Last Month

   Toddling along the icebound pavements, frozen palms, short days, and soaked wet shoes…None of these things bother me and I'd be happy if winter came back again. The real one – with frost, creaky snow, and icicles under the Sopot Pier. It came only for a few days, and it was definitely too short a period of time for me. Therefore, don't be mad that the winter Tricity is the main theme of today's post – I just couldn't feast my eyes.

***

   Dreptanie po oblodzonych chodnikach, zmarznięte dłonie, krótkie dni i przemoknięte buty… Żadna z tych rzeczy mi nie przeszkadza i ucieszyłabym się, gdyby zima jeszcze wróciła. Taka prawdziwa – z mrozem, skrzypiącym śniegiem i soplami lodu pod sopockim molo. Była u nas tylko przez kilka dni, a dla mnie to zdecydowanie za mało. Nie obraźcie się więc na to, że zimowe Trójmiasto to temat przewodni dzisiejszego wpisu – po prostu nie mogłam się napatrzeć.

Początek miesiąca spędziłam w górach (więcej zdjęć tutaj).Weekendowe lenistwo. Najlepsza kawa to ta niedzielna, z kroplą miłości. 1. Orłowo w dniu, w którym spadł pierwszy śnieg. // 2 i 3. Domowe racuchy z jabłkami. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu podzielę się z Wami przepisem na wersję bezglutenową. // 4. Zimowe akcesoria. //Nowi mieszkańcy Sopotu.
Zimowe krajobrazy. Nasze ukochane Kolibki tuż przed zachodem słońca.1 i 2. Codzienne spacery. // 3. I późniejsze grzanie rąk przy piecu. // 4. Górny Sopot. //Skoro już wlazłeś na łóżko to chociaż daj się przytulić!1. Codzienne wybory, czyli o jeden szary sweter za mało. // 2. Popołudniowe światło w sypialni. // 3. Tropienie. // 4. Grzejemy ręce na molo. //

Zimowe rytuały. Peeling do manicure to jedyny produkt marki Phenomé, którego jeszcze nie miałam okazji testować, ale właśnie nadrobiłam zaległości – po raz kolejny nie rozczarowałam się. Jeśli jeszcze do tej pory nie używałyście kosmetyków od Phenomé to polecam Wam gorąco balsam rozgrzewający (to mój  absolutny numer jeden, chociaź nie przypominam sobie, aby coś od nich mi nie odpowiadało). Dla chętnych mam zniżkę -20% na cały asortyment. Wpiszcie hasło #MLEPHENOME2018 w trakcie dokonywania zakupów. 

1. Trochę słońca. // 2. Nareszcie śnieg za oknem. // 3. Gdynia. // 4. Takie prezenty mogą przychodzić codziennie. //Wpis z tym strojem wyjątkowo przypadł Wam do gustu :). Obejrzało go ponad milion osób! 
1. Bez komentarza… // 2. Nie ma to jak świeżo zmieniona pościel. // 3. Portos ma takie samo zdanie w tym temacie. // 4. Sweter z wyprzedaży z Zary. //Kawa przed pracą to zawsze dobry pomysł. 
1 i 4. Cudowny wyjazd, z którego dopiero co wróciłam. Jeszcze w tym tygodniu przygotuję dla Was relację z Paryża. //Powroty do domu i ściskanie aż do utraty psiego tchu. Spacery z nowymi kolegami. 
Jeśli w dzieciństwie uwielbiałyście patrzeć w niebo i szukać gwiazdozbioru Oriona to będziecie zachwycone nową książką Neila deGrasse’a Tysona. Astrofizyka dla zabieganych w zwięzły i przystępny sposób opowiada o tym, jaka jest natura przestrzeni, czasu i galaktyki.

Moje nacieplejsze skórzane rękawiczki (w środku wyłożone są miękką wełną). W końcu znalazłam model w idealnym kolorze brązu (i to od polskiej marki – MonikaKaminska). 

Prawdziwy pies aportujący. Przynosi ci nawet to, o co wcale nie prosiłaś. Udanego wieczoru! 

***

 

 

Look of The Day – parisian sun

high boots / wysokie kozaki – Eva Minge on eobuwie.pl

navy sweater / granatowy golf – Massimo Dutti

blue jeans / niebieskie dżinsy – Zara

beige trench / beżowy trencz – Burberry (kolor "honey")

leather bag / skórzana torebka – Chanel (model "flap mini")

   Each time I visit Paris, I try to see the largest possible number of new places. I'm not even near the end of the list, as there are constantly new venues appearing on it – found in an old guidebook or overheard during a conversation with my friends. However, there are a couple of such places which I revisit even when I really have little time. I'll enumerate at least four of them – the vicinity of Picasso Museum, Cafe Charlot on Rue de Bretagne, my beloved Galignani bookshop on Rue de Rivoli (how many times have I been compelled to pay additional charge for excess luggage) or Jardin du Palais-Royal (a peaceful oasis in the heart of the city).  

   The last place was precisely where I was able to catch first (and the last as it later turned out) sun rays during my trip. I came to Paris at the invitation of Armani brand, but I will tell you all about it later. In the meantime, check out a few of my photos from a short walk around Paris. I packed my suitcase with the classics of Parisian style (a trench coat and a handbag) and the best over-knee boots that I had (I was also considering a beige version). This time, I was able to decrease the number of things that I took to minimum and I think it was a successful attempt. You have to assess it for yourselves when I share the photos from my whole trip. Have a pleasant Sunday!

***

   Za każdym razem gdy odwiedzam Paryż staram się zobaczyć jak najwięcej nowych miejsc. Ich lista nawet nie zbliża się do końca, bo wciąż pojawiają się na niej nowe pozycje – znalezione w starym przewodniku albo podsłuchane od znajomych. Jest jednak kilka takich zakątków, do których wracam, nawet jeśli czasu mam naprawdę bardzo mało. Wymienię chociaż cztery z nich – okolice muzeum Picassa, Cafe Charlot na Rue de Bretagne, ukochana księgarnia Galignani na Rue de Rivoli (ile to już razy musiałam przez nią dopłacić za nadbagaż) czy Jardin du Palais-Royal (oaza spokoju w samym centrum miasta).

   Właśnie w tym ostatnim miejscu udało mi się złapać pierwsze (i jak się potem okazało ostatnie) promienie słońca w trakcie mojego wyjazdu. Do Paryża przybyłam na zaproszenie marki Armani, ale o tym opowiem Wam później. Póki co zapraszam na kilka zdjęć z krótkiego spaceru. Do walizki zapakowałam klasyki paryskiego stylu (trencz i torebkę) oraz najlepsze kozaki za kolano jakie miałam (zastanawiam się też nad wersją w kolorze beżowym). Tym razem postarałam sie ograniczyć liczbę rzeczy do minimum i chyba mi się to udało. Zresztą, ocenicie sami, gdy podzielę się z Wami zdjęciami z całego wyjazdu. Udanej niedzieli!

Szczęście ukryte w codzienności

   The set of bloggers' beloved terms such as slow life, slow food, or slow fashion has just been enriched with another one: slow home. An Australian writer and blogger, Brooke McAlary, has published a book that is supposed to help us with the reorganisation of our day so that it can bring us as much happiness as possible. It sounds trivial and you've probably assumed right away that you hear it for the hundredth time. However, even if you have already mastered all of the rules of minimalism, this inconspicuous book can turn out to be a real surprise.

   We often say with my girlfriends that a day without a moderate panic attack is a day wasted. We all rush somewhere, constantly forget about and stress out about things that are in fact irrelevant. We don't have to look at the clock because we know that if we feel as if we were ran over by a road roller, the clock has just struck 7 in the evening. Of course, that's a slight exaggeration – not everyone goes through the same process and not every day looks the same, but you can probably agree that we are still trying to outdo others in proving who is more overworked, tired, and sleep-deprived. We also repeat (to ourselves and others) that it's crucial to "slow down and enjoy the moment", but such words won't decrease the list of our everyday duties. That's why the things about which McAlary writes in her book stuck home with me even more. She admits that she was struggling with her professional burnout for a long period of time, that she didn't fulfil her duties, and that she failed her nearest and dearest in all areas because she wasn't able to define her priorities (it sounds terrible, but functioning at full speed for a longer period of time ends up that way) – you can clearly see that the author bases her writing on her own experiences and owing to that, it's easier for her to reach even suspicious readers.

***

   Do ukochanych przez blogerki terminów z cyklu slow life, slow food czy slow fashion, doszedł właśnie kolejny: slow home. Australijska pisarka i blogerka, Brooke McAlary, wydała książkę, która ma pomóc nam w reorganizacji dnia tak, aby czerpać z życia więcej przyjemności. Brzmi trywialnie i pewnie od razu uznałyście, że słyszałyście ten tekst ze sto razy, ale nawet jeśli wszystkie zasady minimalizmu macie w jednym paluszku, to ta niepozorna książeczka może Was zaskoczyć.

   Mamy w naszej kobiecej paczce takie powiedzenie, że dzień bez umiarkowanej paniki to dzień stracony. Wszystkie gdzieś pędzimy, o czymś zapominamy i denerwujemy się na rzeczy właściwie nieistotne. Nie musimy patrzeć na zegarek, bo wiemy, że jeśli czujemy się tak, jakby przejechał nas walec, to znaczy że właśnie wybiła dziewiętnasta. Oczywiście trochę przesadzam – nie każdy tak ma i nie każdy dzień tak wygląda, ale chyba zgodzicie się ze mną, że wciąż prześcigamy się w tym, kto jest bardziej przepracowany, zmęczony i niewyspany. Wciąż też powtarzamy (sobie i innym), że "trzeba zwolnić i bardziej cieszyć się chwilą", ale przecież od takiego gadania lista naszych codziennych obowiązków się nie skróci. Tym bardziej więc trafiło do mnie to, o czym pisała McAlary, bo sama przyznaje, że długo zmagała się z wypaleniem zawodowym, że nie wywiązywała się ze swoich zadań i że zawodziła bliskich na każdym polu, bo nie potrafiła zdefiniować priorytetów (brzmi strasznie ale funkcjonowanie na 110 procent przez dłuższy czas pewnie tak właśnie się kończy) – widać, że autorka opiera się na własnym doświadczeniu i dzięki temu łatwiej trafia do podejrzliwego czytelnika. 

Wnętrze mojej szafy. Staram się trzymać jej zawartość w ryzach – jeśli w czymś długo nie chodzę, natychmiast przekazuję tę rzecz komuś komu bardziej się przyda. 

  After reading a couple of books on minimalism, I'm more skilled when it comes to reducing the number of unnecessary items (again, the photo above reveals that I still have too many pairs of blue jeans…); I also see the effects of the imposed discipline (I'm less of a slob, and even when I forget myself, the cleaning takes me a moment). I can easily see those two changes when I look into my wardrobe or when I enter my house. It's considerably more difficult to see or measure the things that happen inside our minds. Are we truly happy? Were we able to calm down and become less cranky? "Destination Simple: Everyday Rituals for a Slower Life" is a book which helps us to work on our approach to life and everyday obligations. The exercises that are proposed by the author of the book may seem strange initially. However, I was really surprised how often her ideas about focusing on here and now and enjoying simple activities to the fullest popped in my head throughout the day. Literally – as the first exercise that we're supposed to do is hanging laundry without whining. The whole thing, however, isn't about stopping whining under your breath. If we want to learn how to gain our peace of mind anew, we need to start from scratch. The book will provide us with the knowledge on how to create tiny enclaves of peace and happiness. Enclaves that are tangible, like for example a spot in our bedroom, or the opposite, like a visit in our favourite greengrocer's shop and a talk with the shop assistant about the best types of tangerines or apples.   

   Our life won't fall into place after reading one book – that's true. But it might be helpful to slow down when everything around us is constantly accelerating. In times when our life rhythm is falling apart, the book seems really tempting, doesn't it?

***

   Po przeczytaniu kilku książek o minimalizmie coraz lepiej radzę sobie z ograniczaniem niepotrzebnych przedmiotów (chociaż na zdjęciu powyżej widać, że niebieskich dżinsów mam nadal za dużo…), widzę też efekty narzuconej dyscypliny (bałaganię coraz mniej, a nawet jeśli się zapomnę, to sprzątanie zajmuje mi chwilę). Te dwie zmiany łatwo zaobserwować gołym okiem zaglądając do szafy czy wchodząc do mieszkania. Znacznie trudniej dostrzec czy zmierzyć to, co dzieje się w naszych głowach. Czy faktycznie jesteśmy szczęśliwsi? Czy udało nam się uspokoić i mniej narzekać? "Prostota. Siła codziennych rytuałów" to książka, która pomaga nam pracować właśnie nad naszym nastawieniem do życia i codziennych obowiązków. Ćwiczenia, które proponuje autorka mogą się z początku wydawać dziwne, ale sama byłam zaskoczona, jak często w ciągu dnia dźwięczały mi w głowie jej pomysły na to, aby koncentrować się na tym co tu i teraz i czerpać z prostych czynności większą przyjemność. Dosłownie, bo pierwsze ćwiczenie jakie mamy do wykonania, to rozwieszenie prania bez jęczenia. Nie chodzi tu jednak tylko o to, aby przestać zrzędzić pod nosem. Jeśli chcemy nauczyć się na nowo spokoju ducha, musimy zacząć od podstaw. W książce przeczytamy też o tym, jak zacząć tworzyć chociaż mikroskopijne enklawy spokoju i szczęścia. Namacalne, jak kąt w sypialni, albo wręcz przeciwnie, jak wizyta w ulubionym warzywniaku i rozmowy ze sprzedawczynią o najlepszym gatunku mandarynek czy jabłek. 

   Nasze życie nie ułoży się po przeczytaniu jednej książki – to prawda. Może jednak pomóc nam wyhamować, gdy wszystko wkoło przyspiesza. W czasach, gdy coraz częściej rozjeżdża się nam rytm życia, brzmi to nad wyraz kusząco, prawda?

***

 

Moja "mikroskopijna enklawa spokoju i szczęścia" czyli ulubiony kąt w sypialni. To tu czytam, jem sobotnie śniadania, a czasem pracuję. Są tu moje ulubione książki, rodzinne pamiątki w postaci grafik na ścianie, miejsce na kwiaty, delikatne światło i mnóstwo miękkich tkanin – lniana pościel i wełniane koce. 

Instastories z pościelą od polskiej marki MIJO LINE wywołało prawdziwą lawinę wiadomości na moim profilu. Dodaję więc więcej informacji. Pościel uszyta jest ze zmiękczonego lnu, który świetnie wygląda i jest bardzo wytrzymały. Mam problem ze znalezieniem pościeli, bo moja kołdra ma niestandardowy wymiar, ale przemiłe Panie z MIJO LINE zgodziły się uszyć mi tę pościel na wymiar. Jeśli również będziecie potrzebowały pościeli w niestandardowych wymiarach, nie bójcie się poprosić o jej uszycie.
Udało mi się zdobyć dla Was kod rabatowy na wszystkie pościele. Otrzymacie 5% zniżki, jeśli przy zamówieniu wybierzecie z listy kod MLE – Make Life Easier. Promocja trwa do końca stycznia!

"Mikroskopijna enklawa spokoju i szczęścia" Portosa, czyli miejsce przy łóżku i mój kapeć do gryzienia. 

Look of The Day – winter in Sopot

Kasia

wool scarf / wełniany szalik – Acne

wool jacket – Mango (stara kolekcja, podobny tutaj)

cashmere sweater / kaszmirowy sweter – Zara (podobny tutaj)

grey trousers / szare spodnie – Zara (podobne tutaj)

bag / torebka – See by Chloe

shoes / buty – Isabel Marant

Monika

wool coat and sweater – MLE Collection

black shoes / czarne sztyblety – Mango (podobne tutaj)

trousers / spodnie – Cheap Monday

gloves / rękawiczki – Asos

Top 5: Najlepsze stylizacje polskich blogerek z grudnia

    In December, we could see that the winter season wouldn't be complete without playing with layers. Today's TOP 5 features down jackets, long coats, fur coats, and thick sweaters. Despite the fact that December wasn't too cold, these outfits may become an inspiration to create sets for cooler winter days in January. I hope that you will find something that will draw your attention below :)

***

   W grudniu, jak przystało na sezon zimowy, nie mogło zabraknąć zabawy warstwami. W tym zestawieniu pojawiają się puchowe i długie płaszcze, futrzane kurtki i grube swetry. Choć grudzień nie był zbyt mroźny to te stylizacje może zainspirują Was do stworzenia zestawów na chłodniejsze zimowe dni w styczniu. Mam nadzieję, że znajdziecie poniżej coś, co przykuje Waszą uwagę :)

MIEJSCE PIĄTE

płaszcz – Mango (podobne tutaj i tutaj) // sweter – H&M // sztyblety – Zara (kolekcja zeszłoroczna – podobne tutaj) // torebka – Zara (kolekcja zeszłoroczna – podobna tutaj) // dżinsy – Levi's 501 //

Trip by Triples

Kasia opted for a bold colour combination. Sky blue with olive green looks quite good. I'd definitely choose a different pair of shoes, but I really like the whole outfit.

***

Kasia zdecydowała się na odważne połączenie kolorystyczne. Błękit z oliwkową zielenią wygląda całkiem nieźle. Ja wybrałabym na pewno inne buty, ale całość i tak mi się podoba. 

MIEJSCE CZWARTE

puchowy płaszcz – Reserved (podobny tutaj, tutaj i tutaj) // torebka – Zofia Chylak // botki – Reserved (podobne tutaj)

Cajmel

A down jacket is warm and will be practical on extremely cold days – we all know it. However, you don't always look elegant and stylish while wearing it, yet Karolina was able to pull that outfit off. She matched an oversize coat with a pair of black low-heel booties and a small handbag. She also opted for a large black shawl. I'd eagerly wear this outfit today.

***

Puchowa kurtka jest ciepła i sprawdzi się w srogie mrozy – to wiemy wszystkie. Nie zawsze jednak wygląda się w niej elegancko i stylowo, ale Karolinie niewątpliwie się to udało. Oversizowy płaszcz zestawiła z czarnymi botkami na niskiej szpilce i małą torebką na ramie. Nie zabrakło obszernego czarnego szala. Z przyjemnością włożyłabym dziś na siebie ten zestaw.

MIEJSCE TRZECIE

futrzany płaszcz – Sfera // legginsy – COS // bluza z kapturem – Yeezy (podobna tutaj i tutaj) // buty – Louis Vuitton // torebka – Alma BB

Horkruks

Laura definitely won't get cold in this outfit. A large fur coat in a dark brown shade and a black hoodie are an ideal combination of stylish and sporty accents (I myself am an owner of a black sweatshirt and I really like it).

***

W takim stroju Laura z pewnością nie zmarznie. Obszerna futrzana kurtka w ciemno-brązowym odcieniu i czarna bluza z kapturem, to idealne połączenie szykownych i sportowych akcentów (sama jestem posiadaczką czarnej bluzy i bardzo ją lubię). 

MIEJSCE DRUGIE

futrzana kurtka – Habit (podobna tutaj i tutaj) // top i spodnie – Sfera // buty – Badura x Bizuu // torebka – Habit // biżuteria – Svarovski x Orska Jewellery
 

JD Fashion Freak

December wouldn't be complete without New Year's Eve accents. Dorota chose a black set with fine golden stripes that looks like a jump suit. She threw a white fur coat over it. She also chose stylish accessories that top the whole outfit up – a handbag in geometric patterns, velvet high heels in bottle green, and jewellery.

***

W grudniu nie mogło zabraknąć sylwestrowych akcentów. Dorota wybrała czarny komplet w złote drobne paski, który wygląda jak kombinezon. Na wierzch założyła białą futrzaną kurtkę. Nie obyło się bez stylowych dodatków, które dopełniają strój – torebka w geometryczne wzory, aksamitne szpilki w odcieniu butelkowej zieleni i biżuterię.

MIEJSCE PIERWSZE

płaszcz – Kulta // spodnie – Mango // torebka – Zahara Leather // buty – H&M

Jestem Kasia

I will never get bored of the combination of black and grey shades. Therefore, Kasia gets the first place in this month's TOP 5. I'd probably choose a more feminine handbag, but I'd probably forget about jewellery which plays an important role in this case – owing to it, the outfit isn't bleak. Which outfit would be your type?

***

Zestawienie czerni i szarości nigdy mi się nie znudzi, dlatego na miejscu pierwszym ląduje dziś strój Kasi. Ja wybrałabym pewnie bardziej kobiecą torebkę, ale pewnie zapomniałabym o biżuterii, która w tym przypadku odegrała ważną rolę – dzięki niej, strój nie jest ponury. A który strój byłby Waszym typem/

Val Di Fiemme – moje ulubione miejsca

    If I were to choose one place in the world that I'm most happy to revisit, I would choose Val di Fiemme Valley without a second thought. Even though I've visited this place already several times, I wouldn't even think about searching for a new place that would suit a ski trip. This scenic land is situated in the Italian Dolomites and you can find here everything that every fan of winter craze needs. You've asked thousands of questions on why I chose that place on my Instagram account. That's why I decided to shortly describe my thoughts about it and to recommend well-tried attractions in this post.

1. Mountain cuisine  

   Cuisine in that region has a lot to offer for a very simple reason – the area is a blend of Italian, Austrian, and German influences. Such a combination is a guarantee of delicious coffee, wine, and very satiating meals. Most of the mountain chalets will provide us with something unique. When you are finished with skiing for the day, you should try the famous "bombardino" – hot liqueur with whipped cream. Interestingly, when I chose Austria for a ski trip once in my life, literally 200 km away, there wasn't even a single person who knew anything about this drink. As you see, that's indeed a regional delicacy that you won't be able to find anywhere else. The best pizza is served in a mountain lodge on the summit of Alpe Cermis (tested by my whole family). In another mountain lodge in the foothills of Pale di San Martino, which can only be reached by foot, you will have a unique opportunity to try regional cuisine – from meat round potato dumplings with plenty of butter to pappardelle with game. I couldn't forget about the famous Strauben (something between angel wings and doughnuts) that you can eat on the northern slope of Alpe Lusia. If you try it once, you will always come back to Val di Fiemme.  

   On the other hand, if you would like to have a dinner with friends, I recommend an affordable and a really great restaurant near Majestic Hotel in Predazzo – just don't forget to book a table beforehand!

2. Slopes  

   I won't deceive you – I'm far from being a professional skier, both when it comes to my skills and my engagement in the trainings. I like when there are multiple skiing paths to choose from, few people, and when the area is close to the mountain lodge – these are my priorities. However, I can spot the difference between slopes that have been well prepared and those that haven't – you will find plenty of the former in Val di Fiemme. Those of you who would like to ski from eight to five o'clock will surely fall in love with Sellaronda – Europe's largest ski carousel (most ski lifts will require you to have the Dolomiti Superski skipass). Those who want to start their skiing right in front of the hotel will be disappointed – such areas in this region are scarce.   

   Via del Bosco on Alpe Cermis is a curiosity here – a long ski trail running through the woods. You will find a number of designated stops along the way. Each of them features riddles about trees, natural-sized sculptures of animals living in the nearby forests, or specially designated viewpoints. Another ski trail which became a source of numerous anecdotes (both funny and scary) is the famous Piavac on Alpe Lusia. You will find here a signpost saying "only for skilled skiers" at the very beginning of the trail. It is like a red rag to a bull for novices – I haven't met a single person who would try their hand at skiing down the trail after seeing the signpost. I can advise you to think twice because you may become an object of ridicule when you reach the wall, take off your skis, and meekly try to return to the place where you made the wrong decision.

3. Apres ski   

   Val di Fiemme Valley isn't a destination chosen by snobs and celebrities. It isn't as fashionable and popular as Sankt Moritz or Cortina d'Ampezzo, located two and a half hours away, but I treat it as an advantage of this land. Besides, admiring the charms of Cavalese, Predazzo, and my beloved Moena would surely keep you occupied for all the evenings of your trip. If you don't like wandering around mountain towns, you can always pay a visit at a night toboggan chute in Obereggen – I'm sure that you will be delighted. For those who are able to muster a little bit of energy after a long day full of skiing, I recommend "health paths".

 If you have any questions concerning this region, you should definitely write them down in the comments. Have a nice evening!

***

Gdybym miała wybrać jedno miejsce na świecie, do którego wracam najchętniej, to bez namysłu powiedziałabym: dolina Val di Fiemme. Chociaż byłam tam już kilkanaście razy, to nawet przez myśl nie przechodzi mi szukanie nowego miejsca na narciarską wyprawę. Ta malownicza kraina położona jest we włoskich Dolomitach i można w niej znaleźć wszystko, czego potrzebuje miłośnik zimowych szaleństw. Na Instagramie zadawałyście mi mnóstwo pytań o to, dlaczego właśnie to miejsce wybieram, postanowiłam więc w kilku zdaniach opisać Wam moje spostrzeżenia i polecić przy okazji sprawdzone atrakcje. 

1. Kuchnia na szczytach

   Kuchnia w tym rejonie ma nam wiele do zaoferowania z prostej przyczyny – wymieszały się tam wpływy włoskie, austriackie i niemieckie. Taka kombinacja to gwarancja dobrej kawy, wina i bardzo sycących posiłków. Właściwie każde schronisko uraczy nas czymś wyjątkowym. Po skończeniu zjazdów musicie spróbować słynnego "bombardino", czyli gorącego likieru z bitą śmietaną. Co ciekawe, gdy raz w życiu wybrałam się na narty do Austrii, dosłownie dwieście kilometrów dalej, nikt nie słyszał tam o tym drinku, jest to więc naprawdę regionalny przysmak, którego nie uraczycie nigdzie indziej. Najlepszą pizzę zjecie w schronisku na szczycie Alpe Cermis (przetestowane przez całą moją rodzinę). Za to w schronisku u podnóży Pale di San Martino, do którego dojść można tylko pieszo, spróbujecie prawdziwej regionalnej kuchni – od pyzopodobnych knedli z mięsem i dużą ilością masła, po pappardelle z dziczyzną. Nie mogę nie wspomnieć o słynnym Strauben (coś pomiędzy faworkami, a pączkiem), które zjecie w schronisku od północnej strony Alpe Lusia. Kto raz go spróbował, ten już zawsze będzie wracał do Val di Fiemme.

   Jeśli z kolei macie ochotę na kolację ze znajomymi, to polecam Wam niedrogą i naprawdę świetną restaurację przy hotelu Majestic w miasteczku Predazzo – tylko nie zapomnijcie wcześniej zarezerwować stolika!

2. Stoki

   Nie będę Was oszukiwać – daleko mi do zawodowego narciarza, zarówno pod względem umiejętności, jak i zaangażowania w treningi. Lubię, gdy tras jest dużo, ludzi mało, a do schroniska blisko – to moje priorytety. Potrafię jednak dostrzec różnicę pomiędzy dobrze, a źle przygotowanym stokiem – tych pierwszych w Val di Fiemme jest naprawdę pod dostatkiem. Ten, kto chce pojeździć na nartach od ósmej do siedemnastej z pewnością zakocha się w Sellaronda – największej karuzeli narciarskiej w Europie (na większość wyciągów potrzebny jest skipas Dolomiti Superski). Zawiedzeni będą jednak ci, którzy chcą zaczynać zjazdy prosto z hotelu – takich miejsc w tym regionie jest bardzo niewiele. 

   Do ciekawostek zaliczyć można Via del Bosco na Alpe Cermis – długą trasę biegnącą przez las. Wyznaczonych jest na niej kilka przystanków, a na każdym z nich znajdziemy zagadki o drzewach, naturalnych rozmiarów figury zwierząt mieszkających w pobliskich lasach czy specjalnie wyznaczone punkty widokowe. Kolejną trasą, która stała się źródłem wielu anegdot (śmiesznych i strasznych) jest słynny Piavac na Alpe Lusia. Tuż przed jej początkiem ustawiony jest specjalny znak z ostrzeżeniem "tylko dla bardzo dobrych narciarzy". Działa on na nowicjuszy, jak płachta na byka – jeszcze nie spotkałam osoby, która widząc ten napis nie powiedziałaby "ja nie zjadę?! ja nie zjadę?!". Wam radzę się jednak zastanowić, bo możecie stać się obiektem kpin, gdy po dotarciu do ścianki, ściągniecie narty i potulnie spróbujecie wrócić do miejsca, w którym podjęliście złą decyzję.

3. Apres ski 

   Dolina Val di Fiemme nie jest celem podróży snobów czy celebrytów, nie jest też tak modna jak Sankt Moritz, czy oddalona o dwie godziny drogi Cortina d'Ampezzo, ale ja traktuję to jako zaletę tej krainy. Zresztą podziwianie uroków Cavalese, Predazzo i mojej ukochanej Moeny z pewnością wypełniłoby Wam wszystkie wieczory wyjazdu. Jeśli nie lubicie się szwendać po górskich miasteczkach, to zawsze możecie się wybrać na nocny tor saneczkowy w Obereggen – jestem pewna, że będziecie zachwyceni. Tym, którzy znajdą jeszcze odrobinę energii po całym dniu szusowania, polecam ścieżki zdrowia.

   Jeśli macie jakieś pytania dotyczące tego regionu, to koniecznie napiszcie o nich w komentarzach. Miłego wieczoru!

 

kask – POC / gogle – POC / kurtka – Napapijri / spodnie – Moncler (podobne tutaj) / plecak – Even Odd

Via del Bosco, Alpe Cermis. Sellaronda, a właściwie nagrodę po walce o przetrwanie, czyli słynne bombardino.  Schronisko na szczycie Alpe Cermis.sweter – J. Crew (podobny tutaj i tutaj)  / okulary – Ray-Ban / spodnie – Moncler (podobne tutaj) Jedna z wielu ścieżek zdrowia i polski pies. 

Dobranoc!

***