
Najpiękniejsze hotele na lazurowym wybrzeżu, przepisy na tosty z awokado i sernik z pistacjami, relacje z Paryża, znudzona panda u MakeLifeHarder, kilka pomysłów na stylizacje z wykorzystaniem modnych w tym sezonie szerokich spodni – jednym słowem obraz beztroski i ładnego życia. Co za paradoks, że właśnie w Tłusty Czwartek, dwudziestego czwartego lutego – czyli w dniu, w którym Instagram powinien świętować najsłodszy dzień w roku i niczym Maria Antonina opływać w najtłustszych łakociach świata, kapać lukrem i konfiturą z róży na idealnie zaaranżowanych relacjach – w Ukrainie wybucha wojna. Świat zamarł. Pączki się nie klikały, a użytkownicy (przynajmniej ci polscy) podzielili się zasadniczo na trzy grupy. Pierwsza, która zamilkła na wiele dni. Druga, która udawała, że nic się nie stało (bo przecież materiał z pączkami już przygotowany, a i umowy z reklamodawcami podpisane więc przyjmujemy taktykę „ nie wiem, nie orientuje się, telewizora i Internetu też nie mam”). I trzecia, chyba najliczniejsza (przynajmniej w moim odbiorze), która porzuciła dotychczasową komunikację na rzecz publikowania doniesień z frontu, informacji o zbiórkach, noclegach, transporcie i innych pomocnych informacji dla wszystkich tych, którzy musieli uciekać przed wojną.
Miałam wrażenie, że w ciągu kilku godzin nasz cybernetyczny świat zrobił zwrot o 180 stopni. Zamiast sprawdzać co Negin Mirsalehi pakuje do walizki na paryski „faszynłik” nasze oczy zwrócone były na profil Wojciecha Bojanowskiego – reportera TVN24, który od pierwszych dni wojny z narażeniem życia relacjonował dla nas jej przebieg. Na jego Instagramie widzieliśmy nie tylko oficjalne materiały przygotowane dla stacji telewizyjnej, ale też ujęcia na których jego mały synek ogląda tatę w telewizji (na tle zbombardowanego wieżowca), albo przekomarzanie się z kolegami operatorami, gdy okazało się, że w schronie mają do dyspozycji tylko dwie karimaty (a panów było trzech). Trudno powiedzieć, aby te treści oglądało się „z przyjemnością” ale tak czy siak zdetronizowały one relacje osób, które śledziłam do tej pory.
Początek wojny zbiegł się z tygodniem mody w Mediolanie, który oczywiście okazał się marketingową klapą, trochę na życzenie organizatorów, którzy przyjęli taktykę numer dwa z powyższego akapitu (nic się nie stało, wojna wojną, my robimy swoje), ale o tym później. Ciężko było w nowej rzeczywistości tworzyć posty o tak przyziemnym siłą rzeczy wydarzeniu. Co zupełnie nie oznacza, że media społecznościowe należało sobie odpuścić – wręcz przeciwnie.
Paradoks polega na tym, że żyjemy w czasach Facebooka i Instagrama – nawet najstraszliwsza wojna tego nie zmienia. Tak jak w filmie „Nie patrz w górę”, gdy większość przechodniów na widok komety wyciąga smartfony, tak samo teraz przez media społecznościowe przetacza się fala obrazów – z uchodźcami, z bombardowanymi miastami, a nawet „shortfilmy” z działań dronów bojowych ukraińskiej armii. Dla niektórych to szokujące, dla wielu z nas to za dużo, ale Facebook, Instagram to najlepszy sposób na dotarcie do opinii publicznej, a opinia publiczna jest tu bardzo ważna i to na wiele sposobów – Ukraińcy muszą utrzymać wysokie morale swojego społeczeństwa i równocześnie zabiegać o poparcie zachodnich sojuszników, na których z kolei najlepiej działa presja własnych społeczeństw. Rosja próbuje robić w zasadzie to samo, ze średnim skutkiem. Na tyle średnim, że na własnym podwórku, żeby mieć szanse w tej walce, zarówno Facebooka jak i Instagrama musiała wyłączyć, zamknąć ostatnie niezależne media, a niepokornych Rosjan uciszyć drakońskim prawem. Nie rozpisując się zbytnio: na działaniach propagandowych w Internecie w czasie tego konfliktu będą pewnie pisać w przyszłości bestsellery na miarę „Serca Europy” Normana Daviesa.
Wszystkie pseudo problemy instagramowego świata mają się nijak do prawdziwej walki na froncie, strachu o własne życie, codzienności w schronie… a jednak naiwnością byłoby twierdzić, że wpływ mediów społecznościowych w tej wojnie możemy sobie tak po prostu olać. Skoro nie olewa go nasz wróg, to my też nie powinnyśmy. Dziś podsumowuję tu kilka najważniejszych i najciekawszych instagramowych przewrotów z ostatnich kilku tygodni. Po co? Bo dziś ta aplikacja przez niektórych przestaje być traktowana jako przestrzeń do publikowania „ałtfitów”, a staje się polem cybernetycznej wojny. Warto się w tym orientować, aby – zamiast stać się biernym narzędziem w tej grze – działać zgodnie z własnymi wartościami.

Głupio dodawać do tego wpisu zdjęcia, ale głupio też tego nie robić. W ostatnich tygodniach ciężko było nie odczuwać poczucia winy tylko dlatego, że wciąż miało się dach nad głową, ciepłą wodę w kranie, a w niedzielny poranek można było roztrząsać czy pójść z dzieckiem do lasu czy na plac zabaw. Z jednej strony chciałoby się stanąć w miejscu i załamywać ręce, z drugiej – nasz wróg liczy na to, że wstrząśnięty Zachód będzie się zbierał do kupy jak najdłużej. Pamiętajmy, że nasz smutek i stagnacja nikomu nie pomogą.
1. Moda i Zachód.
Dla sporej części środowiska influencerek i w ogóle branży modowej, wydarzenia takie jak rosyjska inwazja na Ukrainę stanowią bardzo niezręczny problem. Łatwiej jest nie zabierać głosu na żaden istotny temat („nie interesuję się polityką, pragnę pokoju na świecie”), bo to mniej grozi negatywnymi emocjami, niż nazywanie rzeczy po imieniu. Jest to mniej widoczne w Polsce, gdzie siłą rzeczy rozumiemy geopolityczne znaczenie obecnych wydarzeń. Za to doskonale było to zauważalne w reakcjach francuskich i włoskich domów mody, które dosyć długo zwlekały z jasnym stanowiskiem dotyczącym wojny w Ukrainie. Podczas gdy huczał już o tym cały Instagram, na profilach Prady, Louis Vuitton, Gucci i innych nie działo się kompletnie nic.
W niektórych przypadkach było potem tylko gorzej. Gdy zaczęły się pojawiać oficjalne komunikaty niektóre marki (prawdopodobnie nie chcąc narażać się swojej rosyjskiej klienteli) używały zwrotów promowanych przez Kreml, czyli między innymi „jesteśmy poruszeni sytuacją w Ukrainie”, „mamy nadzieję na szybkie zażegnanie kryzysu w Ukrainie” i tym podobne, pewnie licząc na to, że zachowują w ten sposób neutralność. Na profilu marki Prady pojawiła się nawet poprawka – po paru godzinach skasowano post gdzie użyto słowa „sytuacja” i zastąpiono je w końcu słowem „wojna”. Stało się to jednak po tym, jak tysiące użytkowników zaczęło krytykować na ich profilu tego rodzaju wygładzanie lingwistyczne.
Momentami trudno było nie odnieść wrażenia, że za takim fatalnym podejściem stoi nie tylko infantylna chęć utrzymania specyficznie pojmowanej „bezstronności”, ale też brak podstawowej wiedzy z zakresu globalnej ekonomii. Gdy wielcy projektanci niezdarnie próbowali wybrnąć z tej pułapki (tylko się pogrążając), każda rozgarnięta osoba po maturze oglądająca CNN wiedziała już doskonale, że w Rosji torebki z Mediolanu i Paryża nie będę najbardziej pożądanym towarem i, że na tle innych problemów wywołanych sankcjami, mało kto będzie zwracał uwagę na zbyt dosłowne wsparcie zaatakowanego państwa.
Za producentami szły reakcje niektórych gwiazd Instagrama. Granice były jasno wytyczone i można było je łatwo zidentyfikować, na przykład po reakcji na komentarze. Jeśli pod postem większość z ponad tysiąca domaga się jakiejś reakcji na wydarzenia nad Dnieprem i nie ma to żadnej odpowiedzi, to znaczy, że gdzieś leży problem. Oczywiście nie zawsze było to całkowite przemilczenie sprawy. Tu, podobnie jak w przypadku oficjalnych komunikatów modowych gigantów, można było obserwować wyścigi na jak najbardziej zawoalowany opis rosyjskiej agresji. A więc ponownie odmienianie przez wszystkie przypadki „sytuacja”, „tragedia”, „kryzys” i nawoływanie do pokoju nie mówiąc jednocześnie, czyje działania ten pokój zburzyły.
Bombardowanie miast to nie jest powódź w Indiach, ani pożary lasów w Australii. Nazwanie rzeczy po imieniu, nie tylko samej wojny, ale także agresora powinno być naturalne dla każdej osoby, która stara się być uczciwa wobec swoich czytelników. Dlatego brak tych elementów w komunikatach bardzo uderza. Oczywiście rozumiem, że dla wielu blogerek, szczególnie z Zachodu, jest to zupełnie nowe doświadczenie. Zamiast słodkiego, neutralnego – za przeproszeniem – pierdzenia trzeba jasno się określić. Do tego potrzebna może być wiedza i umiejętności, które – jak się niestety okazało – nie są najmocniejszą stroną części osób zajmujących się modą w Internecie.

[To nie jest „współpraca”.] Instagram stanął na wysokości zadania na wielu płaszczyznach. Informacje z frontu, koordynowanie noclegów dla uchodźców, udostępnianie zbiórek, a także długofalowe akcje pomagające Ukrainkom w asymilacji to inicjatywy, które dosłownie zalały tę aplikację w ostatnich tygodniach. Na powyższym zdjęciu widzicie profil dziewczyn HerImpact, które są świetnym przykładem na to, jak można nieść realną pomoc.
Ostrożność w opisywaniu wojny jest tym bardziej irytująca, że w momencie, w którym w Ukrainie Rosjanie mordują i porywają dziennikarzy, a w Rosji kilkanaście tysięcy ludzi siedzi w aresztach za protesty (niektórzy za to, że stali na ulicy z pustymi kartkami A4!), „ktoś sławny” we Włoszech woli nie mówić o tym, że tę wojnę wywołał konkretny człowiek stojący na czele konkretnego państwa, bo nie chce urazić swoich rosyjskich obserwatorów (lub boi się o niektóre swoje kontrakty reklamowe).
Dobra wiadomość jest taka, że opisane powyżej zjawiska są w zdecydowanej mniejszości. Całościowa reakcja Zachodu, w tym największych firm z wszelkich branż jest zdecydowana i bardzo budująca. Od McDonald’sa po H&M – jednoznacznie pokazujemy Rosji, że podeptanie zasad cywilizowanego świata oznacza odcięcie się od tego świata z wzajemnością. I nie zmieni tego tych kilka firm, które udają, że nic się dzieje (dla porządku o to lista „łamistrajków”, aktualna na niedzielę wieczór: Nestle [właściciel takich marek jak KitKat, Princessa, Nan, Bobo Frut, Nescafe, Nałęczowianka], Winiary, Auchan, Leroy Merlin, Decathlon, Spar, Pirelli, Oriflame, Koti, Ecco, Salvatore Ferragamo).
2. Kto i jak walczy na Instagramie?
Co ciekawe, w mediach społecznościowych swoje „racje” próbowała także przedstawić druga strona. Choć może „przedstawić” to zbyt mocne słowo. Na Instagramie przed wojną funkcjonowało bardzo dużo Rosjanek. Furorę (w negatywnym sensie) zrobiła pewna dziewczyna z Moskwy, która chciała zaprotestować przeciwko sankcjom wyrzucając z krzykiem swoje ubrania i akcesoria luksusowych, europejskich marek do kubła na śmieci. Wyszło chaotycznie, bo nawet w Rosji uznano, że sprowadzanie trudnej sytuacji kraju do ciuchów i torebek to przesada, a sama bohaterka potem przyznała, że protest był mocno wirtualny, bo wyrzucone rzeczy po nagraniu ostrożnie ze śmietnika wybrała i dalej w nich chodzi. Wyszło wręcz symbolicznie – Putin mówi rodakom, że Ukrainy Rosja nie zaatakowała, tylko prowadzi operację specjalną przeciwko jakimś nazistom, a Rosyjska influencerka chce pokazać, że obraża się na zachodnie marki z powodu sankcji przekonując, że nie potrzebuje ich ciuchów by potem je szybko odzyskać. Jedne z głośniejszych działań propagandowych Rosji skierowanych głównie na Instagram to promowanie akcji związanej z literą „Z”, a także nagłaśniając niszowe wypowiedzi z państw NATO które mają potwierdzać, że od lat wspólnie z Litwinami, Łotyszami i Estończykami jedyne czym się zajmowaliśmy to przygotowaniem inwazji na Rosję niczym w 1610 roku.


A teraz coś krzepiącego. Masowe, spontaniczne i wynikające z czystej chęci niesienia prawdy, działania użytkowników Instagrama w ostatnich tygodniach pokazały, że prawdziwe zrywy społeczne są warte więcej niż najlepiej opłacane trolle. Influencerzy skrupulatnie wykorzystywali swoje zasięgi aby edukować swoich obserwatorów w jaki sposób docierać do rosyjskich użytkowników i przekazywać prawdziwe informacje na temat wojny ( polecam na przykład relacje pana Kempy). Próby przedstawienia treści zgodnych z rosyjską propagandą wywoływały lawinę komentarzy opisującą faktyczną sytuacją w Ukrainie. Skutek był więc raczej odwrotny od zamierzonego. Rosyjskie służby chyba szybko się zorientowały, że zachodnich społeczeństw raczej w mediach społecznościowych do swoich racji nie przekonają, a z kolei zagrożenie, że w Rosji kolejne osoby zaczną powątpiewać w państwową propagandę przez treści z Facebooka, Youtube’a czy Instagrama jest duże i 13 marca ogłoszono zamknięcie tych platform w Rosji (blokada jest do ominięcia przy odrobinie wiedzy informatycznej). Efekt jest taki, że wszyscy w Rosji przenieśli się na Telegram, który w zasadzie jest klonem Whats'appa z pewnymi dodatkowymi funkcjonalnościami, ale mającym opinię – nie wiadomo czy słusznie – bardziej anonimowego. Podobno niektórzy aktywiści pozakładali nawet profile na rosyjskim Tinderze i tam również próbuję przebić się przez cenzurę i zamiast zaproszeń na randki wysyłają zdjęcia zbombardowanego Charkowa.
Oczywiście w Internecie jest także sporo Rosjan, którzy sami stoją po stronie napadniętego sąsiada i próbują przebić się ze swoim przekazem. Warto pamiętać, że obecnie, za przekazywanie informacji z frontu odmiennych od rządowej propagandy w Rosji grozi 15 lat więzienia. Dostępne są nagrania z ulic Moskwy, Petersburga i innych miast, na których ludzie są brutalnie aresztowani nie tylko za aktywne protesty z transparentami, ale często po prostu za stanie w grupie bez celu. Wspomniałam już o kartkach A4. To autentyczna historia, w zeszłą niedzielę w centrum Nowosybirska młody chłopak stanął na placu z pustą kartką A4, po 30 sekundach z wykręconymi rękami był już prowadzony do policyjnej ciężarówki. To tak w temacie zapędów niektórych, by natychmiast każdy samochód z rosyjską rejestracją w Polsce traktować jak czołg okupantów (nie mówiąc już o Białorusinach, którzy bardzo często są w Polsce, bo uciekli przed swoim dyktatorem).

3. Kropla drąży skałę.
Pozostaje pytanie, czy poza zaangażowaniem się w pomoc uchodźcom i działania humanitarne coś możemy zrobić? Uważam, że jak najbardziej tak. Z dnia na dzień okazało się, że każdy z nas jest w jakiejś siatce powiązań i lajkując profile ze zdjęciami kwiatów i rolkami z przygotowywania makaronu też może stać się narzędziem w konflikcie, który militarnie co prawda nie wypływa poza granice Ukrainy, ale cybernetycznie już tak.
To, że reakcja zachodniego świata na rosyjską agresję jest tak konsekwentna i doskwierająca to w dużej mierze efekt społecznego oburzenia, którego ujściem jest Internet. Sankcje nie objęły BigMaców i McRoyalów, czy Coca-Coli. Światowe koncerny mogły dalej, w majestacie prawa zarabiać w Rosji i sprzedawać Rosjanom to, do czego przywykli. Presja zwykłych ludzi robi swoje i chociaż ciężko w to uwierzyć wpływa na decyzję prezesów największych spółek na świecie. Sprawdźcie profil facebookowy polskiego oddziału sieci Decathlon. Ostatni wpis jest z 24 lutego (wcześniej kolejne posty pojawiały się co 2-3 dni). Chłopaki od czterech tygodni siedzą i zastanawiają się co zrobić. Albo i nie – niewykluczone, że żadna agencja zajmująca się obsługą profili firmowych nie chce już po prostu z tą siecią współpracować i nowych postów nie ma kto wrzucać. Wbrew pozorom takie problemy nie pozostają w korporacjach bez echa.
Warto przypomnieć sobie także metody działania internetowych trolli. I nie mam tu na myśli jakichś 14-letnich złośliwców z wykopu, ale profesjonalne farmy siejące rosyjską propagandę. Schemat ich działania był już przedmiotem wielu badań. Zaczyna się zawsze tak samo, od budowy bazy followersów za pomocą wrzucania śmiesznych kotów, paczaizmu i tak dalej. Gdy posty z danego profilu wyświetlają się na tablicach odpowiedniej ilości ludzi, zaczyna się konsekwentny dryf w odpowiednią stronę. Schematy są przewidywalne – obecnie rosyjską propagandę promują konta, które wcześniej podważały szczepienia. Pamiętajmy o tym i wystrzegajmy się followowania każdego konta, na którym mignął nam śmieszny obrazek (o dziwo ruskie trolle trafiły także na ten blog i próbowały się rozpanoszyć w komentarzach).
Korzystanie z mediów społecznościowych od zawsze traktowane jest jako coś mało poważnego. Wiele osób bardzo irytują kariery instragramowych celebrytek (zapewne niejedna osoba mnie również do tego grona zalicza – co zrobić ;)) i ciężko jest im zrozumieć, że to, co kryje się pod „tworzeniem treści w mediach społecznościowych” nie jest wyłącznie infantylną, niepoważną zabawą. No cóż, gdyby tak było, druga największa potęga militarna świata nie uznałaby przecież Instagrama za zagrożenie dla swoich działań, które trzeba pilnie zneutralizować. Informacja jest jednym z kluczowych elementów tej wojny, a media społecznościowe stanowią jej źródło dla miliardów ludzi na Ziemi. Zaprzeczanie temu to naiwność.
Nawet jeśli wydawało się nam, że Instagram jest oderwany od rzeczywistości, a jego użytkownicy nie są zainteresowani problemami świata, to teraz widać czarno na białym, że zwykła aplikacja w telefonie może stać się polem informacyjnej bitwy. Jedni ruszają ze zorganizowaną propagandą, a inni bezinteresownie chcą pisać o prawdzie i nieść pomoc. Oby tych drugich było nieporównywalnie więcej.
* * *




Czeka nas nowa, nieznana przyszłość. Pod wieloma względami trudniejsza. Nie pozwólmy ugasić naszej motywacji do działania.
A tu kilka kadrów z początków najzimniejszego miesiąca w roku (przynajmniej w teorii). Spokojna domowa codzienność przeplatała się z pracą, do której zabierałam się jak pies do jeża.
Najsłodsza przesyłka, na którą wszyscy czekają. Gdy po raz pierwszy usłyszałam o "miodowej prenumeracie" od razu wiedziałam, że to świetna opcja dla nas, ale nie sądziłam, że aż tak przywykniemy do tych stałych dostaw. W każdym kartoniku od Apimelium, poza paroma słoikami, znajdziecie też kilka krówek.
"Mamo, bo to było tak… mówiłam tacie, że potrzebujesz jeszcze tej paczki do zdjęć, ale potem spojrzeliśmy na to z dystansem i stwierdziliśmy, że jeśli zabierzemy tylko trzy z czterech słoików, no i nie wyrzucimy papierków po zjedzonych krówkach, to nadal będziesz miała sporo do sfotografowania". Tak więc dziś reklama
1. Tej zimy załapałam się na ledwie dwa śnieżne dni. // 2. Gdy trzy razy zamawiasz ekipę do prania kanapy, a pod koniec stwierdzasz, że i tak trzeba go po prostu wrzucić do pralki… // 3. Gdy już brak pomysłu na śniadanie dla trzylatki, a ona ciągle woła o cini minis. // 4. Klimaty marynistyczne w historii mody. To jedna ze stron przepięknej książki
Ostatnie płatki śniegu na molo w Sopocie.
Tego dnia sztyblety zamieniłam na łyżwy. Więcej zdjęć z tego dnia znajdziecie
1. Trochę czasu minęło od ostatniego razu… // 2. Tak mocno wszyscy trzymaliśmy kciuki, Kruszynko. Rośnij nam zdrowo i już nigdy nie strasz! // 3. Na pierwszy rzut oka wydawał mi się idealny, ale już wrócił do zakładu dziewiarskiego z milionem poprawek do zrobienia. // 4. Ja do Paryża nie mogłam jechać, więc Paryż zjawił się w Sopocie. //
Walki o "pingwina łyżwiarza" zmusiły właścicieli do jasnych komunikatów.
1. i 2. A można pozaznaczać wszystkie kratki? Wizyta w gdańskim "Ping-Pongu". // 3. Dobrze być w domu nawet jeśli tylko na chwilę. // 4.On: "Mamy jakieś plany na kolację?" Ja: "Tak, wykręcić numer w telefonie i zamówić ją na wynos". //
Przez pandemię długo nas tu nie było.
1. Mówimy jej "pa pa" i czekamy na wiosnę. // 2. "To chyba ten moment, w którym bierzesz mnie na smycz i idziesz na zakupy". // 3. Mroźny weekendowy poranek. // 4. Po wielu rozłąkach, na które nie byłam gotowa. Nadrabiamy te zaległości. //
A gdy mama zmienia pościel łóżko staje się placem zabaw.
1. Jajko sadzone, łosoś wędzony, pieczywo z guacamole i kiełkami. Nasze śniadania bez flitra. // 2. I tak przez godzinę. // 3. Przesyłka z Warszawy. // 4. W bałaganie, bez planu. Najlepiej. //
Kruche poczucie bezpieczeństwa.
1. Zdrowie na widelcu. // 2. Pogoda w kratkę. Wichury, słońce, deszcz, grad – w tym miesiącu meteorolodzy nie mieli łatwo. // 3. Jasne, że nadal karmię! // 4. Godzina 11.00. Kawa już zimna, jajko też, ale w szale codzienności zapomniałam, że w ogóle to przygotowałam. //
Porównanie kolorów na prośbę Czytelniczki (light, medium i dark). Ja używam obecnie medium i świetnie komponuje się z moją karnacją (jasny super się sprawdz w strefie T). Różnica między kolorem "medium" i "dark" jest dosłownie minimalna. Przypominam o wciąż aktualnym kodzie rabatowym od marki
O tym kremie BB od Sensum Mare już Wam opowiadałam w
1. Ale że herbatniki na śniadanie?! // 2. Ten model to chyba najbardziej dopieszczony produkt w tym sezonie…
Nasz ukochany koc. Wrócił z prana po szpitalnych przeszkodach i dalej świetnie nam służy. Jest lekki i ciepły jednocześnie, miękki i mięsisty. Ma piękny kolor – w sieciówce takiego nie znajdziecie (od
A tu kolejna jego funkcja!
1. Wszystko musi się zmieścić. // 2. Miło znów złapać za aparat. // 3. To chyba nie jest zbyt profesjonalny sposób wiązania figurówek… // 4. Szykowaliśmy się na ten czwartek, ale już wszyscy wiemy, że tylko dzieci przy stole miały tego dnia wesołe miny.
Jedno z wielu miejsc w Trójmieście, gdzie można było przynosić paczki dla uchodźców. Wielkie wyrazy uznania dla tych wszystkich, którzy spędzają całe dnie na sortowaniu produktów, które przekazujemy. Jeśli Wy też chcecie coś przekazać to wspierajcie tylko sprawdzone zbiórki (na przykład
Nie bardzo wyobrażamy sobie z dziewczynami z MLE Collection powrócić teraz do normalnego funkcjonowania naszej marki na Instagramie. Z oczywistych względów zatrzymałyśmy w ostatnim czasie cały plan marketingowy. Nie miałam więc szansy dać Wam znać, że w końcu udało się nam stworzyć 
Dzięki temu kompletnemu (i najobszerniejszemu z dotychczasowych) przewodnikowi po "modzie z przeszłości" możemy prześledzić historię kobiecego ubioru poprzez starannie wybrane przykłady od lat dwudziestych aż do osiemdziesiątych XX wieku. Nie jest on kolejną zwykłą historią mody, ale raczej próbą ukazania, jak przeszłość mody aktywnie kształtuje jej teraźniejszość – co wyraźnie widać na ulicy, wybiegach i w stylizacjach wpływowych wielbicielek mody vintage takich, jak Kate Moss czy Sienna Miller. W albumie zamieszczono prace wybitnych projektantów światowej sławy oraz projekty artystów mniej znanych, ale uwielbianych przez kolekcjonerów, jak chociażby Lilli Ann i Horrockses Fashions. Zaprezentowano tu niepowtarzalne egzemplarze rzemieślniczego wzornictwa, jak i ikoniczne elementy mody vintage: stanik Marilyn Monroe czy suknię Ossie'ego Clarka uwiecznioną na znanym obrazie Davida Hoppera. Gorąco polecam!
1. Zajęcia plastyki z ciocią Anetą. // 2. Wszystkie plany i cele jakoś uciekły i nawet nie chcę ich szukać. // 3. Pierwszy cieplejszy wiatr, który w ciągu paru godzin zamienił się w prawdziwy huragan. // 4. Niekończące się pranie stało się już u mnie elementem wystroju. //
Spokój i rześkie powietrze, które studzi emocje.
Weekendowa atrakcja dzięki której przez chwilę odrywaliśmy się od telewizyjnych doniesień.
Ciekawe czy ten lód wytrzyma do kwietnia?

1. Metki z przeszłości. Kolejna ciekawa strona z albumu "Moda vintage". // 2. Najsłodszy pączek na świecie. // 3. Porządki zeszły u nas ostatnio na dalszy plan. // 4. Żyrafa, której największą pasją jest nurkowanie w zupie. //
I kolejny apel. Wyjątkowy Szpital Polanki w Gdańsku, który wiele razy miał nas pod swoją opieką szuka firm albo osób o dobrym sercu, którzy pomogą zebrać środki na nowy sprzęt (aparat RTG, pulsoksymetry przyłóżkowe, respiratory transportowe). Być może ktoś z Trójmiasta chciałby zyskać dzięki temu miłą reklamę na Makelifeeasier? :) Chętnie napiszę o takim geście. Zainteresowane firmy mogą zgłaszać się do rzecznika prasowego szpital (
1. Precyzyjna robota nie wychodzi z mody. // 2. Gdy zza chmur wychodzi słońce. // 3. Marynarka zamiast płaszcza. // 4. Młodzi artyści inspirują się Pollockiem ;). //
Coraz częściej w sieci pojawiają się pytania czy w ogóle można wrócić do normalności. Nie można. Normalności, do której przywykliśmy już nie ma. W jej miejsce pojawiły się nowe wyzwania, które nie znikną ani jutro, ani za tydzień. Zmieniło się zbyt wiele, ale to nie znaczy, że z trwogi i bezsilności mamy wszyscy stanąć w miejscu i czekać na ruch wroga. Jest dokładnie na odwrót. Musimy być silniejsi niż wcześniej i wzmacniać nasz kraj i Europę tak jak potrafimy najlepiej. I nie mam tu na myśli tylko nowej ustawy o obronności Polski, ale też gospodarkę i naszą kondycję psychiczną. Skumulujmy moce i nie traćmy zapału. Przyszłość pokaże nam, że wysiłki i poświęcenie miały sens.
Walentynki. Tłusty Czwartek. Dzień Chłopaka. Międzynarodowe Święto Pizzy, liczby Pi i Hipopotama. Czy w ogóle potrzebujemy jeszcze tego rodzaju okazji? Świętowanie i cykliczne rytuały są zjawiskiem wyłącznie ludzkim, niewystępującym u zwierząt w żadnym podobnym wymiarze. I podobno są nam one potrzebne, aby odłożyć na chwilę zwyczajny rytm dnia, uwolnić się od napięć i korzystać z prostych przyjemności. Pozwalają nie myśleć o przeszłości ani przyszłości, tylko cieszyć się teraźniejszością.




















A propos finałów: w ostatnich dniach cała Polska żyła finałem WOŚP. To małe zrządzenie losu, że ze szpitalnego okna miałam widok akurat na Olivia Star – to właśnie tam, na najwyższym piętrze, w restauracji Trienta y Tres spotkam się ze zwyciężczynią (lub zwyciezcą) jednej z 





W czasie pandemii, gdy na oddziały nie można swobodnie wchodzić, ludzie dobrej woli robią takie cuda, aby chociaż przez chwilę umilić chorym dzieciom pobyt w szpitalu. Jesteście wielcy!
1. Owsianki razy trzy poproszę! // 2. Aż takiej miłości do siostrzyczki się nie spodziewałam <3. // 3. Rekonwalescencja. // Tu wydaje się mały, ale w rzeczywistości miałam wrażenie, że zaraz spadnie nam do ogrodu :). //
W przerwie od zimowych zabaw. Długo szukałam idealnych dziecięcych rękawiczek, ale przyznaję, że nie było to proste zadanie. Sieciówkowe nie nadają się do niczego, za to te od
1. Ta książka wprowadza do mojego domu "charlottowy nastrój" lepiej niż słoik białej czekolady (no dobra, chyba trochę przesadziłam). // 2. Drzemki w wózku, kopanie piłki, bieganie za Portosem. Próbujemy korzystać z ogrodu ile się da. // 3. Gdy wracasz do domu i okazuje się, że ktoś cię bardzo kocha ;). // 4. Czuję w kościach, że w najbliższym sezonie nawet ja przekonam się do kolorów… piżama od
Z delikatnej organicznej bawełny, z piękną czerwoną lamówką (jako właścicielka marki odzieżowej wiem ile to roboty), w piękny kolorowy wzór. Koszula zapinana jest na guziki z masy perłowej. Ja mam
Smacznie ale i zdrowo. Ogórek, komosa, szczypiorek, pietruszka, sok z cytryny i oliwa. Ja mogę jeść codziennie. Reszta domowników niekoniecznie.
1. Niby podobne, a przecież zupełnie inne (wszystkie od Luvlou). // 2. Dziadek w telewizji?! Tak! W tym roku na WOŚP przeznaczył hulajnogę ze swoim podpisem. I zgarnął dzięki temu dla WOŚP ponad 100 000 złotych :0! // 3. Jackie O. // 4. Kolejny rozdział "Hej Dziewczyno!". //
Ewidentnie za dużo czasu z ciocią Zosią…


Skupmy się na dobrej stronie medalu – można patrzeć na zdjęcia świetnych stylizacji i nakręcać się przez to na kolejne zakupy. A można tak wyselekcjonować treści, aby z pomocą tych, którzy dzielą się swoimi stylizacjami w sieci, korzystać z zawartości własnej szafy w bardziej przemyślany i jednocześnie szybszy sposób. 
Nieskromnie napiszę, że w przygotowywaniu tart jestem naprawdę doświadczona i jak dobrze pójdzie to z 





1. Hej Zimo! Cudownie, że dotarłaś tak szybko! // 2. Ostatnio za mało uwagi poświęcałam mojej biblioteczce – w każdym tego słowa znaczeniu. // 3. To znak, że święta coraz bliżej. // 4. Szukamy eleganckich zestawów dla czteromiesięcznego bobasa. // 
Idziemy na sanki!
Ja bym tak mogła codziennie. Tylko Pan Nene trochę oszroniony. Cały ten look znajdziecie
1. Heń za saniami renifera… To ilustracja z książki "Zimowa przygoda Olego". // 2. Gdy dzieci chorują wszystko staje w miejscu. Chodzę na paluszkach i podczytuję, gdy usną po lekarstwach. // 3. To nie wieczór, to była zaledwie piętnasta. Grudniowe dni szybko zamieniały się w noce. // 4. Grafika od Vogue'a. Oprawić? // 

1. Nie taki straszny ten poniedziałek. // 2. Pyszne zimowe drinki na firmowej wigilii (dziękujemy Patrycja!) // 3. W Iconic Design szykują się zmiany… na lepsze! // 4. Gdy świąteczny nastrój za mocno wejdzie… //
Elfy zasłużyły na coś dobrego! Sezon jesień / zima w MLE uznajemy za zakończony i
Chciałam napisać, że mamy jeszcze te sukienki, ale została już tylko czarna, po dwie sztuki z rozmiaru :). Standardowo przypominam o opcji "powiadom o dostępności" bo coś na pewno jeszcze wróci!
1. No dobra, to jak ma wyglądać świąteczny sweter na przyszły rok? Wiemy, że je kochacie! // 2. Czapki! Raz na jakiś czas bawimy się w robienie dodatków dla Was. // 3. A z tego swetra jestem taka dumna! // 4. I wiadomo kto w tym roku przebrał się za panią Mikołajową. //
Asia, bardzo Cię proszę, nie kradnij prezentów dla dziewczyn! Kurtka Asi to oczywiście MLE.
Coś słodkiego, dla każdego!
Eleganckie faktury zawsze do siebie pasują.
Zaproszenie. Zawsze potwierdzam obecność.
Moje cztery ulubione sylwetki z pokazu CHANEL Métiers d’art 2021/22.
Prezent numer 1 pod choinkę.
1. Czytelnia. // 2. Owsianka z gruszką i jabłkiem z przepisu Oli. // 3. "Jabłonka Eli" – piękna i mądra książka dla dzieci. // 4. Mała papierowa choinka dzielnie zastępowała tę, którą mieliśmy sprowadzić do domu. Niech jeszcze postoi parę dni, tym bardziej, że igły się z niej nie sypią ;). //
Wiem, że wiele z Was czytało książkę "Szczerze" i przekazywało mi jej bardzo pozytywne recenzję (chociaż tę historię z Portosem to ja lepiej opowiadam :D), więc myślę, że
1. On: "Chcesz mandarynkę?". Ja: "Nieee, dziękuję". On: "A obraną?". Ja: " :D ". // 2. A kuku! Pobudka! // 3. Mój bezpieczny zwyklak. // 4. Przesyłka od Hermes, bardzo dziękuję! //
Uwielbiam ten koc! Jest miękki, ciepły, lekki ale nie "wiotki", nie gryzie i do tego ma nieoczywisty kolor i wzór. Znajdziecie go w sklepie 
1. Dziękuję za pamięć Droga Redakcjo! // 2. To silne ramię jest dla mnie podporą (w sensie, że dla ajfona ;D). // 3. Tę sesję uwielbiam. // 4. Zamieć. //
Czekały w szafie caly rok. Bridget byłaby dumna. Ten granatowy jest od marki Hackett (kupiony lata temu), bordowy to Pepa & Company, pierwszy z prawej – MLE, a środkowy jest w praniu i nie mam jak sprawdzić, ale upolowałam go na Zalando dawno temu.
I jeszcze jeden prezent! Ktoś tu chyba wie, że kocham notesy :). Ten jest od
1. Motyw z bliska i pozłacane napisy. Są jeszcze inne wzory, koniecznie zobaczcie! // 2. Kasza gryczana i warzywa. Kolejne danie z życia wzięte. // 3. Gdy pod dwóch dniach przedświątecznych porządków masz taki bałagan jak nigdy wcześniej. // 4. Gotowa do wyjścia. //
Przyznać się, kto szedł na łatwiznę i wycinał jak najdłuższe paski aby szybko zrobić długi łańcuch? Pamiętam, jak kleiliśmy je z bratem i przez ostatnie ogniwa można było przełożyć głowę ;).
Jest i ona! :) Od lat starałam się nie kupować zbyt wiele ozdób, ale w tym roku ktoś zbił tyle bombek, że chyba mogę jednak zmodyfikować to postanowienie.
Wiele z Was poznało na pewno „Czułą przewodniczkę”, czyli Natalię de Barbaro. Tak właśnie zatytułowała swoją głośną książkę, która stała się autentycznym, mądrym i ciepłym przewodnikiem tysięcy Polek. „Kobieca droga do siebie” – bo tak brzmi podtytuł tej książki – okazała się bestselerem i wciąż znakomicie się sprzedaje. Ale pewnie nie wszystkie wiecie, że jest ona naprawdę renesansową postacią. Natalię poznałam (byłyśmy wtedy "na ty" więc zuchwale pozwalam sobie pozostać przy tej formie), kiedy z niezwykłym talentem i wrażliwością pomagała mojemu tacie w kampanii prezydenckiej. Jest świetną psycholożką, socjolożką, trenerką, strategiem kampanii, nauczycielką akademicką i – co może najlepiej oddaje jej naturę – poetką. Właśnie wyszedł kolejny tomik jej wierszy, niezwykłych, głęboko poruszających, a równocześnie kameralnych i dyskretnych. Nie dziwi więc, że już jej poetycki debiut został nagrodzony przez „Zeszyty Literackie”, i że tłumaczono ją na sześć języków. Tomik
A teraz tęsknie za tym miejscem jak nigdy wcześniej…
Nie o takiej końcówce świąt marzyliśmy. Spędzimy tu na pewno jeszcze trochę czasu, ale w porównaniu do strachu, który przeżyłam, długi pobyt w szpitalu jest jak pstryczek w nos. Tym bardziej, że trafiłyśmy pod najlepszą możliwą opiekę. Personel Szpitala Polanki to dziś dla mnie prawdziwi bohaterowie. Jeśli nasz skarb wyjdzie stąd bez większego szwanku będzie to wyłącznie ich zasługa.
Podobno poezja dobra na wszystko. Po kilku bardzo nerwowych dniach w szpitalu, upomniałam się o stosik książek, które pozwalają mi wypełnić długie godziny oczekiwań na wyniki córeczki. 