CHANEL The Fall-Winter 2021/22 Haute Couture collection

Virginie Viard, spadkobierczyni Karla Lagerfelda, w najnowszej kolekcji Haute Couture chciała udowodnić, że w szarościach zimy można odnaleźć wiele kolorów. "Chciałam aby ta kolekcja była barwna i ciepła"  mówiła o swoich projektach dyrektor kreatywna Chanel. Na wybiegu można było zobaczyć najbardziej charakterystyczne dla francuskiego domu mody elementy -tweed, zestawienia czerni i bieli czy kontrastujące lamówki. Ja wybrałam kilka moich ulubionych sylwetek, które zobaczycie poniżej. 

Kilka słów o mieejscu, które stało się oprawą dla kolekcji. Pałac Galliera – inaczej Muzeum Mody – mieści się oczywiście w Paryżu i niedawno przeszedł kompletną renowację. Jego renesansowy styl, kolumnady z jasnego piaskowca i szerokie schody stanowiły idealne tło. 

Last Month

   Wybaczcie mi to małe opóźnienie z czerwcowym wpisem z cyklu "Last Month". Od kilku dni dostaję od Was sporo wiadomości, czy tym razem postanowiłam go nie publikować, czy może coś się stało albo blog Wam się źle wczytuje, a mi z każdym tym zapytaniem robi się ciepło na sercu, że blogowa społeczność pamięta o mnie i wciąż upomina się o więcej. Czerwiec był piękny, ale moja efektywność już trochę spada i w połączeniu z wyjazdem do Warszawy spowodowała małe opóźnienie. Mam nadzieję, że spora liczba zdjęć trochę Wam wynagrodzi tę obsuwę ;). 

   Tyle pięknych chwil udało mi się uwiecznić w tym miesiącu, że przeglądając dzisiejszy Last Month łatwiej jest zapomnieć o tych trudniejszych czy mniej uroczych momentach, których również nie brakowało. Taka wybiórcza pamięć fotograficzna ma więc – przynajmniej dla mnie – swoje plusy, nawet jeśli przekłamuje trochę obraz tego, jak wyglądała rzeczywistość. Piękne kadry to tylko urywek z życia, złapane w najprzyjemniejszych i najfajniejszych momentach – podejrzewam, że Wy również częściej łapiecie za aparat na wakacjach niż siedząc we wtorek w biurze ;). A jeśli macie jeszcze trochę sił i parę minut wolnego, to zapraszam na dzisiejsze zestawienie. 

1. Droga przez Krokową. Dłuższa, ale taka piękna, że warto. // 2. Dzień Dziecka skończyliśmy na karuzeli w Gdańsku. Bo wolimy dawać wspomnienia niż kolejną zabawkę… // 3. A Pani ze Szwecji? // 4. W restauracji. Początki były naprawdę trudne, ale dziś Portos zachowuje się w takich miejscach wzorowo i czasem staje się niemal niewidoczny. // 

Ruszamy w stronę toskańskiego słońca!

1. Takie widoki w Toskanii naprawdę nietrudno znaleźć. // 2. Przebarwienia… mam już trochę i więcej nie chcę! // 3. Zapach na ten sezon. Letni i głęboki. // 4. Powrót do klimatów "retro". // 

Najbardziej urokliwa restauracja w Montalcino. 

1. Ciekawe kto mieszka za tymi drzwiami? // 2. Gotowi na zwiedzanie (spodenki i kapelusik z Zary) // 3. Restauracja przy miejskim ratuszu. // 4. To nie jest obraz impresjonisty tylko "złota godzina" w toskańskim wydaniu. // 

1. Nad basenem. Pogodę mieliśmy w kratkę, więc gdy w końcu wyszło słońce to korzystaliśmy ile się dało. // 2. A tu już szukam cienia, bo jednak za gorąco… // 3. Raj – tak pięknej zielonej przestrzeni jeszcze nie widziałam. A u nas w ogrodzie nawet trawa nieskoszona. // 4. Polskie produkty w Toskanii czyli Vogue, krem z filtrem i jedwabna gumka do włosów – wszystko od polskich marek. // 

Śniadaniowa uczta po włosku. 1. Czasami warto uciec w cień. // 2. "Glutenfree" czy może jednak "Glutentak"? // 3. Co wspólnego mają spaghetti i sandały? Wpis z tego urokliwego kadru znajdziecie tutaj. / 4. Niby poszliśmy zrobić mój look, ale wszyscy i tak robili zdjęcia komuś innemu ;). Sukienka jest od polskiej marki Louisse i jest w ciągłym użyciu.Mój zdolny fotograf i jego nowa, ulubiona modelka. Chyba właśnie wygryzła mnie młodsza konkurencja. 1. W stronę cyprysów. // 2. Oliwa i chleb na stole. To my już chyba nic nie zamówimy ;). // 3. Mistrz pierwszego planu. // 4. Szachownica w wersji odzieżowej.  // Stały towarzysz wszystkich podróży, który wymaga niemniejszego szacunku, co pozostali członkowie grupy – Sir Nene. 
1. I pomyśleć, że wszyscy pakowaliśmy się sami i bez konsultacji z resztą… // 2. Te kadry przy starym zamku aż się prosiły o więcej zdjęć. // 3. O takim wieczorze marzyłam… // 4. Oberwanie chmury równa się czas na kawę. // Po powrocie do Trójmiasta przywitała nas idealna pogoda. W weekendy kierowaliśmy się więc w stronę Lubiatowa i naszej ulubionej plaży. Woda trochę jeszcze zimna, ale i tak goniłyśmy fale. 1. Ja mówię, że już idziemy, ale chyba nie mam siły przebicia. // 2. Więcej zdjęć tego stroju wraz z opisem znajdziecie tutaj. // 3. Stoliki powoli zapełniają się przyjezdnymi. To plaża przy sopockim Sheratonie. Lubimy tu napić się kawy w weekendy, gdy turyści jeszcze śpią po wieczornych szaleństwach. // 4. Najlepszy "Look of The Day" w minionym miesiącu. // I kolejny piękny, upalny dzień. Orłowo o poranku.
Książka w formie audiobooka i duuuużo wody, czyli fala gorąca w natarciu. 
Gdy pięć godzin na plaży to nadal za mało. … ale były też takie burzowe dni. Kalosze, parasol i długie czyszczenie łap Portosa. 1. Nowy sezon "Domku na prerii"? // 2. Zaglądaliście może do showroom'u w Gdańsku? Pamiętajcie, że jeśli pogoda w Trójmieście Was zaskoczy (co jest u nas całkiem normalne :)), to w Iconic Design na ulicy Lelewela znajdziecie mnóstwo propozycji od MLE na różne okazje i warunki pogodowe. // 3. Dzień dobry, kawa stygnie! // 4. Lobos, czyli coś małego, pięknego i perfekcyjnie wykonanego… // To polska marka stoi za tak pięknie dopracowaną torebką ze skóry. 
Marka Lobos została założona w 2018 roku przez rodzeństwo Monikę i Patryka, absolwentów cenionych uczelni artystycznych i biznesowych. Ich życie nieustannie krąży między niezwykłymi miastami, a zarazem ważnymi dla Lobos rynkami – rodzinnym Krakowem, Warszawą, Mediolanem i Londynem. Każda torebka jest wykonywana ręcznie w Polsce z wysokiej jakości włoskich skór. W czasie produkcji wykorzystuje się innowacyjne techniki, takie jak ręczne malowanie, projektowanie graficzne, skórzana mozaika czy sztuka tatuażu, które podkreślają wyjątkowość każdego projektu. I to widać – torebka jest naprawdę pięknie wykonana. 1. Nasz magazyn powoli robi się pusty. Jeśli upatrzyłyście sobie którąś z naszych sukienek, to spieszcie się! // 2. 36.5 :). // 3. Myślałam, że tego dnia wszyscy będą oglądać mecz Polska – Hiszpania, a okazało się, że blog przechodził wtedy prawdziwe oblężenie. Przypadek? ;) W każdym razie, wpis o tym, czy bałagan może być ładny błyskawicznie wspiął się na podium popularności – jeśli nie czytałyście, to zapraszam tutaj. // 4. A kod do Duki, który był w tym wpisie został przedłużony :) // 

Gofry, czyli sprawdzony przepis na radosny uśmiech u dziecka… i męża.

1. Moje ulubione. // 2. Włosy jeszcze posklejane słoną morską wodą, ale nie ma co czekać skoro na stole czekają już gorące gofry. // 3. Zaraz podadzą flądrę z frytkami :). // 4. Jak prawdziwy eliksir z bajki. // Ten produkt ze zdjęcia powyżej to rewitalizujące serum przeciwzmarszczkowe od Senelle. Ma działanie kojące, rozjaśniające i antyoksydacyjne. Nie mogę sobie teraz pozwolić na mocniejsze zabiegi kosmetyczne więc z ogromną dbałością dobieram kosmetyki. To serum, poza działaniem przeciwzmarszczkowym, łagodzi podrażnienia oraz zmniejsza zaczerwienienia przywracając uczucie rozluźnienia napiętej skóry – używam go codziennie wieczorem przed nałożeniem kremu na noc. Zapobiega występowaniu zmian trądzikowych, intensywnie regeneruje oraz długotrwale nawadnia. Odpowiada za to: Stoechiol 1%, Witamina C Tetra E 4%, NanoCacao O 3%, czyli olejowy ekstrakt z nasion kakaowca, Oléoactif® DIAM 1%, Oléoactif® Pomegranate 2%, Witamina E, antyoksydacyjny olej z pestek pomidora, olej lniany, olej ze słodkich migdałów, olej z nasion słonecznika. Uwaga: Zawarta w serum witamina C najnowszej generacji – jest ultra stabilna. Nie ulega utlenianiu oraz nie traci swoich cennych właściwości. Jeśli jesteście ciekawe marki Senelle, to już teraz możecie kupić nieprzecenione produkty z 15% rabatem. Z kodem MLE kupicie je taniej do końca sierpnia. 1. I znów powrót do naszego ukochanego miejsca. Uprzedzając Wasze pytania o sukienkę – to &Other Stories.  // 2. Budujemy zamki na piasku. // 3. O ten parasol pytałyście mnie mnóstwo razy na Instagramie, ale już zdążył się zepsuć więc nie polecam ;) // 4. A w drodze powrotnej zakradamy się do ogrodu mamy po jaśmin. // Poniedziałki po pięknych weekendach bolą jakoś bardziej. Zwłaszcza gdy okazuje się, że materiały na płaszcze zamówione z Włoch nie spełniają naszych oczekiwań i trzeba zaczynać pracę na nowo…1. Poranna kawa dla wszystkich! // 2. Gdy niespodziewanie ktoś śpi baaardzo długo. // 3. Kanapa to ostatnio moje główne centrum dowodzenia. // 4. Koralowe piwonie. Z każdym dniem zmieniają kolor i wyglądają jak z obrazu. //A tu inny stały element mojej pracy. Zdjęcia dla MLE to oczywiście moje zadanie w naszej spółce z Asią. Ale z taką modelką to sama przyjemność. Co tydzień spotykamy się abym mogła sfotografować nowości. 1. Gdy wstajesz rano i myślisz, że już prawie weekend, ale potem okazuje się, że po prostu nie umiesz korzystać z kalendarza. // 2. i 3. Gdy Twój przepis robi większą karierę od Ciebie :D. Od tygodni, dzień w dzień, oglądam relację z Waszych wypieków i nie mogę uwierzyć jaką furorę robi ten super prosty przepis. // 4. A za opaleniznę odpowiada teraz… // …ten balsam w białej butelce, który pięknie podkreśla i wzmacnia to, co pozostało po wyjeździe do Toskanii ;). Tanexpert to marka, które oferuje wiele wyspecjalizowanych produktów samoopalających. Mają w swojej ofercie na przykład kropelki, które można zmieszać z kremem do twarzy (polecam takim osobom jak ja, które tej części ciała właściwie nie opalają). Jeśli jesteście zainteresowane wypróbowaniem mojego balsamu (Desert Rose) lub innych kosmetyków od Tanexpert do użytku domowego, to mam dla Was kod rabatowy dający 15% zniżki (również na produkty przecenione). Wystarczy, że użyjecie hasła DARK15. Pamiętajcie, że każdy produkt samoopalający najlepiej nakładać specjalną rękawicą (nie brudzimy rąk i lepiej rozsmarowujemy produkt). 1. Uwielbiam jaskrawe kolory – jak widać na załączonym zdjęciu. // 2. Na ramieniu torebka, pod pachą miś w ślubnej sukience. // 3. "Słony Karmel" we Wrzeszczu. Kilo lodów na wynos poproszę! // 4. A tu już Ping Pong w gdańskim garnizonie. Również polecam! // Lecimy sprawdzić jak prezentują się produkty MLE w showroomie Iconic, a przy okazji przyjrzymy się nowej ekspozycji. 
1. Jak zawsze wszystko w biegu. // 2. Taki salon to marzenie. // 3. Sukienka, sandały i koszyk pochodzą z Massimo Dutti. // 4. I to też zabrałabym ze sobą! // Muszę wyciągnąć od dziewczyn z Iconic sposób na to, aby biały dywan po pół roku nadal był biały ;). Zapraszamy od poniedziałku do soboty :). 1. Mój kącik. // 2. Próbniki materiałów z wełny. Czas leci, a mi nic się nie podoba. // 3. Gotowa na poniedziałek. Niech Was nie zmyli ten porządek – po prostu nie widać tego, co jest pod spodem!// 4. Trzeba się najeść na zapas póki są! // Nareszcie prawdziwe truskawki. Trochę brudne, niezbyt duże, ale za to jak pachną! 
Zawsze w torebce. Sznurkowa siatka to najlepszy sposób na mniej plastiku w czasie zakupów. Przy okazji tego wyciszającego zdjęcia chciałabym zaprosić Was do udziału w badaniu, pt. ,,Dynamika wyobraźni emocjonalnej", które należy do szerszego programu badawczego z dziedziny Psychologii. Biorąc w nim udział, przyczyniacie się do rozwoju wiedzy naukowej na temat rozumienia emocji pozytywnych. Badanie ma na celu sprawdzenie, w jaki sposób ludzie myślą o swoich emocjach i jak korzystają z języka do opowiadania o nich. Zajmuje 15 minut i może być ciekawym psychologicznym doświadczeniem. Polega na wyobrażeniu sobie czegoś, co jest przyjemne i pozwala na przyjrzenie się codziennym przyjemnościom. Jeśli chcesz i możesz wziąć udział w badaniu, kliknij w ten linkUwielbiamy karty pod każdą postacią. To jeden z moich ulubionych sposobów na zabawę połączoną z nauką i na dodatek można modyfikować zasady w zależności od okoliczności (albo zabrać wszystko do torebki i wyciągnąć w strategicznym momencie ;)). Te okrągłe karty (a może bardziej pasuje określenie "żetony"?) to element gry "1,2,3 Szukam!" od Wspomagajek. W zestawie są jeszcze plansze z ilustracjami różnych scen:w mieście, na wsi, w przedszkolu, na pikniku, na basenie, na meczu. Zabawa polega na odnalezieniu elementów pokazanych na żetonach w jak najkrótszym czasie. Jeśli szukacie ciekawych gier dla dzieci to pamiętajcie o kodach zniżkowych: MLE 10 – będzie dawał 10% rabatu na dowolny produkt, a MLE15 da zniżkę 15% przy zakupie min. 2 produktów (kod ważny do końca lipca). A po piętnastu minutach już go nie było…

Wracamy do ulubionych ścieżek z dzieciństwa. Zaraz będziemy przedzierać się przez potok, do którego wpadnę po kolana ;). Oby wakacyjny nastrój Was nie opuszczał!

*  *  *

 

 

Look of The Day – Hello Warsaw. Long time no see.

sneakers / trampki – Converse na Eastendshop.com

dress / sukienka – MLE Collection (dostępna w lipcu)

blazer / marynarka – MLE Collection (kolekcja jesień/zima 2020)

leather bag / skórzana torebka – Arket

   Minął prawie rok (!) od mojej ostatniej wizyty w Warszawie. Mam nadzieję, że kolejna przerwa nie będzie aż tak długa, chociaż coś mi mówi, że szybciej niż za parę miesięcy raczej tu nie zawitam. Do stolicy ściągnęły mnie oczywiście sprawy zawodowe, chciałam więc, aby mój strój dobrze sprawdził się w ciągu bardzo aktywnego dnia. Od kilku sezonów bardzo podoba mi się trend na jedwabne tuniki i sukienki, które dzięki odpowiednim dodatkom nabierają dziennego charakteru. Ciężko jednak było mi znaleźć taki model, który faktycznie prezentuje się jak sukienka, a nie jak piżama. Kluczem do sukcesu jest grubość jedwabiu, szycie ze skosu (zdecydowanie kosztowniejsze dla producenta, ale jakże efektowne!) i takie wykrojenie dekoltu, aby spokojnie zakrywał stanik bez ramiączek. Prototyp jest już zatwierdzony i ruszamy z produkcją, a ja cieszę, się, że już teraz, gdy sporo rzeczy z mojej szafy na mnie nie pasuje, mogę już nosić ten wzór. Zawsze podobało mi się, gdy dziewczyny nosiły do takich sukienek czarne Conversy i z ulgą stwierdzam, że też dobrze czułam się w takim zestawie.

   Czarne Conversy to najczęściej noszone buty przez moje ulubione influencerki. Ja swoją parę mam już od jakiegoś czasu, ale jeśli Wy zastanawiałyście się do tej pory nad ich zakupem to mam dla kod, którym po prostu muszę się podzielić ;). Jeśli wpiszecie MLE35 w trakcie dokonywania zakupów na stronie Eastendshop.com dostaniecie aż 35% rabatu na wszystkie buty marki Converse. 

Najbardziej topowe i ekskluzywne elementy garderoby wszech czasów (i ich tańsze odpowiedniki)

   W historii mody pojawiło się kilka takich projektów, których sława przerosła najśmielsze oczekiwania ich twórców. Co sprawia, że kobiecy element garderoby, który miał jedynie zdobić swoją właścicielkę urasta do rangi symbolu, a jego wartość, mimo mijających lat, nie spada? Nie zawsze to wynik zabójczej ceny – aby zapisać się w świadomości fanek mody na dłużej niż jeden sezon potrzebna jest historia. Ikony stylu, które przez dziesięciolecia wylansowały najbardziej pożądane projekty musiały reprezentować sobą coś więcej niż tylko ładną buzię i zgrabną sylwetkę. Audrey Hepburn, Jane Birkin, Jackie Onasis, Lady Di – uwielbiamy je za to, że nosiły tylko to, co chciały i co pasowało do ich naturalnego stylu. A może to zasługa zmyślnych PR-owców?

    Dziś wybrałam dla Was kilka najbardziej topowych projektów wszech czasów oraz ich tańsze odpowiedniki. Wszystko w letnim klimacie, aby móc skorzystać z poniższych inspiracji w najbliższych tygodniach

Levi's 501 (wersja luksusowa) // Levis 501 // torebka Valentino // klapki – Flaterred // krem – La Mer // top – COS // marynarka – CO // 

 Niepozorne dżinsy, które zyskały popularność dzięki swojej funkcjonalności, a nie urodzie. Model 501” to najbardziej upragniony lumpeksowy łup, w sklepach internetowych często nie sposób załapać się na swój rozmiar. Podobno pasuje każdemu i przetrwa dziesięciolecia. 

Levi's 501 (wersja przystępna) // dżinsy – Pull&Bear // klapki – Vagabond // kosz – H&M // top – H&M // marynarka – H&M // 

Chanel (wersja luksusowa) // sukienka – Moye // zapach – Chanel // kolczyki – Chloe // książka – Kahlo Basic Art // marynarka – Saint Laurent // sandały – Flaterred // 

Klasyczna torebka Chanel to podobno najbardziej upragniony przez ifluencerki gadżet. Jedna  z niewielu rzeczy w świecie mody, która po latach użytkowania traci tylko 15% wartości i łatwo znajduje nowego nabywcę. Ale kto chciałby się z nią żegnać? 

Chanel (wersja przystępna) // torebka – Quazi // sandały – COS // spodenki – Reserved // body – H&M // kolczyki – Kopi // kardigan – H&M // 

Hermes (wersja luksusowa) // klapki – Hermes // książka – Choroba jako metafora Susan Sontag // sukienka – Cecilie Bahnsen // gumka – Moye // apaszka – Toteme // 

Klapki Hermes to najmłodszy z dzisiaj przedstawionych klasyków  – powstały zaledwie 23 lata temu. Ich wygląd miał w subtelny sposób nawiązywać do logo marki. Klapki szturmem zdobyły świat mody i nawet wieszczono już zmierzch ich popularności – kobiety zwariowały na ich punkcie, a jak wiadomo, gdy coś przez chwilę jest zbyt modne szybko wypada z obiegu. Od tego czasu minęło jednak juz parę sezonów i nic nie wskazuje na to, aby ich właścicielki chciały z nich zrezygnować. 

Hermes (wersja przystępna) // klapki – Mango // spódnica – ASOS // top – H&M // kosz- IBELIV // książka – Bauhaus Basic Art // 

Cartier (wersja luksusowa) // zegarek – Cartier // klapki – Jimmy Choo // sukienka – Eres // kapelusz – Zara Home // książka Nordic Garden Design //

Podobno inspiracją dla tego luksusowego zegarka był… czołg. Model Tank (najpierw w wersji męskiej) powstał ponad sto lat temu, a nadal jest jednym z najbardziej upragnionych gadżetów kobiet z wyższych sfer. Widziałam na własne oczy, że wersje używane można czasem dorwać za kilkaset dolarów, ale jego regularna cena naprawdę przyprawia o zawrót głowy. 

Cartier (wersja przystępna) // zegarek – Rotary  // top i spódnica – Reserved // koszula – Massimo Dutti // klapki – COS // 

 

 

Kilka słów o Toskanii i odpowiedzi na Wasze pytania.

   Obrazy ze wszystkich moich włoskich wypadów – od Sycylii, przez Neapol, wybrzeże Amalfi, jezioro Como, Wenecję, Rzym, Umbrię aż po Bolzano i dolinę Val di Fiemme – pielęgnuję w swoim umyślę bardzo skwapliwie. Łyk Bellini jeszcze przed lunchem na skalistej plaży w Positano, zapach perfum mojego „jeszcze nie męża” gdy wtulałam się w jego koszulę pędząc na skuterku po Capri, spacer o wschodzie słońca przez plac Świętego Marka w Wenecji, do której pojechaliśmy za nasze pierwsze wspólnie zarobione pieniądze, naukę pływania z tatą w Agrigento, nieskończone rundki między Fontanną di Trevi a Piazza del Popolo (z niezbędnym przystankiem na Schodach Hiszpańskich, jako dziecko z lodami w ręku, jako panna z plastikowym kubeczkiem z winem). Mogłabym wymieniać bez końca moje ulubione momenty w krainie, gdzie kawa jest lepsza, jedzenie równa się pasja, a najbardziej niepozorne miejsca zawsze kryją piękne tajemnice, ale podejrzewam, że przyjemność z tej opowieści byłaby jednostronna – a jestem tu przecież dla Was, nie dla siebie. Zebrałam więc wszystkie pytania na temat podróży do Toskanii, które przez ostatnie dni zadawałyście mi w wiadomościach na Instagramie i postaram się teraz odpowiedzieć na nie w zwięzły sposób. Jeśli coś mi umknęło – dajcie znać w komentarzach.

Kierunek  

   Przesadziłabym mówiąc, że życie w Polsce i Europie wróciło do normy, ale w ostatnich dniach nikt chyba nie ma wątpliwości, że właśnie na taki początek sezonu wakacyjnego po cichu liczyliśmy. Liczba zachorowań maleje, za to zaszczepionych – wzrasta, obostrzenia są luzowane, podróże możliwe, a wczoraj udało nam się nawet kupić bilety na koncert. No i zaliczyliśmy kolejny wyjazd. Krótki bo krótki, ale mimo wszystko udany. Od wielu miesięcy marzyliśmy o podróży do Włoch, ale jeszcze w maju wydawało się to niemożliwe (o czym pisałam w tym wpisie). Niespodziewanie, gdy podjęliśmy decyzję o zmianie kierunku i pojechaliśmy do Chorwacji, premier Włoch ogłosił, że kraj się otwiera i serdecznie zaprasza turystów. Czyli tak zwany „klasyk”. Oczywiście to powód do żartów, a nie narzekania (tym bardziej, że Chorwacji niczego nie brakuje), ale gdy odkryliśmy, że jedna z tanich linii lotniczych właśnie ruszyła z bezpośrednim lotem z Gdańska (a nie muszę chyba tłumaczyć, że z regionalnych lotnisk to naprawdę rarytas) prosto do Pizy, to ja w popłochu zaczęłam szukać dopiero co wypakowanych pływaczek z dinozaurami, a mąż wczuł się w rolę światowej sławy hakera i w trzy minuty kupił bilety.

    Chociaż Toskania to jedno z najchętniej odwiedzanych miejsc w Europie, jak żadna inna potrafiła oprzeć się komercjalizacji (albo po prostu dobrze to ukrywa) i chyba wyszła na tym nie najgorzej. Pejzaże wydają się być nietknięte przez agresywną cywilizację, a przekraczając mury miasteczek każdy może poczuć się tak, jakby przeniósł się prosto do epoki renesansu. Tyle, że z filiżanką bajecznego cappuccino w dłoni. Krainę Medyceuszy odwiedziłam po raz pierwszy sześć lat temu i od dawna chciałam do niej wrócić. Przez te sześć lat wiele się u mnie zmieniło i ja sama też się zmieniłam. Kiedyś w czasie podróży byłam jak w amoku – bardzo chciałam zobaczyć i sfotografować jak najwięcej. Dziś mam wrażenie, że sporo rzeczy mi przez to umykało, mam niedosyt i chęć, aby wrócić i dane miejsce poczuć, a nie tylko zobaczyć.

Wjazd i wyjazd.

   Aby wjechać do Włoch potrzebny był nam negatywny wynik testu wykonany najpóźniej na 48 godzin przed lotem – niezależnie od tego, że oboje z mężem jesteśmy zaszczepieni. Przed wyjazdem trzeba też wypełnić europejski dokument weryfikacyjny oraz kolejny dokument w zależności od tego do jakiego regionu Włoch się wybieramy. Linki do dokumentów były dokładnie podlinkowane na stronie Ryanair (lecieliśmy tą linią) i wypełniliśmy je w czasie internetowej odprawy. Najlepiej każdy dokument, łącznie z wynikiem testu, mieć w formie papierowej. Dokumenty bardzo dokładnie sprawdzono nam jeszcze na lotnisku w Gdańsku. To by było na tyle jeśli chodzi o początek podróży. Gdy z kolei wracaliśmy do Polski wystarczyło nam zaświadczenie o zaszczepieniu pobrane z profilu pacjenta. Test musiała przejść nasza córeczka – w tym temacie mieliśmy już doświadczenie w zdecydowanie mniej przyjemnych okolicznościach (miała dwukrotnie wykonany test – przy przyjęciu do szpitala w zeszłym roku i po kontakcie z osobą zarażoną jesienią) i wiedzieliśmy, że znosi to wyjątkowo dobrze – tym razem również poszło gładko i bez najmniejszego płaczu (test mogliśmy wykonać od razu na lotnisku po przylocie lub na drugi dzień na przykład w Diagnostyce).

Przestrzeń przy basenie starego zamku, w którym teraz umiejscowiony jest hotel. Jego lakoniczną recenzję znajdziecie na samym dole wpisu. Na stoliku widzicie polskie wydanie Vogue'a z tego miesiąca, moją ukochaną gumkę z Moye i krem z filtrem od Phenome. 

Restrykcje na miejscu.

    Toskania, w porównaniu do tego jak zapamiętałam ją sprzed laty, była opustoszała. Nie ukrywam, że miało to swoje zalety – zero problemu z parkowaniem, zero tłumów, kameralna atmosfera nawet w najbardziej obleganych miasteczkach, cisza i spokój. Ale o pandemii nie da rady do końca zapomnieć. We Włoszech wciąż obowiązkowe jest noszenie maseczek na zewnątrz. I jeśli wydaje się Wam, że stereotypowy Włoch ze swoim luźnym podejściem do reguł nie traktuje tego nakazu na serio, to jesteście w błędzie. Mieszkańcy Italii, przynajmniej biorąc pod uwagę moją subiektywną ocenę, są bardzo zdyscyplinowani jeśli chodzi o wszystkie obostrzenia i chyba spadliby z krzesła gdyby ktoś pokazał im w miniony weekend sopocki Monciak. Przestrzegane są limity w knajpach i odległości między stolikami, przed wejściem do marketu czy muzeum każdemu mierzona jest temperatura. Koronawirus uderzył w ten kraj z niezwykłą siłą, więc z dużym zrozumieniem podeszliśmy do ich skrupulatności. Uprzedzam, że jeśli ktoś nie zechce uszanować tych reguł może zostać upomniany w bardzo szorstki sposób.

Wnętrze restauracji Poggio alle Mura przynależącej do zamku Banfi – jednego z najsłynniejszych producentów win na świecie. Można tu zarezerwować nocleg albo zjeść kolację. 

Najpiękniejsze miasteczka.

    Nie chcę świecić tutaj fałszywą skromnością, ale jeśli planujecie podróż do Toskanii, to polecenia na blogach lifestylowych czy modowych warto później zweryfikować z tymi na stronach w całości poświęconych danym regionom. Chociaż zapisuję sobie miejscówki polecane przez influencerki, to aby sporządzić cały plan wycieczki zaglądam przede wszystkim na małe blogi pisane przez pasjonatów podróży. Wyciągam z tego wszystkiego złoty środek, aby było pięknie, ale jednocześnie, aby przywieźć do domu coś więcej niż tylko urokliwe zdjęcia.

    Dla nas bardzo ważne było też wygospodarowanie czasu na błogie lenistwo przy basenie – dla naszej córeczki basen jest jak spełnienie marzeń, a my z wiekiem coraz mniej lubimy pędzić, więc na zwiedzanie nie zostało nam wcale tak wiele czasu. Z małym dzieckiem szkoda też marnować czas w samochodzie, więc postanowiliśmy odwiedzić najbliżej położone miasteczka, które wydawały nam się najciekawsze. Moim numerem jeden jest Montalcino. Bynajmniej nie z powodu słynnego na cały świat wina, z którego słynie (Brunello di Montalcino). Właściwie każda uliczka wygląda jak z pocztówki, to też najbardziej „eleganckie” ze wszystkich miasteczek. My zobaczyliśmy oczywiście słynną szesnastowieczną fortecę zbudowaną przez Cosimo Medyceusza, w której znajduje się wyjątkowa enoteka. Dla mnie najprzyjemniejsze było jednak typowe turystyczne „szlajanie się” bez celu ;). Wszystkim bez wyjątku polecam zjeść lunch albo chociaż napić się kawy w Alle Logge di Piazza, której stoliki rozstawione są pod renesansowym sklepieniem starego ratusza.

    San Gimignano, zwane inaczej Manhattanem średniowiecza tym razem sobie odpuściliśmy, bo było  dosyć daleko od naszego hotelu, a poza tym zwiedziliśmy je już skrupulatnie ostatnim razem. Jeśli jednak wybieracie się do Toskanii po raz pierwszy, to warto je odwiedzić. Bliżej nas znajdowało się San Quirico d’Orcia – małe miasteczko z pięknymi ogrodami. Wizyta w parku Horta Leonini jest punktem obowiązkowym wizyty w San Quirico d’Orcia, pod warunkiem, że nie leje. Złapała nas tam prawdziwa włoska burza więc pędem schroniliśmy się pod parasolami w patio jednej z kawiarni. Niestety nie zapisałam jej nazwy, a była genialna. W patio wszędzie chodziły żółwie (naliczyliśmy ich chyba z dziesięć), które w przeciwieństwie do nas cieszyły się z deszczu i bardzo żwawo (oczywiście jak na żółwie) tańczyły z radości w kałużach. Przy stoliku obok mogliśmy z kolei na własne oczy obejrzeć typową włoską scenkę – sześciu eleganckich panów w bardzo sędziwym wieku grało sobie w pokera i popijało espresso.

Aby udobruchać Was małą liczbą zdjęć Toskanii postanowiłam wcisnąć tu coś na kształt "mini looku" ;). 

klasyczna czarna sukienka – MLE Collection (mam na sobie rozmiar xs, zostało ich nam już niewiele, a to naprawdę genialny i ponadczasowy model więc radzę się spieszyć ;))

wiklinowy koszyk – Massimo Dutti 

apaszka we włosach – Toteme 

skórzane klapki – Hermes

    Ostatnie polecane przeze mnie miasteczko na pewno wymyka się przewodnikom, które prędzej wysłałyby Was do Montepulciano albo Bagno Vignoni, ale my chcieliśmy poczuć klimat prawdziwego włoskiego miasta, w którym turyści stanowią zdecydowaną mniejszość. Padło na Grosseto. Na głównym placu pełno było typowych włoskich mamma, które pilnowały aby ich dzieci nie chlapały na przechodniów wodą z fontanny, sporo sklepów i kawiarni dla tubylców. Udało nam się uzupełnić zapasy skórzanych mokasynów dla męża (którego zdaniem ten rodzaj obuwia należy kupować tylko we włoskich niepozornych sklepikach, gdzie oczywiście nikt nie mówi słowa po angielsku) i napiliśmy się najlepszej kawy na świecie. Za jedno euro i to na dodatek w pizzerii, która właściwie była zamknięta, ale właściciel powiedział, że kawy we Włoszech się nie odmawia.

    W komentarzach pojawiło się też mnóstwo pytań o hotel – zatrzymaliśmy się w Castelllo di Vicarello (który akurat w czasie naszego pobytu oferował zniżki, co trochę nas skusiło), ale mam parę zastrzeżeń do tego miejsca więc jeśli ktoś zdecyduję się wykupić tam nocleg niech nie zwala tego na mnie ;). Powiem o zaletach – widoki zapierają dech w piersiach, kolację na odwróconym dachu zamku zapamiętam pewnie jako jedno z piękniejszych wspomnień, a przestrzeń przy dwóch basenach była idealnie rozplanowana i pozwoliła nam naprawdę wypocząć. No i świetliki – nie wiem czy właściciele zaganiają je w jakiś magiczny sposób, ale po zachodzie słońca wszystko skąpane jest w brokacie ich migających skrzydeł. 

Uprzedzając Wasze pytania pozwolę sobie wypisać również elementy tego stroju ;)

sukienka – Louisse.pl (jeśli po roku kupujesz taką samą sukienkę, ale w większym rozmiarze to znaczy, że sprawdziła się idealnie, uwielbiam rzeczy z tego sklepu, bo są naprawdę bardzo przemyślane; poza tym modelem mamy jeszcze w szafie piękny model Yasmine).

espadryle na rzepy i kapelusik – Zara
A tu niespodzianka! Jest jeszcze trzeci "look" :). Teściowa w obiektywie zięcia zawsze wygląda pięknie prawda? :D

sukienka – Massimo Dutti

skórzane czołenka za piętę – Edited

plecak – Louis Vuitton

Look of The Day – Toskański sen

leather sandals / skórzane sandały – KAZAR

white dress / biała sukienka – MLE Collection (w sprzedaży w lipcu)

leather bag / skórzana torebka – Elleme

   Kraina pięknych krajobrazów, czerwonego Brunello di Montalcino, słońca i wielkiego szacunku dla skarbów odległej przeszłości. Pozwólcie, że o samej Toskanii (obostrzeniach w niej panujących i procedurach, miejscach wartych zobaczenia i moich subiektywnych ocenach) napiszę w przyszłym tygodniu, a dziś zostawię Was tradycyjnie z propozycją stroju.

    W końcu coś, co nie jest „casual”, nie przypomina dresów, nie zostało ukradzione z szafy męża i nie nadaje się do gry w badmintona na plaży ani na długi spacer z wózkiem po alejkach. To ostatnie brzmi jak wada, ale po wielu miesiącach totalnego braku okazji do włożenia czegoś innego niż bluza (w porywach – marynarka z t-shirtem), fajnie znaleźć się w sytuacji, w której elegancki strój był mile widziany.

    Tego lata jedyne właściwe dla mnie buty na obcasie to właśnie te z klockiem. Te o podstawie prostokąta będą wyglądać nieco bardziej elegancko niż te z klasycznym kwadratem. Mój model jest ze skóry, nawiązuje do popularnego trendu „spaghetti shoes” (gdzie je więc nosić jak nie we Włoszech?). Wykonaniem i projektem naprawdę nie odstaje od podobnych butów topowych marek (z oferty której finalnie nic nie znalazłam, bo albo nie pasowały albo stosunek ceny do jakości mi nie odpowiadał). Na stronie Kazara znajdziecie też inne opcje kolorystyczne.

    Uprzedzając pytania o sukienkę – to nasz model, który dosłownie wymiotło w kilka minut po wprowadzeniu do sprzedaży, ale w białej wersji. Wiele z Was o nią prosiło, a ja nie mogłam niestety potwierdzić na 100 % tego, że ją wprowadzimy, bo zmiana koloru wymagała także zmiany całej konstrukcji. Dlaczego? W przypadku bieli większość sukienek dostępnych w sklepach prześwituje. Zależy nam na tym aby projekty były idealne, więc trzeba było doszyć drugą warstwę materiału, ale zrobić to na tyle sprytnie, aby nie zmieniało to w żaden sposób fasonu sukienki. Oczywiście – ta wersja leży na mnie inaczej niż ta czarna parę tygodni temu, ale to już akurat nie jest kwestia jej kroju, tylko zmieniającej się sylwetki właścicielki ;).