Co dobrego dodać do zupy dyniowej, żeby nie była w smaku mdła?

Pumpkin soup has become popular at our house quite recently – from my childhood I recall pumpkin as small pieces in a vinegar brine closed in jars. Such a delicacy was dedicated for the Sunday dinners – most often in the autumn-winter season when we were eating more meals based on meat. Returning back to soups – I usually try to prepare it with an addition of pears, ginger, and orange (zest and juice separately). I avoid additional vegetables, but I always add fresh herbs – fried up rosemary with pear and honey enriches the taste. Orange juice and orange zest are ideal with coconut milk, and apples with lots of thyme. I'm curious whether you have a similar opinion and whether you've got your method for breaking the bland taste?

*    *    *

Zupa z dyni stosunkowo niedawno stała się popularna w naszym domu – z dzieciństwa, dynię bardziej pamiętam w   postaci pokrojonych kawałków zalanych octem i zamkniętych w słoikach. Taki przysmak dedykowany był niedzielnym obiadom – najczęściej w porze jesienno-zimowej, kiedy jadło się więcej mięsnych potraw. Powracając jednak do zup – zazwyczaj staram się ją przyrządzać z dodatkiem gruszek, imbiru lub pomarańczy (oddzielnie sok i otarta skórka). Unikam dodatkowych warzyw, a zawsze ratuję się świeżymi ziołami – podsmażony rozmaryn z gruszką i miodem wzbogaca smak. Sok z pomarańczy i skórka doskonale współgrają z mleczkiem kokosowym, a jabłka z dużą ilością tymianku. Ciekawa jestem, czy podzielacie moje zdanie i czy macie swoją metodę, na przełamanie mdłego smaku?

Ingredients:

(recipe for 4-5 persons)

1 pumpkin, that is approx. 800-900 g (I use butternut squash that is an elongated pumpkin with thin peel with sweet nutty taste)

2 apples + 1 thyme sprig (it's best to get lemon thyme)

800 ml of waterapprox. a 3-centimetre piece of fresh ginger

2-3 tablespoons of butter1 red onion

pinch of sea salt

a handful of roasted walnuts + sour cream or Greek yoghurt

* * *

Skład:

(przepis na 4-5 osób)

1 dynia, czyli ok. 800-900 g (użyłam dyni piżmowej, czyli podłużnej z dość cienką skórką, o słodkim smaku orzechowym)

2 jabłka + 1 gałązka świeżego tymianku (najlepiej odmiana cytrynowego)

800 ml wody

ok. 3 cm kawałek świeżego imbiru

2-3 łyżki masła

1 czerwona cebula

szczypta soli morskiej

do posypania: garść prażonych orzechów włoskich + kwaśna śmietana lub jogurt grecki

 

Directions:

  1. Dice the washed pumpkin – remove the pulp. Melt butter in an iron-cast pot with thick bottom, and delicately fry chopped onion, thyme, and fresh ginger. Afterwards, add pumpkin pieces and apple. Fry everything on low heat for around 8-10 minutes stirring so that the mixture doesn't stick to the bottom. Leave it covered on low heat for approx. 25 minutes.
  2. Take it off the heat and wait until it cools. Then, blend it until smooth. Season everything with sea salt. Add with roasted walnuts and a spoonful of sour cream and yoghurt.

* * *

A oto jak to zrobić:

  1. Umyta dynię kroimy w kostkę – miąższ dyni usuwamy. W żeliwnym garnku o grubym dnie rozpuszczamy masło i delikatnie podsmażamy posiekaną w kostkę cebulę, tymianek i świeży imbir. Następie dodajemy kawałki dyni i jabłko. Całość smażymy na małym ogniu przez 8-10 minut, mieszając żeby konsystencja nie przywarła do dna. Zalewamy wodą i pozostawiamy pod przykryciem przez ok. 25 minut.
  2. Odstawiamy z ognia, czekamy aż ostygnie, a następnie partiami blendujemy do uzyskania gładkiej konsystencji. Doprawiamy solą morską. Podajemy z prażonymi orzechami i łyżką kwaśnej śmietany lub jogurtu.

 

Czy można żyć bez plastiku i dlaczego to takie trudne?

   Online, you'll probably find numerous interesting and substantive articles about how to live in harmony with nature and care for the environment, but I would like to describe this topic from a perspective of a person who still makes mistakes and isn't going to hide that or show everything in perfect words.  

   There's no doubt that plastic has dominated our life. We will find it even in the wild and seemingly pristine areas on Earth – on our way to Mount Everest, between coral reefs, and on paradise beaches. On Henderson Island (visited only by scientists once every few years), located at the greatest distance from human settlements in comparison to other islands, the sand is mixed with tons of plastic waste, and this is a proof that garbage can be found in places where there are no people. Each year, seas and oceans are polluted with eight million tons of plastic which not only destroys the ecosystem, but also brutally kills animals. It is estimated that by 2050, salt waters will contain more plastic than fish.  

   All of those facts are shocking, even though I assume that most of you aren't surprised – NGOs and ecologists have been trying to raise awareness of the public opinion on the disastrous situation of our planet. Many of us notice the problem and take incremental steps. In the past, the greatest ecological lifestyle triumph was waste segregation and turning off water while brushing teeth. Today, it's definitely not enough.

   I don't want to announce in a mentor's tone that every human should start following the guidelines devised to protect our planet overnight. I'm trying to be a realist and I am well aware that even the most passionate calls and detailed guidelines won't bring the expected effects in a second. Besides, I know how difficult it is to convince not only other people, but also myself.

* * *

   W internecie znajdziecie pewnie wiele interesujących i fachowych artykułów o tym, jak żyć w zgodzie z naturą i dbać o środowisko, ale ja chciałabym opisać Wam ten temat z perspektywy osoby, która wciąż popełnia błędy i nie ma zamiaru tego ukrywać ani opisywać wszystkiego w różowych barwach.

   Nie ulega wątpliwości, że plastik zdominował nasze życia. Znajdziemy go nawet w dzikich i pozornie nieskażonych obszarach ziemi – w drodze na Mont Everest, między rafami koralowymi i na rajskich plażach. Na najbardziej oddalonej od siedzib ludzkich wyspie Hendersona (odwiedzanej jedynie przez naukowców co kilka lat) piasek wymieszany jest z tysiącami plastikowych odpadów, a to znaczy, że śmieci są już nawet tam, gdzie nie ma ludzi. Każdego roku do mórz i oceanów trafia osiem milionów ton plastiku, który nie tylko niszczy ekosystem, ale w brutalny sposób zabija zwierzęta. Szacuje się, że do 2050 roku w słonych wodach będzie więcej plastiku niż ryb.

   Te wszystkie fakty są szokujące, chociaż domyślam się, że większość z Was nie jest zdziwiona – organizacje pozarządowe i ekolodzy od lat próbują uświadomić opinii publicznej fatalną sytuację naszej planety. Wiele z nas dostrzega problem i podejmuje coraz dalej idące wysiłki. Kiedyś szczytem ekologicznego stylu życia było segregowanie śmieci i zakręcanie wody w trakcie mycia zębów. Dziś to zdecydowanie za mało.

   Nie chcę obwieszczać Wam mentorskim tonem, że każdy wrażliwy człowiek powinien z dnia na dzień zastosować się do szeregu wytycznych, mających na celu ochronę naszej planety. Staram się być realistką i zdaję sobie sprawę, że nawet najbardziej płomienne apele i szczegółowe instrukcje nie przyniosą natychmiast oczekiwanych efektów. A poza tym, wiem jakie to trudne przekonać do działania nie tylko innych, ale przede wszystkim samą siebie. 

Pierwszą dużą zmianą przez jaką przebrnęłam było całkowite pozbycie się plastiku z lodówki i szafek kuchennych. Prawie wszystko trzymam teraz w słoikach. 

Te materiałowe woreczki wysłała mi kiedyś jedna z moich Czytelniczek. Można je prać i zajmują bardzo mało miejsca. Zastępują mi foliowe woreczki, których używamy w warzywniakach i supermarketach. 

   First and foremost, I would like to dispel the myth claiming that changing your lifestyle into a fully eco-friendly one is simple. That it's not a problem to: carry a reusable cup, a metal straw, and shopping bag with you for a whole day, resign from using paper towels, buy clothes made from eco-fabrics and wash them later in nuts, find food made of only organic ingredients, keep only products that had no contact with plastic in our cupboards and fridges. Let's be frank – that's indeed a problem. Eco-friendly lifestyle requires being well-organised, working on yourself, and a large dose of discipline. But we aren't carrying for the environment because it's convenient, and that is not about our convenience at all. We care for the environment because that is what we should do. The fact that an eco lifestyle is cumbersome doesn't relieve us from our duty. It is still difficult to maintain an appropriate level of motivation. And not only when we see how meticulously selected pieces of garbage end up in one waste container. Everyday life verifies our commitment.   

   Examples? After many of your suggestions (and a few fiascos), I've made a point of honour to get rid of the disposable cups and replace them with a reusable one. And I quickly recalled why I gave up the last time. I had forgotten to take it with me when I was leaving the house. When I came to a conclusion that I’d pull this off by leaving the cup in the car (so that I can already have it at hand from Monday), I left it in the car and forgot to take it to our weekend walk during which coffee has already become a tradition. Additionally, the stains from my lipstick won't come off from the silicone lid. Not to mention the fact that when I left an empty cup on a table in a café, a staff member threw it in the bin by accident and I had to dive in to retrieve it. A number of times I forwent the idea of drinking coffee altogether, and a few times I was hiding a paper cup under my coat so that no one sees me and thinks the worst things about me. After approximately three weeks, my fiascos were a sporadic thing, but I know that it was easier for me to find motivation for this change as I knew that each lapse could be reproached by the public. Who knows, maybe if I hadn't felt that pressure, I wouldn't have succeeded so fast.

* * *

   Przede wszystkim chciałabym obalić mit mówiący o tym, że zmiana trybu życia na całkowicie ekologiczny jest prosta. Że to żaden problem aby: nosić ze sobą przez cały dzień kubek wielorazowy, metalową słomkę, torbę na zakupy, zrezygnować z ręczników papierowych, kupować ubrania z ekologicznych materiałów i prać je potem w orzechach, wynajdywać jedzenie pochodzące tylko i wyłącznie z ekologicznych upraw i hodowli, czy trzymać w naszych szafkach kuchennych i lodówkach tylko to, co nigdy nie miało styczności z plastikiem. Powiedzmy sobie szczerze – to jest problem. Ekologiczny tryb życia wymaga zorganizowania, pracy nad sobą, dyscypliny. Ale nie dbamy o środowisko dlatego, że jest to wygodne, bo nie o naszą wygodę przecież chodzi. Dbamy dlatego, że tak trzeba. To, że życie w stylu eko jest uciążliwe z niczego nas nie zwalnia. Trudno jest natomiast podtrzymać motywację na odpowiednim poziomie. I to nie tylko wtedy, gdy widzimy, jak starannie wyselekcjonowane przez nas śmieci lądują potem do jednego zbiornika śmieciarki. Codzienność weryfikuje nasze zaangażowanie. 

   Przykłady? Po wielu sugestiach z Waszej strony (i kilku nieudanych próbach) postawiłam sobie za punkt honoru całkowite przestawienie się na kubek wielorazowy w kawiarniach. I szybko sobie przypomniałam, dlaczego poddałam się ostatnim razem. Zapominałam kubka, gdy rano wychodziłam z domu. Gdy stwierdziłam, że będzie lepiej, jeśli zostawię go w samochodzie (aby od poniedziałku do piątku mieć go przy sobie), to potem zapominałam zabrać go z samochodu na nasz weekendowy spacer, na którym kawa jest już tradycją. Na dodatek, z silikonowej pokrywki nie chcą zejść ślady mojej szminki. Nie będę już wspominać o tym, że gdy zostawiłam na sekundę mój pusty kubek na stoliku w kawiarni, to ktoś z obsługi wyrzucił go przez przypadek do śmieci i trzeba było zabawić się w nurka. Parę razy zrezygnowałam z kawy w ogóle, a parę razy chowałam papierowy kubek pod płaszczem, tak aby nikt go nie zobaczył i nie pomyślał o mnie wszystkiego, co najgorsze. Po mniej więcej trzech tygodniach gafy zdarzały mi się już naprawdę sporadycznie, ale wiem, że łatwiej było mi znaleźć motywację do tej zmiany, bo wiedziałam, że każde potknięcie może mi zostać publicznie wypomniane. Kto wie czy nie czując tej presji poszłoby mi równie szybko? 

Oto mój kubek wielorazowy. Wybierając go zwróciłam uwagę przede wszystkim na to, aby nie zawierał bisfenolu (toksyczna substancja, która znajduje się w większości plastikowych przedmiotów) i żeby wyglądał neutralnie. Jego wady (poza tą, że trzeba go myć i o nim pamiętać ;)) to trudna w doczyszczeniu pokrywka (nawet na zdjęciu widać minimalny ślad po mojej pomadce) i jej specyficzny silikonowy zapach, który czuć w trakcie picia kawy.

    It was difficult for me to truly believe in some of my actions – I was sending someone a parcel, agreement, or returning products to online stores, and I was trying to pack these items in simple manilla and a string or using boxes that I had received in previous deliveries (yes I keep boxed at home to avoid using new ones). However, when each day I received parcels that I hadn't ordered (tough life of a blogger) packed in five boxes, plastic foil, and styrofoam balls (and you can use sawdust) with plastic ribbons, I had the feeling that I am fighting a losing battle (that's why I've changed the info in the contact tab on my website). Please, pay attention to what boxes are chosen by particular online stores. Maybe it's possible to change the way things are packed at your workplace?  

   To those who want to act, but don't know how to start or know how to start but lack the motivation, I recommend something wise to read. I would start from "How to Give up Plastic" by Will McCallum. It is, in fact, a great read also for those who think that they know everything about an eco lifestyle. We often lose much energy on changes which de facto have little significance, and we stay oblivious to things, which are seemingly neutral and, in fact, really harm the environment. Even the determined and the eager to fight can be unaware that despite their will, they produce large amounts of harmful waste totally unknowingly.

* * *

   Ciężko też było mi uwierzyć w sens niektórych moich działań – wysyłając do kogoś paczkę, umowę czy zwracając produkty do sklepów internetowych, starałam się albo pakować wszystko w zwykły szary papier i sznurek albo wykorzystywać pudełka, które otrzymałam w poprzednich przesyłkach (tak, trzymam kartony w domu, aby nie zużywać nowych). Gdy jednak każdego dnia przychodziły do mnie paczki, których nie zamawiałam (ciężkie życie blogerki), zapakowane w pięć kartonów, folię, ze styropianowymi kulkami (a przecież można użyć trocin) i plastikowymi wstążkami, miałam wrażenie, że walczę z wiatrakami (stąd zmiana informacji w kontakcie na mojej stronie). Zwracajcie więc proszę uwagę, jakie pudełka wybrały konkretne sklepy internetowe. A może w Waszym miejscu pracy możnaby zmienić sposób pakowania paczek?

   Tym, którzy chcą działać, ale nie wiedzą, od czego zacząć, albo wiedzą, ale brakuje im motywacji polecam przede wszystkim coś mądrego do poczytania. Zaczęłabym od "Jak zerwać z plastikiem" autorstwa Willa McCalluma. To zresztą świetna książka również dla tych, którzy myślą, że wiedzą już wszystko na temat ekologicznego trybu życia. Często bowiem zużywamy sporo energii na zmiany, które de facto mają małe znaczenie, za to zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo szkodzimy środowisku wykonując pozornie neutralne czynności. Nawet zdeterminowani i chętni do walki mogą nie wiedzieć, że mimo woli i zupełnie nieświadomie produkują ogrom szkodliwych odpadów.

  Jeśli jesteście zainteresowane książką, to mam dla Was kod rabatowy na jej zakup. Wystarczy, że użyjecie kodu: plastik (rabat liczony jest od ceny okładkowej, a nie od aktualnej ceny w jakiej teraz Empik sprzedaje książkę). Link do książki znajdziecie tutaj

   The book, just like a good thriller, is surprising you with each page and you’ll often open your eyes out of astonishment and fear. The greatest enemy hides in what's concealed from our sight – for example in microbeads. Tiny beads with a diameter no larger than 5 mm were designed to move between all types of drain systems. However, no one considered the finishing point of these small villains when they were designing them. Despite the fact that I'd always paid attention to the composition of products, especially cosmetics, I stayed oblivious to the dangerous contents of my bathroom cupboard. McCallum devotes a whole chapter to each household room, but I was most drawn by the topic connected with hygiene and body care. After all, the bathroom is where we keep the greatest number of cosmetics in disposable containers – it's best to purchase the largest ones as we will be forced to replace them less frequently (or packed in packages suitable for recycling: cardboard, glass, or metal). The  most dangerous, however, are the aforementioned microbeads – ingredients of toothpastes, liquid soaps, and shower gels that we wash off and which travel down the drain and reach the oceans. If you want to check whether plastics are present in your favourite lotion, search for the following names: polyethylene (PE), polypropylene (PP), polyethylene terephthalate (PET), and polymethyl methacrylate (PMMA).  

   What else should we get rid of from our bathrooms? Plastic cotton swabs whose production is forbidden in, among others, France and Scotland, and they are being withdrawn from consecutive UK supermarkets. An appropriate decision of one of the British chains (Waitrose) was enough to decrease the production of plastic by 21 tons! In the bathroom, we do the washing and we probably know that the dirty water takes nylon and polyester microfibres along; that's why you should place your clothes in special bags that are able to capture these small particles. Will McCallum highlights that fibres, which constitute as much as 30% of the plastic in the oceans, separate also during a regular use of clothing, yet the most harmful thing to do is throwing away clothes that are still suitable for wearing. The so-called "fast fashion", based on cheap and frequently replaced fabrics, has led to a situation in which 60% of the market is made up by artificial fabrics. "One fleece sweatshirt can be a source of 250 thousand microfibres". As you can see, it is another argument for purchasing high-quality clothes – first of all, they are made of natural fabrics, and secondly, they are more durable. Another solution is searching for clothes from special clothing lines which are more frequently created by chain stores. The market is relentless and its rules can be used for our own benefit – if we continue buying clothes from these lines, clothing companies will see profit behind investing in subsequent projects of a similar type.

* * *

   Książka, niczym dobry thriller, co rusz powoduje, że otwieramy szeroko oczy ze zdumienia i strachu. Największy wróg kryje się w tym, co niewidoczne dla oka – na przykład w mikrogranulkach. Małe kuleczki, o średnicy nieprzekraczającej 5 mm zaprojektowane zostały tak, by niezauważalnie przedzierać się przez wszelkie odpływy. Nad tym gdzie skończą swoją drogę się jednak nie zastanawiano. Choć od zawsze przykładam wagę do składu produktów, kosmetyków zwłaszcza, nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak groźna może być zawartość mojej szafki w łazience. McCallum poświęca rozdział każdemu domowemu pomieszczeniu, ale właśnie to, co dotyczy higieny i pielęgnacji zwróciło moją uwagę. W końcu to tam stoi najwięcej kosmetyków w jednorazowych opakowaniach – najlepiej kupować jak największe – rzadziej je wymieniamy (albo zapakowane w nadające się do recyklingu: karton, szkło lub metal) . Najbardziej niebezpieczne są jednak wspomniane mikrogranulki – składniki past do zębów, mydeł w płynie, żeli pod prysznic, które spłukujemy i rurami wysyłamy do oceanów. Jeśli chcemy sprawdzić, czy w naszym ulubionym płynie są tworzywa sztuczne, szukajmy nazw: Polyethylene (PE), Polypropylene (PP), Polyethylene terephthalate (PET) i Polymethyl methacrylate (PMMA).

   Czego jeszcze w łazience nie powinno być? Plastikowych patyczków higienicznych, których produkcja zakazana jest między innymi we Francji i Szkocji, a w UK kolejne supermarkety wycofują je z oferty. Wystarczyła decyzja o rezygnacji jednej brytyjskiej sieci (Waitrose), by zmniejszyć produkcję plastiku o 21 ton! W łazience robimy pranie i prawdopodobnie nie wiemy, że wraz z brudną wodą odpływają mikrowłókna nylonowe lub poliestrowe, dlatego przed załadowaniem pralki warto umieścić ubrania w specjalnych wyłapujących drobinki workach. Will McCallum zwraca uwagę, że włókna, które stanowią 30% plastiku w oceanach, oddzielają się także podczas zwykłego użytkowania odzieży, ale najbardziej szkodliwe jest wyrzucanie niezniszczonych ubrań. Tzw „szybka moda” oparta na tanich i często wymienianych tkaninach spowodowała, że 60% rynku stanowią materiały ze sztucznych włókien. „Jedna bluza z polaru może być źródłem 250 tyś mikrowłókien”. Jak widać to kolejny argument przemawiający za kupowaniem ubrań wysokiej jakości – po pierwsze szyte są z materiałów naturalnych, po drugie starczają na dłużej. Innym rozwiązaniem jest szukanie ubrań wśród specjalnych kolekcji, które coraz częściej przygotowują dla nas sieciówki. Rynek jest bezlitosny, ale jego zasady możemy wykorzystać na własną korzyść – jeśli będziemy kupować ubrania z tych serii, to firmy odzieżowe będą widziały korzyści z inwestowania w kolejne tego rodzaju projekty.

Czy wiecie, że do wyprodukowania jednej pary dżinsów potrzeba około 11 000 litrów wody? Marka KappAhl, od której mam dżinsy, jest członkiem inicjatywy Better Cotton Initiative (BCI), która działa na rzecz zwiększenia dostępności zrównoważonej bawełny uprawianej przy mniejszej ilości wody i chemikaliów. Dzięki nowym rozwiązaniom można zaoszczędzić nawet do 40% wody.

Jeśli traficie do tej sieciówki zwróćcie uwagę jak wiele rzeczy posiada specjalne metki – to nie są kolekcje składające się z kilku projektów, tak jak ma to miejsce u innych marek odzieżowych. W KappAhlu kupimy nie tylko ekologiczne dżinsy o fajnym kroju, ale też ubranka dla dzieci, zwykłe T-shirty czy skarpetki. 

   "How to Give up Plastic" is first and foremost a handbook. In points, the author presents what we should do for the environment but also provides a detailed explanation why something is harmful and what is its impact on nature. Readers are also given tables and tasks which considerably facilitate the process of attaining aims. I'm sure that each reader after familiarising themselves with the shocking facts, reading a few interviews, and noticing the issue in real everyday life, will implement new resolutions into their lists. To prevent readers from reading only the beginning of the book, Will McCallum provide you with guidelines already in the foreword. I would like to present them here.

1. Do the shopping. What should each eco house have? A reusable bottle (in Tricity, let's simply drink tap water), reusable coffee cup, linen shopping bag, eco lunch boxes, and glass containers for storing food.

2. Clean your house thoroughly. Empty your kitchen cupboards off plastic dishes, cutlery, and straws. Read the list of ingredients on all your cosmetics and cleaning products – if they contain microbeads send them back to the producer with the information that you can't agree to pollute the environment.

3. Tell others about your actions. Tell your friends and family about the importance of cutting on plastic waste. Share particular guidelines.

4. Devise a plan. Plans ensure us better effectiveness. Test the water in the topic of stores that don't use plastic bags and cafés where you can purchase coffee at a lower price whenever you bring your own cup. Choose interesting meal recipes and take your meals to work. Create such a day schedule to decrease the use of plastics.

5. Start your own campaign to fight plastic – peaceful and one that avoids aggression and accusations as you can have the opposite effect instead of encouraging others to do the right thing. Speak with the owners of small businesses in your neighbourhood. Tell them about the things they can do to decrease plastic waste. Encourage your friends to take similar steps.

   When the world was impressed with the low costs and the practicality of plastic, no one pondered over the ways to utilise it. Today, the wave of plastic increasingly takes its toll not only on the natural environment but also on our health. Even thought the time for reflection and examination of conscience came a little bit too late, let's remember that large movements start with tiny steps. But if you still think that your own problems are enough to concern yourself with the animals and water in the oceans, you should know that using plastic in everyday life is simply very unhealthy. 

   I can assure you that everyone who takes up the everyday challenge will quickly acquire a certain type of sensibility and knack that will change their initial discomfort into personal satisfaction. What seems extravagant yesterday is slowly becoming a norm today. Those who have succeeded in understanding that have the right to feel proud. And pretty soon, such a stance will stop raising a smile and disregard and start raising common respect.   

   I didn't want to write this article as a specialist in the topic of ecology as I am far from being one. That's why I need to confess to stay fully true – I'm introducing changes, but it doesn't mean that I'm always successful. Sometimes, it turns out that even though I want to do good, I do what's wrong, and I don't see a physical capacity to avoid plastic entirely. For example, yesterday I bough pasta packed in a bag at a local store and, quite frankly, I can't recall a place where I would encounter a pasta that would come in eco packaging. Surely, you would be able to spot a myriad of mistakes in my actions and claim that "you're far from being eco". And probably you would be right as life is permeated with plastic to the limit, and changing all our habits and replacing products that we use will take years. However, I think that all of that is not about giving prestigious titles (even though a little competition with other eco freaks may spark some more motivation to some extent). From the very beginning, I knew that I wouldn’t be able to include as many pieces of information as I would like to in this article. Fortunately, many of you come to my aid – in the comments you write about your own attempts, failures, and successes, but also dispel some of the myths – and I'm really grateful for that.

* * *

   Książka „Jak zerwać z plastikiem” to przede wszystkim poradnik. Autor w punktach przedstawia, co powinniśmy zrobić dla środowiska, ale też dokładnie tłumaczy i wyjaśnia dlaczego coś jest szkodliwe i jak wpływa na naturę. Czytelnikom daje także tabelki i zadania, które znacznie ułatwiają realizację celów. Jestem pewna, że każdy czytelnik po poznaniu szokujących faktów, przeczytaniu kilku wywiadów i dostrzeżeniu problemu w życiu codziennym, będzie miał na swojej liście nowe postanowienia. W obawie przed tym, że ktoś przeczyta tylko początek książki, Will McCallum już na wstępie przedstawił wskazówki, które chciałabym Wam przytoczyć.

1. Idź na zakupy. Co powinno znaleźć się w każdym ekodomu? Butelka na wodę wielokrotnego użytku (w Trójmieście pijmy po prostu wodę z kranu), wielorazowy kubek na kawę, płócienna torba na zakupy, ekologiczne apudełka na lunch i szklane pojemniki do przechowywania żywności.

2. Zrób wielkie porządki. Opróżnij szafki kuchenne z plastikowych naczyń, sztuców i słomek. Przeczytaj listy składników na opakowaniach kosmetyków i domowej chemii – jeśli zawierają mikrogranulki razem z resztą plastiku odeślij do producentów z informacją, że nie godzisz się na zanieczyszczanie środowiska.

3. Opowiedz innym o tym, co robisz. Mów swoim przyjaciołom i rodzinie, jak ważne jest ograniczanie użycia plastiku, podziel się z nimi konkretnymi wskazówkami.

4. Opracuj plan. Dzięki planom możemy być skuteczniejsi. W wolnej chwili zrób rozeznanie w temacie sklepów, w których nie używa się plastikowych reklamówek, kawiarni, gdzie taniej można wypić kawę przygotowaną we własnym kubku. Wybierz ciekawe przepisy na dania, które będzie można zabierać do pracy, ułóż plan dnia tak, by jak najbardziej ograniczyć korzystanie z tworzyw sztucznych.

5. Rozpocznij własną kampanię na rzecz walki z plastikiem – pokojową, nieopartą na agresji i oskarżeniach, bo zamiast zachęcić możesz osiągnąć odwrotny skutek. Rozmawiaj z właścicielami drobnych przedsiębiorstw w okolicy, opowiadaj o tym, co mogą zrobić , by ograniczyć użycie plastiku. Namawiaj do tego przyjaciół.

   Gdy świat zachwycił się niskimi kosztami i praktycznością plastiku nikt nie zastanawiał się, jak go utylizować. Dziś fala plastikowych śmieci coraz bardziej odbija się nie tylko na naturalnym środowisku, ale i naszym zdrowiu. Choć czas na refleksję i rachunek sumienia przyszedł odrobinę za późno, pamiętajmy, że wielkie ruchy zaczynają się od drobnych kroczków. A jeśli wciąż uważacie, że macie dość własnych problemów, aby przejmować się zwierzątkami i wodą w oceanach, to musicie wiedzieć, że używanie plastiku w codziennym życiu jest po prostu bardzo niezdrowe.

  Zapewniam Was, że każdy, kto podejmie to codzienne wyzwanie, szybko osiągnie pewien typ wrażliwości, a równocześnie wprawy, które zmienią początkowy dyskomfort w osobistą satysfakcję. To, co wczoraj wydawało się ekstrawagancją, dziś powoli staje się normą. Kto to zrozumiał, ma prawo poczuć się dumny. I już niedługo taka postawa przestanie wywoływać uśmiech i lekceważenie ignorantów, a zacznie budzić powszechny szacunek. 

   Nie chciałam pisać tego artykułu jako specjalista w temacie ekologii, bo oczywiście nim nie jestem. Od razu więc się przyznam, aby nie mijać się z prawdą – wprowadzam zmiany, ale to nie oznacza, że za każdym razem mi się to udaję. Czasem okazuje się, że chcąc dobrze robię źle, nie widzę też fizycznie możliwości, aby w stu procentach unikać plastiku. Wczoraj na przykład kupiłam makaron zapakowany w worek w osiedlowym sklepie i szczerze mówiąc nie przypominam sobie miejsca, w którym zetknęłabym się na makaron zapakowany w ekologiczny sposób. Na pewno bez problemu znalazłybyście u mnie całą masę błędów, mogły złapać za rękę i powiedzieć "wcale nie jesteś eko". I pewnie miałybyście rację, bo nasze życie jest przesiąknięte plastikiem do granic możliwości i zmiana wszystkich przyzwyczajeń i używanych produktów potrwa lata. Myślę jednak, że w tym wszystkim nie chodzi o nadawanie zaszczytnych tytułów (chociaż odrobina rywalizacji z innym ekozapalańcem na jakimś poziomie może dodać nam motywacji). Od samego początku wiedziałam, że nie dam rady przytoczyć w tym artykule wszystkich informacji, które bym chciała. Na szczęście wiele z Was właśnie mi w tym pomaga – w komentarzach piszecie o własnych próbach, porażkach i sukcesach ale też prostujecie niektóre mity, za co jestem bardzo wdzięczna. 

***

sweter – MLE Collection // pościel – Zara Home // koc – TK Maxx (kupiony dawno temu) //

 

Look of The Day – Leopard print

dress / sukienka – NA-KD

wool jacket / wełniana marynarka – MLE Collection

high boots / wysokie kozaki – Pretty Ballerinas

bag / torebka – Zofia Chylak

   My weakness for leopard spots had its better and worse moment. I would like to forget, for example, about a close-fitting cardigan that I combined with lacquered powder pink, jeans, and UGG shoes (style inspired by Carrie Bradshaw if you couldn't guess ;)), but ballet flats in leopard print have already been in my wardrobe for three seasons and I still really like them as they nicely brighten up my monochromatic sets. For quite some time, I've been really into baby-doll faux fur coats but I know that such a cut wouldn't flatter my figure. And what do you think about a dress?

If you want to have a 20% discount on NA-KD, where you can find my dress, use the following code: MLEX20. The offer includes all non-discounted products on NA-KD.

* * *

   Moja słabość do lamparcich cętek miała swoje lepsze i gorsze momenty. Chciałabym zapomnieć na przykład o dopasowanym kardiganie, który łączyłam z lakierowaną pudrową torebką, dżinsami i butami UGG (styl inspirowany Carrie Bradshaw, gdyby ktoś nie zgadł ;)), ale baletki właśnie w ten wzór mam szafie już od trzech sezonów i nadal bardzo je lubię, bo fajnie ożywiają monochromatyczne zestawy. Od dłuższego czasu podobają mi się też płaszczyki ze sztucznego futra w stylu baby-doll, ale wiem, że przy mojej sylwetce chyba się nie sprawdzi. A co myślicie o sukience?

Jeśli chcielibyście skorzystać z 20% zniżki w sklepie NA-KD, z którego pochodzi moja sukienka, to użyjcie kodu: MLEX20. Promocja obejmuje cały nieprzeceniony asortyment. 

LE MAT DE CHANEL – FALL-WINTER MAKE UP 2018 COLLECTION

   When I was trying to create my first real makeup look, I had one aim – to make it visible. Fortunately, I was quickly able to understand my mistake and my mum was wringing her hands for only a few weeks. Later, I was trying to subtly highlight my assets and cover imperfections – strong makeup looks almost didn't exist for me. Even though that I've been wearing the same look for almost a decade, the photos on the blog clearly show that I have forgone eyeliner almost completely, lipstick colours aren't that pink, and I use brown eye shadows almost exclusively. I have also changed my approach to glow and matte finishes.   

   Matte finish is the leitmotif of CHANEL's autumn collection. Lucia Pica, the art director of CHANEL Makeup, convinces that owing to muted colours absorbing light, it will be easier to attain a subtle and sublime makeup. I used the cosmetics from the collection (you'll find the detailed descriptions below) for my everyday look. As eye shadows, I used LES 4 OMBRES palette (the lightest on the whole eyelid, medium one the lid, crease, and below the waterline, the darkest on the line of upper lashes). I didn't use only the rusty colour. The colour of my lips is attained with the use of…. a lip pencil.

 The whole makeup was made with the use of: face cream – CC Cream SPF 50 / concealer – DE CHANEL CONCEALER 20 Beige / blush – JOUES CONTRASTE POWDER BLUSH 440 quintessence/ eye shadows – LES 4 OMBRES 308 CLAIR-OBSCUR / nail polish – kolor 636 ULTIME / lip pencil – LE ROUGE CRAYON DE COULER MAT 257 discretion / mascara – 3D MASCARA LE VOLUME REVOLUTION.

* * *

   Kiedy próbowałam wykonać swój pierwszy prawdziwy makijaż w życiu miałam tak naprawdę jeden cel – aby był widoczny. Na szczęście szybko zrozumiałam swój błąd więc moja mama załamywała ręce tylko przez kilka tygodni. Później starałam się już tylko subtelnie podkreślać zalety i tuszować wady – mocne makijaże właściwie dla mnie nie istniały. Chociaż wydaje mi się, że od prawie dekady maluję się prawie tak samo, to zdjęcia na blogu wyraźnie pokazują, że z kreski eye-linerem zrezygnowałam, kolory pomadek nie wpadają już w tak mocny róż i używam praktycznie wyłącznie brązowych cieni do oczu. Zmieniałam też podejście do błysku i matu. 

   Właśnie matowe wykończenie jest motywem przewodnim jesiennej kolekcji od CHANEL. Lucia Pica, dyrektor artystyczna CHANEL Makeup, przekonuje, że dzięki przygaszonym kolorom absorbującym światło, łatwiej uzyskamy wysublimowany makijaż. Wykorzystałam kosmetyki z tej kolekcji (dokładny spis znajdziecie poniżej) do mojego codziennego makijażu. Na powieki nałożyłam trzy cienie z palety LES 4 OMBRES (najjaśniejszy na całą powiekę, średni na ruchomą powiekę, jej załamanie i na linię dolnych rzęs, a najciemniejszy na linię górnych rzęs). Nie użyłam tylko koloru rdzy. Kolor ust to tym razem zasługa… kredki.

   Makijaż wykonałam przy użyciu: kremu do twarzy – CC Cream SPF 50 / korektoru – DE CHANEL CONCEALER 20 Beige / różu – JOUES CONTRASTE POWDER BLUSH 440 quintessence / cieni do oczu – LES 4 OMBRES 308 CLAIR-OBSCUR / lakieru do paznokci – kolor 636 ULTIME / kredki do ust – LE ROUGE CRAYON DE COULER MAT 257 discretion / tuszu do rzęs – 3D MASCARA LE VOLUME REVOLUTION.

Look of The Day

suede boots / zamszowe sztyblety – RYŁKO

wool coat / wełniany płaszcz – MLE Collection (dostępny jeszcze we wrześniu)

wool blanket / wełniany koc –  TK Maxx (kupiony dawno temu)

black trousers / czarne spodnie – Asos

   If someone thought that you can treat the weather forecast for the upcoming weekend with a pinch of salt, the whiff of air on the Saturday morning didn’t leave any room for doubt. Overnight, I changed sandals for jodhpur boots, blazers for coats, and frappuccino for pumpkin latte.

* * *

   Jeśli ktoś myślał, że weekendową prognozę pogody będzie można potraktować z przymrużeniem oka, to powiew powietrza w sobotni poranek nie pozostawiał już żadnych wątpliwości. Z dnia na dzień sandały zmieniłam na sztyblety, żakiet na płaszcz, a frappuccino na dyniową latte.  

Moja codzienna pielęgnacja od stóp po głowę

    When I was preparing to write today's post, I entered the phrase "my everyday body care "into Google search engine, and I ended up with around ten million search results. I immediately came to the conclusion – women enjoy reading about cosmetic novelties and body care, and they would like to get comprehensive information on the topic. Seemingly, each of us has their own favourite products, but we are still searching for something new and checking whether our friend (or the favourite blogger) hasn’t found a new revelation just by pure accident. That's reasonable as cosmetic industry is rapidly developing and store shelves are being loaded down with cosmetics that surpass older products with their effectiveness. And the other way round – sometimes a cream that is advertised as the latest hot trend is, in fact, studded with chemical substances of the worst sort. Therefore, today I've created a list of all products that I use on a daily basis. Choose on your own what you need at a given moment. You are running out of a hair conditioner? Face cream? Body scrub? And maybe you're seeking a little more variety in your body care?

* * *

   Gdy przygotowując się do napisania dzisiejszego artykułu, wpisałam w wyszukiwarce google hasło „moja codzienna pielęgnacja”, wyskoczyło mi blisko dziesięć milionów wyników. Wniosek od razu nasunął się sam – kobiety lubią czytać o nowinkach kosmetycznych oraz pielęgnacji i chciałyby otrzymywać kompleksowe informacje na ten temat. Niby każda z nas ma swoje ulubione produkty, ale wciąż poszukujemy czegoś nowego i sprawdzamy, czy koleżanka (albo ulubiona blogerka) nie znalazła przypadkiem jakiejś nowej gwiazdy. Słusznie, bo przemysł kosmetyczny szybko ewoluuje i na sklepowych półkach można znaleźć kosmetyki, które swoją skutecznością przewyższają te sprzed kilku lat. I na odwrót – czasem krem, reklamowany jako największy hit, jest w gruncie rzeczy naszpikowanym chemią bublem. Dzisiaj podsuwam więc Wam listę wszystkich produktów, które używam na co dzień. Same wybierzcie to, czego akurat potrzebujecie. Kończy Wam się odżywka do włosów? Krem do twarzy? Peeling? A może poszukujecie czegoś, co wprowadzi trochę urozmaicenia do Waszej pielęgnacji?

Hair care:

Cleansing:

I'll start with what I've changed in this respect. First and foremost, after washing my hair with a shampoo, I dry it with a towel before I apply hair conditioner. It was a recommendation from my hairdresser – he told me that the compositions of hair masks and conditioners are mostly based on water and when our hair is very wet, there's no possibility for the cosmetic to work properly and moisturise it. There's something in it as my hair has revived since I started following his advice. Of course, I've got a carefully selected set of cosmetics. My favourite shampoo is Micellar Bath by Aura Botanica. It is intended for all types of hair and has as much as 96% of natural ingredients. Be prepared that your hair will be slightly stiff and rough after the washing. It's a good sign as it returns to its natural structure. It isn't a moisturising shampoo; therefore, after applying the cosmetic, you need to also apply a hair mask or a conditioner. However, if I want to attain quick moisturisation and I want my hair to look shiny after the washing, I use Schwarzkopf Oil Ultime for thin hair (silicone- and paraben-free). It was recommended to me by a hairdresser – you can only buy it at the salon. If you come across it by any chance, don't hesitate to go for it. Its price is relatively low, considering that it's a professional product, and the effects are visible right away.

Moisturisation:

In my previous posts, I most often mentioned the René Furterer Karité hair mask. I still think that hair weakened by coloration or other hair treatments will regain its resilience and vitality after a period of regular application of this product. This cosmetic ranks high among the products that I use. When it comes to novelties – I received Gisou cosmetics as a birthday gift. The brand's originator is a Dutch blogger, Negin Mirsalehi, whose hair could be used in all shampoo advertisements. I need to admit that I hadn't expected any "wow" effect after the application of these cosmetics. Negin often mentions honey as the most basic ingredient. I had a few other products that were also based on honey and they always failed to impress me. Therefore, I had quite a sceptic approach, and it turned out that the hair mask is really worth recommending. It has a delicate, fresh fragrance; it's super thick and very efficient, as you need only a little bit to cover all your hair ends.

Oil:

My birthday gift also included Gisou's flagship product – hair oil. It's nice, it doesn't burden the hair nor stick it, it really makes it look more shiny and loose. Unfortunately, it comes at an exorbitant price and the effect is the same as after the application of MoroccanOil or even hair oil from Rossmann for eight zlotys. It seems to me, that the product isn’t worth overpaying. Unless you would like to get a product in nice packaging. When it comes to packaging, Gisou stands out among other brands. If you are searching for a nice gift for your friend, these cosmetics will be ideal.

* * *

Pielęgnacja włosów:

Oczyszczanie:
Zacznę od tego co zmieniłam w temacie pielęgnacji. Przede wszystkim po umyciu głowy szamponem, jeszcze nim nałożę odżywkę, wycieram włosy ręcznikiem. Ten sposób polecił mi fryzjer – powiedział, że w skład masek czy odzywek wchodzi głównie woda i jeśli włosy są bardzo mokre nie ma możliwości, aby kosmetyk zadziałał i je nawilżył. Coś w tym musi być, bo od kiedy stosuję się do jego porady, moje włosy trochę odżyły. Oczywiście mam też starannie dobrane kosmetyki. Mój ulubiony szampon to Kąpiel Micelarna Aura Botanica. Przeznaczona jest do każdego rodzaju włosów i ma aż 96% składników naturalnego pochodzenia. Przygotujcie się, że po umyciu głowy włosy będą sztywne i trochę szorstkie. To dobry znak, bo mają wtedy swoją naturalną strukturę. To nie jest szampon nawilżający, dlatego po jego użyciu koniecznie trzeba choć na chwilę nałożyć maskę lub odżywkę. Natomiast jeśli nastawiam się na szybkie nawilżanie i chcę by włosy lśniły po samym umyciu, to używam szamponu Schwarzkopf Oil Ultime do włosów cienkich (bez sylikonów i parabenów). Kosmetyk polecił mi fryzjer – można go kupić jedynie w salonach fryzjerskich. Jeśli kiedyś na niego traficie, bierzcie w ciemno. Jego cena jest dość niska, jak na kosmetyk dla profesjonalistów, a efekty widoczne są od razu.

Nawilżanie:
W poprzednich wpisach najczęściej pisałam o masce René Furterer Karité. Wciąż  uważam, że osłabione koloryzacją lub innymi zabiegami włosy, przy jej regularnym stosowaniu, odzyskują sprężystość i witalność. Ten produkt bez zmian zajmuje wysokie miejsce na mojej liście. A z nowości – z okazji urodzin dostałam kosmetyki marki Gisou. Jej założycielką jest holenderska blogerka Negin Mirsalehi, której włosy mogłyby występować w każdej reklamie szamponów. Przyznam, że nie oczekiwałam po tych kosmetykach żadnej rewelacji. Negin często wspomina o miodzie jako bazowym składniku. Miałam już kilka innych produktów, które również zawierały miód i nigdy nie wywarły na mnie większego wrażenia. Nastawiłam się więc negatywnie, a niesłusznie, bo maska jest naprawdę godna polecenia. Ma delikatny, świeży zapach, jest super gęsta, i bardzo wydajna, bo dosłownie odrobina wystarczy, aby pokryć moje całe końce włosów.

Olejek:
W moim prezencie urodzinowym znalazł się również sztandarowy produkt marki Gisou – olejek do włosów. Jest fajny, nie obciąża włosów, nie skleja ich i faktycznie sprawia, że są bardziej lśniące i sypkie. Niestety ma kosmiczną cenę, a efekt jest właściwie taki sam jak po użyciu MoroccanOil, czy nawet wersji olejku z Rossmanna za osiem złotych. Wydaje mi się, że w tym wypadku nie warto przepłacać. Chyba, że zależy Wam na pięknym opakowaniu. Pod tym względem Gisou znacznie się wyróżnia na tle innych marek. Jeśli poszukujecie ładnego prezentu dla koleżanki to te kosmetyki będą idealne.

Kosmetyki Cremorlab możecie kupić w dwóch miejscach – przez stronę AuraShop.pl oraz Douglas.pl. W obydwu sklepach obowiązuje 10% zniżki z hasłem „MLE10”. Udanych zakupów.

Face care:

Makeup removal:

For makeup removal, I use a gel-texture oil – it's delicate, has a fresh citrus fragrance, and is ideal for everyday face care (T.E.N Cremor Refreshing Cleansing Gel Oil). You can apply it on a cotton pad and then remove your makeup. I, however, most often use a small amount of this product and thoroughly cleanse my face with my palms. Then, I rinse everything with water. It is intended for all skin types. You'll easily remove stronger makeup with a gel foam with delicate grains containing three species of sea plants (O2 Couture Marine Algae Cleanser). The gel is green as it contains spirulina and plankton responsible for skin cleansing. The fragrance is delicate and pleasant.

Exfoliation:

At least once a week, I do a face scrub. I try to approach the topic meticulously as I've been rarely visiting beauty salons lately. For this purpose, I use a bubble mask which combines a face scrub with deep cleansing (Cremorlab O2 Couture Oxygenic Peeling Mask). At the beginning, it has a gel texture, but later it turns into foam. It isn't a regular face scrub where you distinctly feel the grains – where cleansing is based on friction. This product has a three-stage complex – AHA, PHA, and BHA – which dissolves sebum on the skin surface and removes dead skin cells. The face mask leaves your skin cleansed, soth, and smooth without any redness.

Moisturisation:

My complexion has a tendency to dry spots. After cleansing, I often feel that it's tight. A face cream isn't enough to feel relief. Therefore, I really like using additional moisturisation before applying a face cream. On numerous occasions, I've heard that it's worth buying whole product lines. Not everyone knows that some substances shouldn't be combined as we can neutralise the effect of the applied products. The worse case scenario is a severe skin irritation. By purchasing whole cosmetic lines, you'll be certain to invest in cosmetics that will be mutually complementing one another. I use cosmetics by Cremorlab as it offers a wide range of products that are based on T.E.N. thermal water. (this water contains more than 10 rare minerals, including: calcium, magnesium, potassium, copper, sodium, zinc, and strong antioxidants in the form of elements such as selenium, vanadium, and germanium.)

When it comes to moisturisation, before applying the face cream, I use a brightening essence (Cremorlab Mineral Treatment Essence). Its main ingredients are T. E. N. thermal water, vitamin B3, and adenosine. It also contains extracts from camomile, red tea, lily, cornflower flower, white peony root, and persimmon leaves. The essence has a soothing effect on the skin. It makes it brighter and it quickly removes the feeling of tightness. It isn't a replacement for a cream, but it's an ideal base to be applied before it.

After the essence, I apply the revitalising cream (it's called Hydro Plus Snow Falls Melting Cream). It is intended for dry and sensitive skin. You'll quickly feel that it increases skin elasticity and adds some smoothness, while brightening discolouration at the same time.

Secret weapon:

It's nothing different than a sheet mask. There are three types of them in Cremorlab – soothing, brightening, moisturising, and decreasing pores. The first is my favourite sheet mask. It contains camomile extract so it easily gets rid of redness, irritation, and nourishes the skin. You keep it on your face for 20 minutes. After that time, you don't have to wash your skin, you can just massage the rest of the product into it.

* * *

Pielęgnacja twarzy:

Demakijaż:
Do demakijażu używam olejku o żelowej konsystencji – jest delikatny, ma bardzo świeży zapach cytrusów i idealnie nadaje się do codziennej pielęgnacji (T.E.N Cremor Refreshing Cleansing Gel Oil). Można nałożyć go na płatek i wtedy zmyć makijaż. Ja jednak najczęściej niewielką ilość preparatu nakładam na ręce, dokładnie myję twarz i spłukuję wodą. Jest przeznaczony do wszystkich rodzajów cery. Mocniejszy makijaż lepiej usunie żelowa pianka z delikatnymi kuleczkami, w której skład wchodzą trzydzieści trzy gatunki roślin morskich (O2 Couture Marine Algae Cleanser). Żel jest zielony, ponieważ zawiera spirulinę oraz plankton odpowiedzialny za oczyszczanie skóry. Zapach jest delikatny i przyjemny.

Złuszczanie:
Przynajmniej raz w tygodniu wykonuję peeling. Staram się skrupulatnie podchodzić do tematu, bo ostatnio rzadko odwiedzam kosmetyczkę. Używam do tego maski bąbelkowej, która łączy peeling i głębokie oczyszczanie (Cremorlab O2 Couture Oxygenic Peeling Mask). Na początku konsystencja jest żelowa, później zmienia się w delikatną piankę. Nie jest to typowy peeling, gdzie wyraźnie wyczuwa się ziarna – oczyszczanie polega na tarciu. Ten produkt posiada trzy etapowy kompleks składników – AHA, PHA i BHA, które rozpuszczają sebum na powierzchni skóry i usuwają martwy naskórek. Maska pozostawia skórę oczyszczoną, miękką, gładką i bez żadnych zaczerwienień.

Nawilżanie:
Moja cera ma skłonności to wysuszania się. Po umyciu twarzy często mam wrażenie ściągnięcia. Sam krem nie wystarczy, aby poczuć ulgę. Dlatego bardzo chwalę sobie stosowanie dodatkowego nawilżania jeszcze przed nałożeniem kremu. Wiele razy słyszałam, że warto kupować produkty do pielęgnacji w całych seriach. Nie każdy wie, że niektórych substancji nie należy łączyć, gdyż w najlepszym wypadku zupełnie zneutralizujemy działanie kosmetyków, a w najgorszym – dojdzie do ostrego podrażnienia skóry. Dlatego kupując całe serie mamy pewność, że w kosmetykach znalazły się składniki, które wzajemnie się uzupełniają potęgując efekt pielęgnacji. Ja używam kosmetyków marki Cremorlab, bo ma w ofercie szeroką gamę produktów, które bazują na wodzie termalnej T.E.N. (ta woda zawiera ponad 10 rzadkich minerałów, między innymi: wapń, magnez, potas, miedź, sód, cynk oraz silne przeciwutleniacze w postaci pierwiastków – selenu, wanadu i germanu).  
Jeśli chodzi o nawilżanie to przed nałożeniem kremu oblewam twarz esencją intensywnie rozjaśniającą (Cremorlab Mineral Treatment Essence). Jej głównym składnikiem jest woda termalna T.E.N., witamina B3 i adenozyna. Zawiera również ekstrakty z rumianku, czerwonej herbaty, lilii, kwiatów chabra bławatka, korzenia piwonii białej i liści hurmy wschodniej. Esencja wpływa na skórę kojąco, silnie ją rozjaśnia, nawilża i szybko usuwa uczucie ściągnięcia. Nie zastępuje kremu, ale jest idealną bazą pod niego.
Po esencji nakładam na twarz krem rewitalizujący (jego nazwa to Hydro Plus Snow Falls Melting Cream). Jest on przeznaczony do skóry suchej i wrażliwej. Szybko poczujecie, że zwiększa elastyczność skóry, nadaje jej gładkości i rozjaśnia przebarwienia.

Tajna broń:  
To nic innego jak maski w płacie. W Cremorlab mają ich cztery rodzaje – łagodząca, rozświetlająca, nawilżająca i zmniejszająca pory. Moja ulubiona to ta pierwsza. Zawiera ekstrakt z rumianku, więc szybko niweluje zaczerwienienia, podrażnienia i odżywia skórę. Maseczkę trzymamy na twarzy do 20 minut. Po tym czasie nie trzeba myć buzi,  wystarczy resztę preparatu dokładnie w nią wmasować.

Pewnie część z Was wyłapie, że moje rzeczy znów pochodzą ze sklepu Hibou. Polubiłam te markę już dawno temu i teraz ciężko mi znaleźć coś innego w równie dobrej cenie i jakości. Ciekawych ich kolekcji odsyłam do dwóch sklepów internetowych hibouessentials.pl oraz hibousleepwear.pl. Teraz również można obejrzeć rzeczy na żywo w ich warszawskim sklepie stacjonarnym.  

Body care:

Exfoliation:

I love body scrubs from & Other Stories, even though their compositions isn't that great. For me, they are excellent for one reason – texture. At the beginning of applying, it's a genuine scrub with pretty distinct grains, but after some massaging, it turns into a cream. I use it even for shaving. It doesn't leave any film and is great for moisturisation. The choice of fragrances is wide – rose fragrance is my favourite. The cosmetic is very efficient and one jar will be enough for up to a dozen or so baths.

Moisturisation:

I came across my favourite body balm after having read an article on Vouge.pl. The publication concerned various Polish cosmetic brands. I wasn't familiar with most of them so I decided to do some testing. That's how I discovered plum body pomade by Ministerstwo Dobrego Mydła and body balm by Hagi with mango butter and chia oil. A great advantage is its extremely pleasant, exotic, and natraul fragrance.

Feet and hands:

Manicure:

Since I got rid of artificial manicure seven year ago and was able to restore my nails to a normal appearance, I’ve rarely used nail polishes. For a few years, I was doing really strange things to my nails – from extreme lengths to crazy patterns. Now, I go for a natural appearance, I mostly try to maintain my cuticles and nail plate in good condition. In fact, I've got only one favourite cosmetic.  Until quite recently, my nails have been really bristle. Everything has changed after a regular application of Eveline nail conditioner. You can get it in Rossmann for less than thirteen zlotys. I don't know how it works but the package isn't lying – you'll see results already after the first week of use. I love it for how much and how quickly it makes my nails stronger.

Pedicure:

For pedicure, I visit a beauty salon. My favourite is Balola in Sopot. I always choose acid treatments as they ensure a really smooth skin. Here, you'll read a detailed description of the treatment.

* * *

Pielęgnacja ciała:

Złuszczanie:
Uwielbiam peelingi z & Other Stories, chociaż ich skład nie jest powalający. Dla mnie są  bezkonkurencyjne z jednego względu – konsystencji. Na początku nakładania jest to prawdziwy peeling z mocno wyczuwalnymi drobinkami, ale pod wpływem masowania zmienia się w krem. Używam go nawet do golenia. Nie zostawia na skórze żadnej powłoki i doskonale nawilża. Wybór zapachów jest szeroki – ja najbardziej lubię różany. Kosmetyk jest bardzo wydajny i jeden słoiczek wystarcza na przynajmniej piętnaście kąpieli.
 
Nawilżanie:
Na mój ulubiony balsam do ciała trafiłam po przeczytaniu artykułu na Vouge.pl. Publikacja dotyczyła różnych polskich marek kosmetycznych. Większości z nich nie znałam, więc postanowiłam kilka przetestować. Tak odkryłam pomadę śliwkową do ciała marki Ministerstwo Dobrego Mydła i balsam do ciała Hagi z masłem mango i olejem chia. Wielkim plusem jest jego  skład i niezwykle przyjemny, egzotyczny i naturalny zapach.

Stopy i dłonie:

Manicure:
Od kiedy siedem lat temu zdjęłam sztuczne paznokcie (tzw. „żele”) i doprowadziłam je do normalnego wyglądu, rzadko sięgam nawet po lakier. Przez kilka lat wyczyniałam z nimi przeróżne dziwactwa – od ekstremalnych długości po fikuśne mozaiki. Teraz stawiam na naturalny wygląd, przede wszystkim pilnuje skórek i dbam o płytkę. Mam właściwie tylko jeden ulubiony kosmetyk.  
Jeszcze do niedawna moje paznokcie były ekstremalnie łamliwe. Wszystko się zmieniło po regularnym używaniu odżywki Eveline. Można ją kupić w Rossmannie za niecałe trzynaście złotych. Nie wiem, jak to działa, ale opis z pudełka mówi prawdę – przekonacie się już po pierwszym tygodniu. Uwielbiam ją za to, że bardzo mocno i szybko utwardza paznokcie.

Pedicure:
Pedicure robię u kosmetyczki. Mój ulubiony salon to Balola w Sopocie. Zawsze korzystam z opcji nakładania kwasów na stopy, bo tylko po nim są naprawdę gładkie. Tutaj przeczytacie dokładny opis zabiegu.

Inner care:

Hydration:

You probably know the saying that "the true beauty is on the inside not on the outside". It's common knowledge that a balanced diet and natural food products are important. If you were woken up in the middle of the night, you'd be surely able to enumerate all of the rules of a healthy diet. However, I'll be repeating it like a mantra that hydration has influence on our appearance.I know, I know – this topic isn't anything new, but despite that, we still drink too little water during the day. Reportedly, if our parents didn't instil the habit of regular water drinking in us in our childhood, it will be difficult for us to change it in our adulthood. I'm among this particular group, but I'm trying to fight my forgetfulness.  During the day, before I sit on the sofa or in front of my work desk, I take a glass of water with me. Whereas, in the evening before I go to bed, I always place a large mug of water on the bedside table. Before falling asleep, I drink half of it and then the rest of it in the early morning. Regular hydration will be easier if you have easy access to fresh water at home. For quite some time, I've been using a filtering pot and now I don't have to bring heavy bottles home – water is always at hand.

Vitamins:

Another area of interest is supplementing the organism with an appropriate amount of vitamins and minerals. Of course, the best way is to eat plenty of vegetables and fruit, but let's not deceive ourselves, the winter season is coming, and there will be only oranges, tangerines, and grapefruits in the stores. Maybe I'm exaggerating a bit, but I don't trust strawberries the size of a plum which have no fragrance. Therefore, just as I wrote in my last post, I use nutricosmetics – blends of various ingredients in a very condensed form. If on a given day, I'm not drinking a cocktail or eating a porridge that I enrich with some powder, I take capsules. The ones that you can see in the photos come from Natural Mojo. Their composition is based on aloe extract, dioscorea extract, and Acai berries extract. Two capsules ensure the daily nutritional requirement for vitamins B1, B2, B6, B12, and vitamins C and E. Now, by using the code "MLE30", you'll get a 30% discount on all non-discounted products.

I'm attached to some cosmetics and brands, whereas some brands don't enjoy my trust – I am still searching subsequent novelties and watch how my skin reacts to them. Technologists are still trying to surpass one another in creating increasingly better compositions – that's why it's worth staying open-minded to all innovations. I'll be eager to read about your body and face care – are you opting for any products that I have forgotten to include in my routine? And maybe you've got some products to recommend? You should definitely share them in your comments.

* * *

Od środka:

Nawadnianie:
Pewnie znacie już powiedzenie, że „prawdziwe piękno pochodzi od wewnątrz”. Wiecie, jak ważna jest zbilansowana dieta, produkty naturalnego pochodzenia i nawet obudzone w środku nocy wyliczycie zasady zdrowego odżywania. Będę jednak jak mantrę powtarzać o wpływie nawadniania na nasz wygląd.
Wiem, wiem – ten temat też nie jest Wam obcy, ale mimo to, nadal pijemy za mało wody w ciągu dnia. Podobno, jeśli od dziecka nie zostaliśmy przyzwyczajeni do jej regularnego picia, to w późniejszych latach ciężko jest to zmienić. Zdecydowanie zaliczam się do tego grona, ale staram się walczyć z moim zapominalstwem.  W ciągu dnia, zanim usiądę w domu na kanapie lub przed biurkiem, zabieram ze sobą szklankę wody. Natomiast wieczorem przed spaniem kładę na nocnej półce wielki kubek wody. Przed samym zaśnięciem wypijam połowę, a resztę z samego rana. O regularne nawadnianie jest dużo łatwiej jeśli w domu ma się stały dostęp do pitnej wody. Od jakiegoś czasu mam dzbanek z filtrem i w końcu nie muszę dźwigać ciężkich butelek do domu, a co za tym idzie – woda nigdy się nie kończy.

Witaminy:
Drugim zagadnieniem będzie dostarczanie do organizmu odpowiedniej ilości witamin i minerałów. Jasne, że najlepszą metodą jest jedzenie warzyw i owoców, ale nie oszukujmy się, zaraz przyjdzie zima i w sklepach będą jedynie pomarańcze, mandarynki i grapefruity. Może przesadzam, ale nie ufam truskawkom wielkości śliwki, które nie mają żadnego zapachu. Dlatego, tak jak pisałam w ostatnim artykule, stosuję na co dzień „nutrikosmetyki”, czyli mieszanki różnych składników w mocno skondensowanej formie. Jeśli w danym dniu nie robię koktajlu lub owsianki, do której dosypuję proszek, sięgam po kapsułki. Widoczne na zdjęciu pochodzą ze sklepu Natural Mojo, w ich skład wchodzi między innymi ekstrakt z aloesu, pochrzyn i ekstrakt z jagód Acai. Dwie kapsułki zapewniają też dzienne zapotrzebowanie na witaminę B1, B2, B6, B12 oraz witaminę C i E. Teraz z kodem „MLE30” uzyskacie 30% zniżki na cały nieprzeceniony asortyment.

Do niektórych kosmetyków i marek jestem przywiązana, do innych wręcz przeciwnie – wciąż poszukuję kolejnych nowości i z uwagą patrzę jak reaguje na nie moja skóra. Technolodzy wciąż prześcigają się w coraz to lepszych składach – warto więc nie zamykać się na odkrycia. Z przyjemnością poczytam o Waszej pielęgnacji – robicie coś o czym ja zapomniałam? A może macie własne produkty do polecenia? Koniecznie napiszcie o nich w komentarzach.