Cztery błędy popełniane przez nas w ciągu dnia, które niszczą nasze zdrowie i urodę

 

  Sometimes we don't realize how some elements of our routine can negatively influence our health and appearance.  It may seem that we already learn everything there is to know about the beauty care, (after all we are doing it for so many years) but somehow we still often struggle with skin problems. We think we eat healthy, but we are still putting on weight. Physical activity is there every day, yet a spine aches us. Where are we doing wrong?

***

  Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy jak najbardziej rutynowe czynności mogą negatywnie wpływać na nasze zdrowie i wygląd. Mogłoby się wydawać, że o pielęgnacji wiemy już wszystko, (przecież robimy to od wielu lat) a jednak nadal często borykamy się z problemami skóry. Niby zdrowo się odżywiamy, a wciąż przybieramy na wadze. Regularnie uprawiamy aktywność fizyczną, a i tak boli nas kręgosłup. Gdzie popełniamy błąd?

Budzimy się rano z wysuszoną i pozbawioną blasku skórą. To wina źle dobranych kosmetyków 

   Mycie twarzy wodą z mydłem to potworny błąd! Ten wyniszczający duet przyśpiesza starzenie się skóry. Do demakijażu stosujmy płyn micelarny. Podobno Azjatki zachowują młody wygląd właśnie dzięki długim rytuałom zmywania makijażu. Używanie tego samego kremu na dzień i na noc jest niedopuszczalne. Skóra w nocy jest poddawana zupełnie innym czynnikom niż w ciągu dnia. W skład kremu nie musi na przykład wchodzić filtr UV, a działanie powinno być głęboko nawilżające (po dwudziestym piątym roku życia warto by zawierał retinol). Ja obecnie używam regenerującego kremu na noc LoveMeGreen o cudownym zapachu kwiatów frangipani. Rano, możemy nałożyć już tylko lekki nawilżający krem z filtrem UV – dobrze jeśli zawiera witaminę C.

Wchodzimy do sklepu bez listy zakupów i sięgamy po to, czego wcale nie potrzebujemy 

  Bez listy zakupów nawet nie przekraczajmy progu sklepu! To zawsze kończy się tak samo. Ja wpadam w panikę i zapominam kompletnie czego mi brakuje, a improwizacja kończy się wydaniem kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu złotych więcej. Co najgorsze, w lodówce magazynuje produkty, które nie bardzo nadają się do przyrządzania zdrowych dań. Jeszcze gorzej kończy się robienie zakupów na głodniaka. Wtedy nawet nie jestem w stanie za jednym razem zanieść wszystkiego co kupiłam do domu. Poza tym, w takich chwilach zapominam zwykle o produktach na śniadanie, bo po południu kompletnie o nich nie myślę. Marzę jedynie o porządnym makaronie z dużą ilością sosu, a nie o lekkiej owsiance i owocach. Rano wybiegam głodna z domu, a wieczorem pochłaniam kolację za dwoje. Takie błędy mogą się tylko skończyć jednym – dodatkowymi kilogramami!

 Od rana do wieczora nieświadomie niszczymy wzrok i kręgosłup

  Przyznajcie się, kto z Was siadając przy biurku czy stole dosuwa dokładnie krzesło, tak żeby plecy były proste? Albo ustawia fotel w samochodzie kierując się zasadą, że nadgarstek po wyprostowaniu powinien leżeć na kierownicy, a łopatka nie odrywać się od siedzenia? Czy zachowujecie odstęp czterdziestu, pięćdziesięciu centymetrów miedzy ekranem laptopa a oczami? Czy w ogóle zwróciliście na to uwagę, że po spędzeniu kilku godzin z wzrokiem wlepionym w monitor gorzej widzicie, a oczy zaczynają szczypać? Ja mam z tym duży problem. Codziennie spędzam co najmniej sześć godzin przed komputerem i często zapominam o zachowaniu odpowiedniej odległości. Myślę, że właśnie przez to na rutynowych kontrolach u okulisty zawsze słyszę, że wada się pogłębiła. Na koniec, niech podniesie rękę do góry ten z Was, kto nie lubi czytać w pozycji leżącej? Ja uwielbiam i chyba nie powinnam się dziwić, że coraz częściej boli mnie kręgosłup. Możemy jeszcze czytać leżąc zupełnie wyprostowanym, ale w tej pozycji szybko rozbolą nas ręce. Najlepiej jest rozsiąść się wygodnie w fotelu pamiętając o zachowaniu prostych pleców.

Odstawiliście papierosy i alkohol? To nie znaczy, że wyeliminowaliście niszczące zdrowie używki.  

  Jeśli ograniczacie spożywanie alkoholu i nie palicie papierosów, to wykonaliście już duży krok w stronę zdrowego stylu życia. Niestety, jest przy tym duże „ale”. Ile kaw wypijacie dziennie? Jedną rano, do śniadania (o ile w ogóle jecie śniadanie, a nie pijecie jej na czczo, co powinno być karalne), drugą po przyjściu do pracy, trzecią na lunch, czwartą popołudniu, żeby w ogóle przetrwać do wieczora. Uwielbiamy do tego zjeść kilka czekoladek i tak robimy prawie codziennie. To też pewnego rodzaju używki, przecież można się od nich łatwo uzależnić, a w dużych ilościach mogą być naprawdę szkodliwe. Jeśli macie problemy z ciągłym zmęczeniem i nie możecie wyobrazić sobie życia bez kawy poszukajcie w sklepach tabletek lub wyciągów z guarany. Ta roślina ma cztery razy więcej kofeiny i jest w stu procentach bezpieczna dla naszego organizmu.

Zawsze znajdą się w naszym życiu małe błędy, które możmy poprawić. Nie chcę Was namawiać do wytykania sobie nawzajem potknięć, czy wywierać presji bycia idealną. Jednak czasami wprowadzenie zmian wcale nie musi być trudne i nieprzyjemne. A mogą za to sprawić, że będziemy miały zdrowszą cerę, lepszą figurę a przede wszystkim piękniejszy uśmiech i dużo energii.  Właśnie tego będzie nam potrzeba, zwłaszcza w ciągu nadchodzących ponurych miesięcy.

Kulinarna przygoda na kółkach, czyli moje cztery ulubione food trucki z Trójmiasta

  This season it was easy to find food trucks in almost every bigger city in Poland. Till recently, they have mostly offered hamburgers and french fries, but nowadays restaurants on wheels already give us the possibility to taste different flavors from all over the world. The food truck’s history began in the 19th century in Texas. At present they are so popular in the United States, that you can already watch a reality show about them called "The Great Food Race". In Poland the greatest amount of new food trucks have occurred this summer. I am really not surprised by their popularity, because owners of the restaurant on wheels are often real fan of the gastronomy and are serving delicious treats. Food is always fresh, because in such small space one cannot store large supplies. The entire idea of the mobile restaurant lies in their availability. Vans go to places where they can find large groups of people – like festivals, markets, office blocks, and on weekends they park near the most popular children's playgrounds. What is more, prices for the food are really accessible. In Tricity I have a few favorite food trucks which I would like to recommend you. At every given chance, I gladly join a queue for the best dished in their menu, that make my mouth water.

***

  W tym sezonie niemal w całej Polsce odnotowałam prawdziwy wysyp food trucków. Jeszcze niedawno mogliśmy kupić w nich właściwie tylko hamburgery i frytki, ale dziś restauracje na kółkach oferują nam już smaki z całego świata.  Ich historia zaczęła się w XIX wieku w Teksasie. Obecnie są tak popularne w Stanach Zjednoczonych, że powstał o nich nawet reality show „The Great Food Truck Race”. W Polsce największy wysyp food trucków mogliśmy zobaczyć w te wakacje. W ogóle nie jestem zdziwiona ich popularnością, bo najczęściej właściciele restauracji na kółkach są prawdziwymi pasjonatami gastronomii i serwują wyśmienite rarytasy. Dania są zawsze świeże, bo na tak małej powierzchni nie byliby w stanie przechowywać dużych zapasów. Cała idea mobilnej restauracji polega na ich dostępności. Furgonetki jeżdżą w miejsca gdzie przebywa najwięcej ludzi – na festiwale, rynki, pod biurowce, a w weekendy stacjonują nieopodal najpopularniejszych placów zabaw dla dzieci. Dodatkowo ceny za przyrządzane potrawy są naprawdę przystępne. W Trójmieście mam kilka ulubionych food trucków, które szczególnie chciałabym Wam polecić. Przy każdej nadarzającej się okazji, z chęcią i cieknącą ślinką, staje w kolejce po ich popisowe dania.

Cup & Cakes – Mobilna Kawiarnia

  Jeśli spytalibyście mnie gdzie w Trójmieście można wypić najlepszą kawę, bez wahania odpowiedziałabym, że kawiarnia na kółkach Cup&Cakes jest idealnym do tego miejscem. Prowadzona przez prawdziwych pasjonatów i znawców kawy, stacjonująca w malowniczych okolicach orłowskiego molo, jest moim obowiązkowym punktem podczas niedzielnych spacerów z Julcią. Podawana tam kawa nie jest przypadkowym produktem kupionym w pierwszym lepszym sklepie. Pani Justyna i pan Piotr od wielu lat spędzają każdą wolną chwilę jeżdżąc po włoskich miasteczkach w poszukiwaniu najlepszej mieszanki. Tak właśnie trafili na tę podawaną w ich mobilnej kawiarni. Co więcej, najlepsza kawa jaką do tej pory piłam „Parana”, otrzymała certyfikat Espresso Italiano. Będąc w Orłowie gorąco zachęcam Was do odwiedzenia tego urokliwego miejsca, bo nawet jeśli nie lubicie kawy, warto zobaczyć jak ludzie z pasją tworzą coś innowacyjnego. Niestety, przez najbliższe dwa tygodnie właścicieli nie będzie w Orłowie, ponieważ właśnie są w drodze do Toskanii, gdzie będą dalej poszerzać kawowe horyzonty. Ale już od drugiej połowy września, znowu będziemy mogli cieszyć się smakiem i aromatem prawdziwej włoskiej kawy.

Atelier Smaku – samo zdrowie

  Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam kiedy przypadkiem natrafiłam na to miejsce kilka miesięcy temu. Atelier Smaku to food truck z wegetariańskim i bezglutenowym jedzeniem stacjonującym zaledwie kilka ulic od mojego domu. Ilekroć przychodzę tam po moje ulubione pierogi bezglutenowe z soczewicą i nutką truflową jestem zaskoczona ilu klientów stoi w kolejce.  Jeszcze bardzoej dziwi mnie to, że są to osoby w róznym wielu. Mogłoby się wydawać, że jedzenie z food trucków jest adresowane do młodego pokolenia, ale będąc tam zawsze spotykam starsze panie w wieku mojej babci czy panów w garniturach, pędzących do pracy. Jestem przekonana, że to zasługa pysznego i zdrowego jedzenia. Właściciele tej furgonetki mogą być Wam dobrze znani. Pani Jola i pan Mirek są autorami książek kucharskich oraz serii programów kulinarnych emitowanych na antenie Kuchni+. Gdybyście chcieli się wybrać na „coś zdrowego” musicie udać się na Plac Górnośląski w górnym Orłowie. Łasuchom polecam babeczkę keksowo-jaglaną z bakaliami. 

Carmnik – najlepsze burgery bez mięsa

  W miejscach przeze mnie polecanych nie mogłoby zabraknąć furgonetki z hamburgerami. O Carmniku wspominałam Wam już dwa lata temu (dla chętnych wpis znajdziecie tutaj) i do dzisiaj jest to miejsce często przeze mnie odwiedzane. Jak wiecie, od jakiegoś czasu nie jem mięsa, tym bardziej mi miło, że dla wege entuzjastów właściciele przyrządzają hamburgera wegetariańskiego. W mojej ocenie jest on lepszy niż ten mięsny. 

Pinata Foodtruck – meksykańska fiesta na kółkach

  Kiedy miałam osiemnaście lat wyjechałam na wakacje do Stanów Zjednoczonych i tam pierwszy raz posmakowałam meksykańskiego jedzenia. Do dzisiaj pamiętam smak burrito z gucamole w Taco Bell (to coś w rodzaju meksykański McDonald). Od tego czasu minęło jedenaście lat i (aż do wczoraj) nie udało mi się w Polsce ani za granicą zjeść czegoś tak dobrego jak wtedy. Wszytko się zmieniło po pierwszym kęsie burrito od Pinata Foodtruck. Smaki miękkiego i świeżego awokado, aromatycznej kolendry i pasty z czerwonej fasoli były skomponowane idealnie (pisząc to cieknie mi ślinka w ustach). Kiedy Kasia zajadała się tacosami z pastą guacamole, którego koniecznie musicie spróbować, kiedy tylko pojawicie się przy Pinacie, ja miałam jeszcze okazję napić się napoju z jałowca Claps. Lekko gazowany, niesłodzony, w stu procentach naturalny smakuje jak dobra coca cola, na pewno warto posmakować. Właściciele foodtrucka dodatkowo zadbali o to, żeby potrawy były zdrowe. Mięso jest pieczone przez czternaście godzin w piekarniku parowym. Tortille są ręcznie wyrabiane. Jedzenie nie zawiera sztucznej chemii ani tłuszczów trans, mamy też opcje dań bez glutenu, wegańskich i wegetariańskich. Jedzenie zasmakowało nam tam tak bardzo, że nawet dzisiaj po zdjęciach jedziemy na szybkiego tacosa (pod galerię Madison w Gdańsku).

  Cieszę się, że moda na food trucki zakorzeniła się u nas na dobre. Muszę się przyznać, że ostatnio częściej jem w takich miejscach niż w popularnych restauracjach.  Zwłaszcza, że piękne lato zachęcało do posiłków na świeżym powietrzu. A teraz kolej na Was. Czy macie jakieś swoje ulubione restauracje na kółkach, do których chcielibyście nas wysłać?

 

Kochasz lato i słońce? Uważaj na te cztery rzeczy!

  I haven’t met a person who wouldn't love summer.  Frying oneself in the sun is supposedly one of the most pleasant things in the world. Thanks to that we are providing our body with the vitamin D, and the skin is gaining that wonderful brown shade (although in my case, after the sun my complexion is becoming rather pink than brown). Unfortunately, everything comes with a price. Exaggerated or incautious  sun exposure often brings unpleasant consequences. We better remember that , before spreading the towel on the beach and frying all day.

***

  Nie spotkałam jeszcze osoby, która nie kochałaby lata. Wylegiwanie się na słońcu to podobno jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Dzięki temu dostarczamy do naszego ciała witaminę D, a skóra nabiera ładnego koloru (chociaż gdybym miała mówić za siebie, to nie byłabym tego taka pewna, moja karnacja po kontakcie ze słońcem staje się raczej różowa niż brązowa).
   Niestety w życiu nie ma nic za darmo. Nadmierne czy nierozważne przebywanie na słońcu niesie za sobą często przykre konsekwencje. Pamiętajmy o nich, nim rozłożymy ręcznik na plaży i rozpoczniemy całodniowe smażenie ciałka.

Oczy szeroko otwarte

   Czy wiecie, że skóra wokół oczu starzeje się najszybciej? To za sprawą małej ilości gruczołów łojowych oraz bardzo delikatnego i wrażliwego naskórka. Odkąd pamiętam, mama zawsze powtarzała mi, żebym kupowała okulary przeciwsłoneczne z filtrem UV, w przeciwnym wypadku będę szybko wyglądać jak babcia Wandzia. Kiedy wychodząc na zewnątrz, oślepia nas słońce automatycznie zaczynamy mrużyć oczy, a to powoduje  zmarszczki mimiczne. A gdy pojawią się już one na naszej twarzy, całkowite pozbycie się ich będzie niemożliwe. Możemy je spłycić tylko dzięki kosmetycznym zabiegom, ale będzie nas to słono kosztować. Zapobieganie jest zdecydowanie lepszym wyjściem. Wychodząc z domu, zawsze zakładajmy na nos okulary przeciwsłoneczne. Osobom zmotoryzowanym polecam odkładanie ich w widoczne miejsce – moje zawsze leżą przy dźwigni zmiany biegów. W tym roku naprawdę bardzo się starałam, żeby zawsze chować je w poręcznym etui, unikając ich zarysowania czy złamania.

Włosy pod ochroną

   Ostatnio zapytałam się przyjaciółki o czym chciałaby przeczytać w następnym wpisie. Asia bez wahania odpowiedziała, że ma coraz większe problemy z wysuszonymi włosami i chętnie dowiedziałaby się, jak je pielęgnować. Jest to częsty problem u osób, które dużo przebywają na słońcu. Jeśli i Wy zauważyłyście, że Wasze włosy straciły blask, stały się łamliwe, a kolor wypłowiał, to najwyższa pora odpowiednio o nie zadbać. Pierwszą najważniejszą zasadą jest to, abyśmy nawilżyły włosy od razu, jak wrócimy z plaży, parku czy całodniowej wędrówce po górach. Ja od kilu miesięcy używam olejku L'Orient Recette Royale Soin Chardon Merir (w jego skład wchodzi olej z ostropestu, jojoba, nigella – tak zwana czarnuszka, arganowy i rycynowy). Przed wyjściem jednak pamiętajmy o spryskaniu włosów specjalnym sprejem z filtrem UV (można taki kupić w każdej drogerii). Zdaję sobie sprawę, że nie każda z nas ma taki kosmetyk pod ręką. W takim wypadku wcieramy we włosy odrobinę kremu z filtrem. Nigdy nie suszmy mokrych włosów na słońcu – to dla nich istna tortura. Lepiej skryć się gdzieś w cieniu i tam zaczekać aż wyschną. Na koniec dodam zdanie, które już pewnie wielokrotnie słyszałyście od rodziców i dziadków – nie zapominajcie o noszeniu czapki czy kapelusza. To dobre dla Waszych włosów, a dodatkowo chroni przed udarem. 

Złocisty odcień skóry 

   Pamiętam, jak na początku liceum spotykałam się z koleżankami na plaży i całe dnie leżałyśmy na słońcu (wagary nad morzem – coś cudnego), a wracając do domu zahaczałam jeszcze o solarium (przerażające czego się nie robi w pogoni za złotą opalenizną!). Na następny dzień budziłam się z piegami na całym ciele. Teraz wiem, że nie było to najmądrzejsze. To, że nasza skóra staje się ciemniejsza jest tak naprawdę reakcją obronną naszego organizmu. Ciemny barwnik to melanina, która odbija promienie ultrafioletowe, a im więcej jest jej w naszym ciele, tym ciemniejsza staje się skóra. Niestety, ale tego typu reakcje tylko osłabiają jej zdolność do regeneracji i pozbywają ją kolagenu, a to przyśpiesza proces starzenia. O tym, że przesadne opalanie może doprowadzić do raka skóry na pewno już wiecie. Mogę już tylko dodać, abyśmy naprawdę  pamiętały o stosowaniu kremów z filtrem podczas opalania. Należy przyjąć zasadę, że nie stosujemy filtrów poniżej SPF 15 i pamiętać, że nie wystarczy się nim posmarować raz i leżeć przez cały dzień na plaży. Tę czynność powinno się powtarzać co godzinę, maksymalnie dwie i koniecznie po każdej kąpieli w morzu.  

Woda siły nam doda

   Nie jesteśmy wielbłądami i nie nosimy zapasów wody na plecach. Musimy ją uzupełniać codziennie. Pamiętajmy, aby podczas upałów pić nawet o półtora litra wody więcej niż normalnie. Jeśli po długim wylegiwaniu na słońcu zauważymy u siebie brak koncentracji, osłabienie lub lekki ból głowy szybko sięgnijmy po szklankę chłodnej wody. Dostarczając odpowiednie ilości napojów do organizmu unikniemy odwodnienia, i przegrzania. Picie wody pobudza krążenie krwi, co przyśpiesza regenerację skóry – jest to najlepszy naturalny balsam do ciała, jaki znam. Wychodząc na trening również nie możemy zapomnieć o piciu. Zimą czy jesienią nigdy nie zabierałam na trening biegowy butelki z napojem, teraz nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Czasami decyduję się również pić izotonik. Wtedy sięgam po Ale Race (które mogą pić nawet dzieci) albo przygotowuję swój własny – wodę z miodem i szczyptą soli.

  Korzystajmy z pięknej pogody, ale nie pozwólmy, aby pogoń za piękną opalenizną obróciła się przeciw nam. Szkoda byłoby tracić czas na chowanie się w cieniu, smarowanie leczniczymi balsamami czy siedzenie w pokoju hotelowym z zimnymi okładami na czole. Cieszmy się słońcem i ostatnimi tygodniami wakacji. Macie w planach jeszcze jakieś wyjazdy?

Jak zmiana diety na zdrowszą pomogła mi zrzucić kilka kilogramów

I have been modifying my diet for a few months now.  I have read some books,  done a lot of research on a certain blog and discovered  that I am suffering from nutritional allergy. Therefore I have changed my diet completely.  It was one of the best decisions I have made in my life. I am feeling better, physically but also mentally.  Before, I suffered from stomachaches, strange stains have been appearing constantly on my skin that even  the dermatologist couldn’t diagnose.  During one of the appointments he said it could be lot of different things – actually he doesn't know, but can prescribe me steroids  (I’m sending my best to the Doctor,  who I certainly won’t visit any more). I’ve been also puzzled, why in spite of many visits at the dietitian office and intensive trainings I was still putting on weight. In the end I decided for specialist allergic tests. Results showed clearly that a time for a great change has come. Now I can tell you about it and encourage you not to be afraid doing something that at the beginning seem radical or even crazy.

***

  Od kilku miesięcy modyfikuję moją dietę. Po przeczytaniu paru książek, obserwowaniu pewnego bloga i odkryciu, że cierpię na alergię pokarmową zmieniłam mój jadłospis nie do poznania. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Czuję się lepiej, nie tylko fizycznie ale też psychicznie. Kiedyś cierpiałam na wieczne bóle brzucha, a na skórze pojawiały mi się dziwne plamy, których dermatolog nie umiał zdiagnozować. Na jednej z wizyt spojrzał się na zaczerwienienia i powiedział, że może to być łuszczyca, albo rodzaj grzybicy lub zapalenie – on właściwie to nie wie, ale zapisze mi maść sterydową (pozdrawiam Pana Doktora, do którego na pewno już więcej nie pójdę). Zastanawiało mnie też dlaczego pomimo wielu wizyt u dietetyka i intensywnych treningach wciąż przybierałam na wadze. W końcu zdecydowałam się na specjalistyczne badania alergiczne. Wyniki jednoznacznie wskazywały, że przyszedł czas na wielkie zmiany. Teraz mogę Wam o nich opowiedzieć i gorąco zachęcić, abyście nie bali się czasami zrobić czegoś, co na początku wydaje się radykalne i szalone.

Tłuszcz i sól ograniczyłam do minimum   

 Przede wszystkim od dłuższego czasu nie jem tłuszczów zwierzęcych. Oczywiście nie wyłączyłam z diety tłuszczy roślinnych. Masło na kanapkach zastąpiłam pastą z awokado, do smażenia naleśników albo placuszków używam oleju kokosowego tłoczonego na zimno. Do wypieków dodaje masło Gee. Oliwa z oliwek, olej lniany czy obfitujące w dobre tłuszcze awokado zawszę dodaję do sałatek. W miarę możliwości, staram się aby większość posiłków, które jem były wegańskie. Robię wyjątki dla łososia. Moi rodzice mieszkają bardzo blisko osady rybackiej i kiedy tylko mnie odwiedzają przynoszą świeżą rybę. W takich sytuacjach sięgam po moją patelnię z groszkowanym dnem, do której nie trzeba wlewać ani grama tłuszczu i soli. Uwierzcie, że przygotowane w niej potrawy są nie tylko zdrowsze ale i smakują o wiele lepiej, niż te smażone w tradycyjny sposób (moja pochodzi ze sklepu PhilipiakMilano.pl, możecie ją kupić tutaj). W jednym z ostatnich wpisów wspominałam Wam, że w kuchni nie należy przesadzać z solą, bo można w ten sposób nabawić się chorób serca, nadciśnienia, a nawet dostać wylewu. Jeśli muszę, używam więc różowej soli himalajskiej (można ją dostać w Almie, sklepach ze zdrową żywnością,  a ostatnio widziałam ją też w Makro). Nawet jeśli odstawimy sól nie musimy obawiać się niedoborów minerałów, ponieważ codziennie jemy produkty, w których zawartość soli jest naprawdę wystarczająca (chleb, wędliny, sery, konserwy i ryby wędzone).

 

 Pokochałam wegańskie przepisy  

   Parę miesięcy temu Ania z Mammamija poleciła mi kulinarnego bloga Jadłonomia z wegańskimi przepisami. Od tego czasu pokochałam taką kuchnię. W pierwszej fazie ekscytacji, która trwała u mnie trzy tygodnie, codziennie gotowałam jakąś wegańską potrawę. W między czasie przeczytałam kilka książek popularnonaukowych, i wyczytałam w nich przede wszystkim o negatywnym wpływie jedzenia białka odzwierzęcego (w tym mleka, jajek, mięsa, ryb i owoców morza). Wiem, że dla wielu z Was, to co teraz piszę wydaje się wariactwem – z początku myślałam dokładnie tak samo. Byłam przekonana, że moja wydolność podczas treningów spadnie, zaczną wypadać mi włosy i będę wiecznie chodziła głodna. Mogę Wam z ręką na sercu powiedzieć, że jak do tej pory żadna z moich obaw nie sprawdziła się. Czuję się wręcz doskonale, dużo lepiej niż kiedykolwiek, a dodatkowo zgubiłam kilka kilogramów. Znajomi często pytają się mnie, jak będąc na takiej diecie dostarczam do organizmu białko i żelazo. Prawdą jest, że będąc wegetarianinem czy weganinem trzeba mieć dużą wiedzę na temat żywienia i bilansować jadłospis tak, aby nigdy niczego w nim nie zabrakło. Dużo białka znajduje się w soczewicy, soi, fasoli, tofu i komosie ryżowej. Natomiast, żelazo jest w suszonych morelach, zielonych warzywach (sałacie, rukoli, natce pietruszki, koperku, szczypiorku i brokułach), orzeszkach (nerkowcach, migdałach, pistacjach) i różnych rodzajach fasoli. Jeśli obawiamy tego, czy i jak się wchłania się żelazo, produktem zwiększającym jego przyswajalność jest witamina C. 

Reguły są po to, żeby je łamać

   Nie jestem robotem i jak każdy z nas miewam chwile słabości. Uważam, że jeśli przez cały czas odżywiamy się bardzo zdrowo, to naprawdę nic się nie stanie jeśli raz na jakiś czas zrobimy małe odstępstwo. Zwłaszcza, że stosując dobrą dietę, po pewnym czasie nasz metabolizm przyśpiesza i organizm więcej nam wybacza. Kasia, często opowiada mi o swojej zasadzie, że na co dzień je bardzo zdrowo, ale zawsze pozwala sobie odstępstwa, jeśli ma okazję zjeśc coś naprawdę przepysznego. W ten sposób delektujemy się jedzeniem, a nie objadamy bez zastanowienia. Jeśli dobrze dostosujemy liczbę spożywanych kalorii do trybu naszego życia, diety, wysiłku fizycznego, będziemy mogły bez wrzutów sumienia sięgnąć czasem po coś słodkiego. Często przechodząc na dietę roślinną, eliminując mięso, problem jest odwrotny – dostarczamy sobie za mało kalorii. To duża sztuka utrzymywać ich optymalną ilość. Dlatego jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej na ten temat lub obliczyć ile kalorii powinniście spożywać, zachęcam do odwiedzenia strony zarzadzaniekaloriami.pl. Tam dowiecie się jak prawidłowo rozplanować jadłospis i co najważniejsze, obliczycie jakie jest Wasze zapotrzebowanie kaloryczne. Dzisiaj moim małym grzeszkiem będą lody na mleku sojowym (teraz można je kupić już nawet w popularnych supermarketach).

   Mogłoby się wydawać, że przejście na nową dietę sprawiło mi dużo trudu, ale tak nie było. Początkowe wyrzeczenia, wchodzą nam w krew, nasz organizm przyzwyczaja się i po jakimś czasie, nie jesteśmy w stanie już pić krowiego mleka, jeść otłuszczonych wędlin. Wzdrygamy się na myśl o tym, jak mogłyśmy brać do ust coś tak sztucznego jak chipsy. Wydaje mi się, że wszystko zależy od naszego nastawienia i tego na czym nam najbardziej zależy. Ja zyskałam lepsze samopoczucie, szczuplejszą sylwetkę i promienną cerę. Moje wyniki badań są świetne, mam więcej energii i uwierzcie mi, że częściej się uśmiecham. Dziewczyny! Najważniejsze to zacząć, przynajmniej od małych kroków! Trzymam za Was kciuki!

Lato w pełni a Ty nie czujesz się komfortowo w szortach? Czas to zmienić

 

  Miranda Kerr, Jane Birkin and Nicole Kidman – what do they have in common? All of them captured hearts of millions of men around the world. Their trademarks are beautiful, long legs. Mine aren’t so glamourous, but it doesn't mean that I should forget about them and hide them under the jeans. There are many ways in order to quickly and effectively improve the appearance of our legs. If we implement a few modifications to our everyday car right away, I promise that we will still be able to show off our slender, smooth and well-toned toned even this holidays. How? You can read about it below. 

***

  Co łączy Mirandę Kerr, Jane Birkin i Nicole Kidman? Wszystkie zawładnęły sercami milionów mężczyzn na całym świecie. Ich znakiem rozpoznawczym są piękne, długie nogi. Moje nie do końca takie są, ale to nie znaczy, że w lecie powinnam o nich zapomnieć i ukryć je pod jeansami. Istnieje wiele sposobów na to, aby szybko i skutecznie poprawić wygląd naszych nóg. Jeśli już dzisiaj wprowadzimy kilka zmian do naszej codziennej pielęgnacji obiecuję, że jeszcze w te wakacje będziemy mogły pochwalić się wysmuklonymi, gładkimi i jędrnymi nogami. Jak? O tym przeczytacie poniżej.

Zapomnij o pomarańczowej skórce!

  Czy wiecie, że aż osiemdziesiąt procent kobiet na świecie boryka się z problemem pomarańczowej skórki wokół ud, brzucha i pośladków? Nie wiem, czy Was to pocieszy, ale zdecydowana większość Waszych koleżanek też z tym walczy. Nie uważam, że cellulit dyskwalifikuje nasze nogi. Jeśli chcemy się go pozbyć możemy zastosować dwie techniki, które u mnie sprawdziły się bez zarzutów. Pierwsza, to zapomnieć, że się go ma i żyć nie myśląc o nim (najlepiej wybierzcie się na plażę i zobaczcie ile kobiet ma podobny problem i nie robi z tego dramatu). Druga, to regularna i konsekwentna praca, podczas której musimy pilnować prawidłowej diety – zapomnieć o przetworzonej żywności i najlepiej wyrzucić sól z kuchni. Skończyć z opinią, że podnoszenie ciężarów jest zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Im jędrniejsze są nasze ciała tym pomarańczowa skórka jest mniej widoczna. Dodatkowo powinnyśmy starannie wmasowywać w siebie kremy i co najmniej dwa razy w tygodniu dokładnie złuszczać naskórek. Krem wsmarowujmy po kąpieli, wtedy skóra jest rozgrzana i lepiej wszystko wchłania. Na blacie w mojej łazience zawsze stoi peeling, gruboziarnisty o pięknym zapachu. Polecam na przykład ten malinowy od Balneokosmetyki.pl, który poleciła mi Kasia. Warto dodać, że jego skład jest w pełni ekologiczny. Teraz możecie zamówić ten peeling i inne produkty z darmową dostawą na hasło: wakacje. Kosztownymi, ale wskazanymi sposobami walki z cellulitem są zabiegi w gabinetach kosmetycznych. Niestety jedna wizyta nam nic nie da, więc naprawdę trzeba uzbroić się w cierpliwość żeby zadziałały. Na koniec pamiętajmy jeszcze o suplementacji (ja najbardziej lubię Ale Shape, dzięki któremu podczas treningu wspomagam spalanie tkanki tłuszczowej).

Chciałabyś, żeby Twoje nogi były szczupłe i wrzeźbione jak u Marii Szarapowej?

  Jeśli marzą nam się szczupłe i zgrabne nogi, to musimy zacząć wykonywać regularnie ćwiczenia. Pierwsze efekty wysmuklenia ud i łydek zobaczymy już po dwóch tygodniach. Rozpoczynając trening już dzisiaj, spokojnie załapiemy się jeszcze w te wakacje na niejedno wyjście w krótkiej spódniczce. Ćwiczmy co drugi dzień, zawsze zaczynając od pięciominutowej rozgrzewki (może być to bieg w miejscu). Serię pięciu ćwiczeń powtarzamy piętnaście razy. Najlepiej po ćwiczeniach udać się dodatkowo na 20 minutową przebieżkę, którą zakończamy dokładnym rozciągnięciem wszystkich partii ciała.

Ćwiczenie 1.

Stań w rozkroku. Prawą nogę zegnij w kolanie i oprzyj na udzie rękę. W tej pozycji policz do dziesięciu i to samo zrób przenosząc ciężar ciała na druga nogę. To ćwiczenie powtórz piętnaście razy na każdą nogę.

Ćwiczenie 2.

Stań wyprostowana w lekkim rozkroku, połóż ręce na biodrach. Wykonuj krok do przodu, kolano nie może wychodzić poza linię stopy (pod kolanem powinnyśmy mieć kąt 90 stopni). Wróć do pozycji wyjściowej i ponownie zrób wykrok drugą nogą. To ćwiczenie również powtórz piętnaście razy na każdą nogę.

Ćwiczenie 3.

Stań wyprostowana w lekkim rozkroku, ręce wyciągnij przed siebie (mogą być lekko zgięte). Zginając mocno kolana musisz pilnować, aby nie odrywać stóp od podłogi. Im głębszy będzie przysiad tym lepszy osiągniemy efekt. W trakcie przysiadu ważna jest praca kolan, uważaj, żeby nie schodziły ani na zewnątrz, ani do środka. Piętnaście powtórzeń będzie idealne.

Ćwiczenie 4.

Tradycyjne nożyce: Połóż się na plecach tak aby lędźwie były przyklejone do maty. Ręce połóż wzdłuż ciała. Napnij stopy i palce skieruj w dół. Zaczynaj powoli naprzemiennie unosić nogi w górę i w dół. Ćwiczenie wykonuj przez dwie minuty.

Ćwiczenie 5.

Połóż się na macie, ręce leżą wzdłuż ciała. Złączone nogi podnieś tak aby tworzyły kąt prosty. Skieruj place ku górze i mocno napnij mięśnie nóg. Ugnij nogę w kolanie najmocniej jak się da (kolano musi zostać w tej samej linii co biodro!). Przytrzymuj tak napięta nogę przez dziesięć sekund i zmień na drugą. I tak piętnaście razy każda noga.

To nam mrozi krew w żyłach

  Żadna z nas tego nie lubi.  Naprawdę zbiera mi się na płacz, kiedy nadchodzi moment, w którym bezwzględnie muszę iść na wosk. Jeśli w końcu uda mi się zmobilizować i pójść do kosmetyczki, to moje nogi wyglądają znacznie lepiej. Od razu mam ochotę nałożyć sukienkę. Tylko czy naprawdę musimy być skazane na ciągłe cierpienie? Usuwanie włosów woskiem jest o wiele skuteczniejszą metodą niż używanie zwykłej maszynki, po której włoski odrastają po jednym, maksymalnie dwóch dniach i co najgorsze wrastają w skórę. W okolicach bikini zdecydowałam się na usunięcie włosów laserowo. Jest to dosyć kosztowna technika depilacji, bo każda wizyta wynosiła dwieście złotych, a było ich sześć (a ból był nie do zniesienia! Naprawdę wolę borowanie zębów!). Nie zdecydowałam się powtórzyć tej metody na nogach. Koleżanka namówiła mnie, żebym kupiła depilator i-Light Remington, w którym wykorzystywana jest technologia IPL. Poinformowała mnie, że efekt będzie najlepiej widoczny przy ciemnych włosach i jasnej skórze (czyli u mnie!). Skusiłam się z dwóch powodów. Po pierwsze, nie muszę chodzić do salonu. Po drugie, ból jest o wiele mniejszy niż w przypadku lasera i wosku. Uwaga! Teraz na stronie www.czasnagladkosc.pl jest konkurs, który potrwa jeszcze tylko kilka dni, a można w nim wygrać bardzo atrakcyjne nagrody.

  Nawet jeśli natura nie obdarzyła nas wyjątkowo smukłymi nogami i wąskimi kostkami to warto o nie zadbać. Wypielęgnowane i wysportowane nigdy nie będą dla Was powodem do wstydu! Zostawmy ten komputer i zróbmy coś dla siebie.

 

 

Co jeszcze chciałabym zrobić w te wakacje?

 

  Czy Wam też lipiec i sierpień mijają zawsze najszybciej ze wszystkich miesięcy w roku? Niedługo ciepłe i długie wieczory odejdą w zapomnienie i znów znajdziemy się w strefie jesienno-zimowego mroku. Postanowiłam jak najintensywniej wykorzystać najbliższe kilka tygodni. Nie będzie leniuchowania i wylegiwania się na kanapie. Chciałabym wkroczyć w jesienną aurę z uśmiechem na twarzy i poczuciem, że wakacyjne dni wykorzystałam do maksimum. Dlatego dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami wszystkimi moimi pomysłami na to, co chciałabym zrobić w ciągu najbliższych tygodni. Może i Was zmotywuję do napisania podobnej listy?

Odświeżyć mieszkanie 

  Mieszkanie, które obecnie wynajmuję wymaga drobnego odświeżenia. Przede mną mieszkała w nim młoda para z małym, trzyletnim rozrabiaką, który nie miał oporów przed malowaniem po ścianach. Już od dłuższego czasu noszę się z zamiarem odświeżenia wnętrz i zrobienia drobnych zmian, które nie będą kosztowne ani czasochłonne. Zaczęłam od pomalowania jednej (najbardziej brudnej, bo najczęściej dotykanej) ściany w sypialni. To najprostszy sposób aby nadać wnętrzu świeżości (użyłam farby Śnieżka Satynowa kolor 545 Biała Noc, pan w Castoramie przekonał mnie do niej mówiąc, że jest najbardziej odporna na szorowanie na mokro, łatwo się ją aplikuje i nie chlapie podczas malowania). Wynajmując mieszkanie najlepiej jest inwestować w przedmioty, które potem będziemy mogli zabrać ze sobą. Dlatego chciałabym skorzystać jeszcze z ciągle trwających letnich przecen i kupić kilka dodatków (co myślicie o tym i o tym?). W najbliższym czasie zabiorę się jeszcze za wypranie kanapy, koleżanka twierdzi, że najlepiej byłoby ją mocno namydlić i wysuszyć odkurzaczem. Powiem szczerze, że ten pomysł nie do końca do mnie przemawia. Może Wy macie jakieś sprawdzone sposoby?

Udoskonalić umiejętności kulinarne 

  Bardzo lubię gotować i od ponad roku staram się robić to jak najczęściej. Przede wszystkim ze względu na to, że cierpię na skazę białkową i aby trzymać się diety muszę sama dobierać do niej większość składników. Bardzo chciałabym pogłębić wiedzę z zakresu kuchni roślinnej. Większość książek, które mam w swojej biblioteczce, mówią o tym jak niezdrowe jest jedzenie białka odzwierzęcego. Po przeczytaniu już pierwszej z nich przestałam jeść mięso i nabiał (gwoli ścisłości od czasu do czasu jadam ryby). Gorąco zachęcam Was do przeczytania „Nowoczesne zasady odżywiania: T. Colin Campbell i Thomas M. Campbell II , teraz czeka na mnie „Ukryta terapia. Czego ci lekarz nie powie” Jerzego Zięby. Po przejściu na takie restrykcje dietetyczne musiałam na nowo nauczyć się gotować. Pomogła mi w tym książka kucharska „Jadłonomia” Marty Dymek.  Teraz marzy mi się, aby jeszcze w te wakacje pojechać do autorki na warsztaty kulinarne.

Urządzić sobie piknik  

  Kasia z ostatniego wyjazdu do Brukseli przywiozła mi w prezencie książkę, o tym jak sprawnie przygotować idealny piknik. Od tego czasu nie miałam jeszcze okazji ale mając taką inspirację w domu, aż żal byłoby tego nie zrobić. W ślicznie wydanym poradniku znajdują się ciekawe przepisy i mnóstwo porad organizacyjnych. Książka liczy ponad sto osiemdziesiąt strony – kto by się spodziewał, że można, aż tyle napisać o piknikowaniu. Miedzy innymi możemy przeczytać o tym jak dobrać idealne miejsce, jakie rzeczy zabrać ze sobą czy jak przechowywać potrawy. Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się polskiego wydania. „The Picnic. Recipes and Inspiration from Basket to Blanket” Marnie Hanel, Andrea Slonecker & Jen Stevenson możecie kupić tutaj).

Nowe sportowe wyzwanie

  Na początku roku pisałam Wam, że chciałabym zacząć pływać na kitesurfingu i w końcu nadszedł na to czas. Pierwsze lekcje mam już za sobą. Póki co uczyłam się na plaży sterować latawcem, teraz będę już wchodzić do wody. Jeśli w te wakacje ktoś zaproponuje Wam próbną lekcje nie bójcie się – nie jest to trudne, a strach szybko mija. Po nawet jednogodzinnych ćwiczeniach zobaczycie jak szybko można się odstresować. Przez te sześćdziesiąt minut skupiamy się tylko na latawcu, nic innego nas nie zaprząta nam głowy. Chciałabym aby moją kolejną sportową przygodą był obóz biegowy w Tatrach. Już od ponad roku zbieram się, żeby tam pojechać. Wciąż coś stawało na mojej drodze: a to przeprowadzka, potem drobny zabieg lekarski i tak dalej. Jak wiadomo, publiczne deklaracje są najlepszą motywacją, więc skoro już Wam o wszystkim powiedziałam teraz muszę jechać (jak chcielibyście do mnie dołączyć tutaj jest link do programu).

  Z taką listą rzeczy do zrobienia raczej nie powinnam się  nudzić w te wakacje. Jestem też bardzo ciekawa jakie Wy macie plany? Może jakieś egzotyczne wyjazdy? Albo zawody biegowe w pięknych górskich plenerach? Czy raczej relaks w domowym zaciszu? Koniecznie napiszcie o wszystkim w komentarzach.