LOOK OF THE DAY – czy „mała czarna” może wyglądać świeżo i wiosennie?

dress / sukienka – MLE Collection

high boots / wysokie kozaki – Pretty Ballerinas

scarf / apaszka – vintage Salvatore Ferragamo

earrings / kolczyki – H&M (ale wolałabym takie)

   Black well-cut dress is the greatest treasure in our wardrobe. There were even books written about its universality, and the dress itself (even if we are already very bored with it) often becomes our last resort. I won't exaggerate if I say that it's easy to stay boring while wearing such a piece of clothing. Our assumption is that putting it on will solve all our problems because it will go well with all types of clothes – the rest of the outfit doesn't really matter. The truth is that you need to focus on details when you go for the simplest solutions. These are the decisive elements that make up the finishing effect.   

   The simplest way to break the solemn black colour is painting your nails red and putting on larger pieces of jewellery. I also added a neckerchief in my hair and gave up black shoes because they would look too elegant.

***

   Czarna dobrze skrojona sukienka to największy skarb w naszej szafie. O jej uniwersalności powstały już książki, a my (nawet jeśli jesteśmy nią już bardzo znudzone) często znajdujemy w niej ostatni ratunek. Nie będę jednak przesadzać, jeśli powiem, że łatwo w jej przypadku o nudę. Wychodzimy z założenia, ze skoro pasuje do wszystkiego i na każdą okazję to włożenie jej załatwia problem – reszta naszego zestawu nie ma już znaczenia. A to właśnie w najprostszych rozwiązaniach trzeba się skupić na detalach. To one decydują wtedy o finalnym efekcie. 

   Najprostszym sposobem na przełamanie poważnej czerni jest pomalowanie paznokci na czerwono i mocniejsza biżuteria. Ja dodałam jeszcze apaszkę we włosy i zrezygnowałam z czarnych butów, bo wyglądałyby zbyt wieczorowo. 

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek ze stycznia

     For today's ranking, I found a few new faces, as I know that you often ask for new blogs that you could follow (I'd be eager to read about your options as well). February is probably the most difficult period when it comes to a fashionable outfit. The temperature still isn't welcoming and we long for light colourful clothes. Maybe today's photos will be inspiring for you?

***

   Do dzisiejszego rankingu znalazłam kilka nowych twarzy, bo wiem, że często prosicie o nowe blogi, które mogłybyście podglądać (chętnie poczytam też o Waszych typach). Luty to chyba najtrudniejszy moment, jeśli chodzi o modny strój, bo temperatura wciąż nie rozpieszcza, a tęsknimy już za lekkimi kolorowymi ubraniami. Może dzisiejsze zdjęcia będą dla nas inspirujące?

 

MIEJSCE PIĄTE

płaszcz – Leorgofman (podobny tutaj) // spodnie – Monki // okulary – Céline // torebka – Hollie Warsaw // buty – Gino Rossi (podobne tutaj)

Jestem Kasia

Kasia opted for a classic red coat. Such a strong colour doesn't need anything that would additionally draw people's attention. However, I think that it isn't that universal (I would buy a beige version right away). Kasia rightly chose black accessories – jodhpur boots, a turtleneck, and – irreplaceable in this outfit – sunglasses.

***

Kasia postawiła na czerwony klasyczny płaszcz. Tak mocny kolor nie potrzebuje już nic, aby strój zwracał na siebie uwagę, chociaż moim zdaniem jest mało uniwersalny (wersję beżową kupiłabym natychmiast0. Kasia słusznie dobrała czarne dodatki – sztyblety, golf, spodnie oraz niezastąpione w jej stylizacjach okulary.

 

MIEJSCE CZWARTE

Sweter – Mango (podobny tutaj) // Spodnie – Mango // buty – Mango (podobne tutaj)

Joanna Biawo

Joasia has her debut in the ranking. She chose clothes that each of us own – a white oversize turtleneck, high-rise jeans, and low-heel booties. It is a simple, yet very interesting, option.

***

Joasia gości w tym rankingu po raz pierwszy. Postawiła na elementy garderoby, które każda z nas ma w swojej szafie – biały oversizowy sweter z golfem, dżinsy z wyższym stanem oraz czółenka na niskim obcasie. To prosta, ale bardzo ciekawa propozycja.

MIEJSCE TRZECIE

sweter – H&M // spodnie – Mango // buty – Zara (kolekcja zeszłoroczna) // torebka typu bumbag – Zara (podobna tutaj i tutaj) // opaska – H&M

Trip by Triples

Magda opted for a "total black look," and, as you know, black can be always defended if we know how to work with textures. It can't be any different in this case as well. A simple outfit was broken with accessories – a handbag with golden details, a braided headband, and lace-up booties.

***

Magda postawiła na "total black look", a jak wiadomo czerń obroni się zawsze jeśli potrafimy bawić się fakturą. Nie może być inaczej i tym razem. Prosta stylizacja została przełamana dodatkami – torebką ze złotymi detalami, opaską typu warkocz i wiązanymi botkami.

 

MIEJSCE DRUGIE

płaszcz – Zara (podobny tutaj i tutaj) // spodnie – Zara // buty – Baldowski

Red Bow

Maja also has her debut in the ranking of the best Polish bloggers. I was enthralled with her brown oversize coat combined with elegant trousers with straight legs and with pointed high heels. The whole outfit looks very chic. I'd eagerly borrow these sunglasses as I love tortoiseshell motifs.

***

Maja to także debiutantka w rankingu najlepszych polskich blogerek. Urzekł mnie jej oversizowy płaszcz w brązowym odcieniu połączony z eleganckimi spodniami o prostej nogawce i szpilkami w szpic. Całość prezentuje się bardzo szykownie. Chętnie pożyczyłabym te okulary bo uwielbiam szylkretowe motywy. 

MIEJSCE PIERWSZE

koszula – ICON // dżinsy (podobne tutaj) // kurtka (podoba tutaj i tutaj) // buty (podobne tutaj)

Passion4Fashion

The first place goes to Magda owing to a simple and classic outfit. A red shirt, simple jeans with jagged legs, and a black leather jacket are a set that I'd eagerly wear myself. I also like the thin black stocking.

***

Magda znalazła się na miejscu pierwszym za sprawą prostej i klasycznej stylizacji. Czerwona koszula, proste dżinsy z postrzępionymi nogawkami i czarna ramoneska to zestaw, w który sama chętnie bym się ubrała. Podoba mi się też cienka czarna pończocha. 

Na życzenie Czytelniczek – moja wieczorna pielęgnacja po polsku

   A few weeks ago, I promised one of my readers that I would prepare a post about my evening routine. Questions about cosmetics that I use before going to bed had been appearing under the posts for a very long time. That's why I decided to look into my unscrupulous rituals in more detail. I didn't want to recommend accidentally chosen products. First, I conducted a strict assessment of the products that I use. Then, I picked the ones that I really use (or I try to use) every day. Today's "big five" includes cosmetics that are only by Polish brands.

***

   Kilka tygodni temu obiecałam jednej z Czytelniczek wpis o wieczornej pielęgnacji. Pytania o kosmetyki, których używam przed pójściem spać, pojawiały się pod wpisami już od dawna, więc postanowiłam bardziej przypatrzeć się moim niezbyt przemyślanym rytuałom. Nie chciałam polecać Wam przypadkowych rzeczy, dlatego wpierw dokonałam surowej oceny używanych przeze mnie produktów, a później wyodrębniłam te, które faktycznie stosuję (lub staram się stosować) każdego dnia. Wymieniona dziś "wielka piątka" to kosmetyki wyłącznie od polskich marek. 

   Lately, I've come across an article in which a dermatologist, asked about the importance of the evening cleansing of our skin, stated that lack of the stage involving makeup removal isn't that big of a crime. "It doesn't matter whether our makeup will rest on our skin for eight hours of sleep or for twelve hours during the day" – claims Schultz, M. D. However, I can't imagine entering my bed without cleansing my face prior to it. And that's not only because my pillow would get stained if I didn't do it. In case of problematic complexion (with pimples or black heads), we should remember about a thorough makeup removal each evening (dermatologists argue whether the use of makeup itself, rather than bad makeup removal, has got a negative effect on our skin.) In my case, micellar lotion isn't enough. After drying my face up with a towel, I could always spot residual foundation stains (I hope that you aren't eating your supper right now). Not only was I compelled to wash my towel, I also hat to additionally wash my face with a cleansing gel. Eventually, I assumed that a two-stage makeup removal is an unavoidable solution. Apart from complementary cosmetics, I equipped myself with disposable cotton tissues (these aren't regular tissues) that were Gosia's recommendation – you can get them at any larger drug store. After makeup removal with oil and a pad, I wash my face with face foam, and then delicately remove the residue with a cotton tissue.

***

   Ostatnio natknęłam się na artykuł, w którym dermatolog zapytany o znaczenie wieczornego oczyszczania skóry, uznał, że brak demakijażu nie jest aż taką zbrodnią, jak mogłoby się wydawać. "To bez większej różnicy czy nasz makijaż będzie na skórze przez osiem godzin snu, czy przez dwanaście godzin w ciągu dnia" – twierdzi doktor Schultz. Ja nie wyobrażam sobie jednak wejścia pod kołdrę bez dokładnego umycia twarzy. I to nie tylko ze względu na to, jak może wyglądać moja poduszka jeśli tego nie zrobię. W przypadku cery z problemami (wypryskami czy zaskórnikami) powinnyśmy wykonywać bardzo dokładny demakijaż każdego wieczoru (dermatolodzy spierają się jednak, czy złego wpływu na stan naszej skóry nie ma po prostu samo stosowanie makijażu, a nie kiepski demakijaż). U mnie nie wystarczał sam płyn micelarny, bo po wytarciu twarzy ręcznikiem zawsze widziałam na nim pozostałości podkładu (mam nadzieję, że nie jesteście w trakcie kolacji). Nie dość, że ręcznik był do prania, to twarz musiałam dodatkowo umyć żelem. W końcu uznałam, że dwuetapowy demakijaż to rzecz nieunikniona. Poza uzupełniającymi się kosmetykami, zaopatrzyłam się też w jednorazowe bawełniane chusteczki (nie mylić z takimi do nosa), które poleciła mi Gosia – dostaniecie je w każdej większej drogerii. Po zmyciu makijażu olejkiem i wacikiem, myję twarz pianką, a następnie delikatnie ale dokładnie wycieram chusteczką. 

In the photo above, you can see two products that I use for makeup removal. ORIENTANA ritual includes "Nourishing Makeup Removal Bio Oil" (PLN 57) and "Moisturising Bio Face Foam" (PLN 53). Both cosmetics are natural. The oil consist of 98 % of oils, such as neem, rice, sesame, sunflower, and sweet almond oils. When it comes to the foam with trichosanthes, it doesn't contain SLS/SLES/ALS and doesn't disrupt the balance of our skin.

***

Na zdjęciu powyżej widzicie dwa produkty, których używam do demakijażu. W skład rytuału ORIENTANA wchodzą "Odżywczy Bio Olejek do demakijażu" (57 złotych) i "Nawilżająca Bio Pianka do mycia twarzy" (53 złotych). Oba kosmetyki są naturalne. Olejek składa się w 98% z olejów, takich jak olej neem, olej ryżowy, olej sezamowy, olej słonecznikowy, olej ze słodkich migdałów. Z kolei pianka z ekstraktem z gurdliny japońskiej nie zawiera SLS/SLES/ALS i nie zakłóca równowagi skóry.

Mój nieco wygnieciony szlafrok jest z nowej kolekcji &OtherStories. 

    After removing the makeup thoroughly, I apply a couple of droplets of multifunctional STAY ESSENTIAL oil (PLN 49,90) by Annabelle Minerals. In this particular case, it functions as a serum and a lip balm, but you can also use it as hair conditioner or add it to mineral cosmetics to attain liquid texture. I pat it into the skin of my face and apply the rest of it onto my cuticles.

***

   Po dokładnym demakijażu nakładam na twarz kilka kropel wielofunkcyjnego olejku STAY ESSENTIAL (49,90 złotych) od Annabelle Minerals. W tym konkretnym wypadku spełnia on u mnie funkcję serum i balsamu do ust, ale można go też użyć jako odżywki do włosów, albo dodać do kosmetyków mineralnych aby uzyskać z nich płynną konsystencję. Ja wklepuję go w twarz, a pozostałości wcieram w skórki przy paznokciach. 

Ten olejek zawsze stoi u mnie przy umywalce. W ciągu dnia często służy mi jako balsam do ust albo ekspresowe nawilżenie dla rąk po ich umyciu. 

     The last stage is the application of a night cream. I don't always choose one that is suitable only for the night-time beauty routine. It could be a deeply moisturising product as well. Apparently, I make a mistake because night creams can contain a considerably larger amount of nourishing and regenerating substances that for various reasons shouldn't be used during the day (they are an inappropriate makeup base or can enter into a dangerous chemical reaction with the sun's UV rays). That was a convincing argument for me so I decided to purchase a proper night cream and a day version by the same brand (both products complete each other well).

***

   Ostatnim etapem jest nałożenie kremu na noc. Nie zawsze wybieram taki, który jest przeznaczony wyłącznie do wieczornej pielęgnacji. Równie dobrze, mógłby to być po prostu mocno nawilżający krem o delikatnym zapachu. Podobno robię jednak błąd, bo krem na noc może zawierać o wiele więcej odżywczych i regenerujących substancji, które z różnych powodów nie powinny być stosowane na dzień (są złą bazą pod makijaż lub mogą wchodzić w niebezpieczną reakcję ze słońcem). To mnie trochę przekonało, więc postanowiłam kupić krem na noc z prawdziwego zdarzenia i wersję na dzień tej samej marki (obydwa produkty bardzo dobrze się uzupełniają). 

W tym momencie używam kremów na dzień i na noc marki Belnea (każdy po 89 złotych). Ich głównym składnikiem jest olej z aronii, który pomaga skórze walczyć z wolnymi rodnikami. Kosmetyki nie posiadają substancji barwiących ani syntetycznych kompozycji zapachowych. 

      When I'm done with all the stages of my evening beauty routine, I comb my hair thoroughly, and I can head for the bedroom. For quite some time, I've been falling asleep with a blindfold so I decided to invest in one made from silk. Lately, I've also decided to purchase a silken pillow to complete my set. Both gadgets are by Slip, but you can find many similar products at a better price in a Polish shop Moye. The pillow doesn't irritate our skin and is supposed to bring back some lustre to our hair. I don't know whether it is true, but surely it is considerably more pleasant to the touch than pillows made from cotton or softened linen.  

   And that would be it. I am eager to read about your evening beauty routines and, of course, about your ideas for the future posts. In the meantime, I wish you sweet dreams.

***

   Gdy wszystkie etapy pielęgnacji mojej twarzy są skończone, rozczesuję dokładnie włosy i mogę już kierować się w stronę sypialni. Od dłuższego czasu zasypiam z opaską na oczach, więc postanowiłam zainwestować w taką z jedwabiu. Niedawno zdecydowałam się też na zakup jedwabnej poduszki do kompletu. Obydwa gadżety są od marki Slip, ale bardzo podobne produkty za lepszą cenę znajdziecie w polskim sklepie Moye. Poduszka nie podrażnia cery i ma podobno sprawić, że włosy przestaną być matowe. Nie wiem czy to prawda, ale z pewnością jest dużo przyjemniejsza w dotyku niż te z bawełny czy zmiękczonego lnu. 

  I to by było na tyle. Chętnie poczytam o Waszych wieczornych rytuałach i, oczywiście, o pomysłach na kolejne wpisy, a póki co życzę Wam słodkich snów.

 

Look of The Day – The Real Life

sneakers / trampki – Converse on eobuwie.pl

wool coat / wełniany płaszcz – Zara (stara kolekcja)

coated jeans / woskowane spodnie – Topshop (model Jamie)

travel bag / torba podróżna (z ostatniego zdjęcia) – Longchamp

cachmere sweater / kaszmirowy sweter – Zara

wool scarf / wełniany szalik – MLE Collection

bag / torebka – Chanel (mini flap)

   Today's photos were created, first and foremost, because I couldn't get my eyes off the view from the balcony that was part of my room during our last trip to Paris. Yet, the name of the post isn't that coincidental. The longer I'm the owner of this blog and the more I try to spy on other people from the blogging world, the more I see how very few women show reality on their profiles. There is only a small group who publishes their real style online. Not when they spend a whole hour in front of the wardrobe and leave home for fifteen minutes in an intricate outfit in order to take one photo and change into something that they really want to wear a second after (they put on flat shoes, wrap themselves in down jackets, and take a myriad of things that wouldn't fit into their microscopic handbags – they look more like camels than fashion bloggers). Is it possible to assume that they have their own style at all? Especially, if they don't pursue it in everyday situations and create it only for the purpose of a photo shoot? Weren't blogs created to show real people, real situations, and real outfits and not a staged spectacle that lasts only a moment, but still can trigger a barrage of insecurities?   

   Well, the truth is that after leaving the hotel I had to take a 1.5-hour bus trip to reach textile fair in search of novelties for the MLE Collection (it means around five hours walking up and down). After the fair, I had some time to eat and then I had to head for the airport. I had to take a bag with all of my clothes with me, put on flat shoes, and hope that it wouldn't start raining as I had no umbrella with me. Of course, had I been more stubborn, I would have probably managed to take photos that you expect from bloggers, but what's the point since I would choose sneakers and a sweater in real life?   

   And now a question for you – do you know any blogs (fashion or more lifestyle) where authors show outfits that are practical for everyday use?

***

   Dzisiejsze zdjęcia powstały przede wszystkim dlatego, że nie mogłam napatrzeć się na widok z balkonu, który trafił nam się w trakcie ostatniego wyjazdu do Paryża. Tytuł wpisu nie jest jednak aż tak przypadkowy. Im dłużej prowadzę stronę i im bardziej staram się podglądać inne osoby z blogowej branży, tym częściej widzę, jak niewiele kobiet pokazuje na swoich profilach rzeczywistość. Jak niewiele z nich publikuje w sieci ich prawdziwy styl. Nie wtedy, gdy przez godzinę stoją przed szafą i wychodzą na piętnaście minut na zewnątrz w misternej stylizacji, aby zrobić jedno zdjęcie i sekundę później przebrać się w coś, co naprawdę chcą nosić (czyt. wkładają płaskie buty, otulają się puchową kurtką i biorą ze sobą mnóstwo rzeczy, które nie zmieściły się do ich mikroskopijnych torebek – wyglądają wtedy bardziej jak wielbłądy niż blogerki modowe). I czy w ogóle można uznać, że ten styl mają, jeśli nie utrzymują go w codziennych sytuacjach tylko kreują jedynie na potrzeby zdjęć? Czy blogi nie powstały właśnie dlatego, aby pokazywać prawdziwe osoby, prawdziwe sytuacje i prawdziwe stroje, a nie wyreżyserowany spektakl, który trwa tylko chwilę, ale i tak potrafi wpędzić nas w kompleksy? 

   No cóż, prawda jest taka, że po wyjściu z hotelu musiałam jechać półtorej godziny autobusem na targi tkanin w poszukiwaniu nowości dla MLE Collection (to oznacza jakieś pięć godzin chodzenia w tę i z powrotem),  po targach miałam chwilę aby coś zjeść, a później ruszyłam prosto na lotnisko. Musiałam więc wziąć ze sobą torbę ze wszystkimi rzeczami, włożyć płaskie buty i liczyć na to, że nie zacznie padać, bo nie miałam przy sobie parasola. Oczywiście, gdybym się uparła, to pewnie zdążyłabym zrobić zdjęcia, których oczekuje się od blogerek, ale po co, skoro w prawdziwym życiu wybrałabym trampki i sweter? 

   A teraz pytanie do Was – jakie znacie blogi (modowe lub bardziej lifestylowe) gdzie autorki pokazują stroje, które zdają egzamin w codziennym życiu? 

The Treasure of Paris

   Each time when I'm in Paris, I'm surprised by one thing – it seems to me that I've already familiarised myself with many places and mysteries, yet I'm still able to spot another new special feature of this city – invisible at first glance. To be honest, shopping and a crazy store tour have never been my aim when I travel to this city. In fact, I can't recall whether I ever spent more than forty minutes in one of the famous Parisian shopping centres (unless of course, we are talking about Lafayette, but it doesn't count because I was most charmed by the grocery section). In the Internet era, when items created by large fashion houses can be ordered even while I'm lying under a duvet at home in Sopot, it's a waste of time to run between boutiques. It's more important for me to see something different, attend an exhibition, or aimlessly ramble around the city to feel like a true Parisian for a moment.  

   And that is how I find the most interesting stores – by walking between the tenement houses made from light sandstone allowing the city to have unique lighting at any time of the day. I am delighted to press my nose to shop windows and peek inside. Usually, the trade signs don't say much – Aigle, Dormeuil, or Heschung are brands that did not permeate into the mass consciousness of European citizens. Not because they didn't strive to do so. They just think that luxury products don't need any type of advertisement to reach their customers… in fact, they need something totally opposite.  

   Most of us associate luxury with something on which we need to spend a lot of money. Meanwhile, the definition mentions two other aspects: high quality and scarcity. Therefore, some brands make every effort to prevent random people from learning about them. First, you need to hear about these brands and reach them, appreciate their tradition and craft (and not the advertisement bought in fashion magazines). Such brands see to the fact that the circle of the visiting guests consists only of individuals who are characterised by good taste. It doesn't matter that the companies will sell fewer products. They want their items to be purchased by appropriate people. This will guarantee prestige and lure other "appropriate" customers.  

   In each district, from Montparnasse to Montmartre, we will find boutiques of such brands, but one of them has earned my special attention. While other luxury companies spend fortunes on campaigns featuring Hollywood stars, this brand prefers the financial support of Monet Museum (La Monnaie Museum) and preparing an exhibition presenting the mysteries of jewellery craft over the course of the last sixty years. Of course, I'm talking about Boucheron brand – one of the oldest and most luxurious jewellery brands in the world.

***

   Za każdym razem, gdy jestem w Paryżu zaskakuje mnie jedna rzecz – wydaje mi się, że poznałam już wiele jego zakątków i tajemnic, a jednak wciąż zdarza mi się dostrzec kolejną cechę szczególną tego miasta, niewidoczną na pierwszy rzut oka. Powiem Wam szczerze, że zakupy i szalony tour po sklepach nigdy nie stanowił dla mnie celu wyjazdu. Właściwie nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek spędziła w którejś ze sławnych paryskich galerii handlowych więcej niż czterdzieści minut (no chyba, że mówimy o galerii Lafayette, ale to się raczej nie liczy, bo najbardziej oczarował mnie tam dział spożywczy). W dobie internetu, kiedy rzeczy od wielkich domów mody można zamówić nawet leżąc pod kołdrą w moim mieszkaniu w Sopocie, szkoda mi czasu na bieganie między jednym butikiem a drugim. Wolę zobaczyć w tym czasie coś innego, pójść na wystawę albo chociaż pospacerować po mieście bez celu i poczuć się przez chwilę jak mieszkaniec Paryża.

   I właśnie szwendając się tak między kamienicami z jasnego piaskowca, którym miasto zawdzięcza swoje wyjątkowe światło o każdej porze dnia, znajduję najciekawsze sklepy. Z przyjemnością przyciskam nos do witryn i podglądam ich wnętrza. Szyldy zwykle niewiele mi mówią – Aigle, Dormeuil czy Heschung to marki, które nie przedostały się do masowej świadomości mieszkańców Europy. Nie dlatego, że mimo starań im się to nie udało. Po prostu uważają, że luksusowy produkt nie potrzebuje zasięgowej reklamy… właściwie potrzebuje czegoś dokładnie odwrotnego.

   Przez większość z nas luksus kojarzony jest z czymś, na co trzeba wydać dużo pieniędzy. Tymczasem definicja mówi jeszcze o dwóch innych ważnych aspektach: wysokiej jakości i trudnej dostępności. Niektóre marki dbają więc o to, aby o ich istnieniu nie dowiedziały się przypadkowe osoby. Trzeba wpierw o nich usłyszeć i dotrzeć do nich, docenić ich tradycję i rzemiosło (a nie reklamę wykupioną w magazynach modowych). Takie marki dbają o to, aby wizytę w ich sklepach składały jedynie osoby cechujące się dobrym smakiem. Nieważne, że sprzedadzą mniej, ważne, aby ich wyroby trafiały w dobre ręce, bo to zapewni prawdziwy prestiż marce i sprowadzi do nich kolejnych „odpowiednich” klientów.

   W każdej dzielnicy, od Montparnasse po Montmartre, znajdziemy butiki takich marek, ale jeden zasłużył na moją szczególną uwagę. Podczas gdy inne luksusowe firmy wydają fortuny na kampanie z udziałem gwiazd Hollywood, ta marka woli wspomóc finansowo Muzeum Monet (La Monnaie Museum) i przygotować wystawę opowiadającą o tajemnicach rzemiosła jubilerskiego na przestrzeni ostatnich stu sześćdziesięciu lat. Mowa oczywiście o marce Boucheron – jednej z najstarszych i najbardziej ekskluzywnych marek jubilerskich na świecie.

Muzeum Monet. 

płaszcz – MLE Collection (prototyp na przyszły sezon) // buty – Gianvinto Rossi // spodnie – Topshop (model Joni) // kasmirowy szal – MINOU Cashmere // torebka – Chanel // okulary – vintage YSL // sweter w paski (MLE Collection – do sklepu wróci jutro pełna rozmiarówka) //

An old advertisement of Boucheron.  

   Its founder, Frédéric Boucheron, wanted to start something that would be elite from the very beginning. Since his childhood he had been always interested in jewellery and he quickly started his education in the field. When he was 14 years old, he finished an internship at Julesa Chaise's jewellery workshop and was employed in the well-known Tixier-Deschamps. The company had its headquarters in the arcades of the famous Palais-Royal which were the main area for the rambles of Parisian aristocracy. It was probably where young Frédéric, owing to careful observation, learnt what today's world would call great PR. When he faced the decision to open his own boutique, he knew that it's better to start with even the smallest store in the luxury district than a beautiful salon in an inappropriate place. It was a great risk because his whole family decided to put their all savings into Frédéric's company – all of the family members truly believed in his talent.  

   The apt jeweller sensed everything right and could quickly open a new larger store. When choosing a store that was located one kilometre away from Palais-Royal, he probably had no idea that one hundred years later it will become one of the most expensive real properties in the world as each tenement house, each square metre on Vendome Plaza is a real gold mine. This is precisely where Madame Pompadour was buried, where Frédéric Chopin spent his last days, where Coco Chanel lived for years – Vendome Plaza has always gathered remarkable people and has become a natural background for the equally unique stories of their lives. From Hemingway to Princess Diana. It is also one of those places that hasn't changed much from the beginning (apart from the statues of the consecutive French monarchs, which were pulled down and erected anew, located in the centre of the plaza). Allegedly, Frédéric purposefully chose a store on the corner from the southern side – he wanted the sun rays reaching his shop windows to highlight the glow of diamonds appropriately. I don't know whether it's true, it was difficult to pass by it indifferently regardless.  

   Below, you will find photos from the exhibition as well as a few old photos from the private archives of the Boucheron clan. In Poland, you can buy the brand's products only here

***

Reklama Boucheron sprzed lat.

   Jej założyciel, Frédéric Boucheron, od samego początku chciał stworzyć coś elitarnego. Już od dziecka pasjonował się biżuterią i szybko rozpoczął edukację w tym kierunku. W wieku czternastu lat ukończył praktykę w zakładzie jubilerskim Julesa Chaise'a i znalazł pracę w słynnej Tixier-Deschamps. Firma ta miała swoją siedzibę w arkadach słynnego Palais-Royal, które były głównym kierunkiem spacerów paryskiej arystokracji. To pewnie tam, dzięki wnikliwym obserwacjom, młody Frédéric nauczył się tego, co w dzisiejszych czasach nazwalibyśmy dobrym PR-em. Gdy stanął przed decyzją otwarcia własnego butiku, wiedział, że lepiej otworzyć nawet najmniejszy sklepik w ekskluzywnej dzielnicy, niż najpiękniejszy salon w nieodpowiednim miejscu. Dużo ryzykował, bo cała rodzina postanowiła przeznaczyć swoje oszczędności na jego firmę – wszyscy wierzyli szczerze w jego talent.

   Zdolny jubiler miał nosa i szybko mógł pozwolić sobie na otwarcie nowego, większego sklepu. Wybierając lokal oddalony ledwie o kilometr od Palais-Royal nie wiedział pewnie, że sto sześćdziesiąt lat później stanie się on jedną z najdroższych nieruchomości na świecie, bowiem każda kamienica, każdy metr kwadratowy na Placu Vendome to prawdziwa żyła złota. To tam pochowano Madame Pompadour, tam Fryderyk Chopin spędził swoje ostatnie dni, tam przez lata mieszkała Coco Chanel – Plac Vendome od zawsze skupiał wokół siebie niezwykłych ludzi i stał się naturalnym tłem dla równie niezwykłych historii ich życia. Od Hemingway'a aż po księżnę Dianę. To również jedno z tych miejsc, które od czasu powstania zbytnio się nie zmieniło (pomijając burzone i na nowo stawiane posągi kolejnych władców Francji na środku placu). Ponoć Frédéric celowo wybrał lokal na rogu od południowej strony – chciał, aby promienie słońca padające na witryny jego sklepu dobrze podkreślały blask brylantów. Nie wiem czy to prawda, ale tak czy siak ciężko było mi przejść koło tego miejsca obojętnie.

   Poniżej zapraszam Was do obejrzenia zdjęć z wystawy oraz kilku starych fotografii z prywatnych archiwów klanu Boucheron. W Polsce biżuterię marki można obejrzeć lub zakupić jedynie tutaj.  

Original jewellery designs. Animal motifs are Boucheron's identification mark.

Oryginalne projekty biżuterii. Motyw zwierzęcy to znak rozpoznawczy Boucheron.

Cat Vladimir is a real character. In the past, he lived in one of the boutiques on Vendome Plaza. He basked on the necklaces worth millions and welcomed each guest. His image was used in one of the advertising campaigns.

Kot Vladimir to prawdziwa postać. Przed laty zamieszkiwał butik na Placu Vendome, wygrzewał się na koliach wartych miliony i witał z każdym gościem. Jego wizerunek został wykorzystany do jednej z kampanii reklamowych. 

One of the most famous Boucheron projects. This is the brand responsible for the snake motif in the world of jewellery. Frédéric​ designed this necklace for his wife, Gabrielle.

Jeden z najsłynniejszych projektów Boucheron. To właśnie tej marce zawdzięczamy motyw węża w biżuterii. Frédéric​ zaprojektował ten naszyjnik dla swojej żony Gabrielle. 

Frédéric Boucheron. Portrait by Aimé Morot, 1894.

Frédéric Boucheron. Portret autorstwa Aimé Morot, 1894 rok. 

Vendome Plaza. It looks the same today. Cars and attires are the only things that have changed.

Plac Vendome. Dziś wygląda identycznie. Tylko samochody i stroje przechodniów się zmieniły. 

 

 

Tłusty czwartek, czyli przepis na racuchy bezglutenowe

   When after many weeks of waiting Tricity was hit by a real winter, I was pleased to watch how the streets were slowly filling with smiling families pulling sleigh, happy jumping dogs, and children preparing for a snowball fight. And yet – I thought – we are able to slow down and find pleasure in small things.  

   One of such small things that have lately been a great mood improver is hot apple fritters. Straight from a hot pan, fragrant, and a little sour inside. We rip them with our fingers, even though they are searing our skin, and quickly grab another one because we know that they will soon vanish from the plate. Fat Thursday is approaching so you can prepare them for a whole week with impunity.   

   Online, I found multiple recipes for apple fritters – from extremely complex versions to versions that literally prepares themselves. The truth is that the recipe almost always works when you use wheat flour. Of course, you can try preparing a yeast version, whisking the whites, and sifting the flour, but I guess that at most of the households you simply mix all of the ingredients and the result is always delicious. The gluten-free version isn't that simple. You need to put some effort into the preparation so the pastry isn't rubbery and dense. Gluten-free flour doesn't really work with leaven so in order to get a fluffy texture, adding some baking soda or baking powder is essential. I like when apple fritters are sweet and when you can easily trace the flavour of apples. That's why I cut them into thick dice.

***

   Gdy po wielu tygodniach wyczekiwania do Trójmiasta zawitała prawdziwa zima, z satysfakcją patrzyłam jak na ulice mojego miasta wychodzą uśmiechnięte rodziny z sankami, skaczące z radości psy i dzieci szykujące się do bitwy na śnieżki. A jednak – pomyślałam – potrafimy zwolnić i cieszyć się z małych rzeczy.

   Jedną z takich małych rzeczy, które poprawiają mi ostatnio humor są gorące racuchy z jabłkami. Ledwo co ściągnięte z rozgrzanej patelni, pachnące i lekko kwaśne w środku. Rozrywamy je palcami, chociaż strasznie parzą i szybko łapiemy za następne, bo wiemy, że zaraz się skończą. Zbliża się Tłusty Czwartek więc można je robić bezkarnie przez cały tydzień. 

   W sieci znalazłam mnóstwo przepisów na racuchy z jabłkami – od naprawdę skomplikowanych wersji, aż po takie które robią się same. Prawda jest taka, że w przypadku mąki pszennej wychodzą właściwie zawsze. Oczywiście, można się potrudzić o wersję drożdżową, ubijanie białek i przesiewanie mąk, ale domyślam się, że w większości domów miesza się po prostu wszystkie składniki i tak czy siak racuchy wychodzą pyszne. Z wersją bezglutenową nie jest już tak łatwo. Aby ciasto nie było gumowate i twarde trzeba odrobiny wysiłku. Mąka bez glutenu słabo reaguje na drożdże, więc aby ciasto było puszyste niezbędny jest proszek do pieczenia lub soda oczyszczona. Ja lubię gdy racuchy są słodkie, a jabłka mocno wyczuwalne, dlatego kroję je w nieco większą kostkę. 

Ingredients:

full glass of potato flour

2 eggs

2 large or 3 small apples

2 generous tablespoons of icing sugar

half a glass of natural yoghurt

1 teaspoon of baking powder

vanilla bean

rapeseed oil for frying

icing sugar for the topping

***

Skład:

Pełna szklanka mąki ziemniaczanej

2 jajka

2 duże lub 3 małe jabłka 

2 czubate łyżki cukru pudru

pół szklanki jogurtu naturalnego

1 łyżeczka proszku do pieczenia

laska wanilii

olej rzepakowy do smażenia

cukier puder do posypania

Directions:

1. Separate the whites from yolks and whisk the whites until thick. In a separate bowl, combine the yolks with icing sugar until thick and fluffy. Add some yoghurt. Peel the apples and cut them into fine dice. 2. Add apples, flour, baking powder, and husked vanilla seeds to the bowl with yolks, yoghurt, and icing sugar. Stir everything. Then, add whisked whites and delicately stir everything with a spatula. 3. In a Teflon-coated frying pan, warm some rapeseed oil and dab the pastry with a spoon into the pan. When the fritters become brown, flip them to the other side. You can place them on a paper towel in order to drain the oil. In the end, sprinkle them with icing sugar and eat while they are still hot!

***

Przygotowanie:

1. Oddziel białka od żółtek i ubij białka na sztywną pianę. W drugiej misce wymieszaj żółtka z cukrem aż powstanie puszysta masa, następnie dodaj jogurt. Jabłka obierz i pokrój w małą kostkę. 2. Do miski z żółtkami, jogurtem i cukrem dodaj jabłka, mąkę, proszek do pieczenia i wydrążone pestki wanilii – wymieszaj. Następnie dodaj ubite białka i delikatnie wymieszaj łyżką. 3. Na patelni teflonowej rozgrzej olej i nakładaj ciasto łyżką. Przełóż na drugą stronę gdy się zarumienią. Można przełożyć na papier kuchenny aby odsączyć tłuszcz. Na koniec posyp cukrem pudrem i jedz póki gorące!

   Coming back to simple pleasures – you still ask me about my next book recommendations. "Wonder" by R. J. Palacio is a book that will surely stay in your memory for long. Not without reason had it maintained its position on the New York Times top selling book list for five years (!!!) – this story about a unique boy makes us instantly become happier and… wiser. The book has been recently brought to screen – you'll see Jacob Tremblay playing August and Julia Roberts playing his wise and understanding mother.

***

   A wracając do prostych przyjemności – wciąż zadajecie mi pytania o kolejne lektury, które mogłabym Wam polecić. "Cudowny chłopak"  autorstwa R.J. Palacio to książka, która na pewno zapadnie Wam w pamięć. Nie bez powodu przez ponad pięć lat (!!!) utrzymywała się na liście bestsellerów "New York Timesa" – ta opowieść o wyjątkowym chłopcu sprawia, że od razu jesteśmy szczęśliwsi i… trochę mądrzejsi. Książka doczekała się teraz ekranizacji – w roli Augusta zobaczymy Jacoba Tremblaya, a w postaci jego mądrej i wyrozumiałej mamy wcieliła się Julia Roberts. 

sweater / sweter – H&M // leggins / legginsy – MLE Collection