Look of The Day – przyjemność przy zakupie czy przyjemność z noszenia? Co wybierasz?

Wpis powstał we współpracy z marką Biżuteria YES.

 

kolczyki – YES

kurtka w komplecie z szalikiem i rękawiczkami – MLE (niebawem dostępna)

zamszowa torebka – Hollie Warsaw

spodnie – Even & Odd

buty – Kazar

 

  Nie wszystko złoto, co się świeci – mawiają. I nie wszystko to, co pragniemy kupić, będzie nam sprawiać przyjemność, gdy już stanie się nasze. Ekscytacja i wyrzut dopaminy po zakupie wymarzonej rzeczy trwają chwilę, po 24 godzinach zwykle nie ma już po nich śladu.  

  Ale każda z Was ma pewnie takie rzeczy w swojej szafie (czy szkatułce), których noszenie sprawia przyjemność, nawet jeśli od zakupu minęły lata. Oczywiście z ekstazą i radosnym podskakiwaniem  ma to mało wspólnego, ale gdyby pomnożyć to uczucie drobnej przyjemności przez liczbę dni, w które je poczuliśmy, to uzbierałby się spory worek zadowolenia.  

  Chciałabym mieć tylko takie rzeczy, jak ten sweter, który zawsze wygląda dobrze, nawet gdy mam zły dzień, ulubiony kubek, który idealnie leży w dłoni, dżinsy, które wkładam, gdy nic innego nie pasuje, marynarkę, której już dwa razy doszywałam guziki (i zrobię to po raz trzeci, jeśli trzeba będzie), no i kolczyki – lekkie, z idealnie zaprojektowanym zapięciem, które sprawiają, że nawet bez makijażu wyglądam bardziej wyjściowo.

  O te ostatnie pytacie mnie często, zwykle aby zapytać czy „w końcu” udało mi się załatwić jakąś zniżkę do YES ;). Udało się! Po długim czasie wracam do Was z wspaniałą współpracą. Na specjalnej stronie YES znajdziecie „ulubioną biżuterią Kasi Tusk”. Wybrałam kilka moich top modeli, a marka w związku z akcją daje -20% na zakupy za minimum 499 zł na YES.pl oraz w Salonach YES z aplikacją YES Club (z przynajmniej jednym produktem z listy "Ulubiona biżuteria Kasi Tusk"). Jeśli lubicie podobną biżuterię co ja, to zajrzyjcie tutaj i znajdźcie coś, co będziecie chciały nosić codziennie. Akcja trwa do 14 marca!

 

Bo są walentynki, bo tęsknię za wiosną, bo brakuje mi koloru, bo…

Jeśli nadchodzi taki moment, w którym nawet ja zaczynam tęsknić za czymś soczyście kolorowym, to znaczy, że… mamy luty. Wiem, że wiele z Was wyczekiwała tego swetra, który nie tylko kolorem, ale i krojem może dodać odrobinę radości do naszych zimowych, zakamuflowanych strojów. Daję znać, że lada moment się wyprzeda, a na dostawę kolejnej partii chwilkę trzeba będzie poczekać. Unikamy w MLE nadprodukcji, jak to tylko możliwe i świetnie nam to wychodzi, ale to oznacza, że na wymarzoną rzecz trzeba się czasem zapisać. Tu możecie sprawdzić, czy Wasz rozmiar jest jeszcze dostępny. 

błyszczyk do ust – Rhode // dziennik wdzięczności – Intelligent Change // okulary – MIU MIU // grzebień – Mason Pearson // kosmetyki – Salt & Stone // 

sweter zaprojektowany i wyprodukowany w Polsce – MLE // spodnie – Zara (stary model, tu i tu podobne) // kapcie – RobotyRęczne

Last Month

Wpis powstał we współpracy z marką Newbytea, Veoli Botanica, Pasieką Miodów Sadowskich oraz Mongolian, a także zawiera promocję marki własnej. 

 

  „Ale to przecież luty jest najkrótszym miesiącem w roku! Dlaczego wydaje mi się, że ten styczeń trwał jeden dzień?!” – takie pytanie zadałam sama sobie, gdy moja przyjaciółka powiedziała mi, że przecież jest już nowy miesiąc, a ona cały czas czeka na nowy wpis z cyklu Last Month (kocham wszystkie moje przyjaciółki, które tu zaglądają, aby chwilę ze mną pobyć, bo wiedzą, że w ostatnich tygodniach miałam dla nich mniej czasu niż bym sobie tego życzyła <3).  

  Ten moment spowolnienia, który tak bardzo lubię o tej porze roku, ustąpił trochę miejsca różnorakim emocjom. Początek roku był wymarzony, ale w przyrodzie musi być jednak równowaga… Ten wpis nie będzie jednak o tym, aby wciąż rozpamiętywać porażki i podkręcać lęki. Bohaterką niech będzie codzienność – ta zwyczajna i niezmienna, która dodaje sił i energii, gdy nie wszystko idzie po mojej myśli. Rozgośćcie się! Czekałam tu na Was z porcją rozgrzewających kadrów i cieszę się, że przez chwilę możemy pobyć razem! Naprawdę!

 

Od lat po cichu marzyłam o tym, aby z przyjaciółmi spędzić Sylwestra w Ciekocinku. Ale zawsze ktoś miał inne plany, albo wypadały nieoczekiwane sytuacje. Tym razem się udało!Ten poranek ma dla mnie jakieś symboliczne znaczenie. Zaczęłam go tak, jak jeszcze niedawno nie śmiałam nawet marzyć – w siodle i ze spokojną głową. To nie było nawet moje postanowienie noworoczne – nie lubię ich sobie wyznaczać, bo uważam, że każdy dzień jest dobry, aby zacząć. Ale fakt, że właśnie dziś robię to, co kocham i co jest "tylko moje" daje mi już na starcie małe poczucie spełnienia. Jeszcze rok czy dwa lata temu byłoby nie do zrobienia. Dlaczego? O powodach wolałabym już zapomnieć. Ale się cieszę! Noworoczny grzech. Naleśniki do łóżka zamiast kolacji! Nie wierzcie w to, że kondycja włosów nie zależy od pielęgnacji! Ja w tym roku, dzięki suplementom, jedwabnym gumkom i maskom pielęgnacyjnym, które nakładałam za każdym razem gdy wiązałam włosy, mogę się dziś pochwalić grubszym warkoczem! Pobudka o świcie, bo koń czeka na mnie w stajni. Pamiętam jeszcze z dzieciństwa ten jeździecki savoir-vivre: jeśli chcesz być traktowana poważnie to czyścisz i siodłasz konia sama!Głowa niby pamięta, ale ciało nadal jak galareta!
1. Wiem, ile to pracy, aby koń był tak zadbany… Jeśli chcielibyście odkryć uroki stajni z prawdziwego zdarzenia, to odwiedźcie Pałac Ciekocinko jeszcze przed wiosną! // 2. Gdy coraz rzadziej dzielisz się czymś w sieci, ale to wcale nie znaczy, że tego nie ma!  // 3. Podobno ten deszcz ma zaraz zamienić się w śnieg. No to czekamy! // 4. Poczekaliśmy… ale odrobinę za długo. Teraz czas na napar i suszenie skarpet! //Pogoda jak, to mawiają, dla koneserów…Moje ukochane widoki. Morze i szczęśliwy pies. I w stronę Trójmiasta! Początek nowego roku był deszczowy i mglisty, ale i tak bardzo radosny.Wszystko co obecnie czytam i przeglądam. Gustav Klimt, Annie Ernaux, Chris Niedenthal, Annie Leibovitz. Czy ktoś jeszcze ceni prawdziwą fotografię i reportaż? 
1. Monika. Moja bratnia dusza, która zawsze wyczuwa moment, kiedy trzeba napić się rumianku. // 2. Przesyłki PR-owe od marek kosmetycznych zazwyczaj zawierają kosmetyki. Ale Sensum Mare wysyła włoskie Panettone! Mamma mia! Że niby najważniejsza jest pielęgnacja od środka? W każdym razie – dziękuję. Ten deser to najlepsze, co może nas spotkać w szary, deszczowy, styczniowy dzień. //Gdańsk. Miasto mojego dzieciństwa. Po co mi makijaż, skoro mróz i tak by go zniszczył?!Siedzę po cichutku w swojej kuchni. Wszyscy już poszli, a ja zaraz zbieram się po dzieci. Jeszcze tylko kwadrans poświęcę na ten nowy projekt, który spędzał mi sen z powiek przez ostatnie tygodnie. Sweter jak bombonierka, prezencik, cukierek, piękny kwiat. Coś, co rozweseli te dni, gdy marzymy już o kolorach i wiośnie. A żeby te kokardki dobrze się wiązały, żeby przyciągał wzrok i był jak chmurka… W tle leci "Dziadek do orzechów", a gdy tak rozmyślam za oknem zaczyna padać śnieg… Sen zimowy. Która z Was czuje teraz jego namiastkę? W tym artykule dałam z siebie wszystko, aby umilić Wam negatywne strony późnej zimy. Zajrzyjcie do niego, jeśli doskwiera Wam teraz ta szara aura.Pobudka! Śnieg spadł! Nie wiem jak Wy, ale ja po bułki jadę na sankach. Ta mina mówi: "premier pozwolił mi siedzieć na kanapie, więc co mi zrobisz?". Tak widzę tę zimę, nawet jeśli w Trójmieście biało było tylko przez dwa dni. Ale to, co obfotografowałam, to moje!
W Vogue. Uwielbiam styl Apres ski. Tablica z inspiracjami, wykroje, poprawki wzorów, szkolenia o nowych technologiach. Nie mogę się doczekać, gdy wrócę do budowania miasta z Polly Pocket! Ta jedna niedziela w roku, w której każdy z nas może zrobić coś dobrego. Daleko nam do rekordzistów, ale mimo to z dumą ogłaszam, że MLE uzbierało do WOŚP ponad 30 000 złotych!Cały czas masz poczucie, że robisz za mało. Ciągle kwestionujesz swoje decyzje. Nikt nie poklepie Cię po plecach i nie powie, że świetnie coś zrobiłaś. Nawet na urlopie będziesz w pracy. Czujesz ciągłą odpowiedzialność nie tylko za siebie i swoją firmę, ale także za swoich pracowników. Nikt nie zagwarantuje Ci sukcesu. To tylko kilka zalet bycia przedsiębiorczynią ;). Dziesięć lat prowadzimy z Asią MLE i chociaż nikt nam nie mówił, że będzie łatwo, to jednak nie sądziłyśmy, że z czasem będzie coraz trudniej :D. Za nami chyba najdłuższe spotkanie MLE w historii i podsumowanie nadchodzących modeli – mimo różnych przeciwności, na które napotykamy, uważam, że ta kolekcja będzie najlepsza!A tu mój zestaw na ten czas, kiedy mama może poczytać w ciągu dnia. Takie momenty w ostatnich latach zdarzają się jednak tylko wtedy, gdy test combo pokazuje pozytywny wynik :D.1. Sobotnia rekonwalescencja. // 2. Ten krem jest jak jedwabna kołderka dla mojej zaognionej skóry. Ta tubka to nie tylko ratunek dla mnie, sprawdza się super jako krem dla małych i większych dzieci – po kąpieli, na podrażnienia, policzki suche od zimna. Nawet mąż się nie brzydzi go używać :D. Polecam gorąco naprawczo-kojący krem okluzyjny DEAR SKIN od Veoli Botanica. Z kodem makelifeeasier20 dostaniecie -20% na wszystko oraz do 9 lutego powyżej kwoty 249 zł (po rabacie) GRATIS – SILKY SMOOTH BODY (peeling do ciała).Moje wiosenne marzenie? Wystawa Hockney'a w Paryżu, która zaczyna się pierwszego kwietnia. Wiele lat temu widziałam jego wystawę w Londynie. Była tam akurat instalacja o czterech porach roku. Na powyższych zdjęciach widać jak nad nią pracuje. Jeśli ktoś z Was będzie w Paryżu w wakacjach, a mi nie uda się dotrzeć, to napiszcie mi chociaż jak wrażenia!Może to powirusowa wysypka, może dziwna reakcja na powrót do ćwiczeń, może o kawałek panettone za dużo, ale dziś jest już o niebo lepiej i obyło się bez wizyty u dermatologa (i bez makijażu przez prawie miesiąc :D). Chociaż wygląd nigdy nie był u mnie na szczycie priorytetów, to ta wysypka nieco psuła mi humor, gdy spojrzałam w lustro. Mocno ściskam wszystkie osoby, które borykają się z problemami skórnymi – niby nic, a jednak kradnie to pewność siebie i wywołuje uczucie bezsilności. Nasza ulubiona gra "O kocie w kłopocie". Kupiłam z myślą o moim ukochanym przepisie Oli na makaron z pistacjami. Jak to jednak w życiu bywa, nim się zabrałam za jego gotowanie, już zdążyłam zjeść samą pastę. To w 100% zmiksowane na gładki krem pistacje. Nie znajdziecie dodatku konserwantów, wypełniaczy, soli, cukru czy oleju palmowego. Jeśli raz jej spróbujecie, to przepadniecie! Ja uzupełniam właśnie zapasy: z kodem MAKELIFE10 dostaniecie 10% zniżki w Pasieka Miodów SadowskichGdy ze wszystkich stron atakują Ciebie filmiki o czekoladzie dubajskiej (słyszeliście o tym wynalazku egipsko-brytyjskiej przedsiębiorczyni?), a Ty przypominasz sobie, że poza starym croissant'em, masz jeszcze najlepszą na świecie pastę z pistacjiMiło powspominać, gdy słoik był jeszcze pełny :D. Dwa Panettone w jednym miesiącu! To się nie dzieje naprawdę! Dzięki Farmina – mój Zespół bardzo docenia takie przesyłki! Ale ja mam "bana" do końca roku! :DZ daleka pachniały mi myszki… Nasza stała trasa po Gdańsku kończy się tu (w Fikka Bar). Czasem to dla nas miejsce na rodzinne niedzielne śniadanie, a czasem udajemy, że to nasze biuro :D. To MLE? No pewnie! Koszula Peer i sweter w paski to nasze styczniowe wybory. 1. Trzy… dwa… jeden! Nasz walentynkowy sweter już na Was czeka. // 2. Kawałek mojego ulubionego odcienia błękitu. // 3. Wiem, że fajnie by było, gdyby te rękawiczki były brudne od śniegu, a nie od błota, ale ta szara zima też może nam przynieść korzyści…  // 4. To już? // Gdy ogórek zastępuje "chrupki duszki"…Moja sześcioletnia dziewczynka…W tym roku prowadziłam swój Instagram trochę dla zabawy, a trochę dlatego, aby po prostu "nikt nie powiedział, że odpuszczam". Bez opracowanego planu czy profesjonalnego zaplecza. Moja uwaga była skupiona przede wszystkim na MLE i życiu rodzinnym – obydwie te rzeczy okazały się w minionym roku bardziej wymagające niż się spodziewałam. 

Tym bardziej mi miło, że ten profil osiąga dalej takie zasięgi. Przy tej całej gonitwie za lajkami, do której nigdy nie potrafiłam się dopasować (a może po prostu nie chciałam?) fajnie jest wiedzieć, że nie trzeba sprzedawać wszystkiego, mówić o wszystkim i pędzić za algorytmem. Dziękuję za tę cudowną widownię, o której nawet nie śniłam. A teraz może trochę "zluzuję gumkę" na Tiktoku ;). Znalazłyście mnie już tam?1. W Sopocie pogoda idealna. Tak nie za biało, nie za ciepło, nie za sucho i niezbyt słonecznie. Często pytacie o to skąd mam granatowe pudełko ze złotymi zającami… To pudełko na herbaty od Newbytea.

Newbytea Crown Rabbit to zestaw moich ulubionych herbat zamkniętych w pięknym pudełku. W środku znajdziecie 36 saszetek: English Breakfast, Earl Grey, Jasmine Blossom, Green Sencha, Peppermint i Rooibos Orange. To świetny prezent, bo jakość tych herbat jest naprawdę nie do przebicia. Z kodem KASIA20 dostaniecie zniżkę -20% na cały asortyment (działa od dzisiaj do 12 lutego). A jeśli jesteście prawdziwymi koneserkami i myślicie, że w herbacianym świecie już nic Was nie zaskoczy, to spróbujcie tego

1. W co ja się znowu pakuję (spokojnie, to nie dla mnie ;)) ?! // 2. Zestaw wszystkich smaków z pudełka od NewbyteaA teraz czas na poważniejszy temat. Słyszałyście o tych mega istotnych zmianach, dotyczących ubrań, które weszły z początkiem nowego roku? 
Nie można już wyrzucać tkanin (ubrań, firan, prześcieradeł, dziurawej skarpetki i tak dalej do kubłów ze śmieciami zmieszanymi. Podejrzewam, że większość z Was i tak tego nie robiła, ale warto wiedzieć, że teraz takie postępowanie może spotkać się z karą finansową. Ubrania trzeba oddać do specjalnie wyznaczonych przez miasto/gminę miejsc ("punkty selektywnej zbiórki odpadów komunalnych"). Czyste ubrania w dobrym stanie można oczywiście przekazać na zbiórki charytatywne, ale dziurawe skarpetki się do tego nie zaliczają!Paczka od serca. Dziękuję Pasieka Miodów Sadowskich

Jeśli chcecie w zdrowy sposób wynagrodzić Waszym dzieciom to, że nie chodzicie do McDonalds'a i nie kupujecie Kinder Bueno (wiadomo, że to mogą jeść tylko dorośli :D), to spróbujcie tych owoców liofilizowanych. MEGA!Gdy kreatywność ucieka uchem…
A to książka o której kiedyś już Wam wspominałam. "Zbiorowe złudzenia" pomagają zrozumieć czemu ludzie wierzą w bzdury i dlaczego często popycha ich to do krzywdzenia tych, którzy myślą inaczej. Przerażające, ale nie można ze strachu zamykać oczu i uznać, że osoby zamknięte w swojej bańce nienawiści, sami z niej wyjdą. 
Portosik miał w styczniu nieco gorszy czas. I w związku z tym udaje, że nie widzę jak wskakuje na kanapę. Portos na szczęście nie zorientował się, że WIEM. 

Trendy na 2025 rok mówią, że teraz wraca do nas maksymalizm. I to na całego. Ja raczej miłośniczką ekscentrycznych fluorescencyjnych wzorów nie zostanę, ale jeśli zamówiłam niebieski koc to znak, że coś się święci. A tak serio – jeśli mogę, to wybieram rzeczy do domu z innych marek, niż tych, nazwijmy to, z "głównego nurtu". Mój koc to w 100% wełna owcza (chociaż jest miękki i delikatny w dotyku). Znalazłam go na stronie Mongolian i jest dokładnie taki, jakiego szukałam. A to zapowiedź nowej przygody, którą właśnie rozpoczynam z pewnym biurem architektonicznym. Chociaż miną pewnie lata nim zdecyduję się na jakikolwiek remont w moim mieszkaniu, to z przyjemnością pomogę komuś innemu. 1. To co? Robimy bazę? // 2. Nasz polski Vogue trzyma poziom! // 3 i 4. Dni ciągle za krótkie. Czy wraz z nadejściem wiosny czas się wydłuży i dzięki temu zdążę ze wszystkim?"Dlaczego tu zawsze same zdjęcia ciasteczek i słodyczy?". No bo takich posiłków to ja nie fotografuję :D. 
Chwilę przed tym, jak z kubkiem gorącej herbaty usiadłam do pisania tego wpisu. Z każdym wyklikanym na klawiaturze zdaniem, zastanawiałam się, co chciałybyście dziś usłyszeć? Co sprawiłoby, że problemy, które spoczywają na Waszych barkach, przez chwilę stały się lekkie jak chmurka? Jak można pokazać przez ekran komputera, że codzienność może być piękna, nawet jeśli zanurzona jest w nieskończenie wielu nieidealnych sytuacjach?

Uśmiecham się do Was i mam nadzieję, że widzimy się niebawem!

*  *  *

 

Zapiski o modzie i stylu – sztuczne futro. TAK czy NIE?

sztuczne futro – LA Ronde (z drugiej ręki)

materiałowe spodnie – MLE ​

buty – Adidas Samba 

torebka – Bottega Veneta

sweter – MLE (stara kolekcja)

  O naturalne futra dziś już nikogo pytać nie będę. Ale co z ich sztuczną alternatywą? Oczywiście dla środowiska odpowiedź na każde pytanie dotyczące ubrania jest jedno: im mniej tym lepiej. Kupowanie z drugiej ręki oczyszcza trochę nasze sumienie, ale w przypadku sztucznych futer jest to wyjątkowo dobre rozwiązanie. Dlaczego? Bo to taka część garderoby, która jest dosyć odporna na plamy i zniszczenia. No i łatwa w czyszczeniu. Można więc z dużym prawdopodobieństwem założyć, że jeśli trafimy na używane sztuczne futro powinno ono być w niezłym stanie. No ale czy Wam się podoba? Nosicie? Lubicie?

Poniżej, poza moim zestawem znajdziecie też kilka opcji, które wyszukałam w internecie. Dajcie znać czy któreś wpadło Wam w oko. 

1. Monki // 2. Mango // 3. Stand Studio // 4. Stand Studio // 5. Mango // 6. GAP // 7. MAJE // 8. &Other Stories // 9. Apparis // 

 

Look of The Day – WOŚP

  Nie mieści mi się w głowie, że żyjemy na świecie, w którym niektórzy otwarcie i bez zażenowania krzyczą wszem i wobec, że nie popierają zbiórki pieniędzy na dziecięce oddziały hematologiczne i onkologiczne, i że lepiej przeznaczyć pieniądze na chorą propagandę, która już raz, zresztą właśnie w dniu finału WOŚP, doprowadziła do strasznej tragedii. Odkąd pamiętam, odkąd byłam małą dziewczynką, wiedziałam, że Polakom udało się stworzyć coś niezwykłego: inicjatywa, zapoczątkowana przez jednego człowieka dobrej woli, z czasem zmieniła się w ogólnonarodowy wielki zryw, który łączył mimo podziałów i zbierał miliony na pomoc chorym, nawet jeśli większość z nas była w stanie wrzucić najwyżej złotówkę do puszki.

  „Nie zgadzamy się ze sobą w wielu sprawach, ale na WOŚP zbieramy razem, bo wszyscy chcemy pomagać” – ileż razy słyszałam te słowa z ust najróżniejszych osób! Takich, które przy innej okazji nawet by sobie rąk nie podały! Jak bardzo cieszyła ta nić porozumienia, która sprawiała, że chociaż przez chwilę wszyscy graliśmy do jednej bramki. A warto było grać! Wie to każda mama (i tata też!), która spędziła ze swoim dzieckiem chociaż jedną noc w szpitalu. Nie mówiąc już o tych maluchach, dla których szpital jest drugim domem. Małe czerwone serduszka na inkubatorach, aparatach USG, respiratorach i na tych rozkładanych fotelach, które pozwalały zrozpaczonym rodzicom chociaż na chwilę zapaść w sen – to pomoc za którą trzeba zapłacić, ale jej wartości dla chorych dzieci i ich rodzin nie da się wycenić.    

  Jestem dumna, że zawsze wspierałam WOŚP i zamierzam to robić zawsze. Do końca świata i o jeden dzień dłużej.

  Wraz z moim Zespołem w tym roku kolejny raz wystawiamy na aukcję osobno całą letnią i zimową kolekcję od MLE i cieszymy się, że możemy dołożyć swoją małą cegiełkę do tej piękneji idei. 

link do aukcji z całą kolekcją MLE Jesień/Zima 
link do auckji z całą kolekcją MLE Wiosna/Lato

 

Lutowe umilacze: Gdy myślisz, że nienawidzisz lutego, czyli jak znaleźć swój własny sposób na „sen zimowy”.

Wpis powstał we współpracy z marką Azure Tan, Yonelle, Sensum Mare i Olinii. 

 

  Tak jak drzewa, które zrzucają liście i niedźwiedzie, które drzemią u ich korzeni, tak nasze ciała też są zaprojektowane, aby w zimowe miesiące zachowywać się inaczej. Ten, kto nie chce lub nie umie tego dostrzec, będzie czuł niepokój aż do wiosny, a nadchodzące lutowe i marcowe dni staną się dla niego czasem straconym. Na początek – abyś uwierzyła, że to nie tylko gadanina fanatyczki zimowych miesięcy – przedstawię Ci kilka faktów, które to potwierdzają. A potem spróbujemy coś na to zaradzić.

  Za National Geographic: „Z najnowszych badań wynika, że i u ludzi dochodzi do zmian rytmu dobowego, które przypominają trochę sen zimowy. Do takich wniosków doszli badacze z Niemiec. Ich pracę naukową opublikowało czasopismo „Frontiers in Neuroscience”. Naukowcy z Kliniki Snu i Chronomedycyny w szpitalu św. Jadwigi w Berlinie ustalili, że faza snu zwana REM była znacząco, bo o 30 minut dłuższa zimą niż latem. Uczeni podkreślają, że takie zmiany rytmu snu widać nawet w populacji miejskiej. To środowisko o niskiej ekspozycji na światło naturalne i o dużym zanieczyszczeniu światłem sztucznym. Teoretycznie mieszkańcy miast nie powinni być podatni na sezonowe zmiany snu. Badania pokazują, że jest inaczej.” 

  Inuici, dawniej nazywani Eskimosami (zrezygnowano z tej nazwy, gdyż uznano ją za obraźliwą, bo oznacza dosłownie „ludzie jedzący surowe mięso), w zimie śpią po 14 godzin dziennie. To oczywiście przerysowany przykład, bo Inuici żyją na terenach, gdzie występuje noc polarna, ale naiwnością byłoby twierdzić, że możemy funkcjonować tak samo w lutym, kiedy o siedemnastej panują już ciemności, co w czerwcu, gdy słońce zachodzi o dwudziestej pierwszej. Zimne miesiące słusznie wzmagają u ludzi poczucie senności w ciągu dnia, bo organizm potrzebuje dłuższego okresu na regenerację.

Sweter i dresy są od MLE. (ten pierwszy pojawi się w kwietniu, te drugie są już niestety wyprzedane)

 

  Dr Dieter Kunz dodaje, że „mimo tego, że nasza fizjologia jest rozregulowana to, w przeciwieństwie do innych zwierząt, my nadal działamy bez zmian przez okrągły rok”. A to sprawia, że w lutym i marcu mamy wrażenie, że „jedziemy na rezerwie”. Oczywiście, nikt z nas nie będzie porzucał swojego życia i codziennych obowiązków, aby zawinąć się w kołdrę na pół roku, ale planując nasz czas wolny, nowe wyzwania, przyjemności czy spotkania towarzyskie, warto wziąć pod uwagę fakt, że szanowanie rytmu pór roku to nic innego jak funkcjonowanie zgodnie z naszą naturą. Spowolnienie, oszczędzanie energii, otaczanie się ciszą – to wszystko jest po to, aby łatwiej odnaleźć w sobie witalność, gdy nadejdzie wiosna.  Pod przykrywką „umilaczy” dzielę się z Wami kilkoma sposobami na to, aby poczuć się lepiej późną zimą – idealne dla wszystkich, którzy mają swój ulubiony warzywniak i jak każdy millenials, lubią emeryckie zwyczaje i ciekawostki ;).  

1. Zwierzęta mogą trwać w śnie zimowym przez wiele miesięcy. A my?

  Ten niezwykły mechanizm, zwany snem zimowym, pozwala zwierzętom przetrwać czas niskich temperatur i niedoborów pożywienia. My zaliczamy się jednak do stworzeń aktywnych zimą. Udaje nam się to przede wszystkim dzięki cywilizacyjnym zdobyczom: ubraniom, zapasom jedzenia i ciepłym domom. Ale ja dodałabym do tego jeszcze seriale i filmy na platformach streamingowych. Wybrałam pięć polecajek dostępnych na różnych platformach, które pomogą przełknąć szare widoki za oknem, a może nawet sprawią, że dostrzeżecie w tej aurze jakiś urok.

„Śleboda”

Polski serial z Zakopanem w tle. W rolach głównych Maria Dębska i Maciej Musiał. Oglądałam z przyjemnością, nawet jeśli nie wszystko było perfekcyjne. 

"Anatomia upadku"

Góry, śnieżne krajobrazy i wnikliwa analiza moralnego upadku człowieka. Wciąga jak rzeka i zostawia z głową pełną myśli. Film zgarnął masę nagród – w pełni zasłużonych.  

"Duch śniegów"

Z pozoru zwykły film  przyrodniczy o życiu zwierząt w Tybecie. Jeśli lubicie w weekend puścić sobie coś, co leci w tle, gdy sprzątacie albo gotujecie obiad, to zapewniam Was, że po kwadransie całą rodziną będziecie z zapartym tchem przyglądać się życiu śnieżnej pantery. Takich filmów o naturze nam trzeba!  

"Biała Odwaga"

Tu znów mamy Podhale, ale tym razem akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej. Mamy tu dwóch górali, braci, którzy w obliczu niemieckiej okupacji wybierają zupełnie inną drogę. Film wzbudził wiele kontrowersji, co może być zrozumiałe jeśli ktoś spodziewał się po nim ciężkich rozliczeń i pełnej dyscypliny w odwzorowywaniu faktów historycznych. Nie zgodzę się jednak z opiniami, że jest to film „antygóralski” – moim zdaniem wręcz przeciwnie. Zachwyciły mnie widoki gór, scenografia, kostiumy. Polecam mimo niskich ocen na Filmwebie (będące skutkiem przede wszystkim zmasowanych „jedynek” dodawanych podobno przez środowiska chcące zbojkotować ten film).  

"Szogun"

Czasem aby dostrzec piękno, trzeba je obejrzeć z innej strony – na przykład w Japonii. W tym serialu mgliste krajobrazy i przeciągające się przedwiośnie stanowią piękne tło dla historii rodu samurajów. Ocena według Filmwebu: 7,8! 

 

2. Co Pani zamawia? Grypę typu A? Rotawirusa? A może mykoplazmę?

  W Sopocie panuje teraz idealna pogoda: nie za ciepło, nie za sucho, nie za biało i nie za słonecznie. I pewnie niewiele zmieni się w tym temacie do połowy kwietnia. Te warunki rewelacyjnie wpływają na wirusy – to ich najlepszy czas w roku. Nie będę tu tworzyła pozytywnych afirmacji – infekcje nie są fajne i rozumiem wszystkich, którzy w tym momencie mają ich dosyć. 

  Jestem ogromną zwolenniczką zasady "zdrowa żywność zamiast suplementów” i mam kilka swoich ukochanych „superfoods” o naukowo udowodnionym działaniu. Pierwszy na liście moich spożywczych cudów jest wspominany przeze mnie nie raz olej z czarnuszki. Piję go codziennie już od ponad sześciu tygodni. Odsyłam tutaj do artykułu Pana Tabletki, albo do mojego zestawienia badań, które potwierdzają prozdrowotne właściwości.  

Mój zapas oleju z czarnuszki zaraz się skończy i będę uzupełniać zapasy. Jeśli chcecie dołączyć do mnie i przekonać się na własnej skórze (i to dosłownie! akurat tego się nie spodziewałam, ale moja cera też poprawiła się od czasu gdy zaczęłam pić ten olej) to z kodem MLE otrzymacie -12% do 31 stycznia. 

 

  UWAGA! Jeśli chcemy, aby picie prozdrowotnych olei miało sens, trzeba kupować je z dobrego źródła, bo wszystko ma tutaj znaczenie: sposób tłoczenia, jakość nasion, każdy etap obróbki czy nawet rodzaj butelki, w jakiej przechowywany jest olej. Sprawdziłam ten z Olinii i spełnia najwyższe standardy – widać, że znają się tam na rzeczy. Ja polecam dodać do diety jeszcze syrop z czarnego bzu, olej z lnu złocistego i oczywiście miód zamiast cukru. 

 3. Czy chociaż skóra mogłaby być ładniejsza w tym ponurym czasie?

  Niestety nie bardzo. Wysuszone placki, rozwarstwiający się makijaż na mrozie, szary kolor skóry, uczucie ściągnięcia i o wieeeele za dużo niebieskiego światła z telefonu. A może jednak? W czasie gdy największe koncerny kosmetyczne zamykają swoje zakłady, bo technologicznie nie spełniają już dzisiejszych standardów, warto jest sprawdzić, czy nasze produkty do pielęgnacji nie powinny przejść przez małą podróż w czasie. Paradoksalnie to te mniejsze marki z bardziej elastycznym podejściem do nowoczesnych rozwiązań mogą produkować skuteczniejsze i zdrowsze kosmetyki. Spróbujcie najdroższe produkty od międzynarodowych gigantów zamienić na te dwa kosmetyki od polskich marek: Sensum Mare i Yonelle. Już piszę dlaczego:

Hydrostabilizująco-regeneracyjna maska nocna ALGOMASK od SENSUM MARE – jeśli chcesz po przebudzeniu spojrzeć w lustro i pomyśleć sobie: „chyba się wyspałam bo moja twarz jakoś lepiej wygląda”, to myślę, że powinnaś wypróbować ten produkt. Jak wiele z Was, jestem wielką fanką tej polskiej marki i wcale się nie dziwie, że zrobiła taką furorę. Ta maska na noc (albo na długi wieczór przed komputerem) niweluje niekorzystny wpływ czynników atmosferycznych na skórę, takich jak niskie temperatury. Działa podczas snu niczym nawilżająco-regeneracyjny kompres, pozostawia skórę jędrną, sprężystą i dobrze nawilżoną. W Sensum Mare do 2 lutego trwa promocja 2+1 (trzeci najtańszy produkt kupicie za jeden grosz). 

TRIFUSÍON FOCUS Serum-­Booster redukujące  zmarszczki i pory od Yonelle – ten kosmetyk dosłownie zmienia skórę w jej lepszą wersję. W swoim składzie posiada egzosomy, uznane za najciekawszy składnik kosmetyków w 2025 roku (ekhm… Yonelle używa tego składniku już od roku…). Egzosomy usprawniają komunikację międzykomórkową, regenerację i odnowę skóry na poziomie molekularnym. A w jeszcze większym skrócie: egzosomy to rewolucja w odmładzaniu i regeneracji skóry. Serum już po jednym użyciu zmniejszył u mnie widoczność porów (a rozszerzone pory to także objaw starzenia się skóry). Wyniki badań aparaturowych wykazały zmniejszenie długości zmarszczek o 46% po 6 tygodniach stosowania. Jak dla mnie produkty Yonelle dorównują (a może nawet prześcigają) kosmetyki z najwyższej półki. Widać tu ogromną motywację do poszukiwania najnowocześniejszych i najskuteczniejszych rozwiązań. Jeśli chcecie zaopatrzyć się w serum od Yonelle, to dodając go teraz do koszyka, automatycznie naliczy Wam się rabat 30% na ten i inne wybrane produkty. 

 

 4. A co ma powiedzieć ktoś, kto słońce widzi tylko przez godzinę dziennie? Albo w ogóle?

  Filmiki pokazujące to, jak świat będzie wyglądał za kilkanaście tygodni, gdy o 19 wciąż będzie jasno, robią teraz milionowe zasięgi na Tiktoku (najlepiej z podkładem Pezeta i Wani). Narzekanie jest oczywiście bardzo przyjemne, ale co ma w takimi razie powiedzieć dziewczyna, Polka i mama jednocześnie, która naprawdę wie jak żyję się w czasie nocy polarnej? Postanowiłam zaprosić do rozmowy Martynę – fotografkę i influencerkę mieszkającą na Lofotach w Norwegii – aby podzieliła się z nami swoimi sposobami na światło i radość, gdy wkoło panuje ciemność. 

K: Jak długo nie widziałaś słońca?    

M: W miejscu, w którym mieszkam noc polarna trwa około miesiąca (na Lofotach, w zależności od lokalizacji rozpoczyna się i kończy w różnym czasie). Nie ma wschodów słońca – noc trwa przez całą dobę. Na początku stycznia noc polarna zakończyła się, ale dzień aktualnie nadal jest krótki – trwa około 4 godzin, słońce wschodzi po godzinie dziesiątej i zachodzi po godzinie czternastej. Jedna sprawa to noc polarna, a druga: zachmurzenie i sztormowa pogoda – to, że słońce już wschodzi, nie oznacza, że je widzimy.

Martyna pracuje jako fotgrafka. To jedno z tysiąca zdjęć jej autorstwa. 

 

K: Czy widzisz jakieś zmiany w codziennym funkcjonowaniu/swoim ciele/nastroju gdy nadchodzi noc polarna?    

M: Ja uwielbiam czas nocy polarnej, nie zauważam u siebie spadków energii, nastroju. Oczywiście, o wiele piękniej i przyjemniej jest, gdy mamy śnieg, co wcale nie jest pewnikiem, pomimo że Lofoty leżą około 300 km za kołem podbiegunowym. Na pewno w tym czasie pozwalam sobie na zwolnienie tempa, więcej spokoju – jak w naturze, która w tym czasie w pewnej części zapada w zimowy sen.  

K: Jakie masz sposoby na to, aby noc polarna nie wpływała aż tak bardzo na Twój nastrój /spadek energii?  

M: Z natury jestem osobą bardzo pozytywnie podchodzącą do życia, pogoda nie determinuje mojego nastroju – nie mam na nią wpływu. Kocham zimę – jak najwięcej czasu staram się spędzać na świeżym powietrzu, blisko natury. W domu tworzę koselig (norweski odpowiednik hygge) klimat – dużo świec, światełek. Na pewno bardzo ważne jest też suplementowanie witaminy D, kiedy słońca po prostu nie ma.  

Lofoty okiem Martyny. 

 

K: Jak zaopatrujesz się w świeże warzywa i owoce? Czy dostępność w Waszym miejscu jest ograniczona?    

M: Wiem, że kraje nordyckie kojarzą się nam z tym, co „zrównoważone, nowoczesne, zdrowe itd", ale prawda jest taka, że w Polsce mamy ogromny wybór i dostępność warzyw, owoców, eko żywności, targowiska, stragany. Na Północy musimy zadowolić się tym, co jest akurat dostępne w marketach, nie mamy warzywniaków, targowisk. Niestety często wybór jest niewielki, normą pakowanie jest pojedynczych warzyw w folię, a warzywa i owoce, które mają za sobą długą drogę nie są często pierwszej świeżości. Staram się wybierać to, co sezonowe i korzystam z mrożonek. Sami zbieramy też jagody, borówki i robimy zapasy na zimę. 

K: To prawie jak prawdziwe misie polarne! W Polsce często narzekamy teraz na krótkie dni – co byś nam powiedziała, abyśmy zmienili nastawienie do zimowych miesięcy?

M: Haha. Bardzo często słyszę lub czytam w komentarzach: „U mnie też tak ciemno/ponuro/dzień tak samo krótki". Odpowiadam wtedy: „Ale słońce wzeszło, prawda?" :) Jeśli nie możesz znaleźć słońca na niebie, poszukaj go w sobie, w innych ludziach. Wiem, że o wiele łatwiej pokochać mroźne, śnieżne zimy, niż te, które przypominają mieszankę wczesnego przedwiośnia z zapowiedzią zimy, która nie nadeszła, ale hej! Taki rytm życia. Bez zimy, nie ma wiosny – równowaga w naturze istnieje, nie mamy na nią wpływu, mamy za to wpływ na to, jak żyjemy.  

Widok z okna Martyny na Lofoty. 

 

  Gdy obserwuję profil Martyny (gorąco zachęcam, abyście też zaczęły!), Lofoty wydają się najpiękniejszym miejscem na ziemi. Łatwo jest po takich obrazkach pomyśleć, że zima w Polsce jest szara i niezbyt ładna. Ale ten kto stale ogląda relacje Martyny wie, że cena „mieszkania w pocztówce” też bywa wysoka. Wyprowadzka w piękne zaśnieżone miejsce wcale nie rozwiązuje wszystkich naszych problemów, ale z pewnością dokłada kilka nowych. Dla Martyny jest to walka z wichurami, problemy z dostępem do opieki medycznej dla siebie czy małej córeczki, poczucie izolacji od świata czy obawa o ukochane miejsca w dobie galopujących zmian klimatycznych. 

5.  A skoro Martyną wspomniała już o mrożonkach…  

  Badacze są zgodni, że mrożonki – okryte złą sławą – są równie zdrowe (jeśli nie bardziej), co ich świeże odpowiedniki. Oczywiście nie mam tu na myśli mrożonej pizzy, frytek czy zapiekanek, tylko warzywa i owoce. Te przeznaczone do mrożenia zbierane są w szczytowej fazie dojrzałości i mrożone kilka godzin później. Z kolei cały proces, którym zostają poddane warzywa i owoce przed dostarczeniem do sklepu (m.in. zbiór, sortowanie, transport), zajmuje kilka dni. Grupa badaczy z University of California udowodniła, że między innymi z tego powodu mrożone warzywa i owoce mogą być zdrowsze od tych świeżych. Mowa tu o zawartości witamin A, C i B, antyoksydantów czy kwasu foliowego. Czy nie jest to dobra wiadomość? W lutym i marcu nawet jabłka i ogórki, zbierane wiele tygodni wcześniej, nie smakują już tak dobrze. Jeśli więc z utęsknieniem czekasz na nowalijki, to spójrz życzliwszym okiem na zawartość zamrażalników w supermarketach. 

6. Wypełnić czymś tę ciszę.

  Sama nie wiem czy muzyka Basi Maleckiej pomaga poczuć w sercu pierwsze przebłyski wiosny czy raczej ułatwia docenienie tej zahibernowanej zimowej rzeczywistości. W każdym razie: polecam. Wynalazłam ją na Tiktoku i przepadłam. Znajdziecie ją też na Spotify

7. Wszyscy chcemy słońca. Albo chociaż udawać, że je mamy.  

  Pragnienie słońca jest czymś całkowicie naturalnym, ale statystyki pokazują, że gdy pragniemy "za bardzo", możemy zrobić sobie krzywdę. Kraje skandynawskie mierzą się z największą „epidemią” raka skóry w Europie. Ale jak to? Przecież tam słońca jest jak na lekarstwo?!  Johan Hansson, lekarz ze szpitala Karolinska i jeden z organizatorów konferencji o nowotworach skóry, mówi że od lat 60. XX wieku w Szwecji liczba przypadków raka skóry rośnie i nie wykazuje oznak spowolnienia, ponieważ Szwedzi są narodem kochającym słońce. „Szwedzi nie mieszkają w słonecznym kraju, ale dosłownie czczą słońce. Ponieważ jesteśmy krajem zamożnym, możemy sobie pozwolić na wyjazd za granicę latem i zimą. Wiele osób każdej zimy podróżuje na przykład do Azji i w krótkim czasie bardzo intensywnie się opala. To widać w statystykach dotyczących nowotworów”” – mówi Hansson.

 Słońce daje nam witalność, poprawia humor, a nawet wpływa na lepszy sen. No i sprawia, że nasza skóra wygląda na zdrową i ma piękny opalony kolor. To ostatnie akurat możemy zafundować sobie o każdej porze roku i to w zdrowszy sposób niż przysmażając się na leżaku. Jeśli chociaż w małym procencie masz wrażenie, że oszukujesz aurę na zewnątrz, bo Twoja skóra wygląda na muśnięta słońcem to dawaj! Ja mam dla Ciebie przetestowane, bezpieczne i łatwe w użyciu kosmetyki samoopalające dostosowane do różnych potrzeb. Wypisuję je pod poniższym zdjęciem. 

Night Repair naprawcze serum samoopalające do twarzy na noc – kropelki samoopalające do twarzy to rodzaj produktu, który pewnie jest już Wam znany. Ale te od Azure Tan mają w swoim składzie także substancje aktywnie pielęgnujące naszą skórą. Skończyłam już produkt z dodatkiem retinolu i teraz postanowiłam wybrać niebieską wersję z kwasem glikolowym i koenzymem Q10. Polecam wszystkim dziewczynom, które chcą być lekko opalone a jednocześnie walczą z niedoskonałościami (tak, w wieku 37 lat też można mieć pryszcze ;)).

Masło do ciała Tan Free Firm & Hydrate – świetny balsam z witaminą B5 i masłem Shea. Używam go przed nałożeniem samoopalacza na suche strefy jak kolana, łokcie czy nadgarstki

Rękawica do wielorazowego użytku – doświadczone osoby poradzą sobie z parą jednorazowych silikonach rękawiczek, ale nakładanie samoopalacze taką miękką wersją jest na pewno łatwiejsze i przyjemniejsze. Wrzucam ją potem do pralki i gotowe – jest jak nowa.  

Pianka samoopalająca Organic Coconut „medium do dark” – stworzona na organicznej wodzie kokosowej,  dzięki czemu nie tylko opala, ale też głęboko nawilża skórę. Efekt widać już po godzinie więc przyda się jeśli ktoś nagle wyskoczył z zaproszeniem na basen ;).  

Supple Skin serum opalające do ciała „light do medium” – to mój ulubiony produkt. Po pierwsze jest bezbarwny na skórze (nie pobrudzi ubrania ani pościeli), po drugie: skóra jest po nim pięknie nawilżona. Polecam dla osób, które mają doświadczenie w nakładaniu samoopalaczy, ale jeśli się z nim zaprzyjaźnicie, to już nie będziecie chciały oddać. 

Jeśli macie ochotę przetestować te i inne kosmetyki od Azure Tan, to z kodem MLE15 otrzymacie 15% rabatu na cały asortyment w sklepie Azuretan.com.pl.

  Krajobraz za oknem mówi mi, że może jest styczeń, a może końcówka października? Listopad? Grudzień? Luty? Marzec? Albo początek kwietnia, gdy zieleń jeszcze się nie obudziła. Przez prawie siedem miesięcy krajobraz wygląda podobnie, i – powiedzmy to sobie szczerze – błotniste kolory to nie jest najpiękniejsza odsłona polskich krajobrazów.

  Czy pocieszeniem będzie to, że nie tylko my cierpimy z powodu mniej wyrazistych pór roku i niekończącej się ponurej aury? Natura też nie wie do końca, co powinna teraz robić. Tak jak my, jest nerwowa i zagubiona. Rozkwitać już czy jednak czekać na śnieg? Nie ma na świecie niczego mądrzejszego od niej, więc nie miej do siebie pretensji, że nie panujesz nad wszystkim. Nikt nie panuje.   Zima jest po to, aby dostrzec progres, bo do tej pory, przez cały rok, podwyższałaś sobie poprzeczkę i nie miałaś czasu aby docenić to, co już Ci się udało. I w tej myśli pomogę Ci wytrwać!

 

*  *  *