Look Of The Day – Wielkanocna Niedziela

dress with lace / sukienka z koronką – MLE Collection

apron / fartuszek – dawno temu uszyty przez krawcową

shoes / buty – Chanel 

   Telefony oparte o filiżanki staną się pewnie symbolem tegorocznych Świąt. Do wielkanocnego śniadania jeszcze nigdy nie zasiedliśmy w tak wąskim gronie, ale bardzo doceniam fakt, że mogliśmy chociaż przez chwilę zobaczyć resztę naszych najbliższych – nawet jeśli tylko wirtualnie. Zależało mi aby mimo dziwnych okoliczności niektóre elementy pozostałe niezmienne – na nakrytym białym obrusem stole zagościły więc nasze ulubione potrawy, które skrupulatnie przygotowaliśmy dzień wcześniej, a z szafki wyciągnęłam najlepszą zastawę. Stuknęliśmy się też jajkiem na szczęście i życzyliśmy sobie zdrowia. Wybaczcie, że samego śniadania nie uwieczniłam na zdjęciach – zrobiliśmy je w trakcie przygotowań, aby później móc już przeżywać świąteczny czas w spokoju (i oddać się błogiemu lenistwu). 

   "To co dobre zawsze wygra, nawet jeśli wydaje się nam, że przegrało. To co złe zawsze przegra, nawet jeśli wydawało się nam, że wygrało". Poprawcie mnie, jeśli źle zapamiętałam słowa Ks. Twardowskiego z opowiadania o wielkanocnym baranku – nawet w bezkresnym internecie ciężko znaleźć te wciąż aktualne mądrości z przeszłości. Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Wam więc tego,  co i tak z pewnością nadejdzie: spokoju, radości i bliskości ukochanych osób. 

Kilka zasad prowadzenia domu, które przydadzą się w czasie dobrowolnej kwarantanny.

   Po kilkudziesięciu latach spokoju, zachodni świat uśpił nieco swoją czujność i zapomniał o tym, że w naturze wciąż drzemią niepoznane przez nas siły. Skupiliśmy się na parciu do przodu, konsumpcji i technologicznym rozwoju, który dawał nam złudne poczucie władzy nad światem. Wydawało się, że możemy już wszystko, że nic nam nie zagraża, ale mały wirus migusiem ustawił nas do pionu. Musieliśmy odwrócić się na pięcie, zamknąć się w czterech ścianach i zacząć w nich funkcjonować na innych zasadach.

    Dom od zawsze był dla mnie centrum wszechświata – to do niego chcę wracać, w nim najchętniej spędzam czas z bliskimi i odnajduję poczucie bezpieczeństwa. Dbam o niego, jak potrafię najlepiej, a jednak w ostatnich kilku tygodniach, w czasie epidemii, zobaczyłam, że są rzeczy, na które przymykałam oko choć nie powinnam – i nie chodzi tu bynajmniej o sierść Portosa w kątach (bo na takie ilości przymykanie oka nic nie da: i tak ją widać).

   Sprzątanie i szeroko pojęta organizacja domowego życia, to tematy, którymi w ostatnich latach trochę nie wypadało się interesować – długo walczyłyśmy o to, aby przestano postrzegać nas jak kury domowe, głupio by było, gdyby epidemia miała to zniweczyć. Od razu więc uprzedzam, że chociaż tradycyjnie wpis kieruję do CzytelniCZEK, to panowie w równym stopniu powinni zadbać teraz o zasady higieny w czterech ścianach. Nie róbmy precedensu i nie wracajmy do starego podziału ról. Tym bardziej, że teraz, gdy wszyscy siedzimy w domu, czarno na białym widać ile czasu zajmuje wykonywanie wszystkich czynności – być może okaże się, że dzięki tej przymusowej izolacji nasi partnerzy będą w końcu mieli wiarygodny obraz tego, jak absorbujące jest prowadzenie domu, a my zyskamy argumenty, aby przekazać im więcej obowiązków.

   Ale przejdźmy do meritum. W dzisiejszych specyficznych okolicznościach okazuje się, że umyta podłoga i dobrze zaplanowane zakupy spożywcze mogą mięć bezpośredni wpływ na zdrowie nasze i naszych bliskich. Wiem, że internet bombarduje nas łopatologicznymi opisami różnych czynności, które należy teraz wykonywać, aby zwiększyć świadomość w zakresie podstaw sanitarno-epidemiologicznych (i bardzo dobrze), więc ja podejdę do tego tematu trochę z innej strony.

1. Kiedyś i dziś – dlaczego układ naszych mieszkań sprzyja wirusom?

   Dziesiątki lat temu ludzie mieli o wiele mniejszą wiedzę na temat rozprzestrzeniania się bakterii i wirusów, a jednak układ ich domów i mieszkań lepiej chronił mieszkańców przed nieczystościami. Jak to możliwe? Przedsionek, czyli małe pomieszczenie oddzielające wejście do domu od reszty pomieszczeń, było kiedyś stałym elementem architektury wynikającym między innymi z troski o odpowiednią higienę. Dziś jest zdecydowanie mniej popularne, bo „kradnie” powierzchnie mieszkalną, która jest dla nas najcenniejsza. Jego brak oznacza jednak, że bakterie i wirusy z zewnątrz nie napotykają żadnej przeszkody i mogą śmiało rozgościć się w naszym salonie. Przedsionek (zwany też gankiem lub wiatrołapem) może wydawać się nam reliktem z czasów „Pana Tadeusza”, ale kolejne pokolenia, również czuły potrzebę pozostawienia „brudu z zewnątrz” poza swoim domostwem. Widok butów wystawionych przed wejściem do mieszkań w blokach stał się jednym z symboli epoki PRL-u i o ile dziś nas bawi, to łatwo znaleźć dla takich zwyczajów logiczne wyjaśnienie.

    Spokojnie, nikogo nie nakłaniam, aby pędził do Castoramy po cegły i rozpoczął budowę ściany w przedpokoju, ale dodatkowe środki bezpieczeństwo należy podjąć od zaraz. Najlepiej ustalić, że wszystkie elementy naszego wierzchniego stroju nie przekraczają granicy przedpokoju, a buty, zaraz po przyjściu do domu lądują w szafce lub garderobie (jeśli nie macie w nich miejsca, to kupcie ładny kosz i w nim trzymajcie buty). Jeszcze lepiej, jeśli płaszcz czy kurtkę ściągniemy jeszcze na klatce, najpóźniej tuż po przekroczeniu progu mieszkania (nigdy nie trzepiemy okryć wierzchnich w domu, jesli już to róbmy to na zewnątrz). Uwagę powinnyśmy też zwrócić na torebkę, bo to ona po wyjściu z domu ma największy kontakt z naszymi dłońmi, nie mówiąc już o rzeczach, które trzymamy w środku – portfel, klucze, telefon, karta kredytowa, to przedmioty, które mają na sobie najwięcej zarazków. Domyślam się, że wiele z tych rzeczy jest dla Was oczywiste (dokładnie tak jak częste mycie dłoni ;)), ale warto wykazać się dziś jeszcze większą czujnością – rzeczy z zewnątrz powinny być odizolowane od tych, z którymi mamy kontakt w środku domu. Pamiętajcie też, że podłogę w przedpokoju powinniśmy myć częściej niż w pozostałych częściach mieszkania.

Moje buty (póki co) mieszczą się w szafkach, ale gdyby coś się w tej materii zmieniło to wykorzystałabym właśnie takie kosze, w których teraz trzymamy zabawki. 

    Instrukcja dla mam małych brzdąców – wiem, że wiele z nas woli trzymać wszystkie rzeczy dziecka w dziecięcym pokoju, na specjalnie przygotowanych słodkich haczykach, albo w środku szafy. Lepiej jednak pozostawić rzeczy „z zewnątrz” w przedpokoju i nie przenosić ich z pokoju do pokoju. W ostateczności można wydzielić zamkniętą szufladę w której ułożymy buciki, kurteczki, czapeczki czy kocyk którego używamy na zewnątrz.

   I jeszcze kilka słów o zwierzętach domowych. Wiele z Was pyta mnie jak Portos stosuje się do odgórnych wytycznych. Jesteśmy szczęściarzami, bo możemy korzystać z ogrodu przynależącego do naszej kamienicy. Rano i wieczorem Portos nie wychodzi więc teraz na regularny spacer tylko korzysta z tego niewielkiego trawnika, a ja mogę mu towarzyszyć w szlafroku (Portos nie bardzo umie spędzać czas w ogrodzie w pojedynkę). Raz dziennie wychodzimy z nim na spacer – okolica, w której mieszkamy pozwala na szczęście zrobić to tak, aby nie minąć w tym czasie nawet jednej osoby. Wracając jednak do głównego tematu tego akapitu – nie kąpie teraz Portosa trzy razy dziennie i bez obawy głaszcze go ile wlezie, ale po powrocie ze spaceru od zawsze czyszczę mu małymi ręczniczkami (zobaczycie je na zdjęciu przedpokoju), które mam naszykowane tuż przy drzwiach wejściowych. Po każdym użyciu ręcznik ląduje w praniu. Co jasne – nie są to ręczniczki, których sami używamy. Na pewno już o tym słyszałyście, ale dla pewności też o tym napiszę – nie udowodniono do tej pory, aby psy czy koty mogły przenieść na człowieka koronawirusa. Wiadomo natomiast od dawna, że jeśli na co dzień przebywamy ze zwierzętami, to pojawia się u nas tak zwana odporność krzyżowa. Istnieją również pierwsze badania mówiące o tym, że właściciele lżej przechodzą zakażenie koronawirusem.

Mój przedpokój. Na kaloryferze widzicie ręczniczki do wycierania łap Portosa.  Na wieszaku wiszą ekologiczne torby, mój płaszcz, smycz Portosa, czapeczka i kurteczka z wełny merino, którą bardzo sobie chwalę (to naprawdę nie jest przereklamowany produkt). Ubranka dla małej mam od polskiego sklepu Bebe Concept, w którym znajdziecie też  specjalnie wyselekcjonowane zabawki na okres kwarantanny.

2. Zakupy, czyli wszystko, co przynosimy do domu.

   Nasza pamięć jest zawodna – bez wkuwania na blachę człowiek szybko zapomni nawet krótką pięciopunktową listę. Zresztą, co Wam będę tłumaczyć – ileż to razy nie chciało nam się zapisać składników na ciasto, z zadowoleniem wrócić do domu z zakupów, wyciągnąć mikser do ciasta, włożyć fartuch i zorientować się, że owszem pamiętałyśmy o świeżych laskach wanilii, bezglutenowym proszku do pieczenia i innych cudach, ale zwykłe jajka już nam niestety wypadły z głowy. Tyle że, o ile wcześniej było to po prostu bardzo irytujące, tak teraz oznaczałoby kolejną bezsensowną wyprawę do sklepu. Takich głupich błędów naprawdę trzeba teraz unikać. Poza tym, w dzisiejszych czasach przyzwyczailiśmy się już do codziennych zakupów, więc nasze planowanie jadłospisu mogło być bardzo spontaniczne. Dzisiejsze ograniczenia sprawiły ze do sklepu wybieram się nie częściej niż raz w tygodniu i muszę wtedy kupić wszystko co będzie mi potrzebne przez najbliższe siedem dni. Ba! Muszę tez kupić to, co może nie jest niezbędne do życia, ale sprawi też trochę przyjemności (Michaszki na przykład – je też trzeba wpisać na listę!). Bez skrupulatnego przygotowania taka operacja nie ma szansy powodzenia. Poświęćcie na to dłuższą chwilę – proponuję przejść się po każdym pokoju i zastanowić się czego brakuje, albo  co niedługo się skończy. W łazience sprawdzić zapasy detergentów, proszków do prania, kosmetyków,  pasty do zębów, papieru toaletowego czy wacików. To samo robimy w pokoju dziecka (na jak długo starczą nam pieluchy i chusteczki) i oczywiście w kuchni.

    Niestety czas epidemii to wielki „comeback” wszelkich jednorazówek. Siateczki, foliowe i silikonowe rękawiczki maseczki – to, z czym próbowaliśmy walczyć w swoim otoczeniu z oczywistych względów staje się teraz jedną z kluczowych broni przeciw koronawirusowi. Czy to koniec idei Zero-Waste? Chwilowo trochę tak, zwłaszcza, że nawet Polskie Stowarzyszenie Zero Waste zaznacza, że obecnie liczy się tylko walka z epidemią. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na produkowanie ton plastiku w naszym domu? W przypadku rękawiczek jednorazowych to plastik i lateks są najlepszym (albo po prostu jedynym) rozwiązaniem. Jeśli jednak chodzi o siatki na zakupy i opakowania to papier w tym przypadku nadal się sprawdzi. Tym bardziej, że, jeśli wierzyć doniesieniom naukowców, karton jest bardziej zabójczy dla koronawirusa niż plastik (informację tą podał m.in. serwis National Geographic). W jakim sensie? Wirus żyje na papierze znacznie krócej (nawet o kilka dni!) niż na plastiku.  Jeśli jednak nie macie dostępu do papierowych toreb, a nie wyobrażacie sobie przynosić do domu kolejny porcji plastiku to używajcie toreb materiałowych (lub takich ze sznurka), które nie maja napisów – trzeba je bowiem prać w wysokich temperaturach, co szybko zniszczy wszelkiego rodzaju pigment.   

Do Jadłosfery zajrzałam po ulubioną pastę z bakłażanu, ale do koszyka trafiło tez kilka innych rzeczy (dokładną listę zakupów znajdziecie poniżej). Jadłosfera to nie tylko miejsce, w którym kupicie podstawowe produkty jak mąka (wiele rodzai) i ocet ale też prawdziwe rarytasy o których pewnie byście nie pomyślały tworząc listę do sklepu. Oto moja przykładowa (właściwie nie „przykładowa” tylko ostatnia) lista zakupów z Jadłosfery: ocet jabłkowy (idealny do mycia szyb, podłóg, łazienki), przyprawy, syrop klonowy (idealny do chałki, placków czy naleśników), miód lipowy truskawkowy, konfitura z róży (wzięłam od razu dwa słoiczki – to jest prawdziwe niebo w gębie), kasza Quinoa (najlepsza do sałatek, ale można nią również faszerować papryki), bio ciasteczka owsiane (czyli idealna alternatywa dla słodyczy, też polecam wziąć więcej niż jedno opakowanie, bo bardzo szybko znikają).

   Też tak macie? Przychodzicie do domu z zakupów, a torby ze sprawunkami stawiacie na blacie kuchennym albo stole? To wygodne, bo bez schylania możemy rozpakować wszystkie torby, ale tuż po rozpakowaniu rzeczy musimy wtedy dokładnie zdezynfekować blat. Jeśli chodzi o rozpakowywanie produktów, to tutaj zdanie  specjalistów jest podzielone – jedni twierdzą, że każdy produkt powinno się przecierać szmatką nasiąkniętą środkiem dezynfekującym i jak najszybciej powkładać do szafek (a po skończeniu obowiązkowo umyć ręce). Inni z kolei mówią, aby tuż po przyjściu do domu zamknąć zakupy na przykład na balkonie, albo  werandzie (czy też zostawić w ogrodzie lub na klatce schodowej jeśli ufamy sąsiadom) i poczekać chociaż dobę nim zaczniemy je rozpakowywać. Jeśli macie jakieś oficjalne rekomendacje w tej sprawie to dajcie znać. Ja póki co wybieram pierwszy sposób, chyba,  że zawartość zakupów faktycznie może spokojnie poczekać na zewnątrz.

   Chociaż patrząc na ulice mojego miasta, trudno nie dostrzec podobieństw do najczarniejszych czasów PRL-u  (ludzie przemykający między domami, kolejki do sklepów, policja patrolująca przechodniów) to nasza sytuacja jest jednak nieporównywalnie lepsza. Możemy przecież korzystać z dobrodziejstw internetu. Nie, nie, nie mam na myśli Netflixa (chociaż on też się teraz przydaje) a sklepy, które mogą nam dziś przywieźć pod drzwi wszystko czego potrzebujemy. Jeśli potrzebujecie pięknego wielkanocnego wieńca, bazi, albo świeżych kwiatów, to moja ukochana kwiaciarnia Narcyz dowiezie Wam takie wspaniałości na terenie całej Polski, firma Legutko dostarczy Wam nasiona warzyw, abyście mogli zacząć własną uprawę, Jadłosfera zadba o przepyszne dodatki od polskich dostawców, Bebe Concept zapewni wszystko, czego potrzebują dzieci, a w Waszych miastach na pewno wiele lokali gastronomicznych wyczekuje zamówień. Nie obraźcie się proszę – nie chodzi o naganianie do zakupów, ale o wsparcie fajnych miejsc, za którymi stoją pracowici i dobrzy ludzie. Rozejrzyjcie się na około czy wydając niewiele (a właściwie tyle samo, ale nie w supermarkecie) pomożecie komuś przetrwać ten cięższy czas. Jeśli zdecydujecie się robić zakupy w internecie pamiętajcie, aby, dokładnie tak samo jak w przypadku wyjściu do sklepu, sprawdzić czego dokładnie potrzebujecie, aby potem już „nie domawiać”. 

Na zdjęciu powyżej widzicie tak naprawdę wszystko, czego potrzebujemy do utrzymania naszego domu w higienicznej czystości. Spirytus wysokoprocentowy, ocet, mydło i sok z cytryny. Czyste ręczniki od zawsze były jednym z moich domowych natręctw – zmieniam je bardzo często, na zdjęciu widzicie te małe do rąk, jak i te większe. Częste (albo raczej "super częste") mycie rąk umila mi naturalne mydło do rąk FRAMA w szklanej butelce. 

3. Akcja dezynfekcja

   Płyny dezynfekujące to pierwsze produkty, które w wyniku epidemii, błyskawicznie zniknęły z półek sklepowych. Teraz powoli wracają do sprzedaży i można je już dostać w większości supermarketów i jeśli będziecie mieli taką możliwość to kupcie chociaż jeden. W internecie wiele jest instrukcji jak wykonać taki płyn, ale wbrew ogólnej opinii nie jest to wcale aż takie proste bo, po pierwsze, różne źródła podają różne proporcje, a po drugie, samo odmierzenie składników może być wyzwaniem. WHO rekomenduje połączenie 165 ml alkoholu etylowego o 95% stężeniu, 8,5 ml wody utlenionej, 3 ml gliceryny i 18 ml wody. Niby wszystko jasne, ale w nie każdym gospodarstwie domowym znajdziemy glicerynę czy precyzyjną miarkę. Ale! Nawet jeśli nie planujecie zrobić własnego płynu, to spirytus i tak wam się przyda – dodajcie do niego odrobinę wody (mniej więcej 1/10 objętości spirytusu) i możecie przetrzeć wacikiem z tym roztworem telefon, klawiaturę komputera czy klamki. Poza tym, idzie Wielkanoc więc zawsze przyda się do ciast ;). 

    To prawda, że większość niebezpieczeństw związanych z wirusem czai się na zewnątrz, ale to nie oznacza, że powinniśmy przestać dbać o czystość w mieszkaniu. Podłogę myjmy roztworem octu i wody, zapewniam Was, że nieprzyjemny zapach ulatnia się w ciągu chwili. Epidemiolodzy coraz częściej zwracają również uwagę na poprawne wietrzenie mieszkania. Nie chodzi bynajmniej o to, aby mieć uchylone jedno okno przez cały dzień. O wiele lepszy efekt uzyskamy jeśli na pięć minut otworzymy na oścież wszystkie okna. Wietrzmy też pościel, poduszki z kanapy czy posłanie psa. Wymieniajmy ręczniki tak często jak tylko pozwala nam ich ilość.  

Wiem, że tego nie widać, ale moja sypialnia jest zawsze dobrze wywietrzona. Bardzo często pytacie mnie o to skąd mam prześcieradła z lambrekinem – faktycznie czasem trzeba się ich naszukać, ale łóżko wygląda dzięki nim dużo lepiej (zwłaszcza jeśli trzymamy pod nim pojemniki na buty (tak jak w moim przypadku). Najszerszy wybór ma zdecydowanie sklep Cellbes. Znajdziecie tam wersje bardziej minimalistyczne, jak i klasyczne i naprawdę wiele rozmiarów do wyboru.   

  Aby odkazić takie przedmioty jak klucze czy maski kilkukrotnego użytku, najlepiej użyć wrzątku. Przedmioty, które chcemy poddać dezynfekcji wkładamy do miski i zalewamy wrzątkiem – po kilku minutach możemy być pewni, że wirusy takiej kąpieli nie przeżyły. Można tak odkazić większość przedmiotów codziennego użytku. 

4. Kuchnia w czasach zarazy.

   Kwarantanna bardzo szybko weryfikuje niektóre nasze złe zwyczaje. Wydawało mi się, że już wcześniej marnowałam naprawdę mało jedzenia, ale teraz widzę jak na dłoni, że moja motywacja musiała być zdecydowanie za słaba, że dopiero gdy faktycznie dociera do nas to, że tego jedzenia może zabraknąć, zaczynamy intensywnie myśleć, jak dobrze je zagospodarować. Został mi w lodówce na wpół zjedzony jogurt? Użyję go do sosu do kotletów. Jedna trzecia chleba zrobiła się trochę czerstwa? No to będą małe grzanki do zupy. Nie jest to oczywiście odkrycie na miarę Newtona – od dawien dawna wiadomo przecież, że wiele popularnych dziś przepisów, powstało nie w wyniku radosnej twórczości wybitnych kucharzy, ale w wyniku różnych kryzysów, które wymuszały na gospodyniach domowych większą kreatywność. Nasze babcie do perfekcji opanowały sztukę przygotowywania smacznych dań z możliwie jak najmniejszej ilości produktów. Wszystko po to, by nawet w ciężkich czasach zapewnić rodzinie radość przy stole. Nic więc dziwnego, że gdy w życie weszły pierwsze restrykcje ograniczające rozprzestrzenianie się wirusa, w wielu polskich domach znów zapachniało racuchami…

   Racuchy, domowe frytki czy placki to naprawdę świetny sposób na udany wieczór, ale po blisko czterech tygodniach siedzenia w domu, powoli zaczyna brakować mi pomysłów na obiady. To też dobitnie pokazało, że, chociaż byłam przekonana, że gotuję całkiem nieźle, mój kulinarny repertuar jest jednak dosyć wąski – potrafię ugotować ledwie kilkanaście obiadowych dań. Aby dodać do naszych posiłków świeżości i nowych smaków skręcam więc w zupełnie inną stronę – przyprawy wschodu będą miłą odmianą po „mielonych” i makaronach. Nie wierzycie? To zróbcie super prostą Szakszukę z dodatkiem kuminu. 

   Poniżej przypominam też najprostszy sposób na czerstwą chałkę, tak aby nie zmarnował się nawet okruszek. Nie wiem czy jest na świecie coś pyszniejszego – a może ktoś z Was wykorzysta ten przepis w czasie Wielkanocy? 

Przepis na najpyszniejsze słodkie tosty na świecie.

Skład: 

1 chałka

3 jajka

łyżka cukru pudru

szklanka mleka

Do podania:

łyżka cukru pudru

syrop klonowy / konfitura

masło

Sposób przygotowania:

W misce roztrzepuję jajka z mlekiem i cukrem. Pokrojone kawałki chałki zamaczam z dwóch stron w masie jajecznej. Rozgrzewam masło z kroplą oliwy na patelni i przekładam na nią pokrojoną i namoczoną chałkę. Czekam aż się zarumieni i odwracam na drugą stronę. Podaję z cukrem pudrem, syropem klonowym lub konfiturą z róży. Cała chałka "powinna" zapełnić brzuchy trzem osobom. 

   W tym momencie stała już za mną cała brygada, a ich ślinka ściekała mi na kark, gdy pochylałam, się aby zrobić zdjęcia. Jestem pewna, że Wasi bliscy też będą szczęśliwi, jeśli zafundujecie im to proste i szybkie śniadanie. Nie wiem jakie macie plany na zbliżające się Święta Wielkanocne, ale nasze będą w tym roku inne niż zwykle. Cieszymy się, że nasi najbliżsi są zdrowi, nawet jeśli porozrzucani po różnych kątach świata. Trzymam się myśli, że następną Wielkanoc na pewno spędzimy wszyscy razem. Póki co, doceniam jak nigdy nasz mały kawałek ziemi, hamak i kilka metrów kwadratowych trawy i przesyłam Wam wszystkim trochę słońca. 

kurteczka i czapeczka z wełny – BebeConcept // biała sukienka – MLE Collection (niebawem w sprzedaży) // płaszcz – Zara (stara kolekcja)

My widzimy się jeszcze przy okazji niedzielnego wpisu, ale już teraz życzę Wam miłych świątecznych przygotowań! Aha. Zapomniałabym. Zostańmy w domu :).

 

*  *  *

 

LOOK OF THE DAY

slippers / kapcie – EMU Australia on eobuwie.pl

white jeans / białe dżinsy – Mango (ale po wielu przeróbkach)

t-shirt / koszulka – NAKD

belt / pasek – Polene

   Chciałam dzisiejszy wpis opublikować bez tekstu, bo pracuję teraz nad dłuższym artykułem, który pojawi się w nadchodzącym tygodniu, a że siadam do niego w każdej wolnej chwili, to na dzisiejszy "look" jakoś nie starczyło już czasu. Muszę jednak przyznać, że kontakt z Wami to coś, co w ostatnim czasie bardzo podtrzymuje mnie na duchu – nawet jeśli w komentararzach nie zawsze ze wszystkimi się zgadzam. Rozweselanie obserwatorów to podobno teraz powinność influencerów, mam więc nadzieję, że kilka zdań o beztroskich tematach nie będzie Wam tutaj wadziło. 

   Kwarantanna całego zachodniego świata to dla branży mody niezwykły test. Przyszłość pokaże, czy zmieni się ona na stałe – póki co, marki z kategorii "homewear" nie powinny narzekać, chociaż  akurat ja w dalszym ciągu staram się opierać dresom noszonym na co dzień. Albo inaczej: nosiłam je na co dzień przed epidemią, ale teraz, dla podtrzymania pozorów normalności i samodyscypliny, celowo z nich rezygnuję. Kapcie natomiast to teraz moje ulubione obuwie. Poprzednie, które miałam, okazały się niestety dla Portosa zbyt pyszne, ale te nowe godnie je zastępują. 

 

 

Last Month

   I always try to share my smile with you, but today it will be more difficult than usually. The blog has never been a space where I would air my grievances. Regardless of the problems and various crisis situations that I’ve faced over the past few years, I never allowed the negative emotions to cloud the content that you could find here. Today, it’s not about my smaller or larger concerns – all of us, without exceptions, are in dire straits and pretending that it doesn’t affect my mood would rather be a sign of ignorance than a sign of strength.

   In the last month’s photos, you can easily notice how our life has changed overnight. In the first half of March, everything was just beginning – the disturbing news from Italy were only starting to reach us, but the threat seemed to be far away. For the last several days, following the top-down guidelines, I’ve stayed home – for years, we’ve been talking about the importance of slowing down, so now everyone has slowed down…

* * *

   Staram się zawsze dzielić z Wami uśmiechem, ale dziś będzie to trudniejsze niż zwykle. Blog nigdy nie był dla mnie miejscem do wylewania swoich żali. Niezależnie od problemów i różnych kryzysów, które spotykały mnie w ostatnich latach, nie pozwalałam sobie na to, aby moje złe emocje przysłoniły treści, które tu znajdowałyście. Dziś nie chodzi jednak tylko o moje mniejsze lub większe troski – wszyscy, bez wyjątku, znaleźliśmy się w trudnej sytuacji i udawanie, że nie odbija się ona na moim nastroju byłoby nie tyle oznaką siły, co przejawem ignorancji.

W relacji z minionego miesiąca łatwo zauważyć, jak nasze życie zmieniło się z dnia na dzień. W pierwszej połowie marca ledwie czuliśmy na karku oddech zbliżającej się epidemii – z Włoch dochodziły niepokojące wieści, ale zagrożenie wydawało się być daleko stąd. Od kilkunastu dni, zgodnie z odgórnymi wytycznymi, siedzę jednak w domu – od lat dużo mówiło się o tym, że trzeba "zwolnić", no więc zwolniliśmy…

1.Warszawska kawiarnia. // 2. Wnętrze Authorrooms, w którym zatrzymaliśmy się na noc. Byliśmy w Warszawie całą rodziną, więc podróż w dwie strony jednego dnia nie wchodził w grę. // 3. Ta sukienka miała być naszą propozycją na Wielkanoc ;). // 4. Co wybierasz? Wszystko! //Plan był taki, aby kampanię letniej kolekcji MLE Collection zrealizować w marcu na Sycylii, ale wirus pokrzyżował nam plany. Dobrze, że w Warszawie też są fajne miejsca. Nad zdjęciami do MLE Collection zawsze pracuję zupełnie inaczej niż w przypadku bloga. Już teraz musiałyśmy fotografować produkty, które wejdą do sprzedaży późną wiosną – zadbałyśmy więc o odpowiedni anturaż i trochę poudawałyśmy, że jest ciepło. … że niby południowa Francja…a tak naprawdę północna Norwegia ;). 

Proszę nie sprzątać, nie dokończyłyśmy jeszcze zawartości słoików. 

Asia w kardiganie Mackay czeka już na śniadanie.Tym razem w Warszawie mieliśmy wyjątkowego pomocnika!Warszawska Wozownia była naszą kolejną lokalizacją. 1. Tyle nieodkrytych miejsc… // 2. I niezjedzonych rogalików… // 3. I świeżych brioszek… // 4. Na zdjęciach zawsze jest też dużo śmiechu! //Ostatnia nasza wizyta na psiej plaży.
1. Kolejni koledzy Portosa poznani na spacerze. Przez kwarantannę Portos musiał ograniczyć spotkania z psimi znajomymi. // 2. Mały kawałek świata. // 3. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem (lub kawą). To cud, że mój laptop jeszcze nie oberwał. // 4. Niebo nad sopockim molo.  // Gdy zobaczyłam tę szafkę nocną, wiedziałam, że po nią wrócę! :) To stary mebelek, ale na pewno można gdzieś upatrzeć coś podobnego. Piątek w domowym biurze. Tutaj wciąż jeszcze myślałam, że nasze plany z MLE Collection uda się zrealizować. Mój wymarzony model. Upinamy i podpinamy. To ostatni moment na poprawianie prototypów.
1. Ten wzór i opalona skóra… // 2. Bałagan. // 3. Stokrotki, niezapominajki, tymianek – czyli zakupy do ogródka w moim ulubionym Narcyzie. // 4. Portos zawsze zaśnie we właściwym miejscu i o właściwym czasie.  //Wizyta w showroomie Iconic w Gdańsku.Super miejsce i piękne rzeczy. Słodkie poranki.W ostatnich tygodniach prezentuję przede wszystkim styl domowo sportowy :). Tę białą kurtkę kupiłam jeszcze nim okazało się, że będę w niej chodzić głównie do ogrodu :).  Model od CARRY jest idealny, ale od razu uprzedzam, że wybrałam większy niż normalnie rozmiar (M) dzięki czemu kurtka jest oversizowa i (przy opuszczonych rękach ;)) sięga za pupę.  1. Tak pięknie kwitła a teraz marznie. Pogoda oszalała. // 2. W mojej garderobie ostatnio więcej bieli. // 3. Mamo wstawaj, wstawaj! Jest już 5:30! // 4. Peeling, który pozwala mi teraz przetrwać bez zabiegu dermapen :). //Naturalny peeling enzymatyczny to nowość od MIYA Cosmetics. Jestem pewna, że wiele z Was zna już tę markę i ceni sobie jej produkty. Pamiętam bardzo dobrze, że pytałyście o kod zniżkowy i w końcu go mam! Jeśli macie ochotę wypróbować peeling, bądź pozostałe kosmetyki od MIYA Cosmetics, to wystarczy, że w koszyku użyjecie kodu mlexmiya20 i od razu otrzymacie 20% rabatu na wszystkie produkty w cenach regularnych (kod jest ważny 7 dni).1. Ostatki z gałązek Magnolii.  // 2. Najlepszy zjadacz kanapek na świecie. // 3. Chyba w końcu zaczniemy doceniać ten nasz malutki ogródek… // 4. Lubię tu siedzieć i patrzeć na wędrujące światło. //Sweter do kostek to jest to!I tu oto znalazły miejsce moje ogródkowe zakupy. Póki co nie ufam pogodzie i nie sadzę ich do ziemi. 1. To jest najpopularniejszy wpis tego miesiąca. Przeczytajcie o zdrowiu psychicznym w czasie kwarantanny. // 2. Trampkowy zespół. // 3. Kto trzyma zabawki w pokoju dziecka? Na pewno nie ja ;). // 4. Tak małe torebki były ostatnio modne, gdy chodziłam do przedszkola, ale cieszę się, że wróciły do łask. On mówi „ja się nimi zajmę, a ty spokojnie sobie popracuj” a ja mówię „to patrz i licz do dziesięciu”.Ten wpis znajdziecie tutaj1. Nietypowa ale niezwykle urokliwa odmiana tulipanów. Nie widać na pierwszy rzut oka, ale wyglądają trochę jak rośliny owadożerne :)  // 2. Przerwa w pracy. // 3. Wiosenny rumianek na naszej ukochanej kołderce. // 4. Zlew nigdy nie zawodzi. Zlew zawsze znajdzie dla ciebie zajęcie. //A tu już rumiankowa kołderka w całej okazałości. Ten piękny wzór stworzyła pani Agata, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych. To już drugi komplet pościeli od Layette który trafił do naszego domu (mam też wersję zimową). Na stronie znajdziecie także między innymi ręczniczki czy prześcieradła z tym motywem, ale również wiele innych akcesoriów.1. Chciałybyśmy pójść na plażę albo do babci :(. // 2. Tę tartę pokazywałam Wam na Instastories i wiele z Was pytało mnie o przepis. Dla tych co przegapili link odsyłam tutaj (chociaż prawda jest taka, że trochę go zmodyfikowałam). // 3. Zostań w domu. Można spędzić miło czas i napić się… soku, albo poćwiczyć jogę jak ta pani na obrazie. // 4. Nasze okno na świat. //Pobudki coraz wcześniejsze. 1. Szukamy ptaszków do pary. // 2. Pobiliśmy w tym miesiącu rekord jeśli chodzi o ilości placków z jabłkami, racuchów i domowych frytek. // 3. No i skończyły nam się drożdże. A więc teraz kruche tarty.  // 4. Efekt uniesienia u nasady do pozazdroszczenia ;).  //

Portos ma już poranną jogę za sobą.Łóżko mnie zjadło i jestem mu za to wdzięczna.Biuro, kawiarnia, restauracja i salon kosmetyczny w jednym. Na długie godziny przed kompem polecam nie tylko pyszne kanapki, ale jakiś kosmetyk pod ręką. Skoro nie można wyjść i podziwiać wiosny, sprowadziłam ją sobie do domu.Ten fotel jest przyczyną niekończących się pytań, dlatego postanowiłam dodać jego zdjęcie w całej okazałości. To kolejny stary mebel, któremu postanowiliśmy dać nowe życie. Fotel ma ponad sto lat i należał do pradziadka mojego męża. I kolejne pytanie, które pojawia się bardzo często – boazeria ścienna, którą mamy w pokoju dziecka to nie jest dzieło stolarza – można ją kupić w sklepie internetowym i zamontować samemu.                              Coraz cięższy ten pakunek. 
Ostatnie zapasy.Polecam tę książeczkę wszystkim mamom, które chcą pomóc dzieciom chociaż trochę zrozumieć dzisiejszą sytuację. Pewnego poranka szkoła dla wilczków zostaje zamknięta. Wielki zły wilk musiał zatem zająć się czternaściorgiem swoich dzieci! Znajoma historia, prawda? W bardzo delikatny sposób są tu ujęte różne rodzinne trudności, którym trzeba umieć zaradzić. Bardzo podoba mi się ta opowieść. Ta książeczka jest super!1. Ulubiona scena z książeczki "Wielki Zły Wilk i czternaście małych wilczków", kiedy wszyscy wspólnie czytają. // 2. Sobotnie śniadanie. // 3. Kawa i praca. // 4. Tak zwane "odkłaczanko". //Ulice Sopotu. 
Mniej więcej rok temu. Dwa tygodnie temu mój kolega Psycholog powiedział mi, że niedługo będę tęsknić nawet za zwykłą jazdą samochodem. Wolałabym żeby się mylił…

Dziś rano świętowaliśmy czyjeś urodziny. Wszystkiego najlepszego Kochanie. Albo raczej: wszystkiego najnormalniejszego! Nam wszystkim!

* * * 

 

LOOK OF THE DAY – #zostańwdomu czyli odrobina ruchu w czterech kątach.

pants / spodnie – ALO

hoodie & t-shirt / bluza z kapturem i T-shirt – MLE Collection

silk hair band / jedwabna gumka do włosów – MOYE

baby clothes / dresiki brzdąca – A Baby Brand 

   I don’t know if it’s sadder or funnier that I needed a national quarantine in order to finally go back to regular exercises. After pregnancy, I suspected that was owing to breastfeeding, all of the extra kilogrammes disappeared in next to no time so my motivation for sports had stayed at the same level that equalled to total zero. And even though I know that we should workout for health benefits and not for the looks, apart from short bursts of motivation, I hadn’t worked out almost at all for the past two years. And I’m not proud of that. Indeed! I feel stupid to confess it to myself, not to mention all to my readers!

   Since I became a mum, I couldn’t run around the forest while walking out Portos anymore. Now, I’ve got a toddler in my scarf and the walks, despite bringing me great pleasure, have attained a slightly different and slow pace. I imagine that what might pop in some people’s minds is “that’s a typical excuse of a total slacker” and that will be a comment that is quite on point: if I wanted to work out, I would simply do that at home, near my baby, and then go for a walk will all three. On tap, I’ve got a whole bunch of reasons that I would like to enumerate here and bring up all the everyday duties, along with combining professional life with taking care of my child and the house, but since I’m not convinced by them myself, you won’t be convinced either. The truth is that if someone wants to work out, they will always find the time to do that. Unfortunately, that rule works the other way round as well – if someone doesn’t want to do that, they will use all of the minute reasons to skip a workout (or even 10 workouts).

   Despite the fact that I’ve been working out in front of my laptop for at least four weeks now (I decreased leaving the house before there was any top-down regulation), I haven’t felt a drop in motivation yet. The other way round – each work out is done more easily and sometimes I don’t even fall face down to the carpet at the end of it. Today’s outfit usually becomes my workout outfit, but sometimes I wear it as my at-home uniform. Besides, it looks quite cool with a pair of white sneakers and a long caramel coat so I don’t have to change whenever I feel an urgent need to walk out Portos to the garden or to throw out the garbage ;). I hope that you don’t mind the slight humour during these difficult times. If you can stay at home – out of respect for those who can’t stay because of a number of reasons. Stay healthy and I wish you a calm Sunday!

Update: You’ve hailed me with questions about my workouts and their frequency so I’m coming with an answer. I work out four times a week, and two times out of four I do my stretching routine and hula hoop exercises and I do Ewa Chodakowska’s Hot Body the remaining two times. I need to warn you right away that I haven’t tested any online workouts – this one was recommended to me by my sister-in-law a long time ago and it just stayed that way. I don't want to get involved in a discussion that is blown out of proportions by the gossip websites about which Polish trainer is the coolest, was the first, or produces more protein bars – I think that all of them do their job great, and the most important thing is that many Polish women started feeling better with themselves thanks to their workouts. Not to mention the many beautiful gestures and charity work that we can credit to them.

* * *

   Nie wiem czy to bardziej smutne czy śmieszne, że potrzebne było ogłoszenie ogólnokrajowej kwarantanny abym w końcu wróciła do regularnych ćwiczeń. Po ciąży, podejrzewam, że dzięki karmieniu piersią, wszystkie nadprogramowe kilogramy zniknęły w try migi, więc moja motywacja do uprawiania sportu utrzymywała się na równym poziomie zera. I chociaż wiem, że powinniśmy ćwiczyć przede wszystkim dla zdrowia, a nie dla wyglądu, to pomijając kilkurazowe zrywy, od dwóch lat właściwie nie ćwiczyłam. I nie jestem z tego powodu dumna. Ba! Głupio mi się do tego przyznać przed samą sobą, a co dopiero przed Wami!

   Odkąd zostałam mamą, nie mogłam już pozwolić sobie na bieganie po lesie przy okazji wyprowadzania Portosa. Teraz w chuście siedzi brzdąc i spacery, choć sprawiają mi jeszcze więcej przyjemności, nabrały jednak innego, powolnego charakteru. Domyślam się, że u kilku z Was pojawi się w głowie myśl "głupia wymówka typowego lenia" i będzie ona trafna: przecież jakbym chciała ćwiczyć, to robiłabym to po prostu w domu, przy dziecku, a potem ruszyła na spacer z całą trójką. Mam w zanadrzu całą masę argumentów, które chciałabym teraz tutaj wypunktować i zasłonić się codziennymi obowiązkami, łączeniem pracy zawodowej z opieką nad dzieckiem i prowadzeniem domu, ale ponieważ nie przekonują one nawet mnie, to Was raczej też nie przekonają. Prawda jest taka, że jeśli ktoś chce ćwiczyć, to zawsze znajdzie sposób, aby to robić. Niestety, ta zasada działa też w drugą stronę – jeśli ktoś nie ma ochoty, to wykorzysta nawet najmniejszy drobiazg, aby odpuścić sobie trening (albo dziesięć treningów). 

   Chociaż ćwiczę z moim laptopem już od dobrych czterech tygodni (ograniczyłam wychodzenie z domu jeszcze nim zostało to odgórnie nakazane), to na szczęście nie czuję jeszcze spadku motywacji. Wręcz przeciwnie – każdy kolejny trening wykonuję "na większym luzie", czasem zdarza się nawet, że pod koniec nie padam twarzą na dywan. Dzisiejszy strój najczęściej spełnia u mnie rolę zestawu treningowego, ale ostatnio noszę go też po prostu jako domowy uniform. Poza tym, wygląda całkiem fajnie z białymi sportowymi butami i karmelowym długim płaszczem, więc nie muszę się w nic przebierać, gdy najdzie mnie szaleńcza ochota na wyjście z Portosem do ogrodu albo wyrzucenie śmieci ;). Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam odrobina żartu w tym ciężkim czasie. Jeśli możecie zostańcie w domu – z szacunku dla tych, którzy z różnych powodów tego zrobić nie mogą. Trzymajcie się w zdrowiu i spokojnej niedzieli!

Aktualizacja: Zasypałyście mnie pytaniami o to, jakie treningi wykonuję i  z jaką częstotliwością więc śpieszę z informacją. Ćwiczę cztery razy tygodniu, z czego dwa razy wykonuję swój zestaw ćwiczeń rozciągających i z hula-hoop, a dwa razy wykonuję trening Ewy Chodakowskiej „Hot Body”. Od razu uprzedzam, że nie testowałam innych wirtualnych treningów – ten akurat dawno, dawno temu poleciła mi bratowa i tak już zostało. Nie chcę dać się tutaj wciągnąć w dyskusję nadmuchiwaną przez portale plotkarskie na temat tego, która polska trenerka jest fajniejsza, była pierwsza, czy produkuje więcej batonów – uważam, że każda robi świetną robotę, a meritum jest takie, że dzięki nim wiele Polek poczuło się ze sobą lepiej. Nie mówiąc już o wielu pięknych gestach i charytatywnych aktywnościach, które są ich zasługą. 

Słodkie wspomnienia z Warszawy, czyli zdjęcia produktów MLE które Wam obiecałam.

Gdyby ktoś powiedział mi tamtego dnia, że za kilka tygodni będę musiała diametralnie zmienić swój styl życia, a pójście z koleżankami do kawiarni na śniadanie stanie się niedostępnym dla nikogo marzeniem, to pewnie kazałabym się tej osobie puknąć w głowę.

Koronawirus bardzo szybko pokrzyżował nam nasze służbowe plany. Na początku marca zrezygnowałyśmy z planowanej miesiącami kampani reklamowej we Włoszech. Kilka Czytelniczek wypomniało mi wtedy, że przesadzam i niepotrzebne sieję panikę (dziś chciałabym aby miały rację), ale dla nas było jasne, że nawet najlepsze działania promocyjne nie są warte narażania czyjegoś zdrowia. 

Spotkałyśmy się więc na szybko w Warszawie i przy okazji wizyty w szwalni, przygotowałyśmy parę zdjęć naszych nowych produktów. Zdjęć jest mało, bo nowe okoliczności uniemożliwiły nam uszycie trzech modeli. Mamy co prawda prototypy, z którymi wykonałyśmy zdjęcia, ale rozpoczęcie ich produkcji nie jest w tym momencie możliwe. 

Takiej czarnej, klasycznej szmizjerki od dawna brakowało w mojej szafie. Sukienka wejdzie do sprzedaży w kwietniu. Tej sukienki już na pewno nikomu nie oddam ;). Jeśli szukacie czegoś eleganckiego i wygodnego zarazem to ten model na pewno Was zachwyci. Wprowadzamy go do sprzedaży już jutro. Ta sukienka jest już w sprzedaży. To kolejny model, który z powodzeniem można nosić wczesną wiosną, a latem łączyć go z klapkami albo sandałami. Przy tym produkcie wykorzystałyśmy wysokogatunkową wiskozę. Biała sukienka z ażurowej bawełny powinna wejść do sprzedaży w kwietniu. 
Sukienka na jedno ramię w końcu została przez nas ostatecznie zatwierdzona – niestety, z uwagi na obecną sytuację musieliśmy wstrzymać się z jej produkcją aż do końca kwietnia. Z kolei kardigan, o który pytałyście mnie w komentarzach nareszcie jest już dostępny.