Look of The Day – Goodbye my lover, goodbye black skinny jeans.

watch / zegarek – Daniel Wellington (model Iconic Link)

camel coat / karmelowy płaszcz – MLE Collection

cream trousers / kremowe spodnie – NA-KD

shoes / buty – Mango (stara kolekcja)

top / koszulka – MOYE

   If even I think that black skinny jeans aren’t an ideal solution to all possible events and occasions, it means that…it’s a fact. This element of wardrobe that I utterly love is often present in my outfits (even today, I combined it with a white t-shirt and a denim oversized jacket), but I’ve started to see certain limitations to it more clearly. Mostly, if I want to look chic and unorthodoxly, I should forget about black skinny jeans altogether. In such a case, a definitely better choice will be something in the hottest colours of the last seasons – vanilla, caramel, light beige, and all sandy hues.  

    I’d also like to proudly tell you that this caramel coat is available at MLE. However, it has already gone out of stock since Friday. Another supply will reach us on 16 October at the latest. The second novelty that you can see in the photos – Classic ICONIC LINK golden watch by  Daniel Wellington is available at a lower price with my discount code. It’s enough to use the code “MAKELIFEEASIER” to get a 15% discount. I’ve got the model with the smallest diameter of the dial.

* * * 

   Jeśli nawet ja uznaję, że czarne rurki nie są już idealnym rozwiązaniem na każdą możliwą okazję to znaczy, że… naprawdę tak jest. Ten ukochany przeze mnie element garderoby wciąż często mi towarzyszy (chociażby dziś połączyłam go z białym t-shirtem i dżinsową kurtką oversize), ale coraz wyraźniej widzę pewne ograniczenia. Przede wszystkim, jeśli chcę wyglądać wytwornie i nieszablonowo, to właściwie powinnam o czarnych rurkach zapomnieć. W takim wypadku, zdecydowanie lepiej sprawdzi się połączenie najmodniejszych kolorów ostatnich sezonów – wanilii, karmelu, jasnych beży i wszystkich piaskowych odcieni.

   Chciałam Wam się dziś pochwalić, że w MLE dostępny jest już ten karmelowy płaszcz, ale od piątku zdążył się wyprzedać. Kolejna dostawa dotrze do nas najpóźniej 16 października. Drugą nowość, którą widzicie dziśna zdjęciach, czyli złoty zegarek Classic ICONIC LINK od Daniela Wellingtona, możecie teraz kupić taniej z moją zniżką. Wystarczy użyć kodu MAKELIFEEASIER aby otrzymać 15% rabatu. Mój model to ten o najmniejszej średnicy tarczy. 

Co noszę, jem i jak dbam o siebie, gdy liście zaczynają spadać z drzew.

   Fall has breezily came into my bedroom when I opened the window last Monday to shake the pillow out – a pillow that fell to the floor at night and simply became Portos’s pillow. The combination of acute cold and the smell of soil and leaves are definitely a sign that the warm air won’t come back, and you can clean your wardrobes and take out preserves from the larder. For most, it’s a reason to complain, but I always preferred fall and winter to the other more popular seasons that I won’t name out of courtesy ;). Today’s post is a little return to the “While-awayers” that you often ask about. In a form of a short summary, I wanted to show you what I’m planning to wear in the upcoming seasons, how I fight the signs of fatigue on my face, and why I won’t show you the recipe for a lemon soufflé despite the plans – the famous “Dutch Baby” will be a better choice.

* * *

   Jesień bezceremonialnie wdarła się do mojej sypialni, gdy w miniony poniedziałek otworzyłam okno, aby wytrzepać poduszkę, która w nocy spadła na podłogę i  stała się w związku z tym poduszką Portosa. Połączenie przenikliwego chłodu, zapachu ziemi i mokrych liści to niewątpliwy znak na to, że ciepło już do nas nie wróci, w szafach można zrobić porządek, a ze spiżarki wyciągnąć słoik z konfiturą. Dla większości to powód do marudzenia, ale ja zawsze wolałam jesień i zimę od tych bardziej popularnych pór roku, których przez uprzejmość nie wymienię ;).   Dzisiejszy wpis to trochę powrót do „Umilaczy” o które często pytacie. W telegraficznym skrócie chciałabym pokazać Wam co planuję nosić w nadchodzącym sezonie, jak walczę z oznakami niewyspania na mojej twarzy i dlaczego na przekór planom wcale nie pokażę Wam przepisu na suflet cytrynowy – słynne "Dutch Baby" lepiej się sprawdzi. 

sweater with alpaca and merino wool / sweter z alpaką i wełna merynosową – MLE Collection // skirt / spódnica – H&M // high boots / kozaki – ZARA

   Times have come when even the greatest clothing brands are trying to show that they aren’t following fashion – the hottest current trend is resentment towards any trends. You don’t have to chase extravagant novelties to be ready for the fall/winter season. The September issues of fashion magazines have looked more or less the same for years – long light plait sweaters are always hailed the hottest must have pieces. However, if they are supposed to enthral our friends and make our life sweeter when we have to clear our car windows of snow, they can’t be just mediocre and underwhelming. To me, a good sweater that will last for a few years has to be of high quality, be a product created by local craftsman. I can wait for an ideal model even up to few weeks and then take care of it as if it was a pet – get rid of pills (you’ll recognise real wool by these small flocks), wash in hands, delicately spread for the fabric to dry, and enjoy a day together. I’ve got a few sweaters of this type. You can see them in older posts here, here, and here.

* * *

   Nadeszły czasy, w których nawet największe marki odzieżowe starają się pokazać, że wcale nie podążają za modą – najmocniejszym trendem jest teraz niechęć wobec trendów. Wcale nie trzeba ganiać za ekstrawaganckimi nowościami, aby być gotową na jesienno-zimowy sezon. Wrześniowe numery modowych magazynów od lat wyglądają z grubsza podobnie – długie warkoczowe jasne swetry zostają obwieszczone jako „must have must havów”. Jeśli jednak mają one oczarować nasze koleżanki, a nam osłodzić odśnieżanie szyb w samochodzie to nie mogą być byle jakie. Dla mnie, dobry sweter, który posłuży mi przez lata musi być wysokiej jakości, być efektem pracy lokalnych rzemieślników i mieć swoją wagę (dobra przędza nie jest lekka). Na idealny model mogę czekać nawet kilka tygodni, a potem dbać o niego prawie jak o zwierzątko – ściągać zmechacenia (prawdziwą wełnę rozpoznasz właśnie po tych niesfornych kuleczkach), prać w rękach, delikatnie rozkładać do wyschnięcia i cieszyć się na samą myśl o wspólnym dniu. Mam w szafie kilka takich swetrów, zobaczycie je w starych wpisach tutaj, tutaj i tutaj.  

   This sweater simply went in and out of our warehouse. Yesterday, we received another batch and we were quickly able to complete our stock so that you didn’t have to wait until Friday.

Ten sweter właściwie wszedł i wyszedł z naszego magazynu. Wczoraj dostałyśmy jednak kolejną dostawę i szybko uzupełniłyśmy stany magazynowe, żebyście nie musiały czekać do piątku. 

handmade socks / ręcznie robione skarpety – Wool so cool // jeans / dżinsy – Reformation // sweater / sweter -MLE Collection // t-shirt – NAKD 

    The set that you can see above is my favourite way to survive, when I know that the weather won’t allow me to take a long walk with the stroller and I’ve got so much computer work that I’d like to wrap in a carpet. In the end, it turns out that I spend the whole day on a mat surrounded by rabbits, porridge, and with my hair beslubbered.

   Ten zestaw powyżej, to z kolei mój ulubiony sposób na przetrwanie, gdy wiem, że pogoda nie pozwoli mi na długi spacer z wózkiem, mam tyle pracy na komputerze, że chciałabym zawinąć się w dywan, a i tak okazuje się, że cały dzień spędzam na macie wśród gangu królików, kaszek i z obślinionymi włosami. 

   The last eight months are definitely the happiest time of my life. At the same time, it was a very difficult time for my skin. Sleepless nights pester me, breastfeeding sluices your organism out of all the best things, hormonal changes don’t help, and there’s a little… how to put it…less time for manicure and face masks ;). That’s why applying cream has become like a visit in the SPA. Below, you will find all the products that I use at the moment in my everyday routine – for each of this cosmetics (even though they are by different brands), I was able to get a discount code so you can buy the whole set or only items that you need at the moment.

* * *

   Ostatnie osiem miesięcy to bez porównania najszczęśliwszy czas w moim życiu. Jednocześnie był to jednak bardzo trudny okres dla mojej skóry. Nieprzespane noce dają mi się już mocno we znaki, karmienie wypłukuje z organizmu wszystko co najlepsze, zmiany hormonalne nie pomagają, a czasu na maseczki i manicure jest jakby to powiedzieć… nieco mniej ;). Nakładaniem kremu rozkoszuję się więc niczym wizytą w SPA. Poniżej znajdziecie wszystkie produkty, które stosuję w tym momencie do codziennej pielęgnacji –  na każdy z kosmetyków (chociaż są z różnych firm) udało mi się zdobyć dla Was kod zniżkowy, więc możecie kupić cały komplet lub tylko to, czego akurat potrzebujecie.

    Hydrophilic oil for make-up removal and cleansing by Szmaragdowe Żuki is produced by hand, vegan, an ideal for people whose skin becomes irritated after the application of traditional gels. The oil is easy to rinse off – after it comes into contact with water, it emulsifies changing into milk so you don’t have to be afraid that it will leave an unpleasant film on your skin. I use it while showering in the morning and in the evening, when I need to remove makeup. If you haven’t already tested anything from this Polish brand, I’ve got a 15% discount with the code MLE15 on all products (the offer is only valid until the end of September!).

* * * 

  Hydrofilowy olejek do demakijażu i mycia twarzy od Szmaragdowych Żuków jest ręcznie tworzony, wegański i idealny dla osób, które tradycyjne żele do mycia twarzy podrażniają. Olejek zmywa się całkowicie – po zetknięciu z wodą emulguje zamieniając się w łatwo spłukiwalne mleczko, więc nie musicie się obawiać, że na skórze pozostanie nieprzyjemny film. Stosuję go rano pod prysznicem i wieczorem, gdy muszę zmyć makijaż. Jeśli jeszcze nie testowałyście nić od tej polskiej marki to mam dla Was 15% rabatu na hasło MLE15, na wszystkie produkty (oferta jest ważna tylko do końca września!).

    Very rarely do I show cosmetics like serums on the blog because I’m not such an avid fan of these. That’s why I was slightly prejudiced to another cosmetic of this type. However, now I can’t really imagine my night time routine without patting this mixture into my face and neck. The advanced revitalizing and anti-ageing ALGORICH serum for dry and very dry skin by Sensum Mare will surely live up to your expectations. I already saw the effects after three days – or otherwise my sight is deteriorating ;). If I managed to convince you, remember about the discount code that you can use for all products in the Sensum Mare online store . It is enough to insert the code MLE and you'll get a 15% discount. (The code cannot be used with other offers and discount codes).

* * *

   Bardzo rzadko pokazuję na blogu kosmetyki typu "serum" bo nie jestem ich wielką amatorką. Byłam więc ciut uprzedzona do kolejnego produktu tego typu, ale teraz nie bardzo wyobrażam sobie wieczornej pielęgnacji bez wklepania tej mikstury w moją twarz i szyję. Zaawansowane serum rewitalizujące i przeciwzmarszczkowe do cery suchej i bardzo suchej ALGORICH od Sensum Mare na pewno sprosta Waszym oczekiwaniom. Ja widziałam efekty już po trzech dniach – albo wzrok już mi się pogorszył ;). Jeśli Was przekonałam to pamiętajcie o kodzie rabatowym na cały asortyment w sklepie online Sensum Mare. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów użyjecie kodu MLE a otrzymacie 15% rabatu. (rabat nie łączy się z innymi promocjami). 

   After using the serum, I apply a thick layer of night cream. Also by Love Me Green. It contains the magic Gatuline ingredient, also known as Bio-Botox. It decreases fine wrinkles and they are an increasingly common phenomenon. It also contains the royal jelly extract, argan oil, aloe, and Shea butter stimulating cell regeneration. This product can also boast COSMOS certificate. In this case, I’ve got a code that will give you a 20% discount on all products. It’s enough to use the following code while finishing your order at Love Me Green: LMG202019 (valid until 15 November).

* * *

   Po użyciu serum nakładam na twarz grubą warstwę kremu do stosowania na noc. Ten od Love Me Green zawiera magiczny składnik Gatuline, znany również jako Bio-Botox. Zmniejsza on drobne zmarszczki, a tych powoli nie brakuje. Zawiera też wyciąg z mleczka pszczelego, olej arganowy, aloes czy masło Shea, który stymuluje odnowę komórek. Ten produkt posiada również certyfikat COSMOS. W tym przypadku mam dla Was 20% kod zniżkowy na cały asortyment. Wystarczy, że wpiszecie w podsumowaniu ten kod: LMG202019 (ważny do 15 listopada) w sklepie Love Me Green.

   All right. The truth is that I just opened this jar, but I’d been using Reti Age Cream Anti Aging by Sesderma long before I was pregnant, and since I saw the effects already at that time, I decided to buy another jar. It is a very strong anti-wrinkle cream which will reduce discolouration, improve skin texture, and complexion. Despite the active ingredients, the skin tolerates the cream very well. The presence of growth factors improves the protective barrier and skin regeneration. The antioxidant  cocktail in the form of Ergotein, vitamin C and E and Pterostilbene protects against external factors.  
   In topestetic, you’ll find multiple sets at discounted prices. Reti Age is also available at a discounted price in the 1+1 promotion. If you are pondering whether this cosmetic line is appropriate for your skin type, you can also consult the cosmetologist available on the website.

* * *

    No dobrze. Prawda jest taka, że dopiero co otworzyłam ten słoiczek, ale Reti Age Cream Anti Aging od Sesderma używałam jeszcze na długo przed tym jak zaszłam w ciążę, a ponieważ już wtedy widziałam efekty to postanowiłam zaopatrzyć się w kolejną sztukę. To naprawdę silny krem przeciwzmarszczkowy, który redukuje przebarwienia, poprawia teksturę i koloryt skóry. Mimo aktywnych składników tolerancja kremu przez skórę jest bardzo wysoka. Zawartość czynników wzrostu przyczynia się do wzmocnienia bariery ochronnej i regeneracji skóry. Koktajl antyoksydacyjny w postaci Ergotioneiny, wit. C i E oraz Pterostilbenu chroni przed czynnikami zewnętrznymi. Cała linia Reti Age swoją siłę opiera na działaniu 3 molekuł retinolu zamkniętego w nanosomach.
   W sklepie topestetic dostępnych jest wiele zestawów promocyjnych na produkty tej marki i krem Reti Age jest również aktualnie w promocji 1+1. A jeżeli zastanawiacie się czy ta linia będzie odpowiednia dla Waszej skóry skorzystajcie z konsultacji z kosmetologiem na stronie sklepu."

   Now, I’d like to proceed to the most pleasant part of this post. I was trying to prepare a lemon soufflé, but my audacity had been punished – of course, it lost its bulk and even though it had a delicious taste I wouldn’t dare to show the effect on the blog. Maybe next time… Today’s recipe is tried and tested, delicious, simple, and very famous – even though probably not that popular in our country. "Dutch Baby” looks like a complicated French dessert. It comes from the USA and is nothing different than a…. baked pancake. Another way to prepare it makes the texture of the pastry considerably better, and the dessert itself (or breakfast) looks as if it was taken from Julia Child’s cookbook. I added pear and a little bit of sugar (the original recipe doesn’t feature it) so that the pastry is little sweeter.

* * *

   A teraz chciałabym przejść do najprzyjemniejszej części tego wpisu. Próbowałam przygotować dla Was suflet cytrynowy, ale moje zuchwalstwo zostało ukarane – oczywiście opadł i chociaż w smaku był wyśmienity, to nie śmiałabym pokazać efektów na blogu. Może następnym razem… Dzisiejszy przepis jest za to sprawdzony, pyszny, prosty i bardzo sławny, chociaż u nas chyba niezbyt popularny. "Dutch Baby" ("holenderski niemowlak") wygląda jak jakiś skomplikowany francuski deser, a tymczasem pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i jest niczym innym jak… pieczonym naleśnikiem. Inny sposób przygotowania powoduje jednak, że konsystencja ciasta jest o niebo lepsza, sam deser (lub śniadanie) wygląda jak z książki kucharskiej Julii Child. Ja dodałam do niego gruszkę i ciut cukru (oryginalny przepis go nie zawiera), aby ciasto samo w sobie było słodsze. 

 Wszystkie produkty znalazłam w Jadłosferze – jeśli sklep internetowy może mieć duszę, to tak jest właśnie w tym przypadku. Od razu widać, że asortyment wybierany jest z ogromnym zaangażowaniem. Ja wciąż nie mogłam przestać myśleć o marokańskiej paście orzechowej, która zjedliśmy w ciągu dwóch dni, więc przy okazji zrobiłam tam kolejne zakupy.  Konfitura z rabarbaru z różą, syrop z gruszki z wanilią oraz cytrynki z imbirem i miodem to idealne dopełnienie mojej jesiennej spiżarki (i perfekcyjne dodatki do tego przepisu). 

Ingredients for 2 portions:

3 eggs

1/2 glass of milk (125 ml)

1/2 glass of wheat flour

1 tablespoon of icing sugar

1 tablespoon of clarified butter (only using a traditional method)

1 teaspoon of vanilla or almond essence

1 pear

served with: icing sugar, syrup with pear and vanilla, sour cream

* * *

Składniki na dwie porcje:

3 jajka

1/2 szklanki mleka (125 ml)

1/2 szklanki mąki pszennej

1 łyżka cukru pudru

1 łyżka masła sklarowanego (tylko tradycyjną metodą)

1 łyżeczka esencji waniliowej lub migdałowej

1 gruszka

do podania: cukier puder, syrop z gruszką i wanilią, śmietana

Directions:

1. Take eggs and milk out of the fridge and wait until they reach room temperature (you can also place the eggs in warm water and heat up the milk a little bit).

2. Preheat the oven to 220ºC. Use the over function with upper heating element switched on – without convection mode. Wash, dry, stone, and slice the pear.

3. Whisk eggs with icing sugar until thick and fluffy. Add milk, flour, vanilla essence, and a pinch of salt. Place a spoonful of clarified butter in the pan that you can put in the oven (or a flat heat-resistant dish).

4. Mix the whole contents of the bowl. Take the pan out of the oven and pour it onto the pastry. Place the pear on top and put it back inside the oven. Bake for 15 minutes. The pastry should rise and be crispy on the outside and ideally soft on the inside.

5. Take it out of the oven. Pour some syrup over it. Sprinkle it with icing sugar and eat with your fingers. Real gourmets will enjoy a combination with creamy ice-cream.

* * *

Przygotowanie:
1. Wyjąć jajka i mleko z lodówki i poczekać aż uzyskają temperaturę pokojową (lub jajka włożyć do ciepłej wody, a mleko minimalnie podgrzać).

2. Piekarnik nagrzać do 220 stopni C. Koniecznie wybierzcie tryb w którym włączony jest górny opiekacz – bez termoobiegu. Gruszkę umyć, wysuszyć, wyciąć pestki i pokroić w plastry. 

3. Do miski wbić jajka i cukier puder i utrzeć trzepaczką na puszystą masę, dodać mleko, mąkę, esencją waniliową i szczyptę soli. Nałożyć łyżkę masła klarowanego na patelnię, którą można włożyć do piekarnika (lub płaskie naczynie żaroodporne) wstawić do rozgrzanego piekarnika. 

4. Zawartość miski dokładnie wymieszać aby powstała jednolita masa. Wyciągnąć patelnię z piekarnika, wlać na nią ciasto, ułożyć na wierzchu gruszkę i szybko wstawić z powrotem. Piec przez 15 minut. Ciasto powinno urosnąć, być chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku. 

5. Wyjąć z piekarnika, polać syropem, posypać cukrem pudrem i jeść palcami. Prawdziwym smakoszom polecam dodać gałkę lodów śmietankowych.

coat / płaszcz – Zara // jeans / spodnie – Reformation // flats / baletki – Chanel // t-shirt – MLE Collection
 

 

 

 

Look of The Day – Current Fashion Mood

long coat and body / długi trencz i body – NA-KD

leather shoes / skórzane kozaki – ZARA

earrings/ kolczyki – &Otherstories

bag / torebka – LV

   I always thought that a good outfit is one that makes others think “who is that woman?” and not “where is this sweater from?”. I look with distance at the emotionally explicit coverage from the Fashion Weeks, but I can see that a certain reflection can be noticed in their case. Right before her fashion show, Miuccia Prada – a great personality – spoke openly with the press about her opinion on the too extravagant fashion. “Currently, when there is an abundance of everything – too much fashion, too many clothes – I wanted the person to be of the greatest importance”. Of course, it is slightly tinged with hypocrisy – designers release new collections to sell them, but it’s nice to hear a voice of reason.   

   I won’t get easily bored with the outfit that I was wearing on Friday (as the weekend was all about wellies and a long sweater) – trench coats are my love that started already in the times when all bloggers were taking photos with a (disposable) Starbucks mug (all those who would like to take a trip down the memory lane can see the post here). And even though the ideal trench coat has changed over the years, it still remains the best remedy for me.  

   If you still lack a trench coat (but it’s rather hard to believe ;)), maybe you’ll enjoy a discount to NA-KD, where I got my coat (I also found such model, the jeans that you’ve been asking about are back in stock again). Use the code MLE15K to get a 15% discount on all non-discounted products. Have a pleasant shopping experience!

* * *

   Zawsze uważałam, że dobry strój to taki, który skłania innych do pytania "kim jest ta kobieta?" a nie "skąd jest ten sweter?". Z dystansem patrzę na rozemocjonowane relację z "faszynłików", ale widzę, że nawet tam pojawia się powoli pewna refleksja. Miuccia Prada – wielka postać – tuż przed swoim pokazem powiedziała prasie otwarcie co myśli o nazbyt ekstrawaganckiej modzie. „W tym momencie, gdy wszystkiego jest w nadmiarze – za dużo mody, za dużo ubrań – chciałam, aby to osoba była najważniejsza”. To oczywiście wciąż podbarwione jest lekką hipokryzją – projektanci wypuszczają przecież nowe kolekcje po to, aby je sprzedać, ale miło jest usłyszeć głos rozsądku. 

   Strój, który miałam na sobie w piątek (bo w weekend królowały kalosze i długi sweter), szybko mi się nie znudzi – trencze to moja miłość jeszcze z czasów, gdy wszystkie blogerki robiły sobie zdjęcia z (jednorazowym) kubkiem ze Starbunia (wszystkich chętnych na małe wspomnienia zapraszam z rumieńcem tutaj). I chociaż przez lata ten idealny trencz bardzo się zmienił, to wciąż pozostaje dla mnie najlepszym ratunkiem.

   Jeśli w Waszej szafie brakuje jeszcze trencza (chociaż ciężko byłoby w to uwierzyć ;)) to może ucieszycie się, że tradycyjnie mam dla Was zniżkę do sklepu NA-KD z którego pochodzi mój płaszcz (znalazłam też taki model, do oferty sklepu wróciły też dżinsy o które pytałyście). Użyjcie kodu MLE15K, aby uzyskać 15% rabatu na cały nieprzeceniony asortyment. Udanych zakupów!

Przepis dla wszystkich kochających ziemniaki!

Only within one week, the temperature in Tricity went down by 10 degrees. I was expecting a change of weather, but the thought about a warm sunny September was more tempting. However, I still hope that the lashing rain and storm on the Baltic are only a momentary weather whim. So far, I’ve been going for flavours that are closer to our hearts in the early fall season. Potato pancakes with mozzarella and basil served with smoked fish are my latest discovery. I recommend them to all potato lovers!

*    *    *

Zaledwie w przeciągu jednego tygodnia temperatura w Trójmieście spadła o 10 stopni C. Spodziewałam się zmiany pogody ale myśl o ciepłym, słonecznym wrześniu była bardziej kusząca. Nadal jednak mam nadzieje, że zacinający deszcz i sztorm nad Bałtykiem to tylko chwilowy kaprys pogodowy. Póki co sięgam po smaki, które bliższe są nam wczesną jesienią. A placki z ugotowanych ziemniaków z mozzarellą i bazylią podane z wędzoną rybą, to moje ostatnie odkrycie. Polecam wszystkim, którzy kochają ziemniaki!

Ingredients:

(recipe for 10 – 12 pieces)

8 cooked potatoes

2 mozzarella cheese ballshandful of fresh basil leaves

2 tablespoons of wheat flour

1 eggfreshly ground nutmeg / sea salt / freshly ground pepper

coconut oil for frying

served with: smoked fish, e. g. trout or the so-called salmon bellie

ssauce: yoghurt mixed with ground garlic, chives olive oil, and lemon juice

* * *

Skład:

(przepis na 10 – 12 sztuk)

8 ugotowanych ziemniaków

2 kulki mozzarelli

garść świeżych liści bazylii

2 łyżki mąki pszennej

1 jajko

gałka muszkatołowa / sól morska / świeżo zmielony pieprz

do smażenia: olej roślinny

do podania: wędzona ryba np. pstrąg lub tzw. brzuszki z łososia

sos: jogurt wymieszany z tartym czosnkiem, szczypiorem, oliwą z oliwek i sokiem z cytryny

Directions:

1. Use a fork or a potato press to smash the potatoes. Combine them with egg, diced mozzarella cheese, chopped basil leaves, and flour. Season everything with herbs and stir thoroughly until the ingredients are combined. Form balls, flatten them, and fry on hot oil – on both sides until slightly brownish.

2. Served the fried potatoes with yoghurt sauce and smoked fish.

* * *

A oto jak to zrobić:

1. Ugotowane ziemniaki ugniatamy widelcem lub przeciskamy przez praskę. Łączymy z jajkiem, pokrojoną w kostkę mozzarellą, posiekanymi liśćmi bazylii i mąką. Całość doprawiamy ziołami i dokładnie mieszamy do połączenia się smaków. Z masy formujemy kulkę, ugniatamy placuszek i smażymy na rozgrzanym tłuszczu – z obu stron, do zarumienia.

2. Usmażone placki podajemy z sosem jogurtowym i wędzoną rybą.

Ugotowane ziemniaki ugniatamy widelcem lub przeciskamy przez praskę. Łączymy z jajkiem, pokrojoną w kostkę mozzarellą, posiekanymi liśćmi bazylii i mąką.  Całość doprawiamy ziołami i dokładnie mieszamy do połączenia się smaków.

Z masy formujemy kulkę, ugniatamy placek i smażymy na rozgrzanym tłuszczu – z obu stron, do zarumienia.

Usmażone placki podajemy z sosem jogurtowym i wędzoną rybą (polecam wędzonego pstrąga lub brzuszki z łososia).

 

Czy kosmetologiczne odkrycia XXI wieku to tylko chwyty marketingowe? Co naprawdę działa a kiedy producenci kosmetyków cynicznie kłamią?

   A long, long time ago, just like today, women wanted to look good and were applying different products to keep their youth and smooth skin. Since the times when Cleopatra bathed in goat milk, everything has changed in the field of cosmetology. The development of technology allows us now to land on Mars and clone animals so we can easily assume that cosmetics should be more effective than those used before the discovery of print, steam engine, penicillin, or radio. But is that really the case? Are novel and original ingredients and products better than what we’ve known for centuries? And maybe it’s only an advertising ploy to catch our attention and convince us to buy new products? Which ingredients are really effective, and which are only an ornamental caption on the packaging? Today’s post is to help you dispel your doubts.

* * *

   Dawno dawno temu, tak samo jak my dziś, kobiety chciały dobrze wyglądać i stosowały różne specyfiki, aby zachować młodość i gładką skórę. Od czasów, gdy Kleopatra kąpała się w kozim mleku w kosmetologii zmieniło się wszystko. Rozwój technologii pozwala nam teraz lądować na Marsie i klonować zwierzęta, można więc założyć, że kosmetyki powinny być znacznie bardziej skuteczne, niż przed wynalezieniem druku, silnika parowego, penicyliny czy radia. Ale czy tak jest w istocie? Czy to, co nowe, oryginalne, jest lepsze od tego, co znane od wieków? A może to tylko chwyt reklamowy, mający zwrócić naszą uwagę i przekonać do zakupu? Które składniki naprawdę działają, a które jedynie są ozdobnym napisem na opakowaniu? Dzisiejszy wpis jest po to, aby pomóc nam rozwiać te wątpliwości.

Snail slime  

   Slime used in the production of cosmetics is sourced from Helixa Aspersa Mullera snails. It is bred at specially prepared snail farms. Even though it might seem that it’s a novelty (the studies were started in the 90s, but I’ll write more about it in a second), the properties of snail slime have been known since the times of ancient Greeks – it was not only used to improve appearance, but also as medicine, especially to treat wounds. Since the 80s of the previous century, the slime caught the attention of the industry anew – after numerous studies that took more than a decade, a cream, and then other cosmetics, containing snail slime was created. The technique of sourcing of this precious slime is not that simple and some companies have their own ways to do that – for example, they put snails into vibration to increase the slime production. That’s why it’s important to check whether the product that we want to buy is cruelty free – it is a guarantee that animals don’t suffer during the production process.  

    The name of the ingredient itself is not that encouraging. That’s why it doesn’t come as a surprise that some people (especially men) don’t really understand how we can apply that on our skin. Probably most of you imagine the marks left by these little (cute?) creatures after a spell of rain.    

   But does it work at all? Snail slime is an ideal support for skin that needs regeneration. Since it has regenerative properties, it propels the healing of post-acne wounds and smoothes shallow wrinkles as well as scars and stretch marks. However, for the cosmetic to work, it really has to contain snail slime. That’s why you should always read the composition and look for something that contains “snail” in its name. You should also make sure that there is more than 5% of snail slime in the cosmetic (such information should be present on the package).

Precious collagen?  

   We know that collagen in precious that’s why we allow ourselves to be fooled by cosmetics that contain it. It seems to us that by rubbing into our skin, we’ll improve its state. You can't be further from the truth!  

   Collagen is responsible for the elasticity of our skin. Over time, we’ve got less and less of collagen the result of which are wrinkles. Cosmetic producers suggest that’s enough to rub it into our body. However, the problem is that collagen works only in the deep layers of our skin that are areas unreachable for any cream, gel, or serum. Our skin is secured by the calloused layer of epidermis which protects our organism against losing too much water and against chemical substances and germs. It’s a superb shield also for collagen whose particles are too large to break inside.

   A breakthrough was made in 2006, when Nature Biotechnology published an article proving that there exists a protein with a larger mass that has a chance to reach the deeper layers of our skin (it was discovered that skin has greater permeability that it had been assumed). On the basis of these studies, scientists started to work on a method to translate the discovery into new solutions in the world of cosmetics. This resulted in the analysis of collagen particles sourced from fish scales. From a chemical perspective, collagen in the form of tropocollagen molecules penetrates skin layers and reached dermis through skin pores. Fish collagen is additionally “able” to stimulate our organism to produce our own collagen which results in improved elasticity.  

When it comes to captions on packages, we often reach for creams that claim to have 100% of collagen concentration. Such concentration would turn our cream or serum into a jelly. 3% or 4% is the maximum. Don’t be fooled and in case of doubt, ask the seller.  

To sum up, creams with collages are effective only if appropriate technology is used. Unfortunately, not every producer that uses it boasts that fact. I found such cream here.

* * *

Śluz ślimaka

   Śluz stosowany w produkcji kosmetyków pozyskiwany jest ze ślimaka o nazwie Helixa Aspersa Mullera. Hoduje się go w specjalnie przystosowanych do tego fermach. Choć mogłoby się wydawać, że to nowość (dokładne badania zaczęto w latach 90., ale o tym za chwilę), właściwości śluzu ślimaków znane były już starożytnym Grekom – stosowano go nie tylko dla poprawy urody, ale jako środek leczniczy, zwłaszcza na rany. Od lat 80. poprzedniego wieku na nowo zaczęto interesować się tym składnikiem – po licznych badaniach, które trwały ponad dekadę, stworzono krem, a później inne specyfiki zawierające ślimaczy śluz. Technika zbierania tej cudownej mazi nie jest łatwa, a niektóre firmy mają swoje sekretne sposoby – np. wprowadzają ślimaki w wibrację, by zwiększyć produkcję śluzu. Dlatego ważne, żeby przed zakupem sprawdzić, czy na opakowaniu jest napis „cruelty free” – to gwarancja, że zwierzęta nie cierpią podczas „produkcji”.

   Sama nazwa składnika brzmi dość zniechęcająco. Nic dziwnego, że niektórzy (zwłaszcza mężczyźni) zupełnie nie rozumieją tego, jak możemy godzić się na styczność naszej skóry z czymś takim. Pewnie większość ma przed oczami ślady zostawiane po deszczu przez te małe (urocze?) stworzonka.

   Ale czy to w ogóle działa? Śluz ślimaka jest doskonałym wsparciem dla skóry, która potrzebuje regeneracji. Skoro ma właściwości naprawcze, przyspiesza gojenie się ran potrądzikowych, ale i wygładza zmarszczki płytkie oraz blizny i rozstępy. Żeby jednak kosmetyk zadziałał, musi naprawdę zawierać w składzie śluz. Dlatego zawsze czytajmy spis składników i po pierwsze szukajmy czegoś z nazwą „snail”, a po drugie upewnijmy się, że jest go więcej niż 5% (taka informacja powinna znaleźć się na opakowaniu).

Cenny kolagen?

   Wiemy jak cenny jest dla nas kolagen, dlatego łatwo dajemy się nabrać na kosmetyki, które mają go w swoim składzie. Wydaje nam się, że wcierając go w skórę, znacznie poprawiamy jej kondycję. Nic bardziej mylnego!

   Kolagen odpowiada za elastyczność skóry. Z upływem czasu jest go coraz mniej, dlatego pojawiają się zmarszczki. Producenci kosmetyków sugerują, że wystarczy go uzupełnić wsmarowując w ciało. Problem jednak w tym, że kolagen działa w głębokich warstwach skóry, do której krem, żel, serum nie mają szansy dotrzeć. Nasza skóra zabezpieczona jest zrogowaciałą warstwą naskórka, która pilnuje, by z organizmu nie uciekało za dużo wody, a substancje chemiczne i drobnoustroje nie dostawały się do wewnątrz. To doskonała tarcza także dla kolagenu, którego cząsteczki są zbyt duże, by przebić się do środka.

   Przełom nastąpił w 2006 roku, kiedy na łamach „Nature Biotechnology” udowodniono, że istnieje białko o większej masie, które ma szansę przedostać się przez skórę głębiej (odkryto, że skóra ma większą przepuszczalność niż sądzono). Na podstawie tych badań zaczęto opracowywać metodę przełożenia tego odkrycia na skuteczność kosmetyków, aż dotarto do analizy cząstek kolagenu pozyskiwanego z rybich skór. Chemicznie to ujmując kolagen w postaci cząstek tropokolagenu przenika do skóry właściwej, a jego „drzwiami” są pory skórne. Kolagen rybi dodatkowo „potrafi” stymulować organizm do produkcji własnego kolagenu, co realnie przekłada się na elastyczność skóry.

   Co do napisów na opakowaniach, bardzo często sięgamy po produkty 100% kolagen. Takie stężenie sprawiłoby, że mielibyśmy do czynienia z twardą galaretką, a nie płynem czy kremem. 3% lub 4% to maksimum. Nie dajmy się nabrać i w razie wątpliwości dopytajmy o szczegóły sprzedawcę.

   Reasumując, kremy z kolagenem są skuteczne tylko wtedy, jeśli zastosowana jest odpowiednia technologia. Niestety, nie każdy producent, który ją stosuje potrafi się tym pochwalić. Ja znalazłam taki krem tutaj.

Controversial vitamin C  

   Did you know that vitamin C sparks heated emotions, even similar to vaccines, carrying children in carriers, or using cinnamon in face masks? Some use this ingredient as a cure for everything and in all forms, others perceive it as the greatest myth of our times. What’s the truth?  

   Vitamin C works and may have beneficial influence on our health and beauty problems, but it has to be appropriately applied. That’s why whenever your choice is dictated by the fact that vitamin C is one of the cream ingredients, you should forget about this product altogether. Lipids, and that’s how it is served in a cream, are a terrible medium. You’ll notice it’s effect only when you’ll use it in a liquid form, that is in a concentrated serum. Vitamin C can be added as ascorbic acid. It has been present on the market in this form for years. However, people with sensitive skin should pass on applying it. I know something about it as I once used too much and I ended up with an unpleasant skin irritation. Back then, I thought that the more, the better so I learned that I should always meticulously follow instruction and do tests in areas that aren’t immediately visible (e. g. behind your ears). However, getting back to ascorbic acid – it’s the cheapest option, but it has a major drawback – a short expiry date.  

   When it comes to delicate skin types, it’s worth using vitamin C in the form of tetrahexyldecyl ascorbate that is not only milder, but also has a longer expiry date after you open it. It also works in lower concentrations and it can be bought in the form of oil (oil serum).  There is also ascorbyl glucoside, that is vitamin C that reaches deeper skin layers. It works for a longer period of time, but the effects are less visible from the outside.  

   The fact that vitamin C works wonders when it comes to wrinkles is common knowledge (everything is useful in our battle against wrinkles in today’s world as these are our greatest enemies). However, the most important effect that we get after applying a serum with vitamin C is the improvement of our complexion. Skin that has been treated with vitamin C has visible smaller pores and gains youthful elasticity. Good cosmetics can also visibly brighten our skin already after 2 weeks. Grey lacklustre complexion will gain healthy colour. Discolorations, even though resulting from acne, have a change to disappear (or be less visible). Additionally, an appropriately chosen serum will help you with leaking blood vessels – vitamin C tightens them and improves blood circulation.  

   Supplementing vitamin C in order to improve the appearance of your skin is hopeless (skin is the element in the chain that is reached last if you consume vitamin C in that particular oral form). That’s why we need to take action on the outside if we want to improve the appearance of our skin. Recently, I recommended vitamin C serum by Timeless (you can find the post here) and I still think that the product is superb, yet I’d like to check out another brand after I am finished with the bottle. I confess – I saw these products on Instagram belonging to one of the Kardashians and I just “had to try”. Paula's Choice is not popular in Poland (but you can easily get it from a Polish distributer – Cosibella.pl), but I think that it’s only a matter of time and it will settle on our market for good. The great asset of „C15 Super Booster” is that it doesn’t prick your skin after application. It can be mixed with face cream and used on an everyday basis. It’s strong enough to brighten all types of sun discolorations.

Pure truth – coenzyme Q10  

   Products with coenzyme Q10 should be the first ones that are used in anti-aging cosmetics that we use in our twenties. Dermatologists are blunt about its effectiveness in getting rid of small wrinkles and making deeper ones shallower. It’s also great for improving skin elasticity. It’s one of the most effective methods in fighting wrinkles. It has been proved that it is an ingredient protecting against ageing of skin suffering from too long sun exposure. More specialist cosmetics decrease the symptoms of inflammation, including acne (common and erythemosa) and atopic dermatitis.  

   What’s behind the coenzyme known to all women? It was discovered by professor Karl Folkers at the end of the 50s (it was sourced from an ox’s heart. The Japanese, in turn, were able to devise a method of mass “production”. The extent and importance of these achievements are corroborated by the fact that coenzyme Q10 is referred to by some as the greatest scientific achievement of the 20th century.  

   Our organisms stop producing it in an appropriate amount already around our 25th birthday. And the problem doesn’t only concern the state of our skin, but also our arteries and, at the same time, our fitness – as Q10 is responsible not only for our appearance, but also for our general health. In 2005 also in Japan, it was proved that the best results are yield when you combine cosmetics with an appropriately adjusted diet. It’s important that coenzyme Q10 is applied with fats (as a medium). That’s why we need to consume it, for example, accompanied by olive oil. Its greatest concentration can be found in fish, giblets, broccoli, and spinach.

* * *

Kontrowersyjna Witamina C

   Wiecie, że temat Witaminy C budzi na forach internetowych podobne emocje, jak szczepionki, noszenie dzieci w nosidełku lub stosowanie cynamonu w maseczkach? Jedni ten składnik stosują na wszystko i w każdej postaci, inni mają go za największy mit naszych czasów. Jaka jest prawda?

   Witamina C działa i może poprawić pewne sprawy zdrowotne czy urodowe, ale musi być odpowiednio podana. Dlatego jeśli wybór jakiegoś kremu podyktowany jest wyłącznie tym, że wymieniona jest w składzie, od razu odpuśćmy. Lipidy, a tak podana jest w kremie, są dla niej fatalnym nośnikiem. Efekt jej działania zauważymy dopiero, gdy sięgniemy po kosmetyki w formie płynnej, czyli skoncentrowanego serum. Witamina C może być dodawana jako kwas askorbinowy. Tak funkcjonuje na rynku od lat, ale o ile jej skuteczności raczej nie da się podważyć, o tyle osoby o wrażliwej skórze nie powinny jej stosować. Wiem coś o tym, bo kiedyś przesadziłam i skończyłam z nieprzyjemnym podrażnieniem. Wydawało mi się wtedy, że im więcej tym lepiej, co nauczyło mnie dokładnego przestrzegania instrukcji i robienia testów w niewidocznym miejscu (np, za uchem). Wracając jednak do kwasu askorbinowego – to najtańsza opcja, ma jednak wadę w postaci krótkiego terminu przydatności – nie wolno przekroczyć 3 miesięcy po otwarciu, a opakowanie trzeba przechowywać w ciemnym pomieszczeniu lub lodówce.

   Przy delikatniejszej cerze warto stosować Witaminę C w postaci tetraizopalmitynianu askorbylu, który nie tylko jest bardziej łagodny, ale ma o wiele dłuższy termin ważności po otwarciu. Działa już w mniejszym stężeniu i można go kupić jako olejek (olejowe serum).  Jest jeszcze glukozyd askorbylu, czyli witamina C, która wnika w głębsze warstwy, działa tam dłużej, choć na zewnątrz efekty są mniej widoczne.

   To że Witamina C działa na zmarszczki jest dość oczywiste (wszystko w dzisiejszych czasach działa na zmarszczki, w końcu to główny wróg). Najważniejszym jednak efektem jaki osiągniemy po zastosowaniu serum z witaminą C jest poprawa kolorytu cery. Skóra potraktowana Witaminą C ma widocznie zmniejszone pory i nabiera młodzieńczej elastyczności. Dobre kosmetyki mogą zauważalnie rozświetlić skórę już po 2 tygodniach stosowania. Szara, ziemista cera nabierze zdrowego kolorytu. Przebarwienia, nawet te po trądziku, mają szansę zniknąć (lub stać się mniej widoczne). Dodatkowo odpowiednio dobrane  serum rozwiązuje kłopoty z rozszerzonymi i pękającymi naczynkami – witamina C uszczelnia je i poprawia cyrkulację krwi.

   Suplementowanie witaminy C w celu poprawienia stanu skóry jest bez sensu (skóra jest ostatnim ogniwem, do którego dociera po jej doustnym przyjmowaniu). Dlatego jeśli chcemy zadbać o jej wygląd, musimy działać od zewnątrz. Ostatnio polecałam Wam serum Timeless z Witaminą C (tutaj wpis) i nadal uważam, że jest to świetny produkt, ale po jego wykończeniu chciałam wypróbować inną markę. Przyznaję się – widziałam te produkty na Instagramie u którejś z Kardashianek i „dałam się namówić”. Paula's Choice nie jest popularny w Polsce (można go jednak bez problemu zamówić przez polskiego dystrybutora – Cosibella.pl), ale myślę, że to kwestia czasu kiedy u nas zadomowi się na dłużej. Ogromną zaletą „C15 Super Booster” jest to, że nie szczypie po aplikacji. Można go mieszać z kremem do twarzy i używać na co dzień. Jest na tyle silny, że rozświetla nawet niewielkie przebarwienia po słońcu.

Czysta prawda, czyli koenzym Q10

   Produkty z koenzymem Q10 powinny być pierwszymi przeciwzmarszczkowymi kosmetykami, po które sięgamy jeszcze przed trzydziestką. Dermatolodzy wprost mówią, o ich skuteczności w niwelowaniu drobnych zmarszczek, spłycaniu większych i poprawianiu elastyczności skóry. To jedna z najskuteczniejszych metod w walce ze zmarszczkami. Udowodniono, że jest to składnik chroniący przed starzeniem się skóry spowodowanym nadmierną ekspozycją na słońce. Bardziej specjalistyczne kosmetyki zmniejszają objawy stanów zapalnych, między innymi trądziku (pospolitego, różowatego) i atopowego zapalenia skóry.

   Pytanie, czym jest koenzym o nazwie, którą zna każda kobieta? Odkrył go profesor Karl Folkers pod koniec lat pięćdziesiątych (wyodrębniony został z wołowego serca). Japończykom natomiast udało się stworzyć metodę masowej „produkcji”. O wadze tych dokonań niech świadczy fakt, że odkrycie koenzymu Q10 w niektórych kręgach nazywane jest największym osiągnięciem nauki XX wieku.

   Nasze organizmy zaprzestają produkcji odpowiedniej ilości koenzymu już w okolicach 25 urodzin. I zmartwienie nie dotyczy jedynie stanu naszej skóry, ale i naszych tętnic, a tym samym ogólnej wydolności – bo Q10 odpowiada nie tylko za wygląd, ale również za nasze ogólne zdrowie). W 2005 roku także w Japonii dowiedziono, że najlepsze rezultaty daje połączenie kosmetyków z odpowiednio dobraną dietą. Ważne, by koenzym Q10 miał towarzystwo tłuszczów (jako nośnika), dlatego spożywajmy go np. z oliwą z oliwek. A najwięcej znajdziemy go w rybach, podrobach, brokułach i szpinaku.

Teraz w sklepie Love me Green obowiązuje 20% zniżka na cały asortyment (promocja trwa do 15 listopada). Wystarczy użyć kodu: LMG202019 . Udanych zakupów :)

Kind mother nature  

   I won’t go into analysing the properties of swallows’ nests, bulls’ semen, and other thing. I’d rather focus on the less extravagant ingredients that don’t have to be gathered during the full moon on some kind of exotic island. Our backyard is full of undervalued blessings that bring better results than the drug store bestsellers.   Something what works doesn’t have to me a substance with an original name that is an extract from a strange plant or an effect of the rituals of an exotic animal. Sometimes you don’t have to smash the molecules to create an effective cosmetic – you can just use formulas that have been around for years. Maybe walking barefoot around the garden and gathering herbs is too much, but the knowledge about the properties of honey or nuts will be really helpful.  

   The already mentioned honey is a precious ingredient in itself – the fall season is coming, and I don’t really know a better way to get rid of chapped lips than a honey mask (it’s enough to apply it on your lips for a few minutes). Its antibacterial and anti-inflammatory properties will also help you to tackle acne – wounds are healing faster, and the scars and discolorations are scarcer. Dry and fatigued skin that is treated with honey regains its lustre and appropriate level of moisturisation. The cosmetic isn’t worth our attention if it’s not reversing time – owing to the presence of vitamin (A, E, C) honey battles free radicals and delays the appearance of deep wrinkles.  

   Nuts, in turn, are best in their oily form – on the condition that these are pure oil, without the addition of chemical substances – they can be only enriched with vitamins. You’ll find information on that on the packaging – the list on ingredients shouldn’t be longer than 2-3 items.  

   It is one of the better hair cosmetics: brittle and fragile hair will be thankful for the sweet almond oil – it will regenerate, moisturise, and protect it against the harmful hair dryer and sun rays. Almond oil is the main ingredient of my beloved body balm by Love Me Green – a brand whose formulas are developed with the use of the recent innovations and discoveries of natural cosmetics industry. Additionally, they have really beautiful fragrances as they contain various extracts and plant oils. Now, I’ve hot one that smells of green tea. In turn, the state of your hair suffering from split ends will be improved by argan oil – it will strengthen is and help you to battle dandruff. For falling hair, it’s best to use coconut oil sourced from coconut pulp – it will make your hair soft and shiny. It also strengthens our hair bulbs and cares for curly hair.

* * *

Łaskawa matka natura

   Odpuszczę analizowanie właściwości gniazd jaskółek, nasienia byków i innych. Wolę się skupić na mniej ekstrawaganckich składnikach, których nie trzeba zbierać przy pełni księżyca na jakiejś egzotycznej wyspie. Na naszym podwórku znajdziemy wiele niedocenianych dobrodziejstw, o działaniu często lepszym niż większość drogeryjnych bestsellerów.

   Coś, co działa, wcale nie musi być substancją o oryginalnej nazwie będącą ekstraktem z dziwnej rośliny lub efektem działań egzotycznego zwierzęcia. Czasami nie trzeba rozbijać molekuł, aby stworzyć skuteczny kosmetyk – można sięgnąć po receptury znane od wielu lat. Może chodzenie boso po ogródku i zbieranie ziół to za dużo, ale wiedza o właściwościach np. miodu czy orzechów bardzo się przyda.

   Wspomniany miód sam w sobie działa doskonale – zbliża się jesień, a ja nie znam lepszego sposobu na spierzchnięte usta, niż miodowa maseczka (wystarczy posmarować i potrzymać kilka minut). Jego antybakteryjne i przeciwzapalne właściwości pomagają w walce z trądzikiem – rany goją się szybciej, a blizny i przebarwienia są rzadsze. Sucha i zmęczona skóra potraktowana miodem odzyskuje blask i odpowiedni poziom nawilżenia. Co to byłby za kosmetyk, jeśli nie odmładzałby naszej skóry – dzięki zawartości witamin (A,E,C) przeciwdziała wolnym rodnikom i opóźnia pogłębianie się zmarszczek.

   Orzechy natomiast polecam w postaci olejków – pod warunkiem, że są to czyste olejki, bez dodatku chemii – ewentualnie z witaminami. Informacje na ten temat znajdziecie na opakowaniu – lista składników nie powinna przekraczać 2-3 pozycji.

   To jeden z lepszych kosmetyków na włosy: kruche i łamliwe podziękują za olejek ze słodkich migdałów – zregeneruje je, nawilży i będzie chronił przed szkodliwym ciepłem z suszarki oraz promieniami słonecznymi. Olejek migdałowy jest głównym składnikiem mojego ukochanego balsamu do ciała od Love Me Green – marki, której receptury są opracowane z wykorzystaniem ostatnich dokonań i osiągnięć kosmetyki naturalnej. Do tego wyjątkowo pięknie pachną, ponieważ zawierają różne ekstrakty i olejki roślinne. Teraz mam ten o zapachu zielonej herbaty. Z kolei kondycję włosów z rozdwajającymi się końcówkami poprawi olejek arganowy – wzmocni je, wygładzi i pomoże w walce z łupieżem. Na wypadające włosy natomiast najlepiej zadziała pozyskiwany z miąższu kokosa olejek kokosowy – sprawi, że staną się miękkie i lśnią. Wzmacnia także cebulki i dba o włosy kręcone.

Look of The Day – Niedzielne smuteczki

leather slippers / skórzane klapki – Högl on eobuwie.pl

wool coat / wełniany płaszcz – MLE Collection (nowa kolekcja)

white t-shirt & jeans / biały t-shirt i dżinsy  – H&M

leather bag / skórzana torebka – Balagan

   For good 40 minutes, I’ve been trying to come up with a few sentences about today’s outfit. Why am I wearing the same mules? Why do I have the same handbag? Do I always have to carry the same sack with me? These are only a few questions that haven’t been asked yet, and I already wanted to start explain myself. This week was a bit of a nuisance for me and today, I’d like to curl up in a ball on my sofa and get a nice hearty portion of ice-cream from the freezer (which I’ll do in a second) rather than go into details about clothes. Last week, I promised one of you that this “look” will be embellished with a text ;). Well, I could put on the mules without the need to bend, the handbag was big enough to store diapers, tissues, a bib, and a few toys, and the stroller and its sweet contents are with me all the time. And speaking dead serious now – today’s outfit is an ideal way to avoid running around the city wearing sweatpants and yet it still allows me to feel comfortable. 

* * *

   Przez dobre czterdzieści minut próbowałam wykrzesać z siebie kilka zdań na temat dzisiejszego stroju. Skąd u mnie te klapki? Czemu znów ta sama torebka? Czy zawsze musi być ze mną ten wózek? To tylko kilka pytań, które jeszcze nie padły, a ja już chciałam zacząć się tłumaczyć. Miniony tydzień dał mi trochę w kość i dziś wolałabym się zwinąć w kłębek na kanapie i wygrzebać z zamrażarki porządną porcję lodów (co zresztą lada moment uczynię) niż rozwijać się na temat ubrań. W zeszłym tygodniu obiecałam jednak jednej z Was, że ten "look" będzie opatrzony jakimś tekstem ;). No więc tak, klapki można włożyć nie używając rąk i się nie schylając, torebka pomieści pieluchy, chusteczki, śliniak i parę zabawek, za to wózek, a raczej jego słodka zawartość, jest przy mnie przez cały czas. A tak na serio – dzisiejszy zestaw to dla mnie idealny sposób na to, aby jednak nie biegać po mieście w dresie, ale wciąż czuć się super komfortowo.