Czy zrobisz tę tartę na drugi dzień świąt? Czyli kilka słów o tym, co po Wigilii.

Wpis powstał we współpracy z marką The Planet.

 

 Finałowe momenty w naszych ulubionych świątecznych filmach odgrywają się w różnych sceneriach – czasem w pięknych ustrojonych domach, czasem na stacji kolejowej albo przy lodowisku w centrum miasta. Wszystkie mają jednak pewną cechę wspólną – kulminacja zdarzeń ma miejsce w tym samym czasie, a mianowicie po całym grudniowym szaleństwie, tuż przed tym, jak zabłyśnie na niebie pierwsza gwiazdka w wigilijny wieczór. Czy nie podobnie jest w naszych domach?

  Po kilku tygodniach przedziwnych perypetii, emocjach i pędzie, stajemy w samym środku oku cyklonu i na chwilę świat staje w miejscu. Siadamy do stołu z tymi, których kochamy, akcja zwalnia, wszystko kończy się dobrze, a to, co nie wyszło właściwie okazuje się zupełnie nieistotne. Kamera oddala się i lecą napisy końcowe. Wiele z nas na pytanie „co najbardziej lubisz w Świętach?” odpowiada, że „tak naprawdę to przygotowania są najfajniejsze”. Kto wie, może to właśnie świąteczne opowieści i filmy sprawiły, że łatwiej jest nam odnaleźć się w tym, co przed Wigilią, niż w tym, co po niej? Nie będę teraz szukać problemów tam, gdzie ich nie ma, ale jeśli czasem masz wrażenie, że wraz z bożonarodzeniowym porankiem ta magiczna atmosfera jakoś ucieka, chociaż tak naprawdę to właśnie teraz powinna się zacząć, to wiedz, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby to zmienić. Czasem samo zrozumienie tego, że tak właśnie się dzieje, jest najlepszym bodźcem do stworzenia nowych tradycji. 

   Już od paru lat zawsze planujemy u nas duże spotkanie w drugi dzień Świąt. Mniej eleganckie niż wigilijna kolacja czy obiad w Boże Narodzenie, ale za to z kilkoma elementami, na które wszyscy czekamy. Jest wielki turniej w Jengę, który z roku na rok traktujemy bardziej poważnie. Stół zastawiony ostatkami, z których każdy wybiera to, co smakowało mu najbardziej z poprzednich dwóch dni. No i tarta, którą robię na szybko, bo z wigilnych słodkości zwykle już nic nie zostaje. Pieczemy ją co roku właśnie w drugi dzień Świąt, gdy emocje i napięcie opadają, a ja chcę przedłużyć ten magiczny czas świętowania i skorzystać z pracy, którą wykonaliśmy w ostatnich tygodniach. Dzielę się więc z Wami tym przepisem, z którego na potrzeby dzisiejszego wpisu, skorzystałam nieco szybciej. 

 

KRUCHA TARTA Z ORZECHAMI W KARMELOWEJ MASIE
 

Składniki

Kruche ciasto:

100 g mąki owsianej

50 g mąki pszennej

30 g cukru (ja wybrałam trzcinowy)

125 g masła

szczypta soli krem:

 

Masa: 

1 puszka słodzonego mleka skondensowanego  

50 ml śmietanki 36%

tabliczka gorzkiej czekolady 

łyżeczka soku z cytryny lub limonki 

dwie szczypty soli 

orzechy do wyboru (ja wybrałam 100g laskowych i 100g pekan)

ewentualnie ulubiony likier orzechowy

 

A oto jak to zrobić:  
1. Wszystkie składniki na ciasto zagniatamy, aż powstanie zbita kulka. Wykładamy formę o średnicy 25 cm papierem do pieczenia. Wyklejamy formę ciastem – ja wpierw rozwałkowuję ciasto na papierze, a potem przekładam je na formę. Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni i wkładam formę z ciastem na około 20 minut, aż delikatnie się zarumieni.     
2. Do rondelka wlewam słodzone mleko skondensowane wraz z czekoladą i śmietanką. Ustawiam rondelek na najmniejszym możliwym ogniu i mieszam nieustannie, aż masa ściemnieje i zgęstnieje (można ten sam efekt uzyskać w kąpieli wodnej, ale trwa to zdecydowanie dłużej, a ja w Święta mogę na przygotowania poświęcić maksymalnie pół godziny). Dodaję sok z cytryny i dwie szczypty soli (lub nalewkę). 
3. Na rozgrzanej suchej patelni prażymy orzechy. Minimalną garstkę orzechów odstawiamy na bok i kruszymy (ja użyłam do tego tłuczka, ale można to też zrobić w malakserze). Następnie dodajemy je do powstałej w rondelku masy i mieszamy. Krem przekładamy na tartę póki całkiem nie stężeje i ozdabiamy całość pokruszonymi orzechami. ​

  W grudniu pieczemy i gotujemy więcej. Widzę już jak ważne jest dla naszych dzieci wspólne krzątanie się w kuchni. To dlatego od tygodnia właściwie nie chowam do szafki mąki i stolnicy. Spiżarka opustoszała z podstawowych produktów i domyślam się, że podobnie jest też w Waszych domach. Nim wybierzecie się do supermarketu i uzupełnicie zapasy, zerknijcie proszę na tę stronę, która – w moim przekonaniu – mogłaby zrewolucjonizować nasze zakupy. W The Planet znajdziecie mąki, orzechy, suszone owoce i mnóstwo innych produktów, które kupujemy zwykle w plastikowych opakowaniach i bez analizowania ich jakości.

   Wszystkie procesy związane z prowadzeniem i sprzedażą w The Planet są skonstruowane w ten sposób, by w jak największym stopniu zmniejszyć ślad węglowy, być jak najbardziej przyjaznym środowisku i wyeliminować plastik. Wszystkie produkty, które do mnie dotarły były oznaczone prestiżowym certyfikatem „Euro-liść”, który jest najważniejszym z ekologicznych certyfikatów w Europie i jednocześnie jednym z niewielu, który daje gwarancję, że kupowany produkt naprawdę jest ekologiczny. W The Planet wszystkie produkty pod marką własną (obecnie większość produktów sypkich, wkrótce również przyprawy) są pakowane w eleganckie opakowania papierowe, które w przypadku produktów tłuszczących się są dodatkowo woskowane naturalnymi substancjami. Możemy piec dalej bez wyrzutów sumienia! :)

czarny golf i spódnica – MLE // sukienki dziewczynek – Louisse //
 

Look of The Day – Christmas Make up with CHANEL

Wpis powstał we współpracy z marką CHANEL. 

 

 

spodnie – Zara

buty – Gianvito Rossi

marynarka – MLE (kolekcja z 2021 roku)

paleta cieni do powiek – LUMIÈRE GRAPHIQUE

rozświetlacz – DUO LUMIÈRE – EXCLUSIVE FACE CREATION 

pomadka do ust (wykorzystana także jako róż) – ROUGE ALLURE L’EXTRAIT

pogrubiająca baza na rzęsy – LA BASE MASCARA 

eyeliner – CHANEL

 

 

  Delikatny blask to tło, na które nanosimy bardziej wyraziste kontury – tak w skrócie opisałabym główne założenie świątecznego makijażu CHANEL na ten sezon. Kompozycje zawierające w sobie mocne kontrasty to także w modzie sprawdzony sposób na przykucie uwagi. Z chęcią sięgam po te rozwiązanie, gdy okazja jest szczególna. Lada moment na moim Instagramie pojawi się filmik z tworzenia tego szybkiego i nieskomplikowanego makijażu, a póki co zostawiam Was z kilkoma zdjęciami w mocno już świątecznym klimacie. 

 

31 Le Rouge

Wpis powstał we współpracy z marką CHANEL. 

 

  Gdy przy 31 Rue Cambon rozpoczynał się elitarny pokaz kolekcji, Coco Chanel siadała na szczycie schodów, które łączyły jej prywatny apartament z butikiem, i spoglądała na reakcję gości, sama pozostając niezauważoną. Było to możliwe dzięki pozbawionym ram lustrom, które układały się wokół kręconych schodów jak wachlarz. Przez lata było miejsce to stało się symbolem harmonijnej interakcji między światem designu i mody.

   Po latach dom mody CHANEL postanowił zainspirować się legendarnym wnętrzem butiku i stworzyć najbardziej ekskluzywną wersję pomadki. Jej opakowanie wykonane jest z fasetowanego szkła, przez które przebłyskuje metaliczny wkład i numer koloru pomadki pod wygrawerowanym monogramem CHANEL. Pozornie kruche etui jest w rzeczywistości solidne i funkcjonalne. Do wyboru mamy dwanaście oryginalnych odcieni w wymiennych wkładach, które wsuwa się jednym kliknięciem. A sama pomadka ujędrnia, wygładza i nawilża usta. Kolor na moich ustach to 1 Rouge Beige. Tutaj możecie przeczytać więcej. 

 

LOOK OF THE DAY

Wpis zawiera lokowanie marki własnej.

 

wełniany płaszcz – 303 Avenue

skórzane botki – Kazar (zeszłoroczna kolekcja)

dżinsy w kolorze spranej czerni – &Otherstories

torebka – Sain Laurent z drugiej ręki

kaszmirowy golf – La Ronde

 

Pierwsze świąteczne spotkania za nami. Na niezobowiązujące wystarczy mi długi płaszcz, no i ciut elegantsze buty niż śniegowce (które ostatni wiodą u mnie prym). W dzisiejszym zestawie nie dopatrzycie się niczego nowego – w ostatnim czasie, jeśli już przeglądam sklepy internetowe, to w poszukiwaniu prezentów, a galerie handlowe omijam póki co szerokim łukiem. A może po prostu niczego mi w szafie nie brakuje?

Czy Święta tracą swą moc w dzisiejszym świecie? A jeśli tak, to jak ją odzyskać? PREZENTOWNIK na nowe czasy.

Wpis powstał we współpracy z Noteka, Sensum Mare, Wool so Cool, so linen! i Stag Jewels. 

 

  O tym, że w Święta nie chodzi tylko o prezenty zorientowałam się bardzo szybko. Konkretnie było to wtedy, gdy jako kilkuletnia dziewczynka podsłuchałam rozmowę mamy i taty. Właściwie była to regularna kłótnia o to, że mama ogarnęła już wszystkie prezenty, a tata nie potrafił nawet zrealizować listy zakupów na bigos i ogarnąć stojaka na choinkę. „Czyli Święty Mikołaj zna się z mamą!” – pomyślałam w pierwszym momencie, a potem doszło do mnie, że dla moich rodziców gwarancja prezentów wcale nie oznaczała jeszcze, że Święta będą udane. No tak. Nawet uczennica podstawówki czuła gdzieś w środku, że jeśli nie będzie choinki, a zapach bigosu (za którym w sumie nie przepadam) nie wypełni całego mieszkania, to jakoś tak dziwnie będzie te prezenty rozpakowywać.

  Wigilia oczywiście się odbyła, chociaż w popisowym daniu taty brakowało suszonych śliwek, a drzewko stało nieco przekrzywione – jak się pewnie domyślacie te drobne niedociągnięcia zupełnie mi nie przeszkadzały. Liczyło się to, że kluczowe elementy scenariusza zostały zachowane – a to, że nie wyglądały one jak z hollywoodzkich filmów nie miało znaczenia. Przypominam sobie tamte emocje za każdym razem, gdy tylko zaczyna mi się wydawać, że można postawić znak równości między radosnymi i perfekcyjnymi Świętami (właściwie to gonitwa za tym drugim może skutecznie zniszczyć to pierwsze). Ale wyciągnęłam z tego też inną lekcję – nie ma Świąt bez rytuałów, symboli, rodzinnych dziwactw… no i pracy, które je poprzedzają. Tych kilka składowych musi się pojawić, aby ożywić prawdziwego Ducha Świąt. To one sprawiają, że Boże Narodzenie jest czymś wyjątkowym, czymś zupełnie innym niż po prostu kilka dni wolnego.

  Tak się jednak składa, że – chociaż w dzisiejszej rzeczywistości wiele rzeczy ze świątecznej listy jest prostszych do zorganizowania i teoretycznie zajmuje mniej czasu – to coraz częściej gubimy po drodze jakiś istotny pierwiastek magii. A im bardziej go szukamy i im większą choinkę kupujemy, tym bardziej zagubieni się czujemy. Nasi rodzice i dziadkowie nie zgłaszali nigdy podobnych rozterek, a przecież nikt chyba nie pokusi się o stwierdzenie, że było im łatwiej w powojennej rzeczywistości czy w czasach głębokiego PRL-u… W takim razie w czym rzecz?! Dlaczego im więcej mamy, im łatwiej nam jest w codziennym życiu, tym mniej cieszą nas Święta?

  Przy okazji tegorocznego prezentownika, z pomocą antropologów i filozofów, postaram się odpowiedzieć na te pytania, no i znaleźć na nie panaceum. Mam nadzieję, że te kilka akapitów będzie dla Was jak szczypta gwiezdnego pyłu, którego aura zostanie z Wami aż do ostatniego dnia grudnia.  

 

1. Kalendarz Adwentowy na miarę 2023 roku.

   Wszystkie serwisy informacyjne ogłosiły wielką nowinę: ci z nas, którzy wcześniej dekorują na Święta swoje domy są statystycznie rzecz ujmując szczęśliwsi. Co za ulga! Czyli to jednak nie jest wariactwo, że pierwszego grudnia wyciągam z szafki kubki z reniferami, słucham tylko jednej składanki zaczynającej się od „The little drummer boy”, a pani w pasmanterii zamyka drzwi na trzy spusty, gdy tylko widzi, że moja uśmiechnięta i żądna wstążek twarz zagląda przez witrynę. Oczywiście, jak zwykle trochę przesadzam, ale jestem jedną z tych osób, które cały czas muszą brać sobie na wstrzymanie, aby nie odpalić świątecznego nastroju zbyt szybko. Dziś opieranie się przed tym jest trudniejsze, bo odkąd w nasze życie wdarły się najpierw telewizja i galerie handlowe, a teraz media społecznościowe, to od początku listopada właściwie biegniemy przez pole minowe. Każdy próbuje zdetonować w nas świąteczny nastrój.

   „No ale właściwie czemu Kasia tak sama siebie strofujesz? Jeśli masz na to taką ochotę, to po prostu zacznij wcześniej!” – pewnie część z Was chciałaby mi powiedzieć. Aha! Czekałam na tę prowokację! Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, jakie spotkają mnie konsekwencje, jeśli za szybko włączę w swojej głowie tę bożonarodzeniową machinę.

  No to gdzie przechodzi ta cienka granica, która wskaże nam kiedy jesteśmy szczęśliwsi, gdy szybciej zaczynamy przeżywać Święta, a kiedy ten cudowny czas oczekiwania traci swój urok i tuż przed Gwiazdką jest już tak obeschnięty jak gałązki choinki kupionej w połowie listopada?

  Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie powinna zawierać w sobie informację „jak”, a nie „kiedy”. Uczepię się tej choinki, bo to dobry przykład, no i budzi sporo grinczowej kontrowersji. Przystrajanie świątecznego drzewka, gdy za oknem liście jeszcze zielone, jest jak pyszny obiad, który zaczynamy jeść, chociaż jeszcze nie zgłodnieliśmy po śniadaniu, jak sukces, na który wcale nie zasłużyliśmy, jak ślub i dziecko z mężczyzną, który przed chwilą ustąpił nam miejsca w pociągu… Ostatni przykład nieco przejaskrawiony, ale myślę, że przekaz czytelny. Jest wiele rzeczy, które mogą nas odpowiednio nastroić – nie trzeba od razu zaczynać od finałowych atrakcji. Jeśli ubierzemy choinkę w listopadzie, to jakoś mniej radości jej widok przyniesie nam w Wigilię. Mówiąc wprost: podekscytowanie dobrze jest stopniować.

  Jestem pełna wyrozumiałości dla tych, którzy chcą Święta wcześniej. I chyba wiem dlaczego tak bardzo nas to kusi. Szykujemy się do Świąt kilka dobrych tygodni. W naszej kulturze tak naprawdę jeden wieczór, czyli Wigilia, ma nam dostarczyć pełen wachlarz emocji i wrażeń uznawanych za najważniejsze w czasie Bożego Narodzenia. Spotkanie z rodziną, odświętna kolacja, prezenty, pasterka, śpiewanie kolęd… dużo tego. Jeśli kumulujemy całą naszą nadzieję, podekscytowanie i przede wszystkim oczekiwania tylko wokół tego jednego dnia, to presja faktycznie może stać się nieznośna (a na dodatek po Świętach możemy czuć niedosyt). Nie dziwi więc, że chociaż część tego nastroju próbujemy zapewnić sobie wcześniej. No i super. Pamiętajmy tylko, że robiąc to zbyt powierzchownie i bez odpowiedniego porządku te emocje mogą tracić swą moc. Poniekąd, to przecież właśnie ich ulotność sprawia, że tak je doceniamy.

  Aby pomóc Wam – i sobie samej przede wszystkim – tworzę swój własny kalendarz adwentowy. Bez czekoladek (niestety), ale z tą samą ideą: aby dzień po dniu, sprawiając sobie małe świąteczne przyjemności, czekać cierpliwie do 24 grudnia. Do tej pory była to wizyta w „Ogrodzie świateł” w Orłowie i na jarmarku świątecznym w Gdańsku, własnoręczne wycinanie ozdób z dziećmi (niżej znajdziecie więcej szczegółów) czy testowanie najprostszych z możliwych słodkich przepisów. Ważne, aby te rytuały nie były nastawione na efekt, ale na działanie. No i żeby świadomie pozwoliły nam odliczać czas do Świąt.

  Byung-Chul Han, humanista i filozof, w swoim eseju dla grudniowego magazynu Znak pisze że „[…] Rytuały czynią ze świata miejsce pewne. Są w czasie tym, czym w przestrzeni jest mieszkanie. Sprawiają, że czas nadaje się do zamieszkania. Sprawiają, że można się po nim poruszać jak po domu. Porządkują czas, organizują go. […]”. Święta Bożego Narodzenia i te kilka tygodni, które je poprzedzają to największy i najbardziej czytelny w naszej kulturze zbiór rytuałów w roku. A skoro – według uczonych – mają one dla nas działanie wręcz terapeutyczne, to korzystajmy z nich i umeblujmy nimi czas do Świąt.  

Moje kolczyki to model Gulia earrings gold od Stag Jewels, a sweter znalazłam w naszym La Ronde. 

 2. Czym różni się zwykły dzień wolny od świętowania? Wysiłkiem, który wcześniej trzeba wykonać.

  Profesor nauk humanistycznych i antropolog kulturowy, Waldemar Kuligowski, mówi, że „[…] Przede wszystkim nie ma święta bez wysiłku. Każde święto wymaga przygotowania. Jeśli nie poświęcamy czasu, sił, energii, pieniędzy, to nie możemy mówić o święcie. Tak samo było w społeczeństwach plemiennych. Jeżeli chcemy zachować jakiekolwiek rudymenty święta, tak musi być i dziś. To są te drożdże, na których święto może wyrosnąć. W przeciwnym razie mamy do czynienia ze zwykłym dniem wolnym. […] (obecny numer magazynu Znak).

  O nastrój świąteczny trzeba zawalczyć. Nie mam, co do tego wątpliwości. Rewolucja technologiczna, przemiany społeczne i pokoleniowe sprawiły, że nasza codzienność wygląda zupełnie inaczej niż naszych rodziców i dziadków, ale tradycje kochamy te same. Nie widzę nic złego w tym, aby usprawnić pieczenie pierników i ciasto przygotować w termomixie, ale nie przesadzałbym z ekspresowymi rozwiązaniami, bo możemy wpaść w pułapkę. Sto razy bardziej poczujemy magię Świąt ubierając własnoręcznie najbrzydszego iglastego drapaka, niż gdy w naszym salonie stanie czterometrowa, idealnie ubrana choinka, którą zamówiliśmy u profesjonalnej firmy (co ja się tak tej choinki uczepiłam? Chyba z zazdrości, że sama jeszcze nie mam!).

  Skoro w tytule tego artykułu pojawia się słowo „prezentownik” to ciężko nie wspomnieć o tym, co planuję podarować najbliższym. Nie wiem, czy w Waszych rodzinach jest podobnie, ale u nas co roku, ktoś na początku grudnia robi tak zwaną „wrzutkę” i próbuje przekonać resztę, aby w tym roku robić prezenty tylko dzieciom. Kuszące, nie powiem… ale jakoś nikt tematu na dłuższą metę nie podłapuje. Dzielę się więc z Wami moją listą i mam nadzieję, że okaże się dla kogoś z Was przydatna. 

Delikatna biżuteria.

  Na zdjęciu powyżej widzicie kolczyki od Stag Jewels – przyszły w pudełku i właściwie są już gotoweladnym  na prezent. Gorąco polecam też bardziej klasyczne modele: Manon i Nina (albo ten bardziej odświętny, który mam na zdjęciach). Dla moich Czytelniczek mam specjalny świąteczny rabat: – 20% z kodem MLE20XMAS , który będzie aktywny do 26 grudnia. 

Idealne kosmetyki.

A to taki prezent ode mnie dla Was. Na kilka dni przed publikacją tego artykułu zapytałam jeszcze Waszą ulubioną markę – Sensum Mare – czy przed Świętami można liczyć na jakąś zniżkę. Z kodem MLE, otrzymacie 20% zniżki (w tym również na zestawy). 

  Ja zamówiłam pod choinkę zestaw Regeneracja i nawilżenie skóry suchej.  Zawiera on kultową linię ALGORICH oraz ALGOTONIC – odżywczy i nawilżający tonik w mgiełce, który jest bestsellerem marki (wpadł chyba za pudełka, gdy śpieszyłam się z ich ukrywaniem, bo nie widać go na zdjęciu – w gwoli ścisłości w zestawie są trzy produkty). 

Bo ktoś zawsze musi je przecież dostać na Święta!

„Ojej… jak widziałam, że pokazujesz te skarpety w swoim prezentowniku to myślałam, że będą dla mnie…” – usłyszałam od kogoś kilka lat temu, gdy pokazywałam te puchate cuda w jednym z wpisów. No cóż, moja para ma już pięć lat, a nadal trzyma się świetnie – w prezencie dam jednak nowe ;). Jeśli macie w rodzinie kogoś, kto kocha wełniane, dobrej jakości rzeczy, to z całą pewnością zakocha się we wszystkim, co można znaleźć w ofercie marki Wool so Cool. Z kodem MLE otrzymacie 10% zniżki (kod działa do 10.12).

Lniany obrus o idealnych wymiarach. 

Wymarzony prezent, który dostałam wcześniej i czekał w szufladzie na wyjątkowa okazję. Obrus, taki duży i świetnej jakości, to według mnie bardzo symboliczny podarunek o wielkiej wadze. Jest on niejako zapowiedzią życia rodzinnego wypełnionego spotkaniami wokół stołu. Warto mieć chociaż jeden, biały i wystarczająco duży, tak aby nie dać się zaskoczyć, gdy pojawi się okazja. Ten mój uszyła dla mnie polska marka so linen! (jeśli zamówicie obrus do końca weekendu, to macie gwarancję dostawy na Święta, jednakże ważne, aby w notatkach dodać dopisek "obrus na Święta").

Papierowe skarby.

Kartki świąteczne od takich marek jak Cudowianki, All The Ways To Say czy Kartotek Copenhagen to tylko niektóre perełki, które możecie znaleźć w NOTEKA. Mam kogoś, kto co roku marzy o kalendarzu i notatniku i wiem, że mój tegoroczny wybór na pewno sprawi mu radość. Jeśli też szukacie dla kogoś papierniczych produktów najwyższej jakości to kod MLE2023 da Wam -10% na zakupy. Kod jest ważny do końca tygodnia, czyli do 10.12. 

3. Magia przekazywana z pokolenia na pokolenie.

  W ostatnich latach internet huczy od wszystkich tych „lekcji uważności”, o umiejętności bycia „tu i teraz”. Świąteczne rytuały bardzo ułatwiają nam wejście w ten stan. Im jesteśmy starsi, obarczeni mniejszymi lub większymi zmartwieniami, tym coraz trudniej jest nam odnaleźć w sobie tę beztroskę i umiejętność cieszenia się z drobiazgów. Ale w świątecznym czasie jest to naturalne i przychodzi nam bez większego wysiłku. Dajemy sobie przyzwolenie na to, aby zanurzyć się we własnej krainie dzieciństwa i poważne, dorosłe sprawy odłożyć na chwilę na bok.

  Rodzicom jest pewnie trochę łatwiej – przedświąteczny czas to okres, w którym jesteśmy najbliżej z naszymi dziećmi. Nie tylko dlatego, że mamy do wykonania wiele domowych czynności i siłą rzeczy robimy je razem z nimi, ale także dlatego, że chętniej wchodzimy wtedy w ich świat. W świat magii, latających reniferów, marzeń i zimowych krain. Chcemy przekazać im to, co sami czuliśmy, gdy byliśmy mali i to jest dla nas ogromna motywacja do pracy. W wielu rodzinach to właśnie chęć przekazywania tradycji młodszym pokoleniom jest tym, co podtrzymuje tę najsłodszą, wyjątkową atmosferę. A więc, Droga Mamo, Drogi Tato, staram się ze wszystkich sił aby Święta były dla moich dzieci magiczne, bo najpierw to Wy sprawiliście, że były magiczne dla mnie.

Od rodziców nie raz słyszałam, że za dziecka pierwszy świąteczny nastrój udzielał im się zwykle w trakcie lepienia łańcucha z papieru. Ozdoby trzeba było robić samemu, bo innych opcji po prostu nie było. Dziś jest znacznie łatwiej, ale czy lepiej? Na blogu od tygodni pojawiały się pytania o moje papierowe gwiazdy w oknach, a że podobne wszędzie są już wykupione, to wracam do Was z szybką rolką na Instagramie. Wystarczy kilka torebek na kanapki, klej do papieru (ja mam od dawna ten kultowy od Coccoina na bazie skrobii ziemniaczanej, wody i naturalnego migdałowego aromatu), ołówek i nożyczki. Zobaczcie jakie to proste!

  Antropolodzy są zgodni, że to, co wyróżnia święta na tle innych dni w roku, to nie tylko praca, którą wkładamy przed ich nadejściem, nie wystarczą też rytuały, nawet jeśli odegramy je perfekcyjnie. Ostatnie ogniwo nadaje sens całej reszcie. To symbole, idee, wartości. Dla dorosłych to one pełnią funkcję magii. Nawet jeśli dla każdego będzie to oznaczało zupełnie coś innego. Święty Mikołaj i renifery to oczywiście super sprawa i – jeśli do Świąt przygotowujemy się z dziećmi – świetnie spełniają one swoją rolę i napędzają nas do tworzenia odpowiedniej metafizycznej atmosfery. Ale co z resztą? Dla wielu z nas może to być po prostu możliwość spotkania z bliskimi po długim czasie, albo szansa na pojednanie. Przez wieki to religia była – i jest – dla naszej kultury wielkim źródłem duchowego uniesienia, ale równie dobrze może to być niesienie pomocy innym – już Dickens wiedział, że to najlepsze antidotum dla wszystkich Scrooge-ów, którzy w grudniu widzą tylko pędzącą konsumpcję (tu polecam inicjatywę Szlachetnej Paczki, która towarzyszy nam i mi osobiście już kolejny rok).

  Grunt to poszukac tego co na nas działa. Zbiór bożonarodzeniowych symboli nigdy nie został zamknięty. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu, że kolejne pokolenia wciąż interpretują je na nowo i dokładają do nich cząstkę siebie Duch Świąt, nawet po dwóch tysiącach i dwudziestu trzech latach, żyje i co roku budzi na świecie anioły. Z każdym grudniowym dniem poczujemy to bardziej. 

No i mam tę swoją choinkę! :) Dziękuję za uwagę i z przyjemnością poczytam o Waszych bożonarodzeniowych dziwactwach, rytuałach i symbolach.

*  *  *

 

 

Look of The Day – Pierwsze świąteczne spotkania

Wpis powstał we współpracy z marką Masthew. 

 

bluzka – Masthew 

kolczyki "kółka" – YES

szerokie spodnie – Zara

buty – Jimmy Choo 

 

  Możesz pomyśleć, że Sopot o tej porze roku jest prawie opustoszały – i będzie w tym oczywiście nieco prawdy. Ale gdy przejdziesz się późnym popołudniem, albo nawet wieczorem, po naszym deptaku zobaczysz, że w każdej restauracji pali się światło – ciepłe i lekko przygaszone – a jeśli przyjrzysz się temu, co za oknem, zobaczysz roześmiane twarze i dłonie wznoszące kieliszki. Z trudem znaleźć gdziekolwiek wolny stolik, bo w przedświątecznym czasie każdy szuka okazji do spotkania.

  Tak było też w naszym przypadku. Weekend upłynął nam pod znakiem mniej i bardziej kameralnych spotkań. A skoro myślami jestem już w fabryce elfów, a w samochodzie gra od piątku moja grudniowa playlista, to ten zestaw wydał mi się idealny na ten wyjątkowy grudniowy wieczór.