   Everyone who retouched images at least once knows that imperfections can disappear in next to no time, even if you are using the most primitive software. The easier something is to correct or cover up, the less frequently we will see it in the media. I won’t repeat the articles from women’s magazines that “taking rid of these little imperfections is easier than you think” because it’s not the case. But over the course of 33 years of my life, I was facing all types of skin problems and owing to consistency, I was able to mitigate some of them. Pimples were really a nuisance when I was an adult (what helped me were regular dermapen treatments, avoiding sweets, appropriate creams, and perfect hygiene when applying makeup), dark spots have disappeared since I stopped sunbathing, but when it comes to visible veins, the situation is horrible – undergoing laser treatments did not strike home with me (maybe you were able to tackle them this way?), but since I started using products with vitamin C, the situation is at least not getting worse.

* * *

4. Widoczne naczynka, przebarwienia, wypryski.

    Każdy kto chociaż raz w życiu obrabiał zdjęcia wie, że te niedoskonałości można błyskawicznie usunąć nawet najbardziej prymitywnym programem do retuszu. A im coś jest łatwiejsze do poprawienia, tym rzadziej zobaczymy to na zdjęciach w mediach. Nie będę wtórować tytułom z prasy kobiecej, że „pozbycie się tych drobiazgów jest łatwiejsze niż myślisz”, bo wcale takie nie jest. Ale na przestrzeni swojego trzydziestotrzyletniego życia borykałam się z każdym z tych problemów i dzięki konsekwencji udało mi się część z nich znacznie zniwelować. Wypryski w dorosłym wieku naprawdę dały mi się we znaki (pomogły regularne zabiegi dermapen, unikanie słodyczy, odpowiednie kremy i perfekcyjna higiena przy robieniu makijażu), przebarwienia odkąd nie opalam twarzy praktycznie zniknęły, ale sprawa z widocznymi naczynkami prezentuje się beznadziejnie – ich laserowe usuwanie nie zdało u mnie egzaminu (może którejś z Was się to udało?), ale odkąd używam produktów z witaminą C sytuacja przynajmniej się nie pogarsza. 

Jaki mam dowód na to, że ten krem akurat działa? Producent od razu zaznacza, że krem zawiera "niskocząsteczkowy kwas hialuronowy" czyli taki, który faktycznie jest w stanie przeniknąć przez skórę. Krem pod oczy ALGOEYE to kolejny produkt od Sensum Mare, który miałam przyjemność testować – w kolejce czeka jeszcze krem do twarzy. Jeśli chciałybyście wypróbować jakikolwiek produkt marki Sensum Mare (polecam gorąco serum) to mam dla Was kod rabatowy. Na hasło MLE otrzymacie -15% na cały asortyment.

      Maybe some of you have missed the information so I will write that once more – I never retouch my photos that you can see on the blog or Instagram. Of course, I care for the fact that I look nice in them – I’m searching for nice lighting, I use makeup, and sometimes I pose with my back facing the camera (:D), but I don’t feel that my blog or my social media lose anything in terms of their value. What’s more, I think that you should take responsibility for the “retouched photography” just like you should take responsibility for disseminating the so-called “fake news”. After all, the image says more than a thousand words – it would be nice if it didn’t resort to lying.

* * *

   Być może kogoś z Was ominęła ta informacja, dlatego napiszę jeszcze raz  – nie retuszuję zdjęć, które widzicie na blogu czy moim Instagramie. Oczywiście, dbam o to, aby na zdjęciach wyglądać ładnie – szukam więc dobrego światła, wykorzystuję makijaż, a czasem po prostu zapozuję tyłem (:D) i nie mam przez to poczucia, że blog czy inne moje media tracą na wartości. Co więcej, jestem zdania, że tak jak mówi się coraz częściej o odpowiedzialności za tak zwane „fake newsy”, powinno się również zwrócić uwagę na odpowiedzialność za „fotografię poprawianą”. W końcu, obraz mówi nam często więcej niż tysiąc słów – byłoby więc miło, gdyby nie kłamał. 

*  *  * 

 

 

Look of The Day

jacket / marynarka – Calvin Klein on Modivo.pl

ecru sweater / sweter z golfem w kolorze ecru – MLE Collection

high boots / wysokie kozaki – Pretty Ballerinas

leather bag / skórzana torebka – Atomy

rings & earrings – YES

   If I were to choose one thing that would appropriately express my style over the years despite the changing trends, it would be a blazer. It’s best if its black, lose at the waist, and not that short. The one that you can see in today’s photos is a slightly oversized cut and that’s what it should be like. On purpose, I chose a larger size than usually as I’m currently in love exactly with such cuts.

* * *

   Gdybym miała wybrać jedną rzecz, która na przestrzeni lat i mimo zmieniającej się mody dobrze wyrażało mój styl to byłaby to marynarka. Najlepiej czarna, luźna w pasie i niezbyt krótka. Ta z dzisjeszych zdjęć jest "ciut oversizow" i taka właśnie miała być. Z premedytacją wybrałam większy niż zwykle rozmiar, bo właśnie w takich fasonach jestem teraz zakochana. 

Last Month

  Even though February is the shortest month, browsing through the photos on my mobile phone, I’ve got a totally opposite feeling. At the beginning, we went for a 3-day trip to Brussels – we stayed at my parents’ place, we ate lazy breakfasts together, went for long walks around the beloved streets, and had the longest conversations possible. I was still returning with my memory to my first visit in Brussels – who could have thought that it was as long ago as five years ago! Back then, I prepared a long post from the capital of Belgium (you can find it here), which I could, by the way, refresh a bit. Maybe on the occasion of another trip?  

   The following weeks were full of balancing between my job and the role of a mother – and I’m quite good at that – it’s probably due to the immense patience that had been previously unknown to me. I had had no idea that I was capable of it ;).  Check out this unusually long summary of the passing month!

* * * 

   Chociaż luty jest najkrótszym miesiącem w roku, to przeglądając zdjęcia w moim telefonie mam zgoła odmienne wrażenie. Na początek wybraliśmy się w trzydniową podróż do Brukseli – mieszkaliśmy u moich rodziców, jedliśmy wspólne leniwe śniadania, chodziliśmy na długie spacery po ukochanych uliczkach i rozmawialiśmy ile się dało. Ja wciąż wracałam wspomnieniami do mojej pierwszej wizyty w Brukseli – kto by pomyślał, że było to już pięć lat temu! Przygotowałam wtedy dla Was długi artykuł ze stolicy Belgii (znajdziecie go tutaj), który w sumie mogłabym już odświeżyć. Może przy następnej wizycie?

   Kolejne tygodnie upłynęły mi na balansowaniu między pracą a rolą mamy, co chyba wychodzi mi całkiem nieźle – to pewnie przez te nieznane mi wcześniej pokłady cierpliwości o które nigdy siebie nie podejrzewałam ;).  Zapraszam Was na to wyjątkowo długie podsumowanie mijającego miesiąca!

1. Muszą leżeć idealnie na każdej dziewczynie! Nie macie pojęcia jak długi jest proces dopracowywania kroju każdej rzeczy od MLE. Niektóre wzory poprawiam nawet kilkanaście razy i często mija wiele tygodni nim w końcu będę zadowolona  z efektów. // 2. W szary poniedziałek trzeba się jakoś wspomagać. // 3. Znajdź żyrafę! // 4. W marcu (najdalej na początku kwietnia) rozpocznie się w końcu sprzedaż tej asymetrycznej sukienki. Wszystko trwało tak długo bo bardzo zależało mi na tym, aby był to produkt spełniający najbardziej restrykcyjne ekologiczne normy. Przez wszechogarniającą bylejakość supermarketowych produktów coraz częściej robię zakupy w sieci lub w sklepach z mocno wyselekcjonowaną ofertą. Apimania to nie tylko sklep z miodami – to miejsce tworzone z sercem i misją. Każdy słoik miodu ma dokładnie opisaną pasiekę z której pochodzi, a założycielki serwisu nie zajmują się jedynie sprzedażą ale także edukowaniem społeczeństwa o bezcennej roli pszczół. Powyższe miody to zapowiedź miodowego boxa, który będzie ukazywał się w edycji dwumiesięcznej. W takiej paczce pojawią się nie tylko różnorodne miody, ale i niespodzianki "less waste", które zastąpią zwyczajne domowe produkty zdrowszymi, wielorazowymi i ekologicznymi. Ideą słodkiej paczki jest nie tylko stała dostawa smakowitych miodów, ale także budowanie świadomości, że właśnie w drobnych wyborach odzwierciedla się nasza troska o środowisko. W paczkach nie znajdziecie ani grama plastiku. (miód "ale lipa" ze zdjęcia jest genialny). No to fru! Pierwszy lot samolotem w tym roku. Kierunek – Bruksela!Wyznaję zasadę, że podróż z dzieckiem to bułka z masłem, pod warunkiem, że wcześniej dobrze się przygotuję :). Ten podejrzany przedmiot na zdjęciu to butelka idealna – jest lekka, antylkolkowa, można ją myć w zmywarce, podgrzewać w mikrofali, mrozić w nich pokarm, nie da rady jej zbić, a przede wszystkim jest tak skonstruowana, że płyn w środku nie ma żadnej styczności z plastikiem. Znalazłam ją w sklepie Bebe Concept, w którym często robię zakupy dla małej (i dla siebie w sumie też :)). Dobra butelka to jedno, ale w podróży bardzo doceniam fakt, że mój brzdąc pije przede wszystkim samą wodę, bo w najgorszym wypadku jesteśmy mokrzy, a nie klejący ;).  1. Wszyscy na sportowo.  // 2. Typowy przykład "bad hair day". // 3. Oglądamy chmury. // 4. Przesiadka w Kopenhadze. //Niektórzy mają tu dość miejsca. 1. Sklep "Kuro" w Brukseli. Znajdziecie w nim wiele ciekawych marek. // 2. Miś numer jeden. // 3. Miś numer dwa. // 4. Witryna na Luisie. //

Poranne słońce. Sklepy jeszcze zamknięte, ale my już ruszamy na śniadanie. W końcu nie śpimy od szóstej ;). Udajemy rodowitych brukselczyków. Rynki, organizowane każdego dnia w innej dzielnicy miasta to jedna z najpiękniejszych brukselskich tradycji. Mieszkańcy chętnie zabierają na zakupy swoich czworonożnych przyjaciół… Tu na zdjęciu szorstkowłosy wyżeł niemiecki. Kilkanaście sekund później kolejny wyżeł przywędrował na zakupy ;).Taki nietypowy lunch. 
1. Belgia słynie z ostryg. // 2. Wnętrza opuszczonych sklepików. Co ja bym dała za taki parkiet i stolarkę! // 3. Słońce na horyzoncie. // 4. Zaczepianie mamy to najlepsza zabawa. // A tu nasze nowe odkrycie – restauracja "Colonel".  Zachód słońca i psy bawiące się z dziećmi. Taki widok zawsze mnie uspokaja. 
1. Weranda – marzenie! I na dodatek wykonał ją pan z Polski! // 2. Tata zawsze dodaje odwagi. // 3. Wydało się! Tu też byłam w dresie ;). To druga wersja dresu, który pokazywałam Wam ostatnio w "looku". Jest ciemniejszy (i ciut tańszy) i chyba lepiej sprawdza się w mieście. Znajdziecie go tutaj. // 4. Mogłabym się zaopiekować tym krzesełkiem ;). //

Stary park w samym centrum Brukseli. Po trzech dniach odpoczynku… byliśmy trochę zmęczeni ;).1. Strefa wypoczynkowa. // 2. Przepis miesiąca, czyli lany chrust. Mam nadzieję, że Wam się udał!  // 3. Pieczemy! // 4. Hmm… coś mi tu nie pasuje. :D //

Domowe słodkości umilają walkę z przeziębieniem. Jeśli czujecie niedosyt po Tłustym Czwartku to przepis znajdziecie tutaj.1. Nowość od Chanel. Ten pasek mogłyście zobaczyć w tym wpisie. // 2. Nie budzić psa. // 3. Szklany kubek wielorazowy. // 4. Asystent sesji rozkłada statyw, a szef produkcji się przygląda. W taką pogodę chyba wolimy jednak zostać w środku. 

Niby nic specjalnego, a jednak to moje ukochane miejsce w mieszkaniu. Wiele z Was pyta mnie o boazerię ścienną, którą widzicie na dzisiejszych zdjęciach. Można ją znaleźć w sklepie Foge.pl (znajdziecie tam też białe listwy przypodłogowe, które mam w mieszkaniu). Boazeria jest niezwykle łatwa w montażu, a wygląda jak wykonana przez stolarza. 

W lutym polskie wydanie magazynu Vogue obchodziło swoje drugie urodziny. Z tej okazji na marcowej okładce magazynu znalazła się rozchwytywana modelka Jean Campbell, a za obiektywem stanął wybitny polski fotograf – Maciek Kobielski. Pamiętacie pierwszą słynną okładkę polskiego Vogue'a z Pałacem Kultury?Owocowe serum antyoksydacyjne od Szmaragdowych Żuków. Ma bardzo silne działanie i daje mojej skórze właśnie to, czego potrzebuje – używam go na noc pod krem. W komentarzach parę osób pytało o kod rabatowy na kosmetyki tej marki więc szybko śpieszę z informacją, że na stronie SzmaragdoweZuki.pl wystarczy użyć kodu MLE-15 aby otrzymać 15 procent zniżki na wszystkie produkty (z wyjątkiem zestawów).  1. Z żalem opuszczamy ten lokal i idziemy na spacer.  // 2. Złoty detal – pierścionek od YES, znajdziecie w tym wpisie. // 3. Walentynkowa edycja perfum od Jo Malone London.  // 4. Ulubiona fryzura w ostatnim czasie. Gdy wiesz, że On nienawidzi filmów kostiumowych, ale w Walentynki zabiera cię na "Małe kobietki" – to jest prawdziwy dowód miłości!1. U nas w domu wszędzie chowają się myszki. // 2. Kremowy miód lipowy – oj tak! Ten jest mój ulubiony. // 3. Lutowe niebo nad Bałtykiem. // 4. Chcąc schować się przed wiatrem wstąpiliśmy do "Dwóch zmian" na Monciaku. Pod koniec lutego podobno najczęściej zaczynają "odpadać" pierwsze noworoczne postanowienia. Myślę, że ta książka może być dobrą okazją dla tych, którzy chcieliby się konsekwentnie trzymać żywieniowych zmian. Nie od dziś wiadomo, że cukier nie ma dobrego wpływu ani na nasze zdrowie ani na nasz wygląd. "Cukrowy detoks. 40-dniowe wyzwanie" to zbiór trików i przepisów pomagających żyć bez cukru. Wiele z nich bardzo łatwo jest od razu wdrożyć w życie, inne z kolei pozwalają małymi krokami ograniczyć słodycze – bez jęczenia i poczucia straty :). Dzięki tej książce w dosłownie trzy tygodnie nauczyłam się pić kawę bez cukru. Ta słodzona już w ogóle mi nie smakuje i nie mam pojęcia jak wcześniej mogłam ją pić – dziwne, prawda? Z pewnością nie zrezygnuję ze wszystkich słodkich rarytasów, ale wyraźnie widzę, że cukru jemy w domu po prostu mniej. Polecam!

Szykujemy się z Moniką, moją asystentką, na kolejną mejlowo-kurierowo-poniedziałkową batalię. Towarzyszy nam kawa i kwaśne miny. 

Ten strój to mój uniwersalno-roboczy zestaw. Dziękuję MINOU Cashmere z ten czarny szal (a właściwie chustę). Grafitową wersję tego modelu mam już od wielu lat (możecie zobaczyć tutaj i tutaj). Jeśli podoba Wam się ta chusta, to mam dla Was niespodziankę. Możecie użyć mojej zniżki na cały asortyment w sklepie MINOU Cashmere. Wystarczy, że użyjecie kodu MLEZIMA20 a dostaniecie aż 20% zniżki na całą nieprzecenioną kolekcję (kod jest ważny do 4 marca włącznie).Nowe skarby. Półwysep Helski zimą. Było pięknie i pusto. 1. Portos próbuje morsować. // 2. A kuku! // 3. Próbujemy dogonić Portosa. 4. Pierwsze kroki i szok na widok piasku. A to już smycz od Kary, która kiedyś opiekowała się Portosem, gdy trafił do szpitala (tę mrożącą krew w żyłach historię możecie znać z książki mojego taty, ale chyba kiedyś podzielę się nią chyba z Wami i opiszę moją perspektywę ;)). W WILD STORE znajdziecie akcesoria dla psiaków i uwaga: cały dochód ze sprzedaży jest przeznaczany na rozwój projektów związanych z psami oraz promocją odpowiedzialnego kupna/adopcji psów, a wszystkie produkty w sklepie są własnoręcznie wykonywane, nie są barwione i nie mają w składzie sztucznych tworzyw. Ponadto Kara jest autorką bloga Simplywild i opiekunką Wilczaka Czechosłowackiego (mieszanki psa i wilka – zobaczcie koniecznie tego psiaka na jej blogu!).
PS. Na hasło "Portos" w sklepie dostaniecie 10% rabatu! :)

Ostatnie spojrzenie za siebie – żegnamy luty tym pięknym widokiem.

* * *

 

LOOK OF THE DAY – Make Trends Real

coat / płaszcz – MLE Collection (pojawi się najszybciej w okolicach jesieni)

hoodie and sweatpants / dresy z delikatnej wełny – MLE Collection (ostatnie sztuki)

black leather bag / czarna skórzana torebka – Atomy Store

white trainers / białe buty sportowe – Asics

   While I was recently browsing through Instagram, I came across a photo added by one of the most well-known American influencers. It was depicting the owner of the account wearing clothes from the latest collections by top fashion designers, 12-centimetre stilettos, and… holding 2 greyhounds on a leash (probably borrowed from a passerby as the influencer is not a dog owner herself). I was sure that such shots were reserved for fashion magazines from the beginning of the century and that women search online mostly for outfits that are appropriate for a given situation instead of unreal-looking divas – but maybe I’m wrong. That’s why I need to applaud a few of our native girls – the sets presented by Polish bloggers sometimes look slightly eccentric and are not always elegant, but they are rather practical.   

   Since for a longer period of time, I’ve been walking my dog out with a sizeable tot in a scarf, the above-mentioned images seem even funnier to me. And even though the trends are continuously changing and I’m into different clothes than a few years ago, the conclusions to which I came while writing "Elementarza Stylu" have hardly changed. Even the most beautiful clothes won’t come in handy if your everyday duties won’t allow you to wear them. It’s even worse if you decide to wear them despite their impracticality.

* * *

   Przeglądając ostatnio Instagram natknęłam się na zdjęcie dodane przez jedną z najsłynniejszych amerykańskich influencerek. Przedstawiało główną zainteresowaną, w ubraniach z najnowszych kolekcji czołowych projektantów, dwunastocentymetrowych szpilkach i… z dwoma chartami na smyczy (prawdopodobnie pożyczonymi od przechodnia, bo influencerka psa nie ma). Byłam pewna, że takie kadry zarezerwowane zostały dla magazynów modowych z początku tego stulecia, a kobiety w sieci szukają dziś przede wszystkim strojów adekwatnych do sytuacji, a nie odrealnionych diw, ale być może nie mam racji. Tu muszę pochwalić kilka naszych rodzimych dziewczyn – zestawy polskich blogerek są być może czasem ciut ekscentryczne, nie zawsze eleganckie, ale przynajmniej da się w nich żyć. 

   Ponieważ od dłuższego czasu każdego dnia śmigam na spacer z psem, a w chuście mam jeszcze pokaźnego brzdąca, to wspomniane wcześniej obrazki bawią mnie coraz bardziej. I chociaż trendy wciąż się zmieniają, podobają mi się inne rzeczy niż jeszcze kilka tam temu, to wnioski do których doszłam w trakcie pisania "Elementarza Stylu" wcale się nie zmieniły. Nawet najpiękniejsze ubrania nie bardzo się przydadzą, jeśli codzienne obowiązki nie pozwolą ich nosić. A jeszcze gorzej, jeśli zdecydujesz się w nich chodzić, pomimo, że utrudniają życie. 

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek ze stycznia

So far, I’ve been a fan of winter fashion. In the period between December and March, you are allowed to look like a snowman, wrap yourself up in a down jacket, wear snow boots, and proudly say that your outfit looks perfectly fine. This year, I took out my snow boots only once for my skiing trip, and whenever I wanted to wear a really warm sweater, I put only a trench coat on top of it so that I wouldn’t become too warm. Winter just didn’t come to Tricity. Today’s TOP5 shows a few options for the autumn in February. I hope that you will find something that will draw your attention below :)

* * *

Do tej pory kochałam modę zimową. Od grudnia do marca można było wyglądać jak bałwanek, opatulić się puchową kurtką, nosić śniegowce i z podniesionym czołem mówić, że nasz strój jest jak najbardziej w porządku. W tym roku śniegowce wyciągnęłam tylko na wyjazd narciarski, a gdy chciałam ubrać się naprawdę ciepły sweter, to na wierzch zarzucałam już tylko trencz, żeby się nie ugotować. Zimy w Trójmieście po prostu nie było. Dzisiejsze zestawienie przedstawia więc kilka propozycji strojów na jesień w lutym. Mam nadzieję, że znajdziecie poniżej coś, co przykuje Waszą uwagę :)

  MIEJSCE PIĄTE

@oliviakijo

Olivia chose a long down coat in white with an interesting fastening. She opted for original accessories in the form of patterned high boots, leather trousers, a large brown handbag, and sunglasses that I’d eagerly borrow.

Oliwia wybrała długi puchowy płaszczyk w odcieniach bieli o ciekawym zapięciu. Postawiła na oryginalne dodatki w postaci kozaków z wzorem, skórzanych spodni, dużej brązowej torby oraz okularów, które chętnie bym pożyczyła. 

MIEJSCE CZWARTE

@pattines

In my wardrobe, I’ve got a similar coat model (which you’ve probably already noticed) and I wear it very often. By the way, the whole set is my cup of tea. I really like the trend of “a Parisian journalist outfit” from the early 90s.

W swojej szafie mam bardzo podobny model płaszcza i (co pewnie zauważyłyście) noszę go bardzo często. W ogóle, cały ten zestaw chętnie bym dziś włożyła. Podoba mi się moda na "paryską dziennikarkę" z początku lat 90-tych. 

MIEJSCE TRZECIE

@cajmel

Long down coats were reigning this season, and they were featured in many Instagram outfits. This one is in an interesting emerald hue – I wouldn’t notice it, but Karolina often shows pieces that look mediocre, but they gain a lot in interesting sets. I really like that Karolina combined black accessories with a creamy shawl.

Długie puchowe płaszcze królowały w tym sezonie i widać je było w wielu instagramowych stylizacjach. Ten jest w ciekawym, szmaragdowym kolorze – sama chyba nie zwróciłabym na niego uwagi, ale Karolina często pokazuje rzeczy, które wydają się nijakie, ale zyskują w jej ciekawych zestawieniach. Podoba mi się to, że Karolina przełamała czarne dodatki kremowym szalem.

 

MIEJSCE DRUGIE

@kat.astro

Maybe let’s make use of our boyfriends’ jackets? I’ve got a similar jacket in brown and I really like it. It ideally fits my UGGs and laced military-style booties. It’s the most interesting "total black look” that I’ve recently seen.

A może zabierzmy kurtkę naszemu chłopakowi? Mam w swojej szafie podobną kurtkę w brązowym kolorze i bardzo ją lubię. Świetnie pasuje do UGG-ów i wiązanych botków w militarnym stylu. To najciekawszy "total black look" jaki ostatnio widziałam.

MIEJSCE PIERWSZE

@igawysocka

I don’t know if it’s Paris or if it’s Iga’s outfit, but I would like to exchange my location for hers ;). A short faux fur looks chic and breaks the slightly heavy elements of the outfit – biker boots and wider trousers. I like the accent of a small handbag. A small minus for the disposable cup, but I understand that while you’re travelling, it’s more difficult to use reusable ones. 

Nie wiem czy to Paryż, czy strój Igi, ale chętnie zamieniłabym się z nią teraz lokalizacją ;). Sztuczne krótkie futerko prezentuje się szykownie i przełamuje dość ciężkie, pozostałe elementy stylizacji, czyli motocyklowe buty i szersze spodnie. Podoba mi się akcent w postaci małej torebki. Mały minusik za kubek jednorazowy, ale rozumiem, że w podróży trochę trudniej korzystać z tych wielorazowych.