„Dlaczego wybrałaś zwykły marmur?” czyli Wasze najczęstsze pytania dotyczące architektury wnętrz.

[Artykuł zawiera lokowanie produktu]

 

  Trzysta siedemdziesiąt dwa pytania. „To jednak trochę więcej niż się spodziewałam” – powiedziałam pod nosem, gdy skrolowałam je wszystkie po kolei na ekranie swojego telefonu.   Mimo tego, że sporo zdjęć związanych z moją pracą wykonuję w swoich czterech kątach, to staram się nie być mieszkaniową ekshibicjonistką. Oczywiście na przestrzeni lat zapewne chcący – niechcący ujawniłam mnóstwo detali, ujęć i innych elementów, a uważne obserwatorki z pewnością są w stanie odtworzyć kompletny układ pomieszczeń i ich wyposażenie – to ich prawo. Zaproszenie Was do zadania mi pytań na Instagramie pokazało mi jednak, że wiele z Was ma do mnie bardzo konkretne, czasem wręcz techniczne pytania dotyczące architektury wnętrz, które wcale nie wynikają ze zwykłej ludzkiej ciekawości.

  Na wszystkie oczywiście nie dam rady odpowiedzieć, ale chciałabym przybliżyć Wam te najczęściej pojawiające się kwestie – związane zarówno z detalami, wykończeniem, polecanymi wykonawcami, jak i ogólnym podejściem do remontu i planem na przyszłość w obecnym lokum. Mam nadzieję, że gdy same usiądziecie kiedyś przed rzutem swojego wymarzonego mieszkania, wrócicie tutaj po sprawdzone kontakty, rady, no i mentalne wsparcie, gdy prace nie będą szły zgodnie z planem ;). 

1. Dlaczego wybrałaś marmur na blaty skoro wszyscy go odradzają?

  Właściwie nie ma tygodnia, aby któraś z Was nie zapytała mnie, czy aby na pewno mam w kuchni i w łazience naturalny marmur. Zdarzało mi się nawet (i to nie raz) czytać oskarżenia pod swoim adresem, że celowo wprowadzam Czytelniczki w błąd, bo z całą pewnością nie zdecydowałabym się na ten kamień i złośliwie kłamię w tym temacie. Albo że retuszuję zdjęcia blatu w kuchni, aby nie było widać zniszczeń, bo przecież marmur po tylu latach na pewno wyglądałby gorzej. No i że pewnie w ogóle nie gotuję i nie przygotowuję posiłków, albo – jeszcze lepiej – mam gdzieś ukrytą kuchnię z innym blatem, a ta z marmurem jest tylko do zdjęć. Serio. Wszystkie te teorie spiskowe dotyczyły tak prozaicznej rzeczy, jak wybór materiału na blat i pojawiały się właściwie za każdym razem, gdy fragment mojej kuchni mignął gdzieś na zdjęciu czy w relacji.

  Domyślam się, że zdecydowana większość z Was ma jednak większy dystans do wykańczania wnętrz, ale skoro ten temat budzi aż tyle emocji (a poza dziwnymi insynuacjami pojawia się też mnóstwo zupełnie normalnych wątpliwości, którymi się ze mną dzielicie) to postaram się udzielić wyczerpującej odpowiedzi. Po pierwsze – ja też kiedyś się wahałam. Fachowcy i architekci dwoili się i troili aby odciągnąć mnie od tego pomysłu. „Przecież są takie piękne imitacje marmuru – nie do odróżnienia!”, „konglomerat będzie trwalszy”, „teraz już się odchodzi od naturalnego kamienia”, „będą widoczne plamy”, „ale to będzie Pani musiała wybrać kamień w jakimś zakładzie, a później jeszcze dogadać się z kamieniarzem i zrobić rysunki” i tak dalej…  Te osiem lat temu, gdy zaczynaliśmy remont, musiałam się mocno uprzeć, aby postawić na swoim (oczywiście nikt mnie do niczego nie zmuszał, ale gdy czwórka osób „z branży” zniechęca cię do własnych pomysłów to tylko kompletny ignorant nie nabrałby wątpliwości). Przyjrzałam się więc „cudownym konglomeratom” imitującym marmur. I jak dla mnie wcale nie były „nie do rozróżnienia”. Wręcz przeciwnie. Wygląd, stopień odbicia światła, nawet w dotyku naturalny kamień dawał zupełnie inne wrażenie.

To chyba jedyne przyrządy do rysowania, które staramy się chować przed dziećmi. Nie raz zdarzało się, że pierwsze szkice mebli czy elementów wykończenia robiliśmy z mężem w notatniku, kłócąc się zresztą przy tym zażarcie ;). Zestaw ołówków o różnej twardości MD PAPER, gumka chlebowa, notatnik, linijkę i blok z papierem znalazłam w moim ukochanym sklepie papierniczym Escribo (jeśli tak można nazwać to miejsce w sieci). Uwielbiam robić tam zakupy i zawsze znajdę coś, co sprawia, że chciałabym cofnąć się do czasów, gdy klawiatury i pady jeszcze nie istniały.

 

   Syntetyczne blaty, nawet perfekcyjnie wykonane i w świetnej aranżacji, po prostu mi się nie podobały. Ile to jednak razy widziałam – w różnych miejscach na świecie – stare, kilkusetletnie meble obłożone mocno już zniszczonym marmurem, które miały o wiele więcej uroku niż najtrwalszy konglomerat. Nie wspominając już oczywiście o starożytnych rzeźbach i posadzkach, które musiały przetrwać znacznie więcej niż blat kuchenny blogerki kulinarnej.  Skoro od wielu wieków z powodzeniem używało się tego kamienia, to nie może być on aż tak fatalnym wyborem, jak wszyscy twierdzą, prawda?  I po ponad sześciu latach codziennego użytkowania mogę śmiało odpowiedzieć samej sobie, że była to dobra decyzja. Dlaczego?

– Wygląd naturalnego kamienia jest nie do podrobienia.

– To zdecydowanie bardziej ekologiczne rozwiązanie niż syntetyki.

–  Gdy chcemy zmienić aranżację wnętrza stare blaty można wykorzystać na nowo (na przykład z kawałka kuchennego blatu, który nie pasował do nowego kształtu kuchni, zrobiliśmy półkę przy prysznicu).

– Dobry kamieniarz może nadać marmurowi dowolny kształt dopasowany do naszej wizji i wnętrza.

– Główny zarzut wobec marmuru to jego słaba odporność. Zapewniam jednak, że wyszczerbiony czy zarysowany marmur wygląda po latach znacznie lepiej niż syntetyczny konglomerat.

  Tak, mogę zostać oficjalnym adwokatem naturalnych materiałów w mieszkaniu, ale postaram się też być obiektywna – zapewne marmur ma jakieś wady, być może plamy są na nim bardziej widoczne, ale chyba opinie, które słyszałam były przesadzone. Normalnie gotuję i przygotowuję posiłki, kroję buraki, nie raz i nie dwa zdarzało mi się wylać na blat czerwone wino i nie biegałam nigdy w popłochu ze ścierką. Owszem, po gotowaniu czy imprezie nie zostawiam brudnego blatu na drugi dzień, ale to chyba akurat nie przez to, że mamy marmur w kuchni…

  A teraz najważniejsze: jeśli marzy Wam się naturalny kamień w mieszkaniu to dobry kamieniarz jest kluczem do sukcesu. I ja takiego znalazłam. Każdy kamienny element w naszym mieszkaniu to efekt pracy firmy E-stone, której nie boję się Wam polecić. Naprawdę rzadko się zdarza, aby wystarczyło fachowcowi przedstawić swoją wizję, a on już sam zastanowi się jak to zrobić, aby sprostać naszym oczekiwaniom. Wiem, teoretycznie tak powinno być zawsze, ale rzeczywistość wygląda inaczej. W przypadku firmy E-stone mogłam naprawdę nie martwić się o jakość wykonania realizacji – od początku do końca. Przy większych remontach trudno jest pamiętać o detalach, przypilnować wszystkie etapy montażu, mieć rękę na pulsie i jeszcze tracić czas na wytykanie błędów, których, jak się później okazuje, nie da się już naprawić… :). Rzetelna firma, która nie dostarcza Wam takich wrażeń jest na wagę złota, dlatego zapiszcie sobie tę stronę (mają nawet profil na Instagramie, gdzie można obejrzeć inne realizacje).

Marmurowe blaty w kuchni, wnęki, parapety – to wszystko zasługa firmy E-stone. Jeśli szukacie naprawdę sprawdzonej i rzetelnej firmy kamieniarskiej, to właśnie ją znalazłyście. Wnęka powyżej i obłożenie wokół tej niskiej ścianki powstało z kawałka starego blatu, który nie pasował już do nowych wymiarów kuchni. Przy blacie z konglomeratu takie przeróbki nie byłyby możliwe. 

 

2. Kolor ścian?

Odpowiedź na to pytanie będzie dla odmiany krótka i konkretna! Dokładny numer to Ral 9010 czyli delikatnie ocieplona biel. Pomalowaliśmy nią zarówno ściany jak i stolarkę. 

3. Skąd masz regał na książki, szafy i całą wewnętrzną stolarkę?

   Bardzo zależało nam na tym, aby wykonać stolarkę w zgodzie ze sztuką i maksymalnie odwzorować to, co oryginalnie znajdowało się w mieszkaniu. Niestety, drzwi, framugi i podłogi były spróchniałe i pokryte grzybem. Z całego mieszkania udało się odrestaurować tylko jedne drzwi, ale najważniejsze, że mieliśmy oryginały, dzięki którym mogliśmy wykonać rysunki. Odwzorowanie stolarki na wzór tej sprzed ponad wieku było jednak trudniejsze niż zakładaliśmy. Mogłoby się wydawać, że postęp technologii i internet powinien to ułatwiać, ale fachowcom wcale nie było śpieszno do takiego zlecenia. Mówili nam, że „a to nie będą się bawić w dwie głębokości na drzwiach”, albo że „nie znajdą takich dziwnych zawiasów”, albo że nie rozumieją czemu uparliśmy się na drzwi z litego drewna, a to że zmniejszył się otwór w ścianie i trzeba zrobić przeskalowanie, a oni się w to nie bawią – generalnie od początku do końca same przeszkody.

  Gdy zaczynaliśmy remont, a było to osiem lat temu, odnawianie mieszkań w starych kamienicach szło najczęściej utartym torem – mało kto decydował się na misję zachowania klasycznego i oryginalnego wyglądu wnętrza. Rządziły podwieszane sufity, panele na wylewce, plastikowe okna – jednym słowem wymiana wszystkiego, co stare – na nowe. Jestem jednak uparta, a mój mąż jest uparty sto razy bardziej niż ja, więc nie odpuszczaliśmy. Najpierw poprosiliśmy zaprzyjaźnionego rzeźbiarza, aby odrysował zdobienia i frezy z oryginalnej stolarki i naniósł je na projekt nowej stolarki (bo to nie tylko drzwi i framugi, ale także szafy i regały). Z gotowymi rysunkami zaczęliśmy szukać firmy stolarskiej, która podjęłaby się tego zadania. I znaleźliśmy – w Redzie, czyli tuż za Trójmiastem. Każdy architekt wnętrz wie pewnie, że teraz trochę chcę, a trochę nie chcę dzielić się z Wami nazwą firmy – znalezienie rzetelnego wykonawcy, który gotowy jest spełnić niekonwencjonalne wymogi to nie lada wyczyn. W Wielkiej Brytanii jest takie powiedzenie, aby nie zdradzać nigdy imienia swojego krawca,  z w ł a s z c z a  jeśli jest naprawdę godny polecenia… I dobrze rozumiem, skąd się to powiedzenie wzięło. Zakładam jednak, że przez (co najmniej) dziesięć lat nie czeka mnie już żaden remont, więc byłoby to bardzo samolubne z mojej strony, gdybym postanowiła utrzymać swoje kontakty w sekrecie.

  Libor to rodzinna firma, która od kilkudziesięciu lat zajmuje się szeroko pojętym stolarstwem. W czasach, gdy większość zakładów skupia się na produkcji tak zwanej „masówki”, Libor wybrał inną drogę – indywidualne, trudne, wymagające niekonwencjonalnych rozwiązań realizacje. Nieważne, czy chcecie nowoczesną kuchnię na wysoki połysk bez widocznych uchwytów czy zawiasów, albo oryginalne odtworzenie stolarki z konkretnej epoki czy futurystyczną zabudowę, której nikt inny nie chce wykonać – Libor znajdzie sposób, aby wszystko wyglądało tak, jak sobie wymarzyłyście (tu możecie zobaczyć ich profil na Instagramie).

  Wspomnę tu jeszcze o pozornie nieistotnych detalach, które docenią wszyscy poremontowi weterani. Firma dba o swoich zleceniodawców na każdym etapie prac. Zadaje pytania jeśli ma wątpliwości co do realizacji (zamiast na własną rękę podejmować złą decyzję, bo „tak szybciej”). Nie ma problemu ze stałym kontaktem (ten kto czekał cztery tygodnie, na oddzwonienie stolarza, który nie dostarczył drzwi wejściowych na czas, ten wie o czym mówię). W trakcie montażu zawsze zabezpiecza wnętrze mieszkania. Jednym słowem – kultura pracy na wysokim poziomie.  

Wysokość półek w kuchennej szafce można regulować i dopasować do szklanek i kieliszków (dziękuję panu Krzysztofowi z Liboru za perfekcyjne wykonanie i Zosi za inspirację). Dzięki temu mam miejsce na wszystkie szklane naczynia – także te na specjalne okazje. Wszystkie kieliszki i szklanki, które widzicie na zdjęciu są od naszej polskiej marki Krosno. W jej ofercie znajdziecie szkło na wszystkie możliwe okazje. W tym roku marka ta obchodzi jubileusz 100-lecia istnienia. Z tej okazji powstała specjalna kolekcja CELEBRATION – kieliszki na samej górze oraz szklanki na dole są właśnie z tej kolekcji. Cieszę się, że w moim domu znajdują się przedmioty, których historia niesie ze sobą ponadczasowe wzornictwo oraz wielopokoleniowe doświadczenie mistrzów w swoim fachu: artystów-hutników, projektantów, szlifierzy i zdobników. Jeśli ostatnio zabrakło Wam na przyjęciu kielizka, albo chcielibyście nimi kogoś obdarować, to macie ku temu idealną okazję – możecie teraz skorzystać z kodu rabatowego KASIA20, który da Wam 20% zniżki na krosno.com.pl (ważny do 10 kwietnia). 

 

4. Jak krok po kroku rozplanować oświetlenie? Czy faktycznie jest tak ważne?

   Uważam, że dobre rozplanowanie i „zarządzanie” światłem w mieszkaniu, to klucz do tego, aby wydawało się ono przytulne. Mowa tu zarówno o lampach, jak i naturalnych promieniach słońca, które wędrują po naszym domu w ciągu dnia. Odsyłam do całego artykułu, który kiedyś już napisałam na ten temat.

5. Na czym można zaoszczędzić, a w co warto zainwestować?

  Zaryzykowałabym twierdzenie, że z urządzaniem wnętrza jest jak z modą. Baza, coś co jest podstawą garderoby/mieszkania, powinna być dobrej jakości i być przemyślana. Idąc tym tropem – nie warto oszczędzać na wykończeniu i stałych elementach wnętrza. Podłoga i stolarka, blaty, armatura – tego z całą pewnością nie zmienimy w kolejnym sezonie. Pisząc „zainwestować” mam na myśli nie tylko kwestie finansowe, ale także nasze zaangażowanie, bo wymienione wcześniej elementy planujemy zwykle przed rozpoczęciem prac, gdy wydaje się, że wszystko da się jeszcze później zmienić albo przemyśleć, a jest dokładnie na odwrót…

  To dlatego będę Was zachęcać, aby do projektu swojego mieszkania zaprosić architekta, a nie dekoratora wnętrz. Nam pomogło biuro LOFT z Gdyni (macham teraz do pana Antoniego, który zapewne miał mnie już na jakimś etapie konkretnie dość ;)), które zostawiło nam kwestie wizualne, ale dopilnowało inwentaryzacji, projektu elektrycznego i wielu technicznych rzeczy, jeszcze nim poszedł w ruch pierwszy młotek. Wszystko co dotyczy „dekorowania” wykończonego już wnętrza, to coś, na czym można zaoszczędzić. Jeśli marzą nam się jakieś ikony wzornictwa, to możemy się przyczaić i miesiącami wyczekiwać wymarzonego krzesła od TON z drugiej ręki. Ale nie można powiedzieć tego samego o kontaktach i drzwiach ;). Zasłony, meble, nawet lampy – to wszystko można uzupełniać krok po kroku, gdy pojawią się okazje.

   Na pewno nie warto oszczędzać na tym, co będzie mocno używane i cały czas widoczne – Jeśli chodzi o meble – tu nie zawsze tanio musi oznaczać źle. Mój ulubiony „lifehack” to kupowanie całych „bebechów” kuchni w IKEI i domawianie u stolarza jedynie frontów oraz kilku niedostępnych w szwedzkiej sieci elementów. Efekt – niższy koszt i dostęp do standardowych (i bardzo praktycznych) ikeowych elementów wyposażenia szafek kuchennych. Jak już przy IKEI jesteśmy to obecnie asortyment jest tam bardzo szeroki – mamy „kartonowe” meble tradycyjnie mniej odporne na zużycie i porządne produkty z litego drewna. Nikt nie będzie dopłacał nam do mieszkania – jeśli wykonawca jest wyraźnie tańszy, to znaczy, że odbije sobie utracony przychód np. na materiałach, albo technologii. Albo po prostu ucieknie z budowy, co też się zdarza. A każdy, kto pracował z różnymi ekipami wie, że za poprawianie po kimś, budowlańcy każą sobie słono płacić (my mamy pana Zenona, którego nie oddamy nikomu ;)). 

Zdobiona szafa w starej sypialni, wszystkie drzwi, framugi, regał na książki, wszystkie szafki kuchenne i okap. Cała stolarka w naszym mieszkaniu to efekt współpracy z firmą Libor. Sześć lat temu wykonali dla nas pierwsze zamówienie – teraz nie mieliśmy wątpliwości, że po raz kolejny zgłosimy się do niej ze swoimi dziwacznymi oczekiwaniami ;). 

6. Skąd łóżeczka dla dzieci?

Łóżko starszej córeczki to IKEA, młodsza śpi nadal w okrągłym łóżeczku po siostrze od Stokke. Wiele z Was pyta czy poleciłabym swoje wybory – dzieci póki co nie narzekają.

7. Co nowego kupiłaś do mieszkania?

  Jedynym nowym zakupem (oczywiście poza stolarką czyli stałymi elementami wykonanymi przez firmę stolarską Libor) były trzy kinkiety. Do tej pory nie kupiłam żadnego nowego mebla czy elementu wystroju. Chcę maksymalnie wykorzystać to, co już mamy i dobrze zastanowić się czy czegoś jeszcze potrzebujemy. Same pewnie zauważyłyście, że kuchenkę, szafki w łazience, baterie i wiele innych elementów widziałyście już u mnie przed remontem.

  Mam wymarzony fotel, ale chcę kupić używany, więc trochę pewnie poczekam aż pojawi się odpowiednia oferta. W trakcie rocznego remontu, który wymagał od nas chwilowej wyprowadzki, zrobiłam bardzo dokładny remanent tego, co mamy, czego używamy, a co stoi smutne w kącie i tylko zajmuje przestrzeń. Zobaczyłam, jak szybko rozrastają się dziecięce szpargały (chociaż wydawało mi się, że jesteśmy w tej kwestii bardzo wstrzemięźliwi) i jak miło było wziąć ze sobą do wynajmowanego mieszkania tylko ulubione rzeczy, a o reszcie (przez chwilę) zapomnieć. Myślę, że – poza dopracowanym projektem – wiele satysfakcji sprawia mi wykorzystywanie tego, co już mamy, zamiast planowanie tego, co moglibyśmy jeszcze mieć. 

 Nie w temacie wpisu, ale akurat leżał na łóżku w trakcie zdjęć, a jest to rzecz naprawdę warta polecenia. Elementarz do nauki pisania i czytania i seria zeszytów do ćwiczeń to coś, co urzekło mnie jako mamę od pierwszej sekundy. A notatniki z gąską zostawiłam sobie!

8. Skąd są twoje kinkiety które pojawiły się dopiero teraz?

  Kinkiety, które widać w nowej części mieszkania i przy łóżku są marki Vaughan. Gorąco polecam z tej marki przede wszystkim materiałowe klosze – są świetnej jakości i ładnie rozprowadzają światło. 

9. Co jest dla ciebie ważniejsze wygląd czy użyteczność?

  Staram się, by w praktyce nie było potrzeby odpowiadania na to pytanie. Wyznaję zasadę, że rzeczy autentyczne są użyteczne i dobrze wyglądają równocześnie. Nie wyobrażam sobie trzymać przy stole pięknego krzesła, na którym nie da się siedzieć dłużej niż pięć minut, bo wszystko nas boli. Z rozpędu chciałam napisać: „i na odwrót”, ale jednak chwilę się zawahałam – wymaga to kilkuzdaniowego wyjaśnienia. No bo czy naprawdę nie mam w domu żadnej brzydkiej rzeczy, którą trzymam tylko dlatego, że jest użyteczna? Żelazko? Deska do prasowania? Mop? Lekarstwa czy nawet głupi termometr? Oczywiście, że mam i nie wyrzucę ich bo są brzydkie ;). Gdy jednak rozglądam się na około to widzę, że każda z tych rzeczy ma swoje wydzielone miejsce, w którym jest kompletnie niewidoczna.  Na ten temat napisałam kiedyś wyczerpujący artykuł – zapraszam wszystkich zainteresowanych. 

10. Jak krok po kroku uzyskałaś taki efekt desek na podłodze?

  To kolejne pytanie, która pojawia się bardzo często. Najczęściej brzmi ono jednak: „z jakiej firmy są Twoje panele?”, ale odpowiedź nie jest niestety taka prosta. Chciałam uzyskać efekt surowej jasnej deski, ale wiedziałam, że sosna będzie jednak zbyt miękka (i żółta), no i deski sosnowe są zwykle dosyć wąskie. Mąż wyszukał więc w tartaku pod Trójmiastem surową deskę brzozową o różnych szerokościach (jest trochę trwalsza niż sosna i ma ładny bardziej zgaszony kolor) i zlecił firmie Libor wykonanie pióro-wpustu, tak aby można było ją użyć na podłodze. Deska jest u nas położona na wylewce, a następnie pokryta Bona Primer White i Bona Trafic HD. Uwaga! Do takich realizacji potrzebny jest doświadczony cykliniarz. Bardzo łatwo taką wybielającą bejcą zrobić nieestetyczne „mazy”. Co ciekawe, koszt takiej podłogi wyszedł finalnie dużo korzystniej, niż gdybyśmy zamawiali drewniane panele z salonu.

11. Skąd czerpiesz inspirację?

  Kiedyś przeczytałam, że „modny to ostatni etap przed tandetnym” i muszę się zgodzić z tym twierdzeniem. Odrzucają mnie trendy, które z dnia na dzień pojawiają się we wszystkich mieszkaniach na Instagramie. Przez jakiś czas wszyscy urządzaliśmy salony jakbyśmy mieszkali na Bali (wiklinowe fotele, palmy, huśtawki ze sznurków) albo w Paryżu (z kominkami z gipsu i przypadkowo przyklejoną sztukaterią ścienną), rozkochaliśmy się w kolorze zgaszonej szałwii i imitacji mosiądzu. Ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy królował styl Art Deco czyli fiolet ze złotem i sporo kryształów, na przykład w formie gałek od komody. Zamiast na Instagram, gdzie lansowane są krótkotrwałe mody, zaglądam do albumów o wnętrzach z różnych dekad. Łatwo dzięki temu zobaczyć, że naprawdę można stworzyć ponadczasowe wnętrze, skoro aranżacje z 2010, 1995 czy 1974 nierzadko trafiają w mój gust idealnie.

  Pinterest, który podobno ma najlepszy algorytm na świecie, też sprawdza się dobrze, pod warunkiem, że wiemy czego szukamy. Podaję tutaj link do mojej tablicy, abyście mogły skorzystać z mojego zbioru, ale nim to zrobicie, pamiętajcie proszę o jednym: najczęściej pytacie mnie w komentarzach o rzeczy, których nie wyszukałam zgodnie ze wskazówkami wnętrzarskiej sieciówki, a które wyszperałam zupełnie nie zwracając uwagi na modę. Na koniec najważniejsze jest, aby stworzyć przestrzeń, która będzie odzwierciedleniem Was samych (czy Waszych rodzin), a nie kopią nawet najpiękniejszego mieszkania obcej Wam osoby. Ufajcie własnej intuicji (tak jak ja zrobiłam w przypadku marmuru ;)) i nigdy nie przedkładajcie mody nad Wasz gust.

12. Skąd jest pistacjowa szafka w pokoju dzieci?

  Dawno temu znalazłam ją w internecie tutaj. Nie wiem czy ta strona dalej funkcjonuje (pani robiła tam wtedy takie odnowione bieliźniarki na zamówienie), ale na pewno nie zaszkodzi zapytać. 

13. Czy brakuje pani cierpliwości do szukania detali?

  No pewnie, że tak! I czasu! Chciałabym się kiedyś zamknąć w łazience na pięć godzin, aby nerwowo przeszukać cały Pinterest i znaleźć w końcu idealny podział wnętrza szafy, kształt frezu dla listwy ściennej czy inny drobiazg, ale mój plan dnia zupełnie mi na to nie pozwala (i może i dobrze, bo chyba nie warto tracić życia na wybór kuchennych uchwytów).

  Wiele rzeczy znalazłam przypadkiem, jeszcze nim zaczęliśmy remont. Ważne, by mieć nawyk ich zapisywania (zwykłe zrzuty ekranu wystarczą) i katalogowania, choćby na telefonie. Potem cuda czynią serwisy wyszukiwania po obrazie – bardzo łatwo jest znaleźć źródło zdjęcia, często są to online’owe portfolia pracowni architektonicznych, gdzie autorzy sami wymieniają producentów użytych w aranżacji elementów. 

14. Jakie błędy popełniłaś w trakcie remontu?

  Całe mnóstwo. Przede wszystkim na etapie projektu nie dopilnowałam wielu rzeczy, które wyszły w praniu. Pewne poprawki są zawsze nieuniknione. Ważne jest, by szukać dobrego rozwiązania nawet wtedy, gdy oznacza to jakieś tzw. „prace utracone”. Będziemy mieli poczucie dobrej decyzji – poprawienia irytującego błędu. Alternatywą byłoby patrzenie na jakiś koszmar przez lata.

  Nie wszystko zawsze idzie gładko, nawet jesli wydaje się nam, że zadbaliśmy o każdy detal. Spotkałam kiedyś jedną z Czytelniczek, która powiedziała, że strasznie długo szukała idealnej fugi do swojej kamiennej podłogi i żebym zapisała jej nazwę, abym sama nie musiała później jej szukać. Zgodnie z rozkazem – zapisałam. Gdy przyszło do zamawiania fug okazało się, że okres oczekiwania jest dwa razy dłuższy niż normalnej fugi, a panowie muszą położyć podłogę teraz, bo posypie nam się cały plan prac (a że mieszkaliśmy wtedy w wynajętym mieszkaniu, którego najem kończył się konkretnego dnia, to jakakolwiek obsuwa nie wchodziła już w grę). No i zamiast idealnej piaskowej fugi poszła zwykła z Castoramy. Czy w związku z tym codziennie rano, gdy wchodzę do kuchni pochlipuję patrząc na nieidealną fugę? Nie. Szczerze mówiąc nie myślałam o niej aż do rozpoczęcia pracy nad tym wpisem. 

15. Tęsknisz za czymś z poprzedniej aranżacji?

  Nie. Oczywiście, w poprzedniej aranżacji naszego mieszkania były elementy, do których byłam przywiązana (jak na przykład nasze łóżko ustawione tyłem do okna czy kuchnia na werandzie), ale zmiany wynikały z potrzeb i miałam w tej kwestii jasno określone priorytety. Gdy wprowadzaliśmy się tutaj byliśmy młodym narzeczeństwem. Dziś jesteśmy rodziną z dwójką dzieci i psem – zmiana stylu życia miała ogromny wpływ na funkcjonalność mieszkania. Udało nam się je powiększyć, a to dało możliwość nowego podziału pomieszczeń, z którego bardzo chciałam skorzystać, aby nasze codzienne życie było przyjemniejsze. Jest wiele nowych kątów, które codziennie sprawiają mi radość, więc nie oglądam się za siebie.

16. Czy układ pomieszczeń jest już ostatecznym? Remont skończony?

  Nie i… nie. Jeśli chodzi o pierwsze pytanie – myślę, że w tej kwestii jeszcze sporo się zmieni na przestrzeni lat. Mowa tu przede wszystkim o pokojach dzieci – chcielibyśmy aby wychowywały się razem, więc jeden pokój teoretycznie mamy wolny. Może zostanie moim biurem na jakiś czas? Za parę lat dziewczynki będą pewnie potrzebowały więcej autonomii i wtedy układ pomieszczeń znów trochę się zmieni. W tym momencie salon pełni też funkcję jadalni, bo część mieszkania nadal jest placem budowy, ale gdy remont się skończy, to planuję zaprojektować większy stół, który będzie bliżej kuchni. Odpowiadam więc jednocześnie na drugie pytanie – remont trwa i trwać będzie jeszcze trochę. W starych kamienicach niespodzianki są nieodłączną częścią architektury i właściwie zawsze oznaczają wydłużenie planowanych prac. Na szczęście, po roku, zdążyliśmy się już przyzwyczaić :). 

 

*  *  *

 

Wpis powstał we współpracy (przemiłej!) z E-stone, Libor, Escribo oraz Krosno. 

 

 

 

 

Look of The Day

[Artykuł zawiera lokowanie produktu]

 

skórzana torebka – Lobos (perfekcyjnie wykonana)

długi wełniany płaszcz w jodełkę – 303 Avenue 

skórzane kozaki – Gianvito Rossi

grafitowy golf – La Ronde

 

  Mam nadzieję, że w następną niedzielę wrócę tu do Was ze strojem, którego jedyną cechą wspólną z tym dzisiejszym, będzie torebka. Że będę już śmigać po mieście w czółenkach, a wełniany płaszcz zastąpię trenczem. A póki co, doceniam fakt, że w tym sezonie moja garderoba tak świetnie zdała egzamin – mimo, że zima się przeciąg i w połowie marca zjeżdżamy na sankach, to z przyjemnością wracam do zestawów, które skompletowałam kilka miesięcy temu.

   Kolejny raz pokazuję Wam skórzaną torebkę od polskiej marki Lobos. Aż miło trzymać w dłoni coś tak dopracowanego. Do wyboru macie różne paski, które pozwalają zmienić funkcję torebki. Wbrew pozorom jest bardzo pojemna – zmieściła nie tylko telefon i portfel i podstawowe drobiazgi, ale także obiektyw do aparatu, rękawiczki i ładowarkę. Z hasłem KASIA10 otrzymacie teraz 10% zniżki na zakupy w sklepie Lobos (z kodu możecie korzystać do 19 marca).

 

Wpis powstał we współpracy z marką Lobos. 

Kampania MLE wiosna/lato 2023

[Marka własna]

  Czerpanie inspiracji z modowych ikon niesie za sobą pewne ryzyko. Z jednej strony bierzemy z przeszłości to, co najpiękniejsze i uniwersalne. Z drugiej – możemy w tej przeszłości zanurzyć się za bardzo, rozsiąść się jak na starej kanapie, zamknąć w bezpiecznej strefie komfortu i nie zawracać sobie głowy przyszłością. W tegorocznej kolekcji MLE walczyłam sama ze sobą, aby nie popełnić tego błędu. Aby nie pomylić klasyki z archaicznością, elegancji ze stagnacją.

   Sięgnęłam do tego, co w modzie wiosenno-letniej sprawdzało się od ponad wieku – kontrastujących czarno-białych lamówek, materiałów o zróżnicowanych fakturach, nieoczywistych dekoltów, które odkrywają sporo, ale nigdy nie „za dużo”. A potem tchnęłam w to ducha nowoczesności używając graficznych form. Cała kolekcja przemyślana jest w taki sposób, aby różne jej elementy można było łączyć na wiele sposobów. Komplety można rozdzielać i miksować do woli. Pierwszy element naszej nowej kolekcji – szary garnitur w dwóch wersjach – pojawi się już w ten piątek. Pozostałe premiery poznacie poniżej. 

Zdjęcia: Dorota Porębska

Stylizacja: Olivia Kijo

Makijaż i włosy: Dorota Piełudź

Lokalizacja: Hotel Warszauer

Biżuteria: LAU Jewellery

Marynarka – druga połowa kwietnia.Spodnie – początek kwietnia.
Top z wiązaniem – początek kwietnia.

Szorty – druga połowa kwietnia.Sukienka z długimi rękawami – pierwsza połowa kwietnia. Sukienka z czarną lamówką – początek czerwca. Sukienka bez pleców w jasnym kolorze – początek maja.  Długa sukienka – początek czerwca. Sukienka na ramiączkach – druga połowa maja. Komplet kamizelka z szortami – druga połowa maja.Garnitur – już dzisiaj :).  Czarna sukienka z lamówką – pierwsza połowa kwietnia. 

Look of The Day

kolczyki – YES (mój ukochany model, noszę od prawie dekady i za nic bym się nie zamieniła)

płaszcz (z wełną z recyklingu) i golf – Birgitte Herskind 

skórzane brązowe śniegowce – Kazar 

okulary przeciwłoneczne – Luvlou

szare legginsy – 4f 

torba – Stylein (mam ją już ją od dawna, pokazywałam ją m.in. tutaj i tutaj)

   „Nie boisz się, że coś cię ominie w związku z tym, że mniej czasu spędzasz ostatnio w mediach społecznościowych?” – to pytanie padło z ust mojej znajomej i wywołało u mnie, ku mojemu własnemu zaskoczeniu, lekką irytację. A nawet jeśli tak właśnie jest, to co w związku z tym? Przecież wiadomo, że to odczucie tak naprawdę nie minęłoby nawet wtedy, gdybym dzień w dzień skrupulatnie przeglądała wszystkie storiski. Nie dojdę do kresu Internetu – zawsze będzie jeszcze coś do obejrzenia, przeczytania i poskrolowania.

   „No ale przecież to część twojej pracy” – padło kolejne zdanie, które zbiło mnie z tropu. „Oczywiście, ale to nie znaczy, że mam w ten sposób usprawiedliwiać nieproduktywne siedzenie w internecie” – i po tej odpowiedzi zmieniłam już temat. W każdym razie, mam nadzieję, że w tym tygodniu udało Wam się korzystać z dobrodziejstw wirtualnego świata na Waszych zasadach i nikogo w Waszym otoczeniu to nie zdziwiło.

   Dziś mam dla Was zdjęcia z porannego spaceru, którego celem było nasze sopockie lodowisko. Kilka okrążeń w łyżwach na nogach i człowiekowi od razu robi się cieplej!

Wpis powstał we współpracy z marką YES. 

 

Time for Venice

klasyczny zegarek – Kazar

rozszerzane czarne spodnie – Theory znalezione w La Ronde

walizka – Rimowa (kupiona ponad dziesięć lat temu za pierwszy większy projekt :))

sweter z zamkiem – Max Mara z drugiej ręki

botki na niskim klocku – Massimo Dutti

   Wszystko powinno być zaplanowane jak w zegarku, ale niestety nie zawsze mi się to udaje. W każdym razie, w słuzbowych sprawach musieliśmy na chwilę pojawić się we Włoszech i ułatwiły nam to bezpośrednie bilety z Gdańska do Wenecji. Słynne miasto na wodzie to dla mnie zawsze wymarzony cel podróży. Zwłaszcza późną zimą, gdy nawet Plac św. Marka wydaje się wręcz opustoszały. 

   Gorąco polecam Wam dokument "I love Venice" (znajdziecie na przykład na Netflixie) o mieszkańcach jednego z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsca na świecie. Dlaczego je opuszczają? Jak walczą ze zmieniającym się krajobrazem miasta? Co powinniśmy wiedzieć, aby nie przyczyniać się do jego upadku? Chociaż dokument ma już dziesięć lat to w uniwersalny sposób pokazuje to, co dzieje się z dzisiejszym światem, jak ciężko wypracować rozwiązania, które pozwalałyby przetrwać pięknym tradycjom, a jednocześnie nie zostać w tyle. Może znajdziecie czas dziś wieczorem?

Wpis powstał we współpracy z marką Kazar. 

Last Month

   Nie tęsknie jeszcze za wiosną. Zimowy sen mógłby trwać dłużej i czuję się trochę nieswojo, gdy widzę na drzewach pierwsze pąki. Nasz wyjazd w ukochane włoskie góry dał mi na szczęście piękną namiastkę mojej ukochanej pory roku i nie śmiem prosić o więcej.  

   Styczniowa codzienność to powrót do starych obowiązków, a jednocześnie próba wdrożenia nowej rutyny. Dzieci rosną, a wraz z tym zmienia się mój schemat dnia i pracy – natknęłam się ostatnio na ciekawy raport o tym, jak kariera i zarobki kobiet zależne są od liczby posiadanych dzieci. To trudny temat, ale gorąco zachęcam, aby przeczytać ten tekst. Być może świadomość niektórych zjawisk pozwoli nam choć trochę się przed nimi bronić?  

   W lutym chciałabym zrobić „tyyyle rzeczy” – mam głowę pełną pomysłów i mnóstwo motywacji. W La Ronde otworzymy nową sekcję, w której też będziecie mogły mieć swój udział – ten projekt daje mi mnóstwo satysfakcji, każdego dnia uczymy się czegoś nowego i mamy poczucie, że dokładamy małą cegiełkę do wielkiego odrodzenia branży mody w zgodzie z klimatem. W MLE kończymy wiosenno-letnią kolekcją i już ruszamy z kolejną, planujemy też kampanię na koniec miesiąca. Liczba tematów, o których chciałabym zrobić podcast rośnie szybciej niż góra brudnych naczyń w moim zlewie. Dokańczam właśnie największą w historii bloga modernizację tej strony i zupełnie nie widzę w tym wszystkich czasowych deficytów. Idę o zakład, że pod koniec miesiąca moje ambitne ulegną… hmm… powiedzmy, że „poluzowaniu”, ale obiecuję, że do „Last Month” i tak zdjęcia będę robić! W styczniu uzbierałam ich dla Was ponad sto – jeśli możecie sobie zrobić krótką przerwę to zapraszam do mojej retrospekcji. 

 Za kilka sekund każda z nich pobiegnie w swoją stroną. (Ta czerwona kreacja po prawej została chwilę wcześniej skradziona z szafy mamy.)1. Krupnik jako dzieło sztuki ;). // 2. Słoneczne wycinanki. Przez 31 dni stycznia słońce pojawiło się w moim mieście nie więcej niż trzy razy. // Ten wpis będzie dla mnie dobrą zgapą w zbliżających się miesiącach ;). 
Podobno zainteresowanie tak duże, że trzeba stać w kolejce. Nie zniechęcajcie się! Ja na pewno wybiorę się na tę wystawę jeszcze raz ("Fangor. Poza obraz" Pałac Opatów w Gdańsku).Pomarańczowy po lewej to mój ulubieniec. "Następnym razem idziemy z tobą, mamo."Park Oliwski z innej perspektywy. 1. "Ja już mamo wymyśliłam co dziś będziesz robić w pracy." // 2. Z tęsknoty za Toskanią. // Co starsza siostrzyczka ułoży, to młodsza … poukłada trochę inaczej. Każda wspólna gra to też lekcja (niełatwej) pracy w grupie. Modelowanie tych emocji i sprawiedliwe traktowanie bywa dla mnie wyzwaniem. Tu na zdjęciu widzicie grę w domino ze zwierzątkami od Muduko, które nie po raz pierwszy nas zaskakują (i ratują w kryzysowych sytucjach). Z kodem DOMINO otrzymacie 20% zniżki na wszystkie nieprzecenione produkty w sklepie MUDUKOGra została wykonana z ekologicznych i bezpiecznych materiałów. Wnętrze pudełka kryje w sobie niespodziankę zaprojektowaną przez @mama_z_kartonu! "Teraz jest idealnie! Mogę iść dalej!"
Gdy mama dwoi się i troi, aby czas epidemii RSV w przedszkolu minął jakoś łatwiej.
Ja jestem zachwycona i wolę jej wersję Kłapouchego od mojej. 
A później, z zawiązanymi oczami, będziemy przyczepiać Kłapouszkowi ogon.
1. Gotowi na sanki. // 2. Nasz tyrolski kącik, czyli jedna z wielu agroturystycznych restauracji w Val Di Fiemme. // Witaj Cortino! Dziś będziemy ją zwiedzać śladami Jamesa Bonda. Pierwszy kierunek – szczyt Tofana. 1. W Tyrolu wegetariańskie dania nieco rzadziej są pierwszym wyborem, ale to gnocchi z grzybami bije najlepsze żeberka na głowę. // 2. Moje wełny. // 3. Szybka kawa i lecimy na stok. // 4. Można się przyzwyczaić do takich widoków, ale powoli wraca tęsknota za morzem. // Mam cię! To tu się chowa całe słońce, które nie dociera zimą do Trójmiasta! Poranek w Rothenburgu.W kapciach na kolację?1. Kurtka – 303 Avenue, kominiarka – Arket, rękawiczki – COS, torebka – Saint Laurent (z drugiej ręki), okulary – Toteme. // 2. Przeglądając przypadkowy włoski magazyn o wnętrzach. Idealnie! // Czekoladowa babeczka z awokado? A może pączek z jogurtem i łososiem? No i mleko z sokiem jabłkowym na koniec – wiadomo! Duże śniadanie i można lecieć na śnieg. 
1. Uciekliśmy w góry przed kolejną falą wirusów. // 2. Passo Rolle – przepiękny szlak dla spacerowiczów. // 3. Znowu przerwa na jedzenie… // 4. … które zresztą było wyśmienite… // `W oczekiwaniu na pizzę…
Po tylu latach powroty smakują najlepiej… Ty wciągasz swoją mamę do środka, ja biegnę po tatę, ty łapiesz tego białego dużego, ja kładę się na podłodze i krzyczę, że chcę tego z prawej i wtedy moja mama wejdzie spytać co się stało, a my już będziemy przy kasie. Trzy… dwa… jeden – start!
1. Polecam El Brite De Larieto w Cortinie D'Ampezzo – fajna, regionalna kuchnia, piękne widoki, niezobowiązująca atmosfera i świetnie ubrani goście. // 2. Włoskie dyskusje o słońcu, śniegu i winie. // Mamy dwie godziny na zjeżdżanie! To co? Zaczynamy od cappuccino? 1. Ktoś tu pytał w komentarzach czemu już nie bierzemy ze sobą Portosa. Bez obaw – Portos, jak zawsze, przejechał z nami ponad tysiąc czterysta kilometrów i bawił się świetnie. Tutaj na głównym placu w Rothenburgu w trakcie postoju. Gdybyście chciały poczytać o długich podróżach z czworonogiem (które były dla nas świetnym treningiem przed podróżami z dziećmi) to polecam artykuł "Z psem przez Europę"Przecieramy górskie szlaki w dosłownym znaczeniu. U góry to chleb zamoczony (chyba) w delikatnym słodkim cieście i podsmażony na karmelu (nie w gębie), a poniżej to serek mascarpone z czekoladowym ciastem. Nie wiem, co tam jeszcze dodano do tych deserów, ale nic z nich nie zostało. Słodkie powroty do domu. Walczymy z przesuszoną skórą, próbujemy zrobić śniadanie z resztek, nadrabiamy zaległe projekty i leczymy niekończący się katar. (szlafrok – H&M, trencz – MLE w sprzedaży w lutym, golf – Soft Goat)Najdelikatniejsze i polskie, czyli szkło od KROSNO Glass. Jeśli w Waszym kredensie brakuje jeszcze kieliszków do uroczystego świętowania to postawcie na te od naszej rodzimej firmy Krosno Glass. Nie znajdziecie takiego eleganckiego szkła w sieciówkach. Z kodem KASIA20 otrzymacie 20% zniżki na zakupy w KROSNO a kod ważny jest aż do 10 lutego. 1. Pasmo wesołego świętowania. Co roku staramy się spotkać z okazji urodzin bloga i MLE. // 2. Równe cztery lata temu zaczął się najważniejszy dzień w moim życiu, który wszystko zmienił. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło! // 3. // 4. Zdrówko. Kieliszki pochodzą z kolekcji Shake. To oczywiście sok jabłkowy. // Lata mijają, ale niektóre osoby (i psy) nigdy się nie zmieniają. 
Hummus, poszatkowany jarmuż, marchew i liście sałaty, oliwki z migdałami, winogrona, orzechy… i oczywiście paczka czipsów. Kto zgadnie, która miska została opróżniona najszybciej? Ile to już lat? Jedenaście? Kawał życia z tym blogaskiem :).My jej urządzamy królewską sypialnię, a ona woli spać na naszych głowach. Pewnie podświadomie czuje, że tęsknimy w nocy!Gdy poniedziałkowy ratunek przychodzi z najmniej spodziewanej strony.Chodzę i szukam odpowiedniego miejsca na ścianie.Swetry z MLE Collection, które nadal noszę i uwielbiam. Najstarszy jest z bodajże 2018 roku i wygląda jak nowy! "Mamusiu, musisz to wszystko przeczytać nim tata wróci z pracy". Urodzinki. Paluszki, pączki i chipsy. Może niezbyt modnie i bez wielkiej pompy, ale dla nas było idealnie. Kochamy wszystkich gości i wciąż nie opuszcza mnie uczucie wdzięczności, że nasza córeczka ma wokół siebie tyle kochających serc. 
Przypominajka! W tym roku MLE Collection przygotowało dla Was dwie wyjątkowe aukcje z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Linki do nich znajdziecie tutaj (kolekcja zimowa) i tutaj (kolekcja wiosenna). Jak wiadomo, nie zawsze można dorwać nasze projekty – wygrana w aukcji gwarantuje każdą rzecz z kolekcji. Wymarzona biała koszula w końcu trafiła też do mojej szafy. Uwielbiam ten idealnie odszyty kołnierzyk, szlachetny materiał, krój, który daje mnóstwo możliwości. Domowe biuro. I wielka drabina w tle. Czyli standardowy poniedziałek.1. Minimalizm w stylu lat dziewięćdziesiątych to podobno teraz najlepsza inspiracja dla biurowych stylizacji. // 2. Moje wymarzone wnętrze… powiedziałabym, że to ciągła gonitwa za czymś co łączy w sobie klasyczny i przytulny domek z nowoczesnością i minimalizmem. Misja samobójcza. ;) // 3. Tak zwane "siedzenie na sowę". To moje ulubione krzesło do pracy od marki TON, które polubiła też Monika :). // 4. Na pytanie czy jako mamie pracującej z domu zdarza mi się pić zimną kawę odpowiadam: ratuję się jak mogę. / Dress-code u mnie w domu nie istnieje, ale jeśli mam spotkanie służbowe na mieście to zamieniam sweter na marynarkę. Jeśli przeoczyłyście moją relację na Instagramie to od razu uprzedzam, że marynarka i spódniczka są z Modivo. Z kodem "KasiaTusk10" otrzymacie 10% zniżki w Modivo a z kodu korzystać możecie do końca lutego. To był wyjątkowy pokaz – w całości możecie go zobaczyć tutaj, a kilka słów więcej napisałam o nim w tym artykule.Bajkowe popołudnie trwa w najlepsze. Któraś z Was zapytała mnie ostatnio co zrobić, aby bałagan w domu nie rozpraszał, gdy musimy popracować? Myślę, że dobrze jest wyznaczyć sobie konkretną godzinę, w której siadasz do pracy nawet jeśli żaden pokój w tym momencie się do tego nie nadaje. ;) W domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia, więc to kwestia raczej naszej decyzji niż otoczenia.
Bukiet od nas dla Was na koniec. Niech to będzie zapowiedź cudownego przedwiośnia!

*  *  *

 

 

 

Wpis powstał przy współpracy z markami Krosno i Muduko.