[Artykuł zawiera lokowanie produktu]
Metamorfozy to temat stary jak błyszczyki z efektem płytki CD czy telezakupy Mango – w dobie inkluzywności i coraz silniejszych ruchów feministycznych młode kobiety nie chcą drastycznie zmieniać swojego wizerunku pod dyktando innych. To znaczy… chciałybyśmy, aby tak wyglądała rzeczywistość i żeby każda z nas czuła się w swoim ciele piękna, ale fakty studzą mój entuzjazm. Co roku na świecie rośnie liczba wykonywanych operacji plastycznych – w Polsce szybciej niż średnia w innych krajach, a Instagram i główna strona Pudelka aż skwierczą od zdjęć kobiet, które zmieniły się tak bardzo, że gdyby nie wyraźnie podane dane osobowe ciężko byłoby się zorientować o kim w ogóle mowa.
Dyskusja na ten temat zwykle rozgrzewa publikę do czerwoności i dzieli ją na dwa obozy. Pierwszy z nich myśli mnie więcej tak: każdy z nas ma prawo decydować sam o sobie i nie nam ocenić jak kto chcę wyglądać. Wolność jednostki jest najważniejsza, a my powinniśmy nauczyć się nie wtykać nosa w nie nasze sprawy.
W kontrze usłyszymy: kreowanie niemożliwych standardów piękna w mediach społecznościowych jest niebezpieczne, a osoby, które za bardzo ingerują w swój wygląd i promują ciała i twarze spod skalpela popełniają ogromny błąd i szkodzą ogółu.
Jeśli chciałybyście dodać swoje argumenty to zapraszam do odświeżonej sekcji komentarzy, a ja tymczasem zejdę na ziemię i wrócę do swoich małych rozważań na temat estetyki ciała trzydziestosześcioletniej mamy dwóch dziewczynek, która pod żaden skalpel iść nie zamierza, chociaż widzi w sobie zdecydowanie więcej niedoskonałości niż perfekcji. Mój wygląd w ostatnich miesiącach nie zajmował mnie za bardzo i chociaż wcześniej też nie był dla mnie kwestią „życia i śmierci” to nigdy nie zszedł na tak daleki plan jak teraz. Praca w mediach społecznościowych to oczywiście jedno wielkie targowisko próżności, ale wydawało mi się, że jest w tym świecie także nisza dla tych kobiet, które nie chcą aby ich zawodowy dorobek był oceniany wyłącznie przez pryzmat wyglądu. Teraz doszła jeszcze do tego świadomość, że mam w domu dwie dziewczynki i za żadne skarby nie chciałabym przekazać im wzorców, które pozycjonowałyby ich wartość na podstawie idealnie wydepilowanych nóg czy wyrzeźbionych mięśni brzucha. Dodam do tego jeszcze, że spełniam się prowadząc MLE i La Ronde i chyba coraz bardziej doceniam fakt, że w tej pracy nie muszę eksponować swojego wizerunku.
No dobrze, wszystko to już sobie wytłumaczyłam i teraz bez wyrzutów sumienia mogę spokojnie przykleić się do kanapy, obrosnąć mchem, rozkochać się w wyciągniętej bawełnie moich dresów i ograniczyć pielęgnację do mycia zębów. Trochę przesadzam, ale właściwie to tak nie do końca… Z mojego komfortowego letargu wyrwał mnie jednak telefon Asi. „Razem z dziewczynami uznałyśmy, że to jest odpowiedni moment, abyś znów była twarzą wiosenno-letniej kampanii MLE” – powiedziała do mnie swoim słodkim i jednocześnie nie uznającym sprzeciwu głosem. „Chcesz jechać pociągiem czy samochodem?” – dodała, nie dając mi szansy na zwerbalizowanie oburzenia.
Od kilku sezonów ustępowałam profesjonalistkom – pierwszy precedens nastąpił tuż po porodzie mojej starszej córki, później wymigałam się mówiąc, że nie wróciłam jeszcze do formy, w kolejnym sezonie zaskoczył nas lockdown i logistyczne problemy z nim związane, dzięki którym znów mogłam zostać w domu, a później wymówka pojawiła się sama, bo znów byłam w ciąży. „Dziewczyny, ale gdzie ja? Od miesięcy nie ćwiczyłam, nie mam czasu na najbardziej podstawowe zabiegi kosmetyczne, Portos chodzi do fryzjera częściej niż ja i w ogóle moje życie jest przeciwieństwem codzienności modelki.” – wyłam przy okazji każdego spotkania z zespołem. „Masz jeszcze ponad dwa tygodnie, to mnóstwo czasu, żeby się przygotować” – Asi jak widać nie opuszcza poczucie humoru. Tylko dlaczego nikt się nie śmieje?
Z założenia jestem przeciwniczką drastycznych metamorfoz, w których kobiety traktowane są jak mebel do odnowienia. Nawet wiele lat temu, gdy świat mody zachwycał się Heidi Klum, która sześć tygodni po porodzie pojawiła się w bieliźnie na wybiegu, ja czułam pod skórą jakiś niesmak. To sukces? Czy usilne naginanie możliwości swojego ciała w imię społecznej presji? Wewnętrzny leniuszek zgadza się tutaj z moją feministyczną stroną osobowości i mówi mi, że to drugie. Żadna ze mnie Heidi Klum, a tygodni mam dwa, a nie sześć, nie spodziewam się więc (i nawet nie planuję!) drastycznych zmian. Chciałabym jednak zrobić coś, co sprawi, że sama poczuję się ze sobą lepiej i będę z przyjemnością, a nie zakłopotaniem, wkładać w czasie sesji nasze letnie sukienki, wycięte kamizelki i szorty.
Poniżej znajdziecie mój prowizoryczny plan działania (który, znając życie, zapewne ulegnie sporym modyfikacjom). Mam wrażenie, że lata minęły od czasu, gdy ostatni raz pojawił się tutaj wpis kosmetyczny (nic dziwnego skoro od dłuższego czasu pielęgnacja z prawdziwego zdarzenia zeszła u mnie na dalszy plan) więc wykorzystam dzisiejszą okazję i pokażę Wam jeszcze kilka moich ulubionych duetów.
1. Na dwa tygodnie przed…
Nie chcę żadnych eksperymentalnych zabiegów, których nigdy wcześniej nie robiłam. Dwa, po których widzę najlepsze efekty to dermapen z kwasami i profilo. Niestety mam za mało czasu aby zrobić jeden i drugi (teoretycznie tydzień po profilo mogę zrobić dermapen, ale nie mam pewności, że skóra zdąży się zagoić). Stawiam więc na ten drugi (ten zabieg powinien wykonać lekarz, a nie kosmetolog!).
Porzuciłam sport w czwartym miesiącu drugiej ciąży i nie licząc incydentalnych zrywów, do dzisiaj do niego nie wróciłam. Chciałabym to zmienić, bo poranne bieganie i balet były moimi ukochanymi rytuałami, ale ciągle są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Czy w takim razie wykupię wszystkie możliwe pakiety Ani Lewandowskiej i zabiorę się za mordercze treningi? Nie. Przede wszystkim życie toczy się dalej i nikt nie ściągnie z moich barków codziennych obowiązków tylko dlatego, że czeka mnie „jakaś tam sesja” – nie mam więc czasu, aby zamienić się nagle w „fitnesiarę”. Poza tym, w ciągu dwóch tygodni niewiele by to zmieniło. Dostałam jednak motywacyjnego kopa, aby zacząć ruszać się chociaż trochę.
Nie ma innej rady – muszę włączyć ruch do naszego rodzinnego życia, bo na dzień dzisiejszy nie potrafię tego odseparować. Uff, sporo kosztowało mnie, aby przyznać sama przed sobą, że po prostu nie umiem tego czasowo zgrać – teraz mogę zacząć szukać innych rozwiązań niż dalej się oszukiwać. Co drugi dzień korzystam więc z tego, że niedaleko nas mamy piękne odkryte lodowisko. Wystarczy mi 40 minut wygibasów z córką na lodzie, aby mieć zakwasy przez kolejne cztery dni, ale i tak się wkręcam. No i zamiast „hot body” Chodakowskiej puszczam z Youtube'a zajęcia sportowe dla dzieci. Co dwa dni muszę szukać nowych, bo szybko się nudzą, ale jest to jakiś sposób na to, aby porobić pajacyki się porozciągać. Wiem – to niewiele, ale znalezienie jakiegoś sposobu na ruch, którzy nie kradnie mi dwóch godzin z codziennego harmonogramu i tak mnie cieszy.
W zdrowym ciele zdrowy duch, prawda? Nie uważam aby moja codzienna dieta wymagała zmian – od lat jem malutko mięsa, podstawą są u mnie warzywa, unikam przetworzonego jedzenia. Grzeszę regularnie w przypadku słodyczy, ale tej przyjemności nie mam zamiaru się wyrzekać. Za to kawy chciałabym pić mniej – zamieniam więc dwa duże kubki dziennie na jedną filiżankę. Może będę dzięki temu lepiej spać, a spojrzenie wyda się bardziej wypoczęte, gdy nasza fotografka – Dorota Porębska – wyceluje we mnie obiektywem?

Poniżej piszę, że rady o „regularnej pielęgnacji" są bardziej irytujące niż pomocne, ale cóż można poradzić, że to sama prawda? Gdybym mogła cofnąć się w czasie to… zmiana pielęgnacji pewnie byłaby jedną z ostatnich rzeczy na mojej liście do zrobienia – przodowały by na niej jednak nieco istotniejsze zadania – ale uznajmy, że w magiczny sposób mam do kampanii MLE dwa miesiące, a nie dwa tygodnie. Co w takim razie zmieniam? Z całą pewnością zamawiam kosmetyk z bardzo wysokim stężeniem aktywnych składników i powoli przyzwyczajam do niego moją skórę, aby po kilkunastu dniach zacząć używać go z rozmachem. Kwasy, retinol, niacynamid – brzmi groźnie, ale działa świetnie. Trzeba tylko wpierw dowiedzieć się, jak prawidłowo je stosować (niektórych z nich nie można używać w połączeniu z innym składnikiem aktywnym). Na forach internetowych, Instagramie i youtubie prym w tym temacie wiedzie marka The Ordinary. Kosmetyki tego amerykańskiego brandu to fenomen na światową skalę, bo skupiono się w niej właściwie tylko i wyłącznie na skuteczności składu. Opakowania mają minimalistyczny wygląd, a same preparaty w większości są pozbawione zapachu i koloru. Nacisk położono przede wszystkim na działanie. Jest jeden minus – popularność sprawiła, że są trudno dostępne i często wyprzedane. Ja swój ulubiony zestaw znalazłam w Drogerii Pigment – możecie tam też kupić cudowny balsam do ust od Ministerstwa Dobrego Mydła, kosmetyki od Veoli Botanica, Miya Cosmetics, Iossi a nawet suplementy.) Ceny wielu produktów są tam niewygórowane, a jak dodacie do tego kod "DlaCiebie2023" to otrzymacie 20% rabatu na cały asortyment (kod nie łączy się z innymi promocjami i ważny jest do 31 marca).
2. Na tydzień przed…
„Przecież w ciągu kilku dni nie zmienimy zbyt wiele. Nasza pięlęgnacja powinna być regularna! Co to w ogóle za pomysł, żeby nagle się tak zrywać?! Powinnaś myśleć o swoim ciele każdego dnia!”. No cóż, dziś nie wypada mi zrobić nic innego niż ponaśmiewać się trochę z własnych myśli sprzed lat.
No pewnie, że lepiej jest, gdy dbamy o siebie regularnie. Ale co nam teraz da rozmowa o tym, czego już nie da się naprawić? Na tydzień przed dniem "zero" ruszam z akcją "nawilżanie, złuszczanie i odżywianie" – korzystam z moich ukochanych produktów, po których od razu widzę efekty. Znajdziecie je poniżej.


Na początku tego roku zostałam poproszona o przetestowanie nowego duetu od marki NUXE. To było moje pierwsze – po wielu latach – zetknięcie z tą francuską marką. Pamiętam ich olejek, który był w Polsce trudny do dostania i trzeba było go szukać w czasie zagranicznych podróży. No i genialny dezodorant bez aluminium (ten jasno-różowy), który był jednym z niewielu kosmetyków kupowanych przeze mnie „na zapas". A potem nastąpił „boom" w branży kosmetycznej i czasy, w których polowało się na kosmetyki minęły, bo alternatyw było co niemiara, drogeryjne półki uginały się od możliwości, a ja przestałam przywiązywać się do marek. Ale skoro marka obiecuję, że w ciągu 60 sekund moja skóra będzie wyglądała młodziej i że gdy sama zobaczę efekty, to na pewno będę chciała Wam o nich napisać, to czemu nie powrócić do tej starej znajomości? Nie będę ukrywać, że podchodzę sceptycznie do tego rodzaju zapewnień, ale w tym przypadku się nie zawiodłam. Faktycznie twarz, po użyciu kompilacji koncentratu przeciwstarzeniowego Super Serum [10] i kremu NUXE Merveillance Lift wygląda lepiej. Ten pierwszy, dzięki bardzo zaskakującej konsystencji, natychmiast stapia się ze skórą, właściwie znika w ciągu kilku sekund i nie można z nim przesadzić. Krem z kolei daje uczucie przyjemnego nawilżenia i napiącia skóry.
A co zresztą? Na tydzień przed sesją do fryzjera nie pójdę, bo za bardzo boję się, że nowe ścięcie okaże się porażką. Ale chętnie nałożę maskę głęboko odżywiającą na noc. Łyżwy weszły mi w krew, zauważyłam też, że godzina 18 to ten moment, w którym dziewczynki najchętniej dołączają do ćwiczeń i o ile wybieram w miarę ciekawe filmiki na youtube'ie to jesteśmy w stanie poćwiczyć razem nawet 40 minut. Nie napinam się – jeśli po kwadransie urządzają aferę nie do opanowania to trudno. Może kolejnego dnia się uda?

Krem na dzień na noc z witaminą C i aktywny peeling kwasowy od Yonelle to kolejny duet kosmetyczny, który w ostatnich miesiącach skradł moje serce. Już parę razy miałam okazję przekonać się, że produkty od tej polskiej marki spełnią najbardziej wygórowane oczekiwania. Już dawno nie odczułam takiego żalu, gdy opróżniłam cały słoiczek kosmetyku. Lumifusion Kolagenowy krem na dzień i na noc z witaminą C premium nadaje się do każdego typu skóry dojrzałej, zmęczonej, skłonnej do przebarwień i z innymi objawami starzenia się. Rozjaśnia i ujednolica koloryt cery, pomaga uzupełnić kolagen, zwiększa jędrność i elastyczność oraz redukuje zmarszczki.

Podwójnie aktywny peeling kwasowy AHA powinno się stosować nie częściej niż dwa razy w tygodniu (należy omijać okolice oczu, po 10–20 minutach skórę należy spłukać wodą, osuszyć i nałożyć krem). Pierwsze efekty zauważyłam po dwóch tygodniach stosowania, a po miesiącu skóra była bardziej porcelanową i wygładzona. Peeling w płynie zawiera WITAMINĘ C PREMIUM i kompleks LACTIFERUL™. Jeśli chcesz popracować nad swoją cerą i jesteś gotowa na regularne stosowania to na pewno będziesz pozytywnie zaskoczona. Obecnie do niedzieli (do 26 lutego włącznie) kosmetyki z serii LUMIFUSION można zakupić na Yonelle ze zniżką 25%.
3. Na dwa dni przed…
Co kilka sezonów branża mody krzyczy o jakimś zaskakującym trendzie, niby wylansowanym na TikToku, podczas gdy dla wielu kobiet nie jest to właściwie nic odkrywczego – po prostu ma nową nazwę, która nadaje się na hashtag. Tak jest według mnie w przypadku „clean girl”, który szturmem zdobywa rolki.
Manikiur, który wygląda prawie jak naturalna płytka paznokcia. Włosy uczesane w schludny kucyk lub koczek, a jeśli rozpuszczone to bez sztucznej objętości czy mocnych fal. Twarz, która zachwyca blaskiem, z niedostrzegalnym makijażem podkreślającym zdrową cerę i rumieńce. Czytam, że ten trend wylansowało pokolenie „Z” (urodzeni po 1995 roku), że to nowoczesna wersja minimalizmu i że starsze kobiety też powinny go pokochać. Hola hola droga młodzieży. Nie przypisujcie sobie zasług starszych koleżanek. Jestem pewna, że wiele z Was wyznawało te same zasady stylu, ale nie wpadłyśmy nawet na pomysł, aby uznać to za trend (który z założenia powinien przeminąć).

Gdy przez kilka tygodni nie używasz balsamu to naprawdę możesz się zdziwić jak pięknie wygląda Twoje ciało, gdy skóra jest nawilżona. Ja nadal używam balsamu od Polemiki (mam też krem do rąk) bo jest multifunkcyjny i nie uczula żadnego członka mojej rodziny (smaruje nim także dzieci). Naprawdę warto go zamówić i przetestować – jestem pewna, że tak jak ja, na długo zapomnicie o innych balsamach.Kosmetyk wspaniale wygładza oraz nadaje skórze aksamitne wykończenie (wosk z borówki Rhus verniciflua, masło Tucuma). Naturalny skwalan roślinny, w budowie podobny do ludzkiego sebum, zapewnia nawilżenie i uszczelnienie naskórka oraz ułatwia wchłanianie się substancji aktywnych, a hialuronian sodu wiąże wodę i zapewnia nawilżenie skóry. Kosmetyk zawiera sproszkowaną herbatę Matcha – skarbnicę antyoksydantów o działaniu przeciwzapalnym, przeciwstarzeniowym i łagodzącym. Produkt jest odpowiedni dla wegan, kobiet w ciąży oraz mam karmiących. Z kodem MLE20 otrzymacie 20% zniżki na zakupy w sklepie Polemika (ważny jest do 15 marca).
Ale niech będzie: powiedzmy, że idę w ten trend. Na dwa dni przed sesją skupię się na domowych działaniach, które idealnie się w niego wpisują. Zrobię pielęgnacyjny manicure i zakończę go pomalowaniem paznokci delikatnie różowym lakierem. Dopilnuję depilacji (o matko! Mam nadzieję, że w tym temacie standardy piękna zmienią się tak mocno, że moje córki w dorosłym życiu będą patrzyły na depilator tak, jak ja teraz na gramofon). Wykonam bardzo porządny peeling ciała, a ponieważ to kampania kolekcji wiosenno-letniej nałożę też samoopalacz. Wszystko to, co daje efekt "od razu" zostawiam na sam koniec – po prostu wiem już, że ten efekt równie szybko zniknie. Jeśli znajdę czas, to pójdę na zabieg „facemodelingu”.

Wiem, że o Sensum Mare pisałam już wiele razy i to zarówno o tym serum, jak i o multi-pielęgnacyjnym kremie bb, ale to kosmetyki, które zmieniły moją pielęgnację i makijaż na zawsze i po prostu nie da się ich pominąć w tym wpisie. Odkąd używam kremu BB od SM zapomniałam o podkładzie, fluidzie i korektorze. Ostatnią butelkę podkładu wyrzuciłam kilka tygodni temu – stracił już ważność nim zdążyłam go zużyć. I nie zamierzam kupować już nic poza tym kremem. Poniżej znajdziecie zdjęcie z wszystkimi dostępnymi kolorami. Wiem, że wiele z Was regularnie robi zakupy w sklepie Sensum Mare więc dzielę się kodem – z hasłem MLE dostaniecie 20% zniżki na wszystkie produkty (poza zestawami). Oferta jest ważna do 15 marca.

Używam teraz koloru MEDIUM, w ofercie pojawiły się dwa nowe odcienie kremów BB – kolor NATURAL oraz odcień FAIR. Odcienie pokazane na talerzyku to kolejno: 1 – DARK, 2 – MEDIUM, 3 – LIGHT, 4 – Fair, 5 – NATURAL. Krem, poza tym, że daje efekt krycia i wygładzenia to mocno odzywia i nawilża skórę (pamiętajcie o kodzie MLE aby dostać 20% zniżki w sklepie Sensum Mare).
4. Co zabieram ze sobą?
Przede wszystkim dobre nastawienie. Trzeba stawiać przed sobą realne cele, jeśli nie chcemy z frustracji zawinąć się w dywan – Kendall Jenner już nie zostanę. No i wiem, że pewnie nie zrealizuję mojego planu w stu procentach. Do kosmetyczki wkładam moje ulubione produkty – między innymi maskę od Bioxidea, krem bb od Sensum Mare i niezawodne serum od tej samej marki. Gdy już dojadę na plan wiem, że będę się świetnie bawić.
Podświadomie liczę na to, że część zmian, które wprowadzę zostanie ze mną na dłużej. No i że skoro sama patrzę na inne kobiety nie wpisujące się w rygorystyczny kanon piękna z życzliwością, akceptacją i podziwem, to znajdę w sobie więcej takich uczuć dla samej siebie.
* * *
Wpis powstał we współpracy reklamowej z markami Drogeria Pigment, Nuxe, Yonelle, Sensum Mare oraz Polemika.




Za kilka sekund każda z nich pobiegnie w swoją stroną. (Ta czerwona kreacja po prawej została chwilę wcześniej skradziona z szafy mamy.)
1. Krupnik jako dzieło sztuki ;). // 2. Słoneczne wycinanki. Przez 31 dni stycznia słońce pojawiło się w moim mieście nie więcej niż trzy razy. // 
Podobno zainteresowanie tak duże, że trzeba stać w kolejce. Nie zniechęcajcie się! Ja na pewno wybiorę się na tę wystawę jeszcze raz ("Fangor. Poza obraz" Pałac Opatów w Gdańsku).
Pomarańczowy po lewej to mój ulubieniec.
"Następnym razem idziemy z tobą, mamo."
Park Oliwski z innej perspektywy.
1. "Ja już mamo wymyśliłam co dziś będziesz robić w pracy." // 2. Z tęsknoty za Toskanią. //
Co starsza siostrzyczka ułoży, to młodsza … poukłada trochę inaczej. Każda wspólna gra to też lekcja (niełatwej) pracy w grupie. Modelowanie tych emocji i sprawiedliwe traktowanie bywa dla mnie wyzwaniem. Tu na zdjęciu widzicie grę w domino ze zwierzątkami od
Gra została wykonana z ekologicznych i bezpiecznych materiałów. Wnętrze pudełka kryje w sobie niespodziankę zaprojektowaną przez @mama_z_kartonu!
"Teraz jest idealnie! Mogę iść dalej!"
Gdy mama dwoi się i troi, aby czas epidemii RSV w przedszkolu minął jakoś łatwiej.
Ja jestem zachwycona i wolę jej wersję Kłapouchego od mojej.
A później, z zawiązanymi oczami, będziemy przyczepiać Kłapouszkowi ogon.
1. Gotowi na sanki. // 2. Nasz tyrolski kącik, czyli jedna z wielu agroturystycznych restauracji w Val Di Fiemme. //
Witaj Cortino! Dziś będziemy ją zwiedzać śladami Jamesa Bonda. Pierwszy kierunek – szczyt Tofana.
1. W Tyrolu wegetariańskie dania nieco rzadziej są pierwszym wyborem, ale to gnocchi z grzybami bije najlepsze żeberka na głowę. // 2. Moje wełny. // 3. Szybka kawa i lecimy na stok. // 4. Można się przyzwyczaić do takich widoków, ale powoli wraca tęsknota za morzem. //
Mam cię! To tu się chowa całe słońce, które nie dociera zimą do Trójmiasta!
Poranek w Rothenburgu.
W kapciach na kolację?
1. Kurtka – 303 Avenue, kominiarka – Arket, rękawiczki – COS, torebka – Saint Laurent (z drugiej ręki), okulary – Toteme. // 2. Przeglądając przypadkowy włoski magazyn o wnętrzach. Idealnie! //
Czekoladowa babeczka z awokado? A może pączek z jogurtem i łososiem? No i mleko z sokiem jabłkowym na koniec – wiadomo! Duże śniadanie i można lecieć na śnieg.
1. Uciekliśmy w góry przed kolejną falą wirusów. // 2. Passo Rolle – przepiękny szlak dla spacerowiczów. // 3. Znowu przerwa na jedzenie… // 4. … które zresztą było wyśmienite… //
`W oczekiwaniu na pizzę…
Po tylu latach powroty smakują najlepiej…
Ty wciągasz swoją mamę do środka, ja biegnę po tatę, ty łapiesz tego białego dużego, ja kładę się na podłodze i krzyczę, że chcę tego z prawej i wtedy moja mama wejdzie spytać co się stało, a my już będziemy przy kasie. Trzy… dwa… jeden – start!
1. Polecam El Brite De Larieto w Cortinie D'Ampezzo – fajna, regionalna kuchnia, piękne widoki, niezobowiązująca atmosfera i świetnie ubrani goście. // 2. Włoskie dyskusje o słońcu, śniegu i winie. //
Mamy dwie godziny na zjeżdżanie! To co? Zaczynamy od cappuccino?
1. Ktoś tu pytał w komentarzach czemu już nie bierzemy ze sobą Portosa. Bez obaw – Portos, jak zawsze, przejechał z nami ponad tysiąc czterysta kilometrów i bawił się świetnie. Tutaj na głównym placu w Rothenburgu w trakcie postoju. Gdybyście chciały poczytać o długich podróżach z czworonogiem (które były dla nas świetnym treningiem przed podróżami z dziećmi) to polecam artykuł
Przecieramy górskie szlaki w dosłownym znaczeniu.
U góry to chleb zamoczony (chyba) w delikatnym słodkim cieście i podsmażony na karmelu (nie w gębie), a poniżej to serek mascarpone z czekoladowym ciastem. Nie wiem, co tam jeszcze dodano do tych deserów, ale nic z nich nie zostało.
Słodkie powroty do domu. Walczymy z przesuszoną skórą, próbujemy zrobić śniadanie z resztek, nadrabiamy zaległe projekty i leczymy niekończący się katar. (szlafrok – H&M, trencz – MLE w sprzedaży w lutym, golf – Soft Goat)
Najdelikatniejsze i polskie, czyli szkło od
1. Pasmo wesołego świętowania. Co roku staramy się spotkać z okazji urodzin bloga i MLE. // 2. Równe cztery lata temu zaczął się najważniejszy dzień w moim życiu, który wszystko zmienił. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło! // 3. // 4. Zdrówko. Kieliszki pochodzą z
Lata mijają, ale niektóre osoby (i psy) nigdy się nie zmieniają.
Hummus, poszatkowany jarmuż, marchew i liście sałaty, oliwki z migdałami, winogrona, orzechy… i oczywiście paczka czipsów. Kto zgadnie, która miska została opróżniona najszybciej?
Ile to już lat? Jedenaście? Kawał życia z tym blogaskiem :).
My jej urządzamy królewską sypialnię, a ona woli spać na naszych głowach. Pewnie podświadomie czuje, że tęsknimy w nocy!
Gdy poniedziałkowy ratunek przychodzi z najmniej spodziewanej strony.
Chodzę i szukam odpowiedniego miejsca na ścianie.
Swetry z MLE Collection, które nadal noszę i uwielbiam. Najstarszy jest z bodajże 2018 roku i wygląda jak nowy!
"Mamusiu, musisz to wszystko przeczytać nim tata wróci z pracy".
Urodzinki. Paluszki, pączki i chipsy. Może niezbyt modnie i bez wielkiej pompy, ale dla nas było idealnie. Kochamy wszystkich gości i wciąż nie opuszcza mnie uczucie wdzięczności, że nasza córeczka ma wokół siebie tyle kochających serc.
Przypominajka! W tym roku MLE Collection przygotowało dla Was dwie wyjątkowe aukcje z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Linki do nich znajdziecie 
Domowe biuro. I wielka drabina w tle. Czyli standardowy poniedziałek.
1.
Dress-code u mnie w domu nie istnieje, ale jeśli mam spotkanie służbowe na mieście to zamieniam sweter na marynarkę. Jeśli przeoczyłyście moją relację na Instagramie to od razu uprzedzam, że marynarka i spódniczka są z Modivo. Z kodem "KasiaTusk10" otrzymacie 10% zniżki w Modivo a z kodu korzystać możecie do końca lutego.
To był wyjątkowy pokaz – w całości możecie go zobaczyć
Bajkowe popołudnie trwa w najlepsze. Któraś z Was zapytała mnie ostatnio co zrobić, aby bałagan w domu nie rozpraszał, gdy musimy popracować? Myślę, że dobrze jest wyznaczyć sobie konkretną godzinę, w której siadasz do pracy nawet jeśli żaden pokój w tym momencie się do tego nie nadaje. ;) W domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia, więc to kwestia raczej naszej decyzji niż otoczenia.
Bukiet od nas dla Was na koniec. Niech to będzie zapowiedź cudownego przedwiośnia!










6. Najlepsza odżywka do włosów.
Początek grudnia i piękna niespodzianka za oknem.
"Cud na 34. ulicy" to mój ukochany świąteczny film. Mamy tu Nowy Jork, odrobinę magii (a może po prostu ludzkiej dobroci – tego do końca nie wiemy), i przepiękną scenografię.
1. Prawdziwa miłość to obranie mandarynki i brak nadziei na zgarnięcie chociaż jednego kawałka. // 2. Chwila dla mamy, czyli szybka ucieczka do łazienki i domowe spa. To od czego zaczynamy? Od mycia wanny czy segragacji prania? ;)//
1.Ten krem to istny efekt "glow" na skórze. Czy któraś z Was testowała może różową wersję kremu od tej marki?
A tu delikatna
Piąty grudnia. Wieczór. Czytamy o myszkach uciekających przed zimą, czyścimy buty i pieczemy pierniki dla świętego Mikołaja.
Zamiast nowych ozdób do domu i na choinkę. Kilka stron tego opowiadania wprowadza w odpowiedni nastrój lepiej niż najpiękniejszy stroik.
Wszystko co zrobią te małe rączki wydaje mi się takie piękne! I dlatego wybaczam te konfetti na podłodze… i w butach… i w misce Portosa… i w mojej kosmetyczce (?!).
Trzeba przyznać, że grudzień wziął sobie to serca to, że nazywany jest najciemniejszym miesiącem roku. W Trójmieście przez ponad dwa tygodnie nawet najmniejszy promyk nie przedarł się przez chmury. Tutaj moment, w którym słońce w końcu wróciło – ale tylko na chwilę ;).
Teleportacja! Dzięki marce CHANEL mogłam spędzić 36 wyjątkowych godzin w Paryżu. Całą relację z tego pobytu możecie zobaczyć w
W pięknym towarzystwie. Z Wami czułam się (prawie) jak Emily ;).
1. Gdy miesiącami odchodzę myślami w stronę nowoczesnego wzornictwa, aby potem wpaść jak śliwka w kompot i zakochać się we wnętrzach hotelu Raphael. // 2. W drodzę na wystawę i Łuk Triumfalny w tle. // 3. Naszyjnik z pereł. // 4. Jeszcze nie przebrana po podróży bo pokój niegotowy – ale nie szkodzi! (mój płaszcz to Le Brand, torebka – Chanel, dżinsy – Mango, buty – Massimo Dutti.
Aż strach otworzyć!
1. Vivian Hoorn! Uwielbiam ją, ale za bardzo się wstydziłam, aby się przywitać. Teraz żałuję! // Z każdej strony, niezależnie od pogody – uwielbiam ten widok. //
Dziwny ale piękny.
Pierwszy raz w Paryżu o tej porze roku.
Stolik w pośpiechu opuszczony. Całe szczęście ja mogę jeszcze posiedzieć i zastanawiać się gdzie popędziła ta para. 
1. Buziaki Kochanie, bardzo za Wami tęsknie! Miłego usypiania dzieci! // 2. Mistrzowie nakrycia ci Francuzi. //
Najlepszy dowód na to, że to co piękne i dobrze wykonane nigdy nie straci uroku.
1. Słynna "Gigi". Podobno nie sposób zarezerwować tam stolik, ale nasza współtowarzyszka podróży ma swoje sposoby.
Gdyby "
Powroty do domu pachnącego cynamonem są najsłodsze! Nawet jeśli czekaja nas duże porządki i dlaszy ciąg remontowych spraw. Ostatni przeprowadzkowy karton z wieczorowymi kreacjami odpakowany. W ten świąteczny czas postanowiłam reanimować moje stare kreacje sprzed lat. Sukienka ze zdjęcia to Self-portrait kupiona w 2018 roku, a jedwabna koszula to Melanie Birger, która wisi w mojej szafie już dekadę.
1. Sukienka z 2017 roku. Piękna, ale niewiele mam okazji aby ją nosić. // 2. Książka Miss Dior to nie jest kolejna słodka opowieść o modzie. // 3 i 4. No to ruszamy! W tym roku pobiliśmy rekord i wytrzymaliśmy z ubieraniem choink do 20 grudnia. //
Ktoś zamiast pomagać ściąga świąteczne ozdoby… mamy tu Grincha!
Kupowanie prezentów Portosowi nie jest zbyt skomplikowane. Chociaż właściwie to wręcz przeciwnie, bo wywęszy wszystko, co Mikołaj dla niego przyszykuje. Do Wigilii zostało jeszcze trochę czasu, ale przez jego popiskiwanie musuelismy niestety złamać tradycję i ten prezent rozpakować wcześniej.
Portos nie jest łatwym psem jeśli chodzi o dietę. To znaczy – zjadłby wszystko (ma na swoim koncie już między innymi trutkę na szczury i piłkę pingpongową), ale pod względem karmy jest bardzo wrażliwy. Ja moge polecić Wam markę
1. Tę piękną gwiazdę wyczarowała z wnuczkami moja teściowa – wystarczy kilka papierowych worków i chęci. // 2. Te dwa centymetry raczej nie przetrwają do południa.
To prawda, że bez tych dwóch małych elfów ubieranie choinki poszłoby nam znacznie sprawniej, ale od kiedy w świętach chodzi o dyscyplinę? :)
"Miałyście poczekać aż wrócę z pracy!"
Ostatnio wspominałyście mi, że chciałybyście tutaj poczytać o jakichś nowych markach wartych uwagi. No to proszę – 303 Avenue.
1. To jedynie świąteczna pocztówka, ale kto wie? Może w styczniu czekają nas jeszcze takie widoki? // 2. No dobra, przyznaję się! Tę małą choinkę ubrałyśmy wcześniej. //
I kolejna świetna polska marka – Le Brand.
1. Gdy po nieprzespanej nocy budzi cię zapach kawy, która już czeka przy łóżku. // 2. i 3.Proste pomysły na zimowy obiad. // 4. 65, 23, 2 – a ile lat mają Wasze bombki? //
Zbiory po wcześniejszych wiligiach.
1. Fajna! // 2. i 4. Świąteczna paczka od Vogue, bardzo dziękuję! // 3. A tak prezentuje się bluzka od Le Brand (mam ten model także w białym kolorze). Chyba wiem już co włożę w sylwestrową noc. //
Otwieramy ostatnie kalendarzowe okienko (i liczymy, że nie zostało wcześniej wyjedzone).
Co tu zrobić, aby jakoś spowolnić ten czas?
Srebrny łańcuch i bibuła.
1. Chwila, w której wiesz, że kilka paczek nie zdąży już przed świętami. Ta słodka bombka jest od moich ukochanych dziewczyn z 2inCreatives. // 2. Szalik skradziony tacie i dlatego tak uwielbiany. //
Chałka dla leniwych, czyli zamiast obsmażania, wlewamy wymieszane mleko, jajka, cukier i wanilię do brytfanki i całość pieczemy. W smaku bardzo podobne, a ja mam czas aby usiąść z rodziną przy stole i cieszyć się Bożym Narodzeniem.
1. Mój ukochany towarzysz – ogrzewa w zimowe wieczory i gdy złapie wirus, służy nam jako dach do "bazy" i do pikniku z ciastoliną w roli głównej. Znajdziecie go
Takie dresscode zaplanowałam na ten tydzień w siedzibie Makelifeeasier. Koc od
Mój telefon pokazał mi dziś to zdjęcie z przeszłości.
W stronę śniegu! Mam nadzieję, że uda nam się na chwilę uciec od szalejącej grypy, rsv i siedemdziesiątej dziewiątej mutacji covidu. W razie czego – jestem spakowana!
Patrzymy przed siebie i miło wspominamy to, co było. To moja recepta na poświąteczny czas. Do siego roku!
1. i 2. Początek tego miesiąca spędziłam w Londynie. Po premierze nowego sezonu "The Crown" miałam jeszcze trochę czasu, aby skorzystać z poleceń moich przyjaciół. // 3. "Sen o smażonym serze" – to oryginalny tytuł tego rysunku z myszką. // 4. Czekałam na ciebie dziewięć tygodni.
W muzeum Wiktorii i Alberta udało mi się załapać na czasową wystawę Beatrix Potter "Drawn to Nature". Autorka najpiękniejszych angielskich bajek dla dzieci o małych zwierzątkach miała w dzieciństwie przyjaciela w postaci Springer Spaniela… Kto wie? Może to jakiś prapraprzodek Portosa?
1. Bardzo kusi żeby zapukać! // 2. Tworzenie takiej wystawy od podstaw i wymyślanie sposobów na zaskoczenie odbiorców musi być niesamowitą pracą.
Czekając z walizkami pod hotelem. Za parę godzin będę w domu. Ciekawe, czy obudzą się, gdy po cichu będę wchodzić do mieszkania.
Mama wróciła! Najchętniej przywiozłabym ze sobą cały Londyn. Wybrać coś, co się szybko nie znudzi, spodoba się mi i dzieciom, no i nie będzie z czekolady, to nie taka łatwa sztuka.
Za co kocham moją pracę? A między innymi za to, że na naszych firmowych spotkaniach możemy mieć na stopach wełniane skarpety. Ten idealny dres z delikatnej, miękkiej bawełny był naszym bestsellerem. Wiele z Was po miesiącach użytkowania pisało mi, że jego jakość jest nie do przebicia, więc cieszę się, że w przypadku nowego koloru udało nam się (z trudem) utrzymać starą cenę. Mam nadzieję, że pojawi się w sprzedaży w przyszły piątek.
1. Gdy próbujesz sama siebie przekonać, że uwielbiasz te spacery z psem w mrozie o siódmej rano. / 2. Ojej, to już wieczór? Przecież dopiero co jadłam śniadanie! // 3. Gdy mąż szuka pilota do głośników od tygodni, a ty znajdujesz "to" w kartonie z naczyniami. // 4. To co gotujemy? //
Czyżby "bad hair day" Portosiku?
Mój zestaw do porannych spacerów i wyrzucania śmieci.
Gdy ze wszystkich sił próbuję utrzymać świąteczny nastrój w ryzach i nie myśleć o choincę w listopadzie, ale one tego nie ułatwiają. "Święty Mikołaj" to pierwsze i ostatnie słowa jakie słyszę ostatnio rano i wieczorem ;).
1. Te listopadowe śnieżne dni to była piękna niespodzianka. // 2. To co gotujemy? //
Z piwnicy wrócił karton z ubrankami na półtora roku, a w nich mój ulubiony sweter z terierem. Moja starsza córeczka dostała go kiedyś na święta i teraz dzielnie służy młodszej (z Pepa&Company).
Uwielbiam ten makaron! Jeśli nie dodamy sera na koniec to mamy wersję wegańską, jest przepyszny i robi się go chwilę. Znajdziecie go
Gdy szron rysuje gwiazdy na oknie to znaczy, że na obiad będzie coś bardzo rozgrzewającego (ten szron to ze spray'u oczywiście, ale nastrój i tak zrobiony ;)).
Moja ulubiona książka Jamie'go. To właśnie w niej znalazłam przepis na ten makaron i parę innych, które też już wypróbowałam. Przeczytałam o niej u kochanej Elizy z
Pogoda bardzo jesienna, ale nastroje już trochę świąteczne.
Wigilia wigilii w MLE. W miłym towarzystwie i w miłym miejscu. Jeśli szukacie hotelu w Gdyni, to polecam Wincenta.
Gdynia. Ma swój urok.
1. Wieczorami ktoś projektuje mi regał na książki w salonie :). // 2. Jarmark świąteczny. Rodzice trochę spięci, bo kolejki wszędzie, dużo ludzi, ale dzieci oczarowane. //
Uwielbiam ten czas, gdy sto procent uwagi mogę poświęcić moim dzieciom. Przez chwilę zanurzyć się w ich świecie i najlepiej nie wychodzić z niego do wieczora. 
1. Ulubiona pozytywka świąteczna odnalazła się na dnie jednego z kartonów. Już się bałam, że zaginęła! // 2. Ciasto marchewkowe można uznać za warzywo prawda? Stary przepis znajdziecie
Pila(R)Tes. Moje ulubione grafiki i obrazy wracają po remoncie na swoje miejsce.
1. Trochę koloru dla odmiany, // 2 i 3. Poczekacie do wiosny? // 4. Gdy choroby trzymają się za długo i instytucja przedszkola przenosi się do domu na kilka tygodni. //
W grudniu noszę ją zamiast okularów przeciwsłonecznych ;).
1. Za nami pierwsza niedziela Adwentu. // 2. To dobry moment, aby otworzyć nasze świąteczne stoisko z pluszowymi cynamonkami i niewidzialną gorącą czekoladą. //
Wielkością? Gatunkiem? A może kolorystycznie? Do dzisiaj nie podjęłam decyzji i pewnie zostaną już tak, jak poustawiał je mój mąż – w pięć minut i nie zwracając uwagi na nic.
1. Proste i smaczne, czyli naleśniki z jabłkami i mascarpone. // 2. "Mamo, którą bierzemy?" // 3. Kto wypatrzy żelazko? // 4. Remont był długi i trudny, a w sumie wcale nie tak wiele się zmieniło ;).
A to kadr sprzed miesiąca, gdy kończyłam dla Was wpis. Chwilę później spadł śnieg i sparaliżował Trójmiasto.
Wystawa czasowa w… galerii handlowej Klif. I wieżowce w Gdyni, które tak dobrze znam.
Taki trochę detektyw, trochę kowboj, a trochę tenisista.
Zaskakujący i czarujący Szczecin. Wybudowany na mapach Paryża, ale posiadający swoj własny, niepowtarzalny klimat. Chętnie tu wrócę.
Filharmonia, którą trzeba było zobaczyć i plakat promujący wernisaż "Powrót do ogrodu" Foglera.
Sprawdzamy lampki wyciągnięte z kartonów. Na szczęście tylko połowa nie działa.
Poranki, gdy na zewnątrz ciemno i mroźno. Wełniane kapcie na nogi i otulające serum i emulsja dla buzi.
Kto używał produktów Oio Lab ten wie! Na zdjęciu widzicie nawilżające serum Aquasphere, które można teraz kupić w zestawie z kremową emulsją The Forest Retreat .
Zestaw 
Sen zimowy w moim ogrodzie.
A co tu na mnie czeka? Zazwyczaj to ja dawałam moim dziewczynom prezenty od "
Pomarańcza, laska cynamonu, goździki, imbir i trochę miodu. Dopiero jak dopijałam zorientowałam się, że zapomniałam dodać herbaty, a i tak smakował najlepiej!
Pierwszy dzień grudnia. Piszemy listy, malujemy kartki, rozmawiamy. Niespodziewani, ale zawsze mile widziani goście zaglądają co chwilę. A my cieszymy się z dobrych wiadomości – dziś zaśniemy ze spokojną głową.
To najpiękniejsza kartka świąteczna jaką dostałam. Cała się rusza, czego niestety na zdjęciu nie widać. Znajdziecie ją
Szukamy miejsca, w którym powiesimy nasz wieniec. Jak zwykle zrobiłyśmy go same na warsztatach w Narcyzie, ale można też zamówić taki przez internet – dla siebie, albo w prezencie.
Akwarele, które można uzupełniać. Odkąd zostałam mamą to właśnie akwarelami maluję najczęściej. Bardzo łatwo osiągnąć dzięki nim piękny efekt, są łatwe w użyciu dla mniejszych dzieci, no i w miarę łatwo je zmyć, gdy niechcący spadnie nam pędzel na podłogę albo postanowimy pomalować młodszej siostrze włosy. Znalazłam je w moim ulubionym sklepie papierniczym –
Zielony atrament, farby, stare stalówki i pędzle. Nie chodzi o efekt – liczy się czas, nieudane próby, które wywołują uśmiech i zasianie w małych główkach pierwszych adwentowych wspomnień. 










