Australijki podbijają Instagram – to one wyznaczają teraz trendy modowe, wnętrzarskie, a nawet kulinarne

  Ever since the world shrank to a size of a smartphone and we could travel to the other side of the globe within one click, we have been more eager to draw inspirations from the most distant corners of the world. It's difficult to overlook that the current trends aren't set by the frosty Parisian or London streets but by Australia basking in the summer sun. With each layer of warm clothes that we have to put on, our longing for airy dresses, hot sand, and drinks with pineapple is increasing. Chilled and yearning for the summer season, we enviously watch our colleagues from another hemisphere promoting their Instagram accounts against the backdrop of sun rays.

   The most interesting directions are set by beautiful female Instagram users from Australia. That comes as no surprise. This continent-country is famous for the scale – everything is more abundant there: niche clothing brands, vintage shops, spiders, kangaroos, or highways. We can't also forget about the number of paradise beaches (more than ten thousand) where the famous bloggers can present hot fashion trends and athletic bodies. Today, I will try to shortly describe their choices.

* * *

Odkąd świat skurczył się do rozmiaru smartfona, a na drugiej stronie kuli ziemskiej możemy znaleźć się za pomocą jednego kliknięcia, chętniej czerpiemy inspiracje z najbardziej odległych zakątków. Trudno nie zauważyć, że chwilowo to nie zmarznięte paryskie ani londyńskie ulice wyznaczają trendy, a rozgrzana letnim słońcem Australia. Z każdą kolejną warstwą ciepłych ubrań, jakie musimy na siebie założyć, narasta tęsknota za zwiewnymi sukienkami, gorącym piaskiem i drinkiem z ananasem. Wyziębione i spragnione lata z zazdrością podpatrujemy, jak na tle promieni słońca lansują się koleżanki z drugiej półkuli.

   Najciekawsze kierunki wyznaczane są przez piękne instagramerki z Australii. Nic dziwnego, bo kontynent-państwo słynie z rozmachu – tam wszystkiego jest więcej: niszowych marek odzieżowych, sklepów vintage, pająków, kangurów czy autostrad. Nie można zapomnieć też o liczbie rajskich plaż (ponad dziesięć tysięcy), na których znane blogerki mogą prezentować gorące modowe trendy i wysportowane ciała. Dziś spróbuję w pigułce opisać ich typy.

koszula – The Seaside Tones (100% len)

Skład mojej bluzy to w stu procentach bawełna i jestem przekonana, że pokochałyby ją też Australijki. Ten model znajdziecie w ofercie polskiej marki Hibou Essentials. Jasne kolory to hit w krainie kangurów, bo dobrze kontrastują się z opalonym ciałem.

1. The street chooses nature

If I were to tell you what I like about Australian street fashion the most, I would use one phrase, that is "being down-to-earth". Large brands are one thing, and the things that we see on Instagram and what we really would like to have in our wardrobes are another thing. When it comes to Australian wardrobes, I would borrow everything that falls into one category with the most superb trend of summer – a season that is in full swing in Australia and one that is approaching our part of the world – boho style! Saasha Burns is a real master of this climate. I, together with hundreds of thousands of Instagram users, love to follow her life. Play and femininity combined with girlish charm – that's what we want right now! And these have to be natural fabrics – linen, good-quality denim, and light as air cotton.

Why do Australian women praise high-quality fabrics so much? When the body is in a constant contact with the sun and is lashed with salty ocean air, it needs soft touch that is devoid of irritative plastic and artificiality. If you like the feel of natural fabrics on your skin as well, you should check out The Seaside Tones, Zimmermann, Shona Joy, and Hibou Essentials.

* * *

1. Ulica wybiera naturę

Jeśli miałabym Wam powiedzieć, co najbardziej urzeka mnie w modzie australijskich ulic, to użyłabym jednego słowa „przyziemność”. Wielkie marki to jedno, a to co widzimy na Instagramie i co naprawdę chciałybyśmy mieć w swojej garderobie to drugie. Ja z australijskich szaf pożyczyłabym wszystko, co wpisuje się w najcudowniejszy trend panującego tam, a do nas zbliżającego się lata – styl boho! Prawdziwą mistrzynią tego klimatu jest Saasha Burns, którą ja i setki tysięcy innych osób uwielbiamy podglądać. Luz i kobiecość zmieszana z dziewczęcym wdziękiem – tego chcemy już! No i koniecznie naturalne tkaniny – len, dobrej jakości dżins i lekka jak piórko bawełna.

Dlaczego tak ważne są dla Australijek materiały dobrej jakości? Gdy ciało bez przerwy ma kontakt ze słońcem i smagane jest słonym, oceanicznym powietrzem, potrzebuje miękkiego dotyku, pozbawionego drażniącego plastiku i sztuczności. Jeśli też lubicie czuć naturalne tkaniny na swojej skórze, powinnyście zajrzeć do The Seaside Tones, Zimmermann, Shona Joy i Hibou Essentials.

2. Juicy and healthy

When I think about the tastes of summer – fresh juicy vegetables and fruit come to my mind immediately. And that is exactly what we can see on Australian women's Instagram accounts. Their plates are loaded down with beautifully colourful salads, sandwiches with tomatoes, and melon balls. Art works full of vitamins, porridges rich in fruits of nature, vegetable flat breads, and coconuts filled with healthy cocktails are not shown for the sole purpose of earning more likes. Australian women rightly make the assumption that the more beautiful the food, the more eagerly we will eat it – that is why it should be shown in a spectacular way. It works for me – when I see beautiful sandwiches, vegetable compositions, and appropriately served fruit, chocolate and cookies seem boring, regular, and not appetising at all. If you are searching for interesting recipes (and a couple of pieces of advice connected with healthy eating), you should check out the new Vanessa Bedjai-Haddad's book „Digest Food” – it is a real treasure trove of healthy meals. My stomach was stolen by desserts – rice on almond milk with mango, baked figs with honey and cinnamon, and coconut flan.

Australian mother nature doesn't have only fruit in store for her beautiful children. She has one more treasure which becomes increasingly popular also in our country – macadamia nuts. Rich in unsaturated fats, phosphorus, and potassium, they are beneficial for our heart and they decrease the risk of heart attack. Even though they contain plenty of calories, they don't have any negative impact on our diet. That's why they help us to maintain slim figure.

* * *

2. Soczyście i zdrowo

Jeśli pomyślę o smakach lata, od razu przypominają mi się soczyste świeże warzywa i owoce. I tym właśnie karmią nas australijskie instagramerki. Ich talerze uginają się od cudownie kolorowych sałatek, kanapek z pomidorami, melonowych kulek. Dzieła sztuki pełne witamin, bogate w dary natury owsianki, warzywne podpłomyki i wypełnione zdrowymi koktajlami kokosy nie służą jedynie zwiększeniu liczby lajków. Australijki słusznie wychodzą z założenia, że im bardziej jedzenie cieszyć będzie nasze oczy, tym chętniej po nie sięgniemy, dlatego należy je podawać w sposób spektakularny. Na mnie to działa – gdy widzę te przepiękne kanapki, warzywne kompozycje i odpowiednio podane owoce, czekolada i ciastka wydają mi się nudne, zwyczajne i wcale nieapetyczne. Jeśli szukacie ciekawych przepisów (i kilku porad odnośnie zdrowego odżywania), zajrzyjcie do nowej książki „Digest Food” Vanessy Bedjai-Haddad, to prawdziwa skarbnica zdrowych potraw. Mój żołądek skradły desery – ryż na mleku migdałowym z mango, figi pieczone z miodem i cynamonem oraz kokosowy flan.

Australijska matka natura częstuje swoje piękne dzieci nie tylko owocami. Ma jeszcze jeden skarb, który robi się coraz bardziej popularny także i u nas – orzechy makadamia. Bogate w tłuszcze nienasycone, fosfor i potas dbają o serce, zmniejszając ryzyku zawału. Choć są bardzo kaloryczne, nie psują efektów diety, dlatego pomagają zachować szczupłą sylwetkę.

3. Australia is fit

We already know that fit treats really work. But that is, of course, not everything. Australian women love working out, running, and mostly boasting with their figures. It is common knowledge that each of us is most eager to work out before the bikini season, and the fact that this season last almost all the time requires Australians to take some steps.

Kayla Itsines, known around the world as "Australian Chodakowska" is a real goddess when it comes to athletic lifestyle. She is followed by more than nine million users, and there are new people, who are delighted with her workout sets, coming each day. In a moment, Polish women will have the opportunity to check out her effectiveness, because her book – „The Bikini Body Diet 28-Day Healthy Eating and Lifestyle Guide" – is coming to our book stores. It includes a workout plan for twenty-eight days – it's elastic enough to include slight changes on days when we have got additional errands to tend to. If we aren't able to do our workout, the whole effort won't be wasted. Kayla writes a lot about food groups. Thanks to her advice, it is possible to easily control the size of meal portions in a way that is friendly for our organism.In her recipes, Kayla very often includes matcha as one of the ingredients. It comes as no surprise as it is the best antioxidant in the world – it decreases ageing processes, immunises our organism, and allows our muscles to regenerate quicker after a workout. Large amount of antioxidants can be found in fresh fruit and vegetables, but matcha is characterised by their largest concentration. You can drink it hot or cold. My favourite version is „post-workout” – I've got a special water bottle which can be also used as a shaker. It's made of double glass so you can safely pour boiling water into it. The mini packet of matcha that you can see in the photo comes from  MoyaMatcha.com store – the link can be found here.

* * *

3. Australia jest fit

Już wiemy, że wyszczuplające smakołyki działają. Ale to oczywiście nie wszystko. Australijki kochają ćwiczyć, biegać i przede wszystkim chwalić się swoimi figurami. Wiadomo, że każda z nas zabiera się chętniej za pracę nad sylwetką przed sezonem bikini, a fakt, że taki sezon trwa prawie cały czas, zobowiązuje.

Kayla Itsines, znana na całym świecie „australijska Chodakowska” jest prawdziwą boginią, jeśli chodzi o sportowy styl życia. Śledzi ją ponad dziewięć milionów użytkowników, a każdego dnia dołączają kolejne osoby zachwycone proponowanymi zestawami ćwiczeń fit-królowej. Za chwilę także Polki będą miały okazję wypróbować skuteczność rad Australijki, bo w księgarniach pojawi się jej książka „28 dni Bikini Body. Przewodnik po zdrowym jedzeniu i stylu życia". Znajdziemy w niej plan treningowy na dwadzieścia osiem dni – jest on na tyle elastyczny, że jeśli danego dnia coś nam wypadnie i nie będziemy w stanie wykonać treningu nasza praca nie pójdzie na marne. Kayla bardzo dużo pisze też o grupach pokarmowych, dzięki jej radom można w prosty sposób zacząć kontrolować wielkość porcji w przyjazny dla organizmu sposób.
Kayla w swoich przepisach bardzo często wymienia jako jeden ze składników matchę. Nic dziwnego, bo to najlepszy przeciwutleniacz na świecie – spowalnia procesy starzenia, uodparnia organizm, pozwala szybciej regenerować mięśnie po wysiłku fizycznym. Duża ilość przeciwutleniaczy znajduje się w świeżych owocach i warzywach, ale to matcha posiada ich największe stężenie. Można pić ją na ciepło i na zimno. Ja najbardziej lubię wersję „po treningu” – mam do tego specjalny bidon, który służy też jako szejker. Jest z podwójnego szkła, więc bez obaw można wlać do niego nawet wrzątek. Widoczne na zdjęciu mini opakowania matchy pochodzą ze sklepu MoyaMatcha.com – link tutaj.

4. Beauty is all about oils and ocean

The effectiveness of Australian women when it comes to caring for their appearance could give us complexes. They aren't embarrassed to reveal that they sometimes use the help of a friendly plastic surgery specialist (by the way, I’m curious about the impact of weather in this matter as it compels women to show their bodies). Plastic surgery is one thing, but the girls have also mastered some natural ways that can be pursued to improve their appearance. Hard work when it comes to their figure, strict diet, excess of vitamin D, and love of everything that is healthy aren't meaningless.

Filters, filters, and once more filters. None of the Australian women who care for their beauty have to be reminded that sun protection is important. In Australia, no one ignores the necessity to use products with UV filters – they are part of every good cosmetic, also makeup cosmetics. Owing to that, our skin will be young for a longer period of time (discovery of the year ;)).

Following the assumption that beauty benefits the most from natural things, Australian women are in love with oils. They use them for moisturising, oiling, cleansing, and relaxation. Makeup can be easily removed with the use of coconut oil, diluted sandalwood oil smooths and brightens tanned skin, and almond oil, which is full of vitamins, improves the condition of our dried hair. My last discovery is  face oil (serum) with ferulic acid and vitamin C by Yasumi – it nicely brightens the skin, reduces first ageing sings, and delicately removes skin discolouration (you can order it from two sites: here and here).

Each person struggling with skin imperfections should follow the rule that the best solutions are provided by mother nature. Women living on the Antipodes Islands discovered that basil is very effective in combating acne a long time ago. Basil toner and face mask can be easily prepared at home. It is enough to pour some water over the powdered leaves and leave it for 2-3 hours. Use the medicinal mixture to cleanse your skin or place a couple of soaked cotton pads on your face.What is the thing that our hair misses the most when it's so tired and full of static from hats, scarves, and sweaters that we put over our heads? A beach hairdo – when our hair is drying and we are left with natural waves from the sun. Australian women have their ways for a "surfer hairdo" even when they aren't really spending their time by the ocean (as they do it almost all the time :)). They never part with bottles filled with salty sea water. It is enough to delicately spray your head in order for your waves to attain natural summer shape.

* * *

4. Uroda olejkami i oceanem stoi

To, z jaką skutecznością Australijki dbają o wygląd niejedną z nas mogłoby wprawić w kompleksy. Panie nie wstydzą się tego, że czasem pomaga im zaprzyjaźniony chirurg plastyczny (swoją drogą, ciekawe, jak duży wpływ ma na to pogoda, która zmusza kobiety do pokazywania ciała). Ingerencja skalpela to jedno, ale dziewczyny do perfekcji opanowały również naturalne sposoby na poprawę wyglądu. Ciężka praca nad sylwetką, ostra dieta, witamina D w nadmiarze i uwielbienie dla wszystkiego, co zdrowe, na pewno nie są tu bez znaczenia.

Filtry, filtry i jeszcze raz filtry. Żadnej australijskiej kobiecie, której zależy na urodzie nie trzeba przypominać, że ochrona przed słońcem jest ważna. Nikt tam nie bagatelizuje konieczności stosowania produktów z filtrami UV – są one w każdym dobrym kosmetyku, także tych do makijażu. Dzięki temu skóra dłużej pozostaje młoda (odkrycie roku ;)).

Zgodnie z założeniem, że to co naturalne, jest dla urody najlepsze, Australijki zakochane są w olejkach. Stosują je do nawilżania, natłuszczania, oczyszczania i relaksu. Makijaż najlepiej usuwa olejek kokosowy, rozcieńczony olejek sandałowy wygładza i rozjaśnia opaloną skórę, a pełen witamin olejek z migdałów poprawia kondycję wysuszonych włosów. Moim ostatnim odkryciem jest olejek (serum) do twarzy z kwasem ferulowym i witaminą C marki Yasumi – pięknie rozjaśnia skórę, redukuje pierwsze oznaki starzenia i usuwa delikatne przebarwienia (możecie go zamówić w dwóch miejscach: tutaj i tutaj).

Każdy, kto walczy z niedoskonałościami powinien przyjąć zasadę, że najlepsze to, co dostajemy od matki natury. Kobiety z Antypodów już dawno odkryły, jak bardzo skuteczna jest bazylia w walce z trądzikiem. Bazyliowe toniki i maseczki można przygotować samemu w domu. Wystarczy zalać wodą sproszkowane liście i zostawić na 2-3 godziny. Leczniczą miksturą przemywamy twarz lub nakładamy na nią nasączone płatki kosmetyczne.

5. Jungle in your home

If you are fed up with the popular Scandinavian inspirations, I've got some good news! White and grey interiors are starting to show some colour. And these are not just any hues, these are strong green accents that refer to the jungle and primary forests. The fashionable plant motifs are ramping up our cushions, floor coverings, and curtains. Australian interior design trendsetters have already tried this motif earlier, but it came to our stores only this season. That's why we can boldly get crazy with printed leaves as there was someone before us who made sure that they will match rooms that had been very rigidly looking so far.

The latest home design trends from the other end of the world pay homage to nature again – both in terms of colours and fabrics. Wooden elements have rigid character and our living rooms start to feature rattan and leather. When it comes to accessories, it's good to fill up the space with ethnic ornaments. I don't want to part with my beloved white colour, but fresh green matches it pretty nicely. Your home doesn't have to go through a total makeover in order for you to bring some Australian motifs to our country – it is enough to implement a few elements that will be a treat for the eyes – I started with pillowcases and a graphic design depicting a leaf.

Were a couple of really frosty mornings, a few gusts of cold wind, and red cheeks stinging due to chilly weather enough for you to miss sweltering days as well? Well, we need to wait a little bit longer, but we can always search for summer in the photos from Australia and become trend hunters for a while.

* * *

5. Dżungla w mieszkaniu

Jeśli znudziły Wam się popularne skandynawskie inspiracje, mam dobrą wiadomość! Białe i szare wnętrza nabierają kolorów. I to nie byle jakich barw, a mocnych zielonych akcentów nawiązujących do dżungli i lasów pierwotnych. Modne motywy roślinne pną się jak kłącza po poduszkach, wykładzinach i zasłonach. Australijskie wnętrzarskie trendseterki wypróbowały już ten temat wcześniej, ale w naszych sklepach na dobre zagościł dopiero w tym sezonie. Tym bardziej możemy śmiało szaleć z nadrukowanymi liśćmi, bo ktoś wcześniej upewnił się, że w surowych do tej pory pokojach wyglądają naprawdę dobrze.

Najnowsze trendy home design z drugiego końca świata po raz kolejny składają hołd naturze – zarówno kolory, jak i materiały nawiązują do matki ziemi. Drewniane elementy mają surowy charakter, w salonach pojawia się ratan i skóra. Jeśli chodzi zaś o dodatki, dobrze wypełnić przestrzeń ozdobami etnicznymi. Nie chcę się rozstawać z ukochaną bielą, ale świeża zieleń roślin całkiem nieźle do niej pasuje. Nie trzeba robić wielkiej rewolucji, aby wpisać się w australijskie klimaty – wystarczy kilka elementów cieszących oczy – ja zaczęłam od poszewek na poduszki i grafiki z liściem.

Wam też wystarczyło kilka naprawdę mroźnych poranków, parę podmuchów zimnego wiatru i czerwone policzki szczypiące od chłodu, by zatęsknić za upałami? Na to musimy jeszcze trochę poczekać, ale zawsze możemy poszukać lata na zdjęciach z Australii i zabawić się w łowczynie trendów.

 

Rysa na instagramowym szkle, kilka ekonewsów i filmy, które warto zobaczyć, czyli marcowe umilacze

   The last "while-awayers" probably appeared on the blog right after the extinction of dinosaurs, but some of you gave signals that you would like to read about things that inspire me again. Therefore, I dusted off some information for you. Many of them can be quite surprising, but I would like to write more about important things and avoid focusing only on the pleasant ones. I will additionally share my quick pasta recipe for the lazy.

1. Instagram is the most rapidly working online marketing device. If we want to check what clothes will be in fashion in the forthcoming months, it is enough to see the feed of our favourite profiles. The same is true when it comes to the interiors – we browse through the photos of living rooms and bedrooms, we use the tags, and we quickly find our dream carpet or armchair. For me, Instagram is also a treasure trove of culinary inspirations – it is enough to visit Eliza Mórawska's Instagram for me and I already know what I'm preparing for dinner. This inconspicuous app has boggled minds of millions of women and, basically, replaced women's magazines. The reason is simple – it seems to us that what we see is real. Since the photos are published by regular people, it means that we can be like them as well. And mostly, it's true – many women seem authentic in what they do. I won't be too innovative by saying that in many cases, the creation has started to overshadow how famous Instagram users live in real life and what they look like. Browsing through photos presenting an artificially created world has become the source of frustration for many of us. However, it seems to me that recently there has been a breakthrough and we started searching for ideal photos less frequently and became more interested with those girls who aren't afraid to show their flaws and imperfections. Jessica Stein was the first one to crack the Instagram glass. She is one of the most well-known travel bloggers. Her world turned upside down when she gave birth to a daughter suffering from an incurable genetic disease. Jessica decided to show her struggle for her child's health – the photos are still beautiful, but the descriptions are painfully honest and show how dramatic and difficult the life of a sick child's mother can be. To my horror, Jessica lost more than one hundred thousand followers in a short period of time because of that. These people definitely wanted to live on in a world of unicorns. The outcome of her brave and taboo-breaking confessions was, however, positive – the users who decided to stay with her quickly participated in money raising for the treatment of little Ru. I'm sure that Jessica doesn't regret her decision.

2. Another proof that the change has started is #bodyhairmovement (very controversial to some), that is publishing photos of your body as it was created by mother nature – with hair. Poland has even gained our own supporter of this idea (as in case of all progressivists, girls have to face a wave of criticism). Even though I lack the courage to participate in the undertaking, I really like the concept of breaking old patterns and not being afraid to speak about the expectations that are constantly being set for women. Besides, I think that it's not about underarm hair or the lack of it. Limitations and imposed rules of conduct are, unfortunately, elements that are still part of our lives…

3. It has probably become a tradition that the "while-awayers" posts include some information on films that I've recently seen. Due to the fact that cinema repertoire doesn't really draw my attention (I only saw "Red Sparrow" starring Jennifer Lawrence and "Three Billboards"), I'm still browsing through Filmweb in search of old and, at the same time, timeless film productions. Yes, I've come across "Mississippi Burning" with Willem Dafoe and "The Untouchables" with Kevin Costner and Sean Connery. What's more, if any of you haven't seen "The English Patient" I already envy you – it's pure perfection. Films should be created to evoke such emotions.

4. It may seem that new trends are driven only to compel us to leave our money in the industry. That's, in essence, true, but it sometimes happens that things that are fashionable are also justifiable. What I mean here is the pursuit of everything that is green and environment-friendly that has been going on among the clothing companies for a few seasons now. Today, I would like to tell you more about the notion of "organic cotton".

Clothing industry is second after agriculture most harmful branch for the environment. In case of cotton, it means plenty of wasted water and aggressive chemical agents, which are absorbed into the ground and stay there for many decades (they are absorbed into water sources and later go straight into our stomachs), used in its cultivation. Even though cotton growing is only 2.5% of the world's farmland area, cotton cropland is infested with as much as 25% of all pesticides used around the world (!!!). Thus, it is extremely important to choose clothes that have been sewn from organic cotton (without the use of toxic fertilisers and with a decreased water waste). You can find them in the offer of the largest chain stores and even in some of the stores belonging to Polish brands, for example Hibou Essentials.

* * *

   Ostatni wpis z cyklu "Umilacze" pojawił się chyba tuż po wyginięciu dinozaurów, ale niektóre z Was dawały mi znać, że chciałaby znów poczytać o inspirujących mnie rzeczach. Odkopałam więc dla Was kilka informacji. Wiele z nich może Was zdziwić, ale chciałabym częściej pisać o tym, co ważne, a nie tylko o tym, co przyjemne. Przy okazji podzielę się z Wami przepisem na super szybki makaron dla leniuchów. 

1. Instagram to najprężniej działająca machina marketingowa w internecie. Jeśli chcemy sprawdzić, co tak naprawdę będzie modne w ciągu najbliższych kilku miesięcy wystarczy przejrzeć feed ulubionych profili. To samo tyczy się urządzania wnętrz – podglądamy salony i sypialnie, korzystamy z oznaczeń i szybko znajdujemy wymarzony dywan czy fotel. Dla mnie Instagram to również kopalnia kulinarnych inspiracji – wystarczy, że wejdę na profil Elizy Mórawskiej i od razu wiem, co zrobię na obiad. Niepozorna aplikacja namieszała w głowach milionom kobiet i właściwie wyparła kobiecą prasę. Powód jest prosty – wydaje nam się, że to, co widzimy jest prawdziwe. Skoro zdjęcia publikują normalne osoby, to znaczy, że my też możemy być takie, jak one. I w dużej mierze jest to prawda – wiele kobiet wydaje się być autentyczna w tym co robi. Nie będę jednak zbyt odkrywcza, jeśli powiem, że w licznych przypadkach kreacja zaczęła przyćmiewać to, jak naprawdę żyją i wyglądają słynne instagramerki. Oglądanie sztucznie wylansowanego świata dla wielu z nas stało się źródłem frustracji. Mam jednak wrażenie, że w ostatnim czasie coś pękło i coraz rzadziej szukamy idealnych zdjęć, za to z większym zainteresowaniem śledzimy te dziewczyny, które nie boją się pokazać wad i niedoskonałośći. Rysę na instagramowym szkle jako pierwsza wyryła Jessica Stein, jedna z najsłynniejszych blogerek podróżniczych. Jej świat wywrócił się do góry nogami, gdy na świat przyszła jej córeczka z nieuleczalną, ciężką chorobą genetyczną. Jessica postanowiła pokazać walkę o zdrowie maleństwa – zdjęcia wciąż są piękne, ale opisy pod nimi są szczere, chwytają za serce i pokazują jak dramatyczne i ciężkie jest życie matki chorego dziecka. Ku mojemu przerażeniu Jessica w krótkim czasie straciła w związku z tym ponad sto tysięcy followersów, którzy najwyraźniej woleli żyć w świecie jednorożców. Finał tych niezwykle odważnych, łamiących tabu wyznań Jessici był jednak pozytywny – użytkownicy, którzy z nią pozostali szybko wzięli udział w specjalnej zbiórce pieniędzy na leczenie małej Ru. Jestem pewna, że Jessica nie żałuje. 

2. Kolejnym dowodem na to, że coś zaczyna się zmieniać jest (dla niektórych bardzo kontrowersyjny) ruch #bodyhairmovement, czyli publikowanie w sieci zdjęć swojego ciała, takim jakie stworzyła je natura – z włosami. Polska zdobyła nawet własną orędowniczkę tej idei (jak wszystkich postępowców, dziewczyny spotyka za to wielka krytyka). Chociaż mi brak odwagi na włączenie się do akcji, to podoba mi się łamanie schematów i głośne mówienie o wymaganiach stawianym kobietom. Zresztą, myślę, że wcale nie chodzi tu o włosy pod pachami lub ich brak. Ograniczenia i narzucane nam zasady postępowania to coś, co niestety wciąż pojawia się w naszym życiu…

3. To już chyba tradycja, że w umilaczach piszę o filmach, które ostatnio widziałam. Ponieważ repertuar kinowy jakoś mnie nie przyciąga (widziałam jedynie "Czerwoną jaskółkę" z Jennifer Lawrence i "Trzy billboardy") więc wciąż przeszukuję Filmweba w poszukiwaniu starych ale jednocześnie ponadczasowych produkcji. Tak trafiłam na "Missisipi w ogniu" z Willem Dafoe i "Nietykalnych" z Kevinem Costnerem i Seanem Connery. A jeśli któraś z Was nie widziała jeszcze "Angielskiego pacjenta" to już Wam zazdroszczę – perfekcyjny w każdym calu. Filmy powinny powstawać po to, aby wzbudzać właśnie takie emocje.

4. Może się wydawać, że nowe trendy są napędzane tylko po to, aby wyciągać od nas pieniądze. To w gruncie rzeczy prawda, ale zdarza się czasem, że to, co modne jest jednocześnie tym, co słuszne. Mam tu na myśli nieprzemijającą już od kilku sezonów pogoń marek odzieżowych za wszystkim co ekologiczne. Dziś chciałam przybliżyć Wam pojęcie "bawełny organicznej". 

Przemysł odzieżowy to druga po rolnictwie najbardziej szkodliwa dla środowiska gałąź gospodarki. W przypadku bawełny mowa przede wszystkim o gigantycznym zużyciu wody i agresywnych środkach chemicznych wykorzystywanych do jej uprawy, które wnikają do gleby na wiele dziesiątek lat (a później do źródeł wody skąd wędrują prosto do naszych żołądków). Chociaż uprawy bawełny to jedynie 2,5% światowego areału rolnego, na jej pola trafia około 25% wszystkich środków owadobójczych używanych na świecie (!!!). Niezwykle ważne jest więc to, aby wybierać ubrania, które zostały uszyte z bawełny organicznej (bez użycia trujących nawozów i przy mniejszym zużyciu wody). Znajdziecie je w ofercie największych sieciówek, a nawet u niektórych polskich marek, jak na przykład Hibou Essentials

Jeśli chwalicie sobie projekty, które powstają z myślą o środowisku to polecam Wam Zestaw Trzech T-shirtów Oversize z Bawełny Organicznej HIBOU. W pudełku dostajecie trzy t-shirty: biały, beżowy i szary. Mają prosty krój i wiem, że przechodzę w nich całe lato. 

5. As we are already talking about the ecosystem – since I can remember it has been repeated to me that fish are healthy and should be consumed as often as possible. No, wait. Fish were healthy until people scented money and started large-scale cultivation. All of the fish species that we eat with such appetite can contain mercury and carcinogenic substances (for example arsenic). This won't be compensated even by the largest doses of omega-3 acids.

If you care for the health-promoting properties of, for example, salmon, you won't gain any greater benefits from the consumption of the species of this predatory fish commonly available in Poland. In stores, you can most often find salmon that comes from fish farms (the popular Norwegian Atlantic salmon) which is fed with fodder. As a result, its positive impact on our bodies is negligible. This salmon contains more toxins and heavy metals. On the other hand, it is worth eating wild Pacific salmon (or in other words "Alaskan salmon"). Pacific salmon feeds on plankton and other fish – owing to that, it contains a relatively large amount of omega-3 fatty acids and its organism is characterised by much lower concentration of dioxins in comparison to farmed salmon. In turn, farmed salmon is characterised by a greater amount of omega-6 fatty acids than omega-3 fatty acids. Diet of most Europeans is rich in omega-6 fatty acids which can be found, for example, in fast food meals – there is no grater difference between eating Atlantic salmon and McDonald's fries for dinner. And one more thing: in natural conditions, the beautiful orange colour of the meat is an outcome of the fact that the fish lives in crystal clear and cold water. Fish farms lack both of these factors so in order for the meat to attain its "golden hue," the fodder is enriched with artificial dyes – delicious, isn't it?

If you'd like to learn more about what types of fish to buy and where you can find the ones that will have a positive impact on our health, you can read Greenpeace's report. You will even find there a ranking of supermarkets where fish are worth buying.

PS Watch out for smoked salmon that is available at eco stores! For three slices, you will pay as much as PLN 30. I've scrutinised this matter and it turned out that it's a regular Atlantic salmon with an addition of "eco" salt.

6. While-awayers without books whose pages just beg to be read wouldn't be while-awayers. This time I can recommend "A Paris Apartment: A Novel" by Gable Michelle because it easily took me back on the streets of one of my beloved cities. I recommend it to all who long for the times of belle époque and would like to read something light and very captivating.

* * *

5. Skoro już mowa o ekosystemie – odkąd pamiętam powtarzano mi jak mantrę, że ryby są zdrowe i należy je jeść jak najczęściej. Wróć. Ryby były zdrowe dopóki ludzie nie zwęszyli zarobku i nie rozpoczęli hodowli na wielką skalę. Wszystkie te gatunki ryb, które zjadamy z takim smakiem mogą zawierać rtęć i rakotwórcze substancje (na przykład arsen) i nie wynagrodzi nam tego nawet największa dawka kwasów omega3.

Jeśli zależy Wam na zdrowotnych właściwościach na przykład łososia, to ze spożywania powszechnie dostępnych w Polsce gatunków tej drapieżnej ryby, nie będziecie mieli zbyt wielu korzyści. W sklepach najczęściej znajdziecie łososie pochodzące z hodowli (popularny norweski łosoś atlantycki), które są karmione paszami, przez co ich korzystny wpływ na zdrowie jest znikomy. Mają za to znacznie więcej toksyn i metali ciężkich. Warto jeść natomiast odławianego (dzikiego) łososia pacyficznego (lub inaczej "łososia z Alaski"). Łosoś pacyficzny żywi się planktonem i innymi rybami – dzięki temu ma względnie dużo kwasów tłuszczowych omega3, a w jego organizmie znajduje się wielokrotnie mniej dioksyn niż w łososiu hodowlanym. Z kolei w mięsie łososi hodowlanych jest więcej kwasów tłuszczowych omega6 niż omega3. Dieta większości Europejczyków obfituje w kwasy tłuszczowe omega6, które występują na przykład w jedzeniu typu fast food – nie ma więc większej różnicy czy na obiad zjesz łososia atlantyckiego czy frytki z McDonald'sa. I jeszcze jedna rzecz: w naturalnych warunkach, piękny pomarańczowy kolor mięsa wynika z faktu, że ryba żyje w krystalicznie czystej i zimnej wodzie. W hodowli nie uraczy ani jednego ani drugiego więc aby uzyskać odpowiednio "zdrową barwę" do paszy dodawane są sztuczne barwniki – aż ślinka cieknie, prawda?

Jeśli chciałybyście dowiedzieć się więcej na temat tego jakie ryby kupować i gdzie znajdziemy te, które będą mieć pozytywny wpływ na zdrowie to odsyłam Was do raportu Greenpeace'u. Znajdziecie tam nawet ranking supermarketów, w których warto kupować ryby. 

PS Uwaga na wędzonego łososia, którego można kupić w sklepach ekologicznych! Za trzy plasterki zapłacimy prawie trzydzieści złotych, a po mojej głębszej analizie okazało się, że to zwykły łosoś atlantycki z dodatkiem "ekologicznej" soli. 

6. Umilacze bez książek, których strony proszą o to aby je przeczytać, nie byłyby umilaczami. Tym razem polecam Wam "Apartamenty w Paryżu" autorstwa Gable Michelle, bo w piękny sposób przeniosła mnie na ulice jednego z moich ukochanych miast. Polecam wszystkim, którzy tęsknią za czasami belle époque i chcieliby poczytać coś lekkiego i bardzo wciągającego. 

Wyjazd do Paryża to dla specjalizującej się w meblarstwie April szansa na ucieczkę od życia małżeńskiego, nad którym zawisła groźba dramatycznego końca. W nietkniętym przez siedemdziesiąt lat apartamencie kobieta odnajduje niezwykłej wartości zbiór eksponatów. Jednak tym, co najbardziej przykuwa jej uwagę, jest kryjąca się za nimi historia tajemniczej właścicielki mieszkania. Pobyt w Paryżu daje April okazję do odkrycia sekretów z początków ubiegłego wieku, a także rozliczenia się z własną przeszłością i stawienia czoła teraźniejszości.

7. Not moving away from the negative influence of men on environment, I wanted to praise the young scientists from my hometown, Gdańsk. They have devised an "ultrafast" diagnostic method for level determination of endocrine disruptive chemicals (which are abbreviated to EDC) in human body. These substances emulate natural hormones and are present in many food products. It has been proven that high concentration of such substances may lead to infertility, diabetes, heart diseases, malformations in unborn children, hormonal disorders (for example, polycystic ovary syndrome), or also hormone-dependent carcinomas such as breast cancer, prostate cancer, and testicle cancer. According to World Health Organisation – 80 millions of pairs around the world won't have children precisely because of EDC. World medical societies urge to decrease the exposure of people to environmental factors, and consecutive countries have been drastically enhancing their standards when it comes to EDC exposure – they are withdrawing plastic bags, cutlery and plates, cosmetics (scrubs) with plastic microbeads.

Now, the project carried out by the scientists from the Medical University of Gdańsk needs some financial support. If they manage to gather the funds, the test to determine the concentration of chemical substances emulating natural hormones will be available for home use. The whole undertaking is also described by Detoxed Lifestyle Challenge, where you can learn more about it.

8. To finish off, it's time for something pleasant. If each time when you invite guests for dinner, they bring pizza just in case, you will really like the recipe for pasta with lemon zest. It's very simple and you can prepare it in ten minutes.  It's an ideal meal when I haven't got the time or I don't really feel like cooking (so more or less five times a week). Let me know whether you've managed to prepare it!

* * *

7. Nie odchodząc za bardzo od zgubnego wpływu człowieka na środowisko, chciałam pochwalić młodych naukowców z mojego rodzimego Gdańska. Opracowali oni "ultraszybką" metodę diagnostyczną do oznaczania stężeń wybranych związków endokrynnie czynnych (co w skrócie nazywane jest EDC) w organizmie człowieka. Substancje te naśladują naturalne hormony i są obecne w wielu produktach spożywczych. Udowodniono, że ich wysokie stężenie powoduje niepłodność, otyłość, cukrzycę, choroby serca, wady rozwojowe nienarodzonych dzieci, zaburzenia hormonalne (na przykład zespół wielotorbielowatych jajników) czy też nowotwory hormonozależne takie jak rak piersi, rak prostaty i rak jąder. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) – 80 milionów par na świecie nie doczeka się potomstwa właśnie ze względu na EDC. Światowe towarzystwa medyczne apelują o obniżanie narażenia ludzi na czynniki środowiskowe, a kolejne kraje zaostrzając normy ekspozycji na EDc, wycofują m.in. plastikowe reklamówki, sztućce i talerzyki, kosmetyki (peelingi) z plastikowymi mikrogranulkami.

Teraz projekt naukowców z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego potrzebuje wsparcia finansowego. Jeśli uda się zebrać fundusze to test na stężenie substancji chemicznych naśladujących naturalne hormony będzie można wykonać w domowych warunkach. Całą akcję opisują także Detoxed Lifestyle Challenge, gdzie możecie poznać szczegóły tej akcji.

8. Na koniec czas na przyjemności. Jeśli za każdym razem, gdy zapraszacie gości na kolację, oni na wszelki wypadek przynoszą pizzę to na pewno spodoba Wam się przepis na makaron ze skórką cytrynową. Jest bardzo prosty i robi się go w dziesięć minut. To idealne danie, gdy nie mam czasu ani ochoty gotować (czyli mniej więcej pięć razy w tygodniu). Dajcie znać jak Wam wyszedł!

Ingredients:

4 large garlic cloves (choose Polish not Chinese garlic)

3 sprigs of fresh rosemary

1 large white onion

1 yellow pepper

2 lemons (unwaxed)

2 eggs (the ones that come from organic farming)

spaghetti (when it come to a gluten-free version, I recommend penne)

Aglio Olio spices and herbs (it's best to buy a ready mix)

olive oil

pinch of sugarsalt and peppergrated parmesan

Directions:

1. Crush the garlic with a knife, peel it, and cut it into slices. Heat up some olive oil in a pan and add garlic with two washed sprigs of fresh rosemary. Fry it for a moment on medium heat so that the garlic releases juices. Finely chop the onion, sprinkle it with a pinch of sugar, and add to olive oil with garlic. Sprinkle the ingredients in the pan with half a tablespoon of Aglio Olio mix. Finely chop the yellow pepper and add it in the pan. Add two pinches of salt. 2. Cook the pasta – I add one tablespoon of oil and salt to the cooking water (owing to that, the pasta won't be sticky). Break two eggs in a small bowl and whisk them with a fork. 3. When the pasta is ready, strain it out and place it in the pan. Quickly add the whisked eggs and stir everything thoroughly until evenly curdled. Grate lemon zest from two lemons using small grating slots and add to the pasta. Add a little bit of fresh rosemary and fresh pepper. You can serve it with grated parmesan.

* * *

Skład:

4 duże ząbki czosnku (wybierzmy polski a nie chiński)

3 gałązki świeżego rozmarynu

1 duża biała cebula

1 żółta papryka

2 cytryny (niewoskowane)

2 jajka  (te z ekologicznego chowu)

spaghetti (do wersji bezglutenowej proponuję penne)

przyprawy do Aglio Olio (najlepiej kupić gotową mieszankę)

oliwa z oliwek

szczypta cukru

sól i pieprz

starty parmezan

Sposób przygotowania:

1. Czosnek zgniatam nożem, obieram, a następnie kroję. Rozgrzewam oliwę na patelni i dodaję czosnek razem z dwiema umytymi gałązkami rozmarynu,  chwilę podsmażam na średnim ogniu, aby czosnek puścił soki. Kroję drobno cebulę, posypuję ją szczyptą cukru i dodaję do oliwy z czosnkiem. Odmierzam pół łyżki przypraw do Aglio Olio i wsypuję na patelnię. Kroję w małą kostkę żółtą papryką i dorzucam ją na patelnię, dodaję do całości dwie szczypty soli. 2. Nastawiam makaron – do gotującej się wody dodaję łyżkę oliwy i sól (dzięki temu makaron nie będzie się kleił). Do małej miseczki wbijam dwa jajka i roztrzepuję je widelcem. 3. Gdy makaron jest już gotowy odcedzam go i wrzucam na patelnie. Szybko dorzucam roztrzepane jajka i mieszam dokładnie aż zobaczę, że się ścięły i równomiernie obtoczyły makaron. Na drobnej tarce ścieram skórkę z dwóch cytryn i dodaję do makaronu, dodaję jeszcze odrobinę świeżego rozmarynu i świeży pieprz. Można podać wraz ze startym parmezanem. 

białe dżinsy – River Island (stara kolekcja) // sweter – Zara

 

Look of The Day

leather boots / skórzane botki – Ryłko

coated jeans / woskowane spodnie – Topshop

hoodie / bluza z kapturem – Abercrombie & Fitch

classic trench / klasyczny trench – Burberry (kolor "honey")

nude tights / cieliste rajstopy – Gatta (8den, kolor Daino)

sunglasses / okulary – Ray-Ban

   Rules are made to be broken – if you feel that your style has been a little bit too straightforward lately, it's worth taking this mantra to heart. A hooded sweatshirt isn't really elegant, but since I can remember I have always liked matching it with a trench coat or a loose blazer – it seems to me that such a sports element adds a breath of fresh air to the whole set. Sneakers worn with a coat, a denim jacket to an airy dress, or high heels plus a pair of baggy ragged trousers – these are only a few examples proving that it's worth breaking old patterns in fashion every day.

***

   Reguły są po to aby je łamać – jeśli mamy poczucie, że nasz styl prezentuje się ostatnio zbyt dosłownie, to warto wziąć sobie do serca tę mantrę. Bluza z kapturem raczej nie wygląda elegancko, ale odkąd pamiętam lubiłam łączyć ją z trenczem lub luźniejszą marynarką – mam wrażenie, że taki sportowy element dodaję świeżości całemu zestawowi. Trampki noszone z płaszczem, dżinsowa kurtka do zwiewnej sukienki, czy szpilki plus luźne przetarte spodnie to tylko kilka przykładów na to, że w modzie codziennej warto odchodzić od schematów. 

Pięć dni do wiosny

1. Sweter – Mango 119zł 2. Spodnie – TopShop 209zł 3. Płaszcz – IVY & OAK 969zł 4. Pomadka – Chanel 175zł 5. Torebka – Mango 139,90zł 6. Buty – & Other Stories 370zł

1. Beret – H&M 39,90zł 2. Ramoneska – & Other Stories 1600zł 3. Sweter – H&M 299zł 4. Perfumy – Chloe 279zł 5. Łańcuszek – H&M 79,90zł 6. Torebka – H&M 299zł 7. Spodnie – Answear 99,90zł

1. Marynarka – Mango 269,90zł 2. Koszulka – GAP 84zł 3. Spodnie – TopShop 229zł 4. Torebka – Saint Laurent 3500zł 5. Perfumy – Gucci 289zł 6. Zegarek – Casio 90zł 7.Buty – Aldo 429zł

Kolory fresków, czyli wiosenny makijaż CHANEL

   In order to make the current weather a little bit less bitter, I return back to my Italian holidays on the Amalfi Coast with my thoughts. In order to get there, it's best to fly to Naples – a city full of contrasts. Some claim that you can only either love it or hate it – there is nothing in between. I can see where it comes from as the seeming chaos can be slightly overwhelming. I'm not surprised, however, that there are so many people who treat this city as one of the European cultural cradles. Naples was the place that turned out to be a gateway that enabled the ancient Greek philosophy and lifestyle to reach us. It was here that Caravaggio found the afflatus for his pioneering paintings.  

   Lucia Pica, the Creative Director of Chanel Beauty, openly states that the new makeup collection for the spring/summer 2018 represents the colour scheme that can be found in her hometown – Naples. Allegedly, the colours used this season were taken from the frescos that can be found on the vaults of Neapolitan monuments.

   My whole look was created with the use of cosmetics from this very collection. At the beginning, I used LE TEINT ULTRA (40 BEIGE) foundation which has good coverage but isn't too mattifying (ideal if we want our skin to retain its natural glow). The flush on my cheeks is the effect of a blusher – JOUES CONTRASTE (430 FOSCHIA ROSA). I used the brown eye shadows from LES 9 OMBRES pallet and applied  ROUGE ALLURE VELVET​ 65 L'ARISTOCRATICA lipstick on my lips.

***

   Aby odczarować nieco zimową aurę, wracam myślami do moich włoskich wakacji na wybrzeżu Amalfi. Aby się tam dostać, najlepiej polecieć do Neapolu – miasta pełnego kontrastów. Niektórzy twierdzą, że można je wyłącznie kochać lub nienawidzić – nie ma niczego pośrodku. Trochę rozumiem tę opinię, bo chaos, który widzimy na pierwszy rzut oka może być nieco przytłaczający. Nie dziwię się jednak tym, którzy traktują to miasto jako źródło inspiracji i jedną z kolebek kulturalnych Europy. To Neapol okazał się wrotami, przez które doszła do nas filozofia i styl życia starożytnej Grecji i to właśnie tu Caravaggio znalazł natchnienie dla swoich pionierskich obrazów. 

  Lucia Pica, dyrektor kreatywny Chanel Beauty, nie ukrywa, że nowa kolekcja makijażowa na sezon wiosna/lato 2018, to przeniesienie barw znanych z  jej rodzinnego miasta – Neapolu właśnie. Podobno, kolory użyte w tym sezonie zostały zaczerpnięte z fresków, które znaleźć można na sklepieniach neapolitańskich zabytków. 

   Cały makijaż wykonałam kosmetykami z tej właśnie kolekcji. Na początku użyłam podkładu LE TEINT ULTRA (40 BEIGE), który ma dobre krycie ale nie jest mocno matujący (idealny, gdy chcemy, aby nasza skóra zachowała naturalny blask). Rumieńce na policzkach to efekt różu – JOUES CONTRASTE (430 FOSCHIA ROSA). Oczy pomalowałam brązowymi cieniami z palety LES 9 OMBRES, a na usta nałożyłam pomadkę ROUGE ALLURE VELVET​ 65 L'ARISTOCRATICA

eyeshadow / paleta cieni – PALETA LES 9 OMBRES // foundation / podkład – LE TEINT ULTRA (40 BEIGE) // lipgloss / błyszczyk – gel brilliant hydratant ROUGE COCO GLOSS (788 PARTHENOPE) // lip color / pomadka – ROUGE ALLURE VELVET (65 L'ARISTOCRATICA) // nail color / lakier do paznokci – LE VERNIS LONGWEAR NAIL COLOUR (592 GIALLO NAPOLI)

W kolekcji znajdziecie też ciepły odcień czerwieni, która świetnie sprawdzi się w wiosną i latem. Mój kolor to LE VERNIS LONGUE TENUE LONGWEAR NAIL COLOUR (588 NUVOLA ROSA).

Last Month

The months are passing extremely fast. Admittedly, this one is exceptionally short so I shouldn't be surprised by that fact, but this time I really feel as if the days and weeks are relentless when it comes to the passage of time. They say that time flies quicker when there is something interesting going on and the other way round – remembering my math lessons, I know that this mechanism really exists. In February, I couldn't complain about boredom. Short, yet intense, trips effectively disrupted my beloved routine. Even now, I'm writing this post from Warsaw – tomorrow I am taking photos of the new MLE Collection prototypes and I've got a couple of meetings to gallop through so that I can lie down in my own bed in the evening again. In the meantime, check out the long photo summary of the last few weeks.

* * *

Te miesiące pędzą jak oszalałe. Ten jest co prawda wyjątkowo krótki, więc nie powinno mnie to dziwić, ale tym razem naprawdę mam wrażenie, jakby dni i tygodnie uciekały mi niczym myszy spod nóg. Podobno czas leci szybciej, gdy dzieje się coś ciekawego, i na odwrót – pamiętając lekcje matematyki naprawdę wiem, że ten mechanizm istnieje. W lutym faktycznie nie mogłam narzekać na brak wrażeń. Krótkie ale intensywne wyjazdy skutecznie zaburzyły moją ukochaną rutynę. Nawet teraz piszę do Was z Warszawy – jutro fotografuję nowe prototypy MLE Collection i odbębnię kilka spotkań, aby wieczorem móc znów położyć się we własnym łóżku. Tymczasem zapraszam Was na długą fotorelację z ostatnich kilku tygodni. 

Paryskie ulice. W drodze powrotnej z wystawy Boucheron.1. i 4. W poszukiwaniu książek w księgarni Galignani. // 2. Pierwsze ślady wiosny w Paryżu. // 3. Deszczowy poranek. // Z Anią w Paryżu. Czekamy na śniadanie w The Season.Paryż, Paryż, Paryż. 

Backstage kulinarny. Pączki? Faworki? A może racuchy? Przepis na te ostatnie znajdziecie tutaj. 1. Jabłka i ubita piana z białek // 2. Poranne słońce i grafiki, które nie mieszczą się na ścianie. // 3. Gdy wszystkie blogerki wyruszają na fashion week, ja nie rozstaję się z Emu i grubym golfem. // 4. Gdy zastanawiasz się skąd dochodzi to chrapanie… //Wigilia Tłustego Czwartku. Luty jest ciężki więc świętowaliśmy każdą możliwą okazję.1. W nocy spadł śnieg! Zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. // 2. Weekendy w dresach. // 3. Rodzinne obiady. // 4. Warszawski Lukier. //

Nowe zakupy do kosmetyczki. Zaopatrzyłam się w szczotkę, szeroki grzebień (poprzedni bardzo smakował Portosowi), bazę pod makijaż i kosmetyki do włosów w podróżnych saszetkach.1.  Mój ulubiony szlafrok od &Otherstories. // 2. Ten stan, w którym myślisz, że już nigdy więcej nie zjesz żadnego pączka. A potem sięgasz po następnego. // 3. Poranek w Warszawie, który zaczął się za wcześnie. // 4. Klatka schodowa jednej z kamienic. Tę odkryłam akurat w trakcie spotkania biznesowego – to zwykle główny cel moich wyjazdów do Warszawy. //

Od kilku tygodni planowałam przyjechać do Brukseli, aby zobaczyć wystawę jednego z moich ukochanych fotografów – Roberta Doisneau. Oczywiście, wciąż stawało mi coś na przeszkodzie, a to wyjazdy związane z pracą, natłok pracy przy komputerze, wizyty w szwalniach i tym podobne. W końcu zorientowałam się, że do końca wystawy zostały dwa dni, więc wsiedliśmy do pierwszego samolotu i ruszyliśmy w stronę Belgii. 

1. Tuż po wystawie. Spacer po placu Sablon i oglądanie staroci, to już chyba nasz rodzinny rytuał. // 2. Najsłynniejsze zdjęcie Roberta Doisneau więcej poniżej). // 3. Picasso  okiem Roberta. // 4. Śniadanie w brukselskim Le Pain Quetidien. //

   Od niedawna, najsłynniejsza fotografia Roberta Doisneau ma dla mnie osobiste znaczenie. Udało mi się uzyskać prawo do jego publikacji w mojej drugiej książce. Umieściłam je w rozdziale dotyczącym pozowania nie bez przyczyny. Na pierwszy rzut oka widzimy tu płonące uczucie, ale dobry fotograf od razu zorientuje się, że skoro sylwetki w tle są rozmazane, to czas naświetlania musiał być długi i mało prawdopodobne, aby dwójka zakochanych wyszła na zdjęciu tak ostro… A jaka jest prawda?

   W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Robert Doisneau podjął się przygotowania materiału dla magazynu "Life", którego tematem przewodnim miały być całujące się pary. Fotografowi czasem udawało się "złapać moment" i uwiecznić prawdziwą sytuację, ale większość jego prac była wyreżyserowana, tak było też w przypadku najsłynniejszej fotografii jego autorstwa – "Pocałunek przed ratuszem". Doisneau pewnego dnia zauważył całującą się na ulicy dwójkę młodych ludzi – Françoise Delbart i Jacques Carteaud, którzy studiowali aktorstwo w Paryżu. Doisneau poprosił ich, czy nie mogliby pocałować się jeszcze raz, bo chciałby zrobić im zdjęcie. Para zgodziła się i w sumie trzy razy odgrywała tę samą scenę. Doisneau dał parze jedną odbitkę ze swoim podpisem i stemplem agencji Ralpho jako zapłatę za udział w powstaniu zdjęcia. 

   Po wielu latach, gdy Doisneau był już uznanym fotografem, a "Pocałunek przed ratuszem" niejednokrotnie okrzyknięto najpiękniejszym zdjęciem w historii, zgłosiła się do niego para, która twierdziła, że rozpoznała siebie na zdjęciu. Doisneau z początku tego nie kwestionował – nie chciał się przyznać, że wie kim byli modele, bo sam poprosił ich o to, aby przed nim pozowali. Wolał utrzymać w tajemnicy fakt, że zdjęcie, które uczyniło go sławnym nie było wykonane spontanicznie. Para nie dawała jednak za wygraną i zażądała przed sądem osiemnastu tysięcy dolarów odszkodowania za to, że Doisneau użył ich wizerunku bez ich zgody. Doisneau, chcąc chronić się przed skutkami pozwu, przyznał w sądzie, że pozowali przed nim aktorzy, a scena była wyreżyserowana. 

   Drugi pozew przeciwko fotografowi złożyła w 1993 roku Françoise Bornet, nosząca panieńskie nazwisko Delbart – kobieta, która faktycznie została uwieczniona na słynnej fotografii. Zażądała od Doisneau udziału w zyskach ze sprzedaży zdjęcia oraz blisko 4 tysięcy dolarów zadośćuczynienia. Sądy oddaliły oba pozwy uznając, że nie są w stanie jednoznacznie zidentyfikować ani Jeana i Denise Lavergne, ani Françoise Bornet na słynnej fotografii. W drugim przypadku sąd przyznał dodatkowo, że nawet jeśli na zdjęciu widnieje Bornet, to za swoją pracę otrzymała już wynagrodzenie w postaci jednej odbitki zdjęcia.

   “Zdjęcie było pozowane” – przyznała Bornet w jednym z wywiadów dla francuskich mediów – “Ale pocałunek nie”. W 2005 roku Bornet sprzedała swoją odbitkę “Pocałunku przed ratuszem” na aukcji za ponad 240 tysięcy dolarów nieznanemu kolekcjonerowi ze Szwajcarii.

1. Mój blat w łazience coraz bardziej się zapełnia. // 2. Mroźne spacery. // 3. Opaska na oczy to mój sposób na bezsenność. // 4. Nieustające wtargnięcia Portosa w kadr. //Widok o wschodzie słońca z naszego pokoju w Paryżu. 1. i 2. Po drugiej stronie Sekwany. // 4. Najpierw chciałam zrobić tylko widok z okna, ale potem postanowiłam zrobić cały wpis :). Znajdziecie go tutaj. //

W drodze na targi tkanin w Paryżu. Chociaż wyczekujemy wiosny, to ja myślami jestem już w następnym sezonie. Na targach szukałam przede wszystkim grubych wełnianych materiałów na jesienne i zimowe płaszcze. A jeśli chodzi o najbliższe nowości to wyczekujcie w piątek kwiecistej sukienki ;). Sobota z nowym Vogue'iem. Nie jestem fanką fotografii studyjnej i photoshopu dlatego ja nie narzekam na okładkę. A jakie jest Wasze zdanie?Bałtyk w postaci stałej. Tak. Bardzo je lubię. Legginsy i luźne bluzy wkładam wtedy, gdy czeka mnie cały dzień pracy przed komputerem. Ten szary v-neck jest od polskiej marki HIBOU. 1. Wolę takie obdarte plakaty niż billboardy z reklamą przeceny kurczaka w supermarkecie. A Wy? // 2. Kosmetyki od &Otherstories. // 3. Miłe spotkanie z dziewczynami z Warsaw Poet. // 4. Blanco, czyli najlepszy kompan mojej przyjaciółki Asi. //

Jeśli wychodzicie na spacery w obecną pogodę, to przypomnijcie sobie o termosie, który chowa się gdzieś w kuchennej szufladzie. Kubek gorącej herbaty to najlepszy sposób na rozgrzanie dłoni.   1. i 4. Piękne jaskry. Jedyny ślad wiosny na jaki mogę teraz liczyć.  // 2. Nawet jemu jest teraz zimno! // 3. Skrzypiący śnieg pod nogami. //

W grupie zawsze raźniej! Spokojnego wieczoru!

***