Przepis na idealne migdałowe ciasto do herbaty i kilka książek na listopad

   After three days of commotion, I'm coming back with two best tranquilisers – books and hot pastry. The former, if they are good, force me to have a longer moment lying on the couch. The latter, envelopes my flat with the smell of almonds and butter making the evening work on my laptop look like pure pleasure. Therefore, get yourself a cup of hot tea and don't look at the weather behind the window – maybe this post will make this November evening more pleasant.

* * *

   Po trzech dniach zawirowań wracam do Was z dwoma najlepszymi środkami na uspokojenie – książkami i gorącym ciastem. Te pierwsze, o ile są dobre, zmuszają mnie do tego, by jeszcze przez chwilę poleżeć na kanapie. To drugie, otula moje mieszkanie zapachem migdałów i masła, sprawiając, że popołudniowa praca przy komputerze jawi się jako czysta przyjemność. Zróbcie więc sobie kubek gorącej herbaty i nie patrzcie na pogodę za oknem – może ten wpis umili Wam ten prawdziwie listopadowy wieczór.

1. Elena Ferrante "My Brilliant Friend"

I was convinced that over the last few weeks I will be reading a lot. And how wrong I was! They say that everything depends on willingness, but in my case even a strong resolution to decrease the pace hasn't found almost any reflection in reality so far. One novel a month is a limit that I can't pass. I won't recommend the two out of three that I've recently read – once again I was disappointed with the reviews in the press. But Ferrante (about whom I wrote more than once) is writing books that I will nudge you to read for a very long time.

2. "Cottage Kitchen" by Marte Marie Forsberg

"Cottage Kitchen" is one of the few English books that I've ordered this month. I go for such an option when all other sources of inspiration fail. I've been following Marta first on Instagram – I love looking at the photos of her small English cottage, dishes that she prepares, and Mr. Whiskey – her naughty pointer. Those of you who apart from recipes also like the story of a given day will get to like this book. Even though I see a strong inspiration with the books of Mimi Thorisson, I personally have no problem with that (I don't know anything about Mimi ;)) – beautiful photos, moody texts, and paying attention to the smalles details will never become boring.

3. "The Christmas Chronicles" by Nigel Slater

Nigel Slater is a worldwide known culinary critic, writer, and publicist. Everyone who treats cooking seriously will surely recognise him. "The Christmas Chronicles" are an outcome of the love for Christmas and winter. However, it isn't a typical cookbook, but rather a collection of short stories that are enriched with recipes. If you like stories about Advent preparations, angels, first snow, or old Christmas cards, this book will bring you lots of pleasure.

4. "Le pain quotidien" by Alain Coumont

Sometimes, we buy a book because we like its cover. Sometimes, we buy it because inside we find a recipe that we just need to try on our own. And sometimes it acts as a reminder of pleasant memories. That was the case with "Le Pain Quotidien Cookbook" – a set of recipes used by our favourite breakfast resturant in Brussels. I don't think that I could ever prepare anything from it than French chicken broth, but I really like to browse it.

5. "O jabłkach" [„About Apples”] by Eliza Mórawska

"O jabłkach" is probably the most tatty cookbook on by bookrack. I'm going back to it every autumn and I'm glad to recreate one of the forty recipes with apples as the main ingredient. The author proves that it is one of the most universal fruit in the world and it will be great for breakfast, dinner, and, of course, desserts. Exemplary recipes from the book include: sponge biscuit with apples, apple pie (of course!!!), tartles with apples, risotto with cider, asparagus, and pecorino cheese, duck with apples, crumpets.

6. "Robert Doisneau" by TASCHEN Publishing House

Photo albums are the best gift that you can give someone. I need to admit that my sister-in-law is a true master when it comes to finding them. She was the one who gave me my beloved album "Paris. Magnum" – I have no idea where she got it from as it is as scarce as hen's teeth. For my birthday, she gave me another jewel. Robert Doisneau is, on par with Henri Cartier Bresson, my favourite photographer. She couldn't be more close to what I really like, could she?

Recipe for gluten-free Santiago-style almond and pear pastry  

"Torta de Santiago" is an old Galician recipe based on almonds and eggs. Its authors are thought to be the nuns living on the Pyrenean trail leading to Santiago de Compostela. In Spain, the recipe is classified as a dish of special origin, owing to which there are very restrictive rules of preparation and ingredients choice. For me, the classic version is slightly too bland, so today, I present you with my variation – with pear and a little bit of potato flour. The pastry is ideal to be mixed with my favourite winter teas.

Ingredients for a baking tray with a diameter of 21 cm:

230 g of almond flour (that is ground peeled almonds)

3 small or 2 large pears

3 eggs

50 g of butter

120 g of icing sugar

1 generous tablespoon of potato flour

1 teaspoon of baking powder

1 teaspoon of almond flavour

almond flakes

* * *

1. "Genialna przyjaciółka" Elena Ferrante

Byłam przekonana, że w ciągu ostatnich kilku tygodni będę czytać baaardzo dużo. Ależ się myliłam! Podobno wszystko zależy od chęci, ale w moim przypadku nawet silne postanowienie, aby znacznie zwolnić tempo nie znalazło póki co, prawie żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jedna powieść na miesiąc to bariera, której nie jestem w stanie przełamać. Dwóch z trzech, które ostatnio przeczytałam, nie będę polecać – po raz kolejny zawiodłam się na recenzjach w prasie. Ale Ferrante (o której pisałam już nie raz) będę Wam wpychać jeszcze długo ;). 

2. "Cottage Kitchen" Marte Marie Forsberg

"Cottage Kitchen" to jedna z kilku angielskojęzycznych książek, które zamówiłam sobie w tym miesiącu. Na taką przyjemność pozwalam sobie wtedy, gdy wszelkie inne źródła inspiracji zawodzą. Martę śledziłam najpierw na Instagramie – uwielbiałam patrzeć na zdjęcia jej małej angielskiej chatki, potraw, które przyrządzała i pana Whiskey – frywolnego wyżła. Ta książka spodoba się tym z Was, które poza przepisami cenią sobie także historię danego dania. Chociaż widzę w niej mocną inspirację książkami Mimi Thorisson to osobiście nie mam z tym problemu (nie wiem jak Mimi ;)) – piękne fotografie, nastrojowe teksty i dbałość o detale nigdy mi się nie znudzą. 

3. "The Christmas Chronicles" Nigel Slater

Nigel Slater to znany na cały świat krytyk kulinarny, pisarz i publicysta. Każdy, kto na poważnie interesuje się gotowaniem, z pewnością go kojarzy. "The Christms Chronicles" powstały z miłości Nigela do Świąt Bożego Narodzenia i zimy. Nie jest to jednak typowa książka kucharska, a raczej zbiór opowiadań, do których dołączone są przepisy. Jeśli lubicie historie o adwentowych przygotowaniach, aniołach, pierwszym śniegu czy starych kartkach świątecznych to ta pozycja przyniesie Wam wiele przyjemności. 

4. "Le pain quotidien" Alain Coumont

Czasem kupujemy książkę, bo podoba nam się okładka. Czasem dlatego, że znajdziemy w niej przepis, który koniecznie chcemy wypróbować. A czasem po to, aby móc dzięki niej przywołać miłe wspomnienia. Tak było w przypadku "Le Pain Quotidien Cookbook" – zbioru przepisów, z których korzysta nasza ulubiona śniadaniownia w Brukseli. Nie sądzę, abym kiedykolwiek przygotowała z niej coś więcej niż francuski rosół, ale i tak bardzo lubię do niej zaglądać. 

5. "O jabłkach" Eliza Mórawska

"O jabłkach" to chyba najbardziej sfatygowana książka kucharska na moim regale. Wracam do niej każdej jesieni i z przyjemnością odtwarzam któryś z czterdziestu przepisów z jabłkami w roli głównej. Autorka udowadnia, że jest to najbardziej wszechstronny owoc na Ziemi i świetnie sprawdzi się w wersji śniadaniowej, obiadowej i oczywiście deserowej. 

Przykładowe przepisy z książki: biszkopt z jabłkami, szarlotka (oczywiście!!!), tartaletki z jabłkami, risotto z cydrem, szparagami i serem pecorino, kaczka z jabłkami, racuchy. 

6. "Robert Doisneau" od wydawnictwa TASCHEN

Albumy fotograficzne to najlepszy prezent jaki można mi podarować. I muszę przyznać, że moja bratowa jest prawdziwą mistrzynią jeśli chodzi o ich wynajdywanie. To od niej dostałam mój ukochany album "Paris. Magnum" – nie mam pojęcia gdzie i jak go dorwała, bo to prawdziwy biały kruk. Na urodziny wręczyła mi kolejną perełkę. Robert Doisneau to, na równi z Henri Cartier Bresson, mój ulubiony fotograf. Prawda, że nie mogła trafić lepiej?

 

 Przepis na bezglutenowe ciasto migdałowe z gruszkami w stylu Santiago 

   "Torta de Santiago" lub inaczej "ciasto Pielgrzyma" to stary galicyjski przepis bazujący na migdałach i jajkach. Za jego autorki uważa się zakonnice mieszkające na pirenejskim szlaku prowadzącym do Santiago de Compostela. W Hiszpanii jest on objęty specjalnym świadectwem pochodzenia, z czym wiążą się restrykcyjne zasady przygotowania wypieku i doboru składników. Ale dla mnie ta klasyczna wersja jest trochę za mdła, więc dziś przedstawiam Wam moją wariację – z gruszką i odrobiną ziemniaczanej mąki. Ciasto świetnie pasuje do moich ulubionych zimowych herbat. 

Skład na tortownicę o średnicy około 21 cm:

230 g mąki migdałowej (czyli mielonych migdałów bez skórki)

3 małe lub 2 duże gruszki 

3 jajka

50g masła

120g cukru pudru

1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1 łyżeczka aromatu migdałowego

migdały w płatkach

1. Mix the peeled almonds in a processor. Of course, you can also buy a package of ready almond flour, but those mixed on your own have surely a better taste and aroma. 2. Separate egg yolks from egg whites. Whisk the whites until thick, leave the yolks in another large bowl.  In a small pan, melt butter and leave until cool. Add sugar to the bowl with yolks and stir. 3. Grate the washed and peeled pears on large grating slots and add to the bowl with yolks and sugar. 4. Add almond flour, potato flour, baking powder, and stir everything. Add butter and stir all ingredients until they blend (you can use a mixer). Slowly add whisked whites using a tablespoon so that the froth doesn't lose its bulk. 5. Place the dough in a baking tray with a diameter of 21 cm. Preheat the oven to 150ºC and place the pastry in the oven for about 35 minutes. Before serving, I sprinkle it with slightly roasted almond flakes and icing sugar.

* * *

1. Migdały bez skórek miksujemy w malakserze. Można oczywiście kupić gotową mąkę migdałową, ale takie mielone samodzielnie przed użyciem z pewnością mają lepszy smak i aromat. 2. Żółtka jajek oddzielam od białek. Białka ubijam na sztywno i odstawiam, żółtka zostawiam w innej, dużej misce.  W małym rondelku roztapiam masło i zostawiam do ostudzenia. Do miski z żółtkami dodaję cukier i mieszam. 3. Umyte, osuszone gruszki ścieram na grubych okach tarki i dodaję do miski z żółtkami i cukrem. 4. Wsypuję mąkę migdałową, mąkę ziemniaczaną, proszek do pieczenia i mieszam. Dodaję masło i mieszam aż wszystkie składniki się połączą (można użyć miksera). Do powstałej masy delikatnie dodaję łyżką ubite białka, aby piana nie opadła. 5. Ciasto przekładam do tortownicy o średnicy 21 centymetrów. Nagrzewam piekarnik do 150 stopni i wstawiam ciasto na około 35 minut. Przed podaniem posypuję podprażonymi płatkami migdałów i cukrem pudrem. 

   The ready pastry should be moist inside, sweet, and have the smell of butter. It will be an ideal match for spicy or fruit tea (of which I am a great fan). I chose tea from Five o'Clock that is called "Christmas Eve Evening". It is really good-quality tea (without no artificial additives) with fruit parts. In the Christmas collection, you'll find such tastes as "December night", "Lapland", or "Christmas tree sweetness". If you want like buy one of these teas or use it as a Christmas gift for someone, I've got a 30% discount for you on all teas that are part of "Christmas in Five o'clock". You just need to use the code: KASIA. The discount can be used only once and is valid from today (14.11) until November 20.

* * *

   Gotowe ciasto powinno być wilgotne w środku, słodkie i pachnące masłem. Będzie dobrze współgrało z herbatą o korzennym lub owocowym smaku (których jestem wielką fanką). Ja wybrałam tę od Five o'clock o sugestywnej nazwie "Wigilijny Wieczór". To naprawdę dobrej jakości herbata (bez sztucznych ulepszaczy) z kawałkami owoców. W kolekcji świątecznej znajdziecie też takie smaki jak "Grudniowa Noc", "Laponia" czy "Choinkowa Słodycz". Jeśli chcielibyście sprawić sobie którąś z tych herbat lub podarować ją komuś na święta, to mam dla Was 30% rabatu na wszystkie herbaty i kawy 'luz" z akcji "Święta w Five o'clock" na hasło: KASIA. Rabat jest jednorazowy i obowiązuje tylko w sklepie internetowym do 20 listopada.

   To answer the upcoming questions: my cashmere dress comes from Zalando, and the woollen blanket and cashmere socks are the next gems from Mongolian – I'm delighted with the offer in that store :D. I know that it sounds weird, but I've got a feeling that it's really difficult to find something of good quality and at a good price in chain stores, and that was a real surprise and so many models featuring reindeer!

* * *

   Uprzedzając Wasze pytania: moją kaszmirową sukienkę znalazłam na Zalando, a wełniany koc i kaszmirowe skarpetki to kolejne skarby ze sklepu Mongolian – jestem zachwycona ofertą skarpetek w tym sklepie :D. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale mam wrażenie, że pod tym kątem w sieciówkach naprawdę ciężko znaleźć coś dobrej jakości w rozsądnej cenie, a tu taka niespodzianka i tyle modeli z reniferami!

Last Month

A new season has started: kids went to school, there is even more workload than before, and the sofa is even more tantalising than ever. I'm glad that, despite the whole autumn haste, you were able to find some time to visit the blog and see a couple of snapshots from last month. And there was really a lot going on in October…

* * *

Rozpoczął się nowy sezon: dzieci poszły do szkoły, pracy jest jeszcze więcej niż wcześniej, a kanapa kusi jak nigdy. Miło mi, że w tej całej jesiennej zawierusze znalazłyście czas aby wejść na blog i zobaczyć kilka ujęć z ostatniego miesiąca. A w październiku działo się naprawdę sporo…

Portos cieszy się z nowego dywanu (być może miałyście okazję widzieć jego psią radość na moim Instastories). 

1. Liście lecą z drzew. // 2. Ten wpis "o plastiku" wzbudził w Was wielkie poruszenie. // 3. Jesienne umilacze. // 4. Sekundę później liście wylądowały w paszczy Portosa. //

Przeczytałam już niemal wszystkie książki Reginy Brett i z każdej wyniosłam odrobinę radości i nauki. Nie zawiodłam się także przy najnowszej książce autorki "Mów własnym głosem", która traktuje o prawdzie i odwadze, o tym jak stawiać czoła codzienności wbrew naszym obawom i lękom, oraz jak przekazywać swoją historię, aby była inspiracją i nadzieją. 

1. Rzepakowy, akacjowy, lipowy… nieważne który, w moim domu znika w mig, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. // 2. Fragment książki Reginy Brett czyli lekcja numer dwadzieścia osiem.  // 3. Po pierwszym jesiennym spacerze. // 4. Weekend w kuchni. //

Dzisiejszy poranek w Warszawie. Pobudka przed szóstą i szybkie śniadanie w Kremie. 1. Kawy z pianką nigdy dosyć, ale jakby ktoś pytał, to dziennie nigdy nie przekraczam jednej filiżanki. // 2. Kadr ze standardowej trasy, którą wybieramy na codzienne spacery. Springery potrzebują dużo ruchu. // 3. Praca w ogródku? Na początku miesiąca mieliśmy prawdziwe lato!  // 4. Beże na jesień. //

Liście, które widzicie za drewnem kilka dni później były już krwiście czerwone, a teraz… opadły z gałęzi i zdobią chodnik na ulicy. Czas leci za szybko!

1. W przerwach w pracy nad blogiem, muszę nadganiać MLE Collection – cieszę się, że spora część swetrów jest już dostępna i że tak bardzo Wam się podobają. Jeśli któryś wpadł Wam w oko to radzę się pospieszyć, bo zostało ich niewiele. // 2. Plaża w Sopocie. // 3. Każda rzecz jest dobra, aby zrobić z niej gryzaka. // 4. Napary, cytryna, imbir, miód, konfitura różana – niekończąca się jesienna historia. //

Jeden z moich urodzinowych prezentów – bio maska-esencja ze śluzem ślimaka od Orientany. Brzmi dziwnie? Warto się przełamać bo śluz ślimaka to dobre źródło naturalnego kolagenu, elastyny, allantoiny i witamin. Ma silne działanie naprawcze i ujędrniające, ale przede wszystkim pomaga w usuwaniu blizn i plam.

1. "Jesteś słodki jak miód ale nie ma tu już dla ciebie miejsca." // 2. I jeszcze szybko spacer z Portosem. Gdzie dziś mnie pociągnie? // 3. Gdy w niedzielny poranek budzi cię zapach kawy…  // 4. Pieczemy pierwsze ciasteczka w tym sezonie…  //

Czapki od PomPoms wybieram już od dłuższego czasu. W Trójmieście mamy morze i… wiatr, a ta czapka chroni moje uszy przed zmarznięciem, ponieważ od wewnątrz posiada opaskę z miękkiego polaru. Na długie spacery po plaży jest idealna.

1. Recycling jest w modzie! // 2.  Tak zwany „pojedynek na spojrzenia”. Ja patrzę na Portosa, a Portos patrzy czy ja patrzę jak on patrzy na ciastka // 3. Portosowi wydaje się, że jest kameleonem i w ogóle go nie widać. // 4. Zakupy zrobione, czas na pysznego domowego "bowla". //

Rodzinna tradycja, czyli wspólne głosowanie. Kilka godzin później żegnałam już rodziców, którzy na co dzień mieszkają w Brukseli. Pokrótce odpowiem na milion pytań o moją sukienkę. Tak jak pisałam – jest już dostępna. Mój model odszyła dla mnie szwalnia bo wymagała podwyższenia talii, natomiast całkowita długość sukienki jest taka, jak w wersji "short".

Limitowane kolekcje perfum, indywidualne konsultacje z ekspertami marki CHANEL i wszystkie moje ulubione pomadki w jednym miejscu. Butik CHANEL jest już w Polsce!

Butik możecie odwiedzić w Galerii Mokotów. 

Na zdjęciu z piękną Karoliną, która tego wieczoru pełniła rolę modelki CHANEL.

Kilka ujęć z pobytu w Paryżu. 

Słynną Cafe de Flore ominęłam szerokim łukiem. Już kiedyś miałam okazję ją odwiedzić i tym razem wolałam pokazać najbliższym ciekawsze mniej przereklamowane miejsca. 

1. Co za design! Motoryzacyjne marzenie? // 2 i 3. Ja i moja mama. // 4. Ogrody Palais-Royal. //

Czasami i moja mama załapie się na wpis z cyklu "Look of The Day"

I jak tu powstrzymać się od robienia zdjęć? ;)

Czy wiosna, czy lato, czy jesień – Paryskie uliczki tętnią życiem.

1.  Smaczne poranki. // 2. Każdy kierunek dobry! // 3. Kto u Was ścieli łóżko?  // 4. Składniki na pyszną domową owsiankę. //

Jesień w Sopocie.

W Trójmieście jest wydzielonych wiele miejsc przyjaznym psom, istnieje więc nie tylko psia plaża, ale strefy ciszy na spacery z psami, gdzie zwierzaki mogą z dala od zgiełku miasta biegać po lesie bez smyczy. U Was też są takie strefy?

Na moim stole pojawiło się kilka "upiornych" dań w miniony weekend.

To zdjęcie chyba nie wymaga komentarza…

Przepis na ciasteczka, przegląd babcinych swetrów i kilka słów o tym, jak wykorzystać duński przepis na szczęście w naszych domach znajdziecie w tym wpisie.

Podczas, gdy ja planuję dla Was kolekcję wiosenno-letnią na stronie możecie znaleźć grube swetry i płaszcze, które pomogą Wam przetrwać nadchodzące mroźne miesiące. Jestem ciekawa które produkty MLE Collection najbardziej wpadły Wam w oko.

Byle do soboty, bo już tęsknie za takim plenerem…

Pozdrawiamy Was jesiennie i życzymy miłego wieczoru!

***

 

Czy można żyć bez plastiku i dlaczego to takie trudne?

   Online, you'll probably find numerous interesting and substantive articles about how to live in harmony with nature and care for the environment, but I would like to describe this topic from a perspective of a person who still makes mistakes and isn't going to hide that or show everything in perfect words.  

   There's no doubt that plastic has dominated our life. We will find it even in the wild and seemingly pristine areas on Earth – on our way to Mount Everest, between coral reefs, and on paradise beaches. On Henderson Island (visited only by scientists once every few years), located at the greatest distance from human settlements in comparison to other islands, the sand is mixed with tons of plastic waste, and this is a proof that garbage can be found in places where there are no people. Each year, seas and oceans are polluted with eight million tons of plastic which not only destroys the ecosystem, but also brutally kills animals. It is estimated that by 2050, salt waters will contain more plastic than fish.  

   All of those facts are shocking, even though I assume that most of you aren't surprised – NGOs and ecologists have been trying to raise awareness of the public opinion on the disastrous situation of our planet. Many of us notice the problem and take incremental steps. In the past, the greatest ecological lifestyle triumph was waste segregation and turning off water while brushing teeth. Today, it's definitely not enough.

   I don't want to announce in a mentor's tone that every human should start following the guidelines devised to protect our planet overnight. I'm trying to be a realist and I am well aware that even the most passionate calls and detailed guidelines won't bring the expected effects in a second. Besides, I know how difficult it is to convince not only other people, but also myself.

* * *

   W internecie znajdziecie pewnie wiele interesujących i fachowych artykułów o tym, jak żyć w zgodzie z naturą i dbać o środowisko, ale ja chciałabym opisać Wam ten temat z perspektywy osoby, która wciąż popełnia błędy i nie ma zamiaru tego ukrywać ani opisywać wszystkiego w różowych barwach.

   Nie ulega wątpliwości, że plastik zdominował nasze życia. Znajdziemy go nawet w dzikich i pozornie nieskażonych obszarach ziemi – w drodze na Mont Everest, między rafami koralowymi i na rajskich plażach. Na najbardziej oddalonej od siedzib ludzkich wyspie Hendersona (odwiedzanej jedynie przez naukowców co kilka lat) piasek wymieszany jest z tysiącami plastikowych odpadów, a to znaczy, że śmieci są już nawet tam, gdzie nie ma ludzi. Każdego roku do mórz i oceanów trafia osiem milionów ton plastiku, który nie tylko niszczy ekosystem, ale w brutalny sposób zabija zwierzęta. Szacuje się, że do 2050 roku w słonych wodach będzie więcej plastiku niż ryb.

   Te wszystkie fakty są szokujące, chociaż domyślam się, że większość z Was nie jest zdziwiona – organizacje pozarządowe i ekolodzy od lat próbują uświadomić opinii publicznej fatalną sytuację naszej planety. Wiele z nas dostrzega problem i podejmuje coraz dalej idące wysiłki. Kiedyś szczytem ekologicznego stylu życia było segregowanie śmieci i zakręcanie wody w trakcie mycia zębów. Dziś to zdecydowanie za mało.

   Nie chcę obwieszczać Wam mentorskim tonem, że każdy wrażliwy człowiek powinien z dnia na dzień zastosować się do szeregu wytycznych, mających na celu ochronę naszej planety. Staram się być realistką i zdaję sobie sprawę, że nawet najbardziej płomienne apele i szczegółowe instrukcje nie przyniosą natychmiast oczekiwanych efektów. A poza tym, wiem jakie to trudne przekonać do działania nie tylko innych, ale przede wszystkim samą siebie. 

Pierwszą dużą zmianą przez jaką przebrnęłam było całkowite pozbycie się plastiku z lodówki i szafek kuchennych. Prawie wszystko trzymam teraz w słoikach. 

Te materiałowe woreczki wysłała mi kiedyś jedna z moich Czytelniczek. Można je prać i zajmują bardzo mało miejsca. Zastępują mi foliowe woreczki, których używamy w warzywniakach i supermarketach. 

   First and foremost, I would like to dispel the myth claiming that changing your lifestyle into a fully eco-friendly one is simple. That it's not a problem to: carry a reusable cup, a metal straw, and shopping bag with you for a whole day, resign from using paper towels, buy clothes made from eco-fabrics and wash them later in nuts, find food made of only organic ingredients, keep only products that had no contact with plastic in our cupboards and fridges. Let's be frank – that's indeed a problem. Eco-friendly lifestyle requires being well-organised, working on yourself, and a large dose of discipline. But we aren't carrying for the environment because it's convenient, and that is not about our convenience at all. We care for the environment because that is what we should do. The fact that an eco lifestyle is cumbersome doesn't relieve us from our duty. It is still difficult to maintain an appropriate level of motivation. And not only when we see how meticulously selected pieces of garbage end up in one waste container. Everyday life verifies our commitment.   

   Examples? After many of your suggestions (and a few fiascos), I've made a point of honour to get rid of the disposable cups and replace them with a reusable one. And I quickly recalled why I gave up the last time. I had forgotten to take it with me when I was leaving the house. When I came to a conclusion that I’d pull this off by leaving the cup in the car (so that I can already have it at hand from Monday), I left it in the car and forgot to take it to our weekend walk during which coffee has already become a tradition. Additionally, the stains from my lipstick won't come off from the silicone lid. Not to mention the fact that when I left an empty cup on a table in a café, a staff member threw it in the bin by accident and I had to dive in to retrieve it. A number of times I forwent the idea of drinking coffee altogether, and a few times I was hiding a paper cup under my coat so that no one sees me and thinks the worst things about me. After approximately three weeks, my fiascos were a sporadic thing, but I know that it was easier for me to find motivation for this change as I knew that each lapse could be reproached by the public. Who knows, maybe if I hadn't felt that pressure, I wouldn't have succeeded so fast.

* * *

   Przede wszystkim chciałabym obalić mit mówiący o tym, że zmiana trybu życia na całkowicie ekologiczny jest prosta. Że to żaden problem aby: nosić ze sobą przez cały dzień kubek wielorazowy, metalową słomkę, torbę na zakupy, zrezygnować z ręczników papierowych, kupować ubrania z ekologicznych materiałów i prać je potem w orzechach, wynajdywać jedzenie pochodzące tylko i wyłącznie z ekologicznych upraw i hodowli, czy trzymać w naszych szafkach kuchennych i lodówkach tylko to, co nigdy nie miało styczności z plastikiem. Powiedzmy sobie szczerze – to jest problem. Ekologiczny tryb życia wymaga zorganizowania, pracy nad sobą, dyscypliny. Ale nie dbamy o środowisko dlatego, że jest to wygodne, bo nie o naszą wygodę przecież chodzi. Dbamy dlatego, że tak trzeba. To, że życie w stylu eko jest uciążliwe z niczego nas nie zwalnia. Trudno jest natomiast podtrzymać motywację na odpowiednim poziomie. I to nie tylko wtedy, gdy widzimy, jak starannie wyselekcjonowane przez nas śmieci lądują potem do jednego zbiornika śmieciarki. Codzienność weryfikuje nasze zaangażowanie. 

   Przykłady? Po wielu sugestiach z Waszej strony (i kilku nieudanych próbach) postawiłam sobie za punkt honoru całkowite przestawienie się na kubek wielorazowy w kawiarniach. I szybko sobie przypomniałam, dlaczego poddałam się ostatnim razem. Zapominałam kubka, gdy rano wychodziłam z domu. Gdy stwierdziłam, że będzie lepiej, jeśli zostawię go w samochodzie (aby od poniedziałku do piątku mieć go przy sobie), to potem zapominałam zabrać go z samochodu na nasz weekendowy spacer, na którym kawa jest już tradycją. Na dodatek, z silikonowej pokrywki nie chcą zejść ślady mojej szminki. Nie będę już wspominać o tym, że gdy zostawiłam na sekundę mój pusty kubek na stoliku w kawiarni, to ktoś z obsługi wyrzucił go przez przypadek do śmieci i trzeba było zabawić się w nurka. Parę razy zrezygnowałam z kawy w ogóle, a parę razy chowałam papierowy kubek pod płaszczem, tak aby nikt go nie zobaczył i nie pomyślał o mnie wszystkiego, co najgorsze. Po mniej więcej trzech tygodniach gafy zdarzały mi się już naprawdę sporadycznie, ale wiem, że łatwiej było mi znaleźć motywację do tej zmiany, bo wiedziałam, że każde potknięcie może mi zostać publicznie wypomniane. Kto wie czy nie czując tej presji poszłoby mi równie szybko? 

Oto mój kubek wielorazowy. Wybierając go zwróciłam uwagę przede wszystkim na to, aby nie zawierał bisfenolu (toksyczna substancja, która znajduje się w większości plastikowych przedmiotów) i żeby wyglądał neutralnie. Jego wady (poza tą, że trzeba go myć i o nim pamiętać ;)) to trudna w doczyszczeniu pokrywka (nawet na zdjęciu widać minimalny ślad po mojej pomadce) i jej specyficzny silikonowy zapach, który czuć w trakcie picia kawy.

    It was difficult for me to truly believe in some of my actions – I was sending someone a parcel, agreement, or returning products to online stores, and I was trying to pack these items in simple manilla and a string or using boxes that I had received in previous deliveries (yes I keep boxed at home to avoid using new ones). However, when each day I received parcels that I hadn't ordered (tough life of a blogger) packed in five boxes, plastic foil, and styrofoam balls (and you can use sawdust) with plastic ribbons, I had the feeling that I am fighting a losing battle (that's why I've changed the info in the contact tab on my website). Please, pay attention to what boxes are chosen by particular online stores. Maybe it's possible to change the way things are packed at your workplace?  

   To those who want to act, but don't know how to start or know how to start but lack the motivation, I recommend something wise to read. I would start from "How to Give up Plastic" by Will McCallum. It is, in fact, a great read also for those who think that they know everything about an eco lifestyle. We often lose much energy on changes which de facto have little significance, and we stay oblivious to things, which are seemingly neutral and, in fact, really harm the environment. Even the determined and the eager to fight can be unaware that despite their will, they produce large amounts of harmful waste totally unknowingly.

* * *

   Ciężko też było mi uwierzyć w sens niektórych moich działań – wysyłając do kogoś paczkę, umowę czy zwracając produkty do sklepów internetowych, starałam się albo pakować wszystko w zwykły szary papier i sznurek albo wykorzystywać pudełka, które otrzymałam w poprzednich przesyłkach (tak, trzymam kartony w domu, aby nie zużywać nowych). Gdy jednak każdego dnia przychodziły do mnie paczki, których nie zamawiałam (ciężkie życie blogerki), zapakowane w pięć kartonów, folię, ze styropianowymi kulkami (a przecież można użyć trocin) i plastikowymi wstążkami, miałam wrażenie, że walczę z wiatrakami (stąd zmiana informacji w kontakcie na mojej stronie). Zwracajcie więc proszę uwagę, jakie pudełka wybrały konkretne sklepy internetowe. A może w Waszym miejscu pracy możnaby zmienić sposób pakowania paczek?

   Tym, którzy chcą działać, ale nie wiedzą, od czego zacząć, albo wiedzą, ale brakuje im motywacji polecam przede wszystkim coś mądrego do poczytania. Zaczęłabym od "Jak zerwać z plastikiem" autorstwa Willa McCalluma. To zresztą świetna książka również dla tych, którzy myślą, że wiedzą już wszystko na temat ekologicznego trybu życia. Często bowiem zużywamy sporo energii na zmiany, które de facto mają małe znaczenie, za to zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo szkodzimy środowisku wykonując pozornie neutralne czynności. Nawet zdeterminowani i chętni do walki mogą nie wiedzieć, że mimo woli i zupełnie nieświadomie produkują ogrom szkodliwych odpadów.

  Jeśli jesteście zainteresowane książką, to mam dla Was kod rabatowy na jej zakup. Wystarczy, że użyjecie kodu: plastik (rabat liczony jest od ceny okładkowej, a nie od aktualnej ceny w jakiej teraz Empik sprzedaje książkę). Link do książki znajdziecie tutaj

   The book, just like a good thriller, is surprising you with each page and you’ll often open your eyes out of astonishment and fear. The greatest enemy hides in what's concealed from our sight – for example in microbeads. Tiny beads with a diameter no larger than 5 mm were designed to move between all types of drain systems. However, no one considered the finishing point of these small villains when they were designing them. Despite the fact that I'd always paid attention to the composition of products, especially cosmetics, I stayed oblivious to the dangerous contents of my bathroom cupboard. McCallum devotes a whole chapter to each household room, but I was most drawn by the topic connected with hygiene and body care. After all, the bathroom is where we keep the greatest number of cosmetics in disposable containers – it's best to purchase the largest ones as we will be forced to replace them less frequently (or packed in packages suitable for recycling: cardboard, glass, or metal). The  most dangerous, however, are the aforementioned microbeads – ingredients of toothpastes, liquid soaps, and shower gels that we wash off and which travel down the drain and reach the oceans. If you want to check whether plastics are present in your favourite lotion, search for the following names: polyethylene (PE), polypropylene (PP), polyethylene terephthalate (PET), and polymethyl methacrylate (PMMA).  

   What else should we get rid of from our bathrooms? Plastic cotton swabs whose production is forbidden in, among others, France and Scotland, and they are being withdrawn from consecutive UK supermarkets. An appropriate decision of one of the British chains (Waitrose) was enough to decrease the production of plastic by 21 tons! In the bathroom, we do the washing and we probably know that the dirty water takes nylon and polyester microfibres along; that's why you should place your clothes in special bags that are able to capture these small particles. Will McCallum highlights that fibres, which constitute as much as 30% of the plastic in the oceans, separate also during a regular use of clothing, yet the most harmful thing to do is throwing away clothes that are still suitable for wearing. The so-called "fast fashion", based on cheap and frequently replaced fabrics, has led to a situation in which 60% of the market is made up by artificial fabrics. "One fleece sweatshirt can be a source of 250 thousand microfibres". As you can see, it is another argument for purchasing high-quality clothes – first of all, they are made of natural fabrics, and secondly, they are more durable. Another solution is searching for clothes from special clothing lines which are more frequently created by chain stores. The market is relentless and its rules can be used for our own benefit – if we continue buying clothes from these lines, clothing companies will see profit behind investing in subsequent projects of a similar type.

* * *

   Książka, niczym dobry thriller, co rusz powoduje, że otwieramy szeroko oczy ze zdumienia i strachu. Największy wróg kryje się w tym, co niewidoczne dla oka – na przykład w mikrogranulkach. Małe kuleczki, o średnicy nieprzekraczającej 5 mm zaprojektowane zostały tak, by niezauważalnie przedzierać się przez wszelkie odpływy. Nad tym gdzie skończą swoją drogę się jednak nie zastanawiano. Choć od zawsze przykładam wagę do składu produktów, kosmetyków zwłaszcza, nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak groźna może być zawartość mojej szafki w łazience. McCallum poświęca rozdział każdemu domowemu pomieszczeniu, ale właśnie to, co dotyczy higieny i pielęgnacji zwróciło moją uwagę. W końcu to tam stoi najwięcej kosmetyków w jednorazowych opakowaniach – najlepiej kupować jak największe – rzadziej je wymieniamy (albo zapakowane w nadające się do recyklingu: karton, szkło lub metal) . Najbardziej niebezpieczne są jednak wspomniane mikrogranulki – składniki past do zębów, mydeł w płynie, żeli pod prysznic, które spłukujemy i rurami wysyłamy do oceanów. Jeśli chcemy sprawdzić, czy w naszym ulubionym płynie są tworzywa sztuczne, szukajmy nazw: Polyethylene (PE), Polypropylene (PP), Polyethylene terephthalate (PET) i Polymethyl methacrylate (PMMA).

   Czego jeszcze w łazience nie powinno być? Plastikowych patyczków higienicznych, których produkcja zakazana jest między innymi we Francji i Szkocji, a w UK kolejne supermarkety wycofują je z oferty. Wystarczyła decyzja o rezygnacji jednej brytyjskiej sieci (Waitrose), by zmniejszyć produkcję plastiku o 21 ton! W łazience robimy pranie i prawdopodobnie nie wiemy, że wraz z brudną wodą odpływają mikrowłókna nylonowe lub poliestrowe, dlatego przed załadowaniem pralki warto umieścić ubrania w specjalnych wyłapujących drobinki workach. Will McCallum zwraca uwagę, że włókna, które stanowią 30% plastiku w oceanach, oddzielają się także podczas zwykłego użytkowania odzieży, ale najbardziej szkodliwe jest wyrzucanie niezniszczonych ubrań. Tzw „szybka moda” oparta na tanich i często wymienianych tkaninach spowodowała, że 60% rynku stanowią materiały ze sztucznych włókien. „Jedna bluza z polaru może być źródłem 250 tyś mikrowłókien”. Jak widać to kolejny argument przemawiający za kupowaniem ubrań wysokiej jakości – po pierwsze szyte są z materiałów naturalnych, po drugie starczają na dłużej. Innym rozwiązaniem jest szukanie ubrań wśród specjalnych kolekcji, które coraz częściej przygotowują dla nas sieciówki. Rynek jest bezlitosny, ale jego zasady możemy wykorzystać na własną korzyść – jeśli będziemy kupować ubrania z tych serii, to firmy odzieżowe będą widziały korzyści z inwestowania w kolejne tego rodzaju projekty.

Czy wiecie, że do wyprodukowania jednej pary dżinsów potrzeba około 11 000 litrów wody? Marka KappAhl, od której mam dżinsy, jest członkiem inicjatywy Better Cotton Initiative (BCI), która działa na rzecz zwiększenia dostępności zrównoważonej bawełny uprawianej przy mniejszej ilości wody i chemikaliów. Dzięki nowym rozwiązaniom można zaoszczędzić nawet do 40% wody.

Jeśli traficie do tej sieciówki zwróćcie uwagę jak wiele rzeczy posiada specjalne metki – to nie są kolekcje składające się z kilku projektów, tak jak ma to miejsce u innych marek odzieżowych. W KappAhlu kupimy nie tylko ekologiczne dżinsy o fajnym kroju, ale też ubranka dla dzieci, zwykłe T-shirty czy skarpetki. 

   "How to Give up Plastic" is first and foremost a handbook. In points, the author presents what we should do for the environment but also provides a detailed explanation why something is harmful and what is its impact on nature. Readers are also given tables and tasks which considerably facilitate the process of attaining aims. I'm sure that each reader after familiarising themselves with the shocking facts, reading a few interviews, and noticing the issue in real everyday life, will implement new resolutions into their lists. To prevent readers from reading only the beginning of the book, Will McCallum provide you with guidelines already in the foreword. I would like to present them here.

1. Do the shopping. What should each eco house have? A reusable bottle (in Tricity, let's simply drink tap water), reusable coffee cup, linen shopping bag, eco lunch boxes, and glass containers for storing food.

2. Clean your house thoroughly. Empty your kitchen cupboards off plastic dishes, cutlery, and straws. Read the list of ingredients on all your cosmetics and cleaning products – if they contain microbeads send them back to the producer with the information that you can't agree to pollute the environment.

3. Tell others about your actions. Tell your friends and family about the importance of cutting on plastic waste. Share particular guidelines.

4. Devise a plan. Plans ensure us better effectiveness. Test the water in the topic of stores that don't use plastic bags and cafés where you can purchase coffee at a lower price whenever you bring your own cup. Choose interesting meal recipes and take your meals to work. Create such a day schedule to decrease the use of plastics.

5. Start your own campaign to fight plastic – peaceful and one that avoids aggression and accusations as you can have the opposite effect instead of encouraging others to do the right thing. Speak with the owners of small businesses in your neighbourhood. Tell them about the things they can do to decrease plastic waste. Encourage your friends to take similar steps.

   When the world was impressed with the low costs and the practicality of plastic, no one pondered over the ways to utilise it. Today, the wave of plastic increasingly takes its toll not only on the natural environment but also on our health. Even thought the time for reflection and examination of conscience came a little bit too late, let's remember that large movements start with tiny steps. But if you still think that your own problems are enough to concern yourself with the animals and water in the oceans, you should know that using plastic in everyday life is simply very unhealthy. 

   I can assure you that everyone who takes up the everyday challenge will quickly acquire a certain type of sensibility and knack that will change their initial discomfort into personal satisfaction. What seems extravagant yesterday is slowly becoming a norm today. Those who have succeeded in understanding that have the right to feel proud. And pretty soon, such a stance will stop raising a smile and disregard and start raising common respect.   

   I didn't want to write this article as a specialist in the topic of ecology as I am far from being one. That's why I need to confess to stay fully true – I'm introducing changes, but it doesn't mean that I'm always successful. Sometimes, it turns out that even though I want to do good, I do what's wrong, and I don't see a physical capacity to avoid plastic entirely. For example, yesterday I bough pasta packed in a bag at a local store and, quite frankly, I can't recall a place where I would encounter a pasta that would come in eco packaging. Surely, you would be able to spot a myriad of mistakes in my actions and claim that "you're far from being eco". And probably you would be right as life is permeated with plastic to the limit, and changing all our habits and replacing products that we use will take years. However, I think that all of that is not about giving prestigious titles (even though a little competition with other eco freaks may spark some more motivation to some extent). From the very beginning, I knew that I wouldn’t be able to include as many pieces of information as I would like to in this article. Fortunately, many of you come to my aid – in the comments you write about your own attempts, failures, and successes, but also dispel some of the myths – and I'm really grateful for that.

* * *

   Książka „Jak zerwać z plastikiem” to przede wszystkim poradnik. Autor w punktach przedstawia, co powinniśmy zrobić dla środowiska, ale też dokładnie tłumaczy i wyjaśnia dlaczego coś jest szkodliwe i jak wpływa na naturę. Czytelnikom daje także tabelki i zadania, które znacznie ułatwiają realizację celów. Jestem pewna, że każdy czytelnik po poznaniu szokujących faktów, przeczytaniu kilku wywiadów i dostrzeżeniu problemu w życiu codziennym, będzie miał na swojej liście nowe postanowienia. W obawie przed tym, że ktoś przeczyta tylko początek książki, Will McCallum już na wstępie przedstawił wskazówki, które chciałabym Wam przytoczyć.

1. Idź na zakupy. Co powinno znaleźć się w każdym ekodomu? Butelka na wodę wielokrotnego użytku (w Trójmieście pijmy po prostu wodę z kranu), wielorazowy kubek na kawę, płócienna torba na zakupy, ekologiczne apudełka na lunch i szklane pojemniki do przechowywania żywności.

2. Zrób wielkie porządki. Opróżnij szafki kuchenne z plastikowych naczyń, sztuców i słomek. Przeczytaj listy składników na opakowaniach kosmetyków i domowej chemii – jeśli zawierają mikrogranulki razem z resztą plastiku odeślij do producentów z informacją, że nie godzisz się na zanieczyszczanie środowiska.

3. Opowiedz innym o tym, co robisz. Mów swoim przyjaciołom i rodzinie, jak ważne jest ograniczanie użycia plastiku, podziel się z nimi konkretnymi wskazówkami.

4. Opracuj plan. Dzięki planom możemy być skuteczniejsi. W wolnej chwili zrób rozeznanie w temacie sklepów, w których nie używa się plastikowych reklamówek, kawiarni, gdzie taniej można wypić kawę przygotowaną we własnym kubku. Wybierz ciekawe przepisy na dania, które będzie można zabierać do pracy, ułóż plan dnia tak, by jak najbardziej ograniczyć korzystanie z tworzyw sztucznych.

5. Rozpocznij własną kampanię na rzecz walki z plastikiem – pokojową, nieopartą na agresji i oskarżeniach, bo zamiast zachęcić możesz osiągnąć odwrotny skutek. Rozmawiaj z właścicielami drobnych przedsiębiorstw w okolicy, opowiadaj o tym, co mogą zrobić , by ograniczyć użycie plastiku. Namawiaj do tego przyjaciół.

   Gdy świat zachwycił się niskimi kosztami i praktycznością plastiku nikt nie zastanawiał się, jak go utylizować. Dziś fala plastikowych śmieci coraz bardziej odbija się nie tylko na naturalnym środowisku, ale i naszym zdrowiu. Choć czas na refleksję i rachunek sumienia przyszedł odrobinę za późno, pamiętajmy, że wielkie ruchy zaczynają się od drobnych kroczków. A jeśli wciąż uważacie, że macie dość własnych problemów, aby przejmować się zwierzątkami i wodą w oceanach, to musicie wiedzieć, że używanie plastiku w codziennym życiu jest po prostu bardzo niezdrowe.

  Zapewniam Was, że każdy, kto podejmie to codzienne wyzwanie, szybko osiągnie pewien typ wrażliwości, a równocześnie wprawy, które zmienią początkowy dyskomfort w osobistą satysfakcję. To, co wczoraj wydawało się ekstrawagancją, dziś powoli staje się normą. Kto to zrozumiał, ma prawo poczuć się dumny. I już niedługo taka postawa przestanie wywoływać uśmiech i lekceważenie ignorantów, a zacznie budzić powszechny szacunek. 

   Nie chciałam pisać tego artykułu jako specjalista w temacie ekologii, bo oczywiście nim nie jestem. Od razu więc się przyznam, aby nie mijać się z prawdą – wprowadzam zmiany, ale to nie oznacza, że za każdym razem mi się to udaję. Czasem okazuje się, że chcąc dobrze robię źle, nie widzę też fizycznie możliwości, aby w stu procentach unikać plastiku. Wczoraj na przykład kupiłam makaron zapakowany w worek w osiedlowym sklepie i szczerze mówiąc nie przypominam sobie miejsca, w którym zetknęłabym się na makaron zapakowany w ekologiczny sposób. Na pewno bez problemu znalazłybyście u mnie całą masę błędów, mogły złapać za rękę i powiedzieć "wcale nie jesteś eko". I pewnie miałybyście rację, bo nasze życie jest przesiąknięte plastikiem do granic możliwości i zmiana wszystkich przyzwyczajeń i używanych produktów potrwa lata. Myślę jednak, że w tym wszystkim nie chodzi o nadawanie zaszczytnych tytułów (chociaż odrobina rywalizacji z innym ekozapalańcem na jakimś poziomie może dodać nam motywacji). Od samego początku wiedziałam, że nie dam rady przytoczyć w tym artykule wszystkich informacji, które bym chciała. Na szczęście wiele z Was właśnie mi w tym pomaga – w komentarzach piszecie o własnych próbach, porażkach i sukcesach ale też prostujecie niektóre mity, za co jestem bardzo wdzięczna. 

***

sweter – MLE Collection // pościel – Zara Home // koc – TK Maxx (kupiony dawno temu) //

 

5 filmów, które spodobają się i jej i jemu

   It is said that people can be divided into those who dream to spend their Friday evening in the company of their significant other and an appropriate stock of food while watching a movie and into those who dream about the same situation but have no idea what movie to watch and simply choose to attend a party instead. To save your liver, I've decided to prepare today's post about five movies for two.

1. "Perfect Strangers"

This movie is worth watching with your significant other not only because it shows the nature of today's relationships. This bitter-sweet comedy-drama is funny, captivating, and you can't really say that it's flat. The whole story is based on a meeting of friends who are supposed to reveal the contents of their smartphones to remaining guests. The director wreak his rage on the protagonists and tries to prove that telling the whole truth is not always the best solution. And one more thing! Before watching the film, make sure that you'll be able to show the contents of your mobile phone to your partner because after the movie, it can be difficult to weasel out of it ;))).

* * *

Podobno ludzie dzielą się na takich, którzy w piątkowy wieczór marzą tylko i wyłącznie o tym, aby w towarzystwie drugiej połówki i odpowiedniego zapasu jedzenia odpalić na komputerze film oraz na takich, którzy też o tym marzą, ale nie mają pojęcia jaki film wybrać i z braku laku idą na imprezę. Z troski o Waszą wątrobę przygotowałam więc dzisiejszy wpis o pięciu filmach dla dwojga. 

1. "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie"

   Ten film warto obejrzeć we dwójkę nie tylko dlatego, że pokazuje nam naturę dzisiejszych związków. Ta słodko-gorzka tragikomedia jest zabawna, wciągająca, a przy tym nie można nazwać jej płaską. Cała akcja kręci się wokół spotkania znajomych, którzy muszą pokazywać zawartość swoich smartfonów pozostałym gościom. Reżyser pastwi się nad swoimi bohaterami i próbuje udowodnić, że mówienie całej prawdy nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Aha! Przed obejrzeniem tego filmu upewnijcie się, że będziecie gotowi pokazać swój telefon partnerowi, bo po seansie może być ciężko się z tego wywinąć ;))).  

2. "Heartbraker"

Each time when someone hasn't seen that movie, I howl like a coyote and then begin a five-minute monologue on the advantages of this French production. It is a very lightweight comedy – nothing sophisticated – but the cast itself should give you some food for thought. In case of that movie, the director did not choose goofy actors and actresses who have no other ambitious roles in their movie resume (as it often happens in case of American romantic comedies). Vanessa Paradis is well known, but Romain Duris will surely be a surprise to some. The outfits of the female protagonist are pleasant to the eye, not to mention Monaco itself where the movie takes place. If you like witty, but not vulgar humour and would like to spend a nice evening, the trials and tribulations of a professional don juan, Alex, will surely live up to these expectations.

* * *

2. "Heartbraker. Licencja na uwodzenie."

   Za każdym razem wyję jak kojot, gdy jakiś zapytany przeze mnie osobnik odpowiada, że nie widział tego filmu, a następnie rozpoczynam pięciominutowy monolog o zaletach tej francuskiej produkcji. To lekka komedia – nic wyszukanego – ale sama obsada powinna dać do myślenia. W tym przypadku nie zaangażowano bowiem głupkowatych aktorów, którzy w swoim CV nie mogą pochwalić się żadnymi ambitniejszymi rolami (tak jak często ma to miejsce w amerykańskich komediach romantycznych). Vanessę Paradis znają wszyscy, ale Romain Duris na pewno będzie dla niektórych z Was zaskoczeniem. Miłe dla oka są stroje głównej bohaterki i oczywiście Monako, w którym rozgrywa się większość scen. Jeśli lubicie błyskotliwy, a nie wulgarny humor i chcecie miło spędzić wieczór to perypetie zawodowego uwodziciela, Alexa, na pewno sprostają temu wyzwaniu. 

3. "Good Year"  

   Why do I think that it's a good movie for two? With its atmosphere, it reminds me of my favourite "Chocolat " with Jueliette Binoche, but this film production didn't brought my male friends to their knees. However, with "Good Year" it's different. The protagonist is the cynical Max (Russel Crowe), a London broker, who got lost somewhere along his way to successful life and money. When he receives a letter informing him that his beloved uncle Henry is dead, he goes to Provence with a bad grace to sort out the legacy. There is an old Chateau waiting for him there, his uncle's unfinished love stories, and the beautiful Marion Cotillard. The landscapes, music, ambiance, actors and actresses – everything falls in place making the movie slightly trivial, but we all know that such movies are the best to watch.

* * *

3. "Dobry rok"

   Dlaczego uważam, że to dobry film dla dwojga? Klimatem przypomina mi nieco moją ukochaną „Czekoladę” z Juliette Binoche, ale ta produkcja niestety nie rzuciła na kolana męskiej części moich znajomych. Z „Dobrym rokiem” jest inaczej. Główną rolę gra cyniczny Max (Russel Crowe), londyński makler, który goniąc za sukcesem i pieniędzmi trochę się zagubił. Gdy przychodzi do niego list z informacją, że jego ukochany wuj Henry nie żyje, z niechęcią jedzie do Prowansji, aby uporządkować sprawy spadkowe. Na miejscu czeka na niego zapuszczone Chateau, niedokończone historie miłosne wuja i piękna Marion Cotillard. Krajobrazy, muzyka, nastrój, aktorzy – wszystko gra tak, jak powinno, co czyni film nieco banalnym, ale wiemy przecież, że takie ogląda się najlepiej. Jeśli macie taką możliwość to obejrzyjcie film w wersji oryginalnej, bo polskie tłumaczenie niestety nie jest najlepsze. 

4. "The Talented Mr Ripley"   

   If you like "English Patient" (and I won't believe that it could be different), you should definitely see another Anthony Minghella's piece. "The Talented Mr Ripley" is a multidimensional movie and it's really difficult to categorise it as one genre – men will like it for the criminal thread, women will surely appreciate the beauties of the Italian Amalfi Coast and top-rated cast – Matt Damon, Gwyneth Paltrow, and Jude Law (not forgetting about Cate Blanchett, who'll also appear on screen). 

* * *

4. "Utalentowany pan Ripley" 

   Jeśli spodobał Wam się „Angielski pacjent” (a nie wierzę, że mogło być inaczej) to koniecznie obejrzyjcie kolejne dzieło Anthony'ego Minghella. „Utalentowany pan Ripley” to film wielowymiarowy i ciężko przypisać go do jednego gatunku – mężczyznom spodoba się wątek kryminalny, kobiety na pewno docenią uroki włoskiego wybrzeża Amalfi i gwiazdy światowego kina – Matta Damona, Gwyneth Paltrow oraz Jude Law'a (nie zapominając o Cate Blanchett, którą również zobaczycie na ekranie).  

5. "Tell No One"  

   It is another French movie on my list, but it has nothing to do with the comedy genre. "Tell No One" is the adaptation of Harlan Coben's book of the same title. A paediatrician, whose wife died soon after they got married, receives a mysterious e-mail. The message reveals that his beloved wife is still alive…Some of you will probably recognise the leading actor. It is François Cluzet who starred in such iconic movies as "The Intouchables" (by the way, it's also a great movie that just has to be seen).

* * *

5. "Nie mów nikomu"

   To kolejny francuski film na mojej liście tyle, że ten mało ma wspólnego z komedią. „Nie mów nikomu” to ekranizacja pierwszej powieści Harlana Cobena o tym samym tytule. Pediatra, którego żona umarła niedługo po ślubie, otrzymuje tajemniczego e-maila. Z listu wynika, że ukochana jednak żyje… Część z Was rozpozna pewnie aktora grającego główną rolę. To François Cluzet, który grał w kultowych już "Nietykalnych" (swoją drogą to również świetny film, który trzeba zobaczyć). 

 

Last Month

   I'll have a few reasons to remember this month for a very long time.Thankfully, I've got photos that will remind me about everything many years after the events.On this sweltering evening, I'd like to show you a short summary of a few recent weeks, and I'm praying for a storm like an Indian shaman – who would have thought that summer will bring us so many hot days.

* * *

   Będę mieć kilka powodów, aby ten miesiąc zapamiętać na bardzo długo. Dobrze, że mam zdjęcia, które po latach będą mi o wszystkim przypominać. W ten upalny wieczór zapraszam Was na krótkie zestawienie z ostatnich kilku tygodni i niczym indiańska szamanka modlę się o burzę – kto by pomyślał, że lato dostarczy nam tyle gorących dni. 

***  

   Gdy po raz pierwszy przeczytałam wiadomość o tym, że ktoś jest zainteresowany wydaniem mojej książki za granicą, szybko uznałam, że to pewnie jakaś prowokacja dziennikarza o kiepskim poczuciu humoru. Nagle wszystkie cytaty o „girlpower” i motywacyjne frazesy o wierze we własne możliwości schowały się gdzieś za kobiecą niepewnością. Wydawnictwo „Stary Lew” okazało się jednak prawdziwe – wśród jego perełek znalazłam nawet słynne „Mapy” Aleksandry i Daniela Mizielińskich, co od razu wzbudziło moje zaufanie. „No dobrze, ale od samej propozycji do publikacji jest jeszcze długa droga i wydawnictwo w każdej chwili może się rozmyślić” – pomyślałam, niczym godna następczyni zawsze pozytywnego Kłapouchego. Nawet gdy na moje konto wpłynęła zaliczka postanowiłam dalej trzymać wszystko w sekrecie i wciąż powtarzałam sobie, że to nie może być prawda. Ale gdy do moich drzwi zapukał kurier z zagraniczną przesyłką i egzemplarzem mojej książki w obcym języku, czułam się naprawdę dumna – ktoś poza Polską docenił moją pracę, chociaż mało kto słyszał tam o moim blogu czy rodzinnych konotacjach. Naprawdę dziwne uczucie. Od niedawna na Ukrainie, po ukraińsku, w ukraińskich księgarniach można kupić mój „Elementarz Stylu”.

1. Wieczory i odurzający zapach lilii. // 2. Letni plener do wpisu o "slow life" który możecie zobaczyć tutaj. // 3. Z okazji wydania książki mieliśmy małe świętowanie – Portos jak zwykle zajął honorowe miejsce. // 4. Moje ulubione śniadanie w ostatnich dniach – zimny jogurt naturalny, garść borówek, pokruszone herbatniki bezglutenowe, miód i łyżka syropu klonowego. //Po latach znów zawitałam do Rzymu. 1. W oczekiwaniu na…? // 2. Istnieją legendy związane z liczbą wrzucanych monet – jedna ma zapewnić powrót do Rzymu, dwie – romans, trzy – ślub. // 3. Dobrze się siedzi w miłym towarzystwie. // 4. // Fontanna na Piazza Navona. //

Czekając na koniec siesty…

   Na tym zdjęciu jestem otoczona przez sześć kobiet, dzięki którym wiele się nauczyłam – przede wszystkim o samej sobie. Dzięki nim jestem silniejsza i szczęśliwsza. Ale wiem też, że ich siła nie wynika z tego, że wszystko w życiu szło im jak po maśle. Są silne bo napotykały na przeszkody, które musiały pokonać.Tyle razem przeżyłyśmy, że gdy słyszę piosenkę „This is a Man’s World” to zastanawiam się czy autor tych słów sobie żartował czy po prostu tak bardzo się mylił.

Czyste natręctwo.

Fontanna di Trevi skąpana w porannym słońcu. 

Włoskiego jedzenia i rozmów nigdy za wiele. 

1. i 4. Piazza Navona // 2. Włoskie specjały. We Włoszech nigdy nie ma problemu z dostępnością bezglutenowego makaronu w restauracjach. // 3. Uwielbiam banalne zdjęcia na wakacjach. // 

Rzymskie koloseum o zachodzie słońca.

   Włoskie przepisy w mojej kuchni. A właściwie ich uproszczona wersja. To danie przygotowuję głównie wtedy, gdy jestem bardzo głodna, ale nie mam najmniejszej ochoty na gotowanie. Wystarczy podsmażyć na oliwie z oliwek, rozgnieciony czosnek i pokrojone pomidory, doprawić i dodać do ugotownego makaronu. Podawać koniecznie ze świeżą bazylią. 

Czas na kolację! Pod tym zdjęciem dostałam od Was mnóstwo pytań o t-shirt i spodnie (wybrałam kolejno xs i 32). Na obydwa produkty (i na wszystko co nie jest przecenione) możecie wykorzystać kod makelifeeasier20 dzięki któremu otrzymacie 20% zniżki w sklepie NA-KD1. Przygotowania do kolejnej sesji dla MLE Collection. // 2.  Chyba cała Polska zjechała się do Trójmiasta – na szczęście jest tu jeszcze kilka miejsc, gdzie można znaleźć odrobinę przestrzeni dla siebie // 3. "Chwila" z rowerem. // 4. Naprawdę czasem mu się wydaje, że go nie widzę. //

   Jestem zakochana w tych polskich kosmetykach! KOI to mała rodzinna firma – testując produkty widziałam, że w każdy włożono serce. Kremy pachną pięknie, są przy tym delikatne i mają przyjemną konsystencję. Zakochałam się też w toniku, którego zwykle nie używam ale w upały robię wyjątki. Kosmetyki zawierają wysokie stężenia substancji aktywnych. Jeśli macie wątpliwości od którego produktu zacząć to wybrałabym ultranawilżający krem do twarzy. 

1. Lipcowe śniadanie. // 2. …i lipcowe wieczory.  // 3. Kosmetyki KOI w zestawie podróżnym. Już je pakuję do walizki na wakacje! :) // 4. Nadal nie mogę w to uwierzyć! A polskie wydanie możecie nadal kupić tutaj (koniecznie wybierzcie opcję w twardej okładce, jest ciut droższa ale o niebo fajniejsza – gwarantuję :)). //Upały nie dają żyć i bez wiatraka nie wyobrażam sobie przetrwania nocy w mieszkaniu… Zawsze razem. Lato wciąż trwa a my myślami jesteśmy już w okresie karnawałowym… co powiecie na sylwestrową sukienkę z takiego materiału?

Lato w pełni więc cieszmy się nim póki jest. Spokojnego wieczoru!

***

 

Last Month

   I'd like to skip the clichés concerning the fact that summer time is running too fast and that winter time has just ended, but, in fact, it's really difficult for me to escape the impression that time flies too quickly. And so much happened in June! The trip to the French Dueville, finishing winter MLE Collection projects, and even the everyday work on the blog. And, of course, one more detail that was the cause of considerable commotion – but I'll write about it later as I'd rather keep you in suspense. In the meantime, check out the photos from last month!

* * *

   Chciałabym pominąć banały o tym, że lato ucieka zbyt szybko i że przecież dopiero co skończyła się zima, ale naprawdę ciężko jest mi się pozbyć wrażenia ulatującego czasu. A przecież w czerwcu tyle się działo! Wyjazd do francuskiego Deauville, zamykanie zimowych projektów do kolekcji MLE Collection, czy chociażby codzienna praca nad blogiem. Ach, no i jeszcze jeden drobiazg, który zapewne stanie się przyczyną niemałych zawirowań – ale o tym oczywiście później, bo wolę Was potrzymać w niepewności. Tymczasem zapraszam Was na małe zestawienie z ostatniego miesiąca!

* * *

Mój wewnętrzny książkowy mol jest w ostatnim czasie naprawdę zadowolony – w końcu trochę więcej czytam. "Chwila" Iwony Wiśniewskiej, w poetycki sposób nawiązuje do idei "slow life" i otwiera oczy na to co ulotne – "Z chwilami jest tak, że można się na nich skupić, a można ich nie zauważyć." Cieszę się też bardzo, że coraz częściej widzę w księgarniach właśnie takie delikatne okładki, a nie krzyczący do nas z półek kolorowe abstrakcje. Wciąż nie zabrałam się za wpis z mojego wyjazdu z marką CHANEL do Francji, ale nie mogłam przecież pominąć tego faktu w tym wpisie. Na tym zdjęciu z Jessicą. Jak widać, przed wyjściem z hotelu nie konsultowałyśmy naszych strojów ;). 1. Letnie deszczowe wieczory… kto by pomyślał, że ten wpis spotka się z tak dużym zainteresowaniem? // 2. Mój maleńki stolik nocny, na którym nic się nie mieści. // 3. Słony karmel, dobry na wszystko. // 4. Ślady psiego entuzjazmu na piasku. //

Top od Nudyess można nosić na wiele sposobów – z maxi spódnicą, pod luźną kurtką albo do szortów z wysokim stanem. Mi najbardziej podoba się z dżinsami. Jeśli podoba Wam się ten krótki top to mam dla Was kod rabatowy od Nudyess o wysokości 10%. Wystarczy, że w podsumowaniu zakupów wpiszecie hasło MAKELIFEEASIER. :)

Szybkie i pyszne śniadanie, czyli chleb bezglutenowy, parę liści rukoli, łosoś z hodowli ekologicznej, awokado, kropla oliwy truflowej i pieprz. 1. A myślałam, że już po nim! // 2. Sezon na truskawki powoli dobiega końca… więc brałam je garściami! // 3. Z najlepszym modelem pod słońcem! Nie wiem kiedy on się tak nauczył pozować… // 4. Gdy udaje, że śpi, ale wie, że go obserwuję. //baletki – Chloe // spodnie – New Look (podobne tutaj) // body – Bershka (teraz jest w promocji!)1. Kwiaty jaśminu. // 2. Udane zdjęcie wymaga poświęcenia. // 3. W upały, które były w czerwcu nie dało się pracować… więc zabrałyśmy pracę na plażę! // 4.  Jeśli chodzę w czymś za często to na pewno jest to dżinsowa kurtka. // Miś polarny na Karaibach? Nie! To psia plaża w Orłowie! Na zdjęciu jeden z wielu nowych przyjaciół Portosa.1. Najlepsze frytki belgijskie znalazłam przy plaży w Gdyni głównej.  // 2. Gdy po pracy wszystko sprzątamy i biuro zamienia się w stół kuchenny. // 3. Jaśmin z ogrodu mojej mamy (nie żeby jej drzewko było już całkiem łyse…). // 4. Lato w Gdyni. Sukienkę znajdziecie tutaj. //Jeśli, któraś z Was wciąż poszukuje sukienki na wielkie wyjście, to informuję w tajemnicy, że kilka sztuk wróciło na stan. Tutaj znajdziecie wszystkie długie suknie od MLE.Takie delikatne… ale jakie piękne!1. Przy drodze. // 2. Naleśniki ze śliwkami i słonym karmelem. // 3. Póki co mogę przymierzać kostium tylko przed lustrem, bo do wakacji jeszcze trochę… Ten ze zdjęcia to MOIESS. // 4. Płatki śniegu w czerwcu… //Zachody słońca nad polskim morzem…

Na koniec tradycyjnie pejzaż. Wiedzieliście, że nasze morze jest takie piękne?