
Wpis powstał we współpracy z marką Veoli Botanica, Polemika, Awesome Cosmetics i Balolą.
Już jakiś czas temu zorientowałam się, że najprostszym sposobem, aby w towarzystwie zapanowała konsternacja, jest otwarte przyznanie się do tego, że zima to moja ulubiona pora roku. Ludzie patrzą się wtedy na mnie tak, jakbym zamiast skóry miała smoczą łuskę, a na czole wyskoczyło mi właśnie trzecie oko (oczywiście zamarznięte i przerażająco niebieskie, tak jak u upiornych Białych Wędrowców z „Gry o Tron”). Moi rozmówcy rozpoczynają wtedy długą prezentację zalet pozostałych pór roku (przede wszystkim lata, ale sporo uwagi poświęca się również wiośnie), tak jakbym nie zdawała sobie sprawy z przyjemności jaką dają wylegiwanie się na plaży, koncerty na świeżym powietrzu czy wybieganie z domu w samych trampkach i sukience.
Antyzimowa indoktrynacja kończy się zwykle rzuconym w moją stronę stwierdzeniem: „nikt z nas nie uwierzy, że pierwszego dnia wiosny opłakujesz odchodzącą chlapę”. I słusznie, bo oczywiście tak nie jest. Właściwie to jest dokładnie na odwrót. Żadne to odkrycie, że można coś kochać i cieszyć się jednocześnie z rozłąki, zwłaszcza ze świadomością, że za jakiś czas znów nasze drogi się połączą. Doceniając zimę i korzystając z jej uroków (nawet jeśli dla niektórych będą to raczej niedogodności) z jeszcze większą radością witam później nowy sezon.
W przypadku pór roku mamy stuprocentową pewność, że – czy tego chcemy, czy nie – niezmiennie będą do nas powracać (chociaż przy postępujących zmianach klimatu można mieć co do tej niezmienności pewne wątpliwości). Przejmowanie się i pomstowanie na sytuacje czy zjawiska, które są od nas kompletnie niezależne źle służy naszemu zdrowiu psychicznemu i poczuciu szczęścia w ogóle – psychologowie od dziesięcioleci nie mają co do tego wątpliwości. Próba odzyskania kontroli nad tym, na co mamy wpływ (na przykład nad codziennym planem dnia, organizacją czasu wolnego, wysokością ulepionego bałwana czy nad wyborem Netflixowego repertuaru) to pierwszy krok do tego, aby w trudniejszym okresie odnaleźć harmonię.
Styczniowe umilacze postanowiłam więc poświęcić zimowym przyjemnościom i dbaniu o siebie, tak, aby przez te kilka najbliższych tygodni było nam milej, cieplej, a jednocześnie tak zimowo, jak to tylko możliwe. Ja wiem, że wszyscy już stęsknieni jesteśmy za wiosenną aurą, ale spróbuję Was dziś zachęcić do tego, aby docenić tę naszą pogodową polską różnorodność.
1. Zima więcej wybacza i mniej wymaga.
„Byleby przezimować”, „przetrwać do wiosny”, „zacisnąć zęby i dociągnąć do kwietnia”. Czy te zwroty brzmią dla Was znajomo? Pejoratywne określanie pory roku raczej nie przyśpieszy ruchów Ziemi względem Słońca, a już na pewno nie poprawi naszego nastroju. Ale to właśnie w tym zimowym zawieszeniu, które po świętach przeciąga się w nieskończoność, powinniśmy szukać plusów.
Latem presja na idealne życie jest większa. Właściwie non stop dzieje się coś, czego nie wypada ominąć. Przecież trzeba korzystać z pogody, z tego, że jest jasno, wychodzić do ludzi, próbować nowych rzeczy. Jeśli drugi wieczór z rzędu spędzasz w domu, to już zaczynasz mieć wrażenie, że nie korzystasz ze wszystkich możliwości i jesteś wakacyjnym przegrywem. W dzisiejszym świecie normą staje się to, aby bez przerwy szukać wrażeń. A jeśli programujemy się na to, że w naszym życiu nie może być po prostu zwyczajnie, to działamy na swoją niekorzyść. Zimą jest inaczej. Jeśli ogarnęłaś, co miałaś ogarnąć, to już jesteś wygrana. Każda dodatkowa aktywność jest na plus, standardy są niższe. Powiedzmy, że w weekend poza zrealizowaniem „planu minimum” udało Ci się jeszcze pójść na lodowisko – brzmi jak korzystanie z zimy na całego, prawda? Każdą atrakcję, każde miłe zdarzenie czy spotkanie jakoś bardziej się docenia, bo po prostu trochę o nie trudniej w tym czasie. Nikt, no i przede wszystkim my same nie uważamy, że poza codziennym obowiązkami, trzeba zrobić coś jeszcze. To nie lenistwo, tylko wpisany w naturę mechanizm. Rośliny i zwierzęta nie udają, że nie ma zimy i nie próbują żyć tak samo, jak latem. To czas, który przesypiają, oszczędzają energię. Nie biorą na siebie nic więcej poza próbą przetrwania. Dla nich to i tak dużo.

Zima uczy nas, aby przestać być ciągle nienasyconą. To szczególnie ważne w dzisiejszej rzeczywistości, kiedy nic nam nie wystarcza i ciągle chcemy więcej. W książce pod tym samym tytułem, co dzisiejszy artykuł („Zimowanie” od Katherine May) autorka twierdzi, że zima to stan umysłu. Pewien moment wyciszenia potrzebny każdemu z nas ( jeśli chcecie zapytać czy polecam tę pozycję, to niestety po kilkunastu stronach zorientowałam się, że nie jest ona o tym, jak faktycznie cieszyć się zimą, tylko zbiorem przemyśleń autorki na temat życiowych kryzysów). Po całym zamieszaniu związanym z Bożym Narodzeniem i końcem roku, przychodzi okres stagnacji, kiedy zaczynamy mieć czas i przestrzeń na różnego rodzaju emocje i przemyślenia. Możliwość zanurzenia się w swoim wnętrzu nie zawsze jest miła i nie dziwi mnie, że niektórzy od tego uciekają – to mechanizm obronny, który działa, ale na dłuższą metę ma swoje konsekwencje. Wiele z nas swój wewnętrzny lęk próbuje zagłuszyć, szukając aktywności i silniejszych bodźców na zewnątrz. Chcemy żyć tak, jakby lato w naszej głowie trwało wiecznie, a trzeba się raczej nad tym niepokojem i negatywnymi emocjami pochylić i zaopiekować się sobą. Zima może nam w tym pomóc.
Niech puentą tego akapitu będzie polecenie czegoś na wieczór. Dokument o Anthonym Bourdain, moim ukochanym kucharzu i dziennikarzu kulinarnym to przejmująca historia człowieka sukcesu, który – przy całym swoim talencie i inteligencji – nie potrafił odnaleźć szczęścia. Oglądając ten film miałam poczucie, że Anthony chciał gonić lato w swojej duszy przez cały czas. A jeśli nie wiecie jeszcze o kim mowa, to zacznijcie swoją przygodę od genialnych programów „Bez rezerwacji” oraz „Miejsca nieznane”. Będziecie chcieli to oglądać nieprzerwanie aż do pierwszego dnia wiosny!
2. Zimno Ci? Idź do kąta. Tam jest 90 stopni. ;)
Tym pysznym krindżowym dowcipem rozpocznę swój wywód, który ma Was przekonać do tego, że odrobina zimna jest zdecydowanie lepsza niż jego brak. Coraz więcej badań udowadnia, że chłód sam w sobie (niekoniecznie w wersji ekstremalnej) jest dla nas zdrowy, wzmacnia odporność, spowalnia procesy starzenia, zwiększa wydolność i możliwości regeneracyjne, a jego ciągłe unikanie może mieć negatywny wpływ na nasze ciało.
Na przykład, zespół naukowców z Kolonii odkrył, że niskie temperatury „czyszczą nasz mózg” i mogą zapobiegać rozwojowi chorób neurodegeneracyjnych, w tym choroby Alzheimera i Parkinsona. I to wcale nie oznacza, że musimy godzinami stać na mrozie i mieszkać w igloo. Już przy 15 stopniach Celsjusza nasz organizm wytwarza więcej aktywatora proteasomu, który przyczynia się do usuwania złogów białkowych, które leżą u podstaw wielu chorób neurodegeneracyjnych (tutaj możecie przeczytać więcej).
A to tylko jedno z wielu badań na ten temat. Tu na przykład znajdziecie naukowy dowód na to, że hartowanie naprawdę ma sens (tyczy się to zarówno dzieci, jak i dorosłych). Poza tym, że wzmacnia naszą odporność, to dodatkowo pomaga obniżyć kortyzol, zwany "hormonem stresu".
Coraz częściej wraz z nowymi wynikami badań, naukowcy zaczynają snuć teorię czy zbyt komfortowe warunki życia nie przyczyniają się przypadkiem do niektórych chorób, które stają się powoli plagą XXI wieku (nowotwory, nadciśnienie, podatność na infekcję, otyłość i cukrzyca). Dieta i brak ruchu to główni przestępcy, ale coraz częściej mówi się właśnie o temperaturze.
Coś, co kiedyś było naszym warunkiem przeżycia, dziś staje się dodatkową przyjemnością, na którą musimy znaleźć czas i chęci. Sport, zbilansowana dieta, spacer na mrozie wymagają dzisiaj tytanicznej pracy budowania nawyków, przełamywania się i ciągłej pracy nad sobą. Człowiek pierwotny o żadną z tych rzeczy nie musiał się przecież martwić – tak wyglądała jego codzienność. Czyż nie było lepiej? ;)
Tak na serio to oczywiście nikt z nas do prehistorii nie zamierza się przenosić, ale nawiązując poniekąd do kontrowersyjnego tematu ostatnich tygodni: może nie warto podkręcać za mocno kaloryferów w mieszkaniu? Jeśli za oknem mróz, a w Twojej kuchni można chodzić w koszulce z krótkim rękawkiem, to skorzystaj z poniższej ściągi i nie grzej za mocno.
– WHO podaje, że dla osób zdrowych, młodych i odpowiednio ubranych optymalna temperatura pokojowa to 18 st. C
– W naszej sypialni temperatura może być niższa (między 16-18 stopni). Lepiej śpi nam się pod ciepłą kołdrą, ale w chłodniejszym powietrzu.
– Wyższe temperatury (tj. maksymalnie 22 stopni) powinny być zarezerwowane dla pokoju dziecięcego i łazienki.
3. Zima może być piękna (pod warunkiem, że skóra nie jest tak sucha, jak moje żarty).
Po przeczytaniu poprzedniego akapitu można by pomyśleć, że wystarczy odrobina szronu na nosie, aby wyglądać młodziej i piękniej. Mam jednak wrażenie, że wszystkie te uroki zimy, nad którymi się zachwycam, nijak się mają do mojej skóry. Akurat jej nie przekonam żadnymi badaniami. Gdy temperatury spadają, a za oknem pojawia się pierwszy śnieg, ona staje się sucha jak wiór.
Wiedziałyście, że zimą nasz organizm jest bardziej narażony na odwodnienie niż upalnym latem? Kiedy jesteśmy na dworze, oddychamy mroźnym, suchym powietrzem, a to sprawia, że wewnątrz organizmu absorbuje się wilgoć. Wydychamy ją i dodatkowo się odwadniamy. Dodatkowo zimą w naszych mieszkaniach powietrze jest bardziej suche. To oczywiście bardzo cieszy wszystkie mamy robiące pranie trzy razy dziennie, ale zupełnie nie cieszy naszej skóry. Ale najistotniejsze jest to, że wraz ze spadkiem temperatury spada również uczucie pragnienia. I to nawet o 40 proc! Myślisz, że Ciebie problem odwodnienia zimą kompletnie nie dotyczy, bo od października do marca wypijasz dziennie hektolitry herbaty? I słusznie, bo najnowsze badania pokazują, że nawet gatunki herbat, które uważane były za moczopędne (Earl Grey, English Breakfast, Chai Masala, Oolong, zielona herbata) właściwie nie różnią się właściwościami nawadniającymi od tych uważanych za zdrowsze (musiałybyśmy wypić co najmniej 20 filiżanek mocnej czarnej herbaty, aby stężenie teiny było na tyle duże, że wywołałoby efekt odwadniający).
Temat nawadniania mamy już głowy. Możemy pić tyle herbaty z cynamonem, imbirem, pomarańczą, gwiazdkami anyżu, goździkami i czym tam jeszcze chcemy, na ile tylko mamy ochotę. A co ze skórą? Słoiczek kremu nawilżającego, który latem i wczesną jesienią starczyłby mi pewnie na miesiąc, teraz kończy się po tygodniu. Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że w styczniu do mojej szafki z kosmetykami zakrada się nawet mój mąż i podbiera regularnie porządną porcję mojego hiperspecjalistycznego kremu na zmarszczki, aby wsmarować ją sobie w ręce i łokcie… Ale ja także dokładam się do ponadprzeciętnego zużycia kosmetyków, bo po prostu czuję, że moja skóra potrzebuje ich teraz znacznie więcej.
Jeśli Wasze zimowe zapasy też kurczą się szybciej niż planowałyście, to Makelifeeasier przychodzi z odsieczą. Poniżej trzy serie, od polskich marek, które z czułością zadbają nawet o te najbardziej przemarznięte buzie.

krem do twarzy na noc // krem do twarzy na dzień // krem pod oczy // płyn micelarny // esencja tonizująca (fajny kosmetyk jeśli w ciągu dnia masz na twarzy makijaż, a mimo to czujesz, że potrzebujesz dodatkowego nawilżenia.
Marka Awesome, to nowość tu na blogu, ale nie w mojej pielęgnacji. Kosmetyki od tej polskiej marki używam już od wielu tygodni (o ile dobrze pamiętam, to dostałam je w październiku). Przetestowałam je skwapliwie, w ciężkich warunkach i jestem pewna, że u Was także się sprawdzą. Awesome Cosmetics jest pierwszą i jedyną polską marką, która w swoich kosmetykach stosuje hypskin. Jest to bioaktywna substancja naturalnego pochodzenia, pozyskiwana jest z ekstraktu z rzadkiej odmiany alg morskich. Badania producenta substancji pokazują, że działanie 1% hypskinu może być porównywalne do działania 0,3% retinolu. Marka o wszystkich składnikach rzetelnie informuje klientki w imię idei: transparentność to podstawa budowania dobrych relacji, dlatego poza informacją o tym, że dany kosmetyk posiada na przykład ponad 98% substancji naturalnych, zawsze dostajemy także informację o tym, co składa się na te 2% i dlaczego ich wykorzystanie okazało się lepsze od naturalnych zamienników. „W każdym kosmetyku łączymy wiele składników aktywnych w naprawdę dużych stężeniach. Zamiast zrobienia z takiej mieszanki 3 kremów, my stawiamy na 1 o wyjątkowo bogatym wnętrzu – właśnie ze względu na maksymalne efekty, które ma zapewnić Awesome.” – mówią twórcy marki. A ja od siebie także szczerze polecam! Z kodem rabatowym o treści KASIA25 otrzymacie aż 25% rabatu na cały asortyment w Awesome Cosmetics (kod działa do końca stycznia).
multifunkcyjny balsam wygładzająco-kojący // hydrofilne masło oczyszczające // regenerujący krem do rąk i paznokci // antyoksydacyjny krem nawilżający // przeciwstarzeniowy krem pod oczy.
Jeśli zaglądacie tu regularnie to na pewno widzicie, że nie ma u mnie za dużej rotacji jeśli chodzi o kosmetyki. Gdy jakiś produkt się u mnie sprawdzi, to polecam Wam go tutaj w kółko, bo po prostu mija trochę czasu nim zaczynam szukać czegoś nowego. Polemiki używa cała moja rodzina. Balsam do ciała to mój absolutny numer jeden i właśnie rozpoczęłam jego czwartą tubkę. Nawet teraz, pisząc ten artykuł, czuję jeszcze jego delikatny zapach na dłoniach, bo chwilę temu smarowałam nim dzieci po kąpieli. Polecam też gorąco krem do rąk i masełko do mycia twarzy. Jeśli istnieje kosmetyczny odpowiednik „comfort food” to właśnie go znalazłyście. Dla wszystkich tych, którzy też pokochali kosmetyki tej marki mam kod MLE20 dający 20% rabatu zakupy – będzie ważny do końca lutego 2024
brązujący balsam z algami i masłem kakaowym TOUCH OF SUMMER // wegańska świeca do masażu ENJOY THE CANDLENESS // natychmiastowo liftingujące, anti-aging serum emulsyjne FOCUS LIFTING MILK // bezbarwne kropelki brązujące do twarzy CATCH THE SUN // liftingująco-naprawcze transformujące serum pod oczy w wersji limitowanej 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT GLAM //regenerująco-odbudowujący krem z ceramidami CERAMIDE SKIN BARRIER // liftingująco-naprawcze, transformujące serum pod oczy 20 SECONDS MAGIC EYE TREATMENT //
Kosmetyki od Veoli są teoretycznie pielęgnacyjne, a jednak, niczym te do makijażu, codziennie sprawiają, że wyglądam lepiej. Balsam brązujący, ukochane kropelki samoopalające do twarzy (jeśli jeszcze ich nie używałyście, ale przez całą zimę walczycie z bladą skórą, to musicie spróbować) i krem pod oczy, które działa cuda (polecam tę limitowaną edycję). Nie ma na zdjęciu olejku z płatkami róż, bo akurat mi się skończył, ale to także idealny kosmetyk na zimę. W kosmetykach Veoli Botanica zastosowano nowoczesne formuły w oparciu o naturalne składniki takie jak: GEMMOCALM ®, Hydroavena™ HpO, LycoMega® Polyplant Red Fruits, BIOPHILIC ™ H oraz Dermasooth™, nie rezygnując przy tym z tradycyjnych składników roślinnych o udowodnionej i renomowanej skuteczności. Veoli to naprawdę światowej klasy jakość i aż miło patrzeć, szybko ta marka się rozwija. Tym bardziej mi miło, że mogłam dostać dla Was kod zniżkowy: makelifeeasier20 dzięki któremu kupicie Wasze produkty o 20% taniej.

Czy zima ma w ogóle jakieś zalety jeśli chodzi o kondycję naszej skóry. Tak. Można w tym czasie wykonać zabiegi, które są zakazane, gdy słońce świeci mocniej! Wiem, że to małe pocieszenie, ale warto skorzystać z tej opcji póki czas. Jeśli są tutaj jakieś sopocianki czy dziewczyny z Trójmiasta, to gorąco polecam Wam mój ulubiony salon kosmetyczny Balola. Chodzę tam już 9 lat (!) i nie sądzę, aby w najbliższym czasie coś miało się w tej kwestii zmienić. Personel jest przemiły i zawsze kombinuje jak tylko się da, abyśmy były zadowolone z każdej usługi (nie bez przypadku używam liczby mnogiej, bo chodzą tam też wszystkie moje przyjaciółki – jeśli nie spotkacie tam mnie, to prędzej czy później wpadniecie na Gosię albo Asię ;)). Tylko błagam! Zostawcie mi jakieś terminy u pani Kai i Martyny!

4. Rozgrzewające Congee.
Jest kilka takich rzeczy, które zimą smakują lepiej. Najbardziej wiralowe danie tej zimy, czyli słynne Congee, to nic innego, jak nasz stary dobry polski kleik ryżowy, ale w unowocześnionej (i chyba bardziej zachęcającej) wersji. Rozgrzewa lepiej niż zupa, jest lekkostrawne, no i lubią go też moje dzieci. Jeśli chodzi o dodatki to naprawdę można szaleć – moja wersja to ta „dla dorosłych”, ale świetnie smakuje też z groszkiem i marchewką czy kurczakiem. Ważne aby dodatki łączyć z ryżem dopiero przy podaniu, bo kluczem jest zachowanie różnorodnych konsystencji.

Przepis na rozgrzewające "Congee"
Skład:
biały ryż (dwie szklanki)
bakłażan
jarmuż
jajko
szczypiorek
sezam (czarny i biały)
pasta miso
oliwa (do smażenia bakłażana)
pasta z papryki chilli
szczypta soli i pieprzu

Sposób przygotowania:
1. Przygotowanie ryżu to najdłuższy proces w tym przepisie. Zgodnie ze sztuką powinno się go gotować nawet 3-4 godziny, ale mój po półtorej był już naprawdę w porządku (użyłam zwykłego sypanego ryżu, ten w woreczkach się nie nadaje). Ryż płuczemy i odcedzamy. Następnie zalewamy go wodą i tu ważne są proporcje: na moje dwie szklanki ryżu w garnku znalazło się 10 szklanek wody. Ryż solimy, a gdy już woda się zagotuje, od czasu do czasu mieszamy (najważniejsze, aby pilnować ryżu już pod koniec, gdy woda się niemal wygotuje). Ryż jest gotowy, gdy ma konsystencję rozgotowanej owsianki. Polecam po gotowaniu zamrozić dwie porcję na później i wykorzystać gdy nadejdzie czarna godzina ;).
2. Na patelni dodajemy oliwę i podsmażamy na niej bakłażana pokrojonego w kostkę. Doprawiamy go solą i pieprzem. Gdy już się zarumieni, to dodajemy pastę miso. W tym czasie zaczynam gotować jajko – ja swoje gotowałam 7 minut, bo chciałam, aby żółtko było lekko ścięte.
3. Do miski nakładam ryż. Dodaję kilka listków jarmużu, bakłażana, posiekany szczypiorek, przepołowione jajko. Całość polewam pastą z chilli oraz posypuję czarnym i białym sezamem.

5. To słynne słowo na „h”.
Parę lat temu pojawił się wielki prozimowy zryw. Wszystko dzięki jednemu słowu, które zostało u nas odmienione przez wszystkie możliwe przypadki. „Hygge” było tym, czego nam, Polkom, trochę brakowało. Nazwało to, co wiele z nas czuło pod skórą, ale nie wiedziało, że można to ćwiczyć, pielęgnować, a nawet urządzić mieszkanie pod dyktando tej nowej (chociaż w Danii bardzo starej) mody. Niestety wszystko to, co hiperpopularne (a może hyggepopularne?) ulega wypaczeniu i skrajnemu skomercjalizowaniu. Coś, co miało być dla nas drogowskazem, ideą lepszego życia, zaczęło kojarzyć się już tylko z syntetycznymi odświeżaczami powietrza o zapachu wanilii.

Dawno temu napisałam tutaj artykuł o tym, jak wielkie znaczenie dla naszego zadowolenia ma odpowiednie światło mieszkaniu. Fajnie, że pojawiają się w sklepach takie opcję bezkablowych lampek. Co prawda ich ładowanie jest irytujące, ale gra jest warta świeczki, jeśli dzięki rozświetli się dzięki temu wyjątkowo ciemne miejsce. Pierwsza lampka to Flowerpot od &Tradition, a druga to Zara Home.
Gdybym miała się wsłuchać w to, co różnego rodzaju trendsetterzy mówią o hygge, to musiałabym uznać, że jest już ono na tyle wysłużone i niemodne, że najlepiej o nim zapomnieć i przerzucić się – na przykład – na „japandi”. Ja wolę jednak trzymać się wartości, które niesie za sobą ta filozofia, bo pomaga mi ona odnaleźć pogodę ducha w te szare i ponure dni. Gdy siadam w fotelu, zakrywam kocem swoje zmarznięte stopy, patrzę na chlapę za oknem i uświadamiam sobie, że tylko na porannym spacerze z psem miałam okazje zobaczyć okolice w dziennym świetle, to ciężko jest mi sobie przypomnieć za co ja tę zimę właściwie lubię. I kiedy tak próbuję znaleźć przyczynę mojej sympatii do niej, to orientuję się, że chodzi o rzeczy istniejące tylko po to, aby mnie przed zimą chronić. O miękkie swetry z grubych splotów, o parujący kubek herbaty, o blask świec, który rozjaśnia ciemne popołudnia. O znajdowanie ukojenia, po tym, gdy mróz całkowicie nami ogarnął. Nie cieszą nas te trudne zimowe warunki, ale raczej świadomość, że potrafimy sobie w nich poradzić. W nieidealnym świecie odnaleźć komfort. Myślę, że o to tak naprawdę w tym chodzi.
Zapewniam Was, chociaż doskonale o tym pewnie wiecie, że tam, gdzie słońce świeci wysoko przez cały rok, ludzie także szukają szczęścia, mają gorsze dni i wyczekują lepszego czasu. Różnica jest taka, że nie mogą tego stanu rzeczy zrzucić na barki zimy. No ale czy jeden wpis na jakimś tam blogu może pomóc zmienić nastawienie do znienawidzonej pory roku? Pewnie będzie to trudne. A jednak, patrząc chociażby na niezliczoną ilość baśni, bajek i opowieści z dzieciństwa, które rozgrywają się w krainach lodu, zaczynam mieć nadzieję, że gdzieś tam głęboko w środku, każdy z nas potrafi docenić zimę. No bo czy nie leży to w naszej naturze?
* * *





1. Eleganckie kieliszki, ale blat stołu już swoje przeżył ;). // 2. Cztery palniki zajęte – to znak, że goście idą. 
1. Amarylis to mój drugi na liście ulubiony zimowy kwiat. // 2. Ale nim ruszymy z kopyta, to najpierw kilka słów o weekendzie, no i herbata, bo ani my, ani kaloryfery w mieszkaniu nie spodziewały się takiego ataku zimy. Monika wyszukuje w kredensie Masala Chai, które chyba lubimy teraz najbardziej.
Być może jestem tylko psem, ale nie mam bladego pojęcia jak Ty chcesz to zawiesić bez młotka. 
Uwielbiam ten moment, gdy moje myszki głodne wracają do domu i z apetytem zjadają nawet te zdrowe posiłki. Dziś mam dla nich ciepły deser. Jabłka podsmażane na maśle z cynamonem, jogurt i garść najzdrowszych rzeczy na świecie. W ich ulubionej książce "Jabłonka Eli" jest taka scena, kiedy pada śnieg, a dzieci jedzą po spacerze gorący mus jabłkowy z mlekiem – mówię im, że to dokładnie to samo i wszyscy są zachwyceni. Takie danie robi się dosłownie w minutę. Nie zabiera dużo więcej czasu niż nasypanie dzieciom płatków do miski.
Chciałam nadrobić czekoladowe zaległości, ale nie uwierzycie – ktoś już mnie wyręczył.
1. Świąteczna kartka od Farminy – przeurocza! // 2. Grudniowy Sopot.
Do Portosa Święty Mikołaj przyszedł nieco wcześniej. 
Pierwsze przedświąteczne spotkanie było idealną okazją, aby przetestować nasze prototypy na kolejny sezon. Za to jutro, to jest 27 grudnia, ruszamy z wyprzedażami w
Ile gości przyjdzie do nas w Święta? A ile mamy kieliszków i sztućców? No i czemu brakuje dwóch talerzy w zastawie? Przedświąteczny przegląd porcelany i szkła na szczęście już za nami, a manko udało się wyrównać. Jeśli brakuje Wam kieliszków lub szklanek na świąteczną okazję, to polecam te od naszej polskiej marki KROSNO.
Ależ podoba mi się ten trend na wstążki w każdym możliwym miejscu!
1. Wskrzeszone portrety, ukochane książki, krem do rąk w dziwnej formie i zapiski, których nikt nigdy nie przeczyta. // 2. Ten moment, gdy wszyscy krążą wokół ciast, ale każdemu brakuje śmiałości aby ukroić pierwszy kawałek. //
Widziałyśmy się rano w pracy, ale to nieważne. Mamy jeszcze sporo do obgadania!
Rzeczywiście czekoladowa rozkosz! Ta piękna sukienka, którą ma na sobie Monika będzie już niedługo dostępna w MLE.
Kartki z życzeniami. Tradycja, która wraz ze zmianą sposobów komunikacji powoli odchodziła w zapomnienie. Powraca wraz z przedświątecznymi wysyłkami i bardzo mnie cieszy. Jestem sentymentalna i przez cały grudzień trzymam je na stole.
Zabawy na śniegu i stoliczek specjalnie dla małych zmarźluchów.
Jeszcze gorące! Te mini pączki jemy co roku na Jarmarku Bożonarodzeniowym w Gdańsku. Są przepyszne!
1. Ta chwila, gdy jako pierwsza możesz zadeptać świeży śnieg. // 2. Uwielbiam grudzień za to, że każdego dnia mogę wymyślać jakieś nowe historie o ukrytych reniferach, fabryce Świętego Mikołaja i zaczarowanych bałwanach. Tak się wkręcam, że trudno mi samej w to wszystko nie uwierzyć :D. //
1. Najlepszy renifer na świecie. // 2. Mój pierwszy świąteczny wpis znajdziecie
Portos! Ty łachudro! Znów nas nastraszyłeś!
1. Ostatnie godziny śniegu w Trójmieście. // 2. i 3. Redakcja Vogue'a zdążyła z wysyłkami na Święta. // 4. Tarta, która nie doczekała wieczoru. Wyszła Wam? //
Odliczanie ostatnich dni do Świąt. Dziękuję Vogue za umilenie tych napiętych przedświątecznych dni.
Będę testować!
Każdy kontynent i każdy kraj ma w swojej historii te ciemniejsze momenty. W Stanach Zjednoczonych był nim czas legalnego niewolnictwa. Nie wiem, czy którejś z Was udało się przeczytać książkę „Kolej podziemna”, którą polecałam kilka lat temu, ale jeśli tak, i jeśli również byłyście nią poruszone, to z pewnością powinnyście przeczytać "

Kto by pomyślał, że Chanel pojawi się w moim mieście…
1. No to jedziemy z tym grupowym pieczeniem pierników! // 2. Czy lodowisko już otwarte? Nie? To może zjazd na sankach z góry Monciaka? //
Kolejna tura gości i kolejna seria pierników.
"Oh, the weather outside is frightful
1. Dziś wieczorem piszemy listy do M. // 2. Gdy Twoje dzieci mają własną wizję ozdabiania pierników. //
Na nic te wszystkie nowoczesne książeczki, których treść idzie z duchem czasu. Gdy przychodzi wieczór i tak rozpoczyna się walka o Kopciuszka i Śpiącą Królewnę…
W kuchni odkurzacza nie potrzebuję ;).
1. Gości jeszcze nie ma… może nikt się nie zorientuje, że trochę skubnę? // 2. W tym roku po choinkę pojechaliśmy na halę w Gdyni. //
A że pogoda była idealna, bo padało i wiało, to udało nam się szybko podjąć decyzję. 
Zmieściła się! Uroczyście ogłaszam, że wcisnęliśmy do Volvo ponad trzymetrową choinkę.
Minimalistyczna dekoracja w formie gwiazdy od GUTO. Nim w naszym domu pojawi się choinka stoi sobie cierpliwie na stoliku i sama w sobie jest piękną ozdobą. Lada moment włożymy ją na sam szczyt naszego drzewka.
Kilka dni do Świąt, a znajomi wpadli na pomysł by wyjść na miasto…
Na kobiecej części stołu królują warzywa…
Byłam pewna, że po siłowym rozszczepieniu opakowania wycisnę z niego jeszcze trochę tego kosmetyku, ale nic z tego. Jak widać opakowanie jest tak skonstruowane, że wyciska ostatnią kropelkę. Nieczęsto tak bardzo mi żal, że coś się skończyło. Będzie mi brakować tego serum, więc chyba sama skorzystam z poniższego kodu. Jeśli któraś z Was też chciałaby przetestować
Lamówka musi być idealnej szerokości, kolor bieli za bardzo wpada w ecru, szorty skracamy, dekolt poszerzamy, bluzę zwężamy, rękawki jednak wykończone rozcięciem… Sporo zmian nanosiłyśmy w tym dresowym komplecie, ale to tylko dlatego, że musiał być idealny. Ja nie mogę się go doczekać! 
Czas na test!
Ostatni dzień w pracy przed Świętami dobiegł końca. Zamykam swoje biuro (czyli sprzątam stół :D), odpalam Express Polarny i zabieram się za gotowanie.
Kaszuby jeszcze w przeddzień Wigilii. A teraz już klasycznie 8 stopni i deszcz ;).
1. Gdy w Wigilię okazuje się, że dzień wcześniej zjedliśmy z mężem nie tę część pierożków, która miała być dla nas, tylko tę część która miała być dla wszystkich… //2. "Ale myślisz, że on naprawdę przyniesie dla nas prezenty? Nawet jeśli zostawiłyśmy bałagan w pokoju?"
Coroczna tradycja. Nikt nie może wyjść, dopóki układanka nie zostanie skończona.
I ten najsłodszy w roku poranek…
Niewiele tych pierników zostało jak na to, że piekłyśmy je cztery razy :D.
Drugi dzień Świąt. Czekamy na szturm gości, a ja szcześliwa patrzę na nowy stół. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować sprawdzonej, niezawodnej firmy kamieniarskiej to gorąco polecam
Na naszym stole pojawiło się sporo przepisów z… instagramowych rolek. Między innymi
Mój spontaniczny przepis, który wyszedł całkiem nieźle. Kochamy w rodzinie tosty z brioszki na słodko, ale szukam sposobu aby nie musieć stać przy patelni przy gościach. Wersja z piekarnika to ciekawa alternatywa.
Te kilka godzin, gdy jest już po wszystkim, a ja mam poczucie, że wycisnęłam ten czas jak pomarańczę. A teraz sprzątanie! Czy u Was też te najciekawsze rozmowy zaczynają się zawsze przy pakowaniu i rozpakowywaniu zmywarki? ;) 

Jedna z najbardziej poruszających kampanii reklamowych ostatnich lat przypomniała mi o tej książce. Zajrzałam, aby przeczytać wiersz "Portret kobiecy" wokół którego marka YES zbudowała całą narrację, ale później już przepadłam. "Metafizyka", "Pochwała złego o sobie mniemania", "Koniec i początek" czy "Kot w pustym mieszkaniu" – to tylko kilka utworów po przeczytaniu których ma się wrażenie, że poezja mogłaby uzdrowić świat, gdyby docierała do każdego.
Gorąca herbata, ciepłe miękkie swetry, za oknem halny urywa głowy, a my grzejemy się w środku i czekamy, aż zgłodniejemy. Czy mogłoby być lepiej?
W takiej scenerii mogłabym robić sesje zdjęciowe co tydzień! Po prawej koperty do Waszych zamówień – cieszę się, że każdy element naszych przesyłek wygląda (i pachnie!) dokładnie tak jakbym chciała :).
Uwierzcie mi na słowo, że ta wieża przetrwała jeszcze trzy kolejki!
Gdyby nie ta listopadowa szaruga za oknem to na nic zdałyby się te struktury, kolory, ściegi i warkocze. Uwielbiam nosić swetry, projektować je i dbać o nie. 
Szyszki i Jenga. Nasze najlepsze zabawki na wyjeździe. 
– No dobrze. A te powiesisz czy będą podpierać ścianę jak reszta?
To był jeden z tych poniedziałkowych poranków, kiedy wszyscy na instagramie wrzucali relację ze swojej zaśnieżonej okolicy, a w Trójmieście bardziej od sanek przydałaby się kosiarka do trawy…
1. Na Instagramie urządziłam dla Was w tym miesiącu Q&A (znajdziecie je teraz w zapisanych relacjach). Padło pytanie o to, jak udało mi się dopracować każdy kąt w mieszkaniu…Kochane Czytelniczki, pamiętajcie, że Wy na Instagramie widzicie jedno, a ja wchodząc do kuchni widzę to… Ta lampa to jedna z wielu rzeczy, które nadal czekają na to, aż zbiorę się w sobie i ogarnę to, co samo ogarnąć się nie chce. // 2. Wracamy do starych puzzli. Te za którymi ta starsza nie przepadała, z jakiegoś powodu dla tej młodszej są najfajniejsze. Nawet takie drobne rzeczy przypominają mi, że każdy z nas jest inny i warto być wrażliwym na te różnice. // 

W listopadzie dotarła do mnie nowa (druga już!) książka 






Tori to marka eleganckich upominków, które mają budzić skojarzenia z naturą i Polską. Takie prezenty to także super pomysł dla większych firm, więc jeśli macie swoją działalność odsyłam Was również 

No cóż… jakie łyżwy takie lodowisko!
Nigdy nie przypisuję zbiegów okoliczności jakimś nadprzyrodzonym mocom, ale to faktycznie zabawne, że ostatnim razem byłam tu przy okazji spotkania z Karą Becker, a dosłownie kilka minut wcześniej opublikowałam na blogu artykuł, w którym jest ona jedną z jego bohaterek – zapraszam Was serdecznie do 
Na zewnątrz siarczysty mróz. Prosimy o trzecią dolewkę kawy i ogrzewamy dłonie na ciepłych kubkach. 
Spacer po ulicy Mokotowskiej to świetny pomysł na "Black Friday". Tutaj w sklepie Le Petit Trou, ale w sąsiedztwie znajdziecie też wiele innych polskich marek. Zakupy stacjonarne mają jednak swoj urok :). 
Ależ ta Warszawa się zmienia! 



1. Wieczór wśród iluminacji świetlnych między Gdynią a Sopotem. // 2. Zmęczeni i zziębnięci rodzice chcieliby obejrzeć wieczorem serial o stulatkach.
"Kasiu, pokaż co masz dziś w swojej torebce?"
No dobra… tak naprawdę zawsze mam jeszcze to. 
Ten Puchatek to był mądry gość ;).
Zastanawiałyście się kiedyś, dlaczego pierwszy śnieg wywołuje w nas tyle emocji? Czy chodzi o wspomnienia z dzieciństwa? A może o to, że wystarczy nawet kilka centymetrów białego puchu, aby to, co szare i przygnębiające stało się nagle piękne i magiczne? Taka jestem wdzięczna, że ten przedświąteczny czas wygląda tak, jak za dawnych lat. Trójmiasto mrozów dawno nie widziało – korzystamy ile się da.
Moje gwałtownie wybudzone ze snu zmysły otuli ciepła kawa… Wstrząśnięta, nie mieszana.
Nic dziwnego, że zawsze wylana, skoro biegam z nią rano po całym mieszkaniu. Ale jeśli chodzi o to serum, to staram się nie uronić nawet kropelki! Markę Say Hi możecie już kojarzyć z moich poprzednich poleceń. Mowa o kremie Bright Vibes w pięknym żółtym kolorze, do którego dołączyło teraz 
I co roku zawsze to samo… spacery, serca na maskach samochodów, pierwsza śnieżka za kołnierzem. Tęskniliśmy za zimą!
Micky, Minnie i Pluto. Ale nie mam pojęcia po co ten opis, przecież sami byście się domyślili :D.
Portos i jego śnieżne bombki.
Codzienność, czyli plama na nowym dywanie,
Adwentowe kalendarze to jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że już samo oczekiwanie na Święta ma w sobie magię. Na otwarcie pierwszego okienka czekamy cierpliwie do pierwszego grudnia (chociaż wiem, że będzie to trudne), ale do jednego misia udało im się dorwać!





Takiego kieliszka nie powstydziłby się nawet Wielki Gatsby ;). Polskiej produkcji!
Nigdy nie mam czasu, aby zrobić to porządnie, ale skoro teraz jest to takie proste…


Portosowi ostatnimi czasy wolno więcej. Właściwie to nie wiem dlaczego tak go wcześniej goniłam z kanapy, skoro termofor z niego idealny!




Wpis powstał we współpracy z markami Krosno, Muduko, Apimelium, Newbytea i Embryolisse oraz MLE.
Na początek proza życia, czyli ulubiony kubek w ciągu tygodnia kontra ten ulubiony na weekend – z Bambi ;). Ten po lewej stronie znajdziecie u polskiej marki KLO, ten drugi to pamiątka z Disneylandu.
Nowa długość włosów do której szybko się przyzwyczaiłam. Fotografuję tu kolejne piękne projekty z MLE, ale sama wygrzebałam z szafy najstarszy ze swetrów (RobotyRęczne).
1. Zaraz zrobimy placuszki z niczego, czyli czary, które potrafią tylko mamy. // 2. W takie dni doceniam wszystko. Niebieskie niebo i ten wiatr, który urywa nam głowy, a dla ptaków jest chyba jak najpiękniejsza kolejka górska. // 3. Moja pierwsza "Masala Chai" musiała być od Newbytea. Nie wiedziałam, że ten gatunek herbaty jest taki pyszny (chociaż podejrzewam, że to także zasługa marki, która znana jest ze znakomitej selekcji) // 4. Gorąca herbata, domowe ciasteczka, miód, dziewczyny – całkiem fajne to nasze "korporacyjne" spotkanie, nawet jeśli tematy do przedyskutowania naprawdę poważne. // 

Otoczenie wpływa na nasz strój, prawda? A może na odwrót? Mój ulubiony golf w paski znajdziecie w dwóch wersjach kolorystycznych
Jak odczarować listopad? Skorzystać z zaproszenia znajomych, którzy potrafią pokazać, że jesień na wsi może być równie piękna, co w samym środku czerwca.
Gdy po krótkiej wizycie w szklarni dzieci same pytają czy pojedziemy kupić jakieś warzywa na obiad… Czyżby wieś przekonała je nawet do marchewki?
Czy jednak nie i znów będziemy się bawić w chowanego, gdy tylko krzyknę, że obiad gotowy?
1. Ostatnie w tym sezonie kwiaty w moim ogrodzie. // 2. Ja i mój mały pomocnik. Uwielbiam ten czas, gdy jesteśmy we dwie i czekamy, aż starsza siostra wróci z przedszkola. //
Mapa Stumilowego Lasu. W piekarniku piecze się obiad, a my zabijamy czas czytając.
A może królikowe mądrości przekonają moje dzieci do marchewki?
No w każdym razie mama z takiego dania jest zadowolona.
Zaczynamy najbardziej emocjonujący weekend ostatnich lat. Jeszcze nie wiemy czy w niedzielny wieczór będziemy się cieszyć czy smucić.
Idziemy głosować!
Ależ podniosła była ta atmosfera w lokalach wyborczych!
Zagłosowane. Przed nami kilkanaście godzin wielkich nerwów i niepewności. Ale następnego ranka…
… dostałam nie tylko urodzinowe bukiety. Wyniki wyborów były naprawdę świetnym prezentem – ktoś to dobrze zaplanował :). 
Jednego dnia wcale nie jesteś stara, a następnego masz już swój ulubiony sklep spożywczy… w jednym w październikowych artykułów trochę na wesoło rozprawiłam się z wejściem w nowy etap "kobiety przed czterdziestką". Chociaż w gruncie rzeczy, to raczej wymówka do napisania dla Was kolejnych "umilaczy". Sporo adresów i poleceń, którymi wcale nie chciałam się dzielić – jeśli jeszcze nie czytałyście to zapraszam na "
To zdjęcie uzmysłowiło mi, że zaraz skończę ostatni słoik miodu – w spiżarce nic już nie zostało, a przecież właśnie teraz potrzebuję go najbardziej!
Uff! W ostatniej chwili! Listopadowa miodowa paczka od
Jesień rozgościła się już na dobre więc oficjalnie ogłaszam otwarcie sezonu na herbatę z miodem.
Chyba widać, które swetry lubimy z Asią najbardziej. Dosyć często zdarza się, że mamy na sobie to samo (lub prawie to samo), ale prawda jest taka, że mając do dyspozycji swetry od MLE, jakoś mniej chętnie nosi się te od innych marek. 
Gdybym miała z mojej szafki wyciągnąć kosmetyk, którego używamy w domu najczęściej to pewnie byłaby to tubka, którą widzicie na powyższym zdjęciu po prawej stronie.
Może lepiej wyciągnąć go z łazienkowej szafki i położyć w centralnej części mieszkania, aby był zawsze pod ręką?
1. Piątkowy wieczór. Cisza i spokój w mojej kuchni. Ten tydzień dał nam w kość. // 2. Tak, to jest kij od mopa. //
Polska Złota Jesień. Zachwyca co roku.
Inhalacje, syropki, witaminy, błaganie o zjedzenie rosołu czyli kolejny dzień w domu zamiast w przedszkolu. Puzzle, wspólne gotowanie i pieczenie, no i gry to moje ulubione sposoby na to, aby z samego rana nie rozpoczęło się jęczenie o bajkę.
I Ty maluchu też chcesz grać? Gra jest od pięciu lat, ale mniejsze dzieci chętnie podłąpują domalowywanie potworowi kolejnej pary oczu czy strasznych rogów ;).
Nie. To nie jest po prostu infantylne zdjęcie trzydziestopięciolatki. Od kilku dni plaster na nosie stał się na Intagramie pewnym symbolem. Nikt mnie nie prosił o włączenie się do tej akcji, ale to, co robi Katarzyna Zielińska po prostu chwyta za serce i ciężko przejść obok tej historii obojętnie… Może ktoś z Was też
A to nic innego jak resztki po omlecie cesarskim (inaczej KAISERSCHMARRN). Była to nagroda za najdłuższą jak do tej pory wycieczkę rowerową.
Rowerkiem na plażę? Tutaj chyba nasza wycieczka się kończy. Łyk gorącej herbaty i zawracamy!
Ja lubię te ciemne jesienne poranki, ale na pewno ciężej wtedy wskoczyć na szybsze obroty…
1. Ta lampka bez kabla to nowa odsłona słynnego projektu Flowerpot z 1968 roku. Lampa składa się z dwóch półkolistych mis, a zaprojektował ją Verner Panton. Podobno zainpirowały go przemiany społeczzne ruchu flower-power. Świat designu uznaje Vernera za jednego z najwybitniejszych twórców XX wieku. // 2. A tym zajęłam się po pracy! Pomarańczowa dama zajęła honorowe miejsce w naszym
Portos, który cieszy się na spacer, zawsze jest na zdjęciu rozmazany ;).
Konkurs w przedszkolu zobowiązuje.
Cały ten "okołodyniowy" czas to idealny przystanek w tej jesiennej szarudze. Rytuały i zwyczaje – oto moje antidotum.
Ja wiem. Dzieło sztuki. Na szczęście mogę powiedzieć, że to dzieci zrobiły.
1. Wieczorami rysunki zaczynają się wymykać spod kontroli. // 2. Długo czekałam na ten płaszcz. Jeden jedyny prototyp, które miałyśmy na sesji musiałyśmy później odesłać do szwalni jako wzór.
Pogoda na jazz.
Ubieramy się ciepło i ruszamy z Asią gasić kolejne pożary w MLE. Temat na ten tydzień? Odpadające guziki :|.
Uwielbiam ten płaszcz za to, że jest inny od wszystkich, nie widać na nim paprochów ani sierści Portosa :).
Piątek. Od samego rana latałyśmy z Moniką, Asią i Olą po Trójmieście i załatwiałyśmy wszystkie te sprawy, na które nie miałyśmy czasu przez resztę tygodnia. Szczerze? Blog, media społecznościowe, codzienne problemy mamy – to wszystko jest nic w porównaniu do ogarniania marki odzieżowej. Zaraz pędzimy na spotkanie z naszą dyrektorką produkcji, które potrwa pewnie ze trzy godziny, więc zgarniamy coś pysznego w Buns w Gdyni po drodze (Heh, pod przykrywką tego marudzenia, powiem Wam, że i tak to kocham!)
Nawet jeśli Ty i wszystkie Twoje przyjaciółki uwielbiacie MLE, to w tym sezonie nie musicie wyglądać tak samo. ;)
Rzeczy, które przywracają mi spokój. Rozmowa o niczym przy filiżance ciepłej herbaty i artystyczne rozkminki.
Gdy jako dziecko kolekcjonujesz misie Barbary Bukowski, a po kilkudziesięciu latach jej syn, który przejął po niej firmę, zupełnie nie wiedząc o mojej dziecięcej pasji, wysyła w imię sympatii do mojego taty paczkę pluszaków. Nadawca tej paczki chyba nie spodziewał się, że zrobi mi taką niespodziankę.
Jeszcze tylko kilka kadrów i zabieram się z dziewczynkami do pieczenia domowych ciasteczek z
Czy trzy piętra wystarczą? Chyba tak! Ten szklany pojemnik na ciastka (lub inne słodycze, ale do ciastek nadaje się idealnie) jest z 
Kolejny dzień, kolejne zdjęcia produktowe. Tym razem przyszła pora na sweter Laax w dłuższej wersji.
Przepis na ciasteczka jest błyskawiczny i to idealnie, bo musimy się jeszcze przygotować do wieczoru…
Ta jedna noc w roku…
… kiedy dorośli bawią się jak dzieci.
Nieważne jak długi był poprzedni wieczór. Obowiązki z rana i tak zawsze te same ;).
Poniedziałkowa atmosfera.
Nastrój nadal nas trzyma. Myślicie, że te pająki przejdą płynnie w lampki choinkowe? :D
Spotkania przy stole. Szukam już kolejnych okazji, aby je powtórzyć. 

1. Oprawa grafik, czyli kolejna ściana, która codziennie będzie mnie cieszyć.

Moja codzienna pielęgnacja w czterech prostych krokach.





Wszystkie piękne staniki, w których prawie w ogóle nie chodzę, bo wolę wygodniejsze ;). Metki wycięte, bo drapią, ale pamiętam, że ten na samym dole jest od MOYE (a drugi od góry chyba od Undresscode). 
