Last Month

   I'll have a few reasons to remember this month for a very long time.Thankfully, I've got photos that will remind me about everything many years after the events.On this sweltering evening, I'd like to show you a short summary of a few recent weeks, and I'm praying for a storm like an Indian shaman – who would have thought that summer will bring us so many hot days.

* * *

   Będę mieć kilka powodów, aby ten miesiąc zapamiętać na bardzo długo. Dobrze, że mam zdjęcia, które po latach będą mi o wszystkim przypominać. W ten upalny wieczór zapraszam Was na krótkie zestawienie z ostatnich kilku tygodni i niczym indiańska szamanka modlę się o burzę – kto by pomyślał, że lato dostarczy nam tyle gorących dni. 

***  

   Gdy po raz pierwszy przeczytałam wiadomość o tym, że ktoś jest zainteresowany wydaniem mojej książki za granicą, szybko uznałam, że to pewnie jakaś prowokacja dziennikarza o kiepskim poczuciu humoru. Nagle wszystkie cytaty o „girlpower” i motywacyjne frazesy o wierze we własne możliwości schowały się gdzieś za kobiecą niepewnością. Wydawnictwo „Stary Lew” okazało się jednak prawdziwe – wśród jego perełek znalazłam nawet słynne „Mapy” Aleksandry i Daniela Mizielińskich, co od razu wzbudziło moje zaufanie. „No dobrze, ale od samej propozycji do publikacji jest jeszcze długa droga i wydawnictwo w każdej chwili może się rozmyślić” – pomyślałam, niczym godna następczyni zawsze pozytywnego Kłapouchego. Nawet gdy na moje konto wpłynęła zaliczka postanowiłam dalej trzymać wszystko w sekrecie i wciąż powtarzałam sobie, że to nie może być prawda. Ale gdy do moich drzwi zapukał kurier z zagraniczną przesyłką i egzemplarzem mojej książki w obcym języku, czułam się naprawdę dumna – ktoś poza Polską docenił moją pracę, chociaż mało kto słyszał tam o moim blogu czy rodzinnych konotacjach. Naprawdę dziwne uczucie. Od niedawna na Ukrainie, po ukraińsku, w ukraińskich księgarniach można kupić mój „Elementarz Stylu”.

1. Wieczory i odurzający zapach lilii. // 2. Letni plener do wpisu o "slow life" który możecie zobaczyć tutaj. // 3. Z okazji wydania książki mieliśmy małe świętowanie – Portos jak zwykle zajął honorowe miejsce. // 4. Moje ulubione śniadanie w ostatnich dniach – zimny jogurt naturalny, garść borówek, pokruszone herbatniki bezglutenowe, miód i łyżka syropu klonowego. //Po latach znów zawitałam do Rzymu. 1. W oczekiwaniu na…? // 2. Istnieją legendy związane z liczbą wrzucanych monet – jedna ma zapewnić powrót do Rzymu, dwie – romans, trzy – ślub. // 3. Dobrze się siedzi w miłym towarzystwie. // 4. // Fontanna na Piazza Navona. //

Czekając na koniec siesty…

   Na tym zdjęciu jestem otoczona przez sześć kobiet, dzięki którym wiele się nauczyłam – przede wszystkim o samej sobie. Dzięki nim jestem silniejsza i szczęśliwsza. Ale wiem też, że ich siła nie wynika z tego, że wszystko w życiu szło im jak po maśle. Są silne bo napotykały na przeszkody, które musiały pokonać.Tyle razem przeżyłyśmy, że gdy słyszę piosenkę „This is a Man’s World” to zastanawiam się czy autor tych słów sobie żartował czy po prostu tak bardzo się mylił.

Czyste natręctwo.

Fontanna di Trevi skąpana w porannym słońcu. 

Włoskiego jedzenia i rozmów nigdy za wiele. 

1. i 4. Piazza Navona // 2. Włoskie specjały. We Włoszech nigdy nie ma problemu z dostępnością bezglutenowego makaronu w restauracjach. // 3. Uwielbiam banalne zdjęcia na wakacjach. // 

Rzymskie koloseum o zachodzie słońca.

   Włoskie przepisy w mojej kuchni. A właściwie ich uproszczona wersja. To danie przygotowuję głównie wtedy, gdy jestem bardzo głodna, ale nie mam najmniejszej ochoty na gotowanie. Wystarczy podsmażyć na oliwie z oliwek, rozgnieciony czosnek i pokrojone pomidory, doprawić i dodać do ugotownego makaronu. Podawać koniecznie ze świeżą bazylią. 

Czas na kolację! Pod tym zdjęciem dostałam od Was mnóstwo pytań o t-shirt i spodnie (wybrałam kolejno xs i 32). Na obydwa produkty (i na wszystko co nie jest przecenione) możecie wykorzystać kod makelifeeasier20 dzięki któremu otrzymacie 20% zniżki w sklepie NA-KD1. Przygotowania do kolejnej sesji dla MLE Collection. // 2.  Chyba cała Polska zjechała się do Trójmiasta – na szczęście jest tu jeszcze kilka miejsc, gdzie można znaleźć odrobinę przestrzeni dla siebie // 3. "Chwila" z rowerem. // 4. Naprawdę czasem mu się wydaje, że go nie widzę. //

   Jestem zakochana w tych polskich kosmetykach! KOI to mała rodzinna firma – testując produkty widziałam, że w każdy włożono serce. Kremy pachną pięknie, są przy tym delikatne i mają przyjemną konsystencję. Zakochałam się też w toniku, którego zwykle nie używam ale w upały robię wyjątki. Kosmetyki zawierają wysokie stężenia substancji aktywnych. Jeśli macie wątpliwości od którego produktu zacząć to wybrałabym ultranawilżający krem do twarzy. 

1. Lipcowe śniadanie. // 2. …i lipcowe wieczory.  // 3. Kosmetyki KOI w zestawie podróżnym. Już je pakuję do walizki na wakacje! :) // 4. Nadal nie mogę w to uwierzyć! A polskie wydanie możecie nadal kupić tutaj (koniecznie wybierzcie opcję w twardej okładce, jest ciut droższa ale o niebo fajniejsza – gwarantuję :)). //Upały nie dają żyć i bez wiatraka nie wyobrażam sobie przetrwania nocy w mieszkaniu… Zawsze razem. Lato wciąż trwa a my myślami jesteśmy już w okresie karnawałowym… co powiecie na sylwestrową sukienkę z takiego materiału?

Lato w pełni więc cieszmy się nim póki jest. Spokojnego wieczoru!

***

 

Last Month

   I'd like to skip the clichés concerning the fact that summer time is running too fast and that winter time has just ended, but, in fact, it's really difficult for me to escape the impression that time flies too quickly. And so much happened in June! The trip to the French Dueville, finishing winter MLE Collection projects, and even the everyday work on the blog. And, of course, one more detail that was the cause of considerable commotion – but I'll write about it later as I'd rather keep you in suspense. In the meantime, check out the photos from last month!

* * *

   Chciałabym pominąć banały o tym, że lato ucieka zbyt szybko i że przecież dopiero co skończyła się zima, ale naprawdę ciężko jest mi się pozbyć wrażenia ulatującego czasu. A przecież w czerwcu tyle się działo! Wyjazd do francuskiego Deauville, zamykanie zimowych projektów do kolekcji MLE Collection, czy chociażby codzienna praca nad blogiem. Ach, no i jeszcze jeden drobiazg, który zapewne stanie się przyczyną niemałych zawirowań – ale o tym oczywiście później, bo wolę Was potrzymać w niepewności. Tymczasem zapraszam Was na małe zestawienie z ostatniego miesiąca!

* * *

Mój wewnętrzny książkowy mol jest w ostatnim czasie naprawdę zadowolony – w końcu trochę więcej czytam. "Chwila" Iwony Wiśniewskiej, w poetycki sposób nawiązuje do idei "slow life" i otwiera oczy na to co ulotne – "Z chwilami jest tak, że można się na nich skupić, a można ich nie zauważyć." Cieszę się też bardzo, że coraz częściej widzę w księgarniach właśnie takie delikatne okładki, a nie krzyczący do nas z półek kolorowe abstrakcje. Wciąż nie zabrałam się za wpis z mojego wyjazdu z marką CHANEL do Francji, ale nie mogłam przecież pominąć tego faktu w tym wpisie. Na tym zdjęciu z Jessicą. Jak widać, przed wyjściem z hotelu nie konsultowałyśmy naszych strojów ;). 1. Letnie deszczowe wieczory… kto by pomyślał, że ten wpis spotka się z tak dużym zainteresowaniem? // 2. Mój maleńki stolik nocny, na którym nic się nie mieści. // 3. Słony karmel, dobry na wszystko. // 4. Ślady psiego entuzjazmu na piasku. //

Top od Nudyess można nosić na wiele sposobów – z maxi spódnicą, pod luźną kurtką albo do szortów z wysokim stanem. Mi najbardziej podoba się z dżinsami. Jeśli podoba Wam się ten krótki top to mam dla Was kod rabatowy od Nudyess o wysokości 10%. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów wpiszecie hasło MAKELIFEEASIER. :)

Szybkie i pyszne śniadanie, czyli chleb bezglutenowy, parę liści rukoli, łosoś z hodowli ekologicznej, awokado, kropla oliwy truflowej i pieprz. 1. A myślałam, że już po nim! // 2. Sezon na truskawki powoli dobiega końca… więc brałam je garściami! // 3. Z najlepszym modelem pod słońcem! Nie wiem kiedy on się tak nauczył pozować… // 4. Gdy udaje, że śpi, ale wie, że go obserwuję. //baletki – Chloe // spodnie – New Look (podobne tutaj) // body – Bershka (teraz jest w promocji!)1. Kwiaty jaśminu. // 2. Udane zdjęcie wymaga poświęcenia. // 3. W upały, które były w czerwcu nie dało się pracować… więc zabrałyśmy pracę na plażę! // 4.  Jeśli chodzę w czymś za często to na pewno jest to dżinsowa kurtka. // Miś polarny na Karaibach? Nie! To psia plaża w Orłowie! Na zdjęciu jeden z wielu nowych przyjaciół Portosa.1. Najlepsze frytki belgijskie znalazłam przy plaży w Gdyni głównej.  // 2. Gdy po pracy wszystko sprzątamy i biuro zamienia się w stół kuchenny. // 3. Jaśmin z ogrodu mojej mamy (nie żeby jej drzewko było już całkiem łyse…). // 4. Lato w Gdyni. Sukienkę znajdziecie tutaj. //Jeśli, któraś z Was wciąż poszukuje sukienki na wielkie wyjście, to informuję w tajemnicy, że kilka sztuk wróciło na stan. Tutaj znajdziecie wszystkie długie suknie od MLE.Takie delikatne… ale jakie piękne!1. Przy drodze. // 2. Naleśniki ze śliwkami i słonym karmelem. // 3. Póki co mogę przymierzać kostium tylko przed lustrem, bo do wakacji jeszcze trochę… Ten ze zdjęcia to MOIESS. // 4. Płatki śniegu w czerwcu… //Zachody słońca nad polskim morzem…

Na koniec tradycyjnie pejzaż. Wiedzieliście, że nasze morze jest takie piękne?

 

 

Umilacze na letnie deszczowe wieczory

   It's supposed to be summer, but the raindrops are falling on the windowsill. The citizens of Tricity are used to the view of wet jasmine flowers and puddles in June – the weather is always a little more giddy here. Evening torrents are always a great pretext for me to bustle around the kitchen, reach books, and clean up in various strange recesses of my home. And, of course, to prepare posts for you!  

   A recipe for pancakes isn't any revelation, but I've lately noticed that I’d totally forgotten about this extremely simple dessert for a very long time. I decided to make up for it, the more so that a certain person had been formulating a statement "I really fancy eating some pancakes, I wish I could prepare them on my own" for quite some time and directing it seemingly to no one in particular. In fact, we both exactly knew the meaning of these words ;).

Ingredients for pancakes with hot plums and salted caramelbatter:

150 ml of milk

1 egg

75 g of wheat flour

2 tablespoons of icing sugar

2 tablespoons of melted butter

gluten-free batter version:

25 g of corn flour

25 g of rice flour

25 g of potato flour

1 large egg

150 ml of milk

2 tablespoons of melted butter

filling:

5 plums (it's best to choose less ripe plums as they will retain their shape and will sourness)

2 tablespoons of salted caramel (home-made or purchased)

you can choose: nuts, crumbled cookies, almond flakes

sour cream or dairy ice cream

* * *

   Niby lato, a deszcz kapie na parapet. Mieszkańcy Trójmiasta przyzwyczajeni są do widoku mokrych kwiatów jaśminu i kałuży w czerwcu – pogoda u nas zawsze jest bardziej kapryśna. Wieczorne ulewy to dla mnie zawsze świetny pretekst do krzątania się po kuchni, czytania książek i robienia porządków w dziwnych zakamarkach. No i do przygotowywania dla Was wpisów oczywiście!

   Przepis na naleśniki nie jest niczym odkrywczym, ale ostatnio zorientowałam się, że przez bardzo długi czas nie pamiętałam o tym najprostszym deserze na świecie. Postanowiłam więc przypomnieć o nim i Wam, tym bardziej, że pewna osoba już od dawna nad wyraz często formułowała przy mnie stwierdzenie "mam wielką ochotę na naleśniki, szkoda, że nie umiem ich robić" kierowane niby w próżnie, ale tak naprawdę oboje doskonale wiemy o co chodzi ;). 

Składniki na naleśniki z gorącymi śliwkami i solonym karmelem

ciasto:

150 ml mleka

1 jajko

75 g mąki pszennej

2 łyżki cukru pudru

2 łyżki roztopionego masła

ciasto w wersji bezglutenowej:

25 g mąki kukurydzianej

25 g mąki ryżowej

25 g mąki ziemniaczanej

1 duże jajko

150 ml mleka

2 łyżki masła

farsz:

5 śliwek (lepiej wybrać trochę twardsze bo zachowają kształt i będą odpowiednio kwaśne)

2 łyżki solonego karmel (domowej roboty albo kupiony)

do wyboru: orzechy, pokruszone herbatniki, płatki migdałów

śmietana albo lody śmietankowe

Directions:

1. Melt butter in a small pot on low heat. Put the rest of batter ingredients into a large bowl. Then, add melted butter. Stir everything thoroughly until the batter is smooth. It's best to leave the batter aside at least for half an hour. Warm up the pan and pour a couple of spoonfuls of batter (it'll be more convenient to use a ladle). Spread it around to create a thin layer by tilting the pan. Fry for around half a minute on one side. Toss it to the other side (who can toss the pancake without the help of your other hand?) and fry for about 15 seconds.

2. Cut the plums into crescents. Place a pot on low heat and add salted caramel and plums. Fry for around 5 minutes, take them off the heat and place them on top of the pancakes. We can also sprinkle them with crumbled cookies or favourite nuts. If you still have some dairy ice-cream in the refrigerator, it means that you've just received your ticket to heaven.

* * *

Sposób przygotowania:

1. Na małym ogniu rozpuszczamy masło w rondelku. Pozostałe produkty do ciasta wrzucamy do dużej miski, następnie dodajemy roztopione masło. Całość dokładnie mieszamy, aż znikną wszystkie grudki. Ciasto dobrze jest odstawić chociaż na pół godziny. Rozgrzewamy patelnie i wlewamy do niej kilka łyżek ciasta (wygodniej będzie posługiwać się chochelką). Rozprowadzamy je cienką warstwą, przechylając patelnię i smażymy około pół minuty z jednej strony. Przerzucamy na drugą stronę (kto umie w powietrzu?) i smażymy dalej przez około 15 sekund.

2. Kroimy śliwki w półksiężyce. Stawiamy rondelek na małym ogniu, dodajemy solony karmel i śliwki. Podsmażamy przez 5 minut, ściągamy z ognia i nakładamy na naleśniki, możemy też posypać je pokruszonymi herbatnikami albo ulubionymi orzechami. Jeśli jeszcze macie w zamrażarce trochę lodów śmietankowych to znaczy, że właśnie dostaliście bilet do nieba. 

   When a gourmand already has a full plate in front of them, they can start thinking about other pleasures. Lately, I've read a few books, but I mostly recall "Circe" by Madeline Miller. It caught my attention owing to the fact that it's based on the motifs taken from Greek mythology which fascinated me during my childhood years. Up until today on my book rack, you'll find "Ancient Greek Mythology" by Pietrzykowski from 1985 or the time-worn "Mythology Atlas", which I received from my father when I was finishing primary school. I was into the adventures of Artemis, Persephone, Athena, or the courageous demigods a lot more than into Scooby Doo. Additionally, this novel got to the New York Times top selling book list already on its release day. I had plenty of reasons to read it.   

   The novel tells a story of a girl, Helios’ daughter, who was forsaken by her family of gods. It sounds like the beginning of a fairy tale for kids, but even a particularly non-inquisitive reader will notice the merit of this novel and the frequency with which you can spot analogies to today's problems.

* * *

   Gdy łasuch ma już przed sobą pełny talerz może pomyśleć o innych przyjemnościach. Ostatnio przez moje ręce przewinęło się kilka książek, ale w pamięci  została mi przede wszystkim "Kirke" autorstwa Madeline Miller. Zwróciłam na nią uwagę przede wszystkim dlatego, że opiera się na motywach mitologii greckiej, którą w dzieciństwie byłam zafascynowana. Do dziś na moim regale z książkami znajdziecie "Mitologię starożytnej Grecji" Pietrzykowskiego z 1985 roku czy mocno sfatygowany "Atlas Mitologii" który dostałam od mojego taty na zakończenie podstawówki. Przygody Artemidy, Persefony, Ateny czy dzielnych herosów fascynowały mnie o wiele bardziej niż Scooby Doo. Na dodatek, powieść ta już w dniu premiery trafiła na pierwsze miejsce listy bestsellerów New York Timesa. Dla mnie powodów aby sięgnąć po "Kirke" było aż nadto. 

   Książka opowiada historię dziewczyny, córki greckiego boga Heliosa, która została odrzucona przez swoją boską rodzinę. Brzmi jak początek bajki dla dzieci, ale nawet mało wnikliwy czytelnik szybko zauważy jak pouczająca jest ta powieść i jak często można znaleźć w niej analogię do dzisiejszych problemów.

   And if you're fed up with reading, I've prepared a short ranking of Netflix and HBO GO TV series – after all, you need to cope somehow until the new Game of Thrones season is realised.

1. "Stranger Things".

I was able to remain unfazed by this TV series because science fiction productions hadn't been able to attract my interest since the times of X-Files. However, the production is really worth pursing in this case.

2. "Narcos".

A TV series based on the story of Pablo Escobar, a drug lord from Columbia. Even though the production was a little bit irritating for me at some points, I was really watching it with bated breath. The more so, when I could see agent Pena played by Pedro Pascala on the screen ;).

3. "Big Little Lies".

A star-studded TV series will always lure large audience, and so happened in this case. Even though I was able to predict the ending in the middle of the season, I really liked the stories of the women whose lives seemed ideal on the surface.

4. "Ann, not Annie".

Who would have thought that the adaptation of "Anne of Green Gables" can turn out to be a production not meant for the faint hearted. Beautifully shot, but it's too emotional at times for me. How many times can you cry during one episode, huh ?!

5. "The Crown".

A TV series about Queen Elisabeth's story ranks on the fifth position for good reason. I was able to go through two seasons, but most of the episodes were just a remedy for sleeplessness. It was easy to spot that the producers didn't want to annoy the Royal Family which, in turn, had an impact on the slow-paced action. However, if you are fans of costume dramas and you can appreciate top-notch scenography, this TV series will be surely a pleasant experience for you – for example, while ironing ;).

I'm waiting for your recommendations now – I'm still considering buying Canal+ subscription to watch "the Crow". Is it worth it?

* * *

A jeśli macie już dość czytania to przygotowałam dla Was krótki ranking seriali Netflix i HBO GO – w końcu trzeba sobie jakoś radzić do czasu aż wyjdzie nowy sezon "Gry o tron".

1. "Stranger Things".

Długo broniłam się przed tym serialem, bo produkcje science fiction nie wzbudzały mojego zainteresowania od czasów "Archiwum X". W tym przypadku naprawdę warto się przełamać.

2. "Narcos". 

Serial oparty jest na historii pochodzącego z Kolumbii Pablo Escobara, barona narkotykowego. Chociaż serial momentami mnie drażnił, to i tak oglądałam go z zapartym tchem. Tym bardziej gdy na ekranie zjawiał się agent Pena grany przez Pedro Pascala ;). 

3. "Wielkie kłamstewka".

Gwiazdorska obsada zawsze przyciąga i tak było też w tym przypadku. Chociaż zakończenia domyślałam się już w połowie sezonu to bardzo podobały mi się perypetie kobiet, których życie z pozoru wydawało się idealne. 

4. "Ania, nie Anna".

Kto by pomyślał, że ekranizacja "Ani z zielonego wzgórza" okaże się być serialem dla ludzi o mocnych nerwach? Pięknie nakręcony, ale dla mnie momentami  za mocno grający na emocjach. No bo ile razy można płakać w ciągu jednego odcinka?!

5. "The Crown".

Serial o losach królowej Elżbiety zajmuje u mnie piąte miejsce nie bez powodu. Udało mi się co prawda przebrnąć przez obydwa sezony, ale większość odcinków traktowałam jako lekarstwo na bezsenność. Z łatwością można było zauważyć, że producenci nie chcieli za bardzo drażnić rodziny królewskiej, a to miało niewątpliwie wpływ na niezbyt wartką akcję. Jeśli jednak jesteście fanami filmów kostiumowych i potraficie docenić świetną scenografię to serial ten na pewno przyniesie Wam trochę przyjemności – na przykład w trakcie prasowania ;). 

Czekam teraz na Wasze polecenia – wciąż zastanawiam się czy wykupić pakiet w Canal+ aby móc obejrzeć serial "Kruk". Warto?

I jak mu wytłumaczyć, że te naleśniki nie są dla niego? :(

   How to explain to him that these pancakes aren't for him? :(I'm a real fan of homewear clothing, and if I don't have to leave the house on a given day, I wear a pair of sweatpants or pyjamas with pleasure – even if I still need to do some work in front of the laptop. Changing into clothes that can be unequivocally associated with resting put me into a calmer state right away. Answering the yet-unstated questions – I bought this shirt in ZARA HOME and I can see that it's still available. Another item that I've been wearing around the house lately is this silken hair band by MOYE.

* * *

   Jestem prawdziwą fanką domowych pieleszy i jeśli tylko nie muszę już danego dnia wychodzić z domu to z przyjemnością przebieram się w dresy albo pidżamę – nawet jeśli czeka mnie jeszcze praca na komputerze. Przebieranie się w rzeczy, które jednoznacznie kojarzą mi się z odpoczynkiem automatycznie wprawia mnie w spokojniejszy stan. Od razu uprzedzę Wasze pytania – tę koszulę kupiłam w ZARA HOME i z tego co widzę jest jeszcze dostępna. Kolejna rzecz, którą ostatnio noszę po domu, to jedwabna gumka do włosów od MOYE. Jest wyjątkowo delikatna i nie ciągnie moich kosmyków.

Życzę Wam wszystkim spokojnego wieczoru w towarzystwie świetnych książek i gorących naleśników. Dobranoc!

 

 

Last Month

   The rumour has it that it's been the warmest May for several decades. It doesn't come as a surprise that the residents of Tricity have decided to start the beach season slightly earlier than usual. You won't see much of the sea today, but I hope that you'll feel the breath of warm air. Instead, you'll see many spring flowers that have had the opportunity to finish blooming over the past four weeks. They have given way to red poppies, cornflowers, peonies, and sweet mock-orange shrubs.

* * *

   Podobno to najcieplejszy maj od kilkudziesięciu lat. Nic dziwnego, że mieszkańcy Trójmiasta postanowili rozpocząć sezon plażowy nieco wcześniej niż zwykle. Mało dziś u mnie morza, ale mam nadzieję, że i tak poczujecie powiew ciepłego powietrza. Wiele jest za to wiosennych kwiatów, które w ciągu ostatnich czterech tygodni zdążyły przekwitnąć. Ustąpiły miejsca czerwonym makom, chabrom, piwoniom i pachnącym jaśminowcom. 

Czas w pracy płynie milej, gdy dochodzi do mnie zapach bzu i hiacyntu – wszystko zebrane w moim małym ogrodzie. 

1. Niewykorzystany kadr z majowego wpisu. Znajdziecie go tutaj. // 2. Wolne popołudnie z książką. // 3. Zdrowie! // 4. Ten moment gdy nie możesz się powstrzymać i jak dziecko wkładasz swoją twarz w kwiaty. 

Kilka dni w Izraelu zakończyłyby się katastrofą, gdyby nie krem z filtrem 50. W takie gorące dni, jakimi ostatnio rozpieszcza nas maj zawsze staram się używać kosmetyków, które jednocześnie chronią przed szkodliwymi promieniami UV. Emulsja rozświetlająca od Sesdermy (dostępna jest w sklepie topestetic) jest idealna – mimo wysokiej ochrony w ogóle nie czuć jej na skórze.

1. Kawa i białe wino. // 2. Poranne światło. // 3. Nie sądziłam, że ten "Look of The Day" z orłowskiej plaży tak Wam się spodoba! Znajdziecie go tutaj. // 4. Tu jeszcze młody bez z mojego ogrodu. //

Będąc w Prowansjii zaczęłam rozumieć Vincenta Van Gogha…

Dwie kiełbasy za sześć euro. Trzy kiełbasy za osiem euro…To ile będzie za dziesięć kiełbas?

Droga do miasteczka Gordes.

1. Jak co roku, w ostatnich tygodniach kwiaty bzu zalały Instagram. Gdy w końcu pojawiły się u mnie czułam się trochę spóźniona. Ale czy one w ogóle mogą się opatrzyć? // 2. Półwysep i tajemnicze wejście na plażę. // 3. Do dżinsowej "ogrodniczki" nie byłam przekonana ale teraz ją uwielbiam! Dobrze, że mam też młodsze koleżanki, które mówią mi co jest teraz modne ;) . // 4. Mała drzemka. //

Łazienki Królewskie w Warszawie. Ale tam się zmieniło! I to na lepsze!

Jak wyróżnić sie z tłumu i odnaleźć swój styl? Czy, aby być stylowym trzeba mieć dużo pieniędzy? Maria Młyńska, autorka bloga ubierajsieklasycznie udowania, że nie. Swoje spostrzeżenia zawarła w książce "Warsztaty Stylu. Autorska metoda, dzięki której w końcu odkryjesz swój styl". Dodatkowo do książki załączony jest zeszyt ćwiczeń.

Magiczny wieczór w lesie. W otoczeniu przyrody wszystko wygląda jak obraz. Ten leśny wpis piknikowy znajdziecie tutaj. Gdzie w Sopocie zjeść najpyszniejsze śniadanie, najlepszą pizzę albo odkryć nowe smaki kuchni japońskiej? Wszystkie adresy warte zapisania znajdziecie tutaj.kombinezon – H&M (podobny tutaj) // trampki – Vans // torebka – Gucci // dżinsowa kurtka (podobna tutaj)1. Moja ukochana sukienka na wakacje, plażę albo do śmigania po mieście w trakcie upałów. Zostało niewiele sztuk! // 2. Myślałam, że wstąpię do Klifu po kawę i kwiaty ale zostałam na dłużej… // 3. i 4. Chwilę przed weekendowym spacerem. //Wiem, że tulipany nie wymagają szczególnych umiejętności, ale i tak bardzo się cieszyłam, że coś mi z tej ziemi wyrosło. 1. To zdjęcie pochodzi z backstage'u do pierwszego majowego "Look of The Day". // 2. 3. i 4. Wiosna wkoło! //

Był długi spacer i była pamiątka ze spaceru. Dzień jak co dzień.Niezawodny kompan na zdjęciach! Zawsze chętny jeśli trzeba zaślinić sukienkę.1.i 4. Garniturowy wpis znajdziecie tutaj. // 2. Śniadanie w warszawskiej Charlottcie // 3. Największe majowe przyjemności. // Niby wiosna, a czuliśmy się jakby był środek lata…1.W sopockich "Dwóch Zmianach". // 2. Sukienki zapinane na guziki to chyba mój ulubiony trend tego lata. // 3. Kwiatów nigdy za wiele. Zwłaszcza gdy robię zdjęcia. // 4. Niby nie ma u nas dresscode'u, a tu proszę – dziewczyny prawie jak w mundurach. A tu już na środku izraelskiej pustyni. Jeszcze w tym tygodniu pokażę Wam wszystkie zdjęcia z wyjazdu. Spokojnego wieczoru!

 

Kąpiele leśne

    Patience is not my strong suit. Even before the calendar summer starts, I'd like to spend my time just as if it was already July. In May, food tastes better when we leave our four walls. That's why I try to organise small picnics wherever it's possible. Last week, for want of better options, the curb on the main plaza of St Remy was enough for us. The leaves of a conspicuous sycamore were a protection against the Provençal sun, and we were able to enjoy sausages, marinated garlic, and hummus purchased at a stall. Another time, when we were finally able to enjoy our first warm evening, we spread a blanket on the Orłowo Beach – the best place to celebrate without any occasion.  

   My love for picnicking probably originated out of longing for Jane Austen's novels – she was a master of describing preparations, the hardship connected with it, and also the pleasure of feasting outdoors. Of course, my escapades differ to a great extent from the ones we know from "Sense and Sensibility" or "Emma", but you can assume that the ambiance is similar – ultimately, it's all about lugging many items to one place and then pleasantly spending your free time in the open air. Lack of a valet shouldn't be an obstacle here.  

   The magic of picnics isn't only about eating (even though it's a very pleasant activity in itself), but it's also about your surroundings. Spending time close to nature, observing blooming trees, the fragrance of grass, or the singing of birds have always improved my mood, even though I've never been able to grasp why. It turns out that a thing that has been an unsolvable riddle since my childhood has its justification in science.

* * *

 

   Cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Jeszcze nim kalendarzowe lato nadejdzie chcę spędzać czas tak, jakbyśmy mieli już lipiec.

 

   W maju jedzenie smakuje lepiej gdy opuścimy nasze cztery ściany. Usiłuję więc zorganizować małe pikniki wszędzie gdzie się da. Tydzień temu, z braku laku, wystarczył nam krawężnik na głównym placu miasteczka St. Remy. Liście okazałego platana chroniły nas przed prowansalskim słońcem, a my delektowaliśmy się kiełbaskami, marynowanym czosnkiem i hummusem kupionymi na straganie. Innym razem, gdy doczekaliśmy się pierwszego ciepłego wieczoru, rozłożyliśmy koc na orłowskiej plaży – najlepszym miejscu do świętowania bez okazji.

   Moja miłość do piknikowania wzięła się pewnie z tęsknoty za powieściami Jane Austen, która było mistrzynią w opisywaniu przygotowań, trudów z nimi związanych, ale i przyjemności wynikających z uczty na świeżym powietrzu. Oczywiście, moje eskapady różnią się znacznie od tych, które znam z „Rozważnej i Romantycznej” czy „Emmy”, ale można uznać, że klimat jest podobny – w końcu chodzi o to aby przytaszczyć ze sobą mnóstwo rzeczy, a potem miło spędzić czas na świeżym powietrzu. Brak lokaja nie powinien być przeszkodą.

   Magia pikników nie polega wyłącznie na konsumowaniu jedzenia (chociaż jest to samo w sobie bardzo przyjemne), ale również na otoczeniu. Obcowanie z naturą, obserwowanie kwitnących drzew, zapach trawy czy śpiew ptaków zawsze poprawiało mój nastrój, chociaż nie potrafiłam jasno określić dlaczego. Okazuje się, że to co od dzieciństwa było dla mnie niewyjaśnioną zagadką ma swoje uzasadnienie w nauce.

   I've always felt that forest is place that has a positive influence on me and that breathing fresh air filtrated through the tree crowns has relaxing properties and immediately takes my thoughts away from my straits. So far, I've had no idea that the so-called "forest bathing" is a renowned field of medicine in Japan. A book that opens the readers' eyes on the topic of walks close to nature, introducing us to a world that is seemingly familiar, yet never fully explained, has just landed in bookshops. While reading the table of contents and the introduction to "Shinrin Yoku: The Art of Japanese Forest Bathing", I was amused by the fact that someone would be teaching me how to stroll around forests. But let's get to the point.  

   It's difficult to oppose an obvious conclusion that we are a society "living inside". When we start analysing our day, week, month, we'll notice that we spend most of our time inside buildings – houses, offices, shopping malls. The more urban infrastructure, corporations, and concrete jungles, the higher our stress level, exposure to noise, and the feeling of confinement. It seems to us that the development of civilisation allowed us to become independent of nature. However, it is not public transport, buildings, the Internet, but the forest that can give us everything that we need to survive. Even though we've learnt how to get our food and build our shelters away from the forest, our biological conditioning make us unconsciously yearn this green place.

* * *

   Od zawsze czułam, że las dobrze na mnie wpływa, a oddychanie powietrzem przefiltrowanym przez korony drzew od razu odpręża i odciąga myśli od strapień. Do tej pory nie wiedziałam jednak, że tak zwane „kąpiele leśne” to w Japonii uznana dziedzina medycyny. Na księgarniane półki trafiła właśnie pozycja, która otwiera oczy na tematykę spacerów w otoczeniu przyrody, wprowadzając nas w świat pozornie znany, ale nigdy dokładnie nie wyjaśniony. Czytając spis treści i wstęp do „Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych” trochę rozbawiło mnie, że ktoś miałby uczyć mnie spacerowania po lesie. Ale do rzeczy.

   Trudno jest nie zgodzić się z oczywistym wnioskiem, że jesteśmy społeczeństwem „żyjącym wewnątrz”. Gdy przeanalizujemy swój dzień, tydzień miesiąc, zauważymy, że większość czasu spędzamy w budynkach – domach, biurach, centrach handlowych. Im więcej infrastruktury miejskiej, korporacji i betonowych dżungli, tym większy poziom stresu, narażenie na hałas i poczucie zamknięcia. Wydaje się nam przy tym, że rozwój cywilizacji pozwolił nam od uzależnić się od natury. Tymczasem to nie komunikacja miejska, budynki, internet, a las potrafi dać nam wszystko, czego potrzebujemy do przeżycia. I o ile nauczyliśmy się zdobywać pożywienie i budować schronienie poza lasem, to nasze biologiczne uwarunkowania sprawiają, że podświadomie za nim tęsknimy.

W książce znajdziecie nie tylko teorię, ale wiele praktycznych porad dotyczących samych spacerów, praktykowania Shinrin-Yoku wraz z ćwiczeniami i instrukcjami, jak rozbudzić każdy zmysł. Dowiecie się jakie rośliny najlepiej oczyszczają powietrze (ja już rozglądam się za azaliami doniczkowymi), jakie olejki eteryczne warto kupić i co trzymać w domowej apteczce. Sztuka i teoria kąpieli leśnych jest także świetnym przewodnikiem. Jeśli kiedykolwiek będę wybierała się do Japonii, na pewno znajdzie się w moim bagażu.

    Is a simple stroll around the forest enough to tick off your "forest bathing"? It will surely have a positive influence on us, but that's slightly too little. The book is supposed to teach us how to maximally benefit from what nature has in store for us. How to pick the routes to decrease our blood pressure, how to stimulate our immune system, solve our problems with sleeplessness (it is said that the reason for it might be the lack of appropriate contact with plants). The philosophy of "forest bathing" is based on five senses that will be fully activated when they come in contact with greenery. The route isn't that important. It's important that you have no particular aim – it is a stroll that is supposed to be aimless; therefore, you don't have to rush anywhere because you don't have to reach any place, probably a situation that you haven’t experienced in a long time. And what if you haven't got a forest nearby? Dr Qing assures that it is enough to take a stroll along the paths of a tree-lined park or even a small plaza – it's all about looking at greenery – for the sake of everyday relaxation.  

   I recommend closing your laptops quicker today, hiding your mobile phones, and wandering around a forest or a park. And maybe you'll opt for something more than a simple weekend dinner and eat under a blooming apple tree? If Instagram has any kind of positive influence on our lives, it is surely the promotion of picnics. Actually, each self-respecting Instagram star has to prepare a photo shoot with a basket filled with more or less reasonable contents at least once a season – if you haven’t got an idea on what to take with you, you can find the answer, for example, on this profile. When you reach some kind of scenic glade, take off your shoes and walk barefoot for a while. Why? A comprehensive explanation is provided in the book, but I can promise you that you'll feel the answer deep down inside.

 * * *

   Czy zwykła przechadzka po lesie wystarczy, aby uznać „kąpiel leśną” za zaliczoną? Na pewno wpłynie na nas pozytywnie, ale to trochę za mało. Książka ma nauczyć nas, jak w pełni czerpać z dobrodziejstw natury. Jak wyznaczać ścieżki, by obniżyć ciśnienie, pobudzić układ odpornościowy, rozwiązać problemy z bezsennością (podobno jej przyczyną także może być brak odpowiedniego kontaktu z roślinami). Filozofia „kąpieli leśnych” opiera się na pięciu zmysłach, które w pełni uaktywniają się w otoczeniu zieleni. Trasa natomiast nie jest ważna. Ważne, by nie ustalać mety – jest to spacer, który nie ma mieć celu, dlatego nigdzie nie trzeba się spieszyć, bo zapewne pierwszy raz od dawna, nigdzie nie będzie trzeba dojść. A co jeśli nie masz w pobliżu lasu? Dr Qing zapewnia, że dla codziennego relaksu wystarczy drzewiasty park, a nawet skwerek – byle patrzeć na zieleń.

   Polecam Wam zamknąć dziś komputery szybciej, schować głęboko telefony i poszwendać się po lesie albo parku. A może zdecydujecie się na coś więcej i weekendowy obiad zjecie pod kwitnącą jabłonią? Jeśli Instragram ma jakiś pozytywny wpływ na nasze życie to z pewnością jest to propagowanie pikników. Właściwie każda szanująca się gwiazda tej aplikacji przynajmniej raz na sezon musi przygotować sesję z koszykiem wypełnionym mniej lub bardziej uzasadnioną zawartością – jeśli nie macie pomysłu na to, co zabrać ze sobą to znajdziecie odpowiedź na przykład na tym profilu. A jak dojdziecie już do jakiejś uroczej polany, zdejmijcie buty i pochodźcie chwilę boso. Dlaczego? Wyczerpujące wyjaśnienie znajdziecie w książce, ale ja Wam mogę obiecać, że odpowiedź poczujecie głęboko w sobie.

Co prawda nie zaprosiliśmy na piknik królowej Elżbiety (wiedzieliśmy, że jest zbyt zajęta przygotowaniami do ślubu jej wnuka, by przyjechać do Polski), ale odrobina zapożyczeń od brytyjskiej arystokracji jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Kieliszki znajdziecie w ofercie polskiej firmy Krosno. Monika: spódnica oraz body – MLE Collection (ta pierwsze dostępna już teraz, na drugie trzeba jeszcze poczekać ;)) // Gosia: sukienka – Tuluza od MLE Collection // Kasia: koszula – MLE Collection (dostępna niebawem), spodnie – Topshop (model Jamie) //

Don’t let your dreams be only a dream. My trip to Disneyland in Paris.

   Once upon a time, Walt Disney, an American visionary and film producer, decided to create a place where every child would be happy and every adult would have the possibility to become a child again. As it usually happens in case of big dreams, not everything went according to the plan – on his path to this goal, he had to face many obstacles and often experienced the power of human dark nature.   

   A creature that had changed his life forever was an inconspicuous mouse. He created the first drawing depicting the character shortly after the production company with which he co-operated used a ploy to deprive him of the copyright to the character he had created – Oswald the Lucky Rabbit. He wanted to name the character Mortimer, but his wife, Lillian, firmly opposed this idea and convinced him to use the diminutive form of Michael, namely Mickey. The new animated friend won the hearts of millions of fans and the first of the 22 Oscar Awards that were supposed to go to Walt Disney. Today in Disneyland, Mickey Mouse is treated as the real boss of all bosses. That is how the character is referred to by all staff members who work in the park on a daily basis.   

   For several decades, special workers, who are a blend of dreamers and engineers, have been designing new places for the guests. While in the process, they pay attention to the finest details that make the whole fairy-tale world look like a real place. You won't find here cardboard houses, trumpery, or trash, and even the most sceptical grumps will talk about how they liked the Star Wars spaceship with excitement after a few hours spent in the park.   

   When I first reached Disneyland as an adult (previously I visited it when I was seven years old), I was convinced that this place is mostly for children. Well, if it's really the case, then something has to be wrong with me because two days spent in the park seem to me now like a beautiful dream. It's hard to believe that all of that was created because once, a vision appeared in a man's head.

If you'd also like to visit Disneyland in Paris, I've prepared a couple of tips and guidelines that can become helpful.

1. The biggest problem that we come across during a trip around this place is the queues to particular attractions. However, there are number of ways to avoid them. First of all, it's worth using the "fastpass" option that we will find at most frequented places – it's a type of booking. If you decide to stay at one of the hotels belonging to Disneyland, you'll have the opportunity to enter the park and try all the attractions one hour before it opens. If you have such a possibility, you should definitely choose days that are in the middle of the week as the park is visited by fewer people then. Leave the most popular attractions for the evening as most of the guests are doing the shopping or are already leaving the park.

2. Disneyland in Paris (or rather near Paris) can be reached in many different ways. I've already tried three options – a car (with my parents when I was six), a train (two years ago in Brussels), and a plane, using AirFrance. I can guess that most of you will use the last option – it'll be a lot more convenient if your destination is Charles De Gaulle Airport as it is easier to organise some kind of transport from there and the choice is more diversified (the train that stops at Disneyland or a special bus, you'll find more information here). If you come to Paris and you'd like to spend one day in Disneyland, it's best to use the train option (it'll take you only 35 minutes).

3. Tickets purchased at the entrance will be most expensive. Therefore, it's best to buy tickets online – if we plan our trip well in advance, they will simply be cheaper and we'll save some time that we would normally spend in the queue. If you have more time or you are planning to visit the park with children, I recommend accommodation in one of the hotels belonging to Disneyland – the ticket is already included in the price of your accommodation.

4. My photo summary doesn't include photos of the carousels and roller coasters so it may seem that I spent two days on walking around the characters from the tales and dragging some balloons behind me. But the truth is different, I was in a constant rush between a number of attractions so that I wouldn't waste even a minute. However, I didn't want to pose a threat to myself or other guests so I always put my camera in the handbag when I entered a roller coaster. That's why you need to take my word for it – what awaits you in Disneyland will surely impress you and will make you dizzy.

5. Carousels and roller coasters are not the only attractions that can be found in Disneyland. It's worth taking a breakfast at Plaza Gardens Restaurant as it is visited by Disney characters during that time. Without any hesitation, they join the guests and comfortably take photos with them. Apart from that place, you can meet the characters in the whole park. I hope that all of the guests meet Pluto during their visits – he bumps into people and wants them to scratch him behind the ear. He also gives autographs, even though his writing isn't that pretty.

6. A very simple but important advice – plan your outfit for the day and take only the most necessary items with you as you'll spend plenty of time walking (you'll find special lockers at the entrance to the park where you can leave larger pieces of luggage). Choose the most comfortable clothes and a handbag that can be thrown over the shoulder. Oh, and one more thing! It's also vital that you charge your mobile phone – you'll want to take as many photos and films that there's some likelihood you may quickly run out of battery.

7. It's really worth staying at the park until the end – each evening and in all seasons there is a special illumination against the background of the Sleeping Beauty's Castle just before the closing time. It's a little bit like New Year's Eve but with Disney characters – it takes your breath away and makes you want to stay there forever tied to one of the benches. 

* * * 

    Dawno, dawno temu Walt Disney, amerykański wizjoner i producent filmowy, postanowił stworzyć miejsce, w którym każde dziecko będzie szczęśliwe, a każdy dorosły będzie mógł znów poczuć się jak dziecko. Jak to zwykle bywa w przypadku wielkich marzeń, nie wszystko szło po jego myśli – na swojej drodze do celu spotykał wiele przeciwności i nie raz przekonał się o tym, jak silna jest w ludziach zła strona ich natury. 

   Istotą, która na zawsze zmieniła jego życie była niepozorna myszka. Narysował ją po raz pierwszy krótko po tym, gdy firma produkcyjna z którą współpracował podstępem pozbawiła go praw autorskich do stworzonej przez niego postaci – królika Oswalda. Chciał nadać jej imię Mortimer, ale jego żona Lillian stanowczo się sprzeciwiła i namówiła go na zdrobnienie imienia Michael, czyli Mickey. Nowy animowany przyjaciel zdobył miliony fanów i pierwszą  z 22 statuetek Oscara, które miały trafić w ręce Walta Disney'a. Dziś Myszka Mickey traktowana jest w Disneylandzie jak prawdziwy szef wszystkich szefów. Tak nazywa ją zresztą cała obsługa, która codziennie pracuje w parku. 

   Od kilkudziesięciu lat tak zwani "imażinerzy", czyli połączenie marzycieli z inżynierami, projektują dla gości nowe miejsca, nie zapominając przy tym o najmniejszych detalach, które sprawiają, że bajkowy świat wygląda tak, jakby był prawdziwy. Nie znajdziecie tu domów z kartonu, tandety czy śmieci. Nawet najbardziej sceptycznie nastawieni tetrycy po kilku godzinach spędzonych w parku będą z ekscytacją opowiadać o tym, jak bardzo podobało im się w statku kosmicznym ze "Star Wars". 

   Gdy po raz pierwszy pojechałam do Disneylandu jako dorosła kobieta byłam przekonana, że to miejsce przede wszystkim dla dzieci. No cóż, jeśli faktycznie tak jest, to ze mną musi być coś nie tak, bo dwa dni spędzone w tym miejscu jawią mi się teraz jak piękny sen. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko powstało dlatego, że najpierw zamarzył o tym jeden człowiek. 

Jeśli Wy również chcielibyście odwiedzić Disneyland w Paryżu, to przygotowałam dla Was kilka wskazówek, które mogą okazać się pomocne. 

  1. Największym problemem jaki może nas spotkać w trakcie zwiedzania to kolejki do atrakcji. Jest kilka sposobów na to, aby ich uniknąć. Przede wszystkim warto skorzystać z opcji „fastpass”, którą znajdziemy przy najczęściej uczęszczanych miejscach – to rodzaj rezerwacji. Jeśli zdecydujemy się na wyjazd połączony z noclegiem w którymś z hoteli należących do Disneylandu będziemy mieć możliwość wejścia do parku na godzinę przed otwarciem i skorzystania z większości atrakcji. Jeśli macie taką możliwość to koniecznie wybierzcie dni w środku tygodnia bo w tym czasie park odwiedza znacznie mniej ludzi. Najbardziej oblegane atrakcje zostawcie na wieczór, bo większości gości robi w tym czasie zakupy lub kierują się już w stronę wyjścia.

  2. Do Disneylandu w Paryżu (a właściwie pod Paryżem) można dostać się na wiele sposobów. Sama skorzystałam w swoim życiu już z trzech opcji – samochodu (z rodzicami, gdy miałam sześć lat), pociągu (dwa lata temu z Brukseli) i samolotu, korzystając z linii AirFrance. Domyślam się, że większość z Was skorzysta z tej ostatniej możliwości – na pewno wygodniej będzie Wam, jeśli Waszym docelowym lotniskiem będzie to Charlesa Ge Gaulle'a, bo łatwiej zorganizować transport i to na wiele sposobów (pociąg zatrzymujący się w samym Disneylandzie albo specjalny bus, więcej informacji tutaj). Jeśli przyjechaliście do Paryża i jeden dzień wyjazdu chcielibyście spędzić w Disneylandzie to najlepiej skorzystać z pociągu (to zaledwie 35 minut).

  3. Najdrożej wychodzą bilety kupione przy kasie, na miejscu. Dlatego najlepiej kupić bilety przez internet – jeśli zaplanujemy wyjazd z dużym wyprzedzeniem będą po prostu tańsze, a my nie będziemy musieli stać w kolejkach. Jeśli macie więcej czasu albo wybieracie sią do parku z dziećmi, to polecam Wam wykupienie noclegu w hotelu na terenie Disneylandu – w cenie noclegu jest już wliczony bilet do parku. 

  4. W mojej relacji brakuje zdjęć samych karuzeli i kolejek górskich, więc może się wydawać, że przez dwa dni kręciłam się wokół postaci z bajek i ciągnęłam za sobą balony. Ale fakty są zgoła inne, właściwie cały czas latałam pomiędzy jedną a drugą atrakcją, aby nie zmarnować ani chwili. Nie chciałam jednak stwarzać zagrożenia dla siebie i innych osób wokół mnie więc wchodząc do wagoników aparat grzecznie wkładałam do torebki. Musicie więc uwierzyć mi na słowo – to co czeka na Was w Disneylandzie na pewno Was zachwyci i przyprawi o zawrót głowy. 

  5. Karuzele i kolejki górskie to nie jedyne rozrywki jakie czekają na nas w Disneylandzie. Warto wybrać się na śniadanie do Plaza Gardens Restaurant, bo to miejsce odwiedzają w tym czasie postacie Disney'a. Bez skrępowania dosiadają się do gości i z przyjemnością robią sobie zdjęcia. Poza tym miejscem można się na nich natknąć w całym parku. Każdemu życzę spotkania z Plutem – rzuca się na wszystkich, a potem każe się głaskać za uchem. Rozdaje też autografy, chociaż pismo ma nie najładniejsze.

  6. Bardzo prozaiczna, ale ważna rada – zaplanujcie odpowiedni strój i weźcie ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bo na pewno będziecie bardzo dużo chodzić (przy wejściu do parku znajdują się schowki na rzeczy, w których możecie zostawić większe bagaże). Wybierzcie najwygodniejsze rzeczy i torebkę którą można przełożyć przez ramię. Aha! I koniecznie zadbajcie o naładowanie telefonu – będziecie chcieli robić tyle zdjęć i filmów, że w przeciwnym razie szybko padnie Wam bateria.

  7. Naprawdę warto zostać w parku aż do jego zamknięcia – każdego wieczoru i o każdej porze roku, tuż przed zamknięciem parku rozpoczyna się iluminacja na tle Zamku Śpiącej Królewny. To coś jak Sylwester ale z postaciami z Disney'a – zapiera dech w piersi i sprawia, że mamy ochotę przywiązać się do ławki, aby już nikt nigdy nas stąd nie zabrał.   

We landed at Charles De Gaulle Airport as it is the easiest to get from there to the park.

Wylądowaliśmy na lotnisku Charlesa Ge Gaulle'a bo z niego najłatwiej przedostać się później do parku. Our first place to visit was the iconic "Sleeping Beauty's Castle". An ideal place to take a commemorative photo.

Pierwszym punktem zwiedzania był kultowy "Zamek Śpiącej Królewny". Idealne miejsce na pamiątkowe zdjęcie.  In Disneyland, you could meet many people who were truly immersed in the fairy-tale ambience. I chose a modest costume, namely Minnie Mouse's ears.

W Disneylandzie można spotkać wiele osób, którym udzielił się baśniowy klimat. Ja wybrałam skromne przebranie czyli uszy Myszki Minnie.  One of the many cafés in the park.

Jedna z wielu kawiarni na terenie parku.  Answering the yet-unstated questions – dogs are forbidden to enter the park. The only exception to this rule is guide dogs. The photo above was taken during a training – you never know when the owners of guide dogs will fancy visiting Disneyland. The dogs have to be trained for such a possibility and they accompany their owners even on the carousels.

Uprzedzając Wasze pytania – do parku niestety nie można wprowadzać psów. Wyjątkiem są psy przewodnicy. Zdjęcie powyżej zostało wykonane w trakcie szkolenia – nigdy nie wiadomo czy podopieczni psów przewodników nie zechcą odwiedzić Disneylandu, psy muszą więc być wyszkolone na taką ewentualność – zostają wtedy wpuszczone nawet na karuzele :).  Cinderella and her prince. Each day, there is a parade featuring all of the protagonists of Disney's fairy tales – from "Lion King" to "Frozen" – that runs along the main avenue of the park.

Kopciuszek i jego książę. Każdego dnia główną aleją parku przechodzi parada z wszystkimi bohaterami baśni Disney'a – od "Króla Lwa" po "Frozen". Our second day welcomed us with beautiful spring weather.

Drugi dzień przywitał nas piękną wiosenną pogodą.  A bar brought to the park straight from California.

Bar przywieziony do parku prosto z Californi.  Waiting for the sunset and illuminations. I hope that I will visit this place once more. If you have any questions concerning the trip to Disneyland, I'll be eager to answer them in the comments. Have a great weekend!

Czekając na zachód słońca i iluminacje. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz odwiedzę to miejsce. Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania dotyczące wyjazdu do Disneylandu to chętnie na nie odpowiem w komentarzu. Udanego weekendu!