5 filmów, które spodobają się i jej i jemu

   It is said that people can be divided into those who dream to spend their Friday evening in the company of their significant other and an appropriate stock of food while watching a movie and into those who dream about the same situation but have no idea what movie to watch and simply choose to attend a party instead. To save your liver, I've decided to prepare today's post about five movies for two.

1. "Perfect Strangers"

This movie is worth watching with your significant other not only because it shows the nature of today's relationships. This bitter-sweet comedy-drama is funny, captivating, and you can't really say that it's flat. The whole story is based on a meeting of friends who are supposed to reveal the contents of their smartphones to remaining guests. The director wreak his rage on the protagonists and tries to prove that telling the whole truth is not always the best solution. And one more thing! Before watching the film, make sure that you'll be able to show the contents of your mobile phone to your partner because after the movie, it can be difficult to weasel out of it ;))).

* * *

Podobno ludzie dzielą się na takich, którzy w piątkowy wieczór marzą tylko i wyłącznie o tym, aby w towarzystwie drugiej połówki i odpowiedniego zapasu jedzenia odpalić na komputerze film oraz na takich, którzy też o tym marzą, ale nie mają pojęcia jaki film wybrać i z braku laku idą na imprezę. Z troski o Waszą wątrobę przygotowałam więc dzisiejszy wpis o pięciu filmach dla dwojga. 

1. "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie"

   Ten film warto obejrzeć we dwójkę nie tylko dlatego, że pokazuje nam naturę dzisiejszych związków. Ta słodko-gorzka tragikomedia jest zabawna, wciągająca, a przy tym nie można nazwać jej płaską. Cała akcja kręci się wokół spotkania znajomych, którzy muszą pokazywać zawartość swoich smartfonów pozostałym gościom. Reżyser pastwi się nad swoimi bohaterami i próbuje udowodnić, że mówienie całej prawdy nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Aha! Przed obejrzeniem tego filmu upewnijcie się, że będziecie gotowi pokazać swój telefon partnerowi, bo po seansie może być ciężko się z tego wywinąć ;))).  

2. "Heartbraker"

Each time when someone hasn't seen that movie, I howl like a coyote and then begin a five-minute monologue on the advantages of this French production. It is a very lightweight comedy – nothing sophisticated – but the cast itself should give you some food for thought. In case of that movie, the director did not choose goofy actors and actresses who have no other ambitious roles in their movie resume (as it often happens in case of American romantic comedies). Vanessa Paradis is well known, but Romain Duris will surely be a surprise to some. The outfits of the female protagonist are pleasant to the eye, not to mention Monaco itself where the movie takes place. If you like witty, but not vulgar humour and would like to spend a nice evening, the trials and tribulations of a professional don juan, Alex, will surely live up to these expectations.

* * *

2. "Heartbraker. Licencja na uwodzenie."

   Za każdym razem wyję jak kojot, gdy jakiś zapytany przeze mnie osobnik odpowiada, że nie widział tego filmu, a następnie rozpoczynam pięciominutowy monolog o zaletach tej francuskiej produkcji. To lekka komedia – nic wyszukanego – ale sama obsada powinna dać do myślenia. W tym przypadku nie zaangażowano bowiem głupkowatych aktorów, którzy w swoim CV nie mogą pochwalić się żadnymi ambitniejszymi rolami (tak jak często ma to miejsce w amerykańskich komediach romantycznych). Vanessę Paradis znają wszyscy, ale Romain Duris na pewno będzie dla niektórych z Was zaskoczeniem. Miłe dla oka są stroje głównej bohaterki i oczywiście Monako, w którym rozgrywa się większość scen. Jeśli lubicie błyskotliwy, a nie wulgarny humor i chcecie miło spędzić wieczór to perypetie zawodowego uwodziciela, Alexa, na pewno sprostają temu wyzwaniu. 

3. "Good Year"  

   Why do I think that it's a good movie for two? With its atmosphere, it reminds me of my favourite "Chocolat " with Jueliette Binoche, but this film production didn't brought my male friends to their knees. However, with "Good Year" it's different. The protagonist is the cynical Max (Russel Crowe), a London broker, who got lost somewhere along his way to successful life and money. When he receives a letter informing him that his beloved uncle Henry is dead, he goes to Provence with a bad grace to sort out the legacy. There is an old Chateau waiting for him there, his uncle's unfinished love stories, and the beautiful Marion Cotillard. The landscapes, music, ambiance, actors and actresses – everything falls in place making the movie slightly trivial, but we all know that such movies are the best to watch.

* * *

3. "Dobry rok"

   Dlaczego uważam, że to dobry film dla dwojga? Klimatem przypomina mi nieco moją ukochaną „Czekoladę” z Juliette Binoche, ale ta produkcja niestety nie rzuciła na kolana męskiej części moich znajomych. Z „Dobrym rokiem” jest inaczej. Główną rolę gra cyniczny Max (Russel Crowe), londyński makler, który goniąc za sukcesem i pieniędzmi trochę się zagubił. Gdy przychodzi do niego list z informacją, że jego ukochany wuj Henry nie żyje, z niechęcią jedzie do Prowansji, aby uporządkować sprawy spadkowe. Na miejscu czeka na niego zapuszczone Chateau, niedokończone historie miłosne wuja i piękna Marion Cotillard. Krajobrazy, muzyka, nastrój, aktorzy – wszystko gra tak, jak powinno, co czyni film nieco banalnym, ale wiemy przecież, że takie ogląda się najlepiej. Jeśli macie taką możliwość to obejrzyjcie film w wersji oryginalnej, bo polskie tłumaczenie niestety nie jest najlepsze. 

4. "The Talented Mr Ripley"   

   If you like "English Patient" (and I won't believe that it could be different), you should definitely see another Anthony Minghella's piece. "The Talented Mr Ripley" is a multidimensional movie and it's really difficult to categorise it as one genre – men will like it for the criminal thread, women will surely appreciate the beauties of the Italian Amalfi Coast and top-rated cast – Matt Damon, Gwyneth Paltrow, and Jude Law (not forgetting about Cate Blanchett, who'll also appear on screen). 

* * *

4. "Utalentowany pan Ripley" 

   Jeśli spodobał Wam się „Angielski pacjent” (a nie wierzę, że mogło być inaczej) to koniecznie obejrzyjcie kolejne dzieło Anthony'ego Minghella. „Utalentowany pan Ripley” to film wielowymiarowy i ciężko przypisać go do jednego gatunku – mężczyznom spodoba się wątek kryminalny, kobiety na pewno docenią uroki włoskiego wybrzeża Amalfi i gwiazdy światowego kina – Matta Damona, Gwyneth Paltrow oraz Jude Law'a (nie zapominając o Cate Blanchett, którą również zobaczycie na ekranie).  

5. "Tell No One"  

   It is another French movie on my list, but it has nothing to do with the comedy genre. "Tell No One" is the adaptation of Harlan Coben's book of the same title. A paediatrician, whose wife died soon after they got married, receives a mysterious e-mail. The message reveals that his beloved wife is still alive…Some of you will probably recognise the leading actor. It is François Cluzet who starred in such iconic movies as "The Intouchables" (by the way, it's also a great movie that just has to be seen).

* * *

5. "Nie mów nikomu"

   To kolejny francuski film na mojej liście tyle, że ten mało ma wspólnego z komedią. „Nie mów nikomu” to ekranizacja pierwszej powieści Harlana Cobena o tym samym tytule. Pediatra, którego żona umarła niedługo po ślubie, otrzymuje tajemniczego e-maila. Z listu wynika, że ukochana jednak żyje… Część z Was rozpozna pewnie aktora grającego główną rolę. To François Cluzet, który grał w kultowych już "Nietykalnych" (swoją drogą to również świetny film, który trzeba zobaczyć). 

 

TOP 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek z lipca

   Przyznaję, że w tym miesiącu bardzo ciężko było mi wybrać tylko pięć najlepszych stylizacji, ponieważ lipiec obfitował w wiele pięknych strojów polskich blogerek. Dziewczyny szczególnie upodobały sobie nurt vintage, który króluje tego lata wszędzie pod postacią sukienek z guzikami, krótkimi lub długimi, słomkowymi kapeluszami i koszykami do ręki, klapkami i wąskimi okularami. Ja także pokochałam ten trend i nie obraziłabym się jeśli zostałby z nami na kolejne sezony. Zobaczcie jakie retro stylizacje stworzyły nasze blogerki. :)

 

MIEJSCE PIĄTE

Patiness

W tym zestawieniu króluje beż i ciepły odcień brązu. Do prostych spodni i delikatnej bluzeczki Patrycja dodała czarne klapki i torebkę w tym samym kolorze. Nie mogła umknąć  mojej uwadze delikatna biżuteria i duże okulary, które dopełniają całość stylizacji.

 

MIEJSCE CZWARTE

Gosia Boy

Gosia na lipcowe upały wybrała białą spódnicę ze złotymi guzikami i czarny top na cienkich ramiączkach. Do tego dobrała brązowe klapki, a głowę schroniła pod słomkowym kapeluszem z czarną wstążką idealnie pasującą do tego zestawienia.

MIEJSCE TRZECIE

Jestem Kasia

Czy moze być coś bardziej vintage niż długa sukienka w groszki? Oczywiście że nie! Kasia wybrała także dodatki wpisujące się w ten nurt – duże okulary, czarną torebkę przewieszaną przez ramię, delikatną złotą biżuterię i płaskie buty w kolorze nude. Ponadto muszę dodać, że Kasia wygląda ślicznie w nowej fryzurze! :)

MIEJSCE DRUGIE

Cammy

Sukienka w kwiaty również przywołuje wspomnienia z dawnych lat i wpisuje się w nurt vintage. Delikatna falbanka u dołu sukienki nadaje jej lekkości i romantyczności a kreacja jest na tyle ozdobna sama w sobie, że nie trzeba więcej dodatków, by prezentowała się dziewczęco i stylowo.

 

MIEJSCE PIERWSZE

Cajmel

Romantyczna stylizacja Karoliny spodobała mi się w tym miesiącu najbardziej! Białe sukienki latem zawsze się obronią, ale ta, jest wyjątkowa przez swoje zwiewne falbany. Zestawiona z czarnymi dodatkami – torebką i sandałkami na obcasie – prezentuje się bardzo klasycznie i elegancko.

Last Month

   I'll have a few reasons to remember this month for a very long time.Thankfully, I've got photos that will remind me about everything many years after the events.On this sweltering evening, I'd like to show you a short summary of a few recent weeks, and I'm praying for a storm like an Indian shaman – who would have thought that summer will bring us so many hot days.

* * *

   Będę mieć kilka powodów, aby ten miesiąc zapamiętać na bardzo długo. Dobrze, że mam zdjęcia, które po latach będą mi o wszystkim przypominać. W ten upalny wieczór zapraszam Was na krótkie zestawienie z ostatnich kilku tygodni i niczym indiańska szamanka modlę się o burzę – kto by pomyślał, że lato dostarczy nam tyle gorących dni. 

***  

   Gdy po raz pierwszy przeczytałam wiadomość o tym, że ktoś jest zainteresowany wydaniem mojej książki za granicą, szybko uznałam, że to pewnie jakaś prowokacja dziennikarza o kiepskim poczuciu humoru. Nagle wszystkie cytaty o „girlpower” i motywacyjne frazesy o wierze we własne możliwości schowały się gdzieś za kobiecą niepewnością. Wydawnictwo „Stary Lew” okazało się jednak prawdziwe – wśród jego perełek znalazłam nawet słynne „Mapy” Aleksandry i Daniela Mizielińskich, co od razu wzbudziło moje zaufanie. „No dobrze, ale od samej propozycji do publikacji jest jeszcze długa droga i wydawnictwo w każdej chwili może się rozmyślić” – pomyślałam, niczym godna następczyni zawsze pozytywnego Kłapouchego. Nawet gdy na moje konto wpłynęła zaliczka postanowiłam dalej trzymać wszystko w sekrecie i wciąż powtarzałam sobie, że to nie może być prawda. Ale gdy do moich drzwi zapukał kurier z zagraniczną przesyłką i egzemplarzem mojej książki w obcym języku, czułam się naprawdę dumna – ktoś poza Polską docenił moją pracę, chociaż mało kto słyszał tam o moim blogu czy rodzinnych konotacjach. Naprawdę dziwne uczucie. Od niedawna na Ukrainie, po ukraińsku, w ukraińskich księgarniach można kupić mój „Elementarz Stylu”.

1. Wieczory i odurzający zapach lilii. // 2. Letni plener do wpisu o "slow life" który możecie zobaczyć tutaj. // 3. Z okazji wydania książki mieliśmy małe świętowanie – Portos jak zwykle zajął honorowe miejsce. // 4. Moje ulubione śniadanie w ostatnich dniach – zimny jogurt naturalny, garść borówek, pokruszone herbatniki bezglutenowe, miód i łyżka syropu klonowego. //Po latach znów zawitałam do Rzymu. 1. W oczekiwaniu na…? // 2. Istnieją legendy związane z liczbą wrzucanych monet – jedna ma zapewnić powrót do Rzymu, dwie – romans, trzy – ślub. // 3. Dobrze się siedzi w miłym towarzystwie. // 4. // Fontanna na Piazza Navona. //

Czekając na koniec siesty…

   Na tym zdjęciu jestem otoczona przez sześć kobiet, dzięki którym wiele się nauczyłam – przede wszystkim o samej sobie. Dzięki nim jestem silniejsza i szczęśliwsza. Ale wiem też, że ich siła nie wynika z tego, że wszystko w życiu szło im jak po maśle. Są silne bo napotykały na przeszkody, które musiały pokonać.Tyle razem przeżyłyśmy, że gdy słyszę piosenkę „This is a Man’s World” to zastanawiam się czy autor tych słów sobie żartował czy po prostu tak bardzo się mylił.

Czyste natręctwo.

Fontanna di Trevi skąpana w porannym słońcu. 

Włoskiego jedzenia i rozmów nigdy za wiele. 

1. i 4. Piazza Navona // 2. Włoskie specjały. We Włoszech nigdy nie ma problemu z dostępnością bezglutenowego makaronu w restauracjach. // 3. Uwielbiam banalne zdjęcia na wakacjach. // 

Rzymskie koloseum o zachodzie słońca.

   Włoskie przepisy w mojej kuchni. A właściwie ich uproszczona wersja. To danie przygotowuję głównie wtedy, gdy jestem bardzo głodna, ale nie mam najmniejszej ochoty na gotowanie. Wystarczy podsmażyć na oliwie z oliwek, rozgnieciony czosnek i pokrojone pomidory, doprawić i dodać do ugotownego makaronu. Podawać koniecznie ze świeżą bazylią. 

Czas na kolację! Pod tym zdjęciem dostałam od Was mnóstwo pytań o t-shirt i spodnie (wybrałam kolejno xs i 32). Na obydwa produkty (i na wszystko co nie jest przecenione) możecie wykorzystać kod makelifeeasier20 dzięki któremu otrzymacie 20% zniżki w sklepie NA-KD1. Przygotowania do kolejnej sesji dla MLE Collection. // 2.  Chyba cała Polska zjechała się do Trójmiasta – na szczęście jest tu jeszcze kilka miejsc, gdzie można znaleźć odrobinę przestrzeni dla siebie // 3. "Chwila" z rowerem. // 4. Naprawdę czasem mu się wydaje, że go nie widzę. //

   Jestem zakochana w tych polskich kosmetykach! KOI to mała rodzinna firma – testując produkty widziałam, że w każdy włożono serce. Kremy pachną pięknie, są przy tym delikatne i mają przyjemną konsystencję. Zakochałam się też w toniku, którego zwykle nie używam ale w upały robię wyjątki. Kosmetyki zawierają wysokie stężenia substancji aktywnych. Jeśli macie wątpliwości od którego produktu zacząć to wybrałabym ultranawilżający krem do twarzy. 

1. Lipcowe śniadanie. // 2. …i lipcowe wieczory.  // 3. Kosmetyki KOI w zestawie podróżnym. Już je pakuję do walizki na wakacje! :) // 4. Nadal nie mogę w to uwierzyć! A polskie wydanie możecie nadal kupić tutaj (koniecznie wybierzcie opcję w twardej okładce, jest ciut droższa ale o niebo fajniejsza – gwarantuję :)). //Upały nie dają żyć i bez wiatraka nie wyobrażam sobie przetrwania nocy w mieszkaniu… Zawsze razem. Lato wciąż trwa a my myślami jesteśmy już w okresie karnawałowym… co powiecie na sylwestrową sukienkę z takiego materiału?

Lato w pełni więc cieszmy się nim póki jest. Spokojnego wieczoru!

***

 

Look of The Day – Summer in Scandinavian style

dress / sukienka – NA-KD

white sneakers / białe trampki – VANS

leather bag / skórzana torebka – CHANEL (mini flap bag) 

sunglasses / okulary – Mango

   Tagging the dwellers of particular countries with one defined style is always connected with some kind of distortion – generalization allows making mistakes by default. Today, however, I'll talk about a general ideal concerning Scandinavian women that I've got in my head. After years of watching Swedish, Danish, and Norwegian blogs, I think that white sneakers are what I could spot on them most frequently. When it comes to colours, they most often choose one thing – a combination of black and white. Owing to such sets, even fanciful dresses looked somehow… neater?  

   If you want to have a 20% discount on NA-KD (you'll find there, among others, this dress), use the following code: makelifeeasier20. The offer includes all non-discounted products on NA-KD so it's worth going a little bit crazy. Have a pleasant shopping experience!

* * *

   Zamykanie mieszkanek poszczególnych krajów w obrębie konkretnego stylu zawsze wiąże się z jakimś przekłamaniem – generalizowanie z założenia dopuszcza popełnianie błędów. Dziś będę jednak odnosić się do ogólnego wyobrażenia o Skandynawkach, które mam w głowie. W mojej świadomości po latach oglądania szwedzkich, duńskich i norweskich blogów, utarło się przekonanie, że to białe trampki widziałam na nich najczęściej. Jeśli kolor, to tylko jeden – w połączeniu z czernią i bielą. Dzięki takim zestawieniom nawet fikuśne sukienki wyglądały jakoś tak… schludniej?

   Jeśli chciałybyście skorzystać z 20% zniżki w sklepie NA-KD (w ofercie znajdziecie między innymi moją sukienkę) użyjcie kodu makelifeeasier20. Promocja obejmuje cały nieprzeceniony asortyment NA-KD więc naprawdę warto zaszaleć. Udanych zakupów!

 

Dlaczego zmieniłam swoją codzienną makijażową rutynę, czyli kilka produktów których teraz używam.

   Today's post is an answer to numerous questions that you've asked me about my makeup. I've had this blog since 2011 and my everyday makeup has looked mostly the same for most of this time. Of course, I sometimes changed the colour of my blush, eye shadows, or lipsticks, but besides that I stuck to the usual pattern. If you are ready for shocking returns to the past, you can see all the products that I used in this, this and this post.  

   As you can easily notice, evening your skin colour out and hiding skin flaws and imperfections was only based on MAC Fix Compact Foundation (for special occasions, I added an under eye concealer or a makeup base). Such makeup had one huge advantage – it was pretty quick to do. Even if I wanted to use a liner, the whole process didn't take me more than three minutes. Unfortunately, the list of cons was considerably longer. First and foremost, the makeup wasn't durable, I had to add another layer of foundation and blush even a few times a day. The compact foundation, especially in the fall and winter time, really dried my skin. Many imperfections appeared on it as well – I introduced multiple changes to improve its state (diet, dermapen treatment, thorough cleansing), but at some point I decided to check whether the sponge that I use for makeup application and which I wasn't able to wash everyday had any impact on the inflammation on my cheeks. Of course, it had.

   I'm not a specialist in today's subject, but even such a layperson like me was able to notice that the makeup trends have changed over the past seven years – matte finish and eye-liner are tendencies that have been out-of-date for quite some time now. Apart from fashion, my skin changed as well – I don't want to look like a drama queen who is appalled by a couple of wrinkles, but with my naked eye I can see that many face cosmetics are too heavy for my skin and instead of looking better, I simply look older. Today, I'd like to mostly show you products that I use on an everyday basis – step by step. What I mostly care about is that my makeup isn't drying for the skin, is durable, and looks fresh. And, of course, it's best if it can be applied quickly.

* * *

   Dzisiejszy wpis jest odpowiedzią na bardzo wiele pytań dotyczących mojego makijażu. Bloga prowadzę od 2011 roku i przez większość tego czasu mój codzienny makijaż wyglądał z grubsza tak samo. Oczywiście zmieniałam czasem kolor różu, cieni czy pomadek, ale poza tym trzymałam się utartego schematu. Jeśli jesteście gotowe na wstrząsający powrót do przeszłości to możecie zobaczyć wszystkie produkty, których używałam w tym, tym i tym wpisie.

   Jak łatwo zauważyć, wyrównanie koloru skóry i ukrycie niedoskonałości opierało się wyłącznie na podkładzie w kompakcie MAC Fix (na specjalne okazje dokładałam korektor pod oczy lub bazę). Taki makijaż miał jedną dużą zaletą – wykonywało się go bardzo szybko. Nawet jeśli chciałam namalować kreski eye-linerem to cały proces nie zajmował mi więcej niż trzy minuty. Niestety lista wad była znacznie dłuższa. Przede wszystkim makijaż był nietrwały, musiałam dokładać kolejną warstwę podkładu i różu nawet kilka razy dziennie. Podkład w kompakcie, zwłaszcza jesienią i zimą, bardzo wysuszał moją skórę. Pojawiało się też na niej sporo niedoskonałości – w tym kierunku poczyniłam wiele zmian nie związanych z makijażem (dieta, zabiegi dermapen, bardzo dokładne oczyszczanie twarzy), ale w którymś momencie postanowiłam sprawdzić czy gąbeczka do nakładania podkładu, której nie byłam w stanie myć każdego dnia, nie ma swojego wkładu w stany zapalne na moich policzkach. Oczywiście miała.

   Nie czuję się w dzisiejszym temacie specjalistką, ale nawet taki laik jak ja zdążył zauważyć, że przez siedem lat trendy w makijażu nieco się zmieniły – matowe wykończenie i kreska eye-linerem na dzień to tendencje, które już dawno wypadły z obiegu. Poza modą zmieniła się też moja skóra – nie chcę wyjść na panikarę, którą przeraża kilka zmarszczek, ale gołym okiem widzę, że za duża ilość kosmetyków na twarzy bardzo obciąża moją cerę i zamiast wyglądać lepiej, wyglądam po prostu starzej. Dziś chciałabym więc przedstawić Wam produkty, których używam na co dzień – krok po kroku. Zależy mi przede wszystkim na tym, aby makijaż nie wysuszał skóry, był trwały i wyglądał świeżo. No i żeby robiło się go błyskawicznie. 

1. Face cream.

I start with preparing my skin for makeup. I don't tan my face so in the summer season I spray it with a delicate self-tanner every other day. I put a light cream or a serum (in the summer heavy face creams absorb into the skin worse). I quickly reach the bottom of the packaging as I use a considerable amount on my neck and neckline. Afterwards, I pat in my under eye cream. In recent days, when the weather is pretty unrelenting, applying a cooling cream to this areas is really pleasant. I keep my Fridge cream in the fridge to ensure that it maintains its freshness, but owing to that it also gives your skin a lot of pleasure. After applying the products, I wash my teeth to allow my skin to absorb all of the products.

* * *

1. Krem.

Zaczynam od przygotowania skóry pod makijaż. Nie opalam twarzy więc w lecie co drugi dzień spryskuję twarz delikatnym samoopalaczem. Na to nakładam lekki krem albo serum (latem ciężkie kremy gorzej się wchłaniają). Zużywam je bardzo szybko, bo wsmarowuję też sporą ilość na szyję i dekolt. Następnie wklepuję krem pod oczy. W ostatnich dniach, gdy upał daje się nam wszystkim we znaki, nałożenie chłodnego kremu w te okolice jest naprawdę bardzo przyjemne. Ja swój krem od Fridge trzymam w lodówce by zachował swoją świeżość, ale dzięki temu jest też super przyjemnym w stosowaniu. Po nałożeniu kremów myję zęby, aby dać twarzy chwilę na wchłonięcie kosmetyków.

Na zdjęciu widzicie kremy do twarzy (z olejem różanym o działaniu przeciwzmarszczkowym) i oczu (z olejem migdałowym i masłem kokosowym) wyciągnięte prosto z lodówki. Fridge produkuje tak zwane "świeże kosmetyki" – beż żadnych konserwantów, barwników czy substancji zapachowych, dlatego należy trzymać je w chłodnych miejscach ze względu na ich krótką datę przydatności. Wszystkie składniki pochodzą z upraw ekologicznych. 

2. Highlight.

I think that a good highlighting product is something that every woman will love. Owing to such products, we won't attaing the effect of a mask, we'll look younger and more radiant. Now, I'm using Yonelle Metamorphosis moisturiser with highlighting effect. Apart from a healthy glow, your skin is ideally moisturised. This cosmetic can be used on top of a face cream or on top of your foundation. You can also mix it with your cream or foundation and only then apply it onto face. It can also be used as a highlighter on top of the makeup – apply it in the areas of your cheeks bones, under the eyebrows, or over your lips. I also recommend Yonelle under eye patches – they work wonders with puffiness after a rough night.

* * *

2. Rozświetlenie.

Myślę, że dobry produkt rozświetlający to coś, co pokocha każda kobieta. Dzięki nim nie uzyskamy efektu maski, będziemy wyglądać młodziej i bardziej promiennie. Teraz używam nawilżacza Yonelle Metamorphosis właśnie z efektem rozświetlenia. Poza zdrowym błyskiem skóra jest idealnie nawilżona. Kosmetyk ten możemy używać na krem pielęgnacyjny lub na podkład albo zmieszać nawilżacz z kremem lub podkładem i dopiero wtedy nałożyć na twarz. Może nam też posłużyć jako rozświetlacz na już gotowy makijaż – nakładamy go wtedy punktowo na kościach policzkowych, pod łukiem brwiowym lub nad ustami. Z firmy Yonelle polecam Wam też płatki pod oczy – ładnie niweluję opuchliznę po niewyspanej nocy. 

Yonelle Metamorphosis Rozświetlający Nawilżacz ze złotymi drobinkami  wzmacnia nawilżające działanie każdego kremu, dając jednocześnie efekt rozświetlenia. To jednocześnie kosmetyk pielęgnacyjny i uzupełniający nasz makijaż. Specjalistyczny KOMPLEKS AHT (aminokwasy, kwas hialuronowy, trehaloza) sprawia, że cera zyskuje gładkość i elastyczność. 

3. Foundation.

The changes in my everyday makeup didn't happen overnight, but I had one breakthrough moment when instead of using MAC FIX, I decided to use a liquid foundation. I really liked the effect and when I added a little bit of loose powder in the end, I was really astonished at the durability of my makeup. At the moment, I've got two foundations as I need two colours (lighter for fall and winter and darker when I'm tanned). I often tend to mix both of them to attain a perfect hue. Currently, I've got Double Wear by Estee Lauder in SAND and Eveline Liquid Control in WARM BEIGE. I apply foundation only with my fingers (for  hygiene reasons).

4. Eye makeup.

As I've already mentioned before, I abandoned the black liner. I leave this option for evening events. Instead, I apply a brown eye shadow onto my whole lid. I'm most keen to use sandy hues – beiges and coffee and milk. Now, I use mineral eye shadows by Annabelle Minerals. Mineral cosmetics are a great solution for those who value natural options or have sensitive skin. I've tested foundations and blushes by Annabelle Minerals and I was mostly surprised at their durability – if you like using dry makeup cosmetics, you'll be awe-struck.

First, I apply a very thin layer of foundation on the eyelids – owing to that makeup stays longer on my skin and doesn't smudge. Taking the eye shadow with a brush, I always shake off the excess (in that case, you can use the edge of the pot). By getting rid of the excess, you'll avoid scattering the product under your eye. I don't cover my lashes with mascara as I've got them slightly extended right now.

* * *

3. Podkład.

Zmiany w moim codziennym makijażu nie nastąpiły z dnia na dzień, ale miałam jeden przełomowy moment, gdy zamiast MAC FIX postanowiłam użyć płynnego podkładu. Efekt mi się spodobał, a gdy dołożyłam na koniec odrobinę sypkiego pudru, to byłam naprawdę zaskoczona tym, jak długo mój makijaż utrzymał się w nienaruszonym stanie. W tym momencie mam dwa podkłady, bo potrzebuję dwóch kolorów (jaśniejszy na jesień i zimę oraz ciemniejszy, gdy jestem opalona). Często zdarza mi się też mieszać jeden z drugim, aby uzyskać idealny kolor. W tym momencie mam Double Wear od Estee Lauder w kolorze SAND oraz Eveline Liquid Control w kolorze WARM BEIGE. Podkład nakładam (ze względów higienicznych) wyłącznie palcami.

4. Makijaż oka.

Jak wspominałam wcześniej odeszłam od robienia sobie na powiece czarne kreski eye-linerem. Taki makijaż zostawiam na wieczór. Zamiast tego nakładam na całą powiekę brązowy cień. Najchętniej sięgam po piaskowe odcienie – beże i kolory kawy z mlekiem. W tym momencie używam mineralnych cieni od Annabelle Minerals. Mineralne kosmetyki to w ogóle świetne rozwiązanie dla tych z nas, które cenią sobie naturalne rozwiązania lub mają wrażliwą skórę. Ja testowałam także podkłady i róże z tej firmy i byłam zaskoczona przede wszystkim trwałością tych produktów – jesli lubicie używać suchych kosmetyków do makijażu to będziecie nimi zachwycone. 

Na początku nakładam na powiekę bardzo cienką warstwę podkładu do twarzy – dzięki temu make-up utrzyma się dłużej, nie zwarzy się ani nie rozetrze. Nabierając cień na pędzelek zawsze strzepuję jego nadmiar (w tym przypadku można otrzepać go o brzeg słoiczka). Pozbywając się nadmiaru kosmetyku unikniemy jego rozprószenia pod okiem. Rzęs nie tuszuję, bo w tym momencie mam je delikatnie przedłużone. 

Cienie Annabelle Minerals, których aktualnie używam to MILKSHAKECAPPUCINO i AMERICANO. Tym ostatnim wykonuję dzisiejszy makijaż (wystarczy tylko jeden kolor). Ten odcień idealnie sprawdzi się także do wypełnienia brwi.

5. Blush and lips.

Blush is probably my favourite colour cosmetic, but if I’m not applying loose powder on my makeup I abandon the idea of using a regular compact powder and instead… I use a lipstick. Why? A powdery blush won't spread nicely on a creamy foundation. But a lipstick with rich texture will nicely blend with the foundation. It's enough to create two lines along your cheeks and delicately smudge them (just like in the photo below). I use the same product for my lips (CHANEL Rouge Allure Ink 140 Amoureux).

* * *

5. Róż i usta.

Róż to chyba mój ulubiony kosmetyk kolorowy, ale jeśli nie nakładam na podkład sypkiego pudru to rezygnuję z klasycznego pudru w kompakcie i zamiast  niego używam… pomadki. Dlaczego? Bo na kremowym podkładzie sypki róż nie rozprowadzi się równomiernie. Za to pomadka o tłustej konsystencji ładnie wtopi się w podkład. Wystarczy zrobić dwie linie wzdłuż policzków i delikatnie je rozsmarować (jak na poniższym zdjęciu). Tego samego produktu używam potem do ust (CHANEL Rouge Allure Ink 140 Amoureux). 

   Doing such makeup takes me approximately five minutes. The longest part is of course applying foundation – other activities take only a moment. You probably don't see an overwhelming effect in the photos below. Well, it isn't a perfect makeup that will look flawless during a wedding photo shoot, but it's enough for me as an everyday option. And what is your makeup routine? Have you changed anything in it in the past years?

* * *

   Wykonanie takiego makijażu zajmuje mi około pięciu minut. Najdłuższy etap to oczywiście rozprowadzenie podkładu – późniejsze czynności trwają chwilę. Domyślam się, że na poniższym zdjęciu nie widzicie powalającego efektu. No cóż, nie jest to perfekcyjny makijaż, który będzie wyglądał świetnie na sesji zdjęciowej, ale mi na co dzień całkowicie wystarcza. A jaka jest Wasza makijażowa rutyna? Czy też zmieniłyście coś w ostatnich latach?

 

 

 

 

 

Dlaczego treningi z internetu są tak popularne, czyli jak ćwiczyć w dzisiejszej rzeczywistości

   Social changes have an impact on our life – that's no revelation. The fact that our everyday habits and choices change over years seems obvious. It's enough to look at how today's reality is different from our mothers' reality. We cook differently (if at all), we work differently, we spend our time with our families differently, we take care of our bodies differently. Not looking so far back, it's possible to notice that we've come a long way even sport-wise. Our mothers often ended their physical activity together with the end of their education, and we, in turn, have tested a range of different workouts, from spinning to yoga to marathons. Now we've been given the chance to try another solution – online workouts and mobile workouts.  I'll tell you what I think about them, but first I'd like to take you on a little journey down the memory lane.

* * *

  Zmiany w społeczeństwie mają wpływ na tryb naszego życia – to żadne odkrycie. Oczywistym wydaje się być fakt, że wraz z upływem lat nasze nawyki i codzienne wybory ulegają przeformułowaniu. Wystarczy spojrzeć na to, jak bardzo różni się nasza dzisiejsza rzeczywistość się od tej, w której żyły nasze mamy. Inaczej gotujemy (o ile w ogóle), inaczej pracujemy, inaczej spędzamy czas z naszą rodziną i inaczej dbamy o siebie. Nie sięgając tak daleko wstecz łatwo zauważyć, że nawet w kwestii sportu przeszłyśmy długą drogę. Nasze mamy często kończyły swoją aktywność fizyczną wraz z końcem edukacji, my z kolei przetestowałyśmy już cały szereg różnych treningów, od spinningu przez jogę, aż po maratony. Teraz podano nam na tacy kolejne rozwiązanie – treningi w internecie i na urządzeniach mobilnych.  Powiem Wam co o nich myślę, ale najpierw zapraszam Was na małą podróż do przeszłości.

   In Poland, fitness was, in fact, the first form of physical activity dedicated to adult women who weren't professional athletes but who wanted to take care of their figure. Before that, not many people actually considered the influence of exercises on the body because women had to tackle bigger problems in their everyday lives – life in Poland was simply much harder then. Only when the economic situation in our country became more stabilised did caring for one's figure become a mass phenomenon. I can still remember how my mother, a dozen or so years ago, came from her first fitness classes and showed me and my sisters what she had been doing – who would have thought that it would be the golden age of fitness clubs. Over the period of three years (from 2008 to 2011), the number of such places had increased from 800 to 1900. In fitness clubs, there were almost 700 thousand people exercising and each year brought even more clients (the IHRSA European Market Report).  

   Exercising among other people had its pros and cons. Some women loved the atmosphere of the common effort and the slight competition – it gave them strength and allowed them to survive tougher moments. Unfortunately, I'm among the more self-conscious individuals when it comes to group jumping. I'd always thought that other girls are better at routines and I was never able to keep up with the group – when they were raising their left hand, I was raising my right hand. At such moments, I always recalled the nightmarish times of PE classes when I was chosen as the last group member for all group sports.  

   Group classes were also connected with adjusting your day schedule to the club’s schedule. Usually, it was possible to participate in the classes only two times a week, and that was definitely too little to attain neat figure, for example, after pregnancy or to maintain your weight. In case of losing our weight, we needed at least three classes a week. It meant that, taking into consideration the the time to get there and the time to catch your breath after the classes, our family life was starting to deteriorate.  

   You usually purchased a monthly pass for such classes – now, I'd like to ask you to raise your hand if you managed to participate in all the classes during a given month. Exactly. Lack of time, problems with logistics, and little effects compelled women to look for something slightly different.

* * *

   W Polsce fitness właściwie był pierwszą aktywnością skierowaną do dorosłych kobiet, które nie uprawiały wyczynowo sportu, a chciały zadbać o sylwetkę. Wcześniej mało kto zastanawiał się jak ćwiczenia wpływają na sylwetkę, bo na co dzień kobiety borykały się z większymi problemami – życie w Polsce było wtedy po prostu znacznie trudniejsze. Dopiero gdy sytuacja ekonomiczna w naszym kraju zaczęła być bardziej stabilne, dbanie o wygląd stało się zjawiskiem masowym. Do dzisiaj pamiętam jak mama, dobre kilkanaście lat temu, wróciła ze swoich pierwszych zajęć i pokazywała mnie i moim siostrom co robiła – kto by pomyślał, że będzie to początek złotego czasu dla fitness klubów. W ciągu trzech lat (Od 2008 do 2011 roku) liczba takich miejsc urosła z 800 do 1900. W fitness klubach ćwiczyło wtedy prawie 700 tysięcy ludzi, a z każdym rokiem było ich coraz więcej (The IHRSA European Market Report).

   Ćwiczenie w obecności innych ludzi miało plusy i minusy. Niektóre kobiety uwielbiały atmosferę wspólnej sprawy lub delikatnej rywalizacji – dawało im to siłę i pozwalało przetrwać gorsze chwile. Ja niestety należę do grona osób skrępowanych podczas grupowych podskoków. Zawsze wydawało mi się, że inne dziewczyny o wiele lepiej znają układy, a ja nigdy nie mogłam za nimi nadążyć – jak trzeba było machać w lewo, machałam w prawo. Przypominały mi się koszmarne czasy, kiedy na szkolnym WF-ie wybierano mnie na samym końcu przy tworzeniu drużyn.
   Grupowe zajęcia wiązały się też z dopasowaniem swojego planu dnia do grafiku klubu. Zwykle udawało się wygospodarować maksymalnie dwa dni w tygodniu, a to zdecydowanie za mało, aby wypracować zgrabną figurę na przykład po ciąży, czy chociaż utrzymać swoją wagę. W przypadku odchudzającego fitnessu potrzebowałyśmy minimum trzech treningów w tygodniu. To oznaczało, że licząc dojazdy, przygotowanie i złapanie oddechu po, nasze życie rodzinne mogło zacząć podupadać.
   Na takie zajęcia kupowało się zwykle miesięczne karnety – w tym momencie chciałabym poprosić nasze czytelniczki, aby podniosły rękę do góry jeśli udawało im się wykorzystać wszystkie wejścia w miesiącu. No właśnie. Brak czasu, trudności w logistyce i mało widoczne efekty sprawiły, że kobiety zaczęły szukać czegoś innego.

      Running became an alternative to hours spent at the gym. In 2013, jogging became a national religion among women who were taking care of their neat figure. On a daily basis, I passed many running ladies on my way. Besides, that was how I rebuilt my relationship with my friend – we come across one another by accident after a couple of years and we were doing the next route together (we've got great contact until today).What really happened that half of Poland started running? Taking into consideration other disciplines, we burn the greatest number of calories while running. In the beginning, the effect is literally spectacular – if we keep an appropriate diet and run every other day, kilograms are simply disappearing. Of course, there must be a catch – whenever our organism gets used to the discipline, the disappearing kilograms slow down, and we need to extend and modify the way we run.

   Jogging has another advantage – considerably low expenses – shoes and outfits were enough for a few seasons (I've got mine for a couple of years and even after the hundredth washing cycle they still look good). I didn't need the costly classes as well – it was enough to change into your running outfit and simply walk out the door.There's no greater advantage of jogging than it's availability. Everything depend on us here – we can run everywhere at any time and for how long we want. Of course, until a small child starts to rule our day. For a few years now, I've been sneaking out before work when Julia and my husband are still asleep, despite the fact that it's easier for me to run in the evening and that I run faster then. A woken up and warmed up organism gave me time that was better by 20 seconds on each kilometre. In the morning, I was running a kilometre within 5:50/km, and in the evening I managed to do the same route within 5:30/km.
   What about the disadvantages? Those who were running for longer than six months know that running develops only some of our body parts. For me, the biggest problem was buttocks, or the lack of them. After some time I realised that if I want to have a nice figure, instead of only burning calories, running will be insufficient.And it's even more difficult when it's snowy or rainy outside and you need to leave the house. To be honest: I don't like running in the winter time and I often search for alternative solutions.  

   For a couple of months I attended the gym. It seemed to me that by activating new body parts, my whole figure will attain better shape. I'm sure that my failure was an outcome of being inexperienced, yet still I was very discouraged towards this way of taking care of your body. Instead of losing weight I gained weight – after the workout, I was exhausted and hungry, and the only effect that I saw was the developing back muscles. Even though I was assured that I would get the help of personal trainers, it usually turned out that their helpfulness disappeared when I had problem with using one of the machines and I had to ask numerous times and interrupt others' individual classes – and for me individual workouts with a trainer are too much of an expense.
   There's one more thing which made most of my friends never return to the gym after their first visit. The ambiance of such places is peculiar – tiring light, a crowd of sweaty people staring at their biceps, and the peculiar smell are things that some people simply cannot accept. And still you need to leave your house to start exercising…

* * *

   Alternatywą dla godziny wymachów na salce okazało się bieganie. W 2013 roku wśród kobiet dbających o zdrowie i zgrabną sylwetkę jogging urósł do rangi religii narodowej. Na swojej ścieżce codziennie mijałam wiele biegających pań. Zresztą, tak odbudowałam relację z przyjaciółką – wpadłyśmy kiedyś na siebie przypadkiem po kilku latach, a następną trasę robiłyśmy już razem (do dzisiaj mamy świetne relacje).
Co tak naprawdę sprawiło, że połowa Polski zaczęła biegać? Ze wszystkich dyscyplin spalamy w ten sposób najwięcej kalorii. Początkowo efekt jest spektakularny – jeśli trzymamy się dopasowanej diety i biegamy co drugi dzień, kilogramy lecą w dół szybko. Oczywiście musi być jakiś haczyk – gdy tylko nasz organizm przyzwyczai się to tego trybu, zrzucana waga zwalnia i musimy rozszerzać i modyfikować sposób biegania.
Za joggingiem przemawiały także stosunkowo niskie wydatki – buty i stroje starczały nam na kilka sezonów (moje mam od kilku lat i nawet po setnym praniu wyglądają dobrze). Nie potrzebowałyśmy także kosztownych lekcji – wystarczyło się przebrać i po prostu wybiec z domu.
Nie ma większej zalety joggingu, niż jego dostępność. Tu wszystko zależy od nas – możemy biegać wszędzie, o każdej porze i jak długo chcemy. Oczywiście do momentu, w którym naszym dniem zaczyna rządzić małe dziecko. Ja od kilku lat wymykam się przed pracą, podczas gdy Julia i mój mąż śpią, choć po południu biega mi się łatwiej i szybciej. Rozbudzony i rozgrzany organizm dawał mi czas o 20 sekund lepszy na każdym kilometrze. Rano zdyszana przebiegałam kilometr w czasie 5:50/km, a po południu tę samą trasę bez problemu w 5:30\km.
A co z wadami? Która z nas biegała dłużej niż pół roku wie, że bieganie rozwija tylko niektóre części ciała. U mnie największy problem był z pośladkami, a właściwie ich brakiem. Po jakimś czasie widziałam, że jeśli chce ładnie ukształtować sylwetkę, a nie tylko spalać kalorię, to bieganie będzie niewystarczające.
No i dużo trudniej jest z mobilizacją, kiedy za oknem mamy śnieg albo deszcz. Przyznam szczerze: nie lubię biegać zimą i często szukam wtedy alternatywnych rozwiązań.

   Na kilka miesięcy przeniosłam się więc na siłownie. Wydawało mi się, że aktywując nowe partie ciała moja sylwetka nabierze ładniejszych kształtów. Jestem pewna, że moja porażka była wynikiem niedoświadczenia, ale i tak bardzo zraziłam się do tego sposobu dbania o sylwetkę. Zamiast schudnąć bardzo przytyłam – po treningu byłam wymęczona i głodna, a jedyny efekt jaki widziałam to coraz większe mięśnie pleców. Choć przy zapisach pojawiały się zapewnienia o pomocnych trenerach, zwykle okazywało się, że ich życzliwość znikała, jeśli miałam problem z korzystaniem z jakiegoś sprzętu i musiałam co chwilę o coś pytać, przerywając indywidualne lekcje –  a dla mnie indywidualny trening z trenerem to jednak za duży wydatek.
Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiła, że większość moich koleżanek po pierwszej wizycie już nigdy nie wróciła na siłownię. Aura takich miejsc jest dosyć specyficzna – męczące oświetlenie, tłum spoconych ludzi wpatrzonych w swoje bicepsy i specyficzny zapach jest dla niektórych nie do zaakceptowania. No i nadal trzeba było wyjść z domu, aby zacząć ćwiczyć…

    All right, so what is a woman who wants to lose or maintain their weight but have no time supposed to do? If you've got your Instagram profile, you most certainly came across photos presenting women after their metamorphoses, which entailed working out with online trainers, on numerous occasions. I was sceptical in the beginning. "That's not real sport", "that has to be boring", "I don't believe that it brings such fast effects" – for a very long time I believed that such solutions would be great for someone else, but not for me. Already after the first workout I had to take back all of that.
The greatest advantage of at-home workouts is that they save time (because you don't have to attend the classes at a fixed time), their availability (because you can workout at home, during holidays, during a work trip – everywhere where you've got Internet access), and their intimacy (no one will be watching you so you can work out even in your pyjamas). For women who have children there is one significant factor – you don't have to call for someone who will take care of your child while you are working out – I've found an ideal gap during my daughter's bedtime cartoon. I'm sure then that I can go all out for 45 minutes.
When it comes to the place – it doesn't have to be a large space, kitchen will be enough. My friend doesn't even use a mat – she work outs on the carpet (I don't know whether it's hygienic but it's important that she still works out).  

   However, you need to ask yourself a question whether it works? If you do the exercises correctly as they are presented by the trainer, the effects will be visible quickly. Regularity, just like with any other type of sport, is extremely important – I needed no more than four workouts a week to see the improvement of my buttocks and stomach after less than two months.

What workouts do I recommend? This is my little TOP 5:

1. Slim Fit (Ewa Chodakowska) – the programme consists of approximately 30 exercises that are executed first regularly and then by pulsing. It is tiring and pretty painful in the beginning, but I quickly noticed that it nicely slims down and tones muscles. This workout isn't that straining for our bodies so its easier to get yourself to do it.

2. Hot Body (Ewa Chodakowska) – the opposite of Slim Fit – that is a tough workout. I even know a couple of lads who gave up after the fourth round. The programme is fast and energetic. After finishing it, you feel that the calories were burnt well. It's worth pointing out that a monthly subscription on Ewa Chodakowska's website is rather small in comparison to other subscriptions. I was able to register during a promotion and I pay less than twenty-five zlotys on a monthly basis for the access to twenty-one workouts.

3. Diet by Ann (Anna Lewandowska) – I need to admit that I haven't worked out with Ania yet, but some of my friends did when they were pregnant. The diversity of workouts is a great advantage for girls who went through everything and are searching for something new.

4. Mel B – it would be difficult to omit the first (at least for me) online trainer that I've come across. I can bet that I don't have to present her workouts. Mel B is really motivating – you feel that she is really sweating with you and doesn't allow you to give up.

5. „Sweat: Kayla Itsines Fitness" app  – I'm sure that it's an excellent programme. I've seen multiple metamorphoses, I've read a book, but I haven't had the ocasson to test it – the app is simply very expensive. You need to pay as much as PLN 80 for the subscription – and that seems too much when compared to Ewa Chodakowska’s option. 

 Of course, it would be beautiful if such at-home solutions were without flaws. We will surely get bored with the monotony of our own four walls, the same plans and films. After listening to the same words over and over again, you can really become fed up with it – my friend after a year of workouts turned off the sound on her computer and she knows the exercises almost by heart. However, there is a way to tackle that because you can watch a TV series while exercising. After some time, we also miss the contact with fresh air; therefore, we should definitely ventilate our flat before and after the workout. Surely, there'll come days when we want to ease up and we won't be mobilised by a scheduled date or by paid classes – working out at home surely requires some discipline, but it also brings marvellous effects.

* * *

   No dobrze, to co w takim razie ma ćwiczyć kobieta, która chce schudnąć lub utrzymać sylwetkę, ale nie ma na to czasu? Jeśli macie swój profil na Instagramie to z pewnością nie raz natknęłyście się na zdjęcia kobiet przedstawiających ich metamorfozy po ćwiczeniach z „cybertrenerkami”. Ja z początku podchodziłam do tego sceptycznie. „Przecież to nie jest prawdziwy sport”, „to musi być super nudne”, „nie wierzę, aby to przynosiło tak szybkie efekty” – bardzo długo uważałam, że takie rozwiązanie sprawdzi się może u kogoś innego, ale na pewno nie u mnie. Już po pierwszym treningu musiałam wszystko odszczekać.
Największą zaletą domowych treningów jest oszczędność czasu (bo nie trzeba pędzić z pracy na konkretną godzinę zajęć), dostępność (bo ćwiczyć możesz w domu, na wakacjach, w trakcie podróży służbowej – wszędzie gdzie masz internet) i intymność (nikt nie musi ciebie oglądać, możesz ćwiczyć nawet w pidżamie). Dla kobiet mających dzieci jest jeszcze jeden istotny czynnik – nie musisz organizować opieki nad nimi, gdy idziesz trenować – ja znalazłam idealną lukę podczas dobranocki córki. Mam wtedy pewność, że przez czterdzieści pięć minut mogę dawać z siebie wszystko.
Jeśli chodzi o miejsce – nie musi być to wielka powierzchnia, nadaje się choćby kuchnia. Moja przyjaciółka nie rozkłada nawet maty – ćwiczy na dywanie (nie wiem czy to higieniczne, ale ważne, że ćwiczy).

   Należy jednak zadać sobie pytanie czy to działa? Jeśli ćwiczenia wykonujemy poprawnie, tak jak są pokazywane przez prowadzącą efekty widać szybko. Regularność, tak jak przy każdym sporcie, jest bardzo ważna – wystarczyło mi nie więcej niż cztery treningi w tygodniu, by zauważyć poprawę pośladków oraz brzucha po niecałych dwóch miesiącach.

Jakie treningi polecam? Oto mój mały ranking TOP 5:
1. Slim Fit (Ewa Chodakowska) – program składa się z około 30 ćwiczeń wykonywanych najpierw na pełnych powtórzeniach, a następnie na tzw. ruchach pulsacyjnych. Jest męczący i na początku dość bolesny, ale szybko poczułam, że ładnie wysmukla i rzeźbi mięśnie. Przy czym nie jest to trening wylewający z nas siódme poty, więc łatwiej zmobilizować się do jego wykonania.
2. Hot Body (Ewa Chodakowska) – przeciwieństwo Slim Fit, czyli ostry wycisk. Znam nawet paru panów, którzy odpadali po czwartej rundzie. Program jest szybki i energiczny. Po jego skończeniu ma się wrażenie dobrze spalonych kalorii. Warto też zaznaczyć, że miesięczny abonament u Ewy Chodakowskiej jest, porównując do innych, dość niewielki. Udało mi się zarejestrować w trakcie promocji i miesięcznie płacę niecałe dwadzieścia pięć złotych za dostęp do dwudziestu jeden treningów.
3. Diet by Ann (Anna Lewandowska) – przyznam, że jeszcze nie ćwiczyłam za Anią, ale kilka moich koleżanek trenowały z nią gdy były w ciąży. Różnorodność treningów to z pewnością duży plus dla dziewczyn, które przerobiły już wszystko i szukają czegoś nowego.
4. Mel B – ciężko byłoby nie wymienić w rankingu pierwszej (przynajmniej mi) poznanej „cybertrenerki". Założę się, że jej treningów nie trzeba przedstawiać. Mel B przede wszystkim bardzo motywuje – masz wrażenie, że naprawdę męczy się razem z Tobą i nie pozwala Ci się poddać.
5. Aplikacja „Sweat: Kayla Itsines Fitness: – jestem pewna, że to doskonały program. Widziałam wiele metamorfoz, czytałam jej książkę, ale sama nie miałam jeszcze okazji go przetestować – aplikacja jest po prostu bardzo droga. Miesięcznie trzeba płacić prawie osiemdziesiąt złotych – a to przy kosztach Ewy wydaje się dużo za dużo.  

   Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby takie domowe rozwiązania pozbawione były wad. W końcu dopadnie nas monotonia czterech ścian, tych samych schematów i odtwarzanych w kółko filmów. Po wysłuchaniu tego samego tekstu po raz setny można mieć dość – moja koleżanka po roku treningów wyłącza w komputerze dźwięk, a ćwiczenia wykonuje prawie z pamięci. Chociaż jest i na to sposób, bo równolegle ćwicząc można oglądać na przykład serial na telewizorze. Po pewnym czasie brakuje też kontaktu ze świeżym powietrzem, dlatego koniecznie powinniśmy wietrzyć mieszkanie przed i po ćwiczeniach. Z pewnością nadejdą też dni, kiedy zechcemy odpuścić i nie będzie nas mobilizować umówiony termin lub opłacone zajęcia – trenowanie w domu z pewnością wymaga dyscypliny, ale daje też niesamowite efekty.