9th Warsaw Half Marathon. It hurts? Well… it has to!

I made it, I ran the Warsaw Half Marathon. After two days I’m able to walk again. Monday was one of the worst days in my life, but despite the pain I know that I did my best and it was worth it. I didn't expect to do so well. During my trainings I was constantly repeating to myself- 21 kilometers, pfffff it will be wonderful! I can do it! When I finally stood on the starting line only one question came across my mind – Oh boy! what am I doing here? Despite my doubts, thanks to incredible atmosphere, excellent organization, huge turnout of runners and supporters I managed to reach finish line in time I had never dreamed of.

Udało się! Przebiegłam półmaraton Warszawski! Po dwóch dniach od wykonania tego wielkiego wysiłku jestem już w stanie znowu chodzić, ale pomimo bólu wniosek jest tylko jeden – było warto i dałam z siebie wszystko! Nie spodziewałam się, że tak dobrze mi pójdzie. W trakcie przygotowań, przez cały czas powtarzałam sobie "cudownie jest przebiec 21km! Pff! Co to dla mnie?", ale gdy stanęłam na starcie w mojej głowie pojawiało się tylko jedno pytanie "O rany! Co ja tu robię?!". Wbrew swojemu zwątpieniu, głównie dzięki niesamowitej atmosferze, rewelacyjnej organizacji i ogromnej frekwencji biegaczy i kibiców, udało mi się osiągnąć czas, o którym nawet nie marzyłam – 1:54:03. 

Grupowe rozgrzewki wyglądały imponująco. W biegu wystartowało 11 tysięcy biegaczy.

Tuż przed startem miałam ochotę odwrócić się i pobiec w drugą stronę.

top – adidas / shorty – H&M / buty i czapka – Nike

Pokonując kolejne kilometry na trasie mijałam różne atrakcje – grające orkiestry, dopingujące grupy ludzi, motywujące banery. Po prostu całe miasto imprezowało :)!

Victor Kipchirchir z Kenii z czasem 01:00:48 pobił rekord Półmaratonu Warszawskiego. To był najszybszy bieg na dystansie 21,097 km w historii Polski. Imponujący czas, ale niech lepiej uważa, w przyszłym roku zamierzam zrobić lepszy :P!

Na 15-16 kilometrze musiałam się zmierzyć z podbiegiem na ulicy Agrykoli. Kilkumetrowe, strome wzniesienie dało mi ostro w kość! Nie zatrzymałam się, ale było blisko. Po wczołganiu się na górę przez dobre 10 minut musiałam uspakajać oddech. Jeden z kibiców krzyknął w moją stronę, żebym się nie poddawała, bo już mam niedaleko – 5km. Miałam ochotę zawrócić i go zamordować – te 5km wydawało się wtedy dystansem nie do pokonania.

Biegnąc przez Tunel Wisłostrady echo roznosiło okrzyki dopingujących siebie nawzajem biegaczy – brzmiało to jak gladiatorzy nawołujący do walki. W tamtej chwili ze wzruszenia napłynęły mi łzy do oczu.

Pan powyżej pokonał półmaraton, wraz z córeczką, w około 1:30:00 :). Brawo!

Dla takich widoków warto stać na mecie.

Tego pana prosimy o podanie numeru telefonu. Jestem gotowa z nim poćwiczyć ;)

W każdym wieku można biegać, a ten pan na pewno zrobił lepszy czas niż ja!

Na metę wbiegłam zmęczona i obolała – miałam naprawdę dosyć (nawet zapomniałam wyłączyć zegarka, który mierzył mi czas). Po 13 kilometrze rozbolało mnie biodro, pod koniec biegu ból stawał się nie do zniesienia. Gdy docierały już do mnie czarne myśli, zauważyłam wielką tabilicę z hasłem "700 metrów do końca – BOLI? MUSI BOLEĆ!" To pozwoliło mi zebrać jeszcze resztki sił. Ta mała rzecz pomogła mi ukończyć bieg.

Kasia stojąc przy samej mecie miała okazję podziwiać wiele wzruszających scen. Jak ją zobaczyłam miała szkliste oczy, co na początku mnie bardzo zdziwiło, ale jak opowiedziała mi o wszystkich radosnych twarzach, które widziała, sama miałam ochotę się rozpłakać. Widok szczęśliwych, zmęczonych i pękających z dumy ludzi potrafi rozczulić każdego.

W biegu wzięła udział jedna z naszych Czytelniczek. Cieszę się, że mogłyśmy się poznać :).

Pełnia szczęścia :D!!! Chyba zasłużyłam na nagrodę (napewno będzie to coś słodkiego;)).

Mojej radości nie było końca, ale teraz czeka mnie jeszcze większe wyzwanie. Wiem jednak, że jeszcze nigdy nie byłam tak blisko przebiegnięcia całego maratonu :).

Forever young

While reading popular fashion magazines I often notice pictures of women in their forties who still look amazing, for example: Victoria Beckham, Heidi Klum, Elle MacPherson, Monica Bellucci or Grażyna Torbicka (they’re in their fifties?). I'm amazed by the fact they look so beautiful in the prime of their life. Yes, the miracles of medicine have a share in it, however there can be no denying that a healthy lifestyle, diet and cosmetics are also crucial in remaining beautiful. After reading many articles I have one conclusion: the basis of beautiful appearance, at any age, is a proper diet. (I ate a box of chocolates writting this post, but they were delicious so it doesn't count). Victoria Becham eats only the best quality products, she avoids carbohydrates replacing them with fruits and vegetables. Heidi Klum drinks at least 3 liters of water a day, and one of our Polish stars after 40, Kinga Rusin says that you won't find any processed food, any sodas or sweets in her fridge. Can we look like this? I say: yes we can! If starting from today we balance our menu, and add to it some "miracles" the nature gave us, in the future we’ll have a reward in beautiful skin, shiny hair, and strong nails. Below you will find a couple of ideas on how to eat well.

Oglądając popularne magazyny o modzie, często trafiam na zdjęcia niesamowicie wyglądających kobiet po czterdziestce. Do ich grona należą między innymi Victoria Beckham, Heidi Klum, Elle MacPherson, Monica Bellucci czy Grażyna Torbicka. Nie mogę wyjść z podziwu, jak pięknie można wyglądać w kwiecie wieku. Cuda medycyny na pewno mają tutaj swoją zasługę, ale wpływ na naszą nieprzemijającą urodę z pewnością ma też tryb życia, kosmetyki i sposób żywienia. Po przeczytaniu wielu artykułów, dochodzę do jednego wniosku: podstawą pięknego wyglądu, w każdym wieku, jest prawidłowa dieta (piszące ten post zjadłam pudełko czekoladek, ale były pyszne, więc się nie liczy). Victoria Beckham wielokrotnie podkreśla, że jej dieta jest w dużym stopniu oparta na dokładnym doborze dobrej jakości produktów. Unika węglowodanów i zastępuje je warzywami i owocami. Heidi Klum wypija minimum trzy litry wody dziennie. Natomiast jedna z naszych polskich gwiazd, po czterdziesce, Kinga Rusin w wywiadach mówi, że u niej w lodówce nie znajdzimy przetworzonej żywności, słodyczy i napojów gazowanych. Czy każda z nas może tak wyglądać? Według mnie tak! Jeśli już dziś zbilansujemy nasz jadłospis i wprowadzimy do niego „cuda”, które podarowała nam natura, to w przyszłości otrzymamy nagrodę w postaci pięknej skóry, lśniących włosów i zdrowych paznokci. Przygotowałam więc dla Was małą ściągę żywieniową.

Śniadanie:

Doskonale już wiecie, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia (męczę Was tym gadaniem prawie od dwóch lat, więc wypadałoby już zapamiętać:)). Co jeść na śniadanie, żeby poczuć z rana energetycznego kopa i rozpromienić naszą cerę?

PŁATKI OWSIANE – zawierają witaminy B1, B6 i E, cynk, żelazo i wapń, które przywracają skórze świeży wygląd i pomagają zwalczyć trądzik.

JOGURT NATURALNY – można dodać go do owsianki, poprawia elastyczność skóry. Możecie go zrobić sami (tutaj link).

TRUSKAWKI – likwidują przebarwienia na skórze, dodane do owsianki znacznie poprawią jej smak.

PESTKI DYNI – w ich skład wchodzi dużo cynku, który świetnie nadaję się do walki z trądzikiem. Dodawajcie je do wszystkiego, lub przygotujcie z nich pyszne pesto (zmiksujcie pitruszkę, pestki uprażone na patelni, oliwę z oliwek i odrobinę przypraw).

MIÓD – rozjaśnia, regeneruję i wygładza cerę (w czasach starożytnych miód był stosowany do leczenia ran, oparzeń, czy skaleczeń). Całkowicie zastąpiłam cukier tym przepysznym pszczelim produktem. Doszło do tego, że w torebce trzymam zawsze mały słoiczek miodu, gdyby w którejś z kawiarni go nie było (stałam się przez to obiektem kpin Kasi, ale wiem, że tak naprawdę mi zazdrości :D).

CHRUPKIE PIECZYWO ŻYTNIE – pełnoziarniste pieczywo pomaga usunąć szary, zmęczony wygląd cery. To fakt, że jest trochę bez smaku, ale z wędzonym łososiem i rukolą jest zjadliwe.

JAJKA – obfitują w witaminy A, D, E, również posiadają wiele witamin z grupy B. Naukowcy twierdzą, że możemy jeść ich nawet dziesięć tygodniowo.

GREJPFRUT – żeby przedstawić wszystkie zalety tego magicznego owocu musiałabym Was zamęczać trzy razy dłużyszym tekstem. W skrócie: pomaga organizmowi w obronie przed żylakami i ma szczególne znaczenie w pielęgnacji cery naczynkowej i w walce z trądzikiem różowatym, poprawia bowiem gojenie się ran oraz rozjaśnia przebarwienia. Uważam, że dzień bez zjedzenia grejpfruta jest dniem straconym :).

WODA – prawidłowe nawodnienie organizmu od wewnątrz przekłada się na prawidłowe nawilżenie i sprężystość skóry właściwej. Im więcej wypijecie jej w ciągu dnia tym lepiej, nasze minimum to 1,5 litra dziennie!

Drugie śniadanie:

Drugie śniadanie nie musi być już tak obfite jak pierwsze. Jednak jeżeli chcemy mieć cerę niczym przysłowiowa brzoskwinka, musimy pamiętać, aby nie dać się przekonać złemu chochlikowi, występującemu pod postacią drożdżówki, chipsów czy słodyczy.

GORZKA CZEKOLADA –  możemy w niej znaleźć mnóstwo potasu, magnezu oraz polifenolu. ponieważ nie posiada cukru jest świetną sycącą przekąską (powinna zawierać minimum 70% masy kakaowej). Nie jest prawdą, że po jej zjedzeniu pojawia się trądzik. Gdyby tak było, to uwierzcie mi – moja twarz byłaby jak jedna wielka krosta.

 OWOCOWY KOKTAJL – ten nie zawierający konserwantów i cukru świetnie spełni się w roli małej przekąski. Małą butelkę najlepiej zawsze trzymać w torebce i sięgać po nią, gdy najdzie nas ochota na coś pysznego. Możecie spróbować na przykład nowości od Tymbarku, FRUKTAJL dostępnego aż w czterech smakach (mój ulubiony to brzoskwinia z mango).

MANGO – od wieków ten owoc był stosowany jako lek służący do usuwania toksyn z organizmu, leczenia niedokrwistości i uzdrawiania systemu nerwowego. Zawiera witaminy A, C, D oraz beta karoten. Jeszcze kilka lat temu był bardzo ciężko dostępny, ale teraz możemy znaleźć go praktycznie w każdym większym sklepie.

Lunch:

Tak naprawdę, jedzenie dużej ilości warzyw w ciągu dnia jest najważniejszym elementem zdrowej diety. Zwłaszcza gdy zależy nam na pięknym wyglądzie naszej skóry. Zazwyczaj swój lunch przygotowywuję rano i pakuję go do małego plastikowego pojemnika. Jest to bardzo dobry sposób, aby zaoszczędzić pieniądze i na dodatek mam 100% pewność, że wiem co jem :).

AVOCADO – zapewnia skórze gładkość i walczy z wszelkimi słonecznymi alergiami. Moją ulubioną potrawą z avocado jest guacamole, straram się je przyrządzać raz w tygodniu (tutaj macie kilka rad Zosi, na to co można jeszcze zrobić z avocado).

SIEMIĘ LNIANE – gdybym miała wybrać jeden produkt, najlepszy z całej listy, bez byłoby to siemię lniane. Jego cudowne właściwości są imponujące, ale chyba najważniejszą zaletą jest bardzo duża zawartość kwasów omega 3. Same nasionka są neutralne w smaku, więc możecie je dodawać do wszystkiego, na przykład sałatki, koktajlu czy sosu do mięsa (po prostu przemycajcie je wszędzie gdzie się da :))

RUCOLA – zielone warzywa zawierają dużo witamin A i C, kóre zapobiegają starzeniu się skóry. Rucola ma bardzo intensywny smak, świetnie nadaje się jako dodatek do sałatki, można z niej też przygotować pyszne pesto.

ROSZPONKA – potocznie nazywana polną kapustą. Znajduje się w niej wapń, fosfor oraz żelazo. Używam jej zamiast popularnej sałaty, ponieważ jest dużo smaczniejsza.

CZERWONA PAPRYKA – zawarta w niej duża ilość witaminy C wspomaga produkcję kolagenu

ŻURAWINA – może jej spożywanie nie do końca wpływa na naszą urodę, ale jest bardzo ważna w procesie zwalczania bakterii w naszym organizmie.

GRILLOWANY KURCZAK – białko, czyli podstawowy budulec większości tkanek ciała jest niezbędny, aby skóra wyglądała ładnie i młodo. Najlepiej pozyskać je jedząc chude mięso. Starajcie się kupować kurczaki z wiejskich hodowli (możecie je rozpoznać na przykład po wielkości – im mniejszy tym lepszy).

ORZECHY WŁOSKIE – jedzenie garści orzechów dziennie może nam przynieść wiele korzyści, między innymi zapewni nam gładszą skórę, zdrowszy wygląd włosów, ładne paznokcie i błyszczące oczy (jeśli chcecie przeczytać więcej informacji na ten temat, zajrzyjcie tutaj).

POMIDORY – obecna w nich witamina C, zwiększa stopień dotlenienia skóry, wzmacnia drobne naczynia krwionośne, odżywia ją i dodaje energii, a witamina E, zwana eliksirem zdrowia i młodości chroni przed powstawaniem zmarszczek i przedwczesnym starzeniem się.

OLIWA Z OLIWEK – obecna w oliwie witamina E, nadaje skórze zdrowy i promienny wygląd. Możemy ją delikatnie podgrzać i wymoczyć w niej ręce – efekt nowej skóry jest natychmiastowy.

Obiadokolacja:

Powyższe zdjęcie przedstawia purée ze słodkich ziemniaków, które poleciła mi Kasia. Do jego przygotowania potrzebujemy: 0,5 kg zwykłych ziemniaków, 0,5kg batatów, mleko, masło i sól. Na początku gotujemy ziemniaki. Potem, używając widelca lub specjalnego przyrządu do ugniatania ziemniaków, robimy miazgę. Do dużego garnka wkładamy masło, wlewamy mleko (ilość – od sreca :)) i wrzucamy naszą "papkę ziemniaczaną". Całość trzymamy, na małym ogniu, przez około 5 minut.

BATATY – są bogatym źródłem potasu, magnezu, fosforu, sodu i wapnia. Uwielbiam frytki z batatów (nie jest to najzdrowsza przekąska, ze względu na obróbkę termiczną, ale z pewnoscią jest pyszna).

MLEKO – bogate w witaminy młodości A i E sprawią, że pijąc ję, bedziemy mogli dłużej cieszyć się promienną i młodą skórą.

SÓL – z solą nie należy przesadzać, ale nie wolno jej wykluczać, w końcu jest to naturalny minerał.

Drugą opcją obiadokolacji jest łosoś przygotowany na parze. Po przepis odsyłam do postu Zosi (tutaj).

ŁOSOŚ  – witamina B6 zawarta w tej rybie reguluje pracę gruczołów łojowych i zapobiega wypadaniu włosów 

SZPINAK – to zielone warzywo jest wciąż niedoceniane i przez niektórych całkowicie eliminowane z diety. Tymczasem jest to bogate źródło substancji odżywczych oraz antyoksydantów (witaminy C, E, luteiny, beta-karotenu). Szpinak zawiera witaminy z grupy B, kwas foliowy oraz potas, żelaza, magnez i kwasy tłuszczowe omega-3. Szpinak poddany obróbce nie traci swoich właściwości!

CYTRYNA – ma właściwości antybakteryjne, oczyszcza cerę i ściąga rozszerzone pory, dlatego doskonale pielęgnuje tłustą cerę!

BROKUŁY – są idealnym spowalniaczem starzenia się skóry

CZOSNEK – czyli naturalny antybiotyk. Pamiętajcie, żeby po jego zjedzeniu (najlepij na noc) wypić szklankę mleka – dzięki temu unikniemy nieprzyjemnego porannego wyziewu.

Na koniec, oczywista oczywistość: stres, palenie papierosów, nadużywanie alkoholu, nadmierne opalanie się, zbyt mała ilość spożywanej wody, nieodpowiednia dieta sprawiają, że nasza uroda szybciej przemija (wiem, bardzo odkrywcze, zasłużyłam na nagrodę :)).

Jeśli ktoś dotarł do końca wpisu to gratuluję cierpliwości! :) Mam nadzieję, że ta pokaźna liczba informacji, została przez Was zapamiętana chociaż w małym procencie. Jak zwykle czekam na Wasze własne sugestie w komentarzach, ucieszę się też jeśli napiszecie, jak Wy przemycacie zdrowe produkty w codziennej diecie.

 

French Beauty

As Adam Mickiewicz once said : What Frenchman invents Pole likes,  I nod to that. You may think that I’m exaggerating or I’m not objective, but during my last trip to Paris, for the second time French women captivated me with their unique chic. What’s their secret? – It’s moderation, awareness of their advantages and systematic care of the body. Last year I wrote about how they dress, today I want to tell you how they care of their beauty.

Co Francuz wymyśli, to Polak polubi – tak twierdził Adam Mickiewicz, a ja mu przytakuję. Możecie uważać, że przesadzam lub jestem nieobiektywna, ale w trakcie ostatniego wyjazdu do Paryża, już po raz drugi Francuzki urzekły mnie swoim niepowtarzalnym szykiem. W czym tkwi ich sekret? W umiarze, świadomości swoich zalet i konsekwentnemu dbaniu o ciało. W zeszłym roku pisałam o stylu ubierania się dam z zachodu, dziś chciałabym podzielić się z Wami przemyśleniami dotyczącymi pielęgnowaniem urody. 

Mało makijażu, mnóstwo kremów – tak w skrócie można opisać podejście Francuzek do kosmetyków. W ciągu tygodnia zakrywają jedynie niedoskonałości cery, nakładają odrobinę różu i mocno tuszują rzęsy. Jeśli chcą aby ich makijaż był bardziej wyrazisty to rysują mocną kreskę eye-linerem lub malują usta czerwoną szminką. Podobną zasadą kierują się w przypadku pielęgnacji dłoni. Jedyne kolory lakierów do paznokci, jakie wchodzą w grę, to naturalny lub czerwony. Od dłuższego czasu sama również trzymam się tej zasady. Dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego wydawało mi się, że fiolet, żółć czy zieleń może wyglądać dobrze na moich paznokciach. Wszystkim Wam polecam więc naturalny manicure. Unikniemy dzięki temu przebarwień, a ewentualne niedociągnięcia będą mniej widoczne. 

1. Róż CHANEL Le Blush Creme 62 Presage. 2. Pędzel do różu z H&M (wyjątkowo przyjemny w użyciu o miękkim włosiu, a mimo to niedrogi :)) za 14.90 złotych i zalotka, która podkreśli rzęsy, to niezbędnik każdej paryżanki. 3. Eye-liner przyda nam się do mocniejszego makijażu oka. Ten ze zdjęcia pochodzi z Guerlain, ale równie dobry (i o wiele tańszy) jest ten marki Astor (tylko opakowanie mniej urocze:). 4. Pomadka CHANEL Rouge Allure Velvet 317 to idealny kolor czerwieni.

1. Zamiast ciężkiego podkładu możemy spróbować delikatnie kryjącego kremu CC (pamiętajcie, że po jego użyciu trzeba zmatowić twarz). 2. Francuzki nigdy nie decydują się na radykalną zmianę koloru włosów. Jeśli chcemy delikatnie rozjaśnić włosy (nasz naturalny kolor to ciemny blond lub blond) to możemy wypróbować drogeryjne kosmetyki (ale ostrożnie!). 3. Nigdy nie zapominajmy o nawilżaniu naszej skóry. Ponieważ balsam to kosmetyk, który ma najwięcej styczności z naszą skrórą, to musi być wykonany z naturalnych składników.

1. Francuzki przez lata używają jednego zapachu, który staje się ich wizytówką (czasami na toaletce trzymają dwa flakony perfum – subtelniejszy na dzień i mocniejszy na wieczór). Mój ukochany zapach to FLOWERBOMB, na wielkie wyjścia spryskuję się z kolei LANCOME TRESOR Midnight Rose. 2. Niemniej ważne od makijażu jest jego dokładne usunięcie. Demakijaż to jeden z najważniejszych zabiegów, który powinien być wykonany skrupulatnie i przy użyciu odpowiednich kosmetyków. Obecnie używam olejku do demakijażu marki CLOCHEE (kosmetyki tej marki są naprawdę godne polecenia), który jest delikatny i z łatwością zmywa makijaż nie wysuszając przy tym mojej skóry. 4. Na noc, po zmyciu makijażu stosuję serum. Obecnie testuję serum tej samej marki co olejek, a ponieważ jestem zachwycona jego działaniem to zastanawiam się nad kupnem kremu na dzień. Być może uda mi się nim zastąpić, ten z marki Fridge, którego cena jest bardzo wysoka. Jeśli któraś z Was używała tego kremu, to będę wdzięczna za opinie :).

Niezależenie od wieku, Francuzka jest szczupła, żeby nie powiedzieć wiotka. Przemierzając ulice Paryża ciężko było mi to zrozumieć. Croissanty jedzone na śniadanie zawierają przecież więcej masła niż mąki, frytki podawane są w każdej restauracji, chipsy dostaje się za darmo do napojów, a w słynnych "patisserie" próżno szukać czegoś lekkostrawnego (pierwszego dnia wyjazdu, zrezygnowana zamówiłam sobie w końcu gotowaną fasolkę na kolację:D). 

Pozory jednak mylą – Francuzki potrafią się pilnować, chociaż nie uznają diet odchudzających. Ich przepis na szczupłą sylwetkę to przede wszystkim nierezygnowanie z przyjemności. Brzmi nielogicznie, ale wcale takie nie jest. Francuzka kieruje się prostą zasadą – każdy posiłek musi być albo przepyszny (dzięki czemu nie będziemy miały poczucia, że wciąż sobie czegoś odmawiamy), albo bardzo zdrowy. Pisząc "przepyszny" nie mam jednak na myśli batona, czy drożdżówki, ale coś, co naprawdę lubimy i co nie ma nic wspólnego ze śmieciowym jedzeniem. Jeśli więc jest środek dnia, my robimy się głodne, a nie mamy możliwości aby przygotować sobie któreś z naszych ulubionych dań, to nie pozostaje nam nic innego jak zjeść warzywa, owoce czy jogurt. Stosując taką prostą selekcję nie osiągniemy gigantycznych efektów w krótkim czasie, ale na pewno będziemy się czuły dobrze w swoim ciele. 

Nie musimy korzystać z wszystkich trików przedstawionych w dzisiejszym wpisie. My, Polki, mamy przecież swój własny rozum i sposoby na to, aby wyglądać atrakcyjnie. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby przez chwilę spróbować żyć wedle francuskich zasad i sprawdzić, czy wewnątrz nas nie drzemie prawdziwa Madame.

dress /sukienka – Oh My Love (podobną znajdziecie tutaj); shoes & bag / buty i torebka – Zara

The body achieves what the mind believes

Do półmaratonu zostały mi zaledwie trzy tygodnie, a cały maraton biegnę już we wrześniu. Niewiarygodne, jak ten czas szybko leci – jeszcze niedawno pisałam Wam, że mam przed sobą trzy miesiące, a lada moment stanę na starcie. Boje się, a zarazem wiem, że wrzesień nadciąga szybkim krokiem i wkrótce będę mogła spełnić swoje największe marzenie – ukończyć maraton. Myśl o przebiegnięciu tak dużego dystansu towarzyszy mi każdego dnia i wywołuje u mnie coraz większe zdenerwowanie (we wrześniu prawdopodobnie moje włosy będą koloru siwego :)). Moje treningi osiągnęły intensywny pułap i w związku z tym pojawiają się u mnie chwile lekkiego podłamania (podobno myśli samobójcze niedługo miną – tak zapewnia mnie mój trener :)). Wiem, przecież nikt nie mówił, że będzie lekko, ale skąd czerpać w ciężkich chwilach motywację? Dziś, po ciężkim treningu powiedziałabym, że nie wiem, ale jutro czeka mnie kolejny dzień zmagań ze swoim ciałem i muszę jakoś zmusić je do pracy. U mnie zawsze najlepiej sprawdza się kilka technik, które w tej chwili wykorzystuję non stop :). 

Muzyka 

W moim odczuciu bieganie bez muzyki jest jak jedzenie pizzy bez sera. Gdy wybrałam się na jogging po Central Parku, zamarzł mój telefon, a tym samym nie mogłam słuchać swoich ulubionych kawałków. Jedynie fakt, że znajdowałam się w najpiękniejszym miejscu na ziemi, powstrzymał mnie przed spłakałaniem się jak bóbr i pozwolił mi dobiec do hotelu. Dzięki muzyce jestem w stanie zrelaksować się i odpłynąć w marzenia. Czego słucham? Nie mam ulubionego gatunku ani wykonawcy, po prostu musi wpaść mi w ucho. Poniżej znajdziecie moją listę z ipoda :).

1. Labrinth feat. Emeli Sandé – Beneath Your Beautiful

2. Daft Punk – Get Lucky ft.Pharrell Williams

3. Klingande – Jubel

4. Michael Bublé – To Love Somebody

5. James Arthur – Impossible

6. Prince – Kiss

7. James Morrison – Broken Strings ft. Nelly Furtado

8. Justin Timberlake – Let Me Talk To You ft. Timbaland

9. Beyoncé – Run the World

10. Beyoncé – Single Ladies

11. Beyoncé – Why Don't You Love Me

12. Beyoncé – Deja Vu ft. Jay-Z

13. Lorde – Royals

14. Passenger – Let Her Go

15. Avicii – Wake Me Up

16. Kanye West – Gold Digger ft. Jamie Foxx

17. Coldplay – Princess Of China ft. Rihanna

18. Rihanna – Stay ft. Mikky Ekko

19. Evanescence – My Immortal

20. Ed Sheeran – Give Me Love

21. Calvin Harris – Sweet Nothing ft. Florence Welch

22. Birdy – People Help The People

23. Bruno Mars – Just The Way You Are

24. Adele – Rolling in the Deep

25. Bruno Mars – Grenade

26. Gotye – Somebody That I Used To Know ft. Kimbra

27. Robin Thicke – Blurred Lines ft. T.I., Pharrell

28. Adele – Someone Like You

29. Bruno Mars – It Will Rain

30. Lady Antebellum – Need You Now

31. Miley Cyrus – Wrecking Ball

32. OneRepublic – Counting Stars

33. Rudimental – Waiting All Night feat. Ella Eyre

34.  John Newman – Love Me Again

Odświeżenie sportowej szafy (kosztowna technika ale skuteczna)

Moim faworytem wśród odzieży sportowej jest marka Nike. W Nowym Jorku udało mi się kupić kilka rzeczy w wielkim czteropiętrowym sklepie. Ucieszył mnie fakt, że w Stanach ceny są nawet o 30% niższe (zapaliły mi się iskierki w oczach, jak tylko zobaczyłam metki). Po zakupie nowych butów, bluzy, kurtki, koszulki, dwóch par krótkich spodenek i stanika sportowego w bardzo żarówiastym kolorze, każde wyjście na trening stało się o niebo łatwiejsze – w końcu nie muszę codziennie prać przemoczonych ciuchów :).

Dyspensa jedzeniowa

Czasami, jak już naprawdę nie chce mi się nic robić (a już na pewno nie ćwiczyć), pogoda za oknem jest okropna, a kanapa ma nieziemskie przyciąganie, zmuszam się do biegania, dzięki myśli o wspaniałej przekąsce, na jaką zasłużę po tych kilku ciężkich kilometrach. Pod wieczór przyrządzam sobie moją ulubioną meksykańską potrawę – Chilli Concarne i jem ją do oporu, bez wyrzutów sumienia.

Przeglądam instagram i profile facebookowe

Niezależnie od tego, jak dziwnie to brzmi, oglądanie osób, wytrenowanych do granic możliwości i przyglądanie się ich osiągnięciom sportowym, zawsze zwiększa moją ochotę na trening. Nie sądzę, aby miało to wiele wspólnego z rywalizacją, to raczej budujące uczucie, które nazwałabym po prostu "jeśli Tobie się to udaje, to może mi też?". Codziennie odwiedzam strony moich ulubionych blogerek. Poniżej podaję linki do różnych stron internetowych (gdybyście znali inne ciekawe profile, to koniecznie podajecie je w komentarzach – będę bardzo wdzięczna!). 

1. http://instagram.com/teresalopez

2. http://fotballfrue.no/

3. http://startlivingyourbestlife.fitfashion.fi/

4. https://www.facebook.com/1001motywacji

5. https://www.facebook.com/kobiecamotywacja?fref=tck

6. http://instagram.com/andiclausen#

7. http://instagram.com/fit_trio#

8. http://instagram.com/linnlowes#

9. http://instagram.com/saraheevans_livingfitnclean#

10. https://www.facebook.com/bycidealna

Na zakończenie chciałabym o coś Was poprosić. Trzymajcie za mnie kciuki 30 marca.  Wasze wsparcie przyda mi się zarówno na starcie, jak i na mecie. Warszawski półmaratonie – nadchodzę! :)

 

 

Perfect Spring Make Up

Od kilku dni w Sopocie świeci piękne słońce. Z początku, te niespodziewane promienie wytykały wszystkie niedociągnięcia mojego stroju i makijażu, z których wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Mój czarny płaszcz wydawał się zakurzony, włosy układały się nie tak jak powinny, a zimowe buty z całą pewnością nie pasowały do panujących warunków pogodowych. Przytaczając coroczne sformułowanie kochanej Zosi, poczułam się jak szczur wyciągnięty z kanału :D. 

Nadszedł więc czas na małe odświeżenie swojego wyglądu. Nie jestem specjalistką w technice makijażu i moim codziennym eksperymentom daleko jest do profesjonalizmu, ale to nie znaczy, że nie korzystam z dobrodziejstw kolorowych kosmetyków. Odkąd do Polski przyszła przedwczesna wiosna, stawiam na świeży i naturalny make up w innej palecie kolorystycznej niż zwykle. Zimą używałam brązów, a w dzisiejszym makijażu znajdziecie róże, fiolety i brzoskwinię. 

Aby rozświetlić twarz i usunąć z niej ślady zmęczenia używam korektora o ton jaśniejszego od mojej cery. Rozprowadzam go pomiędzy nosem, a przestrzenią pod oczami tworząc coś na kształt trójkąta.

Korektor którego używam to Benefit Erase Paste numer 1.

Następnie na całą twarz i szyję wklepuję odrobinę podkładu. Podkład którego używam to HR Color Clone numer 13.

Używając gąbęczki z odrobiną MAC FIX (kolor NC 25), delikatnie matuję skórę twarzy. 

Aby cień, który będę nakładać na powiekę nie osypał się na policzki używam transparantnego pudru. Nakładam pędzlem sporą ilość produktu na przestrzeń pod oczami. Ten patent przydaje się przede wszystkim w przypadku bardzo ciemnych i mocnych makijaży, kiedy cień może mocno ubrudzić naszą twarz. Puder, którego używam pochodzi z SENSAI.

Do makijażu oka użyłam dwóch cieni z palety Estee Lauder Pure Color Enchanted Berries – w kolorze pudrowego różu i śliwki. Na całą ruchomą powiekę nałożyłam jaśniejszy cień. Następnie w załamaniu dodałam ciemniejszy odcień.

Po nałożeniu cieni, narysowałam kreskę eye-linerem (Astor). Ponieważ makijaż miał być lekki to linia jest cienka i delikatnie pociągnięta do góry. 

Tak wyglądał gotowy makijaż oka.

Na policzki nakładam zwykle różowe kolory, ale ponieważ w przypadku tego makijażu zarówno oczy, jak i usta wpadają w różowe barwy, to postanowiłam użyć brzoskwiniowego różu CHANEL Le Blush Creme 62 Presage. Ma on konsystencję sprasowanego kremu, więc nakładam go palcem (rozcierając najpierw produkt na nadgarstku).

Najlepsze odkrycie jak zwykle zostawiłam na koniec. Wiele z Was pytało o pomadkę, którą miałam na ustach w ostatnim poście z NYFW, która pochodziła z firmy Golden Rose (około 10,90 złotych). Jestem prawdziwą fanką tych pomadek (możecie je znaleźć tutaj Golden Rose Velvet Matte Lipstick) , ponieważ jakością prześcigają nawet te z najwyższych półek. Mają matowe wykończenie, ale nie wysuszają ust, a kolor trzyma się wyjątkowo długo. Poza odcieniem 07, którego użyłam w dzisiejszym makijażu, to polecam Wam też wszystkie czerwienie z tej serii. Jestem przekonana, że będziecie z nich zadowolone. 

Ostatnie poprawki i gotowe! :)

Teraz pozostaje mi już tylko czekanie wiosnę! :)

Happy to be back

Wielka przygoda na NYFW dobiegła końca. W Polsce przywitała mnie piękna wiosenna pogoda, która była jak prawdziwy prezent po wyczerpującej podróży. Wiem, że ledwo rozpakowane walizki, wkrótce znów będą mi potrzebne, ale przez ten tydzień starałam się wrócić do swoich małych przyzwyczajeń, które pozwoliły mi poczuć, że w znów jestem w domu.

W swojej sypialni zmieniłam kilka detali, aby jej wystrój wydawał się bardziej wiosenny. Poszewka na poduszkę w kwiatowe wzory pochodzi z H&M HOME.

Jedzenie w Nowym Jorku było pyszne, ale bardzo ciężkostrawne. Pancakes'y, burgery i frytki z batatów brzmią pysznie, ale nie należą do najzdrowszych rzeczy na świecie. Na dodatek, zmiana czasu spowodowała, że mój organizm zupełnie zwariował. Z ulgą wróciłam do swoich nawyków żywieniowych – jak najwięcej warzyw i owoców, a jak najmniej smażonych potraw. Zdjęcie powyżej to przykład mojego typowego lunchu (Rukola, kiełki fasoli, ziarna granatu, siekane migdały, oliwa z oliwek, sól i pieprz).

Klimatyzacja w samolocie, mróz, mocny makijaż – moja cera ma za sobą naprawdę ciężki tydzień. I niestety było to widoczne. Z ochotą przyjrzałam się więc nowej serii nawilżającej HYDRAIN 3 Hialuro z Dermedic – po pierwszym użyciu tych kosmetyków wiedziałam już, że z przyjemnością będę je stosować. 

Na zdjęciu widzicie moich ulubieńców – krem nawilżający, serum, maskę oraz płyn micelarny, którego używam do codziennego demakijażu (świetnie sprawdza się do usuawania niewodoodpornego makijażu – jest wyjątkowo łagodny i nie podrażnia oczu).

Krem nawilżający HYDRAIN to mój numer jeden. Ma dosyć gęstą konsystencję, ale zaskakująco dobrze się wchłania i już po chwili mogę nałożyć makijaż, a serum nawilżające świetnie wspomaga działanie kremu.

Nie wiem dlaczego, ale w trakcie podróży moje paznokcie z jakiegoś powodu wyglądają tragicznie. Po powrocie kupiłam w drogerii nowy lakier i z przyjemnością doprowadziłam je do odpowiedniego stanu :).

Będąc w NYC, po cichu nie mogłam się doczekać nowego numeru ELLE – znalazła się w nim moja stylizacja :).