Last Month

   Dni mijają mi coraz szybciej i to właśnie dlatego "Last Month" pojawia się tak późno. Sierpień, wrzesień, mrugnięcie oka i nim się obejrzałam już mamy październik. Pracowite dni pędzą jak szalone i czasem brakuje mi dodatkowej ręki albo zaśpię na zdjęcia, które planowałam od tygodnia. Innym razem z premedytacją zostawiam wszystko na potem, aby ruszyć z dwójką maluchów na przydługawy spacer albo usmażyć sto naleśników. Piszę o tym trochę z dumą, bo parę lat temu pewnie dostałabym wysypki na myśl, że nie wszystko mam dopięte na ostatni guzik, a pranie drugą dobę leży nierozwieszone w pralce ;). Dziś priorytety trochę się przeformułowały i wolę aby codzienność była wesoła, a nie perfekcyjna. 

   Jesień wpuszczam do domu drzwiami i oknami – dosłownie, bo parę kasztanów wleciało mi ostatnio do sypialni. W dzisiejszym zestawieniu pojawia się też ostatni podmuch lata i wiele ujęć z mojej codziennej pracy. Zobaczcie co wykrzesałam z albumu swojego telefonu :). 

Gdy sztuka przenika do twojego domu w bardzo dosłowny sposób… Wolicie słoneczniki Moneta czy Vincenta van Gogha? Te które widzicie na zdjęciu mojego laptopa znajdziecie w Desenio (poniżej podałam kod zniżkowy do tego sklepu więc korzystajcie). 

1. Na chwilę wróciły upały więc robimy owocowy koktajl! // 2. Ostatnia wizyta w Lubiatowie, ale pierwsza w nowym składzie! Do zobaczenia za rok! // 3. Morze na odwrót. // 4. Nowy numer Vogue'a o nowych początkach i lilie, które tak kocham. // U nas w domu dzieci i psy mają kategoryczny zakaz spania w łóżku! (ha… ha… ha)Sztuka w paczce. Jeśli szukacie grafik lub reprodukcji, które ożywią Wasze wnętrze, to przypominam, że na Desenio znajdziecie parę moich wyborów w SELECTED BY Katarzyna Tusk (grafiki, ramki i passpartout przychodzą w solidnej teczce). Z moim kodem zniżkowym KASIADESENIO dostaniecie 35% zniżki na plakaty w Desenio do 21 października (z wyłączeniem ramek i plakatów z kategorii Handpicked/Personalizowane). Zniżka nie łączy się z weekendową kampanią na stronie 8-11.10. Więcej inspiracji plakatowych znajdziecie na profilu Desenio. Nie mówcie nikomu, ale celowo wybrałam na sesję wizerunkową okolice Ciekocinka, aby później móc tam zostać z rodziną i trochę się poobijać :D. Piękne polskie pustkowia. Mieliśmy też w minionym miesiącu ważną uroczystość (uprzedzając pytania – buciki to Pepa&Company, sukienka to Petite Maison).Chciałabym nie być taka staroświecka, ale nie potrafię i wszystkie kartki z życzeniami zawsze chowam do szuflady na pamiątkę.1. Pierwsza w tym roku cynamonowa bułeczka i kawa z dyniowym syropem. // 2. Czy u Was w domu zmiana pościeli również oznacza godzinną zabawę? // Jak już mamy za sobą poranne ćwiczenia, to jeszcze śniadanie. Gdy temperatury jeszcze na to pozwalały, a słońce grzało trochę mocniej przenosiłam się ze swoim domowym biurem do ogrodu. // Sprzątamy i szykujemy się na jesień. // Ulubiona huśtawka, którą tata zrobił sam.… i ciężar mamy też uniesie. 
1. W Ciekocinku zaprzyjaźniłyśmy się nie tylko z wierzchowcami. // 2. Stara stadnina odzyskała blask po renowacji. Uwielbiam to miejsce! // 3. Z ryżem czy z makaronem? // 4. Jedno spojrzenie za okno w sypialni i od razu wiadomo, że zbliża się jesień. Słońce nawet w południe jest nisko, a liście kasztanowca tracą zielony kolor. // "A szczoteczkę do zębów spakowałeś?". Jesień jak z ulubionych powieści. "Tajemniczy ogród", "Ania z Zielonego Wzgórza" czy "Dzieci z Bullerbyn"? Którą lubiłyście najbardziej?1. Zamiast zajadać się szarlotką powinnam zagrabić liście… // 2. "To niewykonalne, aby zrobić wszystko to, czego chcemy. Albo wszystko to, czego oczekują od nas inni. A więc jak powinniśmy wykorzystać czas, który nam dano?". // 3. Przedsprzedaż tego swetra rusza już w środę. // 4. Wnętrze Iconic Design w Gdańsku. //Praca z Wami, to żadna praca. ;) Deszczowy Nowy Jork? Nie – to ulica Lelewela w Gdańsku. Jeśli ktoś jeszcze nie widział tego jesiennego wpisu z żabią stylizacją to zapraszam tutaj1. Bo najlepsze przygotowanie wymaga inspiracji – moodboardy na sesjach to podstawa. // 2. Klasyka w kolorze jasnego ecru. // 3. Warkoczowy sweter przewija się w kolekcji co roku, ale zawsze w odświeżonej wersji. // 4. Białych koszul nigdy dość. A tak serio, to w szafie warto mieć jeden ponadczasowy model, który sprawdzi się na lata. Koszula Brescia jest wykonana z mieszanki lnu i bawełny. // Dobra baza to podstawa! Jeśli zabieramy się za takie architektoniczne projekty to zawsze oznacza tylko jedno – idzie jesień! Tę piękną kołderkę z galaktycznym wzorem znajdziecie tutajA co schowałyśmy w kołdrowej fortecy? Oczywiście książeczki do czytania. Nowy „Pucio zostaje kucharzem" to chyba nasza ulubiona część z tej serii. Ktoś tu ewidentnie odziedziczył po ciotce zamiłowanie do gotowania ;). 

Wszystkie sceny musiałyśmy później odwzorować w prawdziwym życiu. W książeczce znajdziecie przepis na puciowe placuszki z owocami do samodzielnego przyrządzenia.

1. Mielone z ciastoliny. Miło, jak ktoś ci zrobi pyszny domowy obiad i jeszcze ciebie nakarmi. // 2. Tylko na paluszkach, żeby nie obudzić… // 3. Ciężki miesiąc, ciężkie sesje, chwila wytchnienia przy kominku i wiadro kawy – proszę! // 4. Chyba wiadomo skąd ta paczka. // Prawdziwy "Wiatrodzień" w Sopocie. 1. Zbieramy kasztany. Niestety tylko ja mam później cierpliwość robić z nich ludziki. // 2. Każdy dzień ze słońcem (i kawą w dłoni) cieszy. // 3. Fontanna w parku w Sopocie i odmiana róży o nazwie Geisha. // Ulubioną kawę robi mi mąż – w kawiarce. // Już za długi ten spacer, mamo. Uwielbiam takie ponadczasowe modele – być może pamiętacie te trzewiki z zeszłorocznych wpisów. Mój model został wykonany z bardzo delikatnej skóry i występuje w kilku kolorach. Parę razy pytałyście mnie już o zniżkę do marki Balagan więc z przyjemnością dzielę się kodem. Wystarczy, że wpiszecie MLE20 w trakcie dokonywania zakupów a dostanie -20% na całą regularną kolekcję. Na stronie są już pierwsze jesienne nowości a kod działa do 10.10. To także jeden z moich wyborów dla Desenio. Jego nazwa to "Vintage Face No2". 1. A jak Wy reagujecie na słowo "poniedziałek"? // 2. Wieniec tym razem w bardziej jesiennym klimacie. Takie cuda znajdziecie w mojej ukochanej pracowni florystycznej Narcyz w Gdyni. // 3. Zaraz się przyłączam! // 4. Dekonstrukcja migdałowego laguna. Tfu! Znaczy croissanta. // Szukamy muszelek – a dopiero co było lato i budowałyśmy zamki z piasku. Dynie to takie choinki jesieni, prawda? Co najczęściej z nich przygotowujecie? U mnie prym wiedzie zupa dyniowa i pieczona dynia na ostro. Z ciastami za dużo roboty – wolimy szarlotki ;). 
Ruszamy za miasto!1. Jaka szkoda, że mamy tylko dwa kilogramy tego deseru! 2, 3 i 4. Weekend na kaszubach. Wystarczy kilka godzin, aby trochę odetchnąć i wrócić do Sopotu z nowym nastawieniem.Grill jesienią. 1. Czy znajdę jeszcze jakiś pusty fragment ściany na kolejne grafiki? // 2. Fotel od marki De Padova, który zdobi wnętrze showroomu w Gdańsku. Nadal nie mogę się na niego napatrzeć. // 3. Piękną pościel, którą widzicie na zdjęciu pochodzi z najnowszej kolekcji Layette. Jest ręcznie malowana i dostępna w dwóch rozmiarach. Przychodzi pięknie i estetycznie zapakowana. Mam z tej marki także wersję niemowlęcą z wypełnieniem, którą zostawiłam sobie po pierwszej córeczce – teraz znów jest w użytku. // 4. Otatnio zdecydowanie częściej jestem po tej stronie aparatu. // Gdy kurier ledwo zdąży powiedzieć "dla pani kataaa…" a ja już mówię "dziękuję" i pędzę otwierać paczkę. Moją recenzję tej maski do twarzy (Nawilżająca Całonocna Maska Czarna Herbata & Arbuz) znajdziecie tutaj. W paczce widzicie też tonik Korzeń Żeńszeń &Kwiat Ylang Ylang. Bardzo chwaliłam sobie również krem ze sfermentowanym granatem, ale nie mam stu procentowej pewnośći czy kobiety karmiące mogą go stosować (na pewno w przyszłości do niego wrócę i bardzo go Wam polecam). Nazwa marki pochodzi od słów „kirei hada”, które po japońsku oznaczają „piękna skóra”. Nie testuje na zwierzętach i pakuje swoje produkty w ekologiczny sposób. No i podoba mi się ta oszczędność w wyglądzie opakowań. Przy okazji przypominam Wam, że do końca roku możecie jeszcze korzystać z kodu rabatowego na kosmetyki Kire Skin. Na hasło MLE otrzymacie 15% rabatu! :)Całonocna maska Kire stworzona, by nawilżać i odżywiać skórę twarzy oraz pomóc jej zachować zdrowy blask. To już mój drugi słoik.1. Gdy razem z Asią przeglądamy zdjęcia najnowszej kampanii i nie możemy zebrać szczęk z podłogi. // 2. To które powiesić? // 3. Dajcie znać jeśli chcecie ten przepis! // 4. Ciepło i przytulnie. Nigdzie się nie ruszam. // Tęczowa alpaka czyli pamiątka z wyprawy do Zoo. Ona wybrała, dziadek kupił, a mama nosiła potem przez trzy kilometry ;).
Kiedyś wydawało mi się, że spacer z samym Portosem to wyczyn :D. Przygotowania. Coraz mniej makijażu, coraz więcej pielęgnacji. 

Gotowa do drogi i gotowa na jesień! Ruszacie ze mną?

*  *  *

Chyba żegnam słońce z ulgą, czyli jak ratuję skórę po lecie (i ciąży)

   Mam za sobą wakacje marzeń. Niby zagranicznych wyjazdów w wymarzone miejsca było mniej niż zwykle, ale za to ciąża wymusiła na mnie ostre wyhamowanie tempa. Dzięki temu na nowo nauczyłam się korzystać z naszego polskiego lata tak, jakbym znów miała dziesięć lat. Nieśpiesznie, ze stale powiększającą się ilością plażowego piasku w ulubionej torebce, blisko natury (i placów zabaw), ale przede wszystkim – wystawiona na ciągłe promienie słońca. Doczekałam się więc, pisząc nieskromnie, pięknej naturalnej opalenizny. Co więcej, skłamałabym twierdząc, że zrujnowało to moją skórę – na twarz używałam mocnych filtrów aby uniknąć przebarwień i dbałam o jej nawilżenie. Wielkich szkód nie ma, ale i tak jest teraz co ratować…

    Wrzesień to dla mnie nie tylko pożegnanie z opalaniem, ale też huśtawka hormonalna, brak snu i obiektywne spojrzenie na ciało po ciąży. Wizualne zmiany są odzwierciedleniem tego, co dzieje się w środku i świetnie zdaję sobie sprawę, że brzuch, cera, a nawet włosy potrzebują trochę czasu „aby wrócić do siebie”. Wydaje mi się, że przyjmuję to wszystko z pokorą, ale jednocześnie – jeśli uważam, że mam na coś realny wpływ – staram się korzystać z dobrych kosmetyków i masy suplementów, no i wracać do aktywności na tyle, na ile to bezpieczne. Chciałabym ruszyć z kopyta jeśli chodzi o wszystkie moje ulubione zabiegi i kuracje, ale na większość przyjdzie mi jeszcze sporo czekać – te najskuteczniejsze są zwykle zabronione w czasie karmienia. W ogóle ten dzisiejszy wpis to dla mnie miła odskocznia – fajnie przez chwilę pogadać o kremach, a nie o naciętych powłokach brzucha, nawałach mlecznych i innych średnio-miłych dolegliwościach, które w ostatnim czasie miały na mój wygląd i samopoczucie znacznie większy wpływ niż źle dobrany podkład. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby podzielić się z Wami produktami, które na pewno pomogą Wam przywrócić skórę do porządku po letnich szaleństwach, nawet jeśli ja sama nie mogę ich teraz stosować – chociaż bardzo bym chciała ;). 

1. Kwasy, czyli profesjonalne kosmetyki (nie) dla każdego.

   Nim zostałam mamą kuracja kwasami na początku jesieni była dla mnie jak wyprawka szkolna dla pierwszoklasisty. Po zabiegu u pani kosmetolog skóra łuszczyła się jak u jaszczurki zmieniającej pancerz, ale efekt był zawsze piorunujący – brak zmarszczek, wyprysków, przebarwienia o wiele jaśniejsze, pory niewidoczne. Zabiegi z kwasami w profesjonalnym gabinecie kosmetycznym to jednak niemały koszt, dla mnie nie bez znaczenia jest też fakt, że trzeba się do niego umówić i znaleźć czas w swoim grafiku. Mogłoby się więc wydawać, że skoro rynek przepełniony jest profesjonalnymi kosmetykami z kwasami, to taniej i szybciej możemy zrobić to samo w domu, na własną rękę.

  Piszę o tym dlatego, bo wiem jak często zdarza się nam zachłysnąć nowościami – bagatelizując jednocześnie fakt, że nie bez powodu dany produkt był wcześniej przeznaczony wyłącznie dla specjalistów. Stosowanie kwasów przynosi niesamowite efekty pod warunkiem, że dobierzemy odpowiedni rodzaj i we właściwym stężeniu. W przeciwnym razie może się okazać, że zafundujemy naszej skórze więcej szkód niż pożytku. Albo po prostu nie zobaczymy żadnych efektów. Dla przykładu – w gabinecie kosmetycznym nasza skóra poddawana jest nawet siedemdziesięcioprocentowym stężeniom podczas gdy w większości kosmetyków popularnych marek sięga ono maksymalnie pięciu procent. Stosowanie kwasów w domu nie będzie więc miało takiego efektu jak profesjonalna kuracja. Lepiej więc potraktować je jako dodatek w codziennej pielęgnacji, niźli coś, co w jeden dzień w magiczny sposób usunie wszystkie niedoskonałości z naszej twarzy. Jeśli chcecie stosować kwasy w domu, to wpierw dobrze by było czegoś się o nich dowiedzieć, tak aby dopasować produkt do naszych potrzeb – tutaj znajdziecie artykuł, który pomoże Wam odgadnąć co stoi za skrótami BHA, AHA czy LHA. Jeśli zamawiacie w internecie produkt o wyższym stężeniu niż pięć procent to uważnie przeczytajcie sposób użycia!

   Moja kosmetolog powiedziała mi jasno i wyraźnie, że w tym momencie zabiegi z mocnymi kwasami muszę sobie darować. Zaczynam zadawać sobie pytanie czy jest sens wydawać pieniądze i tracić czas na coś łagodniejszego? Przeglądam magazyny dla kobiet, które naszpikowane są reklamami zabiegów. Kassaji, hifu, Caci – nic mi te zbitki liter nie mówią i pewnie gdyby ktoś powiedział mi, że to nazwy azjatyckich ras psów nie zaprzeczyłabym. Potem, przeglądając Instagram, trafiam na stories Anny Skury, która po „nieinwazyjnym i bezpiecznym” zabiegu Aqualiftingu musiała przejść dwie poważne operacje… Skutecznie studzi to mój zapał do nowości, laserów, krioterapii i wszystkich innych innowacji, które są na rynku od niedawna (kto wie, czego dowiemy się o nich za 10 lat?). Postanowiłam, że zawartość mojej szafki w łazience musi mi póki co wystarczyć.

Trzeba odróżnić przelotny trend od wartościowej rutyny. Od wielu lat wiadomo, że koenzym Q10 jest jednym z niewielu składników którego działania przeciwzmarszczkowe zostało udowodnione. Zamiast agresywnych zabiegów skupiam się teraz na regularnej pielęgnacji – zamówiłam więc serum od Iossi. Na zdjęciu widzicie moje poprzednie zakupy od tej polskiej marki. Krem do twarzy DEEP HYDRATION z peptydami, prebiotykiem i kwasem hialuronowym już skończyłam (produkt bez wad, gorąco polecam), a balsam DEEP MOISTURE stosowałam przez ostatnie kilka tygodni i kurier wiezie mi już kolejne opakowanie. 

Balsam marzeń. Zapach świeży i jednocześnie rozgrzewający. Konsystencja, która idealnie się wchłania. Nawilża i łagodzi podrażnienia. W 98% ze składników naturalnych. Marka Iossi to prawdziwa polska perełka.  

 2. Makijaż (a raczej jego brak).

    Nie wiem czy to zasługa tej cudownej mody, która promuje naturalność, czy po prostu zwykłe lenistwo, ale w te wakacje moja skóra naprawdę odpoczęła od makijażu. Parę razy już Wam wspominałam, że po wielu latach stosowania podkładu Double Wear o mocnym kryciu, moje uwielbienie do niego jakoś zbladło i niechętnie teraz po niego sięgam.

    W sumie, nie powinno mnie to dziwić skoro wszystkie magazyny i portale od dawna krzyczą, że „skincare is the new make up”. Chciałabym się z tym zgodzić, ale do całkowitej rezygnacji z makijażu jeszcze trochę mi brakuje. Tym bardziej cieszą mnie takie odkrycia jak ten od Veoli Botanica. Nie wiem jakim cudem udało się tej marce stworzyć krem, który kryje jak podkład, ale Drop of perfection właśnie taki jest. Jestem pewna, że będziecie zaskoczone tym produktem równie mocno jak ja. Na zdjęciu poniżej nie mam na twarzy nic poza kremem BB – żadnego korektora, bazy, pudru, rozświetlacza. Być może według Was efekt wcale nie jest „szałowy”, ale dla mnie całkowicie wystarczający. Pamiętajcie, że nie mam tu żadnych filtrów (do których nasz mózg już się przyzwyczaił), a krem nałożyłam z samego rana (zdjęcie jest z godziny 17). W ciągu dnia nie robiłam żadnych poprawek. 

Ultralekki krem BB od Veoli Botanica o satynowym, długotrwałym wykończeniu, posiada mineralny filtr SPF20. Teraz mam na sobie odcień 3.0 Golden Beige (dla skóry o lekko ciemniejszej karnacji z dominującym ciepłym tonem). Gdy moja opalenizna zblednie to przerzucę się na kolor 2.0 Vanilla. Mam dla Was rabat na całe portfolio marki (poza akcesoriami i zestawami). Na hasło MLE dostaniecie -20%.

3. Wybielanie.

    Przebarwienia to zmora kobiet po ciąży (i nie tylko). Moje nie są jeszcze aż tak widoczne, ale i tak chcę zrobić co się da, aby było ich mniej (tak jak napisałam powyżej – coraz częściej rezygnuję z mocnego makijażu, a co za tym idzie chcę, aby moja skóra wyglądała coraz lepiej). Najchętniej wróciłabym do niezwykle skutecznego kremu na przebarwienia od marki Mesoestetic, ale taka kuracja nie jest wskazana dla kobiet w ciąży i podczas karmienia, więc jeszcze z tym poczekam. Cosmelan 2 możecie stosować przy każdym typie skóry, z wyjątkiem bardzo wrażliwej. Odpowiednio ułożona pielęgnacja z tym kosmetykiem naprawdę potrafi zdziałać cuda w walce z przebarwieniami, tylko trzeba wiedzieć jak go stosować, dlatego koniecznie sprawdźcie opis i skonsultujcie się z kosmetologiem topestetic (mają dostępne bezpłatne porady online, a ten krem jest bestsellerem). Mam dla Was też 20% rabatu na wszystkie kosmetyki Mesoestetic w topestetic na kod: KASIA2021 (promocje nie łączą się i akcja trwa do 24.09.2021).

Działanie tego kremu jest wielowymiarowe – redukcja przebarwień to tylko jedna z jego zalet. Przede wszystkim jest to produkt przeciwstarzeniowy. Najlepiej stosować go rano i wieczorem. Wszystkie kosmetyki DermaQuest produkowane są w USA, ich formuły nie zawierają parabenów i nigdy nie były testowane na zwierzętach. Marka jest pionierem i współtwórcą przełomowego stosowania roślinnych komórek macierzystych. Całą gamę produktów znajdziecie na Topestetic.  

    Na mojej ulubionej stronie z profesjonalnymi kosmetykami (topestetic.pl) znalazłam alternatywę na obecny czas, aby niwelować przebarwienia. Klientki sklepu oceniły krem SkinBrite Cream Dermaquest na 4.7 w pięciostopniowej skali i ma on ponad 100 opinii. To naprawdę nieźle. Ja już po tygodniu stosowania widzę, że przebarwienia na policzkach znikają. Krem nie wywołuje u mnie żadnego podrażnienia, no i mogę go teraz bezpiecznie stosować. Jeśli chciałybyście, aby kolor Waszej skóry był bardziej wyrównany i bez przebarwień, to te dwa produkty na pewno Was nie zawiodą – tylko dobierzcie je odpowiednio do potrzeb swojej skóry.

 

4. Dzień po dniu.

    Drobne wysiłki wykonywane każdego dnia, takie jak regularne stosowanie balsamów do ciała, dobry kremy na dzień i na noc, ruch, unikanie słodyczy, modyfikowanej żywności, smażonych potraw i (łatwo powiedzieć trudniej zrobić) stresu są dużo ważniejsze niż najbardziej inwazyjne zabiegi i najdroższe kosmetyki.

Co zawsze znajdziecie w mojej łazienkowej szafce? Hydrostabilizująco-regeneracyjną maskę nocną od Sensum Mare. Produkty tej marki zdobyły liczne nagrody branżowe, takie jak Glammies 2018 i 2020, Qltowy Eko Concept 2019, Kobieca Marka Roku 2019 czy Naturalny Hit Roku Ekotyki 2020, ale najlepsze recenzje piszecie Wy same. A ponieważ prawie codziennie czytam o tym, jak często zdarza Wam się robić ponowne zakupy w sklepie tej marki, to wiem, że ucieszy Was kod. Wystarczy, że wpiszecie MLE w czasie dokonywania zakupów a uzyskacie 15% zniżki na cały asortyment. Z całej siły polecam też ich serum (wersja do skóry suchej) – to jeden z moich ulubionych kosmetyków. 

    Pamiętam jak po pierwszej ciąży cały czas słyszałam pytanie „jak doszłam do siebie po ciąży?” i zawsze w głowie pojawiała mi się odpowiedź „ale doszłam gdzie?”. Prawda jest tak, że cały czas „idę” (parafrazując klasyka „ja się cały czas uczę” ;)). Dbanie o zdrowie, formę czy (bardziej prozaicznie) urodę nie jet procesem w którym dobiega się do mety i nagle, z dnia na dzień, można zaprzestać wszelkich wysiłków, bo, na przykład, osiągnęło się poprzednią wagę. Takie zero jedynkowe traktowanie tematu, to przede wszystkim pożywka dla PR-owców wszystkich produktów mających w tydzień zmienić nasze życie – od suplementów, przez kosmetyki, diety pudełkowe czy treningi w telefonie. Tam gdzie warto dotrzeć nie ma dróg na skróty i to samo tyczy się się pielęgnacji. Oczekujemy efektów na już, najlepiej spektakularnych. Często uważamy, że kosmetyk zdejmie z nas odpowiedzialność za zdrowy tryb życia i pomoże nam oszukać nasze własne ciało. Nic z tego.

    Bez względu na to czy jesteśmy w ciąży, właśnie zostałyśmy mamami, planujemy nimi być, nasze dzieci chodzą już do liceum albo jesteśmy przekonane, że tych dzieci nigdy mieć nie będziemy – w każdej z tych sytuacji powinnyśmy dbać o siebie i o swoje zdrowie – fizyczne i psychiczne. 

   Ten moment, gdy czytasz na lifestylowym blogu o tym, że kluczem do szczęścia jest filiżanka gorącej herbaty, a twoje problemy z cerą wynikają z braku snu. Nie wiem czy powinnam się teraz śmiać czy płakać, ale właśnie tego mi teraz trzeba ;). Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa i zmęczona jednocześnie!

*  *  *

 

 

Last Month

   Między początkiem a końcem sierpnia wiele się zmieniło. Przeglądając dzisiejsze zdjęcia wpadam w lekką panikę – jak to możliwe, że to wszystko minęło tak szybko? Ja mam nieodparte wrażenie, że czas się teraz zatrzymał, a w rzeczywistości pędzi jak nigdy wcześniej. Nawet nie będę próbować omijać tutaj prywatnych wątków – "Last Month" oparty jest na retrospekcjach, a w ostatnich tygodniach prawie cała moja uwaga skupiona była na rodzinie i ciężko by było stworzyć ten wpis ograniczając się do tematów związanych z pracą. Mamy więc tutaj sporo domowych pieleszy, różne moje spożywcze dziwactwa i trochę poleceń z internetu.

   Zostawiam Was z tą sierpniową fotorelacją i wracam do swojej wesołej ferajny, która jakimś cudem jeszcze nie zauważyła, że przez chwilę mnie nie było. 

   *  *  *

Na początku czerwca, po powrocie z Włoch, musieliśmy już zrezygnować ze wszystkich dalszych podróży. Reszta wakacji upłynęła nam więc pod znakiem Lubiatowa. To tam spędzaliśmy weekendy, jeśli tylko pogoda na to pozwoliła. 

1. Nie nudziliśmy się nawet wtedy, gdy nie było typowo plażowej pogody. // 2. Mocny filtr na twarz i można dalej pracować nad opalenizną. // 3. Restauracja "Ping Pong" w Gdańsku. Dania nie są najlżejsze, ale warte grzechu. // 4. Ukochana droga przez Krokową. Ciekawe kiedy znów zaprowadzi nas do morza. // 

Ależ te opakowania są piękne! A to co w środku nie jest wcale gorsze – kosmetyki od Oio Lab odkryłam na początku sierpnia i od razu bardzo je polubiłam. Które kosmetyki przetestowałam? 

Oio Lab Wyciszająca kuracja adaptogenna do twarzy The Forest Retreat oraz wielopoziomowe serum nawilżające do twarzy Aquapshere to dwa produkty, których używałam. Ich skuteczność została potwierdzona badaniami wykorzystującymi najnowsze metody biotechnologiczne pod nadzorem naukowców Uniwersytetu Przyrodniczego i Medycznego w Poznaniu. Z mojego punktu widzenia skóra po codziennym używaniu kuracji (serum używałam od czasu do czasu) ma równiejszy koloryt i wygląda na bardziej wypoczętą. Produkt składa się w ponad 99% z substancji pochodzenia naturalnego. Marka deklaruje również, że za każdy zakup tego kosmetyku posadzi 1 m2 bioróżnorodnego lasu (!). Z przyjemnością więc dzielę się z Wami specjalnym rabatem. Z kodem MLE15 otrzymacie 15% zniżki na zakupy w Oiolab. Kod działa przez tydzień, więc spieszcie się z zakupami! 1. Opakowania niczym abstrakcyjny obraz. // 2. Coś czuję, że ten sweter zrobi furorę, a jego właścicielki nigdy się z nim nie rozstaną. // 3. "Wyśpij się na zapas" to rada, która irytowała mnie najbardziej ;). // 4. Słabości ostatnich tygodni. Ogórki gruntowe w każdej ilości! // Miodowa paczka od Apimelium. Czekaliśmy już na nią bardzo niecierpliwie. Zapas miodów i… krówek miodowych. Najlepsze na świecie. Chowam do szafki nim reszta się zorientuje. 1. Będzie też wersja szara! Liczba sztuk jak zwykle ograniczona! // 2. Rewa, czyli kolejne piękne plenery na polskim wybrzeżu. // 3. Zamówiłyście coś z mojej kolekcji dla Desenio? // 4. Kazałyśmy Wam długo czekać na tę wełnianą kurtkę-misia, ale zapewniam, że warto. // Ironman w Gdyni. Kibicowaliśmy do samego końca! Dziękujemy Józikowi za tyle emocji!Lokomotywy, tramwaje, samoloty – pierwsze pasje, które pielęgnujemy chociaż nie mamy pojęcia skąd się wzięły ;). A to już Wasze wypieki! To ciasto naprawdę zawładnęło internetem. Może ktoś próbował już w wersji jesiennej ze śliwkami? 

1. @dreamyalex // 2. @moomie.home // 3. @domnamazowszu // 4. @minimalist_girls

Podobno mało Wam poleceń książkowych dla najmłodszych. "Historia muzyki dla dzieci" to jedna z tych pozycji, którą na pewno warto mieć!Od Bacha do Billie Eilish, od Mozarta do Miriam Makeby – czym jest muzyka i dlaczego ją tworzymy? W tej książce znajdziecie też playlistę z utworami, których można słuchać w trakcie lektury (i nie tylko).1. Jedno wydanie, cztery okładki. Która najbardziej Wam się podoba? // 2 i 3. Poczta kwiatowa! Ciekawe z jakiej okazji? ;) // 4. Czy te ciepłe wieczory jeszcze wrócą? // Wszyscy razem. Portos jak zwykle w centrum sterowania. 1. Tak wygląda sierpień na papierze. W rzeczywistości było trochę zimniej… // 2. Niebo w lecie. // 3. Bo symetria to estetyka głupców ;). // 4. Zimna kawa, szlafrok, plamy z mleka. Ale ona czysta i pachnąca! // Ciocia Asia i ciocia Gosia. Towarzystwo to najlepszy sposób na emocjonalne sinusoidy świeżo upieczonych mam!1. Mój rekord to pięć godzin w tej pozycji. // 2. Jeszcze w piżamie ale spineczka we włosach musi być. // 3. Pytałyście o postępy… // 4. Koszulę Brescia zawsze możecie obejrzeć na żywo w showroomie i przekonać się jak ten klasyk sprawdzi się w Waszej garderobie. // Czyli zgodnie z planem wprowadzamy się za tydzień?
1. Zapasy na jesienne popołudnia z herbatą. // 2. W otoczeniu dobrego malarstwa nawet kolki mniej straszne. // 3. Poranek po burzliwych wydarzeniach w sejmie. Nie chciało nam się wstawać i nastrój siadł. // 4. Moja druga szafa. Mam świetną wymówkę, że niby prowadzę markę odzieżową, a moje mieszkanie to trochę biuro, ale i tak nie mogę patrzeć na ten fotel… // Dochodzimy do siebie. W domu najlepiej. 1. Melon ze świeżą miętą. Uwielbiam! // 2. Siostry. // 3. Zmieniam galerię, aby lepiej pokazać Wam wybrane przeze mnie grafiki. // 4. Angielska pogoda nie wszystkim przeszkadza. // Pierwsze spacery w czwórkę. Pogoda nam co prawda nie sprzyja, ale nadal liczymy na babie lato. 1. Babka. Prosta, nieprzereklamowana, pyszna. Kilogram powinien mi wystarczyć (do południa). // 2. Rozpływam się. // 3. Rozpływam się jeszcze bardziej. // 4. Zmierzamy w stronę ulicy Wajdeloty po najlepsze lody w mieście. // Molo w sierpniu. A we wrześniu jest jeszcze ładniej i cała plaża dla nas!Filmowe wieczory w doborowym towarzystwie. 1. Panie z gdyńskiego Narcyza przybyły z niespodzianką. Najlepsza kwiaciarnia w Trójmieście! // 2. Pierwsze chwile i polaroidy. // 3. Lista książek, które mogą odmienić podejście do sztuki. Całą listę znajdziecie w tym wpisie. // 4. Aparat rozgrzany do czerwoności. // Jestem pewna, że to słońce jeszcze do nas wróci w tym roku!
Pasażer na gapę. Jakby wyjęte z obrazu Van Gogh'a. A może Moneta? Które wolicie?
1. Mamy nowa półkę ale miejsca na książki nadal za mało… // 2. Tak, to tu spędzam teraz najwięcej czasu. // 3. Temat przewodni nowego wydania Vogue'a. Chyba do mnie pasuje! // 4. Migdałowy. Nie wiem czy się podzielę. // A gdy za oknem pada to Tour de Pologne przenosi się do salonu.Nowa kolekcja na wieszakach prezentuje się całkiem ładnie!A to jedna z nowości którą szykujemy dla Was na jesień czyli golf  z wycięciem. Sama zrobiłam! :)Deszcz za oknem, gorąca herbata, nawet jeż się pojawił – idzie jesień jak nic! Jeśli szukacie najlepszej z możliwych herbat na wrześniowe wieczory to Milk Oolong od Newbytea na pewno sprosta Waszym oczekiwaniom. 
"Wielowarstwowa kwiatowo-kremowa nuta" – tak brzmi opis tej herbaty, a ja Wam mówię, że jest po prostu przepyszna. 

Sierpniowy spokojny wieczór. Na szczęście nikt jutro nie idzie do szkoły. Kładę się spać chociaż wiem, że zaraz ktoś mnie obudzi. Dziękuję za uwagę! 

*  *  *

 

Last Month

   Budzę się przed wszystkimi i staram się nie ruszyć nawet małym palcem – Portos w sekundę poderwałby się z ziemi i swoim skakaniem obudził całą resztę. Leżę więc z otwartymi oczami, słucham trajkotania wróbla za oknem i napawam się delikatnymi powiewami chłodnego powietrza, które wdziera się do naszej sypialni – za godzinę na zewnątrz będzie już pewnie tak ciepło, że pozamykam wszystko na cztery spusty. W głowie układam plan dnia, pamiętając, że coraz więcej rzeczy muszę odpuścić i nie przejmować się tym, że pewnie nie ze wszystkim dam radę. Bo chociaż serce się rwie i chciałoby zdobyć cały świat, to jednak w upale nagle zmienia zdanie i w tandemie z plecami każe natychmiast usiąść. To jednak drobiazg, bo – mimo pewnych niedogodności – lipiec był cudowny, wesoły, pełen filmowych momentów i  naprawdę pracowity. Nie zanudzam już dłużej – zapraszam do obejrzenia comiesięcznej fotorelacji. 

"I w ptakach i w kwiatach, zatrzymam część lata. Na rok, na miesiąc, na dzień, i w ramki oprawie, do wody ją wstawię. Zatrzymam letnią zieleń." Ciekawa jestem czy któraś z Was też pamięta ten hit zespołu "Dwa plus jeden", który był ulubioną letnią piosenką moich rodziców. Dziś jej brzmienie jest już mocno w klimacie "vintage", ale tak bardzo lubię podrygiwać sobie do niej w trakcie gorących lipcowych wieczorów…1. Gerbery, obfite piwonie, delikatne ostróżki – z takich cudów bukiety robią się same. // 2. Za chwilę śniadanie. Ceramika w drobne plamki jest od polskiej marki  Aoomi. // 3. Niezbędniki lata – ulubiona przewiewna sukienka i wiatrak. Nie zdążyłam Wam jeszcze dać znać na blogu, że w MLE ruszyły wyprzedaże, a nasz magazyn już został mocno przetrzebiony. Mamy jeszcze trochę rzeczy, które czekają na nowe właścicielki. // 4. W rozkwicie. // Układania bukietów uczyła mnie kochana Pani Ewa z Narcyza w Gdyni. Ciekawe kiedy znów zobaczymy się na tych cudownych warsztatach. 1. Tańcząca z upałem. Sukienkę znalazłam w H&M. // 2. Smaki lipca. Jeszcze jeden dzień i będą słodkie jak miód. // 3. Najbardziej luksusowy odcień pomarańczy. // 4. Sopot w obiektywie (aby uchwycić bez turystów, trzeba celować w dachy). // 

Która to już moja buteleczka serum od Sensum Mare? Naprawdę nie pamiętam. Jeśli chcecie poczytać więcej o wersji do skóry suchej to zapraszam do tego starego wpisu. Wiem doskonale, że wiele z Was również go uwielbia i czeka na jakiś kod zniżkowy (tak! pamiętam, że o niego prosiłyście). Pędzę więc z informacją, że teraz z kodem MLE dostaniecie -15% na wszystkie produkty. Dodam tylko, że niektórym z Was latem bardziej może przypasować wersja do skóry tłustej i mieszanej, bo ma bardzo lekką konsystencję, ale mimo to dobrze nawilża (działa również przeciwzmarszczkowo). Link do serum wklejam tutaj.1. W odbiciu wiele da się wypatrzyć. Witaj Warszawo! // 2. Wczoraj wróciło do nas dosłownie parę sztuk tej ceglanej sukienki. Jeśli chciałybyście ją kupić z 30% zniżką to zapraszam tutaj.  // 3. Byłam tu… // 4. W przerwie między zdjęciami. // Takich trzech jak nas dwie nie ma ani jednej! ;). Ten sezon w MLE nie był dla nas łatwy – chociaż rekordy sprzedaży pobiłyśmy, to dotrzymanie terminów, realizacja zdjęć i przede wszystkim utrzymanie cen były dla nas niemałym wyzwaniem. Cieszymy się, że to doceniacie, ale nie spoczywamy na laurach. Nic nie mogę zdradzać chociaż tak mnie kusi!Wody! Bistro Charlotte na Próżnej to nasze najnowsze odkrycie. 1. Z czekoladą czy z kremem migdałowym? // 2. Gdy cieszysz się, że przywieziesz do domu najlepszy chleb na weekendowe śniadanie, ale po powrocie nieopatrznie zostawiasz go na blacie i ślad po nim ginie. Gdzie się podział? Pytajcie Portosa.  // 3. Torebka niezgody – jedni ją kochają, inni nie znoszą. // 4. Bestseller Bistro Charlotte (zaraz obok białej czekolady). //  Domyślam się, że nie widać tego po zdjęciach, ale do Warszawy przyjechałyśmy pracować pełną parą. Przygotowywałyśmy ostatnie zdjęcia letniej kolekcji, a w przyszłym tygodniu na instagramie MLE zobaczycie pierwsze projekty na jesień i zimę. Wyjątkowo użyteczny rekwizyt. Posłuży też jako jednoosobowy uber. Pewnie pamiętacie ten model w bieli (sprzed kilku sezonów). W tym roku sukienka Malaga powróciła w wersji czarnej. 
Zbawix wieczorową porą. Warszawa nocą żyje. Po lniany T-shirt zapraszamy w piątek.1. Czas się pożegnać z tegoroczną kolekcją wiosna/lato… // 2. Jesteśmy dumni! Ten mecz na Wimbledonie oglądaliśmy z zapartym tchem i tym razem wyjątkowo nie kibicowaliśmy Federerowi ;). // 3. Szukamy idealnego "sideboardu". Finalnie postawiliśmy jednak na coś starego i wyszperanego w internecie :). // 4. Storczyk. Nie wiem dlaczego akurat ten gatunek kwiatów ładnie rośnie w moim mieszkaniu. Jakieś pomysły? // Widzisz Kochanie, możemy mieć jeszcze baaaardzo dużo grafik na ścianie :D. Gościnny występ Igi Świątek i Huberta Hurkacza w naszej pięknej Gdyni. Turniej BNP Paribas Open umilił nam jeden lipcowy tydzień. Nakrycie głowy obowiązkowe. Bynajmniej nie z powodu dresscode'u – żar rozlewający się na trybuny naprawdę dawał popalić (sukienka jest z Arket, a kapelusz to Lack of Colours). 
1. W najnowszym Vogue możecie przeczytać niezwykle ciekawy artykuł o gdyńskiej architekturze. Polecam! // 2. Termometry wysiadają  // 3. Wszyscy w skupieniu czekają na pierwszy serwis. // 4. Przesyłka niespodzianka od Vogue. Dziękuje bardzo! // Mam ogromną nadzieję, że większość mam odwiedzających bloga miała okazję poznać twórczość Magdaleny Kryger. Być może panie w przedszkolu zadbały o to, aby książeczki tej autorki były na półkach? Jeśli nie, to może podsuniecie im taki pomysł? Wszystkie bajki o wróżce Zuzi uwrażliwiają dzieci, podnoszą ich świadomość o różnych niepełnosprawnościach, zwiększają empatię, ale i zmniejszająca strach przed odmiennością. Gorąco polecam!1. Tak! Pracujemy nad nowym modelem koszuli i mam nadzieję, że w sierpniu będzie już w sprzedaży. // 2. Mango, brzoskwinia, kokos, czarny sezam czyli tropikalne śniadanie w tropikalne upały. // 3. Poranne zakupy w towarzystwie Portosa. Najczęściej wybieram się na pobliski stragan, bo boję się zostawiać Portosa przed sklepem – właściwie co miesiąc słyszymy, że ktoś porwał zwierzaka w czasie, gdy właściciel robił zakupy. // 4. Tato wstawaj! Mam mówi, że to ty dziś robisz śniadanie!  // Otworzyłyśmy lodziarnie w Lubiatowie. Smaki do wyboru: piaskowy, glonowy i muszelkowy. Można płacić patyczkami. 1. Najgrzeczniejszy psiak na całej plaży. Portos, ucz się! // 2. Która pierwsza wskakuje do wody? Obie! // 3. Nie jadłam takich rzeczy od lat. Zazwyczaj unikam smażonego jedzenia, ale tym razem zrobiłam wyjątek i muszę przyznać, że flądra z frytkami to połączenie naprawdę warte grzechu. // 4. Plażowiczki wracają do domu. Nie ma to jak mieszkać w Sopocie i jechać ponad godzinę, aby pójść na plażę gdzieś indziej ;).  //Weekend! To dokąd dziś ruszamy?Filmowe wieczory tylko z domowym popcornem. Dzisiaj seans z dalmatyńczykami.Nie kupuję nowych ubrań, ale niewiele z tych, które mam na mnie teraz pasują, więc szukam maksymalnej liczby różnych konfiguracji. Z różnym skutkiem ;). Gdy bardzo chcesz komuś sprawić przyjemność, ale nie możecie zobaczyć się osobiście… Jeśli macie taką osobę, albo na przykład nie będziecie mogli uczestniczyć w weselu lub po prostu chcecie komuś za coś podziękować, to zajrzyjcie do prezentów Tori.  Na zdjęciu widzicie tylko część skarbów zawartych w upominku romantycznym (świeca do masażu z manufaktury zapachów Flagolie, masło do ciała, karmelowy jaśmin,   Herbata Rosalba z BH&T 60g, prażone jabłka z płatkami róż z Manufaktury Przetworów). Robienie totalnego bałaganu mamy opanowane do perfekcji. Herbata z pudełka od Tori. Muzyka na żywo w Konstańcińskim ogrodzie. Dziękujemy Park Cafe za taki cudowny wieczór.
Być może wygląda niepozornie, ale smakuje bosko!
Ostatni (miły) obowiązek i można biec pod kołdrę!1. Chyba muszę sobie zrobić dłuuugą kąpiel. // 2. Cytryna i miód, czyli co pijemy, gdy woda już się nudzi. // 3. Siły już nie te, ale nie zostawię przecież MLE w potrzebie ;). Cały czas pracujemy nad nowymi produktami. // 4. Och! Piękne, jedwabne, delikatne i … polskie. Dziękuję MOYE! // "Dobra! Plan jest taki: wchodzimy do Ikei, bierzemy tylko to, co mamy na liście i prosto do kas." Dwie godziny później nadal podaję obiad szympansowi.  Gdy użyteczne rzeczy są jednocześnie takie ładne! A co to takiego? Przeczytajcie poniżej. 

Jeśli po różnych szufladach pałętają Wam się stare recepty z nazwą antybiotyku, które brało Wasze dziecko, nie pamiętacie dokładnie kiedy miało zapalenie pęcherza, musicie monitorować jego wzrost lub wagę albo po prostu chcecie mieć wszystkie wyniki badań w jednym miejscu to sprawdźcie czy nie przyda Wam się Księga Zdrowia Maluszka. Z kodem rabatowym "Tatry" otrzymacie 10% na jej zakup. Hasło obowiązuje do wtorku 31 sierpnia.1. SOLD OUT! // 2. Czytam bajki wieczorami, ale nadal mam wrażenie, że to więcej frajdy dla mnie niż dla niej ;). // 3. Ile bym nie zrobiła i tak wszystko zjadamy za szybko. // 4. Len na całe życie. Piżama od polskiej marki Hibou mnie teraz ratuje. // 

Cieszymy się każdą godziną na plaży, bieganiem po placu zabaw, rysowaniem różnych wersji Portosa i tym, że jesteśmy tylko we dwie. Niby chciałoby się zatrzymać czas, a z drugiej strony wszyscy nie możemy się już doczekać nadchodzących zmian. Oby sierpień był równie piękny! (Tylko może chociaż ciut chłodniejszy – błagam!). 

*  *  *

 

Czy mamy już nowy kanon piękna i co to zmienia w pielęgnacji? Moje kosmetyki na lato 2021.

   Łąki kwietne wypierają równe trawniki, swojskie jagodzianki już dawno przyćmiły nadęte lukrowane muffiny, pognieciony len jest bardziej pożądany niż błyszczący poliester. Kanony tego, co estetyczne zmieniły się w wyniku wielu różnych czynników, ale wszystkie mają ten sam mianownik – akceptują niedoskonałości i odrzucają przesadną perfekcję. Co ciekawe, nawet media masowe, mające największy wpływ na kształtowanie gustów, a do tej pory zakochane w nierealnych wzorcach, idą tym tropem. Może nie zawsze i nie w szybkim tempie, ale jednak.

   Od setek lat dla wielu artystów piękno było tożsame z naśladowaniem natury, ale w ostatnich kilku dekadach trochę się chyba pogubiliśmy. Możliwości „upiększania” mają dziś bardzo szerokie spektrum (możemy już nie tylko powiększyć piersi, ale też wydłużyć nogi czy wszczepić w policzki naciągające nici z haczykami), są dostępne (łatwiej znaleźć gabinet gdzie od ręki powiększą ci usta niż zrobią dobry pedicure) i stosunkowo tanie, ale mam nieodparte wrażenie, że do doskonałości jakoś nas to nie przybliżyło. Oczekiwania odbiorców sektora „beauty” są różne i trudno przekonać każdego, że autentyczność i subtelność może być bardziej interesująca niż to, co krzykliwe i oczywiste. Obserwując przeróżne platformy, prasę, media społecznościowe widzę jednak wyraźnie, że przez lata promowania sztuczności, niesamowitych metamorfoz, doczepów i coraz radykalniejszych sposobów na sprostanie oczekiwaniom, gdzieś pod powierzchnią narastał w kobietach sprzeciw i świadomość niedorzeczności tej sytuacji. Ten kiełkujący bunt zamienił się w prawdziwą falę i powoli staje się powszechnym poglądem.

    Dla mnie piękno jest dziś beztroskie, blisko natury, lekkie i niedosłowne. W urodowej branży widać ten trend bardzo wyraźnie. Nie chodzi tu na szczęście o to, jakie powinnyśmy mieć wymiary i kształt nosa (oby czasy takich schematów już nigdy nie wróciły), a raczej co uważamy za „zadbane” i „estetyczne”. Uroda jest kwestią niezależną od nas, więc dyskusja na jej temat nie powinna mieć miejsca.  Ale to jak ją podkreślamy i przede wszystkim w jakim stylu, to już wypadowa naszych decyzji, umiejętności i wyczucia, a nie matki natury. Możemy pójść w stronę zwolenniczek mocno wypracowanego stylu „glam” gdzie użytkowość schodzi na dalszy plan, za to bardzo liczy się efekt i wyrazistość, albo czerpać od fanek minimalizmu i funkcjonalności kładących duży nacisk na naturalność. Odwiedzając co weekend kawiarnie pod sopockim Grand Hotelem widzę te dwa skrajne punkty continuum jak na dłoni. Jeśli o mnie chodzi, to chciałabym należeć do tej drugiej grupy. Nie mam tu na myśli demonstracyjnego naturalizmu (który moim zdaniem jest potrzebny, ale nie każda z nas chce być jego przedstawicielką), a umiarkowaną klasykę i naturalną prostą pielęgnację.

lniane kimono – nie da rady go wyprasować za żadne skarby, ale nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. W upały mogłabym w nim przechodzić całe dnie (Massimo Dutti).

    Często czytamy o tym, co jest hitem danego sezonu. Do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem, ale coś co według mnie zawsze i wszędzie będzie nie na miejscu, pozbawione klasy, elegancji i niezależnie od oprawy po prostu passe to „dyskomfort”. W stylu i pielęgnacji. A im wyższe temperatury tym bardziej widać, kto odrobił lekcje z estetycznych przemian, bo upał wyostrza wszystko to, czego dałyśmy za dużo. Co nam wadzi. W czym nie czujemy się dobrze. Im cieplej, tym bardziej nasz strój, makijaż, fryzura czy wsmarowane kosmetyki powinny być lżejsze, bardziej komfortowe. Ale tak samo użyteczne i skuteczne.

   Branża kosmetyczna mierzy się dziś z innymi wyzwaniami niż jeszcze dziesięć lat temu  i robi co może, aby dostosować się nowych realiów. Zadanie nie jest łatwe – trzeba zbliżyć stan skóry do ideału, bo to, że chcemy wyglądać naturalnie, nie oznacza przecież, że gorzej. Rezygnujemy z retuszu na Instagramie, ale nie chcemy rezygnować z idealnej skóry. To znaczy, że nasza twarz naprawdę musi się świetnie prezentować, bo nie mamy zamiaru jej zmieniać w aplikacji czy wypełniać kwasem. I z mojego punktu widzenia desperackie próby kosmetycznych konsorcjów…. przynoszą efekty. Coraz trudniej sprzedać produkt, który nie działa. Za to praca włożona w produkt, który spełnia marketingowe obietnice szybko się opłaci i znajdzie odzwierciedlenie w liczbie sprzedanych słoiczków.

    Mniej makijażu (a dokładniej mówiąc coraz częściej zupełny jego brak), lżejsze konsystencje, większa koncentracja na skórze ciała, bardzo wyśrubowane standardy dla kremów z filtrem i profesjonalna regeneracja po opalaniu. Tak w jednym zdaniu opisałabym właściwie wszystko, co zmieniam w codziennej pielęgnacji, gdy zaczyna robić się gorąco. A jeśli chcecie poznać bliżej moje ulubione letnie kosmetyki to zapraszam na poniższe zestawienie. 

1. Samoopalacz bez wad.

   Rok w rok dostaję od Was sporo zapytań o to jaki samoopalacz wybrać. Bo chociaż kanon urody się zmienia i „skwarka” nie jest już wymarzonym poziomem opalenizny dla kobiety z klasą, to pewnie sporo z Was zgodzi się ze mną, że ciemniejsza skóra latem w naturalnym wydaniu wygląda bardzo ładnie. Tu podsyłam Wam link do wpisu z cyklu Last Month z zeszłego roku gdzie znajdziecie parę polecanych produktów (mocno przemyślałabym jednak ten z Collistara, nie wiem czy trafiłam na felerną partię, ale dwa ostatnie egzemplarze nie sprawdzały się zbyt dobrze) i do wpisu w całości poświęconemu opalaniu (w którym zresztą polecam dokładnie ten sam produkt co dziś). Najbardziej lubię samoopalacze w sprayu, bo nie brudzą rąk, bardzo szybko się wchłaniają (po chwili są właściwie niewyczuwalne), a przy odrobinie wprawy nie zostawią żadnej smugi. Aby wszystko się udało produkt musi być jednak idealny – ja polecam ten od Marc Inbane (jeśli kupicie ten samoopalacz na stronie beabeleza.pl to otrzymacie maskę Choice w wybranym przez siebie kolorze gratis).

   To ciągłe gadanie o dokładnym peelingu przed nałożeniem samoopalacza może zniechęcić każdego, ale nie będę w związku z tym ściemniać, że można ten etap pominąć. Wolę raz w tygodniu naprawdę mocno wyszorować ciało (teraz używam do tego takiej naturalnej rękawicy – zapewnia odpowiedni poziom złuszczania i można ją dać do prania po każdym użyciu) a potem dokładnie nałożyć produkt samoopalający. Pamiętajmy, że czym innym jest balsam stopniowo brązujący (który można używać codziennie), a czym innym samoopalacz z prawdziwego zdarzenia, do nałożenia którego naprawdę warto się przygotować. ​

   Nie ma genialnego sposobu na opaleniznę, który pozwoli nam uzyskać idealny kolor na długi czas w zdrowy i szybki sposób. To zawsze proces składający się z kilku etapów i wymagający konsekwencji. No i idealnych kosmetyków. 

2. Zielona herbata na upały. 

   Mój ulubiony produkt od marki Kire Skin to chyba tak zwany „krem sfermentowany” i tonik z czarną herbatą i wodą figową, który w upale jest jak zbawienie dla mojej przegrzanej skóry. Czarna herbata to sam w sobie świetny kosmetyk na tropikalne warunki, ale tu mamy też sfermentowaną wodę ryżową, która stabilizuje pH skóry, zatrzymuje w niej wilgoć, zwiększa jej elastyczność i zwęża pory, oraz ekstrakt z gruszki i figi (o wszystkich aktywnych składnikach przeczytacie tutaj). Marka Kire Skin robi wszystko aby jej produkty można było uznać za kosmetyki przyszłości – poza naturalnym składem, pięknymi minimalistycznymi opakowaniami, marka nie testuje na zwierzętach, nie używa składników pochodzenia zwierzęcego, a etykietach widoczny jest zawsze kod QR i napis Brajlem z myślą o osobach niewidomych. Mam dla Was świetny rabat od marki Kire Skin – aż 15% rabatu do końca roku, jeśli użyjecie kodu MLE (na wszystko!).

3. Zawsze pod ręką i dostępny od zaraz. 

   Kosmetyk powinien odpowiadać na potrzeby swoich użytkowniczek. Na nieprzemyślane produkty nie ma miejsca w dzisiejszym świecie. Mamy naprawdę duży wybór więc nie musimy używać i nosić czegoś, co w jakimś aspekcie nas ogranicza, jest niewygodne albo zabiera nam za dużo czasu. Nawet marki drogeryjne wiedzą, że w dobie internetu nie opłaca się wypuszczać produktu, który będzie słaby, bo klientki błyskawicznie wymieniają się informacjami. A skoro już mowa o markach dostępnych w drogeryjnych sieciówkach, to na pewno wiele z Was kojarzy produkty Yope. Ja sięgam po nią zawsze gdy skończy mi się na przykład mydło w płynie, a zawczasu nie zamówię czegoś z internetu, bo to jedne z niewielu produktów, które są super, a jednocześnie są łatwo dostępne. Teraz ta ekologiczna marka ruszyła z linią do pielęgnacji twarzy (dostępna również w Hebe). Miałam okazję wypróbować dwa produkty – żel do mycia i płyn micelarny. Na pewno pierwszą rzeczą, która rzuca na kolana jest ich zapach. Bardzo naturalny, a jednocześnie intensywny. Wiecie, że żel do mycia twarzy to kosmetyk, który zużywam w dużych ilościach (codziennie stosowanie także na skórę szyi i dekoltu) i jestem wobec niego bardzo wymagająca. Ten od Yope WAKE UP CHEERS CHARDONNAY + GRUSZKA na pewno jeszcze nie raz zagości w mojej kosmetyczce – skóra jest po nim ładnie naprężona ale nie napięta, pory są bardzo zwężone, no i oczywiście usuwa makijaż. (polski produkt, 98% składników pochodzenia naturalnego).

4. Zmiana podkładu, bez żalu. 

   Tego lat maluję się rzadziej i delikatniej niż wcześniej. I nie jest to wynik braku czasu czy chęci (chociaż miło jest to pierwsze zaoszczędzić). Po prostu mam wrażenie, że z każdym tygodniem moja skóra wygląda dzięki temu lepiej. Staram się też coraz częściej wybierać kosmetyki kolorowe, które jednocześnie pielęgnują skórę. Najtrudniej było mi ograniczyć podkład – od lat używałam Double Wear od Estee Lauder bo ma naprawdę świetne krycie, ale od dobrych kilku miesięcy  „rozcieńczałam” go już w kremie BB. Nie wiem czy to zasługa akcji podobnych do „body positive” i coraz większej liczby nieretuszowanych zdjęć, ale widok skóry perfekcyjnie pokrytej podkładem po prostu przestał mi się podobać. Nigdy nie byłam fanką „efektu maski”, ale teraz wolałabym już chyba prowadzić rozmowę z liściem pietruszki przyklejonym do jedynki niż mieć świadomość, że podkład odznacza mi się w załamaniach skóry, a twarz wygląda na mocno umalowaną. Dziś wydaje mi się to równie nieestetyczne, co wypryski. Tylko, że same to sobie robimy i jeszcze marnujemy na to pięć cennych minut każdego dnia, a na wypryski mamy ograniczony wpływ.

   Odkąd do Trójmiasta przyszło prawdziwe lato z podkładu w ogóle zrezygnowałam. Przy wysokich temperaturach nie wtapiał się ładnie w skórę, a ja cały czas miałam poczucie, że mam coś na twarzy. Przerzuciłam się na coś dużo lżejszego – Fortefusion Color Change od Yonelle. To produkt idealny na plażę, upał w mieście… i na dzień w biurze. Krem chroni skórę przed promieniami UV (SPF30)  oraz światłem niebieskim emitowanym przez ekrany komputerów i smartfonów. W momencie zetknięcia się ze skórą krem zaskakuje zmianą koloru z białego na cielisty (możecie zobaczyć na zdjęciu). Uwolnione drobinki pigmentu momentalnie nadają skórze świeży, wypoczęty wygląd. Po nałożeniu kremu można dodać na przykład róż (byle nie sypki, tylko w kremie), ulubiona pomadkę, odrobinę rozświetlacza, tusz do rzęs i na pewno efekt nie będzie za mocny. Z gamy produktów marki Yonelle polecam też ten świetny krem na noc z melatoniną.  

5. Efekt "wow".

   Wierzę w to, że stosując dziś dobre kosmetyki i dopasowane zabiegi nie będą mnie kusić bardziej inwazyjne przedsięwzięcia odmładzające w przyszłości. Nie chcę ich robić i nie bardzo też przekonuje mnie ich efekt, ale ładną i młodą skórę chciałabym zachować jak najdłużej. Odnosząc się do tytułu – jeśli naszym priorytetem jest naturalność, to musimy włożyć wysiłek w pielęgnację, która pomoże naszej skórze utrzymać dobrą kondycję, a nie decydować się na drastyczne kroki, które – przynajmniej w mojej ocenie – właściwie zawsze wyglądają sztucznie.

    Po trzydziestce, poza produktami do codziennego użytku, uzupełniam moją kosmetyczkę o produkty profesjonale i staram się je regularnie stosować. Wybieram maski, które mają naprawdę intensywne działanie i po których widzę różnicę. Na lato, nie tylko na specjalną okazję polecam połączyć działanie tych dwóch produktów – maska enzymatyczna Skin Zyme od Jan Marini oraz maska w płacie Bioxidea (o obu markach już wcześniej wspominałam Wam w moich wpisach na blogu tu i tu). Ta pierwsza delikatnie złuszczy naskórek i przyspieszy odnowę skóry (zalecana jest w przypadku foto starzenia skóry, trądziku różowatego i pospolitego, przebarwień i zmarszczek). Po użyciu tej drugiej zobaczycie w lustrze naprawdę duży efekt (maskę trzymam przez 30 minut). Obie maski znajdziecie w zestawie, a dniach 10-17.07 na stronie sklepu topestetic.pl trwa promocja -20% na wszystkie kosmetyki Jan Marini z okazji 27 urodzin marki. Zajrzyjcie tutaj i skorzystajcie.

kapelusz i kostium – Zara Home

   W lnianym kimonie, słomkowym kapeluszu, trzymając w ręku chłodną szklaną butelkę wielorazową zamiast nagrzanego plastiku, z nawilżoną , promienną, ale nie zakrytą cerą – tak chciałabym się prezentować całe lato. Abym po jakiś kosmetyk w ogóle sięgnęła musi być łatwy w użyciu, w opakowaniu o nienachalnym wzornictwie, wykorzystywać najnowsze technologie i mieć silne działanie. Pewnie nawet po jego użyciu będę widzieć na wakacyjnych zdjęciach jakieś swoje defekty, ale tego lata podobno wszystko wydaje się piękniejsze. 

 

*  *  *

Last Month

   Wybaczcie mi to małe opóźnienie z czerwcowym wpisem z cyklu "Last Month". Od kilku dni dostaję od Was sporo wiadomości, czy tym razem postanowiłam go nie publikować, czy może coś się stało albo blog Wam się źle wczytuje, a mi z każdym tym zapytaniem robi się ciepło na sercu, że blogowa społeczność pamięta o mnie i wciąż upomina się o więcej. Czerwiec był piękny, ale moja efektywność już trochę spada i w połączeniu z wyjazdem do Warszawy spowodowała małe opóźnienie. Mam nadzieję, że spora liczba zdjęć trochę Wam wynagrodzi tę obsuwę ;). 

   Tyle pięknych chwil udało mi się uwiecznić w tym miesiącu, że przeglądając dzisiejszy Last Month łatwiej jest zapomnieć o tych trudniejszych czy mniej uroczych momentach, których również nie brakowało. Taka wybiórcza pamięć fotograficzna ma więc – przynajmniej dla mnie – swoje plusy, nawet jeśli przekłamuje trochę obraz tego, jak wyglądała rzeczywistość. Piękne kadry to tylko urywek z życia, złapane w najprzyjemniejszych i najfajniejszych momentach – podejrzewam, że Wy również częściej łapiecie za aparat na wakacjach niż siedząc we wtorek w biurze ;). A jeśli macie jeszcze trochę sił i parę minut wolnego, to zapraszam na dzisiejsze zestawienie. 

1. Droga przez Krokową. Dłuższa, ale taka piękna, że warto. // 2. Dzień Dziecka skończyliśmy na karuzeli w Gdańsku. Bo wolimy dawać wspomnienia niż kolejną zabawkę… // 3. A Pani ze Szwecji? // 4. W restauracji. Początki były naprawdę trudne, ale dziś Portos zachowuje się w takich miejscach wzorowo i czasem staje się niemal niewidoczny. // 

Ruszamy w stronę toskańskiego słońca!

1. Takie widoki w Toskanii naprawdę nietrudno znaleźć. // 2. Przebarwienia… mam już trochę i więcej nie chcę! // 3. Zapach na ten sezon. Letni i głęboki. // 4. Powrót do klimatów "retro". // 

Najbardziej urokliwa restauracja w Montalcino. 

1. Ciekawe kto mieszka za tymi drzwiami? // 2. Gotowi na zwiedzanie (spodenki i kapelusik z Zary) // 3. Restauracja przy miejskim ratuszu. // 4. To nie jest obraz impresjonisty tylko "złota godzina" w toskańskim wydaniu. // 

1. Nad basenem. Pogodę mieliśmy w kratkę, więc gdy w końcu wyszło słońce to korzystaliśmy ile się dało. // 2. A tu już szukam cienia, bo jednak za gorąco… // 3. Raj – tak pięknej zielonej przestrzeni jeszcze nie widziałam. A u nas w ogrodzie nawet trawa nieskoszona. // 4. Polskie produkty w Toskanii czyli Vogue, krem z filtrem i jedwabna gumka do włosów – wszystko od polskich marek. // 

Śniadaniowa uczta po włosku. 1. Czasami warto uciec w cień. // 2. "Glutenfree" czy może jednak "Glutentak"? // 3. Co wspólnego mają spaghetti i sandały? Wpis z tego urokliwego kadru znajdziecie tutaj. / 4. Niby poszliśmy zrobić mój look, ale wszyscy i tak robili zdjęcia komuś innemu ;). Sukienka jest od polskiej marki Louisse i jest w ciągłym użyciu.Mój zdolny fotograf i jego nowa, ulubiona modelka. Chyba właśnie wygryzła mnie młodsza konkurencja. 1. W stronę cyprysów. // 2. Oliwa i chleb na stole. To my już chyba nic nie zamówimy ;). // 3. Mistrz pierwszego planu. // 4. Szachownica w wersji odzieżowej.  // Stały towarzysz wszystkich podróży, który wymaga niemniejszego szacunku, co pozostali członkowie grupy – Sir Nene. 
1. I pomyśleć, że wszyscy pakowaliśmy się sami i bez konsultacji z resztą… // 2. Te kadry przy starym zamku aż się prosiły o więcej zdjęć. // 3. O takim wieczorze marzyłam… // 4. Oberwanie chmury równa się czas na kawę. // Po powrocie do Trójmiasta przywitała nas idealna pogoda. W weekendy kierowaliśmy się więc w stronę Lubiatowa i naszej ulubionej plaży. Woda trochę jeszcze zimna, ale i tak goniłyśmy fale. 1. Ja mówię, że już idziemy, ale chyba nie mam siły przebicia. // 2. Więcej zdjęć tego stroju wraz z opisem znajdziecie tutaj. // 3. Stoliki powoli zapełniają się przyjezdnymi. To plaża przy sopockim Sheratonie. Lubimy tu napić się kawy w weekendy, gdy turyści jeszcze śpią po wieczornych szaleństwach. // 4. Najlepszy "Look of The Day" w minionym miesiącu. // I kolejny piękny, upalny dzień. Orłowo o poranku.
Książka w formie audiobooka i duuuużo wody, czyli fala gorąca w natarciu. 
Gdy pięć godzin na plaży to nadal za mało. … ale były też takie burzowe dni. Kalosze, parasol i długie czyszczenie łap Portosa. 1. Nowy sezon "Domku na prerii"? // 2. Zaglądaliście może do showroom'u w Gdańsku? Pamiętajcie, że jeśli pogoda w Trójmieście Was zaskoczy (co jest u nas całkiem normalne :)), to w Iconic Design na ulicy Lelewela znajdziecie mnóstwo propozycji od MLE na różne okazje i warunki pogodowe. // 3. Dzień dobry, kawa stygnie! // 4. Lobos, czyli coś małego, pięknego i perfekcyjnie wykonanego… // To polska marka stoi za tak pięknie dopracowaną torebką ze skóry. 
Marka Lobos została założona w 2018 roku przez rodzeństwo Monikę i Patryka, absolwentów cenionych uczelni artystycznych i biznesowych. Ich życie nieustannie krąży między niezwykłymi miastami, a zarazem ważnymi dla Lobos rynkami – rodzinnym Krakowem, Warszawą, Mediolanem i Londynem. Każda torebka jest wykonywana ręcznie w Polsce z wysokiej jakości włoskich skór. W czasie produkcji wykorzystuje się innowacyjne techniki, takie jak ręczne malowanie, projektowanie graficzne, skórzana mozaika czy sztuka tatuażu, które podkreślają wyjątkowość każdego projektu. I to widać – torebka jest naprawdę pięknie wykonana. 1. Nasz magazyn powoli robi się pusty. Jeśli upatrzyłyście sobie którąś z naszych sukienek, to spieszcie się! // 2. 36.5 :). // 3. Myślałam, że tego dnia wszyscy będą oglądać mecz Polska – Hiszpania, a okazało się, że blog przechodził wtedy prawdziwe oblężenie. Przypadek? ;) W każdym razie, wpis o tym, czy bałagan może być ładny błyskawicznie wspiął się na podium popularności – jeśli nie czytałyście, to zapraszam tutaj. // 4. A kod do Duki, który był w tym wpisie został przedłużony :) // 

Gofry, czyli sprawdzony przepis na radosny uśmiech u dziecka… i męża.

1. Moje ulubione. // 2. Włosy jeszcze posklejane słoną morską wodą, ale nie ma co czekać skoro na stole czekają już gorące gofry. // 3. Zaraz podadzą flądrę z frytkami :). // 4. Jak prawdziwy eliksir z bajki. // Ten produkt ze zdjęcia powyżej to rewitalizujące serum przeciwzmarszczkowe od Senelle. Ma działanie kojące, rozjaśniające i antyoksydacyjne. Nie mogę sobie teraz pozwolić na mocniejsze zabiegi kosmetyczne więc z ogromną dbałością dobieram kosmetyki. To serum, poza działaniem przeciwzmarszczkowym, łagodzi podrażnienia oraz zmniejsza zaczerwienienia przywracając uczucie rozluźnienia napiętej skóry – używam go codziennie wieczorem przed nałożeniem kremu na noc. Zapobiega występowaniu zmian trądzikowych, intensywnie regeneruje oraz długotrwale nawadnia. Odpowiada za to: Stoechiol 1%, Witamina C Tetra E 4%, NanoCacao O 3%, czyli olejowy ekstrakt z nasion kakaowca, Oléoactif® DIAM 1%, Oléoactif® Pomegranate 2%, Witamina E, antyoksydacyjny olej z pestek pomidora, olej lniany, olej ze słodkich migdałów, olej z nasion słonecznika. Uwaga: Zawarta w serum witamina C najnowszej generacji – jest ultra stabilna. Nie ulega utlenianiu oraz nie traci swoich cennych właściwości. Jeśli jesteście ciekawe marki Senelle, to już teraz możecie kupić nieprzecenione produkty z 15% rabatem. Z kodem MLE kupicie je taniej do końca sierpnia. 1. I znów powrót do naszego ukochanego miejsca. Uprzedzając Wasze pytania o sukienkę – to &Other Stories.  // 2. Budujemy zamki na piasku. // 3. O ten parasol pytałyście mnie mnóstwo razy na Instagramie, ale już zdążył się zepsuć więc nie polecam ;) // 4. A w drodze powrotnej zakradamy się do ogrodu mamy po jaśmin. // Poniedziałki po pięknych weekendach bolą jakoś bardziej. Zwłaszcza gdy okazuje się, że materiały na płaszcze zamówione z Włoch nie spełniają naszych oczekiwań i trzeba zaczynać pracę na nowo…1. Poranna kawa dla wszystkich! // 2. Gdy niespodziewanie ktoś śpi baaardzo długo. // 3. Kanapa to ostatnio moje główne centrum dowodzenia. // 4. Koralowe piwonie. Z każdym dniem zmieniają kolor i wyglądają jak z obrazu. //A tu inny stały element mojej pracy. Zdjęcia dla MLE to oczywiście moje zadanie w naszej spółce z Asią. Ale z taką modelką to sama przyjemność. Co tydzień spotykamy się abym mogła sfotografować nowości. 1. Gdy wstajesz rano i myślisz, że już prawie weekend, ale potem okazuje się, że po prostu nie umiesz korzystać z kalendarza. // 2. i 3. Gdy Twój przepis robi większą karierę od Ciebie :D. Od tygodni, dzień w dzień, oglądam relację z Waszych wypieków i nie mogę uwierzyć jaką furorę robi ten super prosty przepis. // 4. A za opaleniznę odpowiada teraz… // …ten balsam w białej butelce, który pięknie podkreśla i wzmacnia to, co pozostało po wyjeździe do Toskanii ;). Tanexpert to marka, które oferuje wiele wyspecjalizowanych produktów samoopalających. Mają w swojej ofercie na przykład kropelki, które można zmieszać z kremem do twarzy (polecam takim osobom jak ja, które tej części ciała właściwie nie opalają). Jeśli jesteście zainteresowane wypróbowaniem mojego balsamu (Desert Rose) lub innych kosmetyków od Tanexpert do użytku domowego, to mam dla Was kod rabatowy dający 15% zniżki (również na produkty przecenione). Wystarczy, że użyjecie hasła DARK15. Pamiętajcie, że każdy produkt samoopalający najlepiej nakładać specjalną rękawicą (nie brudzimy rąk i lepiej rozsmarowujemy produkt). 1. Uwielbiam jaskrawe kolory – jak widać na załączonym zdjęciu. // 2. Na ramieniu torebka, pod pachą miś w ślubnej sukience. // 3. "Słony Karmel" we Wrzeszczu. Kilo lodów na wynos poproszę! // 4. A tu już Ping Pong w gdańskim garnizonie. Również polecam! // Lecimy sprawdzić jak prezentują się produkty MLE w showroomie Iconic, a przy okazji przyjrzymy się nowej ekspozycji. 
1. Jak zawsze wszystko w biegu. // 2. Taki salon to marzenie. // 3. Sukienka, sandały i koszyk pochodzą z Massimo Dutti. // 4. I to też zabrałabym ze sobą! // Muszę wyciągnąć od dziewczyn z Iconic sposób na to, aby biały dywan po pół roku nadal był biały ;). Zapraszamy od poniedziałku do soboty :). 1. Mój kącik. // 2. Próbniki materiałów z wełny. Czas leci, a mi nic się nie podoba. // 3. Gotowa na poniedziałek. Niech Was nie zmyli ten porządek – po prostu nie widać tego, co jest pod spodem!// 4. Trzeba się najeść na zapas póki są! // Nareszcie prawdziwe truskawki. Trochę brudne, niezbyt duże, ale za to jak pachną! 
Zawsze w torebce. Sznurkowa siatka to najlepszy sposób na mniej plastiku w czasie zakupów. Przy okazji tego wyciszającego zdjęcia chciałabym zaprosić Was do udziału w badaniu, pt. ,,Dynamika wyobraźni emocjonalnej", które należy do szerszego programu badawczego z dziedziny Psychologii. Biorąc w nim udział, przyczyniacie się do rozwoju wiedzy naukowej na temat rozumienia emocji pozytywnych. Badanie ma na celu sprawdzenie, w jaki sposób ludzie myślą o swoich emocjach i jak korzystają z języka do opowiadania o nich. Zajmuje 15 minut i może być ciekawym psychologicznym doświadczeniem. Polega na wyobrażeniu sobie czegoś, co jest przyjemne i pozwala na przyjrzenie się codziennym przyjemnościom. Jeśli chcesz i możesz wziąć udział w badaniu, kliknij w ten linkUwielbiamy karty pod każdą postacią. To jeden z moich ulubionych sposobów na zabawę połączoną z nauką i na dodatek można modyfikować zasady w zależności od okoliczności (albo zabrać wszystko do torebki i wyciągnąć w strategicznym momencie ;)). Te okrągłe karty (a może bardziej pasuje określenie "żetony"?) to element gry "1,2,3 Szukam!" od Wspomagajek. W zestawie są jeszcze plansze z ilustracjami różnych scen:w mieście, na wsi, w przedszkolu, na pikniku, na basenie, na meczu. Zabawa polega na odnalezieniu elementów pokazanych na żetonach w jak najkrótszym czasie. Jeśli szukacie ciekawych gier dla dzieci to pamiętajcie o kodach zniżkowych: MLE 10 – będzie dawał 10% rabatu na dowolny produkt, a MLE15 da zniżkę 15% przy zakupie min. 2 produktów (kod ważny do końca lipca). A po piętnastu minutach już go nie było…

Wracamy do ulubionych ścieżek z dzieciństwa. Zaraz będziemy przedzierać się przez potok, do którego wpadnę po kolana ;). Oby wakacyjny nastrój Was nie opuszczał!

*  *  *