Kąpiele leśne

    Patience is not my strong suit. Even before the calendar summer starts, I'd like to spend my time just as if it was already July. In May, food tastes better when we leave our four walls. That's why I try to organise small picnics wherever it's possible. Last week, for want of better options, the curb on the main plaza of St Remy was enough for us. The leaves of a conspicuous sycamore were a protection against the Provençal sun, and we were able to enjoy sausages, marinated garlic, and hummus purchased at a stall. Another time, when we were finally able to enjoy our first warm evening, we spread a blanket on the Orłowo Beach – the best place to celebrate without any occasion.  

   My love for picnicking probably originated out of longing for Jane Austen's novels – she was a master of describing preparations, the hardship connected with it, and also the pleasure of feasting outdoors. Of course, my escapades differ to a great extent from the ones we know from "Sense and Sensibility" or "Emma", but you can assume that the ambiance is similar – ultimately, it's all about lugging many items to one place and then pleasantly spending your free time in the open air. Lack of a valet shouldn't be an obstacle here.  

   The magic of picnics isn't only about eating (even though it's a very pleasant activity in itself), but it's also about your surroundings. Spending time close to nature, observing blooming trees, the fragrance of grass, or the singing of birds have always improved my mood, even though I've never been able to grasp why. It turns out that a thing that has been an unsolvable riddle since my childhood has its justification in science.

* * *

 

   Cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Jeszcze nim kalendarzowe lato nadejdzie chcę spędzać czas tak, jakbyśmy mieli już lipiec.

 

   W maju jedzenie smakuje lepiej gdy opuścimy nasze cztery ściany. Usiłuję więc zorganizować małe pikniki wszędzie gdzie się da. Tydzień temu, z braku laku, wystarczył nam krawężnik na głównym placu miasteczka St. Remy. Liście okazałego platana chroniły nas przed prowansalskim słońcem, a my delektowaliśmy się kiełbaskami, marynowanym czosnkiem i hummusem kupionymi na straganie. Innym razem, gdy doczekaliśmy się pierwszego ciepłego wieczoru, rozłożyliśmy koc na orłowskiej plaży – najlepszym miejscu do świętowania bez okazji.

   Moja miłość do piknikowania wzięła się pewnie z tęsknoty za powieściami Jane Austen, która było mistrzynią w opisywaniu przygotowań, trudów z nimi związanych, ale i przyjemności wynikających z uczty na świeżym powietrzu. Oczywiście, moje eskapady różnią się znacznie od tych, które znam z „Rozważnej i Romantycznej” czy „Emmy”, ale można uznać, że klimat jest podobny – w końcu chodzi o to aby przytaszczyć ze sobą mnóstwo rzeczy, a potem miło spędzić czas na świeżym powietrzu. Brak lokaja nie powinien być przeszkodą.

   Magia pikników nie polega wyłącznie na konsumowaniu jedzenia (chociaż jest to samo w sobie bardzo przyjemne), ale również na otoczeniu. Obcowanie z naturą, obserwowanie kwitnących drzew, zapach trawy czy śpiew ptaków zawsze poprawiało mój nastrój, chociaż nie potrafiłam jasno określić dlaczego. Okazuje się, że to co od dzieciństwa było dla mnie niewyjaśnioną zagadką ma swoje uzasadnienie w nauce.

   I've always felt that forest is place that has a positive influence on me and that breathing fresh air filtrated through the tree crowns has relaxing properties and immediately takes my thoughts away from my straits. So far, I've had no idea that the so-called "forest bathing" is a renowned field of medicine in Japan. A book that opens the readers' eyes on the topic of walks close to nature, introducing us to a world that is seemingly familiar, yet never fully explained, has just landed in bookshops. While reading the table of contents and the introduction to "Shinrin Yoku: The Art of Japanese Forest Bathing", I was amused by the fact that someone would be teaching me how to stroll around forests. But let's get to the point.  

   It's difficult to oppose an obvious conclusion that we are a society "living inside". When we start analysing our day, week, month, we'll notice that we spend most of our time inside buildings – houses, offices, shopping malls. The more urban infrastructure, corporations, and concrete jungles, the higher our stress level, exposure to noise, and the feeling of confinement. It seems to us that the development of civilisation allowed us to become independent of nature. However, it is not public transport, buildings, the Internet, but the forest that can give us everything that we need to survive. Even though we've learnt how to get our food and build our shelters away from the forest, our biological conditioning make us unconsciously yearn this green place.

* * *

   Od zawsze czułam, że las dobrze na mnie wpływa, a oddychanie powietrzem przefiltrowanym przez korony drzew od razu odpręża i odciąga myśli od strapień. Do tej pory nie wiedziałam jednak, że tak zwane „kąpiele leśne” to w Japonii uznana dziedzina medycyny. Na księgarniane półki trafiła właśnie pozycja, która otwiera oczy na tematykę spacerów w otoczeniu przyrody, wprowadzając nas w świat pozornie znany, ale nigdy dokładnie nie wyjaśniony. Czytając spis treści i wstęp do „Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych” trochę rozbawiło mnie, że ktoś miałby uczyć mnie spacerowania po lesie. Ale do rzeczy.

   Trudno jest nie zgodzić się z oczywistym wnioskiem, że jesteśmy społeczeństwem „żyjącym wewnątrz”. Gdy przeanalizujemy swój dzień, tydzień miesiąc, zauważymy, że większość czasu spędzamy w budynkach – domach, biurach, centrach handlowych. Im więcej infrastruktury miejskiej, korporacji i betonowych dżungli, tym większy poziom stresu, narażenie na hałas i poczucie zamknięcia. Wydaje się nam przy tym, że rozwój cywilizacji pozwolił nam od uzależnić się od natury. Tymczasem to nie komunikacja miejska, budynki, internet, a las potrafi dać nam wszystko, czego potrzebujemy do przeżycia. I o ile nauczyliśmy się zdobywać pożywienie i budować schronienie poza lasem, to nasze biologiczne uwarunkowania sprawiają, że podświadomie za nim tęsknimy.

W książce znajdziecie nie tylko teorię, ale wiele praktycznych porad dotyczących samych spacerów, praktykowania Shinrin-Yoku wraz z ćwiczeniami i instrukcjami, jak rozbudzić każdy zmysł. Dowiecie się jakie rośliny najlepiej oczyszczają powietrze (ja już rozglądam się za azaliami doniczkowymi), jakie olejki eteryczne warto kupić i co trzymać w domowej apteczce. Sztuka i teoria kąpieli leśnych jest także świetnym przewodnikiem. Jeśli kiedykolwiek będę wybierała się do Japonii, na pewno znajdzie się w moim bagażu.

    Is a simple stroll around the forest enough to tick off your "forest bathing"? It will surely have a positive influence on us, but that's slightly too little. The book is supposed to teach us how to maximally benefit from what nature has in store for us. How to pick the routes to decrease our blood pressure, how to stimulate our immune system, solve our problems with sleeplessness (it is said that the reason for it might be the lack of appropriate contact with plants). The philosophy of "forest bathing" is based on five senses that will be fully activated when they come in contact with greenery. The route isn't that important. It's important that you have no particular aim – it is a stroll that is supposed to be aimless; therefore, you don't have to rush anywhere because you don't have to reach any place, probably a situation that you haven’t experienced in a long time. And what if you haven't got a forest nearby? Dr Qing assures that it is enough to take a stroll along the paths of a tree-lined park or even a small plaza – it's all about looking at greenery – for the sake of everyday relaxation.  

   I recommend closing your laptops quicker today, hiding your mobile phones, and wandering around a forest or a park. And maybe you'll opt for something more than a simple weekend dinner and eat under a blooming apple tree? If Instagram has any kind of positive influence on our lives, it is surely the promotion of picnics. Actually, each self-respecting Instagram star has to prepare a photo shoot with a basket filled with more or less reasonable contents at least once a season – if you haven’t got an idea on what to take with you, you can find the answer, for example, on this profile. When you reach some kind of scenic glade, take off your shoes and walk barefoot for a while. Why? A comprehensive explanation is provided in the book, but I can promise you that you'll feel the answer deep down inside.

 * * *

   Czy zwykła przechadzka po lesie wystarczy, aby uznać „kąpiel leśną” za zaliczoną? Na pewno wpłynie na nas pozytywnie, ale to trochę za mało. Książka ma nauczyć nas, jak w pełni czerpać z dobrodziejstw natury. Jak wyznaczać ścieżki, by obniżyć ciśnienie, pobudzić układ odpornościowy, rozwiązać problemy z bezsennością (podobno jej przyczyną także może być brak odpowiedniego kontaktu z roślinami). Filozofia „kąpieli leśnych” opiera się na pięciu zmysłach, które w pełni uaktywniają się w otoczeniu zieleni. Trasa natomiast nie jest ważna. Ważne, by nie ustalać mety – jest to spacer, który nie ma mieć celu, dlatego nigdzie nie trzeba się spieszyć, bo zapewne pierwszy raz od dawna, nigdzie nie będzie trzeba dojść. A co jeśli nie masz w pobliżu lasu? Dr Qing zapewnia, że dla codziennego relaksu wystarczy drzewiasty park, a nawet skwerek – byle patrzeć na zieleń.

   Polecam Wam zamknąć dziś komputery szybciej, schować głęboko telefony i poszwendać się po lesie albo parku. A może zdecydujecie się na coś więcej i weekendowy obiad zjecie pod kwitnącą jabłonią? Jeśli Instragram ma jakiś pozytywny wpływ na nasze życie to z pewnością jest to propagowanie pikników. Właściwie każda szanująca się gwiazda tej aplikacji przynajmniej raz na sezon musi przygotować sesję z koszykiem wypełnionym mniej lub bardziej uzasadnioną zawartością – jeśli nie macie pomysłu na to, co zabrać ze sobą to znajdziecie odpowiedź na przykład na tym profilu. A jak dojdziecie już do jakiejś uroczej polany, zdejmijcie buty i pochodźcie chwilę boso. Dlaczego? Wyczerpujące wyjaśnienie znajdziecie w książce, ale ja Wam mogę obiecać, że odpowiedź poczujecie głęboko w sobie.

Co prawda nie zaprosiliśmy na piknik królowej Elżbiety (wiedzieliśmy, że jest zbyt zajęta przygotowaniami do ślubu jej wnuka, by przyjechać do Polski), ale odrobina zapożyczeń od brytyjskiej arystokracji jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Kieliszki znajdziecie w ofercie polskiej firmy Krosno. Monika: spódnica oraz body – MLE Collection (ta pierwsze dostępna już teraz, na drugie trzeba jeszcze poczekać ;)) // Gosia: sukienka – Tuluza od MLE Collection // Kasia: koszula – MLE Collection (dostępna niebawem), spodnie – Topshop (model Jamie) //

LOOK OF THE DAY – Provence life

leather sandals / skórzane sandały – Steve Madden on eobuwie.pl

summer dress / letnia sukienka – MLE Collection (obecnie dostępna w rozmiarze xs ale pojawi się jeszcze kilka sztuk w innych rozmiarach)

basket bag / torebka koszyczek – Zara (obecna kolekcja, posiada też dłuższy pasek)

sunglasses / okulary – Ray-Ban (model Clubmaster)

   

    I came to Provence for only a couple of days and I felt extreme want of more sensations on my way back.I was able to visit Gordes, do some shopping at St Remy market, and run away from rain in Aix-en-Provence, but it's definitely too little to tick this region off on the map.As a great fan of "A Good Year" (if you haven't seen it, you should already regret it), I felt as if I were in paradise.

* * *

   Do Prowansji przyjechałam zaledwie na kilka dnia i w drodze powrotnej towarzyszyło mi uczucie wielkiego niedosytu. Udało mi się zobaczyć miasteczko Gordes, zrobić zakupy na targu w St. Remy i uciekać przed deszczem w Aix-en-Provence ale to o wiele za mało aby uznać ten region za "odhaczony". Jako wielka fanka filmu "Dobry rok" (jeśli jeszcze go nie widzieliście to żałujcie) czułam się tam jak w raju. 

Look of The Day – It suits me

suede shoes / zamszowe buty – RYŁKO (wygodne jak kapcie i pięknie wykończone)

grey suit / szary garnitur – MLE Collection (dostępny w czerwcu, będzie można kupić osobno marynarkę i spodnie)

grey body / szare body – MLE Collection (dobre wieści – na Waszą prośbę wróci niebawem czarny model)

sunglasses / okulary – Ray-Ban (model Clubmaster)

basket / koszyk – Zara (obecna kolekcja)

   I want to get to the crux of the matter right away (the more so that it's difficult to find adequately eloquent words on a Sunday morning) and make a little statement: I've changed my mind on women's suits. They always seemed to me a somewhat constrictive uniform that we choose only when the situation requires us to do so. Instead of adding us confidence (which is, to my mind, the most important function of an outfit), the suit created a situation in which our individual style was hidden somewhere behind a sheet of grey suit fabric.   

   For quite some time, women's suit has been back in a refreshed version, and it's enough to see a number of coverages from the world fashion weeks to notice that women are increasingly more often eager to choose such an outfit not just because the dress code at their work is strict. It is enough to put on something close-fitting instead of a boring shirt under the blazer and replace classic pumps with a pair of delicate high-heel sandals or block-heel ballerina shoes to break the office character and start wearing the blazer and the matching trousers voluntarily.

* * *

   Chcę od razu przejść do sedna (tym bardziej, że w niedzielny poranek ciężko znaleźć mi odpowiednio elokwentne słowa) i wydać małe oświadczenie: zmieniam swoje zdanie na temat kobiecych garniturów. Zawsze wydawały mi się jakimś ograniczającym mundurem, w który ubieramy się tylko wtedy, gdy wymaga tego od nas sytuacja. Zamiast dodawać nam pewności siebie (co jest według mnie jedną z najważniejszych funkcji stroju) sprawiał, że nasz indywidualny styl chował się gdzieś za płachtą szarego garniturowego materiału. 

   Od pewnego czasu damski garnitur wraca w odświeżonej wersji i wystarczy przejrzeć kilka relacji ze światowych tygodni mody, aby zauważyć, że kobiety coraz cześciej wybierają taki strój nie tylko dlatego, że dresscode w pracy jest surowy. Wystarczy włożyć pod marynarkę coś dopasowanego zamiast nudnej koszuli, a klasyczne czółenka zamienić na delikatne wysokie sandały albo baletki na słupku, aby przełamać biurowy charakter i zacząć nosić marynarkę i pasujące do niej spodnie także z własnej woli. 

Last Month

The longed-for May Holiday has finally come and probably not many of you return back to the last couple of weeks with their thoughts – it's so beautiful outside that you should enjoy every moment instead of looking back. I will, however, reminisce this April for a long time. Check out a couple of shots full of spring flowers and first warm sun rays.

* * *

Nadeszła upragniona majówka i pewnie niewiele z Was chce teraz wracać myślami do ostatnich kilku tygodni – na zewnątrz jest tak pięknie, że trzeba cieszyć się każdą chwilą i nie oglądać za siebie. Ja jednak będę długo wspominać ten kwiecień. Zapraszam na kilka ujęć wypełnionych wiosennymi kwiatami i pierwszymi ciepłymi promieniami słońca. That's my thing that I usually start cleaning from places that should be at the end of the list – if I have enough time. Today it all started with a book rack. It still has a number of empty shelves – I initially assumed that I'll keep all of my books here, but in practice they can be found on the windowsill, coffee table, by the bathtub, not to mention the substantial pile by the bed. I don't know why, but it seems that if I put them where they should remain, I won't come back to them.

* * *

Już tak mam, że sprzątanie zaczynam zwykle od miejsc, za które powinnam zabrać się na końcu – jeśli starczy mi czasu. Dziś rano padło na regał z książkami. Ma wciąż kilka pustych półek – z założenia chciałam trzymać wszystkie książki właśnie tutaj, ale w praktyce są na parapecie, stoliku kawowym, przy wannie, nie wspominając już o naprawdę pokaźnym stosiku przy łóżku. Nie wiem czemu wydaje mi się, że jeśli odłożę je tam, gdzie ich miejsce to już do nich nie wrócę.Świąteczne poszukiwanie zajączka. Odpoczynek po świątecznym obżarstwie. Wielkanocny wpis z cyklu "Look of The Day" możecie znaleźć tutaj.1. Poniedziałkowe śniadanie czyli awokado w roli głównej. // 2. Pakowanie na majówkę. // 3. Magazyn "Unconditional". // 4. Ten dzień był jak połączenie "Pożegnania z Afryką" i "Dzieci z Bullerbyn". To naprawdę miłe gdy życie przypomina czasem sceny z filmów i powieści. Na początku kwietnia trzeba było sfotografować letnie nowości od MLE Collection. Poniżej mały backstage. //1. Sukienka w paski o kopertowym kroju. // 2. Praca w tak nastrojowym otoczeniu to przyjemność.  // 3. Spódnicę, którą ma na sobie Asia znajdziecie tutaj. Koszyki i kapelusze – gdyby ktoś pytał o moje "must have" na nadchodzące lato.
To zaskakujące jak wiele można zdziałać gdy nie patrzy się na to komu przypadną największe zasługi, jak szybko spełniają się marzenia gdy połączy się siły i jak bardzo myli się ten kto uważa, że jeśli pragniemy tego samego to musimy stać się wrogami aby walczyć o swoje. W trakcie siedmiu lat blogowania nie raz przekonałam się o tym wszystkim. Fajnie, że wciąż napotykam na swojej drodze ludzi, z którymi od razu znajduję wspólny język. Z dziewczynami z 2InCreatives pewnie jeszcze nie raz się zobaczę. 1. Forsycja z ogrodu mojej mamy. // 2. Chciałabym, żeby te kwiaty były z mojego ogrodu, ale póki co wyrósł mi tylko jeden tulipan. // 3. Powiew ciepłego powietrza.  // 4. Kosmetyczny niezbędnik. //zawieszka i kolczyki – YES // top – Hibou Essentials // marynarka – ZaraW tym wisiorku od marki YES można umieścić małą karteczkę z "wiadomością". Teraz na stronie www.YES.pl oraz w salonach stacjonarnych trwa promocja -25% na drugą lub -50% na trzecią sztukę biżuterii z kodem: wiosna2018 – zajrzyjcie do sklepu bo w ofercie jest wiele pięknych rzeczy. Możecie uwierzyć, że ten z prawej ma tylko sześćdziesiąt jeden lat? ;) W kwietniu mój tata miał urodziny i z tej okazji pozwolił w końcu założyć sobie Instagram. To prawdziwy żółtodziób w tym temacie więc trzymam za niego kciuki :). 1. Pierwsza rowerowa wycieczka w tym roku. // 2. Dzień bez książki to dzień stracony. // 3. Wiosenne zakupy. // 4. Szybka kawa podczas pobytu w Warszawie. //Wygląda jak salon królowej Elżbiety, ale to wnętrze jednej z warszawskich restauracji – Park Cafe Konstancin.Bardzo nie lubię gdy moje włosy wyglądają na przesadnie wystylizowane, dlatego doceniam każdy kosmetyk, który pomaga w osiągnięciu naturalnego efektu. Mgiełka do włosów marki Kerastese sprawia, że nawet kiepsko zakręcone loki zaczną wyglądać jak delikatne naturalne fale. Nie powoduje efektu sztywnych włosów, a wręcz przeciwnie – podkreśla fale i nadaje włosom blasku. Jego skład to w 99 procentach naturalne składniki.W to miejsce muszę jeszcze kiedyś wrócić! Całą relację z Disneylandu możecie obejrzeć tutaj.Biały t-shirt z napisem to produkt polskiej marki Diverse i z pewnością będzie elementem wielu moich letnich stylizacji.No tak… przecież nie mogę wyjechać na wycieczkę bez niego. 1. Małe a tak cieszy. // 2. W domowym biurze. // 3. "Gość w dom, Bóg w dom"  // 4. Kwietniowe popołudnie w Warszawie. //Ja czekam na moje śniadanie a on… właściwie robi dokładnie to samo. Kolejna porcja kosmetyków od Decleor. Lekki krem nawilżający (ten w słoiczku) chroni przed negatywnym wpływem zanieczyszczenia środowiska i przed działaniem promieni UV (pamiętajcie, że to ostatni moment, aby zamienić swój krem na dzień na taki z filtrem). Jeśli nie miałyście jeszcze kosmetyków tej marki to z ręką na sercu mogę je Wam polecić (ja wciąż wracam do kremu mandarynkowego). 

Angielski springer spaniel czyli klasyczny przykład psa towarzysząco-zamęczającego. Bo skoro mam czas czytać gazetę to znaczy, że mam też czas aby drapać go po grzbiecie. 
1 i 2. Jak mieć pięknie opaloną skórę jeszcze przed wakacjami? Możecie o tym przeczytać we wpisie pod tytułem "operacja mahoń w kwietniu" tutaj. // 3. Las i pies, czyli połączenie idealne. // 4.  Tak mógłby wyglądać mój dzisiejszy lunch… //

Na koniec przesyłam pozdrowienia z południowej Francji… ale o tym już niebawem. Wypoczywajcie!

Look of The Day – Ready for Departure

leather sneakers / skórzane trampki – RYŁKO

denim jacket & hoodie / dżinsowa kurtka i bluza – Topshop

black coated jeans / woskowane spodnie – Mango

bag / torebka – Gucci

   We tend to say that when it comes to travelling the way we reach our destination is equally important as the destination itself. It's probably about the philosophical and psychological aspect and not the art of choosing your clothes, but the truth is that a bad outfit can spoil our mood right at the very start of the trip. Boarding pass that you can't stick anywhere or that you lose in the depths of your handbag (and then you search for it blindly when strangers are frantically breathing onto your neck), uncomfortable shoes, feet freezing on the airplane (always take socks if there is a longer flight ahead), or an outfit that isn't quite matching the weather at our destination spot – these are only a few details that can spoil our day. There's also the age-long dilemma – stay elegant like Vicotira Beckham or wear sweatpants like Małgorzata Rozenek?   

   This trip wasn't connected with my work so I could wear something really casual. Due to the fact that mornings in Tricity are still very cool and, besides, that we never know what the temperature will be during the flight, I decided to go for three layers – a T-shirt, a sweatshirt, and a denim jacket. I also put on a pair of white sneakers that I'd been searching for a long time (these are ideal: well profiled, leather on the inside and on the outside, and they didn't graze my feet even after many hours of walking).

* * *

   Mówi się, że w podróży równie ważny co jej cel jest sposób w jaki do niego dotrzemy. Zapewne chodzi tu o filozoficzno-psychologiczny aspekt, a nie sztukę doboru garderoby, ale prawda jest taka, że zły strój może skutecznie zepsuć nam humor na samym początku wyprawy. Karta pokładowa, której nie masz gdzie wcisnąć albo gubisz w czeluściach torebki (i szukasz jej później po omacku, gdy w trakcie boardingu ludzie chuchają ci nerwowo na szyję), obcierające buty i zmarznięte stopy w samolocie (na dłuższe loty zwsze zabieraj skarpetki) czy strój niedopasowany do pogody, którą zastaniemy w docelowym miejscu to tylko kilka drobiazgów, które mogą uprzykrzyć nam dzień. Do tego dochodzi odwieczny dylemat – być elegancką jak Victoria Beckham czy włożyć dresy jak Małgorzata Rozenek? 

   Ten wyjazd nie był związany z moją pracą, więc mogłam wybrać coś mało formalnego. Ponieważ w Trójmieście poranki są wciąż bardzo chłodne, a poza tym nigdy nie wiem jaką temperaturę zafunduje nam w trakcie lotu obsługa samolotu, to postawiłam na trzy warstwy – t-shirt, bluzę i kurtkę dżinsową. Włożyłam też białe trampki, których szukałam od dawna (te są idealne: dobrze wyprofilowane, skórzane od wewnątrz i zewnątrz i nie obtarły mnie nawet po wielu godzinach chodzenia). 

Look of The Day – Wedding Party

 

 

I've always tried to approach "special event outfits" with some distance. In the majority of cases, I simply chose one of my two black lace dresses, and each time I came to the conclusion that instead of running around the stores in search of something with the "wow" factor, it's better to opt for such classic solutions. With one exception – choosing a black dress for a wedding isn't the right thing to do.

When we receive the wedding invitation cards, we usually still have enough time and we aren't really bothered by the choice of an appropriate outfit. However, a couple of weeks later, when we are going through the contents of our wardrobe in a pretty relaxed manner, and we suddenly come to the conclusion that we have nothing to wear, the hectic search for a solution starts. Usually, it's already too late – chain stores don't have most popular sizes any more, the dressmaker bursts with laughter when she hears about the event date, the parcel from the States won't arrive in time (you can find many discounts and promotions in American online stores, but it's more difficult when it comes to returns and delivery costs), and the dress that you've got in your wardrobe has been seen by almost all your friends. Three times.

Learning from previous experience, I know that when I see a dress at an acceptable price that doesn't require many alterations in a store, I should buy it. Even when there are six months left until the wedding reception. Following that assumption, I've decided to introduce wedding guest dresses to MLE Collection a lot quicker – they are already available in pre-sale.

I wanted each model to highlight the figure differently. The first dress, worn by Monika, is similar cut- and colour-wise to the one that I worn during Gosia's wedding – however, that dress had many details that I quickly stopped liking so the current version is more classic, has different draping, and a different skirt. The red dress, worn by Asia, is an option for those girls who want to look impressively beautiful and feel comfortable at the same time. It was sewn from a soft jersey and, in my opinion, will be great for other occasions as well. The third dress was created with summer evenings in mind. It has regulated shoulder straps and an envelope front, owing to which you can easily adjust it to your figure. If you are worried by the deep décolletages, I highly recommend the use of a body tape – it is really affordable and makes even the most cut-out dress stay in place for the whole night (I've tested it personally!).  I hope that one of these dresses will save you from the wedding oppression and I'd also like to thank you for all your comments submitted during this passing thematic week. Have a peaceful evening!

* * *

   Zawsze starałam się podchodzić z dystansem do „kreacji na specjalną okazję”. W zdecydowanej większości przypadków wybierałam po prostu jedną z moich dwóch czarnych koronkowych sukienek i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że zamiast latać po sklepach w poszukiwaniu "czegoś wow” lepiej postawić właśnie na takie klasyczne rozwiązania. Z jednym wyjątkiem – na wesela nie bardzo wypada pójść w czarnej sukience. 

W chwili otrzymania zaproszenia na ślub i wesele zwykle mamy jeszcze tyle czasu, że w ogóle nie przejmujemy się tym, co na siebie włożymy. Gdy kilka tygodni później na pełnym luzie zaczynamy przeglądać zawartość szafy i po krótkiej chwili dochodzimy do wniosku, że właściwie nic w niej nie ma, zaczynamy gorączkowo szukać ratunku. Najczęściej jednak jest już za późno – w sieciówkach najpopularniejsze rozmiary wykupione, krawcowa wybucha śmiechem gdy słyszy o terminie imprezy, ze Stanów Zjednoczonych paczka już raczej nie dojdzie (w amerykańskich sklepach internetowych można znaleźć dużo propozycji, ale gorzej ze zwrotami i kosztami przesyłki), a suknię, którą masz w szafie, widzieli już chyba wszyscy twoi znajomi. Trzy razy. 

Nauczona doświadczeniem wiem, że jeśli znajduję gdzieś sukienkę w akceptowalnej cenie, która nie wymaga wielu przeróbek to powinnam ją kupić. Nawet jeśli do wesela zostało jeszcze pół roku. Wychodząc z tego założenia postanowiłam wypuścić weselne modele sukienek od MLE Collection znacznie szybciej – właśnie dziś ruszyła ich przedsprzedaż. 

Chciałam aby każdy model podkreślał sylwetkę w inny sposób. Pierwsza sukienka, którą ma na sobie Monika, krojem i kolorem przypomina tę, którą miałam na sobie na ślubie Gosi – tamta miała jednak wiele detali, które bardzo szybko przestały mi się podobać więc obecna wersja jest bardziej klasyczna, ma inaczej odszyte marszczenia i spódnicę. Czerwona suknia Asi to propozycja dla tych dziewczyn, które chcą wyglądać efektownie i wygodnie jednocześnie. Została uszyta z miękkiej dzianiny i według mnie świetnie nada się nie tylko na wesele. Trzecią suknię stworzyłam z myślą o letnich wieczorach. Ma regulowane ramiączka i kopertowe wiązane zapięcie, dzięki czemu można ją dobrze dopasować do sylwetki. Jeśli martwią Was głębokie dekolty to gorąco polecam Wam tak zwaną taśmę do ciała – kosztuje niewiele a sprawia, że nawet najbardziej wycięta sukienka trzyma się na miejscu przez całą noc (osobiście przetestowane!).  Mam nadzieję, że jedna z tych kreacji uratuje Was z weselnej opresji, a przy okazji dziękuję Wam za wszystkie komentarze w mijającym właśnie tygodniu tematycznym. Spokojnego wieczoru!